LogowanieZarejestruj się
News

Seria G od Auralica. Czas na Lightning Link

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AURALiC_VEGA-G2_Side

To się Koreańczycy rozpędzili. Nie jeden, nie dwa, a cztery nowe komponenty pojawią się niebawem na rynku. Auralic chce zaoferować bezkompromisowym melomanom całościowe rozwiązanie, przy czym cała nowa seria G to po pierwsze sieć z autorskim OS: Lightning Streaming, znany z poprzednich produktów (patrz nasz test Auralic Aries Mini oraz pierwsze wrażenia z testu Auralic Polaris), a po drugie – nowość – własne rozwiązanie oparte na złączu HDMI (I2S), pierwsze _takie_ na rynku. O co chodzi? Ano chodzi o to, że konstruktorom udało się stworzyć unikalny sposób dystrybucji danych, dwukierunkowy, nie ograniczony przez długość okablowania (w przypadku interfejsów I2S było to główne wyzwanie, główne ograniczenie w przypadku zewnętrznych połączeń między komponentami), eliminujący całkowicie najpoważniejszy problem PC Audio – opóźnienia czasowe. Brak jittera to kluczowa zaleta tego rozwiązania. To jest właśnie coś, co powoduje, że nowa seria G może być jednym z najlepszych produktów pozwalających na streaming z sieci / podłączenie komputerowego źródła muzyki.

Nowa seria G to aż cztery klamoty, które pozwalają stworzyć kompletny system streamingowy audio. Bez kompromisów!

  Jeszcze w listopadzie pojawią się ARIES G2 Streaming Transporter oraz VEGA G2 streamingowy DAC, a w pierwszej połowie 2018 roku na rynek trafią: SIRIUS G2 procesor upsamlingowy oraz LEO G2 Femto Reference Clock. Jak widać, dotychczasowe, podstawowe linie produktów Auralika tj. strumieniowce ARIES oraz daki VEGA zostają w serii G wzbogacone o dodatkowe, opcjonalne klamoty, które mają umożliwić osiągnięcie najlepszego możliwego rezultatu – osobny procesor audio (DSP) oraz precyzyjny zegar. Te dwa nowe komponenty (LEO oraz SIRIUS) mają stanowić cenne uzupełnienie, pozwalając na rozbudowę systemu (podobnie jak w przypadku testowanego u nas wielokrotnie M2Techa vide EVO 2).

  Warto parę słów poświęcić autorskiemu Lightning Link, przed omówieniem poszczególnych konstrukcji (patrz niżej). To dwukierunkowe łącze o niskim poziomie jitter, o przepustowości teoretycznej 18 Gbps (najszybszy transfer, poza Thunderboltem, jaki można wykorzystać w aplikacjach audio), wykorzystujące sprawdzony standard szybkiego interfejsu HDMI. Lightning Link zapewnia doskonałą kontrolę transmisji oraz sprawia, że muzyka nawet w ultra-wysokich rozdzielczościach (wyczynowe pliki DSD512/DXD384) nie będzie stanowiła żadnego wyzwania dla interfejsu, dodatkowo można spodziewać się znakomitych parametrów sygnału, braku jakichkolwiek zakłóceń.

Nowa VEGA. Streaming DAC. Potężne, ultranowoczesne źródło audio z autorskimi rozwiązaniami.
Własny OS. Integracja z ROONem. Słowem: bezkompromisowy projekt. I jakby tego wszystkiego było mało także pod topowe nauszniki

Jak wspomniałem, w przeciwieństwie do innych połączeń HDMI opartych na I2S, dwukierunkowy Lightning Link umożliwia działanie bez jittera wszystkim urządzeniom w danym systemie (opartym @ serii G). To wieloelementowe rozwiązanie, pozwalające na integracje wielu (a nie tylko dwóch) komponentów w ramach kompletnego sytemu grającego z plików. Zegarowanie informacji z urządzeń docelowych, takich jak VEGA G2, potrafi zapewnić perfekcyjną synchronizację danych ARIES G2, dodatkowo mamy w ramach przygotowanej przez Auralic-a propozycji zewnętrzny zegar (jeszcze wyższa precyzja) oraz procesor audio (dodatkowe możliwości konwersji oraz modelowania sygnału). Co bardzo istotne, Lightning Link przenosi również dane sterujące systemem do wszystkich elementów, począwszy od regulacji głośności po konfigurację silnika procesora, co pozwala wszystkim połączonym urządzeniom AURALiC na jednolity, zunifikowany interfejs sterowania. Innymi słowy mamy kompletne, cyfrowe, wolne od jakichkolwiek zakłóceń medium dla sygnału audio oraz dodatkowych danych (sterowanie).

  Z powyższego widać, jak poważna, jak nowatorska to propozycja. Kompleksowa i całościowa. Auralic jest przy tym konsekwentny: nie tylko oferuje własny OS (jeden z najlepszych na rynku), ale także pozwala na integracje swoich produktów z najlepszym ekosystemem (front-endem) audio: ROON. Zatem mamy wybór i to w obrębie dwóch najlepszych platform softwareowych. Tego w takim zakresie, na razie, nikt inny nam nie zaoferuje…

No dobrze, dość tych teoretycznych wywodów, popatrzmy jak konkretnie będzie się prezentować nowa seria G, czym postanowił nas tym razem zaskoczyć Auralic:

 

AURALiC ARIES G2 Streaming Transporter

Transporter strumieniowy ARIES G2 łączy bezprzewodowo domowy system audio ze wszystkimi, różnorodnymi źródłami muzyki cyfrowej, poczynając od sieciowych i USB, aż po serwisy online w formatach bezstratnych i radia internetowego (ambicją Auralika jest dostęp do WSZYSTKICH źródeł strumieniowych audio). Instalujemy dysk HDD lub SSD 2,5 cala, przekształcając ARIESa G2 we w pełni funkcjonalny serwer muzyczny, posiadający lokalną bibliotekę muzyczną o poj. nawet 4TB (de facto ograniczeniem są oferowane na rynku pamięci masowe 2,5″, których poj. nie przekracza obecnie wspomnianych 4TB). Sprzęt posiada najnowocześniejszą technologię izolacji galwanicznej oraz ultra czystą kontrolę zasilania, zapewniając nienaganną dbałość sygnału cyfrowego, który obsługuje. Podwójne zegary Femto i obudowa ekranująca zakłócenia EMI pozwolą na niezakłóconą pracę całego układu, gwarantując czyste od zakłóceń środowisko dla sygnału audio.

ARIES G2 jest urządzeniem, które łączy źródła muzyki o najwyższych rozdzielczościach i dostarcza je DAC-a poprzez niezawodne i precyzyjne złącza wyjściowe, w tym interfejs AURALiC Lightning Link, szybkie USB audio 2.0, AES / EBU, cyfrowe koaksjalne oraz TOSLINK. Procesor ARIES G2 jest o 50% szybszy od oryginalnego ARIES Streaming Bridge, z dwukrotnie większą pamięcią systemową i masową. Oznacza to jeszcze łatwiejszą obsługę rozdzielczości do DSD512 i PCM 32bit / 384K. Zastosowanie AURALiC Lightning Streaming umożliwia ARIES G2 łączenie się z plikami muzycznymi w istniejącej sieci WiFi, jak również oferuje dodatkowe funkcje, takie jak listy odtwarzania na urządzeniu, buforowanie pamięci, odtwarzanie bez przerw (gapless), bit po bicie (bitperfect), w wielu strefach (multiroom).

Wszystko to kontrolowane jest poprzez aplikację AURALiC na iOS, Lightning DS lub dostęp do programu Lightning za pośrednictwem nowego interfejsu internetowego na każdym urządzeniu smart. Dodajmy do tego piękny wyświetlacz na froncie prezentujący okładki, wszystkie niezbędne parametry. Oprócz zgodności z AirPlay, ARIES G2 jest certyfikowanym punktem końcowym Roon Ready do łatwej integracji z oprogramowaniem Roon, co czyni go jednym z najbardziej elastycznych streamerów dostępnych w świecie HIFI. ARIES G2 będzie kosztował 16 999 PLN brutto bez wewnętrznej pamięci masowej. Klienci mogą zainstalować dowolny 2,5-calowy dysk twardy lub zamówić ARIES G2 z fabrycznie zainstalowanym napędem SSD przeznaczonym do przechowywania muzyki na urządzeniu.

 

AURALiC VEGA G2 Streaming DAC

DAC strumieniowy VEGA G2 jest urządzeniem, które przetwarza wszystkie współczesne cyfrowe formaty muzyczne o najwyższej rozdzielczości, aż do DSD512 i PCM 32-bit / 384KHz. Jednak VEGA G2 jest również w pełni funkcjonalnym streamerem, zdolnym do łączenia się bezpośrednio z cyfrowymi źródłami muzyki. W porównaniu z oryginalną wersją VEGA, VEGA G2 posiada zupełnie nową strukturę, wykorzystując platformę Tesla (chip SoC ARM) do buforowania, przetwarzania i starannego regulowania dostarczaniem sygnału źródłowego do kości DAC (zlecony przez Auralic-a projekt układu). Po raz pierwszy w branży audio stworzono DACa, który działa niezależnie od częstotliwości sygnału źródłowego: VEGA G2 buforuje dane w taki sposób, który nie wymusza blokowania częstotliwości sygnału źródłowego. Nigdy wcześniej DAC nie potrafił całkowicie zarządzać czasem z własnym zegarem. W tym przypadku z niezwykle precyzyjnymi zegarami Dual 72 Femto Master, uwolniony od zewnętrznych ograniczeń, VEGA G2 oferuje działanie bez niepożądanego jittera.

  Sercem VEGA G2 jest platforma Tesla AURALiC, SoC wyposażony w czterordzeniowy chip ARM A9, 1 GB pamięci DDR3 oraz 4 GB pamięci masowej (@ OS, aktualizacje, wtyczki). To nowe rozwiązanie dostarcza 25 razy więcej mocy obliczeniowej od poprzedników, co przekłada się na zupełnie nowe możliwości w zakresie obróbki sygnału. Dodając do tego nową izolację galwaniczną, która umożliwia transmisję danych między obwodami pierwotnymi całkowicie oddzielonymi fizycznie, jednostki Dual Low-Noise Linear Purer- Power, jest jasne, że ten DAC uzyskuje sygnał analogowy tak czysty, jak tylko to możliwe.

  W pełni pasywna kontrola głośności, to kolejna nowa funkcja pojawiająca się w VEGA G2. Opiera się ona na unikalnej sieci rezystorów drabinowych zbudowanej przez firmę AURALiC i pobiera dokładnie zerowy prąd po jej ustawieniu. Prąd zerowy jest równy zerowej interferencji i jest to kolejna innowacja VEGA G2, która odzwierciedla wręcz obsesyjną dbałość o szczegóły. Wraz z modułem wyjściowym ORFEO klasy A, zainspirowanym klasycznymi projektami analogowymi, rezultatem końcowym jest niesamowicie wierny poziom prezentacji muzycznej. 

  Wraz z technologią Lightning Streaming, AURALiC VEGA G2 przejmuje wszystkie funkcje transmisji strumieniowej i łączność dedykowanego streamera. Po podłączeniu przez złącze LAN do sieci domowej, dostępne są wszystkie funkcje Lightning Streaming. Kontrola użytkownika odbywa się za pośrednictwem specjalnej aplikacji sterującej iOS AURALiC Lightning DS, a instalacja serwera Lightning Server dla VEGA G2 została ułatwiona dzieki nowemu interfejsowi internetowego z dowolnego smartfona, tabletu lub komputera. VEGA G2 jest certyfikowanym punktem końcowym Roon Ready, co zapewnia płynną integrację z oprogramowaniem Roon. Cenę rynkowa VEGA G2 Streaming DAC ustalono na poziomie 24 999zł. Sumując, dostajecie tutaj idealną alternatywę dla dowolnego komputera, w tym maszyn wyspecjalizowanych (tylko pod audio), a wyrugowanie PC z toru można łatwo osiągnąć tworząc w ramach ROONa system z serwerem ROCK (platforma CORE) i takim właśnie end-pointem jak VEGA. To idealne „zamiast” komputera w high-endowym torze grającym z plików (z sieci: lokalnie i z serwisów).

 

Zintegrowana rodzina: dodatkowy zegar LEO oraz procesor SIRIUS

W ramach serii G dochodzą jeszcze SIRIUS G2 Upsampling Processor i LEO G2 Femto Reference Clock. SIRIUS G2 to potężny cyfrowy procesor audio kompatybilny z większością urządzeń DAC, jednak swoje największe mozliwości pokazuje podczas pracy w połączeniu z innymi komponentami serii G, takimi jak ARIES G2 i VEGA G2. SIRIUS G2 stosuje najlepsze dostępne technologie przeznaczone dla najbardziej wymagających wyzwań związanych z przetwarzaniem sygnału, takich jak upsampling oraz korekcja przestrzeni, korekcja akustyki pomieszczenia. LEO G2 natomiast zajmuje się kompleksową synchronizacją sygnałów, a komunikując się z innymi produktami serii G za pomocą Lightning Link, zapewnia podstawę dla najniższego poziomu jitter i szumów, wspierając cały system w zakresie dostarczania superprecyzyjnego podawania częstotliwości próbkowania, dodatkowo podnosząc jakość dźwięku.

