LogowanieZarejestruj się
News

PrimeSeat: pierwszy stream DSD na serio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2018-01-30 o 15.21.33

Na serio, bo choć początki (jeszcze w 2016) były mizerne, bardziej była to ciekawostka przyrodnicza, u nas działająca gorzej niż źle, to dzisiaj sytuacja przestawia się zgoła inaczej. Wystarczy wdepnąć tutaj, pobrać aplikację dostępową, poświęcić chwilkę na konfigurację i już. Działa to zarówno pod Win jak i macOS, wymagane jest odpowiednio szybkie łącze, najlepiej w okolicach 11-12Mbps minimum, co dzisiaj nie powinno być problemem. Ważne, to łącze musi być stabilne, pewne, bo stream 1 bitowy wymaga skokowo wyższej przepustowości od takiego Tidala (gdzie, dzięki kontenerowi MQA, transfer jest na poziomie 1400-1500kbps maks.) i jw. trzeba zapewnić odpowiednie zaplecze. Ważna uwaga praktyczna, jak WiFi to gigabitowe (5GHz), bo sieć (2,4Ghz – draft n/n) nie za bardzo się nadaje do zabawy w słuchanie takiego strumienia. Będzie rwało, sprawdziłem u siebie (WiFi taktuję zawsze jako pomocnicze medium, główne to gigabitowy LAN) także po drucie te 1 bitowe streamy uskuteczniamy. Każdego dnia mamy zmieniający się repertuar, całość oparta jest na paru strumieniach do wyboru, prezentujących przede wszystkim klasykę (choć była też ambientowa muzyka w steamie dostępna). Głównie wytwórnia Blue Coast Music, ale także koncerty live , raczej duże składy, symfoniczna… trudno się dziwić takiemu repertuarowi, bo właśnie klasyka i jazz stanowią główne gatunki wydawane w formacie DSD dzisiaj (i wczoraj, w czasach płyty SACD).

Krótko i na temat

Link: PrimeSeat

Każdy stream to określone parametry, mamy zazwyczaj dwie wersje 1 bitowego strumienia (64/2,8 oraz 128/5,6) oraz, czasami hi-resowe PCM (88,4 / 176,8). Strumień się buforuje, generalnie, nawet przy szybkim łączu trzeba chwilkę odczekać na rozpoczęcie odtwarzania. Jak nie mamy stabilnego, szybkiego łącza to cała zabawa mija się z celem… dropy, oczekiwanie na wznowienie. Nie polecam. Także trzeba zadbać o zaplecze, by móc się cieszyć znakomitym jakościowo materiałem strumieniowanym z serwerów w Japonii. W sytuacji, gdy dysponujemy dobrym, pewnym łączem możemy porozkoszować się naprawdę doskonałej jakości streamem audio. Twórcy serwisu bardzo polecają japońską (jakże by inaczej ;-) ) elektronikę, ale jak wspomniałem wcześniej, nie chodzi tutaj tylko o lokalny patriotyzm. Akurat DSD w Japonii jest bardzo popularne, wielu producentów specjalizuje się w tematyce, sprzęt często stworzony jest właśnie na potrzeby tego formatu. I nie mam na myśli odtwarzaczy SACD (tu wręcz można mówić o dominacji Samurajów), ale także DACów czy streamerów, bo choć obsługa DSD jest dzisiaj praktycznie w każdym przetworniku dostępna, to właśnie Japończycy robią to na najlepszym możliwym poziomie. Nie raz, nie dwa udowodnili to, bo nie tylko KORG, ale także przykładowo Furutech, czy rozwiązania z segmentu pro-toolsów oferowały i oferują najbardziej rozbudowane opcje odtwarzania takiego materiału. Tak, mówimy o trybie native (bez konwersji, bez DoP), mówimy także o specjalnym oprogramowaniu i wyspecjalizowanych sterownikach (Korg z AudioGate). Nie dziwi zatem to, że ten pierwszy, tego typu serwis, działa właśnie tam… w Japonii.

Strumień DSD, poza opcjami w tabelce, można wybrać nawet DSD256 (11.2)…

Polecam szczerze, bo plikowego 1 bitowego materiału jak na lekarstwo, jest to nisza, oczywiście można grać obrazy płyt DSD, można użyć zmodyfikowanej PS3 (model fat – grubaska) z opcją rippera, można zakupić nieco muzyki w paru kramikach, ale generalnie jest tego mało. Stream popularyzujący alternatywę dla PCM, generalnie popularyzujący muzykę w wysokiej jakości to coś, czemu warto przyklasnąć, szczególnie wtedy, gdy ta popularyzacja jest ogólnie dostępna, darmowa, ma służyć każdemu zainteresowanemu. Każdy DAC z obsługą (DoP) odtworzy nam te strumienie, choć jw. producent poleca, wyróżnia na swojej witrynie przetworniki KORGa. Aplikacja nie ma jakiejś wyszukanej formy, pewne elementy UI wskazują na współpracę z KORGiem (nie byłoby to nic zaskakującego, patrząc przez pryzmat kto kogo), najważniejsza jest w tym wszystkim oczywiście muzyka, a tu nie ma to, tamto, tylko faktycznie mamy naj, naj. Blue Coast Records to specjalista formatu DSD, label wydający w tym formacie, z chyba poza 2L największym doświadczeniem w tej dziedzinie. Pamiętam unikalny stream SACD/DSD/fullHD z serwisu Deutsche Grammophon na odtwarzaczach Oppo (105D – patrz test). Szkoda, że z tego zrezygnowano w nowej odsłonie (patrz test 205), wielka szkoda, to chyba jedyna rzecz jakiej żałowałem egzaminując nowy player Oppo (Netflix jest dostępny praktycznie wszędzie, jego brak w takim źródle, choć zauważalny, jest łatwy do niwelacji, o DG nie da się powiedzieć tego samego …niestety).

Elektronika rodzimego Sony… 

Oczywiście posłuchałem sobie na nowych Sundara i były hektary przestrzeni, oj były, generalizując trochę, podchodziłbym do tematu ze słuchawkami pozwalającymi na uzyskanie maksymalnie przestrzennego przekazu, takimi które to pokażą. Planary i elektrostaty są tutaj naturalnym wyborem, choć i wśród dynamicznych konstrukcji znajdzie się kilka, które na pewno pokażą o co chodzi. Spokojnie. Rzecz jasna nikt nie zabroni strumieniowania na tor stacjonarny, można posłuchać na kolumnach, ba może to być wręcz podstawowa opcja. W końcu to dobrej klasy HiFi może nam najpełniej pokazać zalety 1 bitowego formatu, a jeżeli jeszcze mamy możliwość skorzystania w torze z opcji mch to …też warto, choć z tego co widzę, stream jest głównie stereofoniczny (ale może natrafiłem na takie materiały). Zasadniczo nowości pojawiają się co dwa, trzy miesiące, także kolekcja póki co dość skromna, ale myślę, że to się w przyszłości zmieni. Jest wielu zwolenników tego formatu i choć nie ma mowy o popularyzacji porównywalnej np. z MQA, to plikowe DSD będzie sobie egzystowało, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. W końcu, kto jak kto, ale Japończycy nie pozwolą zapomnieć o 1 bitowym graniu i tak to się będzie przewijało.

Polecany KORG (native DSD)

Polecam, jako ciekawostkę…

» Czytaj dalej

Planary HiFiMAN SUNDARA pierwsze wrażenia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20180130_172040774_iOS

Dojechały i nie ściągam. To HE-400 tylko lepiej, więcej, bardziej. Słuchawki oczarowały mnie totalnie. Po pierwsze przegenialna przestrzeń. Jest taki utwór na nowej płycie Meat Beat Manifesto, gdzie pojawia się cykliczny przydźwięk, coś jak dalekie klapnięcie, zarejestrowany tak, jakby był obok, blisko, dalej, z tyłu, poniżej. To słychać. Słychać tak, że słuchając tego kawałka po raz pierwszy byłem pewien, że coś mi dziwnego w chałupie wyszło i zdjąłem odruchowo nauszniki. Jeżeli ortodynamiki to przede wszystkim dobra, albo bardzo dobra przestrzenność, tutaj mamy to na wybitnie dobrym poziomie. Bryły, umiejscowienie, powietrze, scena… niebywałe. Nie użyję słowa na „ha”, bo zawsze, gdy się o czymś takim pisze, używa się i temat zamknięty. A tu nie ma czego zamykać, bo te słuchawki otwierają przed nami muzykę w sposób do tej pory trudno, a w tym budżecie, w ogóle, nieosiągalny. Niesamowite! Moje 400-setki też potrafią zagrać przestrzennie, ale nie mam wątpliwości, że SUNDARA to progres i to nie marginalny, a zasadniczy progres w tym względzie. Bardzo polecam (patrz zdjęcia) przetwornik z trybem native dla DSD (u nas Korg DS-100). Nagrania 1 bitowe to właśnie dopełnienie całości. Na takim materiale potencjał tych słuchawek zostanie w pełni uwidoczniony (usłyszany). Wczoraj miałem w planie parę publikacji, a cały niemal dzień spędziłem przyklejony do MBA z dwoma interfejsami. Po piorunie grało (TAC-2) oraz na wspomnianym KORGu grało. Oczywiście porównywałem z 4-setkami i mimo tego, że nowe zagrały właściwie od razu po wyjęciu z pudełka (widać, że egz. nowy, nieużywany) to mogłem cieszyć się dojrzalszym brzmieniem, doskonalszym, pełniejszym w porównaniu do poprzedników.

