LogowanieZarejestruj się
News

Były Orfeusze, były R10 oraz K1000, są HE-1000? Premiera flagowców HiFiMANa w Polsce

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
55cd862c5982b9.59156428_625

Najnowsze słuchawki ortodynamiczne HiFiMANa to coś bardzo specjalnego. To taki model, jak wymienione w tytule, należące do trójcy, do panteonu najlepsze słuchawki jakie świat widział, najlepsze co udało się w świecie nausznikowym stworzyć. AKG, Sony oraz Sennheiser zapisały się w historii rozwoju tego segmentu złotymi zgłoskami i nikt, ani nic im tego nie odbierze. Czy to jednak oznacza, że nie ma progresu, że świat się nie rozwija, nie idzie do przodu, że nie ma szans na pobicie mocno leciwych konstrukcji? Otóż nie, świat nie stoi w miejscu, na rynek trafiają co rusz nowe modele, w tym takie z najwyższej półki, słuchawki które w wielu aspektach potrafią zadziwić. Jednak do tej pory nie pojawiło się coś, co było by tak całkowicie bezkompromisowe jak wspomniane R10, K1000 czy Orfeusze. A przynajmniej nic do miana totalnego odlotu nie awansowało, choć możemy wymienić niektóre, obecnie produkowane słuchawki, które z całą pewnością, w wielu aspektach zbliżają się brzmieniowo do wielkiej trójcy.

W zeszłym roku pisałem o – będących kwintesencją prac nad technologią planarną – oszałamiających (to chyba właściwe słowo) HE-1000. Tu nie było żadnego, górnego pułapu, tu nikt nie miał księgowych nad głową, tu po prostu chodziło o stworzenie najlepszej konstrukcji tego typu, najlepszej w kategoriach bezwzględnych. Dr. Fang Bian, założyciel HiFiMANa, postanowił stworzyć coś, co nie będzie miało żadnych odpowiedników na rynku, coś co przyćmi wszystko to, co do tej pory zakładaliśmy na głowę. I stworzył HE-1000. Słuchawki, które wymykają się prostej klasyfikacji, które w praktyce należy zaliczyć do zupełnie innej, nowej ligi produktów, gdzie nikt i nic nie ograniczało twórców, inżynierów, projektantów, gdzie po prostu nie było miejsca na kompromis.

Wiem, że kolejka do testowania tego modelu będzie długa, a i sprzęt towarzyszący testom musi być z najwyższej możliwej półki. U nas pojawi się niebawem DAC na znakomitych kościach PCM1704UK, mamy tor słuchawkowy oparty na wzmacniaczu z najlepszymi obecnie produkowanymi lampami (PSVane), jako źródła grają iMac oraz SBT z EDO modem. Do tego wszystko pod słuchawki mamy wszystko przygotowane od strony kablowej, prądowej, akcesoryjnej… Powinno zatem się udać w pełnej krasie pokazać na co te flagowce stać. Powinno. Poczekamy cierpliwie zatem, spokojnie na moment w którym skonfrontujemy nasze doświadczenia (bardzo pozytywne dodam, wręcz zaliczam to doświadczenie do najlepszych, jakie miałem, zakładając coś na głowę) z testów do tej pory topowego zestawu HiFiMANa opartego na HE-6 oraz EF-6. Poczekamy na…

Informacja prasowa

Najcieńsza słuchawkowa membrana na świecie

Pierwsze w historii słuchawki wykonane z wykorzystaniem nanotechnologii Ultraprecyzyjnie wykonana membrana HE-1000 ma grubość jednego nanometra, tj. 0.000001mm – jednej milionowej milimetra! Oznacza to, że jest praktycznie niewidoczna gołym okiem. Masa takiego przetwornika jest praktycznie zerowa. Precyzyjna technologia gwarantuje niespotykane w innych słuchawkach szerokie pasmo przenoszenia oraz niezwykłą energię brzmienia i siłę membran, które potrafią wprawić w drganie nie tylko przepływające powietrze ale poruszyć nawet całą obudowę słuchawek.

Asymetryczna struktura przetworników i opatentowany system obudowy „Windows Shade”

Badania nad technologiami wykorzystanymi w HE-1000 trwały 7 lat. Symetryczna budowa konwencjonalnych przetworników planarnych (przetwornik umieszczony pomiędzy dwoma siatkami magnesów) sprawia, że dźwięk powstaje w kilku miejscach jednocześnie, co powoduje niepożądane odbicia skutkujące słyszalnymi zniekształceniami dźwięku. Zaawansowana, niesymetryczna struktura przetworników HE-1000 wybitnie redukuje wielkość wewnętrznej siatki magnetycznej, która blokuje swobodny przepływ dźwięku z membrany. W połączeniu z „Windows Shade”, opatentowanym systemem maskownic tłumiących zewnętrzne odbicia dźwięku, całość gwarantuje bardziej zogniskowane źródło dźwięku, które skutkuje brzmieniem przywodzącym na myśl granie muzyki na żywo.

Drewno, metal, skóra – audiofilski luksus

HE-1000 nie tylko brzmią, ale również wyglądają jak milion dolarów. Ręcznie wykonana w pełni otwarta konstrukcja z maksymalnie rozszerzonymi prześwitami w maskownicach wykonanych z polerowanego metalu. Ergonomiczne, wygodne wzornictwo rozwija rozwiązania znane z modelu HE-560. Giętki w pełni regulowany pałąk i perforowany pasek z cielęcej skóry w kształcie łuku gwarantują najwyższy poziom komfortu i wytrzymałości. Korzystając z asymetrycznych, perforowanych nausznic wykonanych z najwyższej jakości hybrydowego materiału łączącego welur z naturalną skórą, w HE-1000 można spędzać długie godziny bez śladu zmęczenia ciesząc się jeszcze lepszą jakością basu.

Brzmienie – nowy szczyt neutralności

HE-1000 łamią dotychczasowe kanony słuchawkowego dźwięku w kwestii przestrzeni, klarowności, naturalności oraz zejścia basu i jego siły (w tym mocy generowanego ciśnienia akustycznego). HE-1000 to słuchawki, które prezentują potęgę, klarowność i wybitnie nasyconą barwę średnich tonów jak żadne inne na świecie – bez grama suchości, czy oszczędności znanej z konstrukcji elektrostatycznych, przy czym oferują też szybkość i lekkość dźwięku, z której słyną słuchawki magnetoplanarne, a której nie posiadają klasyczne konstrukcje dynamiczne. Cena: 13.595 pln

 

KORG DS-DAC-100 – zapowiedź testu

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Korg DS-DAC-100_3

Do redakcji trafił dość nietypowy przetwornik. Nie jest to urządzenie mobilne, forma (skądinąd świetnie wygląda) kojarzy się jednoznacznie ze stacjonarnym słuchaniem i tak jest w istocie. Mamy tutaj do czynienia z przetwornikiem cyfrowo-analogowym wyposażonym w wyjścia zbalansowane/niezbalansowane oraz złącze duży jack, duże pokrętło regulacji oraz dyskretne diody informujące nas o trybie pracy. Jest też, oczywiście wejście. Jedno wejście USB, bo to USB DAC i właśnie tym interfejsem, poza przesyłem danych audio z komputera, płynie prąd zasilający przetwornik. Tak właśnie, to stacjonarny DAC zasilany z magistrali komputerowej. Oryginalne rozwiązanie, które na myśl przywodzi mi używany u nas hiFace DAC M2Techa. Tam, co prawda forma całkowicie uzasadnia użytkowanie przenośne (niewielki adapter USB podłączany do komputera), ale już specyfikacja wyjścia analogowego wyraźnie sytuuje włoski przetwornik do grona urządzeń wykorzystywanych w stacjonarnym torze. Tutaj jest dokładnie tak samo – stawiamy w pobliżu przedwzmacniacza lub integry i gramy. Ten sprzęt, poza niebanalną formą, ma jeszcze coś w zanadrzu – specjalne oprogramowanie, jakie opracował producent, które daje najlepsze efekty brzmieniowe oraz unikalne funkcje, których próżno szukać w innych rozwiązaniach. AudioGate, bo o ten software chodzi, opisywaliśmy kiedyś na naszych łamach.

