LogowanieZarejestruj się
News

Test Matrix Quattro AMP: dobry napęd dla słuchawek, szczególnie ze zbalansowanym torem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Audeze LCD3 & HiFiMAN HE-6_13

Nie ma wiele tego typu rozwiązań na rynku. Albo inaczej wielu takich rozwiązań, które w kompaktowej, przystępnej cenowo formie oferują w pełni zbalansowany tor dla słuchawek. Za to, po prostu, trzeba dodatkowo zapłacić. Fakt, przetestowany Quattro AMP nie ma typowego wyjścia XLR dla nauszników, trzeba odpowiedniego kabla, czy raczej adaptera dla naszych stacjonarnych, wysokiej klasy słuchawek (na rynku są zbalansowane IEMy, ale w tym wypadku trudno byłoby rzecz ze sobą połączyć, zintegrować). Możemy doprowadzić sygnał kablami XLR do tytułowego ampa, następnie za pomocą dwóch dużych audio jacków (6,3 mm) wyjść na słuchawki. Trochę to komplikuje sprawę, ale w sumie tylko trochę, no dla chcącego nic trudnego. Dlaczego zacząłem od tej kwestii, niejako od razu przechodząc do opisu konstrukcji. Bo wg. mnie właśnie ten element wyróżnia testowane urządzenie na rynku, jest to jeden z najtańszych o ile nie najtańszy, w pełni zbalansowany wzmacniacz słuchawkowy, jaki możemy nabyć na rynku. Już samo to jest ciekawe, ale oczywiście kluczową kwestią są nie tylko, czy nawet nie przede wszystkim możliwości takiego, czy innego sposobu przesłania sygnału (choć tutaj, jak sprawdziłem, można oczekiwać bardzo dobrych rezultatów, decydując się na tor zbalansowany), ale uzyskane przez Quattro AMPa brzmienie. To sprzęt, który możemy uznać za uzupełnienie dla Quattro DACa (zalecałbym taki właśnie zestaw, jako najbardziej bezkompromisowe rozwiązanie… wróć… zaraz po zestawie Quattro AMP plus X-Sabre :) ). Przetestowaliśmy kiedyś ten przetwornik (Quattro DAC), to bardzo dobry DAC, w sumie optymalne rozwiązanie dla tańszych, łatwiejszych do napędzenia słuchawek, na pewno można go polecić do modeli z przedziału 500-1200 złotych, będzie to dobry wybór. Jednakowoż w sytuacji, gdy na półce zawitały planarne HE-560 (niech Was nie zwiedzie „przyjazna” impedancja, te słuchawki wymagają odpowiedniego napędu), jakieś Audeze chodzą nam po głowie, mamy w kolekcji Sennheisery HD800, A kolega chętnie udostępni AKG K-812, które właśnie zrujnowały mu co nieco domowy budżet… wtedy warto o coś, co dysponuje większymi możliwościami. Quattro AMP dysponuje większymi możliwościami, jest znacznie mocniejszy od wzmacniacza dodanego do przetwornika w Quattro DACu. Gdyby nie równoczesny test potwora EF-6 (HiFiMANa), powiedziałbym, że ten kompaktowy (przy EF-6 wszystko jest kompaktowe, ale tutaj faktycznie konstrukcja jest raczej z tych umiarkowanych gabarytowo) gra potężnie, doniośle, energetycznie. Tak jest w istocie, choć na tle wspomnianego HiFiMANa właściwie każdy dostępny na rynku wzmacniacz słuchawkowy jest mikrusem, ułomkiem, po prostu znika przy bezpośrednim porównaniu. Tak, jednakże to tylko i wyłącznie w skutek bezpośredniego porównania obu konstrukcji, z których EF-6 można śmiało określić mianem nietypowej, unikalnej, z innej bajki. Gigantyczna (pod każdym względem) konstrukcja to ewenement na słuchawkowym firmamencie, po prostu takich wzmacniaczy słuchawkowych się nie robi, to Quattro AMP jest typowy, mieści się w przewidzianym miejscu, zajmuje niewiele przestrzeni… EF-6 wymaga niemalże specjalnego pomieszczenia, na żadną tam półkę, niewielki stoliczek, czy regał absolutnie nie wlezie. To bardzo, ale to bardzo nietypowa konstrukcja.

No dobrze, to odniesienie & porównanie mam już za sobą, mogę się skupić na produkcie Matriksa. W rozwinięciu przeczytacie co potrafi ten wzmak, jakie są jego mocne oraz słabsze strony, czy może stanowić ostateczne, finalne ogniwo słuchawkowego toru. Postaram się krótko odnieść się do wg. mnie właściwych z punktu widzenia użytkownika zestawień z konkretnymi modelami słiuchawek, bo Quattro AMP jest urządzeniem, które ma swoje preferencje, w niektórych przypadkach może być idealnym wyborem, w innych lepiej poszukać gdzie indziej. Wraz ze wspomnianym X-Sabre, w cenie nie przekraczającej dziesięciu tysięcy złotych, można na bazie obu produktów Matriksa oraz słuchawek za około 3000-4000 złotych, stworzyć docelowy tor dla nauszników – nie mam wątpliwości, że przy odpowiednim dobraniu źródeł będzie to słuchawkowy high-end, kompletne, całościowe rozwiązanie, z którym można żyć. Dobrze, to teraz czas na konkrety, zapraszam do lektury poniżej, w rozwinięciu…

