LogowanieZarejestruj się
News

Znowu im się udało… recenzja Pylon Pearl 20

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Pylon Pearl 20 HG_tyt

Znowu? Znowu. Już samo ustawienie (obowiązkowo na kolcach, obowiązkowo!) kolumn w kolorze HG biały wywołuje silne emocje. Wywołuje, bo te kolumny w tej właśnie wersji kolorystycznej, postawione na wspomnianych kolcach w ogóle nie wyglądają na te niecałe 1200 złotych. One wyglądają na wielokrotność tej sumy, błyszczący biały kolor okleiny, wraz z czarnymi oraz czarno-białymi (większy głośnik) przetwornikami oraz nowym logo powoduje, że te kolumny wyglądają bosko. WAF przebija sufit. Gwarantuję, że płeć piękna uzna je za niezbędny element wystroju salonu… to dodatkowy argument dla tych wszystkich, którzy obawiają się, że im kolumny głośnikowe zaburzą ich „feng-shui” – 20ki HG to ozdoba pomieszczenia, a nie ciało obce (na marginesie – audio uważam za ważny element wyposażenia domu, tak samo ważny jak pralka czy lodówka ;-) ale przecież nie każdy musi się z takim podejściem utożsamiać). Generalnie uważam, że sprzęt audio powinien dobrze komponować się z miejscem w którym jest ustawiony, bo (i tutaj wcale, a wcale nie żartuje i nie przesadzam) to także ma wpływ na nasz całościowy odbiór. Każdy element jest ważny, także takie, które zahaczają głównie o estetykę, o zachowanie odpowiednich proporcji, o dopasowanie wizualne do danego pomieszczenia, do jego stylu. Zaburzenie porządku, coś „jak pięść do nosa”, jest po prostu nie na miejscu, na dłuższą metę nieakceptowalne. W przypadku Pylon Pearl 20 HG mamy do czynienia z produktem, który śmiało można pokazywać w katalogach firm meblarskich – nie ma potrzeby (co jest zresztą nagminne) retuszowania wnętrz, przez usunięcie, albo przynajmniej zamaskowanie wszystkiego, co z audio związane (a w szczególności kolumn głośnikowych). Zresztą, patrząc na to, jak obecnie rynek nam się rozwinął, widzimy wyraźnie, że design, kwestie estetyczne, forma są często w centrum uwagi producentów. I chwała im za to. Devialet tego przykładem, Bowers & Wilkins tego przykładem, Devinitive Technology i wielu, wielu innych także tego przykładem. Tu chodzi o (właśnie) właściwe proporcje, o harmonię, a ta możliwa jest tylko wtedy, gdy czujemy się w danej sytuacji, w danym miejscu komfortowo, dobrze, w sam raz.

No ładnie. Pojechałem z tą architekturą wnętrz, z wystrojem, projektowaniem, a my tu przecież na graniu powinniśmy się skupić. Rzecz jasna o brzmieniu będzie głównie i przede wszystkim, ale jak wyżej, kwestie poruszone w poprzednim akapicie są wg. mnie istotne, warto o nich pamiętać, staram się na HDO o nich pisać, przy okazji omawiania recenzowanych produktów. Powinniśmy domagać się dobrego designu. To nasze dobre prawo i kogoś, kto oferuje nam wysokiej próby dźwięk, to przedstawione powyżej wymaganie, obliguje do właściwego podejścia do tej kwestii, a nie zaprezentowania światu może i „Złotego Graala”, ale w byle jakim opakowaniu. Ok, dość o tym, przejdźmy zatem do meritum. W tytule jest „znowu się udało” (im, tzn. Pylon Audio). Znowu, w sensie, te 20-ki są typowo, tradycyjnie dla tego producenta, jak na cenę jaką przyjdzie nam za nie zapłacić, nieprzyzwoicie dobre. Potrafią zagrać w sposób nie licujący z tym co w cenniku siedzi. Nie wiem jak oni to robią, bo każdy produkt tej firmy, który do nas trafił zasługiwał na uwagę, był bardzo dobry, albo wybitnie dobry. Tutaj, w przypadku dwudziestek jest podobnie, punktem odniesienia są dużo droższe produkty (patrząc na HG w tym budżecie, zwyczajnie nie widzę dla nich konkurencji). No dobrze, ale mimo wszystko byłoby fair jakoś to wszystko uzasadnić. To, że mamy powtórkę z historii, że Pylon po raz kolejny będzie na HDO chwalony (ile razy można?! ;-) ) to jedno. Drugie to, to że warto opisać czym te 20 są, a czym… nie są, gdzie sprawdzą się najlepiej, w jakich okolicznościach przyrody (wielkość pomieszczenia) będą dobrym wyborem, gdzie jest ich granica, granica która powinna skłonić zainteresowanego do wyboru czegoś innego.

Aha, bym zapomniał i żeby za słodko nie było ;-) …na zakończenie wstępniaka, uwaga natury ogólnej: kiedy Panie, Panowie wprowadzicie (wreszcie) maskownice w swoich produktach (jako standard)? Każdy mający do czynienia z dwu-trzylatkami (ostatnie kinderparty) wie, jak traumatycznym przeżyciem dla użytkownika sprzętu audio może być taka niezabezpieczona przed małymi paluszkami kolumna. Przecież te dyfuzory kuszą takiego brzdąca niepomiernie. Mając w tym względzie konkretne doświadczenie, zabezpieczam sprzęt chałupniczo, skutecznie, ale… no właśnie, mało estetycznie. Maskownice muszą wg. mnie stanowić element wyposażenia, bo ich rola w takich, jak wyżej, sytuacjach jest absolutnie newralgiczna i dla wielu może być wręcz krytyczna co do wyboru kolumn, jakie zagoszczą w danym salonie, gabinecie etc. W przypadku recenzowanych, niestety maskownic (jak wcześniej) nie uświadczymy. W tym budżecie, co zrozumiałe, mogłyby to być opcja wyposażeniowa (i jest), ale taka która jest niejako sugerowana, czy po prostu zawsze dostępna (idę do sklepu i mogę takie coś dokupić, a nie czekać na ten „dodatek”, względnie być zmuszonym zamówić takie maskownice u producenta, czy wręcz kupić odpowiednio dostosowany do nich zestaw – no to już w ogóle bezsens). Inaczej – dwie wersje, jedna z i druga bez. Także warto to przemyśleć i wyjść naprzeciw oczekiwaniom sporej grupy (przeważającej?) potencjalnych klientów.

