LogowanieZarejestruj się
News

Odtwarzacz osobisty Calyx M… M jak mobile? Nasz test

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2015-02-27 o 11.41.07

Mobilne źródło inaczej? Calyx M to nietypowy odtwarzacz, nietypowy bo w odróżnieniu od wcześniej przetestowanych DAPów, sprzęt w którym wszystko postawiono na jedną kartę. Brzmi intrygująco? Urządzenie prezentuje się bardzo okazale, jednak zaraz po wyjęciu z pudełka zdajemy sobie sprawę, że nie jest to sprzęt stricte przenośny. Gabaryty, waga tego odtwarzacza są… rekordowe, jest duży, jest ciężki, dodatkowo – o czym przeczytacie poniżej – za długo (na wynos) sobie nie pogramy. I tutaj mógłbym zacząć lamentować, jaki to niedopracowany produkt, skrytykować Koreańczyków za mankamenty tej konstrukcji, które w dużej mierze przekreślają jego mobilne zastosowanie, czy może precyzyjniej, bardzo rzecz utrudniają, komplikują. Mógłbym. Tyle, że ten DAP jest w pewnym sensie wyjątkowy i w 100% bezkompromisowy. Na pierwszym miejscu stoi tutaj dźwięk, brzmienie, możliwości soniczne, umiejętność napędzenia DOWOLNYCH słuchawek, nie wyłączając ortodynamików, także tych najtrudniejszych do wysterowania.

W tym szaleństwie, moi drodzy, jest metoda, bo podobnie jak w przypadku HiFiMANa (który nie grzeszy ani długością czasu odtwarzania, ani kompaktowością (duży klocek), ani ergonomią obsługi) dokonano określonego wyboru. Ten player został stworzony po to, by wyjść do ogrodu, usiąść wygodnie na kanapie, inaczej – umiejscowić się w dowolnym miejscu w domu, z dowolnymi słuchawkami, wpiętymi do wyjścia i słuchać, słuchać tak długo, jak długo pozwala wbudowana bateria… wystarczająco, w ramach jednej, długiej sesji. Tyle. Można Calyksa M użyć także w roli komputerowego przetwornika i jest to jak najbardziej właściwe podejście, bo jest to idealny partner dla laptopa, tworząc high-endowy zestaw biurowo-gabinetowy… jeżeli ktoś ma możliwość słuchania muzyki w pracy, to autonomiczne granie oraz takie, właśnie, z komputera idealnie będą tutaj pasować.

Natomiast generalnie, na wstępie przestrzegam – to nie jest przenośny odtwarzacz do noszenia na co dzień, do takiego klasycznego grania na wynos. Jest za duży, za krótko gra na baterii, poza tym jego potencjał tkwi w możliwości podłączenia takich LCD-3, HD-6xx/8xx i tutaj tkwi potencjał, przewaga nad innymi DAPami. Rzecz jasna nikt o zdrowych zmysłach nie weźmie ze sobą do lasu, na spacer, nad morze takich słuchawek. To niedorzeczne. Ale właśnie nie chodzi tutaj o to takie korzystanie z Calyksa, bycie wyrafinowanym zamiennikiem dla iPoda. Nie. To sprzęt do czegoś innego, sprzęt który zadziwił mnie jakością dźwięku, spowodował podobną reakcję, jak w przypadku przetestowanego wcześniej Astell & Kern AK240. Nie chodzi mi tutaj o bezpośrednie porównanie brzmienia obu odtwarzaczy… raz, że do tego potrzebowałbym obu dostępnych w tym samym czasie, dwa AK240 jest pod pewnymi względami absolutnie „naj”, ale… Calyx M wymyka się prostemu zaszufladkowaniu, jest – podobnie jak flagowiec A&K – wyjątkowy. Miałem dylemat, jak podejść do sprawy, nie było to łatwe, bo jak widać trafiłem na nietypowy produkt. Musiałem zrozumieć istotę, ideę jaka przyświecała konstruktorom tego urządzenia, postarać się spojrzeć na tytułowego DAPa, jak na oryginalne, na poły stacjonarne urządzenie audio. I wiecie co? Nie żałuję…

» Czytaj dalej

Oppo BDP-105D w testach. Pierwsze wrażenia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Oppos-BDP-105D-universal-BD-player-offers-outstanding-performance-price-value

Opinie o Oppo to opinie superlatywne, nieprzyzwoicie pozytywne, a liczba nagród, wyróżnień na wystawach, konferencjach, przyznanych przez media, nagród jakie otrzymały produkty tej firmy przekracza… możliwą do zapełnienia powierzchnię pudełka oferowanych obecnie na rynku odtwarzaczy. Odtwarzacze te to pewien fenomen, bo ani to cenowa stratosfera (jak na high-end przystało), ani sprzęt eksluzywnie niedostępny (czytaj manufaktura, która wytwarza trzy sztuki na rok, każda sygnowana nazwiskiem (s)twórcy), ani nie wiadomo co – nie, to po prostu wysokiej klasy urządzenia audio-wizyjne, które każdy może sobie kupić, w wariancie tańszym dostępne dla szerokiego grona odbiorców, w wariancie droższym wymagające przeznaczenia na zakup sporej sumy, fakt, ale też sumy która nie przekracza pułapu zdroworozsądkowych 10 000 złotych. To ten nasz pułap, który generalnie nas interesuje, to co powyżej, generalnie niekoniecznie, bo wychodzimy z założenia, że te parę osób, które będzie potencjalnymi klientami, kupi Złotego Graala bez względu na opinie, bez względu na to jak rzecz obsmarujemy, poza tym wolimy pisać o sprzęcie dostępnym dla szerszego od pojemności salonowej kanapy grona (potencjalnych) użytkowników.

Oppo to fenomen także z jeszcze jednego, wartego przytoczenia, powodu. To sprzęt, który (w sensie tego, co kryje się w obudowie urządzenia) doczekał się wielu kopistów, czy może (bardziej elegancko) naśladowców, firm, które wykorzystały rozwiązania (co do śrubki) zaszyte w odtwarzaczach Oppo, tworząc swoje „własne” urządzenia. Dodajmy, często, dużo, za dużo, znacznie droższe od protoplasty. Była z tego nawet głośna afera, ale mniejsza o aferę, grunt że sprzęt Oppo jest tak dobry, tak dopracowany, że w zgodnej opinii należy do najlepszych rozwiązań AV jakie oferowane są na rynku i ktoś, kto chce stworzyć superodtwarzacz audiowizyjny bierze na warsztat opracowania Oppo, bo trudno wymyślić koło na nowo.

