LogowanieZarejestruj się
News

Kolejny maluch, przenośny DAC/AMP SB E5… Creative, jak Asustek, zawstydzi konkurencję?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
feature_05

Przed momentem pisałem o FiiO X1. Cena 399. Aluminium, 128GB, hi-resy, wygodne sterowanie. Tyle w temacie. Teraz napiszę coś o urządzeniu, które może stanowić uzupełnienie, kropkę nad i świetnego, a niedrogiego toru z wymienionym powyżej źródłem muzyki. Chodzi mi tutaj o nowego, przenośnego DAC/AMPa firmy Creative Labs, model E5. Tak, tej od dźwiękówek komputerowych. Podobnie jak z Asustekiem (też dźwiękówki dla PC początkowo), Creative ma ambicje wejść do salonu (patrz bezprzewodowe wielostrefowe głośniki, które zbierają dobre recenzje) oraz zaoferować produkty pod słuchawki. I to nie takie „komputerowe”, a pod rasowe słuchawki. Takim produktem niewątpliwe jest najnowszy DAC/AMP SoundBlaster E5. Powinien pojawić się w sklepach lada moment (premiera zapowiadana na październik)… patrząc zaś na możliwości, formę, jakość wykonania trudno dać wiarę, że ten sprzęt będzie kosztował jedynie 200$. To oznacza, że jego cena nie raczej nie przekroczy w Polsce pułapu 800 złotych. Ok, mamy w tej cenie np. takiego iFi Audio nano iDSD, są też inne propozycje (choć mniej funkcjonalne vide DragonFly Audioquesta w wersji 1.2), jednak tutaj funkcjonalność, możliwości biją na głowę wszystko, co się do tej pory pojawiło na rynku.

Nie wierzycie? To popatrzcie, co ten maluch oferuje… pełne OTG dla Androida oraz iOSa, asynchroniczny interfejs USB, przetwornik analogowo-cyfrowy dla wejścia mikrofonowego oraz rejestrowania dźwięku wreszcie wisienkę na torcie: interfejs bezprzewodowy Bluetooth z aptX oraz wsparciem dla AAC. W takiej cenie, takich rzeczy do tej pory nikt nie oferował! Bardzo dobry DAC/AMP Astell &  Kern AK10 (vel Beyerdynamic A200p – pod taką marką występuje rzecz w Europie), przetestowany zresztą u nas, dysponował znacznie skromniejszymi możliwościami. Głównymi elementami odpowiedzialnymi za dźwięk są bardzo dobre kości: wzmacniacz TI TPA6120A2 oraz przetwornik Cirrus Logic CS4398. Ten pierwszy, generalnie raczej nie kojarzy się z napędzaniem dokanałówek (możemy zmieniać gain – od 32 ohm… stąd pewnie nie każde „pchełki” dadzą się zintegrować), patrząc przez pryzmat materiałów prasowych urządzenie dedykowane jest przede wszystkim do współpracy z komputerem, może być też stacjonarnym DACiem (liniowo do zew. wzmacniacza). Producent obiecuje 8 godzin działania – przyzwoity, ale nie najlepszy wynik na rynku. Intrygująco przedstawia się firmowa aplikacja dla handheldów… czego tam nie ma. Oczywiście pełna obsługa hi-resów (24/192), wbudowany wzmacniacz ma zapewnić odpowiednie zasilanie nawet dla 600 ohmowych słuchawek. Postaramy się to zweryfikować jak tylko sprzęt będzie dostępny dla mediów. Poniżej specyfikacja (tym razem w j. ang.):

» Czytaj dalej

To może być sprzedażowy hit! Testy odtwarzacza FiiO X1 na HD-Opinie.pl

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
x1main

Czekamy na dostawę (rozchodzi się jak ciepłe bułeczki i nic dziwnego, o czym kapkę niżej), jak tylko do nas trafi szybko sprawdzimy możliwości najtańszego (śmiesznie taniego) odtwarzacza przenośnego hi-res firmy FiiO. X1, bo o nim tutaj mowa, to według mnie bardzo prawdopodobny następca takich legendarnych, popularnych playerów jak iPod Classic (właśnie zaprzestano jego produkcji) czy Sansa Clip. Tyle, że w tym wypadku mamy coś dysponującego znacznie większymi możliwościami, znacznie lepszym potencjałem. Odtwarzanie hi-resów (24/192) we wszystkich popularnych formatach to oczywiście pierwsza z rzeczy, które wyróżniają tego grajka na tle wspomnianych odtwarzaczy, ale to dopiero początek. Aluminiowa, solidna obudowa, bardzo dobry, czytelny interfejs, kółko nawigacyjne (yes, yes, yes!) oraz slot dla kart microSD, pozwalający na umieszczenie 128GB muzyki to rzeczy, których naprawdę nikt by się nie spodziewał po urządzeniu kosztującym… 99 dolarów! W Polsce X1 kosztuje 399zł, co nadal jest ceną nie tyle atrakcyjną, co okazyjną wręcz. Takiego odtwarzacza, w takiej cenie jeszcze nie było. Szczerze powiedziawszy nie widzę dla tego malucha konkurencji, a wręcz uważam że stanowi on bardzo poważne zagrożenie dla wszelkich DAPów na rynku – zarówno tych tańszych (co oczywiste), jak i droższych.

Dlaczego? Ano dlatego, że kupując transport pod postacią X1, możemy zawsze wpłynąć na jego brzmienie, podłączając na wyjściu liniowym jakiś zewnętrzny wzmacniacz. Ktoś mógłby powiedzieć, że lepiej byłoby wyprowadzić dźwięk w domenie cyfrowej, ale ja się z tym nie do końca zgadzam. Już tłumaczę. Miałem styczność z wieloma mobilnymi DAC/AMPami, poza nielicznymi wyjątkami brzmiały one gorzej od mobilnych wzmacniaczy. Rzecz jasna mówię tutaj o sprzęcie przenośnym, który dysponował niezłymi przetwornikami, na tyle dobrymi, by wyprowadzenie zer i jedynek nie dawało jakiejś wyraźnie zauważalnej zmiany. Co innego wzmacniacz. Te w smartfonach, tabletach, a także wielu grajkach są rachityczne, kiepskie, mają zasadniczy wpływ na to co usłyszymy podpinając słuchawki. I tutaj faktycznie przydaje się wyprowadzenie dźwięku w domenie analogowej na zewnętrzny amp. Bardzo dobrze obrazował w czym rzecz Matrix Portable – praktycznie, poza okazjonalnym podpinaniem iPada, grał u mnie właśnie jako wzmacniacz z iPodem oraz iPhone’em. To akurat przykład przeciętnego DACa w połączeniu (akurat częściej jest odwrotnie) z świetnym wzmacniaczem. Innymi słowy nic nie stoi na przeszkodzie, by nowego, taniutkiego jak barszcz playera FiiO podpiąć pod któryś z firmowych wzmacniaczy (z E12 może potencjalnie zdeklasować wiele drogich DAPów) lub np. coś z oferty iFi Audio. Na pewno przetestujemy taką możliwość u nas, szczególnie, że w dość zgodnej opinii pierwszych użytkowników X1 od strony cyfrowego źródła jest niemalże bezbłędny, ale przydałby mu się lepszy „napęd”. Dla mnie to w ogóle interesujący produkt, bo po pierwsze generalnie uważam że w DAPach wyjścia cyfrowe, bateria gniazd wyjściowych, są zazwyczaj zbędne, po drugie interfejs dotykowy w takim urządzeniu uważam za problematyczny, znacznie lepiej wg. mnie sprawdzają się przyciski, a najlepiej (cóż, przyzwyczajenia) – kółko.