Ok, pomarudziłem dla równowagi trochę, czas przejść do konkretów, do tego jak te kolumny grają…

» Czytaj dalej

Matrix Mini-i Pro 2015 w redakcji…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Matrix Mini-i Pro 2015_2

Dojechał. Ma to, co niektórym robi różnicę – pełne wsparcie dla odtwarzania muzyki w DSD. Podpiąłem od razu przetwornik do komputera, tym razem jednak nie do Maka (co jest banalnie proste) a do naszego systemu PC, który obecnie funkcjonuje w formie tabletu PC. Asus ME400C to dwie, kluczowe w przypadku źródła audio, komputerowego źródła, rzeczy – jest całkowicie pasywny oraz nie ma tryliona interfejsów (w przypadku USB, mamy jedno wyjście, a sama magistrala może pracować w trybie bez współdzielenia z innymi urządzeniami/komponentami). Bym zapomniał, jest jeszcze trzecia sprawa, równie ważna, co dwie wymienione: mamy baterię, gramy z bateryjnego źródła i to także ma znaczenie. O tym systemie miałem swego czasu napisać i napiszę – przy okazji testu tytułowego urządzenia. Sterowniki do Matriksa zainstalowały się całkowicie bezproblemowo, także ASIO oraz wtyczka SACD / DSD do foobara nie sprawiła problemów. Znakomicie. Wiadomo jak to z PC bywa, czasami wszystko idzie gładko, innym razem jest droga przez mękę (tak było w przypadku jednego z ostatnio testowanych przetworników – podpięty pod tablet PC nie tylko co chwila rwał połączenie, przerywając odtwarzanie, to jeszcze skutecznie uwalił mi foobara, którego musiałem całkowicie wyrzucić, wraz z wpisami w rejestrze i zainstalować wszystko od nowa. Bardzo średnio przyjemna zabawa. Szybko też zarzuciłem (przy okazji testów poprzedniego DACa) pomysł testowania pod Windowsem, skupiając się na słuchaniu muzyki, a nie poszukiwaniu rozwiązania problemów sprzętowych i podłączyłem przetwornik do Maka.

Ok, dość tych dygresji. Tutaj wszystko poszło na szczęście gładko i bezproblemowo. Słucham właśnie albumu Alt-J w jakości 24/96 i jest dobrze, co ja piszę… bardzo dobrze nawet. DAC podpięty jest do mojego dzielonego systemu i po pierwsze mam całkowitą ciszę (jak nie gram) na kolumnach, po drugie – tak jak w przypadku poprzednika, modelu z 2014 roku, jestem pod wrażeniem brzmienia… całościowo, jest świetnie, od razu czujemy że to jest ten dźwięk, oczywiście na dokładny opis, na konkrety przyjdzie czas później. Matriksa sprawdzę na ortodynamikach Audeze, na konkurencyjnych HiFiMANach oraz klasyce opartej na dynamicznych przetwornikach, tj. HD-650 oraz AKG K701. Sprawdzimy także, jak Mini-i Pro 2015 zagra z iMakiem @ Roonie. Ciągle coś tam wprowadzają, sprawdzimy granie DSD i DXD na tym front-endzie z bohaterem niniejszego wpisu. Jestem pewien, że będzie to bardzo udany mariaż, bo też od strony software rozwiązanie proponowane przez twórców Roona daje duże możliwości konfiguracyjne, a sam DAC też w tej materii wyróżnia się na tle innych konstrukcji. Wreszcie, żeby nie było, że człowiek samymi hi-resami żyje (jest dokładnie odwrotnie) podpiąłem Mini-i do mojego ulubionego kompaktu – NADa C515BEE. Urządzenia połączyłem wysokiej klasy konektorem cyfrowym Supry, przygotowałem zestaw płyt, zobaczymy na ile ciekawiej będzie z zew. przetwornikiem C/A w torze.

Poniżej parę zdjęć prezentujących sprzęt: wysokiej jakości gniazda, OLED, precyzyjna regulacja, pilot alu (nie żadne tam plastiki)

AKTUALIZACJA: odtwarzanie z .ISO/IMG płyt SACD @ Mini-i PRO 2015 na zdjęciach, poniżej…

» Czytaj dalej

Spotify ze spersonalizowaną playlistą co tydzień

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
discover_weekly_-_playlist_view_ios

