LogowanieZarejestruj się
News

Słuchawki SIVGA SV023 – nasza HaDe opinia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0232

Szacunek dla nabywcy to całość, to każdy element, wszystko co dostajemy za ciężko zarobione pieniądze. Patrząc na dzisiejszy świat krotochwilnej konsumpcji, gdzie przedmioty użytkowe szybko tracą wartość, często to – właśnie – błazenada, karykatura czegoś skończonego, służącego lata, cieszącego zmysły i dającego poczucie, że to nie jest na moment, za chwilę będzie coś nowego i tak w kółko, coś będącego przeciwieństwem powyższego warto wyróżnić, wskazać paluchem. Patrzcie, można inaczej, można zaoferować coś trwałego, dobrego, na lata. To, co przyfrunęło 300 godzin słuchania temu (mniej więcej tyle wybiło na liczniku od chwili założenia na łysą glacę), dobry miesiąc z okładem, przywraca nadzieję, że producenci potrafią dowieźć rzecz kompletną, doskonale wykonaną, nie wymagającą żadnych dodatkowych nakładów. Takie są SIVGA SV023 właśnie. Nazwa mało poetycka, ale jak już wpadnie w łapy to naprawdę cieszy oko, cieszy ucho, wywołuje pozytywne emocje (przed play, w trakcie i po odłożeniu na stojak). Piękne słuchawki, świetne wyposażenie, najlepszy chyba kabel firmowy z jakim się zetknąłem, od razu balans w standardzie (4.4) i  koniec, końców świetny dźwięk z dynamicznych przetworników. Z dynamicznych, wreszcie nareszcie, bo przecież od dawna zdominowały nam łamy HDO konstrukcje planarne, ortodynamiki stały się nie tylko popularne, ale zaczęły być punktem odniesienia dla wszystkiego, co na uszach… a tu klasyczne, dynamiczne z 50mm przetwornikiem, pokrytym berylem.


Także z widoczną tu hybrydą, na banieczkach, zagrało jak marzenie

Słuchawki z kablem wyglądają na dużo droższe niż metka, ba uważam je za pewien wzór ergonomiczno-funkcjonalny w ogóle, znaczy referencję. Tak powinno się projektować, nie będzie nikogo, kto miałby powody do narzekań. Obiektywnie: świetna, przemyślana konstrukcja, materiały na bogato (w tym przedziale cenowym zdecydowanie!), świetne spasowanie… tu, jak na początku napisałem, wszystko jest na swoim miejscu. Serio – to robi różnicę – szczególnie, gdy zestawimy opisywane z konkurencją, bo tam i uboższe i często, gęsto zdecydowanie mniej kompletne, wygodne, nie dające nawet w przybliżeniu takiej frajdy z użytkowania, jak rzeczone SIVGA. Te słuchawki lubi się od pierwszego założenia, a z czasem (adaptacja, moim zdaniem to nie jest kwestia wygrzewania tylko, czy w ogóle długiego wygrzewania, a adaptowania naszego słuchu do określonego efektora) nie zdejmuje z głowy, bo jako się rzekło: jak dobrze dopasowane obuwie, coś idealnie spasowanego, można godzinami słuchać i słuchać. To jedne z najwygodniejszych, najlepiej dopasowujących się słuchawek dostępnych na rynku. Nic dziwnego – pałąk, pady, wyprofilowanie… tu nie ma przypadku, o czym poniżej, w rozwinięciu będzie…

» Czytaj dalej

Mecha doki bezdrutowe FAD ZE3000 RECKA!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0021

„Intergalactic, Intergalactic…” cóż, jakoś nie mogłem inaczej rozpocząć opowieści o tych bezdrutowych dokach, jak właśnie w ten sposób. Kultowy, jedyny w swoim rodzaju, zawsze na propsie utwór trzech chłopaków z Beastie Boys. Wiecie. Mecha. Wiecie potwory. Wiecie: odwieczna walka krystalicznego dobra z plugawym złem. Oczywiście słuchawki przetestowane nawiązują i w ogóle są hołdem złożonym praojcowi, czy prababci wszelkich późniejszych, popkulturowych wykwitów z uniwersum stworzonym w Kraju Kwitnącej Wiśni. ULTRAMAN. W rzeczy samej limitowana wersja nawiązująca do serii, od której wszystko się zaczęło (znaczy Mecha się zaczęło), z dopiskiem – a jakże – ULTRA GUARD VERSION. Obecnie w ofercie Finał Audio Design znajdziemy serię nawiązującą do innego Anime / Mangi (pierwsze obraz ruchomy – animacja, drugie komiks) bliższego czasom współczesnym tj. Neon Genesis Evangelion. Widać, że za projekt plastyczny słuchawek odpowiada jakiś srogi Otaku (ktoś, kto ma kota na punkcie wspomnianej animacji i komiksu rodem z Nipponu). Także jak przetestowane wyraźnie nawiązują do stroju jednej z głównych bohaterek kultowej serii, tak te z NGE to (ehe, zgadliście fanatycy japońszczyzny popkulturowej) do EVANGELIONów (wielkich Mecha biozsynchronizowanych z pilotami, dziećmi, co to chronią pozostałości ludzkości przed… mniejsza, przed końcem świata oczywista). Pomysł na promowanie produktów niezgorszy, na pewno dla pewnej wybranej kategorii odbiorców dodatkowa zachęta, dla reszty zaś niech wystarczy poniższy opis walorów dźwiękowych doków FAD ZE3000. Zraz, zaraz miało być Beastie! no to lecimy (dosłownie), niech przemówią mega mechaniczne kopy, laserowe strzały i rozstrzygnie się walka dobra ze złem w środku fikcyjnej, samurajskiej metropolii…

 

Słuchawki nie są na pewno dla kogoś, kto chce mieć „wszystko” tj. geeka z głową pełną skrótów ANC, Spatial, Wireless charging, LDAC itd. Niczego takiego tutaj nie znajdziecie. Te słuchawki koncentrują się wyłącznie na jednym aspekcie technologicznym i to bardzo, że tak powiem, tradycyjnie się koncentrują. Chodzi o jakość brzmienia (kropka) uzyskaną nie tyle przez zaawansowanie krzemowo-sofwareowe (jw) tylko projekt przetwornika oraz obudowy w jakiej ów się mieści, czyli stara dobra szkoła, a nie jakieś tam wynalazki. Nic tu nam oprogramowanie nie popsuje, bo go nie ma (tak nie ma apki, tak da się żyć bez apki, choć to wydaje się obecnie jakaś herezja i ale jak to, nie ma?! Ano nie ma), jest układ zaprojektowany w taki sposób, by z czegoś malutkiego w uszach, z IEMów, uzyskać dźwięk niekorespondujący z fizycznymi ograniczeniami formy. Czy to się moi drodzy udało? Czy dali w Finał Audio Design radę? Zapraszam na ciąg dalszy wywodu, gdzie znajdziecie odpowiedź na zadane powyżej pytanie.


Oj lubimy takie dizajny…

» Czytaj dalej

Zapowiedź, zajawka… testujemy Sonos Sub Mini

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0084

NDA zdjęte? Zdjęte. No to jedziemy. Z czym jedziemy? Z testowanym od tygodnia SONOS SUB MINI. Długo oczekiwanym produktem, mniejszym bratem większego (dosłownie i w przenośni), przystępniejszym cenowo (2399-2445 pln, niestety dolar już za 5), systemowym niskotonowcem. Wreszcie jest i teraz pytanie: kciuk w górę, czy w dół? Jak wspomniałem przed momentem, od tygodnia gra w tandemie z opisaną już, najbudżetową belką, sonudbarem Ray. Tak, testowałem go jako uzupełnienie AiO(iMac), bo pod TV to było – jak pisałem – za mało… teraz wsparcie nowego subwoofera zmienia postać rzeczy. Przy czym, od razu zaznaczę, mam możliwość i uskuteczniam także w maksymalnie rozbudowanym setupie kinodomowym tj. Sonos AMP & Pylony Diamond + duży Sub 3 gen + tyły :1 wespół, zespół z tym co powyżej.

Da się? No tylko w dwóch scenariuszach da się, takich „obok”: grupowaniu dwóch stref (tu belka pod TV, sub na przeciwległej ścianie i reszta jw w salonie) lub/i matriksowa zwrotnica z wyjściami po optyku x2. Nie da się systemowo tego inaczej, znaczy Mini Sub nie pojawi się jako drugi w setupie z dużym pod AMPem, nie będzie działał w tandemie z Subem dużym 3 gen. – nie ma takiej opcji, także potwierdziły się wcześniejsze przypuszczenia, że to dwa równoległe, ale osobne produkty (albo, albo). Dwa duże suby mogą razem, mały niestety nie może w tandemie. Siak czy tak, można sobie takie akcje jw zaaplikować i w muzie robi robotę, w kinie bywa, że trzeba bawić się suwakami (zgranie takiego setupu, opóźnienia…).

Także, jak widzicie na bogato, ale też w standardowym scenariuszu projektor dźwiękowy (Ray, czy też wyżej z oferty: Beam, Arc) i Sub Mini jako dopełnienie.U nas gra z Ray’em i w takim zestawie ta mała belka nabiera sensu pod kinowe zastosowania, szczególnie gdy salon mały, telewizor nie >60″, ba nawet z projekcją wypada to satysfakcjonująco, choć do pełni szczęścia dobrze zadbać o wspomniane tyły na One czy :1.

Sam Sub Mini to kompaktowy, cylindryczny system niskotonowy, system, bo macie tak podobnie jak w dużych sonosowych Subach dwa przeciwległe przetworniki, membrany skierowane vis-a-vis w środku obudowy, wyposażone we własne, cyfrowe wzmacniacze z procesingiem opartym na najnowszych układach firmowych. Oczywiście mamy bezdrutowość, kabel ethernetowy to taka tam, awaryjna opcja, wszystko działa w ramach systemowego protokołu mesh. Konfiguracja początkowa banalnie prosta tj. dalej, dalej, dalej i już. Samo się. Sonos dodaje w tej najnowszej iteracji sprzętu bliską łączność na potrzeby setupu, według mnie to taki bajer bez większego znaczenia praktycznego, bo i tak jw. wszystko ładnie się w auto robi.

Rzecz jasna możemy wspomóc (i to robimy, bo efekt czasami – w zależności od lokalizacji i akustycznych pułapek, problemów pomieszczenia – potrafi być zdecydowanie korzystny) firmową korektą TruePlay, suwakami potem jak komuś mało można dopieścić i poczuć niskie z intensywnością nieporównywalną z setupem pozbawionym wsparcia. Sub czy Mini czy duży robi zasadniczą różnicę. Oczywiście ogromne paczki 2.5 czy 3 drożne mogą się niskotonowca powiedzmy, że obyć, ale w dużym pomieszczeniu, w salonie, w scenariuszach życiowych: kino, seriale czy umierająca linearna tv, muzyka także taka w tle i rozrywkowo, jakieś giercowanie taki element jest imo NIEZBĘDNY. Z kolumnami podstawkowymi – o czym pisałem przy okazji opisu Sonosuba 3 gen. – immersja, percepcja tego co na ekranie, ale także tego co gra tylko (muza), albo gra i obrazkuje (klipy!) jest nieporównywalnie lepsza, intensywniejsza. Sub Mini robi podobnie z wspomnianą belką i każdą inną, droższą z katalogu firmowego, belką. Pewnie będzie to najczęstszy setup tj. soundbar i opisywany mniejszy Sub.

Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by miksować. Bo też w sypialni czy biurze, z przekonfigurowanymi, małymi :1 czy One w dublu (stereo) 2.1 z takim kompaktowym niskotonowcem zdecydowanie bym polecał. Bardziej niż z dużym, bo duży to co za dużo to nie zdrowo w niewielkim pomieszczeniu. Po prostu zmarnujemy potencjał potężnej dawki basu, jaki może i powinien się z większego wydobywać. Przy czym jedno zastrzeżenie, praktyczne zastrzeżenie. Cylindryczny, wcale nie lekki, Mini Sub nie da się (niestety) jak duży wygodnie wsunąć (kładziemy) pod kanapę. Nie. Tu trzeba nieco przestrzeni w górę, co zasadniczo problemem nie będzie, ale dla estetów chowających (szanujemy) elektronikę, zwolenników szlachetnego minimalizmu to pewnie istotne info. Szczęśliwie forma monolityczno-bezświatełkowo-bezniczego w ramach przyjętego projektu dizajnerskiego nie powinna nikomu z wyżej wymienionych popsuć feng-shui.

