LogowanieZarejestruj się
News

Wreszcie to zrobili! Słuchawki QuietComfort 35 – najlepsze ANC bezdrutowo

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
01-bose-quietcomfort-35-silver-1

Bose od dawna było namawiane, aby wreszcie wprowadziło swój sztandarowy produkt z segmentu słuchawkowego – nauszniki QuietComfort – do świata bezdrutowego. To specjalność Amerykanów – najlepszy na rynku system aktywnego tłumienia odgłosów z zewnątrz – w końcu doczekał się wersji pozbawionej przewodu. Wcześniej firma oferowała bezprzewodowe słuchawki o konstrukcji identycznej z QC, tyle że właśnie pozbawione systemu ANC. Nowość, słuchawki QuietComfort 35, mają dysponować równie skutecznym ANC, co wersja przewodowa. Trzymam za słowo, bo choć same nauszniki (wygodne, przyjemne w odbiorze tzn. oferujące przyzwoite brzmienie) nie wyróżniają się jakoś szczególnie, to właśnie system aktywnego tłumienia faktycznie jest REWELACYJNY. Wielokrotnie mające je na uszach nie mogłem wyjść z podziwu jak skutecznie udało się inżynierom Bose odseparować użytkownika od świata zewnętrznego. To niewątpliwie najskuteczniejszy ANC na rynku, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Słuchałem większości oferowanych na naszym rynku słuchawek wyposażonych w ANC i cóż jest QC i długo, długo nic, co potrafiło by być równie skuteczne.

Teraz będzie można cieszyć się aktywnym tłumieniem wraz z brakiem dyndającego kabelka. Oczywiście sprawdzę, jak się rzeczy mają, jak tylko Bose wprowadzi te słuchawki na nasz, rodzimy rynek. Widzę, że konstrukcyjnie (kształt padów, rozwiązania materiałowe, wygląd) to niemalże to samo, co QC25 (obecnie sprzedawana wersja przewodowa z ANC), choć oczywiście jak przyjrzymy się bliżej widać różnice… są grille mikrofonów, jest niewielka antena NFC do szybkiego parowania z odpowiednio wyposażonym handheldem, jest także gniazdko ładowania (microUSB) co sugeruje, że tym razem „nie jedziemy na jednym AAA” (QC25), a w środku jednego z padów zamontowano solidny akumulator. Bardzo fajnie, że te dwie rzeczy tj. ANC i BT nie oznaczają w tym wypadku częstej konieczności szukania gniazdka. Co prawda nie udało się pobić Sennheisera (wersja Wireless OvE gra 22h bez druta) to jednak 20 godzin pracy w trybie bezprzewodowym z załączonym tłumieniem to bardzo dobry wynik. Ponadto słuchawki są w stanie działać 40 godzin na kablu z uaktywnionym ANC. To lepiej niż w poprzedniej wersji (w zależności od akumulatorka, jego jakości, zazwyczaj czas działania nie przekraczał kilkunastu godzin).

Premiera w Europie przewidziana jest na połowę czerwca. Cena? W Stanach to 350$, u nas można się zatem spodziewać c.a 1600~1800 złotych. 

» Czytaj dalej

Konwersja do DSD to nie przelewki! Minimalne wymagania wg. KORGa

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
n6-inside

Przeglądałem sobie materiały poświęcone masteringowi oraz konwersji materiału PCM do DSD (oprogramowanie AudioGate) i trafiłem na garść ciekawych informacji dotyczących minimalnych wymagań (można napisać rekomendacji, ale chodzi raczej o minima właśnie, bo w tekście stoi np. Intel Core 2.6 GHz, a obok rekomendowany min. Core i3 etc.). I co się okazuje? Ano okazuje się, że DSD ma naprawdę konkretne wymagania odnośnie konwersji czy rejestracji dźwięku (w czasie rzeczywistym) do postaci jednobitowej. Zastanawiałem się wcześniej dlaczego występują problemy z obsługą takiego materiału na tableciePC oraz MiniX (wszystko to platformy wykorzystujące układy Intel Atom). Cóż, odpowiedź znalazłem w materiałach Kogra, gdzie ni mniej ni więcej stoi jak wół: more than 3,1GHz CPU (DSD 64/128). Czytaj – musimy mieć naprawdę bardzo wydajną maszynę, żeby proces konwersji materiału PCM do DSD przebiegał płynnie, bezproblemowo. Oczywiście możemy liczyć na firmowe podkręcanie (turbo boost) zaszyte w układach Core, ale i tak procesor musi być de facto taktowany zegarem ~3GHz. Poza tym firma wyraźnie zaznacza, że 8GB to rozsądny wybór, że 4GB to za mało, aby w pełni wykorzystać możliwości oprogramowania. Niby dzisiaj pamięć tania, ale zauważmy że duża część laptopów, ultrabooków wykorzystywana często przez nas w roli komputera pod audio dysponuje właśnie 4GB pamięci. Co gorsza, w przypadku wspomnianych ultabooków, nie da się tego ograniczenia objeść, bo RAM mamy wlutowany do płyty. 

Dodatkowo Korg informuje o konieczności zapewnienia odpowiednio szybkiej pamięci masowej (w praktyce chodzi tutaj o pamięć półprzewodnikową – uwaga na hybrydy, nie zawsze takie rozwiązania łączące zalety SSD oraz klastycznego HDD się sprawdzają) oraz odpowiedniego skonfigurowania maszyny. Chodzi tutaj o priorytet przyznany dla AudioGate, o wyłącznie wszystkich zbędnych procesów, o dezaktywację wszelkich notyfikacji, wygaszaczy etc. Warto także poeksperymentować z ustawieniami bufora, wyłączyć wszelkie ficzery oszczędzające energię (hibernowanie, z szczególnym uwzględnieniem laptopów), sprawdzić czy interfejs audio pod USB działa na magistrali nieobciążonej przez inne akcesorium/ dysk/ procesy. Każdy z wymienionych elementów ma wpływ, czy może mieć wpływ na efekt końcowy. Jak widać z powyższego, komputer pod audio, taki bezkompromisowy i zdolny do odtwarzania dowolnego materiału, w tym konwersji w locie oraz nagrywania, musi być w praktyce bardzo szybką, bardzo wydajną maszyną. Patrząc na wpisy na formach poświęconych programowym odtwarzaczom audio (Roon, HQ Player, Jplay) widzę wiele uwag dotyczących działania software / odtwarzania muzyki związanych z NIEWYSTARCZAJĄCĄ mocą komputera, pełniącego funkcję transportu. Wspominałem na łamach HDO o zaletach dedykowanej maszyny, pisałem o tym, że trudno pogodzić funkcjonalność źródła komputerowego z jednoczesnym wykorzystaniem komputera do innych celów, omawiałem najlepsze sposoby konfiguracji oraz dopasowania oprogramowania, wyboru platformy. To obecnie staje się jeszcze ważniejsze niż dawniej, bo możliwości w zakresie obsługi plików hi-res rosną (patrz wyżej), komputer nie może być byle jaki, bo taki sprosta strumieniom stratnym, poradzi sobie ewentualnie z obsługą streamingu z Tidala (materiał bezstatny, bitperfect, powinien być skorelowany z niezawalonym śmieciami systemem, działającym odpowiednio, bez niespodzianek… ogólnie dotyczy to odtwarzania czegokolwiek, ale dla kogoś kto przykłada uwagę do jakości to oczywista sprawa).

