LogowanieZarejestruj się
News

Słuchawkowy wysyp #2: NAD HP50 po modyfikacji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20160805_190954452_iOS

Od razu na wstępie zaznaczę… to zmodyfikowana wersja HP50, z innym od firmowego, zmienionym okablowaniem. Recabling to temat nośny, często dyskutowany na forach, szczególnie gdy konstrukcyjnie słuchawki wyposażono w stałe, czy trudne do wymiany (nietypowe porty w muszlach) przewody. W przypadku HP50 dostajemy całkiem niezły (naprawdę dobry) kabel z pilotem, który będzie oczywistym wyborem w przypadku mobilnego użytkowania tych nauszników. Tyle, że u mnie po pierwsze HP50 mają być słuchane wyłącznie w domu (wyjaśnię poniżej dlaczego), po drugie konstruktorzy sami zachęcają do wymiany firmowego kabla – w lewej muszli umieścili pusty port dla przewodu, co oznacza że można stosunkowo prosto zmienić okablowanie na takie, w którym omijamy przewody poprowadzone w pałąku na rzecz symetrycznie podpiętych do lewej / prawej muszli kabli, dodatkowo pozbawionych pilota. Właśnie… pilota. Pilot to rzecz bardzo przydatna, wręcz niezbędna, gdy chcemy wykorzystać słuchawki na wynos, mieć możliwość nie tylko sterowania odtwarzaniem, natężeniem dźwięku, ale także móc bezproblemowo odbierać połączenia. Odbieranie telefonu ze słuchawkami pozbawionymi tego dobrodziejstwa (mikrofon) jest uciążliwe, niepraktycznie – to oczywiste. W przypadku HP50-ek, modelu typowo przenośnego (choć nie jest to konstrukcja idealnie dopasowana do tego typu użytkowania – nie składa się, nie ma szerokiego zakresu regulacji, poza tym nieco kontrowersyjnie rozwiązano kształt, formę pałąka) trudno oczekiwać od użytkownika rezygnacji z wyżej wymienionej funkcjonalności. My jednak, nietypowo, zdecydowaliśmy się na rekabling tych, skądinąd bardzo od strony brzmieniowej interesujących, słuchawek. Bo pilot to z drugiej strony kompromis jakościowy, element wprowadzający w całym równaniu niewiadomą, zazwyczaj negatywnie oddziałujący na finalny efekt (sprawdźcie jak brzmią Wasze słuchawki mobilne, takie które wyposażono w dwa, wymienne przewody, a jeszcze lepiej zastosujcie w takich słuchawkach jakiś lepszy, ale właśnie pozbawiony pilota kabel). Poza tym czasami zmiana okablowania, nawet z takiego niezłego, daje wymierny efekt brzmieniowy, daje progres. Przerabiałem to nie raz w przypadku wysokiej klasy nauszników.

Mod. NAD VISO HP50 w pełnej krasie

Rezygnacja z przenośności była tym łatwiejsza, że wspomniany pałąk po założeniu słuchawek na łeb wygląda, co tu by dużo nie mówić, pokracznie. Wystaje mocno poza obrys głowy (patrz zdjęcie poglądowe poniżej) i cóż, to nie może dobrze wyglądać. Rzecz jasna można mieć to gdzieś (ja akurat mam to gdzieś), ale z tą nietypową (choć spotykaną w wysokiej klasy słuchawkach high-endowych, takich jak choćby Abyss) konstrukcją pałąka wiąże się jeszcze jeden aspekt: punktowy ucisk na czubku głowy. Kto ma wrażliwy wierzchołek (ja mam) ten doskonale wie, z czym to się wiąże. Ano dokładnie, z dużym dyskomfortem się wiąże. Testowany egzemplarz także tutaj różni się od tego, co firma dała w standardzie (patrz zdjęcia). Oczywiście zmiany wykluczają powrót do standardowego kabla z pilotem. Samo okablowanie jest zamontowane na stałe, zrobione przez kogoś, kto się na tym bardzo dobrze wyznaje. Zastosowano do obu muszli przewody ze srebrzonej miedzi (VanDamme), oplot to solidna plecionka, zaś wtyk to świetny Amheno 3,5mm. Pierwotnie pałąk uległ uszkodzeniu co niejako wymusiło modyfikację, której efektem jest brak ucisku na czubku głowy. Ktoś tu zaraz powie – no dobrze, ale co te słuchawki mają wspólnego z oryginalnym wyrobem NADa – i będzie miał słuszność… ano nie za wiele. Mamy mocno zmodyfikowane HP50, już nie takie mobilne (znaczy da się, swobodnie użytkować na wynos, z ograniczeniami jak wyżej, to nadal leciutkie, wygodne nauszniki), a raczej stacjonarne, nadal jednak są to słuchawki z pierwotnymi przetwornikami, przetwornikami które NADowi bardzo wyszły dodajmy. Te nauszniki w wersji niemodyfikowanej (miałem okazję słuchać przy okazji długiej sesji w pewnym salonie – dziękuję za wyrozumiałość btw ) grały zjawiskowo dobrze, wręcz stanowczo za dobrze.

No nie wiem…

Ten test, artykuł będzie zatem nie tylko recenzją HP50-ek (bardzo, moim zdaniem, niedocenianych słuchawek, które w kraju w ogóle nie miały szczęścia do dziennikarzy – mało kto o nich pisał), ale będzie także opisem problemowym, tematycznym, dotyczącym modyfikacji, ulepszania tego, co z pudełka, wpływowi modyfikacji okablowania na dźwięk. Nie będziemy generalizować, bo zawsze trzeba podchodzić do tych kwestii indywidualnie, ale co od zasady… w drogich modelach, z wymiennym kablem, można – podobnie jak to ma miejsce z torem stacjonarnym, systemem audio, dosmaczać, stroić całość za pomocą przewodów. I żeby nie było… jestem, byłem i raczej pozostanę sceptyczny w kwestii roli, wpływu kabelków na to co słyszymy (w ujęciu procentowym). Według mnie kable, choć mają wpływ, to jednak nie tak przemożny jak to można często wyczytać w różnych periodykach, publikacjach, innymi słowy kable same z siebie nie grają*. Co więcej, ich wpływ jest raczej subtelny, a nie krytyczny (nie mówimy tutaj o ekstremach, a o ogólnych zasadach jakie dotyczą okablowania w systemie). Także to nie jest tak, że nagle, automagicznie mam zupełnie inne, nowe HP50, o niebo lepsze etc. Mogę w każdej chwili skonfrontować to, co słyszę na zmodyfikowanych, z egzemplarzem w pewnym salonie. Tak dla przypomnienia. Słuchając ich teraz, wiem w jakim kierunku i na ile wymiana kabla zmieniła dźwięk tych słuchawek.