Sumując – pierwsze wrażenia bardzo pozytywne, z łyżką dziegciu pod postacią braku opcji dla rozbudowy różne suby Sonosowe w tandemie. Wiecie, w dużych powierzchniach, co dwa to nie jeden i dobrze zgrana konfiguracja 4.2 i dalej (no o obiektowy się rozchodzi, na razie Sonos robi to po swojemu tj. emulując, a nie dodając kolejne źródła dźwięku i dobrze, bo czcigodne mogłby tego nie zdzierżyć, prawda) to jest TO. Dwa duże Suby grały u mnie w salonie z aneksem kuchennym i zdecydowanie ten kierunek polecam. Fajnie, bardzo fajnie, że dzisiaj DSP i „dźwięk robiony” oferuje tak wiele, pozwala na drogę na skróty… efekt może być wielce satysfakcjonujący, choć instalacja jest bardzo prosta, bardzo nieskomplikowana, łatwa do aranżacji (nie widać, ledwo widać, dizajnerzy wnętrz zachwyceni) i oparta na – właśnie – potędze kodu. A kto, jak kto, ale Sonos robi to wybitnie dobrze, tu samo się, tu każdy stream audio (no i integracja z kinem na poziomie powiedziałbym wystarczającym, bo choć nie wyczynowym, to najbardziej popularno obecnym), a jeszcze dodatkowe ficzery jak głosowe, różni asystenci, smart chałupy.

Sub Mini wpisuje się zatem, choć ja (zawsze coś wytknie, maruda) chciałbym więcej, chciałbym wspomnianej współpracy małego i dużego subwoofera.W przyszłej recenzji przeczytacie więcej o SQ i o tym co robi w muzie, kinie, rozrywce sonosowe rozwiązanie (z wyjściem na audio HiFi – w dwóch częściach o AMPie było jak przegenialny to sprzęt, uwielbiam tę skrzynkę, uważam za najlepszy zdecydowanie patent Sonosa łączący światy). Będzie ten Sub w centrum, ale też jw. obok, bo przecież sam przez się nie gra, tylko we współpracy. A, bym zapomniał, czekam na słuchawy! Na razie plotki, przypuszczenia, a to byłoby świetne wg. mnie dopełnienie portfolio, całego ekosystemu. Odnośnie słuchawek to w weekend btw będzie japońszczyzna. Smakowita! Recka w blokach, pojechałem po bandzie…

PS. Rzecz jasna zintegrowany Apple Music (w sonosowym) oraz Roon (też w weekend 2.0 czyli MOBILE! opisany będzie) integracja pod AirPlay i sonosowym mesh oferują (albo będą) wyjście poza stereofoniczne granie. Tu się ostatnio sporo dzieje! Dźwięk przestrzenny dzięki Apple oraz wspomnianemu front-endowi ma wreszcie szansę wypłynąć na (bardzo) szerokie wody. Wreszcie!

Linki zebrane, do wyartykułowanych we wpisie, wcześniejszych recek:

Wszystko co chcielibyście wiedzieć o AirPods Pro 2…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0197

Wszystko co chcielibyście wiedzieć o AirPods Pro… 2, ale nie mieliście okazji się dowiedzieć. Tak, mniej więcej dwa lata temu na HDO podobnie zaczynał się wpis o pierwszej generacji (można se luknąć: http://hd-opinie.pl/9278,audio,wszystko-co-chcielibyscie-wiedziec-o-airpods-pro.html) No to dzisiaj wpadła nowa iteracja i od razu przystąpiłem do przetestowania nowości. Lista zmian całkiem tłusta, choć na pierwszy rzut oka to prawie, że dokładnie to samo (forma). Treść na szczęście mocno zmieniona, także jak porównacie foty poniżej, to meh (no sterowanie wyszło mocno tak sobie, końcówki teraz jeszcze z dotykiem to jest właśnie meh), ale jak już zaczniemy konfigurowanie i słuchanie to wychodzą (nie małe) różnice. Także to nie jest modyfikacja starego, a po prawdzie zupełnie coś nowego (SQ zupełnie inne!).

No dobra, od czego by tu zacząć? To może zacznę od pierwszego wrażenia, jeszcze przed parowaniem, konfigurowaniem i słuchaniem… kompatybilne ze starymi (pudełko dokujące minimalnie, ale to minimalnie wydaje się szersze, ale to może być złudzenie, a i tak akcesoria pasują w obie strony). Pasują wymiennie, nowe słuchawki mają dodatkowe porty mikrofonów (wincyj), są leciutko bardziej pękate (obudowa przetworników i nowego układu H2), mają dodatkową parę gumek ultra małych, no i w sumie to tyle. Pudełeczko jest z głośniczkiem (będzie pipczył, jak sobie zgubienie zapodamy w Find my), otworami dla smyczy. Wiadomo, że jedno i drugie ma (jeszcze tego nie zweryfikowałem, bo od południa grają i komplet był treściwie naładowany) więcej soczku. Słuchawki 6h, a dokujące aku nosidło 30h. Miło.

Siedzą w uchu lepiej. Pewniej. Pierwsza gen., z którą porównuję, ma od nowości tendencje do samoczynnego wypadania. Tu duży plus, bo trzyma się pewniej kanału. Nadal niestety nie ma 100% izolacji (to kwestia nasadek dousznych, po mojemu hehe gumek, są niezbyt szczelne), nadal brakuje nam alternatywnych rozwiązań, typowych dla 99,999% IEMów na rynku. Cóż. Oczywiście parowanie w jabłuszkowym sadzie aka ekosystemie jest full auto i w ramach AID wszystkie urządzenia od razu się komunikują. Jabco dało wreszcie nareszcie w iOS16 osobną zakładkę dla swoich słuchawek w Ustawieniach, także nie trzeba wchodzić do BT.

No to siedzą nam w uchu i co? No standard, znaczy dopasowanie końcówek. Jednak tu pomiar jest jeszcze dokładniejszy niż wcześniej, bo ponieważ H2 tandem z mikrofonem w środku mierzy nam i w ogóle sporo ma pracy w realtime uskutecznia – jak zachwala producent, we will see. To początek atrakcji z pomiarami, dopasowywaniem, ciągle pracującym DSP. Kolejna sprawa to adaptacyjny tryb kontaktu. Bardzo chwaliłem w pierwszej gen. to rozwiązanie, bo pozwala na znaczny progres użytkownika w zakresie słyszenia rozmówców, wręcz mimikuje to do pewnego stopnia aparat słuchowy. W nowej wersji pożeniono to z ciągłym adaptowaniem tego „lepiej rozmówcę” z wycinaniem nieporządanych dźwięków z tła. Działa? No fakt, wycina bardzo głośne, także nagłe skoki hałasu z zewnątrz, ale też upośledza wg. mnie to, co w trybie transparentnym robiło robotę. Takie mam na wstępie odczucia. Czyli lipa. W końcu do całkowitej separacji jest ANC, tu podobno DWA RAZY lepszy. Takie slogany są mocno bezwartościowe, bo niby jak to stwierdzić, pomierzyć, zbadać. Mogę powiedzieć tyle, że dla mnie aktywna redukcja działa wydajniej, ale to nie jest żadna tam komora, cisza absolutna, czy nawet bardzo mocne wycięcie tła. Tu imo wychodzą ograniczenia formy, gumek, wspomniany brak pełnej izolacji. Także co z tego, że H2 pewnie się poci (no nie, pewnie nie, bo taki zaawansowany), jak i tak trochę para w gwizdek. Jest lepiej, ale są lepsi na rynku, Apple musi w Pro 3 zmienić konstrukcję, choćby aplikatorów, względnie dać nam wybór (alternatywnych rozwiązań, lepiej tłumiących, dopasowanych, czy wygodniejszych jak kto woli).

Z reszty ficzerów softowo-procesorowych mamy jeszcze bardziej zaawansowany system dopasowania indywidualnego słuchwek na potrzby dźwięku przestrzennego. Mhm, mhm, cały łeb nam mierzy iPhone (byle miał Face ID) i w dość upierdliwym procesie (często dalej, bliżej, pod innym kątem) tworzy cyfrową mapkę łepetyny. To jest ficzer, podobnie jak wszystko tutaj, do wyboru, nie olbi. I co to daje? Znamy już umiejscowienie źródła audio zgodnie z pozycją łba do ekranu, to miały 1 gen, tu jest jeszcze nieco pogłębiona immersja, nazwałbym to pewnym rozszerzeniem na osi góra/dół, przód i tył. Nie jest to jakaś rewolucja w stosunku do tego, co znamy, ale progres jest, a dodatkowo, być może będzie to jeszcze rozwijane. Tak, czy siak przestrzenno-obiektowy by Apple jest jednym z najlepszych tego typu rozwiązań, świetnie że zarówno w kramiku z filmami i serialami, jak i w muzie można tego często, gęsto doświadczać. Tu Apple zdecydowanie jest w awangardzie i to jest super!

Siri od teraz towarzyszy inny dźwięk wywoływania i działa to zdecydowanie szybciej i dokładniej. Także na plus. Niestety coś, co miało być wybawieniem tj. fizyczne sterowanie poziomem, moim zdaniem skopano. O ile jeszcze naciskanie końcówek (czy ściskanie ściśle rzecz biorąc) jest OK, można się przyzwyczaić, to dotykowe góra/dół w bardzo słabo umiejscowionych do takich akcji aktywnych dotykowo polach jest niedokładne, niewygodne i rozczarowujące. Nadal zatem lepiej mieć AW i koronką sobie kręcić, bo to powyżej mimo nawet dość sporych możliwości konfigurowania (cały, osobny, panel w dostępności dla słuchawek zrobiony) nie daje wg. mnie satysfakcjonującego rezultatu. Ogólnie można tego używać nazwijmy to sporadycznie, czy awaryjnie, ale to nadal nie to. Wiem, że w IEMach bezdrutowych trudno zrobić to dobrze, no ale… Apple, taka innowacyjna firma, a tu coś wg. mnie po najmniejszej linii oporu. Zawód? Zawód.

Fajnie, że już teraz można dość rozlegle konfigurować sobie pracę pojedynczej, albo pary słuchawek odnośnie redukcji hałasu, pracy mikrofonów itd. To daje sporo użytecznych możliwości dla osób, które niekoniecznie będą ten produkt widziały tylko jako słuchawki do muzyki, filmów czy ogólnie elektronicznej rozrywki. Mam nadzieję, że z czasem Apple będzie to jeszcze bardziej rozwijał i rozbudowywał (choćby, jak teraz w dostępności). To istotne dla osób z deficytami, ale też wszystkich, bo można APP2 wykorzystać nie tylko do tego, z czym się przede wszystkim kojarzą. Ze słuchaniem muzy, znaczy się.

No właśnie, to jak to jest z tą muzą i w ogóle z SQ w tych nowych AirPodsach Pro 2? Jest inaczej. Dźwięk już na dzień dobry jest bardziej „punchy”. Przepraszam za to obce określenie, ale świetnie oddaje ocb. Obfitość z dosadnością (aż za?) z bardzo basowym (ale nie przewalonym na niskich – co to, to nie) soundem. To się na dzień dobry bardzo, bardzo podoba. Jest wincyj, jest bardziej, słuchając APP 1 wydawałoby się, że grało ze znacznie mniejszą emfazą. I tak jest na wstępie, ale potem… 

Słuchałem sobie to jednych, to drugich, to znowu tych nowych i potem tych starych. Tak, adaptacja, to coś co ZAWSZE odgrywa kluczową rolę i jak ktoś się mądruje, że on słyszy precyzyjnie różnice i w mig dokonuje oceny bezwzględnej to zwyczajnie ten ktoś pier nanana. No sam się okłamuje. Nie wykluczam, że jeszcze tu aktualizacja będzie, ale… APP 1 są zrównoważone, są równiejsze. APP 2 to trochę wulkan. Tam się dzieje, dla mnie trochę za dużo nawet się dzieje. Pamiętajmy, Apple bierze na siebie dopasowanie brzmienia, tu ciągle chodzi DSP, ciągle dźwięk jest robiony. Może dlatego właśnie nie ma w zakładce żadnego klasycznego EQ (firmowego)? Kto wie? Można jedynie ustawić 125% poziomu (fajnie!) i sobie uszy bardziej rozmasować, to tyle w kwestii zmiany parametrów pracy przetworników. Oczywiście możecie olać ficzery, wyłączyć ANC i w ogóle dać (teoretycznie, bo i tak H2 liczy) popracować „samym” przetwornikom. Tyle, że nie po to się APP2 kupuje, poza tym nie zmienia to zasadniczo SQ.