Urządzenia serii G zostały zaprojektowane nie tylko dla wybitnych osiągów osobno, ale również do pracy w ramach całego systemu komponentów serii G. Prawdziwy potencjał każdego elementu da się w pełni wykorzystać, gdy są one połączone między sobą przy użyciu nowego protokołu komunikacyjnego AURALiC Lightning Link, maksymalizując zalety technologii poszczególnych komponentów i tym samym tworząc finalny cyfrowy system audio najwyższej klasy. Patrząc na tę propozycję, widzę to tak:

 

  • high-endowy system oparty na transporterze strumieniowym ARIES G2 oraz procesorze SIRIUS oraz opcjonalnie zegarze LEO. W takiej opcji mamy serwer muzyczny, autonomiczne, nie wymagające komputera rozwiązanie do grania z pliku, uzupełnione o dodatkowy procesor DSP (korekcja pomieszczenia, zaawansowana obróbka sygnału) z możliwością dodatkowego progresu w postaci precyzyjnego zegara taktującego, wszystko to spięte Lightning Link (i działające pod kontrolą firmowego OS). Alternatywą softwareową pozostaje tutaj ROON.
  • high-endowy system oparty na sieciowym DACu VEGA G2 będącym częścią systemu opartego na ROONie, będący głównym, najważniejszym end-pointem w takiej instalacji. Tutaj takie elementy jak SIRIUS czy LEO można potraktować jako opcjonalne dodatki, które nie są niezbędne do budowy najwyższej klasy systemu. Potężny silnik DSP z możliwością rozbudowy, zaszyty w oprogramowaniu ROON Labs. pozwoli na uzyskanie optymalnego rezultatu, konstrukcja przetwornika VEGA jest na tyle zaawansowana (moc: Tesla, superprecyzyjne zegary), że może to być jedyny klamot w takim torze, oczywiście z odpowiednim zapleczem w postaci solidnego serwera ROCK (magazyn oraz jednostka sterująca oprogramowaniem tj. Core). Tutaj ciekawym rozwiązaniem może być wykorzystanie potencjału VEGI w zakresie zaawansowanego przetwarzania sygnału (przykładowo konwersja PCM do DSD i to o wyczynowych parametrach takich jak DSD256 czy nawet DSD512).
  • dream team G2… póki co hipotetycznie: ALTAIR + VEGA opcjonalnie wzbogacone o dodatki tj. SIRIUS (bardzo się przyda, bo najdziksze ustawienia DSP wymagają bardzo konkretnej mocy obliczeniowej, a tu mamy dedykowany procesor DSP) & LEO, wszystko to pracujące pod kontrolą ROONa z CORE działającym @ transporterze / serwerze ALTAIR. High-endowe K.O. Zróbcie to Panie i Panowie z Auralic-a oraz z Roon Labs, zróbcie to! :-) Transport ma wystarczającą moc do tego, by być jednostką główną z jednoczesnym dostępem do lokalnej kolekcji (funkcja serwera), a oprogramowanie, gotowe dla takiego rozwiązania już jest i zwie się ROCK. Taki w 100% ROONowy system byłby czymś unikatowym na rynku i finalnie oznaczał wyrzucenie poza tor jakiegoś komputera – całkowicie zbędnego elementu w takim systemie. Jeszcze raz: zróbcie to!

 

Sumując, nowa seria G to emanacja tego, co najbardziej zaawansowane w dziedzinie domowego audio. Wspominałem o ogromnej roli oprogramowania (widać to wyraźnie, gdy wczytamy się w specyfikację, możliwości tytułowych urządzeń), o znaczącym wzroście znaczenia trybów DSP w systemach grających z pliku, wreszcie nie pomijalnemu (mającemu realny wpływ na osiągnięty efekt) zwiększaniu wydajności klamotów, budowanych z wykorzystaniem najnowszych technologii ze świata IT. Tu już nie wystarczy vintage’owa kostka i parę dobrej klasy komponentów elektrycznych od uznanych dostawców. Tu czymś absolutnie zasadniczym, kluczowym, jest know-how, jest własny software (rozbudowany do poziomu systemu operacyjnego – nie wystarczy napisać sterownik, gdy chcemy zaoferować coś bezkompromisowego) oraz jak pokazuje seria G, autorski sposób na spięcie tego wszystkiego w całość (Lightning Link). Sprzęt nie jest tani, ale patrząc na to, co realnie dostajemy (to otwarta architektura, ewoluująca wraz z postępem technologicznym) wydaje się uczciwie wyceniony. Jak wspomniałem, można zbudować coś, co obędzie się bez zwyczajowego, standardowego PC, coś dużo, znacznie lepszego, korzystającego z najlepszego oprogramowania na rynku.

 

Egreat A10 w redakcji: gdy kino spotyka audio i co z tego wynika

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170921_093012376_iOS

No właśnie, co? Ano zobaczymy co, ale ostrzyliśmy sobie zębiska na ten podobnież najbardziej zaawansowany, najbardziej rozbudowany funkcjonalnie multiodtwarzacz AV na rynku. Pamiętam stare dobre czasy, gdy testowałem różne takie Kukurydze (Popcorn Hour), Xtreamery i inne media playery na FrazPC (telewizory i projektory też się trafiały)… łezka w oku się kręci, jak się człowiek cieszył, jak mu pierwsze apki pod TV ruszały, jak alternatywny soft działał, jak serwisy z nie_do_końca legalnymi treściami śmigały. Dzisiaj w dobie SmartTV i set-top-boksów oferowanych przez gigantów IT (nowe ATV – zaprzepaszczona szansa na coś ogarniającego wszystko btw, Chromecasty, Amazony, Roku itp sprawy) wydawać by się mogło, że czas takich kombajnów multimedialnych dobiegł definitywnie końca. Fakt, opcji jest bez liku, bo jeszcze dochodzą rozbudowane o możliwości sieciowe amplitunery kina domowego, same zaś odbiorniki potrafią odbierać sygnał z agregatów treści odpalanych przez wszędobylskie handheldy, ale…

Czego tu nie ma…

Czego tu nie ma… tak, wiem powtarzam się

…ale nadal nikt nie zrobił tego jak należy, moi drodzy. NIKT. Nadal mamy fragmentację treści (za co oczywiście odpowiedzialne są pazerne koncerny ;-) ), nadal mamy straszliwy bałagan odnośnie formatów (tu akurat konkurencja nie przyczynia się do niczego dobrego, bo zamiast porządku mamy nieporządek właśnie), nadal żeby coś obejrzeć trzeba posiłkować się instrukcją obsługi (czy to, to wspiera, czy wręcz przeciwnie). Koszmar jednym słowem. Próbą pogodzenia wielu sprzeczności w AV (w audio też to obserwujemy vide treści na wyłączność w serwisach streamingowych, wsparcie MQA etc.) są właśnie ambitne projekty, takie jak A10, które mają pogodzić wszystko, syntetyzować pod jednym dachem. Trudne to, wymagające zadanie, ale w sukurs konstruktorom przychodzą dzisiaj co najmniej dwie rzeczy:

  • platformy systemowe, otwarte na ciągłe doskonalenie, dodawanie nowych technologii z rynku audio / wideo (Linux i jego mobilny wariant: Android)
  • bardzo zaawansowane, „nadmiarowe”, obsługujące najnowsze API zintegrowane układy SoC o takich parametrach mocowych, że żaden materiał nam nie straszny

Te dwa, wymienione powyżej, elementy dają teoretycznie gwarancję, że taki kombajn poradzi sobie nie tylko teraz, ale także w przyszłości. Pewnym wyzwaniem są umowy licencyjne na niektóre z płatnych technologii – tego niestety nie przeskoczymy, do źródeł (cóż, wiadomo, każdy chce zarobić) i to jedyny, obiektywnie, hamulcowy, utrudniający stworzenie kompletnego rozwiązania odtwarzającego wszelkie treści audio-wideo. Dodajmy do tego opracowywane, doskonalone przez lata, znakomite UI (XBMC się kłania, obecnie w formie świetnego, multiplatformowego Kodi), platformy dystrybucyjne z dostępem do wymaganych dzisiaj aplikacji (treści) i widzimy wyraźnie, że miejsce dla Złotego Graala nadal pozostaje nieobsadzone, ale do szczytu brakuje naprawdę niewiele…

 

 

Duże anteny, wydajny moduł sieciowy – to być musi i jest

A10 to potężna maszyna. Oczywiście na pierwszym miejscu jest tu obraz (test będzie jednakowoż mocno uwzględniał audio… robimy to jako jedyni w sieci, bo tam gdzie się skrzynka już pojawiła tj. głównie @ anglojęzycznych stronach, w 95% publikacje dotyczą wideo). Mamy obsługę 4K i to nie po brzegu, a konkretnie, z wszystkimi standardami, co stanowi prawdziwą rzadkość (wspomniane propozycje wielkich branży IT oraz wielkich koncernów), a konkretnie:

  • pełna obsługa Blu-ray z pliku
  • HEVC 10Bit,
  • 4K 60Hz,
  • HDR10,
  • Dolby Vision (!) – od strony technicznej brak przeciwwskazań, czekają na licencję (logo na froncie trafiło tam na wyrost),
  • Dolby Atmos,
  • DTS:X
  • oraz… HDMI 2.0a (najnowszy i konieczny dla uzyskania topowej jakości obrazu standard złącza)
Na Dolby Vision poczekamy…

…są więc HDRy, jest szansa na licencjonowany Dolby Vision (byłby to pierwszy i jedyny taki sprzęt na rynku z obsługą). Mamy pełną obsługę materiału z nośników Blu-ray (w tym tych 4K), pójdzie nawet takie coś jak zapisany w formacie 4K Ultra HD H.265/HEVC plik z bitrate 400Mbps (!). To wszytko zasługa potężnego układu HiSilicon Hi3798CV200. Biorąc pod uwagę kilkudziesięciogigabajtowy kontent, nie dziwi obsługa 8TB dysków z wbudowanej kieszeni dla nośników danych (w praktyce najlepiej zastosować serwerowe wersje dysków o b. dużej pojemności), przy czym jest to pierwsze tego typu urządzenie u mnie w testach, które potrafi taki nośnik czytać w sytuacji, gdy sformatowaliśmy go pod NTFS (64 bit / Windows). Do tej pory, zawsze, musiałem przygotować dysk korzystając z któregoś z linuksowych systemów plików. Tu nie muszę. To, co cieszy pod kątem zastosowań audio, to dodatkowo umiejętność grania via USB (audio), pozwalający @ wpięcie A10 pod tor z nowoczesnym DACzkiem. Oczywiście standard 2.0 w przypadku HDMI oznacza pełną kompatybilność z najnowszym procesorem dźwięku / końcówką wielokanałową (tych kanałów, moi drodzy, jest teraz 10, albo nawet 12!). Producenci głośników cieszą się bardzo z takiego obrotu sprawy. Prawda Pylon Audio? ;-)

Wspomniałem, że da się wyświetlić pełen obraz płyty z materiałem 4K (Blu-ray), da się też podobno (i to oczywiście sprawdzę) bez problemu grać ripy SACD (obsługa plików .dff/.dsf). W ogóle z audio będzie ciekawie, bo dzięki streamerowi z końcówką Auralic Polaris, przetestuję tytułową skrzyneczkę na wszelkie możliwe sposoby – będzie zatem Auralic robił za DACa (bo umie ;-) , a do tego A10 gra jw z wyjścia USB via USB Audio Player), będzie robił za analogową końcówkę w tym mariażu. W przypadku ROONa raczej szans nie widzę, ale sprawdzę… musielibyśmy mieć odpowiednik iPenga w sklepie z aplikacjami eGreat’a, żeby zrobić z niego roonowego end-pointa. Tak czy inaczej, może być naprawdę ciekawie, bo kino bez ograniczeń jakościowych spotka się tutaj z audio bez ograniczeń jakościowych (Auralic Polaris jest obłędny, tylko trzeba dać sobie czas na poznanie wszystkich jego możliwości, skrywanego potencjału… odrobiłem tę lekcję dogłębnie i niebawem przeczytacie recenzję uwzględniającą pełen opis badań jakie zaaplikowałem wspomnianemu Auralikowi – brakowało tylko kina, ale jw. będzie i kino!). A10 będzie źródłem, na różne sposoby integrowanym z torem (nie tylko Auralikiem, o czym dalej), podpinany analogowo i cyfrowo pod audio klamoty (USB i SPDIF). Będzie i na dużym ekranie (jak ktoś lubi to może mieć TV 24/7 odpalony, są tacy ;-) ) i na małym, zdalnie zawiadywany z handhelda.