Z HPA1, ale też z lampiszonem posłuchamy

Mmmm :)

Sundara z MiniWattem @ Brimarach (NOSy) za pośrednictwem krosownicy z wyjściem słuchawkowym 6.3mm gra

Możemy też posłuchać z HE-Adaptera (XLR… tylko skąd skombinować odpowiedni kabel do tych nauszników, hmmm?) i nie omieszkamy sprawdzić (bezpośrednio wpiętego w wyjścia głośnikowe naszego MiniWatt-a)
W opcji z krosownicą, lampiszona wykorzystuję jako końcówkę mocy (maks. w prawo), a sterowaniem głośności zajmuje się widoczny M1HPA (doskonały pre-amp btw) 

Sundara są bardzo wygodne, znacznie wygodniejsze nie tylko od redakcyjnego modelu 400 (po poprawkach), ale także słuchanego 400i (nowa konstrukcja), znakomicie leżą na głowie. To pierwsze słuchawki jakie mam od dawna na głowie, w których nie występuje problem bolącego czubka łepetyny, coś co często daje mi się we znaki w przypadku dużych nauszników. Pałąk skonturowano tak, jakby go… nie było. Czyli najlepiej jak to było możliwe. Pady dobrze izolują, nic nie uciska, nic nie gniecie, znakomicie dobrano materiał wg. mnie, bo nie są ani za miękkie, ani za twarde, dodatkowo (choć to mocno subiektywne, bo wchodzimy na poziom zróżnicowania budowy ciała, anatomii użytkowników) idealnie przylegają, obejmując uszy, zapewniając z pałąkiem pewne trzymanie się łba. To ważne, bo te słuchawki mają wielki potencjał w mobile (o czym za moment), a tu ważne jest, by z jednej strony zapewnić komfort, a z drugiej solidne trzymanie się głowy. Obie te rzeczy mamy tutaj zapewnione, oczywiście nie ma mowy o pełnej izolacji, bo to otwarta konstrukcja, jak 99% planarów. Pamiętajcie zatem, że idealnym miejscem będzie strefa ciszy ;-) w Pendolino (o ile jakieś jeszcze jeżdżą), leśna polana, pustawa o tej porze roku plaża ;-)

Wspomniałem o nowej płycie MBM. Tam cholernie ważny jest bas. Wielowymiarowy, budujący klimat, stanowiący fundament na którym się buduje… bas. Te słuchawki, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości, są Ziemią Obiecaną dla bass-heada. Jako, że się zaliczam ;-) znaczy się jak cienko na dole to się nie liczy i do zapomnienia, te Sundara polubiłem z miejsca. Bo tu się dzieje dobrze, bardzo dobrze, świetnie się dzieje. Nisko, bardzo nisko i właśnie wielowymiarowo, wieloskładnikowo ten bas nam się objawia i już wiemy, że „jesteśmy w domu” (cytując Hana – nie lubię, bardzo, tych nowych – cóż, wapniak ze mnie i tyle). Wraz z przestrzenią buduje to przekaz, klimat, stanowi o wyjątkowości tych słuchawek. Bo, tak właśnie, uważam że w tym budżecie pojawia się coś wyjątkowego. To pierwsze wrażenia, ale trudno mi zachować dystans, co w sumie, patrząc przez chwilę na chłodno nie dziwi… wicie, te HE-400, te HD-650… Ważne, nie ma tu czegoś, kosztem czegoś innego. Te słuchawki to koherentny, spójny przekaz, a nie że brakuje. Także można się cieszyć, ja się cieszę, bo to jakby pod moje gusta te słuchawki uszyli. W przypadku HiFiMANa widać sumienne odrabianie lekcji, ciągły postęp, ciągłe doskonalenie. Od siermiężnych nauszników pierwszych generacji, po najnowszy wypust, producent dąży do osiągnięcia …harmonii? No właśnie, to chyba właściwie słowo, bardzo ważne słowo, bo harmonia, czyli cały zespół cech, na które składa się wybitny produkt soczewkuje nam się tutaj, w przypadku tytułowego modelu. Leci właśnie Aphex Twin… ale to gra dołem, ale to gra!!! I jeszcze ta stereofonia!

Jak najbardziej!

Intymnie, kobiece wokalizy, gęsto, zamykamy oczy…

Mobile. Grało @ iPad Air 2. Bez wsparcia. Z dziurki. I wiecie co? Te słuchawki można bez obaw pożenić z takim źródłem bez wsparcia. iPad robił za end-point ROONa, nie używałem żadnego DSP tym razem, czysty sygnał, odtwarzany za pośrednictwem przetwornika oraz amplifikacji iPada. O tym, że ten model tabletu i parę innych, generacyjnie zbliżonych handheldów brzmi dobrze, wypada wybitnie dobrze w pomiarach, o tym wszystkim przeczytacie, jak obiecywałem, na łamach HDO, teraz jednak skupię się na opisywanych słuchawkach i ich brzmieniu. Blisko maksymalnej skali, fakt, ale było już bardzo głośno, dla mnie za głośno. Czysto, bez ograniczeń w zakresie rozdzielczości czy dynamiki, bardzo dojrzale to brzmiało. Szokująco dobrze. Patrząc na to szerzej, te tutaj mogą być wykorzystywane swobodnie, także z telefonem (SE) choć tutaj było ciut mniej (nie, żaden iPhone, sprawdzone z także iP7, przez gównianą przejściówkę, żaden nie daje rady, niestety), wyskalowanie amplifikacji w tym modelu iPhone (i pewnie, generalizując, we wszystkich smartfonach Apple jw) wskazuje na ograniczenia nałożone przez reżim czasu działania na akumulatorze. Na tablecie można więcej i jest więcej (można jw. komfortowo słuchać @ iPadzie). Z telefonem zatem żeniłbym z amp-dakiem (choć pewnie trafią się fajne, androidowe fony z mocnym ampem), z tabletem nie ma takiej potrzeby. Wiadomo, można też inaczej, znaczy się DAPa jakiegoś, a że ostatnio prawdziwa klęska urodzaju w tym segmencie zapanowała, jest w czym wybierać (za 600-700 złotych kupicie coś ze wszystkim i jeszcze więcej). Dołączany do kompletu kabel mówi: idź na spacer. Jest lekki, elastyczny (nie to, co te druty w pierwszych generacjach orto HiFiMANa), z bardzo solidnym, kątowym jackiem. I nie jest długi. Jak chcemy dom i przykładowo z wyra to albo alternatywne okablowanie, albo taki jak redakcyjny, supersolidny, niedrogi przedłużać z pancernymi gniazdami REAN. I gra. Będę jeszcze na wynos testował, sprawdzę z przetwornikiem USB m2Techa z telefonem, będzie jeszcze o iPadzie we właściwej recenzji.

Chromecast Audio daje radę tym słuchawkom, można wpiąć i słuchać!

Z zapasem

Eleganckie pudło z luksusową wyściółką niestety nie zawiera. Czego nie zawiera? Ano nie zawiera nosidełka, nawet jakiejś płóciennej sakwy, no tego nie ma. Pewnie i tak nie będziecie z głowy tych słuchawek zdejmować ;-) bo coś czuję, że to towar mocno uzależniający, ale gdyby jednak to trzeba we własnym zakresie kombinować. W środku znajdziemy jeszcze ładnie wydaną książeczkę opisującą pokrótce historię oraz DNA firmy. Na kartkach znajdziemy także parę podstawowych informacji z czym to się je (instrukcja). Wspomniany powyżej kabel zaopatrzono w adapter na dużego jacka, można od razu podpiąć pod elektrownie i warto to zrobić, oj mówię Wam, że warto. Teraz grają @ M1HPA bezpośrednio z CORE (imac) @ donglu m2Techa w roli DACa i jest po prostu fantastycznie. Było wyżej o KORGu, bo też ten wczorajszy odsłuch wymagał maszyny do DSD… a wymagał nie tylko dlatego, że przestrzeń, że hektary, ale także dlatego, że nowe odkrycia się zadziały. To miejsce, o którym przeczytacie w kolejnym wpisie, jest mi znane, ale dopiero od niedawna (a ciągle to aktualizują i słusznie, bo wcześniej serwis był nieużywalny) PrimeSeat zasługuje na baczniejszą uwagę. Co ja piszę zasługuje, to rzecz obowiązkowa dla zwolenników 1 bitowego grania. Stream DSD, ale nie taki z czapy, a przez Japończyków uskuteczniany, a oni, jak wiadomo, perfekcjoniści, jak już się za coś wezmą to cyzelują, cyzelują, doprowadzając do perfekcji niedoskonałą materię… no właśnie. Trzeba było, co prawda, przez przejściówkę na LAN wchodzić finalnie na laptopie, bo …przez WiFi były problemy (uwaga samo łącze to minimum 11-12Mbps, ze stabilnym transferem), ale warto było. Bardzo warto. Na paru fotach znajdziecie co nieco poniżej, a więcej w osobnym jw. wpisie będzie. Japończycy mówią KORG i ja tam nie będę z nimi polemizował ;-) Faktycznie w takich okolicznościach przyrody, generalnie (generalizując) tylko japońska elektronika wchodzi w grę (jest tam o tym, na stronie, to chyba nie tylko lokalny patriotyzm przemawia za takim postawieniem sprawy). Grał też ZOOM, bo po piorunie na VOX playerze grającym ze wsparciem plugina Reference 4 (kolejny, osobny wpis o tym na dniach: rewelacja, rewelacja, rewelacja) z presetem przygotowanym dla HE-400i (i modami) oraz bez tych usprawniaczy, udowodnił TAC-2 jak piekielnie dobrym klamotem pod słuchawki (przede wszystkim) jest. Pisałem, że taki mobilny set ZOOM & HE-400 z MBA stanowi mój, często gęsto, pkt odniesienia. Cóż, bardzo dobry efektor zdetronizowany. Sundara @ tym secie to kosmos!