» Czytaj dalej

Nowe modele iPhone nie są „hi-res” friendly. Nie ma obecnie mowy o 24/96 na wyj. słuchawkowym

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
iphone6-stock-photo

Kiepska wiadomość dla tych, którzy liczyli że wraz z wprowadzeniem szóstek do sprzedaży, będzie można (wreszcie) słuchać muzyki o jakości hi-res bez konieczności podłączania zewnętrznego DACa. Niestety, jak donosi MacRumors, na razie nie ma mowy o bezpośrednim słuchaniu plików 24/96 na wyjściu słuchawkowym. Innymi słowy możliwości szóstek są tożsame z poprzednimi generacjami telefonów z logo jabłka na obudowie. Warto przy tym nadmienić, że od strony wyposażenia, niczego nowym iPhone’om nie brakuje: mają nowoczesny, zintegrowany chip wykonany na specjalne zamówienie Apple, który jest zdolny do obsługi materiału 24/96… problem tkwi w oprogramowaniu. Liczono, że wraz z iOSem 8 zadebiutuje możliwość słuchania w jakości > niż 16/44. Obecnie, w przypadku iPhone tyle mamy na wyjściu słuchawkowym, na Lightningu jest 24/96, względnie 24/48… tutaj nie ma pełnej zgodności, co do częstotliwości próbkowania, wiadomo że iPady mogą via DAC grać 24/96 – sami korzystamy z takiej możliwości.

W przypadku nowych modeli zastosowano układ Cirrus Logic 338S1201, pochodną kości CS42L61 w którą wyposażone były iPhone 5. W przypadku tego ostatniego układu wspiera on natywnie konwersję C/A 24/96, co oznacza że także wcześniejsze modele bez przeszkód mogłyby grać hi-resy via audio jack. Apple prowadzi dziwaczną politykę ograniczania swojego sprzętu odnośnie możliwości brzmieniowych. Tak jak AirPlay jest rozwiązaniem gwarantującym dobrą jakość (choć o hi-resach można zapomnieć, bo jest to rozwiązanie do strumieniowania dźwięku o parametrach 16/44), to taki Bluetooth mógłby zamiast kiepskiego transferu 256kbps oferować jakość dużo lepszą (ale nadal gorszą niż AP, więc nie byłaby to wew. konkurencja) w ramach kodeka aptX. Niestety nie ma obecnie i zapewne w przyszłości nie będzie takiej opcji. Odnośnie dźwięku na słuchawkach, Apple chce wprowadzić na rynek nową grupę nauszników (własne Beats oraz opłaty licencyjne ściągane z licencjonujących technologię firm z branży… ostatnio pisałem o Philipsie, z jego najnowszymi Fidelio), które będą pozwalały na uzyskanie jakości hi-res nie z gniazdka analogowego, a za pośrednictwem wyłącznie cyfrowego złącza Lightning. Być może firmie zależy na tym, by tak to właśnie wyglądało – chcesz lepszej jakości, to kup dedykowane słuchawki. Byłby to wyjątkowo paskudny przykład chciwości, wprowadzania ograniczeń, blokowania swoich urządzeń od strony programowej w celu wyciągnięcia pieniędzy od użytkowników. Takie słuchawki @ Lightningu, same w sobie, są interesującą propozycją i mogę stanowić ciekawe rozwiązanie (zintegrowany w nausznikach DAC oraz wzmacniacz, wszystko dopasowane do przetworników, krótka ścieżka…), jednak uniemożliwienie skorzystania z wysokiej klasy słuchawek, jakie się wcześniej nabyło, stanowiłoby bardzo poważne ograniczenie.

Apple prawdopodobnie odblokuje w swoich handheldach (pytanie, czy we wszystkich?) możliwość odtwarzania hi-resów via audio jack. Jak wspomniałem powyżej, od strony technicznej nie jest to problem. Wiadomo, że trwają prace nad uruchomieniem sprzedaży plików 24bitowych w iTunes Store (będzie to zapewne próba odpowiedzi na malejące udziały iTunes na rynku cyfrowej dystrybucji audio), dodatkowo firma od jakiegoś czasu przyjmuje, akceptuje albumy, piosenki w formacie 24/44-96 nadsyłane przez artystów / wytwórnie. Składając wszystko do kupy widzimy, że muzyka hi-res w ekosystemie Apple tak czy inaczej, wcześniej czy później się pojawi. Pytanie tylko kiedy i dlaczego tak długo to trwa, dlaczego Apple ociąga się z wprowadzeniem tego elementu do swojej oferty? W sumie ostatnia konferencja (poza kontrowersyjnym pomysłem z U2) ominęła tematykę audio szerokim łukiem. Jest to o tyle dziwie, że Apple sporo ostatnio zainwestowało, kupując Beats Audio, stając się jednym z graczy w branży audio, graczy na polu sprzętu audio. Na pewno usłyszymy niebawem jakieś wieści z Cupertino na temat muzyki. Biorąc pod uwagę zapowiedzi oraz przecieki, będzie tego naprawdę sporo: streaming, czy precyzyjniej nowa usługa streamingowa audio, przeobrażenia iTunes, nowe produkty Beats, być może jw. hi-resy (dystrybucja oraz odtwarzanie na ihandheldach). Apple mogło „zachować” te nowości na czas premier produktów jednoznacznie kojarzących się z audio… mam tu na myśli przede wszystkim słuchawki Beats, choć całkiem niewykluczone że firma zaskoczy nas nowymi modelami iPodów (chyba, że te w ogóle znikną z oferty, co też nie jest wcale takie nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę usługi strumieniowania wymagające łączności komórkowej oraz spadającą sprzedaż odtwarzaczy z logo jabłka). W październiku ma być kolejna konferencja, niebawem więc dowiemy się jak to z tym całym jabłuszkowym audio będzie.