 

Sterownik jest podświetlany

Dostęp do treści to warunek konieczny w dzisiejszych czasach, warunek konieczny by nawet najbardziej zaawansowany sprzęt przyciągnął uwagę potencjalnych użytkowników – bez dostępu, tylko z tym co z dysku/NASów (sam A10 może nim być btw) to obecnie daleko nie to, czego byśmy sobie życzyli. Po to zamontowano w skrzynce najszybsze interfejsy sieciowe: 802.11 b/g/n/ac 2.4G/5G Wi-Fi, Bluetooth 4.0 oraz gigabitowy LAN, by te strumienie nam bez przeszkód żadnych śmigały. Pierwsze testy wykazały, że faktycznie jakość modułów zainstalowanych na PCB tego klamota jest znakomita, będzie benchmark, bo to jedna z kluczowych dla takiego wideo streamera kwestii – tu nie może się ciąć, tu nie może być ograniczeń, ale z tego co widzę – jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Oczywiście samo dostępne łącze musi mieć odpowiednie parametry, tylko stały dostęp, tylko szerokopasmowy, najlpiej powyżej 50Mbps. Odnośnie zaś dostępu, to ten jest stale rozbudowywany przez producenta, ale już widzę, że treści 4K będzie można oglądać z co najmniej paru źródeł. Rzecz jasna sprawdzę dokładnie, co, od kogo i czy bezproblemowo… mowa jest o Netfliksie (na razie tylko w SD), o HBO Go, o Showmaksie, a z audio, podobnie… będzie Spotify, będzie Tidal…

Ważne dla wideofilów jest to, że sprzęt obsłuży im zarówno HDR10 jak i rozszerzony gamut koloru BT.2020. Oba te standardy oraz zaawansowaną obróbkę obrazu, w tym skalowanie źródeł o niższej jakości zapewnia tutaj układ Imprex Engine 2.0. Pamiętacie recenzję Oppo 105D? Tam też był zaawansowany układ Darbee, który skokowo podnosił jakość słabszych źródeł (opad szczęki, gdy w czytniku wylądował Mirror Mask w 576p). Wspominam tego Oppo nie bez przyczyny btw. Po pierwsze mamy tutaj urządzenia pokrewne, choć pochodzące z zupełnie innej półki cenowej. Warto przy tym nadmienić, że A10 jest wykonany z dużą dbałością, jak wysokiej klasy urządzenie (jakim bez wątpienia jest wspomniany multiformatowiec Oppo). Mamy więc świetne spasowanie, metalową obudowę, aluminiowe, grube ścianki (szczotkowane), mamy bardzo precyzyjnie wykonane metalowe zawiasy, dobrej jakości złącza – sprzęt prezentuje się bardzo dobrze, zupełnie swobodnie można go ustawić (patrz zdjęcia) obok high-endowego źródła audio (Polaris) i nie ma tu żadnego faux-pas. Także już na wstępie, po rozpakowaniu, czujemy, że ktoś tu odrobił lekcje, że to żaden plastik fantastik, coś co kojarzymy zazwyczaj z odtwarzaczami strumieniowymi wideo… to zupełnie inna, wyższa liga. 

Full metal z mechanizmem obliczonym na 10 tyś instalacji.
Będziecie żonglować dyskami? ;-) Ceny niskie teraz, warto zainwestować w jakieś min. 4TB (wiadomo, materiał 4K to konkret)

Sprawdzimy jak sobie A10 poradzi grając z Polarisem, ale także z tradycyjnym wzmacniaczem stereo (NAD) oraz amplitunerem kina domowego (ponowie NAD). Odnośnie tego ostatniego, dzięki dostarczonemu przez dystrybutora ekstraktorowi HDMI, możliwe będzie pogodzenie najnowszych formatów obrazu, z nie_najnowszymi formatami kinowego audio (staruszek NAD takich rzeczy jak Dolby Atmos czy DTS:X nam oczywiście nie obsłuży). Siak czy tak, nowoczesny ampli też się znajdzie, będzie zatem sprawdzona kompatybilność z ww. standardami. Sprawdzimy także, jak dobrze sobie poradzi z naszymi bezprzewodowymi Momentum (via BT), nowoczesny moduł sinozębnego w A10 powinien zapewnić stabilną pracę i działanie w całym mieszkaniu. Działanie w rozbudowanej instalacji AV pozwoli sprawdzić, czy A10 może faktycznie stać się uniwersalnym, całościowym rozwiązaniem dla kogoś, kto chce sobie połączyć kino i audio w salonie. Wreszcie w sieci wiele informacji wymaga sprawdzenia – pojawiły się informacje o ew. wsparciu dla AirPlay’a, o podobnej do Chromecasta funkcjonalności – to wszystko do zweryfikowania. Będą zatem duże ekrany, nawet bardzo duże (jakaś projekcja) na HDO. Pojawi się ten temat i to nie na chwilę, a na dłuższą chwilę (poniżej wyjaśnienie dlaczego ;-) )

Zobaczymy, co z tego wyniknie…

XBMC / KODI w androidowym wariancie VidOn

Apki dostępowe i technologie strumieniowania z i do

Wyjście wideo

Wyjście audio

 

Wspomniany w tekście ekstrator HDMI, pozwalający na integrację A10 ze starszym amplitunerem kina domowego bez utraty jakości obrazu 4K

Analogowo i cyfrowo (USB/SPDIF) będzie @ Polarisie

BTW. Do Oppo wrócimy jeszcze w tym tygodniu. Powód? Ano 205-ka @ testy do nas jedzie

BTW2. Auralic wypuścił nowe klamoty i coś czuję, że będzie K.O dla całej konkurencji. Idą za ciosem! Jak tylko będzie sposobność, przetestujemy. Jutro osobny wpis o tym na HDO.

 

FLAC z oficjalnym wsparciem w najnowszym iOS11 (z dużym ale…)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Logo FLACnaIOS

No dobrze, pamiętacie? Tylnymi drzwiami, via ichnia chmura FLAC zawitał jako pełnoprawny kodek w systemie (w wersji testowej). Jutro nowy iOS będzie oficjalnie, będzie obsługa najpopularniejszego bezstratnego kodeka audio natywnie, w systemie. Co to oznacza w praktyce? Ano oznacza, że będziecie mogli słuchać swoich kolekcji muzycznych w dowolnej aplikacji, w tym systemowej (Music) bez konieczności konwertowania czegokolwiek do strawnego (przez Apple) formatu. Do tej pory trzeba było albo zainstalować jakąś apkę odtwarzającą flaczki, albo zdecydować się na mozolne konwertowanie plików, wybierając bezstratny kodek ALAC (jabłkowy wynalazek, który dzięki zerowemu zainteresowaniu samego jabłka popularyzacją jest obecnie niszowym rozwiązaniem na rynku).  Odnośnie samej apki – jest ich obecnie w AppStore całkiem sporo, część z nich oferuje naprawdę spore możliwości, przy czym ostatnie zmiany jakie zaordynowało Apple do programu iTunes mogą skutecznie zniechęcić Was do użytkowania oprogramowania innego, niż systemowe. I widzę tu pewną niebezpieczną korelację, ba widzę konsekwentną politykę mającą na celu skłonienie użytkownika jałbkofona (etc) do wyboru jedynie słusznej aplikacji firmowej, najlepiej z wykupionym abonamentem na Apple Music.

To, że iTunes powszechnie jest krytykowane za swoje przeładowanie, ociężałość, fatalny UX to oczywista, oczywistość, ale Apple usuwając aplet Programy ze swojej aplikacji zarządzającej pamięcią naszego iCośtam usunął jednocześnie najprostszą możliwość przenoszenia danych z pamięci komputera do pamięci handhelda (w tym muzyki do alternatywnych aplikacji odtwarzających muzykę). p W praktyce oznacza to, albo korzystanie z pośredników tj. chmury, lub bezprzewodowych sposobów transmisji (o ile takie możliwości dev przewidział w oprogramowaniu) lokalnie z komputera/serwera, albo faktyczną bezużyteczność danego programu odtwarzającego. Będzie zatem tak, jak w becie, to znaczy zagramy z nowej aplikacji Files (i będzie ściśle powiązane z ekosystemem) wspomniane FLACZki, a korzystanie z własnych zbiorów zapisanych w takim formacie nie będzie wcale proste i intuicyjne. Oczywiście użytkownicy dysponujący Makiem będą mogli, przykładowo, skorzystać z AirDropa, z współdzielenia pamięci masowych na urządzeniach z logo jabłka na obudowie – inni będą musieli kombinować.

Widzicie to „duże ale” w tytule? Już tłumaczę to „ale”: natywny FLAC w iOS nie jest dla wszystkich. To znaczy nie wszyscy użytkownicy jabłkofonów skorzystają, a użytkownicy iPadów w ogóle obejdą się smakiem. Jak tylko aktualizacja stanie się ciałem, ewentualnie zaktualizuje wpis, ale wszystko wskazuje na to, że z nowych możliwości skorzystają wyłącznie użytkownicy iPhone 7, 7+, 8, 8+ oraz X. Dodatkowo takie możliwości zapewni Apple TV 4 oraz nowy model 4K, tyle że w przypadku tych urządzeń nie mamy możliwości wygodnego wyprowadzenia dźwięku na zewnętrzny tor audio (w praktyce musi być amplituner, bo w ATV obecnie jest tylko HDMI, zrezygnowano z wyjścia optycznego). Prawdopodobnie takimi możliwościami będzie także dysponował nowy głośnik od Apple: Home Pod, przy czym nie jest to na razie w żaden sposób przesądzone, producent nie podaje dokładnych danych, specyfikacji tego nadchodzącego produktu. Co jeszcze bardziej zastanawiające, w specyfikacji obsługiwanego dźwięku w najnowszych modelach iPhone zniknęły AIFF oraz WAV. Dziwne, raczej oczywiste jest, że te formaty, szczególnie WAV nadal będą wspierane (muzyka nadal jest obecna w iTunes, nadal można konwertować, nadal mamy tam kolekcje/bibliotekę i integrację z usługami AM/iTunes Match). Być może Apple dokonało „skrótu myślowego” podając ogólnie informację o wsparciu dla Linear PCM w najnowszych modelach (wcześniej takiego zapisu w specyfikacji wspieranych formatów audio nie było). Sumując, użytkownicy wszystkich iPadów oraz iPhone <7 nie będą mieli nadal możliwości odtwarzania muzyki zapisanej we FLACzkach (podobnie iPodów Touch) natywnie w iOS11. Trudno na pierwszy rzut oka powiedzieć, co się za tym kryje, choć pewną wskazówką może być BRAK ANALOGOWEGO WYJŚCIA DLA SŁUCHAWEK WE WSPIERANYCH MODELACH. Wszystkie iPady oraz modele 5S/SE/6(+)/6S(+) dysponują audio jackiem. Innymi słowy taka decyzja miałaby uzasadnienie czysto marketingowe (nie techniczne, choć właśnie techniczny aspekt przesądza o wsparciu). Apple chce zasugerować w ten właśnie sposób, że jedynie słusznym wyborem dla kogoś, kto ma ochotę na słuchanie muzyki w jakości bezstratnej z jabłkowego telefonu jest zakup nowego modelu (to raz) oraz wybór takiego, który dysponuje wyłącznie złączem Lightning służącym do transmisji dźwięku (cyfrowo – to dwa). Przejściówka na jacka, dodawana do nowych modeli iPhone, kłóci się z uzyskaniem wysokiej jakości dźwięku – to jasne dla każdego, kto zwraca uwagę na SQ, stąd… no właśnie, dodatkowa zachęta do zakupu odpowiednich (lightningowych) słuchawek oraz ewentualnie akcesoriów (DAC/ampy).

Na taki wpis mogą liczyć wyłącznie użytkownicy wybranych, najnowszych modeli iPhone: 7/7+/8/8+ oraz X.
Po aktualizacji do iOS 11 tylko te modele będą wspierać natywnie najpopularniejszy kodek audio, z takiej możliwości skorzystają także użytkownicy Apple TV 4/4k, które również takie pliki odtworzą

A tak to wygląda i wyglądać będzie na reszcie urządzeń z iOS/tvOS, w tym m.in. @ wszystkich iPadach

Tu, co prawda, pojawia się kwestia wyraźnego promowania bezprzewodowego słuchania (co z wyżej wymienionymi kwestiami nie ma nic wspólnego, bo transmisja BT jest stratna, a o lepszym transferze w ramach aptX nie ma mowy w iOSie), własne słuchawki (te z logo i te pod marką Beats Audio) są praktycznie bez wyjątku Wireless, ale… ale sporo można zarobić, jak wyżej, licencjonując własny interfejs (Lightning), a bez certyfikacji (MFI) żaden z producentów (poważnych) produktu kompatybilnego z nowymi iPhone’ami nie wypuści. Chcesz słuchać w jakości HiFi? Kup odpowiedni telefon, kup odpowiednie słuchawki (z licencją) lub/i kup odpowiedni zew. DAC/AMP oczywiście z licencją. Trudno znaleźć inne uzasadnienie tego ruchu, szczególnie, że samo Apple mimo podjętych pewnych działań, nie zdecydowało się na wprowadzenie do swojego kramiku (iTunes) oraz streamingu (Apple Music) bezstratnej jakości dźwięku. Gdyby się na to zdecydowało, odcinanie wielu milionów potencjalnych klientów od swoich usług (lepszej jakości audio) byłoby kompletnie bezsensowne. W opisanej powyżej sytuacji, taki ruch wydaje się z marketingowego punktu widzenia całkiem sensowny, oczywiście z punktu widzenia użytkowników wygląda to zgoła inaczej i takie działanie producenta należy ocenić jednoznacznie negatywnie, bo nic nie stoi na przeszkodzie (techniczne) by wsparcie dla FLACów było oferowane dla wszystkich urządzeń przewidzianych do aktualizacji do najnowszej wersji iOS.