KORG, wiadomo, native 1bit, TAC-2 bo po piorunie grają te słuchawki, tak…
HE-400 musiały uznać wyższość nowych SUNDARA. Wychodzi mi, że w każdym możliwym aspekcie musiały

Jak widzicie, wspomniałem powyżej o paru cholernie intrygujących rzeczach, które położyły mi póki co plan innych testów, publikacji. Znowu soft*?! No znowu, ale jak wyżej stream DSD w dojrzałej, DZIAŁAJĄCEJ, formie z dedykowaną aplikacją dostępowo-odtwarzającą oraz Reference 4 dla pro, ale ja nie pro, bo to pro-tool jest, tak, też od tych ludzików od True-Fi, ale tam wszystko auto, a tu wszystko ręcznie i dla amatorów, muzykofilów jak znalazł. Wiadomo, automatów nie poważamy ;-) a dodatkowo tam jest tyle dobra, tyle ciekawych rzeczy do eksploracji, że no grzech nie zaznajomić się (wersja dla słuchawek niewiele droższa od True-Fi btw). Także spokojnie, pojawi się strasznie opóźniony tekst o POLARISIE, a lecą do nas nowe klamoty, w tym obiecywany (ale nie dotarł wcześniej, będzie teraz) Matrix Mini-i Pro 2S na nowej generacji kości ESS (9026). Wszystko, co do tej pory do nas trafiło @ Sabre 9038, powodowało palpitację serca. Tak, kość same z siebie nie gra, tyle że wcześniej ESS pichcił analitycznie, a teraz inaczej, wg. mnie znacznie sensowniej, bo połączył detal/rozdzielczość z muzykalnością, analogowym sznytem, gra to po prostu ciekawiej. Będzie ten wszystkomający Matrix, sprawdzimy jak sobie poradzi nie tylko na aktywnych nEarach, nie tylko wpięty we wzmacniacze, ale także z jacka odtwarzając muzykę za pośrednictwem tytułowych SUNDARA.

Coś czuję…

PrimieSeat @ KORGu :)

A tu na ZOOMie via Vox Player ze wsparciem rewelacyjnego pluginu Reference 4

* …można siedzieć w pierwszym rzędzie zupełnie za darmo :) Co się tyczy Reference 4 to 99$ za słuchawki sobie liczą

» Czytaj dalej

Sundara… następca HiFiMAN HE-400 już niebawem @HDO

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2018-01-26 o 11.10.33

Mamy potwierdzenie od rodzimego dystrybutora, firmy RAFKO – niebawem do nas trafią. Będzie test porównujący nasze ulubione HE-400 z tytułową nowością, która ma 4-setki zastąpić. Ta nowość, Sundara (inaczej szczęście) to kompaktowe, lekkie planary, takie także na wynos, pewnie znacznie bardziej na wynos niż wspominane powyżej redakcyjne, które formą nawiązują (ale my baaardzo lubimy ten hifimenowy old-school ;-) ) do „gabarytów”, opisanych u nas dawnych flagowców HE-6. HiFiMANy HE-400 uwielbiam, uważam za jedne z najbardziej udanych słuchawek w ofercie producenta, bo też najłatwiejszych (swego czasu) do wysterowania, najuniwersalniejszych nauszników, dających prawdziwą radochę (nic nie męczy, łatwo wchodzi) ze słuchania.

Mam ulubiony, trudny do pobicia, set z thunderboltowym interfejsem ZOOM TAC-2, który z tymi słuchawkami tak czaruje, tak daje czadu, że stanowi nierzadko pkt odniesienia dla znacznie droższych konfiguracji z dużo kosztowniejszymi słuchawkami. I nie jest na straconej pozycji, oj nie jest. Gra to po prostu zabójczo dobrze. Tani DAC po piorunie z najtańszymi planarami HiFiMANa. A jak będzie z Sundara?

O tym przekonamy się niebawem i porównamy, sprawdzimy także z tym co obecnie w redakcji gra, zarówno z klasyką na dynamicznych przetwornikach jak i flagowcami Audeze. Nie będzie taryfy ulgowej, będzie mocno urozmaicony test, bo przewiduję sporo mobilnego grania skorelowanego z odkryciem, które może wielu wydać się kompletnie z czapy… niektóre jabłkowe tablety, niektóre telefony (tak, te starszej daty, nie najnowsze) grają nie tylko dobrze z dziurki (o tym w sumie wiemy od dawna), ale wręcz bardzo dobrze i są na to konkretne dowody (nie tylko własne uszy), bo w pomiarach wypada to lepiej od wielu zewnętrznych przetworników, „poprawiaczy”. To dla mnie i pewnie dla wielu z Was coś nowego, prawda. Nie traktujemy wbudowanych w telefony czy tablety układów audio poważnie (generalizuje), bo też z definicji to kompromis, to nie to i szukamy tych, wspomnianych, „poprawiaczy”, tworząc jakieś kanapki, nosząc ze sobą dodatkową elektronikę… a może nie zawsze jest to takie konieczne, takie potrzebne. Będzie o tym, zarówno w kontekście testu HiFiMAN Sundara, jak i osobnego artykułu „iPad Air 2 brzmi dobrze… z dziurki, dobrze brzmi”.

Wracając do tytułowych słuchawek, ich sercem jest zupełnie nowa membrana, jak wspomina dystrybutor, o 80 procent lżejsza od tej z modelu HE-400. A to oznacza kompletnie nową jakość brzmienia: szersze realne pasmo przenoszenia, szybszy i dokładniejszy dźwięk. Sprawdzę, zweryfikuję! :-) Dodatkowo poczynione zmiany w konstrukcji mają gwarantować bogactwo detali, wybrzmień, ciepła. Dystrybutor pyta: Czy super szybkie i super dynamiczne słuchawki mogą być jednocześnie krainą łagodności? Sundara pokazuje, że to możliwe. To też obadam.

Kolejną nowością jest hybrydowy pałąk, który charakteryzuje się precyzyjną regulacją, niską masą oraz niezwykłą wygodą użytkowania. Metalowe wykonanie z proszkowym malowaniem to pewność solidności i klasycznego wyglądu na długie lata.

Super lekka membrana pozwoliła na stworzenie słuchawek o skuteczności 94 decybeli, co pozwala na swobodne podłączenie ich do przenośnego odtwarzacza muzyki lub telefonu wyposażonego w mocne wyjście słuchawkowe. Sundara najlepiej sprawdzi się z lekkimi przenośnymi wzmacniaczami z przetwornikami DAC na pokładzie. OK, a z iPadem Air 2 dla przykładu to się nie sprawdzi? Jak wyżej, będzie grała także z dziurki soute. Dlatego Sundara standardowo została wyposażona we wtyk 3.5mm mini-jack (w komplecie przejściówka na 6.3mm duży jack). No i prawidłowo, bo te słuchawki mają grać jw. ze sprzętem mobilnym, a w domu, jak przyjdzie ochota, to sobie przez adapter podepniemy, a że podepniemy to pewne, bo TAC-2 czeka, DS-100 od Korga czeka i – wreszcie – nasza standardowa elektrownia Musical Fidelity HPA1 też czeka.

Cena? Ano HE-400 były wyceniane, szczególnie ostatnio, bardzo atrakcyjnie. Tutaj mamy nowość, tutaj jest drożej, ale umownie nadal w okolicach 2k (czyli umownie „entry level” w planarach ;-) ). No dobrze, to ile? Ano tyle – 2099zł.

ELAC Argo B51 Wireless czyli bezdrutowe KEFy zupełnie inaczej. Lepiej?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Elac2

Ha! Nikt o tym produkcie nie wspomniał, a przecież to jedna z najciekawszych rzeczy z zakresu audio jakie się ostatnio pojawiły. Pokaz ELACa na CES z tymi kolumnami wielu wprawił w osłupienie. Ale jak to?! Takie małe (ale o bardzo słusznej wadze, bo tam… o tym za chwilę) grzmoty, monitory kompaktowe I TAKI DŹWIĘK?! No i gdzie się podziały kable, jak te ścianki dziwacznie wyglądają? O co chodzi? Moi drodzy, chodzi o to, o czym tu przy okazji KEFów wspominaliśmy (patrz tekst): o kompletny system audio zaklęty w głośnikach, tyle że tutaj zupełnie inaczej. Nie znajdziecie wbudowanego streamera, nie znajdziecie komputera w środku. Nie. To pierwsze takie, aktywne, kolumny które są analogowe w formie, a jednocześnie bezprzewodowe w treści. TRANSPARENTNE. Nie ma tutaj mowy o konwersji ADC, o DSP, a jednocześnie te Argo są na wskroś współczesne, nowoczesne, bo też de facto stanowią kompletny efektor realizujący szlachetną, niektórzy powiedzą utopijną, ideę: KAŻDY przetwornik skojarzony ze swoim wzmacniaczem, synergetycznie pożeniony, zestrojony, przezroczysty dla źródła, nie zmieniający sygnału, nie przetwarzający sygnału, chyba że… sobie tego zażyczymy. Czysty analog, z trzema wzmacniaczami o mocy 150, 70 i 30W dla każdego z zamontowanych głośników (Uni-Q nie jest tutaj tym, co kojarzycie… tak, ta sama idea integracji wysokotonowca wpasowanego w średniotonowca, ale rzecz przemyślana, zaprojektowana od nowa). ELAC zastosował tutaj swój patent BASH tj. zasilanie zbliżone w zakresie efektywności do klasy D, ale to stare, dobre A/B, żadne tam cyfrowe moduły. Trzy. Tak, małe grzmoty full trójdrożne. Małe, trójdrożne, klasa A/B. Mein gott! Dalej, dali filtry (obcięcie 60 oraz 80Hz), co by sobie suba, jak przyjdzie ochota, w tor wdrożyć. Z tym subem to w sumie, przy takich kolumnach wcale niekoniecznie, coś czuję, ale też wiem, po ostatnich przygodach z dźwiękiem wielokanałowym (będzie o tym na HDO, oj będzie, temat rzeka… FLAC 5.1, dostępne DFF/DSF w mch… jest czego słuchać i warto temat rozpoznać, mówię Wam bardzo warto!) i jestem generalnie na tak, nawet nie jeden, a dwa suby i nie tylko do kina, rozrywki, ale do muzyki także, jak najbardziej. Przypomnę tylko, że ROON od 1.3 obsługuje multichannel i jeżeli tylko warunki na to pozwalają to zmienia nam się diametralnie światopogląd, korekta następuje znacząca, bo nagle świat stereo (tak przez nas wielbiony) okazuje się zwyczajnie ułomnym, niedoskonałym odbiciem rzeczywistości. Jak niedoskonałym można przekonać się, gdy posłuchamy sobie odpowiednio przygotowanego materiału. Otwiera oczy. Uszy oczywiście też.