Jak zapewne zdążyliście zauważyć, jestem fanem marki NAD. Ta kanadyjska (tak, ma brytyjskie korzenie, ale to KANADA, a nie jak piszą co poniektórzy Albion) firma robi świetny sprzęt, znakomity w relacji koszt – efekt, według mnie ponadczasowy. Jest wierna swojemu DNA i mimo na wskroś nowoczesnej, obecnej oferty, nadal robi to, co wyróżniało ją na rynku – robi muzykalne, ekstremalnie przyjemne w odbiorze urządzenia audio, które mogą stanowić fundament dowolnego toru. Tego taniego, budżetowego (w tym zawsze byli mocno, to ich wyróżniało), jak i high-endowego, przy czym w ofercie znajdziemy klasyczne konstrukcje, które według mnie idealnie pasują do koncepcji „drut ze wzmocnieniem”. Prawdziwe, nadowskie waty, zazwyczaj dużo większe (mocowo) możliwości od tych podawanych w specyfikacji – za to lubię i cenię tę firmę. I choć cyfra jest numero uno (dzisiaj) to jednak znajdziemy także sporo czysto analogowych produktów w katalogu NADa obecnie i dobrze, dobrze że tak jest, bo mamy wybór. U mnie większość elektroniki na stałe (bo poza tym, w związku z testami, wiadomo, ciągła rotacja następuje) to NAD. I to zarówno ten nowoczesny (np. D3020), jak i ten vintage’owy (np. pre 1020). HP50-ki zagrają z dziurki wspomnianego przedwzmacniacza z wbudowanym stopniem gramofonowym (właśnie gramofon, też NADa, też vintage, będzie źródłem w tym konkretnie wypadku), zagrają również via jack w cyfrowej integrze (które to wyjście, przypominam, oceniłem jako dość kiepskie w recenzji tego wzmacniacza) ze źródeł (a jakże) cyfrowych tj. Chromecast-a Audio oraz routera AirPort Express (AirPlay) & via BT z aptX (przy okazji porównam te bezprzewodowe sposoby transmisji dźwięku). HP50 sprawdzę także na budżetowym zestawie C515BEE & C315BEE odtwarzając płyty CDA. To będzie taki „przede wszystkim NAD”, choć oczywiście nie zrezygnuję ze sprawdzenia możliwości słuchawek z inną elektroniką (Oppo HA-2 np.).

Zmodyfikowane pod tor stacjonarny. Co by tu puścić?

Sumując, będzie to nieco inna, myślę że ciekawa, próba opisu produktu – „po”. Po modyfikacjach, po gruntownym wygrzaniu, po dogłębnym zaznajomieniu się z pierwotnym, nietykanym egzemplarzem, na firmowej – bardzo odmiennej, przekrojowej odnośnie generacji / pokoleń elektronice. Jedno wiem już teraz. Te słuchawki potrafią zaskoczyć. I nie liczy się w tym zaskakiwaniu znaczek NAD na obudowie muszli, a liczy się to co dobiega do uszu. Jest tam spokój, ale jest też finezja i umiejętności, które potrafią mocno zadziwić. Aha, w nazwie tych nauszników występuje VISO, oznaczenie produktów lifestyleowych NADa, takich jak choćby głośniki bezprzewodowe ONE, IEMy etc. Nasze już takie VISO nie są, jak widać

Tymczasem poniżej, parę dodatkowych fotek…

* …odnośnie zaś cenowego rozpasania w branży kablarskiej to komentarz wydaje się w sumie zbyteczny. To jak z farmaceutykami tylko (chyba) jeszcze do sześcianu. Często, gęsto totalne oderwanie od rzeczywistości.

» Czytaj dalej

CapTune – patent na Tidala z EQ oraz podrasowanie możliwości Momentum

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20160706_150136000_iOS

To chyba pierwsze takie, kompleksowe podejście do tematu producenta słuchawek. Sennheiser wypuścił apkę (dostępna dla iOSa oraz Androida), która stanowi ciekawe rozwiązanie dla użytkowników firmowych produktów, a w szczególności właścicieli linii Momentum (poza tym są także nowe, opisane wczoraj PXC550). Nie jest pozbawiona wad (o czym kapkę niżej), ale ma dwie niezaprzeczalne wg. mnie zalety. Po pierwsze zawiera integrację Tidala i to taką, która daje użytkownikowi dostęp do czegoś, czego w programie dostępowym oferowanym przez serwis zwyczajnie nie ma – do rozbudowanego korektora parametrycznego (EQ). Dodatkowo, choć wymaga przyzwyczajenia i nie jest tak – powiedzmy – rozbudowana odnośnie nawigowania po zbiorach, to jednak sprawdza się całkiem nieźle, bo dzięki prostocie, nie przeładowaniu (czasem więcej znaczy gorzej), sensownemu panelowi sterowania (znowu prostota i szybki dostęp do tego, co trzeba) w czasie odtwarzania może całościowo stanowić ciekawą alternatywę dla Tidal.app. Oczywiście mamy możliwość dodania swoich Senków z indywidualizacją wyglądu (estetyka głównie, estetyka), przy czym w pamięci urządzenia zostają zapisane – właśnie – presety dla każdego z podpiętych do gniazda (albo połączonych bezprzewodowo) słuchawek. To już jest coś i taka możliwość ustawień (pod brzmienie słuchawek, pod nasze gusta, wreszcie pod określone gatunki) to rzadko spotykana sprawa. Nazwali to w oczywisty sposób – profile dźwiękowe – Sound Profiles i choć Sennheiser wskazuje głównie na to, co ludzie zwykli łączyć (bo modne) z różnymi aktywnościami (stąd podpięte pod to playlisty), to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by dopasować to do konkretnych gatunków oraz podpiętych słuchawek.

A to jeszcze nie wszystko. Bo są dwie rzeczy, na które chcę przede wszystkim zwrócić uwagę. To właśnie dlatego zamiast aktualizować opis we wczorajszej publikacji poświęconej nowym Senkom (PXC550) postanowiłem poświęcić tej apce osobny wpis. Pierwsza z nich to innowacyjny test A/B jaki możemy sobie zaaplikować w ramach aplikacji, pozwalający w bardzo użyteczny, łatwy sposób porównać różne presety i wybrać najodpowiedniejsze dla nas ustawienia. Działa to świetnie, muszę przyznać i daje spore możliwości także w zakresie testowania słuchawek, dając gotowe narzędzie do testów. Nazwali to SoundCheck i cóż – to jest naprawdę użyteczna, przydatna rzecz. Druga wyróżniająca cecha CapTune to specjalnie dopasowane (pod firmowe słuchawki) presety, których włączenie dość radykalnie wpływa na to co usłyszymy. Tutaj mówimy o czymś, co przygotowali inżynierowie firmy z myślą o takim zestrojeniu słuchawek, by te zagrały… inaczej. Cechą wspólną tych presetów jest odjęcie otwarcia, przestrzeni, pewne zamknięcie dźwięku. To oczywiście od razu wywołuje reakcję „wyłącz”, jednak gdy damy tym ustawieniom szansę okazuje się, że żywiołowe i hurra do przodu, obfite (to dobre słowo, dobrze określające charakter całej linii Momentum) brzmienie w niektórych gatunkach „cywilizuje się”, pozwala na wydobycie szczegółów, których wcześniej – zwyczajnie – nie słyszeliśmy. To bardzo ciekawe doświadczenie i warto spróbować, mając w pamięci to, co napisałem …w zależności od naszych preferencji, ale przede wszystkim od danego gatunku muzyki może to być właśnie TO, czego oczekujemy, albo wręcz przeciwnie. Fajnie, że takie modelowanie oferuje nam ktoś, kto zna te przetworniki, te zestrojenie jak własną kieszeń, czytaj producent. Każdy z presetów fx tj. Spatial Boost (szczególnie dedykowany Momentum), Bass Boost oraz Treble Boost wyraźnie wpływa na to, co dociera do naszych uszu. Co ciekawe, przestawienie suwaka niewiele tu zmienia, to znaczy włączenie podbicia od razu skutkuje zmianą brzmienia, bez względu na późniejsze korekty suwakiem.