Po tym, hurra i do przodu wstępie, opiszę moje pierwsze wrażenia. Najwyższy model z oferty, który przyszło nam testować gra pięknie, odtwarza obraz znakomicie, pracuje w ramach lokalnej sieci bez najmniejszych zastrzeżeń, pracuje cichutko bo jest całkowicie pasywny, ma wyposażenie takie, które nie ma odpowiedników na rynku (w ogóle wśród odtwarzaczy niczego podobnego nie znajdziecie), odtwarza absolutnie wszystko „jak leci”. Dla melomana to źródło doskonałe, bo pozwalające na obsługę wszelkich archiwów muzycznych (i tych fizycznych na nośnikach, i tych plikowych) za pośrednictwem jednego urządzenia. Gramy w stereo, albo wielokanałowo płyty SACD, DVD-Audio, niszowe HDCD, gramy z plików WAV, FLAC, odtwarzamy DSD-ki, DXD-ki, gramy wszelkie formaty, a wszystko z pełną kulturą (świetny, dyskretnie pracujący napęd), szybko, bez opóźnień, płynnie, bez żadnych przestojów, zastanawiania się… po prostu wybierasz i grasz. To niby oczywiste, ale powiem Wam, że wcale nie… wiele testowanych przeze mnie źródeł, gdzieś mi się wyłożyło, gdzieś musiało dłużej pomyśleć, by coś odtworzyć, czasami nie zdołało uruchomić odtwarzania, smętnie kręcąc klepsydrą, kółkiem czy czym tam… tutaj nie ma o tym mowy.

To robi wrażenie, bo nie tylko obsługa multimediów stoi na wysokim poziomie, ale ogólnie cała ergonomia obsługi odtwarzacza jest dopracowana w najmniejszych szczegółach. Wygodny pilot, podświetlany, z wszystkimi potrzebnymi funkcjami wywoływanymi za pomocą wybranych przycisków, estetyczne, proste, funkcjonalne menu, gwarantujące szybki dostęp do wszyskich niezbędnych funkcji, usług, ustawień. W tym odtwarzaczu nic mnie nie wkurza, nic nie jest nie na swoim miejscu i wszystko po prostu działa. Niby nic nadzwyczajnego, niby tak być powinno u każdego, w przypadku wszystkich urządzeń. No właśnie „niby”. Oppo zrobiło coś, co można uznać za referencję w zakresie obsługi, ergonomii, kultury pracy urządzenia. Wiemy za co płacimy, tu nie ma nic przypadkowego, tu wszystko służy jak najwygodniejszej, najbardziej komfortowej obsłudze sprzętu, tak aby użytkownik mógł jak najszybciej dotrzeć do sedna… czytaj odtworzenia materiału audio / wideo.

Jakość obrazu i dźwięku to coś, co w połączeniu z naszą redakcyjną plazmą, zestawem dzielonym NADa (końcówka plus pre) oraz zestawami głośnikowymi Pylona wywarło na mnie ogromne wrażenie. ALE TO GRA. Czytałem opisy, że no dźwięk świetny, że wybitne źródło audio, ale… ale to odtwarzacz audio-wideo, Blu-ray, DVD, że przecież to nie może być odpowiednik dyskofona za piędziesiąt tysięcy i więcej. Wiecie co można napisać, konfrontując takie opinie z rzeczywistością? A chrzanić serdecznie dyskofon za piędziesiąt tysięcy, chrzanić każdy odtwarzacz audiofilski, który nie dysponuje nawet ułamkiem nie tylko funkcjonalności, ale właśnie ergonomii, jakości obsługi, pewności działania co opisywane urządzenie Oppo. Chrzanić. Zwyczajnie każdy taki sprzęt nie będzie grał o te 40 tysięcy  z okładem lepiej. Nie będzie brzmieć dużo lepiej, ani trochę lepiej, a nawet w ogóle lepiej. Inaczej? Pewnie tak, ale lepiej? Słuchałem nie na swoim, przaśnym ;-) torze (system: elektronika Accuphase, topowe KEFy), paru bardzo drogich dyskofonów z obsługą SACD (porównywałem z Oppo 95… miałem już wcześniej styczność z tymi odtwarzaczami, mniej więcej wiedziałem czego się można spodziewać). I bez żadnego wahania wybrałbym 95-kę. Teraz, mając w testach 105-kę, tylko utwierdziłem się w tym wyborze, bo 105 jest jeszcze lepsza, od świetnego poprzednika, jest według mnie po prostu bliska ideału.

Lubię rozwiązania zintegrowane. Wcale nie uważam, że jak coś jest do wszystkiego, to jest a priori do niczego. To głupie postawienie sprawy. Błędne. Oppo BDP-105D tego dowodem. Najlepszym dowodem. Wystarczy posłuchać tego brzmienia: czystego, głębokiego, niezwykle rozdzielczego, plastycznego, z analgową nutą. Nie słyszałem odtwarzacza srebrnych krążków, który potrafi grać w tak bliski gramofonowi sposób. Potrafi tak czarować jak mój staruszek, adapter, zarówno z krążka jak i z pliku. To jest COŚ. Ciekawostką jest zastosowanie dwóch osobnych DACów, oba na świetnych kościach ESS (Sabre ES9018), osobnych dla stereo (XLR, RCA) oraz dla multichannel (wyjścia 7.1 na RCA). Warto spróbować opcji wielokanałowej nie tylko w kinie (co oczywiste, choć takie podłogowe 25-ki Pylona właściwie niczego więcej nie potrzebują, kino w oparciu o te podłogówki to strzał w dziesiątkę), ale także słuchając muzyki. Wystarczyło podpiąć aktywne kolumienki (u mnie efekty grają za pośrednictwem modułów bezprzewodowych na Bluetooth / AptX), do tego jako centralny Zeppelina Air, podpiętego analogowo i już. Takie 5.0 z krążkami SACD robi wrażenie. To inne granie, szczególnie gdy mamy krążek live, koncert, i stereo zwyczajnie nie jest w stanie wywołać takich emocji, takiej atmosfery jak multichannel. Po stokroć warto spróbować!

Jeden klawisz i wszystko gaśnie, jesteśmy tylko my i muzyka. Pure Audio, tylko nie zrealizowane od czapy (w wizyjnych odtwarzaczach w ogóle tego genialnego klawisza nie uświadczymy, tak na marginesie), a tak jak trzeba: wygaszam – włączam – wygaszam …wyświetla się wszystko co trzeba, wygaszam… wszystko bez zwłoki, natychmiast, bez jakiegokolwiek wpływu na odtwarzanie. I ta cisza. Nic mi nie szumi, bo niby co ma szumieć? Wiatraków nie ma, napęd nie wydaje z siebie żadnego dźwięku… nic nam nie przeszkadza, nic nie irytuje. Tak, tak to właśnie powinno wyglądać i tak to wygląda w tym przypadku. BDP-105D to źródło docelowe. Możemy swobodnie wybierać między plikami, płytami, dyskami, usługami sieciowymi, możemy sterować z handheldów (bardzo czytelna, wzorcowa aplikacja sterująca), podpiąć komputer do znakomicie zrealizowanego wejścia USB, podłączyć sprzęt audiowizyjny, uzyskując poprawę obrazu na wyjściu (przepuszczenie przez procesor obrazu w Oppo)… to nie tyle odtwarzacz, czy audiowizualna centralka, a procesor, hub, pozwalający na uzyskanie świetnej jakości obrazu i dźwięku na wyjściu, obrazu i dźwięku który opuszcza 105-kę, aby następnie trafić do telewizora, lub/i do wzmacniacza, pre.