Piękne kolumienki. Małe, ale opad szczęki jak już coś puszczą. Podstawki za dodatkowe 400$

Dobra, dość o tym, miało być o B51 (militarne skojarzenia od razu same się nasuwają, nieprawdaż, bo +1 i mamy stare, nadal jare B52 (loveit), a dajmy do tego 51 +10 i mamy jedyną obecnie w natowskim arsenale taktyczna broń atomowa… bombka taka, po modyfikacjach inteligentna, wiecie). Wracamy. Gdzie zatem ten brak druta, bo że aktywne – wiemy, że bez DACów – no napisałem, że tylko analogowo się wpinamy (XLR/TRS – i pełen balans, albo SE tj. RCA i nic więcej!) no to, gdzie tu ten bezdrut, jak drut, drut. Ano, właśnie, ELAC pojechał po bandzie, bo stwierdził, że te wszystkie WiFi, te zaśmiecone 2,4GHz, te kanały zawalone dziesiątkami SSIDów to jednak gorzej niż gorzej i zdecydował się na transmisję… radiową (oczywiście kolumny&moduł, nie świat, o czym dalej). No, pamiętam dokładnie, baaardzo fajne, choć nieco problematyczne, ale bardzo dobrze brzmiące RC od Sennheisera (słuchawki radiowe, takie do m.in. AV, jakby nam przyszła ochota oglądać coś po północy a tu wszystko śpi). To sobie wykombinowali, że takie Wirelessy będą w sam raz, bo kompletnie obok tego całego szumu, śmiecia, z dedykowanym łączem radio tylko i wyłącznie dla kolumienek. I nie obligatoryjnie (tak, jak macie analogowe źródło i chcecie by tor pozostał purystycznie ANALOGOWY, to moduł sobie w ogóle wyłączacie…. bardzo proszę), a jako coś, co nam te klasyczną koncepcyjnie konstrukcję połączy ze światem zer i jedynek, ale na własnych jw. warunkach (nazwali to ustrojstwo dodatkowe, ten hub, Discovery Connect, ładnie prawda?). I już. Strumienie zintegrowane. Nieźle.

Każdy przetwornik ze swoją końcówką

Czysto, prosto i analogowo: symetrycznie/nie plus niezbędne ustawienia, klasycznie, bez udziału DSP, bez „ruszania” sygnału

Amplifikację umieszczono w takich, jakby podstawkach, separując prąd/zasilanie od zamontowanych w niewielkich objętościowo skrzynkach przetworników, efektorów. Patrząc na wnętrze tych niezwykłych monitorów widzimy prostotę, widzimy głośniki zamontowane wraz z portem BR (tylko pod woofer), osobną komorę dla, tak, tak nieprzypadkowo w cudzysłowie „Uni-Q” oraz zwrotnicę, a cała elektrownia, jak wspomniałem poniżej, w podstawach. Z tyłu, poza filtrami, jest gain, jest EQ, wybór źródła… wszystko to dokonujemy bez elektronicznej ingerencji w sygnał, w pełni analogowo, bez konwersji sygnału C/A/A/C/…, no bez żadnych sztuczek. Czysto. Transparentnie. Na pewno to zestaw aktywny pod dowolnej klasy, nawet naj, naj, gramofon (tylko dzisiaj o płyty analogowe trudno, bo wszystko niemal z plików jest wydawane), ale też każdy klamot, każdy skorzysta, także ten cyfrowy, bo jest duża szansa, że te Argo będą doskonale różnicować. Sprzęt różnicować, materiał różnicować, no przybliżą, a nie oddalą nas od sedna. Producent chciał stworzyć coś bardzo małego, grającego DUŻYM DŹWIĘKIEM. I to, jak wynika z relacji, udało mu się perfekcyjnie osiągnąć. Zapowiadają też podłogówki, ale szczerze… dla mnie taki system w kolumnach, właśnie takich małych, oszukujący prawa fizyki, trójdrożny, bez ograniczeń mocowych (raz jeszcze 150, 70 i 30… 250W i wszystko w jednej paczce!) to prawdziwe COŚ! Zresztą jak ktoś taki zestaw za 2000$ porównał do wściekle drogich (jednych z najdroższych w ogóle) monitorów TADa to ja nie mam pytań, tylko chcę te Argo kiedyś usłyszeć. KEFy muszą tworzyć, czy na swój sposób zinterpretować (tak, jak analogowo to też nie ma to, tamto, jest ADC, wspomniałem o tym) ELACzki reprodukują. Wiernie. O KEFach jeszcze niebawem na marginesie wspomnę właśnie w tym kontekście, bo moje słuchanie tego zestawu uwzględniało źródło podpięte pod wejście analogowe w kolumnach (przetwornik m2tech-a EVO2). Tutaj jest drut ze wzmocnieniem. Pure. DOPASOWANY, ZAPROJEKTOWANY pod te efektory. Trzy. Czego chcieć więcej? I jeszcze ten międzykolumnowy link bezprzewodowy oparty na RF, a nie na sieci komputerowej. Kompletnie inaczej. No właśnie, dodajmy do tego wspomniany moduł, hub bezdrutowy, Discovery Connect, który sobie pod te analogi podpinamy (opcja 99$), co z automatu oferuje nam Spotify Connect, AirPlay i ogólnie komunikowanie się z całym cyfrowym wszechświatem (via WiFi, jak i via BT: świat i RF: kolumienki). Komplet.

Czujecie o co chodzi? KEFy ze swoją cyfrową zwrotnicą, korekcją w domenie zero-jedynkowej, w czasie rzeczywistym, to niebieska pigułka, a ELAC Argo to klasyczna, analogowa, CZERWONA PIGUŁA*.

Co byście wybrali moi drodzy? Pozostanie w Matriksie, czy może jednak wypisanie się z tego całego wirtuala, nawet gdyby miało trochę zaboleć? Niebieska czy czerwona? Hmmm? ;-)

 

PS. Twórca kolumn, Andrew Jones, nie pozostawia złudzeń: WiFi w stereo (połączenie bezdrutowe kolumn)? Nie, to nie ma sensu, absolutnie nie! Alternatywa to RF, albo kablem LAN spinamy. Pamiętacie? Mówiłem o tym, opisując KEFy, że skrętka obligatoryjnie. W sumie wychodzi na to, że te analogowe ELAC są bardziej Wireless niż KEFy

* tą niebieską można sobie w Argo tak opcjonalnie, ale z możliwością pełnego powrotu do rzeczywistości ;-)

Tu popodpinane, ale, jak Discovery w torze, to faktycznie tylko zasilić trzeba

Moduł (tu z dodatkiem audio serwera). Zintegrowany w ROONie od wersji 1.3 oprogramowania

Mmmm :)

Zapowiadana wersja podłogowa 

NAD aktualizuje D3020: v.2 uzupełniamy o gramofon, słusznie, usuwając USB… niesłusznie

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
NAD_D_3020-510x300

Pamiętacie? NAD D3020, mały wzmacniaczyk prawie że wszystko mający? (patrz test, macie tam też z prawej strony o innym, testowanym u nas, nowoczesnym NADzie, o C338 macie) Prawie, bo poza licznymi złączami cyfrowymi i analogowymi, bezprzewodowym interfejsem sinozębnym, temu małemu grzmotowi brakowało jednego istotnego elementu, dopełnienia (a miał takie coś protoplasta, legendarny C3020, oj miał). Tak, tak tytułowego gramofonu brakowało, a konkretnie to bezpośredniej integracji gramofonu ze wzmacniaczem. Nowa wersja v.2 ma przedwzmacniacz gramofonowy, nie trzeba zatem kombinować z dodatkowym pudełkiem i w sumie mamy wszystko, komplet… chociaż nie, coś jednak przy okazji odjęli. Co? Ano komputerowe odjęli, bo D3020 v.1, przypominam, miał USB (24/96), a tutaj, co prawda, nowa kość DAC obsługuje nawet 24/192, tyle że komputerowego interfejsu już nie uświadczycie. Ciekawe. Z jednej strony zrozumiałe, że często, gęsto ktoś mający ochotę na granie z pliku będzie chciał podpiąć jakiś streamer, jakiś lepszy przetwornik, ale tutaj w nawiązaniu do legendy chodzi przecież o integrację wszystkiego w ramach JEDNEJ skrzynki. Trochę jednak tego nie rozumiem. Optyk zawsze się przyda, ale już koaksialne raczej rzadko się dzisiaj wykorzystuje, a tu cięcie dotknęło USB, nie elektrycznego gniazda. Dziwne. Jest Bluetooth z AptX. Fajnie, to bardzo przydatne, najszybciej dostępne, najwygodniejsze rozwiązanie, gwarantujące podłączenie także komputerów (w nawiązaniu do wyautowanego USB), prawda, ale jednak stratne, ale jednak niekoniecznie pozwalające uzyskać optymalną jakość nawet w zakresie obsługiwanej specyfikacji (handheldy, wiadomo, wcale liczne nie obsługują, a z komputerami też różnie to bywa). Dlaczego w takim razie nie zdecydowano się pójść za ciosem i dać w pełni „wireless-a”, uzupełnić nową wersję o Chromecast-a? Byłby to strzał w dziesiątkę. Niestety nie jest, bo WiFi nie ma (był/jest w droższym, zbudowanym w podobny sposób D7050). Szkoda. Wtedy ten brak USB łatwiej byłoby zrozumieć, szczególnie że malutki, cyfrowy 3020 wyraźnie sugeruje nam gabinet, małe pomieszczenie, gdzie ten komputer może być tuż obok, pod ręką. U mnie grało to sobie od pewnego momentu (aktualizacji aplikacji DS Audio) bardzo dobrze podpięte do serwera Synology (bezpośrednio via USB właśnie) w gabinecie właśnie. Minimalizm, brak mnożenia bytów – to chyba główny zamysł stojący za tym produktem? A tutaj pozostaje mało przydatne SPDIF (już się w kompach optyka właściwie nie spotyka, buuu Apple, buuuu, kiedyś był to standard u Was a teraz wstyd – nie ma), albo BT (bez AAC… aptX nie jest niestety standardem na rynku) odnośnie plikowego grania. Regres, nie progres.

