LogowanieZarejestruj się
News

MQA już w polskim Tidalu… tylko na komputerach. Streaming hi-res! (stale akt.)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2017-01-05 o 17.05.00

No to jest. Jakość studyjna (jak zachwalają), a konkretnie pliki hi-res 24 bit, dostępne od teraz w streamingu. Słucham właśnie Blue Joni Mitchell via AirPlay na Zeppelinie (downgrade do parametrów AP 16/44 niestety), sprawdziłem też z przetwornikiem podłączonym do komputera stacjonarnego i faktycznie jest 24 bit (z tego co widzę, ale jaka częstotliwość taktowania… no właśnie, jaka? Dopisano: jest 24/88-96 lub 24/44-48 …patrz niżej). Dziwne, że nie mogę w panelu wybrać póki co Chromecasta Audio, zaraz to jeszcze zweryfikuje. Prawdopodobnie na Master Quality przyjdzie poczekać w przypadku Roona (gdzie, jak pamiętamy, zintegrowano strumienie Tidala). Zazwyczaj nowości z serwisu streamingowego wymagają upgrade całego oprogramowania – cóż, czekamy niecierpliwie na zapowiadaną wersję 1.3.

Sumując, można grać na komputerach wspomniane Master, działa to z niewielką częścią kolekcji, a konkretnie ok. 30 tysiącami utworów jakie udostępnił Warner (WMG) w porozumieniu z MQA (partnerstwo z Tidalem, o czym informowaliśmy wcześniej). Osoby subskrybujące dostęp HiFi nie zapłacą więcej, dostają dostęp do lepszej jakości bez żadnych dodatkowych opłat. Można korzystać via macOS oraz via Windows z hi-resowych strumieni, w zakładce What’s new można wyszukać masterowe materiały wybierając filtrowanie (master). Należy sprawdzić w zakładce ustawienia/streaming czy mamy ustawione HiFi/Master (teraz razem, w czasie testów było osobno – w sumie mądrze, w końcu to wartościowy dodatek, dodawany gratisowo do abonamentu HiFi).

Ciekawie robi się tutaj:

Czy chodzi zatem o inne MQA? Inne niż dotąd znane, o parametrach 24/44~48 (taką jakość zaoferowano finalnie w tej technologii)? Cóż, rzecz wymaga obadania, bo właśnie zaletą streamingu hi-res z użyciem MQA miała być redukcja potrzebnego do przesłania strumienia pasma/bitrate, a tu widzimy coś o nie poddanym kompresji (redukcji) (?) pliku, typowo 24/96 (że niby takie parametry? dop. tak, takie właśnie maks. przy softwareowym dekodowaniu w Tidalu), do tego jeszcze „w maksymalnej, możliwej rozdzielczości”. Zastanawiające.

Jedno jest wszakże pewne – dekoduje nam softwareowo te pliki aplikacja odtwarzająca (Tidal), to programowy proces, można to wyłączyć (patrz obrazek poniżej). Otwiera to drogę do popularyzacji nowego formatu MQA – nie trzeba kompatybilnego DACa by cieszyć się jakością studyjną via Tidal. Tak jak to twórcy opisują ”wprost ze studia do Twojego systemu HiFi”, przy czym sprzęt natywnie obsługujący MQA pozwala na więcej. Jak wyżej >24/96 to po pierwsze, po drugie możliwość „renderingu”, czyli korekty w danym, kompatybilnym DACu – a konkretnie korekcji czasowej tj. „time domain blurring” podczas przetwarzania A/C oraz C/A zachodzących w trakcie całego procesu / odtwarzania plików MQA.

Razem HiFi/Master, bo to – de facto – uzupełnienie jest dla jakości streamingu w jakości płyty CDA (RedBook)

Ta ostatnia funkcja przydatna, gdy ktoś zechce wykorzystać przetwornik ZGODNY z MQA (z obsługą tej technologii)

Uzupełnię wpis, jak tylko uda się wyjaśnić wspomniane wątpliwości (faktyczne parametry transmisji, współpraca z odtwarzaczami, przetwornikami). Będzie można przy okazji sprawdzić, czy jest jakikolwiek progres w stosunku do materiału HiFi (16/44) na Tidalu via Roon (bo jw. trzeba czekać na upgrade, żeby pojawiła się nowa funkcjonalność). Zatem, coś się jeszcze niebawem pojawi na HDO, w temacie. Poniżej zrzuty ekranowe z aplikacji na macOSa z krótkim opisem:

Pasek upływu czasu utworu, zamiast HiFi, mamy teraz Master (oczywiście jw. dotyczy to tylko niewielkiego, póki co, wycinka dostępnej w Tidalu muzyki)

AKTUALIZACJA #1: Głównie starsze nagrania, „klasyka” w hiresach póki co. Trochę nowości jednak znajdziemy (np. słuchane właśnie Bat for Lashes / The Bride :) ). Pierwsze odczucia … jakby przestrzenniej, może to tylko sugestia. Uzupełniłem o parę dodatkowych zrzutów. Co ciekawe na iMaku po pierwsze odtwarzacz Tidala poinformował o nowej funkcjonalności w oknie, po drugie poprosił o …aktualizację abo. W sumie niczego zmieniać nie musiałem, to pewnie zachęta dla tych, którzy nie mają wykupionej opcji HiFi. Mniejsza. Gram teraz na M2Techu hiFace DAC, dekoduje programowo odtwarzacz… nadal wrażenie „więcej przestrzeni”. Z detalami też czytelniej. Porównamy wieczorem do nietkniętego (?) tidalowego streamingu w Roonie. Aktualizacja #2: na Roonie można znaleźć albumy MQA, ale nie jest to zintegrowane tak jak w desktopowej tidalowej apce (są np. dwa warianty tego samego albumu, jeden 16/44, drugi 24 bit). Czekamy na upgrade front-endu! Aktualizacja #3: patrz ostatnie 7 obrazków na samym dole :) Od wczoraj widać też progres – zakładka Master puchnie w oczach :) Przybywa hiresów innymi słowy.

Jako, że pojawiło się sporo pytań „ale o co chodzi z tym MQA, Master, dekodowaniem etc.?” uzupełniam powyższy wpis, z wyjaśnieniem zawiłości:

  • Niezdekodowane MQA, odtwarzane jako regularne pliki FLAC: 44.1/24 lub 48/24 (uwaga, Tidal wyświetla wtedy Master – mamy coś więcej niż HiFi 16/44, zatem prawidłowo, bo lecą hi-resy)*
  • Zdekodowane softwareowo MQA: 88.2/24 lub 96/24 (dekodowanie w Tidalu)
  • Sprzętowo zdekodowane pliki MQA: wszystko jak leci do poziomu 384/24, PCM/DXD jak i DSD, uzależnione od specyfikacji hardware obsługującego natywnie MQA (wybrane produkty Myteka, Meridiana etc.)

Często przy materiale MQA pojawia się termin unfolded albo folded. Tłumaczę: (zdekodowany) decoded = unfolded, (niezdekodowany) undecoded = folded. Myślę, że uzupełnienie wpisu wyjaśnia wszystkie pytajniki

* nie wyklucza to dekodowania, bo – pamiętajmy – docelowa jakość streamingu MQA na potrzeby mobilnego grania to właśnie 24/44~48! Przy czym takie pliki de facto należy uznać za skompresowane stratnie (w praktyce nie ma to znaczenia, wystarczy posłuchać)

Pełna lista plików hi-res na Tidalu dostępna pod tym adresem!