Obraz… Darbee… pamiętam opad szczęki, kiedy lata temu (w czasach, gdy HD było nowością) oglądałem w akcji topowy procesor obrazu DVDO firmy Anchor Bay. Przepuszczony przez skrzynkę materiał z C More wyglądał perfekcyjnie! Głębia, gładki, pozbawiony skaz obraz to było to. Słabszy materiał (szczególnie zyskiwały płyty DVD) prezentował się dużo lepiej, a że wtedy zazwyczaj taki się spotykało… Oppo stosowało te rozwiązania w poprzednich modelach odtwarzaczy. Dzisiaj jakość obrazu zarówno tego nadawanego w tv, odtwarzanego z VOD, nie mówiąc już o Blu-ray’u nie pozostawia wiele do życzenia. Zmiany, jakie wprowadza Dabree są więc albo subtelne (najlepsza jakość z płyt BD, właśnie leci Baraka, wiecie o co chodzi), albo wyraźne… dzięki dwóm wejściom HDMI można podpiąć dwa źródła obrazu, poprawiając jakość, nie mówiąc już o czytniku oraz odtwarzaniu z sieci za pośrednictwem samego Oppo. Postanowiłem kompleksowo rzecz sprawdzić, podłączając do odtwarzacza Mediaboksa UPC oraz konsolę PlayStation 3. Jest tryb pracy procesora dedykowany grom, jest możliwość dopasowania jego działania (procentowo)… o rezultatach przeczytacie w naszej recenzji. Napiszę tylko, że warto poeksperymentować, efekty mogą wyraźnie wpłynąć na wzrost przyjemności z domowego seansu. Dzięki trybowi demo można przekonać się co to daje w praktyce. Ilość ustawień wideo jest ponadstandardowa, kojarzy się ze wspomnianym, wyspecjalizowanym procesorem obrazu (model VP50, obiekt westchnień piszącego te słowa), a nie z odtwarzaczem audiowizyjnym. Tyle tylko, że w tym wypadku mamy do czynienia, jak wspomniałem wcześniej, z prawdziwym kombajnem. Właściwie, gdyby to wszystko rozłożyć na czynniki pierwsze, to mamy w tej skrzynce kilka osobnych, najwyższej klasy, urządzeń. Perfekcyjna integracja obrazu i dźwięku? Cóż, zostawię coś na artykuł, ale jak widać już ten pierwszy, kilkudniowy kontakt sugeruje co będzie dalej ;-)

Podsumowując te pierwsze wrażenia, już teraz mogę napisać: genialny sprzęt, według mnie wart każdej, wydanej na niego złotówki. Jak wyżej wspomniałem, spodziewałem się mniej więcej tego, ale w rzeczywistości jest (jeszcze) lepiej. Nowe możliwości i ta jakość. Przykładowo, dostęp do usług sieciowych, szczególnie dla tych, którzy mieszkają w lokalizacji z Netfliksem oraz Pandorą może oznaczać, że 105-ka zastąpi nam „przy okazji” tradycyjną telewizję, dodatkowo oferując najlepsze, spersonalizowane radio na rynku. Szkoda, że w naszym kraju Netfliksa (jeszcze) nie ma. Stop. Wystarczy. Czekajcie na pełen opis, naszą recenzję, a tymczasem galeria prezentująca wycinek tego, co potrafi topowa maszyna Oppo oraz zrzuty z aplikacji sterującej na iPada…

» Czytaj dalej

Audio ciekawostki z Las Vegas. CES 2015 oczami melomana

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Print

Z jednej strony na największej imprezie elektroniki użytkowej na świecie można było uzyskać potwierdzenie, że przyszłość dystrybucji muzyki nierozerwalnie związana jest z serwisami streamingowymi, które – nikt już w to nie wątpi – zastąpią fizyczne sklepy, a także te wirtualne, oferujące pojedyncze albumy, utwory za $. To przeszłość i Las Vegas najdobitniej to pokazało, praktycznie nikt nie mówił o sprzedawaniu muzyki inaczej niż w abonamencie. Inaczej, dzisiaj, się po prostu nie da. Stąd dziwić mogą próby niektórych koncernów podążania pod prąd obecnie obowiązującym trendom. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest nowy, kosztujący 1200$, high-endowy Walkman Sony. Ja rozumiem rozpacz szefostwa koncernu, który z miesiąca na miesiąc traci udziały na rynku, któremu zwyczajnie przestaje się opłacać biznes związany z tradycyjną sprzedażą muzyki oraz filmów. Jasne, tylko dlaczego odwracać kota ogonem i nagle upatrywać swojej szansy w niszy jaką są downloady hi-res? Sony to nie Neil Young, który może sobie pozwolić na prowadzenie krucjaty w imię lepszej jakości, (trochę, a nawet sporo w tym przesady, co nieźle wypunktowały ostatnio NYP oraz Gizmodo… ostatnie ze źródeł w tej krytyce nawet nieco przegięło, m.in. nie wspomniano nic o realizacji muzyki, o sposobie jej utrwalenia, co ma kluczowe znaczenie dla finalnej jakości) który oferuje kickstarterowy produkt (Pogo player za 399$) oraz sklep z hi-resami. Mówimy o innej skali. Sony nie jest przecież zainteresowane garstką narwańców tylko klientem masowym. I teraz pytanie, jak ten klient masowy ma się zainteresować kosztującymi ponad 20$ albumami (w dobie abonamentu z muzyką w bezstratnej jakości za równowartość dwóch takich albumów miesięcznie vide WiMP HiFi/ Tidal), po co mu kosztujący 400 (tańszy, co nie oznacza tani model hiresowego Walkmana), albo mobilny grajek za 1200$?! Przecież to zupełnie niedorzeczne! Popieram producentów (masowej elektroniki), którzy dają opcję grania plików 24bit, DSD, w przystępnej cenie, którzy celują w typowego zjadacza chleba, oferując możliwość poprawy jakości przy zachowaniu rozsądnych kosztów. Sony wydaje się ponownie nie rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.

Zacząłem od krytyki, według mnie uzasadnionej krytyki, bo patrząc przez pryzmat potrzeb, możliwości internetowej infrastruktury, wydaje mi się że realnym standardem przyszłego dystrybuowania muzyki w sieci będzie skompresowany bezstratnie sygnał 16/44. Tyle wystarczy, aby zadowolić nawet mocno wybredne ucho, bo dzisiaj coraz częstszym zjawiskiem są dobre realizacje właśnie w 16 bitach, co nie powinno dziwić – wszak o jakości wreszcie mówi się dużo, głośno i wyraźnie i (przewrotnie) spora w tym zasługa zjawiska „hi-res audio”. Nie chodzi tutaj o bezpośredni wpływ, w końcu wiele w tym marketingu, paplaniny, nabijania cyferek, sam sprzęt często gęsto nie jest 24 bitowy, tylko po prostu odtwarza taki materiał (co wcale nie musi oznaczać progresu jakościowego). Od zawsze byłem i jestem zwolennikiem migracji archiwów CDA do plików. Przy zachowaniu należytej staranności oraz przy dobraniu tych lepszych realizacji, wydań, możemy liczyć na – no właśnie – realną poprawę jakościową, nie mówiąc już o wygodzie. Tyle, że teraz zwyczajnie się nie chce, bo wiele z tego co na półce dostępne jest już we wspomnianych serwisach. High-res audio to (często, choć nie zawsze) zwrócenie uwagi na to jak muzyka jest zapisana, zarejestrowana, jak jest odtwarzana, jakie warunki spełnić (akustyka np.) aby uzyskać najlepszy możliwy efekt. To rzeczy podstawowe, konieczne do uzyskania odpowiedniego efektu, wszystkim takie coś powinno wyjść na zdrowie. Ok, dość zrzędzenia, gadaniny, czas na przedstawienie audio ciekawostek z krótkim opisem w formie mini galerii… zapraszam :-)

