LogowanieZarejestruj się
News

Mamy potwierdzenie! KEFy LS50 Wireless będą kompatybilne z ROONem (akt.)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2017-09-15 o 13.37.40

System audio za rozsądne pieniądze, zawsze na czasie, w superkompaktowej formie zaklętej w dwóch głośnikach i najlepszym obecnie oprogramowaniu audio? Tak, moi drodzy, już niebawem. Przypomnę tylko, że mówimy o tych głośnikach: nasze wrażenia KEF LS50 Wireless i o tym oprogramowaniu: testy, opisy, poradniki nt. front-endu znajdziesz pod tym linkiempod tym oraz pod tym a także tutaj i tu. I jeszcze o tu. Wreszcie o ROCK (Roon Optimized Core Kit) tutaj, oraz ostatni wpis o iPENGu w ROONie (tutaj). Ludzie odpowiedzialni za rozwój software potwierdzili, że prace nad integracją są zaawansowane i do końca roku bezprzewodowe KEFy będą kolejnym ROONowym end-pointem. Wspominałem wcześniej o wprowadzeniu do software firmowego głośników Tidala – niewątpliwie była to bardzo istotna aktualizacja produktu, bardzo ważna dla użytkowników. Jednakże moim zdaniem dopiero kompatybilność z programem Roon Labs to prawdziwy game changer, bo dostaniemy całościowe rozwiązanie integrujące CAŁĄ naszą muzykę, z potężnym silnikiem DSP o ogromnych możliwościach, a dodatkowo wsparciem dla setek innych produktów, z obsługą nieograniczonej liczby stref, a dodatkowo to wszystko z doskonale opracowanym UI oraz z nowatorskimi sposobami korzystania z całej kolekcji. Coś czuję, nie – wróć – jestem pewien, że ktoś, kto spróbuje takiego duetu nie wróci już do firmowego oprogramowania, więcej nawet… może nie być skłonny do powrotu do klasycznego systemu audio. Zwyczajnie, nie będzie to sensowne od strony obsługi, od strony ergonomii, wygody oraz – tak, tak – jakości dźwięku.

Testuję bardzo mocno tryby DSP w ROONie, eksperymentuje, wspominałem o tym we wcześniejszym wpisie dotyczącym presetów dla słuchawek Audeze (testowane @ LCD-3), zmodyfikowałem bardzo znacząco (i jednoznacznie na plus, to wyraźny progres!) dźwięk z podpiętych kablem USB bezprzewodowych Momentum (niesamowitą robotę odwala tutaj DSP – to jest niebo a ziemia, serio). Słuchawki będące końcówką z własnymi, dopasowanymi trybami (Audeze), albo własnymi modyfikacjami to ten kierunek, a LS50 z ich ogromnymi możliwościami (praca całego układu) pozwolą na stworzenie systemu, który nie tylko (mocno w to wierzę) dopasuje się idealnie do danych warunków (akustyka pomieszczenia), ale jeszcze dodatkowo będzie mógł pozwolić (dzięki potędze kodu) na rzeczy, o których nam się nie śniło. To jest nie tylko możliwe, to jest już dostępne. Już. Pamiętam pokaz Beolabów 90 (Bang&Olufsen), niezwykle kosztownej konstrukcji, której przewaga nad klasycznym systemem (też wszystko zaklęte w głośnikach) ma się opierać _na oprogramowaniu_. Pamiętam zapowiedzi ciągłych modyfikacji, dodawania zupełnie nowych możliwości. Pamiętam. Tutaj jest o tyle inaczej i wg. mnie lepiej, że efektor kompatybilny z ROONem to już ma i co więcej będzie miał zapewnione szybkie i daleko idące modyfikowanie, usprawnianie i wprowadzanie nowego w ramach terminarza przypominającego (jako żywo!) rozwój najpopularniejszych systemów operacyjnych (mobile). To jest ciągły rozwój, przy czym (co bardzo istotne) dla użytkownika przyjazny i bezinwazyjny, czego dowodzą dwa lata użytkowania tego software przez wyżej podpisanego. Trzeba tylko i aż oswoić się z tym, że oprogramowanie to dzisiaj część toru, co najmniej tak samo ważna jak inne składowe (w przypadku LS Wireless nie będzie tego wiele ;-) ) i w związku z tym koszt związany z używaniem / zakupem jest wpisany w całą zabawę w audio. To nie jest dodatek. Raz jeszcze – to kościec, to fundament systemu / toru. Zapamiętajmy.

O tym, co można wyczarować za pośrednictwem DSP na ROONie, jeszcze nie raz na łamach HDO przeczytacie. Postaram się przygotować przewodnik ze wskazówkami, na pewno będzie sporo o nowych możliwościach jakie wprowadzają programiści do wspieranego już i opisanego @HDO sprzętu. Sam się ciągle łapię na tym, że jest coś do odkrycia, że warto posłuchać (przede wszystkim), warto dać szansę różnym klamotom/słuchawkom, a przy tym (co warte jest podkreślenia) modyfikacje, zmiany odbywają się nie w realu (zmiany sprzętowe, adaptacje akustyczne pomieszczenia) a wirtualnie, w oprogramowaniu. Dla tych, których to mierzi, którzy nie wierzą, są tradycjonalistami i nie chcą tego zaakceptować – ja to doskonale rozumiem, rozumiem przyzwyczajenia, rozumiem niechęć do „tych komputerów”, rozumiem nostalgię za prostotą (powiedzmy, bo względną) świata analogowego, świata fizycznego nośnika, prostego odtwarzacza, drewna, materiału, fizycznego medium. Ja to rozumiem, ale świat właśnie uciekł i to już nie wróci. Stream (KEF mówi gigabitowe WiFi 802.11ac, ale ja tam polecam podpiąć te KEFy kablem LAN, tak dla pewności, z routerem – zróbcie to ;-) ) to jest coś, co wszystko zmienia, komputer i soft taki jak ROON to jest coś co wszystko zmienia i to jest ten kierunek nieodwracalny, kierunek w którym zmierza cała branża audio, cała branża muzyczna.

Tytułowe informacje wypłynęły podczas targów CEDIA (wrzesień 2017 San Diego). Nie będzie potrzeby instalacji czegokolwiek (aktualizowania) w przypadku KEFów… ROON to ogarnie w ramach kolejnego update oprogramowania. Tak to się robi! Jak tylko się pojawi taka opcja, poinformuje Czytelników w aktualizacji niniejszego wpisu. KEFy będą widoczne jako nowy end-pont, oczywiście będzie możliwość grania wielostrefowego z innym sprzętem, przy czym Wireless-y w takim torze będą mogły być solo, nie będzie możliwości integracji paru takich zestawów (przynajmniej na razie). ROON z KEFami stworzą kompletne rozwiązanie, z obsługą każdego materiału, bez konieczności jakiegokolwiek uzupełniania takiego toru o inne składniki (streamery, wzmacniacze, pre…). Toru high-endowego, dodajmy, w mocno okazyjnej cenie (10k za głośniki i 2k za software z dożywotnią licencją). Proste? Proste.

PS. Informacja dla Czytelników pytających jak tam z Qobuzem w Polsce. Z trzech państw, które miały w wakacje pojawić się na mapie kraje z serwisem, na razie załapał się jeden – Hiszpania. W przypadku Polski oraz Włoch nadal toczą się negocjacje (to gorzej) oraz prace nad wprowadzeniem (podobno już wszystko jest przygotowane). Przypominam nasz wpis oraz wiadomości z ich oficjalnego bloga na którym opierałem swój wpis (konferencja z marca 2017, kiedy zapowiedziano start usługi w Hiszpanii, Polsce oraz Włoszech w wakacje). Także trzeba się uzbroić w cierpliwość i czekać.

AKTUALIZACJA: Od wczoraj KEF LS50 Wireless są w pełni kompatybilne z ROONem. Ile im to zajęło od chwili zapowiedzi? Miesiąc. Mistrzowie! Właśnie na takie wsparcie można liczyć w tym front-endzie. Wróć. W pierwszym ekosystemie audio. To bardziej odpowiada prawdzie. Jak wspominałem KEFy nie są w związku ze specyfiką konstrukcji „ROON Ready”, mamy pewne ograniczenia w zakresie obsługi protokołu RAAT (tylko jedna para może pracować w ramach systemu / Core, innymi słowy nie ma opcji wielostrefowej w przypadku KEFów… dwóch par nie podepniemy). Inne ograniczenia związane są z niektórymi funkcjami tj. szybkie przełączanie (strefy) czy konfig. zaawansowanej ścieżki sygnału. To ostatnie postaram się obadać (może szybciej będzie, jak zapytam kolegów z Premium Sound jakie możliwości przetwarzania sygnału oferuje nam oprogramowanie na KEFach).