PS. No i ktoś to po aptekarsku pomierzył, dodatkowo świetnie opisał. Bardzo, bardzo mocno polecam ten artykuł (tak, to ten facet, ten sam, który pokazał jak dobry w pomiarach jest Chromecast Audio, pokazał także jak dużo kitu wciska nam branża nt. komputerowego audio!) Jak wspominałem, natura MQA jest lossy (stratna), nie zapominajmy o tym szczególe, a całość (artykułu) sprowadza się do konkluzji: programowe dekodowanie, tryby DSP (software!) będą tutaj górą i to jest właśnie potencjał nowego sposobu strumieniowania dobrej jakościowo muzyki (czyli Tidal i jego softwareowy decoding górą!). Twórcy formatu akturat nie będą z tego tytułu specjalnie zachwyceni. Nie będą, bo …wiadomo, tu chodzi o pieniądze (sprzęt z obsługą MQA, licencje). Znakomicie opisane, pomierzone i wg. mnie trafne spostrzeżenia i finalne konkluzje!

» Czytaj dalej

Przepis na dobrego DACa 2017? Recenzja Matrix Mini-i Pro 2

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20161201_094713980_iOS

Czego potrzebujemy obecnie w audio centralce, w przetworniku… a może w ogóle nie potrzebujemy osobnego DACa?  Dobrze postawić sobie takie pytanie, bo dzisiaj coraz częściej widzimy w audio integrację, praktycznie każde nowe urządzenie jakie trafia na rynek jest wielofunkcyjne i jego klasyfikacja (w tradycyjnym ujęciu) właściwe jest niemożliwa. Nowe wzmacniacze otrzymują nie tylko moduły C/A, ale coraz częściej producenci decydują się na integrację sieci – najczęściej jest to Bluetooth ze względu na najłatwiejszy z punktu widzenia użytkownika sposób połączenia źródła muzyki z klamotem. Bywa że trafia do nas coś, co właściwe jest już all-in-one i nie wymaga poza podpięciem do routera (streamer) niczego więcej. Własne systemy operacyjne, współpraca z popularnymi serwisami, sterowanie za pomocą dowolnego handhelda. Standard. Już teraz. Tak to wygląda na pierwszy rzut oka, ale gdy przyjrzymy się bliżej ofercie rynkowej, szybko dostrzeżemy, że owszem – można dzisiaj mieć wszystko w jednym – można, ale będzie to coś mocno odmiennego od klasycznego systemu HiFi. I nie chodzi mi tutaj o konserwatywne podejście do tematu, że jak system to osobno wzmacniacz (albo końcówka), że najlepiej preamp i mnożenie bytów w nieskończoność. Nie. Chodzi o coś innego. Chodzi o technologie jakie dzisiaj wykorzystuje się do – mówiąc kolokwialnie – „robienia dźwięku”. Tu dokonuje się niemała rewolucja, nowe urządzenia działają na zupełnie odmiennych zasadach co „stare, jare HiFi”. Ma to swoje plusy, jak i ujemne strony, nie będę tego w tej chwili opisywał, bo to dobry materiał na osobny artykuł (będzie takowy, bo poza D3020 będziemy mieli sposobność zapoznać się z nową linią NADów, a to właśnie dokładnie to, o czym powyżej). Czyli idzie nowe, ale po pierwsze mamy zazwyczaj już coś, co nam gra i akurat wzmacniacz jaki by nie był, czy dzielony system oparty na końcówkach i pre to rzeczy, które ruszamy na końcu, z rzadka, bo stanową fundament toru (choć ważniejsze są wg. mnie efektory w postaci kolumn, słuchawek), a te które stoją na stoliczku są praktycznie bez wyjątku do bólu analogowe. Jakie tam internety, blutooth’y, cyfrowe porty… są wejścia, wyjścia RCA, może coś zbalansowanego i tyle.

Tu możliwa konfiguracja ala system, z końcówką Matrix AMP

Także integracja, integracją, ale  jeszcze długo, bardzo długo (bo w konserwatywnym świecie audio, szczególnie tym z wyższej półki, pewne rzeczy nie przeminą, nawet gdy regulacje środowiskowe wymuszą na producentach sprzętu dla mas rezygnację z pewnych rozwiązań) będziemy potrzebowali interfejsu cyfrowego, łącznika tego co w naszym torze proste, analogowe, z tym co wyrasta ze świata zerojedynkowego. Przy czym, jak wspomniałem powyżej, DAC dzisiaj to już nie tylko taki po prostu tłumacz, ale coś więcej, bywa że dużo więcej. Integracja sieci, umożliwienie bezpośredniego połączenia się ze źródłem, będącym jednocześnie oknem do całego zasobu muzyki, z pełnym sterowaniem, zawiadywaniem zawartością to coś, co nie tylko zmienia sposób korzystania (co oczywiste), ale – dużo ważniejsze – zmienia sposób słuchania, naszego obcowania z muzyką. To zmiana fundamentalna. Odejście od albumu, odejście od klasycznego – brzydko mówiąc – konsumowania treści, słuchania singli, epek, albumów (lp) na rzecz playlist, dopasowywania do nastroju, scedowania naszych wyborów na algorytm*, na sugestie, na dopasowywania, wreszcie – co uważam za doświadczenie jednoznacznie pozytywne i rozwijające (to, co wymieniłem wcześniej, już tak jednoznacznie na plus nie jest, prawda?) – otwarcia na nowe brzmienia, na muzykę całkowicie do tej pory dla nas nieznaną, nieodkrytą. Dlatego też to, co obserwujemy od około roku (a teraz staje się de facto standardem), czytaj integrowanie w przetwornikach (nie tylko, ale o nich dzisiaj, a konkretnie o jednym takim będzie) interfejsów sieciowych to nie szczegół, nie coś uzupełniającego, a… moim skromnym zdaniem… najpoważniejsza funkcjonalna zmiana w tego typu urządzeniach, zmieniająca jak wyżej, wszystko. DAC do niedawna mógł stanowić element pomocniczy toru, dawać pewien progres w przypadku połączenia źródła z wzmacniaczem, stanowić alternatywę, uzupełnienie właśnie. Już wprowadzenie USB do przetworników zwiastowało rewolucyjne zmiany, a domknięciem tego procesu jest sieć, obecnie, właściwie zawsze bezprzewodowa sieć. Tak to widzę.

 

Kto wie, może w przyszłości tylko tak, bez druta (via BT, via WiFi)?

Matrix Mini-i Pro 2 ma sieć. Ma Bluetooth-a i – o czym mogliście przeczytać w zapowiedzi i pierwszych wrażeniach – ten interfejs nie jest tu tylko dodatkiem, uzupełnieniem całości, on jest jednym z najważniejszych elementów, z którego użytkownik tego DACa będzie korzystał często, a …kto wie… może nawet najczęściej? Tak, nie będzie to najlepsza metoda transmisji, a następnie konwersji dźwięku, ale na pewno najwygodniejsza i dająca największe możliwości. Najlepsza jakościowo. Przy czym, jak wspominałem przy okazji pierwszych chwil spędzonych z tytułowym urządzeniem, dzisiaj BT potrafi grać naprawdę dobrze, to nie jest „ułomny” interfejs, coś co nadaje się tylko „do grania do kotleta”, do słuchania w tle. Więcej, wg. mnie postęp jaki się dokonuje w przypadku sinozębnego jest najdynamiczniejszy, największy w porównaniu do innych typów transmisji, co oczywiście związane jest przede wszystkim z rosnącą popularnością słuchawek bezprzewodowych, coraz szybszym, dokonującym się na naszych oczach, rozbratem z kablem. Tu chodzi o każdy aspekt działania – o zasięg, stabilność, ale także (i dla nas przede wszystkim) jakość transmisji, jej parametry przekładające się na to, co słyszymy. Pamiętam słuchawki, czy głośniki z BT parę lat temu. Tego zazwyczaj nie dało się słuchać. Dzisiaj sytuacja wygląda inaczej, zupełnie inaczej. Mini-i Pro jest świetnym przykładem jak ogromnego progresu dokonano, podobnie jak testowany właśnie hajfajowy Relay MassFidelity (którego można zakwalifikować do nowej grupy DACów: DACów bluetooth’owych, z możliwością wyprowadzenia sygnału zarówno w domenie analogowej, jak i cyfrowej, poza skrzyneczkę). Zatem, nie przedłużając już i tak przydługiego wstępniaka…