Do czego zatem można się przyczepić? Ano do niewielkiej liczby gotowych ustawień EQ (gatunki – mogli dać tego więcej i mam nadzieję, że dodadzą), do nieco jednak utrudnionego nawigowania (tylko górny pasek z głównymi przyciskami nawigacyjnymi, z tym że nie ma tu spójności – muszą nad tym jeszcze popracować) oraz totalnie wg. mnie skopanej integracji z kolekcjami iTunes (integruje muzykę z applowego odtwarzacza Muzyka, tyle że integruje wadliwie). O co chodzi? Ano o to, że jak jesteśmy subskrybentami iTunes Match (czytaj chmura), albo korzystamy z Apple Music (też chmura) to… niczego sobie nie posłuchamy. Zwyczajnie mamy wszystko szare, niedostępne z komunikatem o prawdopodobnym DRM. Co ciekawe także coś lokalnie zapisanego w pamięci telefonu, a kupionego wcześniej w iTunes Store podobnie nie jest udostępnione do odtwarzania. Zatem pozostaje tylko to, co przenieśliśmy z zapisanych w komputerze z iTunes bibliotek do pamięci iPhone (bez DRM). Cóż… słabe to. Tu, znacznie lepszym pomysłem byłoby albo zintegrowanie własnego odtwarzacza (z dostępem via iTunes/iPhone/programy/kopiuj&wklej, albo jeszcze lepiej jakiejś chmury – patrz Vox Player z Loopem), albo …olanie tego w zamian za integrację innych serwisów streamingowych. Oczywiście sam Tidal może być dla wielu (i tak zapewne jest) wystarczający, ale znajdą się tacy, którzy powitaliby z radością Spotify, Deezera oraz takie rzeczy jak SoundCloud czy strumienie audio z YouTube oraz rozgłośnie internetowe. To zresztą, jak widzę, będzie rozwijane tzn. Sennheiser będzie chciał wprowadzić nowe elementy do zakładki źródła. I oby to zrobił, bo najważniejszy jest dostęp do muzyki. Aha, można oczywiście szybko (odpowiedni panel) przesłać strumień na dowolny, inny niż słuchawki, „efektor” w postaci głośników czy odtwarzaczy AirPlay/Bluetooth (zapewne także uPnP).

Podsumowując, generalnie z producentów, którzy podobnie oferują aplikacje z dopasowaniem pod własne produkty, mogę tu wymienić właściwie tylko jednego – Onkyo – z genialnym (ale też zupełnie innym, bo grającym z lokalnej kolekcji/pamięci) HF Onkyo Playerem. Tam położono akcent na duże możliwości konfiguracji odtwarzacza, na możliwość odtwarzania hi-resów, w tym także materiału DSD. Aha – żeby nie było – mam tu na myśli aplikacje pod kątem odtwarzania ze słuchawek, nie z głośników, jakiś własnych multiroomów, bo tego akurat jest w brud (bardzo rozbudowany software Yamahy choćby). Te dwa odtwarzacze integrują firmowe słuchawki w ramach firmowego oprogramowania. Daje to określone korzyści (nie tylko wspomniane presety, czy jakieś estetyczne zabawy w mod. wyglądu), ale także (wraz z PXC550) możliwość programowego, daleko idącego dopasowania działania elektroniki zaszytej w słuchawkach do własnych preferencji. Właśnie w przypadku tych ostatnich CapTune staje się ważnym elementem całości, bo dzięki apce po raz pierwszy użytkownik będzie miał wpływ na działanie aktywnego systemu redukcji odgłosów z zewnątrz. Taka apka pozwala także na dalsze usprawnienia, modyfikacje, dodawanie nowych funkcji bez konieczności ingerowania (programowego) bezpośrednio w firmware słuchawek. Takie zmiany mogą być osiągane na drodze aktualizowania CapTune. Rzecz jasna pozostaje kwestia zamknięcia (się) w ramach jednej aplikacji (podczas gdy, zwykle korzystamy z paru, co naturalne choć w sumie niezbyt wygodne) do odtwarzania. Dlatego tak ważne jest, by producent (developerzy) nie usiedli na laurach, tylko szybko dodawali nowe źródła muzyki do aplikacji. CapTune to apka, rzecz jasna, uniwersalna – każdy, nie tylko użytkownik Senków, może z niej skorzystać, dodając inne słuchawki do profilu/i. Poniżej duża, rozbudowana fotogaleria, prezentująca software.

Zachęcam do testowania…

Android: Google Play iOS: App Store

 

Aplikację testowałem na iPhone 5S oraz iPadzie Mini 2  z wykorzystaniem słuchawek z linii Momentum: in-Ear, wokółusznych pierwszej generacji oraz Wireless OvE

» Czytaj dalej

Premiera Astell&Kern AK70 & AK T8iE MKII

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Astell&Kern AK70 (4)

Pamiętacie recenzję AK T8iE pierwszej generacji (przy okazji także DAPa AK120II) @ #HDOpinie? Ja pamiętam (jak dobre to było granie). Właśnie debiutuje druga generacja tych słuchawek wyposażona w nowe okablowanie (srebrodruty) oraz usprawnienia w zakresie przetworników (nowa cewka). Nie uległa zmianie cena – nadal wysoka – bo wynosząca prawie pięć tysięcy złotych. Także dla majętnych amatorów IEMowego grania to propozycja. Słuchawki powstałe, podobnie jak w przypadku wcześniejszej wersji, we współpracy Astell&Kern oraz Beyerdynamika (Tesle) są już dostępne na naszym rynku. To nie jedyna nowość od Koreańczyków. Zaprezentowali niedawno w Monachium kolejnego uberKałacha (jak potocznie zwane są DAPy A&K) czytaj model AK300. Jest tam wszystko, no może za wyjątkiem streamingu na wynos (a to, jak wspominałem we wcześniejszym, dzisiejszym wpisie spory brak funkcjonalny) i to wszystko kosztuje odpowiednio. My jednak opiszemy mniejszego, znacznie przystępniejszego cenowo brata, model AK70. To drugi w kolejności w ofercie Koreańczyków player, drugi po A&K Jr., który ma zadatki na wysokiej klasy źródło dźwięku na wynos (i nie tylko). Czym jest nowy AK? Popatrzmy:

Jak widać mamy tutaj i DSD i ripowanie CD, a nawet lokalne połączenie sieciowe WiFi ze źródłami dźwięku (funkcja connect). Fajnie, że to wszystko w dość przystępnej, szczególnie zważywszy na tego producenta (produkty niewątpliwie wyróżniają się jakością wykonania – patrz nasz test AK240 choćby) cenie – DAP będzie dostępny, czy jest już dostępny za 2699. Tutaj, w odróżnieniu od Oppo (patrz poprzedni wpis) bez trudu kupicie dedykowaną stację dokującą i przekształcicie mobilnego grajka w stacjonarne źródło. To bardzo fajne uzupełnienie, szczególnie przydatne gdy popatrzymy przez pryzmat dostępu do sieci i zgrywania płyt… to całościowo zamyka temat, niemal całościowo, bo przydałoby się jeszcze strumieniowanie (via WiFi) z Tidala. Do tego można jeszcze wyjść cyfrowo (optyk) z dźwiękiem, co czyni z AK70 interesującą propozycję dla kogoś, kto chce mieć dwa w jednym: mobilne źródło oraz stacjonarny odtwarzacz z możliwością integracji komputerowych źródeł dźwięku (PC/Mac w scenariuszu zew. karty dźwiękowej USB) jak i wyprowadzenia audio na innego stacjonarnego DACa, wreszcie strumieniowania z komputerów/NASów swojej muzyki. Ponad to Astell&Kern AK70 wyposażony jest we wbudowane 64 GB pamięci wewnętrznej oraz gniazdo kart microSD (w sumie możemy mieć jakieś 200GB na muzykę – wystarczająco dużo nawet w przypadku hi-resów i DSD).

Jak wspomina dystrybutor, firma MiP, Astell&Kern AK70 może być atrakcyjną propozycją dla użytkowników np. Chord Mojo. Cyfrowe wyjścia audio na Toslink oraz USB są w stanie przetwarzać sygnał DSD 2.8/5.6MHZ (przez DoP) oraz PCM aż do 384kHz. Ta funkcja jest już teraz również możliwa po aktualizacji firmware dla pozostałych modeli serii 3XX oraz 2XX. Według danych producenta, Astell&Kern AK70 jest o 29% lżejszy, 17% mniejszy i 1.9mm cieńszy niż poprzedni model z tego segmentu – AK100 II. W odróżnieniu od najtańszego odtwarzacza z oferty AK Junior – AK70 posiada dodatkowo zbalansowane gniazdo słuchawkowe 2.5mm, umieszczone zaraz obok standardowego 3,5 mm. Dzięki temu otrzymujemy moc wyjściową do 2.3Vrms – czyli taką samą jak w najwyższym modelu z linii AK380. Wewnątrz wbudowano układ DAC Cirrus Logic CS4398 czyli ten sam co w AK100 II, ale już nie ten sam co w AK300.

Postaramy się przetestować tego grzdyla u nas…

 

30 godzin grania bez druta? Nowe Senki PXC 550 podobno to potrafią

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Untitled-26

Wynik rekordowy, nasze redakcyjne Momentum Wireless nominalnie mają 22h, a w praktyce jest to jakieś 20 godzin (co stanowi bardzo dobry wynik). Te 30 godzin cieszy nie tyle w kontekście nowych PXC, a raczej szerzej – w kontekście nowych produktów z segmentu słuchawkowego (w tym IEMów), które masowo przechodzą na transmisję bezdrutową. To stały, wyraźnie zauważalny trend, a umiejętności w zakresie działania na baterii jest tutaj kluczowym aspektem i jednocześnie funkcjonalnym ograniczeniem. W przypadku modeli na czy wokółusznych mamy do dyspozycji muszę, która poza przetwornikiem, względnie dodatkową elektroniką ma dość miejsca na zastosowanie w miarę pojemnego ogniwka. Tyle, że w dziedzinie baterii akurat żaden rewolucyjny postęp się nie dokonał/dokonuje i ograniczenia fizyczne (wielkość, ciężar) warunkują co można zaaplikować w bezprzewodowych modelach. W przypadku IEMów to w ogóle spore wyzwanie. Na szczęście zupełnie inaczej sprawy się mają z elektroniką, tj. układami elektronicznymi z których wyróżniłbym szczególnie dwa rodzaje bardzo podatne na skokowe wręcz zmiany w zakresie zużycia energii: moduły bluetooth oraz tranzystorowe wzmacniacze pracujące w klasie D. Pobór energii udało się zredukować na tyle, że można mówić o „śladowym” zużyciu energii.

Oczywiście jest to skrzętnie wykorzystywane przez producentów, implementujących dodatkowe funkcjonalności (od ANC poczynając po monitoring pulsu mierzonego w uchu kończąc). To wszystko wraz z rozbudową możliwości (koreakcja / presety / efekty) daje nam w praktyce słuchawkowe systemy audio, zminiaturyzowane – fakt – do granic technologicznych możliwości, jednak kompletne w tym sensie, że zawierające wszelkie niezbędne elementy by zagrało. Mamy więc wzmacniacze, mamy DACzki, moduły łączności, dodatkowe układy odpowiedzialne za wymienione powyżej funkcjonalności i to wszystko w niewielkich muszlach, albo jeszcze dużo mniejszych obudowach IEMów.

Wspominałem ostatnio o Bose QC35. Amerykanie w końcu połączyli swój sztandarowy pomysł – system ANC – z bezprzewodowością. Niebawem będziecie mogli coś na temat tych słuchawek przeczytać na #HDOpinie. Senki też są wyposażone w „adaptatywny” system aktywnego tłumienia i to właśnie z włączonym ANC potrafią grać te 30 godzin. Znakomity wynik. Fajnym patentem jest automatyczne pauzowanie muzyki / rozmowy w momencie zdjęcia z głowy słuchawek, dodatkowo zastosowano bardzo użyteczny, świetnie się sprawdzający w praktyce pomysł z dotykowym panelem wbudowanym w muszlę, pozwalającym na sterowanie odtwarzaniem, odbieraniem rozmów. To się doskonale sprawdza, mam porównanie, w moich Momentum muszę szukać przycisków na obudowie, dodatkowo ich kultura pracy jest daleka od doskonałości, a w przypadku H8 Bang&Olufsena (o których wspominaliśmy tutaj) mamy właśnie dotykową powierzchnię na całej obudowie muszli i cóż… działa to fantastycznie. Wraz ze słuchawkami PXC 550 do dyspozycji użytkownika jest apka (znak czasów), która de facto jest niezbędnym dodatkiem, bo dzięki CapTune* możemy:

  • wybrać jedną z korekcji (rozbudowane EQ)
  • spersonalizować adaptatywny system aktywnej redukcji (bardzo fajny patent, bardzo mi tego brakuje w słuchawkach z ANC – brawa dla producenta, że przewidział możliwość konfigurowania działania systemu)
  • ustawić audio powiadomienia (znowu bardzo przydatne, bo wkurza niemiłosiernie gadająca pani, informująca że coś parujemy, czegoś nie parujemy, coś nam się rozłączyło, czy baterii mało… ja chcę móc to wyłączyć!)
  • przełączać wspomnianą autopauzę (SmartPause)

No, takie ficzery to ja rozumiem! Powiem tak – o dźwięk nie bałbym się specjalnie, bo Sennheiser robi zwyczajnie dobre, albo bardzo dobre słuchawki (brzmienie), natomiast ta apka wraz z możliwościami, funkcjami mocno do mnie przemawia. Ciekawy produkt! Pytanie, czy Niemcy zrobią coś takiego dla bezdrutowych Momentum (w końcu przewidziano tam modyfikacje oprogramowania)? To znacząco poprawiłoby w paru aspektach możliwości tych nauszników. Muszę chyba do nich napisać w tej sprawie, zobaczymy co odpiszą (jak coś sensownego, to opublikuję na HDO). Słuchawki będą dostępne pod k0niec lipca w cenie 399 dolarów. Jak się uda dopaść, to się przetestuje, rozumie się. Ta apka, muszę ją obadać btw ;-)

Oby tylko nie schrzanili łączności BT w tym modelu!

