LogowanieZarejestruj się
News

Chromecast Audio? Czekamy na nowe otwarcie! W tle Google Home

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
chromecast-audio

Do wpisu skłoniło mnie udane (jakościowo) pożenienie tego grzdyla (patrz nasza recenzja Chromecast Audio) z testowanymi właśnie w redakcji, wysokiej klasy przetwornikami C/A od ADLa (Furutech ADL Stratos) oraz Schiit-a (Gungnir Multibit DAC). Gra to naprawdę świetnie (naprawdę trudno uwierzyć, że transportem jest tu coś tak niepozornego, jak niewielki plastikowy dysk z wyjściem cyfrowo-analogowym), bo też Cast, w porównaniu z takim AirPlayem, oferuje znacznie więcej (od wynalazku Apple)… to więcej, to brak opóźnień podczas uruchamiania odtwarzania (zmora jabłczanego protokołu) oraz obsługę dźwięku o parametrach > 16/44. Tak, mamy tutaj hi-resów odtwarzanie, którego wcale nie przeceniam, ale wraz z prawdopodobną obsługą trybu bitperfect (AirPlay nie jest bitperfect!) oraz – widoczną, a raczej słyszalną – lepszą jakością odtwarzania muzyki, Cast (audio) wyraźnie góruje nad rozwiązaniem Apple odnośnie brzmienia.

To jedna strona medalu. Druga – nie mniej ważna – to sposób implementacji Cast i wsparcie w różnego rodzaju aplikacjach. I tutaj jest PROBLEM. Liczyłem na to, że szybko Cast stanie się czymś równie popularnym, co konkurencyjny protokół przesyłu audio-video. Niestety tak się nie stało. Nadal liczba serwisów, aplikacji współpracujących z Chromecast jest niewielka, w przypadku wideo jest nie najgorzej, natomiast w dziedzinie audio sporo wynalazkowi Google brakuje. Sporo. Spotify wiosny nie czyni, strumienie z webowych (za pośrednictwem przeglądarek) domen to jednak zupełnie inna para kaloszy niż wsparcie w natywnych aplikacjach. W tym zakresie niewiele się zmieniło i nadal nie da się po prostu uruchomić aplikacji (jak to ma miejsce w przypadku AirPlay) i puścić strumień na DACa. Niby mamy obsługę 24/96, ale co z tego, jeżeli większość odtwarzaczy audio nie ma ochoty współpracować z Chromecastem. Plex to oczywiście żadne rozwiązanie (to przede wszystkim kombajn av z naciskiem na wideo), to samo można powiedzieć o pluginie do VLC (nie działa to dobrze i znowu jest to rozwiązanie głównie pod przesył obrazu), nie każdy dysponuje NASem Synology. U nas w redakcji takowy dzielnie od lat nam służy, ale także w tym przypadku obsługa …chrupie. Tak czy inaczej to de facto jedyny, pewny sposób na odtwarzanie muzyki w maksymalnej jakości na Chromecast Audio. Chrupie, bo DS Audio to świetna rzecz na papierze (ogromne możliwości: transkodowanie, wszelkie formaty, współpraca ze wszystkim co się rusza, tzn. gra ;-) ), ale już w rzeczywistości szybkość oraz stabilność działania pozostawia niestety nieco do życzenia. Na szczęście sytuacja dynamicznie się zmienia :) I to nas cieszy bardzo, bo widoki dla Cast-a są obiecujące…

Gdzie jest Tidal? (odtwarzanie z komputera via Chrome to jednak średnia opcja) Gdzie popularne odtwarzacze takie jak foobar (mówię o natywnym wsparciu, a nie konieczności stawiania serwera, wykorzystania dodatkowego oprogramowania)? Gdzie Roon? Ten ostatni to moja największa nadzieja na wprowadzenie Chromecasta do świata PC Audio bez ograniczeń. Dlaczego Roon? Bo – krótko rzecz ujmując – developerzy stojący za tym projektem bardzo szybko reagują na to, co się dzieje na rynku. Szybkość wprowadzania obsługi formatów, urządzeń, dodawania nowych rozwiązań jest w tym przypadku godna pochwały, a o Chromecast, o wprowadzeniu obsługi tego rozwiązania mówi się w przypadku Roona od dłuższego czasu. Wspomniany Tidal to także prawdopodobne miejsce wprowadzenia obsługi Cast… mówią o tym developerzy, trwają prace. Tidal jest dostępny we wspomnianym Roonie – widać tutaj pewną korelację. Także implementacja rozwiązania Google w zakresie przesyłu dźwięku (oraz obrazu – nie zapominajmy o klipach w Tidalu) to prawdopodobnie kwestia niezbyt odległej przyszłości.

Dopiero pełne uwolnienie (jako alternatywa) Chromecasta od strumienia nadawanego z internetowego adresu, możliwość bezproblemowego połączenia z dowolnymi usługami, aplikacjami, materiałami zgromadzonymi w domowych bibliotekach pozwoli rozwinąć skrzydła pomysłowi Google na pełną integrację multimediów w ramach firmowego rozwiązania. Myślę, że dodatkowym impulsem jaki przyspieszy zmiany i je wymusi będzie wprowadzenie na rynek nowego produktu tj. Google Home, czyli odpowiednika Echo/Alex-a od Amazona – będącego połączeniem bezprzewodowego głośnika z asystentem cyfrowym (Home bazuje na Chromecast, nie na Androidzie, co warto podkreślić). To, co pokazano na ostatniej konferencji I/O w Moutain View daje przedsmak tego, co nas czeka. Chromecasty, Cast zintegrowany z interfejsem głosowym to coś, co będzie kolejnym krokiem na drodze wdrożenia inteligentnego sterowania mieszkania, domu, w tym także obsługi sprzętu audio-wideo. Wspomniany Roon daje możliwość zawiadywania wszystkim (system audio) za pośrednictwem dowolnego ekranu, taki Google Home (o ile będzie współpracował z Roonem) to kolejny krok: zamiast szukać ekranu, mazać po wyświetlaczu, wystarczy prosta komenda. To przyszłość obsługi, nawet bardzo złożonych, rozbudowanych instalacji AV – nie mam co do tego żadnych wątpliwości! W najbardziej ludzki, naturalny sposób, będziemy mogli szybko (to b. ważne), bezproblemowo („gdzie ja to położyłem” odejdzie w niepamięć) i co istotne – bez żadnej wiedzy na temat interfejsów, urządzeń, systemów obsłużyć dowolny zestaw AV. Tak to powinno i tak będzie (docelowo) wyglądać.

Jak widać, zahaczamy o tematykę inteligentnego domu i ten aspekt rozwoju elektroniki użytkowej na stałe zagości na naszych łamach. Nie, nie chodzi tutaj o całokształt tego zagadnienia – nie mam takich ambicji (to raz), chcę to połączyć z tym, co stanowi główny motyw publikacji @ #HDOpinie. Audio (przede wszystkim) oraz wideo (także – vide nasze artykuły o Netfliksie, o Chromecast wideo i pojawiające się od czasu do czasu wpisu dotyczące obrazu na naszym portaloblogu) to coś, co w oczywisty, naturalny sposób „pójdzie” na pierwszy ogień, bo właśnie obsługa systemów multimedialnych z definicji jest tym, co ma czerpać główne korzyści z funkcjonowania inteligentnych rozwiązań „smart home”. To, co obserwujemy teraz, to nowe otwarcie w tym zakresie, bo do tej pory było to po pierwsze niszowe, po drugie drogie, po trzecie wymagające projektowania skomplikowanych instalacji, bazujących na jakimś zamkniętym oprogramowaniu (nawet jeżeli nie zamkniętym to… właśnie… niszowym, rozwijanym lokalnie, zintegrowanym z niewielką liczbą produktów etc.).

Wraz z wprowadzeniem nowych rozwiązań przez Amazon oraz Google (premiera rynkowa Home nastąpi po wakacjach) daje zupełnie nowe możliwości i faktycznie pozwala na popularyzację idei inteligentnego domostwa bez żadnych specjalnych przygotowań po stronie klienta. Warunek to otwarcie na produkty, rozwiązania jakie są oferowane już teraz na rynku. Rozumie to Amazon, mam nadzieję, że zrozumie także Google (na razie nie będzie API dla developerów, ale – jak zapowiadają – ma to szybko ulec zmianie). Taki głośnik, czy tylko stacja z wbudowanym mikrofonem (produkty uzupełniające vide Amazon Echo) to właśnie łącznik i gotowy interfejs, docelowy interfejs obsługujący sprzęt grający, wizyjny w domu, mieszkaniu (nie wspominam tutaj o agd i całej reszcie, bo jw. nie jest to tematyka, którą chcę poruszać na łamach HDO).

Poza wspomnianymi klamotami, do redakcji trafił produkt, który wpisuje się w to, co napisałem powyżej. Nie jest to ani produkt Amazona, ani tym bardziej Google (bo na niego trzeba będzie poczekać), ale coś pełniącego podobną rolę (minus obsługa głosem) – odtwarzacz mutlimedialny Dune HD Solo 4k z obsługą standardu Z-Wave (smart home). Testujemy to, to (niebawem zapowiedź na łamach) wraz z inteligentną wtyczką ścienną (fibaro), mamy także na co dzień do czynienia z produktem Belkina (WeMo). Oczywiście takie rozwiązania jak opisane powyżej sprawdzam pod kątem wykorzystania w redakcyjnej instalacji AV. Tym, co stanowić będzie nową jakość, to wprowadzenie cyfrowej asysty ze sterowaniem oraz wyszukiwaniem treści, zrozumieniem kontekstu wypowiedzi użytkownika, umiejętnością nie tylko uruchomienia, sterowania, ale także dodatkowej interakcji (dodatkowe informacje, sugestie idt. itp.) ze strony takiego, nowoczesnego, opisanego powyżej rozwiązania, podobnego do tego co oferuje Amazon oraz (za moment) będzie oferowało Google.

Podsumowując, czekam na integrację Cast w oprogramowaniu av oraz integrację Cast w ramach inteligentnego domu. To właśnie ostateczny cel, który jest już blisko, coś co pozwoli na wygodne połączenie wszystkich klocków w całość. Mam nadzieję, że Google sprosta, bo ma ku temu największe możliwości i jest najbliższe stworzenia czegoś kompletnego, uniwersalnego, a do tego czegoś, co szybko stanie się standardem, szybko uda się spopularyzować na masową skalę. BTW o Google Home jeszcze u nas nie raz przeczytacie. :)

Czekam z niecierpliwością…

PS. Odtwarzając muzykę z Chromecasta Audio na Gungnirze via optyk nie mam wrażenia, że po drugiej stronie kabelka wisi coś, co kosztuje ułamek ceny przetwornika, do którego podłączony jest google’owy streamer… wręcz przeciwnie – jestem zaskoczony, jak dobry to dźwięk! W recenzji DACa szczegółowo się jeszcze do tego odniosę, porównując to co słyszę z brzmieniem uzyskanym z komputera (podłączonego do Schiit-a via USB). Także, moi drodzy, naprawdę nic nie stoi obecnie na przeszkodzie, by zbudować sobie wielostrefowy system odtwarzający muzykę bezstratnie, w bardzo dobrej jakości, za śmiesznie małe pieniądze!

