LogowanieZarejestruj się
News

Co nam mówią nowe, zamknięte HD800-ki (820) Sennheisera o branży?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
HD820quarterz

Właśnie nie HD 800, tylko HD820, bo tak je nazwali, ale niech cyferki nie sprowadzą nas na manowce. To nie jest nowsza, tylko inna wersja 800 (obecnie z S na końcu), inna bo …zamknięta. Jakieś 90% flagowców, high-endowych nauszników to otwarte modele i nie ma w tym nic nadzwyczajnego, bo taka konstrukcja jest naturalnym wyborem gdy chcemy wyjść poza fizycznego ograniczenia tego, co na głowie. Słuchawki zamknięte to dużo poważniejsze wyzwanie dla inżynierów, dużo poważniejsza sprawa. W warunkach domowych idealna izolacja nie jest specjalnie potrzebna, albo inaczej nie jest konieczna, a flagowiec na wynos – no to jest takie strzelanie armatą do wróbla, bo kto to widział? Ano widział, widział, bo pojawia się coraz więcej słuchawek z wysokiego przedziału cenowego zaprojektowanych specjalnie pod mobile (btw będzie wpis o nowych, znacznie tańszych, orto dousznicach (IEMach) od Audeze). Czy 820 są pod mobile? No śmiem jednak w to wątpić (że faktycznie są, rzecz jasna producent takie coś delikatnie sugeruje), bo raz że bardzo duże, dwa że nie lekkie, trzy – Sennheiser zdecydował się na nowość, zbalansowany wtyk 4,4 mm (Pentaconn), w którym niektórzy widzą następcę audio jacka 3,5. To (dygresja) w ogóle ciekawa sprawa z tym jackiem. Przecież dzisiaj branża mobile zdaje się rezygnować z analogowego gniazdka audio (słusznie ją za to krytykujemy, bo to debilne rozwiązanie), a tu nowy standard niby, jakieś nowe pomysły. Rzecz jasna od czego adaptery, ale według mnie te nowe pomysły to tak pod nisze są opracowywane. Niszę, niszy czytaj DAPy, jakieś audiofilskie przenośne grajki, tam takie coś jak najbardziej, będzie dodatkowy argument sprzedażowy, bo przecież ten nowy to ma i balas jest i gra ;-) Można też i to się dzieje pokazać idealnego partnera z odpowiednim wyjściem (4,4mm) dla nowych HD-eków: wzmacniacz słuchawkowy HDV820.

Wracając do Senków. Model 820 jest intrygująco-interesujący nie tylko przez wzgląd na wyżej wymienione cechy, ale także samą konstrukcję muszli, a konkretnie zamknięcie konstrukcji nominalnie otwartej w… no właśnie. Mamy tam szkło Gorilla Glass, znane wszystkim użytkownikom współczesnych, kieszonkowych komputerków, które zakrywa to, co doskonale znamy. Ciekawy patent, bo raz że tworzy się tam tak jakby komora (patrz foty), dwa wygląda to intrygująco („o, popatrz 800, ktoś to słucha na ulicy, nienormalny jakiś…” może trochę, ale nie do końca w przypadku 820), trzy Sennheiser buńczucznie zapowiada, że drugiej takiej, tak grającej konstrukcji zamkniętej  na rynku nie znajdziecie (bo ma też zalety, lepiej izoluje i nie rezonuje). Nie to, że z miejsca mówię bzdura, bo trzeba to najpierw zweryfikować, ale… pamiętam świetne Mr.Speakers Ether Flow C, najlepsze closed jakie miałem na łbie i musiałyby mnie czymś te 820 zaskoczyć. Amerykańskie nausznice były planarne, co jeszcze dodatkowo podkręcało atmosferę, bo takich słuchawek to jak na lekarstwo, a tutaj jest klasyka dynamiczna (no nie taka klasyka, patrząc na zaawansowanie przetwornika…) i cóż, ciekawy jestem wyniku takiego porównania. Zmieniono konstrukcje padów, są zupełnie inne niż w wersji otwartej / stacjonarnej. Może z tym mobile jednak bym nie przesadzał w tym wypadku, ale znowu pady mają nam zapewnić komfort, także termiczny, sugerują słuchanie np. w podróży. Całkowita izolacja to coś, co tutaj mamy mieć w standardzie, co teoretycznie powinno bardzo zmienić charakterystykę dźwięku w stosunku do 800-ek, ale tutaj właśnie ma być inaczej.

Konkretnie, to na co zwracają uwagę odnośnie SQ twórcy tych słuchawek? Na transparentność zwracają. No to jesteśmy w domu. To ma być dokładnie to, co na nagraniu, żadne czarowanie, żadne kolorowanie, żadne interpretowanie tego, co w zapisie muzyki siedzi. Mhm. Wiemy jak otwarte grają, są bardzo wierne, bardzo szczególarskie oraz bardzo przestrzenne… także widać tu dążenie do powtórzenia tego co w otwartych na pierwszym miejscu w takiej, zamkniętej, konstrukcji. Zapytacie kiedy? Odpowiem w wakacje, raczej lipiec, niż sierpień. Zapytacie ile? Odpowiem – wściekle drogo, bo 2400 USD, albo 2400 EUR. Znowu wracamy (patrz nasz tekst o przebijaniu cenowego sufitu przez najnowsze flagowce) do pompowania ceny, za chwilę CES (gdzie jest wszystko) i pewnie za głowę się złapiemy (że ludzie to kupują). Także w naszym pięknym kraju obstawiam min. 15000, a niewykluczone że z konkret marżą nawet 16-17k. Tak, za chwilę okaże się, że 10k na dobrej klasy nausznice to taka średnia półka ;-) A serio, kiedyś HD650 czy K701 nie wymagały takiego drenażu kieszeni, ba te słuchawki były po prostu przystępne cenowo, tak z 10-15 razy tańsze. Masakra co tu się porobiło. No a jak tam z tą branżą, w nawiązaniu do pytania i sugestii w tytule? Ceny szybują to raz, przenośność staje się fetyszem (no to już od paru sezonów)… niby mówią, że w trosce o współdomowników, ale serio ta konstrukcja wskazuje (mimo gabarytów), że ma być też mobilefrendly (tak, nie będą trudne do wysterowania), w sensie że podróż, a jak podróż to DAP, a jak DAP to hi-resy offline (i ta transparentność nam się przyda). Oczywiście skorzysta otoczenie, w końcu nie będzie bombardowane dźwiękami z otwartych flagowców, będzie cisza… pełna izolacja i pełne odizolowanie. Sennheiser nie tylko zapowiada najlepiej brzmiące słuchawki zamknięte, ale na CES przedstawia ten model jako następcę, czy wręcz zastępcę 800. Niby chcą uzyskać zbliżone SQ w innym (konstrukcyjnie) rozwiązaniu. Niby zastąpić, ale jakoś nie wierzę, że zrezygnują nie tylko ze sprzedaży, ale także doskonalenia otwartych modeli.

Zobaczymy w wakacje jak to będzie.

 

Pierwszy mobilny DAC z USB-C… jeszcze nie do kupienia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2017-12-08 o 12.05.50

Nowy standard. USB-C. Uniwersalny. Taki był pomysł, a wyszło jak zwykle: kable ładują, ale nie przesyłają danych, w ramach specyfikacji możemy znaleźć obsługę wielu technologii ….opcjonalnie, nie ma ujednoliconych parametrów wydajnościowych dla złącza itd. itp. Można powiedzieć, że to problemy wieku dziecięcego. Ano można, tyle że trwa to już kolejny rok od chwili debiutu i ogólnie panuje niezły bałagan, chaos. Dodajmy do tego opornie idącą implementację w elektronice konsumenckiej, gdzie nadal króluje microUSB, powolny proces wdrażania interfejsu w handheldach i mamy nieciekawy obraz sytuacji. A przecież miało być tak pięknie, jedne port co wszystko łączy i ze wszystkim co popadnie jest kompatybilny. Pewnie tak będzie, ale póki co nie jest. Fatalnie wygląda to w działce, która jest w centrum naszych zainteresowań. Obecnie nie kupicie żadnego konsumenckiego komponentu audio wyposażonego w takie złącze. I nie mam tu na myśli A1 od B&O, gdzie port służy tylko i wyłączenie do podładowywania głośnika, czy paru modeli bezprzewodowych słuchawek, gdzie w końcu wprowadzono ten typ złącza (P7 od B&W ostatnio), chodzi mi o komponent audio, który wykorzystuje to złącze do transmisji dźwięku.

Może jednak wreszcie coś się w tej kwestii zmieni. Wczoraj Qualcomm (tak, to ten wielki producent układów SoC oraz sieciowych jakie wykorzystują producenci elektroniki mobilnej) zaprezentował PIERWSZEGO DACa na tym złączu (są pierwsze profesjonalne interfejsy wyposażone w to gniazdko z interfejsem Thunderbolt 3 btw). Nietypowego, co prawda, choć w sumie forma nie dziwi, zważywszy że mówimy o firmie, która przede wszystkim działa w segmencie dostawcy komponentów do smartfonów i tabletów. To przetwornik wpinany w okablowanie z jednej strony zakończone złączem USB-C, z drugiej ze standardowym złączem jack. Rzecz zintegrowana ze sterowaniem oraz wzmacniaczem w formie klasycznego pilota dyndającego na okablowaniu wpiętym do smartfona.

Nazwali to Aqstic HiFi DAC AQT1000 i patrząc na opublikowane parametry tego malucha, faktycznie może i HiFi, bo obsługa 24, a nawet 32 bitów w standardzie (częstotliwość próbkowania do 384KHz), bo THD na poziomie 105dB, a DR to aż 128dB, bo wreszcie natywna obsługa 1 bitowego dźwięku DSD. Firma podkreśla, że ten DAC w bardzo niewielkim zakresie odpowiada za drenaż energii z źródła/transportu tj. handhelda. Właśnie, odnośnie nazwy, to Aqstic Hi-Fi jest nowym działem Qualcomma odpowiedzialnym za rozwój układów oraz gotowych produktów z zakresu audio. Ma, w zmierzeniach producenta chipów, być standardotwórcą, ułatwiać zainteresowanym producentom sprzętu mobilnego wprowadzenie podobnych rozwiązań do swoich produktów. Brzmi sensownie – to właśnie na tym poziomie warto pokazywać możliwości, zachęcać do implementacji nowości, ułatwiając i zachęcając do wdrażania. Innymi słowy, na razie tego AQT1000 nie znajdziecie w pudełku najnowszego smartfona, ale jest szansa że niebawem się to zmieni. Akurat takie coś znacznie szybciej trafi do wyposażenia standardowego mobilnej elektroniki niż bezprzewodowe słuchawki, które są obecnie za drogie, aby je dodawać do kompletu.

Parametry niczego sobie, zakładana uniwersalność (USB-C), ciekawe opcje (UAC3.0), integracja klasycznych słuchawek z mobilną elektroniką pozbawioną analogowego interfejsu audio na odpowiednim poziomie jakościowym.
Jesteśmy na tak.