Jak tu kopnąć w kostkę konkurenta, celnie i boleśnie? Spotify ostatnio mocno się uaktywniło, co chwila jesteśmy zasypywani newsami o nowościach w serwisie. Powód jest oczywisty – Apple Music. Powracając do pytania: najlepiej prezentując coś, czego konkurencja nie ma (i coś czuję, że jeszcze długo mieć nie będzie, bo Apple ostatnio z lubością wypuszcza bety software, tylko dla niepoznaki oznaczane jako v 1.0). Tym czymś są spersonalizowane playlisty, cotygodniowa składanka przygotowana z myślą o naszych muzycznych gustach (dla skroblujących brzmi znajomo). Działa to na zasadzie podobnej do prezentowanych wcześniej podpowiedzi (funkcja Discovery -> tutaj całe albumy lub pojedyncze utwory, odświeżane nieregularnie) dotyczących naszej kolekcji playlist, tyle że zamiast pojedynczych sugestii, mamy tutaj całą playlistę serwowaną co tydzień pod kątem naszych upodobań. Oprogramowanie nie tylko korzysta ze wspomnianego mechanizmu przeszukiwania naszego zbioru, bierze także na tapetę to, co mają w swoich kolekcjach znajomi czy osoby, artyści, których dodaliśmy do obserwowanych. Tam, gdzie nasze gusta są zbieżne, a software wykryje coś nowego, innego, bliskiego naszym upodobaniom, możemy spodziewać się pojawienia muzyki, która sprosta naszym oczekiwaniom. Składanka ma się zmieniać co tydzień i zawierać każdorazowo 30 dobranych utworów. Sprawdzę w praniu jak to działa i uzupełnię newsa o swoje spostrzeżenia. Na razie wspominają o stopniowym uruchamianiu nowej usługi, czekamy zatem na jej pełne wprowadzenie…

O funkcji „odkryj w tym tygodniu” (Discover Weekly)… to playlista zbudowana w oparciu o gust muzyczny słuchacza i fanów bliskiej mu muzyki. Playlista dostosowuje się do słuchanych utworów i bierze pod uwagę playlisty innych słuchaczy, na których znalazły się te piosenki. Dzięki temu Odkryj w tym tygodniu w każdy poniedziałek dostarczy zestaw nowych, unikalnych rekomendacji muzycznych. To tak, jakby Twój najlepszy przyjaciel co tydzień przygotowywał składankę tylko dla Ciebie :)

Samo tworzenie składanek jest niemałym wyzwaniem, bo poza trafieniem w gusta i upodobania, taka składanka musi być różnorodna z jednej strony, z drugiej spójna. Trzeba ułożyć utwory w odpowiedniej kolejności, umiejętnie dobierając poszczególne kawałki, tak aby całość tworzyła coś na kształt albumu, a nie przypadkowego miksu wszystkiego z wszystkim. Ciekawe jak sobie z tym Szwedzi poradzą? Jeżeli uda im się stworzyć spersonalizowane, cotygodniowe playlisty, składanki które pozwolą nam nie tylko na relaks, ale także na odkrywanie nowej, trafiającej w gusta muzyki to będzie naprawdę COŚ. W odróżnieniu od Apple Music (gdzie też są sugestie, ale nie wyróżnia się to w żaden sposób na tle tego, co oferowała dotąd konkurencja, choć muszę przyznać że mechanizm działa dość sprawnie, celnie), takie Discover Weekly może być jedną z ulubionych, nowych funkcjonalności w ramach serwisu. Cóż, jak wspomniałem powyżej, sprawdzę, podzielę się uwagami poniżej. Aha i niech pomyślą o opcji bezstratnej jakości. Mają dostęp do bardzo dobrych źródeł, mogliby także na tym polu wyprzedzić konkurencję. Apple od iOSa 9 będzie oferowało streaming 256kbps, czyli będzie jakościowo zbliżone do tego, co daje w premium Spoti. Szwedzi muszą „cisnąć”, żeby nie stracić klientów na rzecz potężnego konkurenta. Za dwa miesiące, na marginesie, okaże się jak dużą popularnością cieszy się AM – wtedy pierwsi testujący będą zmuszeni zapłaci pierwsze pieniądze z tytułu abonamentu. Ja już wybrałem, tj. zostałem z Match. AM to dla mnie jak na razie produkt mocno niedorobiony.

W testach: Audeze LCD-X, Musical Fidelity MF-200 & HiFiMAN HE-Adapter

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20150720_090138850_iOS

Obrodziło, jutro kolejne publikacje, a tymczasem zapowiedzi nowych testów, produktów które do nas zawitały. Będzie mocno nausznikowo, bo wszystko co w tytule siedzi to albo słuchawki, albo coś pod słuchawki. I tak, po pierwsze, będziemy porównywać LCD-ki X z naszą referencją, redakcyjnymi LCD-3 (test). To słuchawki, które różnicą się dość znacząco od przetestowanych u nas dwójek (LCD-2 test), są lepiej wykonane, mają wiele cech wspólnych z wymienionym flagowcem Audeze. Firma wypuściła w zeszłym roku dwa modele – X oraz XC, z których ten drugi stanowi nową jakość w ofercie, bo jest modelem zamkniętym, a wszystkie dotychczasowe słuchawki Audeze były otwarte (inny, zamknięty model, to zamknięte EL-8ki, ich otwartą wersję testowaliśmy niedawno – patrz tutaj). Słuchawki prezentują się bardzo dobrze – czarne (i tylko takie) z wygodnymi padami, z obowiązkowym (już) fazorem, z konektorami dla oklablowania wykonanymi z metalu, nie z plastiku jak w dwójkach. W komplecie oczywiście są dwa, bardzo dobrej jakości kable (według mnie rekabling to bardziej dla zabawy w modyfikowanie brzmienia, a nie jego poprawę – tak na marginesie). No właśnie, mamy kabel XLR i bardzo dobrze, że mamy, bo oba modele LCDków przetestujemy z akcesorium HiFiMANa – adapterem  pozwalającym na bezpośrednie podpięcie słuchawek do stacjonarnego wzmacniacza: integry albo końcówki mocy. Adapter podpiąłem pod nasz router audio, który pobiera sygnał z wzmacniacza lampowego MiniWatt-a. Wszystkie źródła dostępne są z przełącznika Pro-Jecta (z serii małych pudełek), łącznie z gramofonem. Będzie więc można bardzo wygodnie przetestować wszystkie nauszniki, zarówno z plików, jak i z płyty kompaktowej (w tym SACD via PS3) oraz czarnej.