Matrix Mini-i Pro 2 czytaj – DAC uszyty na miarę teraźniejszego audio, wedle dzisiejszych potrzeb, trendów i upodobań. Zapraszam do lektury recenzji:

* kiedyś, w zamierzchłych czasach, twórca tworzył dzieło skończone, jakim był album. Album tj. zbór utworów tworzących całość, jakiś koncept, gdzie próbowano z lepszym, czy gorszym skutkiem coś przekazać. A dzisiaj? No właśnie, patrz wyżej.

» Czytaj dalej

Nowe monitory Pylona z linii Diamond już w sklepach

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-12-22 o 12.49.03

Wiecie jakie kolumny Pylona w moim prywatnym rankingu są najwyżej? Nie, nie te najdroższe, a nawet te o oczko niżej. Uwielbiam Topazy, ta linia jest trochę w cieniu, to „klasyka” polskiego producenta, z trzema w sumie konstrukcjami: podstawową 20-ką (właśnie o tych kolumnach powyżej), z bardzo kompaktowymi monitorami (w gabinecie grają i ten wstęp do nich także się odnosi) oraz mniejszej podłogówki (15-ka), którą kiedyś na łamach takoż testowaliśmy. Dlaczego o tym wspominam? Ano dlatego, że producent konsekwentnie rozwija swoją ofertę włączając do katalogu produktów modele podstawkowe. To właśnie monitory są często gęsto przez nas wybierane, głównie ze względu na kwestie lokalowe, brak możliwości ustawienia większych podłogówek wreszcie opór czynników decyzyjnych (wiadomo o co chodzi, prawda? ;-) )

Stąd, także w wyższych modelach kolumn pojawiają się niewielkie konstrukcje i nie inaczej jest z Diamondami, które właśnie uzupełniono o taką, kompaktową konstrukcję (choć nie są to małe paczki, raczej większe, ale smukłe). To obecnie flagowe kolumny podstawkowe w ofercie Pylona. Oczywiście w konstrukcji wykorzystano doświadczenia z podłogowych modeli Diamond 25 oraz Diamond 28. Całość oparto na nordyckich przetwornikach. I tak góra to 19 mm kopułka tekstylna firmy Scan-Speaka*, natomiast dół okupuje 18 cm głośnik norweskiego Seasa**. Diamond Monitor korzysta z zaawansowanej zwrotnicy wykorzystującej wyłącznie kondensatory polipropylenowe, a także solidnej obudowy MDF. Podobnie jak to miało miejsce w podłogówkach, także tutaj zastosowano niewielkie pochylenie całej konstrukcji, mające na celu optymalizację zależności fazowych występujących między głośnikami, co jest generalnie rzadkością w konstrukcjach podstawkowych.

Producent o swoim nowym produkcie pisze m.in.: „Diamond Monitor oferuje brzmienie dynamiczne a zarazem przestrzenne. Dzięki optymalizacji układu magnetycznego kolumny dysponują mocnym i dobrze artykułowanym basem. Średnie tony zestawu to popis precyzji i rozdzielczości, wokale i instrumenty akustyczne są stabilne w przestrzeni wypełnionej dużą ilością informacji.

Warto będzie przekonać się i porównać tę konstrukcję do wspomnianych Topazów (które uważam za kolumny wybitne, zarówno w podstawkowym, jak i podłogowym wydaniu – niewątpliwie jedne z najlepszych jakie Pylon zaoferował na rynku), kolumn z innej półki… interesujące jak wypadłyby flagowce w konfrontacji z dużo tańszym modelem, który gra u nas na co dzień w redakcji? Cena tytułowych monitorów wynosi 3600 złotych (za komplet).

Specyfikacja:

  • Impedancja 8 omów
  • Pasmo przenoszenia 38 – 20 000 Hz
  • Moc (nominalna/maksymalna) = 80/160 W
  • Efektywność: = 88 dB
  • Wymiary (W x H x D) 196 x 420 x 315 mm
  • Waga 10 kg
PS. Już niebawem na łamach HDO zapowiadane recenzje Matriksów (nowego Classic & Mini-i Pro 2) oraz Scansoników M5BT :)
*Głośnik niskotonowy Pylon Audio PSW 18.8.CA (mod. Seas CA18RLY)
**Głośnik wysokotonowy Pylon Audio PST 19.T (Scan Speak D2010/851300)

Apple rzuca do sklepów AirPodsy tuż przed świętami (ograniczona dostępność) & oferuje płatne uzupełnienie

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AirPods Apple

Nie wiem, a może inaczej wiem… coś się w tej maszynce drukującej dolary zacięło, coś nie działa, wszystko opóźnione. WSJ wspominało o przesunięciu premier tytułowych słuchawek po nowym roku, to samo dotyczy Beats X, które pojawią się nie wcześniej niż w lutym 2017. Apple ma problem z pokazanymi na wrześniowej konferencji słuchawkami. I nie chodzi tutaj o ewentualne wypadanie ;-) :

 gif

…a raczej o problemy z działaniem słuchawek, lub/i z ich masową produkcją. Dlatego ta premiera obarczona jest wymownym ostrzeżeniem o „ograniczonej dostępności” produktu, co de facto oznacza że wielu zainteresowanych odejdzie z kwitkiem, lub będzie musiało (zamówienia w AOS) pogodzić się z długim okresem oczekiwania na dostawę. O słuchawkach możecie dowiedzieć się czegoś więcej z mojego wpisu mieszczącego się pod tym adresem. Przypomnę tylko, że forma taka jak EarPodsów, dźwięk prawdopodobnie na tym samym poziomie (nie zmieniono nic w zakresie konstrukcji – przetworniki, obudowy – to wszystko jest tożsame ze słuchawkami jakie znajdziemy w komplecie z iPhonem), to co stanowi novum to interfejs bezprzewodowy z całkowitą eliminacją kabelka, autoparowanie z naszymi handheldami, nowy układ W1 pozwalający na sterowanie pracą Podsów. To, mówiąc wprost, przede wszystkim interfejs dla Siri, pomysł na wygodną integrację cyfrowej asystentki/a z takimi właśnie, bezprzewodowymi IEMami. Niewątpliwie swoboda użytkowania będzie magnesem przyciągającym potencjalnych klientów, bezkonfigurowalność ma wyróżniać te słuchawki spośród innych tego typu rozwiązań na rynku (Here, Bragi Dash i wiele innych, które pojawiają się właśnie w sklepach). Wśród osób, które miały styczność z AP, wątpliwości budziła kwestia ewentualnego zagubienia jednej ze słuchawek.