Sumując, grają inaczej, bardziej euforycznie, dla wielu pewnie atrakcyjniej. Ja muszę się zaadaptować on the go (bo APP 1 grały w uszach poza chałupą 2 lata) i finalnie odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: progres czy regres. Z pewnością Jabco będzie rzecz rozwijać i dopieszczać. To oczywiste. Czy będzie to hi-res kodek? Nie wiem, nie wydaje mi się, nie będzie to miało tutaj większego znaczenia. Na pewno polubią opisane APP2 kino-serialo maniacy. Tak, rozrywka jest tu na pewno w centrum, a jeszcze pewnie dojdą do tego gry, może za jakiś czas AR/VR firmowe? Cena? Przewalona. U nas po ostatnich podwyżkach jesteśmy na 5 miejscu na świecie. Drogo. W USA nadal 249$ i to wydaje się adekwatną ceną. Jak się jednak ma imbecyli, krańcowych debili u steru, gospodarczych analfabetów, to jest jak jest. Także płać i płacz, albo nie płać i słuchaj se swoich starych APP1. Mimo sporych zmian (doceniam i szanuję) nie wydaje się sensownym przesiadka ze starych na nowe. Dla userów innych owszem, dla newbee jak najbardziej, dla oglądaczy bardzo polecam i tych przygłuchych – to będzie najlepsze, co możecie dostać na rynku (przygłusi APP1 równie dobre!). A SQ, konkretnie muza? Na razie pozostaję z lekka sceptyczny. Jak robi nam różnicę Spatial (w jabłeczniku zdecydowanie imo robi) to TAK, ale jak ma nam to grać w szerokim spektrum i ma to być stare dobre stereo… tu może się okazać, że jednak pierwsza generacja bardziej. Ja, na początku przygody, nie jestem przekonany, czy to progres.

CENA: 1449 pln

 

Mniej czasami oznacza więcej… monitory Diamond 15 od Pylon-a lepsze od 18

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_9181

No i masz ci! Właściciel większych po teście ma niewesołą minę. Tym właścicielem jest niżej podpisany. Mniejsze grają dojrzalszym, równiej zszytym dźwiękiem od moich 18-ek. Równiej, znaczy w 18-kach muszę zamykać porty BR, bo bas potrafi niesfornie zdominować, co w przypadku 15-ek nie występuje. Co więcej, jest tu ten basior lepiej zdefiniowany (w mniejszych) i całościowo kolumny wypadają wg. mnie lepiej. To, co tylko lekko irytowało wcześniej w przypadku większych, po podpięciu mniejszych stało się trudne do zniesienia. Cholera. Duże są… w ogóle za duże, w sensie takie spore monitory u mnie się marnują, wykorzystuję może 60% ich potencjału i nie ma szans na więcej, bo więcej = za dużo, a co za dużo to niezdrowo. Mówię o ok. 30 metrach z  aneksem kuchennym (no powiedzmy, bo to jest taki patent na wywalenie połowy ściany, także nie aneks per se, ale do powierzchni dźwiękiem karmionej wliczamy jak najbardziej), także nie jakoś kompaktowo, a jednak te 18-ki w 50 metrowym salonie nie czułyby się nieswojo. To wielki dźwięk przez duże W i D, także jak napisałem powyżej… zamykam, a jak zamykam to w jakiś tam sposób ograniczam (nawet, jeżeli w takich jak moje okolicznościach poprawiam SQ), do tego robi się schizofrenicznie, bo z 18-kami na co dzień gra sub Sonosa, a to duże i ciśnie się pytanie, czy ktoś tu nie zwariował. Otóż nie, choć znowu, z bohaterami niniejszego wpisu sub (no bez zaskoczenia) dogaduje się lepiej i bardziej się podoba.


Jednak, mimo że dość małe, to nie tak filigranowe jak nieodżałowane (bo nie produkowane już) Topazy podstawkowe

Po takim wstępniaku można by się pewnie rozejść, ale nie ma tak dobrze, bo jako że Pylon popularny i często chwalony, u nas mocno wcześniej w wielu wariacjach opisany, sobie tę konstrukcję nie tylko z większym bratem porównamy …liśmy, znaczy się. Od malutkich Topazów, po Perełki i – to już jednak z pamięci notatek i zapisków, nie z głowy – sprawdzone wcześniej u nas podstawkowe Opale, było słuchane i było pytanie zadawane: czy lepiej, czy inaczej, czy może wcale? Wygląda na to, że w przystępnym pułapie cenowym powinniśmy kierować się nie (umownie) cennikiem i wynikającą z różnicy gradacją (bo ta jest wg. mnie bardziej psychologiczna niż faktyczna) a gustem, po prostu gustem i – jeszcze na dodatek – konkretnymi warunkami jakie w miejscu słuchania mamy, znaczy czy w naszym pomieszczeniu przypadkowo inny zestaw nie pokaże dużo lepszego brzmienia i tyle. Sam zacząłem od tego, że droższe, większe okazało się u mnie mniej sensowne od tańszego, bardziej kompaktowego. A to tylko wycinek opowieści, bo w życiu nie wybrałbym przykładowo Diamondów do niewielkiego gabinetu, tylko wybrałbym nieprodukowane już „blisko polowe” Topazy. Swoją drogą brakuje mi w ofercie polskiego producenta takich kolumn obecnie – są „efekty”, które mogą oczywiście pełnić podobną do monitorowych Topazów rolę, ale jednak zaprojektowano je (niemal każda linia dysponuje takim zestawem) pod kino domowe, właśnie efektowe, zastosowania. A jeszcze, jeszcze, trafił się model aktywny, to w ogóle bylibyśmy happy. Lubią się tam z Fezzem to może jakaś kooperacja i upichcenie takiego produktu wspólnie? Tranzystor już lapoluby wypuścili, poza tym można by poeksperymentować (a choćby i z lampą, a bo czemu by nie ;-) ).

Dobra, dość tych opowieści dziwnej treści, miało być o piętnastkach diamentowych i będzie. Jak w tytule stoi: kiedy mniej oznacza więcej. Zapraszam!

» Czytaj dalej

MA X-Sabre 3, czyli jak to się robi! Processing @DSD512 robi robotę po sieci…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_9626 2

Najlepszy streamer na rynku? Czy może raczej najlepsze cyfrowe źródło (tak będzie trochę kompletniej ;-) )? A może jeszcze inaczej – najlepszy klient cyfrowy (Roon Ready end-point) jaki można upolować na tym łez padole? To wszystko, co napisałem powyżej to jest prawda. A ta prawda dotyczy przezajebistego MATRIX AUDIO X-SABRE 3. Powiem Wam coś, o czym nie przeczytaliście jeszcze w ŻADNEJ recenzji tego klamota. To jest maszyna z dźwiękiem robionym, przetworzonym, to jest ideał inżyniersko-projektowy, który umie W SIECI (net, kabel) OGARNĄĆ KONWERSJĘ NA POZIOMIE DSD512. Takich klamotów ze świecą szukać, właściwie to jakieś nieliczne i arcy drogie, jak niemieckiego high-endowca T+A (jakieś poziomy 45MHz po up, znaczy DSD1024 nawet).

No dobrze, cyferki? Serio? Wiele razy czytaliście na łamach HDO o moim podejściu do tematu, o tym że DSP ma obecnie znaczenie pierwszorzędne i może dzisiaj stawać w konkury z całym inżynierskim kunsztem w realu, znaczy „metalu”. Można dzisiaj wyczarować WSZYSTKO. Zera i jedynki rządzą. Po prostu. Korekcja, wspomniana konwersja (na tym poziomie, trudna, rzadko spotykana, wg. mnie przy topowej realizacji w metalu KSZTAŁTUJĄCA NOWY POZIOM DOZNAŃ DŹWIĘKOWYCH) wraz z odpowiednio dużą mocą obliczeniową wprowadzają nas w zupełnie inny wymiar. Wielokrotnie dawałem świadectwo na łamach HDO niezachwianej wiary w potęgę KODU i ten produkt stawia wg. mnie kropkę nad „i”. Chcesz słuchać ze źródła dźwięku, które nie tylko wypada oszałamiająco dobrze w pomiarach (vide ASR), ale jeszcze dodatkowo stanowi bazę dla idealnego połączenia medium (sieć) z processingiem (wspomniane PCM-DSD czy DSD-DSD na poziomie 45MHz, oczywiście natywnie, bo tu nie ma mowy o upośledzającym tę zabawę trybie DoP) to właśnie je znalazłeś.

Ten klamot jest stworzony do właśnie tego typu transmisji. Macie tam możliwość podpinania zewnętrznych źródeł cyfrowych via SPDIF czy USB/I2S, ale… to sieć robi tutaj robotę moim zdaniem i to na niej powinniśmy się skupić. X-Sabre 3 to ostateczne i finalne dzieło inżynierów z MA, którzy jako jedni z nielicznych okiełznali rozdzielczo-precyzyjno-dynamiczną naturę tandemu ESS&XMOS z obsługą wspomnianego processingu na wyczynowym poziomie. Tu, wierzcie mi, wszystkie elementy są precyzyjnie przemyślane i zaprojektowane tak (nastawy pozwalają na dopasowanie, odczuwalne różnice, pozwalające na uzyskanie optymalnego efektu – prawdziwa rzadkość na takim poziomie dopracowania, tj. filtry, tj. praca interfejsów, tj. wspomniane szerokie pasmo dla LANu), aby użytkownik dostał dokładnie to, co wprowadza go do królestwa brzmienia najwyższej próby. Brzmienie, moi drodzy, jest IDEALNIE GŁADKIE, po uskutecznieniu DSP na poziomie tych 22,4MHz po sieci, to dźwięk, który odczuwamy jako AKURAT, taki, który nie musi czegoś udowadniać, bo nie ma analizy. Nie ma na to miejsca, gdyż, ponieważ, gra to dokładnie TAK. Słuchamy z rozdziawioną japą i zastanawiamy się tylko, czy to JUŻ? Według mnie tak. Znaczy jest to poziom dla źródła na tyle kompletny, że pozostałe zmienne mogą to tylko uwypuklić, albo nieco „wyszarzać”… innymi słowy dobrze podpiąć tu to, co najlepsze „in da house” i cieszyć się brzmieniem od A do Z satysfakcjonującym. Serio, NIE MA do czego się przyczepić.


Czysta, niczym nie zmącona przyjemność

Sieć. Jako medium, jako bezpośredni, nie podlegający fluktuacjom i najbardziej że tak powiem (od strony teoretycznej, od strony naukowej) koszerny nośnik dla cyfrowego dźwięku, który nie wymaga żadnych dodatkowych hokus-pokus. Wiem, narażę się lan-kablarzom, przełącznikowo-routerowym fetyszystom, ewangelistom światłowodu i tym podobnych wynalazków zwolennikom totalnym freakom… tu wystarczy LAN 5e (jak mamy nową instalację i kompy z 6e akt 10GB/S to niech będzie, ale chodzi tylko o pasmo, nie jakość!) i już. Strumień leci z dalekich centrów danych, leci przez te wszystkie podmorskie info-strady i to, co mamy w domu (yhy) ma znaczenie tylko w takim zakresie, by strat pakietów nie było, by dotarło. Także, jak widzicie bardzo nieszablonowo podeszliśmy do tematu testu, bo dokonując wyboru najlepszego (wg. mnie ofc, subiektywnie) medium i w ten sposób klamot został przetestowany. Sprawdziłem rzecz jasna i USB i I2S i SPDIF (było ATV podpięte starej generacji, brzmiało świetnie, ale to tylko dodatek do kożuszka, bo jest coś lepszego, znacznie w menu), jako DAC ta maszyna sprawdza się bez zarzutu, ale LAN, LAN robi tu robotę i tak bym tego klamota używał, w takiej konfiguracji właśnie.