Wtedy pisałem o tym odtwarzaczu softwareowym (i nie tylko), jako o ciekawostce. Na rynku pojawiały się dopiero pierwsze pliki DSD, materiałów było tyle co kot napłakał, temat był całkiem świeży. Obecnie obsługę tego formatu znajdziemy niemal w każdym DACu, mówi się o renesansie zapisu 1 bitowego, choć to nadal nisza, nadal coś dla osób szukających w cyfrze tego, co znają z analogu… przestrzeni, ciepła, barwy, muzykalności rodem z gramofonu. O tym, że to jest brzmienie dalekie od tego, z czym się kojarzy cyfra, nie raz, nie dwa przekonaliśmy się na własnej skórze. Testowany właśnie Matrix Mini-i Pro 2015 pokazuje dobitnie o co w tym wszystkim chodzi. Faktycznie, takie granie ma wiele cech, które stoją w opozycji do grania z pliku (generalizuje, ale to naprawdę łatwe do zauważenia – wystarczy porównać sobie ten sam materiał w formacie hi-res PCM z zapisem DSD) i jako takie może być dla wielu objawieniem, czymś czego podświadomie (świadomie) szukają, oczekują.

Korg to firma znana doskonale w branży, nie od strony sprzętu audio, a sprzętu dla profesjonalistów, realizatorów, artystów, dla tych którzy tworzą muzykę. Dział produktow audio to obecnie trzy pozycje (sprzętowe) i dwie programowe: jest opisywany tutaj DAC stacjonarny, mobilna wersja przetwornika, oznaczona jako DS-DAC-100m oraz software AudioGate (dla Mac/PC) i aplikacja mobilna iAudioGate. Tyle. Sam software, jak wspomniałem, ma coś unikalnego. Tym czymś jest konwersja każdego materiału do wersji jednobitowej. Innymi słowy, nie ważne czego słuchacie w PCM (mp3 czy 24 bitowy plik o częstotliwości próbkowania 192KHz), wszystko to w locie konwertowane jest do DSD. Nabywca DACa Korga dostaje ten soft za darmo, osoby nie posiadające przetwornika Korga też mogą skorzystać z software, ale z mocno ograniczoną funkcjonalnością (brak wsparcia dla DSD, tylko 44/48KHz, brak importu płyt CD etc.).

Typowo na rynku funkcjonuje konwersja w drugą stronę, tzn. materiał DSD zostaje przetworzony na PCM (co oznacza de facto rezygnację z wielu korzyści jakie niesie korzystanie z DSD). Kiedy pierwszy raz wspominałem o tym software, praktycznie nie było innych odtwarzaczy programowych, które w ogóle byłyby w stanie odtworzyć materiał SACD/DSD na komputerze. Teraz sprawy mają się zgoła inaczej i foobar, którego używam na PC, radzi sobie z tym wyśmienicie. AudioGate jest zatem już tylko alternatywą, ale jak wspomniałem powyżej ciekawą, bo oferującą coś więcej niż inne oprogramowanie tego typu. Nie ma tu typowego dla innych propozycji trybu DoP, jest autorskie rozwiązanie Korga i to autorskie rozwiązanie najlepiej się sprawdza z firmowym hardware. Generalnie nie polecam użytkować 100-ki z innym oprogramowaniem, bo najlepsze efekty (także brzmieniowe, nie mówiąc już o stabilności i ogólnie sposobie działania) uzyskujemy właśnie z AudioGate. W przypadku komputerów Mac, producent w ogóle zaleca stosowanie wyłącznie swojego software, w przypadku Windowsa, tak kategorycznie już się nie upiera przy tym, dając możliwość skorzystania z popularnego foobara. Owszem, można, ale optymalnym wyborem jest jw. AudioGate. Poza słuchaniem plików DSD, sprawdzę jak wiele wnosi konwersja w locie do tego formatu, czy daje to korzyści jakościowe przy korzystaniu z materiału PCM.

Patrząc na tę propozycję, bardzo oryginalną propozycję, wyraźnie widać, że jest to rzecz dla osób zainteresowanych odtwarzaniem plików .dsf .dff z komputera, że to właśnie do nich adresowany jest ten tandem (bo trzeba to traktować łącznie): DAC + software. Nie jest więc propozycja Korga uniwersalna, a taka właśnie – widać, że firma pokłada duże nadzieje w rozwoju alternatywy dla zapisu PCM. Poza plikami (jest trochę źródeł w sieci, producent wspomina o nich na swojej stronie), możemy posłuchać pierwszych streamingów w tym formacie. Warto przy tym zaznaczyć, że aby słuchać muzyki w takiej jakości trzeba dysponować szybkim, stałym łączem internetowym. Sprzęt wyposażono w kość Cirrus Logic CS4398, poza tym japońscy inżynierowie zaszyli w przetworniku własne rozwiązanie (software) dla DSP, na PCB pyszni się znana z drogich aplikacji kość Xilinx Spartan. Mamy w tym przypadku, rzecz jasna, do czynienia z asynchroniczną transmisją danych, a możliwości odtwarzania materiału hi-res pozwalają na odtwarzanie plików 24 bitowych o maks. częstotliwości próbkowania 192KHz (w przypadku DSD 2.8224MHz/5.6448MHz aka 64/128, 1bit)

Podsumowując te pierwsze wrażenia to jest to ciekawa, oryginalna propozycja, inna niż wszystko to, co do tej pory testowaliśmy z zakresu przetworników C/A. Od strony estetycznej, to jeden z najładniejszych produktów audio, jakie znajdziemy dzisiaj na rynku, prezentuje się wprost znakomicie od strony wyglądu oraz jakości wykonania. Pewnym ograniczeniem, wynikającym z przyjętej koncepcji, jest zasilanie z magistrali komputerowej. Niesie to ze sobą określone konsekwencje (z najważniejszych: możliwości wzmacniacz słuchawkowego, a raczej ograniczenia wynikające z przyjętej koncepcji, jakość zasilania – pełne uzależnienie od źródła w tej materii, S/N na przeciętnym poziomie 105dB), z drugiej strony powoduje, że z dobrze przygotowanym komputerem (najlepiej takim pod audio) może DAC Korga stworzyć niezwykle udany tandem. U nas Korg podpięty jest pod trzy systemy: PC z tabletem PC (dojdzie jeszcze wspomniany ostatnio nanoPC przypominający AppleTV), MacBook oraz nasze główne źródło komputerowego dźwięku tj. iMac. Skupię się przede wszystkim na softwarze, sprawdzając jak wiele wnosi konwersja, jak dobrze całość radzi sobie z natywnym materiałem DSD oraz jakie możliwości ma wyjście słuchawkowe. Sprawdzimy również, czy tytułowy DAC sprawdzi się we współpracy ze stacjonarnym torem wyposażonym w duże podłogówki. Poniżej galeria przedstawiająca sprzęt…

AKTUALIZACJA: Test będzie także obejmował software dla iOSa (iAudioGate). To, wg. mnie, najlepszy (wraz z inną, podobną aplikacją – Onkyo HF Player) softwareowy odtwarzacz hi-res dla tej platformy mobilnej. Genialny jest. Będzie sporo na temat grania z handheldów, w sumie taka aplikacja wraz z iPadem lub iPhonem (5S lub 6/6+) to zamiana urządzenia Apple w doskonały transport dla plików 24 bitowych (FLAC, WAV) o próbkowaniu do 192KHz oraz soft dający pełne wsparcie dla DSD w przypadku iOSa. To aplikacja bliźniaczo podobna do Onkyo HF Playera (w sumie, te aplikacje różnią mało znaczące szczegóły, obie bazują z tego co widzę, na zbliżonym kodzie i mają podobne, choć niejednakowe możliwości, wspomnę o tym przy opisie). Możemy grać natywnie takie pliki (a przy wykorzystaniu zewnętrznych przetworników, np. Sony czy Oppo – jak przetestowany u nas HA-2, bez konwersji!) w trybie DoP, jak również stosując upsampling via DoP do DSD64 / 2,8MHz wreszcie konwersję PCM do DSD (nawet do DSD256 / 11,2MHz). W przypadku najnowszych iPhone 6/6+ możliwe jest nawet odtwarzanie egzotycznego materiału DSD256 / 11,2MHz. Oprogramowanie jest naprawdę znakomite, jestem pod dużym wrażeniem możliwości tego software!

