LogowanieZarejestruj się
News

W testach #1: topowy DAP Cayin N6

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
CAYIN N6_15

Testujemy intensywnie na słuchawkach, których zapowiedzi pojawiły się już na portalu (MF-200, EL-8 cls etc.) oraz… niespodzianka, na czymś o czym zaraz przeczytacie, w kolejnej zapowiedzi. Cayin N6 to maszyna, która odczyta wszystko jak leci (.ISO), zagra wszystko jak leci (PCM/DSD), a do tego nie ma żadnych ograniczeń w zakresie podpinania nauszników stacjonarnych. Mam w kolekcji te trudne, niełatwe do wysterowania modele (HD650, K701, LCD-3, HiFiMANy) i ten player, podobnie jak odtwarzacze HiFiMANa, robi to bez wysiłku, pozwalając cieszyć się dźwiękiem najwyższej jakości w dowolnej lokalizacji w mieszkaniu, w domu. Wbrew pozorom taki na poły stacjonarny scenariusz sprawdza się w życiu, bo możliwość słuchania w sypialni, gdzie nie ma super hiper stereo, na patio, w ogrodzie to rzeczy, które łatwo przyjdzie nam docenić, mając właśnie takie, przenośne źródło dźwięku. Zabieranie wielkich słuchawek do użytku domowego w podróż, rzecz jasna, nie ma większego sensu, ale takie słuchanie jak powyżej daje pełną swobodę, brak ograniczeń, dodatkowo w czasach, gdy nie mamy (no właśnie) za wiele czasu na przyjemności, każda chwila którą można spożytkować na słuchanie muzyki to chwila której warto dać szansę. Ten DAP jest duży, spory, ze słuchawkami mobilnymi dysponujemy zestawem pozwalającym grać na wysokim poziomie na wynos, z jednym zastrzeżeniem – nie będzie to bardzo długa sesja, czy nawet długa, bo N6 zasysa energię z akumulatora jak smok. Tak czy inaczej, w sytuacji, gdy kroi nam się przelot dumą Polskich Kolei Państwowych, gdzie i tak nie uświadczymy strumieniowania z takiego Tidala, bo i po co nam te Internety, zbędny luksus prawda ;-) , to taki N6 z Momentum będzie jak znalazł.

Odtwarzacz od strony materiałowej prezentuje się bardzo dobrze. Cieżka, aluminiowa konstrukcja, wszystko spasowane jak należy, wręcz luksusowo to wygląda, z jednym ale… trzeba lubić dość oryginalne podejście do designu rodem z Azji. UI proste i czytelne, z dobrze kojarzącym się gifem (o ile to gif jest, no z krótką animacją po prostu) prezentującą lądującą igłę gramofonową na czarnym krążku, z dostępem do wszystkich niezbędnych nastaw. Nie ma tutaj może wysmakowanej grafiki, ale to nieistotne, istotne natomiast jest to że klawisze na froncie trudno uznać za wygodne w użyciu i dające pogodzić się z intuicyjną obsługą. Generalnie można się tutaj pogubić, bo obsługa wg. mnie jest na bakier z ergonomią, co więcej to co wydaje się być tym, czym być powinno, jest czymś zupełnie innym. Przykład? Pokrętło z lewej strony to wbrew pozorom pokrętło nawigacyjne (mało precyzyjne, choć szybsze od nieco topornie działających przycisków na froncie), a nie potencjometr odpowiedzialny za regulację głośności… no chyba, że zaczniemy zmieniać natężenie dźwięku umieszczonymi z prawej strony, niewielkimi, mało wygodnymi klawiszami +/-. W takiej sytuacji pokrętło działa jak potencjometr. To kompletnie bez sensu. Raz, że jest to na bakier z ergonomią, dwa jest to po prostu niewygodne, trzy… klawisze nie mają wyczuwalnego skoku, działają (wszystkie) dość nieprzewidywalnie. Dla mnie to ewidentne wady tego produktu.

Na szczęście cała reszta stoi tutaj na wysokim poziomie, a dźwiękowo ten DAP kojarzy mi się z przetestowanymi przez nas wcześniej, mobilnym dakiem oraz wzmacniaczem Cayina, tyle że tutaj jest jeszcze lepiej, a brzmienie jakie uzyskamy na słuchawkach (i nie tylko, o czym w recenzji przeczytacie) z tego playera wynagradza wszystko, także te, wymienione powyżej niedociągnięcia konstrukcyjne. Ten odtwarzacz potrafi czarować, potrafi zainfekować skutecznie, szczególnie że dźwięk nie może się tutaj kojarzyć z „dużym HiFi”. Rozwinę to w recenzji, powiem tylko, że ta animacja gramofonu to nie tania sztuczka, mająca na celu sugerowanie czegoś, czego nie ma. Tutaj to faktycznie występuje, dostajemy coś specjalnego, wyróżniającego na tle innych urządzeń tego typu. Bardzo, ale to bardzo zachęcam do skorzystania z opcji przetwornika C/A w tym sprzęcie (oraz, dodatkowo, konwertera USB-SPDIF), to jest coś, co warto rozważyć nawet wtedy, gdy mamy już jakiegoś, niezłego, stacjonarnego DACa. Dodajmy do tego wspomniane odtwarzanie wszystkiego jak leci, bardzo dobrą obsługę DSD, granie z obrazów płyt (co jest sporym wyzwaniem dla takiego, przenośnego urządzenia) i mamy w efekcie intrygujący produkt, który mi osobiście najbardziej kojarzy się z innym, wcześniej u nas przetestowanym odtwarzaczem mobilnym Calyx M. Poza kartą pamięci, mamy wbudowane parę gigabajtów, które pozwolą na zapisanie albumu w bezkompromisowej jakości (tak, ten gramofon znowu, takie tam skojarzenia… obraz SACD to, bywa, 5-8GB -> zabieramy płytę ze sobą, jedną płytę). To, pierwsza z testowanych przez nas obecnie nowości…

Poniżej rozbudowana fotogaleria z opisem

» Czytaj dalej

Test Matrix Mini-i PRO 2015: patent na bezproblemowe granie PCM/DSD

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Matrix Mini i Pro front

Testowaliśmy wcześniejsze wersje tego przetwornika, obie – czytaj z Analog Devices (dwa układy AD1955) oraz z kostką ESS Sabre, a jeszcze wcześniej pierwszą generację, która trafiła premierowo na nasz rynek parę lat temu, również opartej na świetnej kości AD1955. Oba wywarły korzystne wrażenie, stanowiąc jedne z najwartościowszych propozycji w swoim zakresie cenowym. Pierwszy kosztował ok. 1500 złotych, drugi ponad 2000. W przypadku opisywanego przetwornika, opartego ponownie na kości Sabre na pudełku widnieje cena 2199 złotych. To pułap, w przypadku DACów, jeszcze z zakresu „nie drogie”, ale też ponad 2000 złotych to kwota, za którą będzie można kupić wiele alternatywnych rozwiązań. Czy nowa, tegoroczna edycja Mini-i PRO warta jest tych pieniędzy? Czy Matrix przyciągnie głodnych dobrego brzmienia, skłaniając do zakupu tego właśnie przetwornika? Po kilku tygodniach spędzonych na testowaniu nowego PRO mogę odpowiedzieć na oba te pytania twierdząco. Zmiany, jakie wprowadzono, dotyczą właściwie jednego, jedynego aspektu, ale są to zmiany dla wielu znaczące, bo pozwalające cieszyć się alternatywą dla PCM, plikami DSD i to pod każdą postacią, natywnie, bez żadnych sztuczek, konwersji. Przy czym, co warte podkreślenia, ten DAC pracuje w 100% stabilnie i przewidywalnie – wystarczy raz skonfigurować go w systemie (mam tu na myśli zarówno OSX jak i Widnowsa) i już możemy cieszyć się wszystkimi możliwościami tego produktu, bez konieczności uciekania się (Korg) do wygibasów w systemie. W odróżnieniu od wspomnianego Korga, tutaj sterowniki pracują w systemie, tzn. DAC jest normalnie wykrywany przez OS, pracuje cały czas, zarówno w odtwarzaczu (specjalnie skonfigurowanym pod granie SACD/DSD), jak i w systemie (PCM), odtwarzając wszelkie dźwięki. To wygodne, choć to też pewien kompromis, szczególnie w przypadku Windowsa, bo pamiętajmy że obsługa dźwięku w tym oprogramowaniu obarczona jest sporymi ograniczeniami. W odróżnieniu od OSX, gdzie mamy core audio i executive mode (integer mode), co oznacza nie tylko bezpośredni dostęp do podłączonego do komputera urządzenia (DACa), ale także bezproblemową współpracę bez żadnych dodatkowych sterowników (z wyjątkami, patrz KORG) z obsługą dowolnego materiału audio (bez ograniczeń dotyczących parametrów – inaczej niż w systemie MS, gdzie mamy 24/96 maksymalnie). Dodajmy do tego brak rejestru i dużo lepsze zawiadywanie podłączonymi do komputera peryferiami i cóż… system Apple wyraźnie góruje nad okienkami. Na szczęście, dla użytkowników, nadal najpopularniejszego systemu operacyjnego na świecie, jest sporo software, który niweluje wspomniane braki.