Apple (odpowiadając na to, co powyżej) postanowiło wprowadzić program płatnego uzupełnienia ubytku, za co liczy sobie 69$ (pojedynczy AirPod), tyle samo zapłacimy za futerał z funkcją ładowania (tj. power bank). Ważne – futerał jest elementem, który jak wskazują na to pierwsze recenzje, musimy mieć stale ze sobą (daje do 20h działania, same słuchawki mogą grać przez ok 5 godzin na jednym ładowaniu). Informacje podał dobrze zorientowany w jabłkowym światku portal The Verge (złośliwi: iVerge). Dla osób zainteresowanych tańszym nabyciem AP, to znaczy zgłoszeniem zagubienia dwóch słuchawek (całego kompletu) zła wiadomość: takie uzupełnienie braków to koszt nie 138$ (jak wynikałoby z prostej arytmetyki) tylko aż 208 dolarów (przypominam, za nowe zapłacimy 159$ – w Polsce będzie to 799 złotych). Także nie, tak to nie działa i warto o tym pamiętać. Poza tym Apple podało, że będzie można za 49$ dokonać wymiany baterii. Ciekawe, jak to będzie w praktyce wyglądało – słuchawki wyglądają na takie „nierozbieralne” raczej. Tak czy inaczej wprowadzenie takiego programu jest korzystne dla potencjalnego nabywcy, bo zamiast wymieniać całość, przyjdzie wymienić baterie (gdy te się zużyją, co przy intensywnym korzystaniu może nastąpić (według moich wyliczeń) w drugim, maksymalnie trzecim roku użytkowania).

Postaram się coś więcej na temat tego, wywołującego spore zainteresowanie (i spore kontrowersje) produktu napisać niebawem, tzn. gdy tylko słuchawki będzie można osobiście wypróbować. Innymi słowy, jeszcze te AirPodsy na łamach się pojawią, chcę sprawdzić m.in. na ile wygodne będzie sterowanie odtwarzaniem bez fizycznych przycisków, wyłącznie za pomocą komend głosowych (bo tak to będzie wyglądać).

AKTUALIZACJA: Niestety w Polsce nie będzie możliwości skorzystania z programu uzupełnienia stanu AP (gdy się zapodzieje) oraz wymiany baterii. Takie rzeczy tylko w fizycznych sklepach Apple (a nie w APR-ach). Najbliżej w Berlinie zatem…

 

Zrobili to: aktywny system KEFa w oparciu o 50-ki z netem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
LS50 Wireless all

Aktywny, bezprzewodowy – system – bo tym jest najnowsza wersja znakomitych monitorków KEFa… modelu LS50 (jak ten Uni-Q gra!). Miałem okazję zapoznać się z najnowszą wersją tych kompaktowych podstawek i nie dziwię się zachwytom, wysokim ocenom wystawianym LSom. KEF postanowił opracować coś specjalnego, coś o czym pisałem na HDO wcześniej – zintegrować wszystkie elementy systemu HiFi w samych kolumnach, dodając obsługę strumieni. I tak oto powstał produkt, który definiuje na nowo pojęcie systemu audio, staje się kompletnym rozwiązaniem. Wspominałem, że niebawem pojawią się takie konstrukcje na rynku w dużym wyborze, że wielu producentów zdecyduje się na integrowanie elektroniki, modułów sieciowych (kompletnych steamerów), wzmacniaczy i pre w paczkach. To naturalna kolej rzeczy, bo po pierwsze sama elektronika zajmuje dzisiaj bardzo niewiele miejsca, jest bardzo energooszczędna, można topowe przetworniki C/A zamknąć w obudowie od dużego pudełka od zapałek, można bez problemu napędzić dowolne skrzynki za pomocą wysoce wydajnych końcówek (umownie) cyfrowych. Do tego link sieciowy, integracja wszystkich źródeł muzyki bez konieczności stosowania klasycznych transportów, dodatkowych skrzynek, bo dzisiaj jest NAS, Tidal, muzyczne chmury i aplikacje sterujące na handheldzie. Tyle.

Mhm, właśnie tak. Zamiast tego co w środku, mamy to co po bokach. I wystarczy. 

LS50 Wireless to właśnie emanacja tego, co się dzisiaj w audio dzieje, produkt wyznaczający niejako kierunek w jakim branża dzisiaj i jutro będzie podążać. Nie oznacza to oczywiście końca klasycznych systemów, ale wideo, które poniżej umieszczam, materiał KEFa promujący nowe głośniki, pokazuje o co w tym wszystkim chodzi. Minimalizm, nie mnożenie bytów, integracja wszystkiego jak leci, brak konieczności zadbania o akustykę wnętrza (pamiętacie system BeoLab 90?), scedowanie całego wcześniejszego wysiłku „żeby grało”, na elektronikę, na algorytmy, na zaawansowane systemy korekcji odwalające całą robotę za nas. I to ma sens, bo chodzi o to, by bez względu na okoliczności uzyskać dobry brzmieniowo efekt, bez wysiłku, bez adaptacji. Ustawiam tak jak mi się podoba i ma grać. I – gwarantuję – będzie grało, bo to tylko i aż kwestia właściwego oprogramowania.

Tradycjonaliści będą się zżymać, ba nie tylko oni, bo jak to… software ma mi robić muzykę, gdzie w tym dążenie do koszerności, mitycznej wierności, braku ingerencji w sygnał – zakrzykną tłumy audiofilów i będą w tym… mocno osamotnieni. Liczy się tylko i wyłącznie efekt, a nie droga dojścia do niego, bo to dla melomana, dla osoby słuchającej muzyki, nie sprzętu, oczywista sprawa. A ten efekt będzie nie tylko dobry, ale wraz z rozwojem tego typu produktów, wraz z usprawnianiem algorytmów, aktualizacjami oprogramowania będzie coraz lepszy i cóż… pewnie wielu z nas opadnie szczęka, gdy posłuchamy jak taki system w głośnikach zagra, konfrontując to z doświadczeniami odsłuchu klasycznych systemów.

System

KEF zrobił coś, co chodziło mi od pewnego czasu po głowie. Wprowadził te wszystkie najnowsze technologie do konstrukcji idealnie nadającej się do stworzenia kompletnego, kompaktowego rozwiązania, rozwiązania zamykającego temat. Wyobraźcie to sobie. Jest wnętrze, są piękne stendy, piękne (bo LS50 są piękne) kolumienki i nie ma NIC ponad to. Jest tylko źródło i jest dźwięk, nie ma żadnych stolików, kilometrów kabli, listw, kondycjonerów i czego tam jeszcze. Szlachetny minimalizm bez kompromisów jakościowych. Właśnie takie coś. Dzisiaj duże ekrany integrują usługi, serwisy (smartTV oparte o takie rzeczy jak opisywany nie raz na naszych łamach Chromecast) i zwyczajnie nie trzeba nic więcej ponad to co wisi na ścianie i co stoi na stojakach. Kluczową sprawą w przypadku nowych KEFów jest integracja sieci WiFi (ważne z punktu widzenia braku interferencji: dwuzakresowy moduł pracuje zarówno w ramach sieci 2.4Ghz, jak i paśmie 5Ghz) oraz standardu sinozębnego (BT 4.0 z aptX) wreszcie USB DACa (dla tych, którzy chcą uzyskać jeszcze więcej za pomocą takiego NUCa, nano komputerka z obsługą dowolnego front-endu …tak mam tu na myśli także Roona ;-) ). Można także podpiąć inne źródła cyfrowe czy analogowe, przy czym wg. mnie największą zaletą jest tutaj możliwość faktycznego pozbycia się wszelkich innych skrzynek i uzyskania czegoś, co oferuje dostęp do wszelkich plikowych źródeł muzyki bez konieczności podłączania czegokolwiek fizycznie do głośników.