W przypadku takiego DACa jest to jak najbardziej wykonalne (to nie jest drogie akcesorium) i dopiero gdy producenci handheldów zdecydują się na to (a stanie się to zapewne bardzo szybko, bo na wyścigi rezygnują ze złącza analogowego audio-jack) to takie coś, być może, stanie się nieodzownym elementem wyposażenia (byłoby to znacznie bardziej uniwersalne, wygodne rozwiązanie, niż słuchawki ze zintegrowanym USB-C, dakiem wbudowanym na kablu). Sam smartfon, pozbawiony jacka, staje się obecnie transportem cyfrowym i poza zdobywającymi coraz większe udziały na rynku bezprzewodowymi słuchawkami, które jw trzeba dokupić, taki produkt będzie miał rację bytu. Zarówno w kontekście grania na klasycznych słuchawkach z przewodem analogowym, jak i podstawowego wyposażenia, umożliwiającego odtwarzanie dźwięku na dołączonych do kompletu „pchełkach”.

Ciekawe, kiedy to złącze zastosują producenci stacjonarnej elektroniki? Tutaj nie ma ciśnienia na miniaturyzację (w przypadku elektroniki mobilnej to oczywisty kierunek, szczególnie że microUSB jest rozwiązaniem nie tylko przestarzałym odnośnie specyfikacji, ale także mocno awaryjnym), właściwie jedynym mocnym argumentem byłoby wprowadzenie rozwiązań zgodnych z nowym UAC 3.0 (USB Audio 3.0). Szybszy transfer, możliwość wprowadzenia Thunderbolta 3, pewna standaryzacja okablowania… tak, to wszystko kiedyś może zachęcić do migracji, ale na razie standardowe USB-B (drukarkowe) lub płaskie USB-A trzyma się dzielnie i nie zanosi się, żeby coś w tej materii szybko się zmieniło. Nie zapominamy, że wcześniej trafił do wybranych produktów USB 3.0 pozwalające na wydajniejszą transmisję, na przesył dużo większej energii, zgodne elektrycznie ze starym standardem USB. Wielu producentów zdecydowało się zastosować to rozwiązanie i nie jest obecnie zainteresowane wprowadzaniem kolejnych zmian. Dodajmy do tego także nowe, uwzględnione w najnowszym standardzie USB Audio, technologie DSP: przestrzennego dźwięku (wyjście poza stereo, w tym binauralizacja), adaptacji akustycznej itp. To już konkretne zalety, także w przypadku stacjonarnej elektroniki, jakie moglibyśmy zobaczyć w wyposażonych w USB-C urządzeniach audio.

W moim odczuciu dopiero oferta alternatywy (thunderbolt) w konsumenckim PC Audio mogłaby coś tu zmienić. Przy czym szanse na to wydają się niewielkie, wystarczy przypomnieć sobie co się stało z działającym w podobny sposób co thudnderbolt FireWire. Umarło, a przecież oferowało wiele zalet w stosunku do USB (point-to-point, brak współdzielenia, szybsze transfery, lepsze, pewniejsze złącz). Także w przypadku rynku mobilnego, interfejs zapewne dość szybko stanie się obowiązującym standardem, inaczej niż w stacjonarnych klamotach …tam tego szybko nie zobaczymy. Oczywiście taka sytuacja będzie musiała się zmienić, szczególnie w kontekście wyrugowania starych typów złącz z nowych komputerów (głównie przenośnych). Stosowanie adapterów oczywiście zawsze będzie w modzie (Apple coś o tym wie, kasując grubą kasę za przejściówki), ale może to pośrednio wpłynąć na producentów audio, by wprowadzić USB-C do swoich produktów, także stacjonarnych produktów. Poczekamy na to, kiedyś USB-C będzie wszędzie, ale to kiedyś.

 

A tutaj rozwiązanie @ USB-C z możliwością integracji w słuchawkach smartfona, z wbudowanym mikrofonem (rejestracja dźwięku o wysokich parametrach vide układ ADC HiFi o parametrach zbliżonych do wspomnianego DACa, tutaj także zintegrowanego) z możliwością nagrywania binauralnego (to może mieć dodatni wpływ także na jakość samych rozmów)

 

Kompleksowa oferta dla mobilnej elektroniki w zakresie audio @ USB-C od Qualcomm-a. Może być to jw. rozwiązanie zintegrowane ze smatrfonem, z zewnętrznym przetwornikiem, a także ze słuchawkami, zestawami głośnomówiącymi

Parę bieżących spraw na koniec: już w weekend możecie spodziewać się drugiej części kino spotyka audio. Tym razem będzie o Oppo BDP-205D, nowym flagowcu, który został przeze mnie bardzo gruntownie obadany, nie tylko w kinie ale także w audio, w tym również wielokanałowym audio. Zaraz potem pojawi się zaległa recenzja słuchawkowego setu Cayin’a tj. iHA-6 oraz iDAC-6… dla wielu może to się okazać docelowa propozycja, szczególnie wzmacniacz bardzo przypadł do gustu… świetny amp, kolejny bardzo udany produkt z tej kategorii jaki trafił do nas.

Rzecz jasna będzie także długo przeciągany Polaris, świątecznie będzie, bardzo obszerny tekst dla czegoś, co w mojej opinii zamyka (podobnie jak LS50 Wireless) etap poszukiwania klamotów… mając takiego Auralika, można skoncentrować się na słuchaniu, na poszukiwaniu nowych doznań estetycznych w muzyce, bo już zupełnie nie trzeba, nie ma sensu wymieniać. No chyba, że jesteśmy tak zblazowani, tak nam się nudzi, że dla sportu, ale lepiej wg. mnie w zakresie jakości i synergii nie będzie… może forma, tak, może to. Softwareowo to ideał z ROONem, z własnym Lightningiem DS grupującym wszystkie źródła streamingowe audio). Hmmm, tak wiem co by ewentualnie mnie zachęciło do wymiany takiego klamota – wielokanałowy, bezkompromisowy set, albo coś o tej samej funkcjonalności z dodatkiem wybitnego ampa słuchawkowego). Czyli jednak ;-)

Słuchawkowe DSP atakuje #2: True-Fi

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2017-11-09 o 19.54.06

Czas płynie nieubłaganie, a nasze zmysły ulegają procesowi starzenia. Zwracam na to uwagę, wspominam przy okazji testów i – ogólnie – publicystyki na łamach HDO… nie ma się co czarować, z biegiem lat nasz słuch tępi się, dziadzieje, ulega stopniowej degradacji. Takie są fakty, medycznie udokumentowane i zwyczajnie złotouchy 60 latek to coś, co w przyrodzie nie występuje. Doświadczali tego wielcy kompozytorzy, doświadczają dzisiejsi muzycy (ci, którzy grają rocka są w sumie w uprzywilejowanej sytuacji – tam można być półgłuchym i jeszcze, jako tako, dawać radę ;-) …żeby nie było, pisze to wielbiciel tego gatunku, zagorzały fan rocka), doświadczamy i my – słuchacze, melomani, wszyscy – bez wyjątku – podlegamy prawom natury. Niby jest to coś, co oczywiste, co w sumie powinno skłaniać nas do refleksji, ale… no właśnie, jakoś nie skłania, jakoś nie przebija się do świadomości i to, co nieubłagane, często jest bagatelizowane, ba upośledzenie słuchu bywa pomijane, zamiast tego stare pierniki (powoli się zaliczam) tłumaczą młodszym, że wiecie… doświadczenie, wiele lat odsłuchów (eonów), wyćwiczenie narządu, że to wszystko jakoś oszukuje matkę naturę i taki siwiuteńki jegomość to odznacza się wprost słuchem absolutnym, słyszy kable internetowe, wyraźnie go uwiera, jak mu podmieniają egzotyczne akcesoria w torze i tym podobne dyrdymały.

 

Niestety latka lecą…

Tu ustawienie standardowe dla metryczki, bez uciekania się w podbijanie dolnego zakresu (dodatkowo) ;-)

Fajnie mają młode uszy, nie potrzebują wspomagania (teoretycznie, bo dzisiaj, jak laryngolodzy mówią, głuchota pojawia się wcześnie i to dość powszechna choroba cywilizacyjna)

A tu ekstremalnie w drugą stronę. Powyżej 60-ki i do tego jeszcze z maksymalnymi nastawami. Różnice w sposobie reprodukowania ogromne…

U Pań mniejszy ubytek wraz z wiekiem i …lepiej mi to grało, czyli jeszcze jest nadzieja (że coś tam słyszę ;-) )

Widać to wyraźnie na wykresie

Można oczywiście wierzyć i niech będzie, wiara bywa ślepa, głucha na to, co doświadczalne, wytłumaczalne, nie ma tutaj sensu z tym zjawiskiem dyskutować. Nie dyskutujemy zatem, a zwyczajnie pokazujemy w czym rzecz i oto po raz pierwszy na rynku pojawia się coś, co uwzględnia upływ czasu, dopasowuje sposób reprodukcji muzyki (w domenie cyfrowej, dzięki silnikowi DSP) do naszych możliwości w zakresie słyszę, trochę gorzej słyszę, coś tam słyszę…. ktoś coś mówił?! (jeszcze nie jak pień, ale naprawdę kiepsko). Tak, wreszcie ktoś o tym pomyślał i to zrobił. Zbudował silnik DSP pod słuchawki uwzględniający degradację słuchu. Pomierzył, wykorzystał badania naukowe, sprawdził z obowiązującym obecnie stanem wiedzy i zweryfikował podczas długotrwałych testów… to wszystko zrobił, by dać do naszej ręki narzędzie DOPASOWUJĄCE.

Vox Player to świetny odtwarzacz, dzięki obsłudze filtrów, wtyczek, ogarnianiu streamingów oraz prywatnej audio chmurce LOOP doskonale nadaje się jako narzędzie testowe… wcześniej wtyczka Audeze REVEAL, teraz True-Fi

  

Proces ustawiania DSP pod konkretny model…

Ważne, tu trzeba się wyspowiadać ;-)

Finał autokonfiguracji. DSP pod HD-650 ustawione

Czas czegoś posłuchać i pobawić się, poeksperymentować…

To narzędzie to …True-Fi

Piałem wcześniej na HDO, że idziemy w kierunku modyfikowania sygnału w komputerze, jego przekształcania w domenie cyfrowej, wykorzystania zaawansowanych trybów DSP, zaprzęgnięcia mocy współczesnych, bardzo szybkich jednostek obliczeniowych, by komputerowe źródło audio de facto pozwoliło na dowolne, zgodne z założeniami twórcy, modelowanie dźwięku. To modelowanie to korekcja akustyczna, to dopasowanie pod konkretne elementy toru, to uwzględnienie setek czynników, mających wpływ na finalny efekt, na to co usłyszymy. Wspominałem o tym w przypadku ROONa, presetów dla Audeze, ale także wcześniej, opisując technologie wprowadzone przez Sonosa, przez twórców inteligentnych głośników, programowe systemy korekcji tj. Dirac Live czy Boom. Dzisiaj praktycznie każdy producent sprzętu audio (ery cyfrowej) ma, albo planuje, wprowadzenie trybów DSP do swoich produktów. Ktoś zapyta – gdzie tu dbałość o wierność, gdzie szlachetny minimalizm, gdzie zasada nie ingerowania w sygnał? Cóż, patrząc na kierunek w jakim zmierza cała branża, trzeba raczej oswoić się z myślą, że dzisiaj to krzem zadecyduje co i jak finalnie usłyszymy. To nieodwracalne i jak się okazuje coś, co przynosi profity (jednocześnie nie odbiera możliwości słuchania bez ingerencji czegokolwiek w sygnał – nadal mamy i nadal mieć będziemy taką możliwość). Chodzi o to, by dzięki takim narzędziom, było możliwe obiektywne ujednolicenie wrażeń z odsłuchu na różnych efektorach (słuchawki) oraz różnych uszach (wiek, płeć). Sonarworks wyraźnie to sugeruje – oto software, który daje takie właśnie możliwości, pozwalając artyście / twórcy, producentowi czy konsumentowi dopasować SQ poprzez gotowe presety, które możliwe są do załadowania za pośrednictwem True-Fi. Brzmi utopijnie, ale popatrzmy, a nade wszystko spróbujmy…

Trzeba tylko ustawić w panelu co trzeba jw.