 

Nowe HiFiMANy HE-400i… duże zmiany w stosunku do poprzedników!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
hifiman he-400i

Nasze redakcyjne HE-400 postaram się niebawem skonfrontować z nowością HiFiMANa… nowym modelem HE-400i. To, patrząc na konstrukcję, zupełnie inne słuchawki, znacznie lepiej dopasowane do scenariusza, w którym zabieramy je gdzieś ze sobą. Innymi słowy, słuchawki „na wynos”, które w odróżnieniu od wcześniejszego modelu faktycznie mogą nam bez przeszkód towarzyszyć poza domem. Co prawda poprzednik też był tak reklamowany, ale głównie chodziło o przyjazną handheldom wszelkiej maści impedancję, która pozwalała na integrację nauszników z ortodynamikami. Te, jak wiemy, należą do wymagających, trudnych do napędzenia słuchawek, zazwyczaj skojarzenie ich z rachitycznymi wzmacniaczami wbudowanymi w smartfony, tablety czy (nawet) odtwarzacze przenośne, kończy się sromotną porażką. Fakt, można było HE-400 podłączyć, zresztą tak też je testowaliśmy, podpinając nauszniki do komputera (MacBook z Dragonfly’em), jednak o swobodzie noszenia można było zapomnieć. Twardy kabel, duża konstrukcja muszli, typowe dla stacjonarnych rozwiązanie dotyczące pałąka wraz z regulacją… to wszystko oznaczało, że owszem, da się te słuchawki potraktować jako coś, co zabierzemy ze sobą, ale raczej w podróż, słuchając „stacjonarnie” muzyki w pociągu, samolocie, a nie faktycznie przenośnie z handhelda, idąc sobie ulicą.

Z HE-400i jest inaczej. Konstrukcja bezpośrednio nawiązuje do rewelacyjnych wg. mnie HE-560-ek. Krótko miałem te genialne słuchawki na uszach i szczerze… to jest to, tzn. mamy tutaj i wybitnie dobry dźwięk, jak również wygodę, czy nawet swobodę od strony użytkowej, ergonomicznej. Super! Na pewno te nowości postaramy się u nas przetestować, konfrontując nasze wcześniejsze doświadczenia (test HE-6 niebawem opublikujemy). Patrząc pobieżnie na to co firma oferuje obecnie (HE-400 dostarczano w zwyczajnym, kartonowym opakowaniu, w przypadku nowości jest piękne, skórzane pudło), to jak prezentują się nowe modele, widzę że firma stale się rozwija, że faktycznie komuś tutaj zależy, a nie „jedzie na opinii”. Dobra informacja dla zainteresowany planarami, bo takich słuchawek na rynku jest niewiele, a wraz z nowym, tytułowym modelem możemy liczyć na coś, wydaje się, wyjątkowego. W cenie bliskiej 2000 złotych można będzie zakupić wysokiej klasy, jak to napisał dystrybutor, high-endowe słuchawki i (chyba) nie jest to tylko marketingowy slogan, a rzeczywistość. Przyjdzie, mam nadzieję, niebawem zweryfikować te opinie, testując nowe HE-400i… poniżej informacja prasowa oraz parę zdjęć najnowszych ortodynamików.

» Czytaj dalej

Pierwsze takie – słuchawki ze złączem Lightning dla jabłkolubów

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
fidelio-640x426

W zeszłą środę Philips zaprezentował światu pierwsze słuchawki, które wyposażono w niekompatybilne z niczym innym (niż handheldy Apple) złączem Lightning. Model Fidelio M2L to na pierwszy rzut oka typowe, nauszne słuchawki przenośne (no takie wyższej klasy vide przynależność do serii Fidelio), które mają przede wszystkim współpracować ze sprzętem mobilnym. W tym wypadku, jak wyżej, będą, pod warunkiem że jest to sprzęt Apple. Co ciekawe Philips wychodzi tu nieco przed szereg, a dokładnie przed firmę – twórcę iPhone, ale także liczącego się obecnie gracza na słuchawkowym rynku, liczącego się z chwilą przejęcia Beats Audio. Pewnie większość z nas obstawiała, że to właśnie „b” będą pierwsze, jak się jednak okazuje, może będą drugie… O takim rozwiązaniu usłyszeliśmy pierwszy raz całkiem niedawno, bo w czerwcu, podczas WWDC.

Także w czerwcu Apple rozszerzyło zakres specyfikacji Made for iPhone (MFi), pozwalając twórcom akcesoriów, producentom sprzętu AV zaprojektować słuchawki zdolne do pracy ze swoimi handheldami za pośrednictwem interfejsu Lightning. Co ciekawe, mimo udostępnienia takich możliwości, pozostawiono niezmienione parametry względem wcześniejszych odnośnie jakości dźwięku: nadal mamy maksymalną częstotliwość próbkowania = 48 kHz (stereo) oraz możliwość przesłania do urządzenia (w trybie rejestrowania dźwięku) mono o tej samej cz. próbkowania.

