LogowanieZarejestruj się
News

Sapphire 23 – zapowiedź testu najnowszych podłogówek Pylon Audio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Szafiry 23_9

Sapphire 23 dotarły parę dni temu i grają. Jak grają? Na razie, po wstępnym wygrzaniu mogę napisać o trzech rzeczach, które udało się zauważyć: po pierwsze, mimo filigranowej konstrukcji (to najmniejsze, najbardziej kompaktowe kolumny w rodzinie Szafirów) potrafią bardzo przekonywająco artykułować niski zakres, basu jest wystarczająco dużo i jest to bas wysokiej próby… nie ma, jak w wielu podstawkowych kolumnach, potrzeby domyślania się, że tam na dole też coś się dzieje. Nie jest fizjologiczny, jak w dużych paczkach, a jednak wyraźnie akcentowany i stanowi (co jest dla mnie pewnym zaskoczeniem, bo spodziewałem się trochę innego grania) podstawę, fundament, na którym budowany jest przekaz. To zaskakujące, patrząc na formę, na wąski front z dwoma, niewielkimi przetwornikami nisko-średniotonowymi. Pewną wskazówką, dlaczego tak to gra, jest umieszczenie głośników – dolny odseparowany od górnej sekcji, zawieszony w obudowie nisko, zamontowany na wysokości portu BR wyraźnie wzmacnia niskie i wraz z odpowiednim ustawieniem kolumn (wystarczy, wg. mnie ok 30-40 centymetrów od ściany, jednak nie mniej niż 20-30) mamy to co powyżej – bardzo ładny, niski zakres, który jest tutaj wyraźnie aktorem pierwszoplanowym.

…po drugie zaś, te kolumny umiejętnie budują nastrój, potrafią wytworzyć intymną atmosferę, bo – podobnie jak monitory bliskiego pola, nic nie tracą (z umiejętności) grając kameralnie, na niskich poziomach głośności. To spora zaleta, bo wiele podłogówek, tak naprawdę zaczyna grać, ożywa przy potencjometrze ustawionym na pozycji godzina 11 i dalej. Tu jest inaczej. Oczywiście nie ma problemu z głośnym słuchaniem, Sapphire 23 potrafią grać bardzo głośno bez wysiłku, bez kompresji, wyraźnie artykułując co trzeba, jednak wg. mnie te głośniki idealnie trafią w gusta osób zorientowanych na słuchanie muzyki za pośrednictwem niewielkich monitorów, lubiących przekaz osadzający się na bliskim, intymnym przekazie, gdzie (w monitorach) główną rolę pełni średnica (tu też jest przepyszna, jednak jw. bez szczupłego, czy w ogóle nieobecnego basu jak w małych podstawkach), gdzie ważną rolę odgrywa bardzo plastycznie pokazana scena, przestrzenność ocierająca się o holografię. Tu też (po trzecie) ta przestrzeń buduje, wraz z pięknymi wokalami możemy mówić o monitorowym graniu przeskalowanym do – jednak – większego pomieszczenia, po prostu salonu, w którym gramy na modłę tego, co znamy z gabinetowego słuchania, ale właśnie w dopasowanej do nowych realiów formie.

Bardzo mi się to podoba, bo jestem gorącym zwolennikiem niewielkich zestawów, a Sapphire 23 porównuję do moich ulubionych, podstawkowych Topazów. Te monitorki bliskiego pola to właśnie taka, gabinetowo-biurkowa konstrukcja. Inne, tego typu konstrukcje: od ATC (7-ki) oraz od Amphiona (Iony), które miałem okazję słuchać dłużej skłaniały mnie do prostego wniosku: to jest moje granie, mój dźwięk, mój w tym sensie, że odnajduje się w takim kameralnym, bliskim, namacalnym przekazie, gdzie (co prawda) niski zakres jest czymś, co występuje domyślnie, a nie „organicznie”, ale całość jest koherentna, spójna, a każdy kolejny album to uczta dla zmysłów. To zresztą, patrząc obiektywnie, coś co łączy moje zamiłowanie do słuchawek (które, przecież, z natury swojej, są specyficznym medium dla dźwięku, w określony sposób budując przekaz… zawsze, chyba że mówimy o wynalazkach takich jak K1000, ale pomijam wyjątki od reguły) ze słuchaniem muzyki na zestawach głośnikowych. Nie oznacza to, że nie lubię dużych paczek, że to nie moje granie, ale jednak jest coś, co preferuję,  do czego się skłaniam to ten dźwięk blisko ucha, podany bezpośrednio, albo (jak w monitorach) w niewielkiej odległości, takiej biurkowej przestrzeni, takiej „siedzę sobie przed monitorem(ami)”. Tymi do patrzenia, jak i tymi do słuchania. No dobra, a bas, basior, o którym tak często gardłuję, opisując audio produkty? Cóż, odnośnie basu to …mam dwa suby, a kolekcja słuchawek wskazuje, że można mnie swobodnie nazwać „bass-headem”. ;-)

Niby forma na to wskazuje, ale Sapphire 23 mogłyby inaczej, bardziej jak więksi bracia (przecież 31-ki grają inaczej – miałem jakiś czas temu okazję dłużej posłuchać), a to według mnie zupełnie inne akcentowanie, choć w jednym punkcie jednak są zbieżne do większych modeli z linii. Potrafią grać bardzo dynamicznie, szybko reagując na zmiany tempa. Fajnie, bo to coś, co w niektórych gatunkach muzycznych jest nieodzowne, stanowi istotę, a ta cecha większych kolumn z szafirowej linii jest tutaj jak najbardziej obecna. Wreszcie mikrodetale, szczegółowość, coś co stanowi jedną z głównych cech monitorowego grania – wgląd w nagranie (studyjny, ale – w przypadku kolumn, które wybieram – nie analityczny, czytaj nie taki który jest pozbawiony emocji, nie zimny, czy labolatoryjny) to coś, o czym napiszę w samej recenzji, bo tutaj dźwięk wyraźnie otwiera mi się wraz z adaptacją kolumienek (tak, to właśnie kolumienki są, a nie paczki… bo takie slim & fit są) i początkowo, wygrzewając chciałem już coś napisać w tym względzie, ale bym przestrzelił. Trzeba będzie więc poczekać z ostatecznymi wnioskami, bo to co powyżej, to wstępne spostrzeżenia po kilkunastu godzinach krytycznego, nocną porą słuchania (wcześniej, przez dwie doby kolumny odtwarzały w pętli materiał, grając bez mojego udziału).

Poniżej mini galeria prezentująca Pylon Audio Sapphire 23 uzbrojone w kolce (bardzo, bardzo polecam, bo po pierwsze mamy nisko osadzony jeden z głośników nisko-średniotonowych, po drugie ta, filigranowa w formie, konstrukcja aż się prosi o zaaplikowanie takich dodatków)…

» Czytaj dalej

Full of Schi(i)t? Bynajmniej! Testujemy Mjolnira 2. Tu jest wszystko!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Mjolnir 2_tyt2

Ja cież… miałem w systemie Asgarda 2 (patrz test), na krótko (za krótko) słuchałem Valhalli, Bifrost także u mnie gościł i wszystkie te klocki pozostawiły generalnie pozytywne wrażenie, jednak nie byłem zainfekowany marką tak, jak co poniektórzy (tak, parę osób które to czyta wie, że o nie tutaj chodzi… po czubek głowy Panowie tkwicie, po sam czubek ;-) ). Schiit to firma specyficzna, pisałem o tym przy okazji testu, przy okazji newsów, specyficzna bo podchodząca do kwestii związanych ze sprzętem audio z dystansem. Oczywiście (dla mnie) jest to dystans cokolwiek wyreżyserowany, takie – rozumiecie – puszczanie do nas oczka, że tam te wszystkie audiofilskie wymysły (tak, wiele ich wiele, nie przeczę) są nomen omen gówno warte, ale to (także) sprytna strategia marketingowa, która najwyraźniej się sprawdza. Sprawdza, bo w Stanach ten sprzęt schodzi jak ciepłe bułeczki, a globalnie ma także zagorzałe grono wyznawców, wielu wyznawców.

Do Mjolnira nie byłem wyznawcą. Właściwie podchodziłem z pewnym sceptycyzmem do srebrnych, grubo ciosanych w alu wzmacniaczy i przetworników Schiita. Do Mjolnira. A konkretnie do drugiej generacji tego, wg. mnie kluczowego, produktu jaki oferują Amerykanie. Ten wzmacniacz oraz przedwzmacniacz (a może przede wszystkim, bo powiem szczerze, że ta funkcjonalność jest dla mnie wyznacznikiem wyjątkowości tego klocka) w jednym, dysponuje czymś, czego nie znajdę nigdzie indziej – możliwością pożenienia dwóch odrębnych gatunkowo światów… grania z tranzystora oraz z lampy. To po pierwsze, ale też ważne to po drugie, a po drugie TO GENIALNY, GENIALNY PRE, najlepszy jaki miałem okazję słuchać nie tylko w swoim systemie, ale patrząc na to szerzej, mogę Mjolnira 2 porównać do najlepszych (ulubionych) klocków NADa, Arcama czy produktów starej, japońskiej szkoły (tak, te modele właśnie od Accu, Marantza). Mamy nie dość, że absolutnie czyste tło, mamy nie dość że unikalną możliwość modyfikacji pracy pre / wzmacniacza (LISST – moduł solid state, pakowany w miejsce lamp, btw. dziękuję za wypożyczenie na chwilkę tego ustrojstwa Piotrze) to jeszcze w pełni przełączalne wejścia, wyjścia zbalansowane (w pełni symetryczny tor!) i niezbalansowane (niesymetryczne). Innymi słowy mogę sobie grać z SS lub z lampowym wsadem z podpiętym XLRami Korgiem (to właśnie robię), wychodząc za pomocą kabli koncentrycznych do końcówki. Mogę też skorzystać ze zbalansowanego połączenia zasilając 8W (tak, to nie pomyłka, potrafi właśnie tyle energii podać na słuchawki) nauszniki, dowolne nauszniki, bo tu nie ma żadnych ograniczeń. Kręcimy ALPSem RK27 (robiony dla nich pod zamówienie btw).