True-Fi to pierwszy, tak rozbudowany, niezależny silnik DSP opracowany pod słuchawki. Imponuje lista wspieranych modeli – jest ich obecnie 112, a ich liczba ciągle rośnie. Każdy użytkownik może zgłosić jeszcze niewspieraną słuchawkę developerowi z sugestią: zajmijcie się tym jak najszybciej. Uwzględniono wiele popularnych (nie high-endowych, tylko przystępnych) modeli słuchawek, także tych z budżetowej (nawet bardzo budżetowej) półki. I dobrze, bo sam silnik z jednej strony oferuje dopasowanie pod konkretne słuchawki, z drugiej robi to, o czym wspomniałem powyżej… uwzględnia i koryguje nastawy DSP pod kątem „naszego zużycia”. Innymi słowy możemy zdać się na oferowane przez programistów gotowce, nie zaprzątając sobie głowy własnymi doświadczeniami, badaniami, można też samodzielnie zmodyfikować, zmienić konfigurację słuchawek pod własne preferencje, własne gusta. Co ciekawe, silnik bierze pod uwagę także płeć, przy czym paniom słuch starzeje się mniej dramatycznie niż panom (tak przynajmniej to wygląda w True-Fi). Ustawiamy płeć, ustawiamy rok (od 21 do 60 lat, przed i po mechanizm nie działa – młodzi słuch mają teoretycznie perfekt, a osoby w bardzo zaawansowanym wieku po prostu są głuche, dokonujemy ewentualnych korekt w nastawach basowych i już). Wtyczka działa pod macOSem oraz pod Windowsem i podobnie jak opisany plug-in Audeze, będzie kompatybilna z większością audio aplikacji (w tym pro-toolsów) jakie znajdziemy obecnie na rynku.

Mamy 10 dni na testowanie

Różnice w poszczególnych ustawieniach są oczywiste, zauważalne od razu, przy czym duża rozpiętość (wiekowa) oraz wybór „agresywności” filtra „wiek” bardzo akcentują te zmiany, pokazują jak wiele się zmienia w ludzkim organizmie wraz z upływem lat. Dodajmy do tego dopasowanie konkretnych  słuchawek, które dzięki trybom DSP mogą stanowić dla nas „nowe odkrycie”, przyczynić się do zwiększenia przyjemności płynącej ze słuchania, albo stanowić – po prostu – interesujące doświadczenie, eksperyment. Developer zapewnia, że każdy ze wspieranych modeli, to poszukiwanie najlepszego sposobu wydobycia potencjału za pomocą kodu (tak, brzmi paskudnie, ale działa), a dodatkowo oferuje nam możliwość wgrania nowych presetów (dodatkowe tryby …wbudowano mechanizm instalacji wtyczek / alternatywnych ustawień pod indywidualnie skalibrowane słuchawki) oraz jw. zgłoszenia braku wsparcia z prośbą o szybkie uzupełnienie. Moduł DSP określa w jakim środowisku przyszło mu działać. Kluczem do sukcesu jest przecięcie paru nitek – tej od prawdy i dochodzenia do niej (wierność przekazu), maksymalizacji zadowolenia z odsłuchu (nowe patenty, w tym wielokanałowe audio) oraz utrwalenia wartości, idei (już nie jest najistotniejsze, czy EQ nam miesza, czy nie miesza, ważne jest zachowanie właściwych proporcji)… czyli… pokazania tego, co najistotniejsze w muzyce: wywołania emocji. Producent oprogramowania jest pewny swego i daje nam 10 dni (trial) na wypróbowanie True-Fi. Można zatem pobrać, można potestować, można wyrobić sobie opinię i kupić (80 ojro, choć do jutra mają jakąś promocję i niech zgadnę, takie promocje będą pojawiać się zapewne cyklicznie), bądź (będąc nieprzekonanym) nie kupić. Na pewno warto spróbować, przekonać się jak duże zmiany zachodzą wraz z upływem czasu odnośnie naszego aparatu słuchu, jak można zaradzić na deficyty, jak DSP modyfikuje dźwięk pod kątem indywidualnej kalibracji dla ponad stu modeli słuchawek, indywidualnie dopasowując swoje działanie pod konkretny model. Do pobrania tutaj, a potem to już tylko zabawa… jak ktoś nie chce pobierać to może sobie na webowym demo sprawdzić działanie tego silnika (fajnie zrobione), znaleźć odpowiedzi na nurtujące pytania (FAQ).

Wcześniejsza wtyczka REVEAL zdeaktywizowana, teraz słuchamy via True-Fi

Duża galeria, jaką możecie podziwiać, stanowi ważne uzupełnienie tego, co powyżej. Pod zdjęciami znajdziecie opisy tego, co i jak ustawialiśmy, jakie były tego efekty oraz finalnie –  jak się słuchało pod uaktywnionym DSP. Będzie jeszcze uzupełnienie wpisu o inne, wspierane modele (na razie słuchałem na HD650), między innymi podepniemy i pokatujemy AKG K701. Znajdziecie zrzuty z wyjaśnieniem jak to działa i dlaczego działa, a także z pełna listą wspieranych (bieżąco) modeli słuchawek. Sprawdzałem na torze z VoxPlayer (iMac) @ M2Tech hiFace DAC @ M1 HPA Musical Fidelity.

Uaktualnienie AKG 701:

 

Klasyka. Zaraz zobaczymy inne ustawienia kalibracji dla tych słuchawek, odmienne od tych pod HD650…

 

Mhm, linia przebiegu kalibracji wyraźnie się różni dla obu słuchawek (to ta szara).
Oczywiście ustawienia związane z uwzględnieniem wieku słuchającego pozostają takie same, bez różnicy…

Porównuję także plug-in przygotowany przez Audeze, z tym co oferuje True-Fi.
Szkoda że nie ma nastaw dla redakcyjnych LCD-3, ale można skorzystać z ustawień dwójek (to raz), a dwa sprawdzić czy korekcja uwzględniająca wiek słuchającego przynosi korzystne efekty

Jak to działa? Ano tak…

A konkretnie to:

» Czytaj dalej

Słuchawkowe DSP atakuje #1: niezależny plug-in Audeze REVEAL

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
REVEAL macOS_2

Wspominałem niedawno o presetach w ROONie. Audeze postanowiło nie ograniczać się tylko do tego front-endu, ale dać możliwość wykorzystania opracowanych ustawień pod własne produkty wszystkim użytkownikom słuchawek Audeze. Niezależny plug-in pod Windowsa oraz macOSa pozwala na skorzystanie z presetów (niemal) w każdych okolicznościach przyrody, (niemal) niezależnie od wykorzystywanego przez nas oprogramowania odtwarzającego muzykę.  Co ciekawe, firma przygotowała software nie tylko pod aplikacje do domowego odsłuchu, ale także pod kątem wykorzystania w narzędziach profesjonalnych. I tak ustawienia DSP REVEAL od teraz będą działały m.in. w następującym oprogramowaniu pro: Ableton Live, Logic oraz ProTools, REAPER, Digital Performer, jak również w aplikacjach do słuchania muzyki w domu tj. JRiver, Audirvana Plus, Pure Music, VOX, Foobar2000 (via VST adapter). Oczywiście sprawdziłem jak to działa. Dzięki panelowi możemy konfigurować działanie wtyczki DSP w dość szerokim zakresie, możemy też zdać się na firmowe presety. Efekt jest zbliżony do tego w ROONie (tam ustawienie jest niekonfigurowalne, każda ze słuchawek z oferty ma swoje, unikalne, przygotowane przez producenta nastawy). Fajnie, że można od teraz skorzystać z dosmaczania nie tylko w jednej aplikacji, ale wielu, a lista wspieranych (już teraz obejmująca najpopularniejsze programy audio) będzie z czasem się rozrastała. Tego, czego brakuje, to wsparcia dla streamingów, owszem cześć z wymienionych powyżej programów integruje niektóre strumienie, ale nie wszystkie i to coś, do pilnego uzupełnienia. Rzecz jasna można tego narzędzia używać bez ograniczeń, z wszystkim co podepniemy pod komputerowe źródło, sam plug-in jest darmowy i możemy ściągnąć ją z tego adresu.

Plug-in REVEAL uruchomiony pod VOX Playerem (macOS).
Można ustawić wedle upodobania, albo zdać się na producenta słuchawek.