W przypadku Korga znalazłem także sugestie dotyczące USB 3.0. Inżynierowie Korga wypowiadają się mocno sceptycznie w sprawie następcy interfejsu USB 2.0 i zalecają stosowanie portów USB 2.0 (najlepiej bezpośrednio, bez pośredników takich jak huby USB) w przypadku korzystania z DS-DACów. Co ciekawe, uważają oni że większość implementacji USB 3.0 nie jest w pełni kompatybilna z poprzednią generacja interfejsu USB, powoduje problemy w działaniu urządzeń zgodnych z 2.0. Zwracają uwagę, że standard audio USB 2.0 nie jest w sprzęcie wyposażanym w magistralę 3.0 należycie obsługiwany i wiele problemów z działaniem interfejsów audio (szczególnie podczas odtwarzania materiału o wyższej jakości) bierze się właśnie z wspomnianego powyżej braku pełnej kompatybilności. To intrygujące spostrzeżenie, choć nie pierwszy raz spotykam się z takimi, krytycznymi uwagami dotyczącymi 3.0 (które obecnie dominuje na rynku komputerowym, starszy standard został skutecznie wyparty i w praktyce nowe komputery dysponują jednym portem starszego typu, albo w ogóle nie posiadają złącz poprzedniej gen.). Poza tym wiele uwagi poświęcono Windowsowi, który jak pamiętamy natywnie nie oferuje nic więcej niż obsługę standardu USB 1.0 audio (24/96), gdzie zachodzi konieczność instalacji driverów. Opisywane są liczne sytuacje, w których mimo właściwych ustawień, konfiguracji, system nie jest w stanie obsłużyć częstotliwości taktowania, samoczynnie obniżając jej wartość, wprowadzając niechcianą konwersję, downsampling odtwarzanego materiału. To poważny problem, bo nie zachowujemy zgodności bitowej (dodatkowy problem z systemową obsługą dźwięku), degradujemy jakość, często nie zdając sobie z tego sprawy.

Sumując, komputer dedykowany i to jeszcze szybki, naprawdę szybki, pod audio, to nie fanaberia, a obecnie to konieczność. Dotyczy to zarówno konwersji w locie (PCM@DSD), nagrywania jak i …odtwarzania (pliki DXD, DSD szczególnie te 128/256). I nie zapominajmy, że te najbardziej wymagające wymuszają odpowiednie przygotowanie naszej domowej infrastruktury sieciowej – sygnał musi być silny, bez interferencji, zakłóceń, najlepszy i najpewniejszy sposób transferu to użycie skrętki (czyli przewodowo). To bardzo ważne, a często ten aspekt konfigurowania systemu audio pod granie z pliku jest pomijany. To błąd i szybko to wyjdzie „w praniu”.

Podstawkowy komplet od Pylona: Opal Monitor + standy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
opal_monitor_pylon_audio_wenge_3

Wreszcie są! Po prezentacji w Monachium, po zapowiedziach uzupełnienia linii Opal podstawkowymi kolumnami z dedykowanymi standami nowy zestaw trafia na rynek i coś czuję, że zdrowo namiesza. Dlaczego czuję, że zdrowo i że zamiesza? No popatrzcie tylko na to, jak to się prezentuje. Pomijam walory brzmieniowe, które trzeba będzie zweryfikować (na bank nie przepuścimy takiej okazji), ale te podstawki! No i te kolumny… całość stanowi jeden z najładniejszych wg. mnie kompletów głośniki z podstawkami, jaki znajdziemy obecnie na rynku w segmencie budżetowym. Całym. Patrząc tylko na to, człowiek zastanawia się ile to może kosztować? I tu znowu zaskoczenie (nie, jednak nie, w końcu o Pylonie mówimy, a oni tak po prostu mają)… Opale monitorowe kosztują 1349 zł (komplet), podstawki zaś to wydatek 450 zł (sztuk dwie), czytaj za całość zapłacimy 1800 zł :-) Według mnie to (oceniając tylko to, co widzę, nie słyszę) okazja, oczywiście warto będzie sprawdzić jak to gra, czy to poziom bardziej Perełek czy może już Topazów, czy też (kto wie?) zupełnie inna bajka (lepiej od wymienionych? Inaczej?). Zobaczymy!

Kolorystyka klasyczna, że tak to ujmę, czytaj: wenge, orzech, czarny (to kolumny), w przypadku standów mamy zaś jedynie słuszny kolor czarny mat (fajnie, że mat, bo choć pewnie wersje błyszcząca biel czy czerń pojawią się z czasem, to teraz jw. nic się nie błyszczy). Dopytamy jak tam z innymi wersjami kolorystycznymi, producent generalnie informuje że każdy kolor RAL jest w zasięgu jego możliwości odnośnie zamówień (specjalnych ;-) ). Innymi słowy, jak ktoś ma fantazję… ale to jeszcze potwierdzimy u źródła. Jak widać, jak to w linii Opal, mamy tutaj do czynienia z zamianą miejsc: średnioniskotonowiec na górze i tweeter na dole (kopułka Monacor). W przypadku średnioniskotonowca mamy własną produkcję (tym razem to nie Niemcy, czy Skandynawowie, tylko własne konstrukcje Pylona). Oj nie mogę się doczekać!