Dzięki wtyczkom, darmowy foobar obecnie daje jako jedyny odtwarzacz software’owy (software KORGA – jest świetny, ale tylko dla przetworników KORGA, bo tylko z nimi wszystkie opcje, w przeciwnym razie jest wyłącznie 16/44, brak odtwarzania DSD etc.) pełne możliwości obsługi plików .dsf, .dff oraz obrazów SACD, współpracując z dowolnym przetwornikiem natywnie odtwarzającym taki materiał. Takich przetworników wbrew pozorom nie ma za wiele na rynku, bo większość z tego, co rynek obecnie oferuje, nie obsługuje DSD natywnie, a przez filtry, oprogramowanie, konwersję pozwala na odtwarzanie takich plików. To jest mniej więcej tak, jak z przetwornikiem 16/44, który co prawda zagra materiał hi-res, ale po downsamplingu przeprowadzonym w oprogramowaniu, albo – inny przykład – konwersji DSD do PCM. Nawet samo „natywne” odtwarzanie DSD w przetworniku, którego kość C/A tego nie potrafi (na co jasno wskazuje specyfikacja układu), de facto dokonywana jest przez filtr, sygnał ulega przekształceniom, sama konwersja nie jest obsługiwana przez główny układ. Warto przy tym pamiętać, że zabawa w DSD wymaga odpowiedniego źródła komputerowego i odpowiedniego interfejsu USB w przetworniku… tu nie ma drogi na skróty, tu musi być odpowiednie zaplecze po stronie zewnętrznej karty dźwiękowej (naszego DACa). W przeciwnym razie, będziemy mieć marketingowe odtwarzanie, a nie faktyczne takiego materiału. Wreszcie w Windowsie trzeba skorzystać z dodatkowego sterownika ASIO, aby pominąć systemową obsługę dźwięku.

Piszę o tym wszystkim, nie bez powodu. W poprzedniej publikacji wyjaśniłem czym jest DSD. To nie jest coś lepszego, a po prostu inne, często bardzo dobre (bardzo) jakościowo źródło muzyki, co wiąże się ze starannością przygotowania tego typu materiału, choć i tu bywa z tym różnie (warto w tym celu sprawdzić recenzje na http://www.sa-cd.net …poza tym wydawane są obecnie pliki DSD, materiał którego na płycie SACD nie było). Daje pewne korzyści, a dla niektórych będzie to ważny, bo nawiązujący do tego, co fizyczne (kaseta, winyl) sposób zapisu cyfrowego – pliki w tym formacie nierzadko stanowią referencyjny materiał, ich jakość daje gwarancje, że to co trafi do przetwornika i dalej do przedwzmacniacza/wzmacniacz, w odpowiednio dopasowanym torze, usłyszymy dźwięk w najlepszym wydaniu, najlepszym na jaki stać nasz system. Warto jednak w tym miejscu nadmienić, że zbliżone efekty dają najlepsze pliki PCM, „wyczynowy” materiał DXD, najlepsze realizacje 24 bitowe. Pamiętajmy, to zawsze tylko cyfry, a na to, czy coś brzmi dobrze, czy tylko poprawnie, albo nie brzmi wcale składa się całe mnóstwo czynników, z których sposób zapisu finalnego materiału wcale nie jest najistotniejszy. To tylko jeden z elementów, a przy rejestracji, postprodukcji, tego jak zmiksowano utwór w studiu to wręcz ostatni czynnik, ostatni, a nie jedyny, czy pierwszy, mający wpływ na to, co usłyszymy na głośnikach czy w słuchawkach.

Znakomicie obrazuje to materiał „remastered for iTunes”, pliki skompresowane stratnie AAC (Master for iTunes, iTunes Plus – patrz biała księga http://images.apple.com/itunes/mastered-for-itunes/docs/mastered_for_itunes.pdf). Innymi słowy, to na ludziach w studnio nagraniowych, inżynierach dźwięku, ludziach przygotowujących materiał do dystrybucji spoczywa główny ciężar odpowiedzialności za to co dotrze do naszych uszu. I nie zmienią tego żadne cyferki w odsłuchiwanym przez nas materiale. Nie oznacza to, rzecz jasna, że wystarczy przetwornik obsługujący format CDA (16/44) – nie, benefity zawiązane z wykorzystaniem materiału hi-res zostały bardzo ładnie opisane w powyższym pdfie. Wspominają o tym ludzie, którzy stoją za dystrybucją muzyki w największym kramiku plikowym ze skompresowaną stratnie muzyką. Dobrze to sobie uświadomić i wyciągnąć wnioski. Innymi słowy, każdy, dobrze wydany materiał, to materiał warty posiadania w zbiorach, w kolekcji. Zaletą kompresji stratnej jest jej łatwa adaptacja do celów streamingu i uniwersalność (wszelkie platformy), dla materiału o jakości taśmy matki, nie będącego poddanego procesowi przykrojenia dla potrzeb danej dystrybucji, bezkompromisowego z założenia, to na czym odtwarzamy ma oczywiste znaczenie, bo w takim scenariuszu chcemy usłyszeć dokładnie to, co zarejestrowano, dokładnie, a więc bez konieczności ingerowania przez elektronikę, oprogramowanie w sygnał, bez jego przekształceń. To dwie, różne drogi prowadzące do tego samego celu, efektu – wysokiej jakości dźwięku. Są na rynku przetworniki, które każdy materiał poddają przekształceniom. Te wyższej, czy najwyższej klasy (np. NAD, zamieniający sygnał PCM na PWM z częstotliwością próbkowania 844 kHz, przy 35 bitowej rozdzielczości) robią to w sposób mistrzowski, znakomity, ale to właśnie inne, to nie purystyczne (mniejsza, jak to nazwiemy, tu nie chodzi o deprecjonowanie czegokolwiek, a jedynie wskazanie różnych dróg dojścia do tego samego celu) podejście do tematu. To jak z tym opracowywaniem plików na potrzeby Mastered for iTunes Plus. W końcu i tak decydujemy my sami, mając do dyspozycji dobry, czasami wręcz bardzo dobry sprzęt odtwarzający, a więc mając odpowiednie zaplecze, zaplecze gwarantujące optymalne odtwarzanie materiału źródłowego.

