LogowanieZarejestruj się
News

Kiedy kino spotyka audio #2: OPPO UDP-205

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170930_175513822_iOS

Roon Ready end-point? Check! Odtwarzacz UHD z pełną obsługą Dolby Vison / HDR oraz wejściem HDMI 2.0 (4k)? Check! Wielokanałowy, zaawansowany przedwzmacniacz cyfrowo-analogowy AV? Check! Płytograj SACD z opcją bezpośredniego podpięcia amplifikacji w scenariuszu kwadrofonia/surround? Check! Plikograj z obsługą wszystkiego jak leci, w tym (po ostatniej aktualizacji) plików MQA (patrz moje krytyczne teksty o tym standardzie: tutaj i tutaj)? Check! Czegoś tutaj brakuje? No chyba nie brakuje, w topowym Oppo producent postanowił wprowadzić wszystkie najnowsze rozwiązania z zakresu odtwarzania wideo oraz audio. Inaczej sprawy się mają, przynajmniej na razie, w przypadku modelu 203, następcy 103, być może zostanie to zniwelowane aktualizacją, na razie jednak to 205 ma „wszystko”. Dlaczego „wszystko”. Ano dlatego, że tym razem, jak wspominałem w zapowiedzi, nie zdecydowano się na dostęp do streamingów, na własną platformę smart… to świadomy wybór, dla niektórych kontrowersyjny (jak to, dzisiaj, bez strumieni!?), ale według mnie przemyślany i zasadny. OPPO uznało, że nie ma sensu dodawać funkcjonalności, które powielają to, co najcześciej jest zintegrowane w odbiorniku UHDTV, względnie w jakiejś przystawce (o tym jeszcze za moment), ścigając się z innymi w niewdzięcznym (dla producenta) wyścigu aktualizowania, dodawania, uzupełniania (i tak w kółko) oferty. Pamiętacie nasz ostatni test? No właśnie, na przykładzie A10 doskonale widać jak trudno w praktyce zapewnić stabilne wsparcie dla poszczególnych aplikacji dostępowych, jak często dostarczyciele kontentu zmieniają zasady gry. Są duzi, wróć, są najwięksi z branży IT, którzy mają możliwości trzymania ręki na pulsie. I to oni gwarantują, że z Netfliska poleci, że z HBO poleci, że z Prime poleci i z innych też poleci… Nie, nie stawiam się tutaj w roli adwokata producenta, bo to – patrząc z perspektywy dzisiejszych standardów – jw. kontrowersyjna i niełatwa decyzja, bardzo powiedziałbym odważna. Sam początkowo podchodziłem do sprawy z dystansem, nie tyle z powodu dzisiejszych standardów (każdy to w jakimś zakresie ma), co przez wzgląd na poprzednika, gdzie rozwiązano to dobrze, a parę rzeczy to były ekskluzywne perełki i po prostu szkoda. Testując klamota szybko jednak uświadomiłem sobie, że to wcale nie pomyłka, że właśnie z wyżej wymienionych powodów to decyzja zrozumiała i (jak przekonacie się po lekturze recenzji) sensowna także z punktu widzenia użytkownika. Wystarczy jakiś streamer, choćby taki jak przetestowany niedawno A10 (po ostatnich upach HBO oraz Netflix wreszcie działają btw).