Pytanie, co miał autor na myśli, a konkretnie Philips ogłaszając (przy okazji zapowiedzi ww. modelu), że oto otwiera drogę do hi-res audio na iHandheldach? To po pierwsze nieprawdziwe sformułowanie w kontekście obecnych możliwości iPadów (24/96) oraz pozostałych urządzeń (24/48), po drugie specyfikacja i tak jw. jest tutaj sporym hamulcowym. O co zatem chodzi? Pewnie, jak zwykle w takich sytuacjach o czysty marketing, chyba że to wyjście przed szereg oznacza, że Holendrzy (czy może już bardziej Chińczycy, kto to wie?) wiedzą coś, czego my jeszcze nie wiemy, a się tylko domyślamy. Wiedzą, ze Apple ma w zanadrzu niespodzianki w zakresie audio, że jedną z nich będzie wprowadzenie lepszej jakości do iTunes. W przeciwnym razie, wprowadzenie takiego, dedykowanego dla iPhone, iPoda czy iPada sprzętu, z jak to opisano „24 bitową konwersją cyfrowo-analogową (DAC) oraz wzmacniaczem wbudowanymi w muszle” będzie trochę bez sensu.

Bez sensu w kontekście rezygnacji z audio jacka 3,5mm na rzecz Lightninga, choć wg. mnie taki ruch od strony jakości, patrząc na to purystycznie ;-) ma uzasadnienie. Pozbywamy się niedoskonałej z definicji konwersji w samym telefonie, czy tablecie, zostawiając to lepszym, położonym tuż obok przetworników (krótka ścieżka, brak zakłóceń, lepsze parametry, bo brak ograniczeń) układom C/A, do tego takie słuchawki mogą zostać wyposażone w dużo lepszy wzmacniacz, niż ten który znajdziemy w smartfonie. Cóż, pozostaje poczekać na pierwsze, obszerniejsze recenzje tego typu rozwiązania. Takie zamykanie się, w obrębie własnego ekosystemu, jest w przypadku Apple dość typowe, więc w sumie trudno się dziwić, że tak to wygląda, czy będzie wyglądało… Postaram się sprowadzić to dziwo do redakcji i sprawdzić z (niespodzianka, o której napomknę niebawem na fb oraz dodatkowo w newsach, gdy tylko rzecz potwierdzimy). Podsumowując, dobre w tym wszystkim jest to, że nawet takie, nieco ograniczone możliwości wskazują pośrednio, że w końcu Apple wprowadzi coś lepszego od AAC 256kbps. Bo, nawet biorąc poprawkę na Remastered for iTunes, inni oferują lepszą jakość, czasami dużo lepszą…

» Czytaj dalej

Deezer od 15 września strumieniuje w jakości bezstratnej. Na razie w Stanach

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Sonos_deezer-elite_web

Deezer, francuski serwis streamingowy, będzie kolejnym (na razie de facto mamy WiMP HiFi – niebawem pod marką Tidal w Stanach, Qobuz chyba padnie, Ora stream to jakaś nisza niszy) miejscem w którym znajdziemy muzykę w bezstratnym zapisie. To bardzo dobra wiadomość, bo oznacza że jednak ludziom nie jest wszystko jedno, że ta lepsza jakość znajduje zainteresowanie wśród klientów. Warto uzmysłowić sobie, że oferowany do tej pory streaming pozwalał na maksymalny bitrate w okolicach 320kbps. Jakość tak zapisanej muzyki bywa całkiem znośna, jednak wprowadzenie (oby tylko zadbano o źródła!) strumieniowania o parametrach 1411kbps (tyle właśnie wynosi transfer w przypadku pliku bez kompresji stratnej, a konkretnie bez żadnej kompresji – plik WAV zapisany na płycie kompaktowej) otwiera nowe możliwości. Rzecz jasna jest tutaj spore pole do różnicowania jakości nagrań, bo pliki VBR, poddane kompresji bezstratnej (ALAC, FLAC) to jest około 1000 kbps (czasami mniej), jednakże niektóre z wymienionych serwisów zapowiadają ni mniej, ni więcej tylko 1411 kbps. Rzecz jasna nie pozostanie to bez wpływu na dwa, ważne aspekty – czas pracy na baterii oraz limity w ramach miesięcznych paczek danych przypisanych do danego abonamentu. W przypadku pierwszej kwestii niestety nie ma co liczyć na przełom, nie ma na razie mowy o rewolucji w tym względzie, w przypadku drugiej mam dobrą wiadomość: operatorzy znowu biją się (u nas, w Polsce) o klienta i wprowadzają, nawet do niższych abonamentów opcję stałego dostępu, bez limitów do sieci w ramach usług transferu danych via 3/4G. To może mieć duże znaczenie dla wszystkich tych, którzy będą chcieli bez skrępowania skorzystać z tytułowego strumieniowania, generującego duże zapotrzebowanie na przepustowość oraz duże transfery. W przypadku przepustowości może być z tym różnie, chociaż przedstawiciele operatorów zapewniają, że obecna infrastruktura gwarantuje odpowiednio komfortowe korzystanie z usług. Jak będzie faktycznie, przekonamy się niebawem, gdy więcej osób zacznie intensywnie słuchać muzyki w bardzo dobrej jakości, korzystając z serwisów oferujących bezstratny streaming muzyki.