Mini-i PRO jest narzędziem zdolnym do odtworzenia dowolnego materiału w jakości zbliżonej do referencji, ma ku temu odpowiednie możliwości wynikające ze specyfikacji, jak i konstrukcję toru dźwiękowego zapewniającą świetny sygnał na wyjściu – czy to zbalansowanym, czy niezbalansowanym, do wyboru. Jest parę rzeczy, które warto byłoby poprawić w tym przetworniku, o czym poniżej przeczytacie. Nie jest bez wad, ale jako docelowe źródło komputerowe, z bardzo dobrym interfejsem SPDIF (sprawdzone na naszym redakcyjnym 515BEE) może stanowić fundament dowolnego systemu, także tego z bardzo wysokiej półki. Nasz nie jest z najwyższej, ani z wysokiej nawet, bo wychodzimy z założenia, że testowanie na szwajcarskich klockach za 100 000 sztuka jest …sztuką, dla sztuki i w żaden sposób nie jest miarodajne dla naszego Czytelnika (nie to, że nie możemy, czy nie mamy możliwości – taki sprzęt jest do słuchania, czy może być sprzętem do testowania produktów za sto tysięcy złotych). Takie coś kompletnie nas nie interesuje. Trochę inaczej wygląda to w przypadku słuchawek (za 8000 tysięcy kupujecie sprzęt, który w przypadku głośników wymagałby inwestycji na poziomie kilkudziesięciu, albo stukilkudziesięciu tysięcy), ale też widzę obecnie rozwój tego segmentu w kierunku (finansowej) stratosfery. Nie będę się rozwodził czy to dobrze, czy źle – znajdą się nabywcy na wzmacniacz słuchawkowy za 50 tysięcy, albo słuchawki za 30 i więcej… proszę bardzo. Mam tylko wątpliwości, czy kupujący, kupi w ten sposób dźwięk, czy kupi coś zupełnie innego. Ale nie krytykuję tego, rozumiem, że jak są potrzeby na które może odpowiedzieć rynek, to pojawiają się wychodzące naprzeciw tym potrzebom produkty. Tyle. W Mini-i PRO, podobnie jak we wszystkich wcześniejszych produktach tego producenta, mamy zdroworozsądkowe zachowanie proporcji między tym co dostajemy, a tym za co płacimy. Ten DAC jak wyżej, może być traktowany jako „end-of-the-road”, bo jest przygotowany na wszelkie materiały, jakie oferuje dzisiejsza jak i przyszła dystrybucja (raczej nie wyjdziemy poza to, co jest, bo te wyczynowe pliki to i tak margines materiałów audio dostępnych obecnie dla konsumentów), obsługuje wszystko jak leci, jest w pełni wyposażony. Poza tym, dzięki swoim kompetencjom, muzyka dobrze zrealizowana, zapisana w dowolny sposób, czy to na płycie CDA, czy w pliku z iTunes, zabrzmi świetnie, a przecież o to tutaj chodzi – chodzi o to, by taki materiał zabrzmiał świetnie na naszym torze, żeby sprzęt nie był tutaj żadnym ograniczeniem. Jest w Matriksie wyjście słuchawkowe, które bez względu na okoliczności lokalowe (adaptację akustyczną pomieszczenia), pozwoli nam docenić umiejętności opisywanego produktu. Nie jest to najlepsze wyjście słuchawkowe, jakie przyszło mi słyszeć, ale jest na tyle dobre, na tyle uniwersalne (sprawdziłem zarówno na dynamicznych AKG K701, HD650, jak i ortodynamikach HiFiMANa HE400 oraz Audeze LCD-3, LCD-X oraz EL-8 cls), że sprawdzi się z wysokiej klasy słuchawkami – nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Poniżej o wadach i uzasadnieniu tego, co powyżej napisane…

» Czytaj dalej

Musical Fidelity V90 BHA & MF200B najtańszy zbalansowany sys. słuchawkowy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MF zbalansowany #1

RAFKO Dystrybucja, wyłączny przedstawiciel Musical Fidelity na Polskę wprowadza do sprzedaży nowy zbalansowany system słuchawkowy: wzmacniacz V90 BHA oraz dedykowane doń słuchawki MF200 XLR. Jest to najtańszy markowy system słuchawkowy, który korzysta z zaawansowanej studyjnej technologii połączeń zbalansowanych, która pozwala na blisko 100 procentowe wyeliminowanie szumów oraz interferencji zakłócających sygnał dźwiękowy. System V90-BHA oraz MF200B to także nawiązanie do wielkiej tradycji marki Musical Fidelity. Przedsiębiorstwo Anthony’ego Michaelsona jako pierwsze wprowadziło zalety układów zbalansowanych na rynek konsumencki. Wraz z wprowadzeniem na rynek wzmacniacza słuchawkowego V90-BHA – idealnego partnera słuchawek MF-200B, zbalansowane tory audio nie są już dłużej zarezerwowane dla produktów z wysokiej półki cenowej.

Najważniejsze cechy:

  • wysokiej jakości w pełni zbalansowany wzmacniacz słuchawkowy
  • wejścia zbalansowane i niezbalansowane (automatyczna konwersja sygnału na zbalansowany)
  • znakomite parametry techniczne
  • szerokie pasmo przenoszenia: 10-35.000Hz
  • wyjątkowo niski poziom szumów i zniekształceń
  • świetna separacja kanałów, pozwalająca na zbudowanie szerokiej, czytelnej sceny
  • estetyczne wykonanie

Zalety połączeń zbalansowanych są od lat znane w profesjonalnym przemyśle audio, gdzie stosuje się je, aby zminimalizować szum oraz intereferencje sygnałów audio, szczególnie w przypadku sygnałów niskopoziomowych. Dzięki użyciu połączeń zbalansowanych, zakłócenia elektromagnetyczne są praktycznie wyeliminowane, co skutkuje wyjątkowo niskim poziomem szumów, który przekłada się na lepszą stereofonię, detaliczność oraz precyzję generowanego dźwięku.  V90-BHA jest wyposażony w wejście wysokoimpedancyjne oraz niskoimpedancyjne wyjście, co pozwala na bezpieczne podłączenie większości źródeł oraz łatwość obsługi praktycznie wszystkich słuchawek dostępnych na rynku (od 10 do 600 om). Zniekształcenia utrzymują się na bardzo niskim poziomie, który nie przekracza 0.005% w całości pasma audio. V90-BHA charakteryzuje się bezkonkurencyjnym stosunkiem sygnał-szum: 109dB (mierzone w klasie A) przy paśmie przenoszenia 20-80.000Hz (-1dB). Panel wejściowy oprócz zbalansowanych XLR zawiera też standardowe 2xRCA. Sygnał podawany przez drugie wejście automatycznie konwertowany jest na zbalansowany. Wśród wyjść znajdziemy 4-pinowe złącze Mini XLR oraz 3.5mm wyjście jack. Sprawia to, że V90-BHA jest urządzeniem niezwykle uniwersalnym.

Kombinacja bardzo niskiego poziomu zniekształceń i szumu, płaskiego pasma przenoszenia oraz niskiej impedancji wyjściowej, które oferuje V90-BHA daje gładki, bezwysiłkowy dźwięk, zarezerwowany do tej pory dla znacznie droższych produktów. Brzmieniu nie brakuje również charakterystycznego dla marki analogowego ciepła, którego miłośnikiem jest prezes i założyciel firmy, Anthony Michaelson. W trybie zbalansowanym, kiedy wzmacniacz pracuje jako konstrukcja dual mono, interferencje między kanałami są zminimalizowane, dzięki czemu zyskuje separacja kanałów stereo. V90-BHA pod kompaktową obudową posiada zamontowaną najwyższej klasy elektronikę Musical Fidelity. Drobne urządzenie prezentuje się świetnie i będzie gustowną ozdobą każdego systemu audio. Ceny: Musical Fidelity V90 BHA – 1399zł Musical Fidelity MF200B – 1499zł 

» Czytaj dalej

Interfejs DSD i nie tylko… test KORG DS-DAC-100 & AudioGate

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Korg-DS-DAC-100_31

Tytułowe urządzenie jest czymś zupełnie odmiennym od wszystkiego co do tej pory testowaliśmy z zakresu przetworników na HDO. Powiem więcej, to produkt który trzeba zrozumieć. Serio. Gdybym nie był dociekliwy, gdybym nie miał ochoty czy czasu zagłębić się w jego możliwości, popatrzeć na rzecz kompleksowo to… oddałbym go po paru dniach testowania. Nie zrobiłem tego. I nie żałuję. Specyficzność tego rozwiązania polega na tym, że de facto użytkownik nie otrzymuje samego hardware, nie jest to sam przetwornik, a resztę pozostawiamy tobie, drogi nabywco… nie! Tutaj mamy coś, co składa się z dwóch równie ważnych części, bez czego ten DAC nie ma (no nie do końca, o czym dalej) sensu, albo jego wyjątkowość zostaje wyrzucona za burtę i zostaje ładny, nawet bardzo ładny (forma, powiem od razu, bardzo przypadła mi do gustu) DAC o dość nietypowej konstrukcji.