Moim zdaniem to decyzja o daleko idących konsekwencjach dla całego ekosystemu w aspekcie odtwarzania muzyki. Poza czynnikami wymienionymi powyżej jest jeszcze jedna kwestia, o której warto wspomnieć – wprowadzenie modelu Apple Watch’a LTE (seria 3) oznacza, że Apple Music na pewno w dającej się przewidzieć przyszłości nie dostanie opcji strumieniowania dźwięku o wyższych parametrach transmisji. To jeden z głównych marketingowych argumentów Apple podczas kampanii zachęcającej do zakupu nowego zegarka… dostęp do 40 milionów utworów (oczywiście via Apple Music) z nadgarstka, bez pośrednictwa iPhone, autonomicznie (dzięki modułowi komórkowemu zamontowanemu w najnowszym zegarku). To ma zachęcić do zakupu pierwszego AW lub do wymiany starszego modelu. A to się kłóci z transmisją lepszej jakości (zużywającej więcej energii, a ta jest tutaj na wagę złota oraz wyczerpującej szybciej paczkę danych w ramach abo). Do tego mamy konieczność wykorzystania w takim wypadku transmisji BT do transferu audio do bezprzewodowych słuchawek, sparowanych z zegarkiem i cały zysk z kompresji stratnej zostaje w dużej mierze zaprzepaszczony (nie ma tu zatem miejsca dla FLACzka)).

Apple wyraźnie ma ochotę sprzedać Apple Watch’a jako nowego iPoda, stąd zresztą decyzja o zaprzestaniu produkcji tego ostatniego (poza Touch’em, ale to i tak margines i Touch nie ma LTE, czyli streaming on the go odpada). FLAC zatem zostaje przez Apple wpasowany do własnej wizji sprzedaży w ramach ekosystemu i ma być oferowany jako „dodatek” do drogich i bardzo drogich, topowych modeli iPhone. Trochę na zasadzie: stać cię na kosztowny telefon, chcesz słuchać w bardzo wysokiej jakości? To proszę bardzo, możesz, ale musisz nam za to jeszcze parę razy ekstra zapłacić. Producenci „lightningowych” słuchawek oraz akcesoriów audio (DAC/AMPy kompatybilne z jabłkową elektroniką) mogą zacierać ręce. To co prawda nisza, ale z widokami (w końcu stream hi-res nam się też rozwija, nieprawdaż?) na spore zyski. Apple na tym zarobi, niemało zarobi, a do tego najmniejszym, nie – wróć, praktycznie zerowym kosztem (właściwie ograniczając się tylko do implementacji wsparcia dla kodeka w najnowszym iOS dla wybranych urządzeń). Tak się zarabia pieniądze. Nawet wbrew i na przekór interesom własnych klientów, użytkowników. Jak dla mnie, właśnie osiągnęli w tej materii prawdziwe mistrzostwo. Smutne to, ale jakże prawdziwe.

Złącze audio jack wyklucza natywnie FLAC na iOSie. Musi być jak powyżej. Tak to właśnie wygląda…

 

PS. Biorąc powyższe pod uwagę, nie liczę na jakieś większe zmiany w protokole AirPlay 2 (ma to przecież działać w całym ekosystemie, a nie tylko z najnowszym sprzętem… chyba). W przypadku SQ nic się nie zmieni i nadal nie będzie to zbliżone do możliwości konkurencyjnych rozwiązań odnośnie jakości brzmienia. Brak bitperfect, brak obsługi lepszej jakości niż 16/44-48, może chociaż opóźnienia zredukują i responsywność (multiroom tego wymaga).

Mamy potwierdzenie! KEFy LS50 Wireless będą kompatybilne z ROONem (akt.)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2017-09-15 o 13.37.40

System audio za rozsądne pieniądze, zawsze na czasie, w superkompaktowej formie zaklętej w dwóch głośnikach i najlepszym obecnie oprogramowaniu audio? Tak, moi drodzy, już niebawem. Przypomnę tylko, że mówimy o tych głośnikach: nasze wrażenia KEF LS50 Wireless i o tym oprogramowaniu: testy, opisy, poradniki nt. front-endu znajdziesz pod tym linkiempod tym oraz pod tym a także tutaj i tu. I jeszcze o tu. Wreszcie o ROCK (Roon Optimized Core Kit) tutaj, oraz ostatni wpis o iPENGu w ROONie (tutaj). Ludzie odpowiedzialni za rozwój software potwierdzili, że prace nad integracją są zaawansowane i do końca roku bezprzewodowe KEFy będą kolejnym ROONowym end-pointem. Wspominałem wcześniej o wprowadzeniu do software firmowego głośników Tidala – niewątpliwie była to bardzo istotna aktualizacja produktu, bardzo ważna dla użytkowników. Jednakże moim zdaniem dopiero kompatybilność z programem Roon Labs to prawdziwy game changer, bo dostaniemy całościowe rozwiązanie integrujące CAŁĄ naszą muzykę, z potężnym silnikiem DSP o ogromnych możliwościach, a dodatkowo wsparciem dla setek innych produktów, z obsługą nieograniczonej liczby stref, a dodatkowo to wszystko z doskonale opracowanym UI oraz z nowatorskimi sposobami korzystania z całej kolekcji. Coś czuję, nie – wróć – jestem pewien, że ktoś, kto spróbuje takiego duetu nie wróci już do firmowego oprogramowania, więcej nawet… może nie być skłonny do powrotu do klasycznego systemu audio. Zwyczajnie, nie będzie to sensowne od strony obsługi, od strony ergonomii, wygody oraz – tak, tak – jakości dźwięku.

Testuję bardzo mocno tryby DSP w ROONie, eksperymentuje, wspominałem o tym we wcześniejszym wpisie dotyczącym presetów dla słuchawek Audeze (testowane @ LCD-3), zmodyfikowałem bardzo znacząco (i jednoznacznie na plus, to wyraźny progres!) dźwięk z podpiętych kablem USB bezprzewodowych Momentum (niesamowitą robotę odwala tutaj DSP – to jest niebo a ziemia, serio). Słuchawki będące końcówką z własnymi, dopasowanymi trybami (Audeze), albo własnymi modyfikacjami to ten kierunek, a LS50 z ich ogromnymi możliwościami (praca całego układu) pozwolą na stworzenie systemu, który nie tylko (mocno w to wierzę) dopasuje się idealnie do danych warunków (akustyka pomieszczenia), ale jeszcze dodatkowo będzie mógł pozwolić (dzięki potędze kodu) na rzeczy, o których nam się nie śniło. To jest nie tylko możliwe, to jest już dostępne. Już. Pamiętam pokaz Beolabów 90 (Bang&Olufsen), niezwykle kosztownej konstrukcji, której przewaga nad klasycznym systemem (też wszystko zaklęte w głośnikach) ma się opierać _na oprogramowaniu_. Pamiętam zapowiedzi ciągłych modyfikacji, dodawania zupełnie nowych możliwości. Pamiętam. Tutaj jest o tyle inaczej i wg. mnie lepiej, że efektor kompatybilny z ROONem to już ma i co więcej będzie miał zapewnione szybkie i daleko idące modyfikowanie, usprawnianie i wprowadzanie nowego w ramach terminarza przypominającego (jako żywo!) rozwój najpopularniejszych systemów operacyjnych (mobile). To jest ciągły rozwój, przy czym (co bardzo istotne) dla użytkownika przyjazny i bezinwazyjny, czego dowodzą dwa lata użytkowania tego software przez wyżej podpisanego. Trzeba tylko i aż oswoić się z tym, że oprogramowanie to dzisiaj część toru, co najmniej tak samo ważna jak inne składowe (w przypadku LS Wireless nie będzie tego wiele ;-) ) i w związku z tym koszt związany z używaniem / zakupem jest wpisany w całą zabawę w audio. To nie jest dodatek. Raz jeszcze – to kościec, to fundament systemu / toru. Zapamiętajmy.

O tym, co można wyczarować za pośrednictwem DSP na ROONie, jeszcze nie raz na łamach HDO przeczytacie. Postaram się przygotować przewodnik ze wskazówkami, na pewno będzie sporo o nowych możliwościach jakie wprowadzają programiści do wspieranego już i opisanego @HDO sprzętu. Sam się ciągle łapię na tym, że jest coś do odkrycia, że warto posłuchać (przede wszystkim), warto dać szansę różnym klamotom/słuchawkom, a przy tym (co warte jest podkreślenia) modyfikacje, zmiany odbywają się nie w realu (zmiany sprzętowe, adaptacje akustyczne pomieszczenia) a wirtualnie, w oprogramowaniu. Dla tych, których to mierzi, którzy nie wierzą, są tradycjonalistami i nie chcą tego zaakceptować – ja to doskonale rozumiem, rozumiem przyzwyczajenia, rozumiem niechęć do „tych komputerów”, rozumiem nostalgię za prostotą (powiedzmy, bo względną) świata analogowego, świata fizycznego nośnika, prostego odtwarzacza, drewna, materiału, fizycznego medium. Ja to rozumiem, ale świat właśnie uciekł i to już nie wróci. Stream (KEF mówi gigabitowe WiFi 802.11ac, ale ja tam polecam podpiąć te KEFy kablem LAN, tak dla pewności, z routerem – zróbcie to ;-) ) to jest coś, co wszystko zmienia, komputer i soft taki jak ROON to jest coś co wszystko zmienia i to jest ten kierunek nieodwracalny, kierunek w którym zmierza cała branża audio, cała branża muzyczna.

Tytułowe informacje wypłynęły podczas targów CEDIA (wrzesień 2017 San Diego). Nie będzie potrzeby instalacji czegokolwiek (aktualizowania) w przypadku KEFów… ROON to ogarnie w ramach kolejnego update oprogramowania. Tak to się robi! Jak tylko się pojawi taka opcja, poinformuje Czytelników w aktualizacji niniejszego wpisu. KEFy będą widoczne jako nowy end-pont, oczywiście będzie możliwość grania wielostrefowego z innym sprzętem, przy czym Wireless-y w takim torze będą mogły być solo, nie będzie możliwości integracji paru takich zestawów (przynajmniej na razie). ROON z KEFami stworzą kompletne rozwiązanie, z obsługą każdego materiału, bez konieczności jakiegokolwiek uzupełniania takiego toru o inne składniki (streamery, wzmacniacze, pre…). Toru high-endowego, dodajmy, w mocno okazyjnej cenie (10k za głośniki i 2k za software z dożywotnią licencją). Proste? Proste.

PS. Informacja dla Czytelników pytających jak tam z Qobuzem w Polsce. Z trzech państw, które miały w wakacje pojawić się na mapie kraje z serwisem, na razie załapał się jeden – Hiszpania. W przypadku Polski oraz Włoch nadal toczą się negocjacje (to gorzej) oraz prace nad wprowadzeniem (podobno już wszystko jest przygotowane). Przypominam nasz wpis oraz wiadomości z ich oficjalnego bloga na którym opierałem swój wpis (konferencja z marca 2017, kiedy zapowiedziano start usługi w Hiszpanii, Polsce oraz Włoszech w wakacje). Także trzeba się uzbroić w cierpliwość i czekać.

AKTUALIZACJA: Od wczoraj KEF LS50 Wireless są w pełni kompatybilne z ROONem. Ile im to zajęło od chwili zapowiedzi? Miesiąc. Mistrzowie! Właśnie na takie wsparcie można liczyć w tym front-endzie. Wróć. W pierwszym ekosystemie audio. To bardziej odpowiada prawdzie. Jak wspominałem KEFy nie są w związku ze specyfiką konstrukcji „ROON Ready”, mamy pewne ograniczenia w zakresie obsługi protokołu RAAT (tylko jedna para może pracować w ramach systemu / Core, innymi słowy nie ma opcji wielostrefowej w przypadku KEFów… dwóch par nie podepniemy). Inne ograniczenia związane są z niektórymi funkcjami tj. szybkie przełączanie (strefy) czy konfig. zaawansowanej ścieżki sygnału. To ostatnie postaram się obadać (może szybciej będzie, jak zapytam kolegów z Premium Sound jakie możliwości przetwarzania sygnału oferuje nam oprogramowanie na KEFach).