Opisywane LS-y łączą się za pomocą skrętki (to świetne rozwiązanie, bo gwarantujące brak interferencji, brak jakichkolwiek ograniczeń w zakresie transmisji sygnału, komunikację w domenie cyfrowej między kolumnami), możemy zatem użyć przewodu, który zagwarantuje bezstratną transmisję, idealny sygnał, bez wchodzenia w grząski temat okablowania (dla wielu czyste audiovoodoo), bo w tym przypadku wystarczy dobrze wykonany, dowolny kabel ethernetowy. Mamy dwie, aktywne kolumny, jak w nEarach 05, każda kolumna dysponuje swoim wzmacniaczem, elektroniką. Wireless w nazwie to zapowiedź rezygnacji z fizycznego medium właśnie, z kabelka audio, co dla pewnej branży może okazać się mocno bolesne. Systemy audio będą (a właściwie to już) ewoluować w stronę tego typu rozwiązań i klasyczne połączenia będą występować coraz rzadziej, aż w końcu całkiem znikną, staną się jakimś anachronizmem. Aktywne systemy głośnikowe to przyszłość, jak wspominałem na łamach, integracja sieci (źródeł audio) to przyszłość i KEF LS50 Wireless jest tej przyszłości oczywistą zapowiedzią. Takie systemy zastąpią to, co jeszcze okupuje szafki RTV, zastąpią bo będą lepsze. Zwyczajnie lepsze.

Apka

Integracja Internetu w przypadku opisywanych głośników to szerokie otwarcie bramy, pozwalające na dostęp do muzyki, że tak powiem, bezpośrednio. Plik z serwera (gdziekolwiek on by się nie znajdował – to nieważne) odtwarzany jest w zintegrowanym systemie, gdzie konwersja C/A, wszelkie działania na sygnale oraz jego wzmocnienie zachodzą w JEDNYM miejscu. Zaawansowane algorytmy dbają o to, by w pomieszczeniu z totalnie skopaną akustyką (wielkie szklane powierzchnie z kamienną posadzką ;-) ) zamiast karykatury do uszu dotarło co trzeba, dźwięk wypełnił pomieszczenie, elektronika zadbała o wszystko, a użytkownik ograniczył się do nalania sobie szklaneczki Szkockiej. Nie będzie konieczności szukania sweet spota, bo sprzęt znajdzie optymalne ustawienia dla pomieszczenia, ułatwiając kontakt z muzyką, pozwalając cieszyć się nią bez aptekarskiego podejścia „o tu i tylko tu mi gra”). To przysz… pardon, to już teraźniejszość.

Mam nadzieję, że szybko przekonamy się o zaletach LS50 Wireless, szybko przetestuje je na łamach #HDOpinie. Jak tylko trafią do nas, nie omieszkam podzielić się pierwszymi wrażeniami. Na naszym rynku, za zestaw zapłacimy niecałe 10 tysięcy złotych. Dziesięć tysięcy za system audio. Brzmi rozsądnie.

Poniżej specyfikacja oraz wspomniany klip…

MODEL LS50 Wireless
DRIVE UNITS Uni-Q driver array:
HF: 25mm (1in.) vented aluminium dome
LF/MF: 130mm (5.25in.) magnesium/aluminium alloy
FREQUENCY RANGE (-6dB) Measured at 85dB/1m
40Hz – 47kHz (More bass extension)
43Hz – 47kHz (Standard)
46Hz – 47kHz (Less bass extension)
Depending on speaker settings
FREQUENCY RESPONSE (±3dB) Measured at 85dB/1m
45Hz – 28kHz (More bass extension)
50Hz – 28kHz (Standard)
61Hz – 28kHz (Less bass extension)
Depending on speaker settings
MAXIMUM OUTPUT (SPL) 106dB
INPUTS 2.4GHz/5GHz Dual-band Wi-Fi network
Bluetooth 4.0 with aptX® codec
USB Type B
TOSLINK Optical
RCA Analog Line Level Input
10/100 Mbps RJ45 Ethernet (For network and service)
OUTPUT Subwoofer output
AMPLIFIER OUTPUT POWER LF: 200W HF: 30W
BLUETOOTH RANGE 10m
BLUETOOTH MEMORY 8 devices
RESOLUTION Up to 24bit
Depending on source resolution
SAMPLING RATE Up to 192kHz (USB Type B)
Up to 96kHz (TOSLINK Optical)
Depending on source resolution
WI-FI NETWORK STANDARD IEEE 802.11a/b/g/n
WI-FI NETWORK FREQUENCY BAND Dual-band 2.4GHz/ 5 GHz
POWER INPUT 100 – 240VAC 50/60Hz
DIMENSIONS (H x W x D) 300 x 200 x 308mm(11.8 x 7.9 x 12.1in.)
WEIGHT Left Speaker 10.0kg (22.0lbs.)
Right Speaker 10.2kg (22.5lbs.)

 

 

Jeszcze jeden diagram pokazujący o co w tym wszystkim chodzi. Zamiast skrzynek wielu…

Tylko te dwie i …już mamy system audio

Recenzja KORGa DS-DAC-10R. Część 1&2 AKTUALIZACJA nagrywanie

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
DS_DAC_10R_slant_b_rgb

To jedno z najlepszych urządzeń jakie miałem okazje gościć u siebie w systemie. Nie mam co do tego wątpliwości. Tu wszystko jest na swoim miejscu – jest forma (piękna), jest funkcjonalność (bezapelacyjnie unikatowa), jest treść (wyjątkowa). Tak, wiem, zdradzam zakończenie, wnioski. Tak, strzelba wypaliła, ale mam nadzieję że (choć to nie Hitchcock) z zainteresowaniem przeczytacie artykuł, a właściwie to dwa artykuły, bo wyjątkowo (no powiedzmy, wracaliśmy już do niektórych z testowanych urządzeń, choćby w przypadku Zeppelina Air) będzie sequel. Musiałem to podzielić na dwie części, bo opis oprogramowania oraz funkcji nagrywania (w pierwszej części potraktuję temat zajawkowo, skupiając się na odtwarzaniu …także winyli via 10R) to gotowy w sensie dosłownym materiał na dodatkowy tekst i takowy się niebawem pojawi na łamach HDO, jako dopełnienie niniejszej recenzji. Tak czy inaczej, na samiutkim dole, znajdziecie podsumowanie z wnioskami, gdzie pojawi się ocena tego, co tym razem upichcił Korg. Przypomnę tylko, że wcześniej opisywaliśmy Korga DS-DAC-100. Sprzęt tak nam przypadł do gustu (zarówno brzmieniowo jak i estetycznie), że został już na stałe w redakcji.