Prawdziwa okazja? Questyle CMA600i po pierwsze amp, po drugie… też amp

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170626_135813646_iOS

Chiny wyrastają na prawdziwego potentata w produkcji sprzętu audio. To już nie jest wytwórca, oferujący tanią siłę roboczą (ta, przestała być na marginesie tania, czy na tyle tania, by kierować się li tylko tym parametrem w doborze partnera przemysłowego), to już nie bezwstydny kopista, to już nie tandeta. Od dawna już nie, a od niedawna chińskie, rodzime marki potrafią sprowadzić do parteru specjalistów z umownego Zachodu. Po prostu robią to lepiej, oferują więcej, dbają bardziej i …jeszcze, choć pytanie jak długo jeszcze, to co wprowadzą na rynek dają w konkurencyjnej cenie. Od dłuższego czasu nie tylko nie reaguje podejrzliwie na „Made in China”, ale wręcz przeciwnie – z zaciekawieniem badam wytwory rodzimej, chińskiej myśli technicznej. To – właśnie – nie są kopie, naśladownictwo, a własne projekty, własne opracowania, coś co pewnie do pewnego stopnia jest wynikiem doświadczeń zebranych przez lata produkcji czegoś, co zaprojektowano na Zachodzie, co zamówiono w chińskiej fabryce, ale też (coraz częściej!) własne, autorskie pomysły.

Wiele z tego, co trafia do Europy wywołuje zdziwienie, zachwyt, a przecież to zaledwie wierzchołek góry… gdybyście odbyli podróż po azjatyckich sklepach, albo sklepach (specjalistycznych) w Australii i Oceanii to… szybko doszlibyście do wniosku, że dzisiaj to, co najciekawsze, najbardziej innowacyjne powstaje wcale nie w Europie, wcale nie w Ameryce, a właśnie tam – w Chinach. Jest tego ogrom (kolega wrócił ostatnio z Antypodów, zahaczył też o Koreę i Tajwan), nieprzebrane morze produktów, z których część uznalibyśmy za awangardowe, za wyznaczające kierunki rozwoju branży. Tyle, że o nich wszystkich na Starym Kontynencie nigdy nie usłyszycie, a nawet jeżeli, to tylko jako wzmiankę, coś na marginesie. Powiem wprost: technologiczne serce globu bije w tych kontynentalnych i tych wyspiarskich Chinach, dodajmy do tego jeszcze hi-techową Koreę i mamy komplet, przy czym ogromny, gigantyczny potencjał przemysłowy, najpotężniejsze możliwości wytwórcze na planecie, jakie ma CHRLD, powodują, że te setki (precyzyjniej to nawet tysiące) marek audio (wyspecjalizowanych, tak, tak wyspecjalizowanych marek audio) to coś, czego nigdzie indziej, w takiej skali, nie ma, nie występuje. Wielkie korporacje, które dzisiaj królują na Zachodzie, siłą rzeczy są zachowawcze, maja globalny asortyment / ofertę, która jest w porównaniu z Państwem Środka mikra, malutka. Tak to obecnie wygląda. Z opowieści osoby nieźle zorientowanej, która dodatkowo miała możliwości zapoznania się nie tylko z rynkową ofertą, ale także zapleczem produkcyjno-projektowym wyłania się obraz prawdziwej potęgi. Dzisiaj to tam powstają innowacyjne pomysły, to tam „się dzieje”. Niebawem odczujemy to wszyscy, bo lokalność (jeszcze) wielkich chińskich wytwórców elektroniki użytkowej za moment przejdzie do historii, za moment to właśnie te wielkie marki będą w centrum, a wraz z nimi pojawią się mniejsze, specjalistyczne, które już dzisiaj mogą zawstydzić asortymentem i pomysłami wielu europejskich oraz amerykańskich producentów sprzętu IT/audio.

Słuchawkowa nirwana


Ten przydługi wstępniak o podróżach i wrażeniach ma uzasadnienie, głębokie uzasadnienie, w kontekście bohatera naszej najnowszej publikacji. Questyle to właśnie taka firma, która nie ogląda się na innych, tylko robi swoje. Robi to na poziomie najlepszych, zachodnich produktów, oferuje produkty na poziomie wysokiej klasy HiFi oraz high-endu w ….bardzo, bardzo atrakcyjnej cenie. Pamiętacie zapewne liczne publikacje na HDO opisujące wybitne klamoty Matriksa? To był (poza topowcami) poziom dobrego, solidnego HiFi, a tutaj mamy rzeczy, które mogą stanowić element dowolnego, nawet wyczynowego toru, bez ujmy dla podpinanych elementów. Aż tak dobrze? Ano, CMA600i w jednej z głównych funkcji, czy (moim zdaniem) kluczowej funkcjonalności, jest urządzeniem, które może swobodnie konkurować z uznanym za najlepszy (taa… rankingi) słuchawkowy amp Bakoonem HPA-21. Też Azja, na marginesie, słuchany przeze mnie niedawno (jak uda się wypożyczyć na dłużej to będzie recenzja), wykorzystuje podobny patent na granie, korzysta z tej samej technologii co tytułowy CMA. Bakoon był „pierwszy” (takie konstrukcje to nic nowego btw, kiedyś tak się wzmaki robiło), Koreańczycy zaoferowali swój produkt parę lat temu (o ile mnie pamięć nie myli AD 2013), parę firm próbowało stworzyć podobne urządzenia, ale dopiero Questyle zaoferował coś, co można uznać za odpowiednik, tyle tylko że w formie rozbudowanej funkcjonalnie, z dodatkiem symetrycznego toru dla słuchawek (HPA-21 jest konstrukcją SE). Zresztą, mniejsza o rankingi i prześciganie się kto bardziej, powiem już na wstępie, niech strzelba wypali, że CMA600i to jeden z najlepszych w skali bezwzględnej wzmacniaczy słuchawkowych, jakie są dostępne na rynku, to przede wszystkim amp, to też bardzo dobry (i na całe szczęście, bo właśnie to stanowi konieczne uzupełnienie tego produktu) pre i dopiero na końcu DAC. Jako przetwornik wypada średnio, to znaczy w cenie 4000 (co to za cena!? Dumping?! Za tyle w Polsce, właśnie za tyle, dzięki dystrybutorowi i chwała mu za to, bo gdzie indziej drożej) to przetwornik bardzo solidny, ale spora konkurencja w tym zakresie cenowym i zwyczajnie można lepiej. Mówię o komputerze, bo SPDIF jest tu niczego sobie. Ale to nieważne, zupełnie nieważne, bo amplifikacja jest tu znakomita i w przypadku pewnych redakcyjnych słuchawek to po prostu „must have”. Idealnie dopasowany partner. Z innymi też pysznie. Także, tak CMA600i wielkim wzmacniaczem nausznikowym jest.

 

A teraz to jeszcze, poniżej, uzasadnię…

» Czytaj dalej

IFi iDSD Nano LE …mały, ale wariat?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170524_180212593_iOS

Dzisiaj, nie oszukujmy się, liczy się przede wszystkim to, co w kieszeni. Liczy się mobile. Owszem, ludzie słuchają muzyki z (umownie) komputera, ale przede wszystkim słuchają streamingu na jakimś handheldzie. Nikt nie zabiera ze sobą laptopa do biegania, przemieszczania się z pkt A do pkt B, nie słucha przykuty do desktopa, tylko ma w kieszeni coś, co mu gra. Bezprzewodowo (efektory w postaci słuchawek, całych systemów z transmisją, kolumn… wszystko bez druta), albo (jeszcze) przewodowo. I tak to wygląda, nie inaczej. Rzecz jasna dźwięk z samego telefonu, czy tabletu zazwyczaj jest co najwyżej akceptowalny, na pewno nie da się sensownie pożenić takiego źródła z dobrej klasy słuchawkami (pomijając konwersję, chuda amplifikacja zaszyta w takim fonie nie da im rady), często (gęsto) układ zamontowany w środku to kosteczka za parę centów, która niczego nie wyczaruje, bo niby jak? Dodajmy do tego niejako zakładany przez projektantów tandem z wysoceefektywnymi IEMami (implikuje to walka o jak najmniejsze drenowanie baterii… o to toczy się bój, to jest w centrum uwagi) i już wiemy, że 99% tego co oferuje obecnie rynek wymaga „usprawniacza”.

No właśnie. Usprawniacza. Można oczywiście kupić wyspecjalizowanego DAPa, ale gdzie tu ergonomia takiego rozwiązania? Gdzie wygoda? Kolejny byt, wyspecjalizowany, utrudniający albo wręcz uniemożliwiający równoczesną komunikację ze światem (to przeklęta konieczność w obecnych czasach, coś co jest z jednej strony wymogiem, z drugiej – jednoczesnym – uzależnieniem), coś dla amatorów bezkompromisowości, absolutnych maniaków dobrego brzmienia. Innymi słowy – nisza, niszy. Można jednak inaczej, można coś wpiąć, by było lepiej, albo w ogóle było bardzo lepiej… mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko (no prawie ;-) ). Tym czymś są właśnie wszelkiej maści USB DACzki, uzupełnione solidnym ampem, do tego z autonomią zasilania (bateria) i zakładaną kompatybilnością z mobile. To ostatnie to nie błahostka, bo raz że standardy różne, dwa że jak z komputerem to zawsze, to z handheldem wcale nie koniecznie zawsze (działa), trzy sterowanie, możliwości uzależnione są ściśle od współpracy producenta wspomagacza z gigantem IT (software, interfejsy, ciągłe i częstsze niż w PC/Mac aktualizacje). Także to potencjalna mina i wcale nie takie „wystarczy podpiąć”.