Zdecydowanie preferowałem LAN, przy USB co ciekawe pod macOSem wiadome ograniczenia (DoP i DSD256 tylko), a NET dawał radę wyczynowo!

Czy X-Sabre 3 jest bez wad? Oczywiście nie jest. Płaska (mmmm… lubimy), bardzo płaska (mmmmm… jeszcze bardziej) konstrukcja full metal body z odpowiednim, jakże przez audiomaniaków lubianym, „słodkim” ciężarem (zwarte, wydaje się lżejsze, a jest ciężkie!) ograniczało projektantów i musieli iść na kompromisy. Pierwszy, dotyczy displeja. To jest taka cecha specyficzna dla tego właśnie i tylko tego modelu. Małe oczko jest tak małe, że wszystko co pokazuje (a pokazuje bogactwo, bo okładki, full menu i sporo informacji) jest maciutkie, maluteńkie, no tylko z poziom biurka idzie to odczytać. Matrix Audio, mam propozycję, dodajecie do pudła małą, gustowną, teatralną lornetkę, albo jeszcze lepiej lunetkę i jest OK ;-) Także tu design wziął górę nad rozsądkiem. Dotykowe, wirtualne przyciski na froncie to też coś, co dalekie jest od precyzji, pewności użycia i ogólnie lepiej wygląda (bo fajnie, faktycznie się prezentuje) niż sprawdza. Także pilot jest jednak tutaj rzeczą dość istotną i dobrze go mieć na podorędziu, by to, to obsługiwać bez zgrzytów. Druga kwestia to brak pożądanego przez nielicznych (ale jednak) AES/EBU. Nie zmieściłoby się? No zmieściło na upartego, bo przecież są tu zbalansowane wyjścia analogowe dla sygnału, jednakowoż miejsca z tyłu niewiele i producent zrezygnował z tego interfejsu. Nie ma też WiFi (moim zdaniem to jest prawidłowo, ja zawsze wierzyłem w kable… ale nie tak jak myślicie, nie nie w boa, tylko po drucie pewniej, niż w eterze) co obecnie stanowi dla wielu problem ergonomiczno-użytkowy. Bo w domu, gdzieś tam, LANu ni ma. I co teraz? No można oczywiście sobie AP postawić, ale to kolejny element a chciałoby się wpiąć, czy połączyć raczej i już. Tu kabel musi być, albo jak wyżej. WiFi nie ma*. Zresztą odnośnie bezprzewodowego, to po przebudowie swojej mesh widzę, że technologia na tyle jest pewna, niezawodna i daje pewność, że to bez druta daje radę (ale nadal stare przyzwyczajenia biorą górę ;-) ).


Taki cienki, a taki dobry :P Naleśnik, który robi pierwszorzędną robotę.

Roon Labs (przez chwilę obraziłem się na nich, bo poziom zabudowania oraz skandalicznie źle działającego softu niemalże przesądził o rozstaniu z tak bardzo wcześniej chwalonym przeze mnie front-endem) powinien reklamować te skrzynkę jako najlepsze doznania z naszym kodem ever i w ogóle tej części galaktyki. To jest aż tak dobre! Roon Labs ogarnął ostatnio działanie software, ogarnął nowości jakie wprowadził i cały silnik (co najważniejsze), znowu zatem można mówić: jest Roon i długo, długo, długo nie ma nic, co by poziomem integracji i możliwości a jednocześnie UI/UX i agregacji treści mogło konkurować, wchodzić w konkury. X-SABRE 3 w takim środowisku, z takim DSP, z takim potężnym zapleczem możliwości wpływu na brzmienie (po stronie kodu) staje się dla mnie punktem odniesienia. Myślałem, że ten klamot przejdzie trochę bez echa, bo ostatnio sporo świetnych streamerów było (będzie o tym niebawem), miałem też doskonałe źródła (bardziej tradycyjne, ale cyfrowe)… jednak, no cóż, jak druga edycja wylądowała w pierwszej trójce naj, to ten sprzęt znowu definiuje na nowo. Jakiś egzotycznych, za bajońskie sumy, klamotów od high-ednowych (czy raczej ultra-high-endowych) nie miałem sposobności (nie mam tu na myśli DACów, tylko streamery), ale niech mi wolno będzie to powiedzieć: dobra, można wydać 10 razy więcej, ale można też 10 razy mniej i mieć DOKŁADNIE TEN SAM POZIOM IMMERSJI, TOTALNEGO ZANURZENIA W DŹWIĘKU co to oferuje opisywane urządzenie. Na pewno pomogło tu trzymanie na łbie (oj tak) NAJLEPSZYCH SŁUCHAWEK EVER czytaj: Dan Clark Audio STEALTH, no ale przecież jako napęd służył masowy (a bezbłędny) Topping A90. I to pokazuje, że można uzyskać efekt bez wydawania kroci. Wiem, dla branży akcesoryjna-kablarsko-ultrahighendowej (elektronika) to nie jest miłe, nie jest fajne, to jest wręcz niedopuszczalnie skandaliczne postawienie sprawy. To dodam tylko że Aquarius, że Terminator, że DACzki i streamery (Azja, ale i Europa, prawda) za 20-30k, które się słuchało w niczym tego X-Sabre 3 nie zawstydzały. W NICZYM. Nie miałem jw sposobności T&A, czy francuza za 12 czy 15 teraz razy więcej słuchać, ale jak wspomniałem: no i co z tego?

Podpięty do diabłeków, w podwójnej roli LAN end-pointa oraz pre

Na kolumnach (zaraz będzie gotowy tekst o małych Diamondach tj. podstawkowych 15-kach, mniejszych braciach red. 18-ek) słuchało się tego giganta z prawdziwą przyjemnością. Gładkość, o której jako głównej i niejako układającej wszystko, cesze wspomniałem na wstępie była tu jak najbardziej obecna, a wszystko co trzeba – pełne, przebogate, bez żadnych niedostatków pasmo, przestrzeń, obłędna dynamika (te mniejsze to potrafią btw i to jak!) to wszystko obecne, ale niejako przy okazji, jako coś oczywistego. Jak mówiłem, nie analizujemy takiego brzmienia, bo ono wchodzi, naturalnie wchodzi i to jest moim zdaniem najwyższy poziom kompetencji jaki można osiągnąć. GRA JAK MA GRAĆ. Czułem, że stały progres i ogromne kompetencje MA pozwolą z generacji na generację topowych X-Sabre stworzyć najlepsze cyfrowe źródło (DAC z – teraz – siecią). Nie wyobrażałem sobie tylko, że to najlepiej będzie uzupełnione w tak fantastyczny sposób medium (dla sygnału) docelowym. Siecią właśnie. No i jest. Czego chcieć więcej? Od strony brzmieniowej? Niczego więcej do szczęścia nam nie trzeba. Brawo.

Bezapelacyjnie gorąca rekomendacja. Za ok. 16 koła nie kupicie lepszego DACa, ale przede wszystkim lepszego streamera (czy sieciowego end-pointa, kurde jak trudno dzisiaj te klamoty klasyfikować!), nie kupicie według mnie żadnego lepszego źródła cyfrowego. Ma, to, to możliwość pracy jako cyfrowy pre-amp również (i wg. mnie sprawdzi się w tej roli znakomicie, mimo braku gały, mimo beznadziejnych dotykowców z przodu i tylko guzików na RC +/-), nie ma niestety (szkoda, szkoda) choćby 6.3mm dziurki dla słuchawek. Nad tym boleję, bo byłby komplet, a tak trzeba i tak coś jeszcze dodatkowo podpinać (no chyba że adapter do wyjść, albo aktywne, wtedy nie).


Lepiej po kablu ;-) LAN się nie da… X-SABRE 3

* się odnalazło, na swoje usprawiedliwienie mogę napisać, że za taflą szkła (co się kurzy), znaczy górna część obudowy przepuszcza fale. Jak? Szkło? No magicy z MA to jakoś ogarnęli, a z tłu nie znajdziecie ludziska żadnej, powtarzam żadnej anteny, nawet wypustki jak w Mini-i Pro 3. Zmyliło mnie to, bo w życiu bym nie powiedział, że taki bezantenowy (to raz) i jeszcze do tego metalowo-szklany (to dwa) klamot może te WiFi jednak zawierać. Owszem, zawiera i to full wypas, czytaj także gigabitowe 5GHz (ac).

 

Plusy:
– fantastyczny moduł sieciowy, który wraz z bezbłędną aplikacją ESS9038Pro&XMOS216 robi robotę
– po zadaniu processingu, konwersji PCM-DSD (DSD-DSD) natywnie (DSD512), słuchamy i zapominamy o otaczającym świecie. To jest ten dźwięk
- pierwszorzędne jakościowo I/O 
- ładny design, ciężki kawał high-endu
- bogactwo możliwości (DSP, ustawienia)
- koszt nabycia tj. 14,5k bodaj teraz (inflacja hula), to przy tych kompetencjach wcale nie wygórowana cena, a wręcz przeciwnie (niestety już 16k… wielkie dzięki Morawiecki, dzięki Glapa, dzięki debile)
- wzorowa współpraca z Roon, najlepszy wg. mnie obecnie RAAT player na rynku, idealny Roon Ready end-point 

Minusy:
- prymat designu nad ergonomią
- bardzo mały displej
- bardzo niewygodne dotykowe przyciski na froncie 
- zaledwie poprawny pilot RC (brakuje szybkiego dostępu do funkcji, brakuje precyzji, trzeba celować)
- brak AES/EBU (dla niektórych istotne)
- brak WiFi (dla mnie bez znaczenia, ale dla kogoś wręcz odwrotnie – nie ma, tylko kabel)

Podziękowania dla dystrybutora marki

za użyczenie sprzętu do testów

Autor: Antoni Woźniak 

O NuPrime plus galeria, w tym kod, ustawienia poniżej…

» Czytaj dalej

Sonos Roam idealny na wypad, a do tego napakowany możliwościami

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_9249

No to wracamy. Lajtowo. Bo i okoliczności są z lekką, że tak powiem, nutką optymizmu. Orkowie dostają wpie…nanana, wiosna za oknem, zieleni się, życie, życie, ciepło i kolorowo, rumieni się. Także nie mogło być inaczej, jak mobilnie i właśnie lajtowo: Sonos Roar, przetestowany baaaaardzo sumiennie w plenerze, na plaży, w piachu, w wodzie, z party sesją akt 8 różnych źródeł muzę zapodaje. To ostatnie różnie, znaczy lepiej z Androidem, niż iOSem. Bo u mnie, przykładowo, łączył się pięknie, ale jak puszczałem dźwięki to przy dużej liczbie zapamiętanych cisza… może mnie wykluczyło? Znaczy, że pierwszy wypada, jak się więcej niż reklamowane 8 w pamięci zapisze? No ok, ale fajnie by było, gdyby to jakoś sygnalizowano w apce chociaż, albo jeszcze lepiej komunikatem push. Bo tak, to słabo trochę, niektóre fony miały pod górkę z łączeniem via BT, a rzecz działa się na plaży, także w środowisku – że tak powiem – elektromagnetycznie sterylnym. Nie, że środek metropolii i miliony rzeczy na 2.4 nadaje.

Dobra, ponarzekałem, to czas na lukrowanie. Po pierwsze i najważniejsze …gra głośno, czysto, bardzo żywo. Taki mały wulkan energii, a w przypadku takiego produktu, który ma właśnie robić za przenośnego „boomboksa” to bardzo ważna umiejętność, wręcz kluczowa. Także można rozruszać towarzystwo, nie ma że zaśniemy, przyśniemy, tylko konkret, do tego bez przydźwięków, przesteru, można dać 100% bez obaw, że tam coś pierdnie. Nic nie pierdnie. Dynamika, żywiołowość, nieoczekiwanie solidno-czysty basior to główne cechy* i zalety Roar i teraz jakby rozumiemy, skąd ta nazwa się wzięła. Zrobili malucha, który umie.


W plenerze, na plaży…

Czy ten głośniczek może robić za źródło dźwięku w chałupie? Owszem, ale właśnie najlepiej w niewielkim pomieszczeniu, gdzie jego umiejętności zostaną uwypuklone – sypialnia, gabinet, łazienka… o kuchni nie piszę, bo dzisiaj głównie aneksy, także powierzchniowo za dużo (nie, że nie zagra, ale inne opcje będą bardziej sensowne z sonosowego portfolio).

