LogowanieZarejestruj się
News

Bryston z nowym streamerem: Pi jak Malinka Pi? Ano dokładnie!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
L_1

Mamy na rynku ciekawą platformę do samoróbek, która zwie się Rabesperry Pi. NanoPC z możliwością budowy w oparciu wszystkiego, co nam do łba przyjdzie. Ot, gotowa platforma DIY. Okazuje się, że ta platforma jest na tyle wartościowa, że można potraktować ją jako punkt wyjścia do stworzenia własnego, firmowego rozwiązania. Tą właśnie drogą poszedł kanadyjski Bryston, wprowadzając na rynek pierwszego streamera – model Pi. Nawiązanie nieprzypadkowe zatem, pytanie co dostajemy ekstra, płacąc ekstra, w przypadku wyrobu Kanadyjczyków (bazującego, na taniej jak barszcz platformie sprzętowej)? Oczywiście mamy coś ubranego w zgrabną obudowę nawiązującą do klasycznej formuły jaką stosuje w swoich produktach Bryston. Aluminiowa, srebrna (albo czarna) budka to jednak trochę za mało, żeby przyspieszyć puls potencjalnego nabywcy (poza frontem jest to prosta obudowa, stosowana w DIY). Producent oferuje software dla odtwarzacza w oparciu o gotowe rozwiązania (Linux). Znowu, mówimy o czymś, co jest dostępne na zasadzie OpenSource, pytanie na ile i czy software został zmodyfikowany pod kątem tego konkretnie produktu? Zastosowano wyspecjalizowaną kartę dźwiękową HiFiBerry  (parametry typowe, tzn. obsługa dźwięku PCM 24/192), czytaj gotowca, którego można zakupić tworząc własne DIY. Sumując – to Malinka & platforma HiFiBerry.

Producent mówi o high-endowym dźwięku. Trudno się do tego odnieść, nie mając styczności ze sprzętem, jednakowoż bazuje jw. na czymś, co stanowi kościec budżetowego rozwiązania (tak, wyznacznikiem jest tutaj cena, bo kompetencje brzmieniowe w świecie cyfry, cyfrowego transportu, bo mówimy tutaj właśnie o takim rozwiązaniu, są trudne do określenia, do oceny). Sprzęt ma kosztować 4500 złotych. To – jak na high-end – mało. Z drugiej strony komponenty, jak wspomniałem, które stanowią fundament tego streamera są dostępne za grosze (całość mieści się w kwocie ok. 100 euro – mam tu na myśli płytę główną, kartę dźwiękową oraz zasilanie z prostą obudową). Mówią: ” to niecała połowa tego, co musicie zapłacić za flagowego BDP-2″. Ok, tylko dalej pozostaje pytanie - co też, poza obudową, zaoferował nam tutaj Bryston? Z tego, co widzę, zdecydowano się na kolorowy wyświetlacz, co nie jest niezbędne, bo przecież i tak sterownikiem będzie tutaj handheld (dostępna apka pod Androida oraz iOSa, można też będzie sterować z komputera via webpanel, jest port IR – można w razie czego sterować z jakiegoś uniwersalnego pilota). Displej jest niewielki, bo i sam streamer jak na Malinkę przystało, jest malutki. Odnośnie możliwości, to te są typowe dla tej platformy (czytaj mamy wszystko, czego potrzebujemy, bez dodatkowej konfiguracji, ustawiania, wgrywania): serwisy streamingowe (bodaj wszystkie, które funkcjonują), rozgłośnie internetowe oraz dostęp do danych na NASach. Dzięki wyjściu HDMI można Pi podpiąć pod duży ekran (monitor, telewizor w salonie – kto co lubi). Połączenie z Internetem realizujemy za pomocą karty LAN (nie ma WiFi, nie ma modułu BT), względnie w ten sposób wyprowadzić dźwięk ze streamera (przetworniki C/A zazwyczaj nie mają tego typu złącza, chodzi tutaj o amplitunery zatem). Można też grać z podpinanych do portów USB pamięci masowych (w broszurce/na stronie producent podaje, że można podpiąć USB DACa). Nie ma możliwości wyprowadzenia dźwięku analogowo, zatem do kosztu zakupu streamera trzeba doliczyć jakiegoś DACa. Ta brystonowa malinka to cyfrowy transport.

Podsumowując ten krótki opis nowego streamera Brystona: nie mam pretensji, że ktoś bazuje na bardzo sensownym, otwartym rozwiązaniu. To, jak najbardziej, ma sens. Pytanie tylko o wycenę i wkład własny producenta w projekt. Bo tutaj jest pole do popisu i można żądać więcej, tyle że powinno to być czymś poparte, czymś konkretnym. Autorskie oprogramowanie, modyfikacje podstawowego malinkowego hardware, jakieś lepsze zasilanie? Tak, właśnie tego typu rzeczy mam na myśli. Jak jest w tym wypadku, przekonamy się po pierwszych testach, recenzjach BDP-π. Patrząc na to, co na razie zaprezentowano, widzę Malinkę z aluminiowym frontem, z wbudowanym, miniaturowym wyświetlaczem. Po prostu…

PS. Na HDMI jest 16/44 PCM wyłącznie, na wyjściach cyfrowych  - trudno powiedzieć. Sam producent wspomina, że hi-res audio via USB… Poniżej parę zrzutek z webowego panelu sterowania (prawda, że wygląda znajomo użytkownicy Malinki Pi? ;-) )

» Czytaj dalej

Apple wycina audio jack(a). Lightning & bezdrutowe AirPodsy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-09-07 o 21.36.32

No i stało się. Sama konferencja była niezbyt ekscytująca, przez pierwszą godzinę wiało nudą (oczywiście nie mam nic przeciwko Mario, Pokemonom i tym podobnym rzeczom. Wszystko dla ludzi, ale…). Ciekawa kolejność – najpierw zegarek, potem nowy telefon. Mniejsza. To, co dla nas istotne (i dla całej branży istotne) to rozbrat ze złączem audio jack 3,5mm. iPhone (a wraz z nim reszta handheldowego segmentu) bez jacka to iPhone ze słuchawkami z cyfrowym Lightningiem (tak, to EarPodsy) oraz przejściówką / adapterem dla słuchawek (od dzisiaj) klasycznych. Poza tym wyraźnie zostało to powiedziane, Apple wierzy w świat bezkablowy i taki on ma docelowo być. Są więc nowe AirPodsy, dziwny produkt, który przede wszystkim ma procesor (W1) w sobie zaszyty, nie ma kabli (w ogóle, żadnej smyczy, ale o takich produktach już słyszeliśmy, pisałem o nich nie raz, na IFA były m.in. Here o czym niebawem w relacji), dźwiękowo (coś czuję) to coś zbliżonego do …EarPodsów. Jak wyżej, nazwali to przewidywalnie: AirPods.

Niby EarPodsy

Gra to 5 godzin (tylko), ma etui ładowarkę (pozwalającą podładowywać sukcesywnie pchełki, tak aby dało się je użytkować dobę, tzn. energii w power banku starczy na 25h), nie wymaga żadnego parowania z telefonem, żadnego konfigurowania, nic. Jest apka, robimy w niej łącz i już. Ważne – wygląda to na produkt dla iPhone. Wyłącznie dla iPhone. To pierwszy raz w historii, gdy słuchawki da się używać z określonym (tylko) sprzętem i oprogramowaniem (tylko z iOSem 10, macOSem Sierra oraz watchOS3 – wraz z nimi zadebiutuje rzeczona aplikacja*). Czujniki pozwolą na włączanie / wyłączanie (podczerwieni) gdy słuchawka jest / nie jest w uchu oraz czujnik ruchu. Sterowanie będzie odbywało się wyłącznie za pomocą Siri   (wywołanie glosowego sterowania przez dwukrojone tapnięcie w obudowę), a mikrofony, poza rozmową, będą także działały w połączeniu z systemem wzmacniającym głos użytkownika (rozmowy). Kosztować to ma niemało, bo całe 159 dolarów (w Europie jeszcze drożej). AirPodsy. Podsy. Sporo. Pytanie  co się stanie, gdy którąś z tych słuchawek (one nie mają żadnego patentu utrudniającego wypadanie) utracimy, zgubimy jedną z tych bezdrutowych pchełek? No właśnie, co wtedy? Patrząc na formę (obudowa, sposób aplikacji w uchu) mamy EarPodsy, które jakoś nie słyną z trzymania się stabilnie w uchu. Czas pokaże i zweryfikuje. Może będzie Find My Pods? Kto wie… ;-) Z wygodą też będzie mocno dyskusyjnie, jak to w przypadku EarPodsów ma miejsce.

* konieczna do tego, by pozbawione jakichkolwiek przycisków słuchawki uruchomić (sterowanie via Siri, co na marginesie, ogranicza funkjonalność w związku z brakiem wsparcia językowego dla tej funkcji w wielu regionach)

Mhm, to EarPodsy, tyle że z mikrofonami, bez kabli, bez przycisków (!) z CPU (APU?) & sensorami

Poza tym pokazano także nowe Beatsy: Solo 3 (bezprzewodowe), dokanałowe PowerBeats 3 (sportowe, także bezdrutowe) i zupełnie nowe bezprzewodowe IEMy Beats X (oraz lekko zmod. Studio). Pojawią się też najtańsze nauszne przewodowe Solo EP. Generalnie, jak kabel to Lightning i tego się trzymamy. Nowy, audezowy Cipher (kabel Lightning dla jednej z wersji EL-8 oraz Sine) to ciekawe rozwiązanie, za moment będziemy to mogli gruntownie przetestować. Na razie powiem tak: wyprowadzenie wzmacniacza z DACzkiem poza obudowę telefonu nie jest w żaden konkretny sposób powiązane z chęcią uzyskania lepszej jakości (tzn. parametry takich adapterów / kabli będą zazwyczaj mocno Lo-Fi), to względy konstrukcyjne, z audio nie mające nic wspólnego. Ta dodatkowa przestrzeń, to między innymi na powiększenie baterii (stąd zapewne te 2-3h więcej w nowych 7-mkach) oraz zapewnienie odporności w środowisku wodnym. Tak to wygląda w przypadku Apple. Odnośnie Audeze, wypowiem się, jak dłużej niż chwilę potestuję ten wynalazek (Cipher). Aha, jeszcze jedno, sterowanie u Apple od teraz to domena RemoteTalk (głosowo, powiązane z opisaną powyżej integracją z Siri).