Pamiętacie recenzję BDP-105D, klamota, który otrzymał od nas tytuł „end of the road?” Maszyna zrobiła na nas ogromne wrażenie, obecny model to technologiczne rozwinięcie poprzedniego flagowca – tak mamy referencyjny wideo player odtwarzający płyty Blu-ray UHD (poprzednik to maszyna FHD), ale nie tylko to, bo sprzęt podobnie jak poprzednik potrafi odtwarzać nośnik SACD, a dzięki high-endowemu torowi 7.1 (układy C/A ESS Sabre, wielokanałowe, wyjścia analogowe na amplifikacje, zarówno te kinowe, jak i stereofoniczne, o czym kapkę poniżej) można skrzynkę wykorzystać także jako przedwzmacniacz dla ampów, dla wielu ampów, z takimi opcjami jak obsługujące sygnał UHD wejście HDMI (inne źródła ultra HD). To właśnie dzięki HDMI-in w OPPO wspomniany A10 eGreata, Apple TV 4k oraz Chromecast TV stanowiły idealne uzupełnienie, a precyzyjniej, dopełnienie tytułowej skrzynki. Wystarczy tani Chromecast i niwelujemy to, czego UDP-205 brakuje na starcie… tym razem , jak wspomniałem, OPPO zrezygnowało z serwisów strumieniowych, źródeł internetowych dla materiałów audio/wideo. Sieć jest, owszem, ale tylko lokalnie, to znaczy gramy z udostępionych komputerów, NASów w naszej domowej lokalizacji. Działa to znakomicie, znacznie szybciej od wszystkich do tej pory testowanych multiodtwarzaczy, indeksuje nam OPPO lokalne zbiory i w ten sposób wykorzystamy go, jako streamera, ale -właśnie – lokalnego streamera. Także w odróżnieniu od 105 nie mamy bezpośredniego streamu z Tidala, nie będzie także (co boli, bo mieli to ekskluzywnie) znakomitej jakości źródła jakim był serwis strumieniowy Deutsche Grammophon. Tym razem postanowiono przygotować bezkonkurencyjny, jedyny taki odtwarzacz/DAC/pre stereo/wielokanałowy, nie mający odpowiednika w świecie AV, jednakowoż jw pozbawiony tego, co dzisiaj staje się nieodzowną częścią każdego systemu – w końcu dostęp to dzisiaj Internet. Polski dystrybutor ładnie wybrnął z tego „mniej”, dodając do kompletu (1zł to kosztuje, gdy zamówimy sobie 205-kę) Chromecast Audio. Strzał w dziesiątkę, wystarczy wyjąć, skonfigurować, podpiąć dołączonym do kompletu, niezłym przewodem optycznym z zamontowanym w maszynie OPPO dakiem i już mamy serwisy. Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, by w podobny sposób uzupełnić brak strumienia z Internetu w przypadku wideo za pomocą Chromecasta 4k. Zachęcam dystrybutora do takiego ruchu, bo wtedy faktycznie Oppo będzie „wszystkomający” po wyciągnięciu skrzynki i dongli z pudła. Samo uzupełnienie we własnym zakresie to decyzja na jeden ze sposobów integracji strumieni (oczywiście tutaj koniecznie z 4K) via Chromecast Video 4K (tanio) lub Apple TV 4k (drożej) lub Fire TV (Amazon) lub… i tutaj macie jeszcze multum innych propozycji, choć wspomniana zaleta bycia na czasie to właśnie giganci, którzy na bieżąco aktualizują… nie zapominajmy o tym. Można też zdecydować się na takie rozwiązanie jak przetestowany A10 lub jakiś wyspecjalizowany komputer NUC / HTPC. Wszystko to, jak najbardziej, do zrealizowania dzięki wejściu HDMI 2.0 w jakie został wyposażony UDP-205 :)

Takie źródło pozwala zbudować wokół niego cały system, łączący kino z audio na poziomie wysokiej klasy HiFi, a nawet high-endu (dźwięk – mogę sobie wyobrazić 205 w dowolnym systemie, nawet takim za kilkaset tysięcy złotych, gdzie 99% rozwiązań nie daje możliwości grania wielokanałowego, a to… tak moi drodzy, to jedna z rzeczy jakie będzie niebawem branża mocno eksploatować, oj będzie), stanowiąc połączenie odtwarzacza nośników fizycznych oraz plikograja z najlepszymi rozwiązaniami z zakresu oprogramowania, interfejsu, obsługi. Dodajmy do tego wielokanałowość, rozbudowane opcje połączeniowe, funkcjonalność DACa na najnowszych, topowych kościach ESS Sabre i mamy obraz całości, niezwykle atrakcyjnej, gdy uświadomimy sobie, że nie przekraczamy tutaj pułapu 10 tysięcy złotych. Stream audio oraz wideo z sieci w prosty sposób (i tani) dodany (względnie już przez nabywcę użytkowany), czy zintegrowany z Oppo to póki co jedyna taka propozycja (patrząc przez pryzmat ROONa). UDP-205 jako end-point to wg. mnie najlepszy interfejs, najlepsze wrażenia z obsługi kolekcji muzycznych, najsensowniejsza agregacja strumieni tidalowych (cóż, Roon Labs zrobili to lepiej niż sam Tidal z ich nadal pozostawiającą nieco do życzenia aplikacją dostępową) plus ogromne możliwość odnośnie trybów DSP: korekcji pomieszczenia, dopasowania pod konkretne warunki, do podpiętych efektorów etc. Tego nikt w takim zakresie obecnie nie daje, a OPPO to od paru tygodni ma i działa to bezbłędnie. A to przecież tylko wycinek możliwości jakie kryje ta skrzynka w sobie.