Tutaj to wszystko, wraz z bardzo ładnym, funkcjonalnym interfejsem występuje, do tego solidna obudowa, bardzo kompaktowe rozmiary, wysoka jakość wykonania. Czego chcieć więcej? Moim zdaniem X1 może zawojować rynek, stać się potencjalnym następcą legendarnych, bardzo popularnych odtwarzaczy Apple, SanDiska oraz irivera. Nie ma tutaj mowy o sieci, to – w odróżnieniu od zbędnych wyjść/wejść cyfrowych, istotne udogodnienie (niestety mające bardzo negatywny wpływ na czas pracy na baterii), jednak można sobie stosunkowo prosto poradzić z tym brakiem. Opublikuję krótki test prawdziwego odkrycia, moduły BT z aptX, który zamienił moje Momentum w najlepsze słuchawki bezprzewodowe, jakie kiedykolwiek miałem na głowie. Dwa takie moduły, pracujące w trybie – jeden odbiornik, drugi nadajnik – mogą przemienić każde urządzenie audio w sprzęt zdolny do współpracy z bezprzewodowymi nausznikami. Wierzcie mi, naprawdę warto rzecz wypróbować! O tym jednak przeczytacie jutro wieczorem… Poniżej skrócona specyfikacja tytułowego DAPa…

» Czytaj dalej

Test Matrix Quattro AMP: dobry napęd dla słuchawek, szczególnie ze zbalansowanym torem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Audeze LCD3 & HiFiMAN HE-6_13

Nie ma wiele tego typu rozwiązań na rynku. Albo inaczej wielu takich rozwiązań, które w kompaktowej, przystępnej cenowo formie oferują w pełni zbalansowany tor dla słuchawek. Za to, po prostu, trzeba dodatkowo zapłacić. Fakt, przetestowany Quattro AMP nie ma typowego wyjścia XLR dla nauszników, trzeba odpowiedniego kabla, czy raczej adaptera dla naszych stacjonarnych, wysokiej klasy słuchawek (na rynku są zbalansowane IEMy, ale w tym wypadku trudno byłoby rzecz ze sobą połączyć, zintegrować). Możemy doprowadzić sygnał kablami XLR do tytułowego ampa, następnie za pomocą dwóch dużych audio jacków (6,3 mm) wyjść na słuchawki. Trochę to komplikuje sprawę, ale w sumie tylko trochę, no dla chcącego nic trudnego. Dlaczego zacząłem od tej kwestii, niejako od razu przechodząc do opisu konstrukcji. Bo wg. mnie właśnie ten element wyróżnia testowane urządzenie na rynku, jest to jeden z najtańszych o ile nie najtańszy, w pełni zbalansowany wzmacniacz słuchawkowy, jaki możemy nabyć na rynku. Już samo to jest ciekawe, ale oczywiście kluczową kwestią są nie tylko, czy nawet nie przede wszystkim możliwości takiego, czy innego sposobu przesłania sygnału (choć tutaj, jak sprawdziłem, można oczekiwać bardzo dobrych rezultatów, decydując się na tor zbalansowany), ale uzyskane przez Quattro AMPa brzmienie. To sprzęt, który możemy uznać za uzupełnienie dla Quattro DACa (zalecałbym taki właśnie zestaw, jako najbardziej bezkompromisowe rozwiązanie… wróć… zaraz po zestawie Quattro AMP plus X-Sabre :) ). Przetestowaliśmy kiedyś ten przetwornik (Quattro DAC), to bardzo dobry DAC, w sumie optymalne rozwiązanie dla tańszych, łatwiejszych do napędzenia słuchawek, na pewno można go polecić do modeli z przedziału 500-1200 złotych, będzie to dobry wybór. Jednakowoż w sytuacji, gdy na półce zawitały planarne HE-560 (niech Was nie zwiedzie „przyjazna” impedancja, te słuchawki wymagają odpowiedniego napędu), jakieś Audeze chodzą nam po głowie, mamy w kolekcji Sennheisery HD800, A kolega chętnie udostępni AKG K-812, które właśnie zrujnowały mu co nieco domowy budżet… wtedy warto o coś, co dysponuje większymi możliwościami. Quattro AMP dysponuje większymi możliwościami, jest znacznie mocniejszy od wzmacniacza dodanego do przetwornika w Quattro DACu. Gdyby nie równoczesny test potwora EF-6 (HiFiMANa), powiedziałbym, że ten kompaktowy (przy EF-6 wszystko jest kompaktowe, ale tutaj faktycznie konstrukcja jest raczej z tych umiarkowanych gabarytowo) gra potężnie, doniośle, energetycznie. Tak jest w istocie, choć na tle wspomnianego HiFiMANa właściwie każdy dostępny na rynku wzmacniacz słuchawkowy jest mikrusem, ułomkiem, po prostu znika przy bezpośrednim porównaniu. Tak, jednakże to tylko i wyłącznie w skutek bezpośredniego porównania obu konstrukcji, z których EF-6 można śmiało określić mianem nietypowej, unikalnej, z innej bajki. Gigantyczna (pod każdym względem) konstrukcja to ewenement na słuchawkowym firmamencie, po prostu takich wzmacniaczy słuchawkowych się nie robi, to Quattro AMP jest typowy, mieści się w przewidzianym miejscu, zajmuje niewiele przestrzeni… EF-6 wymaga niemalże specjalnego pomieszczenia, na żadną tam półkę, niewielki stoliczek, czy regał absolutnie nie wlezie. To bardzo, ale to bardzo nietypowa konstrukcja.

