LogowanieZarejestruj się
News

Nowe produkty Oppo: mobilne słuchawki oraz mobilny DAC/AMP

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
HA-2-top-view-small

Niebawem będziemy testować stacjonarny tor słuchawkowy z wzmacniaczem HA-1 oraz planarnymi słuchawkami PM-2, tymczasem Oppo uzupełnia ofertę o tor mobilny. Od razu debiutują oba, niezbędne, elementy – wzmacniacz oraz słuchawki. W przypadku wzmacniacza mówimy o na wskroś nowoczesnej konstrukcji opartej na kości Sabre32 (najlepszym, referencyjnym układzie ESS9018-K2M). Ten układ stosuje się w mobilnych konstrukcjach bardzo rzadko – DAC ma spore wymagania energetyczne, do tego swoje kosztuje, z tym że ta wersja została opracowana właśnie pod kątem mobilnych urządzeń. Cóż, Oppo postanowiło nie iść tutaj na żadne kompromisy – nowy, przenośny DAC/AMP to faktycznie wyczynowa, patrząc przez pryzmat parametrów oraz możliwości, konstrukcja. Nowy HA-2, bo tak rzecz nazwano, będzie zdolny do grania materiału DSD (nie tylko 64/128 ale nawet 256) oraz PCM (DXD do 32/384KHz). To wartości niespotykane w przenośnych przetwornikach.

Sprzęt będzie współpracował z mobilnymi platformami: iOS oraz Androidem, dodatkowo oczywiście bez problemu zagra z PC oraz komputerami Apple. Intrygująco wygląda kwestia ceny – na stronie producenta podano, że ta wynosić będzie zaledwie 299 dolarów. To naprawdę mało, szczególnie że mówimy o konstrukcji jw. wyczynowej, produkcie wykonanym z aluminium (obszytym dodatkowo czymś, co wygląda na skórę). Ważna informacja dla jabłkolubów: możecie liczyć na bezpośrednią obsługę, bez pośrednictwa camera kit. Innymi słowy, będzie tak jak z A200p… kabel do ładowania -> DAC i odtwarzamy. Super!

Odnośnie słuchawek, nowe PM-3 to tańsza, łatwiejsza do napędzenia wersja wspomnianych PM-2. To, co wyróżnia ten model na tle konkurencji, to niewielka waga (mówimy nadal o słuchawkach planarnych!). Faktycznie 320 gramów to niewiele jak na ortodynamiki, sporo mniej od (przykładowo) naszych redakcyjnych, reklamowanych jako przenośne, HiFiMANów HE-400. Producent wspomina o skutecznej izolacji słuchacza od odgłosów otoczenia, ten model ma się dobrze sprawdzić w zatłoczonych środkach transportu, czy na ruchliwej ulicy. W przypadku trójek przyjdzie nam zapłacić niecałe 2400 złotych (2380zł dokładnie). Obie nowości powinny być już dostępne w sprzedaży. Postaramy się szybko przeprowadzić test tytułowych nowości.

Poniżej oficjalna notka nadesłana przez dystrybutora, firmę Cinematic…

» Czytaj dalej

Astell&Kern AK500N/A/P… topowe źródło & high-endowy system od irivera

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
akak500n_7553

Niebanalna forma, bogate wyposażenie oraz bardzo wysoka cena (50 tyś. zł)… tak można pokrótce opisać tytułowe urządzenie. Wspominałem o tym produkcie przy okazji jego prezentacji przez irivera jakiś czas temu – teraz sprzęt trafia na rynek, w tym do Polski, dzięki naszemu rodzimemu dystrybutorowi (firma MIP). To pierwszy, nie licząc stacji dokujących do DAPów, stacjonarny produkt z portfolio marki premium Koreańczyków. Możemy zapewne spodziewać się wyczynowych możliwości (patrz, w rozwinięciu, opis nadesłany przez dystrybutora), o jakość dźwięku też raczej możemy być spokojni. Mnie tylko zastanawia jedno: za 10 tysięcy (z groszem) można mieć znakomite źródło pod postacią AK240, źródło nie tylko na wynos, ale także stacjonarne… wystarczy stacja dokująca. Oczywiście to nie to samo, co skrzynka na nóżce ;-) tracimy wiele unikalnych funkcji (patrz poniżej), ale… brzmienowo pewnie będzie to ten sam poziom, bo najwyższy odtwarzacz przenośny AK jest naprawdę znakomity i trudno sobie wyobrazić sprzęt, który wnosiłby coś ponadto, co oferuje 240-ka. Zresztą w zamontowanym na górze docku AK500N będzie można umieścić najnowsze mobilne playery: AK100II. AK120II oraz wspomnianego AK240… Ot, takie luźne uwagi mi się nasuwają, gdy patrzę na to co przygotował irivier, ile zażądał za swoją najnowszą, stacjonarną maszynę grającą.

Przy czym nie zapominajmy, że AK500N będzie można rozbudować… o wzmacniacz oraz kondycjoner sieciowy… będzie można zatem zbudować cały system w oparciu o proponowane rozwiązania (dziwne, że w notce nie znalazły się, poza obrazkiem, jakieś dodatkowe informacje na ten temat). Do tego – co warto podkreślić – jako serwer, będzie to unikalne rozwiązanie na rynku, oparte o pamięci masowe SSD, znacznie bardziej niezawodne od tradycyjnych dysków magnetycznych. To optymalny wybór: bezpieczeństwo, natychmiastowy dostęp do danych, optymalny, ale też bardzo kosztowny (możliwe konfiguracje 1, 2 lub 4TB…).