Wow (nie, jednak nie)

Nowy iPhone ma głośniki stereo (wiecie, na obu krańcach, coś co konkurencja… mniejsza). Audio jacek został uznany za przeżytek, za coś zbędnego. Teraz albo ma być bezdrutowo, albo nasz cyfrowy transport (nowy telefon) ma zera & jedynki przesłać na coś co wisi na odpowiednim, cyfrowym kablu. Rzecz jasna od dawna możemy sobie w ten sposób (często, gęsto) poprawić jakość dźwięku na zewnętrznym DACzku, przy czym teraz będzie to jedyna opcja połączenia, co oznacza duże zmiany dla branży: wzrost sprzedaży (co już się dokonuje) w bezprzewodowym segmencie słuchawkowym, zupełnie nowe produkty (Lightning, pewnie niebawem USB(C – ? Tego chce m.in. Intel) oraz takie słuchawki, które łączą różne funkcjonalności, tj. monitoring saktywności, interfejs dla inteligentnego asystenta, dostosowanie do zmian środowiskowych etc.). Warto sprawdzić czym są te nowe, bezprzewodowe jabłkowynalazki. Sprawdzimy na HD-Opinie. Niewykluczone, że jako jedni z pierwszych w Polsce.  To będzie do pewnego stopnia wyznacznik tego, co niebawem zaleje rynek. Tego możemy być raczej pewni.

To kluczowy element (przynajmniej tak wynika z zaprezentowanych przez Apple rycin). O samych przetwornikach (to co gra) ani mru, mru. IMHO to EarPodsy, tyle że bez kabla i drogie

A tak to ma wyglądać po założeniu (ciekawe ile ważą i – jak wspominałem w tekście – jak tam ze stabilnością?)

» Czytaj dalej

Cyfrowa centralka jak się patrzy. I nie tylko… recenzja ADLa Stratos

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ADL Stratos_tyt

Lubię rozwiązania zintegrowane. Kompaktowe. Wszystko w jednym. Tak, przemawia do mnie wygoda korzystania z jednej, a nie kilku skrzynek, brak konieczności mnożenia bytów, brak kablekologii stosowanej, elegancja czegoś w liczbie pojedynczej. To ma sens, często ma sens od strony nie tylko ergonomii, kwestii użytkowych, a tego co najważniejsze… od strony jakościowej, brzmieniowej. Ktoś tu się zaraz obruszy i powie: jak to! Co on gada! Prawdziwie audiofilski zestaw to dwie końcówki, jakieś pre i jeszcze ze trzy inne skrzynki realizujące (na poziomie 10 000+) wizję hajendu w pałacu. Ok. Można i tak, można na postawach antywibracyjnych, na stoliku za kolejną dychę ustawić „pod sam kurek” klamotów w cenie dobrej klasy auta i więcej. Można to zrobić, tylko czy to na pewno droga do osiągnięcia właściwego rezultatu (czytaj: naszego dobrego samopoczucia po wciśnięciu przycisku play)? No właśnie, to dobre pytanie, bo liczba zmiennych, komplikacja toru, albo – inaczej – efekt, który można równie dobrze (tak, dla niektórych to gotowy powód do obrazy majestatu i wyrzucenia z grona znajomych – przerabiałem) osiągnąć w zupełnie innym budżecie, w zupełnie inny sposób. Ktoś kiedyś nawet posunął się do stwierdzenia (producent, biznesmen?), że wszystko co tańsze, wszystko co integrujące parę funkcji z definicji jest ułomne, gorsze etc. No, na pewno gorsze, bo kupi taki jeden z drugim coś takiego, zaoszczędzi kilka zer na rachunku i co? Najlepiej zastosować więc starą, dobrą zasadę totalnego przegięcia w ocenach, przesady i całkowitego nie liczenia się z właściwymi proporcjami (pamiętacie? W high-nedzie przyrost promilowy kosztuje te dziesiątki tysięcy złotych, minimalny, NIE TAKI CO PRZENOSI GÓRY).

Piszę o tym wszystkim nie bez przyczyny. Testowany przez nas ADL Stratos to jedno z urządzeń typu „wszystko w jednym”, produktów które do niedawna (integracja źródeł analgowych z cyfrowymi plus słuchawki) stanowiły rzadkość, dzisiaj zaś są czymś mocno rozpowszechnionym, choć – co ciekawe – zazwyczaj pojawiającym się w ofercie, nazwijmy to, rozsądnie wyceniających swoje produkty, marek. To dziwne, bo przecież nieliczne, bardzo, bardzo drogie klamoty, realizujące koncepcję wszystko w jednym, są – no właśnie – jakościowo bez zarzutu, są na piedestale, na samym szczycie. Są jednak bardzo nieliczne, a w high-endach króluje rozpasanie – jak coś, to najlepiej w stereo, jak jeszcze coś to najlepiej z dodatkowym tabunem akcesoriów wszelkiej maści (tak, takich z gatunku audio voodoo), a na rachunku mnożą się te cyfry i mnożą, bo przecież każdy klamot to te platyny, ciosane obudowy, stożki, płaty i jeszcze podatek od marki oraz od nie zawsze (delikatnie rzecz ujmując) know-how (tajemnego dodajmy nierzadko bardzo).

Spotkałem się wielokrotnie z sytuacją, gdzie grały cyferki, gdzie było to tak ewidentne, tak bezwstydne, że nie było sensu nawet rozpoczynać dyskusji, bo wynik jw. był z góry przesądzony. Dopatrywanie się w takich okolicznościach wpływu (gigantycznego dodajmy, co samo w sobie jest śmieszne i nielogiczne) na brzmienie (zasadniczych, oczywistych, od razu zauważalnych) różnych dodatków, podstawek (pod druty za kilkanaście tysięcy za metr, przecież da się jeszcze bardziej, no da się), audiofilskich kabli LAN itp to jest zwykła bujda na resorach, obraza inteligencji. Patrzę na to z zażenowaniem, bo widzę, że wiele w dzisiejszym audio kuglarstwa, więcej niż kiedyś, bo kto się dobrze zna na IT (pewnie garstka – zresztą ta garstka jest bezprzykładnie atakowana przez nawiedzonych, którzy słyszą wpływ skrętki na kolumnach/słuchawkach), kto się orientuje w bardzo skomplikowanej materii, jaką jest komputerowe audio (bo takie dzisiaj ono jest i takie ono będzie)? Sam high-end jest specyficzny, nie ma co kruszyć kopii, ale ten high-end z jego finansowym odlotem (pamiętacie – promile!) coraz częściej rzutuje (podejście!) na cały rynek, na wszystkie jego segmenty. Ułatwia taką sytuację zwykła niewiedza, czasami ignorancja nas samych, klientów, dajemy się naciągnąć na rzeczy, które całkowicie rozmijają się ze zdrowym rozsądkiem.

W komputerowym audio bardzo o to łatwo, wystarczy podkręcić potencjometr bullshit maksymalnie w prawo i już – mamy coś, co daje niebiańską rozkosz w bliżej nieokreślony sposób (midichloriany, to pewnie to, dlatego można to tylko na ucho stwierdzić i dać wiarę, ale do tego potrzeba jeszcze – wiecie – mocy). I tak system za sto kilkadziesiąt tysięcy w zaadaptowanej komorze akustycznej nie musi zabrzmieć lepiej od sprzętu za ułamek kwoty, jaką właściciel przeznaczył na wunderwaffe. To – zresztą – było na szczęście otrzeźwiające i pozytywne dla właściciela, bo w odróżnieniu od obrażalskich, stwierdził że ok, że to coś w pewnych aspektach lepsze od tego, co ma (za te duże cyferki) i chyba musi przemyśleć parę rzeczy na nowo. Fajnie. Problemem publikującego, a nawet (zgroza) tylko wygłaszającego (publicznie) swoje opinie / wątpliwości, jest cokolwiek nieprzyjazne, żeby nie powiedzieć wprost – wrogie – nastawienie tych, którzy mają swoje midichloriany w ilości (liczbie?) wystarczającej, by wystrzeliły im ze złotych (50-60 letnich nierzadko …żeby nie było powoli zbliżam się) uszu, bo co to dla nich, osłuchanych ze słuchem absolutnym, co się upływowi czasu nie kłania.