Bohater niniejszej publikacji to jednak coś zupełnie innego, innego od wspomnianej powyżej 100-ki, bo tutaj mamy do czynienia z połączeniem świata zero jedynkowego, cyfrowego z gramofonowym pre & układem ADC. To rzecz rzadko spotykana, ale mimo wszystko spotykana w segmencie urządzeń audio „pod komputer”, tutaj jednak mówimy o czymś – jak już wcześniej napomknąłem  - unikalnym. Najnowsza wersja software AudioGate (4) robi zasadniczą różnicę. Chcę to już na wstępie podkreślić. Nie mamy tutaj tylko hardware, a dwie w pełni dopasowane i stanowiące całość elementy – DACa z funkcją rejestracji oraz odtwarzania fizycznego nośnika w postaci czarnej płyty oraz software. Oprogramowanie jest nieodzownym i koniecznym składnikiem tego wyjątkowego dania jakie zaserwowali nam Japończycy. Bez AudioGate cała zabawa traci sens, bo DAC – bardzo dobry skądinąd – oraz wzmacniacz słuchawkowy to tylko wycinek, niewielki wycinek tego czym jest DS-DAC-10R. Jeżeli ktoś chce słuchać muzyki (tylko i wyłącznie) z pliku niech od razu skieruje swoje zainteresowania w stronę opisanego DS-DAC-100. Po prostu tytułowy przetwornik/rekorder to sprzęt, który pokazuje pełnię swoich możliwości, staje się – właśnie – czymś wyjątkowym, gdy w pobliżu egzystuje źródło analogowe w postaci gramofonu. To konieczność, bo wtedy właśnie dostajemy coś, co według mnie stanowi o atrakcyjności tej propozycji: fantastyczne narzędzie do rejestracji dźwięku z płyt, znakomity – sterowany za pośrednictwem komputera – odtwarzacz płyt winylowych oraz, co warto podkreślić, jeden z najlepiej brzmiących z czarnego krążka (a to trudna sztuka!) słuchawkowych ampów. Wszystko to zasługa AudioGate, sterownika w postaci systemu komputerowego, rozbudowanych możliwości dopasowania oraz modyfikowania pracy gramofonu z poziomu komputera PC/Mac.

To jest coś, co stanowi o wartości tej propozycji, coś co przekonało mnie ostatecznie, że te dwa światy (cyfry i analogu) mogą się wzajemnie uzupełniać, uzupełniać i dopełniać właśnie dzięki takim rozwiązaniom jak opisywany tutaj system DS-DAC-10R z softwarem AudioGate. Co więcej, dostajemy tutaj de facto trzy różne estetyki, trzy różne sposoby konsumpcji dźwięki… z jednej strony streamingi i pliki, z drugiej okładka, krążek, igła i klasycznie strona A, strona B, album za albumem. Dwa zupełnie odmienne sposoby obcowania z muzyką. Wszystko z jednym, wspólnym mianownikiem. Zaraz, zaraz – ktoś uważny zakrzyknie – było coś o trzech sposobach! To gdzie ten trzeci? No właśnie. Ten trzeci moi drodzy to droga tworzenia własnych cyfrowych rejestracji z kolekcji winyli, mastering płyt, który poza walorem edukacyjnym (trzeba się tego nauczyć, poeksperymentować, jest naprawdę sporo zmiennych, które należy uwzględnić!) ma jeszcze jeden walor – chłoniemy muzykę inaczej, poznajemy ją od innej strony, biorąc udział w procesie tworzenia. Bo to, że tworzymy coś nowego nie ulega dla mnie wątpliwości. Rejestracja do postaci jednobitowej (tak, pamiętajmy, Korg specjalizuje się w zapisie DSD) to wielka frajda i jak wyżej – poznawanie ulubionej muzyki w odmienny sposób (no chyba, że ktoś zajmuje się zawodowo muzyką – wtedy nie będzie to dla niego takie odkrycie ;-) ). I to jest coś, co w takiej, kompletnej formie, oferuje JEDYNIE Korg. Zwyczajnie, nikt inny nie „bawi się” w dostarczanie kompletnego rozwiązania złożonego z hardware oraz software. Tak dopracowanego – dodajmy. No dobrze. Mam nadzieję, że wyjaśniłem wystarczająco powody tej wypalającej dwururki z pierwszego akapitu i Czytelnicy nie będą mieli za złe autorowi, że od razu zaczyna od peanów. Te, cóż, są w wypadku opisywanego urządzenia czymś najzupełniej naturalnym.

Nic na to nie poradzę…

AKTUALIZACJA: Cześć 2… nagrywanie

» Czytaj dalej

Witamy MrSpeakers w Polsce. High-endowe nauszniki z Kalifornii nad Wisłą

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Logo

To jedna z tych marek, o której wielu z nas słyszało, ale – właśnie – słyszało, ale nie słuchało, bo słuchawki w samej Europie trudne do namierzenia, u nas do tej pory nie tylko bez dystrybucji, ale nawet jako ciekawostka przyrodnicza właściwie nie występowały. Szczerze to nie wiem, czy ktokolwiek w .pl te nauszniki ma/miał, a nawet jeżeli to zazdrośnie się nie ujawniał… byłem na paru nieformalnych imprezach słuchawkowych i jakoś nigdy. No ale w końcu doczekaliśmy się oficjalnego wprowadzenia na nasz rynek i ta high-endowa marka będzie u nas dystrybuowana. Sama firma jest dość młoda, natomiast stoi za nią człowiek z ponad 20 letnim doświadczeniem w branży (Dan Clark). Producent ma w ofercie poza przeróbkami Forteksów (Alpha Dog, Mad Dog), swoją linię produktową – Ether. Ethery to planary, trochę formą przypominające HiFiMANy (nie mają z nimi nic wspólnego, poza takimi luźnymi skojarzeniami btw), wyposażone w autorskie technologie, występujące w dwóch podstawowych wariantach (otwarty i zamknięty).

To konstrukcje zbalansowane, obecnie trwa wprowadzanie nowej generacji tych słuchawek na rynek tj. linii Flow (premiera). Ceny? Od 1500$ w górę. High-endy. Słuchawki przyjęte przez recenzentów bardzo entuzjastycznie, z licznymi nagrodami, dodatkowo powszechnie chwalone za komfort, co w przypadku dużych, zazwyczaj ciężkich nauszników stratosferycznych nie zawsze idzie w parze (z wybitnym dźwiękiem).

Otwarte

Cóż, pozostaje poczekać na możliwość przetestowania tych słuchawek na HDO, skonfrontowania tych wszystkich zachwytów, peanów z własnym uchem. Fajnie, że są już w Polsce (miałem w notatkach jeszcze w zeszłym roku napisane – posłuchaj Etherów…), fajnie że z oficjalną dystrybucją (MIP), fajnie że nie przekraczamy magicznej granicy 10 tysięcy złotych (poniżej, w inf. prasowej, szczegóły). Audeze, wspomnianym HiFiMANom przybywa groźny konkurent. Zobaczymy, a raczej usłyszymy co z tego wyniknie (będzie można dokonać bezpośredniego porównania z naszymi red. LCD-3 oraz HiFiMANami 400). W rozwinięciu macie sporo informacji na temat samych słuchawek, o zastosowanych patentach, o polskich cenach…

Zamknięte

» Czytaj dalej

Testujemy nowego Matriksa Mini-i Pro 2! Krótko: Wow!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20161201_094713980_iOS

Przyjechał i od razu podpięliśmy klamota. Nowy Mini-i jest naprawdę nowy. Zmienili w nim niemal WSZYSTKO w stosunku do przetestowanych u nas modeli (patrz: pierwsza generacja, model bez pro i z pro drugiej generacjiwreszcie wersję AD 2015). To nie tylko zupełnie nowa obudowa, ale przede wszystkim znaczące rozszerzenie możliwości o bezprzewodowy link Bluetooth z obsługą kodeka aptX. Właśnie gram bardzo dobry jakościowo materiał (studio mastery, param. 24/96) z MacBooka z wymuszoną obsługą aptX-a (patrz nasz opis Bluetooth Explorer) i powiem tak… o cholera jasna, jak to dobrze, baaaardzo dobrze brzmi. Nie odczuwam tego, co zazwyczaj towarzyszy transmisji tego typu – dźwięk bywa wyprany, płaski, bez „planktonu”, często z cyfrowym nalotem, którego tak nie znosimy. Tutaj w ogóle nie ma o tym mowy. Rewelacja!