Poniżej informacja prasowa, jaką nadesłano. Poprosiliśmy o miejsce w kolejce (do testów), tymczasem garść zdjęć, opis oraz specyfikacja tytułowego urządzenia…

» Czytaj dalej

Odtwarzacz przenośny audio Calyx M – pierwsze wrażenia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Calyx_M_70_iOS

Po paru dniach akomodacji, czas na pierwsze wnioski. Odtwarzacz Calyx M jest duży, aluminiowy, dysponuje wielkim, dotykowym ekranem 4.65″ OLED. Nie jest lekki, w porównaniu z konkurencją mamy do czynienia z zawodnikiem klasy ciężkiej. Może pracować jako przetwornik z komputerem via USB micro (stosowne sterowniki do pobrania ze strony producenta), potrafi odtwarzać pliki DSD (.dff, .dsf) oraz materiały PCM najwyższej jakości (.dxd). Nie jest przeładowany gniazdami, przyciskami – mamy tutaj szlachetny minimalizm, choć fizyczne przyciski mogą wydać się nieco kłopotliwe (są małe, ledwo co wystają z obudowy). Bardzo ciekawym patentem jest suwak z prawej strony, pozwalający na precyzyjną regulację głośności. Działa to bardzo dobrze, na ekranie widzimy stosowną animację zmiany natężenia dźwięku. Rozwiązanie lepsze od niewielkich potencjometrów, równie dobre co duże pokrętło spotykane w wysokiej klasy DAPach (z HiFiMANami na czele). Pojedyncze gniazdko audio jack 3.5mm to jedyne złącze audio (poza ww. USB) jakie znajdziemy w odtwarzaczu. Sprzęt może pracować w trzech trybach (low / mid / high), co teoretycznie pozwala dokładnie dopasować wbudowany wzmacniacz pod podpinane do tytułowego DAPa słuchawki. Sprzęt obsługuje tryb gapless.

Wszelkich ustawień, wyboru opcji, nawigowania po zbiorach dokonujemy za pośrednictwem dotykowego ekranu. Ten działa bez zastrzeżeń, sam interfejs jest bardzo estetyczny, spójny z formą, designem odtwarzacza. To co na tym, wczesnym, etapie rozwoju firmware przeszkadza, to występujące od czasu do czasu przycięcia, błędy jakie pojawiają się podczas użytkowania odtwarzacza, skutkujące brakiem możliwości odtwarzania materiału. Są to sytuacje sporadyczne, na szczęście producent dba o to, by szybko pojawiły się stosowne poprawki na stronie. Urządzenie dotarło do nas z oprogramowaniem 1.0, jest już wersja 1.1 wprowadzająca poza poprawkami błędów, także (jak informuje producent) spore zmiany odnośnie brzmienia. Nawigujemy na kolejnych ekranach, przewijanych gestem przesunięcia, wchodząc kolejno do biblioteki, do panelu z aktualnie odtwarzanym utworem oraz do „szafy grającej”, gdzie możemy tworzyć swoje playlisty oraz – generalnie – administrować swoimi zbiorami, zapisanymi zarówno na wew. pamięci (64GB) jak i karcie pamięci (nawet do 256GB). OLEDowy wyświetlacz ma ustawiony, jak to w tego typu ekranach bywa, bardzo wysoki poziom kontrastu, kolory są bardzo żywe, wszystko utrzymane w dopasowanej do koloru obudowy, brązowej karnacji. W trakcie odtwarzania wyświetla się ekran blokady z okładką albumu w centralnie umieszczonym kółeczku, które to kółeczko przesuwamy w dół, odblokowując w ten sposób odtwarzacz. Całość nie jest specjalnie rozbudowana, większość funkcji sprowadza się do wyboru wł/wył. Bateria nie jest mocnym punktem tej konstrukcji. W przypadku plików hi-res na razie udało mi się uzyskać ok. 5 godzin odtwarzania od naładowanego w pełni akumulatora, po jego całkowite rozładowanie. Wpływ na szybkość drenażu ma po pierwsze jak często korzystamy z wyświetlacza, po drugie jakiego typu odtwarzamy materiał (na plikach .dxd oraz .dff/dsf bateria bardzo szybko się rozładowuje), po trzecie jakie słuchawki podpięte są pod DAPa (ze stacjonarnymi, ustawionymi na high, długo sobie nie posłuchamy). Nie jest to także demon szybkości – trzeba dać chwilkę urządzeniu na rozruch, w trakcie uruchamiania pojawia się na wyświetlaczu logo – czasami zdarza się, że ekran pozostaje pusty, co może nieco dezorientować użytkownika.

Po wstępnym opisie samego odtwarzacza parę słów na temat tego jak gra. W zamieszczonych poniżej zdjęciach widać różne modele słuchawek, jakie podpinałem. Było tego więcej, jednak postanowiłem już na tym etapie dokonać wyboru, bo też uwidocznione Sennheisery Momentum oraz Audeze LCD-3 znalazły sobie w odtwarzaczu Calyx M świetnego kompana. Szczególnie te pierwsze (bo LCD-3 trzeba traktować jako typowo kanapowe rozwiązanie, egzotycznego partnera dla tego, jak i każdego innego DAPa) słuchawki z koreańskim odtwarzaczem stworzyły genialny duet. Momentum są same w sobie świetne i potrafią zagrać ze wszystkim co najmniej dobrze, ale tutaj to było TO. Wszystkie cechy słuchawek, walory, to za co je cenię, w przypadku tego połączenia uległy spotęgowaniu, było tak jakbym skorzystał z soczewki ogniskując zalety niemieckich nauszników (ustawione na mid). Na marginesie, nowe oprogramowanie, wprowadza m.in. szery zakres kontroli nagłośnienia w przypadku plików DSD. Te, faktycznie, same w sobie są wyraźnie cichsze od PCM, dla niektórych skala jaką Koreańczycy zaproponowali we wczesnych wersjach oprogramowania mogłaby być niewystarczająca. Poprawka zmienia ten stan rzeczy, z tego co informuje producent. Z IEMami (profesjonalne monitory Westone UM 20 Pro) jakoś na razie Calyx nie chce się za bardzo dogadać, zobaczymy co przyniesie przyszłość, natomiast drugie z wymienionych nauszników: LCD-3 tworzą udany mariaż, z jednym zastrzeżeniem: nie uzyskamy tutaj bardzo głośnego grania, poziom będzie wg. mnie satysfakcjonujący dla większości użytkowników, jednak znajdą się tacy, którzy chcieliby więcej. Pozostawiając kwestię głośności na boku, Audeze tworzą bajeczną kombinację z opisywanym sprzętem, mamy wszelkie zalety tych słuchawek podane na tacy, co jest sporym osiągnięciem zważywszy na źródło (czy raczej, precyzyjniej, na wzmacniacz wbudowany w DAPie, który jak widać jest zdolny do wysterowania takich nauszników). Musiałem szybko zdjąć je z głowy, bo po pierwsze znowu zarwałbym pół nocy, po drugie …akurat bateria była już częściowo rozładowana, a LCD-ki szybko zredukowały poziom energii w akumulatorze do zera.