Wspominałem wczoraj o V30. Nowym flagowcu LG, który ma łączyć światy, być kompletnym (w dziedzinie jakości audio) smartfonem, który takiego wspomagacza, jak tytułowy, zwyczajnie nie będzie potrzebować. Fajnie, problem w tym, że szanse na to, że takie dopieszczone konstrukcje (pod kątem SQ) staną się standardem na rynku są nikłe. I nie chodzi tu o to, że temat jest marketingowo be. Wręcz przeciwnie. Wspominałem o tym we wpisie, to temat nośny i może nawet znajdzie naśladowców i tylko się cieszyć, ale będzie ich mało i telefonów tak wyposażonych będzie niewiele i będą to te najdroższe, bo… Apple to widzi i inni też to widzą – królować będzie wireless. Tylko. Napisałem, że nie nastąpi to zaraz, za moment, ale też nie nastąpi to za dekadę, a nawet pół. Nastąpi to szybciej. Jak ktoś się pyta, dlaczego nawet w klamotach za 20k i więcej implementują Bluetooth, to ja mu odpowiadam krótko – a co, dziwisz się? Przecież to jest przyszłość, przecież dzisiaj muzyka to fruwa sobie, strumieniem leci do i z. Dlaczego zatem ludzie mieliby rezygnować z wygody? Bo jakość?

Na łamach nie raz, nie dwa czytaliście jak wiele się zmieniło i jak wiele się zmienia w zakresie jakościowym odnośnie transmisji bezprzewodowej. Konieczność wymusza postęp, a ten dokonuje się na naszych oczach, jest realny. Nie chcę przez to powiedzieć, że bohater naszego najnowszego tekstu nie ma czego szukać, że jest „przestarzały”. Nie, to jeszcze nie nastąpiło, to jeszcze jest potrzebne, chciane, co więcej takie wspomagacze jako rozwiązanie uniwersalne (w sensie, że zagra sobie na wynos, ale i w domu się sprawdzi podpięte pod jakiegoś PC, na stacjonarnym torze znaczy się popracuje) mają jak najbardziej rację bytu. Choć i tu widać, że producenci czują, że idzie to nowe, także IFi doskonale to wyczuwa (nowa linia produktów z modułem bezprzewodowej łączności to naprawdę nie przypadek) i trudno się dziwić. Trochę bawiąc się we wróżkę, wywróżę że za dwa, trzy lata standardem będzie bezprzewodowy moduł wielokierunkowy obsługujący każdy rodzaj transmisji. Mhm, tak to będzie wyglądało. Dobra, czas zejść z obłoczków i przejść do meritum, do naszego malucha, do iDSD Nano LE. O firmie już pisałem (patrz tutaj oraz w zajawce), nie będziemy zatem się rozwodzić kto zacz, nadmienię tylko, że to jeden z najbardziej ekspansywnych, najszybciej zdobywający uznanie użytkowników, producentów z segmentu PC Audio. I nie tylko PC Audio, bo ma ambicję oferować kompleksowe, pełne rozwiązania, gdzie znajdzie się miejsce dla czarnego krążka, gdzie cały tor będzie by IFi (no efektorów brakuje, bo w elektronice siedzą, ale kto ich tam wie, zobaczymy co przyniesie przyszłość…)

» Czytaj dalej

DAP zaklęty w smartfonie: V30 od LG. Trend czy ciekawostka?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
lg-v30-dac-9a433027bfda993fcf620

Parę razy na łamach wspominałem o telefonach z lepszym audio. Tym razem jednak to lepsze jest na poziomie na tyle wyśrubowanym, że warto pochylić się nad tym co przygotowało LG chwilkę dłużej i zastanowić, co to (i czy w ogóle coś konkretnego) oznacza. Warto przy okazji uświadomić sobie, że rynek masowych odtwarzaczy audio właśnie umarł, a to za sprawą definitywnego wycofania się z tematu przez Apple (patrz nasz wpis: iPod RIP). Tytułowy LG i to co przed chwilą napisałem ściśle się ze sobą łączy. Dlaczego? Ano dlatego, że ludzie dzisiaj słuchają… więcej muzyki, a ta jest na tyle łatwo dostępna i na tyle szeroko dostępna, że nie można tego pominąć w biznesowych rachubach. I to właśnie słuchanie „on the go” ma obecnie wyraźny priorytet. Oczywiście to słuchanie ma określoną formę, formę wyznaczaną przez zapuszczony na dotykowym ekranie stream z jakiejś usługi, z jakiegoś serwisu streamingowego audio. To po pierwsze. Po drugie, mimo że widzimy bezdrutową rewolucję, której (zresztą) głównym propagatorem jest wspomniane Apple (wyrugowanie audio jacka w iP7, AirPods, niemal wszystkie BEATSy z bieżącej oferty są bez kabla…), ludzie nadal słuchają muzyki korzystając z przewodowych słuchawek. I to się szybko nie zmieni. Najpopularniejsze na wynos IEMy to w 80% drutowce (via Nielsen), a nie bezdrutowce. Rzecz jasna z czasem udział BT słuchawek będzie rósł (dynamicznie), a wraz z nim nie będzie miało większego znaczenia z czego muzyka leci (źródłem będzie cyfrowy transport, nie odtwarzacz, wszystko będzie/jest w tym wypadku scedowane na efektor), ale na to jeszcze jw. poczekamy.

V30 (póki co na renderach)

Kluczowa sprawa… jacek. Audio jacek. Jak go nie będzie, to po co to wszystko? No właśnie. Anty-iPhone ;-)

Na rynku mamy DAPy, audiofilskie odtwarzacze, które ostatnimi czasy zaczynają odtwarzać muzykę z serwisów, są wyposażane w łączność z Internetem. To konieczność. Przy czym nie ma najmniejszych szans na to, by ten segment wyszedł z niszy w jakiej siedzi  - to będzie rozwiązanie dla garstki, choćby przez to, że ludzie nie mają ochoty na mnożenie bytów, a taki -zazwyczaj- androidowy, wyspecjalizowany odtwarzacz zwyczajnie odstaje w zakresie UI, konstrukcji, czasu pracy na baterii i paru innych parametrów od dobrej klasy smartfona. Także jest to coś obok, coś niszowego i przeznaczonego dla… bezkompromisowych miłośników dobrego dźwięku. Jak wyżej, dla prawdziwej garstki.

Nie hokus-pokus, a konkret skorelowany z zaawansowanym układem audio

No dobrze, a gdyby tak połączyć jedno z drugim? Koreańczycy, czy ogólniej, Azjaci, mają na tym polu pewne dokonania, jednak dopiero najnowsza propozycja LG wydaje się kompleksowa. Najnowszy flagowiec ma nie tylko wysokiej klasy układ konwertujący (ESS Sabre ES9218P), ma także odpowiednie oprogramowanie (bardzo, bardzo ważne – podkreślam to na łamach bezustannie, że to równorzędny element toru, tak samo istotny jak h-ware) oraz dopasowane do okoliczności, dobrej klasy słuchawki. Po raz pierwszy produkt masowy (a takim jest niewątpliwie każdy smartfon od dużego producenta elektroniki użytkowej) zamiast miernej jakości, firmowych IEMów (albo jakiegoś taniego podwykonawcy) otrzymał do kompletu bardzo dobre (słuchałem) IEMy. LG wybrało jako partnera Bang&Olufsena. W pudełku znajdziemy jeden z modeli dokanałówek Duńczyków. W czwartek (31.08 będzie premiera) uzupełnię wpis, gdy poznamy szczegóły co to za doki właduje do pudła koreański producent. Partnerstwo z B&O nie ogranicza się tylko do efektora, to także współpraca nad wspomnianym oprogramowaniem. To dobra wiadomość dla zainteresowanych (dla których jakość dźwięku ma duże znaczenie), bo daje gwarancję, że całość będzie trzymała odpowiedni poziom. I tak w software zaszyte będą presety i to takie, które mają stawiać na pierwszym miejscu wierność, naturalność, czystość przekazu, a nie wzbogacenie dźwięku o jakieś pseudoprzestrzenne efekty, czy prymitywne podbicie niskich tonów. Innymi słowy będzie to coś przygotowanego dla osób, które chcą usłyszeć różnicę, chcą czegoś więcej. Dzięki partnerom z B&O oraz ESS zostaną w pełni wykorzystane możliwości zamontowanego układu C/A, oprogramowanie sterujące pozwoli użyć filtrów (short/ sharp/ slow), które umożliwią odpowiednie dopasowanie pracy całego układu pod kątem odtwarzanego na telefonie repertuaru. Kość ESS, jaką wykorzystano, oferuje pomijalny poziom zniekształceń (0,0002%). Na marginesie, intrygujące jak poradzono sobie z interferencjami jakie generują zamontowane w telefonie anteny (LTE / WiFi), czy LG projektując V30 uwzględniło ten aspekt…

Taki układ ląduje w fonach po raz pierwszy, kto wie… może pojawi się w innych produktach tego typu? Mobilne chipy (b.niski pobór) robi Cirrus Audio, robi Asahi Kasei, robi także Wolfson, Texas Instruments też robi