IEMy? A czemu nie IEMy? Podpiąłem Westony (ulubione UM-ki 30-ki) i wiecie co? Tak, grały te słuchawki wprost genialnie z M2. A HiFiMany? No, ba, to ten właśnie adres. Ten właśnie! AKG 701? Ale jak! HD-650? O te to w ogóle grają z Mjolnirem drugim jak marzenie, to wzmacniacz stworzony dla tych słuchawek! No i wreszcie LCD-3. Powinni dawać to w komplecie. To partner docelowy dla tych słuchawek, w zbalansowanym torze całość pokazuje o co w tym wszystkim chodzi. Mam ciary, za każdym razem jak uruchamiam system mam ciary. Tak to gra, tak dobrze, fantastycznie gra. Testuję z Oppo HA-2 i Korgiem (pierwszy DAC podłączony oczywiście do RCA, drugi XLR-ami, jeden hebelek i gra albo MiniX Fooko PC, albo iMac via stacja thunderboltowa z podpiętym „Japończykiem”, symetrycznie/niesymetrycznie do wyboru, do koloru). To źródła, dodajmy do tego zasilanie oparte o tomankowe listwy, okablowanie Supry i tyle z opisu. I teraz najlepsze: słuchawki?  Albo wzmacniamy w zbalansowanym, albo w niezbalansowanym gniazdku podłączone nauszniki (hebelkiem przełączającym gain, możemy dodatkowo zmodyfikować pracę wzmacniacza) kolumny? …a proszę bardzo, z równocześnie podpiętymi klockami w zbalansowany oraz niezbalansowany sposób. Ideał? Owszem, bo to unikalna konstrukcja, hybrydowa, pozwalająca na konwersję, zastosowanie lamp lub wspomnianego LISSTa, wsadu SS, który oferuje odmienny charakter brzmienia, dodatkowo w odróżnieniu od lamp, nie wymaga specjalnej atencji (trzymanie lamp w stanie żarzenia 24/7 nie ma przecież sensu, przy czym jak każde urządzenie audio, nowy Mjolnir lubi, gdy jest włączony, oj bardzo lubi i ma to bardzo konkretne przełożenie na brzmienie).

Pierwszy Mjolnir był zupełnie inny. Był SS, nie był to pre i nie miał 6.3mm Jacka. Unikalna typologia pierwszego M, obecna jest także w nowym, tyle że poza crossfetem (napiszę więcej o tym we właściwej recenzji) mamy jeszcze w pełni funkcjonalny pre z uwzględnieniem niesymetrycznej ścieżki sygnału. Mamy zatem prawdziwe B, jak i dużo bardziej rozpowszechnione SE. Cóż. Nowy jest lepszy, no pod każdym względem lepszy. Miałem okazję słuchać pierwszego i miałem wrażenie, że mam Asgarda na sterydach. Tyle. Tutaj mam coś, co stanowi PODSTAWĘ SYSTEMU. GENIALNA, FANTASTYCZNA KONSTRUKCJA. Słucham na Topazach oraz na Perłach DCD (DSD) i jestem w niebie. Szczególnie z podstawkowymi Topazami (patrz test – świetne są, a takie na marginesie, mało kto o nich pisał, my pisaliśmy, w sumie zupełnie nie rozumiem dlaczego na marginesie, bo to monitorki, które potrafią zawstydzić wiele konstrukcji „przodowników” spod znaku(ów) B, J czy A ;-) ) to czysta nirwana jest. Z Mjolnirem 2 w torze. A już mi po głowie chodzą jakieś aktywne konstrukcje głośnikowe ze zbalansowanym wejściem, z zakładaną możliwością maksymalnego uproszczenia toru, przy jednoczesnej otwartej drodze do eksperymentowania, modyfikacji. Czy to nie piękne? Ogromną zaletą tego wzmacniacza/przedwzmacniacza jest to, że jest UNIWERSALNY, bo dzięki przyjętym założeniom, zmianie konfiguracji oraz dostępnej dla użytkownika funkcjonalności może być tym, co …wieńczy dzieło ;-) Dla mnie to pewny kandydat do naszego  znaczka „DEAD END”. Pewniak.

Uwaga, grzeje się jak jasna cholera!

Violator DM właśnie leci. Jestem zainfekowany. Na amen!

» Czytaj dalej

W testach #3: System słuchawkowy Musical Fidelity MF-200&200B/V90-BHA

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MF_bal

To będzie prawdopodobnie jedyny taki test porównawczy, pozwalający przekonać się jak wiele daje zbalansowane połączenie słuchawek. Test interesujący także ze względu na zgromadzenie w tym samym, w tym samym miejscu czasie dwóch wzmacniaczy Musical Fidelity (M1HPA oraz dającego możliwość skorzystania z połączenia zbalansowanego V90-BHA oraz dwóch par nauszników z najnowszej serii MF-200 (w wersji symetrycznej z literką B oraz wersji niesymetrycznej bez literki). W ten sposób mamy unikalną sposobność porównać dokładnie takie same słuchawki, różniące się sposobem podłączenia do wzmacniacza (oraz sposobem połączenia w ramach całego toru, o czym za chwilę), jak również sprawdzenia obu na najtańszym, zbalansowanym wzmacniaczu słuchawkowym na rynku (V90) i – wreszcie – sprawdzenia jak to się ma do naszego redakcyjnego M1HPA (niezbalansowany wzmacniacz słuchawkowy oraz świetny preamp przy okazji, świetny klamot z możliwością budowy całego systemu opartego o jedną, bądź dwie końcówki mocy, dodatkowo z kilkoma źródłami z tej samej serii do wyboru). Innymi słowy, przetestujemy kompleksowo system słuchawkowy Musical Fidelity, całkowicie firmowe rozwiązanie z resztą toru opartą o źródło KORGa (DS-DAC-100 z wyjściami symetrycznymi) oraz transport PC (MiniX aka Fooko). Chcę wykazać przy okazji tego testu, czy warto inwestować w rozwiązanie oparte na zbalansowanym połączeniu (nietypowym, ograniczającym dobór komponentów) poszczególnych elementów toru słuchawkowego, czy daje to i jakie daje korzyści jakościowe. Dodatkowo zobaczymy, czy nasz ulubiony wzmacniacz słuchawkowy poradzi sobie w konfrontacji z torem zbalansowanym złożonym z V90 oraz MF-200B. Mamy, dzięki routerze audio Pro-Jecta możliwość podłączenia KORGa do wzmacniacza M1 bez konieczności konfigurowania systemu na nowo. To duże udogodnienie, jednocześnie patent na stworzenie takich samych, opartych na tych samych elementach toru, warunków koniecznych do przeprowadzenia porównań. System słuchawkowy będzie sprawdzany na materiale DSD (głównie) oraz PCM (tylko Tidal) w aplikacji Korga, Roonie (w tym wypadku jako tidalowy player – na marginesie dużo lepszy od natywnego) oraz w foobarze. Całość zagra na tej samej linii zasilania (osobna instalacja), na tych samych listwach Tomanka, na tym samym okablowaniu. Cel główny przedstawiłem, cel poboczny to wykazanie, że można zbudować sobie zaawansowany system słuchawkowy w budżecie do 5000 złotych za całość. Innymi słowy, dobre słuchawkowe HiFi, bez egzotyki za kilkanaście czy dzieciąt tysięcy – zdroworozsądkowo. Jak punkt odniesienia zagra system złożony z komputera iMac z oprogramowaniem Roon na przetworniku M2Techa (hiFace DAC) oraz wzmacniaczu Capella Stana Beresforda ze słuchawkami HiFiMANa HE-400 oraz Senkami HD-650. Co prawda źródło komputerowe będzie dużo droższe, ale zamiast jabłkowego all-in-one można swobodnie wstawić mini makówkę za ok. 2000 złotych i budżetowo będzie wg. mnie w pełni porównywalnie. Ten punkt odniesienia jest ważny, bardzo nawet, bo wspomniana para słuchawek na tym systemie gra nieprzyzwoicie dobrze, uważam że udało się w tym wypadku stworzyć niezwykle udane, synergetyczne połączenie z wyżej wymienionych elementów.