AKTUALIZACJA: Prace nad implementacją CAST w ROONie idą pełną parą! Mamy potwierdzenie ze strony developera, że obsługa Chromecast Audio (w przyszłości także Google Home) jako end-pointu pojawi się wraz z kolejnymi aktualizacjami. BOMBA!

Prawdopodobnie będzie to działało w podobny sposób co strefy airplay’owe… hi-resowe granie za śmieszne pieniądze w dowolnym miejscu w domu? Ano właśnie! Więcej na forum wsparcia roonlabs. I jeszcze jedno – już teraz można de facto wykorzystać Chromecasta w systemie opartym na Roonie (solucja w ostatnich wpisach na ww. stronie).

Warner Music z długoterminową licencją na MQA!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
WARNER

To pierwsza z wielkich wytwórni fonograficznych (tzw. majorsów), która zdecydowała się na implementację tego rozwiązania w swoim katalogu. Taki krok ze strony Warnera oznacza, że MQA przestaje być rozwiązaniem może i ciekawym, ale póki co niszowym, a czymś, co może przeistoczyć się w przyszłościowy sposób zapisu muzyki. Oczywiście w tle mamy streaming, bo właśnie strumienie są tutaj kluczowe, a MQA ma pozwolić na oferowanie muzyki nie tylko bezstratnie, ale jeszcze dodatkowo w lepszej jakości niż do tej pory (w praktyce strumienie, poza niewielkimi wyjątkami, nie przekraczały bitrate płyty kompaktowej – tutaj będzie można zaoferować jakość hi-res). Wspominałem wcześniej o wprowadzeniu tej technologii przez Tidala (tyle, że na razie jeszcze w ograniczonym zakresie tj. paru lokalizacjach, nie globalnie), który jest rozpoznawalny, gdzieniegdzie nawet popularny, ale nie może być sam jeden narzędziem do popularyzacji tytułowego rozwiązania.

Krok milowy? Nie inaczej, bo za Warnerem pójdą inni. A to oznacza bardzo duże zmiany w usługach streamnigowych, bo o to pojawi się gotowy patent na przesyłanie muzyki o jakości studio mastera, przy zredukowaniu transferu do poziomu zbliżonego do dzisiejszego wykorzystania pasma. To całkowicie wykonalne, ciekawe kto z wielkich graczy (fonograficznych) dołączy oraz (co równie istotne), które z głównych serwisów streamingowych pójdą śladem Tidala. Czy będzie to Spotify? Czy może na WWDC wraz z bardzo poważną (tak mówią, ciekawe co z tego wyjdzie) przebudową iTunes zaprezentowana zostanie nowa wersja usługi Apple Music (oraz sklepu z muzyką do kupienia)? Firmie jabłczanej może bardzo zależeć, bo dochody ze sprzedaży albumów, piosenek szybko się kurczą, a maksymalizacja zysku (na pewno utwór nie będzie imho kosztował 99 centów, na pewno będzie droższy) to coś, co „Kupertyńczycy” opanowali do perfekcji. Do tego droższe abonamenty w AM… tak, to całkiem prawdopodobne, szczególnie, ża MQA może być stosunkowo łatwo wprowadzony do kramiku Apple (od strony technologicznej to żadne wyzwanie).

Uzyskanie idealnej jakości w przesyle strumieniowym może oznaczać ostateczny rozbrat z fizycznym nośnikiem. Rozbrat nie oznaczający zniknięcia płyt z rynku, a raczej ich marginalizacji, z jednoczesnym zaoferowaniem kompaktu (z winylem tak to właśnie wygląda) jako ekskluzywnego, specjalnie wydanego materiału, często w wersji nigdzie indziej (czytaj w Internecie) nie spotykanej. Płyta stanie się zatem niszą, ale właśnie taką niszą dl a konesera. To jak z czarnym krążkiem, który powrócił w chwale po ćwierć wieku niebytu (niemal) i obecnie stanowi właśnie taką odskocznie od tego co zero jedynkowe w konsumpcji muzyki. MQA może to wszystko jeszcze dodatkowo przyspieszyć, dla dużej części konsumentów taka zmiana de facto przejdzie (zapewne) niezauważona, ale dla całej branży będzie to bardzo ważna cezura. Warner zapoczątkował ten proces i raczej nikt go już nie powstrzyma…

USB-C uniwersalnym portem audio? Intel chce wyrugowania audio jack 3.5

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-05-01 o 23.52.58

Kto wie, niewykluczone i być może. To bardzo nęcąca perspektywa – jeden port do wszystkiego, funkcjonujący jako standard nie tylko w komputerach, ale także handheldach. I faktycznie w przypadku Androida widać trend na stosowanie nowego USB w telefonach. Czekamy na tablety, a także na decyzję Apple co dalej… czy ograniczyć USB-C tylko i wyłącznie do komputerów, czy może zrezygnować z Lightninga i wprowadzić nowe, uniwersalne złącze, pasujące docelowo do wszystkiego. Ciekawe co zrobią, szczególnie że branża elektroniki użytkowej jest bardzo zainteresowana wprowadzeniem jednego, kompatybilnego ze wszystkim interfejsu we/wy. Nowe USB jest idealnym kandydatem, a w wersji obecnie wdrażanej, wiodącym rozwiązaniem integracji wcześniejszych złącz, interfejsów w ramach spójnego, jednego portu „od wszystkiego”. Cel jest ambitny, pytanie na ile realny. Nie zapominajmy, że tylko od decyzji wszystkich zainteresowanych (branża) zależy, czy USB-C będzie np. egzystował  w roli kluczowego interfejsu audio jako ciekawostka, czy też jako powszechnie uznane (jako standard) zostanie wybrane coś zupełnie innego (nie widzę niczego takiegoW przypadku nowego USB-C 1.2 mamy integrację Thunderbolta 3, co dla niektórych może stanowić ważny fakt ułatwiający podjęcie decyzji, czy „w to wchodzić”.

Jedno gniazdo do wszystkiego jest czymś, o czym od dawna się mówiło, choć urzeczywistnienie tej wizji jak widać zajęło sporo czasu. Teraz faktycznie nie ma żadnych przeciwwskazań, by w końcu uprościć interfejsy, ujednolicić sposób podpinania czegokolwiek do nowych komputerów i handheldów. Intel doskonale zdaje sobie sprawę, że obecnie audio to Internet, to streaming lub pobieranie kontentu z sieci. USB-C pozwoli na wywalenie wszystkich zbędnych złącz, w tym tych klasycznych (od zawsze) tj. gniazdka jack, jak porty AV (HDMI), osobne rozwiązania dla szybkich interfejsów (*wspominany Thunderbolt). Apple jako pierwsze wspominało o wyrzuceniu za burtę gniazda audio jack z iPhone. To oczywiście nie oznacza, że firma zdecyduje się na zastąpienie dość świeżego jeszcze, własnego interfejsu Lightning (stosowanego od iPhone 5 oraz iPada czwartej generacji). To dopiero nieco ponad 3 lata od chwili wprowadzenia tego nietypowego, ograniczonego do własnego ekosystemu, rozwiązania. Jabłko korzysta finansowo na licencjonowaniu produktów, akcesoriów działających na tym interfejsie. USB-C oznaczałoby poważną zmianę polityki w tym względzie.

Jedno jest pewne, coś wielkiego wisi w powietrzu i dni starych interfejsów audio wydają się być policzone. Intel intensywnie pracuje nad specyfikacją USB-C audio, która to ma dać branży IT oraz branży audio nowy standard, pozwalający z jednej strony na tworzenie pracujących dłużej na baterii, jeszcze lżejszych i jeszcze cieńszych handheldów, z drugiej zaś na przeniesienie konwersji C/A ze źródła (które odtąd stanie się transportem dla zer i jedynek) do efektora (słuchawek głównie). Może to spowodować wzrost jakości odtwarzanej muzyki, jednak podkreślam – może – nie musi tak się stać. To, czy tak się stanie zależy od splotu wielu czynników, z których najważniejszą wydaje się pełne porozumienie producentów, przemysłu z ustaleniem wspólnego mianownika dla elektroniki użytkowej oraz sprzętu audio. Mam nadzieję, że uda się to zrobić, bo w przeciwnym razie będzie chaos i nic z tego sensownego nie wyjdzie. Wielozadaniowość nowych generacji słuchawek (np. monitoring aktywności, pomiar pulsu w dokanałówkach) wraz z przeniesieniem całej elektroniki odpowiedzialnej za ostateczny rezultat jakościowy (muzyka) do muszli, obudów przetworników IEMowych wyzwoli nowy impuls, da potężny bodziec dla producentów, którzy zapewne skwapliwie skorzystają z sytuacji. Nowe produkty to kwestia paru najbliższych miesięcy. Sprowadzenie do roli transportu (wyłącznie) smartfona, tablet czy komputer to realizacja jednego z głównych postulatów dotyczących poprawy brzmienia z plików, ze sprzętu komputerowego. Na plany w tej materii zareagowały błyskawicznie firmy z Chin, wprowadzając na rynek pierwsze telefony pozbawione wszystkich innych gniazd poza USB-C.

Byłoby wspaniale, gdyby cała branża wybrała coś uniwersalnego, coś co w praktyce zostało właśnie na rynek wprowadzone. Problemem może okazać się niechęć Apple do zmiany dotychczasowego interfejsu we/wy z urządzeń na iOS na coś innego. To jeden z hamulcowych szybkiego spopularyzowania USB-C na rynku. W przypadku Androida nie będzie takich problemów, adaptacja już następuje. Poza tym jest jeszcze cała branża audio, która musi dopasować się do nowego sposobu komunikacji urządzeń mobilnych ze sprzętem grającym. Kabel USB-C może okazać się niezbędnym elementem rzeczywistości (w perspektywie 5 letniej, bo będzie to na pewno proces rozłożony w czasie), jednak zanim to nastąpi, nadal klasyczne interfejsy będą w użyciu i nie wyjdą z mody.