Czytacie to i zastanawiacie się – no dobrze, ale o co mu chodzi, jakiś gorszy dzień, lewą nogą wstał, ki czort? Może i wstał nie tak, może i nastrój nie ten, ale powyższe koresponduje z treścią recenzji Stratosa, bo właśnie ten niewielki klamot (o bardzo dużych możliwościach) był czymś, co zmieniło percepcję, postrzeganie u znajomego (najlepsze, że ów znajomy nie tylko nie zgodził się, ale kategorycznie zabronił ujawniać kto, na czym i w jakich okolicznościach – szanuję to i się stosuję, informując tylko i aż o samym fakcie, bez podawania szczegółów) i chwała mu za to, bo sam się zastanawiałem jak podejść do tego tekstu bez wywoływania wśród znajomych awantury pt. ale co ty piszesz, niepoważny jesteś, przecież to nie może być poziom (bla, bla, bla). Także ten, wiecie już chyba o co mniej więcej chodzi. ADL Stratos. Centralka, wszystko w jednym, taki niepozorny klamocik, wyceniony tak, że poszczególne części składowe dostajecie w budżetowych ramach, a właściwie, to wróć… część dostajecie gratis, jeżeli miałbym w sposób sprawiedliwy ocenić koszt-efekt to trafia się dzisiaj na pierwszą stronę niezła okazja i powiem Wam, że takie skrzynki ZAWSZE będą u mnie mile widziane. Rozsądny budżet. Wyjątkowa funkcjonalność. Brzmienie nie licujące z metką. Oferenci & entuzjaści „koralików” w cenach platyny mogą wygarnąć swoje frustracje, oflagować się i w ogóle dalej nie czytać, uznając że przecież zintegrowane, tanie to, azaliż więc do czterech liter – proszę bardzo – na górze w zakładce krzyżyk i już cztery litery nie bolą, tematu nie ma. No. Resztę zapraszam na małe co nieco ze Stratosem w roli głównej:

» Czytaj dalej

Słuchawkowy wysyp #1: Bose QC35 w redakcji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
01-bose-quietcomfort-35-silver-1

Ta jedynka oznacza, że jeszcze dzisiaj opublikujemy kolejne, słuchawkowe zapowiedzi :D  O Bose ostatnio wspominałem, szybko trafiły na warsztat, a jako że mogę je porównać bez problemu do poprzedniego modelu QC25 to będzie w kontekście tego, co było (no nadal jest, bo jeszcze 25-ki kupicie swobodnie w sklepie). Poza oczywistą zmianą, tzn. pożenieniem najlepszego (o czym kapkę dalej) systemu ANC (Active Noise Canceling), po naszemu aktywnej redukcji szumów z zewnątrz, z bezprzewodowością (bo do tej pory, mieliśmy albo to, albo to) różnic jest więcej, mimo pozornie zbliżonej konstrukcji obu generacji. Od razu, na wstępie zaznaczę, że system redukcji działa inaczej niż w QC25, nie jest tak absolutnie bezkompromisowy jak w poprzednikach. To bardzo poważna zmiana, bo właśnie ten element wyróżnia Bose na rynku, to ANC robiło różnicę. Zmiana podyktowana jest koniecznością wprowadzenia adaptacyjnego systemu tłumienia odgłosów z zewnątrz, co producent tłumaczy potrzebą dostosowania produktu do wymogów związanych z bezpieczeństwem samego użytkownika. Okazuje się, że najlepszy ANC na rynku, faktycznie odcinający nas prawie całkowicie od odgłosów dobiegających z zewnątrz był… zbyt skuteczny. Producent niejako przymuszony okolicznościami musiał dostosować nową wersję do realiów (niech zgadnę: Stany, pozwy etc.) i wprowadził całkowicie nowe rozwiązanie, oparte (podobnie jak to ma miejsce w produktach konkurencji) na adaptywnym dopasowaniu tłumienia do warunków zewnętrznych (oparty na aktywnym korektorze parametrycznym, dynamicznych zmianach EQ). Innymi słowy mamy tutaj do czynienia z redukcja selektywną, odgłosy o bardzo wysokiej amplitudzie (syrena, klakson idp.) będą dość wyraźnie słyszalne, to samo z bliską, skierowaną do nas mową… to coś zupełnie innego, niż w QC25-kach. Oczywiście w warunkach miejskich, w szumie jaki nas otacza, system dobrze tłumi tło, ale to nie jest to całkowite odcięcie od świata jakie zapewniał model przewodowy poprzedniej generacji. Bose zastosowało dwa mikrofony zbierające odgłosy z zewnątrz dodatkowo pozwalające na (w przypadku połączenia telefonicznego) uzyskanie dobrej jakości rozmów.

 

 

To po pierwsze. Po drugie zmiany zaszły w samych przetwornikach. Strojenie jest inne, mamy wbudowany wzmacniacz, mamy wbudowanego DACa, co ciekawe nie zdecydowano się na obsługę kodeka aptX. Dobrze, że Bose zdecydowało się użyć energooszczędne BT 4.0 (wielu producentów nadal stosuje w swoich bezprzewodowych słuchawkach wariant 3.0), co zapewnia nam 20 godzin grania bez druta*. Sprawdzę w praktyce jak to wygląda, ale myślę, że faktycznie będzie można zabrać na wyjazd służbowy (doba/dwie doby) te słuchawki bez konieczności szukania gniazdka. Szybkie parowanie zapewnia NFC. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, nie będzie możliwości podpięcia słuchawek na kablu USB do źródła. Szkoda. Jak wiele dobrego daje taki sposób wykorzystania nauszników z wbudowanym DACzkiem/wzmacniaczem opisywałem w recenzji Sennheiserów Momentum Wireless OvE oraz Devinitive Technology Symphony 1. To naprawdę robi różnicę i takie nauszniki niebezpiecznie blisko zbliżają się jakości reprodukcji jaką doświadczamy słuchając muzyki na torze słuchawkowym z wysokiej półki (dedykowany DAC/ amp stacjonarny, jakieś HiFiMANy, Audeze, czy kosztujące kilka tysięcy Senki, AKG etc.). Jeszcze to dokładnie sprawdzę, jurto będzie chwilka czasu, podepnę i zobaczę czy QC35 nie dadzą się pożenić z kompem za pośrednictwem przewodu USB. Konstrukcja jest z tych wytrzymałych, typowo mobilnych, to znaczy można wyginać elastyczny pałąk wedle uznania bez obawy o uszkodzenie, są lekkie, nausznice składają się do środka (choć sam pałąk już nie), w komplecie dostajemy kabelki, funkcjonalne etui oraz przejściówkę lotniczą 2xjack. Materiałowo nowość nie różni się jakoś znacząco od poprzednika. Tworzywo sztuczne, dobrej jakości plastik, przyciski duże, to na plus, na minus, że trzeba nauczyć się ich umiejscowenia (jednakowy kształt, blisko siebie), typowy dla tego producenta przełącznik na środku muszli włączający/wyłączający oraz (dłuższe przytrzymanie) parujący słuchawki ze źródłem. No i na zakończenie tej wyliczanki: apka… znak czasów. Słuchawki oczywiście mogą obyć się bez firmowego oprogramowania, ale… te daje pewne korzyści, a w przyszłości ma dawać jeszcze większe (upgrade, efekty etc.). Rzecz zwie się Bose Connect i pozwala zarządzać wszystkimi połączeniami (urządzenia). Po sparowaniu z wieloma źródłami słuchawki będą się przełączać między nimi automatycznie. Aplikacja ma zapewniać również jw aktualizacje oprogramowania oraz pozwalać na personalizację ustawień (pamiętacie opisaną przez nas apkę CapTune od Sennheisera?).

O brzmieniu przeczytacie we właściwej recenzji. Poniżej parę dodatkowych zdjęć QC35. Cena? Oficjalnie, na polskim rynku, wynosi 1699 złotych.

*W przypadku słuchania na kablu z włączonym systemem redukcji czas działania to 40h. Oczywiście po wyczerpaniu akumulatora słuchamy pasywnie, na kablu bez ANC/BT.

Audiofilia nervosa w mainstreamie? Focal Utopia, customy…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
HeadphoneXXXXX-2-1024x665-600x389

Pamiętacie? Pisałem o tym niedawno. W mainstreamie coraz częściej pojawiają się produkty audio z wysokiej czy najwyższej półki. W mainstreamie pisze się o MQA, o hi-resach, o lepszej jakości muzyki. To, że ktoś w ramach ciekawostki napisał coś o głośnikach za dziesiątki tysięcy to jedno, ale RECENZJA produktu takiego jak słuchawki Focal Utopia to jednak coś niebywałego, jednocześnie pokazującego trend. Słuchawki. Tak, słuchawki są dzisiaj w modzie, ale taki przetworniki C/A to nie jest produkt pierwszej potrzeby, a artykuły o winylu (znowu – ktoś powie – moda… zgoda, tylko co z tego, że moda?), o muzyce w kontekście tego na czym, jak słuchamy to coś, czego wcześniej w takiej skali nie było. Nie było, ale jest i raczej szybko nie przeminie, bo też rynek wyczuł modę, wyczuł trend i dzisiaj kto żyw bierze się za słuchawki, na wyścigi pojawiają się bezprzewodowe głośniki w cenie dobrego HiFi (albo i – umownie – z high-endowymi aspiracjami). I to się przebija, przebija do świadomości szerokich mas, bo nie mam wątpliwości że żaden tematyczny site o audio, żaden magazyn o audio nie ma takiego zasięgu jak największe, technologiczne vortale. Opiniotwórcze dodajmy, które kształtują – właśnie – trendy, mody, kreują potrzeby. Wired, The Verge, Gizmodo czy Arts Technica (a to tylko niewielki wycinek) piszą coraz częściej o tym, o czym piszemy my: o sprzęcie do słuchania muzyki na poziomie, która jest dostarczana na poziomie. Odpowiednim poziomie jakościowym. To gigantyczna zmiana, rewolucyjna wręcz, gdy popatrzymy jaki regres towarzyszył nam przez cały okres odwrotu od fizycznego nośnika (na marginesie: obecna recydywa czarnej płyty niczego tu rzecz jasna nie zmienia w ogólnym obrazie, tzn. pliki górą) na rzecz słuchania z Internetu. Kompresja stratna i to taka w podłej jakości, początki iTunes (jakościowo była to zgroza! Jeszcze parę lat temu nie mogłem uwierzyć, że można sprzedawać coś w tak marnej jakości! Ile to się zmieniło…), byle jak i byle co… tak to wyglądało w okresie kształtowania się nowego sposobu dystrybucji muzyki. Tak było, ale tak (już) na szczęście nie jest!