Spec.:

  • Bluetooth 4.2, NFC, kabel z pilotem
  • ładowanie 3h; czas działania do 30h
  • FR: 17 – 23,000 Hz
  • Imp.: 490 Ohm / 46 Ohm
  • SPL: 110 dB
  • THD: <0.5%
  • waga: 227 g

* w pewnym zakresie działa to, to z serią Momentum (zaktualizuje wpis – w jakim – wieczorem)

CanJam London 2016 (13-14 sierpnia) dla słuchawkowych freaków

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
CanJam

Gdybyście akurat byli przypadkowo na miejscu, planowali wypad, pracowali w Londekzdroju, albo wszystko po trochu to… koniecznie. To bodaj największa, specjalistyczna impreza tego typu na świecie. Wszyscy liczący się producenci nauszników, IEMów, akcesoriów związanych ze słuchawkami oraz wzmacniaczy, źródeł mobilnych, DACów i czego tam jeszcze. Wszystko pod kątem na lub w uszach. Sam bym się wybrał, gdyby nie natłok obowiązków. Chyba, że… Oby tylko nie prowadzili wiz po Bretiksie (już niebawem się przekonamy). CanJam to nie tylko wielka wystawa, ale także świetne miejsce by zwyczajnie posłuchać dobrej muzyki (właśnie dzięki efektorom można w spokoju, w komfortowych warunkach posłuchać – wystarczy tylko, że słuchawki będą odpowiednio tłumiły to, co na zewnątrz). Można także porozmawiać z wieloma ludźmi z branży. Warto. Ile kosztuje ta przyjemność? Ano 15 funtów kosztuje (lub 10 przy zakupie karnetu na jeden dzień). Dzieci do lat 12 mają bezpłatny wjazd. Impreza potrwa dwa dni , środkowy weekend sierpnia tzn. 13 oraz 14.

Ciekawe czy pojawią się jakieś konkretne, słuchawkowe niespodzianki w tym roku?

 

CanJam London 2016

Park Plaza Westminster Bridge

200 Westminster Bridge Road

London SE1 7UT

UK

Sobota, 13 sierpnia 2016

Od 10 do 18

Niedziela, 14 sierpnia 2016

Od 10 do 18

Nowe Gear IconX od Samsunga – zapowiadaliśmy nadejście takich słuchawek

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Samsung-gear-iconx-wireless-earbuds_1

Samospełniająca się przepowiednia? Kilka razy na łamach HDO przepowiadaliśmy (w linku rozbudowana fotogaleria z co najmniej trzema różnymi projektami takich słuchawek) pojawienie się tego typu produktów. IEMy w pełni bezprzewodowe, tzn. takie, które nie mają żadnego kabla (do tej pory bezprzewodowe dokanałówki, były de facto tylko w 50% bezprzewodowe – jedna ze słuchawek była pasywna, kablem trzeba było doprowadzać do niej dźwięk, bateria często montowana na takim przewodzie co prawda dawała znośny czas funkcjonowania całości, z drugiej ta bezdrutowość, była taka naciągana właśnie) to coś, co niebawem zawojuje rynek. Będą to bardzo odmienne od dotychczasowych konstrukcji słuchawki, co możemy zaobserwować przyglądając się tytułowym Gear IconX od Samsunga. Koreański gigant zapoczątkuje popularyzację tego typu produktów na rynku, nie mam co do tego żadnej wątpliwości.

Czym jest IconX? To nie tylko, czy nawet nie przede wszystkim słuchawki. To monitor aktywności, czujniki, to patent na szybkie doładowywanie z futerału/dock-a, to także różne tryby współpracy oraz korekcji dźwięku, w tym takie, które niekoniecznie mają coś wspólnego z muzyką (na marginesie, amerykańskie siły zbrojne chcą bezprzewodowe IEMy, które selektywnie będą ograniczały określone pasma, np. skutecznie redukując odgłosy walki, wystrzału, przy czym nie wygłuszą komunikatów, mowy ludzkiej etc. a wręcz je wzmocnią). Słuchawki Samsunga wyglądają lepiej od opisanych Dash-ów, są lekkie, dopasowane do ucha, prezentują się więcej niż dobrze. Jedyna wątpliwość – spora wątpliwość – to deklarowany czas pracy, gdy na IEMach odtwarzamy muzykę. To tylko 3 godziny – za mało, by uznać, że mamy swobodę w tym zakresie. Według mnie absolutnym minimum jest 5-6 godzin. Wystarcza to w większości sytuacji i powinno stanowić standard w takich całkowicie bezprzewodowych słuchawkach. Mam nadzieję, że kolejne modele będą właśnie w ten standard się wpisywały. Zapewne niebawem pokaże coś w tym zakresie samo Apple (na bank będą jakieś nowe bezprzewodowe IEMy – pytanie tylko czy będą to nowe EarPodsy, czy może coś oferowane w ramach marki Beats?), w kolejce są kolejni producenci (wielcy) z branży IT.

Jak będziemy sterować tymi pchełkami wkładanymi do ucha? Ano będzie to sterowanie za pośrednictwem dotykowej powierzchni na ich obudowie. Tapnięcia oraz głaskanie zapewnią nam kontrolę nad odtwarzaniem, poza tym będzie można prawdopodobnie korzystać z fonicznego sposobu wyboru trybu działania, obsługi oraz wydawania konkretnych dyspozycji odnośnie repertuaru (nie wiadomo tylko, czy będzie to się odbywało via samsungowa apka, czy może w ramach google’owego asystenta Google Now). Mamy potwierdzenie foniczne tego, co w danej chwili robimy odnośnie sterowania. Konfigurację IEMów przeprowadzamy w firmowej aplikacji.

Tym, co ma być wyróżnikiem (mamy to też w przypadku innej, ubieralnej elektoniki, takiej jak choćby Apple Watch) to dążenie do częściowej autonomiczności tego typu produktów. W tym wypadku wyraża się to 4GB wbudowanej pamięci przeznaczonej dla muzyki, jaką dysponują opisywane słuchawki. Pozwala to na użytkowanie ich bez konieczności parowania ze źródłem (oczywiście wtedy mamy do czynienia z czymś przypominającym iPoda Shuffle – choć wybieranie foniczne, o ile będzie w takim trybie działało, pozwoliłoby na nawigowanie po zbiorach muzycznych bez konieczności użytkowania ekranu, jak nie teraz to w kolejnej generacji). Zresztą, na marginesie, pojawienie się inteligentnych soczewek, okularów, AR to już całkiem nieodległa przyszłość. Do tego czujniki pomiaru tętna, akcelerometr – monitor aktywności – to coś, co już teraz integruje się w tego typu produktach i Samusung oczywiście nie odmówił sobie wprowadzenia takich, jw. „ficzerów”, do swoich IconX. To jeden z tych elementów, który na pewno znajdziemy w przyszłych słuchawkach na wynos.