Poza tym, do redakcji dotarły także słuchawki Musical Fidelity MF-200. To następca modelu 100, który zbierał dobre recenzje, w ogóle wejście MF na rynek słuchawkowy było dość udane (dokanałówki oceniano także bardzo wysoko). Zobaczymy jak wypadnie ten model, a że świetnie się złożyło, bo w redakcji są także ADL H-128 (pisałem już że są genialne? Chyba tak… to powtórzę raz jeszcze, GENIALNE są, niebawem opis…) oraz Momentum OvE 2. Do niedawna sądziłem, że „niemców” nikt w mobilnym graniu nie przegoni, bo Momentum (od pierwszej generacji – patrz test tutaj oraz najnowszej, bezprzewodowej – patrz tutaj), są bezkonkurencyjne, ale… okazuje się, że wcale tak nie jest i bardzo dobrze. Mamy naprawdę coraz większy wybór wybornych słuchawek na wynos, takich na uszy (a nie w uszy) i tylko się cieszyć z takiego obrotu sprawy. W sytuacji, gdy słuchanie na wynos nie musi dzisiaj oznaczać jakiegokolwiek kompromisu jakościowego (w sensie, że źródła, materiał nie musi taki być) sprawa nabiera nowego wymiaru – tutaj też ma być na najwyższym, możliwym poziomie. I często tak właśnie jest. Tidal, opisany przez nas Loop, zaraz Roon, Qoboz i parę innych, nowych projektów daje nam alternatywę dla Spotify, Apple Music etc. Rosną zatem wymagania odnośnie tego co na wynos, bo aby w pełni docenić dźwięk (hi-resy, pliki DSD) trzeba mieć dobre słuchawki, dobry wzmacniacz i dobrego DACa. Względnie słuchać offline na jakimś topowym DAPie. Patrząc na ostatni news (smartfon London od Marshalla), niewykluczone, że „audiofilskie” telefonu to nie będzie li tylko ciekawostka. Piszę to trochę pół żartem, pół serio, ale w sumie, jeżeli klient się znajdzie, to i takie produkty w większej liczbie się pojawią. DAPy też muszą przejść ewolucję i wg. mnie będą albo dogadywać się z naszym telefonem, pełniącym rolę modemu (odbieranie połączeń, w ogóle całą komunikację i tak załatwi wkrótce jakiś smartwatch na ręce), względnie otrzymają moduły LTE. Ok, dość tych bajań o przyszłości niedalekiej, poniżej parę zdjęć z nadesłanymi niedawno słuchawkami oraz adapterem…

PS. Będzie także na dniach nowy Mini-i Pro od Matriksa (2015)

» Czytaj dalej

Muzyczny smartfon? Wow! Marshall właśnie takie coś pokazał

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
marshall-london-phone-1_3800.0

Szczerze powiedziawszy trudno się do tego odnieść. Rozumiem ideę, która przyświecała producentowi głośników bezprzewodowych oraz słuchawek (na marginesie z Marshallem od piecyków łączy tą firmę to, że kupiła prawa do marki, znaku) – dać ludziom telefon, który będzie nawiązywał stylem do firmowych produktów audio, dodatkowo wprowadzając w konstrukcji udogodnienia pod kątem słuchania muzyki. No i tutaj pytanie, na ile ten mariaż się udał? Dobrego smartfona musi cechować (w przypadku Androida, bo o Androidzie rzecz jasna jest mowa) odpowiednio wysoka wydajność, bardzo dobre parametry gwarantujące komfortową pracę, jak również solidny support. Z tym ostatnim, w przypadku zielonego robocika, bywa bardzo różnie, a firma, która do tej pory się w to „nie bawiła” pozostaje sporą zagadką w tym względzie. Tutaj mamy do czynienia raczej z low-endowym, aco najwyżej średniopółkowym telefonem, wyposażonym w 4.7″ ekran (720p), 2GB RAMu (na szczęście), wymienną baterię o pojemności 2500 mAh (nie najgorzej), z układem Snapdragon 410, z działaniem w sieciach LTE. Czyli taka niższa półka, jeżeli chodzi o dzwonienie. Ale w sumie nie o tym miał być ten wpis. Pomińmy zatem to co w telefonie najważniejsze ;-) i skupmy się na audio, bo trzeba przyznać że jest tutaj parę bardzo ciekawych, niespotykanych nigdzie indziej rozwiązań, przeniesionych ze świata wysokiej klasy odtwarzaczy muzycznych. Innymi słowy mamy pierwszego DAPfona ;-) i to nie jakiegoś czołowego producenta smartfonów tylko firmy, która specjalizuje się w produkcji urządzeń audio…

Po pierwsze ten telefon (nazwali go… Londyn), wygląda cholernie dobrze. Nie to, że estetyka Marshalla jest dla mnie wyznacznikiem wszystkiego co w audio najlepsze. Daleki jestem od tego, by tak uważać, choć oczywiste skojarzenia, czar i urok jaki rzuca piecyk są jakby poza dyskusją, do tego te nauszne modele słuchawek (testowaliśmy – patrz tutaj). W tym przypadku mamy właśnie taki produkt, który całym swoim ja woła: TAK MUZYKA JEST DLA MNIE NUMBER ONE. I ja to rozumiem, ja to w pełni popieram i się identyfikuję. Producent wyraźnie „jedzie” na tych naszych słabostkach, bo zdjęcia przedstawiające tytułowy produkt aż kipią od tego, co wywołuje przyspieszone bicie serca. Jest więc gitara elektryczna, która jakżeby inaczej możemy bezpośrednio podpiąć do telefonu. Zresztą ten został wyposażony w dwa gniazda jack na górnym boku, co jest wyraźną wskazówką dla użytkownika, nieprawdaż? ;-) Po drugie forma, obudowa, wszystko tutaj woła: JESTEM MARSHALL i cóż, muszę przyznać, że wygląda to przednio. Typowa faktura obić piecykowych z tyłu i po bokach, czarno-złota kolorystyka, loga… tak to jest definitywnie to. Przednim pomysłem jest umiejscowione z prawej strony pokrętło głośności, nie jakieś tam bezpłciowe przyciski tylko najprawdziwsze pokrętło do regulacji wzmocnienia. No, no. Jak sobie odchylimy wykonaną z materiału (ciekawy pomysł) tył obudowy (ten z fakturą piecykową), naszym oczom ukaże się szybkowymienna bateria. Poza tym różnica między zwykłym Androidem i Marshallfonem tkwi w powłoce oraz w dostarczonym z telefonem oprogramowaniu.