Wtyczki

Reveal ma być docelowo kompatybilny z większością Digital Audio Workstations (DAWs) oral oprogramowaniem odtwarzającym muzykę, korzystącym z plug-inów: AU, VST lub AAX. Filtry działają w pełnym zakresie częstotliwości bezstratnego sygnału audio tzn. od 44.1 kHz do 768 kHz, nie ma zatem mowy o jakiejkolwiek ingerencji w odtwarzanie materiału (resampling), całość pozostaje zgodna bitowo (bitperfect). Coś czuję, że niebawem będzie to standard, zresztą poza Audeze, podobne „profile” oferuje już od jakiegoś czasu Sennheiser (vide CapTune), Onkyo i paru innych, wielkich producentów, przy czym widać dążenie do rozbudowy możliwości takiego oprogramowania, opracowywania gotowych, zaawansowanych presetów pod konkretne modele słuchawek. Na obrazkach macie zrzuty z VOX-a (macOS), wpis uzupełnię jeszcze o Windowsa (Foobar). Jak widzicie, powyżej, w tytule jest jedynka, będzie dzisiaj wpis o innym software, przygotowanym przez niezależnego developera (a nie firmy, producenta słuchawek). Potężne narzędzie, które można przetestować, przede wszystkim pod Sennheisery (ale nie tylko!). Przeczytacie wieczorem o opracowanym przez Sonarworks programie True-Fi. Nazwa ma nam konkretnie coś sugerować i powiem Wam, że nie jest to tylko czcza gadanina, marketingowa gadka, faktycznie efekty potrafią …dać do myślenia. O tym jednak w kolejnej odsłonie „słuchawkowe DSP atakuje”…

Musimy zanurkować w Audio Units (wtyczki) na górnym pasku i następnie wybrać plug-in

Jak widać, można wybrać presety dla każdej ze słuchawek z oferty, dokładnie tak jak pod ROONem

» Czytaj dalej

Docelowe na wynos: mobilny scyzoryk mDSD firmy Encore

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
tytułowe

Z tradycyjnym poślizgiem coś, co w mojej opinii zostawia w tyle znane mi rozwiązania konkurencji w zakresie plikowe audio na wynos. USB DAC to dopiero początek, bo mamy tutaj do czynienia z rozbudowanym funkcjonalnie urządzeniem, które dysponuje własną regulacją na wyjściu (możliwości amplifikacji wprawiają w osłupienie, serio, będzie o tym sporo poniżej) oraz konwerterem USB-SPDIF (optyk) współdzielonym z tradycyjnym 3,5mm jackiem. Sporo, jak na coś wielkości pendrive’a, a przecież ten mały grzmot oferuje ponadto szerokie możliwości w zakresie konwersji sygnału cyfrowego, bo jest tutaj i DXD (24/384) i DSD (no nazwa obliguje, prawda, obliguje) 64/128. Na marginesie, warto zapoznać się z wpisami na forum Roon Labs o 1 bitowym sygnale, o tym jak bardzo jesteśmy wyprowadzani w pole przez marketingowców, gdy z pudełek atakuje przekaz „nawet” do 512, albo o 1024 (DSD). Wypowiadają się osoby z branży oraz inżynierowie dźwięku i znakomici spece z samego Roona – wniosek jest jednoznaczny… ta pogoń w imię magii cyferek nie tylko nie ma najmniejszego sensu praktycznego (dystrybucja), ale od strony brzmieniowej wręcz mocno niewskazana. No, ale, każdy chce więcej pod maską… i tak to się kręci.

Powracając do bohatera recenzji, interfejs mDSD nie tylko dużo może, ale niedużo kosztuje. Właśnie. Patrząc na rynek z jednej strony widzimy pozytywną erozję cen tego typu rozwiązań (ludzie, za pierwszego DragonFly-a zapłaciłem 1299zł! Ale ze mnie frajer! ;-) ), z drugiej klęska urodzaju z jaką mamy do czynienia mocno komplikuje wybór. Jest tego, na przysłowiowe „kopy” i konia z rzędem temu, kto każdy z tych USB DACów przesłucha, przetestuje dogłębnie i finalnie oceni. Pamiętajcie, wiele razy o tym mówiłem, duża część testów w sieci jest kompletnie z czapy (tak zwane chwilówki, kiedy redakcja ma coś na tydzień, dwa, albo nawet na nieco dłużej, ale tekst pisze się taśmowo, już po paru dniach „odsłuchów”). U mnie mDSD katowany był 3 miesiące (dzięki za wyrozumiałość i za sposobność Audiomagic) i mogłem dogłębnie przekonać się o zaletach oraz wadach produktu. Naprawdę mniej czasami znaczy więcej. Po tych trzech miesiącach wiem, że mogę kompetentnie wypowiedzieć się o mDSD, bo poznałem w pełni możliwości jakie drzemią w tym produkcie. Nie pobieżnie zatem, a konkretnie, ze zwróceniem uwagi na potencjał, który drzemie w tej konstrukcji. Patrząc szerzej, widzę, że wielu nie zadaje sobie trudu, by poznać ten potencjał i pobieżnie, w niepełny sposób, bez uchwycenia tego co istotne, co kluczowe opisuje i odfajkowane. To nieporozumienie, w tym wypadku rażące wręcz, bo mamy rzecz w swojej kategorii WYBITNĄ, taką której tym bardziej warto się dokładnie przyjrzeć i którą warto sumiennie przetestować.

Finału na wstępie tak do końca nie zdradzę, ale można domyślić się co się tam w podsumowaniu znajdzie. Powiem tak: jeżeli chcecie zainwestować niewielkie pieniądze w coś, co „ogarnie” Wam temat grania z komputera (i ewentualnie handhelda, choć to pełnego potencjału mDSD nie uwolni) to macie coś, co powinno być na pierwszym miejscu na krótkiej liście. Miałem porównanie i o tym też co nieco przeczytacie. Było porównywane to, to z czarną i czerwoną Ważką (plus nawiązania do DF pierwszej gen.), miałem w pamięci skądinąd bardzo dobrego brzmieniowo, przenośnego Matriksa (też u nas był długo, bo wzięliśmy go do redakcji – patrz recenzja), małego A10 Beyersa (patrz tutaj), kolejnego przenośnego DACa jaki zagościł na dłużej u nas czyt. HA-2 od Oppo (ktoś się nim teraz cieszy, bo i piękna rzecz, patrz nasz test tutaj), wreszcie testowanego niedawno iDSD Nano od IFi (test tutaj). A to nie wyczerpuje jeszcze całej listy (sporo testowaliśmy produktów FiiO, były Cayiny, były produkty Audioengine itd.). I wiecie co? Te 500 złotych jakie zainwestujecie w audio klamota będzie w wypadku tytułowego scyzoryka NAJLEPIEJ wydanym Sobieskim. Lepiej wydacie te pieniądze od inwestycji w pozostałe wymienione powyżej produkty, a szerzej to nawet w większość tego, co dzisiaj w polskiej dystrybucji można zakupić (mam tu na myśli rzeczy, które słuchałem). Narażę się komuś? Trudno. Zasadniczo i z definicji mam to gdzieś, nie staram się w tym, co publikuje być „politycznie poprawny”, pisząc tak, by nie naruszyć czyjegoś interesiku. Jak coś jest gorsze, albo dużo mniej opłacalne, to takie jest i nie ma co się czarować i zakłamywać rzeczywistości. Co więcej, sporo produktów szczególnie w tej kategorii oferuje całkiem pokaźny zbiór wspomnianej „magii cyferek”, albo też „magii literek” (tak, mam tu na myśli MQA w Dragonach). Także spokojnie, bullshitu tutaj nie będzie, nawet gdyby ostatecznie przyszło mi sprzęt do testu wyłącznie kupować, wypożyczać za kaucją. Ogólnie, za dużo dziś w sieci sponsoringu i mówię tu generalizując, ale też opisując znane Wam zjawisko „marketingu opiniotwórczego”, testów które z rzetelnym opisem „za i przeciw” nie mają NIC WSPÓLNEGO.

To jak… ten mDSD taki bez wad, bez skazy zatem? A gdzie tam, oczywiście, że nie, ale w tym budżecie dostaliśmy przysłowiowe maksimum i gdyby nie sobie taka ergonomia to bym dead endami walił, ale że jednak, to się pohamuję :)

Zapraszam do lektury:

» Czytaj dalej

Następca HD650? Sennheiser prezentuje HD660 S

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
3

Nowa wersja legendarnych słuchawek, następca modelu HD650, nowy klasyk? Cóż, przekonamy się jak jest, gdy tylko wylądują na naszej głowie. Pewne jest jedno. HD650 przechodzą do historii, niedawne duże obniżki ceny tych słuchawek (gdzieniegdzie dostępnych nawet za 200$ nówka sztuka) były związane z wietrzeniem magazynów właśnie. Jak wiecie, HD650-ki są u mnie bardzo wysoko w rankingu, bardzo lubię te słuchawki, uważam ten model za jeden z najlepszych produktów jakie wypuścił Sennheiser, więcej – uważam, że są to jedne z najlepszych konstrukcji dynamicznych jakie wprowadzono na rynek. Mimo upływu czasu, mimo pojawiania się nowych słuchawek, to nadal świetne nauszniki. Dla wielu mogą być docelowe i jak ktoś nie jest maniakiem (i nie ma chorobliwego przymusu kolekcjonowania) to takie HD-eki są całkowicie wystarczające, aby zanurzyć się w odpowiednio wysokiej jakości dźwiękach. Tak to właśnie wygląda, czy raczej wyglądało (jak ktoś chce nowe pudełko, a nie używane), bo za moment będzie je można kupić wyłącznie z drugiej ręki.

Konstrukcyjnie nowe HD660 S wyraźnie nawiązują do poprzedników. To dobrze. Mają się dobrze kojarzyć i będą (formą) dobrze się kojarzyć, bo poza delikatnym unowocześnieniem (lekko zmodyfikowane wizualnie pałąk & pady) to można by się nawet pomylić. Zmiany zaszły w konstrukcji przetworników oraz materiałach rzecz jasna. Pozostawiono charakterystyczny, dwupinowy (oryginalnie stosowane wyłącznie przez Sennheisera), odłączany kabel. Co ciekawe (i sugeruje to jednak sposób korzystania ze słuchawek, gdzie mobile jest na… drugim miejscu) okablowanie kończy się 6,3mm jackiem, nie 3.5mm (przejściówka oczywiście w komplecie).

No dobrze, ale co zmieniono konkretnie? Ano nie będą już takie trudne do wysterowania jak 650, bo tutaj mamy niższą impedancję (150 omów), która jadnakowoż nadal stanowi wyzwanie dla mobilnej elektroniki (dla takiego V30 nie będzie to problem, ale już dla iPhone… a zaraz, tam nie ma jacka, tylko gówniana przejściówka, nie ma zatem o czym mówić ;-) ), ale ma być w zamierzeniach jednak łatwiej, do pożenienia z przenośnym sprzętem także (zdaniem Senka). Dla mnie takie w pół kroku w rozkroku jest niezbyt zrozumiałe, bo albo robimy coś naprawdę uniwersalnego, albo olewamy i idziemy po bandzie, wymagając od nomadów jakiegoś wsparcia pod postacią dodatkowej amplifikacji. Tutaj wg. mnie i tak ta będzie w niektórych sytuacjach nieodzowna, bo 150 omów to nie są proste do wysterowania słuchawki. Także ten model i tak będzie głównie do słuchania w domu.

Zupełnie nowy przetwornik ma zapewnić znacznie mniejszy poziom zniekształceń, jego konstrukcja ma zapewnić większą kontrolę nad drganiami membran, co finalnie ma podnieść precyzję, zapewnić lepszy wgląda w nagranie (?). Wyselekcjonowane głośniki mają zagwarantowaną, bardzo wąską tolerancję (± 1 dB) – innymi słowy idealne zgranie, brak różnicy w poziomach L/R kanał. Cóż, to są rzeczy jakby oczywiste, ale idziemy dalej: lekkie, aluminiowe cewki wraz z odpowiednią, wykonaną ze stali nierdzewnej, przystosowanej do kształtu membrany konstrukcją przetwornika to nowy patent Sennheisera, aby przenieść nas do nowej rzeczywistości niezwykle detalicznego dźwięku (a więc jw. precyzja na pierwszym miejscu), przy niskim zejściu (coś, co jest znakiem firmowym klasycznych 650-ek) oraz bogatej średnicy i łagodnej górze. Dobrze, ja tam mam następujące pytanie: czy te słuchawki będą w podobny sposób ciemne (wręcz bardzo, bardzo ciemne) co poprzedni model, czy jednak będzie to inna bajka? To sprawdzę na wstępie!