Ile to będzie kosztować? Słuchawki będą oferowane za 199.99$. Sporo. Znowu, wspominałem w jednym z ostatnich artykułów, o zauważalnym trendzie wzrostu cen słuchawek i to znajduje swoje potwierdzenie w omawianym przypadku. Ceny z zakresu 800-1000 złotych to już nie wybrane, nieliczne modele, a prawdopodobna średnia w tym segmencie. Popatrzmy – słuchawki wyposażone we własne DACzki, wzmacniacze (transmisja via USB-C, Lightning po wyrugowaniu audio jacka), IEMy w pełni bezprzewodowe, będące jednocześnie autonomicznymi playerami, monitorami aktywności oraz ważnym elementem ubieralnej elektroniki (interakcja, integracja z asystentami cyfrowymi, zmiana warunków środowiskowych – manipulacja za pomocą zaawansowanej korekcji itd. itp.). To musi kosztować i kosztuje.

Samsung ciekawie rozwiązał, przynajmniej częściowo, problem krótkiej pracy (gdzie zmieścić baterię o dużej pojemności w przypadku takiego projektu? No właśnie). Futerał to jednocześnie power bank, to taki w sumie niezbędny dodatek, element z którym nie powinniśmy się rozstawać. Po „zadokowaniu” słuchawek automatycznie zostają one doładowane (dwukrotna możliwość podładowania). Fajny patent, pytanie jak szybko działa tutaj fast charge? Tego nie podano. Kiedy premiera? W tym roku, niewykluczone że pierwsze egzemplarze produkcyjne ujrzymy na IFA 2016 (wrzesień, Berlin).

Poniżej krótka wideoprezentacja tego produktu:

» Czytaj dalej

Audiofilskie produkty w mainstreamie? Znak czas(ów)? To nie przypadek!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Mainstream

Tak sobie patrzę na to, co się ostatnio wyrabia i powiem Wam, parafrazując przy okazji pewnego nawiedzonego wariata: kolejny artykuł o audiofilskim produkcie na the Verge? Znowu piszą o tak egzotycznych (dla większości) rzeczach, jak USB DACzki? Słuchawki ortodynamiczne tamże… że jak?! Jeżeli to wszystko pojawia się @ bardzo popularnym mainstreamowym vortalu „to wiedz, że coś się dzieje!” Ktoś mógłby zaprotestować, mówiąc: zwykły przypadek. No cóż, jeden, dwa teksty może i byłyby czymś w rodzaju ciekawostki przyrodniczej (te, popatrz, ale śmieszne te dziadki, co nie wiedzą na co kasę wydawać i mimo postępującej głuchoty ładują $ w klamoty), ale nie regularnie pojawiające się artykuły, opisy (specyficzne recenzje – specyficzne, bo dostosowane właśnie do ogółu, a nie garstki – you know what I mean? ;-) ) obejmujące poza wymienionymi audioprecjozami także technologie, nowe sposoby dystrybucji muzyki. Niel Young (jego kramik i trójkąt grający) były jeszcze, powiedzmy, opisywane z przymrużeniem oka (gizmodo nawet biednego Niel’a wdeptało przy okazji w ziemię), ale już wiele wpisów o Tidalu, o hi-res audio oraz o MQA… no właśnie, chyba już niekoniecznie. Coś się dzieje, mówię Wam! Patrząc na to szerzej, takie popularyzatorskie teksty, pojawiające się właśnie w mainstreamie mają swój ciężar gatunkowy, bo tworzą przedpole pod fundamentalne zmiany. Wielkie szychy z firm IT to czytają, ludzie z wytwórni to czytają, osoby odpowiedzialne za strategie w branży audio również. I to – wierzcie mi – robi kolosalną różnicę!

Żeby nie być gołosłownym, garść linków, które pokazują jasno o co biega:

Sennki HD800S @ The Verge (złośliwi dodają iVerge :P )

Oppo PM3 vs Audeze Shine tamże

Audioquest Nighthawk jak wyżej

Tesle (Beyery T5s) znowuż

&

USB DACs = it’s revolution baybe!

itd. itp….

My tu sobie możemy gardłować o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiejnocy, ale to właśnie takie media mogą mieć (*mają) wpływ na trendy, na mody i finalnie na kierunki w jakich technologie są rozwijane, wdrażane, co jest prymitywizując: „cool”, a co nie jest „cool”. Także wszystko wskazuje na to, że jak nie raz, nie dwa gardłowałem ;-) jesteśmy u progu gigantycznych zmian w branży, muzyka będzie oferowana nie byle jak, muzyka będzie słuchana nie na byle czym, muzyka będzie dostępna inaczej i będzie konsumowana inaczej. To już się dzieje, a wszystko (tylko i aż) przyspiesza. Tidal, Spotify, Roon, Cast są emanacją zmian, słuchawki z wbudowaną elektroniką (właściwie należałoby powiedzieć: nagłowne systemy audio) są, komputerowe audio ze streamingami (szeroko rozumiane to komputerowe) jest, nowe sposoby interakcji będą (tuż, tuż). Dodajmy do tego multistrefy, grające elementy wyposażenia domu, wtapiające się we wnętrza bezprzewodowe klamoty i mamy obraz nieodległej przyszłości. Szczęśliwie nie tracimy w tym wszystkim jakości, ta staje się właśnie czymś ważnym, pożądanym, czymś wymaganym i – to chyba najważniejsze – MODNYM. No i w to mi graj! Oby więcej wysokiej klasy produktów opisywały wielkie wortale IT, mainstreamowe sajty, opiniotwórcze media (ha, ile to ostatnimi czasy artykułów o audio pojawiło się na Wired…), oby… tym lepiej dla nas.

Dla nas. Niszy. Właśnie może już nie niszy? Może?

Wreszcie to zrobili! Słuchawki QuietComfort 35 – najlepsze ANC bezdrutowo

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
01-bose-quietcomfort-35-silver-1

Bose od dawna było namawiane, aby wreszcie wprowadziło swój sztandarowy produkt z segmentu słuchawkowego – nauszniki QuietComfort – do świata bezdrutowego. To specjalność Amerykanów – najlepszy na rynku system aktywnego tłumienia odgłosów z zewnątrz – w końcu doczekał się wersji pozbawionej przewodu. Wcześniej firma oferowała bezprzewodowe słuchawki o konstrukcji identycznej z QC, tyle że właśnie pozbawione systemu ANC. Nowość, słuchawki QuietComfort 35, mają dysponować równie skutecznym ANC, co wersja przewodowa. Trzymam za słowo, bo choć same nauszniki (wygodne, przyjemne w odbiorze tzn. oferujące przyzwoite brzmienie) nie wyróżniają się jakoś szczególnie, to właśnie system aktywnego tłumienia faktycznie jest REWELACYJNY. Wielokrotnie mające je na uszach nie mogłem wyjść z podziwu jak skutecznie udało się inżynierom Bose odseparować użytkownika od świata zewnętrznego. To niewątpliwie najskuteczniejszy ANC na rynku, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Słuchałem większości oferowanych na naszym rynku słuchawek wyposażonych w ANC i cóż jest QC i długo, długo nic, co potrafiło by być równie skuteczne.