Nowe możliwości ROONa: presety dla słuchawek. Na początek Audeze

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
LCD-3@Korg_DSDcon

Obiecałem wpis o nowych możliwościach. Przez dwa dni ostro testowałem temat. Przekrojowo. Muzyka gatunkowo zróżnicowana, różne źródła, różna elektronika, z dodatkowymi trybami konwersji (PCM->DSD, binaural) i bez, o jakości CDA i wyżej… Wspólny mianownik? Wspólny mianownik to preset dla LCD-3. Jedno ustawienie, żadnych kombinacji, gotowe takie, przygotowane przez speców. I co? No, kurcze, jestem pod wrażeniem. To nie są subtelne zmiany, nie na granicy percepcji. Dźwięku jest więcej, jest bardziej, wszystko staje się czytelniejsze, bardziej uporządkowane. Tak, to właściwy opis zmian jakie zachodzą. Nie, że nagle mamy lepszą średnicę, czy nagle nam na dole coś więcej słuchawki pokazują, czy jakieś specjalne zdolności wychodzą w wysokich. Nie. Tu chodzi o całokształt właśnie. No, no… 

Ujmę to tak: jeżeli można coś poprawić w danym systemie bez JEGO WYMIANY i mówimy tutaj o systemie słuchawkowym, gdzie nie ma zmiennych typu pomieszczenie, typu ustawienie to takie dopasowanie pod konkretny model słuchawek ma oczywiste uzasadnienie, ma sens i nie ma wg. mnie co doszukiwać się jakiejś niechcianej, niestosownej ingerencji w to, co autor miał na myśli. To nie jest manipulacja, a – właśnie – to dopasowanie. Jeżeli otrzymujemy lepiej przyprawioną potrawę, to zwyczajnie oceniamy to jednoznacznie pozytywnie. Tu jest podobnie. Jest bardziej. Idziemy we właściwym kierunku, czy może (nawet!) dochodzimy do optimum. Zmienną jest skrzynka, która konwertuje i wzmacnia (ewentualnie dwie osobne skrzynki). Owszem, to zmienna, ale jak wykazały siłą rzeczy za krótkie (jeszcze będę do tego wracał, oj będę) testy, bez względu na podpiętą elektronikę możemy oczekiwać tego, co powyżej. Sprzęt wybitnie dobry, być może, będzie już tylko subtelnie rzecz pokazywał – nie wykluczam i takiej możliwości – ale zasadniczo na klamotach bardzo jakościowo przyzwoitych progres jest wyraźny, to słychać. Przy czym jak już preset uruchomimy to zalecam ostrożność z binauralizacją. Ta modyfikacja sygnału komplikuje sprawę. Nadal możemy bez pudła określić kiedy DSP jest, a kiedy nie jest uruchomiony, kiedy ustawienie pod Audeze jest aktywne, ale nie jest to tak zauważalne jak w trybie z załączonym „na wyłączność” presetem. Natomiast można śmiało wymusić konwersję PCM@DSD. Tu zależność jednego od drugiego nie zachodzi, albo jest na tyle nieuchwytna, że nie ma sensu zawracać sobie nią głowy.

No to jedziemy: presety pod LCD-3 plus binaural plus PCM -> DSD128 native

Mhm :)

Tak, do tego faktycznie trzeba mocnego sprzętu, przy czym dzięki ostatnim usprawnieniom silnika teraz jest płynnie, nawet gdy zapuścimy wielokanałowy materiał z załączonymi presetami pod LCD-3 plus binaural plus PCM -> DSD128 native w DSP

Trzeba suwakiem mocno jechać w dół, tyle tam się dzieje :)
Dużo dobrego się dzieje, choć z binauralizacją uważajmy w sytuacji, gdy presety załączamy (patrz tekst)
PC robi tu za końcówkę, endpoint (Bridge), a napędem jest Core @ 4GHz iMaku (i jest stabilne 2x w processingu)

Widać, że współpraca ROONa z Audeze to coś więcej. Po pierwsze, w panelu widzimy cały przekrój oferty Amerykanów, są wszystkie obecne w sprzedaży modele. Innymi słowy, jeżeli jesteś właścicielem słuchawek tej marki to w ROONie znajdziesz dedykowane ustawienia. Zmienia się optyka, bo teraz już nie elektronika (owszem, zobaczymy w nazwie naszego DACa czy DAC/AMPa, naszego klamota) a efektor stanowi centralny punkt odniesienia. I software, właśnie, software. To DSP robi tutaj różnicę, to w jaki sposób oprogramowanie kształtuje sygnał audio, jakim zabiegom poddaje ten sygnał, w efekcie czego otrzymujemy to, co słyszymy na… efektorze. Ikonka podpiętych słuchawek świetnie to symbolizuje. Tu nie chodzi, moi drodzy, o względy estetyczne czy jakieś połechtanie użytkownika (o mam LCDki ;-) . Nie, chodzi o coś innego. O wskazanie, co stanowi najważniejszy, kluczowy element toru – o to tu chodzi. Niby to oczywiste, ale jakże często sami łapiemy się na tym, że bardziej zajmuje nas lektura specyfikacji kości konwertera, zastosowany interfejs, jakieś inne elementy niekoniecznie związane bezpośrednio z brzmieniem (tak, wszystko się liczy, ma wpływ, ale różny, jest hierarchia, a zależności nie zmieniają tego, co powyżej napisane)… po pierwsze liczy się co jest na uszach, albo co stoi na standach czy podłodze. To się przede wszystkim liczy.

Pełen przekrój oferty Audeze – presety dla wszystkich słuchawek i tych z serii LCD i tych tańszych Sine, czy EL.
Są też IEMy, mimo że ROON to desktopowa aplikacja dla stacjonarnego toru. Owszem, ale te IEMy też są właśnie m.in. do domu (niebawem przeczytacie więcej na ten temat)

Jak wspomniałem we wcześniejszym, szybkim wpisie na fb, mam nadzieję, że ROON nie będzie zawężał doboru partnerów do jednej firmy robiącej słuchawki. Mam nadzieję, że pójdzie dalej. Może to być zarówno wbudowane w oprogramowanie, jak i (jest taka możliwość już teraz) dostępne w formie plug-inów. To, mogłoby być nawet lepsze rozwiązanie, bo w końcu producentów nauszników / IEMów na kopy, po co zaśmiecać (dla kogoś, kto nie dysponuje) panel jakimiś konkretnymi modelami / produktami. Rzecz do rozważenia przez developera. Kogo bym widział też już pisałem, przypomnę tylko, że fajnie gdyby na liście pojawiły się takie marki jak HiFIMAN, Stax, Sennheiser , Audio-Technica czy AKG, jak również spece od głośników, którzy ostatnio mocno zaangażowali się w segmencie słuchawkowym. Są takie modele nauszników, które – zwyczajnie – są mocno wymagające, które od razu (a czasami w ogóle) nie pokazują swoich możliwości, grają poniżej, albo grają wręcz słabo. Mam takich pacjentów u siebie, tak mam na myśli K701, mam też na myśli HD650, a z tego co było, albo i nie było na pewno warto wymienić HD800, HE-6 czy K812. I dalece nie wyczerpuje to listy (przypomniałem sobie - dajmy na to takie gradosy, to też wdzięczny temat dla twórców presetów). Także oby to nie było na wyłączność, oby to nie była akcja „tylko dla”. Oby, bo byłaby wielka szkoda. Ten pomysł to strzał w dziesiątkę i może w niektórych przypadkach wręcz zmienić postrzeganie odnośnie zakładanych na łeb słuchawek. Więcej. Myślę, że może (nawet) przekonać antysłuchawkowców (sporo ich wbrew pozorom, sporo), że nie taki diabeł straszny, że jednak te słuchawki mimo że inaczej, mimo że nie tak jak dotychczas, zgodnie z przyzwyczajeniami i upodobnieniami, potrafią. Dużo potrafią i da się na nich słuchać na wysokim, czy nawet bardzo wysokim poziomie.

To co powyżej w oczywisty sposób przykuło moją uwagę, ale nie zapomniałem o paru innych rzeczach, które wprowadzono w najnowszej wersji. Najważniejszą zmianą jest ta związana z wydajnością. Zasobożerny processing sygnału w ramach trybów DSP (konwersja w locie do DSD, binauralizacja etc.) zjada obecnie znacznie mniej zasobów. Zauważalnie mniej. Przy opcji maksimum na złożonym torze z iMakiem w roli Core i end-pointem w postaci nanoPC (Bridge) z konwerterem C/A Korga (100), z wymuszoną konwersją sygnału do DSD128 (tryb natywny), binauralizacją oraz presetem dla LCDków miałem stabilne 2.8x, podczas gdy przed upgrade wartość ta spadała poniżej 2. Sprawdziłem także jak poradził sobie ROON z sygnałem wielokanałowym poddanym podobnym zabiegom. To najtrudniejsze wyzwanie i znowu wyraźny progres. Mam stabilne 2x. Wcześniej nierzadko Mac dostawał zadyszki (Core i7@4GHz) i spadało do 0,7-0,8x. Wyświetlał się komunikat o problemie z niewystarczającą wydajnością Core i rwało się odtwarzanie. Także well done, świetna robota Panie, Panowie!

Stabilnie, bez żadnych niedomagań. Wcześniej widziałem na liczniku (powyżej) 1,8x-1,6x. Duży progres w tej wersji oprogramowania odczuwalny szczególnie wtedy, gdy intensywnie korzystamy z zasobożernych trybów DSP

Z pomniejszych rzeczy, udało się doszlifować temat panelu szybkiego uruchamiania odtwarzania. Jest rozbudowany o użyteczne opcje, można przykładowo od razu przystąpić do słuchania radia (także rozumianego w kontekście mieszania utworów z lokalnych i zdalnych zbiorów), wyświetla się też podstawowa informacja z czego korzystamy w danej chwili. Pozostaje czekać na parę nowości, takich jak pełna obsługa MQA (własny dekoder?), jak wsparcie dla Chromecasta oraz implementacja AirPlay’a 2. To ostatnie może być ciekawe w kontekście prawdopodobnego ograniczenia przez Apple wdrożenia tej nowej technologii do (tylko) własnych usług, własnego oprogramowania. Innymi słowy, jak stream to Apple Music, jak software to Music App albo iTunes. Oczywiście nie jest to pewne, bo na razie wiemy tyle, co nam przekazano na konferencji, ale niebawem (6 wrzesień) pewnie się wyjaśni. Wprowadzenie AP2 do Roona dawałoby użytkownikowi możliwość skorzystania z alternatywnych usług (Tidal) oraz alternatywnego oprogramowania (ROON). Cóż,za moment zobaczymy jak to będzie finalnie wyglądało.

Tu z załączoną binauralizacją (warto poeksperymentować, przy czym presety raczej bez, niż z)

O właśnie: bez włączonej binauralizacji, z presetem pod efektor

Zmiana wielce wymowna… po pierwsze i po drugie liczy się efektor (tu LCD-3), konfiguracja pod jego specyfikę, pod jego charakterystykę. Efekt? Bardzo przekonujący :)

Z tym, jak wyżej, uważamy.
Według mnie te tryby wchodzą sobie nieco w paradę, po prostu korzystamy z dopasowania sygnału w oparciu o ten sam mechanizm, chcąc uzyskać różny, ale ściśle określony, zaplanowany efekt

I rośnie :) Zastosowali FFT (Fast Fourier Transform), który ma dać nawet 10 krotny wzrost wydajności. Nowy silnik bierze pełnymi garściami z możliwości jakie oferują najnowsze gen. procesorów x86/64.

Załączamy preset

Konwersja 24bit -> 64bit ->24bit

A, bym zapomniał… jeszcze jedno, rozbudowa panelu szybkiego odtwarzania. Niby mała rzecz, a cieszy, bo to bardzo użyteczna rzecz…

O ROONie możecie przeczytać w naszych wcześniejszych wpisach: testy, opisy, poradniki nt. front-endu znajdziesz pod tym linkiempod tym oraz pod tym a także tutaj i tu. I jeszcze o tu. Wreszcie o ROCK (Roon Optimized Core Kit) tutaj, oraz ostatni wpis o iPENGu w ROONie (tutaj).

Tidal 2.0. Mobilna aplikacja przebudowana. Czekamy na wersję PC/Mac

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170720_221554000_iOS

Zmiana jest na tyle poważna, że warto coś o niej więcej napisać na łamach. Tidal był (słusznie) krytykowany za mocno niedopracowany, dość chaotyczny interfejs i delikatnie rzecz ujmując brak wizji. Zmiany, jakie wprowadzano do aplikacji niewiele zmieniały. Inni zrobili to, co by tu dużo nie mówić, dużo lepiej (chyba najsensowniej wygląda to w Spotify, całkiem nieźle w Deezerze, a Apple ciągle szuka, ostro majstruje, na razie efekt jest wg. mnie mocno taki sobie). Nowa odsłona to całkowita przebudowa interfejsu, a cała idea zasadza się na szybkim, czytelnym dostępie do tego, co najważniejsze. I faktycznie (pomijając kwestie estetyczne – to wymaga moim zdaniem polerki) jest dużo lepiej, sensowniej. Zamiast rozwijanego menu ala komputer, zamiast zaszytego mocno dostępu do podobnych wykonawców, do informacji o artyście / materiale, mamy wszystko co trzeba dostępne na jednym panelu. To ma sens. Ma też sens przewijany, trójpanelowy ekran odtwarzania. W mobilnej aplikacji TRZEBA korzystać z możliwości, jakie oferuje sprzęt wyposażony w ekran dotykowy, NIE MOŻNA stosować rozwiązań rodem z komputera obsługiwanego myszką, gładzikiem… Tidal 2.0 zrywa z niespójnym, przeładowanym (dotarcie do treści zajmowało stanowczo za dużo czasu) UI.