Deezer Elite – bo tak się nowy serwis będzie nazywał – będzie wyróżniał się wspomnianym przesyłem całych 1411kbps. O ile Francuzi zadbają o źródła, może to być pierwsza, tak bezkompromisowa odnośnie jakości, opcja dostępna na rynku (Ora Stream oferuje transfer na poziomie 700-1100 kbps, w przypadku WiMP HiFi trudno precyzyjnie to określić, ale na pewno jest to mniej niż wspomniane ponad 1400 kilobajtów na sekundę). Od 15 września, to znaczy od poniedziałku, z usługi będą się cieszyć Amerykanie. Dodatkowo najpierw skorzystają użytkownicy dysponujący urządzeniami Sonosa (multiroom, głośniki, odtwarzacze sieciowe etc.), następnie wszyscy pozostali. To oni, Amerykanie, jako pierwsi otrzymają taką możliwość, z opcją miesięcznej jazdy próbnej. Na szczęście dość szybko, choć nie podano kiedy dokładnie, rzecz zawędruje na Stary Kontynent. Polska była jednym z pierwszych krajów, w którym Deezer rozpoczął swoją działalność i z tego co mi wiadomo, spotkał się z całkiem życzliwym przyjęciem. Na marginesie, Polska jest jednym z niewielu państw w Europie, z tak bogatą ofertą tego typu usług. Daje to nadzieję na rychłe uruchomienie Elite także u nas w kraju. Miejmy nadzieję, że cena nie będzie wyższa od tej, którą woła konkurencja (39.99). W Stanach ma to być 20 dolarów (podwójny koszt abonamentu w wersji premium, czyli u nas właśnie te 40 złotych). Deezer przygotowuje dla tych, którzy skuszą się już teraz specjalną ofertę – cenę obniżoną o 10 dolarów. Jeżeli u nas będzie możliwość takiej migracji (pewnie czasowej, ale dobre i to), to każdy abonent serwisu w wersji premium będzie mógł bez opłat przenieść się do krainy bezstratnego dźwięku. Cóż, pozostaje czekać na oficjalną zapowiedź…

09.09.14 Konferencja Apple naszym okiem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Apple Conf 090914

Zupełnie nowe produkty (i nie mam tu na myśli iPhone), wprowadzenie ważnych, wnoszących istotne nowości, nowe możliwości, nowe usługi oraz usprawnienia, wersji mobilnego oraz komputerowego systemu operacyjnego oraz (niewykluczone) wprowadzenie wielkich zmian w systemie dystrybucji muzyki… tego mniej więcej możemy się spodziewać po dzisiejszej, chyba najważniejszej od czasu przejęcia steru przez Tima Cooka konferencji Apple. Będę relacjonować to wydarzenie, a właściwie to precyzyjniej, na gorąco postaram się o ocenę oraz subiektywny opis tego co pokaże firma z Cupertino podczas dzisiejszego wydarzenia. Najistotniejsze, z punktu widzenia branży audio, pytanie brzmi: Czy Apple zapowie ewolucyjną zmianę (koniec?) obecnego iTunes, narodziny nowego modelu dystrybucji opartego na miesięcznych opłatach, na subskrypcji? A jeżeli tak, to jaki to będzie miało wpływ na oferowane przez firmę urządzenia? Czy w związku z tym znikną iPody? Czy model oparty na płaceniu za piosenkę, album będzie utrzymany tylko i wyłącznie na potrzeby zapowiadanego przez niektórych wejścia Apple na rynek dystrybucji muzyki w bezstratnej jakości? Czy model subskrypcyjny będzie oznaczał progres do bezstratnego strumieniowania, a iTunes store zaoferuje hi-resy? Jak Apple zdyskontuje zakup Beats, w jaki sposób przełoży się to na oferowane przez siebie produkty, usługi (streaming jest tutaj moim zdaniem pewniakiem).

Muzyka rzecz jasna nie będzie głównym bohaterem – tutaj rzecz jasna dominującym produktem będzie iPhone oraz prawdopodobny iWatch. Jednak muzyka może być jednym z głównych motywów, szczególnie jeżeli Apple postanowi wprowadzić gruntowne zmiany w swoim wirtualnym kramiku, jeżeli całości będzie towarzyszyła poważna zmiana iTunes (rozumianego szerzej, a konkretnie jako model dystrybucji, łącznik, kluczowy element ekosystemu). Ten mianownik, wg. mnie, wymaga pilnej modyfikacji, odważnych decyzji. Czy tak się stanie, przekonamy się już niebawem. Nie można zapominać, że zapowiadane na WWDC nowości dotyczą innych dziedzin, takich jak zdrowie, jak płatności mobilne, jak integracja usług w obu systemach, jeszcze ściślejsza współpraca, współdziałanie handheldów z Makówkami, inteligentny dom itp. Liczę jednak na to, że Apple zaskoczy nas, informując o nowościach z zakresu audio i będzie to jeden z ważnych punktów konferencji. W końcu od iPoda to się zaczęło, od iPoda oraz iTunes. Od muzyki. Byłaby to ładna klamra, bo oczekiwania względem Apple są ogromne, a jednocześnie wiele rzeczy w „królestwie” zdążyła się wyraźnie zestarzeć, żeby nie powiedzieć zdewaluować. Sprzedaż „mp-3ek” za kilkanaście dolarów za album to nie jest coś, co dzisiaj ma przyszłość. Brak lepszej jakości muzyki, brak atrakcyjnego serwisu streamingowego, przy jednoczesnym inwestowaniu w ten segment (Beats) to coś, co mocno tu nie pasuje, nie koresponduje. To tylko jeden z elementów, ale istotny, bo powiązany z całym ekosystemem. Pytanie, czy oni zdążą to wszystko pokazać w trakcie dwugodzinnego spotkania? Cóż, w tym prezentowaniu, pokazywaniu są niewątpliwie mistrzami.