Teraz będzie można cieszyć się aktywnym tłumieniem wraz z brakiem dyndającego kabelka. Oczywiście sprawdzę, jak się rzeczy mają, jak tylko Bose wprowadzi te słuchawki na nasz, rodzimy rynek. Widzę, że konstrukcyjnie (kształt padów, rozwiązania materiałowe, wygląd) to niemalże to samo, co QC25 (obecnie sprzedawana wersja przewodowa z ANC), choć oczywiście jak przyjrzymy się bliżej widać różnice… są grille mikrofonów, jest niewielka antena NFC do szybkiego parowania z odpowiednio wyposażonym handheldem, jest także gniazdko ładowania (microUSB) co sugeruje, że tym razem „nie jedziemy na jednym AAA” (QC25), a w środku jednego z padów zamontowano solidny akumulator. Bardzo fajnie, że te dwie rzeczy tj. ANC i BT nie oznaczają w tym wypadku częstej konieczności szukania gniazdka. Co prawda nie udało się pobić Sennheisera (wersja Wireless OvE gra 22h bez druta) to jednak 20 godzin pracy w trybie bezprzewodowym z załączonym tłumieniem to bardzo dobry wynik. Ponadto słuchawki są w stanie działać 40 godzin na kablu z uaktywnionym ANC. To lepiej niż w poprzedniej wersji (w zależności od akumulatorka, jego jakości, zazwyczaj czas działania nie przekraczał kilkunastu godzin).

Premiera w Europie przewidziana jest na połowę czerwca. Cena? W Stanach to 350$, u nas można się zatem spodziewać c.a 1600~1800 złotych. 

» Czytaj dalej

Słuchawki będą… droższe. To nieuniknione, sami to (z)aprobujemy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
B&O tyt

Takie wnioski przynosi to, co za rogiem (nas czeka). A czeka nas sporo, bo jak informowaliśmy Apple* definitywnie chce rozstać się z audio jackiem (a to oznacza, że reszta pójdzie zapewne w ślady), Intel widzi przyszłość audio w handheldach oraz komputerach zero, jedynkowo, planując wprowadzenie standardu USB-C for audio, do tego coraz więcej producentów słuchawek planuje, albo już ma w ofercie słuchawki bezprzewodowe. Z jedne strony rozbrat z kablem (z wszystkimi tego konsekwencjami), z drugiej przeistoczenie każdego urządzenia z jakimś systemem operacyjnym w transport dla dźwięku, bez konwersji audio we wbudowanych układach C/A… których to po prostu nie uświadczymy w ww. urządzeniach. Dla producentów elektroniki mobilnej oznacza to cenne milimetry do wykorzystania na coś innego (brak DACa, brak wzmacniacza, brak gniazdka), dla branży audio zaś czas żniw i to (chyba) na skalę dotychczas niespotykaną.

Słuchawki będą droższe (bo wprowadzenie konwersji do muszli, czy do obudowy IEMów to wyzwanie technologiczne, to dodatkowe koszty, to często kwestia wprowadzenia dodatkowego zasilania), będą a właściwie – jak pokazują badania – już są, bo średnia wartość ceny stale rośnie i dzisiaj płacimy uśredniając 34$ za jakieś słuchawki (podczas gdy parę lat temu było to tylko 18$). To spory wzrost, wynikający z rosnącej sprzedaży produktów droższych, z ceną przekraczającą pułap budżetowy (za taki uznawano do tej pory właśnie około 20$) oraz popularyzacji słuchawek bezprzewodowych. Według mnie w pudełkach przyszłych iPhonów (a także z czasem innych marek) nie uświadczymy już żadnych „podstawowych” słuchawek. Raczej żaden producent nie zdecyduje się na takie, kosztowne akcesorium, jako część standardowego wyposażenia, poza tym nie przepuści okazji by zaoferować firmowe bezdrutowe IEMy z odpowiednią metką (i marżą). W komplecie słuchawek nie będzie, do samego zaś telefonu  w prosty sposób nie podepniemy żadnych słuchawek czy głośników. To dobra wiadomość dla producentów przenośnych ampDACów… wzrost sprzedaży tego typu akcesoriów wydaje się nieunikniony (choć to mnożenie bytów i większość i tak kupi jakieś słuchawki).

Oczywiście będzie można także grać dalej „po drucie”, ale inaczej niż do tej pory zwykło się to robić. Poza wzmiankowanymi mobilnymi DACami, same słuchawki będą pozwalały na bezpośredni transfer muzycznych bitów via USB-C / Lightning. Czuję, że to kwestia najbliższej przyszłości. Są już takie produkty, pisaliśmy o nich (i niebawem kolejny raz opiszemy – tym razem będą to H8 Bang&Olufsena), a będzie ich (znacznie) więcej na rynku (a jak tylko pojawią się, przetestujemy także Audeze EL8 Titanium). Samo granie z wbudowanego DACa w słuchawkach jest moim zdaniem bardzo poważnym progresem w zakresie jakościowym, dającym dodatkowo zupełnie nowe możliwości. To 100% zgranie elektroniki z głośnikami wbudowanymi w muszlę, obudowę, pełne dopasowanie, do tego różnego rodzaju systemy optymalizacji, korekcji, efektowe i nie chodzi tu tyko o coraz doskonalsze ANC. To nowe otwarcie. Jak pokazuje przykład ostatnio słuchanych N90Q (flagowy model AKG z kategorii ultranowoczesne, właśnie będące całym system, słuchawki do słuchania z komputera / handhelda), to kierunek który będzie wiodący, będzie wyznaczał trendy w segmencie słuchawkowym.

 

Wzrostowi sprzedaży (o 7% w stosunku do zeszłego roku) towarzyszy zatem szybki wzrost cen (aż 0 19%!) słuchawek, które trafiają na rynek. Obserwujemy to zarówno w zakresie produktów tańszych, jak i tych z najwyższej półki. Jeszcze półtora roku temu, granicą high-endu były (poza flagowymi Staksami, ale to wyjątek) nauszniki za około 10 tysięcy złotych. Teraz ta granica została przekroczona i często flagowce atakują poziom 20 tysięcy. Jednak ciekawsze i dla rynku istotniejsze dzieje się w zakresie ceny od ok. 500 do ok. 2000 złotych. Właśnie w tym przedziale pojawiają się nowinki, wdrażane są nowe rozwiązania, o których wspomniałem powyżej. To właśnie takie słuchawki (IEMy czy mobilne nauszniki, bo mobilność jest absolutnie niezbędnym elementem i wpływa na konstrukcję nowych modeli) stanowią najciekawszy segment. Najwięcej dzieje się właśnie w produktach oferowanych w wyżej wymienionych widełkach. Myślę, że granica zostanie przesunięta do około 1000 złotych za w pełni wyposażone modele, wcale nie rzadko przyjdzie nam zapłacić półtora albo prawie dwa tysiące złotych za słuchawki „na wypasie” i to niekoniecznie takich od niszowych producentów audiofilskich. Wzrost ceny jest nieunikniony.