Kilka screenshotów prezentujących AudioGate (@ Win 10)…

» Czytaj dalej

PC Audio na nowym poziomie? Minix NEO Z64 W z Win 8.1

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Minix_Neo_Z64_iso

To wygląda jak Apple TV. To jest ATV (popatrzcie tylko na tę obudowę!), tyle że zamiast jabłuszka na ekranie zobaczycie… Windowsa 8.1. To PC. Taki mini, czy precyzyjniej mikro PC w formie idealnie pasującej pod telewizor. I nie tylko telewizor, bo dla nas najważniejsze jest to, że to znakomite rozwiązanie źródłowe dla systemu audio, idealne, bo pasywne, małe, a przy tym uniwersalne i przyszłościowe, jak każdy komputer. Będziemy testowali ten sprzęt niebawem i mam nadzieję, że spełni oczekiwania, tzn. będzie alternatywą dla klasycznych systemów komputerowych, w tym także dla będących najczęściej wykorzystywanymi w takich (audio) aplikacjach laptopów. U mnie bardzo dobrze sprawdza się tablet PC, który jednakowoż ma pewne oczywiste ograniczenia (np. jeden port – co ma plusy, ale i minusy w przypadku maszyny pod multimedia). Cóż, bardzo jestem ciekaw jak to mi zagra, z przyjemnością sprawdzę to urządzenie, szczególnie że właśnie w przypadku PC udało mi się ostatnio w najpełniejszy sposób docenić zalety plikowego DSD (sprzęt komputerowy Apple jest praktycznie bezproblemowy pod kątem zastosowań audio, ale nie daje tak rozbudowanych możliwości, albo daje zbliżone, ale za ciężką kasę).

Oto, co napisał dystrybutor sprzętu, który, co warto podkreślić, zadbał o oprogramowanie i konfigurację …właściwie mówimy tutaj o produkcie opracowanym wespół przez naszego rodzimego partnera oraz producenta urządzenia:

„C4i wprowadza na polski rynek najnowszy mini komputer firmy MINIX − model NEO Z64 W z systemem Windows 8.1 z BING. Urządzenie jest nie tylko jednym z najmniejszych komputerów dostępnych na rynku, ale i wydajnym, domowym centrum multimedialnym o ogromnych możliwościach.

NEO Z64 W wyróżnia się kompaktową, miniaturowych wymiarów obudową, która sprawia, że model ten można zaliczyć do grupy najmniejszych komputerów PC obecnych teraz na rynku. Dzięki niewielkim rozmiarom urządzenie można bez problemu zabrać ze sobą w każde miejsce. Wystarczy podłączyć je przewodem HDMI do telewizora lub monitora, zaopatrzyć się w bezprzewodową klawiaturę i myszkę, aby cieszyć się ogromem oferowanych możliwości. NEO Z64 W wykonany jest z matowego, wysokiej jakości tworzywa w kolorze czarnym, a elegancka i niezwykle starannie wykonana obudowa stawia urządzenie pod względem jakości na równi ze sprzętem klasy premium.

Na panelu czołowym komputera znajduje się dioda LED informująca o włączeniu urządzenia, a także czujnik podczerwieni. Na bocznej ściance znajdziemy klasyczny przycisk włącznika, gniazdo na karty microSD, które w testach obsłużyło kartę o pojemności 128GB (powinno bez problemu poradzić sobie także z większą) oraz dwa złącza USB w standardzie 2.0, obsługujące m.in. klawiaturę i mysz bezprzewodową, pamięć zewnętrzną, dysk twardy czy przetwornik audio dla wymagających miłośników dźwięku. Z tyłu urządzenia producent umieścił między innymi złącze audio 3,5mm stereo, czyli popularny Mini Jack, pozwalający podłączyć słuchawki lub zewnętrzny zestaw audio w przypadku, gdy monitor nie obsługuje dźwięku z przewodu HDMI. Za pomocą złącza HDMI, umieszczonego również na tylnym panelu, podłączymy NEO Z64 W do telewizora, monitora lub rzutnika, uzyskując wspaniałej jakości obraz obsługujący filmy w rozdzielczości 4K oraz w wersji 3D. Na obudowie znajdziemy także standardowe gniazdo sieci LAN typu 100 oraz antenę WiFi z możliwością regulacji. Do sterowania urządzeniem zalecane są klawiatury bezprzewodowe z funkcją pada lub myszy żyroskopowej, przykładowo: Logitech K400 lub Deluxe.

Sercem odtwarzacza jest 64-bitowy procesor Intel Atom Z3735F pracujący w układzie czterech rdzeni, ze zintegrowanym układem graficznym Intel HD oraz częstotliwością taktowania od 1,33GHz aż do 1,83GHz. Intel Atom Z3735F to bardzo popularny i niezwykle wydajny układ używany zarówno w laptopach, jak tabletach. Standardowo komputer posiada 2GB wbudowanej pamięci RAM DDR3. Dzięki zastosowanej konfiguracji urządzenie działa niezwykle efektywnie. System uruchamia się w kilkanaście sekund od włączenia, tak samo szybko reaguje przy wznowieniu działania z trybu hibernacji. Oferuje niezwykłą płynność zarówno podczas codziennej pracy, jak i przy odtwarzaniu najbardziej wymagających multimediów. Licencjonowany Windows 8.1, z możliwością aktualizacji do wersji 10, pracuje równie funkcjonalnie, jak system zainstalowany w laptopie czy desktopie, pozwalając korzystać ze wszystkich aplikacji czy gier.

Wbudowana superszybka pamięć wewnętrzna 32GB eMMC typu flash w wersji 5.0 pozwala na swobodne korzystanie ze wszystkich możliwości urządzenia. Zapewnia szereg korzyści w zakresie wydajności, bezpieczeństwa i niezawodności. A możliwość zainstalowania kart microSD oraz dysków zewnętrznych przez port USB daje praktycznie nieograniczone możliwości przechowywania danych. Szybki port Ethernet 10/100 Mb/s oraz antena łącza bezprzewodowego WiFI w standardzie WiFi 802.11N zapewnia niezwykle wydajne połączenia z zasobami sieciowymi – lokalnymi czy internetowymi. Całość świetnie uzupełnia zainstalowany w urządzeniu kontroler Bluetooth 4.0. Wszystkie zastosowane komponenty sprawiają, że urządzenia przy zachowaniu ogromnej mocy obliczeniowej jest bezgłośne. Za odprowadzenie ciepła odpowiedzialny jest radiator, zaś całość układu charakteryzuję się niezwykle niskim poborem energii, nawet pięciokrotnie mniejszym niż tradycyjne komputery stacjonarne. To interesujące rozwiązanie w dobie „cloud computing” dla osób szukających rozwiązań gwarantujących wysoką wydajność przy niskim zużyciu energii oraz cenie.