Wzmiankowany Quad DAC pojawia się w produktach LG nie pierwszy raz, ale pierwszy raz pojawia się w produkcie globalnym (G6 nim nie był, a V20 nie oferował wszystkiego, co zaimplementowano do następcy w zakresie audio). Układ z osobnym, zwielokrotnionym konwerterem C/A osobno dla prawego, jak i lewego kanału to rozwiązanie typowe dla wspomnianych, kosztownych, wyspecjalizowanych DAPów. W smartofnach takich rzeczy się po prostu nie stosuje (stosuje się tanie układy o dużo gorszych parametrach, także w jabłczanej elektronice, żeby nie było wątpliwości). Powracając do początku naszego wpisu: ciekawe, czy będzie to li tylko ciekawostka, czy też jest to zapowiedź jakiegoś nowego trendu? Jak wspomniałem, jest pewna luka, jest pewne pole dla rynkowej ekspansji w przypadku takich produktów. Koreańczycy widać zdają sobie z tego sprawę i mają nadzieję, że możliwości audio V30 przełożą się na sukces rynkowy tego modelu. Czy się nie przeliczą to inna sprawa, ale jw. iPoda nie ma, DAPy to nisza, niszy, a lepsza jakość audio to coś, czego w tym segmencie (mobile) właściwie nikt na serio nigdy nie oferował. LG chce i jak widać coś już robi, Samsung podobno też ciągle się do tego przymierza (mówiło się o układach Wolfsona), a niewykluczone że i inni pójdą tym tropem, bo… czym tu się teraz wyróżniać, jak wszystkie „kieszonkowe” ekrany będą za raz wyglądały TAK SAMO, będą oferowały TAKIE SAME FUNKCJE i w zakresie funkcjonalnym, technologicznym właściwie niczym nie będą się już wyróżniać (między sobą). Czy tu przyciągnąć uwagę klienta? Jak zachęcić go do wymiany obecnego modelu? Czym zaskoczyć?

Audio może być jednym z takich „przyciągaczy”. Nowy V30 to niewątpliwie coś, co zagra co najmniej dobrze, co będzie można pożenić z bardzo, bardzo dobrymi słuchawkami (bez obaw o mezalians), ba, będzie można taki telefon potraktować jako wysokiej jakości źródło w stacjonarnym scenariuszu (tak, mam tu na myśli analogowe podpięcie do dowolnego toru audio). Przy czym na Apple nie ma co tutaj liczyć, bo decyzja o wyrugowaniu jacka wydaje się być ostateczna, a do napędzania głośniczków zamontowanych w smartfonie zwyczajnie nie kalkuluje się stosować jakieś wysublimowane układy C/A. Choć firma pokazała, że potrafi osiągnąć ciekawe efekty w najnowszej linii MacBooków Pro (dźwięk z wbudowanych głośników) i chce jeszcze bardziej rozwinąć w nadchodzącym iMaku Pro, to handheldy raczej z tego wszystkiego nie skorzystają. Dodajmy do tego bezprzewodowość jako standard w Jabłcu i iPhone jako odpowiednik wysokiej klasy DAPa (z odpowiednimi zmianami w konstrukcji pod kątem audio) odpada. Wygląda zatem na to, że (o ile) audio stanie się marketingowo nośnym tematem w mobile to będzie to dotyczyć Androida. Zainteresowanymi mogą być nie tylko znane marki z Korei czy Japonii (Sony), ale także mocno ekspansywni chińscy producenci. Tu walka na to kto da więcej może być szczególnie agresywna, firmy mogą prześcigać się co zaoferują klientom, a my możemy tylko cieszyć się z takiego obrotu sprawy. Finalnie dobre słuchawki zawsze się przydadzą, a jak będziemy je otrzymywać w komplecie z telefonem to tym lepiej. To co znajduje się w pudle dotychczasowo nadaje się zazwyczaj do szybkiej utylizacji. Może to być także dodatkowy impuls dla usługodawców, dla serwisów, by uzupełnić ofertę o lepszej jakości dźwięk.

Poprzednik V20 z solidnymi dokami B&O, pytanie czy V30 dostanie coś lepszego i co to finalnie będzie?

Właśnie, na koniec jeszcze jedna ważna rzecz. LG postanowił rozpocząć współpracę nie tylko z B&O, ale także z MQA (btw udział specjalistów od dźwięku w pracach projektowych to kolejna dobra wiadomość dla zainteresowanych V30). To pierwszy taki, na taką skalę, alians w którym stroną jest wielki producent elektroniki użytkowej. Nie oszukujmy się, tylko taka droga może przynieść pozytywne efekty, spopularyzować temat. Streaming muzyki hi-res będzie miał szasnę wyłącznie wtedy, gdy sprzęt z kieszeni (telefon) będzie to obsługiwał natywnie, gdy muzyka zapisana w tej technologii pojawi się w ofercie najpopularniejszych serwisów streamingowych. Tidal do takich się niestety nie zalicza i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić. Zatem kto? Ano wiadomo kto: Spotify. Ewentualnie (jeszcze) Pandora na rynku północnoamerykańskim. Biorąc pod uwagę to, co napisałem o Apple, na MQA w jabłczanym kramiku czy streamie raczej bym specjalnie nie liczył. Szkoda, bo wraz z wprowadzeniem własnych usług do oferty w konkurencyjnej, androidowej platformie dawałoby to możliwość jeszcze szerszej, szybszej popularyzacji, ale jw. to mało prawdopodobne.

Sumując, przekonamy się czy ten V30 nie będzie zwiastunem nowego trendu. Na IFA smartfon będzie prezentowany. Jeżeli dotrzemy na targi, sprawdzimy czy faktycznie. A wieczorem, najpóźniej jutro pierwsza z publikacji recenzji, której bohaterem będzie IFi Audio iDSD Nano LE. Też mobile…

Nowe możliwości ROONa: presety dla słuchawek. Na początek Audeze

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
LCD-3@Korg_DSDcon

Obiecałem wpis o nowych możliwościach. Przez dwa dni ostro testowałem temat. Przekrojowo. Muzyka gatunkowo zróżnicowana, różne źródła, różna elektronika, z dodatkowymi trybami konwersji (PCM->DSD, binaural) i bez, o jakości CDA i wyżej… Wspólny mianownik? Wspólny mianownik to preset dla LCD-3. Jedno ustawienie, żadnych kombinacji, gotowe takie, przygotowane przez speców. I co? No, kurcze, jestem pod wrażeniem. To nie są subtelne zmiany, nie na granicy percepcji. Dźwięku jest więcej, jest bardziej, wszystko staje się czytelniejsze, bardziej uporządkowane. Tak, to właściwy opis zmian jakie zachodzą. Nie, że nagle mamy lepszą średnicę, czy nagle nam na dole coś więcej słuchawki pokazują, czy jakieś specjalne zdolności wychodzą w wysokich. Nie. Tu chodzi o całokształt właśnie. No, no… 

Ujmę to tak: jeżeli można coś poprawić w danym systemie bez JEGO WYMIANY i mówimy tutaj o systemie słuchawkowym, gdzie nie ma zmiennych typu pomieszczenie, typu ustawienie to takie dopasowanie pod konkretny model słuchawek ma oczywiste uzasadnienie, ma sens i nie ma wg. mnie co doszukiwać się jakiejś niechcianej, niestosownej ingerencji w to, co autor miał na myśli. To nie jest manipulacja, a – właśnie – to dopasowanie. Jeżeli otrzymujemy lepiej przyprawioną potrawę, to zwyczajnie oceniamy to jednoznacznie pozytywnie. Tu jest podobnie. Jest bardziej. Idziemy we właściwym kierunku, czy może (nawet!) dochodzimy do optimum. Zmienną jest skrzynka, która konwertuje i wzmacnia (ewentualnie dwie osobne skrzynki). Owszem, to zmienna, ale jak wykazały siłą rzeczy za krótkie (jeszcze będę do tego wracał, oj będę) testy, bez względu na podpiętą elektronikę możemy oczekiwać tego, co powyżej. Sprzęt wybitnie dobry, być może, będzie już tylko subtelnie rzecz pokazywał – nie wykluczam i takiej możliwości – ale zasadniczo na klamotach bardzo jakościowo przyzwoitych progres jest wyraźny, to słychać. Przy czym jak już preset uruchomimy to zalecam ostrożność z binauralizacją. Ta modyfikacja sygnału komplikuje sprawę. Nadal możemy bez pudła określić kiedy DSP jest, a kiedy nie jest uruchomiony, kiedy ustawienie pod Audeze jest aktywne, ale nie jest to tak zauważalne jak w trybie z załączonym „na wyłączność” presetem. Natomiast można śmiało wymusić konwersję PCM@DSD. Tu zależność jednego od drugiego nie zachodzi, albo jest na tyle nieuchwytna, że nie ma sensu zawracać sobie nią głowy.