Calyx M to – po pierwszych sesjach – przepiękne barwy, wybitna średnica, znakomity, zróżnicowany bas. To ciepłe granie, bardzo analogowe w charakterze, w ogóle nie cyfrowe. To główne zalety prezentacji tego urządzenia. To poziom HM-901, to lepszy odtwarzacz od AK 120, w przypadku AK 240 zaś – cóż – na razie topowy Astell & Kern pod pewnymi względami nadal jest wyjątkowy, najlepszy w swojej klasie. Czymś, co szczególnie zasługuje tutaj na uwagę jest zszycie niskiego zakresu z średnicą, coś co decyduje o całościowym odbiorze muzyki, coś co w tym wypadku jest (jak na przenośne źródło) cholernie dobre. Druga rzecz to dynamika. Niby mobilne źródło, a potrafi w tej materii zadziwić. To wszystko odnosi się do umiejętności sonicznych, pozostaje mieć nadzieję, że producentowi uda się zoptymalizować działanie odtwarzacza, wydłużając czas jego działania na baterii (to po pierwsze) oraz usprawni samo oprogramowanie (po drugie). Odnośnie pierwszego problemu, może być to trudne do zrealizowania, biorąc pod uwagę zastosowanie układu ESS9018 Sabre, który jest kością stosowną w urządzeniach stacjonarnych, nie przenośnych. Producent wspomina, że Calyx M to klasa flagowego przetwornika Femto. Nie wiem, nie słuchałem tego urządzenia, nie wiem jak brzmi, ale może być coś na rzeczy, bo ten DAP wykracza poza świat mobilnego, przenośnego grania, może być ciekawym rozwiązaniem także w charakterze stacjonarnego przetwornika C/A dla źródła komputerowego. W ogóle, biorąc pod uwagę jego gabaryty, baterię, może okazać się, że wraz ze stacjonarnymi nausznikami (scenariusz #1) oraz komputerem (scenariusz #2) podpięty pod resztę stacjonarnego toru, Calyx M będzie raczej nie na wynos, a jako coś do wykorzystania w domu, z laptopem, albo w gabinecie, jako element zestawu desktopowego, z wysokiej klasy nausznikami właśnie. Może więc nie przenośny, tylko osobisty? Zobaczymy co wniesie nowe oprogramowanie, jak poradzą sobie inne IEMy, czy sprzęt czymś nas jeszcze zaskoczy. Zapraszam do galerii poniżej, jednocześnie chcę podziękować dystrybutorowi, firmie GFmod za wypożyczenie DAPa do testów…

» Czytaj dalej

Będziemy testować… kolejny, topowy DAP: Calyx M

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Calyx_M_0_3

Jest piękny, jest znakomicie wykonany, dysponuje pełnym wsparciem dla wszelkich hi-resów jakie zażyczymy sobie odtwarzać… do tego ten interfejs… tak Calyx M to coś, co wyrasta na groźnego konkurenta high-endowych, mobilnych odtwarzaczy od HiFiMANa, Astell & Kern (rivera) czy Basso etc. Sprzęt nie tylko prezentuje się nad wyraz urodziwie, ale jak zachwala dystrybutor, firma GFmod, brzmi nieprzyzwoicie dobrze :) Ok, zweryfikujemy to nieprzyzwoicie z przyjemnością, zresztą nadarza się ku temu dobra okazja, bo będziemy testować parę nowych słuchawek (pełen przekrój: od dokanałówek po planarne potwory). Przeegzaminujemy nowość z koreańskich fabryk. Czego tam nie ma… przetwornik ES9018-2M Sabre, dotykowy, OLEDOwy wyświetlacz HD, obsługa DSD 128 oraz plików PCM do 384KHz (maks. zmieścimy 320GB muzyki – 256 na karcie SD oraz 64 w pamięci wew.) , niezwykle wyśrubowane parametry, których nie powstydziłby się sprzęt high-endowy za sto tysięcy dolców ;-) …całość prezentuje się naprawdę niczego sobie. Moją jedyną wątpliwość budzi niezbyt długi czas działania na baterii. Pięć godzin to ciut mało, mam jednak w zanadrzu nowe, bardzo pojemne banki energii (HyperJuice… na marginesie nowa bateria dla makówek powala możliwościami, wg. mnie skończona doskonałość), będzie zatem możliwość uzupełnienia słabnącego akumulatora w trasie. Nie wiem jak wypadnie w praniu, ale ten cały M:USE, interfejs urządzenia, niezwykle mi się podoba, co więcej widzę w nim rękę nie tylko dobrego designera, ale także kogoś kto wie co to znaczy ergonomia. Cena 1000 euro, czytaj 4200 złotych (pytanie, czy dokładnie za tyle będzie można tego DAPa u nas kupić?). Czekamy na egzemplarz testowy, poniżej pełna specyfikacja oraz kilka zdjęć (na headphone.guru opublikowano test, jak dla mnie za dużo opisu sprzętu, za mało opisu dźwięku, trochę mało tego, poza tym dobór słuchawek mógłby być nieco większy, bardziej przekrojowy)…

 

» Czytaj dalej

Bateryjne iFi Audio: iDSD nano, iDSD micro, iCan nano. Wizyta w salonie Premium Sound