Sam jestem ciekaw co z tego wyniknie. Mam nadzieję, że będzie to pouczające doświadczenie. Dobór komponetów, jak widzicie, przeprowadziłem bardzo starannie, kierując się zarówno kryterium jakościowym, budową w pełni porównywalnych torów, jak również budżetowym. To właśnie, a nie testowanie w oderwaniu od rzeczywistości (pierwsze z brzegu: kabel zasilający za 10 000 złotych lub/i źródło za wielokrotność sumy przeznaczonej na głównego bohatera (-ów) testu lub/i słuchawki za kwotę równorzędną całemu systemowi itd.), główny zamysł, idea tego testu, recenzji klamotów proponowanych przez mojego imiennika, Anthony Michaelsona. Przy okazji postaram się udowodnić jak istotny jest właściwy wybór i konfiguracja oprogramowania, szczególnie że obecnie możemy wybierać wśród bardzo zaawansowanych, dających ogromne możliwości aplikacji, przekształcających komputer w docelowy, cyfrowy transport. Dyskusja na temat wyższości odtwarzaczy strumieniowych, czy specjalnie skonstruowanych, urządzeń komputerowych (serwery muzyczne, zbudowane pod kątem audio pecety, autonomiczne lub będące częścią wielostrefowych rozwiązań urządzenia oparte na komponentach komputerowych, czy – coraz częściej – handheldowych) pozostaje otwarty. Znajdą się zwolennicy zarówno jednego, jak i drugiego podejścia. Wspominałem o przygotowaniach do osobnego artykułu poświęconego temu zagadnieniu, gdzie w szranki staną różne rozwiązania obsługujące muzykę z pliku: SB Touch, komputerek MiniX, makówka oraz serwer muzyczny, każde dysponujące specyficznym interfejsem, front-endem, różnymi sposobami interakcji, obsługi wreszcie odmiennymi możliwościami w zakresie obsługi plików hi-res, obsługi serwisów streamingowych audio oraz innych, plikowych źródeł muzyki, gdzie obraz spotyka się z dźwiękiem (np. od kliposerwisu VEVO, po inicjatywę KORGa polegająca na strumieniowaniu koncertów w jakości płyty SACD itp.).

W recenzji tytułowych produktów znajdzie się ślad tych, wspomnianych powyżej, poszukiwań optymalnego plikowego źródła audio. I tak, ambitne podejście polegające na samodzielnym przygotowaniu systemu to oczywiście przede wszystkim możliwość dokładnego dopasowania, znalezienia idealnej harmonii, dokładne tego co chcemy uzyskać, przy nieograniczonej podatności na modyfikacje. Natomiast w sytuacji, gdy ktoś kto jest na bakier z komputerami, systemami, konfigurowaniem, samodzielnymi poszukiwaniami optymalnego rozwiązania, po prostu wybierze „gotowca”. To ma swoją określoną (przeliczalną w walucie ;-) ) cenę, wysoką cenę, zaletą zaś takiego podejścia jest „wciskam play i gra”. Zazwyczaj wysoką cenę, przy czym na szczęście da się na rynku znaleźć produkty, które, (zobaczymy czy podobnie będzie z tytułowym, najtańszym wzmacniaczem zbalansowanym, czy najtańszymi zbalansowanymi słuchawkami), oferują coś, za co właśnie zazwyczaj musimy zapłacić dużo więcej. Jeżeli ktoś może zaoferować na rynku produkt w bardzo konkurencyjnej cenie, dysponujący możliwościami wykraczającymi poza to, z czym kojarzy się cena za jaką wołają, to tylko przyklasnąć i pogratulować. Nieodmiennie denerwuje mnie podejście niektórych osób z branży oraz konsumentów, którzy zwyczajnie ignorują takie rzeczy, starając się dodatkowo deprecjonować wartość czegoś, co może poważnie zagrozić high-endowym klamotom, stanowiąc dla nich niewygodną (dla co poniektórych) alternatywę, konkurencję. Z definicji nie zgadzam się z podejściem, że gra od określonej sumy, albo że może to dobre nawet, ale już w zestawieniu ze stratosferą to pył jest, niewarte wzmianki rozwiązanie. Ludzie mają to do siebie, że często w takich sytuacjach całkowicie zatracają proporcje, wygłaszając kategoryczne stwierdzenia, wychwalając pod niebiosa coś, co może różnić się (właśnie w odpowiedniej skali odniesienia, a nie chciejstwa, czy interesowności) niewiele, albo wręcz marginalnie, co więcej być lepsze tylko pod pewnymi względami, a nie całościowo lepsze i to bezwzględnie lepsze. Piszę o tym wszystkim, bo widzę, że często opisy, opinie na temat sprzętu zawieszone są w jakiejś całkowicie nieokreślonej przestrzeni, gdzie właściwie nie wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi, do czego się odnieść, co stanowi o wartości testowanego produktu. Zresztą, czy na pewno nie wiadomo o co chodzi?

Fotogaleria, tradycyjnie, w rozwinięciu…

» Czytaj dalej

W testach #2: Beyerdynamic / Astell&Kern T8iE. Tesla w uszach.

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
:)

To ta druga z zapowiedzi, niespodzianka, bo też Beyerdynamic/Astell&Kern T8iE to absolutna nowość, produkt który niedawno miał swoją rynkową premierę. Od ponad tygodnia badam i muszę przyznać, że takiego czegoś jeszcze w testach nie mieliśmy. Nie chodzi o to, że ten produkt zmiata i zamiata, raczej o to, że te dokanałówki grają zupełnie inaczej niż… dokanałówki. To całkowicie wg. mnie nowa klasa, coś nowego, odkrywczego, wymykającego się prostym (złożonym również) porównaniom. Bo jak tutaj porównywać to granie ze IEMami, wszystko jedno jakimi IEMami… najwyższej klasy, najlepszymi, customami, słuchawkami za kilka tysięcy złotych. Mieliśmy takie produkty w testach i – znowu się powtarzam – to COŚ Z ZUPEŁNIE Z INNEJ BECZKI.

Tym, co robi tutaj różnicę jest oczywista przetwornik Tesli, pierwszy taki zastosowany w aplikacji dousznej. Powiem tak – osiem, czy sześć przetworników zatopionych w obudowie wielkości paznokcia robiło gigantyczne wrażenie, ale co mam teraz powiedzieć, gdy przeskalowano w dół (zminiaturyzowano) technologię stosowaną w jednych z najlepszych, dynamicznych nausznikach Beyerdynamika (seria T)? Zadanie było niezwykle trudne i ambitne, a te słuchawki, cóż te słuchawki stanowią dowód, że – owszem – przy zdolnym zespole inżynierów, dużych (w to nie wątpię) nakładach oraz po wielu miesiącach (latach) prac można osiągnąć sukces i skonstruować takie właśnie, niesamowite słuchawki mobilne. Czy raczej słuchawki po prostu, bo wg. mnie to jedne z nielicznych na rynku IEMów, które można potraktować jako rozwiązanie w pełni uniwersalne, tzn. można je pożenić ze stacjonarnym torem i to na równych zasadach, równych z wysokiej klasy stacjonarnymi nausznikami stacjonarnymi. To alternatywa, wygodna, bo oferująca w zanadrzu to, co oczywiste – swobodę przenośnych dokonałówek, czegoś co się sprawdzi na wynos lepiej od każdych, nawet najlepszych nauszników mobilnych, bez względu jak są lekkie, „składalne” etc. Sercem tego rozwiązania jest, jak z dumą podkreśla producent na pudełku, pierścień (magnes) wytwarzający pole magnetyczne wewnątrz przetwornika. To jest clou tej konstrukcji i coś, co powoduje że brzmi zupełnie inaczej od dotychczas przetestowanych słuchawek dousznych. Możliwości jakie otrzymujemy wraz z adaptacją tej technologii są w przypadku takiej aplikacji unikatowe. Takie pojęcia jak neutralność, transparentność, właściwy balans oraz brak kompresji, jakimi operujemy w przypadku dużych, stacjonarnych konstrukcji, określenia jakie stosujemy w przypadku stacjonarnego sprzętu HiFi/high-end, można zastosować także w tym przypadku. To jest coś niebywałego.

Na razie słuchawki testuje z zapowiedzianym przed momentem DAPem N6. To dobre, bardzo dobre źródło i nie mam wątpliwości że te IEMy grają w dobrym, dopasowanym towarzystwie. Ale. No właśnie ale one mogą i powinny zagrać w symetrycznym torze. Bo mogą i właśnie tak należy wg. mnie je przetestować. To jest coś, co w przypadku tego produktu może być czynnikiem poważnie wpływającym na ostateczną ocenę. Do tego, by to sprawdzić, by przekonać się jaki progres wniesie zbalansowane połączenie słuchawek z odtwarzaczem potrzebujemy któregoś z playerów Astell & Kern. Do redakcji trafi model AK120. Chcę, żeby źródła były porównywalne, jednocześnie (mimo że kusi) nie mam pomysłu na test z AK380. Bo to stratosfera, coś, co niewątpliwie i może nawet z definicji, byłoby kropką nad i, ale – szczerze – co z tego? To znaczy co z tego by wynikało, poza tym co powyżej napisane? Według mnie DAP za kilka tysięcy JEST wystarczającym partnerem i można go uważać za sprzęt w pełni dopasowany do tych słuchawek. I tego się trzymamy, poza tym dzięki routerowi ES2 FiiO będzie można porównać odtwarzacze Cayina oraz Astell&Kerna ze sobą, a także (co będzie jeszcze ciekawsze) sprawdzić jak Tesla w miniaturze wypada na tle naszych redakcyjnych słuchawek do i nausznych. W sumie ja już takie porównania, pierwsze próby, przeprowadziłem i hmmm… no właśnie, to co przeczytaliście powyżej, to nie jest marketing Beyerdynamika tylko moje własne spostrzeżenia. To ma scenę, to ma przestrzeń, do tego ten gładki, niesamowicie naturalny dźwięk. Cholera!