No to jedziemy: presety pod LCD-3 plus binaural plus PCM -> DSD128 native

Mhm :)

Tak, do tego faktycznie trzeba mocnego sprzętu, przy czym dzięki ostatnim usprawnieniom silnika teraz jest płynnie, nawet gdy zapuścimy wielokanałowy materiał z załączonymi presetami pod LCD-3 plus binaural plus PCM -> DSD128 native w DSP

Trzeba suwakiem mocno jechać w dół, tyle tam się dzieje :)
Dużo dobrego się dzieje, choć z binauralizacją uważajmy w sytuacji, gdy presety załączamy (patrz tekst)
PC robi tu za końcówkę, endpoint (Bridge), a napędem jest Core @ 4GHz iMaku (i jest stabilne 2x w processingu)

Widać, że współpraca ROONa z Audeze to coś więcej. Po pierwsze, w panelu widzimy cały przekrój oferty Amerykanów, są wszystkie obecne w sprzedaży modele. Innymi słowy, jeżeli jesteś właścicielem słuchawek tej marki to w ROONie znajdziesz dedykowane ustawienia. Zmienia się optyka, bo teraz już nie elektronika (owszem, zobaczymy w nazwie naszego DACa czy DAC/AMPa, naszego klamota) a efektor stanowi centralny punkt odniesienia. I software, właśnie, software. To DSP robi tutaj różnicę, to w jaki sposób oprogramowanie kształtuje sygnał audio, jakim zabiegom poddaje ten sygnał, w efekcie czego otrzymujemy to, co słyszymy na… efektorze. Ikonka podpiętych słuchawek świetnie to symbolizuje. Tu nie chodzi, moi drodzy, o względy estetyczne czy jakieś połechtanie użytkownika (o mam LCDki ;-) . Nie, chodzi o coś innego. O wskazanie, co stanowi najważniejszy, kluczowy element toru – o to tu chodzi. Niby to oczywiste, ale jakże często sami łapiemy się na tym, że bardziej zajmuje nas lektura specyfikacji kości konwertera, zastosowany interfejs, jakieś inne elementy niekoniecznie związane bezpośrednio z brzmieniem (tak, wszystko się liczy, ma wpływ, ale różny, jest hierarchia, a zależności nie zmieniają tego, co powyżej napisane)… po pierwsze liczy się co jest na uszach, albo co stoi na standach czy podłodze. To się przede wszystkim liczy.

Pełen przekrój oferty Audeze – presety dla wszystkich słuchawek i tych z serii LCD i tych tańszych Sine, czy EL.
Są też IEMy, mimo że ROON to desktopowa aplikacja dla stacjonarnego toru. Owszem, ale te IEMy też są właśnie m.in. do domu (niebawem przeczytacie więcej na ten temat)

Jak wspomniałem we wcześniejszym, szybkim wpisie na fb, mam nadzieję, że ROON nie będzie zawężał doboru partnerów do jednej firmy robiącej słuchawki. Mam nadzieję, że pójdzie dalej. Może to być zarówno wbudowane w oprogramowanie, jak i (jest taka możliwość już teraz) dostępne w formie plug-inów. To, mogłoby być nawet lepsze rozwiązanie, bo w końcu producentów nauszników / IEMów na kopy, po co zaśmiecać (dla kogoś, kto nie dysponuje) panel jakimiś konkretnymi modelami / produktami. Rzecz do rozważenia przez developera. Kogo bym widział też już pisałem, przypomnę tylko, że fajnie gdyby na liście pojawiły się takie marki jak HiFIMAN, Stax, Sennheiser , Audio-Technica czy AKG, jak również spece od głośników, którzy ostatnio mocno zaangażowali się w segmencie słuchawkowym. Są takie modele nauszników, które – zwyczajnie – są mocno wymagające, które od razu (a czasami w ogóle) nie pokazują swoich możliwości, grają poniżej, albo grają wręcz słabo. Mam takich pacjentów u siebie, tak mam na myśli K701, mam też na myśli HD650, a z tego co było, albo i nie było na pewno warto wymienić HD800, HE-6 czy K812. I dalece nie wyczerpuje to listy (przypomniałem sobie - dajmy na to takie gradosy, to też wdzięczny temat dla twórców presetów). Także oby to nie było na wyłączność, oby to nie była akcja „tylko dla”. Oby, bo byłaby wielka szkoda. Ten pomysł to strzał w dziesiątkę i może w niektórych przypadkach wręcz zmienić postrzeganie odnośnie zakładanych na łeb słuchawek. Więcej. Myślę, że może (nawet) przekonać antysłuchawkowców (sporo ich wbrew pozorom, sporo), że nie taki diabeł straszny, że jednak te słuchawki mimo że inaczej, mimo że nie tak jak dotychczas, zgodnie z przyzwyczajeniami i upodobnieniami, potrafią. Dużo potrafią i da się na nich słuchać na wysokim, czy nawet bardzo wysokim poziomie.

To co powyżej w oczywisty sposób przykuło moją uwagę, ale nie zapomniałem o paru innych rzeczach, które wprowadzono w najnowszej wersji. Najważniejszą zmianą jest ta związana z wydajnością. Zasobożerny processing sygnału w ramach trybów DSP (konwersja w locie do DSD, binauralizacja etc.) zjada obecnie znacznie mniej zasobów. Zauważalnie mniej. Przy opcji maksimum na złożonym torze z iMakiem w roli Core i end-pointem w postaci nanoPC (Bridge) z konwerterem C/A Korga (100), z wymuszoną konwersją sygnału do DSD128 (tryb natywny), binauralizacją oraz presetem dla LCDków miałem stabilne 2.8x, podczas gdy przed upgrade wartość ta spadała poniżej 2. Sprawdziłem także jak poradził sobie ROON z sygnałem wielokanałowym poddanym podobnym zabiegom. To najtrudniejsze wyzwanie i znowu wyraźny progres. Mam stabilne 2x. Wcześniej nierzadko Mac dostawał zadyszki (Core i7@4GHz) i spadało do 0,7-0,8x. Wyświetlał się komunikat o problemie z niewystarczającą wydajnością Core i rwało się odtwarzanie. Także well done, świetna robota Panie, Panowie!

Stabilnie, bez żadnych niedomagań. Wcześniej widziałem na liczniku (powyżej) 1,8x-1,6x. Duży progres w tej wersji oprogramowania odczuwalny szczególnie wtedy, gdy intensywnie korzystamy z zasobożernych trybów DSP

Z pomniejszych rzeczy, udało się doszlifować temat panelu szybkiego uruchamiania odtwarzania. Jest rozbudowany o użyteczne opcje, można przykładowo od razu przystąpić do słuchania radia (także rozumianego w kontekście mieszania utworów z lokalnych i zdalnych zbiorów), wyświetla się też podstawowa informacja z czego korzystamy w danej chwili. Pozostaje czekać na parę nowości, takich jak pełna obsługa MQA (własny dekoder?), jak wsparcie dla Chromecasta oraz implementacja AirPlay’a 2. To ostatnie może być ciekawe w kontekście prawdopodobnego ograniczenia przez Apple wdrożenia tej nowej technologii do (tylko) własnych usług, własnego oprogramowania. Innymi słowy, jak stream to Apple Music, jak software to Music App albo iTunes. Oczywiście nie jest to pewne, bo na razie wiemy tyle, co nam przekazano na konferencji, ale niebawem (6 wrzesień) pewnie się wyjaśni. Wprowadzenie AP2 do Roona dawałoby użytkownikowi możliwość skorzystania z alternatywnych usług (Tidal) oraz alternatywnego oprogramowania (ROON). Cóż,za moment zobaczymy jak to będzie finalnie wyglądało.

Tu z załączoną binauralizacją (warto poeksperymentować, przy czym presety raczej bez, niż z)

O właśnie: bez włączonej binauralizacji, z presetem pod efektor

Zmiana wielce wymowna… po pierwsze i po drugie liczy się efektor (tu LCD-3), konfiguracja pod jego specyfikę, pod jego charakterystykę. Efekt? Bardzo przekonujący :)

Z tym, jak wyżej, uważamy.
Według mnie te tryby wchodzą sobie nieco w paradę, po prostu korzystamy z dopasowania sygnału w oparciu o ten sam mechanizm, chcąc uzyskać różny, ale ściśle określony, zaplanowany efekt

I rośnie :) Zastosowali FFT (Fast Fourier Transform), który ma dać nawet 10 krotny wzrost wydajności. Nowy silnik bierze pełnymi garściami z możliwości jakie oferują najnowsze gen. procesorów x86/64.

Załączamy preset

Konwersja 24bit -> 64bit ->24bit

A, bym zapomniał… jeszcze jedno, rozbudowa panelu szybkiego odtwarzania. Niby mała rzecz, a cieszy, bo to bardzo użyteczna rzecz…

O ROONie możecie przeczytać w naszych wcześniejszych wpisach: testy, opisy, poradniki nt. front-endu znajdziesz pod tym linkiempod tym oraz pod tym a także tutaj i tu. I jeszcze o tu. Wreszcie o ROCK (Roon Optimized Core Kit) tutaj, oraz ostatni wpis o iPENGu w ROONie (tutaj).