Na tablecie

Miałem cichą nadzieję, że wraz z takimi, istotnymi zmianami zadebiutje to, na co wielu użytkowników czeka… pliki Masters, hi-resy, a wraz z nimi dekoder softwareowy MQA, który na razie działa wyłącznie na komputerach (w aplikacji, przez web panel nie działa). Cóż, widać wymaga to więcej czasu, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Szkoda. Tidal musi to wprowadzić jak najszybciej, jeżeli chce powiększyć w istotny sposób bazę użytkowników – w końcu to jeden z tych elementów, który wyróżnia go na rynku usług streamingowych. Mimo sporych nakładów, wielkiej determinacji (MQA, integracja w ROONie, umowy z opami, wprowadzenie jako opcja w wielu firmowych aplikacjach sterujących sprzętem audio etc.) Tidalowi nie udaje się przebić, baza użytkowników jest w porównaniu z liderami niewielka (nie ma obecnie precyzyjnych danych, Tidal ich nie podaje – a nawet pojawiły się informacje że zamiast 3 mln… dane z końcówki 2016 roku… realnie jest tylko 30% tej liczby, tj. 1 mln aktywnych subskrybcji!), wręcz niezwykle mała. Porównajmy to do takiego Spotify z ponad 50 milionami, czy Apple z 21 milionami, czy nawet 4-5 milionami francuskiego Deezera.

Tak, czy inaczej, zaproponowane zmiany idą w dobrym kierunku. Tu jest potrzebna praca u podstaw, że tak powiem. Nie da się, nawet mając najlepsze intencje, ciekawe pomysły dotyczące współpracy z artystami (w końcu, to właśnie Tidal nazywany jest platformą stworzoną przez artystów dla artystów), wprowadzenie hi-resów z patentem na takie strumienie (MQA) nie zastąpi wygody nawigowania, wygody obsługi oraz atrakcyjności tego, co właśnie jest łącznikiem… aplikacje muszą być bez zarzutu, muszą się podobać, muszą się sprawdzać w codziennym użytkowaniu. Bez tego wszystkiego, zwyczajnie nie da się osiągnąć sukcesu. Tidal ma możliwości, których nie mają inni. Od teraz może w udany sposób łączyć muzykę, wideoklipy, dużą bazę informacji (są naprawdę na poziomie, bardzo warto) wreszcie bezpośredniego kontaktu z ulubionymi wykonawcami (koncerty / bilety oraz social media) i jedyne, co pozostaje, to polerka oraz (jak wyżej) wprowadzenie hiresów do mobilnej aplikacji. To, że raczej nie uda się osiągnąć poziomu, takiego jakim może poszczycić się Spotify jest oczywiste… w końcu za lepszą jakość tutaj się dodatkowo płaci, a cena jest najistotniejszym elementem oferty… generalizując. Jak komuś streaming stratny, albo (nawet) coś poszatkowane reklamami wystarcza do szczęścia to proszę bardzo (i takich konsumentów, nie oszukujmy się, jest większość). Dla tych, którzy mają inne potrzeby jest (póki co) Tidal HiFi. Nie jest i nie będzie to zupełnie niszowy Qobuz, tu także nie mam co do tego złudzeń. W przypadku tego ostatniego mamy do czynienia z bardzo kosztownym, choć niezwykle bogatym treściowo, abonamentem łączącym stream i pobieranie plików ze swobodą korzystania z nich poza aplikacją dostępową.

Na telefonie

Także trzymajmy kciuki za Tidala, bo na razie nic nie wskazuje, że będzie alternatywa. Chyba, że… pisałem o tym, przy okazji jabłczanego HomePoda (głośnik bezdrutowy – premiera grudzeń 2017) oraz AirPlay’a 2. Kto wie, czy Apple nie postanowi walczyć z liderem (Spotify) za pomocą strumieni o jakości płyty CDA, a może i lepiej (niebawem krótki artykuł od ludzi zajmujących się przygotowaniem plików na potrzeby iTunes… parę bardzo, bardzo ciekawych, wymownych rzeczy się dowiedziałem). To raz. Deezer też coś kombinuje, ale chyba bez przekonania (Elite). To dwa. A trzy to Spotify, które pracuje nad wprowadzeniem jakości bezstratnej, przy czym nie będzie to prawdopodobnie dodatkowa opcja, a coś z zupełnie innej beczki. Ciekawe w jaki sposób to zaoferują. Bardzo ciekawe. Poza aplikacją mobilną jest jeszcze (wymagająca modyfikacji) aplikacja komputerowa, oferująca obecnie najbardziej rozbudowaną funkcjonalność (Masters). Tam nie tylko przydadzą się zmiany takie, jak wprowadzone do wersji dla smartfonów i tabletów, ale także coś, co pozwoli na dużo lepszy, bardziej rozbudowany i atrakcyjniejszy w formie dostęp do strumieni o najlepszej jakości. Możliwość nawigowania w różny sposób (wytwórnie, wydania, parametry pliku), rozbudowane opcje dla krzemu (przetworniki C/A) oraz – dodatkowo – jakieś własne rozwiązanie, własny protokół, podobny do tego, który oferuje Spotify (Spotify Connect). Przy czym to ostatnie w bezkompromisowej formie. Cóż, zobaczymy, co wprowadzą do komputerów, czy będzie to głównie UI, czy może przebudowa będzie głębsza…

Poniżej więcej zrzutów ekranowych z iPada / iPhone z krytycznym opisem (premierę miały wersje zarówno dla iOSa, jak i Androida):

» Czytaj dalej

ROON+iPeng9=GAMECHANGER

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170711_101338000_iOS

Nowa aktualizacja ROONa? Nie. Nowe możliwości? Tak. O tym właśnie wielokrotnie wspominałem, opisując potencjał tego front-endu. Tylko front-endu, czy raczej całego ekosystemu z własnym, wyspecjalizowanym systemem operacyjnym? Tak, dzisiaj mówimy o czymś, co przekształciło się w coś dużo większego, dużo ważniejszego, w porównaniu do debiutującego nieco ponad rok temu oprogramowania. ROON ma otwartą architekturę, pozwala na modyfikacje, na stosowanie własnych interfejsów streamingowych (warstwa sterowników) tj. HQPlayer czy JPlaym, pozwala także na instalację pluginów (zaawansowana korekcja, silnik DSP) oraz… to właśnie tytułowy GAME CHANGER integrację z zewnętrznym oprogramowaniem rozszerzającym możliwości. Czy to nie jest całościowe rozwiązanie, na jakie czekaliśmy, jakie chcieliśmy widzieć w świecie komputerów, w przypadku grania z pliku? Oceńcie sami, ja już (od ponad roku) zadecydowałem, wybrałem. To jest to.

iPENG to kawał świetnego softu. Aplikacja, która parę lat temu zadebiutowała w App Store (wyłącznie iOS), stała się jednym z najpopularniejszych rozwiązań pozwalających na odtwarzanie wielostrefowe muzyki w domowych pieleszach. Fundamentem był LMS (Squeezebox / SlimDevices / Logitech). Systemowe oprogramowanie, serwer oraz kontroler multistrefowy w jednym. Logitech niestety porzucił świetne Squeezeboksy, ale na szczęście ogromna popularność tego rozwiązania, prężnie działająca społeczność, pozwoliła na dalszy rozwój LMSa, jego wielorakie modyfikacje oraz otworzyła przed wieloma developerami szanse na stworzenie czegoś nowego, innowacyjnego, nie mającego odpowiednika w świecie PC Audio.

iPeng!

iPENG pozwolił na przekształcenie dowolnego iPhone, iPoda Touch oraz iPada w strefowy odtwarzacz SB, na pełną kontrolę nad dowolną (sic!) liczbą stref, odtwarzanie w czasie rzeczywistym wielu strumieni w wielu pomieszczeniach. Jakby tego było mało, dzięki modyfikacjom LMS całość integruje nam dowolne usługi streamingowe (tak jest Tidal, jest Spotify i wiele innych), pozwala na strumieniowanie hi-resów (modyfikacja EDO w Squeezeboksach)… to coś, co w takiej skali stanowiło unikalny patent na streaming i to (cofając się) parę lat temu, kiedy te wszystkie rzeczy były zupełnie nowe, świeże, dopiero raczkowały. Ok, zostawmy na chwilę te historyczne nawiązania, dotyczące samego iPenga, zobaczymy co się stało, po połączeniu jednego z drugim…

Czekałem tylko na moment, kiedy iPENG będzie w stanie współpracować z ROONem i …od paru dni stało się to możliwe. Tytan kodu Joerg Schwieder zintegrował swojego iPENGa z ROONem. Zrobił to PERFEKCYJNIE. Efekt, cóż, przekroczył moje wyobrażenia. A przecież mówimy „tylko” o połączeniu dwóch, do tej pory funkcjonujących osobno bytów… najlepszego wg. mnie oprogramowania audio dla komputerów z czymś, co pozwalało wykorzystać post-pecety ;-) czytaj tablety oraz smartfony w domowym systemie audio jako streamery LMS. Wyobraźcie sobie, jakie to daje możliwości! Każdy handheld z oprogramowaniem systemowym od 10 w górę (iOS10) staje się multistrefowym odtwarzaczem audio, sterowanym za pośrednictwem ROONa, z jego możliwościami: integracją potężnego DSP, integracją internetowych strumieni bezstratnych, także hi-resowych Tidala, nowymi możliwościami zawiadywania lokalnymi bibliotekami audio itd. itp). Dzięki połączeniu tego oprogramowania w jedno, kompleksowe rozwiązanie, możemy przykładowo grać hi-resy z iPada (24/96 – tyle obsługuje na wyjściu tablet Apple) w tym pliki master (w aplikacji mobilnej zarówno na Andka jak i iOSa obecnie nie ma wygodnego dostępu do tego typu materiału, nie ma zakładki masters) korzystając z dużo lepszego, wygodniejszego UI, czytaj integracji tidalowych strumieni w oprogramowaniu ROONa. Ale to, powiem Wam, mało. To dopiero początek.

& ROON!

Testuję rzecz bardzo intensywnie i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony jak gładko, jak bezproblemowo to wszystko działa. Każdy kolejny odtwarzacz multistrefowy (wszystko jedno czy iPhone, czy iPad, także starszej generacji, byle był zgodny z najnowszym iOS) odtwarza muzykę z ROONa bez żadnych „ale”, reaguje natychmiast, a dodatkowo (właśnie!) można na nim skonfigurować parametry odtwarzania dźwięku w sposób niedostępny do tej pory dla jabłkowych handheldów. To już zasługa samego ROONa, jako przykład niech posłuży binauralizacja nagrania w locie, ustawiona w silniku DSP. A to tylko mały przykład  nowych możliwości. Każdy handheld może dzięki adapterowi CCK (Camera Connection Kit) przekształcić się w wysokiej klasy strumieniowiec. Wystarczy podpiąć jakiegoś DACa (w praktyce dowolnego stacjonarnego i większość mobilnych). W takiej konfiguracji mamy to, co w ROONie nazywa się BRIDGE, czytaj end-point oparty na dowolnym komputerze z zainstalowanym oprogramowaniem, przekształcającym taki PC w końcówkę systemu audio dla systemu opartego na tym software. Jakby tego było mało, możemy znacznie zwiększyć możliwości naszych bezprzewodowych głośników oraz słuchawek, korzystających z transmisji via Bluetooth. BT nie jest z wiadomych przyczyn wykorzystywane w rozwiązaniach wielostrefowych (ograniczenia interfejsu, zasada działania point-to-point), tutaj jednak możemy wprząc słuchawki, czy głośnik do naszego multiroomu, odtwarzając muzykę via ROON. Wygodnie, bo z handhelda. Więcej. Można w ten sposób sterować odtwarzaniem (podstawowe funkcje) ze wzmiankowanego słuchawek, głośnika. Więcej. Można odtwarzaniem zawiadywać także z poziomu zegarka (vide Pebble, patrz obrazki). Sam iPENG, dzięki pełnej integracji, pozwala na pełne wykorzystanie stref w ROONie. Ot, po prostu uruchamiamy aplikację ROON REMOTE (iOS) i już. Przy czym nie tylko zawiadujemy odtwarzaniem w strefach jak to miało miejsce do tej pory (przed integracją iPENGa), ale (dzięki temu, że iPENG przekształca nam każdego handhelda w end-pointa, źródło dźwięku) również gramy muzykę za pośrednictwem iPhone czy iPada (względnie iPoda Touch).

Sterowanie strefami z zegarka?