To chyba najlepsze granie via BT jakie do tej pory miałem okazję posłuchać. Ten link staje się wg. mnie pełnoprawnym (mimo nadal stratnej kompresji, choć parametry takiego streamingu są zbliżone do strumieniowania bezstratnego, co więcej od paru miesięcy mamy na rynku wariant aptX-a z magicznymi literkami HD… nadal stratny, żeby nie było niedomówień ;-) ) źródłem, na równi z pozostałymi interfejsami. Oczywiście USB daje nam największe możliwości, jest najlepszym jakościowo wyborem i nie ma tutaj nad czym deliberować, ale pojawienie się takiego, bezprzewodowego rozwiązania, bardzo cieszy. W końcu można słuchać muzyki na wysokim poziomie korzystając z sinozębnego! To gdzie kryje się sekret? W module, w całym torze nowego Matriksa się kryje oraz w parametrach transmisji (znacząca redukcja opóźnień >20ms, przy wcześniejszych 50-100ms… to jeden, z moim zdaniem, krytycznych parametrów mający wpływ na jakość brzmienia, dużo wyższy bitrate, dodatkowo stabilniejsza praca interfejsu). W galerii poniżej zrzuty z opisem, dobrze widać jak to pięknie śmiga. Jednym słowem:

Wow!

No dobrze, to po co bitperfect, po co cyzelowanie systemu, pod kątem uzyskania pełnej koszerności, zapytacie? No, cóż, dla kogoś kto ma fioła na punkcie jakości dźwięku sprawa jest oczywista. Bo nadal można bardziej, bardziej lepiej. USB w Pro 2 to brama do bezkompromisowości. Co prawda DAC w Matriksie to stary znajomy (ESS 9016), ale cała reszta toru przeszła gruntowne odświeżenie. Wzmacniacz słuchawkowy dysponuje dużo lepszymi parametrami i dokładnie przemagluję wyjście słuchawkowe podpinając LCD-3, HE-400 oraz K701 i HD650. Będzie konkret. Sprawdzimy te bardzo różne, niekoniecznie łatwe (AKG) do napędzenia nauszniki – tu faktycznie producent miał sporo do zrobienia, bo wyjścia słuchawkowe w Mini-i były dobre, ale daleko im było do poziomu oferowanego przez wyspecjalizowane wzmacniacze słuchawkowe. O wszystkich różnicach, o tym jaki przyniosły efekt, przeczytacie we właściwiej recenzji. Powiem tylko, aby zaostrzyć apetyty, że tak rozbudowanego menu konfiguracyjnego mogą temu klamotowi pozazdrościć znacznie droższe urządzenia (znamy to już z poprzedników, ale tutaj jeszcze bardziej to rozbudowano). Możliwości modyfikacji pracy urządzenia sporo, przy czym sama podstawowa obsługa jest prosta jak budowa cepa i jak chcemy żeby „po prostu grało”, to po prostu gra.

Fajnie, że automatyka pozwala na bezkonfiguracyjny scenariusz obsługi, działa bardzo sprawnie, a oprogramowanie modułu BT to wg. mnie coś, co wymaga specjalnego wyróżnienia. Sprzęt dopasowuje pracę w zależności od źródła, przy czym robi to natychmiastowo (z BT czasami naprawdę można osiwieć, każdy to zapewne przerabiał) i poprzez ciągłe dopasowanie transmisji możemy liczyć na stabilną (jak skała) pracę. Myślałem, że takie coś możliwe jest generalnie tylko w przypadku WiFi… cóż, BT też może grać bezproblemowo. Pilota znamy z poprzednich testów, to ładny, zaprojektowany dla Matriksów (a nie brany z worka) częściowo metalowy sterownik. Wyświetlacz jest super czytelny, pokazuje źródło, pokazuje parametry transmisji. gdyby jeszcze dioda (oczywiście jaskrawoniebieska) nie dawała w tak radykalny sposób znać o sobie to byłoby bez żadnych „ale”.

Tak czy inaczej, nowy Mini-i prezentuje się świetnie, to kompaktowy DAC/AMP, mogący pracować zarówno ze stałym poziomiem wzmocnienia, jak i jako pre-amp. Właśnie może być przedwzmacniaczem i od tej generacji producent idzie za ciosem proponując końcówkę mocy, dopasowaną wielkością, pracującą w klasie D, z możliwością wykorzystania w trybie stereo (RCA) lub mono (łączymy z Mini-i Pro 2 via XLR). Można stworzyć kompaktowy, kompletny system w oparciu o te produkty. Na razie rodzimy dystrybutor nie planuje wprowadzenie końcówki do sprzedaży, chętni muszą skorzystać z własnego importu.

To, na marginesie, nie koniec nowości zaprezentowanych ostatnio przez Matrix Audio. Nowy flagowiec (patrz test X-Sabre PRO), czytaj nowy X-Sabre Pro właśnie ma swoją premierę i… tu także wprowadzono zasadnicze zmiany. O tym co się zmieniło we flagowcu przeczytacie niebawem. Wyraźnie widać z powyższego, że producent postanowił wprowadzić zupełnie nowe konstrukcje, zastępując poprzedników czymś naprawdę nowym, a nie w niewielkim stopniu zmodernizowanymi „ale to już było” klamotami, jak to się często, gęsto dzieje. Sumując pierwsze wrażenia: apetyt bardzo zaostrzony, już po pierwszych odsłuchach, po pierwszym kontakcie. Wraz z naszymi redakcyjnymi nEar-ami (aktywne monitory studyjne) w opcji zbalansowanej, ten Mini-i Pro 2 tworzy audio system i to tak na bardzo serio. Mniam. W instrukcji wspominają, że źródłem USB dla nowego modelu może być bezproblemowo androidowy albo na iOSie handheld. Sprawdzę czy tak jest w istocie, podpinając Neksusa oraz iPada do klamota. Oczywiście komputery via USB zagrają za pośrednictwem Roona. Sprawdzę dokładnie zachowanie testowanego DACa z materiałem DSD (który grany jest w trybie DoP z każdego wejścia cyfrowego, pomijając rzecz jasna samo BT).

Zabieram się do testowania zatem…

Rozbudowana galeria z opisem poniżej:

» Czytaj dalej

Strefowo, do kina i do muzyki: Definitive Technology W Studio Micro & Adapt

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20160623_085053750_iOS

Projektory dźwiękowe, zwane potocznie soundbarami, kojarzą się nieodmiennie z kinem domowym. Wiadomo, wieszamy albo stawiamy na półce RTV, czasami dodatkowo łączymy z niskotonowcem w całość i mamy alternatywę dla klasycznego zestawu opartego na kolumnach. Przestrzeń robi nam elektronika, sub robi akcję, a wszystko to wyspecjalizowane na potrzeby kina względnie telewizji (bo telewizory generalnie oferują dźwięk poniżej krytyki). Tyle. W przypadku tytułowego produktu jest inaczej, zupełnie inaczej. To coś więcej niż soundbar, to streamer, to część większej całości, całego systemu nagłośnienia, który ma zapewnić dźwięk wszędzie tam, gdzie przyjdzie nam na to ochota.