I tutaj, z tego co widzę, jest naprawdę konkretnie i coś czuję, że się tym produktem bliżej zainteresuję (sama forma jw. urzeka, ale to jednak trochę za mało). Co jest zatem z tym oprogramowaniem? Ano mamy tutaj jakiś mikser, wygląda na bardzo pro, mamy aplikację DJ-ską, która też prezentuje się niczego sobie. Jest oczywiście specjalnie przygotowany odtwarzacz softwareowy z bogatą regulacją, licznymi ustawieniami. No, no, no. Poza tym mamy ciekawy patent z dedykowanym przyciskiem M (jak muzyka rzecz jasna), dający bezpośredni dostęp do naszej biblioteki audio w telefonie (pewnie odpala się od razu odtwarzanie z wspomnianego odtwarzacza). Obiecują wysokiej klasy chip audio (i faktycznie tak jest, w środku znajdziemy Wolfsona WM8281). Dwa wymienione powyżej gniazda jack dają nam możliwość równoczesnego podłączenia dwóch par słuchawek. Do tego są dwa, zamontowane na froncie głośniczki. W komplecie dostaniemy dobre , firmowe dokanałówki. I tylko ta cena jakaś taka z górnej półki, bo bez umowy ma ten telefon kosztować 590 dolarów, a 600$ to umowna granica, gdzie zaczyna się cennik dla topowych modeli. Telefon trafi do dystrybucji po 20 sierpnia br.

Powiem tak… kupili mnie tą zapowiedzią, prezentacją. Poczekam, aż produkt trafi na rynek i postaram się go gruntownie przetestować…

» Czytaj dalej

Najlepszy DAC za 300zł = FiiO E10K. Test Olympusa 2 & E11K Kilimanjaro 2

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
E10K Olympus 2

Oba urządzenia FiiO typowo dla tego producenta wykonane są na wysokim poziomie. Wszystko spasowane, z metalu, żadne tam plastiki i tanie imitacje. To jest coś, za co cenię firmę, która od zawsze oferuje rozwiązania budżetowe, wręcz jedne z najtańszych z dostępnych na rynku. Chwali się takie podejście, bo tu nie ma klasycznego: „jak chcesz coś solidnego to solidnie za to zapłać”, tylko mamy nieklasyczne odwrócenie takiej polityki względem klienta – w FiiO mamy po prostu maksymalnie dużo (produkt) za maksymalnie mało ($). Widać, że się da, że metalowa obudowa wcale nie musi oznaczać rachunku opiewającego na tysiąc i więcej złotych. Cóż, są firmy, które w takim budżecie nie oferują niczego, albo oferują (nawet niezłe od strony brzmieniowej) urządzenia wykonane na poziomie nieporównywalnie gorszym od tego co prezentuje FiiO. Na szczęście znajdziemy także chlubne wyjątki (zazwyczaj są to chińscy producenci audio… wiadomo, w Europie z oczywistych względów nie da się tego powtórzyć), takie jak Xindac, czy Matrix, czy (mówimy o high-endzie do …3 tysięcy zł) Audio-gd. Powracając do bohaterów niniejszego artykułu – Olympus 2 kosztuje 299 złotych, a wzmacniacz przenośny Kilimanjaro 2 zaledwie 229. To naprawdę niewiele za coś, co dostajemy w zamian. A co dostajemy? O tym przeczytacie poniżej…

Zapraszam do lektury recenzji FiiO E10K Olympusa 2 oraz E11K Kilimanjaro 2: » Czytaj dalej

Nowy iPod Touch. Apple odświeża linię iPodów po 2 latach przerwy…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2015-07-15 o 17.36.06

W końcu coś się ruszyło w temacie jabłkowych grajków, wielu postawiło krzyżyk na jednym z symboli firmy. Symboli mocno wyblakłych, fakt, ale nadal ważnym dla firmy głoszącej wszem i wobec „miłość do muzyki”. Z tą miłością to bym nie przesadzał ;-) tak czy inaczej, Apple postanowiło wprowadzić nowy model swojego najbardziej zaawansowanego grajka. Co się zmieniło? Nowy iPod Touch to między innymi 128GB pamięci (jest taki wariant, pozostałe pojemności, to analogicznie do iPhone 16 oraz 64GB), nowy procesor A8 (64 bity – dali najnowszy układ, co się chwali – zazwyczaj w iPodach stosowano starsze procesory) oraz 8 Mpx kamera iSight (wcześniej była 5Mpx). Poza tym dodano układ M8, który odpowiada za obsługę czujników (redukując jednocześnie zużycie energii, bo odciąża w tym główny układ), wprowadzono nowe kolory (tak, jest złoty…). Gabaryty, ekran nie zmieniły się, czyli nadal jest to 4″ DAP, z systemem iOS. Kamera daje możliwość rejestracji w trybie slow-mo i ogólnie ma możliwości porównywalne do kamer, które zamontowano w iPhone (poza TrueTone – tego tutaj nie ma). , nie zmieniono nic w zakresie obsługi i możliwości dźwiękowych (niestety). Zmianie uległ za to moduł łączności – jest nowy, z obsługą szybkiej sieci w standardzie ac. Za 128GB wariant przyjdzie zapłacić 399 dolarów. Sporo. Odtwarzacz jest już dostępny w sprzedaży, można go od dzisiaj kupić. Ceny poszczególnych wersji:

…u nas będzie to prawdopodobnie:

16 GB w cenie 999 zł
32 GB w cenie 1199 zł
64 GB w cenie 1499 zł
128 GB w cenie 1999 zł

W przypadku iPodów Nano oraz Shuffle nic się w sumie nie zmieniło, poza nową, tożsamą z nowym iPodem Touch gamą kolorystyczną.