To, jak widać, przeszłość, a przyszłość to wysoka jakość. Rozumieją to muzycy, twórcy, coraz częściej rozumieją, bo czasy spartolonej roboty w studiu nagraniowym to obecnie już nie norma, a często wyjątek wytykany palcem. Coraz częściej! Co ciekawe obecnie nikt już nie wytyka palcem kogoś, komu zależy (na tej lepszej jakości), wręcz przeciwnie – rynek dostosowuje się do takich aspiracji, do nowych, większych potrzeb w tym zakresie. Nie jest oczywiście przesądzone, że MQA będzie sukcesem (choć wielkie wytwórnie, które wchodzą w tym roku w temat, pozwalają na umiarkowany optymizm), ale to lepiej to kierunek wytyczony raz na zawsze i nie ma już od tego odwrotu. I to zwyczajnie cieszy. Sposób na transmisję muzyki w jakości bezstratnej, dodatkowo w formie nie różniącej się od materiału ze studia, od mastera to coś, co finalnie przypieczętuje rewolucje cyfrową w audio, co pozwoli na słuchanie bez obaw, że musimy zadowolić się „piątą wodą po kisielu”. Ten cel jest już blisko, bardzo blisko. Za sprawą usług streamingowych, natychmiastowego dostępu, dodatkowych możliwości jakie daje Internet, komputery, z równania (muzyka+sprzęt+adaptacja pomieszczenia = finalny efekt) zniknie chyba najistotniejsza niewiadoma, którą była jakość pliku, jego ułomna forma. W zakresie sprzętu też dzieją się prawdziwie rewolucyjne rzeczy – tu wg. mnie wymienić można na szybko Google ze swoim Chromecastem (wyniki pomiarów dostępne pod tym adresem (2) – odniosę się jeszcze do tego w osobnym wpisie), prawdopodobny rozbrat z kablem / względnie transmisją analogową (Apple) oraz coraz lepiej brzmiące bezprzewodowe głośniki (czy właściwiej – wielostrefowe systemy nagłośnieniowe). To się dzieje tu i teraz, a przyszłość wygląda ekscytująco! Wszyscy na tym korzystamy, także Ci, którzy nie przykładają wagi do tego, co wydobywa się z głośnika. Oni także są beneficjentami, bo mogą korzystać z tych zmian w mainstreamowych (właśnie!) produktach. Zresztą moda, trend powoduje, że słuchawki wysokiej klasy stają się czymś popularnym, czymś masowym, czymś pożądanym. I nie mam tu na myśli (tylko) Beats Audio, bo właśnie dzięki rozbudzeniu oczekiwań, wykreowaniu mody na drogie słuchawki dzisiaj możemy wybierać z tysięcy propozycji. Nie tylko Beats…

To, że ktoś w mainstremowym medium pisze o Utopiach to właśnie zmiana nastawienia, zmiana myślenia o produktach (umownie) audiofilskich, high-endowych, czy po prostu takich, które grają (a nie tylko udają). I nie ma co się boczyć na sufitowe ceny najdroższych modeli, na rosnące ceny topowych modeli. Jest zapotrzebowanie to jest rynkowa propozycja. Znowu skorzystamy wszyscy, bo nowe technologie, nowe pomysły, materiały, patenty trafiają do przystępniejszych cenowo produktów, stają się częścią oferty dla mas. To gigantyczny progres, bo dzisiaj kupicie za kilkaset złotych świetne słuchawki, kupicie za kilkaset złotych znakomity przetwornik, kupicie za śmiesznie małą kwotę cyfrowy transport (wspomniany Chromecast – to właśnie coś, co jak soczewka, skupia rewolucyjne zmiany jakie zachodzą w branży). Produkt Google jest wyjątkowy jeszcze z innego powodu – on nie jest dla audiofilów, dla niszy, dla garstki, on jest dla każdego. Jego możliwości wpisują się w potrzeby, a przy okazji ten niewielki dysk serwuje nam świetną jakość dźwięku, znakomite parametry (w konfrontacji z drogimi źródłami broni się, może być pełnoprawnym elementem toru audio HiFi, a nawet high-end) oraz otwartość na wszelkie zmiany jakie zachodzą w tym segmencie. MQA? Proszę bardzo, można to tutaj szybko wprowadzić. Obsługa stref / granie jako endpoint w Roonie? Nie ma sprawy! Bitperfect? No jak najbardziej mamy. Gapless? W czym problem? I to wszystko za 35$! Przecież takie coś może mieć każdy, nawet ktoś komu zależy tylko i wyłącznie na dostępie do treści (bo tu to jest na wyciągnięcie tabletu/smartfona) i ma w nosie jakość. A może tylko tak mu się wydaje, że ma w nosie?

Ostatnio na łamach sporo piszemy o przetwornikach, o oprogramowaniu, o nowych formatach dźwięku, usługach (sprawdźcie Loop!) o zmianach jakie zachodzą w dystrybucji, o bezprzewodowych głośnikach, streamerach, multiroomach wreszcie o słuchawkach. To są kluczowe zagadnienia, to dzisiaj przesądza jak będzie wyglądała branża, jak to będzie działało w przyszłości. Przy okazji audio napiszemy też coś o inteligentnym domu, bo integracja wszystkiego (sieć) daje dodatkowe korzyści, a wszelkie nowe sposoby sterowania mocno z audio korespondują (głośniki). Na koniec tej wyliczanki, ciekawa obserwacja: mamy statne BT, mamy AirPlay’a, mamy DLNA/uPnP, mamy protokół opracowany przez Google (cast)… mamy też coś opracowanego na potrzeby jednego serwisu: Spotify Connect. Bazuje na dotychczasowych protokołach, ale coś te Spotify Connect wyróżnia. To szybkość nawiązywania transmisji, niskie opóźnienia i stabilność. To, oczywiście, tylko stratny przesył danych, tylko że to tylko w tym wypadku wyszło bardzo dobrze. Brawo dla Spotify za opracowanie czegoś, co działa lepiej od AirPlay’a, lepiej od uPnP, porównywalnie z Cast. To rozwiązanie, które omija problemy transmisji via BT (w praktyce wystarczą ściany, aby wykluczyć tę technologię w transmisji audio), omija opóźnienia AirPlay’a (przy okazji, jak już wspominałem, to nie jest bitperfect, a szkoda bo przecież niby bezstratnie) oraz ułomności uPnP (stabilność działania pozostawia sporo do życzenia, to samo kwestie jakości przesyłanego sygnału). Minusem jest namnożenie się tych wszystkich technologii, ale to nie powinno w sumie dziwić. Jesteśmy w czasach pojawienia się, rozwoju różnych sposobów przesyłu multimediów w sieci, poszukiwania optymalnych rozwiązań, takich, które pozwolą na strumieniowanie muzyki, wideo w najlepszej możliwej jakości.

Powracając zaś do wylinkowanych artykułów. Nie ma co się zżymać na to, że autorzy testują słuchawki za 3000$ na strumieniach z Deezera czy Spotify, że za źródło robi zwykły iPhone. Wbrew pozorom to właśnie tutaj dokonuje się największy progres (jakość materiału w strumieniach). Nie ma co się zżymać przez wzgląd na miejsce. To, że ktoś pisze o customach pejoratywnie na wstępie, a pod koniec artykułu mamy audionirwane w uszach jest oklepanym zabiegiem i tylko pokazuje, że lepsze przebija się w świadomości, że jest chciane, pożądane. Te opisy są oczywiście nieco po brzegu, bez poezji jaką można czasami znaleźć u kolegów po fachu, opisujących kwieciście to co słyszą na tematycznych stronach/ w magazynach. Te proste opisy są dla ludzi, zwykłych ludzi słuchających zazwyczaj muzyki z głośników w aucie, na miniwieży, z telewizora czy dołączonych do kompletu (z telefonem) IEMów. Te opisy mają rozbudzać, mają pokazywać inny, lepszy świat. I nie chodzi tutaj o te tysiące dolarów, które trzeba wydać, bo praktycznie nie ma tygodnia by pod wymienionymi powyżej adresami nie pojawiły się recenzje przystępnych cenowo głośników, słuchawek, audio źródeł dla masowego klienta, a nie dla garstki, dla highendowej niszy. Opisy nowych gramofonów (dacie wiarę?!), metody masteringu (u nas niebawem przy okazji 2 cześci recenzji Korga 10R) to coś, czego byśmy się zwyczajnie nie spodziewali w mainstreamie. A jednak! Taki tekst, jak ten o najdroższych Focalach (poza Utopiami są też opisane Eleary) to nie długi, szczegółowy artykuł o supersłuchawkach, a coś dla  - właśnie – rozbudzenia ciekawości, dla spopularyzowania tematu. Pojawiają się tam odniesienia do wielu, opisanych także tutaj produktów: o Audioqueście DF, o Oppo HA-2 czy o Chordzie Mojo (nadal staram się zdobyć tego malca do testów) – widać, że mimo masowego odbiorcy, nie niszy, pisze się o czymś, co znacząco poprawia jakość tego co słyszymy z dowolnego źródła (transportu) jakim (każdy z nas) dysponuje. Oczywiście można autora skrytykować za cokolwiek niepoważne potraktowanie stacjonarnych, high-endowych słuchawek jako takich na wynos (że ciężki, długi kabel co rzecz jasna w takim przypadku nie dziwi i wadą żadną nie jest), że nie ma izolacji (znowu na wynos to konstrukcje zazwyczaj zamknięte, albo izolujące IEMy) – w końcu to wynika z takiej, a nie innej konstrukcji tych słuchawek itd. itp. To nieistotne w sumie, bo właśnie przez wzgląd na miejsce publikacji, niczego innego bym się nie spodziewał. To co istotne – jakość dźwięku oferowana przez takie produkty – jest uwypuklone i choć autor podkreśla, że nigdy by nie wydał 3000 dolarów na słuchawki, to z szacunkiem odnosi się do tego, co te Utopie prezentują. Mówimy tu o poszerzaniu horyzontów, o dostrzeżeniu, że poza Lo-Fi jest inny świat (i znowu, niekoniecznie taki za 1000 czy 3000$), że muzykę można słuchać na czymś lepszym, że sama muzyka może być jakościowo lepsza. Przyznaje to autor, pisząc, że słyszy na nowo utwory, które (wydawało mu się) dobrze zna, że jest w stanie odkrywać swoją muzykę na nowo. Wiemy, z autopsji, jak przyjemne i podniecające to doświadczenie. Niech inni też się dowiedzą!