Rzecz jasna warto skonfrontować możliwości z tym, co obecnie Pylon w ofercie ma... akurat nie będzie z tym problemu, bo są i podstawkowe Topazy i Perełki (podłogowe, ale mniejsza, bo brzmią w sposób zbliżony do tych podstawek) i opisane niedawno Sapphire 23 (które to grają, przypomnę, w typowo monitorowy sposób …mimo braku podstawkowych Szafirów w ofercie świetnie się do tego porównania nadają). Poza tym będzie można skonfrontować brzmienie z czekającymi na publikację testu ESIO nEar05 Classic 02 (by ESI) – aktywnymi kolumienkami studyjnymi – oraz z KEFami LS50 . Cóż, te ostatnie, to znakomite głośniki, nie dziwię się że dla wielu docelowy wybór w zakresie kolumn podstawowych, mimo wielu dużo droższych konstrukcji dostępnych na rynku… od kiedy to jednak tylko pieniądze grają? ;-) No właśnie!

Poniżej zdjęcia wraz z opisem producenta oraz specyfikacją tytułowego zestawu. Piękna robota…

Aktualizacja: Tak, będą inne kolory – prezentujemy zdjęcie wybarwienia, które niebawem trafi na rynek ( w okleinie naturalnej wykończonej olejowskiem).

» Czytaj dalej

O MQA sceptycznie? Oficjalne stanowisko Schiit Audio: Nie dla MQA!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MQA tyt

O MQA mogliście u nas przeczytać nie raz, nie dwato nadzieja na hi-resy w strumieniu, nowy sposób dystrybucji audio w sieci, którego głównym założeniem jest przesył dźwięku o jakości studio mastera przy znaczącej redukcji koniecznego do przesłania takich danych strumienia. Innymi słowy chodzi tu o patent jak w zatłoczonej sieci, przy limitach, transferować audio o najlepszej jakości. I tu – pojawiają się – kontrowersje. Po pierwsze wiele osób kwestionuje (trochę teoretycznie, a nie za pomocą empirycznych testów – dodajmy) jakość, a raczej „koszerność” tego rozwiązania – twierdzi między innymi, że jest to proces stratny, nie bezstratny oraz, że nie jest możliwe osiągnięcie zgodności bitowej (bitperfect). Co do zasady, faktycznie mamy tutaj do czynienia z konwersją (ale to samo dotyczy wszystkich form zapisu z kompresją danych btw) plików do postaci 24/44~48. Takie coś jest na końcu procesu, takie coś komunikuje nam przetwornik (o ile dysponuje możliwością identyfikacji parametrów) lub komputer (tutaj mamy to precyzyjnie uwidocznione). Dodatkowo sam proces przypomina dokładnie to, co robi ROON w przypadku przetwornika nie obsługującego jakiegoś formatu (np. DSD)… mamy wtedy enkodowanie w formie nazwanej “encapsulation” i wtedy świeci się symbol „zielone” (wysoka jakość – HQ playback), nie jest to „koszerne” bladoniebieskie bitperfect.

Także jest tutaj pole do dywagacji, choć wg. mnie to czysto akademickie dyskusje, bo najważniejsze w tym wszystkim jest nie to, co sobie na wskaźnikach/ekranach zobaczymy, a to co usłyszymy na kolumnach, czy słuchawkach. To się finalnie liczy. Na pewno technologia w znaczący sposób zmniejsza strumień danych jaki trafia do nas z sieci i to jest clou tego pomysłu, a dodatkowo daje możliwość zapisu dowolnego, także najlepszego jakościowo dźwięku (te wszystkie gigabajtowe pliki, które znajdziecie na demówce 2L np. ;-) ). Tak czy inaczej, Schiit ma mocne argumenty po swojej stronie i warto je tutaj przytoczyć, bo… historia lubi się powtarzać. Zanim je wypunktuję poniżej, dodam tylko, że multibitowy DAC Gungnir nie ma i nie będzie nigdy miał MQA, ani DSD (bo to czysto PCMowa jest maszyna), nawet DXD natywnie nie ruszy. I wiecie co? Kompletnie jest to bez znaczenia, a że ma ten DAC 18 bitów (topowiec ma ich 21, ostatnio pojawił się multibitowy potwór oferujący 25 bitów – jeszcze o nim wspomnimy na łamach, spokojnie jak na wojnie ;-) ) to znowu kompletnie bez znaczenia. Bo gra to bezapelacyjnie rewelacyjnie i zwyczajnie dobrze zrealizowany materiał 16/44 może być i jest absolutnie świetnym jakościowo źródłem muzycznych rozkoszy. Także, wiecie… tu nic nie jest proste. Co więcej, ten multibitowy DAC z materiałem 24/96-192 granym natywnie (bo tak potrafi), wypada świetnie, ale wcale nie deklasując starego, jarego redbooka. No i bądź tu mądry? Więc może te 99% przetworników w ogóle, jakie są na rynku, czytaj DACów delta-sigma to jakiś (taaak, no właśnie, ekhmm?) generalizując problem i właśnie wąskie gardło? A może…

Zostawmy to na razie i przejdźmy do tego, co ma do powiedzenia na temat MQA dwóch panów założycieli Schiit Audio, bo warto to przeczytać i wyrobić sobie samodzielnie opinię nt. temat (najlepiej popartą doświadczeniem odsłuchowym – Tidal, Warner do roboty! ;-) ):
  • to format de facto stratny (patrz wyżej, odniosłem się do tego stwierdzenia we wpisie)
  • niby obsługa dostępna na każdym sprzęcie, ale… są daki z natywną obsługą (przede wszystkim oferta Meridiana) oraz pierwsze streamery i dopiero taki sprzęt będzie w pełni „MQA ready”
  • MQA nie uczyni automagicznie taniego DACa (Explorer) przetwornikiem za grubą kasę (tu, cóż, nie bardzo rozumiem co mieli panowie na myśli – też mają tańsze przetworniki i droższe, które grają ten sam materiał… właśnie… inaczej, różnie, w domyśle lepiej albo gorzej)
  • Redbook brzmi bardzo dobrze (i trudno z tym polemizować – patrz wyżej)
  • to co istotne to mastering, to cały proces nagrywania, to decyzja czy nie podbijać sztucznie dynamiki etc. a nie to, czy zastosować ten, czy inny sposób kodowania dźwięku
  • zamiast nowego DACa może lepiej po prostu dekodować sobie softwareowo (AudioGate, Audirvana, Roon etc.) PCM do DSD. Efekt ciekawy, porównywalny wg. niektórych do natywnego zapisu (np. DSD), lub/i dający progres jakościowy (a więc coś, co ma oferować jakby z definicji muzyka zapisana w plikach hi-res)
  • dostępność materiału MQA jest na poziomie ciekawostki przyrodniczej i nie prędko to się (o ile w ogóle) zmieni… pytanie, czy warto zatem bawić się w nowe formy zapisu i zmieniać wszystko (sprzęt, wymieniać muzyczne zbiory), czy skoncentrować się na tym, co już dojrzałe i co jest na rynku
  • licencje (wiadomo, z czym to się wiąże) i to zarówno po stronie dystrybucji, po stronie producentów sprzętu oraz strumieni w ramach udziału w abonamencie za  takie usługi)
  • kiedyś rynek wielokanałowego audio (kino głównie) został poszatkowany dziesiątkami licencji / standardów obsługi dźwięku surround …analogie widoczne. Efekt? Chaos i zamieszanie wśród klientów