Jak widać trochę skrytykowałem, ale też wydaje mi się, że NAD nie przemyślał do końca jakim ampem ma być „nawiązanie do legendy”. A przecież to bardzo proste, bo wystarczy przypomnieć sobie czym C3020 był… był kompletnym rozwiązaniem na ówczesne czasy. Kompletnym. I dlatego go ludzie pokochali. Dla mnie i pewnie dla niektórych winyl jest przydatnym dodatkiem i takim, właśnie, nawiązaniem do klasyki (to za pre stary 3020 był wychwalany – wiem coś o tym, bo mam 3020 bez końcówek, czytaj 1020 czyli samo pre z obsługą igły i to świetna rzecz, potwierdzam), ale to ma być klamot zamykający temat (dla kogoś, kto chce małego ampa, nie ma potrzeby zagracania przestrzeni). Tutaj nie zdecydowano się na proste, szybkie i TANIE uzupełnienie, integrując Cast, a jednocześnie obcięto v.2 o wspomniany interfejs komputerowy. Patrząc na to jak się prezentuje nowość na zamieszczonych przez producenta zdjęciach dostrzegam także pewne oszczędności w zakresie materiały, spasowanie / jakość montażu. Cóż, NAD chwali się obniżką ceny o całe 100$ (teraz zamiast 2199 powinno być, bo ja wiem, 1499?) w odniesieniu do v.1, ale widać że musiało to pociągnąć za sobą pewne zmiany jakościowe, niestety „in minus”. Widać to na przykładzie spasowania obu połówek obudowy, poza tym zamiast gumowych wykładzin na bokach mamy tani plastik. Szkoda. 

Moc się nie zmieniła, jest 30W (prawdziwe, nadowskie, inni dali by w spec 50-60, albo nawet 100). Na szczęście jest także pozostawione wyjście dla aktywnego suba (to może być zamiast głośników w komputerach, gotowe rozwiązanie dla 2.1 w salonie… sam tak wykorzystywałem pierwszy wariant z dużym powodzeniem), jest wyjście z pre i poprawiacz basu (Bass EQ), pozwalający na podkręcenie dołu w jakiś biurowych mini monitorkach. Sprzęt trafia do nas z pilotem IR, który ma możliwości uczenia się komend, można dzięki gramofonowemu pre od razu położyć igłę, pozostaje żałować, że mamy tu zamiast, a nie dodatkowo. Fajnie, że pilot zdalnego jest, ale gramofon i tak ręczni obsługujemy, a kompa brak (sterowania z uczeniem nie wykorzystamy w pełni zatem). D3020 to fajny pomysł na dźwięk w kompaktowej formie, z możliwością integracji wszystkich efektorów (kolumny stereo, sub oraz słuchawki) w efektywnej, ekologicznej formie druta ze wzmocnieniem. W najnowszym wariancie zamiast kompa macie gramofon (tak, tak czego to modność, cytując małą księżniczkę, nie robi, na co nie ma wpływu… na wszystko ma i kształtuje), nie macie USB, macie 100 dolców w kieszeni, nie macie takich materiałów, takiej dbałości jak w poprzedniku. Coś za coś.

 

PS. Wróciłem. Przez najbliższe dwa tygodnie nadajemy regularnie, a potem się zobaczy ;-) …oby na stałe, a nie na chwilę. „Przygody” odcisnęły swoje piętno i będzie pewnie bardziej krytycznie, może nawet trochę cynicznie. Wybaczcie.

Tym razem bezprzewodowo: RHA MA750. Testujemy!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20180112_092121947_iOS

Wielu mówi, jak na uszach to bez drutu. Faktycznie, obecnie coraz częściej konsumenci wybierają wygodę. Nawet jeżeli wiąże się to z nieco gorszą jakością to i tak wygrywa komfort braku dyndającego kabelka. Testowaliśmy na łamach produkty Szkotów. Znakomite T20i (IFA), bardzo udane T10i i kontrowersyjne CL750. No właśnie, słuchawki, które do nas trafiły ostatnio nawiązują do tych kontrowersyjnych. Wskazówka odnośnie SQ? Nie będę zdradzał na tym etapie jak grają, ale zbieżność nazw nie jest przypadkowa. Jak zwykle, jak to w RHA, możemy spodziewać się na bogato i jest na bogato. Pełne wyposażenie, obejmujące kilkanaście aplikacji: gumki, pianki (Comply)… wzorowo. I typowo dla nich. Metalowe obudowy przetworników z magnesami (jak w Beats X ;-) ), samoukładający się pałąk na karku (tam mieści się spora bateria, przycisk parowania & on/off), wygodny pilot z pełną kontrolą odtwarzania i odbierania rozmów – od strony ergonomii oraz jakości materiałów i projektu trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia.

Będzie, jak zwykle, na bogato

To są rzeczy, na które zwracamy uwagę „na dzień dobry”. Tytułowe słuchawki to jednak coś znacznie bardziej zaawansowanego, to nowe patenty na hi-resowe granie. Hi-resowe? Mówimy o transmisji stratnej, bo Bluetooth, ale tutaj dali najbardziej zaawansowany kodek aptX HD, który oferuje najlepsze parametry transmisji sygnału. Niskie opóźnienia, szerokie pasmo, mamy możliwość transferu plików 24 bitowych audio (poparte stosownym znaczkiem na pudełku ;-) ), a producent zachwala, że przetworniki są „zoptymalizowane” pod kątem muzyki o najlepszej jakości, innymi słowy wspomina o postawieniu akcentów na precyzję, rozdzielczość oraz wierność przekazu. Ma to duże znaczenie, jest kluczowe dla zrozumienia „co miał autor na myśli” w przypadku tych słuchawek.

Sprawdzę jak sobie radzą pod OSX, czytaj z najlepszym transferem, z kodekiem aptX. Porównam z naszymi redakcyjnymi Momentum Wireless oraz przewodowymi IEMami z linii Momentum. Najlepiej będzie sprawdzić możliwości tych słuchawek via VOX Player z VOX Cloud… będą hi-resy na wynos, zobaczymy jak to jest z tym certyfikatem 24bit, co to realnie daje. Zestawimy to z odtwarzaniem na jabłkowych handheldach (a więc tylko podstawowy kodek SBC, nie ma tu wsparcia dla AAC), dokonam porównania i oceny. Poniżej rozpakowanie, krótka fotogaleria…

 PS. Zamiast USB micro mamy (wreszcie!) USB-C do ładowania.

» Czytaj dalej

Słuchawki VISO także bez kabla. Nowe HP70 od NADa. Zaawansowane DSP!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Screen-Shot-2018-01-10-at-17.39.47

Coś nam się monotematycznie chwilowo zrobiło. NAD dwa dni temu dał mi cynk, że przygotowuje coś specjalnego. Jako, że użytkuję model HP50, który bardzo sobie chwalę, bo to jedne z najlepszych w swojej kategorii (przystępnych cenowo) słuchawek mobilnych w zakresie SQ to zapowiadana nowość wygląda na coś z zupełnie innej beczki. Po pierwsze nie ma kabla, po drugie może być na kablu, po trzecie jest ANC ale też może go nie być (deaktywacja) i to wszystko można będzie dowolnie sobie konfigurować . BRAWO! 95% konkurencji nie daje takiej możliwości, co jest zupełnie niezrozumiałe, bo nie zawsze ANC potrzebujemy, więcej, nie zawsze chcemy, a wpływ na reprodukcję ma to, to wielki – chyba nikogo nie trzeba o tym przekonywać. Także trzyzakresowa konfiguracja (Tri-Mode) działania słuchawek w określonych trybach (strumień/BT, z i bez ANC, czysta pasywka) to wg. mnie strzał w 10-kę. Jak chcemy by elektronika w słuchawkach miała wpływ na to, co słyszymy to możemy słuchać zarówno z aktywnym tłumieniem, jak i bez niego (wzmacniacz w słuchawkach pozostaje aktywny). Jednak to dalece nie wszystko co przygotowali inżynierowie NADa w swoich najnowszych nausznicach. Mamy aptX HD (czyli jeszcze mniejsze opóźnienia i obsługa 24bit w kodeku, przy czym pamiętajmy że NADAL JEST TO STRATNY sposób transmisji, jest więc lossy podobnie jak MQA zresztą), mamy pełne sterowanie odtwarzaniem oraz odbieraniem rozmów z trybami dopasowania do okoliczności przyrody wbudowanej amplifikacji w  trakcie gadania, mamy lekką, składaną konstrukcję z na szczęście wzorowanym na HP50 projektem muszli… piszę na szczęście, bo to bardzo dobra konstrukcja, ergonomicznie bez zarzutu, b. wygodna. Ważne – to słuchawki wokółuszne, nie nauszne, także wygoda będzie na pewno bez zarzutu (podobnie jak w HP50). Te duże, masywne musze to w sumie takie dwie małe kolumny zawieszone między uszami, z widocznymi, dużymi, wręcz obfitymi, miękkimi padami. „Kanapa”, albo „wielgachny fotel” coś czuję…