 

ROON RAAT: ekosystem ROONa właśnie powstał!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
RAAT@ROON

Najnowsza aktualizacja naszego produktu roku 2015, front-endu (na marginesie to nazwa już nieadekwatna, zważywszy opisywane w niniejszym wpisie zmiany) ROON, który pojawił się niecały rok temu na rynku i od razu stał się punktem odniesienia dla wszystkich, dostępnych na komputerach/elektronice mobilnej rozwiązań z zakresu obsługi muzyki z pliku. To, co wnosi najnowszy software oznaczony numerkiem 1.2 to krok milowy w rozwoju tego oprogramowania. Od teraz można już śmiało pisać o ekosystemie, o czymś więcej niż tylko front-end, interfejs dla audio granego z komputera. Możliwości najnowszego ROONa wykraczają znacząco poza to, co przyjęło się uważać za nawet najbardziej rozbudowane rozwiązanie typu komputerowy odtwarzacz softwareowy, to coś, co według mnie nie ma odpowiednika na rynku. Kluczową sprawą jest PROSTOTA I PRAKTYCZNIE SAMOKONFIGUROWALNOŚĆ  tego rozwiązania. ROON to idealne rozwiązanie dla wszystkich reagujących alergicznie na często rozbudowane, wymagające jednakowoż doświadczenia (w zakresie sprzętu komputerowego), skomplikowane programy, na konieczność dostosowania systemu komputerowego, odpowiedniego przygotowania interfejsów audio, aby w ogóle zagrały etc. Tutaj wszystko jest podane na tacy! I to jest moi drodzy piękne i to ROBI GIGANTYCZNĄ RÓŻNICE! Osoby zainteresowane opisem tego software odsyłam do naszego testu, recenzji (patrz link powyżej), tutaj skoncentruje się na wprowadzonych przez developerów zmianach. A tych jest sporo i są kluczowe dla rozwoju ROONa. Zatem po kolej…

Po pierwsze od teraz każdy sprzęt audio identyfikowany przez oprogramowanie jest rozpoznawany jako Roon Advanced Audio Transport. Dzięki temu możemy skorzystać z wszystkich możliwości jakie daje software, od bardzo prostego konfigurowania interfrejsów audio (wszelkich, na jakie macie ochotę: przede wszystkim DACów, ale także współpracujących bezpośrednio streamerów, rozwiązań bezprzewodowych/strefowych tj. głośniki, stacje audio, streamery AirPlay/SKAA/DLNA/uPNP itd. itp.) po tworzenie stref z inną muzyką, grupowania urządzeń w strefy, wygodnego zawiadywania wszelkimi dostępnymi przez użytkownika źródłami muzyki oraz integracją z Tidalem. To plus pełna obsługa wszystkich istotnych technologii zapisu muzyki w pliku, włączając w to DSD, DXD, MQA, daje nam do ręki idealne narzędzie integrujące nasze muzyczne pliki z domowym (-i) systemem (-ami) audio, z których na co dzień korzystamy. O znakomitym interfejsie, super szybkiemu identyfikowaniu nawet bardzo rozbudowanych kolekcji z atrakcyjną formą prezentacji, dodatkowo rozbudowanej o pogłębioną informację nt. naszych nagrań, wraz z możliwością unikalnego przeszukiwania oraz odkrywania naszych fonograficznych pasji wspominałem wcześniej (patrz link powyżej) – to co wprowadzili teraz to KROPKA NAD I. Twórcy mówią o nowym AirPlay-u w kontekście RAATa i powiem Wam… mają do tego jak najbardziej prawo, bo to właśnie taki superprosty, bezkonfigurowalny sposób na obsługę dźwięku z pliku w najwyższej jakości. No właśnie, najwyższej jakości, bo zamiast ograniczonego do 16/44 rozwiązania Apple, dodatkowo nie będącego bitperfect (wystarczy odpalić w strefie coś na stacji AirPort Express via ROON, aby się o tym przekonać), mamy absolutny brak ograniczeń odnośnie obsługi dźwięku, możemy grać hi-res, DSD, DXD, MQA a wszystko bitperfect. Tu, granicą, jest sprzęt podpięty pod ROONa, będący wspomnianym transportem dla dźwięku.

Brak ograniczeń? Ano brak. Sprzętem RAAT może być dowolne rozwiązanie na rynku, a więc przetworniki C/A, karty muzyczne w komputerach, interfejsy takie jak np. AirDAC (SKAA), zwyczajnie wszystko podpięte pod główną jednostkę (komputer, komputer dedykowany, komputer – serwer) zwaną CORE. Ale to dopiero początek! Bo możecie sobie tworzyć rozbudowane (bez ograniczeń!) systemy oparte na ROONie korzystając nie tylko z innych komputerów pracujących w trybie zdalnym (Remote), ale także czegoś, co nazwali ROON BRIDGE. Każdy sprzęt komputerowy, podobnie jak w przypadku CORE, oparty na najpopularniejszych OS tj. Windows, OSX, Linux – w tym systemach działających na takich platformach sprzętowych jak: Raspberry Pi, Cubox, Wandboard, a także na Androidzie (o czym za moment) może stanowić od teraz endpoint (osobna, lekka apka działająca w shellu). Bez względu na to jak duże macie potrzeby, w każdym, dowolnym miejscu gdzie działa wam sieć przewodowa, czy bezprzewodowa macie dzięki ROON BRIDGE wyjścia audio pracujące pod ROONem, zdolne do symultanicznego odtwarzania różnej muzyki, z maksymalną jakością jaką oferuje podpięty do komputera sprzęt. Dodajmy do tego rozbudowany tryb ROON Remote, czyli wspomnianego Androida (iOSa w trybie ograniczonym do zawiadywania, sterowania) i mamy obraz czym stał się właśnie ROON. Każdy sprzęt na Androidzie potencjalnie może być wykorzystany w roli transportu, a to ze względu na możliwość podpięcia interfejsów audio bezpośrednio do takiego, androidowego urządzenia (zazwyczaj handhelda), co pozwala wykorzystać taki sprzęt do bardzo prostej, szybkiej rozbudowy systemu audio opartego na ROONie.

Do tego wszystkiego dochodzą rozwiązania przygotowane softwareowo do współpracy w ramach ekosystemu ROONa. Chodzi tutaj o takie produkty jak streamery Auralica, Squeezeboksa Touch (zamiast LMS – nowe, lepsze życie dla Squeezeboksa!), Devialeta, Sonora, Meridiana oraz odtwarzacze hi-res działające w trybie pluginu jak HQPlayer. Lista ciągle się wydłuża, niebawem dojdą nie tylko streamery, czy urządzenia łączące cechy odtwarzacza, serwera muzyki oraz wzmacniacza, ale także zdobywające popularność samodzielne, strefowe produkty all-in-one (głośniki bezprzewodowe, w tym te rozbudowane o możliwości tworzenia całego systemu audio w oparciu o nie). Sprzęt ze znaczkiem ROON Ready będzie według mnie naturalnym, najbardziej optymalnym wyborem dla wszystkich zainteresowanych zbudowaniem spójnego, najlepszego, skalowalnego audio systemu grającego z pliku. Wielu producentów audio chce się włączyć i wcale się nie dziwię, bo potencjał ROONa jest nieograniczony. Wystarczy implementacja RAAT (w przypadku sprzętu opartego na OS), aby wpiąć dowolne rozwiązanie audio, przy czym jak wspomniałem powyżej NIE JEST TO KONIECZNE. W praktyce każdy, także ten już posiadany, nawet pozbawiony rozbudowanych funkcji sieciowych, własnego systemu, sprzęt można z powodzeniem wykorzystać w ROONie (komputer z ROON BRIDGE, Android działający w trybie transportu, DAC podpięty pod CORE/Server). To jest elastyczność! ROON Ready daje natomiast coś więcej – pełną integrację na poziomie sprzętowym z najbardziej rozbudowanym ekosystemem audio na rynku, którym ROON zapewne się stanie.

Podsumowując, RAAT to twórcze rozwinięcie rozwiązania jakie twórcy wprowadzili wcześniej do sprzętu Meridana oraz Sooloosa. Tyle tylko, że tym razem jest to dla wszystkich, dla każdego, w pełni uniwersalne rozwinięcie ambitnej idei. Idei stworzenia czegoś na kształt AirPlay, tylko lepiej. Czegoś co będzie działało z (praktycznie) wszystkim, zawierało w sobie wszystkie nowoczesne technologie komputerowego audio, a przy tym zaoferuje bezkompromisową jakość, brak ograniczeń w tym zakresie (co jest największą wadą technologii opracowanej przez Apple). I będzie proste. Jak wspominają twórcy RAAT to:

  • wsparcie dla wszystkich liczących się technologii cyfrowego audio teraz i w przyszłości (wprowadzili przykładowo obsługę plików 32 bitowych – mam interfejsy, które z tego w pełni korzystają z ZOOM TAC-2 na czele!)
  • super stabilny transfer muzyki via ethernet oraz WiFi (skała!)
  • pełna skalowalność tzn. możliwość wykorzystania dostępnych już teraz urządzeń, całego posiadanego sprzętu audio, także takiego bez zaawansowanych procesorów DSP, dekoderów, wsparcia dla ciągle ewoluującej, ciągle rozwijającej się technologii cyfrowego odtwarzania muzyki z pliku
  • zachowanie jednego zegara (wada AirPlay-a nie będącego, jak wyżej wspomniałem, bit-perfect, bo zmieniającego parametry dźwięku), bez ingerencji w taktowanie na poziomie urządzenia RAAT  (końcówki / transportu)
  • optymalizacja opóźnień pod katem odtwarzania w ramach stref (ujednolicenie procesu odtwarzania, z jednej strony prowadzącego do minimalizacji opóźnień sygnału do ok. 1ms, z drugiej ujednolicenia, zapewnienia bezproblemowego odtwarzania w różnych strefach)
  • prosta implementacja ROONa, na co składa się brak konieczności zastosowania dedykowanych rozwiązań hardwareowych, łatwe do wprowadzenia oprogramowanie bez restrykcji patentowych, bez całego (gównianego) licencjonowania :)
  • szybkość działania skutkująca brakiem opóźnień reakcji (AirPlay) na chęć odtworzenia czegokolwiek oraz braku synchronizacji w ramach stref (LMS). Całość działa gładko, zarówno w kontekście źródeł muzyki (NAS, komputery, Tidal) jak i end-pointów (urządzenia RAAT).
  • technologia RAAT, jako niezbędny element kontroli nad sygnałem audio, pozwalający uzyskać najlepszy jakościowo dźwięk, a przy tym pełny wgląd w to, co się dzieje z sygnałem. Mówimy o REWELACYJNYM, SUPER PROSTYM I SUPER PRZEJRZYSTYM sposobie prezentacji na to, co składa się na łańcuch sprzętowo-softwareowy w trakcie odtwarzania czegokolwiek i jaki to ma wpływ na efekt, na docelową jakość. Można za pomocą dwóch, trzech kliknięć zmienić parametry za pomocą jednolitego panelu, zachowując pełną kontrolę nad tym „jak nam gra”. NIKT NIE WYMYŚLIŁ NICZEGO LEPSZEGO w tej materii. Piszę to z pełnym przeświadczeniem, że tak jest… testowałem chyba każdy możliwy software na Win/OSX, a także wiele rozwiązań na Linuksie.
  • certyfikacja (nie licencjonowanie jw.! Nie mylmy tego), która pozwala na zachowanie wysokiej jakości wsparcia oraz standardów przez współpracujących z ROONem producentów audio
  • integracja sterowania, kontroli nad całością w obie strony tj. z ROONa (software) i do ROONa (hardware). To pozwala na zachowanie możliwości dopasowania administrowania systemu do własnych potrzeb, konfiguracji pod kątem własnych wymagań. Piloty IR, uniwersalne sterowniki, automatyka domowa (właśnie!) oraz, oczywiście, wszelkiej maści dotykowe ekrany… sterowanie głośnością synchroniczne, oddzielne, a to wszytko pożenione z zaawansowaną automatyką oprogramowania ROON. Oczywiście mamy także spójne, atrakcyjne prezentowanie treści (okładki, dane na temat albumu i wiele więcej) na wyświetlaczach. Rewelacja.
  • szybkie wprowadzenie zmian w protokole, jego podatność na szybką implementację nowych rozwiązań, szybkie wprowadzenie zmian – wystarczy popatrzeć na rozwój tego software. Nie znam na rynku, drugiego takiego oprogramowania, które przeszłoby taką ewolucję, w tak krótkim okresie, do tego było tak dobrze napisane, tak stabilne, tak pewnie działające.
  • brak ograniczeń, patrząc w przyszłość… developer niczego nie wyklucza, słucha głosu użytkowników, co chwila dodaje nowe funkcjonalności, poprawia to co trzeba poprawić, rozwija software niezwykle intensywnie, przy czym nie skutkuje to żadnymi większymi problemami z zakresu stabilności działania (co bardzo często ma miejsce, gdy rozwój software jest intensywny). Przykładowo nie wyklucza wprowadzenia dodatkowego protokołu do grania poza WANem (tak moi drodzy, ROON jako usługa streamingowa, chmurowa, jakiś ROON cloud). To oznacza, że jak już parę razy napisałem NIE MA TUTAJ GRANIC, czegoś czego nie dało by się przekroczyć.

Po drugie wprowadzono sterowanie za pomocą telefonów. Brawo! Bo same tablety to jedno, a coraz większe (nie żebym był zwolennikiem, ale taki kierunek rozwoju obrał rynek) smartfony to naturalny interfejs dla takiego front-endu (ekosystemu) jak ROON. Teraz można spokojnie zawiadywać całością także na ekranie iPhone albo androidowego telefonu. Interfejs Roon Remote przebudowano w stosunku do tego, co mamy na tablecie. Tam, przypominam, jest jak na komputerze, jotka w jotkę i świetnie się z tego korzysta. Oczywiście w przypadku smartfona mamy mniejszy, czasami dużo mniejszy ekran i tutaj developerzy przebudowali interfejs, tak aby można było wygodnie sterować za pomocą telefonu. Zrobili to pierwszorzędnie, bo nie tracimy na wygodzie, na funkcjonalności, a jednocześnie możemy bezproblemowo sterować na niewielkim ekranie. Poniżej znajdziecie dużą galerię prezentującą działanie Roon Remote na iPhone. Na Androidzie działa to identycznie (szybko, bez zacięć, bardzo responsywnie).

Po trzecie dodano osobny moduł obsługi radia, gdzie można dodać dowolny strumień z sieci, gdzie można włączyć rozgłośnie internetowe do własnych źródeł z integracją na poziomie oprogramowania. Moduł jest na razie w fazie beta, już teraz oferuje wielki potencjał i może być punktem wyjścia do integracji innych strumieni (usługi streamingowe audio) w przyszłości.

Po czwarte wprowadzono obsługę stref w oparciu o RAAT, co oznacza że można grać różnie, grupować dowolnie, można po prostu zrobić wszystko co dusza zapragnie w kontekście grania strefowego. Poza RAAT mamy jeszcze identyfikację i możliwość tworzenia stref squeezeboksowych, stref meridianowych oraz tych, opartych na protokołach AirPlay. Wystarczy ponazywać sobie strefy tak, aby odzwierciedlały rzeczywistą lokalizację źródeł (odtwarzaczy) muzyki i już!

Po piąte jest już ROON Server dla Linuksa!

Po szóste całe multum innych, ważnych, choć nie kluczowych zmian, w tym m.in. wspomniane wsparcie dla dźwięku 32 bitowego (hardware oraz software – DXD), poprawa odtwarzania gapless, 64 bitowa precyzja kontroli głośności w ramach DSP, wsparcie dla MQA (rozpoznawanie takiego materiału, jego poprawna identyfikacja) itd itp.

Mało? A przecież oni zapowiadają ciągły rozwój i mają nowe pomysły…

ROON APPS: ekosystem, unikalne rozwiązanie multiplatformowe, multistrefowe, wieloformatowe, jedyne takie…

AKTUALIZACJA: ROON BRIDGE w akcji (PC w roli endpointu) oraz Sqeezebox z ROONem za pan brat…

AKTUALIZACJA #2: ROON @ ANDROIDZIE (także jako end-point) oraz ROON STREFY (multistrefowość w praktyce, Remote/Bridge-endpointy)

» Czytaj dalej

Tomanek kompaktowy? Listwa TAP4 …gdy brakuje miejsca

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20160401_081849049_iOS

Niewielka szafka RTV, albo brak szafki i niewielka przestrzeń, gdzie trzeba jakoś umiejscowić zasilanie systemu audio oraz sprzętu video/TV. Zazwyczaj mamy spory dylemat i gotowy ból głowy… co zrobić, w sytuacji ograniczonego miejsca uniemożliwiającego wstawienie dużej listwy zasilającej? Można, rzecz jasna, zakupić coś z pojedynczym rzędem gniazd – jest paru producentów oferujących bardzo dobre produkty tego typu (np. Supra), albo po prostu zdecydować się na jakieś rozwiązanie z rynku RTV / PC (polecam produkty APC – to bardzo dobrze wykonane, przystępne cenowo, często rozbudowane o dodatkowe funkcjonalności akcesoria). Alternatywnie mamy coś, co jest małe, bardzo małe i choć to kostka (cztery gniazdka) to sprawdzi się bardzo dobrze w ograniczonej przestrzeni. Produkt polskiego producenta, którego nie muszę chyba specjalnie przedstawiać, bo kto nie zna Tomanka (?) …no właśnie ;-) to rozpoznawalna marka. Redakcyjny system (-y) zasilają listwy oraz zasilacze Pana Tomasza, dostarczając stabilnego jak skała zasilania, stabilizując prąd jaki płynie do klamotów, separując, dodatkowo oferując bardzo dobre zabezpieczenie elektromagnetyczne. To alternatywa dla dużo kosztowniejszych produktów specjalistów z branży audio, gdzie zazwyczaj ceny kształtują się od poziomu 600 w górę, a większość listw, nie mówiąc o kondycjonerach, to wydatek paru tysięcy złotych. W przypadku Tomanka płacimy mniej, dostając bardzo solidne, porównywalne jakościowo rozwiązania z zakresu zasilania sprzętu audio & RTV, porównywalne do oferty za właśnie 1000-2000 złotych z katalogu „wielkich”. Cena opisywanego produktu wynosi obecnie 400zł. Z opisu producenta:

Listwa zasilająca TAP4 wyposażono w 4 gniazda typu Schuko oraz gniazdo wejściowe typu IEC. Ochrona przeciwzakłóceniowa urządzeń, zasilanych za pośrednictwem TAP4, zrealizowana jest w postaci czterech niezależnych filtrów Schaffnera, które separują każde z urządzeń od źródła zasilania i od siebie nawzajem. Takie połączenie daje bardzo dużą skuteczność tłumienia zakłóceń oraz pozwala na duże obciążenie prądowe listwy (5A na każde gniazdo, nie więcej niż 16A dla wszystkich 4 gniazd). Listwą możemy zatem zasilać urządzenia o dużym poborze prądu, np. wzmacniacze mocy, jak również wszystkie inne wchodzące w skład systemu audio. Szkieletem listwy jest aluminiowa, odlewana, malowana proszkowo obudowa o wymiarach 120 x 120 x 50 mm. Konstrukcja taka zapewnia listwie bardzo dużą wytrzymałość mechaniczną oraz odporność na zakłócenia elektromagnetyczne. Filtry Schaffnera umieszczono na wspólnej płytce wewnątrz obudowy.

TAP4 to wszystko, co mogłem włożyć do pełnej listw szafki. Dwa TAP-y6 (test) oraz wielka listwa pod urządzenia video (produkt wspomnianego APC: SA PF-8) wraz z dwoma zasilaczami Tomanka (zastępującymi oryginalne, wtyczkowe adaptery w rDACu oraz SB Touch – test znajdziecie tutaj) szczelnie wypełniły mi dolną półkę, zarezerwowaną na „prąd”. Konieczność podpięcia wielu testowanych w redakcji urządzeń oraz chęć wpięcia do osobnej listwy aktywnych monitorów ESIO nEar05 classic 2 (które doczekają się recenzji na HDO – krótko mówiąc: są świetne!) wymusiły znalezienie maksymalnie kompaktowego, niewielkiego produktu, który zwyczajnie „wejdzie”, zmieści się w bardzo ograniczonej przestrzeni. TAP4 jest właśnie takim rozwiązaniem, które pozwala na uzyskanie dodatkowych, czterech gniazdek dla klamotów, zajmując minimum przestrzeni. Patrząc na rozmiar listwy, widać, że zestaw kilku takowych może być ciekawą alternatywą dla (zazwyczaj) ogromnych listw, kondycjonerów oferowanych przez specjalistów z branży. Pewnie, na zamówienie, można by zakupić model wyposażony w blockery (patrz test TAP8)… zapytam konstruktora, czy jest możliwość wykonania takiego modelu. Pomiary wykonane przez znajomego elektryka nie postawiają wątpliwości – wraz ze starannie przygotowaną instalacją elektryczną (całkowicie wymieniona, oryginalna, pamiętająca lata 70) mam pewność, że TAPy dostarczą to, co trzeba systemowi audio, że tutaj nie będzie słabego ogniwa (co może zniweczyć wysiłki na rzecz podniesienia jakości dźwięku, ma – o czym nie raz wspominałem – wpływ na to co finalnie dotrze do naszych uszu). Kolejny, bardzo przydatny, udany produkt Tomanka. Obecnie zastanawiam się nad wypróbowaniem okablowania jakie oferuje polski producent, które mogłoby być tańszą alternatywą dla używanych przewodów Lo-Rad Supry (skądinąd bardzo dobrych). Na liście są jeszcze nietypowe, wymagające zamówienia, zasilacze do trzech komponentów: ekstraktora HDMI (opiszemy wraz z recenzją PS3 w roli wielokanałowego źródła hi-res audio), thunderboltowego huba Elgato (opis) oraz aktywnego przełącznika źródeł audio firmy Pro-Ject (patrz test). To rzeczy, które obecnie napędzają wtyczkowe wynalazki (może poza Pro-Jectem – tu zastosowano dobry jakościowo zasilacz, robiony wyraźnie pod zamówienie), zazwyczaj tania, chińska masówka, której zwyczajnie trudno ufać, która może mieć wpływ (negatywny) na działanie komponentów.