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
iFi Audio_0a

O sprzęcie iFi Audio jest głośno, ostatnio nawet bardzo. Młodziutka marka, za którą stoi nie byle kto – specjalista od high-endowego audio, firma AMR, nie tylko doczekała się bardzo pochlebnych opinii, otrzymała także znaczące wyróżnienie: jeden z produktów, konkretnie iDSD nano, otrzymał nagrodę EISA 2014/2015 (o tym kto dostaje, dlaczego dostaje i kto za tym stoi nie będę się rozwodził, bo nie ma to większego sensu, to strata czasu). Postanowiłem przekonać się ile jest w tym całym szumie prawdy, sprawdzić samemu, na własnych uszach, jak to się ma do moich doświadczeń z podobnymi urządzeniami, sprzętem testowanym u nas na łamach HDO (NuForce, FiiO, Audioquest, M2Tech, Matrix etc.). Miałem (a właściwie to nadal mam) także dodatkowy powód, dla którego zainteresowałem się ofertą iFi Audio… przyszedł czas na zmiany mobilnego toru, głównie mam tu na myśli laptopa, który służy mi na co dzień do pracy, jest często zabierany w podróże. Fantastyczny M2Tech hiFace DAC to rzecz wybitnie pod stacjonarny tor, o czym zresztą wspominałem w naszej recenzji, mój prywatny Matrix Portable trafił w inne ręce (mam nadzieję, że nabywca ma tyle radości z użytkowania, co wyżej podpisany), DragonFly w wersji 1.0 nie można pożenić z handheldami. Handheldy. Tak, to źródło awansuje za sprawą takich usług jak WiMP HiFi (nie wszystko złoto, sporo albumów jest do niczego, ale trafia się wiele pereł, no i ten wybór!), rozbudowanych odtwarzaczy programowych (obsługa hi-res bez ograniczeń, w tym DSD vide USB Audio Player na Androida, czy HiFi Player Onkyo dla iOSa) do miana alternatywy, wygodniejszego, a czasem oczywistego wyboru, szczególnie gdy zależy nam na mobilności. Komputera nie zabiorę ze sobą wszędzie, poza tym muzyka towarzyszy mi na tyle często poza domem, czy poza jakimś innym miejscem, gdzie dłużej przebywam (pociąg, hotel etc.), gdzie mógłbym skorzystać z komputera, że zadbanie o jakość „tego co na wynos” staje się kluczowa, bardzo ważna. Zresztą, jak pamiętacie, wspominałem niedawno o tym, że obecnie duża część naszego obcowania z muzyką to słuchawki, to jakieś urządzenie które stale nam towarzyszy. Zazwyczaj jest to po prostu smartfon, czasami tablet, stąd konieczność zadbania o odpowiednią jakość tego, co dociera do uszu z tego typu źródła.

Sprzęt iFi Audio na pewno przykuwa uwagę ceną. Ta jest, jak na standardy branży, w której cztero-, czy pięciocyfrowe kwoty są czymś oczywistym, „naturalnym”, bardzo przyzwoita, by nie powiedzieć wręcz niska, budżetowa, kojarząca się z produktami z segmentu Lo-Fi. Ok, ten, często kluczowy przy podejmowaniu decyzji przez potencjalnego nabywcę element, prezentuje się bardzo atrakcyjnie, atrakcyjnie w zestawieniu z możliwościami, funkcjonalnością, konstrukcją oraz materiałami, które wykorzystano do budowy sprzętu oferowanego przez tytułowego producenta. Oczywiście rodzi to od razu pewną podejrzliwość, bo niestety znaczna część audioświatka, czy może precyzyjniej audiofilskiego światka, nie może zrozumieć, przyjąć do wiadomości, że to nie cena „gra”, że to nie cena czyni dany sprzęt wyjątkowym, idealnym narzędziem do reprodukcji dźwięku, do słuchania muzyki. Jak coś jest względnie tanie, to po prostu wg. co poniektórych nie może, bo nie, bo przecież jak… mój DAC za 30 tysięcy, musi grać lepiej o te prawie 30 tysięcy od produktu XYZ. Dodatkowym problemem jest to, że dzisiaj wykorzystane w budowie komponenty (układy, elektronika), materiały są często tożsame, identyczne w sprzęcie za może nie kilkaset, ale w cenie z przedziału 2000-5000 tysięcy złotych, a tym wycenionym na kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy. Przykładów na to jest całe mnóstwo, pamiętamy zdjęcia pokazujące wnętrze odtwarzaczy, urządzenia które właściwie niczym, poza ceną nie różniły się od siebie. To raz. Dwa – popatrzmy na wiele produktów z najwyższej półki, które zwyczajnie nie potrafią tego, co urządzenia sporo tańsze, co gorsza (dla tych droższych) nie chodzi tu tylko o wsparcie dla określonych formatów, ale właściwości, możliwości brzmieniowe. Całkiem łatwo wejść tu na minę. Czarowanie doborem (rzecz jasna właściwym) odpowiedniego kabla, różnego rodzaju mniej lub bardziej (są też takie!) przydatnych akcesoriów, jakże częstym pomijaniem (no tak, bo w pomieszczeniu z dobrą akustyką, gdzie zadbano o to, by grało, a nie „grało”, taki dużo tańszy sprzęt może zmienić perspektywę, to znaczy jak każdy dobry produkt zagrać po prostu świetnie, wpasować się w nasze potrzeby) miejsca w którym system ustawimy, w którym będzie grało to wszystko typowe grzeszki, typowe dla całego audioświatka.