To, co poza wspomnianym konfigurowaniem pracy słuchawek, jest w tym modelu oryginalne, to zaimplementowana dodatkowo funkcja korekcji w ramach wbudowanego silnika DSP. Nazwali to RoomFeel (siostrzane PSB wykorzystuje to w swojej elektronice, korekcji słuchawek własnej produkcji, instalacjach głośnikowych), przy czym nie jest to tylko (w najnowszej odsłonie) aktywna redukcja odgłosów z zewnątrz, izolacja, a właściwie dopasowanie pracy przetworników dynamicznych w muszlach z korekcją w czasie rzeczywistym. To dopasowanie ma zapewnić, zdaniem konstruktorów NADa, dużo bogatszą, bardziej naturalną reprodukcję dźwięku (jak w kolumnach tj. akustyka wnętrza, „room gain”, dopasowanie pracy przetworników do modów pomieszczenia w którym grają). Niestety nie ma nic więcej na temat zaszytej w tym rozwiązaniu technologii, jestem ciekaw jaki dokładnie patent stoi za tym rozwiązaniem. NAD wspomina, że silnik DSP daje w przypadku HP70 możliwość bardzo zaawansowanej korekcji pracy całego układu, oczywiście w aktywnym trybie działania (pasywny tryb działania oczywiście obywa się bez tych dodatków). Firma jest oszczędna w dokładnym przedstawieniu tego rozwiązania, szkoda, bo jak wspominałem na łamach HDO takie rzeczy będą niebawem często, gęsto zaszyte zarówno w samym sprzęcie, jak i współpracującym z nim oprogramowaniu (docelowo będzie to miks technik, z możliwym ciągłym rozszerzaniem funkcjonalności za pomocą plug-inów, aktualizacji software). W częste, czy w ogóle jakieś tam aktualizacje samego firmware nauszników specjalnie nie wierzę (Sennheiser obiecywał, że tak to będzie z Momentum Wireless (patrz test), że tam się zaktualizuje moduł, ale nic takiego nigdy nie nastąpiło, mimo apletu do ściągnięcia z firmowej strony, który teoretycznie daje możliwość aktualizowania słuchawek), ale programy do odtwarzania muzyki, takie kombajny jak ROON, to co innego – tutaj to oczywista, oczywistość. Także z miłą chęcią zgłębię temat i wezmę te słuchawki na warsztat, jak tylko będzie to możliwe i sprawdzę ocb.

HP70 mają działać 15 godzin (nie jest to żaden rekord, a wręcz przeciwnie, szczególnie w dzisiejszych czasach, ale ten wynik tłumaczy to co powyżej… silnik DSP działający w czasie rzeczywistym, korygujący pracę słuchawek) w trybie aktywnym, jak i z załączoną łącznością bezdrutową, w przypadku pasywki możemy skorzystać z niej nie tylko jak bateria nam padnie, ale także wtedy, gdy uznamy że możliwości wbudowanego wzmacniacza są dla nas niewystarczające i postanowimy podpiąć HP70 na kablu do jakiegoś stacjonarnego, czy mocarnego mobilnego ampa. To konstrukcja zamknięta, także nawet bez ANC możemy liczyć na izolację od otoczenia, słuchawki ważą 320g …są, mimo swoich gabarytów, niezbyt ciężkie, a trafią na rynek już niebawem, bo w lutym. Cena jaką zaśpiewali Kanadyjczycy (w USD niestety, nie kanadyjskich dolarach ;-) to 399$. Czyli mniej więcej tyle ile sobie wołają inni za najlepsze modele bezdrutowe z ANC. Odnośnie wspomnianego PSB to właśnie ta firma była odpowiedzialna za ostateczne strojenie tego modelu. Możemy spodziewać się naprawdę dobrego produktu, pamiętam M4U (PSB) i to niewątpliwie jedne z najlepszych sinozębnych, aktywnych słuchawek na rynku. Zresztą wspomniany Tri-Mode to dokładnie to, co zastosowano we wspomnianych powyżej słuchawkach. Od strony różnych patentów ułatwiających życie to tożsame konstrukcje, zastosowano w nowych NADach przykładowo opcję wyciszania sygnału (dedykowana funkcja, jedno przyciśnięcie, a nie zmiana potencjometrem) pozwalającą usłyszeć rozmówcę, uniknąć rozjechania na ruchliwej arterii w środku miasta etc. 

PS. Pałąk niby wygląda tak samo (faktycznie sama konstrukcja tego co na głowie zbliżona jest do tego, co zastosowano w HP50), ale jednak różni się sposobem integracji, zawieszenia muszli… inaczej to wygląda, jakby prościej (lubię te metalowe, o zróżnicowanej geometrii zakończenia pałąka w 50-kach, ale te tutaj też prezentują się bardzo nobliwie, ładnie). BTW ciekawe jak z kulturą pracy ANC, czy szumi (większość szumi), czy jest skuteczny (czuję, że jest)?

PPS. Nie mogę się doczekać możliwości przetestowania tego modelu u nas (podobnie mam obecnie tylko z Senkami 660 oraz 820, przy czym następcy 650 na pierwszym miejscu u mnie)

PPPS. Testowaliśmy parę modeli takich słuchawek na naszych łamach. Poza wspomnianymi Senkami np. Definitive Technology Symphony

Douszne planary w przystępnej cenie? Audeze z nowymi iSINE LX

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
iSINE_LX_ProductShot1

Dostępne od zaraz, kosztujące 199 a nie 300, czy 500 czy 1200 dolarów… tak, nowe planary douszne Audeze mogą okazać się sprzedażowym hitem. Pod warunkiem, że ktoś sobie je na uszy nałoży i przekona się jak wiele dobrego (słuchaliśmy, jeszcze prototypowych iSine 10 oraz 20 na IFA dwa lata temu) wnosi ortodynamiczny przetwornik w zminiaturyzowanej postaci. Żadne IEMy, nawet wielodrożne armatury, wyczynowe takie, nie dadzą Wam namiastki tego, co usłyszymy za pośrednictwem tych oryginalnych konstrukcji. Tak, wiadomo o co chodzi… o przestrzeń chodzi. Mimo, że ucho zajęte jest przez aplikację (pianka albo gumka), mimo zatkania kanału słuchowego, mimo że to miniaturowe (w porównaniu z typową membraną stosowaną w ortodynamicznych nausznikach) przetworniki to wrażenia są naprawdę obłędne: głębia, stereofonia, holograficzne efekty mamy tu w pakiecie. IEMy linii iSINE faktycznie definiują na nowo to, co można usłyszeć na mobilnych, przenośnych słuchawkach dokanałowych, to nowa, lepsza jakość. Poza tanimi tytułowymi, są wspomniane, droższe 10 i 20 oraz flagowa konstrukcja iLCD4 (błędnie identyfikowana wcześniej jako duże LCDeki z dodatkiem specjalnie opracowanego dla flagowca kabla Cipher).

Te 199$ to rozsądna propozycja – jeżeli grają porównywalnie z droższymi to warto sprawdzić, może się okazać, że już innych IEMów nie nałożycie (przesadzam, forma może przeszkadzać, ale dźwięk, SQ będzie trudny do pobicia, czy nawet odwzorowania)

No właśnie Cipher. To bardzo ciekawe rozwiązanie, także przez nas już opisywane i sprawdzone (relacje z AVS ’16 oraz IFA ’16). Lightningowy kabelek z przetwornikiem C/A (24bit), ampem, sterowaniem & mikrofonem (Siri), specjalnie pod jabłkową elektronikę zaprojekotowany, z firmową apką do dosmaczania i konfigurowania – tak, taka forma niewątpliwie świetnie się sprawdza, bo nic nie musimy upychać (dodatkowo) po kieszeniach, nie musimy także martwić się o kolejne urządzenie wymagające podładowania baterii. Apka co prawda wtedy (’16) wieszała się, same słuchawki nie były czasami rozpoznawane, ale pewnie ten element w końcu Amerykanie dopracowali. Taki kabel może być opcjonalnie kupiony wraz z iSINE LX (wtedy płacimy 259 dolców za komplet). Według mnie warto i nie tylko dlatego, że od iP7 musicie wychodzić cyfrą odnośnie audio, bo przejściówka to jakiś ponury żart (jakościowo i ergonomicznie to całkowita kompromitacja vide nasz wpis), ale przez wzgląd na bardzo dobre parametry tego ustrojstwa i gwarantowaną poprawę dźwięku (lightningowych słuchawek jakoś tak na lekarstwo, na marginesie). Tam jest zaszyty także fajny silnik DSP z bogatymi konfiguracjami pracy, rozbudowanym EQ. Same IEMy wyglądają bardziej, ja wiem, nowocześnie, czy atrakcyjnie, ale nadal to dwa „skrzydełka”, czy może bardziej małe tarcze, które ekranują nam małżowiny. Wygląda się z tym nieszczególnie, ale też na pewno nie mniej pociesznie niż z AirPodsami w uszach ;-)

Taka forma jak najbardziej

No dobrze to może coś o parametrach? Wygląda to, jak widzicie poniżej, bardzo smakowicie:

Jak widać nie ma żadnych cięć odnośnie przetworników. Słuchawki ważą zaledwie 20g, są więc nieco lżejsze od wcześniejszych modeli. Mamy wszystkie opatentowane przez Audeze technologie, prawdopodobnie SQ będzie zbliżone, różnice na granicy percepcji, subtelne przynajmniej w obrębie serii iSINE. Nie wątpię że wyczynowe iLCD brzmią lepiej, być może wyraźnie lepiej, ale kosztują tysiące USD, podczas gdy te tutaj tylko 200. Także relacja koszt – efekt wiadoma. Samo Apple zaś nie daje użytkownikom najnowszych swoich handheldów opcji dobrej, lepszej jakości po kablu także dlatego, że układy C/A montowane obecnie w iCośtam wypadają gorzej od tego, co montowano kiedyś (najlepiej było w okresie rynkowej egzystencji iPhone 5/5s oraz iPadów 4/Air/Air2 & Mini 2/3/4) btw. Jest taki człowiek w sieci, który to mierzy, bada i słucha ;-) Także cyfrą wychodzimy z portu lightningowego i słuchamy, bo w przeciwnym razie albo kompromis w postaci BT, albo degradacja jakościowa via przejściówka (z DACzkiem za parę centów). Dobra dość o Apple…

…czekamy na premierę w Polsce.