Tomanek to doskonały przykład jak można „wstrzelić się” w niszę, z sukcesem wstrzelić. Zapotrzebowanie na tego typu akcesoria było, jest i będzie, bo każdy świadomy użytkownik sprzętu A/V wie, że do podłączenia zasilania nie wystarczy listwa za 10 złotych, że dobrze zainwestować w dobry prąd. Oczywiście bez sprawnej, dobrej instalacji, nie ma mowy o dobrym zasilaniu – tutaj najlepsza listwa nie pomoże. Pamiętajmy o tym!

Poniżej parę dodatkowych zdjęć prezentujących listwę…

» Czytaj dalej

MQA pojawia się w Tidalu. Gdzieniegdzie…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
e3d186e857615ca1fff556338c246f11d35357f2

Po odpaleniu najnowszej wersji aplikacji w niektórych lokalizacjach (niestety, obecnie, brak dostępności takiej opcji w Polsce – mam nadzieję, ze niebawem to się zmieni) pojawiła się tajemnicza opcja Master (jako najlepsza jakość, po HiFi, czyli strumieniu bezstratnym o parametrach 16/44~48). Tajemnicza dla kogoś, kto nie słyszał o MQA. Ten nowy sposób pakowania muzyki hi-res do postaci umożliwiającej strumieniowanie w ramach dostępnych pakietów danych w sieciach komórkowych (o to się rozchodzi – żeby najlepsza jakość audio nie oznaczała konieczności przeznaczania 30 i więcej GB z pakietu na streaming muzyki) to zapowiedź rewolucji w sposobie dystrybuowania dźwięku w usługach streamingowych. Tidal zapowiadał wprowadzenie tego i wprowadził. Na razie dotyczy to tylko malutkiej części katalogu – utworów z wytwórni 2L. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by nowo publikowane albumy (albo te, które już są, pamiętajmy, że materiał źródłowy to często jakość >16/44) pojawiły się w wersji Master. Oczywiście, aby w pełni cieszyć się z tej opcji potrzebujemy odpowiedniego DACa, wyposażonego w natywną obsługę MQA. Otwarte pozostaje pytanie, czy obsługa MQA nie będzie mogła być scedowana w pełni na transport komputerowy (programowy support w odtwarzaczu softwareowym). Wprowadzenie pełnego wsparcia dla MQA zapowiada m.in. ROON. To z całą pewnością przyczyniłoby się w pozytywny sposób do popularyzacji nowego standardu.

Na temat MQA pisaliśmy wielokrotnie, przykładowo pod tym adresem oraz tutajTo jedna z najbardziej obiecujących technologii, która może wprowadzić streaming audio na zupełnie nowy poziom – umożliwiając podniesienie jakości z radykalną redukcją zapotrzebowania na ilość danych koniecznych do przesłania muzyki hi-res (maksymalnie 24/192, a w przyszłości także strumieni DSD/DXD). To konieczność, także w aspekcie bezstratnego strumieniowania audio. Z doświadczenia – moja miesięczna 30GB paczka danych w abonamencie nie daje pełnej swobody słuchania muzyki z Tidala w jakości HiFi. Przy przesyłaniu 1411kbps (zmienny bitrate, średnio jest to jakieś 1200-1300kpbs) godzina strumieniowania dziennie redukuje pakiet do zera w około 20 dni (mniej więcej 3 tygodnie). To, jak na warunki oferowane przez operatorów, całkiem spory pakiet danych, a – jak widać - niewystarczający na swobodne strumieniowanie dźwięku w jakości bezstratnej.

 

W takiej sytuacji MQA staje się KONIECZNOŚCIĄ, bez której lepsze strumienie w Spotify, Apple Music, Deezarze i innych usługach streamingowych audio nie mają szans na wprowadzenie / popularyzację. Trzeba też widzieć szerszy kontekst tego, co się dzieje. I tak Bluetooth to obecnie ciągle doskonalony kodek aptX (obecnie minimalizacja opóźnień do 20-10 ms wraz z bitrate powyżej 1000kbps pozwalają na uzyskanie przez sinozębny protokół jakości zbliżonej do streamingu bezstratnego), a to przecież standard obejmujący swoim zasięgiem cała sferę Lo-Fi, każdy sprzęt z dostępem do sieci oraz słuchawki bezprzewodowe… Dalej, mamy technologie przesyłu danych multimedialnych w ramach Cast/AiPlay/DLNA (uPnP), czytaj WiFi, z jakością płyty CDA – coś, co dysponuje sporym zapasem patrząc na obecnie oferowane strumienie (do 320kbps). Wreszcie nowe handheldy to lepsze, często dużo lepsze możliwości w zakresie odtwarzania muzyki vide nowe iPady z wbudowanymi, czterema głośnikami, czy spodziewany, nowy iPhone z cyfrową transmisją dźwięku via Lightning/USB, czy też nowe Samsungi z układami audio Wolfsona itd. itp. To wszystko wymusza zmiany i te zmiany mogą mieć wspólny mianownik:

MQA

AKTUALIZACJA: cały proces przekształcania materiału w przypadku Tidala zachodzi w usłudze streamingowej (innymi słowy sprzęt bez natywnej obsługi nie tylko gra taką muzykę, nie tylko zyskujemy na redukcji przesyłu danych, ale dodatkowo mamy progres jakościowy). Najlepsze, że dotyczy to plików flac/alac, a nie tylko przygotowanych pod kątem MQA, innymi słowy mamy lepsze brzmienie przy odtwarzaniu dowolnego materiału PCM (w przypadku DSD – na marginesie – to nie działa). Innymi słowy nie tylko albumy z 2L, ale cała biblioteka Tidala dostępna w ustawieniu MASTER (MQA) zyska podwójnie (redukcja ilości danych oraz lepszy dźwięk). Znakomity artykuł na digitalaudioreview wyjaśnia niemal wszelkie wątpliwości związane z tą technologią (jedyne, co pozostaje nie do końca określone, to w pełni programowa, nie hardware’owa implementacja technologii – tutaj twórcy pozostawiają pole do spekulacji, nie wykluczając takiego rozwiązania w przyszłości).

PS. W przypadku hi-resów, na Tidalu pojawią się pliki o parametrach 24/44-48, takiej jaką natywnie obsługuje strumień MQA (tyle widzicie na wyświetlaczu DACa, który prezentuje dane o parametrach sygnału). Twórcy nowego standardu strumieniowej transmisji dźwięku hi-res nie wykluczają wprowadzenia technologii do najpopularniejszych usług streamigowych tj. Spotify, Pandora czy Apple Music. Tu również, mimo stratnej kompresji (ogg/mp3/aac) będzie można cieszyć się lepszą jakością dźwięku (takie deklaracje padły podczas spotkań z branżą na CES 2016)

Thunderboltowa alternatywa. Test: ZOOM TAC-2 & Elgato dock

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ZOOM TAC-2_4-tyt

Obiecaliśmy i dotrzymujemy słowa… kilka dni intensywnie na monitorach bliskiego pola nEar 05 firmy ESIO (osobny artykuł o nich będzie), wcześniej kilka tygodni z różnymi słuchawkami z bezpośrednio podpiętym interfejsem pod MacBooka. Te parę dni w konfiguracji stacjonarnej z iMakiem, thunderboltowym hubem oraz wpiętym TAC-2 potwierdziły wcześniejsze spostrzeżenia – ta alternatywa jest pod każdym względem lepsza, bo oferuje dźwięk o szokująco wysokiej jakości za pośrednictwem konwertera totalnie budżetowego, wręcz najtańszego takiego, jaki jest obecnie dostępny na rynku. To nie może być przypadek, to wyraźne i jednoznaczne potwierdzenie, że sposób transferu danych audio z komputerowego transportu warunkują takie czynniki jak interfejs, z którego korzystamy transferując bity, zera i jedynki do DACa. Nie jest zatem wszystko jedno, którą technologię zaprzęgniemy, bo determinuje to efekt, ma wpływ na to co słyszymy. I nie chodzi tutaj o bezwzględną przewagę, a raczej o uzyskanie (niewielkim) kosztem rezultatu wymagającego dużo większych nakładów w przypadku rozwiązania, nazwijmy je, standardowego. Od razu wytłumaczę, do grania wystarczy Mac niekoniecznie za 10 000 złotych, a najtańszy Mac Mini za 2200 też swobodnie się nada, może to być też jakaś używana maszyna, byleby miała port ϟ. Tyle. PC też się oczywiście nada, tyle że trzeba będzie się naszukać, bo komputerów wyposażonych w ten typ interfejsu jest niewiele, a karty na PCI-e wymagają sprzętu klasy desktop i są dość kosztowne. Także w tym konkretnie przypadku Apple wg. mnie musowo i możemy rozpoczynać zabawę.