No dobrze, to odniesienie & porównanie mam już za sobą, mogę się skupić na produkcie Matriksa. W rozwinięciu przeczytacie co potrafi ten wzmak, jakie są jego mocne oraz słabsze strony, czy może stanowić ostateczne, finalne ogniwo słuchawkowego toru. Postaram się krótko odnieść się do wg. mnie właściwych z punktu widzenia użytkownika zestawień z konkretnymi modelami słiuchawek, bo Quattro AMP jest urządzeniem, które ma swoje preferencje, w niektórych przypadkach może być idealnym wyborem, w innych lepiej poszukać gdzie indziej. Wraz ze wspomnianym X-Sabre, w cenie nie przekraczającej dziesięciu tysięcy złotych, można na bazie obu produktów Matriksa oraz słuchawek za około 3000-4000 złotych, stworzyć docelowy tor dla nauszników – nie mam wątpliwości, że przy odpowiednim dobraniu źródeł będzie to słuchawkowy high-end, kompletne, całościowe rozwiązanie, z którym można żyć. Dobrze, to teraz czas na konkrety, zapraszam do lektury poniżej, w rozwinięciu…

» Czytaj dalej

Nowe modele iPhone nie są „hi-res” friendly. Nie ma obecnie mowy o 24/96 na wyj. słuchawkowym

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
iphone6-stock-photo

Kiepska wiadomość dla tych, którzy liczyli że wraz z wprowadzeniem szóstek do sprzedaży, będzie można (wreszcie) słuchać muzyki o jakości hi-res bez konieczności podłączania zewnętrznego DACa. Niestety, jak donosi MacRumors, na razie nie ma mowy o bezpośrednim słuchaniu plików 24/96 na wyjściu słuchawkowym. Innymi słowy możliwości szóstek są tożsame z poprzednimi generacjami telefonów z logo jabłka na obudowie. Warto przy tym nadmienić, że od strony wyposażenia, niczego nowym iPhone’om nie brakuje: mają nowoczesny, zintegrowany chip wykonany na specjalne zamówienie Apple, który jest zdolny do obsługi materiału 24/96… problem tkwi w oprogramowaniu. Liczono, że wraz z iOSem 8 zadebiutuje możliwość słuchania w jakości > niż 16/44. Obecnie, w przypadku iPhone tyle mamy na wyjściu słuchawkowym, na Lightningu jest 24/96, względnie 24/48… tutaj nie ma pełnej zgodności, co do częstotliwości próbkowania, wiadomo że iPady mogą via DAC grać 24/96 – sami korzystamy z takiej możliwości.

W przypadku nowych modeli zastosowano układ Cirrus Logic 338S1201, pochodną kości CS42L61 w którą wyposażone były iPhone 5. W przypadku tego ostatniego układu wspiera on natywnie konwersję C/A 24/96, co oznacza że także wcześniejsze modele bez przeszkód mogłyby grać hi-resy via audio jack. Apple prowadzi dziwaczną politykę ograniczania swojego sprzętu odnośnie możliwości brzmieniowych. Tak jak AirPlay jest rozwiązaniem gwarantującym dobrą jakość (choć o hi-resach można zapomnieć, bo jest to rozwiązanie do strumieniowania dźwięku o parametrach 16/44), to taki Bluetooth mógłby zamiast kiepskiego transferu 256kbps oferować jakość dużo lepszą (ale nadal gorszą niż AP, więc nie byłaby to wew. konkurencja) w ramach kodeka aptX. Niestety nie ma obecnie i zapewne w przyszłości nie będzie takiej opcji. Odnośnie dźwięku na słuchawkach, Apple chce wprowadzić na rynek nową grupę nauszników (własne Beats oraz opłaty licencyjne ściągane z licencjonujących technologię firm z branży… ostatnio pisałem o Philipsie, z jego najnowszymi Fidelio), które będą pozwalały na uzyskanie jakości hi-res nie z gniazdka analogowego, a za pośrednictwem wyłącznie cyfrowego złącza Lightning. Być może firmie zależy na tym, by tak to właśnie wyglądało – chcesz lepszej jakości, to kup dedykowane słuchawki. Byłby to wyjątkowo paskudny przykład chciwości, wprowadzania ograniczeń, blokowania swoich urządzeń od strony programowej w celu wyciągnięcia pieniędzy od użytkowników. Takie słuchawki @ Lightningu, same w sobie, są interesującą propozycją i mogę stanowić ciekawe rozwiązanie (zintegrowany w nausznikach DAC oraz wzmacniacz, wszystko dopasowane do przetworników, krótka ścieżka…), jednak uniemożliwienie skorzystania z wysokiej klasy słuchawek, jakie się wcześniej nabyło, stanowiłoby bardzo poważne ograniczenie.

Apple prawdopodobnie odblokuje w swoich handheldach (pytanie, czy we wszystkich?) możliwość odtwarzania hi-resów via audio jack. Jak wspomniałem powyżej, od strony technicznej nie jest to problem. Wiadomo, że trwają prace nad uruchomieniem sprzedaży plików 24bitowych w iTunes Store (będzie to zapewne próba odpowiedzi na malejące udziały iTunes na rynku cyfrowej dystrybucji audio), dodatkowo firma od jakiegoś czasu przyjmuje, akceptuje albumy, piosenki w formacie 24/44-96 nadsyłane przez artystów / wytwórnie. Składając wszystko do kupy widzimy, że muzyka hi-res w ekosystemie Apple tak czy inaczej, wcześniej czy później się pojawi. Pytanie tylko kiedy i dlaczego tak długo to trwa, dlaczego Apple ociąga się z wprowadzeniem tego elementu do swojej oferty? W sumie ostatnia konferencja (poza kontrowersyjnym pomysłem z U2) ominęła tematykę audio szerokim łukiem. Jest to o tyle dziwie, że Apple sporo ostatnio zainwestowało, kupując Beats Audio, stając się jednym z graczy w branży audio, graczy na polu sprzętu audio. Na pewno usłyszymy niebawem jakieś wieści z Cupertino na temat muzyki. Biorąc pod uwagę zapowiedzi oraz przecieki, będzie tego naprawdę sporo: streaming, czy precyzyjniej nowa usługa streamingowa audio, przeobrażenia iTunes, nowe produkty Beats, być może jw. hi-resy (dystrybucja oraz odtwarzanie na ihandheldach). Apple mogło „zachować” te nowości na czas premier produktów jednoznacznie kojarzących się z audio… mam tu na myśli przede wszystkim słuchawki Beats, choć całkiem niewykluczone że firma zaskoczy nas nowymi modelami iPodów (chyba, że te w ogóle znikną z oferty, co też nie jest wcale takie nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę usługi strumieniowania wymagające łączności komórkowej oraz spadającą sprzedaż odtwarzaczy z logo jabłka). W październiku ma być kolejna konferencja, niebawem więc dowiemy się jak to z tym całym jabłuszkowym audio będzie.

 

Nowe HiFiMANy HE-400i… duże zmiany w stosunku do poprzedników!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
hifiman he-400i

Nasze redakcyjne HE-400 postaram się niebawem skonfrontować z nowością HiFiMANa… nowym modelem HE-400i. To, patrząc na konstrukcję, zupełnie inne słuchawki, znacznie lepiej dopasowane do scenariusza, w którym zabieramy je gdzieś ze sobą. Innymi słowy, słuchawki „na wynos”, które w odróżnieniu od wcześniejszego modelu faktycznie mogą nam bez przeszkód towarzyszyć poza domem. Co prawda poprzednik też był tak reklamowany, ale głównie chodziło o przyjazną handheldom wszelkiej maści impedancję, która pozwalała na integrację nauszników z ortodynamikami. Te, jak wiemy, należą do wymagających, trudnych do napędzenia słuchawek, zazwyczaj skojarzenie ich z rachitycznymi wzmacniaczami wbudowanymi w smartfony, tablety czy (nawet) odtwarzacze przenośne, kończy się sromotną porażką. Fakt, można było HE-400 podłączyć, zresztą tak też je testowaliśmy, podpinając nauszniki do komputera (MacBook z Dragonfly’em), jednak o swobodzie noszenia można było zapomnieć. Twardy kabel, duża konstrukcja muszli, typowe dla stacjonarnych rozwiązanie dotyczące pałąka wraz z regulacją… to wszystko oznaczało, że owszem, da się te słuchawki potraktować jako coś, co zabierzemy ze sobą, ale raczej w podróż, słuchając „stacjonarnie” muzyki w pociągu, samolocie, a nie faktycznie przenośnie z handhelda, idąc sobie ulicą.