Zapraszam…

» Czytaj dalej

Kino spotyka audio i co z tego wynika: wszystkograj Egreat A10

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170921_082721065_iOS-e1510678073252-600x266

Mieć jedną skrzynkę, która wszystko „ogarnia”, daje dostęp, łączy funkcjonalność w kinie i w audio… marzenie ściętej głowy? Ktoś powie komputer. Tak, komputer na pewno pozwoli na nieograniczone możliwości w zakresie odtwarzania, ale komputer jest pełen wad. Każdy to przyzna, kto ugryzł temat i używał nawet dedykowanego HTPC. To zawsze jakiś kompromis, bo chłodzenie (aktywne – choć da się to dzisiaj obejść), bo interakcja (komputerowy system nigdy nie będzie łatwy do zarządzania z pilota, czy handhelda), bo wymagania (wiele pary w gwizdek, bo „duży” OS) już nie wspominając o tym, że trzeba się trochę znać, umieć skonfigurować, dbać o bezpieczeństwo (to też do pewnego stopnia da się obejść). Jak widać, mocno komplikuje to sprawę i dlatego, od wielu lat na rynku znaleźć można skrzynki, które czy to lokalnie, czy także z Internetu grają, odtwarzają i – co stanowi ich wielką przewagę nad PC – nie wymagają. Rozwiązania gotowe do użytkowania wprost z pudełka. Obecnie układy montowane w tych boksach dysponują możliwościami równorzędnymi z tym, co siedzi w „lekkim” systemie komputerowym, takim energooszczędnym, dostosowanym konstrukcyjnie do potrzeb związanych z AV (wspomniane HTPC). Ktoś rezolutnie zwróci uwagę na możliwość bezprzewodowego strumieniowania z komputera, tabletu, czy smartfona treści wprost na telewizor, do systemu AV zbudowanego wokół amplitunera kina domowego etc. i powie: po co mnożyć byty? Cóż, taka opcja owszem, daje nam pewną swobodę i wygodę, ale nie daje nam wszystkiego, a wręcz zubaża nas znacząco, bo ani wielokanałowego dźwięku w najlepszym standardzie, ani strumienia 4K, ani najlepszej jakości dźwięku (audio) w ten sposób nie prześlemy, nie zobaczymy/usłyszymy, to jeszcze na dodatek trudno będzie tu mówić o spójnym rozwiązaniu, które pozwala na swobodne, wygodne korzystanie z wszelkich treści.

No dobrze, to jedna skrzynka co wszystko łączy i jeszcze daje się zintegrować z dowolnym AV? Niby banał, a jak się okaże wcale nie banał i zbudowanie takiego urządzenia, bezkompromisowo łączącego możliwości w zakresie odtwarzania najlepszych jakościowo materiałów, wsparcia dla strumieni z sieci (usługi!) oraz integracji ze sprzętem AV to spore wyzwanie. Pierwsza z brzegu funkcjonalność, często eliminująca 99% tego typu skrzynek… podłączenie pod dobry przetwornik C/A, podłączenie via USB nie SPDIF (bo tam mamy ograniczenia odnośnie materiału, tylko do 24/192 i w większości wypadków tylko PCM) do systemu audio i już znalezienie takiego multistreamera okazuje się bardzo trudne. Kolejna rzecz – najnowsze standardy AV. Znowu mamy wojnę formatów, jest Dolby Vision, jest HDR (w paru wariantach), trochę lepiej jest z dźwiękiem, choć i tutaj wsparcie dla Dolby Atomos w wielu wypadkach nie jest wcale oczywistością. Kolejna sprawa to dostęp do usług streamingowych… to dopiero problem, bo restrykcje, bo regionalizacje, bo obostrzenia związane z typem urządzenia / platformą systemową. Sprawa, jak widać, mocno nam się komplikuje. Dodajmy do tego prosty w obsłudze, w pełni dostosowany do pilota (tego żaden PC wam nigdy w pełni nie zagwarantuje – nie ma opcji) interfejs, UX na odpowiednio wysokim poziomie, wraz ze stabilnością, szybkością i dobrym wsparciem ze strony producenta (tu trzeba często aktualizować, bo choćby dostęp do treści strumieniowanych z Internetu tego dzisiaj wymaga) to właściwie mission imposible. I żeby jeszcze potrafiło, to, to odtwarzać płyty Blu-ray (też UHD) z pełnym menu z dysku/ów? Jak to wszystko pogodzić, jak zrobić to tak, by faktycznie wszystokograj „dawał radę” i łączył oba światy: kina oraz audio w ramach jednej propozycji sprzętowej?