Dla jabłkolubów bardzo istotna jest integracja z Apple Music (w apce). To jednak coś więcej niż, tylko obsługa standardowa (u niemal wszystkich) AirPlay 2. Ten ma swoje wady (często leci AAC, nie jest bitperfect i tak dalej), a natywna obsługa w protokole mesh Sonosa to po prostu lepiej jakościowo i z widokami na bezstratne, hiresy (24/48 -> Sonos) oraz Atmosa. Z tym ostatnim sprawa jest co prawda dyskusyjna (Atmosa zasadniczo Sonos jak najbardziej, ale nie we wszystkich produktach i tak, zgadliście, nie umie tego Roar). Dysusyjna, bo nie wiadomo jak to jest przetwarzane (stream) w tej konkretnie aplikacji via sonosowy protokół. Zapytam producenta, zobaczymy co nam odpisze i zakutalizuje.


Tu działa to w automacie. Znaczy co działa? Ano TruePlay działa. Autokalibracja pod pomieszczenie, tudzież pod warunki

Jak to u Sonosa wszystko śmiga, wszystko samo się, dochodzą kolejne streamy (grubo ponad setka z widokami na naprawdę wszystko a nawet więcej – nikt takich możliwości nie oferuje na rynku), jak wspomniałem w zajawce pięknie sprawdza się stacja bazowa do bezdrutowego (no kontaktowego, bądźmy precyzyjni, drut nadal tu jest) ładowania. To wygodny dodatek i polecam się zaopatrzyć, z kabla to już nie to samo (na szczęście, przypominam, jest USB-C a nie starocie jakieś). Pojawił się szczęśliwie produkt SL bez mikrofonu, także jak ktoś nie chce, bo i tak nie korzysta z gadanego, to ma alternatywę. Samoregulacja TruePlay co prawda wtedy niekoniecznie, ale to w takim produkcie aż takiej różnicy nie robi. A jest taniej. Także dobrze, mamy wybór, podobnie jak z One.


A jak ktoś nie wierzy w to, co powyżej (TruePlay), to może sobie sam dosmaczyć, czy odsmaczyć

Parę słów o Subie 3 gen. Za moment będzie o kinie i o całym setupie z Sonos AMP i systemowym 4.1 (docelowo chcę to rozbudować do 4.2). No systemowym z Pylonowym wkładem, bo „przy okazji” napisze się recka Diamondów podstawkowych. Tych mniejszych, bo duże już opisywałem. Znaczy 15-ek (nie 18-tek). Robią za fronty w tym co powyżej i całość dostarcza naprawdę ogromnej frajdy, zarówno w kinie, jak i (właśnie!) w Apple Music z muzą, klipami wielokanałowo, a jeszcze dodatkowo sprawdzam to pod kątem Tidala (weszli w temat wielokanałowego) i prób Samsunga przekształcenia Tizena (ganie z TV, apek jakie są pod tym systemem dostępne) w coś mniej ułomnego, niż dotychczas. Tak, ten smartTV chwalony, miał do niedawna mocno zwaloną obsługę dźwięku, ale to się prostuje. Poczytacie niebawem.

Na koniec, solidny znaczek rekomendacji, dla Sonos Roar-a. Fajny maluch, prawie że idealny, wody ani piachu się nie bojący, a prawie… bo jak wspomniałem na wstępie, mógłby lepiej łączyć się via BT w party mode. Może to doszlifują jeszcze w oprogramowaniu. Oby. Bo to, że łączy się w tej samej chwili z jednym to jedno, a to że pamięć z 8 nie ogarnia to drugie. Czas pracy btw jest akceptowalny, choć daleko mu do rekordzistów. U nas z wszystkim na on i 70% ok. 6,5h. Jak grał bez mikrofonów, bez boosta, z ustawioną głośnością na 60% było 8,5h. To nadal o 1,5h mniej niż deklarowana wartość przez producenta. Także to moje „party mode” wymaga dopracowania…

Za całokształt, minus party ;-)

PS. Nowe wieści o produktach, o których być może już słyszeliście, ale nie tak jak u nas… z dodatkowym wsadem. Także tak, będą nowe, oczekiwane i od dawna zapowiadane: słuchawy sonosowe (bardzom ciekaw, jak oni to zintegrują, oj bardzo!), nowa mini-nano belka grajaca, zasadniczo taki soundbar za dużo mniej $, jednak robiący robotę pod TV (i lepiej od TV grający ofc). Kontrowersyjny brak HDMI w tej nowości. Oryginalnie dwa takie będą robiły za efektowe głośniki, także pionowo na ścianie np. No i wreszcie ten długo oczekiwany i bardzo pożądany mały sub. Mniejszy od wielgachnego, do tej pory oferowanego, w ciekawej formie, z jednym „ale”… ma nie być, jak podają, parowalny z innym małym czy dużym subem. Według mnie duży błąd producenta, to na pewno nie zostanie dobrze przyjęte przez użytkowników. Jak już w 3 gen dali parowanie niskotonowców, to nowy, mały też powinien to obligatoryjnie mieć. Niestety mieć raczej nie będzie. Wielka szkoda. Siak czy tak, rozrośnie nam się sonosowe, rozrośnie solidnie i z tego powyżej najbardziej intrygują (mnie) słuchawki. Zobaczymy…

PPS. Będzie sporo zapowiadanego przed miesiącem i przetestowanego, ale też pojawią się nowe zajawki, bo jak wracamy to na całego. Producenci audio chyba nie zauważają problemów dzisiejszej gospodarki, bo znowu klęska urodzaju. Napiszę tylko tyle, dla zaostrzenia apetytu, że X-Sabre 3 jest boską maszyną, ale jeszcze bardziej boskie są nowe Elementy „2″, kompletne pod kurek, po prostu ze wszystkim czego dusza zapragnie (witamy kino w Matrix Audio :) ). Będzie się działo, oj będzie…

* kompletnie nie zgadzamy się z osądem, skądinąd zacnego ratings.com gdzie zjechano głośnik za to, co powyżej. Nie wiem, mieli założone stopery w uszach, czy co? Podają tam pomiary (bardzo szanuję), niby wszystko ok, ale play i weryfikacja. Mam taki wniosek, że oni to bez boosta testowali. Faktycznie wtedy siada. No ale po to, to jest, żeby na zewnątrz szczególnie zapodać.

Galeria pod linkiem:

 

Jeszcze słów parę o NuPrime STREAM 9 z kodem w tle

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_9054

Pierwotnie recenzja ukazała się na naszym fanpage’u, o paru rzeczach nie dało się tam tak opowiedzieć jakbyśmy sobie tego życzyli. Tak zgadliście, o sofcie było, ale na marginesie, bo kretyńsko-niezrozumiała polityka meta w sprawie publikacji nie daje żadnego pola manewru, gdy ktoś chce pokazać coś z softem związanego. Nie i basta. Także uzupełnienie recenzji, pogłębione o tytułowy kod, a dodatkowo parę impresji związanych z przepuszczaniem sygnału z zewnętrznych źródeł cyfrowych przez przetestowaną skrzynkę z opcją SRC, znaczy DSP nie tylko w ramach zwykłego upsamplingu, ale także – możliwej w tym klamocie – konwersji z PCM do DSD, co już nie jest ani typowe, ani częste, tylko właśnie dość unikalne. Tak, skrzyneczka ma też pewne ograniczenia, o których już co nieco było, a w tym wpisie będzie więcej (głównie chodzi o ograniczenia softu oraz dość dziwacznie zrealizowany interfejs I2S i co ciekawe jeszcze trudniejszy do okiełznania, niby standardowy AES/EBU… którego nie udało się przymusić do pracy). Trochę się tego zebrało i postanowiłem zrobić suplement. Na wstępie przypomnienie wpisu pierwotnego, nie daję na głównej pełnej fotogalerii z opisami, można – kto chętny – zerknąć, poniżej będzie fotostory z kodem głównie, czyli jw to co na fb nie dało rady opublikować.


AirPlay to jedyna opcja na end point w Roonie (że STREAM 9 w Roonie znaczy się).
Po uszlachetnianiu via wbudowany w klamot DSP fajnie gra, choć wolelibyśmy Roon Ready ofc (RAAT)

Wracam btw do publikowania, a że zebrało się to będzie HDO więcej, w telegraficznym skrócie powiem tylko, że czeka nas audio-wizyjna jazda bez ograniczeń tj. najnowszy wynalazek Zidoo Neo Scoś jak Rose, tylko tańsze sporo, oparte na podwójnych ESS9068 i XMOSie z mocnym SoC, potężnymi możliwościami wideo (tu bez ograniczeń, z dekodowaniem wszystkich formatów AV jak leci), własną nakładką na Androida rozbudowaną o opcje rippowania, zawiadywania danymi (pełen eksplorator plików m.in.) z atrakcyjnym front-endem dla kontentu. Tu nic nie jest dziełem przypadku, patrząc na specyfikację, a czymś wartym podkreślenia jest właśnie bezkompromisowe (komponenty audio z górnej póły) potraktowanie sekcji dźwiękowej, która nie odbiega od wyspecjalizowanych audio skrzynek z wideo, jak wspomniałem, dla prawdziwego kino maniaka & wideofila. Czy to oznacza Oppo reinkarnacje? Nie do końca, bo mch tutaj w samym klamocie nie uświadczymy (via SPDIF można 5.1 puścić dalej – jest wyjście dla mch cyfrowe), ale warte podkreślenia jest odejście od typowego dla wcześniejszych Zidoo playerów stylu odtwarzacz wideo z lepszą sekcją audio i przejście do zupełnie innej, lepszej ligi odnośnie możliwości dźwiękowych. Mam nadzieję, że będzie to świetny odtwarzacz strumieniowy audio, a nie tylko streamer / transport, ale właśnie kompletne źródło, łączące SQ z VQ na topowym poziomie. Podoba mi się całościowe podejście do tematu (balans zarówno dla kolumn, jak i dla słuchawek np, czy natywnie zainstalowany bardzo szybki dysk półprzewodnikowy M2). Ba, jest tam jeszcze, na osobnej kości realizowany, solidny wzmacniacz słuchawkowy (wspomniany balans 4.4). No omnibus taki. Niektórzy powiedzą, ale jest np. Cocktail Audio. No jest, ale mnie się kojarzy bardziej z klasycznym podejściem do tematu (typowe odtwarzacze multiformatowe), poza tym podobnie, jak w Rose, mamy w opisywanej Neo skrzynce bajer z dotykowym, dużym displejem. W ogóle kojarzy się to bardzo z przetestowanym nie tak dawno temu Koreańczykiem. Tam było dźwiękowo znakomicie, ale wideo pozostawiało niedosyt, w sumie było tylko ciekawostką. W przypadku Neo:S czuję, że może być inaczej :)


Kompaktowe są, niewielkie takie te Diamond 15ki (widać pojedynczego Topaz Monitor – dla porównania, a to maluch jest)

Dojechały także podstawkowe Pylony Diamond 15. Chyba jako jedyny sajt mam możliwość porównania bezpośredniego dużych monitorów z tej linii (Diamond 18) z właśnie wygrzewającymi się 15-kami. Pylon w ogóle coś ostatnio celuje w kompaktowe i ja to szanuję, bo po pierwsze może być tańsze, a po drugie chyba bardziej dopasowane do rodzimych realiów lokalowych. Także za chwilę wpis o tych filigranowych (w porównaniu, ale patrząc od frontu są naprawdę niewielkie, mniejsze od przecież w ogóle małych Topazów Monitor, w sensie węższe, bo wyższe, ale właśnie węższe). A to już nie nowość, nowość też do nas zawita, mam tu na myśli topowe, podstawkowe Jaspery, a właśnie, właśnie dali u siebie znać, że w rodzinie pojawi się kompaktowa podłogówka z high-endowej linii tj. Jasper 23. No i pęknie, bo jak wspomniałem, od przybytku głowa nie boli, większy wybór z korzyścią dla potencjalnego zainteresowanego, bardzom ciekaw, czy będzie jak z Sapphire 23 (patrz nasz test przed stu laty ;-) ), które okazały się najlepszym rozwiązaniem do salonu niezbyt dużego, takiego w którym podłogowe, wielkie Topazy 20*, czy największe z linii Szafirów, Opal czy nietestowanych u nas (jakoś umknęło) Ruby to było too much. Za duże paczki marnowały potencjał, pamiętam wielkie, budżetowe Perły 25 – to już było zbyt, a w katalogu pojawiły się jeszcze ogromne, trójdrożne 27. Uff. Także Jasper 23, analogicznie do wybranych i grających wiele lat w redakcji jako główny zestaw podłogowy, Szaforów 23 mają szansę zawojować hajendy, bo raz – będą z pewnością tańsze od obecnego w sprzedaży zestawu, dwa – łatwiej się wpasują w polskie metraże. Powracając do Diamond 15, bardzo, bardzo podoba mi się ich kompaktowy charakter, moje 18-ki są wielkimi monitorami, z bardzo dużym dźwiękiem, tu gra to zdecydowanie w innej skali, bardziej blisko-polowo-klasycznie monitorowej. W niczym to nie przeszkadza, porównując z większa konstrukcją, a nawet ma zalety porównując właśnie bezpośrednio obie konstrukcje, o czym będzie w pierwszych impresjach, wpisie poświęconym pylonowym kolumnom, który za moment wyląduje.