Sumując, jak widać, moda na (dobre) audio w pełnym rozkwicie  :)

Stacja dokująca* dla Oppo HA-2 & iPhone 6/6S. DIY na wstępie, rynkowo teraz

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
opppo_ha-2_2

No proszę. Ja co prawda nadal czekam na STACJONARNEGO docka dla tego malucha (dziwi mnie niepomiernie, że do tej pory takie coś nie pojawiło się na rynku!), ale tytułowe rozwiązanie to może nawet bardziej przydatna rzecz, bo wychodzi na przeciw potrzebom związanym z jakimś sensownym (wygodnym) zintegrowaniem DAC/ampa z transportem (telefonem). HA-2 to jeden z najlepszych mobilnych daków/wzmacniaczy dla urządzeń przenośnych (czytaj smartfonów, względnie tabletów), dostępny obecnie na rynku. Z naszą recenzją tego malucha możecie zapoznać się pod tym adresem. Wiernie służy do dziś w redakcji (kupiliśmy używkę – często trafiają się w bardzo atrakcyjnej cenie ok. 1k, co w przypadku HA-2 oznacza świetnie wydane 1k) stanowiąc punkt odniesienia dla wszystkich testowanych przez nas przenośnych DACów oraz odtwarzaczy osobistych audio. Pomysł na stację dokującą łączącą w wygodny i bezpieczny sposób przetwornik z iPhonem narodził się w głowach (co nie specjalnie mnie dziwi) użytkowników. Nabywcy HA-2 od początku zgłaszali chęć uzupełnienia DACa w taki właśnie patent, dużo lepiej, wygodniej, sensowniej integrujący oba urządzenia niż jakieś gumki, czy domorosłe pomysły w rodzaju specjalnie dobranych wsuwek (widziałem takie, mieszczące oba urządzenia). Nasz redakcyjny Oppo jest ubrany we własnoręcznie wykonany pokrowiec, co dobrze go zabezpiecza, ale nijak nie rozwiązuje dylematu splątanych kabelków, wypchanych kieszeni (to akurat trudno obejść), możliwości wypięcia się urządzeń etc. Czytaj – nie integruje. Patrząc szerzej, wiele firm próbuje zaradzić temu najpoważniejszemu wyzwaniu (dla osób korzystających z zewnętrznego DAC/ampa) stosując różne metody, rozwiązania, mniej lub bardziej skuteczne. Bo to realny, ergonomiczny problem w przypadku korzystania z zew. DAC/ampa.

 

FiiO ma w tym spore doświadczenie, ostatnio Chord się w to bawi, mamy też przykładowo Arcama ze zintegrowanym DAC/ampem w obudowie / etui dla telefonu (czyli taka obudowa z power bankiem dla telefonu, tyle że zamiast dod. baterii zew. mamy elektronikę audio zaszytą w obudowie z interfejsem łączącym telefon z zew. DACzkiem). Niedawno swoje pomysły na podobne rozwiązania pokazało CEntrance (podobnie – obudowa integrująca wszystko co trzeba z telefonem). O dużym zainteresowaniu tego typu produktami (zew. DAC) przesądzają strumienie – większość odtwarzaczy osobistych audio (poza nowościami od Onkyo / Panasonica oraz Walkmanami Sony) nie potrafi grać na wynos z Tidala lub innych usług streamingowych, a to determinuje wybór… po co wychodzić z czymś, co ograniczone jest tylko do wbudowanej pamięci, siłą rzeczy ograniczonej i nie dającej swobody dostępu. Jeszcze innym aspektem jest niewystarczająca moc wbudowanych w DAPy wzmacniaczy. Nawet takie audiofilskie konstrukcje jak playery Astell&Kern, Pono czy wspomniane walkmany (na tle wyróżnia się HiFiMAN – tam mocno przyłożono się do tego, by wysterować wszystko co popadnie) nie mają odpowiednio mocnych wzmacniaczy by wysterować Senki HD-6/8xx, Beyery (T), czy niektóre ortodynamiki. Oczywiście to mniej istotne ograniczenie, bo zazwyczaj taki przenośny sprzęt gra z przenośnymi słuchawkami, ale… uniwersalność, możliwość wykorzystania stacjonarnych modeli nauszników to coś, co może czasami okazać się przydatne. Zewnętrze DAC/ampy, często gęsto oferują dużo wyższe parametry mocowe odnośnie wbudowanych wzmacniaczy.  

Powracając do bohatera wpisu. To coś, co pojawiło się w głowach użytkowników, następnie przekształciło w dostępny do kupienia produkt. Idea jest bardzo prosta – sanki dopasowane do obu urządzeń tj. telefonu oraz DAC/ampa z dwoma portami – USB/microUSB (pierwotnie w HA-2 USB-A służy do podłączenia źródeł @ iOSie, microUSB zaś komputera/androidowego handhelda). Rzecz niestety nie jest łatwo dostępna, bo to produkt jakiegoś chińskiego wytwórcy akcesoriów (typowe – Chińczycy są w stanie wyprodukować wszystko …muszę na Alliexpress sprawdzić, czy nie ma paru potrzebnych, a niedostępnych na umownym Zachodzie rzeczy), tak czy inaczej można to od końca zeszłego roku nabyć. To, co razi, to oczywiście forma – tani plastik, wyraźnie widoczne łączenie dwóch części obudowy. To, co jest niewątpliwie na plus, to brak konieczności używania gumek (które są totalnie niepraktyczne, generalnie do kitu wg. mnie). I to przemawia za tego typu akcesorium. Szkoda, że sam producent na razie nie zauważa potrzeby uzupełnienia HA-2 o tego typu dodatek (oraz stacjonarny dock – kupiłbym z miejsca, bardzo tego brakuje!). Szczerze to czasami mam ochotę sam zabrać się za wykonanie takiego czegoś (w plastiku, od tego właśnie mamy druk 3D nieprawdaż? Choć kusi drewno ale to już totalny handmade). Integracja i samo wykonanie to raczej banał, inaczej z rozszerzeniem możliwości (konwersja SPDIF-USB o ile byłoby to możliwe?), choćby poprzez dodatnie dużego jacka oraz gniazd RCA do takiego docka. Oj, to by było TO, tylko że taki projekt wymagałby już konkretnego zaprojektowania i wykonania ustrojstwa przez kogoś, kto się po inżyniersku zna na rzeczy (a nie domorosłego majsterkowicza ;-) )

Na zakończenie potraktowany nieco z buta (cóż poradzić, jak zmiany jakie wprowadza są na tyle nikłe, niewielkie, że poddają w wątpliwość sens wpinania w tor) Audioquest Jitterbug jeszcze o sobie przypomni. Chcę sprawdzić jak zagra w takim…

…połączeniu, używając w roli źródła iPhone oraz iPada (tu będzie 24/96 – przypominam – na wyjściu). Ano zobaczmy, jak to się sprawdzi. Także nasz PC tablet (który jako jedyny transport coś tam z Jitterbugiem zyskał) zostanie wykorzystany w roli transportu podpiętego via Jitter @ HA-2. Zobaczymy czy cokolwiek zmieni to w mojej ocenie tego ustrojstwa (szczerze wątpię, ale nie zaszkodzi sprawdzić).

* etui dokujące? Może to bardziej precyzyjne, choć to dock jest w sumie jak najbardziej…

Audiofilskie produkty w mainstreamie? Znak czas(ów)? To nie przypadek!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Mainstream

Tak sobie patrzę na to, co się ostatnio wyrabia i powiem Wam, parafrazując przy okazji pewnego nawiedzonego wariata: kolejny artykuł o audiofilskim produkcie na the Verge? Znowu piszą o tak egzotycznych (dla większości) rzeczach, jak USB DACzki? Słuchawki ortodynamiczne tamże… że jak?! Jeżeli to wszystko pojawia się @ bardzo popularnym mainstreamowym vortalu „to wiedz, że coś się dzieje!” Ktoś mógłby zaprotestować, mówiąc: zwykły przypadek. No cóż, jeden, dwa teksty może i byłyby czymś w rodzaju ciekawostki przyrodniczej (te, popatrz, ale śmieszne te dziadki, co nie wiedzą na co kasę wydawać i mimo postępującej głuchoty ładują $ w klamoty), ale nie regularnie pojawiające się artykuły, opisy (specyficzne recenzje – specyficzne, bo dostosowane właśnie do ogółu, a nie garstki – you know what I mean? ;-) ) obejmujące poza wymienionymi audioprecjozami także technologie, nowe sposoby dystrybucji muzyki. Niel Young (jego kramik i trójkąt grający) były jeszcze, powiedzmy, opisywane z przymrużeniem oka (gizmodo nawet biednego Niel’a wdeptało przy okazji w ziemię), ale już wiele wpisów o Tidalu, o hi-res audio oraz o MQA… no właśnie, chyba już niekoniecznie. Coś się dzieje, mówię Wam! Patrząc na to szerzej, takie popularyzatorskie teksty, pojawiające się właśnie w mainstreamie mają swój ciężar gatunkowy, bo tworzą przedpole pod fundamentalne zmiany. Wielkie szychy z firm IT to czytają, ludzie z wytwórni to czytają, osoby odpowiedzialne za strategie w branży audio również. I to – wierzcie mi – robi kolosalną różnicę!

Żeby nie być gołosłownym, garść linków, które pokazują jasno o co biega:

Sennki HD800S @ The Verge (złośliwi dodają iVerge :P )

Oppo PM3 vs Audeze Shine tamże

Audioquest Nighthawk jak wyżej

Tesle (Beyery T5s) znowuż

&

USB DACs = it’s revolution baybe!

itd. itp….