Po tym, nieco przydługim wstępie, warto w końcu wspomnieć coś o urządzeniach, które podłączyłem do swoich, przenośnych źródeł. Miałem precyzyjnie ustalone, co z czym i na czym ;-) Posłuchałem przygotowanego wcześniej zestawienia paru testowych utworów na dwóch DAC/AMPach iDSD nano oraz iDSD Micro, poza tym do tej dwójki dołączył wzmacniacz iCan nano. Cechą wspólną wymienionych produktów było zasilanie bateryjne, rzecz wg. mnie nieodzowna w przypadku współpracy z handheldami (przetworniki bez własnego zasilania, mają zazwyczaj problemy z integracją vide wspomniany hiFace DAC, poza tym szybko wyczerpujemy baterię szczególnie w telefonie, co także nie jest bez znaczenia). Dwa mniejsze produkty można zaliczyć do grona sprzętu w pełni przenośnego, mobilnego, choć konstrukcja obudowy (spora kosteczka) nie za bardzo koresponduje z gabarytami współczesnych smartfonów czy tabletów. To pewien ergonomiczny mankament, bo „kanapka” z przylegającego do płaskiej obudowy handhelda przetwornika, wzmacniacza to coś, co i tak idealne nie jest (od, daleko takiej kanapce do ideału, ale tutaj trzeba godzić się na kompromisy odnośnie wygody przenoszenia, użytkowania mobilnego sprzętu), w przypadku wspomnianych urządzeń prezentuje się to bardzo tak sobie. Zastanawia mnie zastosowanie typowo komputerowego złącza USB-B w iDSD nano… w końcu tutaj właściwym adresatem nie jest komputer, tylko handheld, nie ma potrzeby, a nawet nie należy podpinać jakiegoś drogiego, zazwyczaj mało (albo w ogóle nie-) elastycznego kabla i tak zachodzi konieczność zastosowania odpowiednich przejściówek, złącz USB micro / Lightning czy 30 pin. Po co w takim razie takie coś w urządzeniu, które jednocześnie dysponuje (jak pokazał odsłuch) wyraźnie mniejszymi możliwościami po stronie wzmacniacza, dedykowanemu do współpracy z łatwiejszymi do wysterowania słuchawkami (przenośnymi), jakimiś dokanałówkami, względnie lekkimi, mobilnymi nausznikami (3.5mm wyjście), takie coś jak USB-B? Nie wiem. Druga sprawa to złącza RCA. Fajna rzecz do podłączenia pod stacjonarny tor, ale… znowu… ten sprzęt wg. mnie ma być, powinien być przede wszystkim urządzeniem podpinanym pod handhelda lub/i laptopa (w przypadku komputera przenośnego, podpinanym w scenariuszu mobilnym, nie stacjonarnym).  Tak więc złącza tego typu uważam w tego typu produkcie za zbędne, wystarczyło dać wyjście liniowe w formie gniazdka 3.5mm, tudzież (bardziej ambitnie) zastosować dodatkowo zbalansowane gniazda (ponownie w kompaktowym wydaniu, czytaj złącza jack). Tutaj nie ma żadnego dodatkowego zasilania, zewnętrznego znaczy się, wbudowany wzmacniacz nie zaoferuje nic więcej, ponadto co podano w specyfikacji.

» Czytaj dalej

Nowy, przenośny przetwornik iFi Audio: micro iDSD

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Micro-iDSD-03

iFi Audio wcześniej wprowadziło już przenośny, bateryjny wzmacniacz/przetwornik nano iDSD. Tamten model, który mam nadzieję niebawem przetestujemy na naszych łamach, ma przede wszystkim grać z handheldami. Niewielkie rozmiary, współpraca z urządzeniami na Androidzie oraz iOSie, parametry pozwalające z zapasem obsłużyć tego typu sprzęt… tak to właśnie wygląda w przypadku nano. Jedyny element budzący pewne wątpliwości to zastosowanie typowo komputerowego złącza USB-B (typ drukarkowy). To duży port, z jednej strony można zastosować dobrej jakości kabel (mając spory wybór, w odróżnieniu od innych aplikacji, z mniejszym portem vide przetestowany u nas A200p), z drugiej w takiej, kompaktowej konstrukcji lepiej sprawdziłby się płaski USB-A, względnie micro-USB (najlepiej z dedykowanym okablowaniem w komplecie). To pewna niekonsekwencja, bo drugi, tytułowy, przenośny DAC/amp w ofercie iFi Audio, to urządzenie zdecydowanie „pod komputer”. Widać to choćby po zastosowaniu w najnowszym produkcie, występującego wcześniej jako osobny element systemu opartego o rozwiązania iFi Audio, reduktorze szumu (z gniazda USB) iPurifier®. Zyskają na tym przede wszystkim właściciele komputerów. Tylko dlaczego w takim razie zastosowano w płaskie gniazdo USB? Jak wyżej, większość audiofilskich kabli będzie niekompatybilna… chyba, że producent wprost stara się nam powiedzieć, że wspomniana technologia pozwala na zastosowanie zwykłego kabla USB. Ciekawe. Takie płaskie gniazdo ułatwi podłączenie urządzeń mobilnych w rodzaju smartfona lub tabletu, jednak biorąc pod uwagę wagę oraz specyfikację, gabaryty obu przenośnych DAC/AMPów w ofercie iFi Audio, powinno być akurat odwrotnie. Micro iDSD jest sporo większy, cięższy od nano, to w sumie analog micro DACa, który zyskał baterię, dodatkowe możliwości konwersji dźwięku oraz wspomniany reduktor szumów, zintegrowany z przetwornikiem.

Interesującą informacją podawaną przez producenta jest fakt zaprojektowania tytułowego urządzenia przy wsparciu i w pewnym sensie na życzenie internetowej społeczności. Sprzęt wyposażono w dwurdzeniowy procesor Burr-Browna, oferuje on w pełni natywne odtwarzanie DSD512(24.6/22.6MHz), PCM 768kHz i 2xDXD(705/352kHz) oraz wzmacniacz słuchawkowy o mocy 4000mW. Jak widać parametry iście olimpijskie, wyczynowe. Możemy ustawić moc wbudowanego wzmacniacza i bardzo dobrze, bo większość IEMów zadowoli się trybem eco, a pełną moc (wspomniane 4000mW!!!) będzie można wykorzystać na napędzenie jakiś (przykładowo) ortodynamików, wymagających dużej mocy wzmacniacza, trudnych do wysterowania słuchawek (chwytliwe: „od Sennheiserów IE800 po HiFiMANy HE-6 ;) ). Oczywiście w takiej sytuacji nie uda nam się uzyskać wzmiankowanych 12 godzin działania na baterii… w takim wypadku trzeba będzie pogodzić się z ograniczeniami odnośnie czasu działania na akumulatorze. Tak czy inaczej, produkt nie ma obecnie odpowiednika na rynku i trzeba przyznać, że jego możliwości wykraczają poza obecne standardy, mamy zapas na przyszłość, ten DAC obsłuży dowolny materiał audio. Intrygującym elementem jest opcja wykorzystania opisanego produktu w roli banku energii dla przenośnego urządzenia. Nie znamy (już znamy, będzie ona wynosić dokładnie 2149 złotych) na razie ceny jaką przyjdzie zapłacić za przetwornik w Polsce, wiadomo że oficjalna cena wynosić będzie 499 Euro. Poniżej pełna specyfikacja produktu…