Niestety nie podano żadnej dokładniej informacji na temat ceny nowości. Wiemy tyle, że w US będzie to 500$ bez centa, a w UK 430 funciaków bez pensa. Natomiast dystrybutor wspomniał coś o ergonomii, wygodzie najnowszego produktu Niemców. Czekają nas, cyt.: „wyśmienite odczucia”. HD650 są specyficzne, dość mocno uciskają głowę, czuć wyraźnie te słuchawki na głowie. Czy HD660 będą inne? „Dopasowane do kształtu ucha wymienne nauszniki oraz miękkie obicie pałąka” nic konkretnie nam nie mówi. Może być tak, że faktycznie będzie inaczej niż w poprzednikach, HD650 są specyficzne, być może producent zdecydował się na znaczące modyfikacje w tym względzie. Trzeba będzie przekonać się osobiście, jak to jest, bo opis nie daje nam żadnych wskazówek, a zaprezentowane obrazki mogą równie dobrze wskazywać, że nowość nawiązuje w zakresie ergonomii do poprzedników. Słuchawki powinny być dostępne w sklepach jeszcze w tym miesiącu.

Come back legendarnych AKG K1000? Mhm… oto MySphere 3.1

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2017-10-13 o 00.18.46

Patrzę na ten projekt i nie mogę wyjść z podziwu. No, że się komuś chciało, że miał tyle samozaparcia, tyle pasji by stworzyć dzisiejszy odpowiednik zupełnie szalonych, niedzisiejszych (i w ogóle pozaczasowych) K1000. Kto nie słyszał o tych słuchawkach, ten o słuchawkach nie wie nic. AKG postanowiło stworzyć wiszące na czerepie, miniaturowe monitory, absolutnie bezkompromisowy efektor, który do dzisiaj nie miał żadnego odpowiednika, następcy. Jedyny w swoim rodzaju produkt, zaliczany do świętej trójcy, którą każdy miłośnik nauszników czcią wielką i estymą otacza. Sony miało R10, Sennheiser miał Orfeusze, a AKG miało K1000 właśnie. Ale, właśnie, to było i se nevrati …a może jednak? Niemcy pysznią się najdroższym systemem słuchawkowym z nowymi Orfami, Sony też ambicje swoje w zakresie prezentuje, i tylko o AKG jakoś nic nie słychać, tyle że jak widać nie szkodzi. Bo oto pojawił się właśnie ktoś, kto postanowił stworzyć słuchawki nowoczesne, więcej, awangardowe wręcz, ale takie właśnie w stylu legendarnych tysięczników. Ich teraźniejszy odpowiednik Hi-tech postanowił stworzyć.

Najlepsze. Za ten projekt odpowiadają dwaj Panowie, którzy byli głównymi inżynierami w AKG stojącymi za K1000. Tak, tak, to właśnie Herr Ryback oraz Herr Renner postanowili zredefiniować legendę i stworzyć coś, co będzie nawiązywało ideowo do K1k, przy czym zostanie tak zaprojektowane, że nikt z nas nie będzie dostawał spazmów (od rechotu) na widok kogoś noszącego TE słuchawki. I tak jak o ergonomiczności w przypadku legendy w ogóle nie ma co wspominać, to tutaj sytuacja wygląda diametralnie inaczej. Te słuchawki mają być superlekkie, superwygodne, łatwe do napędzenia – sumując – dopasowane do użytkownika, a nie odwrotnie (jak to było kiedyś). Nowe materiały, nowe technologie, nowe podejście… nie ma już ograniczeń, krępujących projektantów „niedasię”, panowie mogli stworzyć coś, co wedle ich zamierzeń ma nie tylko nawiązywać do K1k, ale ma być pod każdym względem LEPSZE.
 
No dobrze, popatrzmy jak to wygląda w suchych liczbach, w cyferkach. Wygląda to tak:

  • Całkowicie otwarte, nie stykające się z małżowinami, lewitujące muszle (oj tak :-) )
  • Skuteczność/czułość 96 dB / 1 mW RMS = 115 dB SPL/V
  • Maks., moc wej.:60 mW
  • Imp.: 15 Ohm (łatwe)
  • Przetworniki dynamiczne (klasyka, nie eksperymentowali)
  • Wielkość przetworników też klasyczna tj. 40 x 40 mm
  • Diafragma kompozytowa, do budowy wykorzystano elementy ceramiczne
  • Maks. wychylenia membrany 4 mm
  • Odpowiedź częst.: 20 Hz – 40 kHz (-10 dB)
  • Promienista struktura membrany, konstrukcja w pełni wentylowana
  • Magnesy neodymowe N52
  • Gęstość mag.: 1.5 T
  • Waga… 330 g (bez okablowania)… porównując do legendy to, to jest piórko, chucherko, nic

 
Mocowanie muszli / padów jest magnetyczne, bezstykowe (jw.), a samo regulowanie w pełni płynne (dopasowanie muszli & pałąka w pełnym zakresie, mające w tym wypadku szczególnie duży wpływ na uzyskany efekt brzmieniowy, co warto podkreślić). Konstrukcja jest symetryczna, słuchawki zabezpieczono przed działaniem warunków atmosferycznych (sic! No tak, przecież one teoretycznie mogą być pod mobile, rzecz jasna nasuwa się proste pytanie – kto z otoczenia wytrzyma słuchawkowego boomboksa?! ;) ) okablowanie ma być superlekkie, superwytrzymałe i nie plączące się (znowu mobile?!), a pady i pałąk odporne na trudy codziennego użytkowania. Sumując, te słuchawki od strony ergonomii i praktyki (odsłuchowej, sposobu użytkowania) mają być przeciwieństwem poprzedników. Całkowitym przeciwieństwem! Tym, co ma łączyć jest rzecz jasna dźwięk (wyobraźcie sobie monitory bliskiego pola na wynos, na głowie) oraz elitarność – cóż, tanio nie będzie, bo słuchawki w US będą kosztować jakieś 3500-4000$, a w Europie ich cena może dojść nawet do „marnych” 4500 euro. Także konkret. Mieszanina alu, stali, kompozytów, przeskalowana do poziomu kompaktowego, lekkiego, wygodnego, do tego owoc wielu lat poszukiwań z wykorzystaniem najbardziej zaawansowanych technologii pomiarowych (tak, zastosowali m.in. najprecyzyjniejszy instrument, jakim jest sztuczna głowa najnowszej generacji) ma przynieść w rezultacie coś, co przyćmi wszystko. Tym właśnie mają być, tym są MySphere 3.1.
 

 
Patrząc na zimno (choć trudno, bo K1000 cóż, to jest zjawisko i polecam gdzieś, na jakimś zlocie, na targach, wystawach ich posłuchać) te Sphere muszą się zmierzyć i muszą udowodnić. Trochę szkoda, że raczej nie usłyszymy opisywanych słuchawek w tym roku w Warszawie. Z tego, co napisano na stronie projektu, to w listopadzie będą prezentowane w Berlinie (Camjam), a parę dni temu były w Stanach (Audiofest). Tyle. Może wycieczka do Berlina zatem? No nie wiem, wiem natomiast jedno - jeżeli tych dwóch magików wyczarowało to co myślę (tak, tak, możecie spodziewać się holograficznego absolutu w najczystszej wielowymiarowej postaci ;-) ) to ta nazwa we właściwy sposób oddaje z czym mamy do czynienia. Cholera, fajnie, że komuś się chce podejmować takie wyzwania. Bardzo fajnie. Szkoda tylko, że szanse na dystrybucję (to będzie dostępne raczej wyłącznie przez sieć, za pośrednictwem strony projektu) są bliskie zeru.
 

 

Jeden z dwóch sprawców całego zamieszania: Herr Renner

 
 

Narodziny legendy, nowej legendy? Ano trzeba to sprawdzić. Koniecznie! ;-)

 

Filmik sprzed parunastu godzin, gdzie Renner mówi o swoim dziele (@ wspomnianym Audiofeście):

 

 

O rozwiązaniach zastosowanych w tych słuchawkach słów parę tutaj

W co gra Google? Nasze trzy grosze naznaczone dźwiękiem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
zhuhmyqycytnmvzdoymb

Google wyraźnie zmienia oblicze, ewoluuje. To już nie tylko gigant internetowy, nie tylko dawca największego mechanizmu przeszukującego globalną sieć, firma od danych (big data)… nie, od wczoraj to także ktoś z ambicjami by rywalizować z resztą świata na polu elektroniki użytkowej. Firma z Mountain View chce na serio zaoferować swój ekosystem oparty na swoim hardwarze, spinający to w czym jest najmocniejsza (patrz wyżej… dodajmy do tego jeszcze największego oferenta treści multimedialnych) z własnymi produktami z krzemu i plastiku. Google miało ambicje, by to o czym piszę, zrobić wcześniej. Miało. Z miernym rezultatem miało. Dzisiaj praktycznie nikt nie pamięta, ale przypomnę, nieudane próby ze znalezieniem sposobu na telewizję w dobie Internetu (liczne, naznaczone fiaskiem, „google tv”), starała się też przekonać nas do swoich (swoich?) telefonów oraz tabletów w kolejnych inkarnacjach linii Nexus, wreszcie (umarło, zanim się narodziło) w dziedzinie nas interesującej najmocniej – dźwięku – poniosła sromotną klęskę w postaci projektu Nexus-Q… głośnika, który choć ciekawy koncepcyjnie, nie miał żadnych szans z tym, co się wtedy rodziło (multiroom oraz pierwsze przymiarki do inteligentych głośników).