Nagrody EISA: KEF Wireless & NAD C338

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
EISA awards

Z tymi nagrodami bywało tak, że można było z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, jakie to marki (a raczej jakie korporacje grupujące marki audio) otrzymają wyróżnienie „produktu roku”. Warto zatem zachować zdrowy dystans do takich zawodów, bo choć nagrody przyznają dziennikarze z branży to często jest (było?) właśnie tak, że „o znowu Denon” ;-) Owszem, trafiają się też ciekawe, nieszablonowe, albo zwyczajnie trafne (bo pokazujące faktyczną innowację, coś nowego, odkrywczego) decyzje jury, ale… można też powiedzieć, że nierzadko są to wybory mocno przewidywalne. Od niedawna jest nieco odważniej – trzeba to uczciwie przyznać – ale też tak dużo się tych kategorii porobiło, że gdzieś nieco ulotniła się pierwotna wartość nagrody EISA. Widać jednak, że idą z duchem czas(ów) i zwyczajnie w tej wielości, różnorodności, przebija nam się rzeczywistość – jak nazwać te wszystkie audio omnibusy, te samograje? Kategorie ulegają zatarciu, właściwie już nawet nie staramy się tego porządkować, bo zaraz zaskakuje nas nowy pomysł na granie. No takie czasy…

W tym roku było więc i przewidywalnie (patrz powyższy obrazek z nagrodzonymi w kategorii HiFi Audio) i …bez zaskoczeń, choć (subiektywnie) zasadniczo trafnie. Dwie nagrody powędrowały do rzeczy przez nas niedawno opisanych na łamach tj. KEFów LS50 Wireless (patrz nasze wrażenia) oraz NADa C338 (patrz nasz test). Oba te produkty są na tyle nowatorskie, na tyle mocno akcentują zmiany jakie zachodzą w branży, że…ich brak na liście nagrodzonych byłby cokolwiek niezrozumiały. Cieszy uznanie dla nowego, ultranowoczesnego Hegla (Rost… kolejny rok, kolejny Hegel), zrozumiały wydaje się wybór Phantoma (Devialet) w innowacjach. Inne typy, jak wspomniałem, mocno przewidywalne, no może poza mobilnym amp/dakiem RHA. Na marginesie – jak już tak bardzo rozbudowano kategorie, tak wiele nowych postanowiono wprowadzić, dziwi brak czegoś, co zahacza o oprogramowanie, o technologie IT dzięki, którym to wszystko w ogóle działa. Przecież dzisiaj to właśnie software staje się elementem nie tylko niezbędnym, ale wręcz kluczowym w audio oraz audio/wideo (przykładowo patrz nas ostatni wpis na temat). Spore niedopatrzenie. Niby jest więc nowocześnie, ale jak wyżej software ważna a niedoceniana rzecz, no i jednak konserwy w tym EISA siedzą (vide dwie kategorie dla gramofonów) ;-) Dobrze, dobrze, cieszmy się, że są analogowe źródła, bo cała reszta to już prawie bez wyjątku komputery.

Wracając zaś do tytułowych. KEF pokazał co można zrobić zamykając cały system w głośnikach. Nie multiroomowych, nie niewielkich strefowych, takich jeszcze nie HiFi, a bardziej do słuchania w tle, czy kina, a konkretnych właśnie hajfajowych, a wręcz high-endowych… to produkt, który jest emanacją tego co dzisiaj i jutro: streamingu, komputerowego audio (software!), braku kabla. Kabla jako konieczne medium: tam, przypominam, jest sieciowa skrętka, przewód LAN, który to przewód łączy głośniki, może też ten LAN łączyć fizycznie z torem, ale jako opcja, bo jest WiFi. Nazwa jest więc trafna, mimo krytyki, utyskiwań, bo właśnie to „do” zazwyczaj jest wireless, a jeszcze mamy rozbrat z kablem audio, z kablem służącym do przesyłu analogowego sygnału. Ni ma, wygumkowany. To komputerowe, to ciągłe doskonalenie, nowe możliwości… to oprogramowanie, to systemy komputerowe, często gęsto mobilne, które są warstwą sterującą w klamotach, jak i w bezprzewodowych źródłach, w transportach, wreszcie terminalach dostępowych / zawiadujących (co dzisiaj oznacza po prostu jakiś smartfon w kieszeni). Tak, to brzmi dość koszmarnie, ale w praktyce, jak wspominałem w recenzjach zazwyczaj jest proste, jest wygodne i daje (nieograniczone) możliwości. Miał być Tidal? I jest. Będzie pełna obsługa MQA? Ano będzie, dalej… ROON, rozbudowa DSP, będzie wiele, wiele nowych rzeczy. To wszystko ma sens. Także w kontekście jakościowym ma.

C338 to następca najprzystępniejszych, najdostępniejszych integr w katalogu – wzmacniaczy, które od zawsze miał w swojej ofercie NAD. To chyba nawet bardziej od D3020 (patrz nasz test) nowa inkarnacja legendarnego C3020bardziej, bo ma te rzeczy, które tworzą całościowy pakiet: jest streaming WiFi (Chromecast) i BT (aptX), jest gramofon (to dzisiaj ważne, nie tylko ze względu na modę, bo ludzie zwyczajnie szukają czegoś innego) - sumując –  jest integracja wszystkich źródeł (te fizyczne i niefizyczne mam tu na myśli ;) ). Do tego klasa D, która brzmi dojrzale, prezentuje się lepiej od wspomnianego D3020, gdzie dodatkowo mieliśmy „tylko” BT, gdzie zamiast WiFi, było mniej wygodne (integracja komputera) USB, gdzie (wreszcie) nie było gramofonowego pre. C338 to nie tylko coś uniwersalnego na dziś i na jutro, to także (dzięki patentowi na strumień by Google) coś przygotowanego na przyszłość, bo internetowy gigant będzie temat wspierał, będzie rozszerzał, rozbudowywał, bo ma w tym oczywisty interes. Są inteligentne głośniki (tylko czekać, aż pojawi się taka kategoria), jest wyścig, którego celem są nasze mieszkania, domy (inteligentna chałupa). W to wszystko się audio wpisuje, właśnie wpisuje i przed tym (zwyczajnie) nie uciekniemy, bo i po co uciekać?

Ci, którzy wiedzą jak tworzyć ekosystemy, giganci IT, zrobią co trzeba, żeby to wszystko się dogadywało, działało w sposób spójny, prosty i przewidywalny. Za moment będzie AirPlay 2, będzie BT 5.0, będzie ostateczne zerwanie z przestarzałym, skostniałym systemem dystrybucji treści, opartym na widzimisię wielkich wytwórni. Ich czas przeminął. Za moment czeka nas integracja asystentów/ek głosowych (implementacja tego do systemu audio jest kwestią najbliższych kilkunastu miesięcy), co zwyczajnie ułatwi sprawę, bo już nie będziemy mazać po ekranach, nie będziemy zastanawiać się czy to, czy tamto jest ze sobą kompatybilne. Wszystko zmierza do tego, by elektronika użytkowa wtopiła się w otoczenie. W pełni. System audio również. Za moment klasyczny tor będzie vintage. Wiem, strasznie to brzmi, ale w praktyce to nowe da się lubić.

Archiwa Internetu bogatsze o 50 tysięcy nagrań

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2017-08-15 o 23.32.48

Winylowych i nie tylko winylowych. Od 1985 roku ARC (nowojorskie Archiwum Muzyki Współczesnej) gromadzi i udostępnia materiały audiowizualne, przy czym od chwili podjęcia współpracy z InternetArchive.org (Projekt Wielkie 78 …to od 78RPM) te zbiory są dostępne globalnie – każdy chętny może z nich skorzystać. Ludzie, którzy za tym stoją, wykonują prawdziwie tytaniczną pracę, przenosząc do postaci zero-jedynkowej tysiące nagrań, które nie miały wznowień w erze cyfrowej, które… prawdopodobnie uległyby z czasem całkowitemu zapomnieniu. Na szczęście setki wolontariuszy poświęca swój wolny czas, czego efektem jest przeniesienie 50 tysięcy nagrać (to płyty gramofonowe wykonane z szelaku oraz winylu, jak również muzyka zapisana na cylindrach) do Internetu. Dzięki entuzjastom mamy do dyspozycji ponad 200 000 nagrań (przeniesionych z fizycznego nośnika), głównie tych z lat 50-tych oraz muzyki wydanej wcześniej. Wspomniałem o zapomnieniu, ale to nie najgorsze, co mogłoby spotkać stare nośniki z zapisaną na nich muzyką. Ostatnio przeprowadzona ocena zbiorów przyniosła jednoznaczną diagnozę – albo się to wszystko zdigitalizuje, albo za parę lat nie będzie możliwości odczytu, uratowania tego, co zapisano przed kilkudziesięciu i więcej laty.

Prawdziwe muzyczne back to the past ;-)

Powód takiego stanu rzeczy związany jest z niedoskonałościami dawnego rejestrowania muzyki. Bardzo wysoki współczynnik szumu, liczne zniekształcenia, degradacja samych nośników to czynniki wpływające na stan nagrań. Do tego dochodzą ograniczenia sprzed l. 60-tych (wtedy znacznie udoskonalono technologię wytwarzania nośników oraz technologie zapisu), w praktyce mocno utrudniające cały proces. Wykorzystywany w procesie produkcji płyt, bezbarwny lakier, pod wpływem upływu czasu po prostu rozpada się w rękach.

Archiwa wzbogaciły się o wiele, dzisiaj już zapomnianych, mało znanych, gatunków muzycznych, takich jak: wczesny blues, bluegrass czy yodeling. Można tam znaleźć takie perełki jak utwory wykonane na pierwszych, polifonicznych syntezatorach lampowych Hammonda – Novacord w 1941 roku (!). Warto dodać, że te niesamowite instrumenty pojawiły się ćwierć wieku przed pierwszymi, nowoczesnymi syntezatorami Mooga. To kawał historii – współczesnej, XX wiecznej, historii muzyki, który udało się zachować dla potomności.