Tutaj mamy system. Dwa elementy, bez których cała zabawa sporo traci, pomysł na stworzenie najlepszego interfejsu DSD, interfejsu totalnego w tym sensie, że można dzięki współpracującemu z przetwornikiem oprogramowaniu AudioGate, grać dowolną muzykę w formacie DSD, przekształcając w locie dowolne PCM na coś, co kojarzymy z płytą SACD. To coś, czego nigdzie indziej nie znajdziemy. Dodatkowo software, który stanowi wg. mnie część całości, złożonej właśnie z DACa wraz z ww. oprogramowaniem, to nie jakiś tam prosty odtwarzacz, a bardzo potężne narzędzie, pozwalające na mastering, na zgrywanie materiału, na tworzenie własnych edycji, składanek i to w profesjonalnej formie. To, plus wymienione powyżej, unikalne zdolności, czynią z AudioGate bardzo ciekawe rozwiązanie, alternatywę dla znanego i powszechnie użytkowanego software (do odtwarzania muzyki). Rzecz jasna, to też pewnego rodzaju ograniczenie, bo pełnię możliwości otrzymujemy dopiero po zainstalowaniu (darmowej licencji, rzecz jasna, przeznaczonej dla nabywcy któregoś z przetworników KORGa) programu na komputerze PC/MAC. Powiem więcej, tylko w ten sposób da się grać DSD, bo z innym softwarem przetwornik DS-DSD-100 nie obsłuży nam sygnału 1 bitowego (z jednym wyjątkiem, o czym dalej). Sprawdziłem na różnych konfiguracjach sprzętowych i programowych (systemy, komputery, software odtwarzający) i wynik był taki jak powyżej.

Co więcej, AudioGate w ograniczonym zakresie obsłuży każdy przetwornik, ale w pełni jego możliwości wykorzystamy tylko i wyłącznie za pośrednictwem opisywanego software. Można się zżymać na takie „postawienie sprawy”, ale w sumie ja to rozumiem – ktoś stworzył rozwiązanie jw. całościowe i w ten sposób postanowił wyróżnić się na rynku, stworzyć coś innego od morza propozycji jakie obecnie oferuje branża audio w zakresie przetwarzania sygnału cyfrowego na analogowy. Ostatnio pojawił się iAudioGate, software dla urządzeń iOS, który daje nam możliwość skorzystania z opisanych możliwości na handheldach Apple. Jest jeszcze nieco pracy przed programistami, ale fundament tego software jest bardzo solidny (najlepszy odtwarzacz hi-res HF Player od Onkyo był tutaj wyraźnie „dawcą”) – widać zatem, że producent chce stworzyć coś, co pozwoli cieszyć się odtwarzaniem muzyki (i to bez kitu, natywnie – podkreślam, natywnie, bo większość obecnie oferowanych urządzeń z DSD na pudełku, nie potrafi odtwarzać takiego materiału, konwertując go do PCM, stosując filtry cyfrowe, co finalnie oznacza całkowicie marketingowe, a nie faktyczne możliwości obsługi tego formatu), także na przenośnej elektronice. Sam bohater tego nie potrafi (innymi słowy o iPadzie czy innym tablecie w rolo źródła zapomnijcie, chyba że jest to nasze źródło, tj. tablet PC), dlatego też KORG stworzył interfejs dla mobilnych urządzeń (wersja 100m), pozwalający natywnie cieszyć się muzyką DSD.

Po pierwszej, a także paru kolejnych próbach, chciałem sobie odpuścić. DAC miał tendencję, a raczej software do braku chęci współpracy, przetwornik to się pojawiał, to znikał, także początki były mocno zniechęcające. Jak wspomniałem, miałem ochotę oddać sprzęt, widziałem krytyczne uwagi, opisy w sieci. Gdybym tak zrobił, popełniłbym błąd. Rzuciłem chwilowo wszystko inne (odstawiłem inne, testowane produkty na bocznicę) i zacząłem skrupulatnie testować software oraz DACa, skupiając się tylko i wyłącznie na nim. Nie żałuję. DAC nie tylko (wraz z AudioGate, i nie tylko…) pokazał na co go stać, ale został już w redakcji. I nie dlatego, że jest bezproblemowy (bo nie jest), nie dla tego że wystarczy podłączyć, by grał (nie wystarczy), nie – z punktu widzenia obsługi, to wyzwanie i powiem szczerze chyba największy minus tej koncepcji, tego pomysłu. Bo tu nie ma prosto, a często jest pod górę. O tym dlaczego tak jest, a jednocześnie dlaczego ten sprzęt okazał się bardzo wartościowym, wg. mnie jednym z najlepszych DACów, jakie można mieć w systemie (nie przesadzam!) przeczytacie poniżej…

AKTUALIZACJA: Znalazłem ustawienia dla foobara! Da się grać z tego przetwornika DSD w pełnej krasie, bez konieczności korzystania z firmowego oprogramowania. Efekt jest PIORUNUJĄCY. Ten DAC gra lepiej od przetestowanego przeze mnie Matriksa Mini-i Pro (prawdopodobnie jeszcze dzisiaj będziecie mogli przeczytać recenzję tego DACa). To jak DS-DAC-100 zagrał z ripów, z plików dff na naszym, mocno budżetowym secie, spowodowało u mnie opad szczęki. REWELACJA. Wieczorem obiecane screeny obrazujące optymalną konfigurację wspomnianego foobara na testowanym nano pececie MiniX (którego zapowiemy jeszcze dzisiaj, bo testy mamy już prawie na ukończeniu). Także jeden z punktów w minusach (patrz podsumowanie) przestał być aktualny. Dzieje się… :)

Wspomniany nano PC MiniX, robiący w tym wypadku za transport, został przeze mnie odpowiednio skonfigurowany na potrzeby przetwornika KORGa. To miniaturowy system na Windowsie bez zasilacza / baterii w obudowie ala przeskalowane nieco w górę odnośnie gabarytów Apple TV (wygląda identycznie), z zewnętrznym zasilaniem, z flashową pamięcią. Medium do transferu muzyki do transportu – LAN, dalej via USB DS-DAC-100 na nie współdzielonej magistrali plus wspomniana optymalizacja systemu. Bardzo ciekawy pomysł na dobre, komputerowe źródło według mnie, coś jak CAPSy tyle że w innym, dużo niższym budżecie.

Siedzę teraz przed systemem i nie wierzę w co słyszę. W konfiguracji z wtyczką sacd do foobara, natywnym sterownikiem Korga, opytmalnym ustawieniem całości w preferencjach playera testowany właśnie nano pecet przekształcił się w rasowe źródło audio. Mam salę koncertową w salonie. Rewelacja. Wieczorem w obiecanej Czytelnikom aktualizacji, w galerii pojawią się zdjęcia prezentujące właściwe ustawienia oprogramowania. Ważne: ten DAC gra z całkowitym pominięciem systemu operacyjnego, w ustawieniach Windowsa jest krzyżyk, całość przerzucona jest na software odtwarzający. AudioGate NIE JEST niezbędnie potrzebny, choć nadal przydatny (konwersja w locie PCM -> DSD), jednak wg. mnie to co udało mi się uzyskać na foobarze z wtyczką i odpowienim setupem jest absolutnie wyjątkowe.