Pasmo porażek, bolesnych rozczarowań, trwało by pewnie dalej, gdyby szefostwo nie uświadomiło sobie, że te wcześniejsze próby były już na starcie skazane na niepowodzenie. Nikt nie opracował spójnej koncepcji, nie odpowiedział sobie na w sumie proste pytanie: ale po co my to w ogóle robimy, nikt nie miał – mówiąc wprost - pomysłu na Google hardware by Google (istotne to ostatnie, bo albo robisz coś sam i na serio, albo robią to inni za ciebie i na serio to finalnie nie jest). Zdano sobie sprawę, że każda kolejna próba jest skazana na porażkę, bo rynek jest już mocno obsadzony, jest już też nasycony i gdy się chce zaistnieć to trzeba inaczej, zupełnie inaczej. Zwiastunem tego inaczej były może nie spektakularne, ale właśnie sensowne, bo realizujące długofalową koncepcję, strategię, produkty tj. Chromecast (audio i wideo) oraz (bardziej) Chromebooki. Te ostatnie dzięki bardzo atrakcyjnej cenie, dzięki zaoferowaniu doświadczenia komputerowego w wersji light, odpowiadającego na potrzeby znacznej rzeszy potencjalnych klientów, stały się pierwszym znaczącym sukcesem Google na polu może nie tyle samego hardware (bo mówimy o platformie, samo Google też te laptopy klepie, ale nie to jest najważniejsze), co stworzenia bazy pod rozwój swoich projektów (sprzętowych oraz usługowych), stworzenia czegoś, co jest kluczem do sukcesu…

 

…własnego ekosystemu (Google Home). Google ma wiele argumentów, ma wiele elementów, które pozwalają na budowę własnego hardware, na rywalizację z potentatami (konkurencja zewnętrzna tj. Apple oraz wewnętrzna tj. Samsung) i odniesienie sukcesu. Wspomniane Chromecasty dają możliwość skorzystania z tego co od dawna oferuje Google na czymś, co może to wyświetlić, albo może zagrać w chałupie. Mimo, że mówimy o erze post-PC to tak naprawdę nie mówimy o czymś co konkretnie zastąpiło komputer, a mówimy raczej o wielu komputerach w różnej formie, które zastąpiły coś pojedynczego, konkretnego właśnie. Wczorajsza konferencja pokazała, że w końcu ktoś tu odrobił lekcję, wyciągnął wnioski z porażek i w końcu wie jak to zrobić. Czy są to rzeczy nowatorskie, odkrywcze, czy jest to coś, co zmienia rzeczywistość, coś naprawdę nowego, nowatorskiego? Nie, raczej nie. Patrząc na nowe głośniki, na nie-do-końca bezprzewodowe słuchawki nie widać w tym wszystkim żadnej rewolucji, ale to nie jest istotne, istotne jest to, że w końcu jest to spójne, że korzysta z potęgi danych gromadzonych przez lata przez Google, że jest to coś, co może w najlepszy możliwy sposób skorzystać z technologii, które właśnie wkraczają w nasze życie (i to jest ta rewolucja). I to jest najważniejsze, kluczowe w tym wszystkim. Czy wirtualna rzeczywistość, czy sztuczna inteligencja, czy rzeczywistość rozszerzona… tak, to wszystko się tu ze sobą łączy i pozwala na całościowe doświadczenie, na skorzystanie z tego, co oferuje dzisiejsza technologia.

Czy takie coś zastąpi nam tradycyjne stereo? Odpowiedź brzmi: tak, zastąpi. Wcześniej, czy później zastąpi.

Po tym przydługim, wyjaśniającym wstępie, warto napisać coś o tym, co internetowy gigant pokazał. Pominę tutaj telefony (od dawna nie piszemy o nich na łamach i niech tak już zostanie, czasami tylko incydentalnie nam się zdarzy, bo dźwięk vide fantastyczny V30), poza jednym krótkim komentarzem: właśnie umiera analogowe wyjście dla dźwięku, fizyczne połączenie efektora ze źródłem… wystarczy do Apple dodać Google i sprawa jest przesądzona), pominę nowy komputer oraz gogle VR, bo choć to rzeczy bardzo ważne (patrz wyżej) dla całokształtu, to dla nas (dźwięk) mniej istotne… skupię się na słuchawkach oraz głośnikach, bo …jest o czym pisać i jest nad czym dumać. Firma będzie od teraz oferować nie jeden, nie dwa, a aż trzy inteligentne głośniki. Te głośniki to niby nic wartego uwagi, bo przecież mówimy w przypadku dwóch mniejszych o małych, typowo „kuchennych” konstrukcjach, małych bezprzewodowych głośniczkach, a ten większy z ambicjami to też tylko przerośnięty, wyposażony w poważniejsze, ale nadal kompaktowe, przetworniki brat tych mniejszych (pozory mylą!). Niby tak, ale nie do końca tak, a nawet w ogóle nie tak i już tłumaczę dlaczego. W branży (audio) mówi się od jakiegoś czasu, że komputer, że bezprzewodowość, że stream zmienia wszystko, że przekształca nam system z takiego, jaki znamy, takiego klasycznego w formie w coś, co jest czymś z zupełnie innej beczki. Nagle wszystko staje na głowie, nagle okazuje się, że takie rzeczy jak dopasowanie, jak ustawienie, jak lokalizacja stają się wtórne, mniej istotne, że nam się to wszystko wtapia, integruje, „znika”. Nie łamiemy praw fizyki, tego co w akustyce ważne rzecz jasna, a dzięki technologii dopasowujemy rzeczywistość pod wymagania.

Popatrzcie na to od strony praktycznej, od strony – właśnie – umiejscowienia. Stolik audio? Przeżytek. Metry kabli? Przeżytek. Akustyka? W dobie DSP i zaawansowanej korekcji może się okazać, że zagra nawet w marmurowo-szklanej hali. Nagle wszystko się zmienia, a do tego dochodzą zupełnie inne rzeczy: rozpoznawanie mowy, sterowanie głosem, inteligentna asysta, jakieś rzeczy rodem z s-f (StarTreka). Dostęp do teści przestaje być w jakikolwiek sposób ograniczony, właściwie coś, co wcześniej nazywaliśmy źródłem wtapia się nam w przestrzeń użytkową, staje się czymś „wszędzie”. Te głośniki, tak jak i inne produkty tego typu, nie są tylko czymś na blat, albo półeczkę – nie – to jest moi drodzy przyszłość całej branży, bo umowne źródło jest wszechobecne, jest jw wszędzie. W formie kompaktowo-niezobowiązującej będzie to oferowane na masowy rynek w cenie od 49$ sztuka (Google Home Mini idealny deal dla producenta, który w ten sposób, tanim kosztem wprowadza proste końcówki zbierające dane, a dane to gigantyczne pieniądze), dalej będzie z większymi ambicjami vide HomePod oraz Google Home Max za ok. 350-400$ okupować nie jeden salon, wreszcie pojawi się w takiej, czy innej formie (stawiam na integrację z pomysłami gigantów IT w formie Cast czy AirPlay kolejna cyferka, co już się zresztą dzieje) w HiFi (to co powyżej, z ambicjami, może być poważną alternatywą) i high-endzie. Przy czym zmieni to HiFi i high-end nieodwracalnie, bo forma będzie tu podążać za treścią, będzie się zmieniać i dostosowywać.

Do czego dostosowywać? Ano do takich właśnie efektorów z wbudowaną inteligencją, zbierających dane i ciągle przetwarzających, ciągle analizujących i ciągle nasłuchujących jak Google Home, Google Home Mini czy Google Home Max. To będzie opcja dla kogoś, kogo aż tak bardzo nie kręci system stereo (który jednakowoż da się w przypadku tych strefowych, parujących się głośników stworzyć na zawołanie), albo opcja dodatkowa, bo nawet jeżeli będzie „poważny system” to go nie będzie. Jak to nie będzie?! Ano nie będzie, bo tor zaklęty w głośnikach (patrz nasze wrażenia KEF LS50 Wireless) to będzie wszystko, czego potrzebujemy. Jak drożej to Devialet Phantom w kolejnej wersji, jak (nawet) niby tradycyjna skrzynka to jednak taka jak Polaris od Auralica (bo ma absolutnie wszystko, jest kompletny pod każdym względem – taki wszystkograj). Dodajmy do tego potęgę software, potęgę trybów DSP, zaawansowanej korekcji (akustyka) i już wiadomo mniej więcej jak to będzie zaraz wyglądało. Będzie wyglądało zupełnie inaczej. Te produkty zwiastują ogromne zmiany, bo będą w każdym domu (w takiej czy inne formie, z takim czy innym logo – nieważne) i to będzie właśnie TO AUDIO, przy czym wcale nie na poziomie tranzystorowego radyjka czy boomboksa, a – patrząc na te wszystkie programistyczno-sprzętowe usprawnienia – po prostu dużo lepszym… różnica między budżetowym stereo a takim multiroomem zwyczajnie zniknie, przy oczywistych zaletach tego nowoczesnego, wtapiającego się, łatwego w obsłudze i dającego dostęp natychmiastowy do wszystkiego.

Ten najmniejszy z pokazanych to coś od strony jakościowej na poziomie wspomnianego radyjka. Ten większy (max), wcześniej wprowadzony na rynek, już niekoniecznie, a największy z dostępnym trybem parowania i ustawieniami pion/poziom (dwa woofery, dwa tweetery plus elektronika, przypomina Sonosa Play:3/5 btw) będzie zapewniał przyzwoity dźwięk, po korekcji, śledzeniu w czasie rzeczywistym, dopasowywaniu – słowem – technologii zaszytej w układach i oprogramowaniu. Każdy zagra w strefach, każdy automatycznie się zidentyfikuje w sieci, udostępni jak mu pozwolimy znajomym, przestanie grać jak wyjdziemy i wznowi granie jak wejdziemy, przekaże komendę odtwarzaj innym, w razie zmiany lokalizacji przez nas, albo w jakimś innym scenariuszu w ramach działania inteligentnej chałupy. To już właściwie jest, a zaraz będzie standardem. I nikt, zwyczajnie nikt, nie będzie sobie zawracał głowy klasycznym stereo, poza garstką, niszą, która w ten sposób zamanifestuje swoją odrębność. Może się okazać, że podobnie jak ze słuchawkami (tak, tak Beatsy, które zdominowały rynek >100$) , tylko jeszcze bardziej (bo słuchawki to jednak opcja, a cokolwiek z głośnikiem w domu to raczej norma) takie właśnie głośniki zastąpią to, co było. Czuję, że nastąpi to bardzo szybko i widzę po wielkich producentach audio, że zaczynają sobie to uświadamiać (zauważalne w katalogach przesunięcie na rzecz produktów dla mas, wprowadzenie do drogich systemów rozwiązań jakie znajdziemy w sprzęcie budżetowym – BT, CAST, AirPlay). Także to, w co gra Google, jest dla nas bardzo istotne, bardziej nawet niż nam się to może dzisiaj wydawać!

Google Pixel Buds to bezprzewodowe słuchawki, które wyróżniają trzy rzeczy rzeczy: nie są to dokanałówki, a raczej (nie)typowe pchełki, z kablem łączącym obie (co oznacza, że nie jest to odpowiednik jabłkowych AirPodsów) – to raz; dwa – czymś co ma je wyróżniać wcale nie są kwestie ułatwionej integracji ze sprzętem (jak u Apple), a translacja, tłumaczenie na żywo tego, co do nas mówią w języku obcym (40 języków obsługiwanych na starcie), coś co możemy kojarzyć z adamsowym Babel Fishem (Douglas Adams „Autostopem przez Galaktykę”). W praktyce może być różnie (rybka dawała pewność, że się dogadamy, tutaj jeszcze nieco brakuje), tak czy inaczej, to zapewne ten element będzie głównie eksponowany …plus integracja AI. Gdzie tu dźwięk, SQ zapytacie? No też jest ważny, bo po pierwsze BT 5.0 (lepsze parametry przesyłu możliwe), bo po drugie ergonomia ma być na lepszym poziomie niż w dokanałówkach właśnie – żadne ciało obce, a coś co nam bezinwazyjnie wypełnia małżowinę, dodatkowo potrafi dopasować swoje działanie do okoliczności. Sumując to, ponownie, algorytm będzie miał decydujące znaczenie jak i co usłyszymy. Warto oswoić się z takim scenariuszem, bo szerzej dotyczy to całego segmentu audio. Wspomniane tłumaczenia na żywo oraz integracja asystenta (Google Assistant, spoiwo dla wszystkich pokazanych, nowych produktów) mają być lepem, przekonać do słuchawek nieprzekonanych (i właśnie nie o muzykę tu się tylko rozchodzi!).