MINIX NEO Z64 W doskonale sprawdza się podczas odtwarzania filmów. Dodatkowo wbudowane kodeki 4K pozwalają odtworzyć wymagające materiały o doskonałej jakości. Urządzenie obsługuje także formaty dźwięku przestrzennego Dolby Digital i DTS. Wychodząc oczekiwaniom najbardziej wymagających klientów, firma C4i oferuje na polskim rynku wersję high-end modelu NEO Z64 W: FooKo PC Box z zainstalowanym najnowszym oprogramowaniem KODI oraz odtwarzaczem Foobar2000 wraz z wtyczkami ASIO, obsługującymi m.in. natywnie pliki audio w standardzie DSD 64/128 bitów.

Foobar2000 może także odtwarzać natywnie obrazy img płyt SACD. To bardzo zaawansowany odtwarzacz muzyczny, który jako jeden z niewielu obsługuje 64-bitowe przetwarzanie i 32-bitowe próbkowanie. Obsługuje wiele formatów audio, a z zainstalowanymi przez C4i dodatkami oraz przy połączeniu z przetwornikiem audio (np. Ami Musik DS5, Matrix Mini i Pro 2015 lub Matrix X-Sabre), pozwala cieszyć się jakością plików w standardzie DSD. Alternatywnie do bezpłatnego Foobar2000 można używać odtwarzacza komercyjnego jriver. Zdaniem specjalistów C4i, to jedyne obecnie odtwarzacze softwarowe do systemu Windows umożliwiające pracę z plikami DSD i obrazami SACD.

Odtwarzacz Foobar2000 jest bezpłatny i można nim sterować zdalnie z zewnętrznych urządzeń z systemem Android (program foobar2000controller) oraz systemem iOS (program MonkeyMote 4 foobar 2000). Foobar2000 bez problemu radzi sobie także z odtwarzaniem natywnym najpopularniejszych plików flac 192kHz/24bity. Dla lepszej jakości, warto skorzystać z zewnętrznego przetwornika DAC USB na audio analogowe, uzyskując znacznie lepsze wrażenia słuchowe niż podczas odtwarzania płyt CD. Nagrania zyskują wówczas olbrzymią dynamikę, przestrzeń i głębię. Osiągnięcie takich wyników odsłuchowych do tej pory wymagało znacznie droższego sprzętu. Dzięki FooKo PC Box doskonałej jakości audio będzie bardziej dostępne dla melomanów.

KODI to centrum multimedialne znane wszystkim posiadaczom odtwarzaczy sieciowych z systemem Android, dostępne również w wersji Windows, dające ogromne możliwości przy odtwarzaniu filmów, muzyki czy przeglądaniu zdjęć. Ponadto w oferowanej wersji KODI wzbogacone będzie o pakiet dodatków pozwalających uzyskać niemal nieograniczony, darmowy dostęp do tysięcy filmów, serial, relacji sportowych czy programów telewizyjnych poprzez wtyczki Icefilms, MuchMovies HD, 1Channel, Film.On.TV czy Football Today. Za sprawą wtyczek Radio App, Shoutcast2 czy Polskie Stacje Radiowe będzie można słuchać stacji radiowych z całego świata, oglądać filmy YouTube dzięki dedykowanej aplikacji oraz oglądać polskie kanały telewizji internetowej, dzięki dodatkowi: Telewizja Polska z takimi serwisami, jak ipla, iplex, player, TVP VOD, onet VODtv, SuperFilm, eskaGo, PolskyTV, itp. KODI obsługuje szereg formatów audio-wideo, pozwalając cieszyć się filmami w najlepszej możliwej jakości. Co więcej, wraz z zainstalowanymi dodatkami, w locie potrafi ściągnąć wymagane napisy. KODI korzysta z wygodnego i przejrzystego interfejsu, który zadowoli nawet najbardziej wymagającego użytkownika. Istnieje wiele zewnętrznych programów, dzięki którym można zdalnie sterować odtwarzaczem KODI z mobilnych urządzeń z systemem Android czy IOS. Przykładami takiego oprogramowania są Yatse czy KODI Remote.

Cena detaliczna urządzenia Minix NEO Z64 W to 692,00 zł brutto, wersja FooKo PC Box z zainstalowanymi sterownikami i oprogramowaniem jest 200 zł droższa. Produkt jest objęty 12-miesięczną gwarancją producenta dla firm oraz 24-miesięczną dla użytkowników domowych.

» Czytaj dalej

Znowu im się udało… recenzja Pylon Pearl 20

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Pylon Pearl 20 HG_tyt

Znowu? Znowu. Już samo ustawienie (obowiązkowo na kolcach, obowiązkowo!) kolumn w kolorze HG biały wywołuje silne emocje. Wywołuje, bo te kolumny w tej właśnie wersji kolorystycznej, postawione na wspomnianych kolcach w ogóle nie wyglądają na te niecałe 1200 złotych. One wyglądają na wielokrotność tej sumy, błyszczący biały kolor okleiny, wraz z czarnymi oraz czarno-białymi (większy głośnik) przetwornikami oraz nowym logo powoduje, że te kolumny wyglądają bosko. WAF przebija sufit. Gwarantuję, że płeć piękna uzna je za niezbędny element wystroju salonu… to dodatkowy argument dla tych wszystkich, którzy obawiają się, że im kolumny głośnikowe zaburzą ich „feng-shui” – 20ki HG to ozdoba pomieszczenia, a nie ciało obce (na marginesie – audio uważam za ważny element wyposażenia domu, tak samo ważny jak pralka czy lodówka ;-) ale przecież nie każdy musi się z takim podejściem utożsamiać). Generalnie uważam, że sprzęt audio powinien dobrze komponować się z miejscem w którym jest ustawiony, bo (i tutaj wcale, a wcale nie żartuje i nie przesadzam) to także ma wpływ na nasz całościowy odbiór. Każdy element jest ważny, także takie, które zahaczają głównie o estetykę, o zachowanie odpowiednich proporcji, o dopasowanie wizualne do danego pomieszczenia, do jego stylu. Zaburzenie porządku, coś „jak pięść do nosa”, jest po prostu nie na miejscu, na dłuższą metę nieakceptowalne. W przypadku Pylon Pearl 20 HG mamy do czynienia z produktem, który śmiało można pokazywać w katalogach firm meblarskich – nie ma potrzeby (co jest zresztą nagminne) retuszowania wnętrz, przez usunięcie, albo przynajmniej zamaskowanie wszystkiego, co z audio związane (a w szczególności kolumn głośnikowych). Zresztą, patrząc na to, jak obecnie rynek nam się rozwinął, widzimy wyraźnie, że design, kwestie estetyczne, forma są często w centrum uwagi producentów. I chwała im za to. Devialet tego przykładem, Bowers & Wilkins tego przykładem, Devinitive Technology i wielu, wielu innych także tego przykładem. Tu chodzi o (właśnie) właściwe proporcje, o harmonię, a ta możliwa jest tylko wtedy, gdy czujemy się w danej sytuacji, w danym miejscu komfortowo, dobrze, w sam raz.