My tu sobie możemy gardłować o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiejnocy, ale to właśnie takie media mogą mieć (*mają) wpływ na trendy, na mody i finalnie na kierunki w jakich technologie są rozwijane, wdrażane, co jest prymitywizując: „cool”, a co nie jest „cool”. Także wszystko wskazuje na to, że jak nie raz, nie dwa gardłowałem ;-) jesteśmy u progu gigantycznych zmian w branży, muzyka będzie oferowana nie byle jak, muzyka będzie słuchana nie na byle czym, muzyka będzie dostępna inaczej i będzie konsumowana inaczej. To już się dzieje, a wszystko (tylko i aż) przyspiesza. Tidal, Spotify, Roon, Cast są emanacją zmian, słuchawki z wbudowaną elektroniką (właściwie należałoby powiedzieć: nagłowne systemy audio) są, komputerowe audio ze streamingami (szeroko rozumiane to komputerowe) jest, nowe sposoby interakcji będą (tuż, tuż). Dodajmy do tego multistrefy, grające elementy wyposażenia domu, wtapiające się we wnętrza bezprzewodowe klamoty i mamy obraz nieodległej przyszłości. Szczęśliwie nie tracimy w tym wszystkim jakości, ta staje się właśnie czymś ważnym, pożądanym, czymś wymaganym i – to chyba najważniejsze – MODNYM. No i w to mi graj! Oby więcej wysokiej klasy produktów opisywały wielkie wortale IT, mainstreamowe sajty, opiniotwórcze media (ha, ile to ostatnimi czasy artykułów o audio pojawiło się na Wired…), oby… tym lepiej dla nas.

Dla nas. Niszy. Właśnie może już nie niszy? Może?

O MQA sceptycznie? Oficjalne stanowisko Schiit Audio: Nie dla MQA!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MQA tyt

O MQA mogliście u nas przeczytać nie raz, nie dwato nadzieja na hi-resy w strumieniu, nowy sposób dystrybucji audio w sieci, którego głównym założeniem jest przesył dźwięku o jakości studio mastera przy znaczącej redukcji koniecznego do przesłania takich danych strumienia. Innymi słowy chodzi tu o patent jak w zatłoczonej sieci, przy limitach, transferować audio o najlepszej jakości. I tu – pojawiają się – kontrowersje. Po pierwsze wiele osób kwestionuje (trochę teoretycznie, a nie za pomocą empirycznych testów – dodajmy) jakość, a raczej „koszerność” tego rozwiązania – twierdzi między innymi, że jest to proces stratny, nie bezstratny oraz, że nie jest możliwe osiągnięcie zgodności bitowej (bitperfect). Co do zasady, faktycznie mamy tutaj do czynienia z konwersją (ale to samo dotyczy wszystkich form zapisu z kompresją danych btw) plików do postaci 24/44~48. Takie coś jest na końcu procesu, takie coś komunikuje nam przetwornik (o ile dysponuje możliwością identyfikacji parametrów) lub komputer (tutaj mamy to precyzyjnie uwidocznione). Dodatkowo sam proces przypomina dokładnie to, co robi ROON w przypadku przetwornika nie obsługującego jakiegoś formatu (np. DSD)… mamy wtedy enkodowanie w formie nazwanej “encapsulation” i wtedy świeci się symbol „zielone” (wysoka jakość – HQ playback), nie jest to „koszerne” bladoniebieskie bitperfect.

Także jest tutaj pole do dywagacji, choć wg. mnie to czysto akademickie dyskusje, bo najważniejsze w tym wszystkim jest nie to, co sobie na wskaźnikach/ekranach zobaczymy, a to co usłyszymy na kolumnach, czy słuchawkach. To się finalnie liczy. Na pewno technologia w znaczący sposób zmniejsza strumień danych jaki trafia do nas z sieci i to jest clou tego pomysłu, a dodatkowo daje możliwość zapisu dowolnego, także najlepszego jakościowo dźwięku (te wszystkie gigabajtowe pliki, które znajdziecie na demówce 2L np. ;-) ). Tak czy inaczej, Schiit ma mocne argumenty po swojej stronie i warto je tutaj przytoczyć, bo… historia lubi się powtarzać. Zanim je wypunktuję poniżej, dodam tylko, że multibitowy DAC Gungnir nie ma i nie będzie nigdy miał MQA, ani DSD (bo to czysto PCMowa jest maszyna), nawet DXD natywnie nie ruszy. I wiecie co? Kompletnie jest to bez znaczenia, a że ma ten DAC 18 bitów (topowiec ma ich 21, ostatnio pojawił się multibitowy potwór oferujący 25 bitów – jeszcze o nim wspomnimy na łamach, spokojnie jak na wojnie ;-) ) to znowu kompletnie bez znaczenia. Bo gra to bezapelacyjnie rewelacyjnie i zwyczajnie dobrze zrealizowany materiał 16/44 może być i jest absolutnie świetnym jakościowo źródłem muzycznych rozkoszy. Także, wiecie… tu nic nie jest proste. Co więcej, ten multibitowy DAC z materiałem 24/96-192 granym natywnie (bo tak potrafi), wypada świetnie, ale wcale nie deklasując starego, jarego redbooka. No i bądź tu mądry? Więc może te 99% przetworników w ogóle, jakie są na rynku, czytaj DACów delta-sigma to jakiś (taaak, no właśnie, ekhmm?) generalizując problem i właśnie wąskie gardło? A może…

Zostawmy to na razie i przejdźmy do tego, co ma do powiedzenia na temat MQA dwóch panów założycieli Schiit Audio, bo warto to przeczytać i wyrobić sobie samodzielnie opinię nt. temat (najlepiej popartą doświadczeniem odsłuchowym – Tidal, Warner do roboty! ;-) ):
  • to format de facto stratny (patrz wyżej, odniosłem się do tego stwierdzenia we wpisie)
  • niby obsługa dostępna na każdym sprzęcie, ale… są daki z natywną obsługą (przede wszystkim oferta Meridiana) oraz pierwsze streamery i dopiero taki sprzęt będzie w pełni „MQA ready”
  • MQA nie uczyni automagicznie taniego DACa (Explorer) przetwornikiem za grubą kasę (tu, cóż, nie bardzo rozumiem co mieli panowie na myśli – też mają tańsze przetworniki i droższe, które grają ten sam materiał… właśnie… inaczej, różnie, w domyśle lepiej albo gorzej)
  • Redbook brzmi bardzo dobrze (i trudno z tym polemizować – patrz wyżej)
  • to co istotne to mastering, to cały proces nagrywania, to decyzja czy nie podbijać sztucznie dynamiki etc. a nie to, czy zastosować ten, czy inny sposób kodowania dźwięku
  • zamiast nowego DACa może lepiej po prostu dekodować sobie softwareowo (AudioGate, Audirvana, Roon etc.) PCM do DSD. Efekt ciekawy, porównywalny wg. niektórych do natywnego zapisu (np. DSD), lub/i dający progres jakościowy (a więc coś, co ma oferować jakby z definicji muzyka zapisana w plikach hi-res)
  • dostępność materiału MQA jest na poziomie ciekawostki przyrodniczej i nie prędko to się (o ile w ogóle) zmieni… pytanie, czy warto zatem bawić się w nowe formy zapisu i zmieniać wszystko (sprzęt, wymieniać muzyczne zbiory), czy skoncentrować się na tym, co już dojrzałe i co jest na rynku
  • licencje (wiadomo, z czym to się wiąże) i to zarówno po stronie dystrybucji, po stronie producentów sprzętu oraz strumieni w ramach udziału w abonamencie za  takie usługi)
  • kiedyś rynek wielokanałowego audio (kino głównie) został poszatkowany dziesiątkami licencji / standardów obsługi dźwięku surround …analogie widoczne. Efekt? Chaos i zamieszanie wśród klientów

Z niektórymi punktami polemizowałbym, ale to, co mogliśmy zaobserwować choćby w przypadku DSD (jako format plikowy to – znowu – ciekawostka) każe spojrzeć na MQA szerzej i zastanowić się w którą stronę to pójdzie. W przypadku DSD, którego dysponentem i twórcą jest Sony, właściwie nie ma o czym mówić. Praktycznie każdy DAC na rynku to obsługuje (no przesadzam, ale to dzisiaj już prawie że standard) i co z tego wynika? Ano niewiele. Płyty SACD niczego tutaj nie zmieniają, bo przecież mówimy o historycznym sposobie dystrybuowania muzyki, odchodzącym do lamusa. W przypadku MQA wiele kwestii pozostaje otwartych. Według mnie trzeba na nowo przemyśleć kwestię przesyłania strumieni audio w sieci, bo to co jest teraz nie daje komfortu i możliwości progresu jakościowego (niestety ale pliki hi-res grane za pośrednictwem VOX-a z muzycznej chmury Loop boleśnie to uświadamiają… wysysa to każdą paczkę, nawet kilkudziesięciogigabajtową w parę dni przy intensywnym transferze). I tu takie pomysły jak MQA, czy coś podobnego do MQA są jak najbardziej na miejscu. Nawet jeżeli przyjmiemy, że w streamingu nie potrzebujemy niczego więcej niż redbook (co nie jest wcale jw pozbawione sensu) to i tak musimy mieć coś, co lepiej dopasuje strumienie do możliwości infrastruktury sieciowej. Wyobrażacie sobie bezstratną jakość we wszystkich serwisach, chmurach oferowaną wszystkim obecnym i przyszłym klientom tego typu usług? To raczej wykluczone, chyba że szybko do użytku wejdzie 5G, które ma oferować takie możliwości, że transfer albumu DXD w formie 35GB albumu nie będzie żadnym problemem (a baterie to co, z gumy? Ktoś słusznie zauważy ;-) ). No ale to może za parę lat. A teraz?

Sumując, nazwijmy to rekonstrukcją, rekonstrukcją oryginalnego materiału do postaci nieodróżnialnej na docelowym sprzęcie użytkownika służącym do odtwarzania muzyki. Tym jest, czy ma być MQA. Nie tracimy powietrza, nie tracimy przestrzeni, nie tracimy dynamiki, nie tracimy „mikroplanktonu”, tego wszystkiego co wszelkie stratne metody zapisu z MP3 na czele nie są w stanie – właśnie – zrekonstruować, bo to zwyczajnie pomijają. Panowie z Schiit Audio celnie punktują – to wcale nie musi się udać i co więcej wcale nie musi być jedyną drogą do uzyskania pełnej satysfakcji, gdy wciskami play i z pliku lokalnie czy w strumieniu z odległego serwera muzyka sobie gra. Otwarte pozostaje pytanie, co finalnie wybiorą (bo to, wg. mnie kluczowe dla całej sprawy) oferujący usługi streamingowe audio, dostawcy muzyki w strumieniu. To jest sprawa o pierwszorzędnym znaczeniu. Dodajmy do tego zmiany po stronie producentów sprzętu audio, którzy zdaje się także obrali określony kierunek rozwoju (Intel ze specyfikacją USB-C Audio, Apple z wyrugowaniem 3,5mm jacka i transferem na zew. efektory muzycznych zer i jedynek).