Z HE-400i jest inaczej. Konstrukcja bezpośrednio nawiązuje do rewelacyjnych wg. mnie HE-560-ek. Krótko miałem te genialne słuchawki na uszach i szczerze… to jest to, tzn. mamy tutaj i wybitnie dobry dźwięk, jak również wygodę, czy nawet swobodę od strony użytkowej, ergonomicznej. Super! Na pewno te nowości postaramy się u nas przetestować, konfrontując nasze wcześniejsze doświadczenia (test HE-6 niebawem opublikujemy). Patrząc pobieżnie na to co firma oferuje obecnie (HE-400 dostarczano w zwyczajnym, kartonowym opakowaniu, w przypadku nowości jest piękne, skórzane pudło), to jak prezentują się nowe modele, widzę że firma stale się rozwija, że faktycznie komuś tutaj zależy, a nie „jedzie na opinii”. Dobra informacja dla zainteresowany planarami, bo takich słuchawek na rynku jest niewiele, a wraz z nowym, tytułowym modelem możemy liczyć na coś, wydaje się, wyjątkowego. W cenie bliskiej 2000 złotych można będzie zakupić wysokiej klasy, jak to napisał dystrybutor, high-endowe słuchawki i (chyba) nie jest to tylko marketingowy slogan, a rzeczywistość. Przyjdzie, mam nadzieję, niebawem zweryfikować te opinie, testując nowe HE-400i… poniżej informacja prasowa oraz parę zdjęć najnowszych ortodynamików.

» Czytaj dalej

09.09.14 Konferencja Apple naszym okiem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Apple Conf 090914

Zupełnie nowe produkty (i nie mam tu na myśli iPhone), wprowadzenie ważnych, wnoszących istotne nowości, nowe możliwości, nowe usługi oraz usprawnienia, wersji mobilnego oraz komputerowego systemu operacyjnego oraz (niewykluczone) wprowadzenie wielkich zmian w systemie dystrybucji muzyki… tego mniej więcej możemy się spodziewać po dzisiejszej, chyba najważniejszej od czasu przejęcia steru przez Tima Cooka konferencji Apple. Będę relacjonować to wydarzenie, a właściwie to precyzyjniej, na gorąco postaram się o ocenę oraz subiektywny opis tego co pokaże firma z Cupertino podczas dzisiejszego wydarzenia. Najistotniejsze, z punktu widzenia branży audio, pytanie brzmi: Czy Apple zapowie ewolucyjną zmianę (koniec?) obecnego iTunes, narodziny nowego modelu dystrybucji opartego na miesięcznych opłatach, na subskrypcji? A jeżeli tak, to jaki to będzie miało wpływ na oferowane przez firmę urządzenia? Czy w związku z tym znikną iPody? Czy model oparty na płaceniu za piosenkę, album będzie utrzymany tylko i wyłącznie na potrzeby zapowiadanego przez niektórych wejścia Apple na rynek dystrybucji muzyki w bezstratnej jakości? Czy model subskrypcyjny będzie oznaczał progres do bezstratnego strumieniowania, a iTunes store zaoferuje hi-resy? Jak Apple zdyskontuje zakup Beats, w jaki sposób przełoży się to na oferowane przez siebie produkty, usługi (streaming jest tutaj moim zdaniem pewniakiem).

Muzyka rzecz jasna nie będzie głównym bohaterem – tutaj rzecz jasna dominującym produktem będzie iPhone oraz prawdopodobny iWatch. Jednak muzyka może być jednym z głównych motywów, szczególnie jeżeli Apple postanowi wprowadzić gruntowne zmiany w swoim wirtualnym kramiku, jeżeli całości będzie towarzyszyła poważna zmiana iTunes (rozumianego szerzej, a konkretnie jako model dystrybucji, łącznik, kluczowy element ekosystemu). Ten mianownik, wg. mnie, wymaga pilnej modyfikacji, odważnych decyzji. Czy tak się stanie, przekonamy się już niebawem. Nie można zapominać, że zapowiadane na WWDC nowości dotyczą innych dziedzin, takich jak zdrowie, jak płatności mobilne, jak integracja usług w obu systemach, jeszcze ściślejsza współpraca, współdziałanie handheldów z Makówkami, inteligentny dom itp. Liczę jednak na to, że Apple zaskoczy nas, informując o nowościach z zakresu audio i będzie to jeden z ważnych punktów konferencji. W końcu od iPoda to się zaczęło, od iPoda oraz iTunes. Od muzyki. Byłaby to ładna klamra, bo oczekiwania względem Apple są ogromne, a jednocześnie wiele rzeczy w „królestwie” zdążyła się wyraźnie zestarzeć, żeby nie powiedzieć zdewaluować. Sprzedaż „mp-3ek” za kilkanaście dolarów za album to nie jest coś, co dzisiaj ma przyszłość. Brak lepszej jakości muzyki, brak atrakcyjnego serwisu streamingowego, przy jednoczesnym inwestowaniu w ten segment (Beats) to coś, co mocno tu nie pasuje, nie koresponduje. To tylko jeden z elementów, ale istotny, bo powiązany z całym ekosystemem. Pytanie, czy oni zdążą to wszystko pokazać w trakcie dwugodzinnego spotkania? Cóż, w tym prezentowaniu, pokazywaniu są niewątpliwie mistrzami.

Ten wpis będzie aktualizowany… Aktualizacja (po konferencji)

» Czytaj dalej

Czas na douszne Momentum. Czy nowe dokanałówki Niemców będą równie udane, co nasze ulubione słuchawki „na wynos”?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Rust H_026

Dobre pytanie, na które postaramy się znaleźć w najbliższym czasie odpowiedź… Momentum wg. mnie są obecnie najlepszymi, przenośnymi słuchawkami jakie możemy znaleźć na rynku. Nie podaję do jakiej kwoty, bo moim zdaniem te słuchawki są zwyczajnie kasują konkurencję, łącznie z dużo droższymi modelami z katalogu Grado (mieliśmy na uszach oba modele przenośnych PS-500 i/e), testowanymi u nas Final Audio Design (topowy model Pandora Hope VI) oraz słuchanymi ostatnio nowościami z katalogu Beyerdynamika oraz Audio Techniki. Na razie żadne z przesłuchanych słuchawek nie zbliżyły się subiektywnie do droższych Momentum (w katalogu znajdziemy jeszcze tańsze, mniejsze On-Ear). Nowe Momentum In-Ear (ano właśnie) to słuchawki za 99 euro, czytaj w naszym kraju ich cena nie powinna przekroczyć sumy 550-600 złotych. Jeżeli będą oferowały podobne do nausznych braci umiejętności, podobną jakość dźwięku to chyba wiem jakie IEMy wylądują u nas wysoko na liście najlepszych dokanałówek. Ta lista póki co jest krótka, bo jak wspominałem wielokrotnie ja generalnie IEMów nie uznaję, jestem bardzo wybredny, takie słuchawki muszą być bardzo wygodne, poza tym że mają świetnie brzmieć (co w przypadku takich konstrukcji jest wg. mnie trudne do osiągnięcia, choć jak pokazują ostatnio przetestowane u nas Westony, czy FADy nie niemożliwe).