Ten wpis będzie aktualizowany… Aktualizacja (po konferencji)

» Czytaj dalej

Listwa TAP8 z DC-Blockerem firmy Tomanek trafiła właśnie do redakcji HDO

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
zdjciegwnetap8

Testowaliśmy model sześciogniazdkowy, tym razem do redakcji trafił wariant wyposażony w 8 gniazd oraz – i to jest coś, nad czym się pochylimy – DS-Blocker. Tomanek wprowadził do oferty rozwiązanie łączące listwę zasilającą z reduktorem składowej stałej sieci zasilającej  230V. O co chodzi z tym reduktorem, jaki to może mieć wpływ na jakość zasilania dla naszych wzmacniaczy, źródeł? Oto, co pisze na ten temat sam producent: „ DC-Blocker DCB2 jest urządzeniem, którego zadaniem jest eliminacja niepożądanej składowej stałej napięcia zasilającego 230V. Składowa stała jest wszechobecnym zjawiskiem powodowanym głównie przez urządzenia impulsowe (np. zasilacze impulsowe) oraz wszelkiego rodzaju przetwornice. W domowych warunkach źródłem tego zjawiska mogą być np. pralka automatyczna, wewnętrzne zasilacze telewizorów, ładowarki do telefonów, zasilacze komputerów i laptopów itp.

Składowa stała ma negatywny wpływ na transformatory w urządzeniach audio – powoduje przemagnesowanie ich rdzenia, co niesie za sobą znaczny wzrost głośności ich pracy (tzw. buczenie), większe nagrzewanie się transformatora oraz odkształcenie sinusoidalnego kształtu napięcia. Wszystkie te negatywne skutki obecności składowej stałej w sieci 230V przekładają się na pogorszenie parametrów wzmacniaczy mocy i innych urządzeń audio. Wtórnym skutkiem jest również znaczny wzrost poboru prądu przez urządzenia audio, który w dużej mierze jest tracony w postaci nadmiernego grzania się transformatora oraz wzrost głośności pracy ich transformatorów sieciowych. Urządzenie DCB2 eliminuje wszystkie negatywne skutki obecności składowej stałej. Wystarczy wpiąć je pomiędzy gniazdo 230V, a wtyk urządzenia.”

Tyle teoria, pytanie jak to wygląda w praktyce? Generalnie z opisu wynika, że jest to coś, co wcale niekoniecznie będzie miało bezpośredni wpływ na to co usłyszymy (no, może poza brakiem buczenia ;-) , ja takowego u siebie na szczęście nie doświadczam), a głównym zdaniem jest zwiększenie bezpieczeństwa podłączonych do sieci urządzeń, zmniejszenie poboru energii, mniejsze nagrzewanie się sprzętu (mniejsze straty skutkujące jw. nadmiernym nagrzewaniem się oraz nadmiernym poborem energii, stworzenie optymalnych warunków pracy), wreszcie niwelacja zakłóceń (to już może bezpośrednio przełożyć się na brzmienie). Rzecz jasna sprawą otwartą pozostaje ocena jakości danej instalacji. Im lepiej zaprojektowana, im lepiej wykonana, tym znaczenie takiego elementu będzie mniejsze (choć nie pomijalne, biorąc pod uwagę liczbę odbiorników energii nagromadzonych obecnie w domach, mieszkaniach).

Zadbałem u siebie o bardzo dobrze wykonaną instalację, która nie dość że zapewnia odpowiednio solidne zasilanie (w pomieszczeniach ze sprzętem), to dodatkowo dzięki separacji, osobnym obwodom, nowoczesnej instalacji zabezpieczającej, gwarantuje odpowiedni poziom bezpieczeństwa oraz jakości dostarczanej energii. Poza tym mamy do czynienia z produktem tożsamym z przetestowaną u nas TAP6. Obecnie do listwy podpiąłem topowy wzmacniacz słuchawkowy EF-6 HiFiMANa (duży pobór energii) oraz nieco mniej wymagające źródło/amplifikację pod postacią wzmacniacza zintegrowanego NAD D3020. Po sprawdzeniu, spisaniu wniosków uzupełnię niniejszy wpis o opis listwy wyposażonej we wspomniany reduktor…

» Czytaj dalej

Słuchawki za 49.99? Nie, to złota wersja Happy Plugs 18K za kilkanaście tysięcy euro

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
18_carat_gold_edt

Ok, ja rozumiem, że diamentowy iPhone może kosztować te kilkaset tysięcy dolarów, euro czy czego tam jeszcze, ale tutaj mamy już kompletne pomieszanie z poplątaniem. Słuchawki Happy Plugs (AB, bo to produkt szwedzki) to moi drodzy odpowiednik pchełek, dokładnie odpowiednik pchełek jakie swego czasu Apple ładowało do pudełek z iPodami, iPhone. To rzecz kompletnie nie nobilitująca (a chyba taki jest zamysł wykosztowania się na sumę 11 czy 14,5 tysiąca euro za złotą wersję tytułowych „wisiorków”), to znaczy posiadanie takich słuchawek w niczym nie dodaje splendoru użytkownikowi, a wręcz przeciwnie… może być dla kogoś, kto zwróci na ten „szczegół” uwagę, powodem do niewybrednych drwin i trudno się dziwić drwinom. Wszak topowy model telefonu można jeszcze jakoś pogodzić z szaloną ceną za wersję platynowo-diamentową, bo to iPhone, coś – powiedzmy – wyróżniającego właściciela (też nie bardzo, ale mniejsza), natomiast douszne Happy Plugs to rzecz, o której można powiedzieć jedno… takie coś, bez problemu, można by znaleźć w kiosku i nie byłoby to nic nadzwyczajnego. To tak, jakby wałek do ciasta wykonać z masy perłowej wysadzanej brylantami i zażądać za takie coś pół miliona.