AKTUALIZACJA: mamy właściwe źródło na stanie. Odtwarzacz Astell&Kern AK120II z opcją grania zbalansowanego, partner w sam raz dla dokanałowych Tesli. Co z tego wyniknie, przeczytacie niebawem… uzupełniona galeria z DAPem irivera w roli głównej.

» Czytaj dalej

W testach #1: topowy DAP Cayin N6

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
CAYIN N6_15

Testujemy intensywnie na słuchawkach, których zapowiedzi pojawiły się już na portalu (MF-200, EL-8 cls etc.) oraz… niespodzianka, na czymś o czym zaraz przeczytacie, w kolejnej zapowiedzi. Cayin N6 to maszyna, która odczyta wszystko jak leci (.ISO), zagra wszystko jak leci (PCM/DSD), a do tego nie ma żadnych ograniczeń w zakresie podpinania nauszników stacjonarnych. Mam w kolekcji te trudne, niełatwe do wysterowania modele (HD650, K701, LCD-3, HiFiMANy) i ten player, podobnie jak odtwarzacze HiFiMANa, robi to bez wysiłku, pozwalając cieszyć się dźwiękiem najwyższej jakości w dowolnej lokalizacji w mieszkaniu, w domu. Wbrew pozorom taki na poły stacjonarny scenariusz sprawdza się w życiu, bo możliwość słuchania w sypialni, gdzie nie ma super hiper stereo, na patio, w ogrodzie to rzeczy, które łatwo przyjdzie nam docenić, mając właśnie takie, przenośne źródło dźwięku. Zabieranie wielkich słuchawek do użytku domowego w podróż, rzecz jasna, nie ma większego sensu, ale takie słuchanie jak powyżej daje pełną swobodę, brak ograniczeń, dodatkowo w czasach, gdy nie mamy (no właśnie) za wiele czasu na przyjemności, każda chwila którą można spożytkować na słuchanie muzyki to chwila której warto dać szansę. Ten DAP jest duży, spory, ze słuchawkami mobilnymi dysponujemy zestawem pozwalającym grać na wysokim poziomie na wynos, z jednym zastrzeżeniem – nie będzie to bardzo długa sesja, czy nawet długa, bo N6 zasysa energię z akumulatora jak smok. Tak czy inaczej, w sytuacji, gdy kroi nam się przelot dumą Polskich Kolei Państwowych, gdzie i tak nie uświadczymy strumieniowania z takiego Tidala, bo i po co nam te Internety, zbędny luksus prawda ;-) , to taki N6 z Momentum będzie jak znalazł.

Odtwarzacz od strony materiałowej prezentuje się bardzo dobrze. Cieżka, aluminiowa konstrukcja, wszystko spasowane jak należy, wręcz luksusowo to wygląda, z jednym ale… trzeba lubić dość oryginalne podejście do designu rodem z Azji. UI proste i czytelne, z dobrze kojarzącym się gifem (o ile to gif jest, no z krótką animacją po prostu) prezentującą lądującą igłę gramofonową na czarnym krążku, z dostępem do wszystkich niezbędnych nastaw. Nie ma tutaj może wysmakowanej grafiki, ale to nieistotne, istotne natomiast jest to że klawisze na froncie trudno uznać za wygodne w użyciu i dające pogodzić się z intuicyjną obsługą. Generalnie można się tutaj pogubić, bo obsługa wg. mnie jest na bakier z ergonomią, co więcej to co wydaje się być tym, czym być powinno, jest czymś zupełnie innym. Przykład? Pokrętło z lewej strony to wbrew pozorom pokrętło nawigacyjne (mało precyzyjne, choć szybsze od nieco topornie działających przycisków na froncie), a nie potencjometr odpowiedzialny za regulację głośności… no chyba, że zaczniemy zmieniać natężenie dźwięku umieszczonymi z prawej strony, niewielkimi, mało wygodnymi klawiszami +/-. W takiej sytuacji pokrętło działa jak potencjometr. To kompletnie bez sensu. Raz, że jest to na bakier z ergonomią, dwa jest to po prostu niewygodne, trzy… klawisze nie mają wyczuwalnego skoku, działają (wszystkie) dość nieprzewidywalnie. Dla mnie to ewidentne wady tego produktu.

Na szczęście cała reszta stoi tutaj na wysokim poziomie, a dźwiękowo ten DAP kojarzy mi się z przetestowanymi przez nas wcześniej, mobilnym dakiem oraz wzmacniaczem Cayina, tyle że tutaj jest jeszcze lepiej, a brzmienie jakie uzyskamy na słuchawkach (i nie tylko, o czym w recenzji przeczytacie) z tego playera wynagradza wszystko, także te, wymienione powyżej niedociągnięcia konstrukcyjne. Ten odtwarzacz potrafi czarować, potrafi zainfekować skutecznie, szczególnie że dźwięk nie może się tutaj kojarzyć z „dużym HiFi”. Rozwinę to w recenzji, powiem tylko, że ta animacja gramofonu to nie tania sztuczka, mająca na celu sugerowanie czegoś, czego nie ma. Tutaj to faktycznie występuje, dostajemy coś specjalnego, wyróżniającego na tle innych urządzeń tego typu. Bardzo, ale to bardzo zachęcam do skorzystania z opcji przetwornika C/A w tym sprzęcie (oraz, dodatkowo, konwertera USB-SPDIF), to jest coś, co warto rozważyć nawet wtedy, gdy mamy już jakiegoś, niezłego, stacjonarnego DACa. Dodajmy do tego wspomniane odtwarzanie wszystkiego jak leci, bardzo dobrą obsługę DSD, granie z obrazów płyt (co jest sporym wyzwaniem dla takiego, przenośnego urządzenia) i mamy w efekcie intrygujący produkt, który mi osobiście najbardziej kojarzy się z innym, wcześniej u nas przetestowanym odtwarzaczem mobilnym Calyx M. Poza kartą pamięci, mamy wbudowane parę gigabajtów, które pozwolą na zapisanie albumu w bezkompromisowej jakości (tak, ten gramofon znowu, takie tam skojarzenia… obraz SACD to, bywa, 5-8GB -> zabieramy płytę ze sobą, jedną płytę). To, pierwsza z testowanych przez nas obecnie nowości…

Poniżej rozbudowana fotogaleria z opisem

» Czytaj dalej

Opinia nt. ultrakompaktowego PC Audio: MiniX / Fooko PC Box

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Fooko / MiniX PC

Czy można mieć przygotowany pod granie komputer w ultrakompaktowej formie za ok. 600-700 złotych (MiniX)? Taki, którego komponenty, cała konstrukcja idealnie wpasowuje się w pomysł na idealne źródło komputerowe? Okazuje się, że owszem, można, co więcej taki PC może być, w takiej cenie, wyposażony w pełną licencję Windowsa (8.1) z możliwością darmowego upgrade do wersji 10 (generalnie polecam, bo to synteza tego co udane w poprzednich dwóch systemach, tj. Win 7 oraz Win 8). W wersji z preinstalowanym oprogramowaniem multimedialnym (wersja Fooko), odpowiednio skonfigurowanym pod granie dowolnego materiału (podkreślam – dowolnego materiału, w tym egzotycznego, w rodzaju plików DSD, obrazów płyt SACD i tym podobnych, plików DXD, wszelkich formatów audio jakie znajdziemy w dystrybucji cyfrowej) , do tego z softwarem typu media center (Kodi) dającym w praktyce nieograniczone możliwości strumieniowania z sieci programów tv, filmów, muzyki oraz innych treści jakie przewidziano dla tego front-endu. Specyfikację tytułowego PC z opisem zamieściliśmy wcześniej w tym miejscu.