Z niektórymi punktami polemizowałbym, ale to, co mogliśmy zaobserwować choćby w przypadku DSD (jako format plikowy to – znowu – ciekawostka) każe spojrzeć na MQA szerzej i zastanowić się w którą stronę to pójdzie. W przypadku DSD, którego dysponentem i twórcą jest Sony, właściwie nie ma o czym mówić. Praktycznie każdy DAC na rynku to obsługuje (no przesadzam, ale to dzisiaj już prawie że standard) i co z tego wynika? Ano niewiele. Płyty SACD niczego tutaj nie zmieniają, bo przecież mówimy o historycznym sposobie dystrybuowania muzyki, odchodzącym do lamusa. W przypadku MQA wiele kwestii pozostaje otwartych. Według mnie trzeba na nowo przemyśleć kwestię przesyłania strumieni audio w sieci, bo to co jest teraz nie daje komfortu i możliwości progresu jakościowego (niestety ale pliki hi-res grane za pośrednictwem VOX-a z muzycznej chmury Loop boleśnie to uświadamiają… wysysa to każdą paczkę, nawet kilkudziesięciogigabajtową w parę dni przy intensywnym transferze). I tu takie pomysły jak MQA, czy coś podobnego do MQA są jak najbardziej na miejscu. Nawet jeżeli przyjmiemy, że w streamingu nie potrzebujemy niczego więcej niż redbook (co nie jest wcale jw pozbawione sensu) to i tak musimy mieć coś, co lepiej dopasuje strumienie do możliwości infrastruktury sieciowej. Wyobrażacie sobie bezstratną jakość we wszystkich serwisach, chmurach oferowaną wszystkim obecnym i przyszłym klientom tego typu usług? To raczej wykluczone, chyba że szybko do użytku wejdzie 5G, które ma oferować takie możliwości, że transfer albumu DXD w formie 35GB albumu nie będzie żadnym problemem (a baterie to co, z gumy? Ktoś słusznie zauważy ;-) ). No ale to może za parę lat. A teraz?

Sumując, nazwijmy to rekonstrukcją, rekonstrukcją oryginalnego materiału do postaci nieodróżnialnej na docelowym sprzęcie użytkownika służącym do odtwarzania muzyki. Tym jest, czy ma być MQA. Nie tracimy powietrza, nie tracimy przestrzeni, nie tracimy dynamiki, nie tracimy „mikroplanktonu”, tego wszystkiego co wszelkie stratne metody zapisu z MP3 na czele nie są w stanie – właśnie – zrekonstruować, bo to zwyczajnie pomijają. Panowie z Schiit Audio celnie punktują – to wcale nie musi się udać i co więcej wcale nie musi być jedyną drogą do uzyskania pełnej satysfakcji, gdy wciskami play i z pliku lokalnie czy w strumieniu z odległego serwera muzyka sobie gra. Otwarte pozostaje pytanie, co finalnie wybiorą (bo to, wg. mnie kluczowe dla całej sprawy) oferujący usługi streamingowe audio, dostawcy muzyki w strumieniu. To jest sprawa o pierwszorzędnym znaczeniu. Dodajmy do tego zmiany po stronie producentów sprzętu audio, którzy zdaje się także obrali określony kierunek rozwoju (Intel ze specyfikacją USB-C Audio, Apple z wyrugowaniem 3,5mm jacka i transferem na zew. efektory muzycznych zer i jedynek).

W ciekawych (dla nas oraz dla branży) czasach żyjemy, zobaczymy w którą stronę to wszystko pójdzie…

Nowy streamer_dac Auralic-a: ALTAIR. Kompatybilny z RAAT (Roon)!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AURALiC ALTAIR (6)

Takie dwa w jednym. A nawet więcej (o czym poniżej). Konkretnie? Chcemy z komputera grać? No to proszę bardzo. Z innego cyfrowego źródła? No nie ma sprawy. Mamy chęć na autonomiczne i w pełni samowystarczalne pudełko (źródło), na niemnożenie bytów? ALTAIR to streamer jak się patrzy, z całym OS, z apką na handheldy, wreszcie z pełną integracją z ekosystemem Roona! Zadebiutowało to, to w Monachium i stanowi w uproszczeniu połączenie firmowych strumieniowców Aries ze wspomnianą Vegą (to, dla przypomnienia DAC), z pewnymi różnicami o czym dalej. Brzmi smakowicie? Sprawdźmy, co mówi na temat nowego urządzenia prezes Autalic-a, Pan Xuanqian Wang? Ano mówi tak:

„Nowy ALTAIR jest zarówno wysokiej jakości streamerem jak i DAC, zaprojektowanym w oparciu o informacje zwrotne od dealerów, jako wyjątkowo wygodne cyfrowe źródło sprzętowe w przedziale cenowym 1800–2000$. Niektórzy mogą uznać to jako połączenie Vega ARIES lub ulepszonej wersji MINI z wejściem cyfrowym. Jednak ALTAIR jest zdecydowanie czymś innym – rozszerzeniem linii produktowej. Nie zastąpi MINI ani wielokrotnie nagradzanego DAC AURALiC Vega czy też Streamerow serii Aries. Wszystkie one stanowią najwyższy poziom jakości dźwięku”. 

Innymi słowy, nowy ALTAIR może działać jako łatwy w użyciu „Home Music Center” z obsługą 15+ źródeł sygnału, w tym m.in.: Network Shared Folder (NAS), pamięci USB, wewnętrznej pamięci (opcjonalne HDD lub SSD), obsługi  UPnP/DLNA media server, streamingu z serwisów TIDAL oraz Qobuz , internetowego radia, AirPlay’a, Bluetooth’a, Songcasta oraz RoonReady (właśnie! RAAT!) oraz, dodatkowo, wykorzystując fizyczne złącza, dowolnego źródła cyfrowego (DAC) via: AES/EBU, coaxial, toslink, USB do komputera, via dwa porty host USB. Za łączność z siecią odpowiadają gigabitowy LAN oraz trzy zakresowe WiFi 802.11 B/G/N/AC. Jak widać, mamy obsługę najszybszego standardu sieci bezprzewodowej. To bardzo istotne udogodnienie, bo możemy w tym przypadku liczyć na szybkie, stabilne połączenie streamera z naszą infrastrukturą sieciową (byle była to sieć AC rzecz jasna, u jabłkolubów to obecnie standard). Dwie antenki, wkręcane w obudowę to znak, że ten klamot świetnie się sprawdzi w instalacji bezprzewodowej. Także, szykuje się kolejna, ciekawa alternatywa dla systemu opartego na komputerze z dakiem, względnie coś, co może być fundamentem cyfrowego zestawu audio z wieloma, różnorakimi źródłami (odtwarzacze stacjonarne av, komputery, handheldy i co tam jeszcze). Oczywiście postaramy się przetestować tego klamota u nas :) BTW najbliższa publikacja na #HDOpinie to wstępnie przez nas opisany & zapowiadany Aries Mini.