Dostępne kolory:

Wprowadzenie nowego iPoda Touch należy rozpatrywać głównie pod kątem ostatniej przebudowy biznesu muzycznego, zaoferowania usługi streamingowej Apple Music. Ciekawe, czy nowy grajek przyczyni się do zahamowania gwałtownego odpływu klientów od iTunes Store (spadająca sprzedaż plików) oraz spadającej sprzedaży iPodów. Niektórzy wręcz twierdzili, że Apple porzuci ten segment, byłoby to jednak o tyle trudne dla firmy, że iPod stanowi w jej przypadku produkt symboliczny, od którego zaczęły się rynkowe sukcesy Apple. Pojawienie się większej pojemności to niewątpliwie ukłon w stronę tych, którzy będą chcieli muzykę przenosić (możliwość zgrania pokaźnej kolekcji zapisanych bezstratnie plików), a nie strumieniować, z drugiej strony iPod będzie jw. wykorzystywany w promowaniu nowego Apple Music i wszelkich usług muzycznych jakie Apple ma obecnie w ofercie. Wątpię, czy uda się odwrócić trend spadkowy, iPod nadal będzie zniżkował, być może jednak nowy model zainteresuje osoby chcące zakupić coś z dobrą kamerą (niekoniecznie telefon), coś o dużych możliwościach w zakresie elektronicznej rozrywki, dodatkowo z gwarancją wsparcia na lata. Być może to ostatnie urządzenia z tego segmentu, ostatnie iPody jakie Apple wprowadzi na rynek. To całkiem prawdopodobne…

» Czytaj dalej

No i są! Pierwsze słuchawki @ Lightningu: Fidelio M2L Philipsa

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
898460

Wspominałem jakiś czas temu, że takie produkty pojawią się na rynku. No i pojawiły się, a precyzyjniej pojawił się pierwszy taki produkt. Dlaczego o tym wspominam? Bo to duża rzecz, generalnie chodzi tutaj o to, że zamiast konwertować cyfrę na analog w telefonie, przesyłamy bit po bicie do naszych słuchawek, które wyposażone są w DACa. O korzyściach jakie to przynosi możecie przeczytać w naszej recenzji Sennheiserów Momentum Wireless, które da się za pomocą kabla USB podpiąć bezpośrednio do źródła (najlepiej komputera). W przypadku philipsowych Fidelio M2L rzecz jasna nie podepniemy ich do PC czy do MACa bo tu jest rzeczony Lightning, coś co występuje wyłącznie w iPhone, iPadzie czy iPodzie. Siak czy tak, ominięcie konwersji w samym telefonie, tablecie czy grajku może przynieść wymierne korzyści jakościowe i z miłą chęcią to sprawdzę, pod warunkiem że dystrybutor marki w Polsce będzie miał ochotę wypożyczyć nauszniki do testów. A z tym może być różnie. Szukam obecnie sposobu na sprawdzenie Fidelio 2, które na tyle ciekawie wypadły podczas krótkiego, ale treściowego zapoznania, że zapragnąłem nieco dokładniej im się przyjrzeć. No cóż, zobaczymy czy się uda te produkty zdobyć do testów.

W przypadku tytułowych słuchawek, zaskakujące jest to, że to nie Apple, nie Beats taki model jako pierwsze wprowadziło, a właśnie Philips. Co prawda firma na P. lubi być pierwsza, iść w awangardzie i jest wielce dla branży audio zasłużona, ale jednak dziwi fakt pojawienia się takiego produktu pod auspicjami kogoś innego. W końcu Apple zaplanowało sobie ofensywę w segmencie audio-muzycznym, czego dowodem niedawna premiera Apple Music, przebudowa oferty, nowy serwis streamingowy. Na marginesie, będzie w iOS 9 dostępna możliwość strumieniowania w jakości 256kpbs. To co jest teraz oferowane – strumień 64/128 – to jest jakiś żart. Serio. No ale widać, że czy to z pośpiechu, czy może z jakiejś innej przyczyny (technicznej) musieli wystartować z bardzo słabą jakością strumienia. Bałaganu w bibliotekach nadal nie naprawili. Powracając do słuchawek, M2L pobierają z jabłkowego handhelda strumień bitów o maksymalnej jakości 24bit/48kHz (to ograniczenie iPhone oraz iPoda, w przypadku iPada dałoby się osiągnąć lepsze parametry tj. 24/96… zresztą sprawa nie jest przesądzona, być może z tabletem można to osiągnąć, w końcu przetwornik w słuchawkach potrafi poradzić sobie z muzyką w gęstych 24 bitowych formatach jw.) ; w przypadku rozmów mamy monofoniczne 24bit/48kHz, co oznacza, że jakość będzie tutaj stała na wysokim poziomie, niestety nie są te Fidelio wyposażone w mikrofon, co jest wg. mnie dużym przeoczeniem ze strony producenta.