Ten komputerek, jest odpowiedzią na to co potrzebujemy z bardzo prostej przyczyny… popatrzmy na poniższą wyliczankę i sami wyciągnijmy wnioski:

  • w pełni pasywna, bezgłośna praca – TAK
  • dwa porty USB 2.0 z możliwością podpięcia dowolnych peryferiów, w tym przetworników C/A – TAK
  • brak współdzielenia magistrali, de facto oba porty USB pozwalają na bezpośrednią komunikację, ultrakrótką drogę sygnału, brak interferencji – TAK
  • ultra niski poziom jittera – TAK
  • pełna komunikacja sieciowa we/wy obejmująca LAN/WiFi/BT – TAK
  • przygotowanie na obsługę za pomocą pilota – TAK (czujnik IR z szerokim zakresem działania na froncie)
  • pamięć flash, brak mechanicznego dysku – TAK
  • slot dla kart pamięci (rozszerzenie pojemności wewnętrznej dla danych, możliwość wykorzystania sprzętu jako mini serwera) – TAK
  • niski pobór energii, możliwość pracy 24/7, przygotowanie pod kątem front-endów multimedialnych (XBMC, KODI, ROON) – TAK
  • wbudowany port HDMI, integracja z kinem domowym – TAK
  • zewnętrzne zasilanie, wyprowadzenie problematycznego elementu poza obudowę komputera – TAK
  • możliwość modyfikacji zasilania – TAK (zamówimy u Tomanka odpowiednią elektrownię w przyszłości i sprawdzimy co daje taki upgrade)
  • odtwarzanie wszelkich możliwych formatów audio/wideo, w tym tych najbardziej egzotycznych, trudnych (wymagających) – TAK

Tak to właśnie wygląda. Słucham muzyki na tym systemie, złożonym z tego mini komputerka oraz przetwornika KORGA DS-DAC-100 na dzielonym systemie NADa (vintage) na Pylonach Pearl 20 i powiem tak – to najlepszy dźwięk jaki dane mi było słyszeć na kolumnach w moim systemie. Przytaszczę jeszcze Topazy 20, moje ulubione kolumny i chyba w ogóle się w tym brzmieniu zatracę. To jest genialne, jak ten system potrafi grać, system z punktu widzenia kosztów totalnie budżetowy, którego wartość liczona jest w maksymalnie dwóch średnich krajowych, ale to maksymalnie. Gra to z materiałem DSD (pliki dff – Depeche Mode, Dead Can Dance, Vangelis…) na nieprawdopodobnie wysokim poziomie. Nie wiedziałem, serio, że Perły zdolne są do takiej komunikacji, potrafią przekazać tyle informacji z nagrania (świetnego materiału źródłowego, bo nie mam wątpliwości, że to jedne z najlepszych plików jakie posiadam). Porównanie z płytą (to samo, na krążkach SACD via PS3) wypada na niekorzyść płyty SACD (całe dyskografie ww. czekają na szufladę, czy raczej na slot, bo tak to w PS3 wygląda).

…tyle, że jeszcze płyta ma coś do udowodnienia. PS3 z ekstraktorem wielokanałowym audio (opiszę rzecz niebawem), omijając gówniany tor analogowy konsoli, z przestrzennym brzmieniem z płyt SACD, może jeszcze pokazać, o co w tym graniu chodzi. Wyprowadzenie dźwięku via HDMI z jego późniejszym wydzieleniem do postaci analogowej 5.1 na wyjściach RCA i dalej do wzmacniaczy ma wraz z odpowiednim zasilaniem całości stanowić kolejny upgrade systemu DSD jaki buduję, podstawą jest KORG (USB), a dodatkiem, wielokanałowym dodatkiem ekstraktor HDMI. To będzie coś! Opisywany tutaj komputer PC tak zagra, konsola tak zagra, front-end Roon z Makiem tak zagra (z ekstraktorem). Ten ostatni, to też będzie eksperyment, zagra w ten sposób za pośrednictwem huba Thunderbolt. Podobno (oczywiście jako niewierny Tomasz, muszę najpierw sprawdzić na ucho) takie połączenie, podobnie jak podpięcie aktywnego huba (USB) między komputer a DACa, daje wymierne korzyści soniczne. Teoretycznie tak może być, bo Firewire, Thunderbolt działają na zupełnie innej zasadzie niż magistrala USB (trudno tu mówić o jitterze – jego tu nie ma, interferencjach, nie ma współdzielenia, jest realizacja łączenia sprzętu point-to-point, jako medium mamy światłowód) i coś czuję, że będzie to idealny upgrade dla podłączonych do takiego ustrojstwa DACów. Jak widać, ostro eksperymentujemy, ale właśnie po to, by udowodnić, że zamiast kupować za tysiące, czy dziesiątki tysięcy elektronikę, można inaczej dojść do znakomitych rezultatów.

Trochę odbiegłem od tematu, ale właściwie to było na temat. Bo Fooko / MiniX to takie niezbędne narzędzie właśnie, idealna rzecz do wykorzystania w roli komputerowego transportu, do tego końcówki (front-endu), wygodnego w sterowaniu, w obsłudze systemu odtwarzającego muzykę z pliku. Można w tym wypadku oczywiście do woli strumieniować z Internetu, ale według mnie najlepsze co można zrobić, to zainstalować sobie na takim systemie front-end, taki jak opisywany przeze mnie (nadal się zachwycam tym oprogramowaniem) Roon, gdzie mamy Tidala, czyli najwartościowszy (jest jeszcze Qobuz, ale to jednak nisza, niszy) serwis strumieniowy obecnie z bezstratną jakością strumienia, zintegrowanego w idealny sposób. Także taki PC to brama do odtwarzania muzyki z pliku, brama nieograniczonych możliwości w tym zakresie, a przy tym coś, co jest już zbudowane, przetestowane, z gwarancją, a nie stworzone własnym sumptem, z wszelkimi wadami takiego (DIY) rozwiązania. Na marginesie Roon w najnowszej odsłonie to także wersja dedykowana takim komputerkom właśnie, wersja 24/7, serwerowa, pozwalająca na obsługę zdalną z dowolnego handhelda (niebawem już jest wersja dla iOS).

Ten maluch świetnie się u mnie wpasował w system audio, w sumie lepiej niż dotychczas użytkowane, główne źródło komputerowe na Windowsie (tabletPC). Tablet poza wymienionymi powyżej zaletami, ma też wady (zawiadywanie energią w systemie MS, w porównaniu z OSX, jest niestety znacznie mniej stabilne, gorsze). Brakuje portu(-ów) USB w pełnym formacie (jest micro), HDMI działa z ograniczeniami i nie do końca stabilnie (co strasznie irytuje, fakt – jest ekran dotykowy – ale to wcale nie zaleta, bo jak w salonie wygodnie z tego korzystać, z przypiętym do DACa urządzeniem?), software na tym systemie (tablet) ma tendencje do zacięć, czego w opisywanym komputerze nie doświadczyłem ani razu (katuję rzecz od dwóch tygodni).

Ideał? Myślę, że blisko, na pewno w moim systemie sprawdza się to znakomicie, nie wymaga przy tym korzystania z czegoś, co tylko marnuje energię i raczej nie pracuje, nie jest przewidziane do pracy 24/7 (iMac, laptopy, a także tablet – trzeba uzupełniać energię w baterii, a wtedy jedyny port USB zajęty). Sumując te pierwsze wrażenia, bardzo pozytywne wrażenia, widzę ogromny potencjał tego produktu.Wymienione powyżej argumenty na tak, do tego bardzo atrakcyjna cena i pozytywne doświadczenia z użytkowania jednoznacznie wskazują z czym mamy tutaj do czynienia. Przypomnę, co o tym komputerku napisałem przy okazji recenzji DACa KORGa: „nano PC MiniX, robiący w tym wypadku za transport, został przeze mnie odpowiednio skonfigurowany na potrzeby przetwornika KORGa. To miniaturowy system na Windowsie bez zasilacza / baterii w obudowie ala przeskalowane nieco w górę odnośnie gabarytów Apple TV (wygląda identycznie), z zewnętrznym zasilaniem, z flashową pamięcią. Medium do transferu muzyki do transportu – LAN, dalej via USB DS-DAC-100 na nie współdzielonej magistrali plus wspomniana optymalizacja systemu. Bardzo ciekawy pomysł na dobre, komputerowe źródło według mnie, coś jak CAPSy tyle że w innym, dużo niższym budżecie.”

Test tego komputerka będzie jednocześnie opisem najnowszych możliwości oprogramowania (poza konfiguracją foobara, opiszę zmiany jakie wprowadzono w Roonie – to trzeba opisać, bo to mistrzostwo świata jest) oraz wskazówką jakie mamy alternatywy (przystępne, porównywalne cenowo) dla takiego systemu. Będzie więc o SB Touch z wszelkimi modyfikacjami, jakie zastosowałem w Squeezboksie na przestrzeni ostatnich dwóch lat (sporo tego :) ) oraz o PlayStation 3 w roli w pełni uniwersalnego źródła audio (wspomniany esktraktor HDMI, izolator pętli – coś co znają dobrze osoby za pan brat z tematyką car audio, modyfikacje software, hardware konsoli) o możliwościach zbliżonych do opartego na komputerze PC/Mac. To wszystko w jednym artykule? Cóż, mam nadzieję że się uda, mam pomysł na taki przekrojowy materiał. Dla pełnego obrazu (choć widzę, że bez USB się nie obejdzie – głupie ograniczenia SPDIF) sprawdzę także, jak Fookoo/MiniX zagra na naszym redakcyjnym torze via konwerter cyfrowy M2Tech HiFace Two (właśnie USB @ SPDIF). Podepniemy komputerek pod tor z przetwornikiem Arcama na tomakowym zasilaniu, sprawdzimy go w konfiguracji w jakiej gra na co dzień SB Touch. I jeszcze wspomniany Mac z Roonem na Thunderboltowym hubie…

Będzie tego, oj będzie…

AKTUALIZACJA: galeria prezentująca produkt wraz z opisem konfiguracji foobara oraz prezentacją możliwości, dodatkowych akcesoriów na naszym profilu fb oraz na głównej (to dla mających w nosie fb). Poniżej, w rozwinięciu, ze wspomnianymi zdjęciami oraz opisem konfiguracji software… :) )