AURALiC ALTAIR powinien trafić do sprzedaży jeszcze w lipcu 2016 roku. AURALiC ALTAIR dostępne będą do testów w wybranych sklepach Audiokracja w Polsce. Cena detaliczna AURALiC ALTAIR to 8900 PLN z 23% VAT.

 

Poniżej pełen opis konstrukcji, taki ze szczególarskimi szczegółami (dla takich nerdów jak ja, to czysta poezja jest, a dla nie nerdów to trochę strata czasu ;-) )…

» Czytaj dalej

Cast w B and O. Bang&Olufsen wprowadza obsługę transferu audio by Google

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A9_tyt

Dobra wiadomość, choć byłaby jeszcze lepsza, gdyby dotyczyła nie jednego, a paru producentów audio. Tak czy inaczej krok we właściwym kierunku. A kolejni producenci wprowadzający Cast do swoich produktów pojawią się za moment. Masowo. Google nawiązał współpracę technologiczną z Duńczykami, czego efektem jest obsługa technologii Cast w nowych głośnikach bezprzewodowych B&O. Na razie dotyczy to droższych konstrukcji tj. A6 oraz A9. Seria Beo Play rozrasta się sukcesywnie, co oznacza, że niebawem zobaczymy tę technologię w kolejnych bezprzewodowych głośnikach Bang&Olufsena. Oba modele wyposażono w moduły łączności WiFi (konieczne w przypadku Cast), a dzięki obsłudze AirPlay oraz dodatkowo wyposażeniu produktów w Bluetooth to tylko i wyłącznie od użytkownika będzie zależało, z jakiego rozwiązania w danym momencie skorzysta. Jak wspominałem, czymś, co przemawia za technologią Google, są mniejsze opóźnienia (w transmisji, także sterowaniu/obsłudze) oraz możliwość uzyskania lepszej jakości dźwięku (bitperfect, obsługa strumieni o parametrach 24bit/96kHz i ew. wyżej via HTML5 – tu nie ma ograniczeń!). Zazwyczaj głośniki bezprzewodowe z modułami WiFi dysponują odpowiednimi konwerterami C/A, ich przetworniki cyfrowo-analogowe bez problemu radzą sobie z plikami hi-res, tyle tylko, że zarówno Bluetooth, jak i AirPlay nie pozwalają uzyskać tej lepszej jakości, co wynika z ograniczeń samych protokołów / technologii. Cast daje nadzieję na zmianę w tym zakresie.

O „nowym AirPlay-u”, wspominają twórcy Roon-a. Chodzi tu o udoskonaleniu idealnej w założeniach koncepcji, bez ograniczeń jakościowych (DXD, MQA, DSD, wszelkie formaty, hi-resy wszelkie… tam jest wszystko). Pisaliśmy szeroko o RAAT, o alternatywie, warto to mieć na uwadze. To, podobnie jak Cast, znak że w branży sporo się dzieje, że zachodzą zmiany, które mają na celu popularyzację lepszego jakościowo dźwięku dla masowego odbiorcy. Właśnie masowość jest tutaj kluczem, a bez łatwej implementacji technologii w masowych produktach (wszelkie bezprzewodowe głośniki, takie jak wymienione powyżej „samograje” B&O, czy wspomniane we wczorajszym wpisie inteligentne rozwiązania tj. Google Home) to się zwyczajnie nie uda. Na marginesie Chromecast będzie end-pointem w ROONie. O tym właśnie piszemy! Dopiero wprowadzenie tego na szeroką skalę, w produktach nieaudiofilskich może szybko zmienić sytuację i ułatwić wdrożenie nowych, obiecujących technologii przesyłu danych audio – mam tu na myśli MQA przede wszystkim, choć nie tylko. Warto przy okazji wspomnieć o pracach jakie prowadzą giganci internetowi/technologiczni: Intel, Apple, Google, którzy przyszłość audio widzą w radykalnym rozbracie z kablem, bezprzewodowości, w strumieniach…. oraz (szerzej) w nowych metodach przesyłu danych. To zwiastuje bardzo poważne zmiany w branży. Doskonale widać to było w Monachium, na HE, gdzie wymieniony Roon był niemal na każdym stanowisku, gdzie MQA było obecne na wielu stoiskach (Warner z MQA!), gdzie mówiło się o dużo o nowych technologiach w kontekście produktów zarówno pod strzechy, jak i tych dla garstki bardzo majętnych. Cast jest – mówiąc kolokwialnie – dla ludu. Nie musi być (i nie musi) Chrome (usługi Google, przeglądarka Google), może i musi być demokratyczny, nie zamknięty, a otwarty. Cast w sprzęcie audio jako standard to właśnie takie mam to bez względu na ekran, na system, na produkt z jakiego w danej chwili korzystam. Cast bez Chrome (w sensie sprzętowej, nie technologii – bo to nadal jest strumień via HTML, z wykorzystaniem technologii przeglądarki Chrome) na początku. To właśnie nieodległa przyszłość… 