» Czytaj dalej

Capella. Wzmacniacz, któremu trzeba dać szansę… nasza recenzja najnowszego dziecka Stana

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Capella_2

Niech to jasna cholera weźmie. Złośliwość rzeczy martwych bywa niezwykle przewrotna. Po paru perturbacjach wreszcie się udało, publikujemy test najnowszego dziecka Stana Beresforda. Bohaterem niniejszej recenzji jest wzmacniacz słuchawkowy Capella. Sprzęt, który wymaga podejścia, odpowiedniego podejścia, który mogę śmiało porównać do takich produktów jak wysokie modele słuchawek Grado, jak urządzenia z tabliczką znamionową – gra po przebiegu 200 godzin minimum (żartuję, ale tylko z tą tabliczką – w sumie czemu by takowej nie umieszczać, jak to najszczersza prawda?), jak wiele przetestowanych u nas rzeczy: elektroniki, słuchawek, głośników. Jak ktoś mówi, że to jakieś audiofilskie wymysły, to całe „wygrzewanie” to niech lepiej zmilczy, albo inaczej – dla niego może faktycznie bez różnicy, co mu gra, jak mu gra, wystarczy radio Zet puszczone ile fabryka dała na komputerowych pierdziawkach. Nie, nie będę nikogo za jakiekolwiek podejście tutaj krytykował. Najważniejsze w tym wszystkim jest nasza opinia, własna i tylko to się liczy, bo nie słuchamy opinii, recenzji, zdania kolegi (choćbym nie wiem jak osłuchanego, z wiedzą jak Himalaje, który „wszystko już słyszał i wie”). Dlatego, to co zaraz przeczytacie jest bardzo, ale to bardzo subiektywne i jeżeli ktoś ma inną opinię na temat tego produktu, to ja ją nie tylko przyjmuję, ale uważam za równie zasadną, prawdziwą jak moja. I nie piszę tego wszystkiego, by się asekurancko zabezpieczać – nie, biorę pełną odpowiedzialność za to co poniżej i można jak komuś przyjdzie ochota, do woli krytykować, w końcu to publiczny blog, publiczne miejsce i nie piszę tego dla siebie, ale też uważam, że taki wstęp jest zwyczajnie potrzebny, bo ludzie przywiązują zbyt wiele wagi do tego co się, o w danej sprawie, o danej rzeczy napisze, a przy tym zapominają starą prawdę (szczególnie w audio cholernie istotną prawdę) – to TY JESTEŚ NAJWAŻNIEJSZY, TY I TWOJE USZY.

Ok, po tym akapicie, w którym zdaje się niczego konkretnego na temat Capelli jeszcze nie napisałem (o, przepraszam, zasugerował coś istotnego), warto w paru słowach odnieść się do tego wzmacniaczyka. To, jak to u Stana, urządzenie które nie ma wyglądać jak 1000 000 banknot (nie to, że mu czegoś brakuje, czy jest źle wykonane, ale to taka typowa, inżynierska, bez sztabu designerów, robota i za to ja tam te Beresfordy cenię, ale de gustibus), a ma „tylko i aż” grać. Można (i trzeba) przyczepić się do paru rzeczy, o czym poniżej, jednak generalnie co do zasady to sprzęt wpisujący się w „system Stana”, zresztą tutaj wręcz jest to wprost sugerowane… można połączyć wzmacniacz z jednym z firmowych przetworników za pomocą dołączonego kabelka i zamiast dwóch ścianówek, podpiąć jedną. Według mnie, najlepsze co można zrobić, to faktycznie zrobić sobie takie combo z obu urządzeń, ale na końcu zamiast wspomnianego zasilacza z kompletu, podpiąć Teddy lub Tomanka, względnie zastosować baterię 12 woltową, o której wspomina sam producent w opisie wzmacniacza. Akurat mam na stanie od wielu lat przetwornik TC-7520, który wiernie mi służy w gabinecie jako pomocnicze źródło dźwięku. Capella zagrała z dwoma przetwornikami: firmowym oraz głównym M2Techa (hiFace), sprawdziłem także jak sobie radzi w roli przedwzmacniacza, podpinając ją do końcówki NADa. Najważniejsze jednak były, rzecz jasna, słuchawki. Wzmacniacz zagrał z LCD-3, HD650, K701 oraz HE-400.

Podpinałem także, na krótko IEMy oraz obecnie testowane, przenośne nauszniki od Musical Fidelity (MF-200) oraz Furutecha (H128), jak również zamknięte i otwarte EL-8. Jak widać, sporo tego się przewinęło, no i nic dziwnego, bo jak wspomniałem, zacząłem słuchać na serio po bardzo długim wygrzewaniu. Jak długim? Sprzęt był włączony 24/7 i tak do połowy lipca, od początku czerwca praktycznie kiedy do mnie dotarł, przy czym po pierwszych dwóch tygodniach pozwoliłem sobie na pierwsze nałożenie podpiętych słuchawek na głowę… i było bez rewelacji. Następnie, z przerwą wakacyjną, grał bardzo często, w bardzo jw. różnych konfiguracjach. I nie bez przyczyny w różnych, bo nowy wzmacniacz Stana okazał się jednym z najlepiej współpracujących, współpracujących z bardzo różnymi (jak można przeczytać powyżej – naprawdę bardzo) słuchawkami, pozwalając na ich napędzenie, a dzięki bogatym opcjom regulacji, także na dokładne dopasowanie parametrów działania. Tyle, że nie było to od razu, ani nawet po pewnym czasie, tylko po naprawdę długim okresie włączenia „bez konsekwencji”. Beresford stworzył uniwersalny wzmacniacz słuchawkowy, co samo w sobie nie jest prostym zadaniem, a do tego jeszcze taki, który… ale o tym za chwilę :)

» Czytaj dalej

Zamknięte ortodynamiki od Audeze… testujemy EL-8 w tej właśnie wersji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Audeze_cls_EL8_1

O modelu LCD-X przeczytacie we wrześniu, mam już to wstępnie opisane i porównane z moimi trójkami. Niedawno testowaliśmy i napisaliśmy tekst o EL-8 w wersji otwartej. Teraz kolej na model zamknięty. Mam jeszcze do przetestowania XC i bardzo, ale to bardzo staram się o zdobycie Etherów (Mr Speaker). Najnowszy model tych, niestety nie mających polskiego dystrybutora, słuchawek ortodynamicznych jest podobno bardzo udany, a ze względu na konstrukcję wart dokładnego przyjrzenia się. Cóż, z Audeze na pewno uda się opisać wszystko, co jest w ofercie, a że mam teraz sposobność testować to na specjalnie pod te słuchawki zbudowanym torze z lampami, adapterem HiFiMANa bezpośrednio podpiętym pod wzmacniacz MiniWatta to mogę po pierwsze sprawdzić każdy z tych produktów w określonym, nie podlegającym zmianom torze (przetwornik M2Techa HiFace DAC, Mac to źródło, a software to Roon, który doczekał się bardzo dużej aktualizacji, o której niebawem – powiem tylko, że ten software miażdży obecnie wszystko, co jest dostępne na rynku, jest naprawdę wart tych pieniędzy jakie woła za niego Roon labs). Najlepsze, że ten tor – wg. mnie bardzo, ale to bardzo dobrze dopasowany do tych nauszników, jest… tani. Lampy nie były może tanie, ale to też jeszcze wszystko w granicach zdroworozsądkowych, cała reszta zaś: DAC, wzmacniacz, czy wspomniany adapter to niewielkie pieniądze, szczególnie w odniesieniu do jakości jaką można w ten sposób uzyskać (źródło komputerowe nie uwzględniamy w wyliczance, może to być spokojnie niedrogi, ale pod audio PC, o czym …za moment :) ).

To samo dotyczy alternatywnego sprzętu do słuchania, który był używany z tymi nausznikami tj. Capella Stana podpięta pod te same źródła. Ten wzmacniacz nie kosztuje paru tysięcy, a tysiąc trzysta złotych i jest urządzeniem, które pod pewnymi względami wyprzedza dużo droższą konkurencję (tylko trzeba mu dać duuuużo czasu, aby pokazał na co go stać – u mnie jest od początku czerwca, a właściwy test przeprowadzałem od połowy lipca). O tym sprzęcie przeczytacie recenzję, prawdopodobnie już dzisiaj, przed północą (publikacja przesunięta na jutro, tj. poniedziałek). Punktem odniesienia zaś, jak zwykle u mnie jest tranzystor, M1 HPA od Musical Fidelity. Tutaj sprawdzam słuchawki z obecnie testowanymi DACami, ostatnio był to KORG DS-DAC-100, o którym też niebawem (ten produkt to dopiero namieszał, oj namieszał mi w głowie).