ZOOM TAC-2 to bardzo nieskomplikowane urządzenie, nieźle wykonane (choć bez szaleństw, ale jak na cenę bardzo przyzwoicie), z metalowym płatem, panelem grupującym to, co pozwala obsłużyć sprzęt. Nie ma możliwości – od razu uprzedzę – podpięcia czegoś w sposób niesymetryczny w przypadku stacjonarnego toru. To spore ograniczenie w domowym HiFi, gdzie raczej korzysta się z niezbalansowanych połączeń, bo raz że taniej, a dwa nie ma zazwyczaj żadnego uzasadnienia (jakościowego) wykorzystanie połączeń zbalansowanych. Bajki o tym, że to daje zauważalny progres osoby je głoszące niech włożą sobie w buty, bo zwyczajnie bujdy opowiadają. Może dana aplikacja dzięki takiemu połączeniu zyskiwać, ale głównie chodzi tu o odległości oraz o rodzaj sprzętu (ten do audio, domowy, nie wymaga takiej energii jak instrumenty, jak sprzęt studyjny etc.). Także to ograniczenie funkcjonalne, ale wynikające wprost z przeznaczenia tego klamotka. To jest pro-tool, taki raczej do domowego studio, pomocniczy, na pewno nie projektowany jako element toru HiFi. Rzecz jasna, nic nie stoi na przeszkodzie, by tego ZOOMa wykorzystać w domowym systemie audio, ale jw. nie do tego celu go projektowano!

Dock Elgato (patrz nasz rzut okiem) to konieczny składnik, nie z powodu jego niezbędności by zagrało, a w tej konkretnej aplikacji. U mnie komputer stoi w gabinecie, a główny system stereo jest w salonie. Można połączyć taki interfejs za pomocą długiego przewodu ϟ , tyle że taki przewód w wariancie powyżej 3 metrów generuje bardzo konkretne koszty – to raz, a dwa – stacja daje dodatkowe możliwości, o których wspomniałem w przytoczonym (patrz link) opisie. Także dwa kable i dock. Tu uwaga natury ogólnej – interfejs działa bardzo pewnie, bardzo stabilnie (dużo stabilniej od USB, nawet na OSX), jest jak „skała”, ale trzeba pamiętać o dwóch sprawach:

- po wyjściu z trybu uśpienia bywa, że interfejs nie chce się zainicjować, trzeba odłączyć i następnie podłączyć kabel
- tryb uśpienia może spowodować problem z rosnącymi opóźnieniami, co niweluje jedną z największych przewag tego typu transmisji: pomijalne opóźnienia (sprawdzam to jeszcze empirycznie)

Jeden z Czytelników, zainteresowany bohaterem niniejszego artykułu, zadał proste pytanie: ZOOM czy KORG? Stwierdziłem, że warto podzielić się z szerokim audytorium odpowiedzią, jaką udzieliłem Panu Witoldowi na zadane pytanie. Oto ona:

Korg jest bardziej uniwersalny, ma tam Pan wyjścia niesymetryczne oraz (model 100) XLR, podczas gdy ZOOM daje wyłącznie opcję symetryczną i to jeszcze na dużych jackach. Można, rzecz jasna, podpiąć adaptery jack-xlr i w ten sposób wyjść na resztę toru, ale ten _musi_ być zbalansowany. Z jednopinowym jackiem 6.3 (niesymetryczne połączenie) niczego z TAC-2 nie usłyszymy (sprawdziłem :) ). Można niesymetrycznie tylko via wyj. słuchawkowe, ale to też bez sensu (inaczej – parametry tego wyjścia skutecznie to utrudniają).

Jak nie mamy toru zbalansowanego, pozostają w takiej sytuacji wyłącznie słuchawki. ZOOM brzmi ze słuchawkami wybornie, jeżeli tylko w ten sposób planujemy słuchać, to ok – możemy kupić taki, thunderboltowy interfejs. (…) Od paru dni gra u mnie ten DAC z monitorami aktywnymi bliskiego pola ESIO by ESI nEar05 z wej. zbalansowanymi i coż… brzmi to nieprawdopodobnie dobrze, ale to znowu nietypowe rozwiązanie (studyjne kolumienki, minimalistyczy w efekcie zestaw złożony z komputera, z interfejsu TAC-2 i ww. głośników… praktycznie bez możliwości integracji z klasycznym HiFi).

Korg, jak wspomniałem, jest dużo bardziej uniwersalny, a dzięki znakomitemu oprogramowaniu (AudioGate 4) mamy w komplecie także świetny, programowy player do odtwarzania najlepszych jakościowo plików plus konwersję w locie PCM do DSD. (…)

Także, podsumowując, TAC-2 to jednak dość nietypowe rozwiązanie, brzmieniowo – jak wspominałem w pierwszych wrażeniach – totalny odlot, chyba największe moje odkrycie w zakresie komputerowego audio, ale to „pro tool”. To „największe odkrycie” to (ogólnie) chodzi bardziej o thunderbolta jako takiego, interfejs będący medium dla dźwięku… zapewne inne przetworniki tego typu grają podobnie, czy nawet lepiej, choć doprawdy nie wiem, na czym progres mógłby polegać… może na innych, bardziej dopasowanych pod domowe audio parametrach wyjść i co za tym idzie lepszego dopasowania pod HiFi? Nie wiem. To sprzęt dla muzyka siak czy tak, do studia (wyposażenie: wejścia pod instrumenty, mikrofony, fantomowe zasilanie dla sprzętu pro… rzeczy kompletnie nieprzydatne w domowym HiFi). Produkty Korga zaś, tj. 10R/100/100m to konsumenckie, domowe audio, lepiej pasujące do potrzeb miłośnika dobrego jakościowo dźwięku. 

Tak to widzę.

Innymi słowy, traktuję to odkrycie w kategoriach bardziej ciekawostki, choć dla mnie to bardzo pouczające doświadczenie, cenne. Jak wspominałem, ZOOM TAC-2 zostaje na stałe w redakcji, bo idealnie nadaje się na punkt odniesienia i to taki, który chyba najlepiej pokazuje o co chodzi w graniu z pliku, gdzie wiele rzeczy typu „wydaje mi się”, trzeba empirycznie zweryfikować, posłuchać, wyrobić sobie opinię. No dobrze, to czas na trochę konkretów, zatem przejdźmy do nich, pokrótce sprawdźmy czym ten ϟ tak nas „in plus” zaskoczył…

» Czytaj dalej

Pierwsze wrażenia KORG DS-DAC-10R

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
KORG 10R_2

Nie wiem jak oni to robią, ale robią to lepiej od konkurencji. Ten DAC jest nie tylko wyśmienitym plikograjem (patrz test KORGa DS-DAC-100, który zrobił takie wrażenie, że został w redakcji), ale ma jeszcze coś, czego nie ma żaden inny produkt audio HiFi na rynku. Rekorder z możliwością masteringu każdego analogowego źródła do DSD, tworzenia własnych kolekcji plików dsf, dff z dowolnego materiału na profesjonalnym oprogramowaniu AudioGate 4. Ten soft robi zasadniczą różnicę – jest zwyczajnie FANTASTYCZNY. Hardware jest genialny zarówno w trybie odtwarzania (przykładowo konwersja PCM do DSD w locie, dużo pewniejsza od innych rozwiązań na rynku, tj. stabilniejsza, a do tego wprowadzająca realny progres w jakości brzmienia z takiego, poddanego konwersji materiału), jak i nagrywania. Software to szerokie spektrum ustawień, modyfikacji (osiem ustawień konfigu wkładki gramofonowej z dodatkowym, bardzo precyzyjnym ustawieniem parametrów zgrywania do pliku) połączone z ergonomicznym panelem, łatwą obsługą tworzą idealne narzędzie do „home masteringu”. Cóż, trudno się dziwić, w końcu mamy do czynienia ze specjalistą, z KORGiem, który robi to audio do domu niby przy okazji, ale jak robi! No właśnie… Japończycy, jak już za coś się zabiorą, to nie na odwal, tylko cyzelują, dopracowują – słowem – perfekcjoniści i efekt zwala z nóg. Dodajmy do tego formę (piękne to). U nich liczy się na równi treść i forma. Zresztą… popatrzcie na zdjęcia :-)

I tak to moi drodzy wygląda w przypadku 10R. Genialne urządzenie, jeszcze ciekawsze od przetestowanej 100-ki, bo dające w praktyce do ręki narzędzie do tworzenia własnych zbiorów plikowych z dostępnego materiały analogowego (winyli, kaset magnetofonowych, taśm ), przeniesienia do domeny jednobitowej dowolnego materiału. DSD to temat wywołujący sporo emocji, warto samemu spróbować, przekonać się że poza teorią (z którą można polemizować, mieć odmienne zdanie) jest praktyka, a ta mówi mi jedno: dobry jakościowo materiał tego typu jest znakomity (bez żadnych „ale”), daje wg. mnie najlepsze rezultaty w zakresie połączenia zalet analogowego dźwięku oraz tego, który został zarejestrowany cyfrowo. Nie zapominajmy – analog ma swoje problemy, i to niemałe problemy – podatność na zakłócenia tzn. wszelkie brudy, trzaski, niedomagania w zakresie dynamiki, niska rozdzielczość itd itp to typowe przywary analogowego źródła, materiału. Nie ma czegoś takiego jak jedynie słuszna droga w audio i choć patenty typu „im niej tym lepiej, im prościej tym lepiej”, często się sprawdzają, to NIE SĄ DOGMATEM.

I tu wkracza do gry DSD, które – choć to nie gwarant, bo nie ma czegoś takiego w przyrodzie ;-) – daje nam możliwość połączenia tego co dobre w obu domenach. Niweluje cyfrowe wysuszenie, szklistość, braki w umiejętnym reprodukowaniu czegoś, co przyjęło się nazywać klimatem, powietrzem, wolumenem (tekstura, bryły, przestrzeń) a jednocześnie, oferuje, przynależne cyfrze wyrugowanie wspomnianych błędów, brudów, braków w odwzorowaniu całego bogactwa dźwięków oraz pozwala na szybką reakcję na to, co się w nagraniu dzieje. Oczywiście, dla mnie, fakt że coś ma takie, a nie inne literki po kropce (format) niczego nie przesądza. Są świetnie zrealizowane downloady Remastered for iTunes, są znakomicie brzmiące kompakty – nie, nie ma czegoś takiego, jak najlepsze medium dla dźwięku. To utopia, szczególnie, że nasza reakcja na to co słyszymy jest na tyle trudna do zdefiniowania, na tyle trudna do określenia, że możemy tylko (i aż) mówić o czymś, co może (ale nie musi) przynieść pożądane rezultaty, zapewniając to, co najważniejsze – przyjemność z obcowania z muzyką. Także nie cyferki, nie literki… nie zapominajmy o tym! DSD to coś, co zazwyczaj oznacza świetną jakość, znaczna część tego, co oferowane jest w zapisie .dsf/.dff brzmi bardzo dobrze, albo wręcz świetnie. Tylko tyle i aż tle.