Z pierwszych wrażeń wyłania się obraz czegoś, co faktycznie daje namiastkę natychmiastowej interakcji ze sztucznym bytem, mówimy i od razu słyszymy odpowiedź, odpowiedź nacechowaną odczuciami, emocjami, nie robotyczne monosylabizowanie. Oczywiście Apple też zapowiadało, że ichnie Siri będzie mądre, użyteczne, praktyczne i nas zaskoczy. Rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. Google jest tu górą, bo ma coś, czego Apple nie ma i mieć nie będzie (chyba że wykupi, no ale kogo? ;-) ), czytaj trzyma łapę na danych, na mechanizmach przeszukiwania, analizowania, kolekcjonowania oraz gromadzenia. To potężna przewaga. Google Buds należy zatem traktować podobnie jak AirPodsy, ale inaczej… jabłkowy produkt stał się najlepiej sprzedającymi się (ktoś zdziwiony?), najsensowniejszymi „prawdziwymi” bezprzewodówkami, choć cała koncepcja (patrz nasz artykuł poświęcony AirPlay) jaka za nimi stoi jest ściśle skorelowana z jabłkowym AI (Siri). Jednak z braku laku, sensownej alternatywy, odtwarzanie muzyki jest i będzie stanowiło istotny element w przypadku AirPodsów (nie zapominajmy o promowaniu ichniego streamingu Apple Music), odnośnie zaś produktu Google audio nie będzie aż tak ważne i (to raczej pewne) Buds nie sprzedadzą się tak dobrze i nie będą alternatywą (bo jednak przewód) dla produktu Apple. Nikt tu jednak nie będzie darł szat, bo te słuchawki mają być idealnym partnerem dla pozbawionych jacka Pikseli 2 (smartfonów) i będą. Wraz z tanimi goglami VR (nowa generacja) ma to być kompletne rozwiązanie dostępowe do świata Google i patrząc na to z tej perspektywy – będzie. Oczywiście od strony użytkowej w ważnym aspekcie czasu działania opisywany produkt powiela rozwiązania Apple: jest nosidełko/powerbank z czterema doładowywaniami, same słuchawki działają ok. 5 godzin na jednym. Proces parowania ma także być uproszczony i natychmiastowy (jak w jabłcu).

Sumując, audio nam się w pewnym sensie zdemokratyzuje. Więcej ludzi będzie korzystać (integracja w ramach instalacji domowych oraz nowego trendu, mody), więcej będzie zainteresowanych, więcej zwróci uwagę, ale nie będzie to audio takie, jakie obecnie nam się kojarzy. Tradycyjny system umrze, tradycyjne audio jest skazane na absolutną niszowość. To co nowoczesne będzie nawiązywać do tego, co masowe, a to co masowe będzie potrafiło dużo więcej niż… moglibyśmy przypuszczać. Także w dziedzinie SQ. Jeszcze dzisiaj przeczytacie nowe wieści o AirPlay 2, a następnie (ale już nie dzisiaj ;-) ) o paru nowych, awangardowych projektach z szansą nie tylko na sukces, ale na mocne oddziaływanie na całą branżę, na kolejne poważne zmiany jakich możemy już niebawem doświadczyć. Postęp technologiczny, komputerowe audio, dokonana na naszych oczach zmiana w sposobie dystrybucji i konsumpcji treści (ale to zabrzmiało) powoduje, że co chwila jesteśmy i będziemy zaskakiwani. Niestety era ciągłego aktualizowania, ciągłych zmian właśnie nadeszła. Nowe audio to audio zero-jedynkowe, to audio naznaczone linijkami kodu. Chyba już nieodwracalnie…

 

FLAC z oficjalnym wsparciem w najnowszym iOS11 (z dużym ale…)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Logo FLACnaIOS

No dobrze, pamiętacie? Tylnymi drzwiami, via ichnia chmura FLAC zawitał jako pełnoprawny kodek w systemie (w wersji testowej). Jutro nowy iOS będzie oficjalnie, będzie obsługa najpopularniejszego bezstratnego kodeka audio natywnie, w systemie. Co to oznacza w praktyce? Ano oznacza, że będziecie mogli słuchać swoich kolekcji muzycznych w dowolnej aplikacji, w tym systemowej (Music) bez konieczności konwertowania czegokolwiek do strawnego (przez Apple) formatu. Do tej pory trzeba było albo zainstalować jakąś apkę odtwarzającą flaczki, albo zdecydować się na mozolne konwertowanie plików, wybierając bezstratny kodek ALAC (jabłkowy wynalazek, który dzięki zerowemu zainteresowaniu samego jabłka popularyzacją jest obecnie niszowym rozwiązaniem na rynku).  Odnośnie samej apki – jest ich obecnie w AppStore całkiem sporo, część z nich oferuje naprawdę spore możliwości, przy czym ostatnie zmiany jakie zaordynowało Apple do programu iTunes mogą skutecznie zniechęcić Was do użytkowania oprogramowania innego, niż systemowe. I widzę tu pewną niebezpieczną korelację, ba widzę konsekwentną politykę mającą na celu skłonienie użytkownika jałbkofona (etc) do wyboru jedynie słusznej aplikacji firmowej, najlepiej z wykupionym abonamentem na Apple Music.

To, że iTunes powszechnie jest krytykowane za swoje przeładowanie, ociężałość, fatalny UX to oczywista, oczywistość, ale Apple usuwając aplet Programy ze swojej aplikacji zarządzającej pamięcią naszego iCośtam usunął jednocześnie najprostszą możliwość przenoszenia danych z pamięci komputera do pamięci handhelda (w tym muzyki do alternatywnych aplikacji odtwarzających muzykę). p W praktyce oznacza to, albo korzystanie z pośredników tj. chmury, lub bezprzewodowych sposobów transmisji (o ile takie możliwości dev przewidział w oprogramowaniu) lokalnie z komputera/serwera, albo faktyczną bezużyteczność danego programu odtwarzającego. Będzie zatem tak, jak w becie, to znaczy zagramy z nowej aplikacji Files (i będzie ściśle powiązane z ekosystemem) wspomniane FLACZki, a korzystanie z własnych zbiorów zapisanych w takim formacie nie będzie wcale proste i intuicyjne. Oczywiście użytkownicy dysponujący Makiem będą mogli, przykładowo, skorzystać z AirDropa, z współdzielenia pamięci masowych na urządzeniach z logo jabłka na obudowie – inni będą musieli kombinować.

Widzicie to „duże ale” w tytule? Już tłumaczę to „ale”: natywny FLAC w iOS nie jest dla wszystkich. To znaczy nie wszyscy użytkownicy jabłkofonów skorzystają, a użytkownicy iPadów w ogóle obejdą się smakiem. Jak tylko aktualizacja stanie się ciałem, ewentualnie zaktualizuje wpis, ale wszystko wskazuje na to, że z nowych możliwości skorzystają wyłącznie użytkownicy iPhone 7, 7+, 8, 8+ oraz X. Dodatkowo takie możliwości zapewni Apple TV 4 oraz nowy model 4K, tyle że w przypadku tych urządzeń nie mamy możliwości wygodnego wyprowadzenia dźwięku na zewnętrzny tor audio (w praktyce musi być amplituner, bo w ATV obecnie jest tylko HDMI, zrezygnowano z wyjścia optycznego). Prawdopodobnie takimi możliwościami będzie także dysponował nowy głośnik od Apple: Home Pod, przy czym nie jest to na razie w żaden sposób przesądzone, producent nie podaje dokładnych danych, specyfikacji tego nadchodzącego produktu. Co jeszcze bardziej zastanawiające, w specyfikacji obsługiwanego dźwięku w najnowszych modelach iPhone zniknęły AIFF oraz WAV. Dziwne, raczej oczywiste jest, że te formaty, szczególnie WAV nadal będą wspierane (muzyka nadal jest obecna w iTunes, nadal można konwertować, nadal mamy tam kolekcje/bibliotekę i integrację z usługami AM/iTunes Match). Być może Apple dokonało „skrótu myślowego” podając ogólnie informację o wsparciu dla Linear PCM w najnowszych modelach (wcześniej takiego zapisu w specyfikacji wspieranych formatów audio nie było). Sumując, użytkownicy wszystkich iPadów oraz iPhone <7 nie będą mieli nadal możliwości odtwarzania muzyki zapisanej we FLACzkach (podobnie iPodów Touch) natywnie w iOS11. Trudno na pierwszy rzut oka powiedzieć, co się za tym kryje, choć pewną wskazówką może być BRAK ANALOGOWEGO WYJŚCIA DLA SŁUCHAWEK WE WSPIERANYCH MODELACH. Wszystkie iPady oraz modele 5S/SE/6(+)/6S(+) dysponują audio jackiem. Innymi słowy taka decyzja miałaby uzasadnienie czysto marketingowe (nie techniczne, choć właśnie techniczny aspekt przesądza o wsparciu). Apple chce zasugerować w ten właśnie sposób, że jedynie słusznym wyborem dla kogoś, kto ma ochotę na słuchanie muzyki w jakości bezstratnej z jabłkowego telefonu jest zakup nowego modelu (to raz) oraz wybór takiego, który dysponuje wyłącznie złączem Lightning służącym do transmisji dźwięku (cyfrowo – to dwa). Przejściówka na jacka, dodawana do nowych modeli iPhone, kłóci się z uzyskaniem wysokiej jakości dźwięku – to jasne dla każdego, kto zwraca uwagę na SQ, stąd… no właśnie, dodatkowa zachęta do zakupu odpowiednich (lightningowych) słuchawek oraz ewentualnie akcesoriów (DAC/ampy).

Na taki wpis mogą liczyć wyłącznie użytkownicy wybranych, najnowszych modeli iPhone: 7/7+/8/8+ oraz X.
Po aktualizacji do iOS 11 tylko te modele będą wspierać natywnie najpopularniejszy kodek audio, z takiej możliwości skorzystają także użytkownicy Apple TV 4/4k, które również takie pliki odtworzą

A tak to wygląda i wyglądać będzie na reszcie urządzeń z iOS/tvOS, w tym m.in. @ wszystkich iPadach

Tu, co prawda, pojawia się kwestia wyraźnego promowania bezprzewodowego słuchania (co z wyżej wymienionymi kwestiami nie ma nic wspólnego, bo transmisja BT jest stratna, a o lepszym transferze w ramach aptX nie ma mowy w iOSie), własne słuchawki (te z logo i te pod marką Beats Audio) są praktycznie bez wyjątku Wireless, ale… ale sporo można zarobić, jak wyżej, licencjonując własny interfejs (Lightning), a bez certyfikacji (MFI) żaden z producentów (poważnych) produktu kompatybilnego z nowymi iPhone’ami nie wypuści. Chcesz słuchać w jakości HiFi? Kup odpowiedni telefon, kup odpowiednie słuchawki (z licencją) lub/i kup odpowiedni zew. DAC/AMP oczywiście z licencją. Trudno znaleźć inne uzasadnienie tego ruchu, szczególnie, że samo Apple mimo podjętych pewnych działań, nie zdecydowało się na wprowadzenie do swojego kramiku (iTunes) oraz streamingu (Apple Music) bezstratnej jakości dźwięku. Gdyby się na to zdecydowało, odcinanie wielu milionów potencjalnych klientów od swoich usług (lepszej jakości audio) byłoby kompletnie bezsensowne. W opisanej powyżej sytuacji, taki ruch wydaje się z marketingowego punktu widzenia całkiem sensowny, oczywiście z punktu widzenia użytkowników wygląda to zgoła inaczej i takie działanie producenta należy ocenić jednoznacznie negatywnie, bo nic nie stoi na przeszkodzie (techniczne) by wsparcie dla FLACów było oferowane dla wszystkich urządzeń przewidzianych do aktualizacji do najnowszej wersji iOS.