 

Hammond Novacord – lampowy syntezator polifoniczny (pierwszy pojawił się w 1939 roku)

Sam proces digitalizacji jest bardzo skomplikowanym zadaniem i właściwie należałoby określić go mianem zaawansowanej post-produkcji, wyborów artystycznych dokonywanych przez osoby zaangażowane w projekt. Dlaczego? Ano dlatego, że w przypadku opisywanych nagrań nie stosowano uporządkowanej klasyfikacji, standardów, dość powiedzieć, że przed końcówką l. 20 (XXw.) nie było czegoś takiego, jak ustandaryzowana prędkość odtwarzania utworu. Generuje to poważne problemy, gdy chcemy oddać dawny charakter nagrań, do tego należy podjąć decyzje odnośnie umiejscowienia mikrofonów, ich typu, liczby oraz jakie częstotliwości pierwotnego materiału możliwe są do odtworzenia i zapisania (wymaga to wielu prób, wielu korekt). To zupełnie inna bajka, inna w porównaniu z odtwarzaniem i rejestracją materiału z lat 60-70 aż do współczesnej nam muzyki. Stąd takie przenoszenie do cyfrowej formy to de facto proces twórczy, wymagający podejmowania wyborów, decyzji co tak naprawdę chcemy uzyskać, co się dla nas liczy. Generalnie podjęto decyzję o nie remasterowaniu nagrań (maksymalne zachowanie wierności z oryginałem) oraz nie usuwaniu artefaktów, które powstawały zarówno w fazie zapisu, jak i później, podczas wielokrotnego odtwarzania (ten ostatni element jest mocno kontrowersyjny, ale też zrozumiały, bo w wielu wypadkach po prostu nie da się „odtworzyć” jak dany utwór brzmiał w chwili zarejestrowania, nie da się tego precyzyjnie określić). Przyjęto zasadę, że ma to być dźwięk z epoki, dźwięk jaki słyszeli nasi dziadkowie, pradziadkowie. Jednocześnie w przypadku niektórych materiałów udostępniono wiele wersji, zarchiwizowanych w różnych stylach, nagranych w różny sposób.

Można te nagrania bez ograniczeń pobierać, można także zostawić merytoryczny komentarz. Na Twitterze działa konto Great 78 Project, gdzie możemy co 10 minut odczytać tweeta o kolejnym, dodanym do kolekcji nagraniu. Dostępny jest także sensowny system wyszukiwania, pozwalające na szybkie wyszukiwanie materiałów w najlepszym stanie (mint, near mint, very good). Dla zainteresowanych, sporo informacji na temat projektu, sposobów przenoszenia muzyki z pierwszej połowy XX wieku do postaci cyfrowej i wiele, wiele więcej na blogu mieszczącym się pod tym adresem.

Brawa za inicjatywę!

Jak widać, pierwsze nagrania udostępnione w ramach projektu pochodzą z 1903 roku… ostatnie zaś, to muzyka z końcówki l. 50. Warto.

 

Nowy konwerter X-SPDIF & karta PCI-e X-Hi dla PC od Matrix Audio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Matrix

Szkoda, że od dawna nie mam żadnej budy ;-) Chętnie bym sprawdził ten interfejs @ PCI-e dla peceta, który dzięki komunikacji omijającej magistralę USB, może znacząco poprawić brzmienie z komputerowego źródła. Taki tuning to alternatywa dla wyspecjalizowanego PC, albo – właśnie – komponent wokół którego budujemy taki wyspecjalizowany komputer pod audio. Magistrala PCI-e pozwala na bezpośrednią komunikację z pamięcią oraz procesorem, nie ma żadnego współdzielenia, możliwych interferencji jak w przypadku magistrali USB. Pomyślimy ;-)

Drugi z zaprezentowanych ostatnio produktów to następca świetnego konwertera USB-SPDIF X-SPDIF 1 gen., który został u nas przetestowany. Konwersja cyfrowa często przynosi wymierny skok w zakresie SQ – pokazał to Matrix, pokazał to (na poziomie bardzo wyśrubowanym) M2Tech… można właśnie tak – to inna droga, przynosząca często zaskakująco pozytywnie efekty. W mojej opinii, taki konwerter potrafi zdziałać cuda, znacznie poprawiając brzmienie w porównaniu z samym USB. Gra u mnie SB Touch z mod. EDO wpięty via USB w konwerter M2tech-a (hiFace2) i to się znakomicie sprawdza. Taki tercet (dalej idzie sygnał koaksialem do rDACa) jako segmentowy streamer może swobodnie konkurować z bardzo drogimi, najnowszymi strumieniowcami.

Granie z USB na innym, lepszym poziomie

Parę słów na temat karty: Matrix X-Hi to kontroler, interfejs Audio USB na złączu PCI Express. Służy do precyzyjnego i wolnego od zakłóceń przesyłu sygnału audio USB do odbiornika cyfrowego lub przetwornika DAC. Posiada wyjście USB 3.0 oraz możliwość podłączenia zewnętrznego zasilania. Karta oferuje najwyższej jakości, wyizolowany przesył strumienia danych audio bez zakłóceń. To interfejs stworzony dla Hi-Fi, zaprojektowany został tak by zwiększyć jakość dźwięku, jaką możesz uzyskać z USB z komputera. Zwiększenie jakości przesyłu danych i znaczne zmniejszenie wpływu zakłóceń ze źródła zasilania, powoduje zmianę twojego komputera PC w wysokiej jakości źródło Hi-Fi. To niezależny kanał danych wykorzystujący precyzyjne zegary współdziałające z układem mostka USB 3.0 firmy Texas Instruments, które otwierają niezależny kanał danych dla strumienia USB Audio. Pomaga to ominąć sygnał ze sterownika USB zintegrowanego z płytą główną, unikając udostępnienia kanałów danych innym urządzeniom USB.

 

Zadbano o właściwe ekranowanie (obudowa), przy czym trzeba przemyśleć projekt dedykowanego audio PC – nie może to być super kompaktowy kadłubek, bo się karta nie zmieści, konieczne jest uwzględnienie montażu kart rozszerzeń. Warto zwrócić uwagę, że możliwe jest zastosowanie zew. zasilania.

To ostatnie, to właśnie coś, co pozwala ominąć „rafy” – mamy dedykowany sygnałowi audio interfejs, czysty, który mimo zastosowania USB (komunikacja z przetwornikiem) dysponuje podobnymi zaletami co opisywany (mocno entuzjastycznie) interfejs thunderboltowy TAC-2. Zasada działania jest tu identyczna – bezpośrednia komunikacja, brak interferencji z innymi urządzeniami, które współzawodniczą o dostęp do danych. Thunderbolt poza większą wydajnością, komunikuje się via PCI-e, nie ma tutaj mowy o jakimś wąskim gardle, nie ma mowy o opóźnieniach czasowych (jitter free). Tu, w przypadku tej karty, możemy oczekiwać tych samych korzyści. To robi różnicę!

Interfejs I2S może pracować w różnych trybach! Zdaje się, że to jedyne takie rozwiązanie na rynku konsumenckim 

Odnośnie zaś konwertera to: Matrix X-SPDIF 2 to nowa generacja znanego cyfrowego interfejsu X-SPDIF dla PC. Najnowsza wersja zachowuje świetną jakość poprzednika, odznaczając się przy tym dodatkowymi funkcjami w tym cyfrowym wyjściem koaksjalnym, optycznym, AES / EBU oraz I2S. Urządzenie obsługuje z powodzeniem sygnały PCM do 24bit/192kHz i DSD64 (DoP) na wszystkich złączach, zaś na porcie I2S PCM do 32bit/768kHz oraz DSD512! X-SPDIF 2 wykorzystując układ asynchroniczny XMOS U208. Jest to obecnie najbardziej zaawansowany interfejs audio USB klasy 2.0 na rynku. Urządzenie charakteryzuje się ultraniskim poziomem jittera, dzięki zastosowaniu bardzo dokładnego zegara femtosekundowgo. Z powodzeniem współpracuje z urządzeniami Windows, MacOS, jak i mobilnymi Android i iOS, na co pozwala możliwość podłączenia zewnętrznego zasilania. Układ XMOS i FPGA to nowa, 8-rdzeniowa jednostka przetwarzania sygnału cyfrowego. Jest to najbardziej zaawansowany interfejs audio USB klasy 2.0 dostępny na rynku. Od teraz Matrix pozwala podłączyć odbiorniki cyfrowe za pośrednictwem nowo dodanego portu I2S, dzięki czemu unikamy jakichkolwiek strat spowodowanych konwersją cyfrową.

 

Nowy Spartan to potęga, dodatkowo możemy liczyć na precyzyjne zegary oraz możliwość podpięcia jakiegoś liniowego zasilania (konwerter może pobierać energię ze złącza USB)

Bardzo chętnie sprawdzę u nas, jak się ten nowy konwerter X-SPDIF sprawdzi. Możliwe, że będzie okazja sprawdzić teoretycznie najlepsze, o największych możliwościach medium dla sygnału tj. interfejs I2S. Może się okazać, że w bardzo budżetowych realiach uda się zbudować coś, co gra lepiej od dowolnie drogiego DACa grającego z komputera via USB. Możliwości nowego Spartana są naprawdę imponujące, ta skrzynka może być wstępem do czegoś naprawdę wielkiego.