No ładnie. Pojechałem z tą architekturą wnętrz, z wystrojem, projektowaniem, a my tu przecież na graniu powinniśmy się skupić. Rzecz jasna o brzmieniu będzie głównie i przede wszystkim, ale jak wyżej, kwestie poruszone w poprzednim akapicie są wg. mnie istotne, warto o nich pamiętać, staram się na HDO o nich pisać, przy okazji omawiania recenzowanych produktów. Powinniśmy domagać się dobrego designu. To nasze dobre prawo i kogoś, kto oferuje nam wysokiej próby dźwięk, to przedstawione powyżej wymaganie, obliguje do właściwego podejścia do tej kwestii, a nie zaprezentowania światu może i „Złotego Graala”, ale w byle jakim opakowaniu. Ok, dość o tym, przejdźmy zatem do meritum. W tytule jest „znowu się udało” (im, tzn. Pylon Audio). Znowu, w sensie, te 20-ki są typowo, tradycyjnie dla tego producenta, jak na cenę jaką przyjdzie nam za nie zapłacić, nieprzyzwoicie dobre. Potrafią zagrać w sposób nie licujący z tym co w cenniku siedzi. Nie wiem jak oni to robią, bo każdy produkt tej firmy, który do nas trafił zasługiwał na uwagę, był bardzo dobry, albo wybitnie dobry. Tutaj, w przypadku dwudziestek jest podobnie, punktem odniesienia są dużo droższe produkty (patrząc na HG w tym budżecie, zwyczajnie nie widzę dla nich konkurencji). No dobrze, ale mimo wszystko byłoby fair jakoś to wszystko uzasadnić. To, że mamy powtórkę z historii, że Pylon po raz kolejny będzie na HDO chwalony (ile razy można?! ;-) ) to jedno. Drugie to, to że warto opisać czym te 20 są, a czym… nie są, gdzie sprawdzą się najlepiej, w jakich okolicznościach przyrody (wielkość pomieszczenia) będą dobrym wyborem, gdzie jest ich granica, granica która powinna skłonić zainteresowanego do wyboru czegoś innego.

Aha, bym zapomniał i żeby za słodko nie było ;-) …na zakończenie wstępniaka, uwaga natury ogólnej: kiedy Panie, Panowie wprowadzicie (wreszcie) maskownice w swoich produktach (jako standard)? Każdy mający do czynienia z dwu-trzylatkami (ostatnie kinderparty) wie, jak traumatycznym przeżyciem dla użytkownika sprzętu audio może być taka niezabezpieczona przed małymi paluszkami kolumna. Przecież te dyfuzory kuszą takiego brzdąca niepomiernie. Mając w tym względzie konkretne doświadczenie, zabezpieczam sprzęt chałupniczo, skutecznie, ale… no właśnie, mało estetycznie. Maskownice muszą wg. mnie stanowić element wyposażenia, bo ich rola w takich, jak wyżej, sytuacjach jest absolutnie newralgiczna i dla wielu może być wręcz krytyczna co do wyboru kolumn, jakie zagoszczą w danym salonie, gabinecie etc. W przypadku recenzowanych, niestety maskownic (jak wcześniej) nie uświadczymy. W tym budżecie, co zrozumiałe, mogłyby to być opcja wyposażeniowa (i jest), ale taka która jest niejako sugerowana, czy po prostu zawsze dostępna (idę do sklepu i mogę takie coś dokupić, a nie czekać na ten „dodatek”, względnie być zmuszonym zamówić takie maskownice u producenta, czy wręcz kupić odpowiednio dostosowany do nich zestaw – no to już w ogóle bezsens). Inaczej – dwie wersje, jedna z i druga bez. Także warto to przemyśleć i wyjść naprzeciw oczekiwaniom sporej grupy (przeważającej?) potencjalnych klientów.

Ok, pomarudziłem dla równowagi trochę, czas przejść do konkretów, do tego jak te kolumny grają…

» Czytaj dalej

Spotify ze spersonalizowaną playlistą co tydzień

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
discover_weekly_-_playlist_view_ios

Jak tu kopnąć w kostkę konkurenta, celnie i boleśnie? Spotify ostatnio mocno się uaktywniło, co chwila jesteśmy zasypywani newsami o nowościach w serwisie. Powód jest oczywisty – Apple Music. Powracając do pytania: najlepiej prezentując coś, czego konkurencja nie ma (i coś czuję, że jeszcze długo mieć nie będzie, bo Apple ostatnio z lubością wypuszcza bety software, tylko dla niepoznaki oznaczane jako v 1.0). Tym czymś są spersonalizowane playlisty, cotygodniowa składanka przygotowana z myślą o naszych muzycznych gustach (dla skroblujących brzmi znajomo). Działa to na zasadzie podobnej do prezentowanych wcześniej podpowiedzi (funkcja Discovery -> tutaj całe albumy lub pojedyncze utwory, odświeżane nieregularnie) dotyczących naszej kolekcji playlist, tyle że zamiast pojedynczych sugestii, mamy tutaj całą playlistę serwowaną co tydzień pod kątem naszych upodobań. Oprogramowanie nie tylko korzysta ze wspomnianego mechanizmu przeszukiwania naszego zbioru, bierze także na tapetę to, co mają w swoich kolekcjach znajomi czy osoby, artyści, których dodaliśmy do obserwowanych. Tam, gdzie nasze gusta są zbieżne, a software wykryje coś nowego, innego, bliskiego naszym upodobaniom, możemy spodziewać się pojawienia muzyki, która sprosta naszym oczekiwaniom. Składanka ma się zmieniać co tydzień i zawierać każdorazowo 30 dobranych utworów. Sprawdzę w praniu jak to działa i uzupełnię newsa o swoje spostrzeżenia. Na razie wspominają o stopniowym uruchamianiu nowej usługi, czekamy zatem na jej pełne wprowadzenie…

O funkcji „odkryj w tym tygodniu” (Discover Weekly)… to playlista zbudowana w oparciu o gust muzyczny słuchacza i fanów bliskiej mu muzyki. Playlista dostosowuje się do słuchanych utworów i bierze pod uwagę playlisty innych słuchaczy, na których znalazły się te piosenki. Dzięki temu Odkryj w tym tygodniu w każdy poniedziałek dostarczy zestaw nowych, unikalnych rekomendacji muzycznych. To tak, jakby Twój najlepszy przyjaciel co tydzień przygotowywał składankę tylko dla Ciebie :)

Samo tworzenie składanek jest niemałym wyzwaniem, bo poza trafieniem w gusta i upodobania, taka składanka musi być różnorodna z jednej strony, z drugiej spójna. Trzeba ułożyć utwory w odpowiedniej kolejności, umiejętnie dobierając poszczególne kawałki, tak aby całość tworzyła coś na kształt albumu, a nie przypadkowego miksu wszystkiego z wszystkim. Ciekawe jak sobie z tym Szwedzi poradzą? Jeżeli uda im się stworzyć spersonalizowane, cotygodniowe playlisty, składanki które pozwolą nam nie tylko na relaks, ale także na odkrywanie nowej, trafiającej w gusta muzyki to będzie naprawdę COŚ. W odróżnieniu od Apple Music (gdzie też są sugestie, ale nie wyróżnia się to w żaden sposób na tle tego, co oferowała dotąd konkurencja, choć muszę przyznać że mechanizm działa dość sprawnie, celnie), takie Discover Weekly może być jedną z ulubionych, nowych funkcjonalności w ramach serwisu. Cóż, jak wspomniałem powyżej, sprawdzę, podzielę się uwagami poniżej. Aha i niech pomyślą o opcji bezstratnej jakości. Mają dostęp do bardzo dobrych źródeł, mogliby także na tym polu wyprzedzić konkurencję. Apple od iOSa 9 będzie oferowało streaming 256kbps, czyli będzie jakościowo zbliżone do tego, co daje w premium Spoti. Szwedzi muszą „cisnąć”, żeby nie stracić klientów na rzecz potężnego konkurenta. Za dwa miesiące, na marginesie, okaże się jak dużą popularnością cieszy się AM – wtedy pierwsi testujący będą zmuszeni zapłaci pierwsze pieniądze z tytułu abonamentu. Ja już wybrałem, tj. zostałem z Match. AM to dla mnie jak na razie produkt mocno niedorobiony.

