Testowaliśmy wcześniejsze wersje tego przetwornika, obie – czytaj z Analog Devices (dwa układy AD1955) oraz z kostką ESS Sabre, a jeszcze wcześniej pierwszą generację, która trafiła premierowo na nasz rynek parę lat temu, również opartej na świetnej kości AD1955. Oba wywarły korzystne wrażenie, stanowiąc jedne z najwartościowszych propozycji w swoim zakresie cenowym. Pierwszy kosztował ok. 1500 złotych, drugi ponad 2000. W przypadku opisywanego przetwornika, opartego ponownie na kości Sabre na pudełku widnieje cena 2199 złotych. To pułap, w przypadku DACów, jeszcze z zakresu „nie drogie”, ale też ponad 2000 złotych to kwota, za którą będzie można kupić wiele alternatywnych rozwiązań. Czy nowa, tegoroczna edycja Mini-i PRO warta jest tych pieniędzy? Czy Matrix przyciągnie głodnych dobrego brzmienia, skłaniając do zakupu tego właśnie przetwornika? Po kilku tygodniach spędzonych na testowaniu nowego PRO mogę odpowiedzieć na oba te pytania twierdząco. Zmiany, jakie wprowadzono, dotyczą właściwie jednego, jedynego aspektu, ale są to zmiany dla wielu znaczące, bo pozwalające cieszyć się alternatywą dla PCM, plikami DSD i to pod każdą postacią, natywnie, bez żadnych sztuczek, konwersji. Przy czym, co warte podkreślenia, ten DAC pracuje w 100% stabilnie i przewidywalnie – wystarczy raz skonfigurować go w systemie (mam tu na myśli zarówno OSX jak i Widnowsa) i już możemy cieszyć się wszystkimi możliwościami tego produktu, bez konieczności uciekania się (Korg) do wygibasów w systemie. W odróżnieniu od wspomnianego Korga, tutaj sterowniki pracują w systemie, tzn. DAC jest normalnie wykrywany przez OS, pracuje cały czas, zarówno w odtwarzaczu (specjalnie skonfigurowanym pod granie SACD/DSD), jak i w systemie (PCM), odtwarzając wszelkie dźwięki. To wygodne, choć to też pewien kompromis, szczególnie w przypadku Windowsa, bo pamiętajmy że obsługa dźwięku w tym oprogramowaniu obarczona jest sporymi ograniczeniami. W odróżnieniu od OSX, gdzie mamy core audio i executive mode (integer mode), co oznacza nie tylko bezpośredni dostęp do podłączonego do komputera urządzenia (DACa), ale także bezproblemową współpracę bez żadnych dodatkowych sterowników (z wyjątkami, patrz KORG) z obsługą dowolnego materiału audio (bez ograniczeń dotyczących parametrów – inaczej niż w systemie MS, gdzie mamy 24/96 maksymalnie). Dodajmy do tego brak rejestru i dużo lepsze zawiadywanie podłączonymi do komputera peryferiami i cóż… system Apple wyraźnie góruje nad okienkami. Na szczęście, dla użytkowników, nadal najpopularniejszego systemu operacyjnego na świecie, jest sporo software, który niweluje wspomniane braki.
Dzięki wtyczkom, darmowy foobar obecnie daje jako jedyny odtwarzacz software’owy (software KORGA – jest świetny, ale tylko dla przetworników KORGA, bo tylko z nimi wszystkie opcje, w przeciwnym razie jest wyłącznie 16/44, brak odtwarzania DSD etc.) pełne możliwości obsługi plików .dsf, .dff oraz obrazów SACD, współpracując z dowolnym przetwornikiem natywnie odtwarzającym taki materiał. Takich przetworników wbrew pozorom nie ma za wiele na rynku, bo większość z tego, co rynek obecnie oferuje, nie obsługuje DSD natywnie, a przez filtry, oprogramowanie, konwersję pozwala na odtwarzanie takich plików. To jest mniej więcej tak, jak z przetwornikiem 16/44, który co prawda zagra materiał hi-res, ale po downsamplingu przeprowadzonym w oprogramowaniu, albo – inny przykład – konwersji DSD do PCM. Nawet samo „natywne” odtwarzanie DSD w przetworniku, którego kość C/A tego nie potrafi (na co jasno wskazuje specyfikacja układu), de facto dokonywana jest przez filtr, sygnał ulega przekształceniom, sama konwersja nie jest obsługiwana przez główny układ. Warto przy tym pamiętać, że zabawa w DSD wymaga odpowiedniego źródła komputerowego i odpowiedniego interfejsu USB w przetworniku… tu nie ma drogi na skróty, tu musi być odpowiednie zaplecze po stronie zewnętrznej karty dźwiękowej (naszego DACa). W przeciwnym razie, będziemy mieć marketingowe odtwarzanie, a nie faktyczne takiego materiału. Wreszcie w Windowsie trzeba skorzystać z dodatkowego sterownika ASIO, aby pominąć systemową obsługę dźwięku.