To – wbrew pozorom – nadal rzadkość, nadal wyzwanie dla producentów audio, bo zintegrowanie wszystkiego w spójny system nagłośnieniowy, sterowany za pośrednictwem mobilnej aplikacji, z możliwościami grania różnych strumieni w poszczególnych pomieszczeniach, grania ich także w jakości hi-res (24/96, a teoretycznie nawet 192KHz) to domena paru wielkich producentów elektroniki użytkowej z Nipponu, a precyzyjnie w takiej monogości (bo też Definitive ofertę ma bogatą i stale ją rozszerza) praktycznie mamy tylko Yamahę (bogato zarówno w kontekście kina, jak i słuchania muzyki).

Definitive Technology (DT) wybrał rozwiązanie będące jednym z opracowanych na rynku standardów. DTS Play-Fi to coś, co daje nie tylko opisane powyżej możliwości, dodatkowo spina wszystko w stale aktualizowany, wspierany przez konsorcjum zrzeszające największych producentów z branży, standard obsługi strumieni z obsługą wszelkich dostępnych, internetowych źródeł (usług, serwisów). To wygoda, to przewidywalność (żadne tam czekanie miesiącami na upgrade, bez braków w obsłudze, z pełną ofertą internetowego streamu) i – co warto podkreślić – wybitnie stabilna praca, bez wpadek pt. nie widzi, nie łączy, przerywa, nie wykrywa. Według mnie to kluczowy element każdego takiego, zintegrowanego systemu strefowego. Multiroom musi być „stabilny jak skała”, bo inaczej staje się wywołującym irytację wśród domowników (którzy nie muszą mieć cierpliwości, jaką my – geekowie – się odznaczamy). To ma działać. Zawsze.

To nie jedyne cechy wyróżniające przetestowany przez nas sprzęt DT. Opisany system składał się z nie tylko z belki (z wbudowanym streamerem) oraz będącego częścią zestawu (co warto podkreślić) bezprzewodowego suba… w innym pomieszczeniu grał strumieniowiec W-Adapt, podłączony do integry D3020 z podstawkowymi Topazami. Mieliśmy zatem możliwość dokładnego sprawdzenia, jak to z tym multiroomem jest, jak (stabilnie) to działa, jakie korzyści przynosi taki zintegrowany system (opisana technologia DTS Play-Fi). W salonie belka z subem (który można było ustawić dowolnie, w miejscu odległym od telewizora, dzięki bezprzewodowemu połączeniu z projektorem) przede wszystkim wykorzystywana była na potrzeby kina, odtwarzając ścieżki z podpiętej PS3 (Blu-ray, DVD), testowanego równolegle strumieniowego odtwarzacza wideo Dune HD Solo oraz podłączonej do drugiego z optycznych wejść plazmy (gigantyczny progres w stosunku do rachitycznych głośniczków umiejscowionych w TV).

Przede wszystkim nie oznacza jednak, że tylko, bo strumieniowanie muzyki z handheldów za pomocą paru maźnięć na ekranie było równie bezproblemowe, jak korzystanie z naszego redakcyjnego bezprzewodowego głośnika (Zeppelin Air) z jabłkowym protokołem AirPlay (btw tego typu strumieniowania  DT nie obsługuje), czy podpiętej pod stacjonarnego DACa airportowej stacji (AP Express). Powiem więcej, było szybciej i dodatkowo z obsługą dźwięku 24 bitowego (czego AirPlay nie potrafi). No dobrze, to czas na trochę konkretów. Zapraszam…

» Czytaj dalej

O Meze Classics 99 opinia, o słuchawkach mobilnych z Rumunii

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Meze 99 full

Rynek słuchawkowy prężnie nam się rozwija, poza firmami od zawsze, specjalistami z branży (ale niekoniecznie słuchawkowej – dzisiaj w ofercie zwyczajnie muszą się one pojawić, muszą), mamy wysyp beniaminków, producentów zupełnie nieznanych, często nieznanych z bardzo prostego powodu. Bo młodych, bo dopiero startujących (tak, tak wszelkie croudfundingi, startupy itp sprawy), bez doświadczenia, bez zaplecza… wielu z nich pojawia się szybko i jeszcze szybciej znika, niektórzy to zwykli hochsztaplerzy, wiele w tym kitu i bujdy na resorach, ale są też tacy, którzy nie tylko zasługują na uwagę, ale wręcz od razu, z miejsca rzucają wyzwanie tym doświadczonym i utytułowanym.

HD-Opinie jest miejscem, gdzie chętnie opisujemy nowe, nieznane, albo po prostu nie popularne (nie przebijające się do mainstreamu) rzeczy. Już niebawem przeczytacie o sprzęcie Mass Fidelity, będzie też zupełnie nieznany pomysłodawca oryginalnie zaprojektowanych słuchawek, a w niniejszym artykule skupimy się na kimś, kto już jest rozpoznawalny, ma dobre opinie, ale nadal jest beniaminkiem, od niedawana funkcjonuje na rynku. Chodzi o rumuńskiego producenta Meze, firmę która zaskoczyła pozytywnie, wprowadzając (od razu atakując trudny, wymagający segment mobilnych nauszników klasy premium) tytułowe Meze Classics 99. Przenośne słuchawki do słuchania nie tylko na wynos, wykonane z wielką starannością, z odpowiednią dbałością o szczegóły, z wykorzystaniem naturalnych materiałów (żadne tam plastiki – stal, drewno, skóra… wróć, tu eko, czyli syntetyk jednak), do tego wycenionych poniżej poziomu, za jaki wołają zachodni konkurenci. Przy czym należy pamiętać, że to bardziej projekt plastyczny, przetworniki są chińskie, a Meze wcześniej zwyczajnie rebrandował produkty z Państwa Środka, względnie zamawiał coś i poddawał modyfikacjom, przyklejając następnie swoją naklejkę. Opisane 99 to coś znacznie ambitniejszego (no naklejenie nazwy firmy na coś nie swojego, trudno uznać za przejaw jakiejkolwiek ambicji) i można powiedzieć, że to pierwszy „ich” produkt. To tyle, gwoli ścisłości.

Na sieci możemy znaleźć sporo opinii na temat tych słuchawek. Czytałem większość z nich, postanowiłem skonfrontować to, co napisano o 99-kach z własnym osądem, opinią, jednocześnie sprawdzając, czy te nauszniki mogą sprostać wymogom grania w domowych pieleszach. Podpinanie pod lampowy wzmacniacz, granie z integry, podpięcie pod stacjonarną, tranzystorową amplifikację słuchawkową było ważną składową testu. Oczywiście nie zapomniałem o scenariuszu na wynos, który w przypadku takich, lekkich, zamkniętych konstrukcjach stanowi główne zastosowanie dla produktu, jakie przewidzieli twórcy, ale jw. chciałem sprawdzić czy można je potraktować jako w pełni uniwersalny model…Tak, zadam to pytanie: czy za cenę 1500 złotych można zamknąć temat poszukiwania słuchawek i skoncentrować się na czymś innym, niż wydawanie pieniędzy na kolejne nauszniki?

Przed właściwą lekturą testu zachęcam do przeczytania naszych pierwszych wrażeń, bo te… nie zdezaktualizowały się, a wręcz przeciwnie, opinia na temat nauszników jest tylko pogłębiona, ale w wymowie zbliżona do tej z końcówki sierpnia. Słuchałem grubo ponad miesiąc intensywnie (także te kilkaset godzin pewnie na liczniku stuknęło) i cóż… słuchawki potwierdziły swoje niemałe kompetencje w zakresie brzmieniowym, ponadto okazały się solidną konstrukcją, wytrzymującą intensywną eksploatację (sporo podróżowałem).

 

 

» Czytaj dalej