Jak będzie w tym przypadku, zobaczymy, tak czy inaczej cieszę się, że Sennheiser rozbudowuje ofertę w tym segmencie, rozwija tę, niezwykle udaną linię swoich produktów. Patrząc na konkurencję, mało komu udała się taka sztuka (znamy takiego kogoś?), to znaczy nie kojarzę żadnego z producentów (tych specjalizujących się w słuchawkach, jak i nie), któremu udałoby się wprowadzić na rynek całą, kompletną serię przenośnych słuchawek ocenianych jako te „naj”, okupujących wysokie miejsca w rankingach. Nowość nawiązuje (warianty kolorystyczne) do tańszych On-Ear. Oczywiście mamy pełną kompatybilność ze sprzętem przenośnym na Androidzie (ciekawe, czy faktycznie, patrz niżej) oraz iOSie. Metalowa obudowa, wysokiej klasy przetwornik, skierowanie wylotu pod kątem, w celu lepszego dopasowania aplikacji, wygodne gumki… cóż, prezentuje się to nieźle, ale takich konstrukcji na rynku znajdziemy obecnie całkiem sporo. Trzeba będzie rzecz obadać dokładnie, mam nadzieję że któryś ze współpracujących z nami dystrybutorów udostępni nam niebawem egzemplarz testowy. Poniżej galeria oraz specyfikacja słuchawek:  » Czytaj dalej

DIVALDI AMP 01 – stylowy wzmacniacz słuchawkowy z Polski

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Divaldi AMP 01

Wygląda na to, że trzeba będzie przy okazji najbliższych odwiedzin salonu na Trawki 7 (Premium Sound w Gdańsku) sprawdzić tego malucha. Wygląda – muszę przyznać – świetnie, pytanie czy równie świetnie gra? Panowie z salonu zachwalają, warto będzie to zweryfikować. Jak wiadomo lubię wspierać rodzime marki, uważam że nasze produkty często prezentują dobry poziom, bywa że dużo lepszy od wycenionych podobnie, albo znacznie wyżej urządzeń, akcesoriów konkurencji. Dotyczy to zarówno sprzętu audio, wzmacniaczy, źródeł, czy głośników, jak również wszelkiej maści akcesoriów (bez voodoo, bez kosmicznych cen, po prostu uczciwie wycenionych). Mam tu na myśli przykładowo kable Purple Rain, testowane na naszym portalu, czy bardzo dobre, również testowane u nas, alternatywne zasilacze do popularnych DACów, odtwarzaczy sieciowych oraz listwy zasilające (firmy Tomanek – właśnie trafiła do nas, na marginesie, najnowsza TAP8 z blokerami).

W przypadku tytułowego produktu, mówimy o czymś niewielkim, pięknie wykonanym, ze smakiem, dodatkowo wyposażonym nietypowo w… przedwzmacniacz gramofonowy z korekcją RIAA (!). To bardzo fajne, oryginalne połączenie, bo „przy okazji” będziemy mogli posłuchać na naszych ulubionych słuchawkach płyt winylowych (o ile jesteśmy fanami czarnego krążka i mamy dostęp do gramofonu). Zazwyczaj słuchawkowy pre to zazwyczaj osobne urządzenie do podłączenia ze wzmacniaczem zintegrowanym / mocy. W torze gdzieś tam pewnie trafi się wyjście słuchawkowe, ale pewnie będzie to takie sobie (jakościowo) gniazdko w integrze, względnie przedwzmacniaczu, które trudno będzie uznać za optymalne dla wysokiej klasy słuchawek. Te muszą mieć odpowiednie zaplecze, nie ma tutaj drogi na skróty… testując EF-6 HiFiMANa słyszę różnicę, wyraźną różnicę… uważam, że jest to kluczowy element toru, ważniejszy od źródła, ważniejszy od „zaplecza”. To fundament. Pytanie, czy niewielki DIVALDI AMP 01  (vel WS-1) będzie takim fundamentem dla słuchawkowego toru? Jeżeli gra podobnie jak wygląda, to odpowiedź na tak postawione pytanie będzie brzmiała: owszem, jak najbardziej. Patrząc na design, rzecz kojarzy mi się z dokonaniami mistrzów z Italii. Prezentuje się to wybornie, uwielbiam minimalistyczne w formie, ciekawie zaprojektowane urządzenia, ze szczyptą szaleństwa (byleby nie przesadzić ;-) ). Ta szczypta szaleństwa w tym przypadku to niewątpliwie pokrętło, pokrętło głośności które powędrowało na „sufit” (dodatkowo, dyskretnie podświetlane). Według mnie fantastyczny zabieg stylistyczny, odnośnie ergonomii zaś… o ile jest to sprzęt na biurko (a takim się zdaje), to jak najbardziej ma to sens. Pytanie, jak będzie się z DIVALDIM umieszczonym na stoliku audio w salonie? Zasilanie wyprowadzono na zewnątrz. Ciekawe jaki to zasilaczyk dostarcza energię temu maluchowi? Można samemu przekonać się jak to gra oraz jak się to obsługuje, odwiedzając wspomniany na wstępie salon, zabierając ze sobą ulubione słuchawki, względnie korzystając z możliwości sprawdzenia wzmacniacza z wieloma fantastycznymi nausznikami (znajdującymi się w stałej ofercie ww. sklepu).

Oto, co pisze na temat wzmacniacza producent:„Wzmacniacz słuchawkowy jest urządzeniem przeznaczonym do odsłuchu sygnałów muzycznych za pomocą słuchawek Hi-Fi najwyższej klasy wyposażonych we wtyk Jack 6,3mm. Wzmacniacz pracuje w klasie A, wykonano go, jako dwa oddzielne i odseparowane kanały mono, osobno dla lewego i prawego kanału. Wzmacniacz posiada dwa niezależne zasilacze dla lewego i prawego kanału. Montaż elementów elektronicznych jest wykonywany ręcznie w technologii przewlekanej. Wszystkie elementy elektroniczne dobrano i parowano ręcznie. Wzmacniacz nie zawiera elementów miniaturowych SMD. Obudowa wzmacniacza została zaprojektowana i wykonana z jednolitej, wysokiej, jakości bryły aluminium. Zasilanie urządzenia jest realizowane za pomocą dołączanego zasilacza z napięciem bezpiecznym 16 V AC zapewniającym odpowiedni zapas mocy.”  Uzupełniając, warto nadmienić, że za marką DIVALDI, stoi firma Mediam, dystrybutor takich marek jak Audion, Nottingham Analogue, Ortofon, Living Voice itdPoniżej, w rozwinięciu newsa, dane techniczne:

» Czytaj dalej

Bateryjne iFi Audio: iDSD nano, iDSD micro, iCan nano. Wizyta w salonie Premium Sound

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
iFi Audio_0a

O sprzęcie iFi Audio jest głośno, ostatnio nawet bardzo. Młodziutka marka, za którą stoi nie byle kto – specjalista od high-endowego audio, firma AMR, nie tylko doczekała się bardzo pochlebnych opinii, otrzymała także znaczące wyróżnienie: jeden z produktów, konkretnie iDSD nano, otrzymał nagrodę EISA 2014/2015 (o tym kto dostaje, dlaczego dostaje i kto za tym stoi nie będę się rozwodził, bo nie ma to większego sensu, to strata czasu). Postanowiłem przekonać się ile jest w tym całym szumie prawdy, sprawdzić samemu, na własnych uszach, jak to się ma do moich doświadczeń z podobnymi urządzeniami, sprzętem testowanym u nas na łamach HDO (NuForce, FiiO, Audioquest, M2Tech, Matrix etc.). Miałem (a właściwie to nadal mam) także dodatkowy powód, dla którego zainteresowałem się ofertą iFi Audio… przyszedł czas na zmiany mobilnego toru, głównie mam tu na myśli laptopa, który służy mi na co dzień do pracy, jest często zabierany w podróże. Fantastyczny M2Tech hiFace DAC to rzecz wybitnie pod stacjonarny tor, o czym zresztą wspominałem w naszej recenzji, mój prywatny Matrix Portable trafił w inne ręce (mam nadzieję, że nabywca ma tyle radości z użytkowania, co wyżej podpisany), DragonFly w wersji 1.0 nie można pożenić z handheldami. Handheldy. Tak, to źródło awansuje za sprawą takich usług jak WiMP HiFi (nie wszystko złoto, sporo albumów jest do niczego, ale trafia się wiele pereł, no i ten wybór!), rozbudowanych odtwarzaczy programowych (obsługa hi-res bez ograniczeń, w tym DSD vide USB Audio Player na Androida, czy HiFi Player Onkyo dla iOSa) do miana alternatywy, wygodniejszego, a czasem oczywistego wyboru, szczególnie gdy zależy nam na mobilności. Komputera nie zabiorę ze sobą wszędzie, poza tym muzyka towarzyszy mi na tyle często poza domem, czy poza jakimś innym miejscem, gdzie dłużej przebywam (pociąg, hotel etc.), gdzie mógłbym skorzystać z komputera, że zadbanie o jakość „tego co na wynos” staje się kluczowa, bardzo ważna. Zresztą, jak pamiętacie, wspominałem niedawno o tym, że obecnie duża część naszego obcowania z muzyką to słuchawki, to jakieś urządzenie które stale nam towarzyszy. Zazwyczaj jest to po prostu smartfon, czasami tablet, stąd konieczność zadbania o odpowiednią jakość tego, co dociera do uszu z tego typu źródła.

Sprzęt iFi Audio na pewno przykuwa uwagę ceną. Ta jest, jak na standardy branży, w której cztero-, czy pięciocyfrowe kwoty są czymś oczywistym, „naturalnym”, bardzo przyzwoita, by nie powiedzieć wręcz niska, budżetowa, kojarząca się z produktami z segmentu Lo-Fi. Ok, ten, często kluczowy przy podejmowaniu decyzji przez potencjalnego nabywcę element, prezentuje się bardzo atrakcyjnie, atrakcyjnie w zestawieniu z możliwościami, funkcjonalnością, konstrukcją oraz materiałami, które wykorzystano do budowy sprzętu oferowanego przez tytułowego producenta. Oczywiście rodzi to od razu pewną podejrzliwość, bo niestety znaczna część audioświatka, czy może precyzyjniej audiofilskiego światka, nie może zrozumieć, przyjąć do wiadomości, że to nie cena „gra”, że to nie cena czyni dany sprzęt wyjątkowym, idealnym narzędziem do reprodukcji dźwięku, do słuchania muzyki. Jak coś jest względnie tanie, to po prostu wg. co poniektórych nie może, bo nie, bo przecież jak… mój DAC za 30 tysięcy, musi grać lepiej o te prawie 30 tysięcy od produktu XYZ. Dodatkowym problemem jest to, że dzisiaj wykorzystane w budowie komponenty (układy, elektronika), materiały są często tożsame, identyczne w sprzęcie za może nie kilkaset, ale w cenie z przedziału 2000-5000 tysięcy złotych, a tym wycenionym na kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy. Przykładów na to jest całe mnóstwo, pamiętamy zdjęcia pokazujące wnętrze odtwarzaczy, urządzenia które właściwie niczym, poza ceną nie różniły się od siebie. To raz. Dwa – popatrzmy na wiele produktów z najwyższej półki, które zwyczajnie nie potrafią tego, co urządzenia sporo tańsze, co gorsza (dla tych droższych) nie chodzi tu tylko o wsparcie dla określonych formatów, ale właściwości, możliwości brzmieniowe. Całkiem łatwo wejść tu na minę. Czarowanie doborem (rzecz jasna właściwym) odpowiedniego kabla, różnego rodzaju mniej lub bardziej (są też takie!) przydatnych akcesoriów, jakże częstym pomijaniem (no tak, bo w pomieszczeniu z dobrą akustyką, gdzie zadbano o to, by grało, a nie „grało”, taki dużo tańszy sprzęt może zmienić perspektywę, to znaczy jak każdy dobry produkt zagrać po prostu świetnie, wpasować się w nasze potrzeby) miejsca w którym system ustawimy, w którym będzie grało to wszystko typowe grzeszki, typowe dla całego audioświatka.