W testach: Audeze LCD-X, Musical Fidelity MF-200 & HiFiMAN HE-Adapter

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20150720_090138850_iOS

Obrodziło, jutro kolejne publikacje, a tymczasem zapowiedzi nowych testów, produktów które do nas zawitały. Będzie mocno nausznikowo, bo wszystko co w tytule siedzi to albo słuchawki, albo coś pod słuchawki. I tak, po pierwsze, będziemy porównywać LCD-ki X z naszą referencją, redakcyjnymi LCD-3 (test). To słuchawki, które różnicą się dość znacząco od przetestowanych u nas dwójek (LCD-2 test), są lepiej wykonane, mają wiele cech wspólnych z wymienionym flagowcem Audeze. Firma wypuściła w zeszłym roku dwa modele – X oraz XC, z których ten drugi stanowi nową jakość w ofercie, bo jest modelem zamkniętym, a wszystkie dotychczasowe słuchawki Audeze były otwarte (inny, zamknięty model, to zamknięte EL-8ki, ich otwartą wersję testowaliśmy niedawno – patrz tutaj). Słuchawki prezentują się bardzo dobrze – czarne (i tylko takie) z wygodnymi padami, z obowiązkowym (już) fazorem, z konektorami dla oklablowania wykonanymi z metalu, nie z plastiku jak w dwójkach. W komplecie oczywiście są dwa, bardzo dobrej jakości kable (według mnie rekabling to bardziej dla zabawy w modyfikowanie brzmienia, a nie jego poprawę – tak na marginesie). No właśnie, mamy kabel XLR i bardzo dobrze, że mamy, bo oba modele LCDków przetestujemy z akcesorium HiFiMANa – adapterem  pozwalającym na bezpośrednie podpięcie słuchawek do stacjonarnego wzmacniacza: integry albo końcówki mocy. Adapter podpiąłem pod nasz router audio, który pobiera sygnał z wzmacniacza lampowego MiniWatt-a. Wszystkie źródła dostępne są z przełącznika Pro-Jecta (z serii małych pudełek), łącznie z gramofonem. Będzie więc można bardzo wygodnie przetestować wszystkie nauszniki, zarówno z plików, jak i z płyty kompaktowej (w tym SACD via PS3) oraz czarnej.

Poza tym, do redakcji dotarły także słuchawki Musical Fidelity MF-200. To następca modelu 100, który zbierał dobre recenzje, w ogóle wejście MF na rynek słuchawkowy było dość udane (dokanałówki oceniano także bardzo wysoko). Zobaczymy jak wypadnie ten model, a że świetnie się złożyło, bo w redakcji są także ADL H-128 (pisałem już że są genialne? Chyba tak… to powtórzę raz jeszcze, GENIALNE są, niebawem opis…) oraz Momentum OvE 2. Do niedawna sądziłem, że „niemców” nikt w mobilnym graniu nie przegoni, bo Momentum (od pierwszej generacji – patrz test tutaj oraz najnowszej, bezprzewodowej – patrz tutaj), są bezkonkurencyjne, ale… okazuje się, że wcale tak nie jest i bardzo dobrze. Mamy naprawdę coraz większy wybór wybornych słuchawek na wynos, takich na uszy (a nie w uszy) i tylko się cieszyć z takiego obrotu sprawy. W sytuacji, gdy słuchanie na wynos nie musi dzisiaj oznaczać jakiegokolwiek kompromisu jakościowego (w sensie, że źródła, materiał nie musi taki być) sprawa nabiera nowego wymiaru – tutaj też ma być na najwyższym, możliwym poziomie. I często tak właśnie jest. Tidal, opisany przez nas Loop, zaraz Roon, Qoboz i parę innych, nowych projektów daje nam alternatywę dla Spotify, Apple Music etc. Rosną zatem wymagania odnośnie tego co na wynos, bo aby w pełni docenić dźwięk (hi-resy, pliki DSD) trzeba mieć dobre słuchawki, dobry wzmacniacz i dobrego DACa. Względnie słuchać offline na jakimś topowym DAPie. Patrząc na ostatni news (smartfon London od Marshalla), niewykluczone, że „audiofilskie” telefonu to nie będzie li tylko ciekawostka. Piszę to trochę pół żartem, pół serio, ale w sumie, jeżeli klient się znajdzie, to i takie produkty w większej liczbie się pojawią. DAPy też muszą przejść ewolucję i wg. mnie będą albo dogadywać się z naszym telefonem, pełniącym rolę modemu (odbieranie połączeń, w ogóle całą komunikację i tak załatwi wkrótce jakiś smartwatch na ręce), względnie otrzymają moduły LTE. Ok, dość tych bajań o przyszłości niedalekiej, poniżej parę zdjęć z nadesłanymi niedawno słuchawkami oraz adapterem…

PS. Będzie także na dniach nowy Mini-i Pro od Matriksa (2015)

» Czytaj dalej

Muzyczny smartfon? Wow! Marshall właśnie takie coś pokazał

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
marshall-london-phone-1_3800.0

Szczerze powiedziawszy trudno się do tego odnieść. Rozumiem ideę, która przyświecała producentowi głośników bezprzewodowych oraz słuchawek (na marginesie z Marshallem od piecyków łączy tą firmę to, że kupiła prawa do marki, znaku) – dać ludziom telefon, który będzie nawiązywał stylem do firmowych produktów audio, dodatkowo wprowadzając w konstrukcji udogodnienia pod kątem słuchania muzyki. No i tutaj pytanie, na ile ten mariaż się udał? Dobrego smartfona musi cechować (w przypadku Androida, bo o Androidzie rzecz jasna jest mowa) odpowiednio wysoka wydajność, bardzo dobre parametry gwarantujące komfortową pracę, jak również solidny support. Z tym ostatnim, w przypadku zielonego robocika, bywa bardzo różnie, a firma, która do tej pory się w to „nie bawiła” pozostaje sporą zagadką w tym względzie. Tutaj mamy do czynienia raczej z low-endowym, aco najwyżej średniopółkowym telefonem, wyposażonym w 4.7″ ekran (720p), 2GB RAMu (na szczęście), wymienną baterię o pojemności 2500 mAh (nie najgorzej), z układem Snapdragon 410, z działaniem w sieciach LTE. Czyli taka niższa półka, jeżeli chodzi o dzwonienie. Ale w sumie nie o tym miał być ten wpis. Pomińmy zatem to co w telefonie najważniejsze ;-) i skupmy się na audio, bo trzeba przyznać że jest tutaj parę bardzo ciekawych, niespotykanych nigdzie indziej rozwiązań, przeniesionych ze świata wysokiej klasy odtwarzaczy muzycznych. Innymi słowy mamy pierwszego DAPfona ;-) i to nie jakiegoś czołowego producenta smartfonów tylko firmy, która specjalizuje się w produkcji urządzeń audio…

Po pierwsze ten telefon (nazwali go… Londyn), wygląda cholernie dobrze. Nie to, że estetyka Marshalla jest dla mnie wyznacznikiem wszystkiego co w audio najlepsze. Daleki jestem od tego, by tak uważać, choć oczywiste skojarzenia, czar i urok jaki rzuca piecyk są jakby poza dyskusją, do tego te nauszne modele słuchawek (testowaliśmy – patrz tutaj). W tym przypadku mamy właśnie taki produkt, który całym swoim ja woła: TAK MUZYKA JEST DLA MNIE NUMBER ONE. I ja to rozumiem, ja to w pełni popieram i się identyfikuję. Producent wyraźnie „jedzie” na tych naszych słabostkach, bo zdjęcia przedstawiające tytułowy produkt aż kipią od tego, co wywołuje przyspieszone bicie serca. Jest więc gitara elektryczna, która jakżeby inaczej możemy bezpośrednio podpiąć do telefonu. Zresztą ten został wyposażony w dwa gniazda jack na górnym boku, co jest wyraźną wskazówką dla użytkownika, nieprawdaż? ;-) Po drugie forma, obudowa, wszystko tutaj woła: JESTEM MARSHALL i cóż, muszę przyznać, że wygląda to przednio. Typowa faktura obić piecykowych z tyłu i po bokach, czarno-złota kolorystyka, loga… tak to jest definitywnie to. Przednim pomysłem jest umiejscowione z prawej strony pokrętło głośności, nie jakieś tam bezpłciowe przyciski tylko najprawdziwsze pokrętło do regulacji wzmocnienia. No, no. Jak sobie odchylimy wykonaną z materiału (ciekawy pomysł) tył obudowy (ten z fakturą piecykową), naszym oczom ukaże się szybkowymienna bateria. Poza tym różnica między zwykłym Androidem i Marshallfonem tkwi w powłoce oraz w dostarczonym z telefonem oprogramowaniu.