» Czytaj dalej

Co słychać? Wybieramy się na AudioShow, Pebble ma drugą szansę…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
zdjęcie 5

Wróciłem do świata żywych. Problemy zdrowotne mają to do siebie, że potrafią skutecznie pokrzyżować plany. Niestety tym razem musiałem zrobić sobie przerwę, przymuszony okolicznościami. Oby się nie powtórzyło. Ambitny plan (teraz to ambitne plany) zrobienia relacji z jednej z największych imprez branżowych w Europie (AudioShow) mógł się nie powieść, ale (chyba) damy radę. Poza możliwością przekrojowego spojrzenia na rynek audio, wystawa daje unikalną szansę spotkania z producentami oraz dystrybutorami. I głównie po to się tam jedzie – porozmawiać, zobaczyć, dowiedzieć się, zapoznać i na końcu, ewentualnie, posłuchać… choć z tym, bywa różnie, ale trudno obwiniać tutaj kogokolwiek (tzw. czynniki obiektywne, czytaj tłumy, gęsto, głośno, bez szans na odpowiednie warunki). Będę w niedzielę (prawdopodobnie), może uda się spotkać któregoś z Czytelników, kto wie?

Druga sprawa to Pebble. Ma drugą szansę. Tak zwany smartwatch, który w tym wypadku faktycznie zasługuje na to miano, mimo że wcale nie jest najbardziej zaawansowany, czy naładowany funkcjami. Początkowo, o czym wspominałem, odrzuciła mnie forma. Ta forma w wydaniu plastikowym nadal podoba się średnio, choć wersja czarna (całościowo czarna) jest ok. To taki Swatch, czyli można bez wstydu nosić, choć szału nie ma. Wiadomo, to element ubioru, musi być dobrze wykonany, najlepiej elegancki, z dobrych materiałów. Tutaj tego zwyczajnie nie ma, choć trzeba docenić kompaktową na tle konkurencji (te grube, przerośnięte koperty… brrrr) obudowę. Tym, co robi zasadniczą różnicę jest oprogramowanie. I w tym aspekcie Pebble zdecydowanie deklasuje wszystko, co się do tej pory na rynku pojawiło. Te ponad 1000 aplikacji (z czego duża część do chłam, ale znajdziemy kilkadziesiąt przydatnych, a czasami wręcz genialnych aplikacji) to jest potencjał, to jest coś, co zdecydowanie ma znaczenie. Plus czas działania na baterii. Porównując Pebble z zapowiadanym produktem Jabłka – Apple Watch będzie bez sensu. Nie widzę sensu w codziennym ładowaniu zegarka. To nie przejdzie, to jest idiotyczny pomysł. Apple musi coś z tym zrobić. Pebble, mimo że ma może 10% możliwości (choć właściwie nie, dzięki zapleczu developerskiemu możliwości nierzadko są / będą zbliżone), to faktycznie zegarek, bo można z niego przez 5 dni intensywnie korzystać. Przez tydzień, jeżeli chcemy głównie dowiadywać się która to godzina. Testuję i po zakończeniu zdam relację. Wersja metalowa może być strzałem w dziesiątkę (na marginesie). Poniżej parę fotek.

No i na koniec, wszystkie zaległości w najbliższych dniach nadrobimy. Będzie sporo do poczytania. Wreszcie…

» Czytaj dalej

Czy strumieniowanie uratuje telewizory? Raport specjalny Skąpca o HDTV

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2014-10-15 o 10.42.56

Objęliśmy jak co roku patronat nad raportem specjalnym Skąpca, tradycyjnie napisaliśmy coś o telewizorach, o telewizji – ogólnie rzecz ujmując – jak widzimy przyszłość odbiornika w dobie Internetu, wszędobylskich handheldów oraz stałego odpływu (tele)widzów, rezygnacji z klasycznego oglądania programu telewizyjnego. Poza tym w raporcie sporo o nowych trendach (krzywe ekrany, ekrany UHDTV, obraz 4K etc.). W sumie kilkadziesiąt stron z ciekawymi, problemowymi tekstami oraz krótkim przeglądem nowości z zakresu HDTV (czy może już UHDTV? ;-) ). Z całością można zaznajomić się pod podanym poniżej linkiem:

http://www.skapiec.pl/site/doc/200/20/33/

Nasz tekst, opublikowany w raporcie, znajdziecie poniżej, w rozwinięciu newsa…

» Czytaj dalej

Bateryjne iFi Audio: iDSD nano, iDSD micro, iCan nano. Wizyta w salonie Premium Sound

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
iFi Audio_0a

O sprzęcie iFi Audio jest głośno, ostatnio nawet bardzo. Młodziutka marka, za którą stoi nie byle kto – specjalista od high-endowego audio, firma AMR, nie tylko doczekała się bardzo pochlebnych opinii, otrzymała także znaczące wyróżnienie: jeden z produktów, konkretnie iDSD nano, otrzymał nagrodę EISA 2014/2015 (o tym kto dostaje, dlaczego dostaje i kto za tym stoi nie będę się rozwodził, bo nie ma to większego sensu, to strata czasu). Postanowiłem przekonać się ile jest w tym całym szumie prawdy, sprawdzić samemu, na własnych uszach, jak to się ma do moich doświadczeń z podobnymi urządzeniami, sprzętem testowanym u nas na łamach HDO (NuForce, FiiO, Audioquest, M2Tech, Matrix etc.). Miałem (a właściwie to nadal mam) także dodatkowy powód, dla którego zainteresowałem się ofertą iFi Audio… przyszedł czas na zmiany mobilnego toru, głównie mam tu na myśli laptopa, który służy mi na co dzień do pracy, jest często zabierany w podróże. Fantastyczny M2Tech hiFace DAC to rzecz wybitnie pod stacjonarny tor, o czym zresztą wspominałem w naszej recenzji, mój prywatny Matrix Portable trafił w inne ręce (mam nadzieję, że nabywca ma tyle radości z użytkowania, co wyżej podpisany), DragonFly w wersji 1.0 nie można pożenić z handheldami. Handheldy. Tak, to źródło awansuje za sprawą takich usług jak WiMP HiFi (nie wszystko złoto, sporo albumów jest do niczego, ale trafia się wiele pereł, no i ten wybór!), rozbudowanych odtwarzaczy programowych (obsługa hi-res bez ograniczeń, w tym DSD vide USB Audio Player na Androida, czy HiFi Player Onkyo dla iOSa) do miana alternatywy, wygodniejszego, a czasem oczywistego wyboru, szczególnie gdy zależy nam na mobilności. Komputera nie zabiorę ze sobą wszędzie, poza tym muzyka towarzyszy mi na tyle często poza domem, czy poza jakimś innym miejscem, gdzie dłużej przebywam (pociąg, hotel etc.), gdzie mógłbym skorzystać z komputera, że zadbanie o jakość „tego co na wynos” staje się kluczowa, bardzo ważna. Zresztą, jak pamiętacie, wspominałem niedawno o tym, że obecnie duża część naszego obcowania z muzyką to słuchawki, to jakieś urządzenie które stale nam towarzyszy. Zazwyczaj jest to po prostu smartfon, czasami tablet, stąd konieczność zadbania o odpowiednią jakość tego, co dociera do uszu z tego typu źródła.