W ciekawych (dla nas oraz dla branży) czasach żyjemy, zobaczymy w którą stronę to wszystko pójdzie…

Cast w B and O. Bang&Olufsen wprowadza obsługę transferu audio by Google

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A9_tyt

Dobra wiadomość, choć byłaby jeszcze lepsza, gdyby dotyczyła nie jednego, a paru producentów audio. Tak czy inaczej krok we właściwym kierunku. A kolejni producenci wprowadzający Cast do swoich produktów pojawią się za moment. Masowo. Google nawiązał współpracę technologiczną z Duńczykami, czego efektem jest obsługa technologii Cast w nowych głośnikach bezprzewodowych B&O. Na razie dotyczy to droższych konstrukcji tj. A6 oraz A9. Seria Beo Play rozrasta się sukcesywnie, co oznacza, że niebawem zobaczymy tę technologię w kolejnych bezprzewodowych głośnikach Bang&Olufsena. Oba modele wyposażono w moduły łączności WiFi (konieczne w przypadku Cast), a dzięki obsłudze AirPlay oraz dodatkowo wyposażeniu produktów w Bluetooth to tylko i wyłącznie od użytkownika będzie zależało, z jakiego rozwiązania w danym momencie skorzysta. Jak wspominałem, czymś, co przemawia za technologią Google, są mniejsze opóźnienia (w transmisji, także sterowaniu/obsłudze) oraz możliwość uzyskania lepszej jakości dźwięku (bitperfect, obsługa strumieni o parametrach 24bit/96kHz i ew. wyżej via HTML5 – tu nie ma ograniczeń!). Zazwyczaj głośniki bezprzewodowe z modułami WiFi dysponują odpowiednimi konwerterami C/A, ich przetworniki cyfrowo-analogowe bez problemu radzą sobie z plikami hi-res, tyle tylko, że zarówno Bluetooth, jak i AirPlay nie pozwalają uzyskać tej lepszej jakości, co wynika z ograniczeń samych protokołów / technologii. Cast daje nadzieję na zmianę w tym zakresie.

O „nowym AirPlay-u”, wspominają twórcy Roon-a. Chodzi tu o udoskonaleniu idealnej w założeniach koncepcji, bez ograniczeń jakościowych (DXD, MQA, DSD, wszelkie formaty, hi-resy wszelkie… tam jest wszystko). Pisaliśmy szeroko o RAAT, o alternatywie, warto to mieć na uwadze. To, podobnie jak Cast, znak że w branży sporo się dzieje, że zachodzą zmiany, które mają na celu popularyzację lepszego jakościowo dźwięku dla masowego odbiorcy. Właśnie masowość jest tutaj kluczem, a bez łatwej implementacji technologii w masowych produktach (wszelkie bezprzewodowe głośniki, takie jak wymienione powyżej „samograje” B&O, czy wspomniane we wczorajszym wpisie inteligentne rozwiązania tj. Google Home) to się zwyczajnie nie uda. Na marginesie Chromecast będzie end-pointem w ROONie. O tym właśnie piszemy! Dopiero wprowadzenie tego na szeroką skalę, w produktach nieaudiofilskich może szybko zmienić sytuację i ułatwić wdrożenie nowych, obiecujących technologii przesyłu danych audio – mam tu na myśli MQA przede wszystkim, choć nie tylko. Warto przy okazji wspomnieć o pracach jakie prowadzą giganci internetowi/technologiczni: Intel, Apple, Google, którzy przyszłość audio widzą w radykalnym rozbracie z kablem, bezprzewodowości, w strumieniach…. oraz (szerzej) w nowych metodach przesyłu danych. To zwiastuje bardzo poważne zmiany w branży. Doskonale widać to było w Monachium, na HE, gdzie wymieniony Roon był niemal na każdym stanowisku, gdzie MQA było obecne na wielu stoiskach (Warner z MQA!), gdzie mówiło się o dużo o nowych technologiach w kontekście produktów zarówno pod strzechy, jak i tych dla garstki bardzo majętnych. Cast jest – mówiąc kolokwialnie – dla ludu. Nie musi być (i nie musi) Chrome (usługi Google, przeglądarka Google), może i musi być demokratyczny, nie zamknięty, a otwarty. Cast w sprzęcie audio jako standard to właśnie takie mam to bez względu na ekran, na system, na produkt z jakiego w danej chwili korzystam. Cast bez Chrome (w sensie sprzętowej, nie technologii – bo to nadal jest strumień via HTML, z wykorzystaniem technologii przeglądarki Chrome) na początku. To właśnie nieodległa przyszłość… 

Obserwujemy to z dużym zainteresowaniem, bo widzimy w tych zmianach zapowiedź integracji (hardware) z wreszcie powszechnym i bez ograniczeń, bez barier dostępem do treści (dystrybucja, kontent). Audio bardzo się zmienia i w efekcie zmieni, to co dzisiaj stanowi (jeszcze) segment stanie się głównym nurtem. Giganci technologiczni o to zadbają, widząc w tym – nie oszukujmy się – szansę na maksymalizację zysków (na mocno zagospodarowanym już rynku elektroniki użytkowej). To, co zobaczymy niebawem w przypadku słuchawek, będzie prawdziwym trzęsieniem ziemi (rozbrat z kablem, integracja szeregu nowych funkcji niekoniecznie związanych li tylko z dźwiękiem, zaawansowana korekcja, całkowicie nowe możliwości w zakresie brzmienia i długo by wymieniać), zmiany dotkną także audio stacjonarne i nie chodzi tu tylko o zyskujące popularność bezprzewodowe „samograje”, ale w ogóle o całość elektroniki, o to, czym w ogóle ma być system audio. Przesada? Niekoniecznie. Wystarczy zobaczyć jakie produkty otrzymują certyfikat RAAT, jakie produkty będą obsługiwały MQA, jak wyglądają coraz liczniejsze konstrukcje głośnikowe od specjalistów z branży (aktywne, bez drutowe, albo z drutem, ale też z dużą ilością elektroniki), jak zmienia się podejście producentów do takich kwestii jak: miejsce odsłuchowe, adaptacja akustyczna, dostęp i sterowanie, a mówiąc ogólnie jak zdefiniować na nowo system audio. Nowe sposoby obsługi, ale także nowe sposoby konsumpcji (odkrywanie nowinek, wycieczki w przeszłość, nowe spojrzenie na osobiste gusta, preferencje) to GIGANTYCZNA zmiana i ta zmiana czai się tuż, tuż za rogiem.

#HDOpinie będzie starało się być na bieżąco, śledzić te zmiany. Stąd zapowiedzi i publikacje dotyczące software (cykl o front-endzie Roon), nowych, inteligentnych systemów – integracji w ramach „smart home”, nowych sposobach interakcji z elektroniką (szykujemy przykładowo artykuł o Leap Motion (patrz nasze publikacje nt.: 1, 2) wykorzystanym w zakresie sterowania sprzętem AV, będzie także o Google Home, jak tylko się pojawi na rynku) oraz tego wszystkiego, co przyniesie nam nieodległa przyszłość w interesującej nas tematyce. Nigdy wcześniej nie mieliśmy takich możliwości w zakresie dostępu do treści, nigdy wcześniej tak dobry jakościowo dźwięk nie był dostępny dla każdego zainteresowanego, dodajmy do tego wspomniane zmiany technologiczne i mamy obraz całości. Będziemy właśnie o tym (głównie) pisać na naszych łamach…

Chromecast Audio? Czekamy na nowe otwarcie! W tle Google Home

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
chromecast-audio

Do wpisu skłoniło mnie udane (jakościowo) pożenienie tego grzdyla (patrz nasza recenzja Chromecast Audio) z testowanymi właśnie w redakcji, wysokiej klasy przetwornikami C/A od ADLa (Furutech ADL Stratos) oraz Schiit-a (Gungnir Multibit DAC). Gra to naprawdę świetnie (naprawdę trudno uwierzyć, że transportem jest tu coś tak niepozornego, jak niewielki plastikowy dysk z wyjściem cyfrowo-analogowym), bo też Cast, w porównaniu z takim AirPlayem, oferuje znacznie więcej (od wynalazku Apple)… to więcej, to brak opóźnień podczas uruchamiania odtwarzania (zmora jabłczanego protokołu) oraz obsługę dźwięku o parametrach > 16/44. Tak, mamy tutaj hi-resów odtwarzanie, którego wcale nie przeceniam, ale wraz z prawdopodobną obsługą trybu bitperfect (AirPlay nie jest bitperfect!) oraz – widoczną, a raczej słyszalną – lepszą jakością odtwarzania muzyki, Cast (audio) wyraźnie góruje nad rozwiązaniem Apple odnośnie brzmienia.