I tutaj, z tego co widzę, jest naprawdę konkretnie i coś czuję, że się tym produktem bliżej zainteresuję (sama forma jw. urzeka, ale to jednak trochę za mało). Co jest zatem z tym oprogramowaniem? Ano mamy tutaj jakiś mikser, wygląda na bardzo pro, mamy aplikację DJ-ską, która też prezentuje się niczego sobie. Jest oczywiście specjalnie przygotowany odtwarzacz softwareowy z bogatą regulacją, licznymi ustawieniami. No, no, no. Poza tym mamy ciekawy patent z dedykowanym przyciskiem M (jak muzyka rzecz jasna), dający bezpośredni dostęp do naszej biblioteki audio w telefonie (pewnie odpala się od razu odtwarzanie z wspomnianego odtwarzacza). Obiecują wysokiej klasy chip audio (i faktycznie tak jest, w środku znajdziemy Wolfsona WM8281). Dwa wymienione powyżej gniazda jack dają nam możliwość równoczesnego podłączenia dwóch par słuchawek. Do tego są dwa, zamontowane na froncie głośniczki. W komplecie dostaniemy dobre , firmowe dokanałówki. I tylko ta cena jakaś taka z górnej półki, bo bez umowy ma ten telefon kosztować 590 dolarów, a 600$ to umowna granica, gdzie zaczyna się cennik dla topowych modeli. Telefon trafi do dystrybucji po 20 sierpnia br.

Powiem tak… kupili mnie tą zapowiedzią, prezentacją. Poczekam, aż produkt trafi na rynek i postaram się go gruntownie przetestować…

» Czytaj dalej

Najlepszy DAC za 300zł = FiiO E10K. Test Olympusa 2 & E11K Kilimanjaro 2

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
E10K Olympus 2

Oba urządzenia FiiO typowo dla tego producenta wykonane są na wysokim poziomie. Wszystko spasowane, z metalu, żadne tam plastiki i tanie imitacje. To jest coś, za co cenię firmę, która od zawsze oferuje rozwiązania budżetowe, wręcz jedne z najtańszych z dostępnych na rynku. Chwali się takie podejście, bo tu nie ma klasycznego: „jak chcesz coś solidnego to solidnie za to zapłać”, tylko mamy nieklasyczne odwrócenie takiej polityki względem klienta – w FiiO mamy po prostu maksymalnie dużo (produkt) za maksymalnie mało ($). Widać, że się da, że metalowa obudowa wcale nie musi oznaczać rachunku opiewającego na tysiąc i więcej złotych. Cóż, są firmy, które w takim budżecie nie oferują niczego, albo oferują (nawet niezłe od strony brzmieniowej) urządzenia wykonane na poziomie nieporównywalnie gorszym od tego co prezentuje FiiO. Na szczęście znajdziemy także chlubne wyjątki (zazwyczaj są to chińscy producenci audio… wiadomo, w Europie z oczywistych względów nie da się tego powtórzyć), takie jak Xindac, czy Matrix, czy (mówimy o high-endzie do …3 tysięcy zł) Audio-gd. Powracając do bohaterów niniejszego artykułu – Olympus 2 kosztuje 299 złotych, a wzmacniacz przenośny Kilimanjaro 2 zaledwie 229. To naprawdę niewiele za coś, co dostajemy w zamian. A co dostajemy? O tym przeczytacie poniżej…

Zapraszam do lektury recenzji FiiO E10K Olympusa 2 oraz E11K Kilimanjaro 2: » Czytaj dalej

Nowy iPod Touch. Apple odświeża linię iPodów po 2 latach przerwy…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2015-07-15 o 17.36.06

W końcu coś się ruszyło w temacie jabłkowych grajków, wielu postawiło krzyżyk na jednym z symboli firmy. Symboli mocno wyblakłych, fakt, ale nadal ważnym dla firmy głoszącej wszem i wobec „miłość do muzyki”. Z tą miłością to bym nie przesadzał ;-) tak czy inaczej, Apple postanowiło wprowadzić nowy model swojego najbardziej zaawansowanego grajka. Co się zmieniło? Nowy iPod Touch to między innymi 128GB pamięci (jest taki wariant, pozostałe pojemności, to analogicznie do iPhone 16 oraz 64GB), nowy procesor A8 (64 bity – dali najnowszy układ, co się chwali – zazwyczaj w iPodach stosowano starsze procesory) oraz 8 Mpx kamera iSight (wcześniej była 5Mpx). Poza tym dodano układ M8, który odpowiada za obsługę czujników (redukując jednocześnie zużycie energii, bo odciąża w tym główny układ), wprowadzono nowe kolory (tak, jest złoty…). Gabaryty, ekran nie zmieniły się, czyli nadal jest to 4″ DAP, z systemem iOS. Kamera daje możliwość rejestracji w trybie slow-mo i ogólnie ma możliwości porównywalne do kamer, które zamontowano w iPhone (poza TrueTone – tego tutaj nie ma). , nie zmieniono nic w zakresie obsługi i możliwości dźwiękowych (niestety). Zmianie uległ za to moduł łączności – jest nowy, z obsługą szybkiej sieci w standardzie ac. Za 128GB wariant przyjdzie zapłacić 399 dolarów. Sporo. Odtwarzacz jest już dostępny w sprzedaży, można go od dzisiaj kupić. Ceny poszczególnych wersji:

…u nas będzie to prawdopodobnie:

16 GB w cenie 999 zł
32 GB w cenie 1199 zł
64 GB w cenie 1499 zł
128 GB w cenie 1999 zł

W przypadku iPodów Nano oraz Shuffle nic się w sumie nie zmieniło, poza nową, tożsamą z nowym iPodem Touch gamą kolorystyczną.

Dostępne kolory:

Wprowadzenie nowego iPoda Touch należy rozpatrywać głównie pod kątem ostatniej przebudowy biznesu muzycznego, zaoferowania usługi streamingowej Apple Music. Ciekawe, czy nowy grajek przyczyni się do zahamowania gwałtownego odpływu klientów od iTunes Store (spadająca sprzedaż plików) oraz spadającej sprzedaży iPodów. Niektórzy wręcz twierdzili, że Apple porzuci ten segment, byłoby to jednak o tyle trudne dla firmy, że iPod stanowi w jej przypadku produkt symboliczny, od którego zaczęły się rynkowe sukcesy Apple. Pojawienie się większej pojemności to niewątpliwie ukłon w stronę tych, którzy będą chcieli muzykę przenosić (możliwość zgrania pokaźnej kolekcji zapisanych bezstratnie plików), a nie strumieniować, z drugiej strony iPod będzie jw. wykorzystywany w promowaniu nowego Apple Music i wszelkich usług muzycznych jakie Apple ma obecnie w ofercie. Wątpię, czy uda się odwrócić trend spadkowy, iPod nadal będzie zniżkował, być może jednak nowy model zainteresuje osoby chcące zakupić coś z dobrą kamerą (niekoniecznie telefon), coś o dużych możliwościach w zakresie elektronicznej rozrywki, dodatkowo z gwarancją wsparcia na lata. Być może to ostatnie urządzenia z tego segmentu, ostatnie iPody jakie Apple wprowadzi na rynek. To całkiem prawdopodobne…