» Czytaj dalej

Test przetwornika C/A AMI Musik DS5, czyli winyl w domenie cyfrowej…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AMI_Musik_DS5_

Ten produkt wywołał u mnie niemałą konsternację. Jest parę rzeczy, które warto w nim poprawić, ale… za 2000 złotych możecie zakupić coś, co zagra na poziomie high-endowym. I nie są to słowa rzucone na wiatr, czcze gadanie, bo miałem sposobność sprawdzić jak sobie ten niepozorny DAC/amp radzi w konfrontacji z wielokrotnie droższym (tak, około, piętnaście razy droższym) sprzętem i …cholera… grało to porównywalnie, na tym samym, wysokim poziomie. W teście wraz z AMI Musik DS5 wzięły udział znakomite słuchawki Audeze, zestawy głośnikowe ATC (7-ki oraz 40-ki), nasze redakcyjne Topazy 20 oraz Perły 25… znaczy było na czym grać, na czym sprawdzić realne możliwości tego urządzenia. Na wstępie powiem tak: do gruntownego przetestowania możliwości zachęciła mnie lektura recenzji Srajana Ebaena, opublikowana na 6moons, miałem po pierwszych odsłuchach podobne wrażenia, że ten sprzęt potrafi znacznie więcej niż się to na pierwszy rzut oka (czy raczej ucha) wydaje. W sumie zadziałał przypadek. Kiedy testuje cokolwiek, biorę do ręki notatnik (teraz coraz częściej jest to tablet, o tyle praktyczniejszy że tekst jest od razu dostępny w domenie cyfrowej) i zapisuję sobie wrażenia. Staram się nie czytać nic na temat danego sprzętu ponadto, co napisze o nim sam producent, względnie dystrybutor… chodzi o to, by subiektywne opinie innych recenzentów nie wpływały na mój osąd, ma być czysta kartka. Dopiero potem, w fazie tworzenia tekstu recenzji, zajrzę tu i ówdzie i porównam sobie moje spostrzeżenia z uwagami innych na temat danego produktu. Taka praktyka sprawdza się doskonale, bo nawet jeżeli moje wrażenia mocno się różnią od innych, to wiem że to moje uszy, a nie inne, obce, dokonały oceny, która może być właśnie inna, odmienna, ale moja własna. Tego się trzymam. Tym razem było nieco inaczej. W przypadku DS5 przeczytałem wcześniej coś na jego temat w jednej z publikacji.

Generalnie wypunktowano słabe punkty konstrukcji, przy czym ocena brzmienia wypadła mocno tak sobie. Innymi słowy było inaczej, coś tam przeczytałem, a tu słucham i ni cholery nie zgadzam się z tym co napisano na temat tego urządzenia. Zaciekawiony sprawdziłem inne recenzje i faktycznie, rozpiętość opinii była duża, aż w końcu trafiłem na tekst Srajana. No, pomyślałem, facet ma podobne spostrzeżenia co ja i dostrzega w tym mikrusie gigantyczny potencjał. To, że skopano parę rzeczy, czy parę rzeczy można było zrobić lepiej nie ujmuje temu produktowi w tym co kluczowe – w jakości oferowanego przez nie brzmienia. Być może gdyby nie słuchawki (które wszakże nie są tu wcale faworyzowane, bo w trybie bez gałki, z kolumnami, DS5 wywraca wszystko do góry nogami), słuchawki Audeze które podpiąłem pod ten przetwornik/wzmacniacz, być może gdybym nie sprawdził jak to gra najpierw na Topazach, a następnie na wspomnianych SMC 7 & 40 (fantastyczne zestawy!) nie wiedziałbym o co tutaj właściwie chodzi. Być może, ale że miałem akurat sposobność podpięcia recenzowanego sprzętu pod parę bardzo dobrych konstrukcji, dodatkowo sprawdziłem dokładnie jak sobie to maleństwo radzi z DSD mogę kategorycznie stwierdzić – mamy coś wyjątkowego, coś co potrafi zagrać, czy raczej co potrafi z PCM oraz DSD wycisnąć wszystko, co najlepsze. Tak, ten DAC, sam w sobie jest bardzo dobrym urządzeniem, ale we właściwym towarzystwie potrafi zwyczajnie zawstydzić kosztujące znacznie więcej konstrukcje (przetworniki za 10 tysięcy i więcej, nie potrafiły zagrać tak z DSD jak ten maluch!). Aha, na wstępie dodam jeszcze jedno, aby zaostrzyć apetyt – DSD ma sens, ale to coś dla osób, dla których nigdy nie skończyła się era fizycznego nośnika z naciskiem na czarną płytę, które grają z gramofonu, kolekcjonują krążki i są… wrogami grania z pliku. Dobra informacja dla Was – ten format ma szansę (w wersji plikowej, bo płyty SACD to historia, obecnie temat wg. mnie zamknięty od strony dystrybucji, fizycznego nośnika) stać się trampoliną do świata zero-jedynkowego.