To jedna strona medalu. Druga – nie mniej ważna – to sposób implementacji Cast i wsparcie w różnego rodzaju aplikacjach. I tutaj jest PROBLEM. Liczyłem na to, że szybko Cast stanie się czymś równie popularnym, co konkurencyjny protokół przesyłu audio-video. Niestety tak się nie stało. Nadal liczba serwisów, aplikacji współpracujących z Chromecast jest niewielka, w przypadku wideo jest nie najgorzej, natomiast w dziedzinie audio sporo wynalazkowi Google brakuje. Sporo. Spotify wiosny nie czyni, strumienie z webowych (za pośrednictwem przeglądarek) domen to jednak zupełnie inna para kaloszy niż wsparcie w natywnych aplikacjach. W tym zakresie niewiele się zmieniło i nadal nie da się po prostu uruchomić aplikacji (jak to ma miejsce w przypadku AirPlay) i puścić strumień na DACa. Niby mamy obsługę 24/96, ale co z tego, jeżeli większość odtwarzaczy audio nie ma ochoty współpracować z Chromecastem. Plex to oczywiście żadne rozwiązanie (to przede wszystkim kombajn av z naciskiem na wideo), to samo można powiedzieć o pluginie do VLC (nie działa to dobrze i znowu jest to rozwiązanie głównie pod przesył obrazu), nie każdy dysponuje NASem Synology. U nas w redakcji takowy dzielnie od lat nam służy, ale także w tym przypadku obsługa …chrupie. Tak czy inaczej to de facto jedyny, pewny sposób na odtwarzanie muzyki w maksymalnej jakości na Chromecast Audio. Chrupie, bo DS Audio to świetna rzecz na papierze (ogromne możliwości: transkodowanie, wszelkie formaty, współpraca ze wszystkim co się rusza, tzn. gra ;-) ), ale już w rzeczywistości szybkość oraz stabilność działania pozostawia niestety nieco do życzenia. Na szczęście sytuacja dynamicznie się zmienia :) I to nas cieszy bardzo, bo widoki dla Cast-a są obiecujące…

Gdzie jest Tidal? (odtwarzanie z komputera via Chrome to jednak średnia opcja) Gdzie popularne odtwarzacze takie jak foobar (mówię o natywnym wsparciu, a nie konieczności stawiania serwera, wykorzystania dodatkowego oprogramowania)? Gdzie Roon? Ten ostatni to moja największa nadzieja na wprowadzenie Chromecasta do świata PC Audio bez ograniczeń. Dlaczego Roon? Bo – krótko rzecz ujmując – developerzy stojący za tym projektem bardzo szybko reagują na to, co się dzieje na rynku. Szybkość wprowadzania obsługi formatów, urządzeń, dodawania nowych rozwiązań jest w tym przypadku godna pochwały, a o Chromecast, o wprowadzeniu obsługi tego rozwiązania mówi się w przypadku Roona od dłuższego czasu. Wspomniany Tidal to także prawdopodobne miejsce wprowadzenia obsługi Cast… mówią o tym developerzy, trwają prace. Tidal jest dostępny we wspomnianym Roonie – widać tutaj pewną korelację. Także implementacja rozwiązania Google w zakresie przesyłu dźwięku (oraz obrazu – nie zapominajmy o klipach w Tidalu) to prawdopodobnie kwestia niezbyt odległej przyszłości.

Dopiero pełne uwolnienie (jako alternatywa) Chromecasta od strumienia nadawanego z internetowego adresu, możliwość bezproblemowego połączenia z dowolnymi usługami, aplikacjami, materiałami zgromadzonymi w domowych bibliotekach pozwoli rozwinąć skrzydła pomysłowi Google na pełną integrację multimediów w ramach firmowego rozwiązania. Myślę, że dodatkowym impulsem jaki przyspieszy zmiany i je wymusi będzie wprowadzenie na rynek nowego produktu tj. Google Home, czyli odpowiednika Echo/Alex-a od Amazona – będącego połączeniem bezprzewodowego głośnika z asystentem cyfrowym (Home bazuje na Chromecast, nie na Androidzie, co warto podkreślić). To, co pokazano na ostatniej konferencji I/O w Moutain View daje przedsmak tego, co nas czeka. Chromecasty, Cast zintegrowany z interfejsem głosowym to coś, co będzie kolejnym krokiem na drodze wdrożenia inteligentnego sterowania mieszkania, domu, w tym także obsługi sprzętu audio-wideo. Wspomniany Roon daje możliwość zawiadywania wszystkim (system audio) za pośrednictwem dowolnego ekranu, taki Google Home (o ile będzie współpracował z Roonem) to kolejny krok: zamiast szukać ekranu, mazać po wyświetlaczu, wystarczy prosta komenda. To przyszłość obsługi, nawet bardzo złożonych, rozbudowanych instalacji AV – nie mam co do tego żadnych wątpliwości! W najbardziej ludzki, naturalny sposób, będziemy mogli szybko (to b. ważne), bezproblemowo („gdzie ja to położyłem” odejdzie w niepamięć) i co istotne – bez żadnej wiedzy na temat interfejsów, urządzeń, systemów obsłużyć dowolny zestaw AV. Tak to powinno i tak będzie (docelowo) wyglądać.

Jak widać, zahaczamy o tematykę inteligentnego domu i ten aspekt rozwoju elektroniki użytkowej na stałe zagości na naszych łamach. Nie, nie chodzi tutaj o całokształt tego zagadnienia – nie mam takich ambicji (to raz), chcę to połączyć z tym, co stanowi główny motyw publikacji @ #HDOpinie. Audio (przede wszystkim) oraz wideo (także – vide nasze artykuły o Netfliksie, o Chromecast wideo i pojawiające się od czasu do czasu wpisu dotyczące obrazu na naszym portaloblogu) to coś, co w oczywisty, naturalny sposób „pójdzie” na pierwszy ogień, bo właśnie obsługa systemów multimedialnych z definicji jest tym, co ma czerpać główne korzyści z funkcjonowania inteligentnych rozwiązań „smart home”. To, co obserwujemy teraz, to nowe otwarcie w tym zakresie, bo do tej pory było to po pierwsze niszowe, po drugie drogie, po trzecie wymagające projektowania skomplikowanych instalacji, bazujących na jakimś zamkniętym oprogramowaniu (nawet jeżeli nie zamkniętym to… właśnie… niszowym, rozwijanym lokalnie, zintegrowanym z niewielką liczbą produktów etc.).

Wraz z wprowadzeniem nowych rozwiązań przez Amazon oraz Google (premiera rynkowa Home nastąpi po wakacjach) daje zupełnie nowe możliwości i faktycznie pozwala na popularyzację idei inteligentnego domostwa bez żadnych specjalnych przygotowań po stronie klienta. Warunek to otwarcie na produkty, rozwiązania jakie są oferowane już teraz na rynku. Rozumie to Amazon, mam nadzieję, że zrozumie także Google (na razie nie będzie API dla developerów, ale – jak zapowiadają – ma to szybko ulec zmianie). Taki głośnik, czy tylko stacja z wbudowanym mikrofonem (produkty uzupełniające vide Amazon Echo) to właśnie łącznik i gotowy interfejs, docelowy interfejs obsługujący sprzęt grający, wizyjny w domu, mieszkaniu (nie wspominam tutaj o agd i całej reszcie, bo jw. nie jest to tematyka, którą chcę poruszać na łamach HDO).

Poza wspomnianymi klamotami, do redakcji trafił produkt, który wpisuje się w to, co napisałem powyżej. Nie jest to ani produkt Amazona, ani tym bardziej Google (bo na niego trzeba będzie poczekać), ale coś pełniącego podobną rolę (minus obsługa głosem) – odtwarzacz mutlimedialny Dune HD Solo 4k z obsługą standardu Z-Wave (smart home). Testujemy to, to (niebawem zapowiedź na łamach) wraz z inteligentną wtyczką ścienną (fibaro), mamy także na co dzień do czynienia z produktem Belkina (WeMo). Oczywiście takie rozwiązania jak opisane powyżej sprawdzam pod kątem wykorzystania w redakcyjnej instalacji AV. Tym, co stanowić będzie nową jakość, to wprowadzenie cyfrowej asysty ze sterowaniem oraz wyszukiwaniem treści, zrozumieniem kontekstu wypowiedzi użytkownika, umiejętnością nie tylko uruchomienia, sterowania, ale także dodatkowej interakcji (dodatkowe informacje, sugestie idt. itp.) ze strony takiego, nowoczesnego, opisanego powyżej rozwiązania, podobnego do tego co oferuje Amazon oraz (za moment) będzie oferowało Google.

Podsumowując, czekam na integrację Cast w oprogramowaniu av oraz integrację Cast w ramach inteligentnego domu. To właśnie ostateczny cel, który jest już blisko, coś co pozwoli na wygodne połączenie wszystkich klocków w całość. Mam nadzieję, że Google sprosta, bo ma ku temu największe możliwości i jest najbliższe stworzenia czegoś kompletnego, uniwersalnego, a do tego czegoś, co szybko stanie się standardem, szybko uda się spopularyzować na masową skalę. BTW o Google Home jeszcze u nas nie raz przeczytacie. :)

Czekam z niecierpliwością…

PS. Odtwarzając muzykę z Chromecasta Audio na Gungnirze via optyk nie mam wrażenia, że po drugiej stronie kabelka wisi coś, co kosztuje ułamek ceny przetwornika, do którego podłączony jest google’owy streamer… wręcz przeciwnie – jestem zaskoczony, jak dobry to dźwięk! W recenzji DACa szczegółowo się jeszcze do tego odniosę, porównując to co słyszę z brzmieniem uzyskanym z komputera (podłączonego do Schiit-a via USB). Także, moi drodzy, naprawdę nic nie stoi obecnie na przeszkodzie, by zbudować sobie wielostrefowy system odtwarzający muzykę bezstratnie, w bardzo dobrej jakości, za śmiesznie małe pieniądze!

AKTUALIZACJA: Prace nad implementacją CAST w ROONie idą pełną parą! Mamy potwierdzenie ze strony developera, że obsługa Chromecast Audio (w przyszłości także Google Home) jako end-pointu pojawi się wraz z kolejnymi aktualizacjami. BOMBA!

Prawdopodobnie będzie to działało w podobny sposób co strefy airplay’owe… hi-resowe granie za śmieszne pieniądze w dowolnym miejscu w domu? Ano właśnie! Więcej na forum wsparcia roonlabs. I jeszcze jedno – już teraz można de facto wykorzystać Chromecasta w systemie opartym na Roonie (solucja w ostatnich wpisach na ww. stronie).