Piszę o tym wszystkim, nie bez powodu. W poprzedniej publikacji wyjaśniłem czym jest DSD. To nie jest coś lepszego, a po prostu inne, często bardzo dobre (bardzo) jakościowo źródło muzyki, co wiąże się ze starannością przygotowania tego typu materiału, choć i tu bywa z tym różnie (warto w tym celu sprawdzić recenzje na http://www.sa-cd.net …poza tym wydawane są obecnie pliki DSD, materiał którego na płycie SACD nie było). Daje pewne korzyści, a dla niektórych będzie to ważny, bo nawiązujący do tego, co fizyczne (kaseta, winyl) sposób zapisu cyfrowego – pliki w tym formacie nierzadko stanowią referencyjny materiał, ich jakość daje gwarancje, że to co trafi do przetwornika i dalej do przedwzmacniacza/wzmacniacz, w odpowiednio dopasowanym torze, usłyszymy dźwięk w najlepszym wydaniu, najlepszym na jaki stać nasz system. Warto jednak w tym miejscu nadmienić, że zbliżone efekty dają najlepsze pliki PCM, „wyczynowy” materiał DXD, najlepsze realizacje 24 bitowe. Pamiętajmy, to zawsze tylko cyfry, a na to, czy coś brzmi dobrze, czy tylko poprawnie, albo nie brzmi wcale składa się całe mnóstwo czynników, z których sposób zapisu finalnego materiału wcale nie jest najistotniejszy. To tylko jeden z elementów, a przy rejestracji, postprodukcji, tego jak zmiksowano utwór w studiu to wręcz ostatni czynnik, ostatni, a nie jedyny, czy pierwszy, mający wpływ na to, co usłyszymy na głośnikach czy w słuchawkach.
Znakomicie obrazuje to materiał „remastered for iTunes”, pliki skompresowane stratnie AAC (Master for iTunes, iTunes Plus – patrz biała księga http://images.apple.com/itunes/mastered-for-itunes/docs/mastered_for_itunes.pdf). Innymi słowy, to na ludziach w studnio nagraniowych, inżynierach dźwięku, ludziach przygotowujących materiał do dystrybucji spoczywa główny ciężar odpowiedzialności za to co dotrze do naszych uszu. I nie zmienią tego żadne cyferki w odsłuchiwanym przez nas materiale. Nie oznacza to, rzecz jasna, że wystarczy przetwornik obsługujący format CDA (16/44) – nie, benefity zawiązane z wykorzystaniem materiału hi-res zostały bardzo ładnie opisane w powyższym pdfie. Wspominają o tym ludzie, którzy stoją za dystrybucją muzyki w największym kramiku plikowym ze skompresowaną stratnie muzyką. Dobrze to sobie uświadomić i wyciągnąć wnioski. Innymi słowy, każdy, dobrze wydany materiał, to materiał warty posiadania w zbiorach, w kolekcji. Zaletą kompresji stratnej jest jej łatwa adaptacja do celów streamingu i uniwersalność (wszelkie platformy), dla materiału o jakości taśmy matki, nie będącego poddanego procesowi przykrojenia dla potrzeb danej dystrybucji, bezkompromisowego z założenia, to na czym odtwarzamy ma oczywiste znaczenie, bo w takim scenariuszu chcemy usłyszeć dokładnie to, co zarejestrowano, dokładnie, a więc bez konieczności ingerowania przez elektronikę, oprogramowanie w sygnał, bez jego przekształceń. To dwie, różne drogi prowadzące do tego samego celu, efektu – wysokiej jakości dźwięku. Są na rynku przetworniki, które każdy materiał poddają przekształceniom. Te wyższej, czy najwyższej klasy (np. NAD, zamieniający sygnał PCM na PWM z częstotliwością próbkowania 844 kHz, przy 35 bitowej rozdzielczości) robią to w sposób mistrzowski, znakomity, ale to właśnie inne, to nie purystyczne (mniejsza, jak to nazwiemy, tu nie chodzi o deprecjonowanie czegokolwiek, a jedynie wskazanie różnych dróg dojścia do tego samego celu) podejście do tematu. To jak z tym opracowywaniem plików na potrzeby Mastered for iTunes Plus. W końcu i tak decydujemy my sami, mając do dyspozycji dobry, czasami wręcz bardzo dobry sprzęt odtwarzający, a więc mając odpowiednie zaplecze, zaplecze gwarantujące optymalne odtwarzanie materiału źródłowego.