Wiem co piszę, bo sam mam gramofon, mam punkt odniesienia, lubię i rozumiem na czym polega różnica (nie mam tu na myśli filozofii, całego misterium nakładania krążka, ustawiania sprzętu, a jedynie czy aż kwestie czysto soniczne). Ok, wcześniej sceptycznie odnosiłem się do całego tego szumu wokół DSD. Nieco modyfikuję swoje stanowisko – to nadal jest bezsensowny hype w przypadku wielu kategorii, wielu produktów, ot znaczek który być musi, bo wszyscy teraz to mają, ale… dla pewnej, wąskiej grupy melomanów, to istotny upgrade, to faktyczna możliwość „wejścia w cyfrę”. Poza tym pliki DSD mogą i pojawiają się niezależnie od tego, czy ktoś kiedyś coś wydał w formacie SACD, czy nie – to całkowicie inna sytuacja, odmienna od zaprzepaszczonej wiele lat temu przez branżę szansy na popularyzację muzyki o jakości wyższej od 16/44 (w erze sprzed rozpowszechnienia Internetu). Teraz po prostu nie ma żadnych hamulcowych, zachłannych wytwórni, idiotycznych pomysłów z zabezpieczeniami, kretyńskiej polityki wydawniczej. Teraz każdy może. No i dobrze, bo takie urządzenia jak kosztujący 2000zł przetwornik Japończyków (produkowany w Korei) daje nadzieję, że będzie można wreszcie bez żadnych „ale” powiedzieć: gram z pliku, gram na najwyższym poziomie, gram źródła w najlepszej dostępnej jakości i niczego więcej nie potrzebuję. To – można powiedzieć – już teraźniejszość i tylko wypadałoby sobie życzyć, aby cała branża wreszcie zrozumiała, że ludzie nie chcą byle jak, ale że jakość muzyki odgrywa istotne znaczenie. Wprowadzenie bezstratnej kompresji to pierwszy krok, następnym będzie oferowanie wyraźnie lepszej jakościowo muzyki z Internetu, z miejsca które będzie nowym domem dla całej fonografii… nie mam co do tego żadnych wątpliwości! Moda na retro, rzecz jasna, nigdy nie przeminie, ale nikt nie będzie mógł już twierdzić, że „z komputera” (to w sumie precyzyjne określenie dzisiejszego źródła, procesor – system – interfejs sieciowy, tak to wygląda, tak to będzie wyglądać, to jest właśnie dzisiejsze i jutrzejsze, główne ŹRÓDŁO) się nie da. Da się i to da się jak cholera dobrze zagrać, zagrać …analogowo. To się rozpisałem w tym wstępniaku, ale w sumie może dobrze, bo to co powyżej nieźle charakteryzuje bohatera najnowszej recenzji…

» Czytaj dalej

Pojedynek na mobilnym szczycie: recenzja Astell&Kern AK240 oraz HiFiMAN HM-901

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AK240 vs HM-901

Kilka nieprzespanych nocy, morze wypitej kawy, wory pod oczami… taki był finał naszego porównawczego testu dwóch nietuzinkowych produktów – odtwarzaczy mobilnych z najwyższej półki. Oba DAPy, tzn. AK240 firmy Astell & Kern (iriver) oraz HiFiMAN HM-901 otwierają według mnie nowy rozdział w segmencie przenośnych odtwarzaczy, czy szerzej (tak właśnie powinniśmy klasyfikować te urządzenia) mobilno-stacjonarnych źródeł audio, audio hi-res. Warto na wstępie uświadomić sobie, że wysoka cena tego sprzętu jest wypadkową możliwości, użytych w obu odtwarzaczach komponentów oraz (szczególnie w przypadku droższego modelu irivera) nowych funkcji, które będą stanowiły moim zdaniem standard dla tego typu konstrukcji. Do testu podeszliśmy kompleksowo. Po pierwsze odpowiedni dobór materiału. Wyłącznie pliki hi-res i to te najlepsze w naszej kolekcji, muzyka z HD-Tracks, od Chesky’ego, Linn’a oraz 2L. Po drugie słuchawki. Szeroki przekrój konstrukcji, od nausznych (K701, HD-650, Momentum, HE-400) po dokanałówki (EarSonic S-EM6, RE-600, AKR-01…), aby można było ocenić faktyczne możliwości brzmieniowe obu odtwarzaczy przy wykorzystaniu szerokiego wachlarza bardzo różnych konstrukcji. Po trzecie sprzęt towarzyszący, czytaj opcja stacjonarna ze specjalnie przygotowanymi komputerami (laptop Asusteka oraz dwa Maki: Air oraz Pro). Wreszcie po czwarte (ważne!) oprogramowanie… tutaj nie obyło się bez kombinowania, nie wszystko szło gładko jak po maśle, ale o tym w dalszej części recenzji.

Od razu, na początku, napiszę że oba odtwarzacze są najlepszymi źródłami przenośnymi z jakimi dane mi było obcować. Zarówno oba modele Astell&Kern (100, 120), które na krótko miałem sposobność posłuchać, jak i wszystkie przetestowane przeze mnie HiFiMANy (serii 600 oraz 800) oraz inne grajki (zmodyfikowany przeze mnie iPod Classic oraz handheldy „uzbrojone” w przenośne AMP/DACi FiiO, Matriksa oraz paru innych firm) nie mogą równać się z opisanymi poniżej konstrukcjami. Dlaczego od razu, tak na wstępie, piszę o tym, niby zdradzając finał (jak się Szanowny Czytelnik przekona, wnioski są dużo bardziej złożone i wcale niekoniecznie jednoznaczne!)? Otóż chcę oba produkty umieścić we właściwej skali, chcę określić właściwy punkt odniesienia, już teraz, na początku, co ułatwi opisanie odtwarzaczy i pomoże czytającym na wyrobienie sobie opinii o obu produktach. Nie jest to zadanie proste, bo też to taka terra incognita – raz, że nikt do tej pory nie oferował przenośnych źródeł za kilka tysięcy dolarów (w Polsce za 5-6 tysięcy w przypadku HiFiMANa oraz 10 tysięcy w przypadku Astell & Kern), dwa taka cena stawia bardzo wysoko poprzeczkę… za tyle możemy, co ja piszę, musimy żądać perfekcji. Czy to się producentom tych najdroższych odtwarzaczy udało. Otóż nie, nie udało się, do perfekcji nieco brakuje, choć to co najważniejsze – brzmienie – jest tutaj poza wszelką konkurencją. Jak ktoś chce najlepszego źródła dźwięku w wersji kieszonkowej, najlepszego brzmieniowo, to ma obecnie dwa (może trzy, niestety Chord Hugo nadal do nas nie dotarł :( …wielka szkoda) typy. Ok, to teraz warto uzasadnić te słowa. Zapraszam…

