Rozpoczęliśmy testy nowości od Devinitive Technology – słuchawek bezprzewodowych Symphony 1. To kolejne nauszniki z modułem BT oraz systemem aktywnej redukcji hałasu, które sprawdzimy na HDO. Wcześniej opisywaliśmy Momentum Sennheisera (Wireless OvE), które niestety miały/mają problem z łącznością bezprzewodową, problem którego do końca nie udało się producentowi rozwiązać. Poza tym testujemy także model H8 firmy Bang&Olufsen, podobnie wyposażony „we wszystko”, tzn. w ANC, moduł bezprzewodowy 4.0 z aptX etc. Wspólnym mianownikiem tych słuchawek jest także wbudowany DAC. To bardzo ważny, choć niespecjalnie podnoszony przez producentów, element wyposażenia, dający możliwość skorzystania z cyfrowej transmisji aż do (niemal) przetwornika / głośnika wbudowanego w słuchawkach. Ekstremalnie krótka droga sygnału analogowego, w sytuacji gdy przetworniki (ten odpowiedzialny za konwersję C/A oraz wspominany głośnik) znajdują się w jednej muszli, wykorzystanie źródła wyłącznie roli transportu to coś, co jak już wcześniej wspominałem (przy okazji recenzji Momentum) ma przełożenie na dźwięk, na brzmienie. Dodajmy do tego odpowiednie dopasowanie tych dwóch, kluczowych dla jakości elementów, ich odpowiednie skonfigurowanie, zestrojenie – to droga do pełnej synergii, możliwość z jakiej mogą skorzystać inżynierowie, producenci…
To jak niemieckie słuchawki zagrały w takim właśnie połączeniu z laptopa skłoniło mnie do postawienia jak się okazuje wcale nie bezpodstawnej tezy, że przyszłość tego segmentu będzie ściśle związana z cyfrową transmisją dźwięku, z wyprowadzeniem bitów ze źródła do nauszników (a w związku z miniaturyzacją także IEMów). I faktycznie nowe konstrukcje jakie pojawiają w ofercie wielu producentów zdają się potwierdzać to, o czym wcześniej mówiłem. DAC wbudowany w słuchawki to już nie ciekawostka, a plotki o rezygnacji w iPhone 7 z montażu gniazda 3.5mm wskazują, że z jednej strony rozbrat z kablem (transmisja bezprzewodowa jako główne medium), z drugiej możliwość połączenia cyfrowego (kabel Lightning w przypadku iPhone, co w tym wypadku oznacza de facto zgodność ze standardem transmisji via USB) będą wyznaczać główne trendy w konstrukcji przyszłych słuchawek. Zresztą są już pierwsze produkty bez transmisji bezprzewodowej, wyposażone właśnie w cyfrowe interfejsy (wspomniany Lightining) i tylko czekać na wysyp takich słuchawek. Co ważne, producenci będą zadowoleni, bo takie konstrukcje będą droższe, to znaczy cena jaką przyjdzie zapłacić za takie produkty będzie wyższa od średniej jaką obecnie płacimy za klasyczne modele. Wystarczy spojrzeć na te wszystkie bezprzewodowe, czy tytułowe słuchawki. Za 200 złotych ich nie kupimy, a to oznacza wyższy zysk.
No dobrze, zapytacie, to gdzie tu plusy dla konsumenta? Za co zapłacimy? Za wygodę – to po pierwsze. Za wygodę transmisji bezprzewodowej (wydaje mi się, że właśnie w przypadku słuchawek najszybciej nastąpi rozbrat z kablem, to będzie ta przewidywana przez wielu rewolucja wireless w audio, którą obserwujemy już od jakiegoś czasu, to już jest główny nurt, choć jeszcze obok kabla… niebawem jednak będzie to zamiast), brak konieczności fizycznego łączenia sprzętu, swobodę, co będzie także korespondowało ze wzrostem popularności ubieralnej elektroniki, inteligentnych zegarków etc. Po drugie zaś (i to jest dla mnie najciekawszy aspekt) z możliwym wzrostem jakości dźwięku. Ta możliwość wynika nie tylko z tego, o czym powyżej wspomniałem, wynika także ze spodziewanego wyścigu na „jeszcze bardziej” audiofilskie, topowe, gwarantujące pełen zakres możliwości (odtwarzania) przetworniki wbudowywane w przyszłe słuchawki. To będzie wyścig zbrojeń, wyścig na którym – myślę – skorzystamy wszyscy. Przeniesienie jednego z kluczowych dla jakości brzmienia elementów, tj. DAC do muszli (i nie tylko muszli, bo jw. IEMy też takie możliwości nabędą) będzie prowadziło do zdefiniowania tego co na uszach jako SYSTEMU, przenośnego systemu, gdzie jakiekolwiek cyfrowe źródło muzyki (zazwyczaj osieciowane, z dostępem do chmur, serwisów streamingowych) będzie, właśnie, czymś w rodzaju audio terminala, a nie odtwarzacza z wszelkimi wynikającymi z tego faktu ograniczeniami. Jakość przeniesiemy bezpośrednio w pobliże uszu, najbliżej jak się da. Po trzecie, dzięki DSP, dzięki modyfikowalnym ustawieniom dźwięku, efektom, systemom redukcji będzie można odpowiednio dopasować dźwięk do preferencji, niewykluczone że lepiej niż to się do tej pory odbywa (gdzie manipulacje odbywają się w jakimś software’owym odtwarzaczu, a nie oprogramowaniu samego układu w „ostatnim ogniwie”, tzn. w słuchawkach).