Wisi i gra. Ale jak!

Wreszcie dwa gorące, sonosowe, tematy na tapecie: będzie recenzja obrazu (IKEA FRAME by Sonos), który znalazł się – jak powinien już na wstępie – na ścianie i powoduje opad szczęki. To jest 500, czy teraz 900 złotych grające jak dobrej klasy podstawkowa kolumna HiFi, dobry studyjny, aktywy, tylko w formie… no właśnie, kompletnie nie pasującej do tego, co słychać. To trzeba usłyszeć i można się bardzo zdziwić. Pisałem już o tym wcześniej, że gra to nieprzyzwoicie dobrze, jak na produkt lifestylowy, w ogóle nią z zakresu HiFi, a przecież – właśnie – przecież po umocowaniu na ścianie, po kalibracji TruePlay, to płaskie coś gra jak pełnoprawne źródło dźwięku. Całościowo kompletne, bez żadnych dodatków, a gra jak dobrej klasy kolumna (mono), przy czym potrafi w scenę, potrafi w przestrzeń i słucha się tego wybornie (lepiej od 99% smart głośników, nie liczę tutaj Sono-głośników, liczę całą resztę peletonu). Nieprawdopodobna rzecz, ale też spodziewana, po pomiarach ASR, po sprawdzeniu wcześniejszym projektu / konstrukcji (projektowali to inżynierowie, dźwiękowcy, zrobi to po prostu jak należy), wreszcie pożenieniu całości z firmowym, inteligentnym DSP. Tak, to jest kierunek, który będzie przeobrażał całą imo branżę. Dźwięk zniknie, ale będzie, znaczy zniknie z widoku, ale będzie na poziomie w pełni satysfakcjonującym, także tych wybrednych. To zapowiedź, udana, zapowiedź tego co nadciąga. Dwa takie (w stereo parze) i może się okazać, że to będzie miało (cholera nie wierzę, że to piszę) więcej sensu od tradycyjnego mini zestawu HiFi, opartego na jakiś dobrych podstawkach i nawet nowoczesnym all-in-one. Bo liczne kable, bo komplikacje z doborem, bo widoczne i konieczne do odpowiedniego ustawienia.

A tutaj co? A tutaj nic z tych rzeczy. Kawał ściany, brak problemu de facto z właściwym umiejscowieniem (bo ta ściana po prostu daje możliwość powieszenie tych obrazków optymalnie – optymalnie w sensie estetyki, bo obrazki, jak i w sensie akustyki, słuchania z tych obrazków dźwięku). Rewelacja. A to jeszcze nie wszystko, bo wparował drugi sub i co dwa suby (AMP daje możliwość stworzenia systemu .2) bezdrutowe w firmowym tandemie (jeden przynajmniej musi być najnowszej gen. 3, są czy były dwa, bo jeden zaraz nas opuści) to nie jeden. W kinie, wiadomo, immersja bardzo zyskuje, ale byłem w szoku jak to (gatunkowo) zmienia podejście do słuchania audio. Chodzi o ścieżki wielokanałowe, przestrzenne w Apple Music. Sonos jako jeden z niewielu oferuje integracje z jabco usługą i to co przygotowano przestrzennie (materiał nie uprzestrzenniony, a zrealizowany, przygotowany w studio pod odsłuch obiektowy) robi ogromne wrażenie. Większe, niż – nawet – słuchanie ścieżek DSD / czy odtwarzanie SACD mch. W redakcji było to wszystko czasami uskuteczniane, bo Oppo (wszystkie modele, część przetestowana), bo PS3 (mod, z przekazywaniem wielokanałowego dźwięku via HDMI na odpowiedni przetwornik / procesor kino domowy, zdolny do dekodowania płyt i puszczenia tego na 5.1) i muszę powiedzieć, że ten nowy patent na wielokanałową muzykę coraz bardziej mi się podoba i widzę duży potencjał (także popularyzacyjn0-rynkowy). Inteligentnie, bo właśnie bez drutów, bez rozbudowanej z wielu paczek składającej się, tradycyjnej, instalacji. Wystarczy oparty tylko na klasycznych frontach i instalacyjnych głośnikach ściennych (albo systemowych kompaktowych Play) z ampli-stream-administratorem tj. Sonos AMPem setup, do tego poukrywane, płaskie Sonos Suby i już. Albo – jak ktoś chce jeszcze bardziej kompaktowo – Arc czy Beam i też można będzie się zdziwić. Albo jeszcze inaczej tj. wspomniane, grające obrazy IKEA. Sam nie wierzę co piszę, ale tak to wygląda moi drodzy. Po prostu macie 100 najlepszych streamów w jednym z najlepszych agregatów źródeł audio (no jest jakby wszystko w Sonos apce) i gracie na czymś, co można traktować, albo jako alternatywę, albo jako rozwinięcie klasycznej instalacji (i mam tu na myśli właściwie tylko dwie kolumny na froncie, pasywne, klasyczne, jedyne co ze starego audio się tu ostało ;-) ). Nawet puszczany w strefie dźwięk z podpiętego analogowo do AMPa gramofonu jest plastyczno-mięko-ciepły, znaczy zachowuje charakter źródła i gra nawet w kiblu. Kurna, mówimy o czymś kupowanym w markecie!


Jaki to dźwięk?
No mocarny, ale też zdefiniowany, pod kontrolą i na pewno nie przewalony. Zasługa inteligentnego DSP, strojenia – dopasowania (TruePlay). No i mamy 4.2 z robionym w DSP centralnym (dialogi)

Dobra, się rozgadałem, a miało być o STREAM 9. No to zapraszam, na wstępie przypominając to, co się wcześniej ukazało na fejsie:

» Czytaj dalej

Grające obrazy aka Ikea Symfonisk Frame (Sonos) @ HDO

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_8940

Zachęcony bardzo pozytywnym w wymowie testem na ASR postanowiłem wrzucić na tapetę coś, co w ogóle nie wygląda na audio, nie ma nic wspólnego z HiFi jako takim, właściwie można by nie bez racji zapytać: ale co tutaj robi taki produkt jak Symfonisk (Picture) Frame, owoc kooperacji szwedzkiego meblarskiego IKEA z bardzo u nas poważanym Sonosem (też z pogranicza światów, choć szczególnie ostatnio to już imo HiFi pełną gębą). Ke? No popełniliśmy już test grającej lampki (patrz tutej), także trochę jakby kontynuacja, ale nadal nie tłumaczy to fenomenu płaskiego czegoś, co można ustawić naprawdę dowolnie (o czym poniżej) gdziekolwiek (o czym też poniżej) i w ten sposób stworzyć strefę z dźwiękiem. I nie mam tu na myśli toaletowegranie, znaczy pizdryczek BT jakiś, który udaje że coś tam reprodukuje. No dobrze, ale może po kolej, od razu na wstępie zdradzę, że jestem zafascynowany podejściem tego tandemu do popularyzacji audio w domowych pieleszach, uważam że testy to rewolucja na miarę (kiedyś) wprowadzanie radioodbiorników do chałup, co przyczyniło się do wyedukowania mas w zakresie muzyki jako takiej i cześć i chwała naszym dziadom, pradziadom, że to się uskuteczniło. Nie przesadzam? Sami oceńcie.

Możliwości instalacyjne w praktyce nieograniczone. Maskowanie jednego kabla – to jedyna konieczność w przypadku ścian

Dlaczego w żurnalach domodekorowych nie uświadczymy ani grama hajfaja? Dlaczego te wnętrza są tak przerażająco dźwięk0-sterylne? Czemu na poczesnym miejscu nie stoją sobie w ramach złotego trójkąta duże paczki wielogłośnikowe, ze szlachetnego drewienka, nie zachwycają swoim gabarytem domowników?! Odpowiedź jest oczywista – tradycjonalne audio setupy kłócą się z feng-shui, zaburzają prawda porządek rzeczy, są nieakceptowalne bezlitosne dla projektanta wnętrz, który musi wszystko projektować pod coś, co (zdaniem wielu, oj wierzcie mi na słowo, większości nawet i to przytłaczającej większości) „niewyględne”, nie pasujące do trendów, teraźniejszych mód i w ogóle takie po całości passé. Także niech nikogo nie dziwi ten brak, bijący w oczy szczególnie nas, muzykoholików, uzależnionych od dźwięków, nie wyobrażających sobie przestrzeni pozbawionej dobrego audio. Tak jest i tak raczej by było, gdyby nie zmieniło się podejście branży. Branża dostrzegła potencjał niewidocznego (TM) audio, niewidocznego dla oka, które jest, ale jakby go nie było. Tak, chodzi ofc o instalacyjne przetworniki, które robią tu i ówdzie furorę, stają się alternatywą (nie, że kiedyś tego nie było, ale zastosowanie niszowe mocno i w bardzo drogich zazwyczaj projektach), sam będę miał przyjemność przetestować niebawem powstające w kooperacji, systemowe Sonos & Sonance z linii Architectural. Potęga setupów opartych na rackowym zestawie wielu Sonos AMPów to potęga kodu, uniwersalności oraz kompetencji dźwiękowych na poziomie (cenowym) do tej pory raczej nie osiągalnym dla zainteresowanych. Mniejsza. Wróćmy do bohatera niniejszego wpisu. Ramki. Czy raczej grającego obrazu / ramki, bo to jest właśnie genialne w swojej prostocie rozwiązanie problemu audio + nowoczesne wnętrze to się nie równa, audio wyautowane. Tu co najwyżej zniknięte i to w takiej formie, która – uważam – stanie się inspiracją dla wielu tego typu produktów i będzie to zupełnie nowe otwarcie dla (szeroko) całego przemysłu elektroniki użytkowej oraz wyposażenia wnętrz.

IKEA daje mało opcji i tylko te, które sama uskutecznia, ale…

…no właśnie https://uniskdesign.com/printed-cover-for-ikea-symfonisk-picture-frame

Dowolne motywy

   

Pleciony

Neony

Itd itd itp

Ktoś zaraz na wstępie powie – hola, hola, może ochłoń, przecież po pierwsze takie coś nie ma prawa zagrać dobrze (błąd, ma i gra), po drugie takie coś nie ma prawa zastąpić systemu (owszem, w niektórych okolicznościach ma i zastąpi), po trzecie wreszcie …te nadruki to sztuka niby, że niby ten „jeleń na rykowisku” ma robić rewolucję… no bez jaj. Otóż tu też myli się niewierny Tomasz, choć rozumiem obiekcje. IKEA robi to źle, powinna dać wolną rękę nabywcy, ale od czego wolny rynek, już są modyfikacje, mody …można zamawiać dowolne kompozycje, także spokojnie, będzie tego zapewne na kopy. Ba, czcigodna, która jest grafikiem, jest artystką takoż, robi różne, przeróżne rzeczy, w tym takie wyplotki (makramy) widzi w tym potencjał. I da się to pogodzić moi drodzy z przeźroczystością soniczną, żeby nie było wątpliwości!!! Owszem, trzeba pamiętać o paru rzeczach, ale jak wiadomo kreatywność człowiecza jest bezkresna, także oczami wyobraźni widzę fajne instalacje naścienne i pomieszczenia, które grają, pomieszczenia nie wymagające – co istotne – żadnej adaptacji. Bo wiadomo, że takie instalacyjne, to trzeba kuć, trzeba planować na etapie budowy, remontu, a tu pełna dowolność. Pełna! Sam sobie tego Frame ustawiam przeróżnieście, a to w poziomie, a to w pionie, a to wieszam (za moment) w najwygodniejszym miejscu, jak to z obrazami – wszędzie można, możemy poczuć absolutną wolność w aranżacji przestrzeni. A przecież o to właśnie chodzi! Właśnie – brak ograniczeń – możliwość pogodzenia wydawałoby się zupełnie nieprzystających do siebie wymagań, racji, wspólny mianownik. No pięknie!