» Czytaj dalej

No i są! Pierwsze słuchawki @ Lightningu: Fidelio M2L Philipsa

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
898460

Wspominałem jakiś czas temu, że takie produkty pojawią się na rynku. No i pojawiły się, a precyzyjniej pojawił się pierwszy taki produkt. Dlaczego o tym wspominam? Bo to duża rzecz, generalnie chodzi tutaj o to, że zamiast konwertować cyfrę na analog w telefonie, przesyłamy bit po bicie do naszych słuchawek, które wyposażone są w DACa. O korzyściach jakie to przynosi możecie przeczytać w naszej recenzji Sennheiserów Momentum Wireless, które da się za pomocą kabla USB podpiąć bezpośrednio do źródła (najlepiej komputera). W przypadku philipsowych Fidelio M2L rzecz jasna nie podepniemy ich do PC czy do MACa bo tu jest rzeczony Lightning, coś co występuje wyłącznie w iPhone, iPadzie czy iPodzie. Siak czy tak, ominięcie konwersji w samym telefonie, tablecie czy grajku może przynieść wymierne korzyści jakościowe i z miłą chęcią to sprawdzę, pod warunkiem że dystrybutor marki w Polsce będzie miał ochotę wypożyczyć nauszniki do testów. A z tym może być różnie. Szukam obecnie sposobu na sprawdzenie Fidelio 2, które na tyle ciekawie wypadły podczas krótkiego, ale treściowego zapoznania, że zapragnąłem nieco dokładniej im się przyjrzeć. No cóż, zobaczymy czy się uda te produkty zdobyć do testów.

W przypadku tytułowych słuchawek, zaskakujące jest to, że to nie Apple, nie Beats taki model jako pierwsze wprowadziło, a właśnie Philips. Co prawda firma na P. lubi być pierwsza, iść w awangardzie i jest wielce dla branży audio zasłużona, ale jednak dziwi fakt pojawienia się takiego produktu pod auspicjami kogoś innego. W końcu Apple zaplanowało sobie ofensywę w segmencie audio-muzycznym, czego dowodem niedawna premiera Apple Music, przebudowa oferty, nowy serwis streamingowy. Na marginesie, będzie w iOS 9 dostępna możliwość strumieniowania w jakości 256kpbs. To co jest teraz oferowane – strumień 64/128 – to jest jakiś żart. Serio. No ale widać, że czy to z pośpiechu, czy może z jakiejś innej przyczyny (technicznej) musieli wystartować z bardzo słabą jakością strumienia. Bałaganu w bibliotekach nadal nie naprawili. Powracając do słuchawek, M2L pobierają z jabłkowego handhelda strumień bitów o maksymalnej jakości 24bit/48kHz (to ograniczenie iPhone oraz iPoda, w przypadku iPada dałoby się osiągnąć lepsze parametry tj. 24/96… zresztą sprawa nie jest przesądzona, być może z tabletem można to osiągnąć, w końcu przetwornik w słuchawkach potrafi poradzić sobie z muzyką w gęstych 24 bitowych formatach jw.) ; w przypadku rozmów mamy monofoniczne 24bit/48kHz, co oznacza, że jakość będzie tutaj stała na wysokim poziomie, niestety nie są te Fidelio wyposażone w mikrofon, co jest wg. mnie dużym przeoczeniem ze strony producenta.

Ważne – nie zastosowano żadnego układu DSP, żadnej skomplikowanej elektroniki w słuchawkach. Jest konwersja na analog przy samych przetwornikach (40mm), nie ma żadnego EQ, żadnego tuningu dźwięku. W sumie dobrze, bo niczego nie koloryzujemy, tylko idzie sama prawda do analogowych elementów odpowiedzialnych za reprodukowanie dźwięku tzn. do przetworników. Jak wspominałem w naszej recenzji, uważam, że obecnie nie tylko jest miejsce na tego typu rozwiązania (bardziej praktyczne jest USB, bo daje nam nie tylko możliwość podpięcia handheldów, zresztą nie ograniczonych do jednej marki, ale także komputerów z świetnym rezultatem, jak w przypadku wspomnianych Momentum), ale wręcz taka opcja może niebawem stać się jednym z ważnych elementów wyposażenia słuchawek. Aktywne systemy redukcji odgłosów z otoczenia stają się może nie standardem, ale wcale nie rzadko spotykaną funkcjonalnością – powoli nauszniki (i IEMy) zaczynają obrastać w elektronikę, stąd już tylko krok do wprowadzenia konwersji C/A w muszlach, potraktowania handhelda jako transportu cyfrowego. Rzecz jasna mamy tutaj skórkę, metalowy pałąk i ogólnie to, co w Fidelio zachwyca (jakość wykonania, materiały są bardzo dobre).

Słuchawki kosztują 299 dolarów. Z pierwszych testów wynika, że grają bardzo ładnie, trochę za mocno podkreślają bas, ale reszta pasma jest bardzo dobrej jakości. Czekamy zatem na kolejne produkty ze złączem Lightning, z wbudowanym DACiem. M2L są pierwsze, będą na pewno kolejne tego typu produkty. Mam nadzieję, że pojawienie się tego typu rozwiązań wymusi na Apple pewne zmiany w specyfikacji najnowszych iPhone, iPadów. Oby w końcu pojawiła się możliwość odtwarzania plików w najlepszej jakości (tzn. minimum 24/96, a najlepiej 24/192 czy nawet 384MHz). Konwersja DoP z DSD na PCM jest już możliwa, co pokazuje oprogramowanie na iOSa, takie choćby jak HiFiPlayer firmy Onkyo. To – w przypadku tego typu źródeł – wystarczające możliwości w tym zakresie, wprowadzenie natywnego odtwarzania DSD jest bardzo mało prawdopodobne (chyba że przy okazji dużej zmiany w specyfikacji, wprowadzenia jakiś zaawansowanych układów audio do jabłczanej elektroniki). Wraz z systemami ANC jakie coraz częściej goszczą w mobilnych nausznikach widać, wspominaną elektroniką (DAC, jakieś dodatkowe układy DSP) że w zakresie tego co na głowie – mimo zalewu rynku różnorodnymi produktami – jest jeszcze sporo do zrobienia i producenci niejednym nas w niedalekiej przyszłości zaskoczą. W sumie tylko się cieszyć, bo w zakresie samej technologii reprodukowania dźwięku obecnie jesteśmy na tle zaawansowani (myślę tu analogowych elementach odpowiedzialnych za finalny efekt brzmieniowy), że szczególnie odnośnie przenośnych modeli kierunek z umieszczeniem elektroniki w samych słuchawkach będzie mocno eksploatowany.

Może to przynieść bardzo konkretne korzyści, bo takie Active Noise Canceling (ANC) w Bose (QC25) naprawdę robi różnicę, te słuchawki bez takiego systemu byłyby tylko przyzwoitymi nausznikami, a dzięki systemowi potrafią mocno (in plus) zaskoczyć. Wspomniane Momentum z komputerem w torze w roli cyfrowego transportu to jest magia i w sumie można je w takim scenariuszu porównywać do dowolnych, nawet bardzo drogich słuchawek stacjonarnych, takie są dobre. Będzie zatem ciekawie, nie pozwolą nam producenci, inżynierowie na nudę, będzie się działo w słuchawkach niemało. Pewnie wysyp produktów z układami zaszytymi w muszlach czeka nas na początku 2016 roku (CES). Postaram się odwiedzić w tym roku Berlin (IFA) i sprawdzić na ile te moje przewidywania okażą się trafne…

PS. Dzisiaj Jutro zaległy test FiiO E10K2 oraz E11 plus parę zapowiedzi testów produktów, które do redakcji trafiły. Może uda się wyrobić przed weekendem z publikacją recenzji Pylonów Pearl 20 HG – zobaczymy.

» Czytaj dalej