Obserwujemy to z dużym zainteresowaniem, bo widzimy w tych zmianach zapowiedź integracji (hardware) z wreszcie powszechnym i bez ograniczeń, bez barier dostępem do treści (dystrybucja, kontent). Audio bardzo się zmienia i w efekcie zmieni, to co dzisiaj stanowi (jeszcze) segment stanie się głównym nurtem. Giganci technologiczni o to zadbają, widząc w tym – nie oszukujmy się – szansę na maksymalizację zysków (na mocno zagospodarowanym już rynku elektroniki użytkowej). To, co zobaczymy niebawem w przypadku słuchawek, będzie prawdziwym trzęsieniem ziemi (rozbrat z kablem, integracja szeregu nowych funkcji niekoniecznie związanych li tylko z dźwiękiem, zaawansowana korekcja, całkowicie nowe możliwości w zakresie brzmienia i długo by wymieniać), zmiany dotkną także audio stacjonarne i nie chodzi tu tylko o zyskujące popularność bezprzewodowe „samograje”, ale w ogóle o całość elektroniki, o to, czym w ogóle ma być system audio. Przesada? Niekoniecznie. Wystarczy zobaczyć jakie produkty otrzymują certyfikat RAAT, jakie produkty będą obsługiwały MQA, jak wyglądają coraz liczniejsze konstrukcje głośnikowe od specjalistów z branży (aktywne, bez drutowe, albo z drutem, ale też z dużą ilością elektroniki), jak zmienia się podejście producentów do takich kwestii jak: miejsce odsłuchowe, adaptacja akustyczna, dostęp i sterowanie, a mówiąc ogólnie jak zdefiniować na nowo system audio. Nowe sposoby obsługi, ale także nowe sposoby konsumpcji (odkrywanie nowinek, wycieczki w przeszłość, nowe spojrzenie na osobiste gusta, preferencje) to GIGANTYCZNA zmiana i ta zmiana czai się tuż, tuż za rogiem.

#HDOpinie będzie starało się być na bieżąco, śledzić te zmiany. Stąd zapowiedzi i publikacje dotyczące software (cykl o front-endzie Roon), nowych, inteligentnych systemów – integracji w ramach „smart home”, nowych sposobach interakcji z elektroniką (szykujemy przykładowo artykuł o Leap Motion (patrz nasze publikacje nt.: 1, 2) wykorzystanym w zakresie sterowania sprzętem AV, będzie także o Google Home, jak tylko się pojawi na rynku) oraz tego wszystkiego, co przyniesie nam nieodległa przyszłość w interesującej nas tematyce. Nigdy wcześniej nie mieliśmy takich możliwości w zakresie dostępu do treści, nigdy wcześniej tak dobry jakościowo dźwięk nie był dostępny dla każdego zainteresowanego, dodajmy do tego wspomniane zmiany technologiczne i mamy obraz całości. Będziemy właśnie o tym (głównie) pisać na naszych łamach…

Warner Music z długoterminową licencją na MQA!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
WARNER

To pierwsza z wielkich wytwórni fonograficznych (tzw. majorsów), która zdecydowała się na implementację tego rozwiązania w swoim katalogu. Taki krok ze strony Warnera oznacza, że MQA przestaje być rozwiązaniem może i ciekawym, ale póki co niszowym, a czymś, co może przeistoczyć się w przyszłościowy sposób zapisu muzyki. Oczywiście w tle mamy streaming, bo właśnie strumienie są tutaj kluczowe, a MQA ma pozwolić na oferowanie muzyki nie tylko bezstratnie, ale jeszcze dodatkowo w lepszej jakości niż do tej pory (w praktyce strumienie, poza niewielkimi wyjątkami, nie przekraczały bitrate płyty kompaktowej – tutaj będzie można zaoferować jakość hi-res). Wspominałem wcześniej o wprowadzeniu tej technologii przez Tidala (tyle, że na razie jeszcze w ograniczonym zakresie tj. paru lokalizacjach, nie globalnie), który jest rozpoznawalny, gdzieniegdzie nawet popularny, ale nie może być sam jeden narzędziem do popularyzacji tytułowego rozwiązania.

Krok milowy? Nie inaczej, bo za Warnerem pójdą inni. A to oznacza bardzo duże zmiany w usługach streamnigowych, bo o to pojawi się gotowy patent na przesyłanie muzyki o jakości studio mastera, przy zredukowaniu transferu do poziomu zbliżonego do dzisiejszego wykorzystania pasma. To całkowicie wykonalne, ciekawe kto z wielkich graczy (fonograficznych) dołączy oraz (co równie istotne), które z głównych serwisów streamingowych pójdą śladem Tidala. Czy będzie to Spotify? Czy może na WWDC wraz z bardzo poważną (tak mówią, ciekawe co z tego wyjdzie) przebudową iTunes zaprezentowana zostanie nowa wersja usługi Apple Music (oraz sklepu z muzyką do kupienia)? Firmie jabłczanej może bardzo zależeć, bo dochody ze sprzedaży albumów, piosenek szybko się kurczą, a maksymalizacja zysku (na pewno utwór nie będzie imho kosztował 99 centów, na pewno będzie droższy) to coś, co „Kupertyńczycy” opanowali do perfekcji. Do tego droższe abonamenty w AM… tak, to całkiem prawdopodobne, szczególnie, ża MQA może być stosunkowo łatwo wprowadzony do kramiku Apple (od strony technologicznej to żadne wyzwanie).

Uzyskanie idealnej jakości w przesyle strumieniowym może oznaczać ostateczny rozbrat z fizycznym nośnikiem. Rozbrat nie oznaczający zniknięcia płyt z rynku, a raczej ich marginalizacji, z jednoczesnym zaoferowaniem kompaktu (z winylem tak to właśnie wygląda) jako ekskluzywnego, specjalnie wydanego materiału, często w wersji nigdzie indziej (czytaj w Internecie) nie spotykanej. Płyta stanie się zatem niszą, ale właśnie taką niszą dl a konesera. To jak z czarnym krążkiem, który powrócił w chwale po ćwierć wieku niebytu (niemal) i obecnie stanowi właśnie taką odskocznie od tego co zero jedynkowe w konsumpcji muzyki. MQA może to wszystko jeszcze dodatkowo przyspieszyć, dla dużej części konsumentów taka zmiana de facto przejdzie (zapewne) niezauważona, ale dla całej branży będzie to bardzo ważna cezura. Warner zapoczątkował ten proces i raczej nikt go już nie powstrzyma…