Sprzęt iFi Audio na pewno przykuwa uwagę ceną. Ta jest, jak na standardy branży, w której cztero-, czy pięciocyfrowe kwoty są czymś oczywistym, „naturalnym”, bardzo przyzwoita, by nie powiedzieć wręcz niska, budżetowa, kojarząca się z produktami z segmentu Lo-Fi. Ok, ten, często kluczowy przy podejmowaniu decyzji przez potencjalnego nabywcę element, prezentuje się bardzo atrakcyjnie, atrakcyjnie w zestawieniu z możliwościami, funkcjonalnością, konstrukcją oraz materiałami, które wykorzystano do budowy sprzętu oferowanego przez tytułowego producenta. Oczywiście rodzi to od razu pewną podejrzliwość, bo niestety znaczna część audioświatka, czy może precyzyjniej audiofilskiego światka, nie może zrozumieć, przyjąć do wiadomości, że to nie cena „gra”, że to nie cena czyni dany sprzęt wyjątkowym, idealnym narzędziem do reprodukcji dźwięku, do słuchania muzyki. Jak coś jest względnie tanie, to po prostu wg. co poniektórych nie może, bo nie, bo przecież jak… mój DAC za 30 tysięcy, musi grać lepiej o te prawie 30 tysięcy od produktu XYZ. Dodatkowym problemem jest to, że dzisiaj wykorzystane w budowie komponenty (układy, elektronika), materiały są często tożsame, identyczne w sprzęcie za może nie kilkaset, ale w cenie z przedziału 2000-5000 tysięcy złotych, a tym wycenionym na kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy. Przykładów na to jest całe mnóstwo, pamiętamy zdjęcia pokazujące wnętrze odtwarzaczy, urządzenia które właściwie niczym, poza ceną nie różniły się od siebie. To raz. Dwa – popatrzmy na wiele produktów z najwyższej półki, które zwyczajnie nie potrafią tego, co urządzenia sporo tańsze, co gorsza (dla tych droższych) nie chodzi tu tylko o wsparcie dla określonych formatów, ale właściwości, możliwości brzmieniowe. Całkiem łatwo wejść tu na minę. Czarowanie doborem (rzecz jasna właściwym) odpowiedniego kabla, różnego rodzaju mniej lub bardziej (są też takie!) przydatnych akcesoriów, jakże częstym pomijaniem (no tak, bo w pomieszczeniu z dobrą akustyką, gdzie zadbano o to, by grało, a nie „grało”, taki dużo tańszy sprzęt może zmienić perspektywę, to znaczy jak każdy dobry produkt zagrać po prostu świetnie, wpasować się w nasze potrzeby) miejsca w którym system ustawimy, w którym będzie grało to wszystko typowe grzeszki, typowe dla całego audioświatka.

Po tym, nieco przydługim wstępie, warto w końcu wspomnieć coś o urządzeniach, które podłączyłem do swoich, przenośnych źródeł. Miałem precyzyjnie ustalone, co z czym i na czym ;-) Posłuchałem przygotowanego wcześniej zestawienia paru testowych utworów na dwóch DAC/AMPach iDSD nano oraz iDSD Micro, poza tym do tej dwójki dołączył wzmacniacz iCan nano. Cechą wspólną wymienionych produktów było zasilanie bateryjne, rzecz wg. mnie nieodzowna w przypadku współpracy z handheldami (przetworniki bez własnego zasilania, mają zazwyczaj problemy z integracją vide wspomniany hiFace DAC, poza tym szybko wyczerpujemy baterię szczególnie w telefonie, co także nie jest bez znaczenia). Dwa mniejsze produkty można zaliczyć do grona sprzętu w pełni przenośnego, mobilnego, choć konstrukcja obudowy (spora kosteczka) nie za bardzo koresponduje z gabarytami współczesnych smartfonów czy tabletów. To pewien ergonomiczny mankament, bo „kanapka” z przylegającego do płaskiej obudowy handhelda przetwornika, wzmacniacza to coś, co i tak idealne nie jest (od, daleko takiej kanapce do ideału, ale tutaj trzeba godzić się na kompromisy odnośnie wygody przenoszenia, użytkowania mobilnego sprzętu), w przypadku wspomnianych urządzeń prezentuje się to bardzo tak sobie. Zastanawia mnie zastosowanie typowo komputerowego złącza USB-B w iDSD nano… w końcu tutaj właściwym adresatem nie jest komputer, tylko handheld, nie ma potrzeby, a nawet nie należy podpinać jakiegoś drogiego, zazwyczaj mało (albo w ogóle nie-) elastycznego kabla i tak zachodzi konieczność zastosowania odpowiednich przejściówek, złącz USB micro / Lightning czy 30 pin. Po co w takim razie takie coś w urządzeniu, które jednocześnie dysponuje (jak pokazał odsłuch) wyraźnie mniejszymi możliwościami po stronie wzmacniacza, dedykowanemu do współpracy z łatwiejszymi do wysterowania słuchawkami (przenośnymi), jakimiś dokanałówkami, względnie lekkimi, mobilnymi nausznikami (3.5mm wyjście), takie coś jak USB-B? Nie wiem. Druga sprawa to złącza RCA. Fajna rzecz do podłączenia pod stacjonarny tor, ale… znowu… ten sprzęt wg. mnie ma być, powinien być przede wszystkim urządzeniem podpinanym pod handhelda lub/i laptopa (w przypadku komputera przenośnego, podpinanym w scenariuszu mobilnym, nie stacjonarnym).  Tak więc złącza tego typu uważam w tego typu produkcie za zbędne, wystarczyło dać wyjście liniowe w formie gniazdka 3.5mm, tudzież (bardziej ambitnie) zastosować dodatkowo zbalansowane gniazda (ponownie w kompaktowym wydaniu, czytaj złącza jack). Tutaj nie ma żadnego dodatkowego zasilania, zewnętrznego znaczy się, wbudowany wzmacniacz nie zaoferuje nic więcej, ponadto co podano w specyfikacji.