Po tym, nieco przydługim wstępie, warto w końcu wspomnieć coś o urządzeniach, które podłączyłem do swoich, przenośnych źródeł. Miałem precyzyjnie ustalone, co z czym i na czym ;-) Posłuchałem przygotowanego wcześniej zestawienia paru testowych utworów na dwóch DAC/AMPach iDSD nano oraz iDSD Micro, poza tym do tej dwójki dołączył wzmacniacz iCan nano. Cechą wspólną wymienionych produktów było zasilanie bateryjne, rzecz wg. mnie nieodzowna w przypadku współpracy z handheldami (przetworniki bez własnego zasilania, mają zazwyczaj problemy z integracją vide wspomniany hiFace DAC, poza tym szybko wyczerpujemy baterię szczególnie w telefonie, co także nie jest bez znaczenia). Dwa mniejsze produkty można zaliczyć do grona sprzętu w pełni przenośnego, mobilnego, choć konstrukcja obudowy (spora kosteczka) nie za bardzo koresponduje z gabarytami współczesnych smartfonów czy tabletów. To pewien ergonomiczny mankament, bo „kanapka” z przylegającego do płaskiej obudowy handhelda przetwornika, wzmacniacza to coś, co i tak idealne nie jest (od, daleko takiej kanapce do ideału, ale tutaj trzeba godzić się na kompromisy odnośnie wygody przenoszenia, użytkowania mobilnego sprzętu), w przypadku wspomnianych urządzeń prezentuje się to bardzo tak sobie. Zastanawia mnie zastosowanie typowo komputerowego złącza USB-B w iDSD nano… w końcu tutaj właściwym adresatem nie jest komputer, tylko handheld, nie ma potrzeby, a nawet nie należy podpinać jakiegoś drogiego, zazwyczaj mało (albo w ogóle nie-) elastycznego kabla i tak zachodzi konieczność zastosowania odpowiednich przejściówek, złącz USB micro / Lightning czy 30 pin. Po co w takim razie takie coś w urządzeniu, które jednocześnie dysponuje (jak pokazał odsłuch) wyraźnie mniejszymi możliwościami po stronie wzmacniacza, dedykowanemu do współpracy z łatwiejszymi do wysterowania słuchawkami (przenośnymi), jakimiś dokanałówkami, względnie lekkimi, mobilnymi nausznikami (3.5mm wyjście), takie coś jak USB-B? Nie wiem. Druga sprawa to złącza RCA. Fajna rzecz do podłączenia pod stacjonarny tor, ale… znowu… ten sprzęt wg. mnie ma być, powinien być przede wszystkim urządzeniem podpinanym pod handhelda lub/i laptopa (w przypadku komputera przenośnego, podpinanym w scenariuszu mobilnym, nie stacjonarnym).  Tak więc złącza tego typu uważam w tego typu produkcie za zbędne, wystarczyło dać wyjście liniowe w formie gniazdka 3.5mm, tudzież (bardziej ambitnie) zastosować dodatkowo zbalansowane gniazda (ponownie w kompaktowym wydaniu, czytaj złącza jack). Tutaj nie ma żadnego dodatkowego zasilania, zewnętrznego znaczy się, wbudowany wzmacniacz nie zaoferuje nic więcej, ponadto co podano w specyfikacji.

» Czytaj dalej

Testujemy topowe dokanałówki Final Audio Design: Piano Forte IX. Pierwsze wrażenia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Piano Forte IX tyt

Niebanalny produkt, inny niż to, do czego przyzwyczaili nas producenci słuchawek dokanałowych. Nietypowa obudowa, wykonana całościowo z metalu, aplikacja bez jakichkolwiek gumek, miękkich wkładek, które przecież są standardem, czymś co spodziewamy się ujrzeć w tego typu produkcie. Tutaj jest zupełnie inaczej, te słuchawki onieśmielają. No bo jak, włożyć te metalowe „cosie” do ucha? Dodatkowo to jest ciężkie, bo jak wyżej wspomniałem całość wykonana jest ze stali nierdzewnej. Po co takie coś, zapytacie? Ano konstrukcja tych słuchawek nie jest przypadkowa, jest gruntownie przemyślana pod kątem fizjologii, ale nade wszystko brzmienia. Oto, co napisał na temat Piano Forte IX dystrybutor (Fonnex):

” (…) Najważniejszą częścią stanowiącą o jakości dźwięku jest tutaj końcówka z otworem. W zwykłych słuchawkach dokanałowych silikonowe wkładki zatykają kanał uszny. Jeśli kanał uszny pomiędzy membraną a błoną bębenkową jest zatkany, następuje dobry przekaz niskich tonów ale jednocześnie membrana narażona jest na oddziaływanie dużego ciśnienia, co powoduje pewne zniekształcenia.  Równocześnie silikonowe wkładki blokujące kanał uszny, same w sobie spełniają rolę membrany. Uszczelnianie i zwiększanie izolacji akustycznej tylko pogłębia zniekształcenia i pogłosy. Efektem tego są zdeformowane dźwięki o mętnym zabarwieniu. W serii Piano Forte pozbyto się silikonowych wkładek i skonstruowano słuchawki o jednolitej zintegrowanej budowie, które odtwarzają dźwięk naturalnej jakości, płynący wyjątkowo swobodnie i przestrzennie. Zwykle słuchając muzyki przez słuchawki mamy wrażenie jakby dźwięk rozbrzmiewał w naszej głowie. W serii Piano Forte powstały dźwięk dociera do nas płynąc przez przestrzeń, dzięki czemu odczuwamy muzykę w najbardziej naturalny sposób. Dodatkowo w zwykłych słuchawkach dokanałowych przetwornik jest odpowiednio dopasowany do uszczelnionego przez wkładki kanału słuchowego.  Pozbywając się wkładek, nie jesteśmy w stanie w żaden sposób delektować się muzyką przy zachowaniu standardowych parametrów. Stworzenie słuchawek bez wkładek dousznych wymagało więc wielu innowacji technicznych, takich jak skonstruowanie przetwornika o bardzo dużej średnicy. (…)”

A jak to wygląda w praktyce? Piano Forte IX definiują na nowo to, co można uzyskać wkładając coś du ucha. Niebywała szczegółowość, umiejętność komunikowania każdego wybrzmienia (niezwykła precyzja, to wypisz, wymaluj „szkiełko i oko”), fantastyczna barwa, naturalny dźwięk jaki się wydobywa z tych słuchawek to rzeczy, których po IEMach (jakie dobre by nie były) raczej się nie spodziewamy. To dźwięk zbliżony do wysokiej klasy słuchawek nausznych. Co więcej, nie gra nam w głowie, tylko mamy tu szerszą perspektywę, umiejętność kreacji sceny, przestrzeni jakiej byśmy się po dokanałówkach nie spodziewali. Te IEMy są bezlitosne dla gorszego źródła, słuchanie na nich kiepskich mp3 mija się z celem! Warto zadbać o odpowiednią realizację, bo w przeciwnym razie usłyszymy to, czego wolelibyśmy nigdy nie usłyszeć. Testowałem Forte IX m.in. z aplikacją WiMP HiFi. Tam, gdzie występował materiał w kompresji bezstratnej jakość była bez zarzutu. W sytuacji, gdy trafiał się utwór skompresowany stratnie (trafiłem na coś, co prawdopodobnie miało najniższe parametry oferowane w usłudze) i powiem Wam jedno: degradacja brzmienia była gigantyczna, tego nie dało się zwyczajnie słuchać. Uwagę przykuwa szczególnie niezwykle realistyczna góra, to słuchawki które potrafią oddać całe bogactwo górnego zakresu, soprany są detaliczne, precyzyjne, czasami wkradnie się w przekazie pewna ostrość, co wszakże nie powinno dziwić (tzn. nie powinien dziwić taki odbiór), bo jesteśmy po prostu przyzwyczajeni do zmiękczania wysokich tonów. Tak zazwyczaj grają testowane przeze mnie słuchawki. Tutaj jest zupełnie inaczej. Szkiełko i oko, ale nie w pejoratywnym sensie (ultraanalitycznego, zimnego brzmienia, pozbawionego „ducha”), bo mamy powietrze, mamy emocje, mamy fantastyczną średnicę (wokale!!!), wyrafinowany bas. Wyrafinowany, w tym wypadku oznacza, spleciony, koherentny, wpisujący się w cały przekaz. Tutaj nie ma żadnego podkreślenia, nie ma jakiegoś wypchnięcia, czy po prostu szczególnego zwracania uwagi na ten zakres. Tutaj jest spójność, kultura, idealna kontrola, co w połączeniu ze wspomnianą średnicą tworzy właśnie wyrafinowany fundament… niebywałe, że można coś takiego osiągnąć w takiej, teoretycznie mobilnej aplikacji. Czyste, high-endowe, przebogate, pełne smaczków brzmienie, nie ciepłe, nie zimne, nie ciemne – po prostu naturalne. Kapitalne oddanie klasycznych instrumentów… ta wiolonczela, te skrzypki, ten fortepian! To naprawdę robi ogromne wrażenie! W sumie te IEMy będą prawdziwym objawieniem dla melomana słuchającego dużo klasyki. O ile tylko w ogóle zainteresuje się …dokanałówkami… to musi koniecznie posłuchać tych słuchawek. Gwarantuje, że po takiej sesji zakiełkuje w jego głowie przedziwna myśl: zaraz, zaraz to może poza gramofonem, moim ulubionym odtwarzaczem i stertą płyt jest jeszcze jakiś inny świat? Ano, jest…