» Czytaj dalej

Mobilny olimp… przetestowaliśmy topowe DAPy: AK240 oraz HM-901

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AK240 vs HM-901

Mieliśmy możliwość bezpośredniego porównania obu konstrukcji. To niewątpliwie topowe, jedne z najlepszych odtwarzaczy muzycznych hi-res, jakie możemy kupić obecnie na rynku. Ostatnie dni upłynęły nam bardzo pracowicie, bo nie tylko trzeba było dokładnie poznać oba urządzenia (z HM-901 było o tyle prościej, że trafił do nas wcześniej i można było rozłożyć to sensownie w czasie), ale także skonfrontować oba DAPy, porównać ich brzmienie. Sporo czasu poświęciłem na dokładne zapoznanie się z unikalnymi możliwościami Astell&Kern AK240 – sprawdziłem funkcjonalność sieciową, tryb DACa, software pod kątem jego działania, jakość interfejsu dotykowego etc. Sporo tego, a przecież mówimy niby o przenośnym odtwarzaczu. Oprogramowanie oparto na platformie Android, całość została dostosowana do wymogów high-endowego odtwarzania muzyki o najwyższej jakości. Do testu przygotowałem odpowiednio dobrany zestaw utworów, albumów. Oba odtwarzacze grały z bardzo zróżnicowanym zestawem słuchawek: od firmówek (wysokiej klasy: AKR-01 oraz RE-600), topowych IEMów EarSonica S-EM6, AKG-701, Sennheiser HD-650, po ortodynamiki HE-400. Poza tym sprzęt podłączyliśmy (DAC) do MP 2013, naszego redakcyjnego MB Air oraz peceta. Wszystko jest spisane, czas na napisanie recenzji oraz opublikowanie porównania. Do końca tygodnia na pewno pojawi się artykuł, a teraz, na początek fotogaleria. Na razie na naszym fanpage, niebawem, w wersji bardziej rozbudowanej, także z opisami, na głównej (dla tych m.in. co nie trawią fb ;-) ). Zapraszam…

Galeria:  https://www.facebook.com/hdopinie

Recenzja nowych przetworników Matrix New Mini-i oraz New Mini-i Pro

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Matrix i-Mini Pro DXD gra na Mac Pro

Tym razem mamy dla Was coś specjalnego – porównaliśmy dwa nowiutkie przetworniki C/A Matriksa oparte na różnych kościach DAC: dwóch układach Analog Devices 1955 (Mini-i) oraz pojedynczej kości ESS Sabre 9016 Ultra (Mini-i Pro). Testowaliśmy wcześniej poprzednią wersję. Sprzęt bardzo nam się spodobał, był jednym z najlepszych przetworników jakie można było kupić w cenie do 2000 złotych. Obecnie Matrix postanowił wydać dwie wersje swojego popularnego daka – funkcjonalnie są identyczne, to co je różni to właśnie inny przetwornik oraz brak pilota w tańszym, opartym na układzie Analog Devices, urządzeniu. To dobry ruch ze strony producenta, który daje potencjalnemu nabywcy wybór – może kupić znacznie tańszy model, który prezentuje się równie dobrze co droższy produkt (ta sama, świetnie wykonana, aluminiowa obudowa, znakomity wyświetlacz, bogate wyposażenie w złącza, wzmacniacz słuchawkowy), dodatkowo daje możliwość dokupienia do tańszej wersji pilota (wbudowany czujnik IR). Innymi słowy różnice dotyczą tutaj wyłącznie brzmienia, a reszta prezentuje się równie okazale. W niczym nie umniejsza to droższemu modelowi, o czym dalej, a dla nabywcy oznacza że kupuje świetnie wykonane urządzenie, bez względu na to, czy zapłaci mniej, czy więcej. Wygląd, forma nie zmieniła się, porównując do poprzednika, jednak zmiany jakie wprowadzono (np. wyświetlacz) nie są kosmetyczne… oba DACi są dużo lepsze od wcześniejszego modelu, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, przy czym oba, nowe modele wg. mnie wyceniono bardzo uczciwie.

Dostajemy tutaj więcej niż u konkurencji (może poza Asustekiem, firmą komputerową, która awansowała do klubu poważnych producentów audio, dzięki swoim znakomitym przetwornikom C/A z serii Essence). Matrix za każdym razem potwierdza, że jego produkty to nie tylko świetne wyposażenie, komponenty, materiały, ale także bardzo dobra, atrakcyjna cena. Nie płacimy tutaj za znaczek, za markę, płacimy za konkrety, za jakość płacimy. Jak już parę razy wspomniałem, przy okazji testowania produktów tego producenta, to jeden z najlepszych przykładów na to, że sprzęt audio wysokiej (albo najwyższej klasy – vide Matrix X-Sabre (nasz test), który oszałamiał jakością wykonania godną high-endowego produktu, w przypadku nowych Mini-i jest pod tym względem również znakomicie) może rozsądnie kosztować, może być przystępny, na każdą kieszeń. Warto to docenić, bo niestety nie jest to zbyt częsta sytuacja, wielokrotnie można spotkać się z dokładnie odwrotnym traktowaniem klienta. No dobrze, zostawmy te rozważania na temat uczciwości, lub jej braku w branży i skoncentrujmy się na tym co najważniejsze, na brzmieniu… przedtem jednak, zwięzłe omówienie konstrukcji obu DACów. Zapraszam…

» Czytaj dalej