Odpowiedzią na to może być tytułowa skrzynka all-in-one firmy Egreat, model A10. To ambitna odpowiedź na wspomniane powyżej dylematy, wymagania, próba stworzenia całościowego rozwiązania, które „da radę”. Przez ostatnie kilka tygodni intensywnie rzecz testowałem. Przeegzaminowałem w każdej, ważnej z punktu widzenia wideo oraz audiofila dziedzinie (nie, nie przesadzam, bo funkcjonalność/możliwości miały gwarantować „wszystko w jednym” w systemie audiowizyjnym z ekranem 4K najnowszej generacji oraz high-endowym sprzętem audio) i mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że to pierwsze, oparte na Androidzie, urządzenie, które może stanowić alternatywę dla „komputerów”, bez kompromisów jakościowych, bez „ale tego się nie da”, z pełną integracją z torem wizyjnym i audio z najwyższej półki. Z jednym zastrzeżeniem, zastrzeżeniem dotyczącym usług streamingowych wideo, przy czym mówimy tutaj o dostępie do płatnych serwisów, bo możliwość strumieniowania czegokolwiek via XBMC/Kodi/VidOn w tej skrzynce rzecz jasna jest, plug-iny (add-ony) są, ale jako się rzekło wcześniej – dostęp do treści jak z jakiegoś dekodera płatnej TV czy smartTV, choć występuje nominalnie, to jeszcze nie działa perfekcyjnie, jeszcze szwankuje. Wpływ na to mają wspomniane obostrzenia, wiele rzeczy wykracza poza pole działania producenta boksa, tego się niestety nie da obejść, ale nie zapominajmy, że taki A10, dzięki mobilnemu systemowi jaki na nim „siedzi” jest future proof. Oczywiście pod warunkiem utrzymania wsparcia i możliwości przyszłej instalacji nowych wersji oprogramowania systemowego, ale to – jak zapewnia producent – mamy mieć w standardzie.

Zobaczmy zatem jak to jest mieć takiego wszystkograja, skrzynkę eliminującą konieczność użytkowania w kinie i w audio jakiegoś komputera, pozwalającą na integrację z torem audio, odtwarzającą dowolne treści ze wsparciem dla najnowszych formatów audiowizyjnych. A10 był dawcą treści dla systemu opartego na wykorzystywanym w roli procesora dźwięku OPPO BDP-205 (zapowiedź) oraz Auralic Polaris (w konfiguracji power DACa, tj. wzmacniacza czepiącego sygnał via USB z Egreata, patrz nasze pierwsze wrażenia) oraz konstelacji innych ampów (bo wiele kanałów), amplitunerów (bo obadanie współpracy), licznych głośników oraz akcesoriów AV (ekstraktory). Jako ekran testowy służył nam najnowszy odbiornik Samsunga UHD quantumdot o przekątnej 65″.

Nie przedłużając ponad miarę wstępniaka, zapraszam do zapoznania się z naszymi wrażeniami z testu odtwarzacza sieciowego A10:

» Czytaj dalej

Konkurs @ 6-lecie. Wyniki I edycji. Dogrywka! Pylony Opal dla Wieszcza

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2017-05-05 o 20.59.58

UWAGA, UWAGA mamy zwycięzcę! Nadal nie mogę do siebie dojść po ocenie nadesłanych prac. Nadal. Kojarzycie może Pana Sroczyńskiego? Mhm, to ten co kolekcjonuje w naszych konkursach kolumny Pylona. Zgadnijcie kto wygrał Opale… no właśnie. Sitwa, ustawka, granda! ;-) A serio, Pan Józef Sroczyński dał czadu. Konkretnie. I cóż… wynik nie mógł być inny. W końcu poezja muzyką duszy jest… nie? Mhm!