Mini-i PRO jest narzędziem zdolnym do odtworzenia dowolnego materiału w jakości zbliżonej do referencji, ma ku temu odpowiednie możliwości wynikające ze specyfikacji, jak i konstrukcję toru dźwiękowego zapewniającą świetny sygnał na wyjściu – czy to zbalansowanym, czy niezbalansowanym, do wyboru. Jest parę rzeczy, które warto byłoby poprawić w tym przetworniku, o czym poniżej przeczytacie. Nie jest bez wad, ale jako docelowe źródło komputerowe, z bardzo dobrym interfejsem SPDIF (sprawdzone na naszym redakcyjnym 515BEE) może stanowić fundament dowolnego systemu, także tego z bardzo wysokiej półki. Nasz nie jest z najwyższej, ani z wysokiej nawet, bo wychodzimy z założenia, że testowanie na szwajcarskich klockach za 100 000 sztuka jest …sztuką, dla sztuki i w żaden sposób nie jest miarodajne dla naszego Czytelnika (nie to, że nie możemy, czy nie mamy możliwości – taki sprzęt jest do słuchania, czy może być sprzętem do testowania produktów za sto tysięcy złotych). Takie coś kompletnie nas nie interesuje. Trochę inaczej wygląda to w przypadku słuchawek (za 8000 tysięcy kupujecie sprzęt, który w przypadku głośników wymagałby inwestycji na poziomie kilkudziesięciu, albo stukilkudziesięciu tysięcy), ale też widzę obecnie rozwój tego segmentu w kierunku (finansowej) stratosfery. Nie będę się rozwodził czy to dobrze, czy źle – znajdą się nabywcy na wzmacniacz słuchawkowy za 50 tysięcy, albo słuchawki za 30 i więcej… proszę bardzo. Mam tylko wątpliwości, czy kupujący, kupi w ten sposób dźwięk, czy kupi coś zupełnie innego. Ale nie krytykuję tego, rozumiem, że jak są potrzeby na które może odpowiedzieć rynek, to pojawiają się wychodzące naprzeciw tym potrzebom produkty. Tyle. W Mini-i PRO, podobnie jak we wszystkich wcześniejszych produktach tego producenta, mamy zdroworozsądkowe zachowanie proporcji między tym co dostajemy, a tym za co płacimy. Ten DAC jak wyżej, może być traktowany jako „end-of-the-road”, bo jest przygotowany na wszelkie materiały, jakie oferuje dzisiejsza jak i przyszła dystrybucja (raczej nie wyjdziemy poza to, co jest, bo te wyczynowe pliki to i tak margines materiałów audio dostępnych obecnie dla konsumentów), obsługuje wszystko jak leci, jest w pełni wyposażony. Poza tym, dzięki swoim kompetencjom, muzyka dobrze zrealizowana, zapisana w dowolny sposób, czy to na płycie CDA, czy w pliku z iTunes, zabrzmi świetnie, a przecież o to tutaj chodzi – chodzi o to, by taki materiał zabrzmiał świetnie na naszym torze, żeby sprzęt nie był tutaj żadnym ograniczeniem. Jest w Matriksie wyjście słuchawkowe, które bez względu na okoliczności lokalowe (adaptację akustyczną pomieszczenia), pozwoli nam docenić umiejętności opisywanego produktu. Nie jest to najlepsze wyjście słuchawkowe, jakie przyszło mi słyszeć, ale jest na tyle dobre, na tyle uniwersalne (sprawdziłem zarówno na dynamicznych AKG K701, HD650, jak i ortodynamikach HiFiMANa HE400 oraz Audeze LCD-3, LCD-X oraz EL-8 cls), że sprawdzi się z wysokiej klasy słuchawkami – nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Poniżej o wadach i uzasadnieniu tego, co powyżej napisane…