Ramka, maskownica – nic tutaj nie jest dziełem przypadku. Plaster miodu. Odpowiedni projekt. Akustyka.

Golas

Oczywiście na dzień dobry można zwątpić, bo z pakunku ala origami wyciągamy typową IKEĘ, mebel znaczy się, prosty, funkcjonalny, masowy, tani, takie użytkowe coś, co pewnie wielu natychmiast skreśli, bo jakże to ma być kolumna, dobry sound, to ma grać? Ja to doskonale rozumiem i nie dziwi mnie takie letnie podejście, żeby nie powiedzieć nawet mocniej mocno sceptyczne podejście do tematu. Sam odpakowując Frame pomyślałem sobie: ten Amirm to się chyba jednak szaleju najadł, no to nie ma prawa dobrze brzmieć. Cóż, nie miałem racji, mniejsza nawet o bardzo ładne pomiary (znaczy inżyniersko odwalono tutaj kawał dobrej roboty, a to – przyznajcie – w takim produkcie raczej niespodziewane, no niespodzianka wręcz), ale to gra i to gra jak fajne, monofoniczne źródło dźwięku, bez żadnych słyszalnych ograniczeń (sic!). Znaczy mamy pełne pasmo, mamy dobrej jakości bas, który można tu i ówdzie jeszcze podrasować (o czym poniżej), gra to bardzo – że tak powiem – szeroko… znaczy przestrzennie i ma naprawdę wiele wspólnego z klasyczną kolumną, powiedziałbym podstawkową, ale nawet nie blisko-polową, bo wspomniany niski zakres to nie jest coś, czego musielibyśmy się tutaj domyślać. On – znaczy bas – jest obecny. Z płaskiego naleśnika? To ma – uwaga – tylko 5 centymetrów grubości! Jak to może TAK grać? No cóż, pomiary to nie przypadek, po prostu IKEA wykorzystała potencjał partnera tj. Sonosa i dźwiękowe inżyniery stworzyły dwudrożny układ, który dzięki przemyślnej konstrukcji (kanały od przetworników, port BR odpowiedniej wielkości i w odpowiednim miejscu, dmuchający do przodu, same przetworniki też bardzo nieprzypadkowo dobrane, o tym jeszcze będzie w drugiej części, jaką planuję napisać) potrafi w tak bardzo nieakustycznym projekcie wydobyć dobro z głośników i zagrać wbrew formie, która powinna być tutaj nieprzekraczalnym ograniczeniem dla SQ. Udało się stworzyć coś prostego, taniego, opartego na masowej elektronice, kosztujących grosze materiałach (obudowa to plastik, w ogóle poza materiałową maskownicą mamy tutaj ABS, nawet w konstrukcji przetworników akustycznych mocno uskuteczniany), uzyskując efekt wart cyklu na HDO ;-) a poważniej, wart sprawdzenia, przetestowania i kto wie, czy nie zastosowania nawet przez dźwiękowych purystów.

To gra. Układ stosowany raczej nieczęsto, moim zdaniem błędnie, że nie często. Tweeter na dole, średni0-nisko góra. Oczywiście w konfiguracji pionowej (taką preferuję).
W sytuacji, gdy ustawimy to, to poziomo, będzie też ciekawie, bo można odwrócić, w sumie pionowo też można. Nie ma żadnych przeciwwskazań.
Kanały na kable pozwalają na dowolną aranżację / układ przetworników. 

Origami

Oczywiście to wszystko byłoby niczym, gdyby nie stał za tym wszystkim przegenialny kod. Sonos wiadomo umie jak mało kto, a tu można powiedzieć spotykają się Jing i Jang tworząc harmonijną całość. Już na etapie konfiguracji to widać bardzo ładnie, bo nie dość że samo się, nie dość że w sposób uniwersalnie komunikatywny, to jeszcze za tym wszystkim kryje się niemała moc strojenia układu akustycznego pod wymogi konkretnej lokalizacji, w jakiej przyjdzie ramce grać. Tak TruePlay pokazuje swoje możliwości i robi to wg. mnie znakomicie, właśnie w takim produkcie taki system kalibracji robi zasadniczą różnicę, robi robotę! Ograniczenia formy (i tak wobec wspomnianej pierwszorzędnej roboty inżynierów zminimalizowane) zostają zniwelowane działaniem inteligentnego systemu korekcji, który tak dopasowuje brzmienie ramki, by ta zagrała w najlepszy możliwy sposób w pionie, poziomie, na szafie, na regale, czy ofc ścianie, w małym i większym metrażu, z dużą przestrzenią wolną i przestrzenią mocno zagraconą, tam gdzie dźwięk odbija się od fatalnych dla sound-u powierzchni like szyba, like kafelki, jak i tam, gdzie mimowolnie mamy dobrą akustykę, bo regały z knigami, liczne obrazy (tradycyjne ;-) ), makramy (jak wyżej :) )), bibeloty, gdzie wnętrze w pozytywny sposób oddziaływuje, dając nam w efekcie sporo radości & przyjemności z obcowania ze sztuką. Mhm, znosimy ograniczenia, znosimy ograniczenia jakie często, gęsto uniemożliwiają uzyskanie dobrego jakościowo dźwięku w nowocześnie zaprojektowanej przestrzeni. Tak, w dużym HiFi, high-endzie można i robi się to teraz coraz cześciej, stosować pro rozwiązania, które też stały się już konsumencko-masowo-dostępne tj. opisywany u nas dirac choćby, czy Reference czy TrueFi od Sonarworks (a tutaj poglądowo nasz artykuł o DSP dzisiaj). Tyle, że ma to swój liczony wieloma zerami wymiar finansowy i tak po prawdzie stanowi dla wielu purystów spory zgryz: no bo jak, trzeba EQ ubrany w inne słowa, stosować?! Nie godzi się! Kupię kabel boa za miliony i sobie prawię to i owo… tak pewnie pomyśli purysta i kablarz dealer będzie wniebowzięty, bo jeszcze (jeszcze) będzie miał na nowego Bentley’a. Ale to już niedługo, bo jak widać, słychać i czuć (w kościach starych ;-) ) idzie nowe.

Sonos daje obecnie całościowo najlepsze multiusługowe rozwiązanie na rynku, multiusługowe (wszystko jest, nawet Apple Music integracja) oraz multisystemowe. Sonos działa w obrębie wszystkich najważniejszych na rynku front-endów audio i AV. To taki trochę małymiętki z jednej (bo otwarte) oraz jabco (ekosystem, długie wsparcie, software na poziomie… tu jabco ostatnio daje cztery litery niestety) w świecie audio/audio-wideo/multimedialnych instalacji. No i fajno. Ten element to fundament i takie spoiwo, można na tym budować dowolnie i Sonos partnerstwem z IKEA właśnie to uskutecznia i robi według mnie REWOLUCJĘ. Rewolucję w całej branży, w całym segmencie, bo coś powszechnego, popularnego, łatwo dostępnego ma szansę zmienić rzeczywistość. Nadal w żurnalach nie będzie audio. Ale ono będzie! Będzie… jest niewidoczne, ale słychać i do tego dobrze słychać. A że obsługuje się to dotykiem, albo jeszcze bardziej dzisiejszo głosem? Co w tym złego? Dla tradycjonalistów można sobie w systemie (z Roonem, jako składową, wszystko tutaj się ze sobą pięknie dogaduje, patrz ryciny w galerii) zaaplikować tradycyjne HiFi klamoty czy interfejsy (za matkę wszystkich potencjometrów może robić przykładowo Microsoft Dial – napiszemy o tym na łamach HDO bankowo!) i wszyscy szczęśliwi.

Makrama i ramka, grająca ramka, znaczy obraz…

Właśnie, wszyscy, bo i ci, którym dźwięk nie pozwala(ł) do tej pory nie uwzględniać w pomieszczeniach klasycznych przedstawicieli kompleksu przemysłowego audio czy audio-wideo, jak i osobom, którym było nie w smak „zagracanie” przestrzeni stolikami, regałami z toną sprzętu i wielkimi kolumnami, które najlepiej metr od ściany i w trójkącie złotym, nie dawały żadnego pola manewru, albo inaczej generowały liczne zgniłe kompromisy. W opisywanym Symfonisk Frame widzę nastanie nowego porządku rzeczy. Pewnie podobnie jak z linią Architectural (słyszałem i byłem zmiażdżony tym, jak dobrze to grało… sufit… but why cytując odtwórcę Deadpoola) to nowe otwarcie na poziomie, właśnie, powszechnym, wszędzie dostępnym, zrozumiałym, prostym, dla każdego. Widzę tutaj sporą szansę na powrót do radia. Nie, nie chodzi o to radio, ale o nowe radio, znaczy sieciowe rozgłośnie, sieciowe strumienie muzyki wszelakiej, znowu ludzie zaczną słuchać. I to będzie coś dobrego, bo dobrym jest to, co pozwala dostrzec coś ważniejszego w życiu niż tylko (i tu sobie można wstawić dowolnie). Także cieszy mnie to bardzo, cieszy mnie ten produkt i sami widzicie, że nie mogłem przejść do porządku dziennego bez napisania „paru” słów na temat.

Także będę kontynuował, bo jest o czym pisać! O przetwornikach akustycznych, o integracji AV (może być sugerowany firmowy soundbar, ale wg. mnie ciekawiej będzie w salonach z połączeniem światów, jak u mnie, czytaj Sonos AMP + tradycyjne paczki z przodu i Sonos Sub oraz grające obrazy), o nowych pomysłach na ART (mamy powierzchnię, mamy gotowy element eksponujący – działamy!), o tworzeniu instalacji światło – dźwięk (tu się jak najbardziej aż prosi, co więcej, dzięki patentowi typowa IKEA, znaczy gniazdku wyjściowemu dla energii w obudowie, można sobie to światło zintegrować bardzo elegancko) itd itp. Jak widzicie TEMAT RZEKA. Także coś czuję, że jednym z motywów przewodnich na HDO będzie łączenie światów i nie ukrywam, że kręci mnie to jak cholera i bardzo mi się chce.


Typowa IKEA

Wreszcie, nareszcie…

PS. Sporo publikacji w blokach startowych. Czekamy z publikacją na nastanie nowego roku. Zalew chińskiego trwa w najlepsze, ale są też inne tematy – słuchawkowe tematy (Stealth x2, niewidzialne póki co nie tylko w przenośni, ale i dosłownie ;-) słuchawki od Dan Clark-a i Dr Fang-a) i kolumnowo-tradycyjne tematy (porównanie Diamond 15 vs 18 oraz topowe, podstawowe Jaspery) .
PPS. Jako, że Meta jest głupie jak cholera, tutaj na głównej zrzuty ekranowe z aplikacji, nie tylko systemowej, z czym to się je, z opisami i paroma ciekawostkami. Dzielę galeryjkę na fb/www co – wiem – upierdliwe jest, ale nie gaśmy nadziei. Czeka nas duża wdrożeniówka pt. HDO v 2.0 znaczy staniemy się bardziej mobile friendly i w ogóle bardziej tacy trzecia dekada XXI, a nie dekada pierwsza i może pół, jak teraz. Także stay tuned!
PPPS. Linki na głównej, Meta jest (wiem, powtarzam się, ale to prawda jest) głupie i potrafi banować za wewnętrzne, mimo że własne. Szkoda gadać.

Koszt: 499 pln (IKEA Family) regularna cena 799 pln. Czarna lub biała.