Zamieszczam w całości poemat, który jasno pokazuje, że mamy oto nowego (audio)Wieszcza:

 

Audio za 10 lat.

 

Niczym skrzydła rozpostarta

U mych stóp szeroka scena

Gdzie dźwiękami imć Mozarta

Gra orkiestra, której nie ma.

 

Gdzieś tam jednak kiedyś była

Lecz dziś cyfrą jest jedynie

W chmurach się usadowiła,

Z chmury do mnie prosto płynie.

 

Wszyscy mają już streamery,

Po co inne mieć nośniki?

Taniej jest wszak, będę szczery,

Ściągać z internetu pliki.

 

A że proste to równanie,

To i producenci sprzętu

Dorzucili streamowanie

Do każdego elementu.

 

Tyle więc w temacie źródeł,

Trochę mało, ale zawsze.

Żeby nie popadać w nudę

Spójrzmy na sprawy ciekawsze.

 

Z głośnikami co się dzieje?

Czy to poszło w dobrą stronę?

Jeden się z nich głośno śmieje

Drugi bierze je w obronę.

 

Wszak tu nie ma rewolucji.

Zmiany idą, lecz powoli.

W stylu raczej ewolucji,

I po prawdzie to nie boli.

 

Tu materiał na membrany

Urwał się z innej planety!

Tutaj skrzynka niebywała!

Czy to dużo? No, niestety…

 

Za to grają coraz lepiej.

Zwykły przecie to tok rzeczy.

„Jak nie zmieniać, to ulepszyć”

- naturalne prawo skrzeczy.

 

Taka prawda więc, Dekado

Gdy nadchodzisz powolutku -

audio zmienia się niemrawo

Chociaż nie ma z tego smutku.

 

Wszak tu chodzi o słuchanie,

O zachwyty pośród ludu.

Wciąż wybrzmiewa jedno zdanie:

„Słuchać dźwięków na kształt cudu”.

 

Skoro cel przyświeca znany

Od wielu dziesięcioleci

Wielkich zmian nie uświadczamy

Mimo, że kolejne leci.

 

To co myślę – rzekłem szczodrze.

Co by gawiedź nie szemrała

Za lat dziesięć będzie dobrze

- wciąż muzyczka będzie grała.

                                                    Józef Sroczyński

 

BRAWO! OKLASKI! Kolumny trafiają do Pana. Znowu.

AKTUALIZACJA: Dziękuję za zainteresowanie, za nadesłane odpowiedzi. Wśród osób, które wzięły udział w konkursie, dwóm udało się odpowiedzieć na kolejno 5 oraz 4 z 6 pytań poprawnie, przy czym jednej z tych osób należą się szczególne brawa za bardzo wnikliwe, kompleksowe podejście do sprawy (widać, że opierała się w swoich odpowiedziach także na własnym doświadczeniu z zakresu PC Audio). Pozostali uczestnicy popełnili więcej błędów, albo ich odpowiedzi były niewystarczające, zdawkowe. Pytania okazały się sporym wyzwaniem (takie było zamierzenie). Ci, którzy zadali sobie trud i byli naprawdę blisko zostaną uhonorowani przyznaniem drugiej oraz trzeciej nagrody, tzn. słuchawek RHA CL750 oraz Chromecasta Audio, nagród, które trafią do finalistów… pierwszej edycji konkursu.

 

Oto oni:

Pan Sebastian – nagroda, słuchawki RHA CL750 trafi do Pana po skontaktowaniu się z nami na priv, informację o wygranej wysłaliśmy pocztą elektroniczną

Pan Janusz – nagroda, Chromecast trafi do Pana po skontaktowaniu się z nami na priv, informację o wygranej wysłaliśmy pocztą elektroniczną

 

Oczywiście uhonorowaniu mogą bez przeszkód wziąć udział w dogrywce, tj. drugiej edycji konkursu. Rzecz jasna nagroda główna jaką są Pylony Opal to coś, o co powalczą wszyscy zainteresowani. Tym razem będzie o tyle łatwiej, że zamiast pytań konkursowych pobawimy się w przepowiadanie przyszłości segmentu audio. Ni mniej, ni więcej, trzeba będzie wykazać się lekkością pióra i krótko, acz treściwie, odnieść się do następującej kwestii:

Jak, Twoim zdaniem, będzie wyglądało audio za dekadę?