Dystrybutorem sprzętu jest firma C4I

» Czytaj dalej

PC Audio na nowym poziomie? Minix NEO Z64 W z Win 8.1

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Minix_Neo_Z64_iso

To wygląda jak Apple TV. To jest ATV (popatrzcie tylko na tę obudowę!), tyle że zamiast jabłuszka na ekranie zobaczycie… Windowsa 8.1. To PC. Taki mini, czy precyzyjniej mikro PC w formie idealnie pasującej pod telewizor. I nie tylko telewizor, bo dla nas najważniejsze jest to, że to znakomite rozwiązanie źródłowe dla systemu audio, idealne, bo pasywne, małe, a przy tym uniwersalne i przyszłościowe, jak każdy komputer. Będziemy testowali ten sprzęt niebawem i mam nadzieję, że spełni oczekiwania, tzn. będzie alternatywą dla klasycznych systemów komputerowych, w tym także dla będących najczęściej wykorzystywanymi w takich (audio) aplikacjach laptopów. U mnie bardzo dobrze sprawdza się tablet PC, który jednakowoż ma pewne oczywiste ograniczenia (np. jeden port – co ma plusy, ale i minusy w przypadku maszyny pod multimedia). Cóż, bardzo jestem ciekaw jak to mi zagra, z przyjemnością sprawdzę to urządzenie, szczególnie że właśnie w przypadku PC udało mi się ostatnio w najpełniejszy sposób docenić zalety plikowego DSD (sprzęt komputerowy Apple jest praktycznie bezproblemowy pod kątem zastosowań audio, ale nie daje tak rozbudowanych możliwości, albo daje zbliżone, ale za ciężką kasę).

Oto, co napisał dystrybutor sprzętu, który, co warto podkreślić, zadbał o oprogramowanie i konfigurację …właściwie mówimy tutaj o produkcie opracowanym wespół przez naszego rodzimego partnera oraz producenta urządzenia:

„C4i wprowadza na polski rynek najnowszy mini komputer firmy MINIX − model NEO Z64 W z systemem Windows 8.1 z BING. Urządzenie jest nie tylko jednym z najmniejszych komputerów dostępnych na rynku, ale i wydajnym, domowym centrum multimedialnym o ogromnych możliwościach.

NEO Z64 W wyróżnia się kompaktową, miniaturowych wymiarów obudową, która sprawia, że model ten można zaliczyć do grupy najmniejszych komputerów PC obecnych teraz na rynku. Dzięki niewielkim rozmiarom urządzenie można bez problemu zabrać ze sobą w każde miejsce. Wystarczy podłączyć je przewodem HDMI do telewizora lub monitora, zaopatrzyć się w bezprzewodową klawiaturę i myszkę, aby cieszyć się ogromem oferowanych możliwości. NEO Z64 W wykonany jest z matowego, wysokiej jakości tworzywa w kolorze czarnym, a elegancka i niezwykle starannie wykonana obudowa stawia urządzenie pod względem jakości na równi ze sprzętem klasy premium.

Na panelu czołowym komputera znajduje się dioda LED informująca o włączeniu urządzenia, a także czujnik podczerwieni. Na bocznej ściance znajdziemy klasyczny przycisk włącznika, gniazdo na karty microSD, które w testach obsłużyło kartę o pojemności 128GB (powinno bez problemu poradzić sobie także z większą) oraz dwa złącza USB w standardzie 2.0, obsługujące m.in. klawiaturę i mysz bezprzewodową, pamięć zewnętrzną, dysk twardy czy przetwornik audio dla wymagających miłośników dźwięku. Z tyłu urządzenia producent umieścił między innymi złącze audio 3,5mm stereo, czyli popularny Mini Jack, pozwalający podłączyć słuchawki lub zewnętrzny zestaw audio w przypadku, gdy monitor nie obsługuje dźwięku z przewodu HDMI. Za pomocą złącza HDMI, umieszczonego również na tylnym panelu, podłączymy NEO Z64 W do telewizora, monitora lub rzutnika, uzyskując wspaniałej jakości obraz obsługujący filmy w rozdzielczości 4K oraz w wersji 3D. Na obudowie znajdziemy także standardowe gniazdo sieci LAN typu 100 oraz antenę WiFi z możliwością regulacji. Do sterowania urządzeniem zalecane są klawiatury bezprzewodowe z funkcją pada lub myszy żyroskopowej, przykładowo: Logitech K400 lub Deluxe.

Sercem odtwarzacza jest 64-bitowy procesor Intel Atom Z3735F pracujący w układzie czterech rdzeni, ze zintegrowanym układem graficznym Intel HD oraz częstotliwością taktowania od 1,33GHz aż do 1,83GHz. Intel Atom Z3735F to bardzo popularny i niezwykle wydajny układ używany zarówno w laptopach, jak tabletach. Standardowo komputer posiada 2GB wbudowanej pamięci RAM DDR3. Dzięki zastosowanej konfiguracji urządzenie działa niezwykle efektywnie. System uruchamia się w kilkanaście sekund od włączenia, tak samo szybko reaguje przy wznowieniu działania z trybu hibernacji. Oferuje niezwykłą płynność zarówno podczas codziennej pracy, jak i przy odtwarzaniu najbardziej wymagających multimediów. Licencjonowany Windows 8.1, z możliwością aktualizacji do wersji 10, pracuje równie funkcjonalnie, jak system zainstalowany w laptopie czy desktopie, pozwalając korzystać ze wszystkich aplikacji czy gier.

Wbudowana superszybka pamięć wewnętrzna 32GB eMMC typu flash w wersji 5.0 pozwala na swobodne korzystanie ze wszystkich możliwości urządzenia. Zapewnia szereg korzyści w zakresie wydajności, bezpieczeństwa i niezawodności. A możliwość zainstalowania kart microSD oraz dysków zewnętrznych przez port USB daje praktycznie nieograniczone możliwości przechowywania danych. Szybki port Ethernet 10/100 Mb/s oraz antena łącza bezprzewodowego WiFI w standardzie WiFi 802.11N zapewnia niezwykle wydajne połączenia z zasobami sieciowymi – lokalnymi czy internetowymi. Całość świetnie uzupełnia zainstalowany w urządzeniu kontroler Bluetooth 4.0. Wszystkie zastosowane komponenty sprawiają, że urządzenia przy zachowaniu ogromnej mocy obliczeniowej jest bezgłośne. Za odprowadzenie ciepła odpowiedzialny jest radiator, zaś całość układu charakteryzuję się niezwykle niskim poborem energii, nawet pięciokrotnie mniejszym niż tradycyjne komputery stacjonarne. To interesujące rozwiązanie w dobie „cloud computing” dla osób szukających rozwiązań gwarantujących wysoką wydajność przy niskim zużyciu energii oraz cenie.

MINIX NEO Z64 W doskonale sprawdza się podczas odtwarzania filmów. Dodatkowo wbudowane kodeki 4K pozwalają odtworzyć wymagające materiały o doskonałej jakości. Urządzenie obsługuje także formaty dźwięku przestrzennego Dolby Digital i DTS. Wychodząc oczekiwaniom najbardziej wymagających klientów, firma C4i oferuje na polskim rynku wersję high-end modelu NEO Z64 W: FooKo PC Box z zainstalowanym najnowszym oprogramowaniem KODI oraz odtwarzaczem Foobar2000 wraz z wtyczkami ASIO, obsługującymi m.in. natywnie pliki audio w standardzie DSD 64/128 bitów.

Foobar2000 może także odtwarzać natywnie obrazy img płyt SACD. To bardzo zaawansowany odtwarzacz muzyczny, który jako jeden z niewielu obsługuje 64-bitowe przetwarzanie i 32-bitowe próbkowanie. Obsługuje wiele formatów audio, a z zainstalowanymi przez C4i dodatkami oraz przy połączeniu z przetwornikiem audio (np. Ami Musik DS5, Matrix Mini i Pro 2015 lub Matrix X-Sabre), pozwala cieszyć się jakością plików w standardzie DSD. Alternatywnie do bezpłatnego Foobar2000 można używać odtwarzacza komercyjnego jriver. Zdaniem specjalistów C4i, to jedyne obecnie odtwarzacze softwarowe do systemu Windows umożliwiające pracę z plikami DSD i obrazami SACD.

Odtwarzacz Foobar2000 jest bezpłatny i można nim sterować zdalnie z zewnętrznych urządzeń z systemem Android (program foobar2000controller) oraz systemem iOS (program MonkeyMote 4 foobar 2000). Foobar2000 bez problemu radzi sobie także z odtwarzaniem natywnym najpopularniejszych plików flac 192kHz/24bity. Dla lepszej jakości, warto skorzystać z zewnętrznego przetwornika DAC USB na audio analogowe, uzyskując znacznie lepsze wrażenia słuchowe niż podczas odtwarzania płyt CD. Nagrania zyskują wówczas olbrzymią dynamikę, przestrzeń i głębię. Osiągnięcie takich wyników odsłuchowych do tej pory wymagało znacznie droższego sprzętu. Dzięki FooKo PC Box doskonałej jakości audio będzie bardziej dostępne dla melomanów.