KORG razy dwa. DS-DAC-100 & DS-DAC-10R

Korg DS-DAC-10R łączy świetnego DACa, z natywną obsługą materiału DSD z rekorderem. Faktyczna obsługa DSD to nadal rzadki przypadek, większość urządzeń chlubiących się takimi możliwościami tzn. odtwarzaniem plików DSD faktycznie nie ma takich możliwości i przekształca lepiej lub gorzej taki materiał na drodze software’owej, co wg. mnie nie ma żadnego sensu. Bardzo dobry wzmacniacz słuchawkowy to dodatkowa zaleta, ale tym co robi tutaj zasadniczą różnicę jest AudioGate 4 z wejściem przedwzmacniacza gramofonowego, pracującym także jako wejście liniowe dla dowolnego źródła audio (z możliwościami rejestracji). Plików DSD jest mało, płyt SACD jest mało, wiele gatunków muzycznych w tym zapisie to kompletna pustynia, same braki (w zakresie dostępności), stąd taki sprzęt to coś bardzo użytecznego, przydatnego, bo pozwalającego (jak wspomniałem wcześniej) na własny mastering muzyki, przeniesienie naszej ulubionej muzyki, często niedostępnej w formie downloadów dsf/dff, lub/i płyt SACD do jednobitowego zapisu.

Praca tego urządzenia ze wspomnianym oprogramowaniem to gotowy materiał pt. „jak należy robić interfejs cyfrowy audio pracujący pod kontrolą komputera”. To właśnie, łącznie, tworzy tutaj całość, perfekcyjną całość. Rzecz jasna testuję nie tylko z firmowym softwarem, bo KORG gra także z makówką na ROONie. Taki tandem, wg. mnie, zamyka temat – nie musicie niczego więcej szukać w zakresie oprogramowania audio, bo macie wszystkie możliwości, funkcje, opcje dostępne w wyżej wymienionym software. Przy czym, dzięki ekosystemowi ROONa, możliwe jest „bycie na czasie”. MQA? Bardzo proszę. ROONReady? (streamery, jakieś głośniki strefowe i co tam jeszcze) – nie ma sprawy. Integracja z innymi odtwarzaczami (w ramach ROONa vide HQPlayer), implementacja serwisów streamingowych (Tidal) ze znakomitej jakości przetwornikiem C/A, gotowym działać zarówno w ramach tego, co przygotował producent, jak i rozbudowanego jw. ekosystemu? Tak, to ten adres właśnie.

Czego chcieć więcej?

We właściwej recenzji przeczytacie jak banalnie proste (w przypadku AudioGate) jest tworzenie własnej kolekcji DSD z winyli, kompaktów oraz kaset magnetofonowych (tak, zorganizujemy dobrego decka, bo kasety jeszcze jakieś w kartonach się znajdą), jak świetnie ten DAC współpracuje z Windowsem (także 10 :-) ) oraz, jakie możliwości oferuje wbudowany wzmacniacz słuchawkowy. No i najważniejsze (o czym nie pisnąłem wcześniej ani słówka, bo trzeba zostawić coś na deser!) jak brzmią winyle. Uwaga, winylomaniacy… to jedyny taki przedwzmacniacz gramofonowy z korekcją parametrów w oprogramowaniu komputerowym, wprzęgnięty w komputerowy system z możliwością modyfikacji brzmienia na drodze programowej w locie, z wspomnianym masteringiem oraz mod. samego odtwarzania czarnego krążka. Brzmi strasznie? No to wyobraźcie sobie… stop, stop, stop… o tym będzie w recenzji :-) Powiem tylko tyle: adapter -> gramofonowy pre/DAC KORG 10R -> komputer z AudioGate (via thunderboltowy hub/USB) -> wzmacniacz/kolumny to patent na coś, czego nigdzie indziej nie znajdziecie (gramofony z USB w zestawieniu z tym to zabawki). Duże, pozytywne emocje. Jestem pod ogromnym wrażeniem! Poniżej rozbudowana galeria, prezentująca między innymi AudioGate w akcji.

PS. W środę oraz czwartek planujemy nowe publikacje, parę zaległości nadrobimy. Między innymi thunderboltowy system audio na horyzoncie widzę ;-) Przy okazji przypominam o konkursie urodzinowym #HDOpinie – dwa Chromecast Audio oraz Pylony Monitor Mk II czekają na Was!

» Czytaj dalej

Szok! Zapowiedź testu DACa ZOOM TAC-2. Thunderbolt w akcji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ZOOM TAC-2_4-tyt

Szok to mało powiedziane. Od paru dni słucham tego, taniego przecież, thunderboltowego interfejsu i wiecie co? Nie jestem w stanie znaleźć odpowiedniego określenia na to, co słyszę za pośrednictwem tego przetwornika. To nie jest subtelna różnica, to nie jest niewielki progres, czy po prostu inny sposób grania. Nie. To co potrafi to urządzenie definiuje u mnie na nowo skale ocen sprzętu audio, zmienia to, co do tej pory wydawało mi się pewne, czy przynajmniej na tyle oswojone, powtarzalne, że tworzyło jakiś punkt wyjścia w recenzowaniu sprzętu audio. Nie zastanawiałem się długo zatem, a że – jak wiecie – nie stosuje taryfy ulgowej dla testowanego u nas sprzętu (vide choćby Jitterbug opisany ostatnio), będę starał się znaleźć i opisać wady tego interfejsu, nie pomijając jednak najistotniejszego: THUNDERBOLT JEST BEZAPELACYJNIE LEPSZYM INTERFEJSEM OD USB W ZASTOSOWANIACH AUDIO. 

Niedowiarkom proponuję zabrać ze sobą swoje ulubione słuchawki, zabrać swoją ukochaną muzykę (byle nie były to mp3-ki, o czym za chwile) i gwarantuję, że po takim spotkaniu będziecie zbierać szczęki z podłogi. Ja sam zastanawiam się jak ten szok poznawczy opisać, jak się do tego wszystkiego ustosunkować. Zacznę od opisania skrótowo sprzętu, skrótowo, bo i tak przy okazji recenzji znajdziecie dokładny, szczegółowy opis, zresztą tutaj nie ma aż tak wiele do omawiania, bo to prosty w sumie DAC jest, z dodatkową funkcjonalnością interfejsu nagrywającego (Zoom to japońska firma specjalizująca się w rozwiązaniach dla muzyków, nie dla rynku audio tj. dla melomanów, audiofilii etc.). Także część funkcjonalności jest z punktu widzenia osoby wyłącznie słuchającej, nie tworzącej, pomijalna, a przeznaczenie tego ustrojstwa determinuje jego formę oraz ergonomię użytkowania.

Mamy zatem niewielkie, z ładnym, aluminiowym frontem (górą) / tyłem pudełko, z maksymalnie prostą obsługą, wyposażone w jedno uniwersalne pokrętło / przycisk wyboru. Na diodowym wyświetlaczu kontrolki wyboru źródła oraz 7 stopniowa skala wzmocnienia (poziomu gain) dla prawego, lewego kanału. Wciskamy pokrętło, mamy wybór – dwa wejścia z tyłu (jest jeszcze jedno, oznaczone jako instrument na przedniej ściance) XLR dla mikrofonu, dla instrumentów, a dalej wyjścia dla monitorów lub innego sprzętu audio (symetryczne, duży jack TRS), wreszcie dla słuchawek (ponownie przednia ścianka). Poza aluminium, jest dobrej jakości tworzywo sztuczne, na pierwszy rzut oka przypomina ten TAC-2 inny, dużo kosztowniejszy przetwornik Dual firmy Apogee (jakościowo w aspekcie materiałów, funkcjonalności oczywiście mocno się różnią). Samo pokrętło (potencjometr) to raczej rozczarowanie. Chodzi to to z luzem, mało płynnie, lekkie / plastikowe dodatkowo i… cóż, nie jest to najmocniejszy punkt tej konstrukcji. Sprzęt po paru minutach grania wyraźnie robi się ciepły. Co dalej? Konieczne jest zainstalowanie na Maku drivera, inaczej w ogóle komputer przetwornika nie zainicjuje. Żre energię z laptopa konkretnie. Opisywany DAC obsługuje dźwięk o parametrach 24/192, a w środku znalazła się kość ΔΣ C/A Asahi Kasei AKM AK4396 (która to potrafi także w pełni obsłużyć dane 1-bitowe DSD) oraz konwerter A/C Wolfsona. Oczywistym minusem jest niszowość (do czasu?) interfejsu, w praktyce oznaczająca wymóg posiadania komputera Mac (są drogie karty na pci-e do desktopów, Asustek ma laptopa z tym rozwiązaniem, bodaj Toshiba takie coś też wypuściła).

Interfejs TAC-2 zasilany jest z portu Thunderbolt i w odróżnieniu od USB nie powoduje to żadnego funkcjonalnego ograniczenia, problemu, jak to ma miejsce w przypadku USB DACów (tam zasilanie z magistrali generuje dodatkowe problemy związane z przenoszeniem zakłóceń z komputera – w przypadku ϟ nie ma o tym mowy!). Co ważne, ten interfejs daje nam nie 5V/100-150mA (2,5W) jak w USB 2.0, a 19V /550mA (9,9W), co oznacza że można za pośrednictwem ϟ nakarmić znacznie bardziej prądożerne urządzenia, co w oczywisty sposób nie pozostaje bez wpływu na interesującą nas tematykę. Optyczny interfejs (dopuszcza się miedziane kable, wtedy maks. 3m.) pozwala na całkowicie niezakłóconą transmisję danych z bardzo dużą szybkością, PRZY BRAKU OPÓŹNIEŃ. To kluczowa, wg. mnie sprawa, bo ϟ jest całkowicie niewrażliwy na zjawisko jittera, a zamiast teoretycznie 20ms (USB, w lepszych odtwarzaczach programowych skala kończy się na 50ms, a wybór takiego, najniższego ustawienia często generuje brak płynności odtwarzania muzyki) mamy 1~3ms (dla FW te wartości wynoszą 8~9ms). W teorii mamy zatem najlepsze komputerowe medium dla dźwięku, najlepsze, bo dysponujące ogromnym potencjałem wydajnościowym, przy jednoczesnej niewrażliwości na czynniki elektromagnetyczne pochodzące z transportu, ze źródła. Dodatkowe informacje, także o przyszłym ϟ 3.0 oraz USB C w zastosowaniach audio znajdziecie np. tutaj: http://proaudioblog.co.uk/2015/09/usb-3-vs-thunderbolt-interfaces/