» Czytaj dalej

Nowe, podstawkowe Perły już u nas, niebawem opis pierwszych wrażeń…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Nowe Perły 1

Bardzo byłem ciekaw nowych monitorów od Pylon Audio. Poprzedni model nie jest już oferowany, w katalogu mieliśmy lukę… do teraz. Nowe kolumny korzystają z dokładnie tych samych przetworników, co opisane u nas 25-ki (patrz test). O wrażeniach z odsłuchu będzie za parę dni, na razie nowiutkie, wprost z fabryki, monitory grają niezobowiązująco. Wspomnę tylko, że grają z podobną manierą, co więksi, podłogowi bracia. Uwagę od razu po podłączeniu i puszczeniu pierwszych dźwięków przykuwa mocny, sprężysty bas… mięsisty, obfity. Same głośniki prezentują się dużo lepiej od poprzedników. Otrzymałem do testów wersję w wybarwieniu mleczny dąb. Bardzo ładnie to wygląda, robota stolarska pierwsza klasa i choć konstrukcja „paczek” nawiązuje do poprzedniczek, to nowe Perły są wg. mnie dużo ładniejsze. Wpływ na to ma jakość okleiny, zastosowane przetworniki …prezentuje się to naprawdę dobrze. To wybarwienie może być ciekawą alternatywą dla koloru biały fortepianowy, szczególnie gdy komuś zależy na „drewienku”, odwzorowaniu słoi. Z białym wystrojem (patrz zdjęcia) koresponduje to wyśmienicie. Dodatkowo, te całkiem spore monitory, w takim wybarwieniu skutecznie nam „znikają”, znikają w tym sensie że wyglądają bardzo ładnie, a jednocześnie nie przytłaczają wielkością (podstawowe Perły są spore, co tu dużo mówić).

Poniżej krótka fotogaleria:

» Czytaj dalej

Przenośny DAC/AMP Micro iDSD firmy iFi Audio – pierwsze wrażenia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Micro-iDSD-03

Pierwsze, baaaardzo wstępne wrażenia, bo koniec końców słuchałem może z 3 minuty ;-) . No dłużej, ale i tak za krótko, chiałoby się więcej. Czy warto zatem w ogóle pisać o tym produkcie, gdy słuchało się w salonie wszystkiego będzie kilka kwadransów? Cóż, zważywszy na to, że tytułowe urządzenie podłączyłem do HE-6, sprawdzając czy w sloganie reklamowym nie ma przesady, tzn. że da się w tym wypadku napędzić cholernie wymagające słuchawki, jakimi bez wątpienia są flagowe ortodynamiki HiFiMANa, mogę napisać: DA SIĘ. Da się i to całkiem sensowanie, tzn. można słuchać całkiem głośno, a przy tym jakość brzmienia nie pozostawia wątpliwości, że… słuchamy HE-6. To dziwny produkt. Producent wyraźnie stara się dać nam do zrozumienia, że przenośny. Mamy port do podładowania handhelda, mamy wbudowany akumulator o dużej pojemności (no ale to, w sumie, można także zastosować w typowo stacjonarnym urządzeniu, odseparować je od instalacji elektrycznej), mamy wreszcie …i to chyba w sposób bardzo jednoznaczny wskazuje, że iFI Audio widzi ten sprzęt w scenariuszu mobilnym, zestaw gumek do zintegrowania DAC/AMPa z handheldem. Z drugiej strony dziwi brak odpowiedniego okablowania, które pozwoliłoby na podpięcie smartfona, tabletu zaraz po wyciągnięciu urządzenia z pudełka. Liczne przejściówki, kabelki mają przede wszystkim ułatwić integrację z komputerem (i chwała producentowi za to, że daje np. kątowe złącze USB w standardzie, poza tym jeden z adapterów pozwala na podłączenie jakiegoś audiofilskiego kabla USB, o ile mamy taki, odczuwamy potrzebę podłączenia takiego okablowania) tudzież stacjonarnym audio (solidne interkonektory, jack-jack to jakaś taniutka łączówka, w sumie krótki odcinek więc bez znaczenia). Sam, poza Suprą, korzystam ze znakomitego, taniego jak barszcz kabelka Belkina (Pro) i wierzcie (albo i nie, ale warto samemu sprawdzić) mi, ten kabel nie jest żadnym ograniczeniem dla systemu.

No dobrze, chciałem (taki był plan) porównać dwa produkty bateryjne z oferty iFI Audio: Nano iDSD oraz Micro iDSD. Nic z tego nie wyszło, wszystko z mojej winy. Przyjechałem zbyt późno, by zrobić takie porównanie. To raz. Dwa, sporo czasu zajęła walka z kablekami (jak do podłączyć do moich mobilnych źródeł). Post factum uświadomiłem sobie, że po pierwsze trzeba było zabrać camera kit (o tym zresztą wspomina producent) oraz skombinować odpowiedni kabel OTG (z naciskiem na odpowiedni, bo Micro ma… uwaga… nietypowo płaskie, męskie złącze USB, to ewenement, rzecz nietypowa, mocno nietypowa w tego typu produktach i w ogóle w DACach, gdzie standardem jest USB-B (żeńskie)). Dopowiem, że miałem przy sobie zarówno androidowy tablet – Nexusa z aplikacją USB Audio (genialny soft, gramy hi- resy: flaczki, dsd, dxd …wszystko jak leci) oraz iPoda Touch z WiMPem HiFi (parę playlist offline) oraz aplikacje HiFi Player Onkyo & Golden Ear (flaczki) i wszystko na marne ;-) Trzy – bardzo miło spędziłem czas na rozmowie z Panami z Premium Sound (pozdrawiam!), dyskutowaliśmy wiadomo o czym. Wreszcie cztery. Spotkałem się z Panem Morim, słuchawkowym guru, człowiekiem od Final Audio Design, który tego dnia miał zaplanowane spotkanie w gdańskim salonie. Sumując, nie bardzo – jak widać – dało się zrealizować plany, zapewne powrócę do tematu niebawem, bo po pozbyciu się DAC/AMPa Matriksa szukam jakiegoś bateryjnego urządzenia na wynos. Beyerdynamik (A200p) był ok, duże słowa uznania za pełne okablowanie, wsparcie dla jabłkowej elektroniki (brak wymogu podpinania pod camera kit!), jednak nie był w stanie napędzić wszystkich posiadanych słuchawek (to jeszcze żadna dyskwalifikacja), poza tym miał swoje ograniczenia odnośnie obsługiwanych formatów (a tu już gorzej). Sumując, trzeba będzie rzecz dokładniej obadać, sprawdzić jak to gra z moimi ulubionymi Momentum (tutaj rzecz jasna nie będzie problemów z napędzaniem, ciekaw jestem raczej progresu lub też braku takowego odnośnie jakości… te słuchawki grają z dziurki w handheldzie bardzo dobrze, pytanie czy mogą zagrać jeszcze lepiej (z Matriksem tak właśnie było)?). Urządzenie jest duże, spore i tak jak mówili Panowie z salonu, widzą je raczej jako element stacjonarnego toru. Zresztą pierwsze odsłuchy zdają się potwierdzać tezę o „stacjonarnym charakterze” tego DAC/AMPa. Tak czy inaczej, producent jw. sugeruje możliwość przenośnego użytkowania tytułowego sprzętu. I bądź tu mądry.