KODI to centrum multimedialne znane wszystkim posiadaczom odtwarzaczy sieciowych z systemem Android, dostępne również w wersji Windows, dające ogromne możliwości przy odtwarzaniu filmów, muzyki czy przeglądaniu zdjęć. Ponadto w oferowanej wersji KODI wzbogacone będzie o pakiet dodatków pozwalających uzyskać niemal nieograniczony, darmowy dostęp do tysięcy filmów, serial, relacji sportowych czy programów telewizyjnych poprzez wtyczki Icefilms, MuchMovies HD, 1Channel, Film.On.TV czy Football Today. Za sprawą wtyczek Radio App, Shoutcast2 czy Polskie Stacje Radiowe będzie można słuchać stacji radiowych z całego świata, oglądać filmy YouTube dzięki dedykowanej aplikacji oraz oglądać polskie kanały telewizji internetowej, dzięki dodatkowi: Telewizja Polska z takimi serwisami, jak ipla, iplex, player, TVP VOD, onet VODtv, SuperFilm, eskaGo, PolskyTV, itp. KODI obsługuje szereg formatów audio-wideo, pozwalając cieszyć się filmami w najlepszej możliwej jakości. Co więcej, wraz z zainstalowanymi dodatkami, w locie potrafi ściągnąć wymagane napisy. KODI korzysta z wygodnego i przejrzystego interfejsu, który zadowoli nawet najbardziej wymagającego użytkownika. Istnieje wiele zewnętrznych programów, dzięki którym można zdalnie sterować odtwarzaczem KODI z mobilnych urządzeń z systemem Android czy IOS. Przykładami takiego oprogramowania są Yatse czy KODI Remote.

Cena detaliczna urządzenia Minix NEO Z64 W to 692,00 zł brutto, wersja FooKo PC Box z zainstalowanymi sterownikami i oprogramowaniem jest 200 zł droższa. Produkt jest objęty 12-miesięczną gwarancją producenta dla firm oraz 24-miesięczną dla użytkowników domowych.

» Czytaj dalej

W testach: Audeze LCD-X, Musical Fidelity MF-200 & HiFiMAN HE-Adapter

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20150720_090138850_iOS

Obrodziło, jutro kolejne publikacje, a tymczasem zapowiedzi nowych testów, produktów które do nas zawitały. Będzie mocno nausznikowo, bo wszystko co w tytule siedzi to albo słuchawki, albo coś pod słuchawki. I tak, po pierwsze, będziemy porównywać LCD-ki X z naszą referencją, redakcyjnymi LCD-3 (test). To słuchawki, które różnicą się dość znacząco od przetestowanych u nas dwójek (LCD-2 test), są lepiej wykonane, mają wiele cech wspólnych z wymienionym flagowcem Audeze. Firma wypuściła w zeszłym roku dwa modele – X oraz XC, z których ten drugi stanowi nową jakość w ofercie, bo jest modelem zamkniętym, a wszystkie dotychczasowe słuchawki Audeze były otwarte (inny, zamknięty model, to zamknięte EL-8ki, ich otwartą wersję testowaliśmy niedawno – patrz tutaj). Słuchawki prezentują się bardzo dobrze – czarne (i tylko takie) z wygodnymi padami, z obowiązkowym (już) fazorem, z konektorami dla oklablowania wykonanymi z metalu, nie z plastiku jak w dwójkach. W komplecie oczywiście są dwa, bardzo dobrej jakości kable (według mnie rekabling to bardziej dla zabawy w modyfikowanie brzmienia, a nie jego poprawę – tak na marginesie). No właśnie, mamy kabel XLR i bardzo dobrze, że mamy, bo oba modele LCDków przetestujemy z akcesorium HiFiMANa – adapterem  pozwalającym na bezpośrednie podpięcie słuchawek do stacjonarnego wzmacniacza: integry albo końcówki mocy. Adapter podpiąłem pod nasz router audio, który pobiera sygnał z wzmacniacza lampowego MiniWatt-a. Wszystkie źródła dostępne są z przełącznika Pro-Jecta (z serii małych pudełek), łącznie z gramofonem. Będzie więc można bardzo wygodnie przetestować wszystkie nauszniki, zarówno z plików, jak i z płyty kompaktowej (w tym SACD via PS3) oraz czarnej.

Poza tym, do redakcji dotarły także słuchawki Musical Fidelity MF-200. To następca modelu 100, który zbierał dobre recenzje, w ogóle wejście MF na rynek słuchawkowy było dość udane (dokanałówki oceniano także bardzo wysoko). Zobaczymy jak wypadnie ten model, a że świetnie się złożyło, bo w redakcji są także ADL H-128 (pisałem już że są genialne? Chyba tak… to powtórzę raz jeszcze, GENIALNE są, niebawem opis…) oraz Momentum OvE 2. Do niedawna sądziłem, że „niemców” nikt w mobilnym graniu nie przegoni, bo Momentum (od pierwszej generacji – patrz test tutaj oraz najnowszej, bezprzewodowej – patrz tutaj), są bezkonkurencyjne, ale… okazuje się, że wcale tak nie jest i bardzo dobrze. Mamy naprawdę coraz większy wybór wybornych słuchawek na wynos, takich na uszy (a nie w uszy) i tylko się cieszyć z takiego obrotu sprawy. W sytuacji, gdy słuchanie na wynos nie musi dzisiaj oznaczać jakiegokolwiek kompromisu jakościowego (w sensie, że źródła, materiał nie musi taki być) sprawa nabiera nowego wymiaru – tutaj też ma być na najwyższym, możliwym poziomie. I często tak właśnie jest. Tidal, opisany przez nas Loop, zaraz Roon, Qoboz i parę innych, nowych projektów daje nam alternatywę dla Spotify, Apple Music etc. Rosną zatem wymagania odnośnie tego co na wynos, bo aby w pełni docenić dźwięk (hi-resy, pliki DSD) trzeba mieć dobre słuchawki, dobry wzmacniacz i dobrego DACa. Względnie słuchać offline na jakimś topowym DAPie. Patrząc na ostatni news (smartfon London od Marshalla), niewykluczone, że „audiofilskie” telefonu to nie będzie li tylko ciekawostka. Piszę to trochę pół żartem, pół serio, ale w sumie, jeżeli klient się znajdzie, to i takie produkty w większej liczbie się pojawią. DAPy też muszą przejść ewolucję i wg. mnie będą albo dogadywać się z naszym telefonem, pełniącym rolę modemu (odbieranie połączeń, w ogóle całą komunikację i tak załatwi wkrótce jakiś smartwatch na ręce), względnie otrzymają moduły LTE. Ok, dość tych bajań o przyszłości niedalekiej, poniżej parę zdjęć z nadesłanymi niedawno słuchawkami oraz adapterem…

PS. Będzie także na dniach nowy Mini-i Pro od Matriksa (2015)

» Czytaj dalej

Mobilne CAYIN C5 AMP & CAYIN C5 DAC – jak Azja to złoto ;-)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Cayin C5 AMP_5

Dotarły do mnie dwa ciekawe, mobilne ustrojstwa marki Cayin. C5 AMP i C5 DAC. Od razu widać, że rzecz jest po azjatycku zrobiona (nie w sensie pejoratywnym, choć do paru rzeczy bym się jednak przyczepił), to znaczy ma być blichtr, luksus, znaczy złotko. Te złote obudowy z plastikowym opakowaniem / obramowaniem portów oraz potencjometru to coś, co kojarzy się jednoznacznie z dalekowschodnim poczuciem estetyki (wyłączając Nippon, tam jednak jest nieco inaczej, choć też kruszec szlachetny, wymieniony w tytule, cieszy się sporą estymą). Piszę o tych wszystkich wrażeniach estetycznych nie bez przyczyny. Dzisiaj bardzo dużą rolę w sprzedaży czegokolwiek ma forma, opakowanie, właściwy przekaz marketingowy, trudno sprzedać coś zawinięte w gazetę, wyglądające jak osiem nieszczęść. I nie, nie jest tak, że wystarczy by grało. Ma wyglądać. Ma być estetyczne. Ma być ergonomiczne, ma być po prostu całościowo na wysokim poziomie. Poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko, bo też z jednej strony można by rzecz nihil novi (wspomniana Japonia), czytaj szczegóły, detale gdzieś tam były tak samo ważne, jak cała reszta, z drugiej takie firmy jak Apple (generalizuje) przyzwyczaiły konsumentów elektroniki użytkowej, że powinno się, należy wymagać, że nie jest nam wszystko jedno, co wypadnie z pudełka (ba, nie jest wszystko jedno co to za pudełko).

Mnie, generalnie, styl azjatycki (poza japońszczyzną) nie bardzo podchodzi, ale doskonale rozumiem że de gustibus i nie ma co w tej kwestii kruszyć kopi. Jednym się spodoba, innym nie. Ważne, by to co oferują było pierwszorzędnej jakości, wykonane jak należy, najlepiej z najlepszych materiałów. Cayin bardzo się stara by tak było, i w sumie niewiele mu brakuje, ale jednak brakuje (nieco). Metalowe obudowy wyglądają dobrze, są solidne, dają poczucie obcowania z czymś nie za pięć złotych, jednak bliższe przyjrzenie się urządzeniom skutkuje dostrzeżeniem paru mankamentów. Spasowanie portów nie jest idealne, najgorzej jest z co by tu nie owijać w bawełnę, tandetnymi, malutkimi (niewygodnymi i pewnie na tyle lichymi, że mogą nie wytrzymać próby czasu) przełącznikami z boku obudów obu urządzeń. To taki dysonans, bo przecież i pudełka ładne (kartoniki takie niby ascetyczne, ale podkreślające że tam w środku nie byle co siedzi) i komplet akcesoriów całkiem do rzeczy, a jednak… Według mnie producent powinien unikać takich wpadek, bo to niby drobiazg (potencjometry chodzą całkiem dobrze, są metalowe, ALPSy i nie ma się tutaj do czego doczepić), naprawdę niewiele brakuje, by było „na bogato”, ale takie właśnie szczegóły są dzisiaj ważne, na nie zwracamy jako konsumenci uwagę.