Są lżejsze, mają ciekawiej rozwiązany i pewnie wygodniejsze minipałąki, białe obudowy wyglądają atrakcyjnie (choć rzucają się w oczy, pewnie o to chodzi, co nie… Audeze ;-) ?)

 

Co nam mówią nowe, zamknięte HD800-ki (820) Sennheisera o branży?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
HD820quarterz

Właśnie nie HD 800, tylko HD820, bo tak je nazwali, ale niech cyferki nie sprowadzą nas na manowce. To nie jest nowsza, tylko inna wersja 800 (obecnie z S na końcu), inna bo …zamknięta. Jakieś 90% flagowców, high-endowych nauszników to otwarte modele i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo taka konstrukcja jest naturalnym wyborem gdy chcemy wyjść poza fizycznego ograniczenia tego, co na głowie. Słuchawki zamknięte to dużo poważniejsze wyzwanie dla inżynierów, dużo poważniejsza sprawa. W warunkach domowych idealna izolacja nie jest specjalnie potrzebna, albo inaczej nie jest konieczna, a flagowiec na wynos – no to jest takie strzelanie armatą do wróbla, bo kto to widział? Ano widział, widział, bo pojawia się coraz więcej słuchawek z wysokiego przedziału cenowego zaprojektowanych specjalnie pod mobile (btw będzie wpis o nowych, znacznie tańszych, orto dousznicach (IEMach) od Audeze). Czy 820 są pod mobile? No śmiem jednak w to wątpić (że faktycznie są, rzecz jasna producent takie coś delikatnie sugeruje), bo raz że bardzo duże, dwa że nie lekkie, trzy – Sennheiser zdecydował się na nowość, zbalansowany wtyk 4,4 mm (Pentaconn), w którym niektórzy widzą następcę audio jacka 3,5. To (dygresja) w ogóle ciekawa sprawa z tym jackiem. Przecież dzisiaj branża mobile zdaje się rezygnować z analogowego gniazdka audio (słusznie ją za to krytykujemy, bo to debilne rozwiązanie), a tu nowy standard niby, jakieś nowe pomysły. Rzecz jasna od czego adaptery, ale według mnie te nowe pomysły to tak pod nisze są opracowywane. Niszę, niszy czytaj DAPy, jakieś audiofilskie przenośne grajki, tam takie coś jak najbardziej, będzie dodatkowy argument sprzedażowy, bo przecież ten nowy to ma i balas jest i gra ;-) Można też i to się dzieje pokazać idealnego partnera z odpowiednim wyjściem (4,4mm) dla nowych HD-eków: wzmacniacz słuchawkowy HDV820.

Wracając do Senków. Model 820 jest intrygująco-interesujący nie tylko przez wzgląd na wyżej wymienione cechy, ale także samą konstrukcję muszli, a konkretnie zamknięcie konstrukcji nominalnie otwartej w… no właśnie. Mamy tam szkło Gorilla Glass, znane wszystkim użytkownikom współczesnych, kieszonkowych komputerków, które zakrywa to, co doskonale znamy. Ciekawy patent, bo raz że tworzy się tam tak jakby komora (patrz foty), dwa wygląda to intrygująco („o, popatrz 800, ktoś to słucha na ulicy, nienormalny jakiś…” może trochę, ale nie do końca w przypadku 820), trzy Sennheiser buńczucznie zapowiada, że drugiej takiej, tak grającej konstrukcji zamkniętej  na rynku nie znajdziecie (bo ma też zalety, lepiej izoluje i nie rezonuje). Nie to, że z miejsca mówię bzdura, bo trzeba to najpierw zweryfikować, ale… pamiętam świetne Mr.Speakers Ether Flow C, najlepsze closed jakie miałem na łbie i musiałyby mnie czymś te 820 zaskoczyć. Amerykańskie nausznice były planarne, co jeszcze dodatkowo podkręcało atmosferę, bo takich słuchawek to jak na lekarstwo, a tutaj jest klasyka dynamiczna (no nie taka klasyka, patrząc na zaawansowanie przetwornika…) i cóż, ciekawy jestem wyniku takiego porównania. Zmieniono konstrukcje padów, są zupełnie inne niż w wersji otwartej / stacjonarnej. Może z tym mobile jednak bym nie przesadzał w tym wypadku, ale znowu pady mają nam zapewnić komfort, także termiczny, sugerują słuchanie np. w podróży. Całkowita izolacja to coś, co tutaj mamy mieć w standardzie, co teoretycznie powinno bardzo zmienić charakterystykę dźwięku w stosunku do 800-ek, ale tutaj właśnie ma być inaczej.

Konkretnie, to na co zwracają uwagę odnośnie SQ twórcy tych słuchawek? Na transparentność zwracają. No to jesteśmy w domu. To ma być dokładnie to, co na nagraniu, żadne czarowanie, żadne kolorowanie, żadne interpretowanie tego, co w zapisie muzyki siedzi. Mhm. Wiemy jak otwarte grają, są bardzo wierne, bardzo szczególarskie oraz bardzo przestrzenne… także widać tu dążenie do powtórzenia tego co w otwartych na pierwszym miejscu w takiej, zamkniętej, konstrukcji. Zapytacie kiedy? Odpowiem w wakacje, raczej lipiec, niż sierpień. Zapytacie ile? Odpowiem – wściekle drogo, bo 2400 USD, albo 2400 EUR. Znowu wracamy (patrz nasz tekst o przebijaniu cenowego sufitu przez najnowsze flagowce) do pompowania ceny, za chwilę CES (gdzie jest wszystko) i pewnie za głowę się złapiemy (że ludzie to kupują). Także w naszym pięknym kraju obstawiam min. 15000, a niewykluczone że z konkret marżą nawet 16-17k. Tak, za chwilę okaże się, że 10k na dobrej klasy nausznice to taka średnia półka ;-) A serio, kiedyś HD650 czy K701 nie wymagały takiego drenażu kieszeni, ba te słuchawki były po prostu przystępne cenowo, tak z 10-15 razy tańsze. Masakra co tu się porobiło. No a jak tam z tą branżą, w nawiązaniu do pytania i sugestii w tytule? Ceny szybują to raz, przenośność staje się fetyszem (no to już od paru sezonów)… niby mówią, że w trosce o współdomowników, ale serio ta konstrukcja wskazuje (mimo gabarytów), że ma być też mobilefrendly (tak, nie będą trudne do wysterowania), w sensie że podróż, a jak podróż to DAP, a jak DAP to hi-resy offline (i ta transparentność nam się przyda). Oczywiście skorzysta otoczenie, w końcu nie będzie bombardowane dźwiękami z otwartych flagowców, będzie cisza… pełna izolacja i pełne odizolowanie. Sennheiser nie tylko zapowiada najlepiej brzmiące słuchawki zamknięte, ale na CES przedstawia ten model jako następcę, czy wręcz zastępcę 800. Niby chcą uzyskać zbliżone SQ w innym (konstrukcyjnie) rozwiązaniu. Niby zastąpić, ale jakoś nie wierzę, że zrezygnują nie tylko ze sprzedaży, ale także doskonalenia otwartych modeli.

Zobaczymy w wakacje jak to będzie.