Opis przetworniko-wzmacniacza znajdziecie w naszym poprzednim wpisie. Jednocześnie przepraszam za chwilowy brak nowych newsów, recenzji – powód jest prozaiczny – dopiero co wróciłem z krótkiego urlopu. Sporo rzeczy czeka na publikację i się doczeka. Tymczasem…

Testujemy desktopowe głośniki Definitive Technology Incline. Pierwsze wrażenia…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Incline_Side

Te kolumienki postawione na biurku potrafią zagrać jak dobrej klasy monitory bliskiego pola, zaczarować swoim brzmieniem… dosłownie i w przenośni! Jestem pod ogromnym wrażeniem tego produktu, to kolejna po Sound Cylinder (test tutaj) propozycja firmy Definitive Technology, która zasługuje na uwagę. Naturalnym partnerem dla tego zestawu będzie komputer typu desktop, najlepiej jakiś all-in-one. Fantastycznie z wyglądem tego zestawu korespondują Makówki, niebawem będziemy konfigurować system z iMakiem, przetestujemy rzecz także z naszym dyżurnym ;-) Mac Pro. Póki co Incline grają w towarzystwie MacBooka zadokowanego w bardzo ładnej podstawce BookArc firmy twelve south (krótko opiszemy ten produkt, przy okazji zwracając uwagę na opcjonalny tryb pracy MacBooków z zamkniętym ekranem).

Ale to gra! Głośniki łączymy z komputerem za pomocą kabla USB, w środku zastosowano bardzo dobrego DACa, można wybrać czy za ustawianie głośności będzie odpowiadał komputer (niższa jakość) czy też regulację scedujemy na kolumienki (całkowite pominięcie regulacji w źródle = lepsza jakość). Dodatkowo można podpiąć opcjonalnie suba (sprawdzimy tę opcję z naszym starym, ale jarym, drewnianym DT2200) oraz dodatkowe źródło (cyfrowo) za pomocą wejścia optycznego. Super. Dodatkowo można podłączyć analogowo, wejściem liniowym np. stacje dokującą z odpowiednim wyprowadzeniem, integrując z głośnikami naszego handhelda. Wspominane dopasowanie do elektroniki Apple nie powinno nikogo dziwić – wiadomo, wielka popularność Makówek w Ameryce, dodatkowo prężny rynek akcesoriów do komputerów z logo jabłuszka to gotowy patent na dobry interes. Oczywiście sprzęt jest uniwersalny, można go spokojnie podpiąć pod dowolne, komputerowe, źródło, poza tym – jak wspomniałem – cyfrowo podłączymy inne urządzenia AV, właśnie nie tylko audio ale także wideo. Możliwość podłączenia opcjonalnego głośnika niskotonowego (w katalogu DT, rzecz jasna, znajdują się takie produkty, dopasowane stylistycznie do Incline), stworzenia w ten sposób zestawu 2.1, pozwala na budowę kompaktowego systemu kina domowego w oparciu o opisywany produkt. Najlepiej wg. mnie w opcji z HTPC – komputerkiem dedykowanym do kina, takim jak przykładowo Mac Mini.

Skąd się bierze ten, wysokiej próby, dźwięk? Cóż, konstrukcja Incline to wielce oryginalny projekt, te głośniki są pod pewnymi względami wyjątkowe, na pewno wyjątkowe jeżeli popatrzymy na inne produkty z tej kategorii (dekstopowe aktywne zestawy głośnikowe stworzone do współpracy z komputerem). Mamy tutaj bardzo ambitną konstrukcję dwudrożną, na którą składa się zestaw czterech końcówek mocy (po 20W) pracujących w trybie bi-ampingu… każdy głośnik zainstalowany w Incline posiada zatem własną końcówkę mocy! Co to oznacza nie muszę chyba nikomu tłumaczyć. Stąd właśnie bierze się niebywale czyste, a przy tym potężne (rozmiary!) brzmienie tych kolumienek, moc która szokuje w zestawieniu z niewielkimi gabarytami. W tym kontekście nie dziwi całkiem spora waga kolumn… w końcu konstruktorzy musieli upakować w środku każdej z kolumienek dwa wzmacniacze pracujące w klasie D, w sumie zastosowano cztery przetworniki aktywne, po dwa na kolumnę: dwie membrany nisko-średniotonowe, posiadające średnicę 10 centymetrów (4″), kolejne dwie wysokotonowe (3/4″); dodatkowo z tyłu zamontowano po dwie membrany pasywne (średnica także 10cm). Pracę całości nadzoruje 56-bitowy procesor DSP, wyposażony jw. w dwa tryby pracy (regulacja w źródle/kolumienkach oraz tylko w głośnikach). Konstrukcja bipolarna (zestaw promieniuje także do tyłu) oraz pasywne radiatory zastosowane zamiast tradycyjnego bass-refleksu pozwalają na uzyskanie efektu zbliżonego tego, co usłyszymy z dobrych monitorów bliskiego pola, klasycznych konstrukcji HiFi dedykowanych do słuchania muzyki w bliskim polu. Przy czym Incline mogą, jak wspomniałem, nie tylko nagłośnić wcale nie małe pomieszczenie (przestrzenność, moc), mogą także wraz z opcjonalnym subem stworzyć zestaw kinowy! Niezła uniwersalność! Rzecz jasna, głównym zastosowaniem będzie tutaj opcja desktopowa, słuchanie muzyki z komputera i w tej roli omawiany produkt nie będzie miał wg. mnie za wielkiej konkurencji – gra fantastycznie, zapewne pomaga tutaj projekt obudowy, pochylenie każdej kolumny o 9.5 stopnia względem pionu, co skutkuje odpowiednim umiejscowieniem przetworników względem naszej głowy. Ustawiamy rzecz pod odpowiednim kątem (na linii przecięcia, a nawet można nieco bardziej dogiąć obie kolumienki) i cieszymy się świetnym brzmieniem. Producent zadbał o to, by kolumny stabilnie stały na biurku (dobrze, żeby mebel był stabilny, raczej nie filigranowy, żeby nie rezonował), odpowiadają za to solidne, ciężkie, aluminiowe podstawy…

Z tego opisu, pierwszych wrażeń to się (niemal) recenzja zrobiła ;-) Warto będzie Incline poświęcić nieco więcej czasu, bo produkt jest po prostu wart tego, żeby go dokładnie przetestować (i kompleksowo, także w opcji kinowej). Poniżej galeria…

» Czytaj dalej

Test przetwornika C/A AMI Musik DS5, czyli winyl w domenie cyfrowej…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AMI_Musik_DS5_