Powracając zaś do EL-8 w wersji zamkniętej, to poza opisanym torem stacjonarnym, słuchawki będą grały w dwóch systemach mobilnych – z iPadem i Alpenem oraz z X5, wspomnianymi wczoraj nowościami od FiiO. Te słuchawki powinny, w obu przypadkach zostać, we właściwy sposób wysterowane, ale gdyby tak nie było, czy pojawiły się jakieś problemy w tej materii, w odwodzie jest Cayin (znajomy przetestowanego ampa ma i pożyczy). Także, zaplecze przygotowane, sprawdzimy czy ta propozycja warta jest tych prawie trzech tysięcy złotych. Jak na mobilne planary to sporo, szczególnie w kontekście propozycji konkurencji (HiFiMAN oraz Oppo). Dodatkowo, będąc świeżo po teście z otwartą wersją (może jeszcze ją na chwilę uda się sprowadzić, by bezpośrednio porównać obie konstrukcje na – znowu powracam do poprzedniego wpisu – routerze ES2) postaram się wypunktować różnice między obiema wersjami – zamkniętą oraz otwartą.

Mam takie wewnętrzne przekonanie, że ortodynamiki muszą być otwarte, że te słuchawki wymagają takiego właśnie podejścia, że zamknięta obudowa może być w ich przypadku raczej „hamulcowym”, niż czymś, co otwiera nowe możliwości, wprowadza jakiś progres. No może poza izolacją, to oczywiście jasne, że takie zamknięte słuchawki będą tutaj bez porównania lepsze w jakimś mocno zabrudzonym dźwiękowo środowisku, że nie będą przeszkadzać otoczeniu i w sumie, w przypadku tytułowych nauszników ma to swoje uzasadnienie… w końcu mamy portable, model mobilny, przenośny i ta cecha jest ważna, wręcz kluczowa. Tyle, że wg. mnie będzie coś za coś, inaczej – stracimy pewne właściwości typowe dla tego typu słuchawek. Dlatego też bardzo jestem ciekaw modelu XC, czy faktycznie będzie tak jak wspomniałem powyżej, czy jednak te moje przypuszczenia okażą się błędne. Zobaczymy, czy raczej, usłyszymy. Zresztą, wspomniane powyżej Ethery, najnowsza ich wersja, jest właśnie zamknięta. Model C w odróżnieniu od poprzednika wyposażono w zamknięte muszle i to nie przeszkadza w osiągnięciu, jak twierdzą ci, którzy słuchawki mieli na głowie, piorunującego efektu. Ok, EL-8 w testowanej wersji powinny zatem pokazać przewagę nad przetestowanym modelem otwartym w scenariuszu na wynos i tego się na razie trzymamy.

Poniżej parę zdjęć, sporo makulatury tym razem wypadło z pudełka ;-)

» Czytaj dalej

FiiO razy 3: testujemy DAPa X5 2gen, DACa Alpen E17K 2gen oraz router ES2

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
FiiO_3_1

Pierwsza z zapowiedzi dotyczy produktów FiiO. Nowy DAP X5, nowa wersja Alpena i ustrojstwo, które bardzo pomaga w testowaniu tego typu rzeczy – router audio ES2. W przypadku pierwszego z wymienionych, mówimy o nowym X5, drugiej generacji zaawansowanego odtwarzacza osobistego audio z oferty FiiO, sprzętu z …ambicjami. To urządzenie bez wewnętrznej pamięci, natomiast do dyspozycji użytkownika oddano aż dwa slot micro-SD. Czyli można sobie wyobrazić 256GB, a może nawet więcej, co przyda się bardzo w przypadku muzyki zapisanej w plikach hi-res (i mam tu na myśli te albumy, właśnie te po parę GB). No właśnie, duże pliki. Albumy w .dsf czy .dff potrafią zająć sporo miejsca, a ten tu wymieniony player potrafi grać taki materiał. Poza wspraciem dla DSD, mamy odtwarzanie muzyki hi-res do 24/192, w urządzeniu zastosowano kość PCM1792A oraz OPAMPy: OPA1652 (LPF) oraz OPA1612 (OP). To nowy produkt, jego premiera miała miejsce 15 czerwca 2015 roku, a do sprzedaży u nas trafił w lipcu. Świeży temat. Najciekawsze, że poza wspominanymi plikami DSD, ten maluch podobno radzi sobie bezproblemowo z obrazami płyt w tym formacie, co nie omieszkamy sprawdzić.

Różnice w stosunku do poprzednika są całkiem spore. Co prawda nie zmieniono kości przetwornika, ale cała reszta została poddana sporym modyfikacjom: zmieniła się sekcja analogowa: sprzęt dysponuje znacznie większą mocą od poprzednika (o ok.14%), zastosowano także nowy, precyzyjny potencjometr działający w domenie analogowej oraz dwa niezależne zegary (44 oraz 48kHz), pozwalające na redukcję jittera, bez resamplingu, dodatkowo z obsługą formatu DSD (64, 128). Dodatkowo producent zadbał o obsługę słuchawek z mikrofonem i sterowaniem (zarówno dla iOS, jak i Androida). Ustawienia gain pozwalają teoretycznie w X5 2nd gen. wysterować większość dostępnych na rynku słuchawek (pytanie jak z ortodynamikami, których poprzednik napędzić nie był w stanie). Cóż, sporo tych zmian w stosunku do poprzednika…

Alpen w nowym wydaniu (testowaliśmy pierwszą wersję) bardzo mi się spodobał, bo w sumie niewiele w nim z poprzedniego modelu się ostało. To zupełnie przeprojektowany DAC/AMP, nie tak analityczny, ostry, z twardym i nieco rozlazłym basem,  jak pierwszy model, a raczej spokojny, słodszy, cieplejszy, czy po prostu ciepło grający przetwornik/wzmacniacz. Nie jest tak bezduszny, jakim bywał jego protoplasta. To takie pierwsze, bardzo wstępne wnioski po paru wycieczkach z wpiętym do toru E17K 2 gen. Po adaptacji mogę powiedzieć także że, więcej detali, więcej powietrza się pojawiło w tym graniu, do tego jest bardziej liniowo, bardziej naturalnie. Zmiany jednoznacznie na plus, duży progres tu nastąpił. Zachowano tę samą, atrakcyjną cenę, przy czym nowy Alpen potrafi teraz dekodować dźwięk 24/192 oraz DSD. Do tego prezentuje się według mnie lepiej od poprzednika – monochromatyczny wyświetlacz jest czytelniejszy, EQ lepszy, sensowniejszy i pewnie jeszcze parę rzeczy się znajdzie, lepszych, bardziej dopracowanych w porównaniu z pierwszą generacją. To wszystko bardzo cieszy. Czy wysteruje każde słuchawki? Dynamiczne, pewnie tak, ale planarne już niekoniecznie. Sprawdzimy to zresztą w najbliższym czasie.

Ostatni element układanki to niewielkie, wręcz miniaturowe akcesorium. Niezwykle użytecznie akcesorium, bardzo przydatne we wszelkich testach, porównaniach, słuchawek oraz (głównie) mobilnej audio elektroniki. ES2, bo tak się ten malutki router audio zwie, może więc przykładowo umożliwić podpięcie do dwóch źródeł do nawet czterech słuchawek, albo dwóch głośników/słuchawek do czterech odtwarzaczy, źródeł. Bardzo fajna sprawa. Przy tym jest dobrze wykonany, metalowy, z wygodnym pokrętłem zmiany wejść, wyjść. Te są, niemal wszystkie, w standardzie audiojack 3.5mm, niemal, bo w routerek wbudowano także jeden port 6.3mm. Nie zauważyłem żadnej degradacji, żadnego negatywnego wpływu na brzmienie, to urządzenie pasywne, widać że dobrze zaprojektowane i wykonane, bo nie wprowadzające do toru niczego, przezroczyste dla sygnału (pewnie minimalnie tłumi, ale nie wprowadza żadnych zakłóceń, anomalii w odtwarzanym dźwięku).