 

W 2018 ostatnim rokiem downloadu muzyki? Od zaraz tylko stream? Prognozy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
BzA4UBSjMy4ecAwotWjncT-970-80

Wskazują na to ostatnie doniesienia na temat kondycji kramików. Wygląda na to, że prowadzenie takiego biznesu jak sprzedaż albumów, pojedynczych utworów po prostu przestaje mieć jakiekolwiek uzasadnienie ekonomiczne, jakikolwiek sens. Patrząc racjonalnie, faktycznie od paru lat można w ramach niewielkiego abonamentu mieć „wszystko” i choć po zgłębieniu tematu (mam dostęp do wszystkich strumieni, bo to w sumie koszt maksymalnie dwóch płyt CDA miesięcznie… tyle zazwyczaj muzyki i tak się kiedyś kupowało fizycznie) wcale nie jest tak różowo (ale, bez przesadnego marudzenia, jest niesamowicie bogato w porównaniu z tym co dawniej) i zakup pliku AAC/mp3 to mówiąc wprost wyrzucanie kasy. Stratny plik to stream. Amen. Trochę inaczej jest z bezstratną jakością, ale to też już się właściwie zmieniło i obecnie, także w Polsce, można wybrać przynajmniej dwa streamy z jakością CDA oraz (jeden) hi-res, a niebawem (jeszcze w 2018) będzie tego więcej. Także zakup pliku, takiego samego, dodajmy (bo przygotowanego na potrzeby np. HD-Tracks) mija się z celem. Bezstratny plik to coraz częściej stream i za moment nikt takiego pliku w sieci nie kupi. Pomijając kontrowersje wokół MQA (patrz nasz tekst x2), już teraz nawet wyczynowa jakość dostępna jest na wynos w ramach abonamentu (Qobuz) i zapewne znajdą się chętni na zarobienie paru dodatkowych dolarów i będą takie coś oferować. Nawet takie egzotyczne rzeczy jak wielokanałowe ścieżki audio, czy stream DSD. To już jest, albo będzie za chwilę i oczywiście będzie niszowe, tak samo jak niszowe są sklepy z hi-resami, tam po prostu już mało kto, albo nikt nie zajrzy. Taki iTunes jeszcze jakoś przędzie, bo wielki, bo dziesiątki milionów klientów (ale topnieje, oj topnieje), ale też do czasu. Niszowe sklepy z muzyką w bezkompromisowej jakości odejdą niebawem w niebyt.

Dawno, dawno temu…

To wszystko stanie się, moi drodzy, jeszcze w tym roku. Liczby nie kłamią. Wzrost streamu o 62% (2016 vs 2017) dowodzi, że klient już wybrał. W zakresie pobierania mamy odpowiednio spadek o ponad 18% (albumy) i aż o 24% pojedyncze utwory*, czy różne utwory (nie tworzące albumu). To łabędzi śpiew downloadu, spadek jest gigantyczny i coś, co było najpopularniejsze (pojedyncze utwory, tworzenie swoich składanek) odchodzi w niebyt. Trudno się dziwić. Nawet redukcja ceny w niczym nie pomoże (widać, że w kramikach od paru miesięcy jest stała promocja). Ciekawie ma się sprawa ze wspomnianymi hi-resami. Branża w większości (tak większości) nie tyle jest niechętna, co po prostu nie widzi obecnie sensu we wprowadzaniu bezstratnej jakości. To niepraktyczne – słyszy się na każdym kroku, nawet wśród tych, którzy zapłacili za znaczek hi-res audio (na pudle oferowanego przez siebie produktu) ;-) . Niepraktyczne, bo bateria, bo Bluetooth jako medium, niepraktyczne bo „prawie nikt nie słyszy różnicy”. Trudno się dziwić, w końcu w ślepym teście większość z nas polegnie, porównując materiał skompresowany stratnie (z odpowiednią dbałością) z muzyką lossless (także hi-res, bo często mówimy o subtelnych różnicach, nie zasadniczych). Czytając niedawno opublikowany raport w niespecjalistycznym (audio) portalu techradar, nasunęła mi się taka myśl: za dużo raf, za dużo problemów generuje masowe przejście na to subtelnie, trochę lepiej, zatem, czy tego w ogóle doczekamy? Wspominają tam o naturalnym (bo pozwalającym, tak, tak, zarobić ponownie sporo $) dążeniu do zaoferowania czegoś nowego, a hi-res w przeniesionej już definitywnie do Internetu dystrybucji, wróć, już nie dystrybucji, a udostępnianiu muzyki to dodatkowa zachęta, dodatkowy lep. Lepsze łącza, szybsze, postęp technologiczny… to wszystko prawda, ale tylko cześciowo. Niestety ani sprzęt masowy, ani wspomniany hamulcowy w postaci akumulatora (stream hi-res audio to nie krótki kilkunasto minutowy klip w jakości HD oglądany na smartfonie, to dużo większe czasowe obciążenie dla baterii, dodajmy do tego komunikację ze zdalnym serwerem, ze słuchawkami coraz częściej bezdrutowymi… tylko co nam po hi-resach wtedy… i wyraźnie widzimy, że nie po drodze), ani wsparcie ze strony oprogramowania (kodeki, formaty, jakaś standaryzacja… miało być MQA takim all-in-one btw) nie dają podstaw do optymizmu. Tu się po prostu to nie spina w żadną sensowną całość.

Kolejny problem, poważny problem, to duża niechęć artystów do obecnego streamu. Dla konsumenta to świetna rzecz, dla twórcy tragedia. Tak mówią prawie wszyscy, których utwory, albumy strumieniujemy co dziennie w domu i na wynos. Tak, coś z tym trzeba zrobić, bo fizyczna dystrybucja, wspomniane umieranie downloadu powodują radykalną zmianę w sposobie zarabiania przez artystów, definiują te sprawy całkowicie na nowo. Mówi się coraz częściej o powiązaniu streamu z …wydobywaniem kryptowalut. Kontrowersje z kryptowalutami są znane, nie będę ich tutaj przytaczał, wdawał się w czcze dyskusje czy to czysta spekulacja, czy może przyszłość świata bez (fizycznego) pieniądza. Nie czas, nie miejsce. Interesuje nas określony kontekst, artyści i połączenie tego nowego sposobu gromadzenia kapitału z zarabianiem na odtwarzaniu twórczości na sprzęcie konsumentów. Pierwszą platformą łączącą kryptowaluty z muzycznym streamem ma być Choon. Oparta na Etherum platforma ma dać artyście realną, szybką korzyść przy odpowiednio dużej liczbie odtworzeń. Może to jest pomysł, oczywiście o ile kryptowaluty nie staną się kolejną bańką spekulacyjną… O tym projekcie jeszcze napiszę, bo to ciekawa sprawa i kto wie czy nie kluczowa w kontekście rozwoju całej muzycznej (dystrybucja) branży.

Przeszłość

Patrząc realnie, czy Apple jeszcze w tym roku zrezygnuje ze sklepu iTunes z muzyką? Niewykluczone, że będzie musiało podjąć radykalne kroki, bo choć ma unikatową sytuację, gdzie poza drugim co do popularności streamem (Apple Music), oferuje także muzykę poza serwisem (pliki, które odtwarzamy na dowolnym oprogramowaniu oraz sprzęcie), za którą co prawda trzeba płacić (jak nie zmienią AAC na ALAC czy FLAC to nie będzie wyjścia… zamkną to jak nic, wcześniej, czy później btw), ale można mieć ją, przynajmniej teoretycznie, na własność. Teoretycznie, bo choć możemy z niej korzystać do woli poza serwisem (określonym oprogramowaniem) to jednak nie jest to tak do końca pełna swoboda (przypisanie do naszego konta, utrudnienia we współdzieleniu, udostępnianiu… choć tutaj też się zmieniło podejście, DRM jest w odwrocie, no chyba że wspomnimy ponownie o MQA ;-) ). Tak, ale też bym tego nie przeceniał, bo dzisiaj te serwisy integruje się na platformach (TV, smartgłośniki, elektronika użytkowa w ogóle), w innych programach odtwarzających muzykę (pierwsze z brzegu ROON czy USB Audio Pro z Tidalem) i w sumie… jaka to różnica, jaka wartość dodana? Apple będzie MUSIAŁO coś zrobić, bo zwyczajnie artystom przestanie się opłacać, koszt utrzymania kramiku będzie obciążeniem dla firmy. Jedna rzecz może pozwolić na egzystencję takiego (takich) kramików… to zapotrzebowanie na zapisaną offline muzykę na urządzeniu w przypadku podróżujących. Ale to też do czasu, bo po pierwsze Internet na pokładach coraz częściej, po drugie offline może być też w serwisie streamingowym uskutecznione, wreszcie po trzecie… najpopularniejszym odtwarzaczem muzyki nie jest żaden Music, Tidal, Spotify czy co tam jeszcze, tylko YouTube. A ten używany jest intensywnie właśnie w drodze. Znowu strumień i (co gorsza ;-) , często darmowy strumień.

Teraźniejszość i przyszłość

Sumując, już za moment pozostanie serwis z muzyką, nie będzie czegoś takiego jak sklep z muzyką, to przejdzie do historii. Nawet jeżeli otrzymamy możliwość (w ramach serwisu vide Qobuz) na zakup hi-resów to będzie to tylko dodatek, tylko opcja, coś co na pewno nie wyjdzie z niszy… ot skorzysta z tego promil konsumentów, którzy będą mieli taką potrzebę. Oprogramowanie służące do odtwarzania muzyki już przechodzi transformację, już grupuje nam „pod jednym dachem” strumienie i jak wspominałem wcześniej za moment będzie pięknie nam to scalało, będziemy mieli agregację muzycznych strumieni, co będzie dla nas – użytkowników – o tyle istotne, że wreszcie (faktycznie) cała muzyka będzie dostępna za jednym tapnięciem w ekran. To już się dzieje, widzę to u Sonosa, widzę to w kierunku obranym przez twórców Roon-a, świetnym przykładem jest także Vox Player. Oczywiście są tacy, którzy zazdrośnie będą strzegli swojego królestwa (Apple), ale poza tą aberracją (na dłuższą metę taki model biznesowy jest nie do utrzymania), wszyscy będą dążyli do integracji i do ułatwienia korzystania z muzyki na dowolnym sprzęcie, platformie, wszędzie gdzie tylko przyjdzie nam na to ochota. Rewolucja 5G (już za moment) w infrastrukturze łącz mobilnych, nowe BT 5.0, wprowadzenie bezpiecznych, możliwych do użytkowania technologii łączności na pokładach środków masowego transportu (nie tylko lotnictwo, ale niebawem także kosmos oraz nowe rozwiązania tj. Hyperloop) spowodują, że zakup pliku audio będzie czymś anachronicznym. Kto wie, może już w 2018 największe wirtualne sklepy z muzyką odejdą do historii… kto wie?

* Nielsen