Audeze Sine trafiają na rynek

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-05-11 o 13.04.58

Czy to zwiastun nowego, nowego w sensie wyautowania gniazdka mini jack z elektroniki użytkowej na rzecz całkowicie cyfrowej transmisji ze źródła dźwięku? Wspominałem parę razy ostatnio o zawiązującej się koalicji gigantów IT, którzy dążą do usunięcia portu audio ze sprzętu komputerowego, a przede wszystkim z wszelkiej maści handheldów. To oznacza spore zmiany w ofercie rynkowej, całkowicie nowe otwarcie w segmencie słuchawkowym, maksymalizację zysków, nowe jachty prezesów… tak, to wszystko prawda, ale szczerze – mamy w to w głębokim poważaniu (te jachty) – nas interesuje co to tak naprawdę oznacza dla nas, dla miłośników muzyki. O nowych produktach Audeze także już wspominałem. Nowe, „tytanowe” EL-8ki z całkowicie cyfrową transmisją (kabel Cypher z wbudowanym dakiem oraz wzmacniaczem pracujący z jablkową elektroniką) to jedna z zapowiedzi, mamy potwierdzenie, że jak tylko się pojawią na naszym rynku to przetestujemy je u nas. No właśnie – kabel. Co prawda rozwiązanie Audeze jest dopasowane wyłącznie do słuchawek tego producenta (płaskie, niestandardowe konektory wchodzące do muszli), ale to jest jakiś kierunek rozwoju akcesoriów, bo osób, które zechcę podpiąć dodatkową skrzyneczkę pod smartfona nie będzie za wielu – gwarantuję Wam, że wielu nie będzie. Oczywiście gro producentów zdecyduje się na umieszczenie całości elektroniki w muszli. Od jakiegoś czasu to powszechna metoda przeniesienia konwersji sygnału oraz – dodatkowo – jego wzmocnienia w produktach bezprzewodowych. Pisałem o tym przy okazji naszego testu Sennheiserów Momentum Wireless OvE, które to właśnie podpięte kablowo do źródła (komputera czy handhelda – wszystko jedno) pokazują o co w tym wszystkim chodzi. Podobnie było w przypadku opisanych przez nas słuchawek Devinitive Technology test Symphony 1). Grało to świetnie, pokazywało jak wiele wnosi bliskość elektroniki odpowiedzialnej za przekształcenie sygnału z przetwornikami, które ten sygnał mają odtworzyć.

Sine to najnowsza propozycja, przypomnę, najtańsze, najprzystępniejsze cenowo, a do tego planarne i właśnie – wyposażone w kabel Cypher słuchawki, najmniejsze, najlżejsze …alternatywa dla takich Oppo PM-3 z amp/dakiem HA-2 (patrz test), tyle że alternatywa o tyle ciekawsza, że tutaj płacimy za jeden produkt, a otrzymujemy całościowe rozwiązanie z konwersją sygnału, jego wzmocnieniem i czymś, co go odtworzy. Można będzie kupić i bez rzeczonego kabla, ale pytanie czy warto przy różnicy 50$ w cenie (499 vs. 449). Oczywiście mamy na tym kablu 24 bitowego DACa oraz wzmacniacz, który zdaniem projektantów, nie będzie miał żadnych problemów z wysterowaniem nawet ambitnie trudnych (czytaj ortodynamicznych właśnie) słuchawek, co w przypadku iPhone może być soute dość problematyczne. Martwi tylko ukłon w jedną (jabłkową) stronę, ale może to się zmieni za sprawą wdrożenia USB-C for audio. Czekamy na ten jeden wspólny sposób transmisji danych audio za pośrednictwem jednego standardowego interfejsu i …nadal czekamy. Tyle, że może wreszcie się doczekamy, a to za sprawą wspomnianego podejścia branży zakładającego stopniową rezygnację z układów C/A, gniazd analogowych w elektronice mobilnej (komputerach?), przeniesieniu tych elementów do „efektorów”. Tak to będzie zapewne za parę lat wyglądało. A może nawet szybciej niż za parę. Wzmiankowane słuchawki dostępne są już w Apple Storach oraz na witrynie AOS (nie polskojęzycznej – tam znajdziecie wspomniane tytanowe EL-8 z Cypherem).

Czekamy na dostarczenie słuchawek do redakcji…

Jeżynka z lampowym wzmacniaczem? Raspberry Pi z bańkowym ampem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-05-11 o 12.10.37

Mówi Wam coś nazwa 503HT? Ano właśnie. To najnowszy mod Rapesberry Pi stworzony przez ludzi, którzy postanowili pożenić nano komputerek z lampowym ampem i stworzyć coś na kształt autonomicznego źródła PC Audio w mocno niebanalnej formie. Ma to, to kosztować 99 dolarów. Za 35$ mamy samą płytkę R Pi, co oznacza, że wkład audio pokręca cenę o jakieś 300%. Pytanie, czy ten lampowy wzmacniacz wbudowany, czy nadbudowany nad płytką jeżynki jest coś wart? Zdaniem zainteresowanych, którzy zdążyli wpłacić dwa razy więcej środków od założonego celu na Kickstarterze – owszem – jest. Twórcy chcieli 20 000 dolarów, mają już uzbierane prawie 80 000, co oznacza że projekt wejdzie w fazę realizacji. Oczywiście będą różne opcje związane z lampowym wsadem, zastanawia mnie tylko na ile ta cała zabawa ma sens? Pojedyncza bańka oraz jakiś scalak z komputerowym komponentem to jedno, forma oraz odpowiedni software to druga strona medalu. Ta druga leży w gestii samych nabywców. Sam mózg - płytkę R Pi w wersji 3 – musimy sobie sprokurować we własnym zakresie.

Na „nadbudówce” znalazło się miejsce dla 24 bitowego DACa opartego na kości THD PCM5102 (24/192), wkład lampowy oparto na wspomnianej płytce 503HTA z cokołem dla pojedynczej lampy 12AU7 (ECC82) lub 6922/6DJ8 (ECC88) z możliwością precyzyjnej regulacji biasu, ponadto zamontowano wzmocnione gniazdko mini jack oraz przełącznik kontroli poziomu wysterowania, napięcia dla podpinanych słuchawek (trzy poziomy gain). BTW Zwróćcie uwagę na zastosowane „kondki”. Wyjście słuchawkowe działające w klasie A oparto zaś na scalakach IRL510 oraz LM317A. Wspomniane 99 dolarów to najniższy poziom finansowania. Teraz, jeżeli zechcemy wesprzeć projekt, cena z pojedynczy „moduł” wynosi 119 dolarów. Projektanci mówią o wysterowaniu dowolnych słuchawek na rynku. Hmmm. Mogą to być nauszniki od 32 do 300 ohm. Pytanie jak to będzie finalnie wyglądać? Za całością stoi Pi 2 Design, które obiecuje, że gotowe urządzenia trafią do fundatorów na przełomie września / października. W komplecie „tube amp hat” – tytułowy wzmacniacz lampowy, zasilanie, okablowanie, dokumentacja oraz zestaw montażowy. Teoretycznie będzie można także podpiąć jakieś niewielkie monitorki pod to, np. takie jak przetestowane u nas Scansoniki S5, względnie testowane właśnie nEar05.