Obudowy od Pylon Audio dla Audio Physic! Brawo!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
pylonaudio_gora

Jakoś mnie to nie dziwi. Wystarczy popatrzeć na produkty Pylona, zobaczyć jak wykonane są ich kolumny, jak biegli w stolarce są ludzie z Jarocina. Są, bo mają doświadczenie niemałe (branża meblarska), są, bo ciągle inwestują, tworząc najnowocześniejsze zaplecze produkcyjne w naszym kraju, są, bo – kochają to co robią. Gratuluję całemu Zespołowi, bo taki kontrahent jak Audio Physic to najwyższa półka, to ktoś kto wymaga najlepszej, bezkompromisowej jakości. I Pylon, jak widać, potrafi zapewnić taką jakość. Jak wspomniał w rozesłanej notce, prezes zarządu, Pan Mateusz Jujka: „wysokie standardy produkowanych przez nas obudów oraz zestawów głośnikowych sygnowanych marką Pylon Audio przekonało firmę Audio Physic o podjęciu z nami długoterminowej relacji biznesowej.”

To ważne wydarzenie także ze względu na dalszą dywersyfikacje profilu – firma będzie osiągać zyski nie tylko ze sprzedaży swoich zestawów głośnikowych, będzie także zarabiać na produkcji komponentów, przy czym teraz będą to trwałe, wieloletnie umowy ze znaczącymi producentami audio. To inny poziom, przynoszący nie tylko profity, ale właśnie budujący relacje w całej branży. Pamiętam początki, pamiętam jak przed siedmioma laty Pylon startował. Z tej perspektywy, to co udało się osiągnąć, to o czym wspomniałem powyżej, pokazuje jak wielki sukces udało się osiągnąć. Rozpoznawalność marki w Polsce to jedno, drugie to tworzenie sieci partnerów oferujących kolumny z Jarocina w całej Europie i poza nią stanowi najlepszy dowód na to, że Pylonowi nie grozi stagnacja, zamknięcie się w jakiejś regionalnej niszy. Dzięki szerokiej ofercie komponentów, które – jak widać – spotykają się z uznaniem i zainteresowaniem czołowych, zagranicznych wytwórców, można będzie de facto uniezależnić się od bieżących wahań, od bieżącej koniunktury (mam tu głównie na myśli lokalne uwarunkowania)…

Co dalej? Dobre pytanie. Na razie mówimy o specjalizacji, o kolumnach głośnikowych, samych głośnikach (własne konstrukcje) oraz umiejętnościach związanych z obróbką drewna, z lakierowaniem (bardzo duże możliwości w tym względzie) etc. To określony segment rynku audio. Ciekawe, czy firma będzie chciała, bazując na zbudowanej przez siebie rozpoznawalności, uznaniu dla marki, pójść dalej? Własna elektronika? A może własne słuchawki? Słuchawki to obecnie najszybciej, najmocniej rozwijany w branży audio temat, to coś, co daje ogromne pole do popisu. W naszym kraju, póki co, nikt nie wypromował konstrukcji, które zyskałyby uznanie na zewnątrz (vide rumuńskie Meze). Ogromny popyt, chłonny, globalny rynek oraz wielkie wyzwania technologiczne (nowe technologie oraz nowe materiały adaptowane w pierwszej kolejności właśnie w słuchawkach) to prawdziwe wyzwanie.

Myślę, że Pylon nas jeszcze nie raz zaskoczy…

Pojedynek na szczycie: HE-1000 vs MrSpeakers Ether Flow vs LCD-3

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170302_075639512_iOS

Z tym tytułowym szczytem to nie do końca tak, że szczyt, no może i szczyt, ale są (jeszcze) wyższe szczyty. Wspomniałem ostatnio o tym na łamach – nowe modele są dwa, trzy razy droższe od niedawnych top of the top i ten trend w katalogach specjalistów z branży wyraźnie widać. Ceny przebijają kolejne „granice”, docieramy do finansowej stratosfery. Mniejsza. To co udało mi się zgromadzić i porównać wyznacza horyzont możliwości, mimo droższych modeli jakie pojawiły się ostatnio – serio – szczerze wątpię w nawet 10% progres (odnośnie tych procentów, to w ogóle idiotyzm, żeby opisywać to w jakiejś skali… na tym pułapie to często subtelne „inaczej”, ale już niekoniecznie „lepiej” / „gorzej”). Nowe flagowce to często, gęsto (jeszcze) bardziej luksusowe materiały, ergonomiczne zmiany w konstrukcji, które mogą przełożyć się na większy komfort użytkowania oraz… jakaś legenda (o tym, „jak to w pocie czoła…” ;-) ). Nie chcę przez to powiedzieć, że dochodzimy do ściany, ale mówiąc wprost – najdroższe do niedawna słuchawki to poziom tak wyśrubowany, że zmiany, radykalne zmiany możliwe są chyba tylko w przypadku technologicznego przeskoku (vide grafen), zastosowania całkowicie nowych rozwiązań.

W naszym porównawczym teście zmierzyły się cztery znakomite nauszniki firm specjalizujących się w produkcji słuchawek planarnych: HiFiMAN HE-1000, dwa modele MrSpeakers Ether Flow (otwarte) oraz C (zamknięte), wreszcie opisane wcześniej, redakcyjne Audeze LCD-3 (jako punkt odniesienia). Na rynek trafiła nowsza wersja „tysięczników”, ze zmianami głównie pod kątem ergonomii, LCD-3 nadal są w ofercie, a Ethery to obecnie szczyt oferty MrSpeakers (które, jak pamiętacie, od paru miesięcy ma polskiego dystrybutora). Testowanie tych wszystkich nauszników było ciekawym doświadczeniem – z jednej strony macie obiektywnie bardzo wysoki poziom w przypadku każdej z wymienionych konstrukcji, generalnie rzecz ujmując – to, co możliwe jest do osiągnięcia w zakresie jakości brzmienia w przypadku słuchawek, z drugiej to inne smaki, one się znacząco różnią, to inny patent na dźwięk… tu (znowu generalizuje) nie ma wspólnego mianownika. Ktoś mógłby z miejsca zaprotestować – no ale jak to, przecież jest jakiś absolut, jakiś poziom doskonałości, coś co stanowi cel, metę… a tu mowa o różnych, bardzo różnych sposobach reprodukcji.

…z thunderboltowego pro toolsa. Cymes!

Nie ma czegoś takiego jak „absolut” w audio. Nie ma czegoś takiego jak wzorzec z Sevres. Nigdy nie było i nigdy nie będzie. Nie jest tym absolutem wyczynowa neutralność, nie jest hiperanalityczność, nie jest (bo nie występuje w przypadku reprodukowania muzyki w domu) kontrowersyjne „jak na żywo”. Drogi, które prowadzą do obiektywnie doskonałego dźwięku (przy wszystkich ograniczeniach wynikających z subiektywnej, indywidualnej oceny) są tak różne, że w ogóle trudno tu mówić o czymś, co stanowi patent do osiągnięcia audionirwany… tych patentów jest tak wiele… każdy konstruktor wybiera pewną drogę dojścia do zakładanego rezultatu. Jak wspomniałem powyżej, postęp w głośnikach, w sposobie reprodukowania dźwięku to nie IT (brak analogii), to powolny proces, a jakaś znaczącą rewolucję mogłoby wywołać dopiero wprowadzenie awangardowych materiałów. Bez tego o żadnej rewolucji (popatrzmy na kolumny) nie może być mowy. Ze słuchawkami jest o tyle inaczej, że pewne, istotne udoskonalenia, wymuszają okoliczności. Mamy mobile, mamy zmiany w dystrybucji muzyki, mamy popularyzację tego co i na uszach. A to niejako wymusza, ułatwia adaptacje nowych pomysłów, przy czym granice tego co można da się (podobnie jak w przypadku kolumn) przekroczyć wtedy, gdy nowe materiały pozwolą znieść ograniczenia fizyczne na jakie natrafili konstruktorzy, korzystający z dotychczasowych rozwiązań, technologii.

Tytułowe słuchawki są „naj”, ale to „naj” jest różnorodne, inne, to indywidualne wybory, to nasza wrażliwość, to nasz gust. Tu nie ma mowy o dźwięku niesatysfakcjonującym. Ba, tu nie ma mowy o dźwięku, który „nie podchodzi”, bo trudno mówić w przypadku tych nauszników o niedostatkach, o czymś, czego „nie ma”. Natomiast każda z tych konstrukcji odmiennie czaruje, odmiennie bierze nas w swoje władanie, pozwala w różny (tak, to dla portfela niewątpliwie przykre, ale najlepiej, bo najpełniej dla maniaka bezkompromisowego dźwięku z nauszników to mieć całą kolekcję takich flagowców) sposób przeżywać spotkanie z muzyką, na poziomie absolutnie topowym. No dobrze, ale mamy w tytule pojedynek, niech więc subiektywna ocena podkręci atmosferę, niech to porównanie nabierze nam nieco sportowego charakteru. Pamiętajmy tylko, że tu nie ma przegranych, nie ma konstrukcji, która „a jednak”, bo w przypadku takich słuchawek zwyczajnie nie ma o tym mowy…

» Czytaj dalej