Pytanie, co się stanie z tanimi, bardzo tanimi słuchawkami? Brak możliwości ich podpięcia do nowego telefonu, komputera, może przełożyć się na erozję zainteresowania najtańszymi propozycjami. To ważny sygnał dla największych producentów słuchawek, tj. Sony, JVC, Philips, JBL czy Apple. W stosunkowo najlepszej sytuacji wyjściowej jest ta ostatnia firma. Po pierwsze ma markę premium (a jednocześnie sprzedaje te produktu na masową skalę) tzn. Beats Audio. Po drugie sama odpowiada za popularyzację, narzucanie standardów rynkowych. Po trzecie w zakresie ceny powyżej 100$ to właśnie Beats (czytaj Apple… wraz z Apple tzn. EarPodsami głównie) ma 45% udziały na rynku.

Sprzedaż bezprzewodowych modeli w stosunku do zeszłego roku podwoiła się (!) i jest to już 14% całej sprzedaży. To gigantyczny wzrost! Według przedstawicieli JBL-a to właśnie brak kabla skłania ludzi do wydawania dużo wyższej kwoty na słuchawki niż do tej pory zwykli to czynić. Nowe produkty, zaprojektowane tak by nie wypadać z ucha, bezprzewodowe, wyposażone w dodatkowe systemy, grające kilkanaście godzin mogą (zdaniem konsumentów) kosztować średnio nawet 180 dolarów i znajdą swoich nabywców. To świetna wiadomość dla branży, bo pokazuje bardzo duży, właściwie niezagospodarowany do tej pory rynek dla tego typu konstrukcji.

Dodajmy do tego jeszcze jeden ważny trend: przekształcanie się słuchawek w wielofunkcyjne gadżety, które nie tylko samodzielnie odtwarzają nam przesyłane ze źródła strumienie audio (za pomocą kabla, lub bez jego pomocy), ale dodatkowo pozwalają na monitoring aktywności, pomiar parametrów związanych z kondycją fizyczną (zdrowie vide pomiar temperatury), element niezbędny do wygodnego i pewnego korzystania z cyfrowej asysty (Siri, Cortana, Google Now etc.) itd. itp. Innymi słowy słuchawki stają się powoli niezbędnym elementem całości (elektroniki osobistej), co wcale nie oznacza, że nie trzeba będzie za to wszytko dodatkowo zapłacić. Na pewno trzeba będzie (więcej) zapłacić.

O słuchawkach wyznaczających nowe trendy przeczytacie na #HDOpinie m.in.: Sennheisery Momentum Wireless OvE, Devinitive Technology Symphony 1 oraz Nowości na CES 2016 

* wyczuliśmy gdzie i jak wieje już w czerwcu 2014 r :)

Audeze Sine trafiają na rynek

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-05-11 o 13.04.58

Czy to zwiastun nowego, nowego w sensie wyautowania gniazdka mini jack z elektroniki użytkowej na rzecz całkowicie cyfrowej transmisji ze źródła dźwięku? Wspominałem parę razy ostatnio o zawiązującej się koalicji gigantów IT, którzy dążą do usunięcia portu audio ze sprzętu komputerowego, a przede wszystkim z wszelkiej maści handheldów. To oznacza spore zmiany w ofercie rynkowej, całkowicie nowe otwarcie w segmencie słuchawkowym, maksymalizację zysków, nowe jachty prezesów… tak, to wszystko prawda, ale szczerze – mamy w to w głębokim poważaniu (te jachty) – nas interesuje co to tak naprawdę oznacza dla nas, dla miłośników muzyki. O nowych produktach Audeze także już wspominałem. Nowe, „tytanowe” EL-8ki z całkowicie cyfrową transmisją (kabel Cypher z wbudowanym dakiem oraz wzmacniaczem pracujący z jablkową elektroniką) to jedna z zapowiedzi, mamy potwierdzenie, że jak tylko się pojawią na naszym rynku to przetestujemy je u nas. No właśnie – kabel. Co prawda rozwiązanie Audeze jest dopasowane wyłącznie do słuchawek tego producenta (płaskie, niestandardowe konektory wchodzące do muszli), ale to jest jakiś kierunek rozwoju akcesoriów, bo osób, które zechcę podpiąć dodatkową skrzyneczkę pod smartfona nie będzie za wielu – gwarantuję Wam, że wielu nie będzie. Oczywiście gro producentów zdecyduje się na umieszczenie całości elektroniki w muszli. Od jakiegoś czasu to powszechna metoda przeniesienia konwersji sygnału oraz – dodatkowo – jego wzmocnienia w produktach bezprzewodowych. Pisałem o tym przy okazji naszego testu Sennheiserów Momentum Wireless OvE, które to właśnie podpięte kablowo do źródła (komputera czy handhelda – wszystko jedno) pokazują o co w tym wszystkim chodzi. Podobnie było w przypadku opisanych przez nas słuchawek Devinitive Technology test Symphony 1). Grało to świetnie, pokazywało jak wiele wnosi bliskość elektroniki odpowiedzialnej za przekształcenie sygnału z przetwornikami, które ten sygnał mają odtworzyć.

Sine to najnowsza propozycja, przypomnę, najtańsze, najprzystępniejsze cenowo, a do tego planarne i właśnie – wyposażone w kabel Cypher słuchawki, najmniejsze, najlżejsze …alternatywa dla takich Oppo PM-3 z amp/dakiem HA-2 (patrz test), tyle że alternatywa o tyle ciekawsza, że tutaj płacimy za jeden produkt, a otrzymujemy całościowe rozwiązanie z konwersją sygnału, jego wzmocnieniem i czymś, co go odtworzy. Można będzie kupić i bez rzeczonego kabla, ale pytanie czy warto przy różnicy 50$ w cenie (499 vs. 449). Oczywiście mamy na tym kablu 24 bitowego DACa oraz wzmacniacz, który zdaniem projektantów, nie będzie miał żadnych problemów z wysterowaniem nawet ambitnie trudnych (czytaj ortodynamicznych właśnie) słuchawek, co w przypadku iPhone może być soute dość problematyczne. Martwi tylko ukłon w jedną (jabłkową) stronę, ale może to się zmieni za sprawą wdrożenia USB-C for audio. Czekamy na ten jeden wspólny sposób transmisji danych audio za pośrednictwem jednego standardowego interfejsu i …nadal czekamy. Tyle, że może wreszcie się doczekamy, a to za sprawą wspomnianego podejścia branży zakładającego stopniową rezygnację z układów C/A, gniazd analogowych w elektronice mobilnej (komputerach?), przeniesieniu tych elementów do „efektorów”. Tak to będzie zapewne za parę lat wyglądało. A może nawet szybciej niż za parę. Wzmiankowane słuchawki dostępne są już w Apple Storach oraz na witrynie AOS (nie polskojęzycznej – tam znajdziecie wspomniane tytanowe EL-8 z Cypherem).

Czekamy na dostarczenie słuchawek do redakcji…