Ważne – nie zastosowano żadnego układu DSP, żadnej skomplikowanej elektroniki w słuchawkach. Jest konwersja na analog przy samych przetwornikach (40mm), nie ma żadnego EQ, żadnego tuningu dźwięku. W sumie dobrze, bo niczego nie koloryzujemy, tylko idzie sama prawda do analogowych elementów odpowiedzialnych za reprodukowanie dźwięku tzn. do przetworników. Jak wspominałem w naszej recenzji, uważam, że obecnie nie tylko jest miejsce na tego typu rozwiązania (bardziej praktyczne jest USB, bo daje nam nie tylko możliwość podpięcia handheldów, zresztą nie ograniczonych do jednej marki, ale także komputerów z świetnym rezultatem, jak w przypadku wspomnianych Momentum), ale wręcz taka opcja może niebawem stać się jednym z ważnych elementów wyposażenia słuchawek. Aktywne systemy redukcji odgłosów z otoczenia stają się może nie standardem, ale wcale nie rzadko spotykaną funkcjonalnością – powoli nauszniki (i IEMy) zaczynają obrastać w elektronikę, stąd już tylko krok do wprowadzenia konwersji C/A w muszlach, potraktowania handhelda jako transportu cyfrowego. Rzecz jasna mamy tutaj skórkę, metalowy pałąk i ogólnie to, co w Fidelio zachwyca (jakość wykonania, materiały są bardzo dobre).

Słuchawki kosztują 299 dolarów. Z pierwszych testów wynika, że grają bardzo ładnie, trochę za mocno podkreślają bas, ale reszta pasma jest bardzo dobrej jakości. Czekamy zatem na kolejne produkty ze złączem Lightning, z wbudowanym DACiem. M2L są pierwsze, będą na pewno kolejne tego typu produkty. Mam nadzieję, że pojawienie się tego typu rozwiązań wymusi na Apple pewne zmiany w specyfikacji najnowszych iPhone, iPadów. Oby w końcu pojawiła się możliwość odtwarzania plików w najlepszej jakości (tzn. minimum 24/96, a najlepiej 24/192 czy nawet 384MHz). Konwersja DoP z DSD na PCM jest już możliwa, co pokazuje oprogramowanie na iOSa, takie choćby jak HiFiPlayer firmy Onkyo. To – w przypadku tego typu źródeł – wystarczające możliwości w tym zakresie, wprowadzenie natywnego odtwarzania DSD jest bardzo mało prawdopodobne (chyba że przy okazji dużej zmiany w specyfikacji, wprowadzenia jakiś zaawansowanych układów audio do jabłczanej elektroniki). Wraz z systemami ANC jakie coraz częściej goszczą w mobilnych nausznikach widać, wspominaną elektroniką (DAC, jakieś dodatkowe układy DSP) że w zakresie tego co na głowie – mimo zalewu rynku różnorodnymi produktami – jest jeszcze sporo do zrobienia i producenci niejednym nas w niedalekiej przyszłości zaskoczą. W sumie tylko się cieszyć, bo w zakresie samej technologii reprodukowania dźwięku obecnie jesteśmy na tle zaawansowani (myślę tu analogowych elementach odpowiedzialnych za finalny efekt brzmieniowy), że szczególnie odnośnie przenośnych modeli kierunek z umieszczeniem elektroniki w samych słuchawkach będzie mocno eksploatowany.

Może to przynieść bardzo konkretne korzyści, bo takie Active Noise Canceling (ANC) w Bose (QC25) naprawdę robi różnicę, te słuchawki bez takiego systemu byłyby tylko przyzwoitymi nausznikami, a dzięki systemowi potrafią mocno (in plus) zaskoczyć. Wspomniane Momentum z komputerem w torze w roli cyfrowego transportu to jest magia i w sumie można je w takim scenariuszu porównywać do dowolnych, nawet bardzo drogich słuchawek stacjonarnych, takie są dobre. Będzie zatem ciekawie, nie pozwolą nam producenci, inżynierowie na nudę, będzie się działo w słuchawkach niemało. Pewnie wysyp produktów z układami zaszytymi w muszlach czeka nas na początku 2016 roku (CES). Postaram się odwiedzić w tym roku Berlin (IFA) i sprawdzić na ile te moje przewidywania okażą się trafne…

PS. Dzisiaj Jutro zaległy test FiiO E10K2 oraz E11 plus parę zapowiedzi testów produktów, które do redakcji trafiły. Może uda się wyrobić przed weekendem z publikacją recenzji Pylonów Pearl 20 HG – zobaczymy.

» Czytaj dalej

AK380… mobilny super high-end? Top-high end?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ak380

Są na rynku nieliczne produkty, które wymykają się klasyfikacji. Takim produktem był niewątpliwie przetestowany u nas AK240 – odtwarzacz Astell & Kern, który uznałem za najlepsze przenośne źródło jakie trafiło na rynek. Nie słuchałem (jest szansa, że to się zmieni i w końcu posłucham, bo jest już w polskiej dystrybucji) przenośnego DAC/AMPa Chorda (Hugo). To – wedle wielu opinii – punkt odniesienia, jedyny taki konkurent dla DAPów irivera. Pytanie jak wypadłaby konfrontacja bezkompromisowych źródeł Chorda i A&K? I nie mam tu na myśli wspomnianego AK240 a nowość – jeszcze droższego, jeszcze bardziej zaawansowanego Ak380. Cena wynosząca 17 000 to mniej więcej tyle i le trzeba wydać za bardzo dobre stereo (komplet), albo high-endowe głośniki, wzmacniacz czy pre, nie mówiąc już o stacjonarnych źródłach (znakomity gramofon np. w takim budżecie to także nie problem – co oczywiste – starczy jeszcze na pokaźną kolekcję krążków). Moduł sieciowy zdaje się jest ten sam co w modelu „o oczko niżej”. Ciekawe czy Koreańczycy zdecydują się na wprowadzenie 3G/4G i możliwości strumieniowania muzyki z takich serwisów jak Tidal czy Qobuz? Wspominałem o tym elemencie, dziwiąc się, że producenci jeszcze tego nie wprowadzili (DAC/AMPy, jako urządzenia współpracujące z transportem mobilnym w postaci smartfona/.tabletu mają tutaj niewątpliwie przewagę). No dobrze, zobaczmy co o nowości pisze sam dystrybutor, firma MIP:

„Astell & Kern jak dotąd niezmiennie, oferował zawsze możliwie najprawdziwszy i najbardziej
naturalny dźwięk. Nowy AK380 oferuje najbardziej autentyczny dźwięk, niezależnie od cyfrowej
formy muzycznej pliku, korzystając z zaawansowanych funkcji, tak bardzo obecnie poszukiwanych w
segmencie Pro-Audio. Światło, cień i obiekt były inspiracją do stworzenia tego urządzenia. Gra światła i cienia w sposób
naturalny się zmienia w zależnosci od perspektywy, zmiany czasu, punktu obserwacji czy kąta. Gra
światła i cienia przypomina reprodukcję prawdziwego dźwięku. Różne kąty światła rzucają różne
cienie, również inna muzyka daje wiele emocji. To odzwierciedla filozofię muzyki i dźwieku jaka
przyświecała autorom.”

Cena modelu to 16 999zl. Poniżej, w rozwinięciu przeczytamy o głównych cechach super odtwarzacza. Z ciekawostek – podepniemy pod nowość napęd CD, co pozwoli na zgranie kolekcji kompaktów do pamięci odtwarzacza. To taki wszystkomający (no prawie, vide 3G/4G) kombajn. Gdyby aplikacja Connect była dostępna na Androida/iOSa, możnaby wykorzystać w roli transportu wspomniane handheldy. Dziwne, że jeszcze tego nie wprowadzono…

Opis konstrukcji:

» Czytaj dalej

Słuchawki MF-200 od Musical Fidelity

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MF200_1_Hi_Res

Słuchałem dokanałówek MF i mimo paru uwag, oceniam je dobrze, od strony brzmieniowej to mocny zawodnik w cenie do 500 złotych. Firma wprowadziła do sprzedaży nowe nauszniki, następcę modelu MF-100, które mają grać w firmowym stylu. Lubię produkty MF, lubię ich styl. Trzeba będzie poprosić o egzemplarz do przetestowania. Oto, co pisze o nowości dystrybutor, firma RAFKO: „Najnowsze słuchawki od Musical Fidelity, oznaczone symbolem MF-200 kontynuują filozofię marki - dokładnej, wiernej i możliwie najbardziej neutralnej reprodukcji dźwięku, bez modnego obecnie „tuningowania” brzmienia. MF-200 to znaczący rozwój modelu MF-100, rozbudowujący swojego poprzednika we wszystkich aspektach – wzornictwa, konstrukcji, materiałów i jakości brzmienia. Musical Fidelity stworzyło naprawdę luksusowe słuchawki wykonane z pięknego, polerowanego metalu oraz miękkiej w dotyku skóry. Wykończenie również utrzymane jest na wysokim poziomie. Znakiem firmowym słuchawek Musical Fidelity jest subtelne, lecz atrakcyjne kolorystyczne oznaczenie kanałów, które ułatwia nakładanie nauszników na głowę.

MF-200 wyposażone są w trwały, nieplączący się, gumowany kabel oraz dwie pary skórzanych lub zamszowych nausznic, wyposażonych w piankę zapamiętującą kształt głowy i uszu. Jej wykonanie znacząco wpływa na właściwości akustyczne oraz komfort. Słuchawki mogą być przechowywane w zamszowym pokrowcu, dołączanym do słuchawek. Na kablu znajduje się przycisk umożliwiający wyciszanie muzyki oraz odbieranie telefonów, co szczególnie ucieszy użytkowników smartfonów. Struktura obudowy została zaprojektowana na nowo i wykonana z nowych, bardziej obojętnych dźwiękowo materiałów. Pomoże to zminimalizować odbicia i fale stojące, tworząc czystsze, bardziej naturalne brzmienie.Każda para słuchawek została wyposażona w dwa przetworniki 40 mm, które są ręcznie dobierane i parowane, aby osiągnąć jak najwyższą zgodność akustyczną. Wykonano je z pojedynczego kawałka materiału, by zapewnić niezmienną grubość. Zespół inżynierów Musical Fidelity wykonał mnóstwo pracy, aby zapewnić MF-200 wyjątkową neutralność i precyzję, oddaną przez płaskie, szerokie charakterystyki przenoszenia częstotliwości oraz niski poziom zniekształceń.Duże i mocne magnesy neodymowe zawierają niską cewkę o wysokiej wydajności elektrycznej. Półotwarta konstrukcja chroni przed nadmiernym wydostawaniem się dźwięku na zewnątrz, oraz chroni słuchacza przed hałasem zewnętrznym. MF-200 wyposażone są też w otwory wentylacyjne, zapewniające bardziej przestrzenny dźwięk, znany z konstrukcji otwartych przy zachowaniu zalet konstrukcji zamkniętej. Słuchawki są bardzo skuteczne i łatwe do wysterowania. Brzmienie klasy hi-fi są w stanie zapewnić nawet w połączeniu z każdym tabletem, komputerem PC i telefonem”.

Z pierwszych testów wynika, że są neutralne, mają wyrównane pasmo, dobrze nadają się m.in. do muzyki klasycznej (co w przypadku słuchawek mobilnych nie jest za częstym zjawiskiem), do tego oferują ponadprzeciętny wgląd w strukturę nagrania (bardzo detaliczne są). Recenzenci zwrócili uwagę na wysokie tony – słuchawki potrafią bardzo dobrze reprodukować ten zakres pasma, dodatkowo bez problemu da się je napędzić z mobilnego grajka. 

Poniżej specyfikacja produktu:  » Czytaj dalej