Pozostając sceptyczny, postaram się sprawdzić co się za tym wszystkim kryje…

» Czytaj dalej

ADL Stratos w redakcji: cyfrowo-analogowy all-in-one

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ADL Stratos_tyt

Nowość ADL-a to coś więcej niż DAC, niż wzmacniacz słuchawkowy… to urządzenie mające ambicję zajęcia centralnego miejsca w systemie, fundamentu na którym zbudujemy sobie cały tor. Na wyrost? Nie, definitywnie nie. Biorąc pod uwagę wyposażenie oraz możliwości wniosek jaki się nasuwa jest oczywisty i jednoznaczny: jest Stratos oraz cała reszta toru. A to oznacza bardzo wysoko postawioną poprzeczkę, bo żeby ten all-in-one stanowił kościec to musi pokazać, że w każdym aspekcie swojej rozbudowanej funkcjonalności „daje radę”. Ten cyfrowo-analogowy przedwzmacniacz, rekorder z gramofonowym pre oraz wzmacniacz słuchawkowy w jednym (tak trudno znaleźć właściwe określenie dla takiej centralki… a może właśnie centralka audio?) może pochwalić się symetrycznymi wyjściami dla sygnału z możliwością zasilenia w ten sposób końcówek / kolumn jak i słuchawek.

Ma pilota zdalnej obsługi, ma solidny potencjometr wykonany z jednego kawałka metalu, ma wyświetlacz prezentujący stopień wzmocnienia (diodowy, nie prezentuje innych danych), ma wreszcie prawie wszystko od strony obsługi sygnału (via USB: PCM 24/384 z DSD 64/128)… prawie, bo 32 bitów nie obsłuży (w specyfikacji jest, ROON/OSX milczą na ten temat), DSD 11.2Mhz aka 256 też nie? (w specyfikacji jest, ROON/OSX milczą na ten temat, choć na obudowie diodę z oznaczeniem mamy), nie ma też natywnie zapewnionego wsparcia dla MQA. Egzotyczne formaty to oczywiście nisza, niszy, choć MQA może stać się dość istotnym elementem w niedalekiej przyszłości. Rzecz jasna brak obsługi zaszytej w układach Stratosa nie oznacza, że sobie nie posłuchamy – jak wspominałem, będzie można spokojnie odtwarzać taki materiał, a dekodowaniem zajmie się software (w tym algorytm działający zdalnie, jak w przypadku Tidala). Powracając do konstrukcji – dwa wejścia analogowe, z czego jedno z obsługą wkładek MM/MC to coś, czego można było spodziewać się w przypadku tego producenta (patrz nasz test GT40 Alpha), tak czy inaczej, fajnie że dodano jedno wejście liniowe, bo w razie czego można podpiąć do omawianego urządzenia jakieś zewnętrzne źródło w domenie analogowej. Wbrew pozorom czasami przydaje się taka opcja, tu jesteśmy na wypadek chęci podpięcia tunera, odtwarzacza, szpuli czy na co nam przyjdzie ochota, przygotowani. Wbudowany układ ADC pozwala na rejestrację dźwięku z czarnej płyty o jakości maks. 24/192. Oczywiście nie zapominano o optyku oraz wejściu koaksalnym dla sygnału cyfrowego.

Studyjna forma (dosłownie, bo poza wyglądem, to niewielki interfejs… wróć… centralka audio jest)

Jest co i gdzie podpinać :)

Minusem dla niktórych będzie wtyczkowy zasilaczyk. Stratos, mimo rozbudowanej funkcjonalności, mieści się w niewielkiej, kompaktowej, prostej obudowie. W ogóle forma przypomina jako żywo sprzęt studyjny (te czerwone cyfry na wyświetlaczu diodowym ;-) ), ładnie to nam koresponduje ze studyjnymi kolumnami nEar05 które właśnie grają w tandemie, podpięte symetrycznie z ADL-em. Niewielka waga, brak rozbudowanej sekcji zasilania w samym urządzeniu, przeniesienie tego elementu poza obudowę – innymi słowy – budżetowy projekt, gdzie koszt całości trzeba było trzymać w ryzach, w efekcie przyniósł bardzo atrakcyjną cenę. Tak, tutaj na pierwszym miejscu była wszechstronność, bardzo rozbudowana funkcjonalność, przy utrzymaniu ceny na jak najniższym poziomie. Nie znam drugiego takiego sprzętu (np. Matriksy są bez gramofonowego wsadu), który przy tych wszystkich możliwościach kosztuje 4500 złotych. Oczywiście projekt, pomysł to Japonia, wykonanie, fabryka to Chiny. To zrozumiałe do zaakceptowania, bo i Chiny dzisiaj to często, gęsto wysoka jakość wykonania, a gdzie indziej (a szczególnie w takiej Japonii czy USA) koszty wyprodukowania windują cenę. Także, jak chcemy sobie przeprowadzić modyfikację zasilania, zamawiając coś np. u Tomanka (porządny zasilacz na zamówienie pod omawianego Stratosa – rzecz jak najbardziej możliwa, wykonalna) to nic nie stoi na przeszkodzie. Czy przyniesie i jaki przyniesie efekt taka modyfikacja… postaram się to sprawdzić empirycznie. Na razie ADL gra sobie na tomankowej listwie TAP i to musi chwilowo wystarczyć.

Tak to się identyfikuje pod OSX-em (32bit?)

Poniżej galeria prezentująca obiekt (latający… nie, nie latający – grający oczywiście ;-) ) ze zrzutami ekranu z ROONa/Maka. Gramy via thunderboltowy hub (patrz nasza recenzja stacji thunderboltowej Elgato) i działa to wszystko bezproblemowo, płynnie, bez żadnych niespodzianek. ROON po ostatniej aktualizacji poprawiającej drobne błędy zadziwia mnie bezustannie stabilnością oraz możliwością „dźwignięcia” kilkunastu stref / urządzeń RAAT (nie licząc endpointów AirPlay). Sumując: ze Stratosem odtwarzamy muzykę w bitperfect, jednocześnie nie zapominając o czekającym na nas gramofonie. Będzie grało oraz będzie nagrywało. Muszę tylko wybrać jakąś sensowna alternatywę dla znakomitego Audiogate. Zobaczymy. Sporo się nauczyłem podczas testowania Korga 10R w temacie rejestracji winyla do pliku, także będzie można porównać i sprawdzić możliwości jakie w tym względzie oferuje propozycja ADL-a. Zapraszam do galerii (przypominam także poniżej specyfikację Stratosa – to szczególnie pod kątem wszystkich cyferkolubów… proszę, macie swoje cyferki ;-) ):

» Czytaj dalej