Podsumowując te pierwsze zapowiedzi. Czerwcowe premiery można w przypadku FiiO uznać za bardzo udane. Testowaliśmy nowy entry-level pod postacią DAPa X1, X5 drugiej generacji jest pod wieloma względami lepszy od poprzednika, zaś E17K 2 gen, jest lepszy pod każdym względem od pierwszej generacji Alpena. To wszystko, nowe możliwości odtwarzania muzyki o lepszych parametrach, przy jednoczesnym zachowaniu cen na niezmienionym poziomie w stosunku do poprzedników – bardzo nam się podoba takie podejście do tematu. Dokładnie obadam zarówno granie DSD (wspominane obrazy .iso), jak również współpracę z wymagającymi nausznikami (w sumie same takie u nas na stanie: HD650, K701, HE-400 czy LCD-3… każda z tych konstrukcji jest wymagająca, może HiFiMAN najmniej, choć też nie należy ten model do prostych do właściwego wysterowania). W razie potrzeby podpięcia naprawdę ciężkich do napędzenia słuchawek, w przypadku Alpena nadal możemy skorzystać z dodatkowego, stacjonarnego wzmacniacza docka, modelu E09S. Takie rozwiązanie, taki tandem testowaliśmy u nas jakiś czas temu i widać było spory potencjał. Tutaj powinno być podobnie, tylko jeszcze ciekawiej, lepiej. Poniżej zdjęcia zaprezentowanych produktów.

» Czytaj dalej

Cyfra i analog wespół zespół? Recenzja Furutech ADL GT40 Alfa

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
GT40 front

„I wespół w zespół, wespół w zespół, By żądz moc móc wzmóc”… kto tego nie pamięta, ten albo ma starczą demencję (niżej podpisany), albo naprawdę powinien mocno się do-edukować, bo nie znać Kabaretu Starszych Panów Pana Jeremiego Przybory oraz Pana Jerzego Wasowskiego to grzech ciężki. Powyższy cytat z przewspaniałej piosenki dotyczy trudnych relacji damsko-męskich, sugerując jednocześnie idealne rozwiązanie tychże problemów, dość niekonwencjonalne, na pewno niegrzeczne, także w obecnych czasach (a może nawet szczególnie obecnych, gdy z jednej strony wszędzie porno, a z drugiej bezdenna głupota politycznej poprawności, zakłamanej pruderii, himalajów hipokryzji i można by wymieniać, a wymieniać) dla wielu nieakceptowalne. Ale my tu nie o tym co pod kołdrą oraz w życiu intymno-sercowym, choć też będzie o silnych emocjach i o dążeniu do …harmonii? No właśnie, to chyba właściwe słowo, podsumowujące opisywany produkt. Sam zaś cytat pasuje tutaj jak ulał, bo sprzęt który przyszło mi testować przez bez mała dwa miesiące (czytaj: mogłem się z nim bardzo blisko zapoznać) to takie właśnie dwa odrębne światy, zintegrowane w jednej obudowie, obudowie kryjącej wysokiej klasy przetwornik C/A oraz przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC. Cyfra i analog wespół, zespół? Ano właśnie tak, aby nasze muzyczne żądze móc wzmóc, bo tu nie tylko dostajemy coś, co pozwoli nam na wygodną integrację obu światów, ale jeszcze, dodatkowo, będziemy mogli to pudełeczko podpiąć do naszych ulubionych słuchawek, za wyjątkiem tych najbardziej wymagających (sprawdzone), jak również wyprowadzić sygnał na wyjście liniowe i dalej do naszego HiFi z integrą czy przedwzmacniaczem / końcówką mocy oraz przenieść nasze ukochane płyty do plików. Pięknie, prawda?

Do redakcji poza bohaterem recenzji, trafiły jeszcze (do kompletu) świetne nauszniki ADL H128. O nich też niebawem przeczytacie w artykule, gdzie opisuje trzy w sumie modele mobilnych słuchawek z wyższej półki: Momentum 2, H128 oraz MF-200. Sporo słuchałem na takim, firmowym, zestawie, co nie oznacza, że GT40 nie zagrał w innych okolicznościach przyrody. Otóż zagrał ze wszystkim, co akurat miałem pod ręką, w tym na każdym z osobna systemie w obu strefach – sprawdziłem jak duży progres wniesie podpięty do nowoczesnego wzmacniacza D3020, jak poczuje się w konfrontacji z moim NADem 1020, jak się ma do mojego głównego „słuchawkowca” czyli M1 HPA oraz jak zagra z lampą (MiniWatt @ Psvane). Nie była to sztuka dla sztuki, a raczej chęć sprawdzenia produktu w bardzo, ale to bardzo różnych systemach, do tego doszło osiem czy dziewięć różnych nauszników (podpiąłem także IEMy Sennheisera, Momentum). Po tych wszystkich zabiegach przyszedł czas na poskładanie tego w jakąś całość, na podsumowanie, wnioski. W trakcie spisywania uwag, spostrzeżeń, nasunęła mi się jeszcze jedna konstatacja – zaraz, zaraz to właściwe czego to ja głównie obecnie słucham?

» Czytaj dalej

Cayin C5 AMP & C5 DAC …fantastyczny, mobilny duet. Recenzja.

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
C5 AMP

Parę dni bez sieci dobrze robi. Szczególnie, gdy „przy okazji” ma się trochę czasu na słuchanie muzyki i ma się na czym ją posłuchać. Wyjazdy w piękne okoliczności przyrody pomagają złapać dystans do otaczającej nas rzeczywistości i dobrze – można wreszcie odpocząć. Pisanie na HDO traktuje jako hobby, to przyjemność, nie praca, pracą jest wszystko inne, to co często nie pozwala na chwilę refleksji, na zwolnienie, na dystans. To rzeczy bardzo istotne także w kontekście słuchania muzyki, jej umiejscowienia w codzienności, w naszym życiu. Wiadomo, nie jest dzisiaj łatwo pogodzić wszystkie obowiązki i zrobić to tak, aby znaleźć w tym wszystkim balans, harmonię. Trudno o to, tym bardziej doceniamy te momenty, które dają nam sposobność ucieczki od zgiełku, od problemów, obowiązków, codziennej rutyny. Fajnie, gdy tej uciecze towarzyszy dobre audio, coś co pozwoli na obcowanie z ulubionymi wykonawcami, z muzyką w pełnym zespoleniu, symbiozie.

Miałem to szczęście, że udało mi się na parę dni znaleźć kompana, a właściwie kompanów (bo jak tytuł recenzji głosi, zagościły u nas dwa urządzenia: wzmacniacz oraz wzmacniacz/DAC Cayina) błogiego leniuchowania. C5 AMP i C5 DAC to dwa przenośne wehikuły brzmieniowej przyjemności, sprzęt który potrafi dostarczyć nam wiele radości podczas słuchania, a dodatkowo został bardzo przyzwoicie wyceniony. Bardzo przyzwoicie, bo jakościowo to produkty lokujące się w ścisłej, mobilnej czołówce (mam tu na myśli sprzęt do dwóch tysięcy złotych, choć pod pewnymi względami te produkty są lepsze od wielokrotnie droższych DAPów, jakie miałem okazje posłuchać).