Gdyby te HP były choćby tak rozpoznawalne, tak modne jak b (od Beats) to jeszcze można by przyjąć, że jest tu jakiś patent na łojenie klienta, ale tutaj go po prostu nie ma, nie ma nic, absolutnie nic… ot, kioskowe słuchawki ze złota kosztujące kilkanaście tysięcy euro. Chciałbym zobaczyć klientów, którzy taką wersję nabyli i się (ob)noszą. Zabawne, że sam producent oferuje także wersje dopasowane do iPhone 5S (pozłacana oraz srebrna) za kilkadziesiąt euro. No ale te złoto jest 18 karatowe i się świeci, jak garnitur złotych zębisk. Cholera, chyba już wiem dla kogo te słuchawki! Dla braci ze wschodu, z wielkiej Rosji, tam takie coś faktycznie mogłoby znaleźć nabywców. Taka, specyficzna biżuteria, jak trzy zegarki na nadgarstku (wiadomo, element obowiązkowy wyposażenia kadry oficerskiej niezwyciężonej Armii Czerwonej), wspomniana złota klawiatura zastępująca naturalne uzębienie i tym podobne gadżety nieodparcie kojarzące się z wysoką cywilizacją zza (no właśnie, pytanie co tu obecnie wstawić…). Koniec wycieczek, czas na podsumowanie, będzie krótko – te słuchawki brzmią jak jabłkopchełki, czyli w ogóle nie brzmią (ostatnio boleśnie się o tym przekonałem korzystając z kompletu ikonograficznych słuchawek Apple – beznadzieja). Jedenaście tysięcy euro… no, wiecie, za takie wisiorki, koraliki, czy coś w ten deseń. Kto bogatemu zabroni…

Czas na douszne Momentum. Czy nowe dokanałówki Niemców będą równie udane, co nasze ulubione słuchawki „na wynos”?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Rust H_026

Dobre pytanie, na które postaramy się znaleźć w najbliższym czasie odpowiedź… Momentum wg. mnie są obecnie najlepszymi, przenośnymi słuchawkami jakie możemy znaleźć na rynku. Nie podaję do jakiej kwoty, bo moim zdaniem te słuchawki są zwyczajnie kasują konkurencję, łącznie z dużo droższymi modelami z katalogu Grado (mieliśmy na uszach oba modele przenośnych PS-500 i/e), testowanymi u nas Final Audio Design (topowy model Pandora Hope VI) oraz słuchanymi ostatnio nowościami z katalogu Beyerdynamika oraz Audio Techniki. Na razie żadne z przesłuchanych słuchawek nie zbliżyły się subiektywnie do droższych Momentum (w katalogu znajdziemy jeszcze tańsze, mniejsze On-Ear). Nowe Momentum In-Ear (ano właśnie) to słuchawki za 99 euro, czytaj w naszym kraju ich cena nie powinna przekroczyć sumy 550-600 złotych. Jeżeli będą oferowały podobne do nausznych braci umiejętności, podobną jakość dźwięku to chyba wiem jakie IEMy wylądują u nas wysoko na liście najlepszych dokanałówek. Ta lista póki co jest krótka, bo jak wspominałem wielokrotnie ja generalnie IEMów nie uznaję, jestem bardzo wybredny, takie słuchawki muszą być bardzo wygodne, poza tym że mają świetnie brzmieć (co w przypadku takich konstrukcji jest wg. mnie trudne do osiągnięcia, choć jak pokazują ostatnio przetestowane u nas Westony, czy FADy nie niemożliwe).

Jak będzie w tym przypadku, zobaczymy, tak czy inaczej cieszę się, że Sennheiser rozbudowuje ofertę w tym segmencie, rozwija tę, niezwykle udaną linię swoich produktów. Patrząc na konkurencję, mało komu udała się taka sztuka (znamy takiego kogoś?), to znaczy nie kojarzę żadnego z producentów (tych specjalizujących się w słuchawkach, jak i nie), któremu udałoby się wprowadzić na rynek całą, kompletną serię przenośnych słuchawek ocenianych jako te „naj”, okupujących wysokie miejsca w rankingach. Nowość nawiązuje (warianty kolorystyczne) do tańszych On-Ear. Oczywiście mamy pełną kompatybilność ze sprzętem przenośnym na Androidzie (ciekawe, czy faktycznie, patrz niżej) oraz iOSie. Metalowa obudowa, wysokiej klasy przetwornik, skierowanie wylotu pod kątem, w celu lepszego dopasowania aplikacji, wygodne gumki… cóż, prezentuje się to nieźle, ale takich konstrukcji na rynku znajdziemy obecnie całkiem sporo. Trzeba będzie rzecz obadać dokładnie, mam nadzieję że któryś ze współpracujących z nami dystrybutorów udostępni nam niebawem egzemplarz testowy. Poniżej galeria oraz specyfikacja słuchawek:  » Czytaj dalej