Moim zdaniem to decyzja o daleko idących konsekwencjach dla całego ekosystemu w aspekcie odtwarzania muzyki. Poza czynnikami wymienionymi powyżej jest jeszcze jedna kwestia, o której warto wspomnieć – wprowadzenie modelu Apple Watch’a LTE (seria 3) oznacza, że Apple Music na pewno w dającej się przewidzieć przyszłości nie dostanie opcji strumieniowania dźwięku o wyższych parametrach transmisji. To jeden z głównych marketingowych argumentów Apple podczas kampanii zachęcającej do zakupu nowego zegarka… dostęp do 40 milionów utworów (oczywiście via Apple Music) z nadgarstka, bez pośrednictwa iPhone, autonomicznie (dzięki modułowi komórkowemu zamontowanemu w najnowszym zegarku). To ma zachęcić do zakupu pierwszego AW lub do wymiany starszego modelu. A to się kłóci z transmisją lepszej jakości (zużywającej więcej energii, a ta jest tutaj na wagę złota oraz wyczerpującej szybciej paczkę danych w ramach abo). Do tego mamy konieczność wykorzystania w takim wypadku transmisji BT do transferu audio do bezprzewodowych słuchawek, sparowanych z zegarkiem i cały zysk z kompresji stratnej zostaje w dużej mierze zaprzepaszczony (nie ma tu zatem miejsca dla FLACzka)).

Apple wyraźnie ma ochotę sprzedać Apple Watch’a jako nowego iPoda, stąd zresztą decyzja o zaprzestaniu produkcji tego ostatniego (poza Touch’em, ale to i tak margines i Touch nie ma LTE, czyli streaming on the go odpada). FLAC zatem zostaje przez Apple wpasowany do własnej wizji sprzedaży w ramach ekosystemu i ma być oferowany jako „dodatek” do drogich i bardzo drogich, topowych modeli iPhone. Trochę na zasadzie: stać cię na kosztowny telefon, chcesz słuchać w bardzo wysokiej jakości? To proszę bardzo, możesz, ale musisz nam za to jeszcze parę razy ekstra zapłacić. Producenci „lightningowych” słuchawek oraz akcesoriów audio (DAC/AMPy kompatybilne z jabłkową elektroniką) mogą zacierać ręce. To co prawda nisza, ale z widokami (w końcu stream hi-res nam się też rozwija, nieprawdaż?) na spore zyski. Apple na tym zarobi, niemało zarobi, a do tego najmniejszym, nie – wróć, praktycznie zerowym kosztem (właściwie ograniczając się tylko do implementacji wsparcia dla kodeka w najnowszym iOS dla wybranych urządzeń). Tak się zarabia pieniądze. Nawet wbrew i na przekór interesom własnych klientów, użytkowników. Jak dla mnie, właśnie osiągnęli w tej materii prawdziwe mistrzostwo. Smutne to, ale jakże prawdziwe.

Złącze audio jack wyklucza natywnie FLAC na iOSie. Musi być jak powyżej. Tak to właśnie wygląda…

 

PS. Biorąc powyższe pod uwagę, nie liczę na jakieś większe zmiany w protokole AirPlay 2 (ma to przecież działać w całym ekosystemie, a nie tylko z najnowszym sprzętem… chyba). W przypadku SQ nic się nie zmieni i nadal nie będzie to zbliżone do możliwości konkurencyjnych rozwiązań odnośnie jakości brzmienia. Brak bitperfect, brak obsługi lepszej jakości niż 16/44-48, może chociaż opóźnienia zredukują i responsywność (multiroom tego wymaga).

Prawdziwa okazja? Questyle CMA600i po pierwsze amp, po drugie… też amp

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170626_135813646_iOS

Chiny wyrastają na prawdziwego potentata w produkcji sprzętu audio. To już nie jest wytwórca, oferujący tanią siłę roboczą (ta, przestała być na marginesie tania, czy na tyle tania, by kierować się li tylko tym parametrem w doborze partnera przemysłowego), to już nie bezwstydny kopista, to już nie tandeta. Od dawna już nie, a od niedawna chińskie, rodzime marki potrafią sprowadzić do parteru specjalistów z umownego Zachodu. Po prostu robią to lepiej, oferują więcej, dbają bardziej i …jeszcze, choć pytanie jak długo jeszcze, to co wprowadzą na rynek dają w konkurencyjnej cenie. Od dłuższego czasu nie tylko nie reaguje podejrzliwie na „Made in China”, ale wręcz przeciwnie – z zaciekawieniem badam wytwory rodzimej, chińskiej myśli technicznej. To – właśnie – nie są kopie, naśladownictwo, a własne projekty, własne opracowania, coś co pewnie do pewnego stopnia jest wynikiem doświadczeń zebranych przez lata produkcji czegoś, co zaprojektowano na Zachodzie, co zamówiono w chińskiej fabryce, ale też (coraz częściej!) własne, autorskie pomysły.

Wiele z tego, co trafia do Europy wywołuje zdziwienie, zachwyt, a przecież to zaledwie wierzchołek góry… gdybyście odbyli podróż po azjatyckich sklepach, albo sklepach (specjalistycznych) w Australii i Oceanii to… szybko doszlibyście do wniosku, że dzisiaj to, co najciekawsze, najbardziej innowacyjne powstaje wcale nie w Europie, wcale nie w Ameryce, a właśnie tam – w Chinach. Jest tego ogrom (kolega wrócił ostatnio z Antypodów, zahaczył też o Koreę i Tajwan), nieprzebrane morze produktów, z których część uznalibyśmy za awangardowe, za wyznaczające kierunki rozwoju branży. Tyle, że o nich wszystkich na Starym Kontynencie nigdy nie usłyszycie, a nawet jeżeli, to tylko jako wzmiankę, coś na marginesie. Powiem wprost: technologiczne serce globu bije w tych kontynentalnych i tych wyspiarskich Chinach, dodajmy do tego jeszcze hi-techową Koreę i mamy komplet, przy czym ogromny, gigantyczny potencjał przemysłowy, najpotężniejsze możliwości wytwórcze na planecie, jakie ma CHRLD, powodują, że te setki (precyzyjniej to nawet tysiące) marek audio (wyspecjalizowanych, tak, tak wyspecjalizowanych marek audio) to coś, czego nigdzie indziej, w takiej skali, nie ma, nie występuje. Wielkie korporacje, które dzisiaj królują na Zachodzie, siłą rzeczy są zachowawcze, maja globalny asortyment / ofertę, która jest w porównaniu z Państwem Środka mikra, malutka. Tak to obecnie wygląda. Z opowieści osoby nieźle zorientowanej, która dodatkowo miała możliwości zapoznania się nie tylko z rynkową ofertą, ale także zapleczem produkcyjno-projektowym wyłania się obraz prawdziwej potęgi. Dzisiaj to tam powstają innowacyjne pomysły, to tam „się dzieje”. Niebawem odczujemy to wszyscy, bo lokalność (jeszcze) wielkich chińskich wytwórców elektroniki użytkowej za moment przejdzie do historii, za moment to właśnie te wielkie marki będą w centrum, a wraz z nimi pojawią się mniejsze, specjalistyczne, które już dzisiaj mogą zawstydzić asortymentem i pomysłami wielu europejskich oraz amerykańskich producentów sprzętu IT/audio.

Słuchawkowa nirwana


Ten przydługi wstępniak o podróżach i wrażeniach ma uzasadnienie, głębokie uzasadnienie, w kontekście bohatera naszej najnowszej publikacji. Questyle to właśnie taka firma, która nie ogląda się na innych, tylko robi swoje. Robi to na poziomie najlepszych, zachodnich produktów, oferuje produkty na poziomie wysokiej klasy HiFi oraz high-endu w ….bardzo, bardzo atrakcyjnej cenie. Pamiętacie zapewne liczne publikacje na HDO opisujące wybitne klamoty Matriksa? To był (poza topowcami) poziom dobrego, solidnego HiFi, a tutaj mamy rzeczy, które mogą stanowić element dowolnego, nawet wyczynowego toru, bez ujmy dla podpinanych elementów. Aż tak dobrze? Ano, CMA600i w jednej z głównych funkcji, czy (moim zdaniem) kluczowej funkcjonalności, jest urządzeniem, które może swobodnie konkurować z uznanym za najlepszy (taa… rankingi) słuchawkowy amp Bakoonem HPA-21. Też Azja, na marginesie, słuchany przeze mnie niedawno (jak uda się wypożyczyć na dłużej to będzie recenzja), wykorzystuje podobny patent na granie, korzysta z tej samej technologii co tytułowy CMA. Bakoon był „pierwszy” (takie konstrukcje to nic nowego btw, kiedyś tak się wzmaki robiło), Koreańczycy zaoferowali swój produkt parę lat temu (o ile mnie pamięć nie myli AD 2013), parę firm próbowało stworzyć podobne urządzenia, ale dopiero Questyle zaoferował coś, co można uznać za odpowiednik, tyle tylko że w formie rozbudowanej funkcjonalnie, z dodatkiem symetrycznego toru dla słuchawek (HPA-21 jest konstrukcją SE). Zresztą, mniejsza o rankingi i prześciganie się kto bardziej, powiem już na wstępie, niech strzelba wypali, że CMA600i to jeden z najlepszych w skali bezwzględnej wzmacniaczy słuchawkowych, jakie są dostępne na rynku, to przede wszystkim amp, to też bardzo dobry (i na całe szczęście, bo właśnie to stanowi konieczne uzupełnienie tego produktu) pre i dopiero na końcu DAC. Jako przetwornik wypada średnio, to znaczy w cenie 4000 (co to za cena!? Dumping?! Za tyle w Polsce, właśnie za tyle, dzięki dystrybutorowi i chwała mu za to, bo gdzie indziej drożej) to przetwornik bardzo solidny, ale spora konkurencja w tym zakresie cenowym i zwyczajnie można lepiej. Mówię o komputerze, bo SPDIF jest tu niczego sobie. Ale to nieważne, zupełnie nieważne, bo amplifikacja jest tu znakomita i w przypadku pewnych redakcyjnych słuchawek to po prostu „must have”. Idealnie dopasowany partner. Z innymi też pysznie. Także, tak CMA600i wielkim wzmacniaczem nausznikowym jest.

 

A teraz to jeszcze, poniżej, uzasadnię…

» Czytaj dalej