To takie pierwsze wrażenia po wyjęciu z pudełka. Same urządzenia są bliźniaczo do siebie podobne. Co ciekawe DAC jest wyraźnie androidolubny, to znaczy nie tylko nie znajdziemy kabla dla urządzeń z iOSem, ale w instrukcji nie pojawi się żadna wzmianka o współpracy z handheldami Apple (sic!). To pierwszy taki przypadek w historii testowanych przeze mnie, przenośnych urządzeń audio, że nigdzie, ale to nigdzie nie ma wzmianki o iPhone, czy Maku. Jest OTG i kilka słów o współpracy z androidową elektroniką. To o tyle zaskakujące, że przecież teraz w Azji Apple święci triumfy sprzedażowe, że w rzeczonej Azji sprzedają się głównie ZŁOTE iPhone, iPady oraz MacBooki. W przypadku przetwornika mamy obsługę 24/96, czyli absolutne minimum. Wróć. Sprawdzicie jak wygląda Wasza kolekcja hi-resów. No właśnie. To niby minimum, ale też i optimum w sumie, bo większość znanej mi muzyki to właśnie maksimum 24/96 i nie ma co specjalnie wydziwiać. Owszem, byłoby miło, gdyby było więcej, ale to więcej w przypadku handheldów średnio praktyczne jest (no, może poza Apple, bo tam jest 128GB na pokładzie, jak ktoś chce, a to już daje jakieś pole manewru… tylko, że na iPhone i tak jest 24/48, na iPadzie zaś 24/96 maksymalnie). Strumieniowanie DSD/DXD to fajna sprawa, tyle że dostępna paczka danych schodzi w… jeden dzień. Serio, przećwiczyłem temat (Loop). No ale można inaczej, o czym kapkę poniżej…

Podstawowe parametry DACa C5 (1290zł) wyglądają tak:

  • Moc wyjścia słuchawkowego : 300mW / 32 Ohmy
  • Pasmo przenoszenia: 20Hz – 70kHz
  • Skuteczność: 101 dB kHz
  • Wymiary: 136x63x15 mm
  • Waga: 185g
  • Główne układy: PCM1795, OPA1652, ALPS

Zaś wzmacniacz C5 (990zł) może się pochwalić m.in..:

  • Moc wyjścia słuchawkowego : 800mW / 32 Ohmy 
  • Pasmo przenoszenia: 20Hz – 100kHz
  • Skuteczność: 101 dB kHz
  • Wymiary: 136x63x15 mm
  • Waga: 185g
  • Główne układy: LME49600 , OPA134, ALPS

Jak widać, DAC będzie mógł być skojarzony z łatwymi do wysterowania słuchawkami. Nie obiecuje sobie niczego specjalnego z takimi HD650 czy HE-400, LCD-3. Tutaj nie ma cudów, pewnie to nie zagra. Ale już Momentum wszelkiej maści, H128 (rewelacyjne są, na marginesie) ADLa i parę innych modeli będzie można z powodzeniem pożenić. Z C5 AMP zaś widzę sprawę zgoła inaczej. Tam jest prawie 3 razy więcej mocy na wyjściu. Jest prawie 1W. To już konkret i jak na mobilną amplifikację naprawdę sporo. Będzie można zatem podpiąć te wymagające słuchawki, niekoniecznie mobilne słuchawki. Coś za coś jednak – zamiast kilkudziesięciu godzin grania, mamy godzin 12… jak na czysty, mobilny amp to bardzo mało. Jeżeli jednak bez problemu wysteruje mi dowolne z ww. słuchawek to jestem w stanie wybaczyć krótki czas grania. Ok, zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. Na marginesie czekam na możliwość przetestowania innego urządzenia firmy Cayin. Chodzi o topowego N6. Gra wszystko, w tym ISO DSD (!!!). Tanio nie jest, bo zażyczyli sobie za tego DAPa prawie 3000 złotych, ale parametry ma wyczynowe. Jak tylko trafi do nas, sprawdzę jak to granie z DXD i DSD (natywna obsługa – podkreślam!) mu wychodzi…

Poniżej galeria z tytułowymi urządzeniami

 

» Czytaj dalej

Audioquest Jitterbug – audio plaster dla Peceta?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AAQJBUG

O tym niewielkim ustrojstwie było ostatnio całkiem głośno. Kilku dziennikarzy z największych periodyków zajmujących się HiFi dostało to, to do przetestowania i jako jeden mąż orzekło, że wpięcie niewielkiego „cusia” w port USB, do którego prowadzi przewód z umieszczonym na drugim jego końcu DACzkiem robi zasadniczą różnicę jakościową. Nie to, że nie wierzymy dużo mądrzejszym od nas, sławnym kolegom, ale chętnie sami organoleptycznie przekonamy się niebawem o zaletach tego akcesorium. Jitterbug ma trafić do sprzedaży w połowie lipca 2015 roku w bardzo rozsądnej cenie 49 dolarów (w Polsce 240 złotych). Co dostaniemy za te niewielkie (w przypadku audio to wręcz resztówka jakaś) pieniądze?

Ustrojstwo ma przede wszystkim być skutecznym panaceum na jitter (stąd nazwa), ale nie tylko – ma także zabezpieczać przed pojawieniem się wszelkich brudów, interferencji, w skrócie – być swoistym filtrem, mającym na celu odrzucenie plew od ziarna. Nie mało jak za coś, co kosztuje porównywalnie do najtańszego, budżetowego interkonekta, który nadaje się do czegokolwiek, a nie tylko do wycieczki do kosza. Jak to się przełoży na brzmienie, konkretnie, to opiszemy jak rzecz do nas trafi, wspomnę tylko, że poprzeczkę postawimy bardzo wysoko, bo akcesorium podepniemy bezpośrednio pod NASa Synology. Ten serwer daje nam możliwość wyprowadzenia portem USB dźwięku do przetwornika C/A i niezależnego od komputerów sterowania odtwarzaniem za pomocą aplikacji DS Audio (są też inne programy, które mogą stanowić alternatywę dla rozwiązania firmowego) np. za pomocą tabletu. Działa to w teorii bezproblemowo, w teorii, bo w praktyce dźwięk nie jest najwyższej próby. Co prawda NAD D3020, którego w ten sposób spięliśmy bezpośrednio z serwerem, nie ma jakiegoś wybitnie dobrego DACa na pokładzie, ale powinien zagrać na innym, lepszym poziomie (co sprawdziłem, podpinając makówkę pod gniazdo we wspomnianej, cyfrowej integrze, z dużo lepszym jakościowo efektem). Stąd wydaje mi się, że będzie to idealne pole doświadczalne dla Jitterbuga, bo jest w takim połączeniu (z NASem) co poprawiać. Zdaniem testujących, szczególnie w budżetowych systemach takie akcesorium sprawdzi się wyśmienicie.

Czego oczekuję z wpiętym w tor Jitterbugiem? Na pewno poprawy dynamiki, lepszej rozdzielczości, eliminacji zauważalnej wyraźnie kompresji oraz błędów transmisji. Sporo tego, ale kurcze, podobno jak mówią ci, którzy rzecz obadali, to nie jest żadne audio voodoo, a najprawdziwszy audioplaster na problemy z komputerowym audio. Fajnie. W tej cenie można kupić tego sztuk parę, do każdego komputera (ciekawe jak z handheldami, z ME400 czytaj PC tabletem, sprawdzę na pewno, ale to pecet tyle że tabletowy, zobaczymy czy przez OTG na Nexusie to ruszy). Producent zresztą wspomina o takim scenariuszu w instrukcji, nie omieszkamy zatem sprawdzić z mobilnym audio. Poza tym wspomina się o możliwości wpięcia jitterbuga jako elementu eliminującego problemy interferencji z innymi, komputerowymi peryferiami, urządzeniami podłączanymi pod USB. Wspominają o niepraktyczności wypinania wszystkiego jak leci z komputera, który ma grać muzykę (a to często, gęsto trzeba zrobić, by uniknąć problemów podczas odtwarzania) i zalecają wpięcie Jitterbuga w tor z np. hubem USB, gdzie podłączyliśmy drukarki, skanery, myszki, dyski i co tam jeszcze. No praktyczne to i jeżeli faktycznie działa jak opisują, to może być to jeden z najciekawszych produktów z kategorii computer audio w tym roku.

Cóż, czekamy na polską premierę (jak się nie doczekamy, bo dystrybucja zaśpi, to sobie sprowadzimy) i przetestujemy dokładnie tytułowy wyrób Audioquesta.

» Czytaj dalej