Ok, to teoria, a jak wygląda praktyka? TAC-2 to wg. mnie najlepszy, komputerowy interfejs audio od strony brzmieniowej, który deklasuje większość tego (wszystko?), co do tej pory miałem okazję słuchać via USB. Testuję na ortodynamikach HiFiMANa (400) oraz Audeze (3) i jestem zaskoczony jak to potrafi grać. Nieważne co robię na komputerze, dźwięk płynie bezproblemowo, swobodnie i to jaki dźwięk! Rozdzielczość tego rozwiązania powala! Słuchałem Alt-J This is all yours (utwory Arrival in Nara oraz Nara) w jakości 24/48, mamy tam bzyczenie much, które są dobrze czytelne na solidnym przetworniku USB, ale w tym przypadku nie tylko te muchy włażą nam do prawego ucha (końcówka pierwszego utworu), to jeszcze słychać całą łąkę, słychać świergotanie ptaszysk i to wszystko dzieje się właśnie na planie, jest zawieszone w przestrzeni. Mikrodetale to mało powiedziane, bo mamy tutaj do czynienia z totalnym zanurzeniem się, przy jednoczesnym zachowaniu spójności, gdzie nie o analityczne, nie o superdetaliczne granie się rozchodzi. Rozdzielczość jest środkiem, nie celem. Nie dla wyczynu a dla budowania przyjemności, emocji oraz (jak to miało miejsce w przedstawionym przykładzie) dochodzi jeszcze wspomniana umiejętność reprodukowania niebywałej wręcz przestrzeni. Tu dźwięk jest swobodny, nic go nie ogranicza. To jest holograficzne, to jest magnetyczne, zniewalające granie. Dźwięk unosi się, nie jest przyklejony, jest powietrze, takie jakie można poczuć na monitorach bliskiego pola, gdzie jesteśmy – właśnie – zanurzeni. Do tego ta dynamika… opiszę jak się na tym słucha metalu w pełnej recenzji (pewnie będzie to aktualizacja tego artykułu, bo widzę, że mi właśnie wstępna recenzja spod klawiatury wychodzi). No Panie, Panowie, wracam bezwzględnie do słuchania metalu (słuchałem tego gatunku sporo, wrócę do tego za sprawą TAC-2 na pewno. Bo warto, po tysiąckroć warto!!!). Narkotyk.

A przecież słuchałem tego wszystkiego na słuchawkach! Fakt, takich, które tę przestrzeń potrafią pokazać całkiem nieźle, ale nadal na słuchawkach, a nie stacjonarnym stereo. Przyjdzie czas także na stereo. Po to właśnie stoi thunderboltowa stacja, którą niedawno opisałem. Teraz już wiem, że będzie to domknięcie stacjonarnego systemu, opartego od teraz na ϟ , przy czym nie wyklucza to grania na wynos (wspomniane zasilanie interfejsu z thunderbolta). Na marginesie, dobrze czasami przeprowadzić taki eksperyment, jak ten z moją czcigodną małżonką opisany w powyższym linku. Ktoś, kto (ciągle) nie analizuje, nie ma bagażu wiedzy zastępującego doświadczenie (teoria jest ważna, ale nigdy nie zastąpi naszych uszu, nigdy!), ktoś kto nie kieruje się wyłącznie teoretycznymi wywodami na temat, ktoś kto na świeżo potrafi podejść do zagadnienia, pomóc w ocenie, bywa nieocenioną pomocą (i niedocenioną, szczególnie w środowisku zainteresowanych, bo zazwyczaj roszczą oni sobie prawo do wygłaszania jedynie słusznych sądów). Jej reakcja była dla mnie dobitnym potwierdzeniem, że ϟ definiuje wiele rzeczy na nowo. Kocha słuchać, dzieli moją pasję, kierując się sercem, a nie (jak wyżej podpisany) sercem i rozumem. Bo ostatecznie, czym jest muzyka? Matematycznym zbiorem równań? Wynikiem chłodnej kalkulacji? Nie wydaje mi się….

To przekaz analogowy w tym sensie, że właśnie tak jak w przypadku słuchania analogowych źródeł nie ma tutaj cienia cyfrowego osuszenia, odarcia dźwięku z jego bogactwa wybrzmień, faktur, tego cholernego ujednolicania towarzyszącego „cyfrze”. Kapitalna sprawa! Tu bęben gra jak bęben, taki wokal jest tak różnorodny, tak odmienny, tak intrygujący w swoim niepowtarzalnym, oryginalnym brzmieniu, że człowiek łapie się, że chce od nowa przesłuchać wszystko czego do tej pory słuchał. Tu nie ma miejsca na nudę, każda kolejna płyta to de facto odkrywanie materiału na nowo. No szok! Znakomite jest także to, że ϟ daje nam w praktyce coś, co niweluje jedną z najważniejszych wad komputerowego audio – wpływ dziesiątek zmiennych, czynników po stronie transportu, na efekt końcowy, na jakość brzmienia. Wystarczy wybranie interfejsu w ustawieniach systemowych / odtwarzaczu i transport nie będzie wg. mnie żadną zmienną, nie będzie miał wpływu na to, co usłyszymy. Zamiast szukać poprawy w tym, co w niedoskonałym z definicji rozwiązaniu (USB) kuleje, gdzie stosując protezy, pomysły z pogranicza audio voodoo, staramy się naprawić to co ułomne, można w przypadku omawianego przetwornika skupić się na tym co istotne: na jakości samej muzyki, materiału, tego co dostarczymy elektronice do reprodukowania. Koniec z wymagającym wiedzy konfigurowaniem software. Ideał?

Także ja już wiem, że nie ma powrotu, w tym sensie, że będę z tego interfejsu korzystał namiętnie i będzie moim punktem odniesienia. Tak to wygląda. W ciemno nabyłem i nie żałuję. Zalecam, naprawdę po stokroć zalecam wycieczkę do jakiegoś sprzedawcy (są te produkty w dystrybucji w Polsce, można pewnie sprawdzić jak to gra) i przekonanie się osobiście jak gigantyczny progres towarzyszy przesiadce na interfejs ϟ wobec tego, co oferuje USB. To są czytelne, bardzo łatwe do zauważenia zmiany. Jak wspomniałem, to najtańszy z interfejsów ϟ , które można obecnie zakupić na rynku. Jego cena (jakieś 1300zł) jest przykładowo niższa od praktycznie każdego DACa z USB opartego na szeroko wykorzystywanej kości C/A ESS9018 Sabre (często z konwerterem USB XMOS lub Vinyl firmy VIA). Trudno nie opisać tego inaczej, jak jakiś błąd w systemie, bo przecież zmiany w audio to zazwyczaj powolna ewolucja, pełna ślepych ścieżek, przy jednoczesnym (jakże, niestety częstym) wodzeniu po manowcach. Aha – i nie słuchajcie na tym mp3, bo nie warto. Mam tu na myśli naprawdę podłej jakości materiał, który może był strawny na jakimś mocno ujednolicającym brzmienie sprzęcie, ale tutaj to nie ma po prostu żadnego sensu. Jakie szczęście, że teraz dobry materiał to nie problem, także w sensie wygodnego dostępu do niego. Mamy Tidala, mamy takie rozwiązania jak ekosystem Roon, mamy może niewiele, ale stale nam przybywającej, muzyki nagranej, zapisanej w najlepszej jakości (hi-res, dsd). Słuchając Tidala na ϟ mam jakość w pełni akceptowalną, taką, którą pozwala cieszyć się ogromnym potencjałem opisywanego sprzętu. Lepszy materiał? Bajka! Tylko jak do tego wszystkiego odnieść dotychczasową skalę ocen, to co było do tej pory punktem wyjścia w przypadku grania z pliku, grania z komputera (szerzej: komputerowych źródeł).

No właśnie, jak?

» Czytaj dalej

2L z MQA – darmowe sample do pobrania ze strony wytwórni

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
2L_logo

O MQA pisaliśmy parę razy, głównie tutaj (Czas na streaming hi-res z MQA!). To nowy format, pozwalający zapisać hi-resy (także te „wyczynowe”, tj. DXD, DSD) przy dużo mniejszej objętości pliku, przy zachowaniu tej samej jakości. To obiecująca technologia, na razie wspierana głównie przez Meridiana (który w dużej mierze za tym stoi). Urządzeń, natywnie obsługujących format, jest tyle co kot napłakał, ale na szczęście format pozwala na odtwarzanie na dowolnym, nowoczesnym DACu. W wolnej chwili sprawdzę, jak te pliki grają, raczej nie spodziewam się usłyszeć jakichkolwiek różnic z WAVami czy plikami .dsf, .dff. Jak wiele możemy zaoszczędzić? Naprawdę sporo – przykładowo nieco ponad 2 minutowy utwór Jan Gunnar Hoff: The Elder, w formacie DSD128 stereo zajmuje 195MB, w kompresji MQA (FLAC_MQA) to zaledwie 23MB. To prawie 10 razy mniej, nawet PCM (dużo lżejsze od DSD), o jakości 24/384 to nadal 123MB (dla jasności, źródłem dla plików MQA było właśnie DXD). Także to faktycznie może być przełom i szczególnie Tidal powinien się tematem zainteresować (z tego co mi wiadomo, to się interesuje, nawet testuje i jest jednym z partnerów). Takie rozwiązanie może bardzo pomóc w promowaniu strumieniowania w jakości bezstratnej przy zastosowaniu najlepszej możliwej jakości materiału. Oczywiście nie jest przesądzone, że akurat MQA stanie się standardem i temat się przyjmie (komercyjnie), ale kto mógł dać wiarę w niebywały wręcz wzrost zainteresowania formatem DSD, wprowadzanym jako standard (wsparcie) we wszystkich klamotach audio od plus minus dwóch, trzech lat? Dla mnie to jest coś trudno wytłumaczalnego, szczególnie gdy przyjrzymy się dostępnym źródłom takich plików, liczbie wydawnictw, muzyki jaka jest zapisana w .dsf / .dff. Patrząc na to pod tym kątem, to co się dzieje, wydaje się cokolwiek niezrozumiałe. Dla wyjaśnienia, uważam taki materiał za (często) bardzo wartościowy, faktycznie nierzadko lepiej brzmiący od odpowiednika zapisanego w PCM, ale to jednak niszowa sprawa (akurat szczęśliwie jakaś część interesującej mnie muzyki egzystuje w tym niszowym formacie, ale dla wielu to wyłącznie ciekawostka przyrodnicza). Takie MQA może jednak wspomóc wydawanie muzyki w jakości >16/44, to może być mocny impuls dla branży.

Ok, dość gadania. Link do rzeczonych sampli znajdziecie pod tym adresem. Tak, to ten sam, który parę razy podawaliśmy na HDO, mam nadzieję, że 2L w przyszłości nieco rozszerzy dział próbek o nowe pozycje, bo to – według mnie – świetna zachęta dla kogoś, kto ma ochotę na bezkompromisowy materiał z pliku i zainteresuje się katalogiem wytwórni, który stale się powiększa.