Widgetowa wygoda

Dzięki widgetowi w iOS możecie spokojnie sterować odtwarzaniem bez zaglądania do apki, możecie także (równie dobrze) skorzystać z podstawowych funkcji sterowania na ekranie blokady. Jak wspomniałem przekazujemy dźwięk na podłączone bezprzewodowo bluetoothowe efektory, oczywiście możecie także w jednej chwili odpalić dodatkowe strumienie na podpiętym do CORE DACu, strumieniowcu (DLNA/AirPlay… może to być jakieś AppleTV, AirPort Express, albo dowolny streamer z obsługą standardu uPnP/DLNA, a nawet własnym sposobem dystrybucji dźwięku vide Sonos) czy strefowym end-pontcie opartym na komputerze (wspomniany BRIDGE z PC/MAC & DAC). To jedyne takie rozwiązanie na rynku, oferujące taką skalowalność, takie możliwości, w połączeniu z obsługiwanymi strumieniami z sieci (Tidal), pełną obsługą DSD (w tym konwersji PCM@DSD w czasie rzeczywistym) oraz potężnym silnikiem DSP. Co ważne, obecnie, po wprowadzeniu (wreszcie!) obsługi UAC 2.0 (USB Audio 2.0) do Windowsa, można ROONa potraktować jako docelowy, kompleksowy sposób dystrybucji dźwięku, odtwarzania plikowego audio w domu typu plug&play (w Windows 10 nie potrzebujemy po instalacji Creators Update dodatkowych sterowników). Integracja handheldów Apple to domknięcie tematu  (w przypadku Andka było to już wcześniej możliwe, bo ROON wspiera androidowe handheldy via UTG… tu ograniczeniem był/jest sam transport (androidowe źródło audio), który może nie dysponować takimi możliwościami obsługi dźwięku, wyprowadzenia go na zewnątrz).

iPad jako źródło …w ROONie

…i teraz jakiś DAC

…albo bezprzewodowe słuchawki

I tak iPad (iPhone) może być i jest dobrym transportem cyfrowym, pozwala na wygodną obsługę za pomocą dużego, dotykowego ekranu. iPENG oferuje takie właśnie możliwości… stanowiąc warstwę, przekształcającą posiadane urządzenia@ iOS w kolejne, roonowe end-pointy. Identyfikuje nam się to jako kolejny Squeezebox (przy czym możemy sobie dowolnie te sprzęty ponazywać, uporządkować to wedle upodobania) i w ten jakże prosty sposób mamy do dyspozycji kolejne końcówki, kolejne streamery z opcją grania stacjonarnego (stacjonarny DAC-tor) lub mobilnie (vide słuchawki/bezprzewodowe głośniki BT). Ograniczeniem jest tu tylko lokalna infrastruktura sieciowa, przy czym można spokojnie wyobrazić sobie rozbudowaną instalację, która swoim zasięgiem obejmuje (także) spory ogród, taras, patio itd. itp. Dodajmy do tego to wszystko, co oferuje sam ROON w zakresie obsługi dźwięku i mamy coś absolutnie unikatowego. Unikatowego, bo spójnego, bo stabilnego, a jednocześnie integrującego wiele rzeczy w jeden system. Wiele urządzeń, wiele systemów (operacyjnych), wiele odmiennych rozwiązań w coś, co możemy obsłużyć w prosty, szybki sposób w dowolnej liczbie pomieszczeń, w dowolnych uwarunkowaniach lokalowych (korekcja!). A przecież to nie koniec, to „tylko” kolejny etap, bo już się mówi o możliwym wprowadzeniu Dirac Live Room Correction (takie możliwości oferuje m.in. otwarty na rozbudowę możliwości silnik DSP), o wprowadzeniu przez innych developerów swoich plug-inów do oprogramowania. Możliwości są – zwyczajnie – nieograniczone.  

Co dalej? Mobilne granie? W sensie przenośne za pośrednictwem sieci komórkowej. ROON dzięki ROCK (wyspecjalizowany system operacyjny audio dla komputerków NUC) oraz ROON server (względnie CORE, jeżeli ktoś nie wyłącza swojego komputera, np. dekstopa, gdy ten pracuje 24/7) daje mocne podstawy do budowy rozwiązania typu własna chmura audio z dodatkową integracją strumieni z sieci (Tidal) w ramach jednego interfejsu, jednego, spójnego UI. Czy ROON labs zdecyduje się na takie rozwiązanie, czy będzie chciał wejść w temat grania na wynos? Patrząc na to, czym jest obecnie ROON, mało kto może z nimi konkurować w zakresie kompleksowego oprogramowania do obsługi muzyki z pliku w domu. To już system, ekosystem, z nowymi możliwościami, które generują zewnętrzne firmy developerskie, oferujące swoje rozwiązania, uzupełniające to, co gwarantuje sam ROON. To właśnie coś, co robi różnicę, bo jeden, nawet taki jak ROON Labs developer, który dba o rozwój, o wsparcie swojego produktu to dopiero początek. Rozbudowa możliwości oprogramowania może dokonywać się także dzięki zainteresowanym, innym podmiotom – developerom. To podstawowa sprawa w przypadku czegoś, co definiujemy jako ekosystem. Czy ROON jest pierwszym, z prawdziwego zdarzenia, softwareowym ekosystemem audio?

Patrząc na możliwości jakie oferuje ten tandem, nie mam co do tego żadnych wątpliwości.

O ROONie możecie przeczytać w naszych wcześniejszych wpisach: testy, opisy, poradniki nt. front-endu znajdziesz pod tym linkiempod tym oraz pod tym a także tutaj i tu. I jeszcze o tu. Wreszcie ostatni o ROCK (Roon Optimized Core Kit) tutaj.

 

Bardzo rozbudowana fotogaleria poniżej…

» Czytaj dalej

Origami audio ;-) Encore mDSD czytaj USB DAC za grosze

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170710_095405979_iOS

Przyjechał i od razu zjednał sobie moją sympatię. Przedwczoraj była mowa o ultra-endach, to dzisiaj dla odmiany mamy coś z zupełnie innej beczki, z przeciwległego brzegu oferty dla miłośników dobrego brzeminia… to produkt low-price audio. Nie low-end, bo patrząc na specyfikację, możliwości tego „pena”, wyraźnie widzimy, że niczego tutaj nie brakuje, a nawet jest coś ekstra (konwerter cyfrowy USB/(SPDIF)Toslink oraz prawdziwie wyczynowa obsługa hi-resów). Nie dziwię się, że Francuzi z Qobuza zachwycili się tym maluchem, tam (wiecie) bardzo lubią produkty wycenione bardzo rozsądnie (świetne oceny zbierały u niech Korgi), jednocześnie oferujące ponadprzeciętne możliwości. Co prawda nie mamy tutaj najnowszych kości C/A (jest ESS Sabre 9010K2M), ale upichcono z tego, co na płytce mocarnego zawodnika, bo interfejs USB działa na kości XMOS i jw. jest jeszcze konwersja C/C co rozszerza możliwości tego grzdyla. To USB DAC, co oznacza że pobiera energię z transportu. Na szczęście nie ma wyśrubowanych wymagań w tym względzie (ważne, bo jest iOSo lubny, a tam za duży drain power to komunikat i koniec kozaczenia, koniec zabawy). Plus, minus 20mA. W przypadku ultrabooka będzie to prawie niezauważalne, w przypadku handhelda zależy czy tablet, czy telefon. Tak czy inaczej można spokojnie pożenić z kieszonkowym komputerem.

Bardzo podoba mi się sposób, w jaki producent zaoferował swój produkt nabywcy. Bardzo. Pudełko niczym tytułowe origami odsłania najważniejsze informacje nt. sprzętu, widzimy z czym i jak podpinać, jak obsłużyć, skąd pobrać, jakie parametry to, to ma, a wszystko czytelnie rozrysowane na wew. i zew. stronie opakowania. Proste, skuteczne, sensowne rozwiązanie, w końcu z definicji nikt papierków dołączanych do produktu nie czyta, a tu mimochodem zapoznać się, zapozna i już wie. Mocno podkreślono obsługę DSD, co w tak budżetowym rozwiązaniu zasługuje na podkreślenie, szczególnie że nie jest to tylko obsługa dodana przy okazji, a konkret (DSD64/128), w pełni wspierany przez umieszczone na PCB układy. Na wyjściu analogowym w formie mini jacka nie tylko podepniemy jakieś słuchawki (sprawdzimy, czy także te trudniejsze), ale bez żadnych problemów aktywne monitorki (wspomnę jeszcze o nowych Fosteksach… tak, tak słuchawkowy Fostex wchodzi w kolumny moi drodzy, aktywne), jakiegoś DACa (optyk), ampa (dopasowali wyjście do różnych okoliczności… podobno). Dzięki DSD (DoP) będzie można via ROON z użyciem DSP wymusić granie wszystkiego jak leci w konwersji 1 bitowej. Fajnie. Fajne jest też to, że maluch da się bezproblemowo pożenić z Androidem/iOSem (via adapter CCK). To też sprawdzę, szczególnie że w zanadrzu czai się prawdziwa petarda ściśle powiązana z możliwością współpracy z jabłczanymi handheldami. Niebawem duży wpis o tym na HDO.

Konkretnie i na temat :) Niech inni biorą przykład jak można skutecznie zaaplikować niezbędne, użyteczne info nabywcy audioklamota. Bardzo!

Plastik fantastik? A gdzie tam, jest metalowe body, solidna konstrukcja, trochę to pękate (bo i konkret na płytce PCB siedzi), nawet jakąś regulację poziomu dali. Ta regulacja wygodą nie grzeszy, ale mniejsza, ważne jest to, że ten maluch może nam zapewnić obsługę plikowego audio, obsługę hi-resów na poziomie dużo lepszym* od wielu konkurencyjnych rozwiązań w zbliżonej cenie (gdzie zazwyczaj jest 24/96, nie ma DSD itp. rzeczy). Tak, mam tu na myśli m.in. bardzo fajne ważki, tj. Dragonfly’e Audioquesta. Testowaliśmy u nas pierwszą generację i wnioski były takie, że to świetne pod laptopa rozwiązanie, że stanowczo za drogo (Audioquest poszedł po rozum do głowy i obecna wersja czarna oraz czerwona wyceniona jest już znacznie bardziej rozsądnie). Mieliśmy także wiele innych USB DACów, teraz gra u nas nieco droższy iFI Nano LE i generalnie ten kierunek rozwoju PC Audio bardzo sobie chwalimy (ma to sens, także pod kątem popularyzacji lepszego brzemienia wśród osób, które nie mają najmniejszej ochoty wydawać średniej krajowej na klamoty). Encore mDSD wpisuje się w ten segment i to od razu na zasadzie „za mniej, ale więcej”. Doceniamy takie coś, bo w niewielkim budżecie zrobić coś dobrze to zawsze wyzwanie, to sztuka. Sprawdzimy na ile się Encore udało tym razem. Pamiętam ichnie słuchawki, które do nas trafiły, które przetestowaliśmy na HDO. To był już typowy low-end, ale też użyteczna, nie tandetna, całkiem sensowna propozycja dla kogoś, kto chce zapłacić „dyskontowo” za efektor.

 

mDSD (w detalu 499zł):

Słuchawki, głośniki, DACzki, amplitunery A/V i co tam jeszcze…

Regulacja poziomu realizowana fizycznie (w Audioquestach jest 64 stopniowa, przy czym w oprogramowaniu odtwarzającym sterujemy). Okazuje się, że żaden pic na wodę fotomontaż, a użyteczna wielce sprawa.
Szeroka regulacja, można zarówno z trudnymi (nausznikami), jak i IEMami pożenić i sterować z DACa. Opcja dla aktywnych kolumn? Takoż. Fajnie!

Micro dioda LED informująca o tym, czy leci PCM, czy może DSD jednak

A tak to wygląda w środku…

 

* USB: PCM 32/384 oraz DSD 64/128 DoP, via optyk 24/192 & DSD64 DoP

PS. Testuję właśnie coś, co zmienia reguły gry. Definitywnie. Chodzi o software. Niebawem dłuuuugi wpis z bardzo rozbudowaną fotogalerią. Rewelacja. Bez dwóch zadań. Rewelacja!

PPS. Wspomniany Qobuz pracuje mocno nad wprowadzeniem, jak zapowiadali, swojej oferty streamingowej w Polsce. Ma być w wakacje. Mają jeszcze plus, minus sześć tygodni na to. Czekamy!

Wielka rzecz, a cisza… obsługa USB audio 2.0 w Windows!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ScreenHunter_15 Jul. 06 11.55

Serio, nie rozumiem. Przeszło to zupełnie bez echa, a przecież mówimy o czymś bardzo ważnym. Po wielu latach Windows doczekał się NATYWNEJ OBSŁUGI UAC 2.0 (USB AUDIO 2.0)! Owszem, dzisiaj nie robi to już takiego wrażenia jak 7 lat temu (to wtedy MacOS otrzymał wsparcie dla lepszego audio właśnie, a dokładnie 15 czerwca 2010 roku, kiedy to premierę miał Snow Leopard 10.6.4), ale nadal jest to coś, co robi sporą różnicę. Od wersji Windows 10 Creators Update, dystrybuowanej od maja br., możecie zapomnieć o instalacji sterowników dla DACa. W końcu, wreszcie, nareszcie.

Tuż po instalacji Creators Update – mamy UAC 2.0 natywnie!

Nie robi to takiego wrażenia w 2017, ale upraszcza sprawę. Podobnie jak pod macOSem oraz Linuksem (też od dawna ma USB audio class 2) możecie podłączyć zewnętrzny interfejs audio bez konieczności instalowania dodatkowego sterownika. Ten staje się zbędny, co oznacza, że „pod Windą” od teraz mamy plug&play, a nie zabawę z dodatkowym oprogramowaniem, koniecznym (jak to było do niedawna) do działania (w pełni) urządzenia. W systemach MS mogliśmy liczyć na obsługę UAC 1.0, co oznaczało dźwięk o parametrach maks. 24/96 odtwarzany natywnie przez OS. Teraz można grać pliki PCM 24 bit / 384 kHz oraz DSD (DoP) aż do DSD256 (niewykluczone, że dźwięk o wyższych parametrach też system obsłuży… tak obsłuży vide obrazki).