DIVALDI AMP 01 – stylowy wzmacniacz słuchawkowy z Polski

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Divaldi AMP 01

Wygląda na to, że trzeba będzie przy okazji najbliższych odwiedzin salonu na Trawki 7 (Premium Sound w Gdańsku) sprawdzić tego malucha. Wygląda – muszę przyznać – świetnie, pytanie czy równie świetnie gra? Panowie z salonu zachwalają, warto będzie to zweryfikować. Jak wiadomo lubię wspierać rodzime marki, uważam że nasze produkty często prezentują dobry poziom, bywa że dużo lepszy od wycenionych podobnie, albo znacznie wyżej urządzeń, akcesoriów konkurencji. Dotyczy to zarówno sprzętu audio, wzmacniaczy, źródeł, czy głośników, jak również wszelkiej maści akcesoriów (bez voodoo, bez kosmicznych cen, po prostu uczciwie wycenionych). Mam tu na myśli przykładowo kable Purple Rain, testowane na naszym portalu, czy bardzo dobre, również testowane u nas, alternatywne zasilacze do popularnych DACów, odtwarzaczy sieciowych oraz listwy zasilające (firmy Tomanek – właśnie trafiła do nas, na marginesie, najnowsza TAP8 z blokerami).

W przypadku tytułowego produktu, mówimy o czymś niewielkim, pięknie wykonanym, ze smakiem, dodatkowo wyposażonym nietypowo w… przedwzmacniacz gramofonowy z korekcją RIAA (!). To bardzo fajne, oryginalne połączenie, bo „przy okazji” będziemy mogli posłuchać na naszych ulubionych słuchawkach płyt winylowych (o ile jesteśmy fanami czarnego krążka i mamy dostęp do gramofonu). Zazwyczaj słuchawkowy pre to zazwyczaj osobne urządzenie do podłączenia ze wzmacniaczem zintegrowanym / mocy. W torze gdzieś tam pewnie trafi się wyjście słuchawkowe, ale pewnie będzie to takie sobie (jakościowo) gniazdko w integrze, względnie przedwzmacniaczu, które trudno będzie uznać za optymalne dla wysokiej klasy słuchawek. Te muszą mieć odpowiednie zaplecze, nie ma tutaj drogi na skróty… testując EF-6 HiFiMANa słyszę różnicę, wyraźną różnicę… uważam, że jest to kluczowy element toru, ważniejszy od źródła, ważniejszy od „zaplecza”. To fundament. Pytanie, czy niewielki DIVALDI AMP 01  (vel WS-1) będzie takim fundamentem dla słuchawkowego toru? Jeżeli gra podobnie jak wygląda, to odpowiedź na tak postawione pytanie będzie brzmiała: owszem, jak najbardziej. Patrząc na design, rzecz kojarzy mi się z dokonaniami mistrzów z Italii. Prezentuje się to wybornie, uwielbiam minimalistyczne w formie, ciekawie zaprojektowane urządzenia, ze szczyptą szaleństwa (byleby nie przesadzić ;-) ). Ta szczypta szaleństwa w tym przypadku to niewątpliwie pokrętło, pokrętło głośności które powędrowało na „sufit” (dodatkowo, dyskretnie podświetlane). Według mnie fantastyczny zabieg stylistyczny, odnośnie ergonomii zaś… o ile jest to sprzęt na biurko (a takim się zdaje), to jak najbardziej ma to sens. Pytanie, jak będzie się z DIVALDIM umieszczonym na stoliku audio w salonie? Zasilanie wyprowadzono na zewnątrz. Ciekawe jaki to zasilaczyk dostarcza energię temu maluchowi? Można samemu przekonać się jak to gra oraz jak się to obsługuje, odwiedzając wspomniany na wstępie salon, zabierając ze sobą ulubione słuchawki, względnie korzystając z możliwości sprawdzenia wzmacniacza z wieloma fantastycznymi nausznikami (znajdującymi się w stałej ofercie ww. sklepu).

Oto, co pisze na temat wzmacniacza producent:„Wzmacniacz słuchawkowy jest urządzeniem przeznaczonym do odsłuchu sygnałów muzycznych za pomocą słuchawek Hi-Fi najwyższej klasy wyposażonych we wtyk Jack 6,3mm. Wzmacniacz pracuje w klasie A, wykonano go, jako dwa oddzielne i odseparowane kanały mono, osobno dla lewego i prawego kanału. Wzmacniacz posiada dwa niezależne zasilacze dla lewego i prawego kanału. Montaż elementów elektronicznych jest wykonywany ręcznie w technologii przewlekanej. Wszystkie elementy elektroniczne dobrano i parowano ręcznie. Wzmacniacz nie zawiera elementów miniaturowych SMD. Obudowa wzmacniacza została zaprojektowana i wykonana z jednolitej, wysokiej, jakości bryły aluminium. Zasilanie urządzenia jest realizowane za pomocą dołączanego zasilacza z napięciem bezpiecznym 16 V AC zapewniającym odpowiedni zapas mocy.”  Uzupełniając, warto nadmienić, że za marką DIVALDI, stoi firma Mediam, dystrybutor takich marek jak Audion, Nottingham Analogue, Ortofon, Living Voice itdPoniżej, w rozwinięciu newsa, dane techniczne:

» Czytaj dalej