Devinitivie Technology Symphony 1 grają z kabla USB, grają – piszę to bez żadnej przesady – bardzo dobrze, lepiej – dużo lepiej, niż po kablu analogowym, lepiej niż w przypadku transmisji bezprzewodowej. To casus Momentum A2IE, tam także pewne ograniczenia BT były łatwo zauważalne i nie chodzi o problemy z transmisją a o gradację jakości sposobów połączenia ze źródłem. Kabel USB dawał najlepszą jakościowo transmisję, brak aptX (elektronika Apple) niestety dało się bardzo łatwo zidentyfikować, lepszy efekt choć dalej odstający od kabelka dawało wykorzystanie wspomnianego powyżej kodeka (MBA z Maveriksem & BT Explorerem… niestety w nowych wersjach OSX występuje problem z uruchomieniem takiej, lepszej od SBC transmisji). Czy to oznacza koniec odtwarzaczy, DAPów? One już dawno się skończyły vide sytuacja w tym segmencie (iPody, rejterada Samsunga, innych masowych producentów), a będziemy o mobilnych odtwarzaczach audio mówić tylko i wyłącznie w kontekście niszy. Masowym produktem będą zapewne ubieralne gadżety, zegarki i właśnie tam muzyka będzie egzystować zapewne głównie w formie stratnej, strumieniowania do słuchawek. Tyle. Natomiast ktoś, kto będzie chciał posłuchać w dobrej jakości z cyfrowego (jakżeby inaczej) źródła, skorzysta z takich produktów jak opisywany, jak wzmiankowane powyżej. Z jednej strony brak kabla, z drugiej cyfrowa transmisja do słuchawek i wszelkie mniej, lub bardziej udane systemy equalizacji, poprawy brzmienia, jego uprzestrzennienia oraz wyciszenia odgłosów z tła. To jest teraźniejszość oraz przyszłość słuchawkowej branży.
Symphony 1 są bardzo wygodne, solidnie wykonane, z dobrych jakościowo materiałów. Ten producent (testowaliśmy do tej pory parę produktów, takich jak kolumienki stereo do komputera Incline (USB) oraz głośnik bezprzewodowy Sound Cylinder) przyzwyczaił nas do dużej dbałości w tym względzie. Mamy tutaj transmisję bezprzewodową odbywającą się bez żadnych problemów, mamy system ANC (nie jest tak skuteczny jak w przypadku Momentum, czy będących punktem odniesienia Bose QC25), który dodatkowo jest „wspomagany” samą konstrukcją (zamkniętą, same pady dość szczelnie obejmują uszy) oraz mamy możliwość grania za pośrednictwem kabla USB z dowolnego, cyfrowego transportu. Producent zastosował 50mm przetworniki, oferujące sporą dawkę basu (pod kontrolą). O dźwięku napiszę więcej przy okazji recenzji, dodam tylko, że daniem głównym jest tutaj jw. połączenie via USB. To zresztą może okazać się przydatne także z bardzo praktycznego powodu: słuchawki potrafią oczywiście grać pasywnie (połączenie analogowe, przy wyłączeniu całej, wbudowanej elektroniki), w przypadku włączenia „wszystkiego”, tzn. transmisji via BT oraz systemu ANC możemy liczyć na 8 godzin grania. To niezbyt dużo, patrząc na konkurencję, wręcz niewiele. Sprawdzę dokładnie jak to w praktyce wygląda, sprawdzę czy całodniowe słuchanie (podróż, parę godzin w pociągu) będzie możliwe bez doładowywania nauszników. Dodatkowo porównam DTS1 z Momentum Wireless, porównam grając z laptopa podłączonego via USB ze słuchawkami. To będzie najbardziej miarodajne porównanie, sprawdzian dla obu konstrukcji. Już teraz wiem, że z (cyfrowego) kabla jest najlepiej w obu przypadkach, odnośnie Momentum dałem temu wyraz w recenzji… to było COŚ! Przełączając się na dużo droższe nausznki Audeze, na HiFiMANy, nie miałem na wstępie wrażenia utraty czegokolwiek, wręcz przeciwnie.
To naprawdę robi wrażenie.