Wersja 1703 z pełną obsługą audio 2.0 via USB. Ile trzeba było na to czekać… 

Czy to oznacza automatycznie, że każdy DAC będzie działał po podłączeniu do PC z powyższym oprogramowaniem bez wsparcia ze strony dodatkowego oprogramowania? Nie. Większość pewnie tak, ale niektóre niekoniecznie, mogą nadal potrzebować wsparcia ze strony sterownika dedykowanego konkretnemu modelowi przetwornika (tak na pewno będzie np. z KORGiem, głównie przez wzgląd na natywną obsługę 1 bitowego strumienia audio / formatu DSD). Przy czym dzisiaj interfejs USB w DACach najczęściej obsługiwany jest przez raptem parę popularnych rozwiązań i tutaj nie powinno być problemu. Takie rozwiązania jak software Thesycon-a (XMOS), autorskie stery M2Techa… to wszystko przestanie być potrzebne z jednym zastrzeżeniem.

Obsługa UAC 2.0 realizowana jest przez systemowe WASAPI, co w sumie nie dziwi, co jest zrozumiałe. Windows 10 UAC2 działa via WASAPI (implementacja wyłącznie tego protokołu), nie ma mowy o ASIO. Cóż, ASIO to nie MS, to licencja Steinberga (zdaje się, że nadal wymagane jest uiszczanie opłat za wykorzystanie). Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by w najnowszej wersji systemu MS nadal korzystać z alternatywnego rozwiązania. W takiej sytuacji będzie jednak zachodziła konieczność rekonfigurowania programowego odtwarzacza (zmiana z WASAPI na ASIO) wraz z instalacją sterowników dostarczonych przez producenta sprzętu audio (względnie zostanie przeprowadzona automatyczna instalacja w ramach bazy zaszytej w systemie operacyjnym). Pozostaje taka alternatywa, także bez obaw – jak komuś zależy na zachowaniu dotychczasowych ustawień DACa w systemie to będzie mógł nadal z tego, co miał, korzystać.

Oczywiści żadnych informacji na temat UAC 2.o w opisach „co nowego” nie znajdziemy. MS uznał, że nie ma czym się chwalić. Biorąc pod uwagę 2017 rok, faktycznie nie ma specjalnie czym się chwalić (sto lat za…). Jednak dla branży, dla użytkowników to ważne wydarzenie i pewna wskazówka dotycząca przyszłości dystrybucji muzyki oraz rozwoju PC Audio

Wprowadzenie hardwarowego interfejsu (protokołu) UAC 2.0 do systemu operacyjnego nie przekreśla zatem możliwości użytkowania niektórych DACów w oparciu o ich specyficzne rozwiązania, wymagające (aby móc skorzystać z całego potencjału podpiętego przetwornika) dodatkowego sterownika. Jak ktoś ma ochotę na niskopoziomowy interfejs ASIO4ALL stworzony właśnie na potrzeby Windowsa to bardzo proszę, nie ma przeciwwskazań. To (na marginesie) wcale nierzadka sytuacja, gdy DAC dopiero z AISO pozwala odtwarzać materiał o wyższych parametrach (np. obsługa DSD).

Można, ale z czasem (wydaje się) nie będzie sensu bawić się w takie konfigurowanie. Do tej pory obsługa audio w Windows daleka była od doskonałości – nie, to za delikatne stwierdzenie – to był totalny chaos i bałagan, prowadzący często do problemów z odtwarzaniem dźwięku. Dropy, brak komunikacji system-sprzęt, artefakty… któż tego nie doświadczył? Prawda? Teraz moi drodzy mamy wreszcie to, co trzeba. Systemowe rozwiązanie. Producenci muszą jedynie dostosować swoje produkty do tego, co oferuje Microsoft w najnowszym wariancie 10-ki i zamiast bawić się w konfigurowanie sprzętu (różne wersje ASIO, WASAPI, Directaudio, KS…no straszny mess!). Mamy bitperfect natywnie, bit po bicie, w dowolnej, spotykanej na rynku obecnie jakości oferowanej przez dostarczyciela treści.

Natywnie!

Czy to oznacza, że (jednak) plikowe audio nieuchronnie zmierza do optymalnej z naszego punktu widzenia formy? Muzyki bezstratnie skompresowanej, często o parametrach wyczynowych (hi-res), dostępnej w streamie? UAC 2.0 w Win właśnie to sugeruje, widać, że do tego zmierzamy. I dobrze! Bo plikowe audio, które jest przyszłością dystrybucji muzyki musi dążyć do perfekcji. Do stania się bezsprzecznie, bezdyskusyjnie najlepszym medium dla sygnału audio. Czekamy na ruch producentów sprzętu audio oraz dystrybutorów treści. Niech strumień o jakości (co najmniej) płyty CDA stanie się standardem, a hi-res (także to wyczynowe tj. DXD/DSD) będzie nie tylko ciekawostką, a ogólnie dostępnym dobrem dla zainteresowanych. Najlepsze realizacje, najlepsze materiały źródłowe… dzięki Internetowi każdy będzie mógł spróbować. Jak mp3 wystarczy, to wystarczy, a jak nie… to włączymy sobie usługę streamingową lub wdepniemy do sieciowego kramiku i hulaj dusza.

No to gramy hiresy na PC bez kombinowania :)

Poniżej (&powyżej) zdjęcia po upgrade naszego redakcyjnego PC. Z niepodpinanym wcześniej (a więc nie identyfikowanym, bez wgranych sterów) przetwornikiem iFI nanoDSD LE. Plug&play. Wreszcie.

» Czytaj dalej

Streaming głupcze! NAD C338

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170406_075532883_iOS

Zacznijmy może od tła. Autor recenzji jest fanem marki od wielu, wielu lat. NAD to ludzie, którzy mają niemały udział w popularyzacji stereo w domu, dzięki rozsądnie wycenionym klockom HiFi miało okazję, właśnie za pośrednictwem takich firm, pojawić się masowo w domostwach, stać się czymś zupełnie naturalnym w salonie, oczywistą, chcianą częścią wyposażenia. Najpierw Anglia, potem Kanada, bo tak się ułożyło. Sprzęt sygnowany marką trudno pomylić z czymkolwiek innym na rynku, bo jest – właśnie – nadowy. To forma, styl, któremu firma jest wierna i nawet jeżeli wypuszcza coś, nazwijmy awangardowego w formie, to i tak patrzymy i widzimy „o! NAD!” I faktycznie… Także mamy identyfikację z marką, mamy niepowtarzalny design, ale to wszystko nie najważniejsze (nie mówię „nieważne”, bo wszystko się liczy, ale mówimy o sprzęcie reprodukującym muzykę i wiadomo co jest tutaj najważniejsze). Tak, oni mają swój patent na granie. I nie jest to pusty slogan, czy wyświechtana formuła, która już dawno się zużyła, bo tylko siedzi w głowie, podczas gdy rzeczywistość… Tu jest inaczej, to znaczy każdy klocek NADa ma swój ustalony, zbieżny z NADowym rytem ;-) sposób dostarczania przyjemności ze słuchania i to coś, według mnie, unikalnego w takiej skali na rynku. Nie problem mieć podobnie brzmiące trzy, cztery urządzenia na krzyż, nawet odległe cenowo, a dysponujące podobnymi cechami w zakresie brzmienia. Tyle, że tutaj mówimy o setkach produktów, kilkudziesięciu latach produkcji, wielu generacjach… Prawdziwa rzadkość, zbudować coś tak rozpoznawalnego, tak (często) bardzo pozytywnie odbieranego, a przy tym dostępnego dla praktycznie każdego. Tak, to właśnie ktoś, kto jak wspomniałem, postanowił wypromować HiFi jako niezbędny składnik wyposażenia każdego domu, mieszkania, a zrobił to w najbardziej osobisty sposób – dał niską cenę. Ułatwił w ten sposób wielu „wejście w temat”. Większość najsławniejszych grafitowych klamotów to te właśnie budżetowe, tanie konstrukcje. I tak NAD zapisał się w świadomości, do dzisiaj będąc kojarzonym z dobrym, przystępnym dla każdej kieszeni, stereo.

Rzecz jasna nie oznacza to z automatu, że wszystko co te trzy litery to złoto jest i krytycyzm nam się dezaktywuje. No nie, zresztą możecie to sprawdzić w naszych wcześniejszych recenzjach sprzętu tej marki (przykładowo tutaj, gdzie opisaliśmy D3020). W przypadku zrecenzowanego wzmacniacza zintegrowanego (patrz nasze pierwsze wrażenia), który otwiera nowy rozdział w linii tych najpopularniejszych, budujących od wielu, wielu lat, wizerunek firmy, integr (cyferka 3), to – kto wie – czy nie najważniejszy, porównywalny z legendarnym C3020 (który zapisał się na trwale w annałach) produkt, wyznaczający rynkowy standard. Widać, że firma musiała do takiego produktu dojrzeć. Etapem pośrednim, jednocześnie łącznikiem, był/jest wspomniany D3020. Z perspektywy czasu, niektórzy wskazują, że trochę szkoda nazwy, którą parę lat temu wykorzystano, że właśnie teraz byłoby idealnie. Tak to widzą. Ja tego tak nie widzę. Pisałem w naszej recenzji pierwszego, budżetowego wzmacniacza z końcówkami w klasie D (podobnie jak teraz, użyto wtedy układów Hypex-a), że to bardzo, bardzo trafna nazwa i mimo opisywanej nowości zdania nie zmieniłem. Dlaczego? Ano dlatego, że D3020 był z definicji bardzo tani. D3020 jest o 30% tańszy od C338. To spora różnica. Tak, nie ma tego, co ma do zaoferowania podstawowy model klasycznej linii C, ale to czym dysponuje idealnie wpasowuje się w obecne potrzeby i moim zdaniem ten mały wzmacniacz (btw należący do jednej z pierwszych, na taką skalę oferowanych linii „cyfrowych” integr) dobrze zniósł próbę czasu, także dzisiaj będąc w pełni przygotowanym na to, co w audio stanowi główny nurt. Stream oraz integracja komputera to rzeczy, które są oczywistą, oczywistości, jednak jeszcze niedawno stanowiły zupełnie nieodkrytą (w zintegrowanym wzmacniaczu) przestrzeń. D3020 był i jest tu prekursorem. Trafiona nazwa, nowe D od digital, a nie C, wyróżniające te desktopowe konstrukcje (poza D3020, droższa D7050) oznaczenie numeryczne. Jednocześnie zachowano chronologiczną numerację dla klasycznych integr tego producenta.

Dzisiaj komputer to coś, co niemal bez wyjątku, wszyscy mamy w kieszeni. Dzisiaj streaming to główne źródło muzyki, to na nim opiera się obecna dystrybucja, to jest teraźniejszość i przyszłość i nikt już nawet nie stara się z tym walczyć. Albo jesteś w usługach, albo jesteś na marginesie, a jesteś na marginesie, bo fizyczny nośnik cofa nam się i cofa i nie ulega najmniejszej wątpliwości, że będzie egzystował (owszem), ale w katakumbach, stanowiąc relikt, stanowiąc niszę. Moda na retro rzecz jasna nigdy nie przemija i od paru lat widzimy renesans czarnego krążka, ale to statystycznie niczego nie zmienia. Jest stream i długo, długo nic. Wprowadzenie do oferty lepszych strumieni skutkuje odwrotem producentów klasycznych komponentów (odtwarzacze) i choć to jeszcze się produkuje, jeszcze oferuje, to coraz trudniej znaleźć na te klamoty amatorów. Ten trend tylko się pogłębi, a to za sprawą takich właśnie produktów, jak opisywany C338. To, plus sieciowe głośniki, najprzeróżniejsze all-in-one (vide submarka NADa – BlueSound), wyruguje źródła oparte na fizycznym nośniku. W równaniu (w torze) zastąpi(ło) je cokolwiek, co ma ekran i dostęp do sieci. Co więcej, właśnie tytułowy „streaming głupcze!” to clou dla zrozumienia czym jest i jak ważny jest C338 (nie tylko dla NADa, ale dla całej branży… serio!). Bo to kwintesencja czym jest w praktyce i co oferuje w praktyce nieograniczony (de facto) dostęp do muzyki z Internetu. Zanika pojęcie samego źródła, bo źródłem jest wszechobecna sieć, a coś, co pozwala na zarządzanie, spina audio z netem, to właśnie tylko (jakiś) interfejs, coś do kontrolowania, zarządzania, do dostępu. Tylko. Wbudowany Chromecast pokazuje, w czym rzecz. A rzecz w tym, żeby przesłać strumień wprost do głośników (pamiętacie opisane przez nas KEFy LS50 Wireless?). Albo niemal. To niemal, to w tym wypadku właśnie ta integra. Bo jak już pasywne kolumny, nie aktywne, nie usieciowane, nie z komputerem w środku, to właśnie tak. Integra łącząca strumień muzyki z konwersją, wzmocnieniem sygnału i jego reprodukowaniem na podpiętych kolumnach.

To robi zasadniczą, fundamentalną (dla całego systemu audio) różnicę. Nie przedłużając wstępniaka, zapraszam do lektury testu…

» Czytaj dalej