Napisałem: „teoretycznie mobilnej”? No właśnie, te słuchawki kompletnie nie nadają się do słuchania ich na rowerze, do biegania, a nawet do zwykłego przemieszczania się na zewnątrz w sytuacji, gdy mamy niewielki wiaterek. Konstrukcja obudowy, jej metalowy, opływowy kształt w połączeniu z wielkością (słuchawki wyraźnie odstają od małżowin), powoduje że wszystko nam furkoce. Furkotanie uniemożliwia w praktyce odsłuch, zaradzić temu można na dwa sposoby: robimy sobie klapki, przykładając dłonie do uszu (mało praktyczne, przyznacie), względnie kupujemy jakieś nausznice (najlepiej z futerkiem ;-) ) i mamy izolację. Izolacja od wiatru jest tutaj podstawą w przypadku grania na wynos. Nie ma innej opcji. Patrząc na rzecz z innej strony, Piano Forte (seria) to wg. mnie jedyne takie, właściwie stacjonarne słuchawki dokanałowe na rynku. Specyfika ich konstrukcji, fantastyczne możliwości brzmieniowe, w połączeniu z kanapą, fotelem dają wyborny, czy też najlepszy efekt. Przy czym, jak każde IEMy, te słuchawki są bezproblemowe odnośnie napędzenia, już z iPodem Touch (w którym moc wzmacniacza jest naprawdę …lilipucia) przy ustawieniu 70-80% robi się bardzo (dla mnie za bardzo) głośno. Nie trzeba zatem żenić ich z jakimś zewnętrznym wzmacniaczem, nie trzeba choć można… tutaj wszak idzie o jak najwierniejszy przekaz, a jakiś dobry, mobilny DAC (zazwyczaj rzecz zintegrowana właśnie z amplifikacją), czy wysokiej klasy DAP tylko tu pomoże, zapewnimy słuchawkom idealne, optymalne warunki. Tak czy inaczej, moim zdaniem zarówno z iPodem Classic (hi-resy 24/48) jak i wspomnianym Touch (hi-resy 24/48, WiMP HiFi) było wybornie, a słuchając na przetworniku USB Audioquest DragonFly (24/96) byłem zwyczajnie zafascynowany możliwościami tego produktu. Pożyczony na chwilę odtwarzacz Astell&Kern (niestety AK120 II koniec, końców nie dotarł do nas) to niewątpliwie świetne uzupełnienie dla tych słuchawek. IEMy stacjonarne? Trochę tak, czy raczej przenośne słuchawki do słuchania w skupieniu, w miejscu, gdzie da się usiąść, albo położyć się i odpłynąć.

Nie są to słuchawki idealne od strony ergonomii. Są ciężkie (co ciekawe, mimo gabarytów, nie wypadają), kabel lubi się zawijać, tworząc irytujące pętelki, przydałoby się w komplecie dodatkowe nosidełko (woreczek, względnie małe pokrowce na każdą ze słuchawek). Trzeba też zadbać o higienę, tzn. dość często czyścić obudowę. Widać, że priorytetowo potraktowano tutaj to, co najważniejsze – uzyskanie jak najlepszego, najwierniejszego brzmienia. I to się udało. Inne elementy były podporządkowane temu celowi, łączenie z funkcjonalnością (czy może przeznaczeniem). To nie są słuchawki służące do grania na wynos (patrz wyżej), a już na pewno do jakiejś aktywności – to nie jest taki produkt, to zupełnie nie to. To poniekąd odpowiednik wysokiej klasy, stacjonarnych słuchawek nausznych, tyle że w innej formie, w formie dokanałówek. Dla niektórych problemem będzie aplikacja (głęboka, czujemy wyraźnie że coś tam w tym uchu siedzi, coś się w nim znajduje… ale, no właśnie, ale w sumie słuchawki są całkiem wygodne, nie męczą), dla innych niemała cena… tak, ta nie jest niska, ale jak wyżej, to high-endowe słuchawki, to dźwięk który znacząco odbiega od tego, czego możemy spodziewać się w tego typu aplikacjach. Można wręcz powiedzieć, coś zamiast nauszników za parę tysięcy (cena FAD Forte IX wynosi 4499zł). Oczywiście pod warunkiem, że takie coś, to znaczy takie coś wkładane do uszu, nam odpowiada. Brzmieniowo to słuchawkowy olimp. Aż się boję, co mogą pokazać Forte X… mam nadzieję, że uda się je przetestować na naszych łamach i że będzie to test z najlepszymi źródłami przenośnymi (AK 120 II, iFi iDSD Micro etc.).

Na zakończenie (o kurcze, właściwie recenzja nam wyszła, a nie pierwsze wrażenia), parę słów na temat oprawy. Słuchawki otrzymałem zainstalowane na drewnianym postumencie, na czymś co zapewne bardzo pozytywnie będzie się kojarzyć wszystkim wielbicielom sushi ;) To wersja do salonu. Nabywca otrzymuje w komplecie piękne pudełko (patrz obrazek umieszczony poniżej). Cóż, w ogóle mnie to nie dziwi, to znaczy przywiązanie uwagi do szczegółów, do opakowania, do oprawy właśnie, to immanentna cecha japońskich produktów. Tutaj tak właśnie to wygląda. Samo „etui” w wersji „salonowej”, prezentacyjnej wygląda pięknie, kojarzy się jednoznacznie (Nippon!). Do kompletu brakuje tylko i aż jakiegoś woreczka, względnie jakiś pokrowców na same słuchawki. Ok, przydałby się jeszcze przyrząd (czy akcesoria) do czyszczenia. Prawdopodobnie, w najbliższym czasie, nieco jeszcze rozbuduję ten wpis i faktycznie będzie to finalna recenzja. Warto będzie napisać coś więcej o niebanalnej konstrukcji, wspomnieć o samej muzyce, którą słuchałem korzystając z tytułowych słuchawek. Poniżej, krótka fotogaleria…

» Czytaj dalej