Jako, że miejsce, trudności ze złapaniem zasięgu oraz ewentualne problemy z pozyskaniem energii, wykluczały w praktyce wszelkie inne „alternatywy”, w bagażu znalazły się oba C i tego wyboru nie tylko jw. nie żałowałem, ale zwyczajnie nie mogłem niczego lepszego zabrać w podróż i basta. Także względy ergonomiczne przemawiały za takim wyborem – oba urządzenia można wykorzystać jako banki energii, można ładować je za pośrednictwem innych, przenośnych akumulatorów jednocześnie słuchając muzyki (to bardzo ważny element funkcjonalny, wiele mobilnych produktów audio nie potrafi jednocześnie być ładowanych i słuchanych – to poważny problem, szczególnie podczas podróży, bycia na wczasach etc. Z przyczyn dla mnie niezrozumiałych, poza handheldami zabrałem ze sobą laptopa, co miało jednak ten plus, że mogłem załadować na podróż pokaźny arsenał muzyki i z takim to bagażem wybrałem się hen daleko. W przypadku telefonu oraz tabletów (postanowiłem poza Mini zabrać ze sobą także Neksusa, by przetestować sprzęt zarówno pod iOSem jak i na Andku), ze względu na ewentualne problemy z łącznością, sprawdziłem przy okazji najnowsze wersje oraz najnowsze oprogramowanie do odtwarzania „wszystkiego” w tym plików egzotycznych, czytaj DXD, DSD… USB Player (Android) oraz HF Player i iAudioGate (iOS) świetnie się sprawdziły, zapewniając odpowiednie wsparcie software’owe.

Radykalna poprawa (to nie były subtelności, a raczej przepaść) brzmienia po podłączeniu do Neksusa 7, nieco mniejsza różnica (w trybie DACa jak i patrząc przez pryzmat wzmacniacza) na iOSie, choć nadal wyraźnie wyczuwalna pozwoliły na przyjemne spędzenie czasu ze słuchawkami na głowie. Jakimi słuchawkami? Ano, trzeba było dokonać bolesnych ;) wyborów: koniec, końców padło na Sennheisery M2, IEMowe Momentum, a na dokładkę (ale to już wieczorami, po powrocie z wyprawy, na plaży) z testowanymi właśnie MF-200 Musical Fidelity oraz ADLami H128. No dobrze, a konkretnie to jak było? Było mianowicie tak…

» Czytaj dalej

Były Orfeusze, były R10 oraz K1000, są HE-1000? Premiera flagowców HiFiMANa w Polsce

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
55cd862c5982b9.59156428_625

Najnowsze słuchawki ortodynamiczne HiFiMANa to coś bardzo specjalnego. To taki model, jak wymienione w tytule, należące do trójcy, do panteonu najlepsze słuchawki jakie świat widział, najlepsze co udało się w świecie nausznikowym stworzyć. AKG, Sony oraz Sennheiser zapisały się w historii rozwoju tego segmentu złotymi zgłoskami i nikt, ani nic im tego nie odbierze. Czy to jednak oznacza, że nie ma progresu, że świat się nie rozwija, nie idzie do przodu, że nie ma szans na pobicie mocno leciwych konstrukcji? Otóż nie, świat nie stoi w miejscu, na rynek trafiają co rusz nowe modele, w tym takie z najwyższej półki, słuchawki które w wielu aspektach potrafią zadziwić. Jednak do tej pory nie pojawiło się coś, co było by tak całkowicie bezkompromisowe jak wspomniane R10, K1000 czy Orfeusze. A przynajmniej nic do miana totalnego odlotu nie awansowało, choć możemy wymienić niektóre, obecnie produkowane słuchawki, które z całą pewnością, w wielu aspektach zbliżają się brzmieniowo do wielkiej trójcy.

W zeszłym roku pisałem o – będących kwintesencją prac nad technologią planarną – oszałamiających (to chyba właściwe słowo) HE-1000. Tu nie było żadnego, górnego pułapu, tu nikt nie miał księgowych nad głową, tu po prostu chodziło o stworzenie najlepszej konstrukcji tego typu, najlepszej w kategoriach bezwzględnych. Dr. Fang Bian, założyciel HiFiMANa, postanowił stworzyć coś, co nie będzie miało żadnych odpowiedników na rynku, coś co przyćmi wszystko to, co do tej pory zakładaliśmy na głowę. I stworzył HE-1000. Słuchawki, które wymykają się prostej klasyfikacji, które w praktyce należy zaliczyć do zupełnie innej, nowej ligi produktów, gdzie nikt i nic nie ograniczało twórców, inżynierów, projektantów, gdzie po prostu nie było miejsca na kompromis.

Wiem, że kolejka do testowania tego modelu będzie długa, a i sprzęt towarzyszący testom musi być z najwyższej możliwej półki. U nas pojawi się niebawem DAC na znakomitych kościach PCM1704UK, mamy tor słuchawkowy oparty na wzmacniaczu z najlepszymi obecnie produkowanymi lampami (PSVane), jako źródła grają iMac oraz SBT z EDO modem. Do tego wszystko pod słuchawki mamy wszystko przygotowane od strony kablowej, prądowej, akcesoryjnej… Powinno zatem się udać w pełnej krasie pokazać na co te flagowce stać. Powinno. Poczekamy cierpliwie zatem, spokojnie na moment w którym skonfrontujemy nasze doświadczenia (bardzo pozytywne dodam, wręcz zaliczam to doświadczenie do najlepszych, jakie miałem, zakładając coś na głowę) z testów do tej pory topowego zestawu HiFiMANa opartego na HE-6 oraz EF-6. Poczekamy na…

Informacja prasowa

Najcieńsza słuchawkowa membrana na świecie

Pierwsze w historii słuchawki wykonane z wykorzystaniem nanotechnologii Ultraprecyzyjnie wykonana membrana HE-1000 ma grubość jednego nanometra, tj. 0.000001mm – jednej milionowej milimetra! Oznacza to, że jest praktycznie niewidoczna gołym okiem. Masa takiego przetwornika jest praktycznie zerowa. Precyzyjna technologia gwarantuje niespotykane w innych słuchawkach szerokie pasmo przenoszenia oraz niezwykłą energię brzmienia i siłę membran, które potrafią wprawić w drganie nie tylko przepływające powietrze ale poruszyć nawet całą obudowę słuchawek.

Asymetryczna struktura przetworników i opatentowany system obudowy „Windows Shade”

Badania nad technologiami wykorzystanymi w HE-1000 trwały 7 lat. Symetryczna budowa konwencjonalnych przetworników planarnych (przetwornik umieszczony pomiędzy dwoma siatkami magnesów) sprawia, że dźwięk powstaje w kilku miejscach jednocześnie, co powoduje niepożądane odbicia skutkujące słyszalnymi zniekształceniami dźwięku. Zaawansowana, niesymetryczna struktura przetworników HE-1000 wybitnie redukuje wielkość wewnętrznej siatki magnetycznej, która blokuje swobodny przepływ dźwięku z membrany. W połączeniu z „Windows Shade”, opatentowanym systemem maskownic tłumiących zewnętrzne odbicia dźwięku, całość gwarantuje bardziej zogniskowane źródło dźwięku, które skutkuje brzmieniem przywodzącym na myśl granie muzyki na żywo.

Drewno, metal, skóra – audiofilski luksus

HE-1000 nie tylko brzmią, ale również wyglądają jak milion dolarów. Ręcznie wykonana w pełni otwarta konstrukcja z maksymalnie rozszerzonymi prześwitami w maskownicach wykonanych z polerowanego metalu. Ergonomiczne, wygodne wzornictwo rozwija rozwiązania znane z modelu HE-560. Giętki w pełni regulowany pałąk i perforowany pasek z cielęcej skóry w kształcie łuku gwarantują najwyższy poziom komfortu i wytrzymałości. Korzystając z asymetrycznych, perforowanych nausznic wykonanych z najwyższej jakości hybrydowego materiału łączącego welur z naturalną skórą, w HE-1000 można spędzać długie godziny bez śladu zmęczenia ciesząc się jeszcze lepszą jakością basu.

Brzmienie – nowy szczyt neutralności

HE-1000 łamią dotychczasowe kanony słuchawkowego dźwięku w kwestii przestrzeni, klarowności, naturalności oraz zejścia basu i jego siły (w tym mocy generowanego ciśnienia akustycznego). HE-1000 to słuchawki, które prezentują potęgę, klarowność i wybitnie nasyconą barwę średnich tonów jak żadne inne na świecie – bez grama suchości, czy oszczędności znanej z konstrukcji elektrostatycznych, przy czym oferują też szybkość i lekkość dźwięku, z której słyną słuchawki magnetoplanarne, a której nie posiadają klasyczne konstrukcje dynamiczne. Cena: 13.595 pln