Galeria z kodem w tle (o kodzie):

» Czytaj dalej

Trochę jak monitory na łbie. Niby pro, a jednak nie? ADAM SP-5

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_8783

ADAM kojarzy się jednoznacznie – studio, rynek pro. Nie, nie chodzi o monitory, a o pierwsze w ofercie słuchawki. Formą jak najbardziej PRO, ale już charakterystyką brzmienia… niekoniecznie. Testowane do tej pory na sajtach praktyków (pracy z dźwiękiem, względnie samych muzyków), zwróciły moją uwagę ocenami często podkreślającymi muzykalny, nie analityczno – studyjny (właśnie) sposób reprodukowania dźwięku. PRO SP-5 nie powstały w oderwaniu od słuchawkowych realiów tzn. widać tu wyraźny podpis dobrze nam znanego, niemieckiego producenta ULTRASONE. Producenta z dużym portfolio dla masowego odbiorcy, dodatkowo specjalizującego się w słuchawkach do pracy (a nie do i dla przyjemności tylko ;-) ).

Co wyszło z tego mariażu? No właśnie coś niekoniecznie, mimo wspomnianej formy (już na pierwszy rzut oka: harmonijkowo zwijany/rozwijany kabel, bardzo solidna, nie wydelikacona a solidna, konstrukcja pałąka itd itp), dla prosów – treść koresponduje z oczekiwaniami szerokich mas pracujących miast i wsi (ehe, to pojechałem przekazem obecnej u władzy kompartii), a nie realizatorów w studio. Już tłumaczę, po pierwszych wrażeniach, w czym rzecz.

Otóż, mamy tutaj specjalność ULTRASONE: S-Logic Plus. Zastosowano ów system w opisywanym modelu i wystarczy popatrzeć na to, co pod siateczką w muszlach siedzi (a siedzą ofc przetworniki), by chwila moment zrozumieć, że patent genialnie prosty, a jednocześnie bardzo mocno oddziaływujący na brzmienie tu zaaplikowano… zdecentralizowane rozmieszczenie przetworników, częściowo przysłoniętych. Nie wprost, a obok i dodatkowo właśnie w korelacji z padami (raczej odpada btw ich dowolna wymiana w związku z tym). Co to daje w praktyce? Wielką panorame dźwiękową i tu serio nie przesadzam, bo po założeniu od razu wiemy o co chodzi. Dźwięk jest wokół nie w głowie i to właśnie wyraźnie, nie (jak w innych, nawet mocno przestrzennych słuchawkach) subtelnie, czy po adaptacji, ale natychmiast czuć różnicę. Doskonała separacja i czytelność źródeł dźwięku, namacalność & plastyczność sceny, jest szeroko, jest głęboko, są plany, dźwięk nie jest zatem słuchawkowy tylko… no właśnie monitorowy?

ADAM wspomina przy okazji opisu tych słuchawek, że bardzo chciał stworzyć takiego analoga, w tym zakresie zbliżyć się do odsłuchu głośników bliskiego pola, studyjnych – dodajmy – bo wyraźnie o to chodziło producentowi i cóż: jestem pod wrażeniem efektu jaki udało się uzyskać. To faktycznie mimikowanie takiego słuchania, choćby z moich nEarów 05 (ESI). To niewątpliwie główna cecha i główna zaleta tych nauszników, podana bardzo „na dzień dobry”, bez owijania w bawełnę i odkrywania właściwości po iluś tam dziesiątkach albo i setkach godzin (ja to nazywam bardziej adaptacją, a nie audiofilskim wygrzewaniem, choć nie neguję, nie negowałem nigdy pewnego wpływu na zmianę charakterystyki po pewnym czasie).

„Szkiełko i oko”? Otóż właśnie nie! Zdecydowanie nie i mam nawet wątpliwości, czy te słuchawki będą idealnym wyborem dla realizatora dźwięku, inżyniera który musi dysponować precyzyjnym narzędziem. O szczegółach przeczytacie w recenzji*, dodam tylko tyle, że mimo dość wyrównanego pasma, w moim odczuciu wyraźnie eksponowane są tu wokalizy, środek buduje tu zdecydowanie z ładnie, jak trzeba to nisko, osadzonym basem brzmienie i nie ma mowy o surowym, bliskim, dzieleniu włosa na czworo. Ba, mimo że rozdzielcze, to jednak stawiające na spójność i – właśnie – przyjemność z obcowania, a nie detaliczność, precyzję i selektywność rozumiane po studyjnemu (a nie naszemu, znaczy że dobry wgląd w nagranie bez ujmy dla percepcji całości i zmęczenia).

Właśnie – zmęczenia… te słuchawki w ogóle nie męczą, no może poza ergonomicznym, subiektywnie, problemem zbyt mocnego ucisku muszli na małżowiny. Rozumiem, że ma się trzymać bez względu na okoliczności w miejscu pracy (studio, salka koncertowa, występu na żywo czy co tam sobie użytkownik pro nie wymyśli), ale dla mnie było/jest za bardzo. Pałąk też w punkcie wrażliwym na czubku łba daje się we znaki przy dłuższej sesji, ale to można za pomocą stopniowanego (w tym modelu) mechanizmu zniwelować. Nacisku na małżowiny już nie. Jak ktoś ma niewielkie jw to może nie będzie to aż tak odczuwalne, dysponujący rozmiarem L/XL mogą mieć z tym problem.

Odnośnie zmęczenia to wspomniany S-Logic oferuje jeszcze jedną, ważną zaletę. Sam dźwięk jest tak easy, tak przyjemno – nie męczący, że możemy (oby tylko nie bolały uszy) słuchać i słuchać, nie ma możliwości, by się tym brzmieniem zmęczyć, by się znudzić. Płynie to sobie i pięknie jest, a już szczególnie z pokazanym na jednym ze zdjęć TAC-2 (taniutki pro interfejs thunderboltowy, opisany swego czasu na HDO). Nie, nie chodzi tutaj o to, że produkty z tego samego segmentu i pasuje, tylko chodzi o właściwości tego tam malucha, fenomenalną wprost szybkość, natychmiastowość, która dodaje kropkę nad i w przypadku tych ADAMów. Poza wymienionymi powyżej cechami to jeszcze jeden element, który dodajemy do zbioru zalet – nie słychać tego na przetestowanym niedawno DAC DT-1 przykładowo – także nie jest bez znaczenia pod co podepniemy, choć tutaj można też szeroko, bo wysoka skuteczność, dość niska (jak na studio bardzo niska!) impedancja (70ohm) pozwala na podpinanie pod niemalże cokolwiek, nie wyłączając mobilnego. Dla masowego to bardzo dobrze, dla pro też wygoda, bo przecież nie po to te słuchawki nabywa, by tylko w domowym, czy pracowym studio ślęczeć, tylko w dowolnym miejscu tworzyć (yhy, ten od konsoli to też współtwórca, jakże często o tym zapominamy, nie?).

Oczywiście mamy tutaj w standardzie doskonałą separację od dźwięków zewnętrznych, to pewnie także ten docisk (bolesny) za to odpowiada. No i masz ci los, się pisało i się napisało. Miała być tylko zajawka, a wyszła w praktyce recenzja. No to ad rem w takim razie i jeszcze słów parę na głównej, cała galeryjka z opisami na profilu powyżej, klikamy:

Galeryjka po wdepnięciu na profil

* …jako że zajawka przeistoczyła się w recenzję prawie że, bo uwzględniłem we wcześniejszym wpisie wszelkie aspekty ergonomiczna-organoleptyczne to jako epilog podsumowanko i jeszcze coś o SQ, jak obiecałem. Studio Pro SP-5 są bardzo – o czym nie wspominałem – tolerancyjne dla materiału. Czuję, że w przypadku narzędzia pracy, studyjnej pracy to jest wada, nie zaleta i ogólnie odstępstwo od „pokaż mi to bez certolenia, pokaż całą prawdę”, na rzecz przyjemniejszej konsumpcji dźwięku, bez silenia się na wyczyn. Nie oznacza to braku szczegółu, niesatysfakcjonującej rozdzielczości – nie ma co narzekać w przypadku testowanych ADAMów na to. Chodzi o coś innego – słuchawki nie deprecjonują słabszego jakościowo materiału, można bardzo przyjemnie słuchać przykładowo sieciowych rozgłośni, mimo silnej stratnej kompresji jest to strawne dla ucha. Tak, nie różnicują materiału, to pewnie jw może być dla profesjonalisty problematyczne nawet, dla nas – muzykofilów (mhm, mhm) – odwrotnie: słuchamy dla przyjemności, a nie bo to część naszego zawodowego życia. Zresztą, o czym już swego czasu pisałem, realizator, koleś od konsoli to moim zdaniem współtwórca i kreator, także nie wyrobnik, rzemieślnik, a artysta. Dla artysty te słuchawki mogą być – bo ja wiem – czymś jak rysik w jabcu i tablet w jabcu dla grafika. Fajne szkice, fajne wstępne pomysły, fajne nawet jakieś poprawki, ale głównie koncepcyjna robota, a docelowo i poważnie to komputer, nie mobilny soft i graficzny z prawdziwego zdarzenia. Tak to tutaj widzę, czy raczej słyszę, choć intuicyjnie, bo grafikiem jest moja czcigodna, ja tam prosty amator gryzmolący szorty jestem (kocham krótką formę, kocham komiks btw).

Słuchawki dają duży dźwięk, duży jak na słuchawki – znaczy robi tutaj skala (przestrzeń), ale też reprodukcja pasma zamiast zbitego (jak to w nausznicach zazwyczaj), mamy wokół głowy i to na zasadzie takiego wyraźnie zauważalnego przesunięcia właśnie. Fajny efekt, choć jak dla mnie czasami bas (po parunastu dniach słyszę to wyraźnie) lubi wychodzić przed szereg, jest obficie namacalny i obficie ekspansywny. To chyba dobre, w punkt, określenia dla dołu w tych słuchawkach. Zatem trochę ewoluują spostrzeżenia… te ummmmmm głównie będzie towarzyszyć muzyce syntetycznej, znaczy elektronicznej. Nie są to słuchawki analityczne, ani nie są wybredne gatunkowo – powiedziałbym, że można słuchać dowolnego repertuaru, bo cechy mocne tej konstrukcji w każdym rodzaju muzyki będą „na plus”. Może, właśnie, za wyjątkiem tego hej do przodu basu, przy czym tutaj wystarczy chwilka w korektorze (Roon ma najlepsze rozwiązanie według mnie w tej materii – świetnie można sobie stroić efektory, na wielu poziomach) i temperując nieco ummmmmm dla co poniektórych będzie wskazane parametryczne korekcji dokonać w odtwarzającym sofcie.

Sumując, chcesz odmiany w cenie może już nie entry level (pozdrawiamy HiFiMANa i szanujemy za cenówkę HE-4xx) ale nadal budżetowego HiFi w segmencie słuchawek? No to masz te tutaj SP-5 od ADAMa, coś na pewno wyróżniającego się w całej masie słuchawek do użytku domowego, coś z pro półki, ale bez pro sznytu, który mógłby okazać się niestrawny. Z basiorem trzeba tu uważać, fenomenalna przestrzeń i w ogóle granie poza głową, a nie we łbie to rzeczy warte grzechu, w sumie taki zespół cech nie występuje zbyt często w audiofilskich nawet, bardzo kosztownych modelach, a tu mamy takie coś za normalne w sumie pieniądze (1799 pln). Przy czym dla domorosłego muzyka najpierw odsłuch i ocena, czy tak zestrojone narzędzie będzie dla niego, dla osoby bardzo pro i tak słuchawki zazwyczaj są pomocniczym medium dla dźwięki i taki ktoś w mig będzie wiedział na ile, w jakim scenariuszu te SP-5 będą do wykorzystania, a gdzie się po prostu nie sprawdzą. Dla nas – konsumujących, a nie tworzących – te nauszniki są przyjemną odskocznią i równocześnie pokazem co można zaoferować w innym segmencie niby, a jednocześnie zrobić ten „skok w bok” bez obaw, że to będzie katastrofa. Otóż nie będzie , a nawet wręcz przeciwnie – satysfakcja i spora wygoda użytkowa z zastrzeżeniem, że dla czułych francuskich piesków (piszący te słowa) zbytni ucisk może utrudniać nieco życie.

Warto sprawdzić…