Ten produkt wywołał u mnie niemałą konsternację. Jest parę rzeczy, które warto w nim poprawić, ale… za 2000 złotych możecie zakupić coś, co zagra na poziomie high-endowym. I nie są to słowa rzucone na wiatr, czcze gadanie, bo miałem sposobność sprawdzić jak sobie ten niepozorny DAC/amp radzi w konfrontacji z wielokrotnie droższym (tak, około, piętnaście razy droższym) sprzętem i …cholera… grało to porównywalnie, na tym samym, wysokim poziomie. W teście wraz z AMI Musik DS5 wzięły udział znakomite słuchawki Audeze, zestawy głośnikowe ATC (7-ki oraz 40-ki), nasze redakcyjne Topazy 20 oraz Perły 25… znaczy było na czym grać, na czym sprawdzić realne możliwości tego urządzenia. Na wstępie powiem tak: do gruntownego przetestowania możliwości zachęciła mnie lektura recenzji Srajana Ebaena, opublikowana na 6moons, miałem po pierwszych odsłuchach podobne wrażenia, że ten sprzęt potrafi znacznie więcej niż się to na pierwszy rzut oka (czy raczej ucha) wydaje. W sumie zadziałał przypadek. Kiedy testuje cokolwiek, biorę do ręki notatnik (teraz coraz częściej jest to tablet, o tyle praktyczniejszy że tekst jest od razu dostępny w domenie cyfrowej) i zapisuję sobie wrażenia. Staram się nie czytać nic na temat danego sprzętu ponadto, co napisze o nim sam producent, względnie dystrybutor… chodzi o to, by subiektywne opinie innych recenzentów nie wpływały na mój osąd, ma być czysta kartka. Dopiero potem, w fazie tworzenia tekstu recenzji, zajrzę tu i ówdzie i porównam sobie moje spostrzeżenia z uwagami innych na temat danego produktu. Taka praktyka sprawdza się doskonale, bo nawet jeżeli moje wrażenia mocno się różnią od innych, to wiem że to moje uszy, a nie inne, obce, dokonały oceny, która może być właśnie inna, odmienna, ale moja własna. Tego się trzymam. Tym razem było nieco inaczej. W przypadku DS5 przeczytałem wcześniej coś na jego temat w jednej z publikacji.

Generalnie wypunktowano słabe punkty konstrukcji, przy czym ocena brzmienia wypadła mocno tak sobie. Innymi słowy było inaczej, coś tam przeczytałem, a tu słucham i ni cholery nie zgadzam się z tym co napisano na temat tego urządzenia. Zaciekawiony sprawdziłem inne recenzje i faktycznie, rozpiętość opinii była duża, aż w końcu trafiłem na tekst Srajana. No, pomyślałem, facet ma podobne spostrzeżenia co ja i dostrzega w tym mikrusie gigantyczny potencjał. To, że skopano parę rzeczy, czy parę rzeczy można było zrobić lepiej nie ujmuje temu produktowi w tym co kluczowe – w jakości oferowanego przez nie brzmienia. Być może gdyby nie słuchawki (które wszakże nie są tu wcale faworyzowane, bo w trybie bez gałki, z kolumnami, DS5 wywraca wszystko do góry nogami), słuchawki Audeze które podpiąłem pod ten przetwornik/wzmacniacz, być może gdybym nie sprawdził jak to gra najpierw na Topazach, a następnie na wspomnianych SMC 7 & 40 (fantastyczne zestawy!) nie wiedziałbym o co tutaj właściwie chodzi. Być może, ale że miałem akurat sposobność podpięcia recenzowanego sprzętu pod parę bardzo dobrych konstrukcji, dodatkowo sprawdziłem dokładnie jak sobie to maleństwo radzi z DSD mogę kategorycznie stwierdzić – mamy coś wyjątkowego, coś co potrafi zagrać, czy raczej co potrafi z PCM oraz DSD wycisnąć wszystko, co najlepsze. Tak, ten DAC, sam w sobie jest bardzo dobrym urządzeniem, ale we właściwym towarzystwie potrafi zwyczajnie zawstydzić kosztujące znacznie więcej konstrukcje (przetworniki za 10 tysięcy i więcej, nie potrafiły zagrać tak z DSD jak ten maluch!). Aha, na wstępie dodam jeszcze jedno, aby zaostrzyć apetyt – DSD ma sens, ale to coś dla osób, dla których nigdy nie skończyła się era fizycznego nośnika z naciskiem na czarną płytę, które grają z gramofonu, kolekcjonują krążki i są… wrogami grania z pliku. Dobra informacja dla Was – ten format ma szansę (w wersji plikowej, bo płyty SACD to historia, obecnie temat wg. mnie zamknięty od strony dystrybucji, fizycznego nośnika) stać się trampoliną do świata zero-jedynkowego.

Wiem co piszę, bo sam mam gramofon, mam punkt odniesienia, lubię i rozumiem na czym polega różnica (nie mam tu na myśli filozofii, całego misterium nakładania krążka, ustawiania sprzętu, a jedynie czy aż kwestie czysto soniczne). Ok, wcześniej sceptycznie odnosiłem się do całego tego szumu wokół DSD. Nieco modyfikuję swoje stanowisko – to nadal jest bezsensowny hype w przypadku wielu kategorii, wielu produktów, ot znaczek który być musi, bo wszyscy teraz to mają, ale… dla pewnej, wąskiej grupy melomanów, to istotny upgrade, to faktyczna możliwość „wejścia w cyfrę”. Poza tym pliki DSD mogą i pojawiają się niezależnie od tego, czy ktoś kiedyś coś wydał w formacie SACD, czy nie – to całkowicie inna sytuacja, odmienna od zaprzepaszczonej wiele lat temu przez branżę szansy na popularyzację muzyki o jakości wyższej od 16/44 (w erze sprzed rozpowszechnienia Internetu). Teraz po prostu nie ma żadnych hamulcowych, zachłannych wytwórni, idiotycznych pomysłów z zabezpieczeniami, kretyńskiej polityki wydawniczej. Teraz każdy może. No i dobrze, bo takie urządzenia jak kosztujący 2000zł przetwornik Japończyków (produkowany w Korei) daje nadzieję, że będzie można wreszcie bez żadnych „ale” powiedzieć: gram z pliku, gram na najwyższym poziomie, gram źródła w najlepszej dostępnej jakości i niczego więcej nie potrzebuję. To – można powiedzieć – już teraźniejszość i tylko wypadałoby sobie życzyć, aby cała branża wreszcie zrozumiała, że ludzie nie chcą byle jak, ale że jakość muzyki odgrywa istotne znaczenie. Wprowadzenie bezstratnej kompresji to pierwszy krok, następnym będzie oferowanie wyraźnie lepszej jakościowo muzyki z Internetu, z miejsca które będzie nowym domem dla całej fonografii… nie mam co do tego żadnych wątpliwości! Moda na retro, rzecz jasna, nigdy nie przeminie, ale nikt nie będzie mógł już twierdzić, że „z komputera” (to w sumie precyzyjne określenie dzisiejszego źródła, procesor – system – interfejs sieciowy, tak to wygląda, tak to będzie wyglądać, to jest właśnie dzisiejsze i jutrzejsze, główne ŹRÓDŁO) się nie da. Da się i to da się jak cholera dobrze zagrać, zagrać …analogowo. To się rozpisałem w tym wstępniaku, ale w sumie może dobrze, bo to co powyżej nieźle charakteryzuje bohatera najnowszej recenzji…

» Czytaj dalej