Wszelkie chwyty dozwolone, wspominałem o piórze, ale może być multimedialne show, no dowolna forma, aczkolwiek najistotniejsza będzie treść. Czytaj: niebanalny, intrygujący koncept futurologiczny, wypowiedź o tym, co przyniesie nam przyszłość, wydawać by się mogło niedaleka, ale patrząc przez pryzmat rozwoju technologicznego, zmian jakie dotykają branżę… no właśnie. Popuśćcie zatem wodze fantazji i dajcie czadu! Macie czas do końca miesiąca, tzn. do końca czerwca. Rzecz jasna opublikujemy zwycięską przepowiednię na łamach HDO.

 

 

Narody to:

- zestaw głośnikowy Pylon Audio Opal Monitor w wybarwieniu wenge prosto z fabryki (patrz nasza recenzja). Nadal walczymy o główną nagrodę!   Już nie, patrz wyżej :)

- słuchawki dokanałowe RHA CL750 (patrz nasza recenzja) Gratulacje dla Pana Sebastiana!

- streamer Chromecast Audio wersja kontynentalna (patrz nasza recenzja) Gratulacje dla Pana Janusza!

 

Podziękowania dla producenta kolumn, firmy Pylon Audio, fundatora nagrody głównej. W przypadku CL750 wylosowany otrzyma egzemplarz po naszych testach (przyjechał do nas wprost od producenta, bez obaw, to nówka sztuka). Dostaliśmy, chcemy żeby komuś dobrze służyły… Wreszcie Chromecast, nówka peweks, ufundowany przez nas.

 

 

 

Zdrowe zasady, które ujmę poniżej, całej naszej konkursowej zabawy brzmią następująco:

nagroda jaka jest każdy widzi, to znaczy nie ma opcji by było coś innego, niż w tytule wpisu stoi, żadne walory, paciorki, waluty nie wchodzą w grę, każdy z fantów wysłany jest z adresu redakcji, albo producenta na koszt redakcji lub producenta, uczestników weryfikujemy po adresie mailowym. Jeden człowiek = jedna szansa, o wynikach poinformujemy w czerwcu, wreszcie zastrzegamy sobie prawo zmiany ustaleń wedle uznania*, obligując się do poinformowania zainteresowanych.

* ano stało się… mamy dogrywkę jw. :)

Odpowiedzi przesyłajcie na skrzynkę redakcyjną: antoni.wozniak @ hd-opinie.pl

» Czytaj dalej

Najnowsze skrzyneczki M2Techa w redakcji: EVO DAC 2+ & EVO Clock 2. Test!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
tyt_iOS

Mam słabość do produktów tej firmy. Włosi nie ulegli pokusie dopisania co najmniej jednego zera do rachunku (wiecie, Europa, mamy wysokie koszta pracy, to nie Azja), ich produkty są wycenione niezwykle rozsądnie. Przy czym mamy do czynienia z czymś, co powstało od A do Z w słonecznej Italii. Jest pomysł, wróć… jest wiedza, gruntowna wiedza inżynierska oraz informatyczna jaka cechuje wyroby M2Techa, jest i wykonanie. Przystępne cenowo, a przy tym bardzo dobre jakościowo, nie tylko w swej klasie (określony pułap cenowy) klamoty, zazwyczaj mocno kompaktowe, wręcz miniaturowe to specjalność tego producenta. Korzystam na co dzień z ich rozwiązań, tych najprzystępniejszych (co w tym wypadku wcale nie oznacza – z ograniczeniami, a jeżeli już to tylko funkcjonalnymi, nie jakościowymi) kosztowo… linia hiFace, a konkretnie hiFace Two oraz DAC i oba naprawdę dają radę! DAC jest wręcz nieprzyzwoicie dobry jak za te niecałe 1k złotych, wygląda jak osiem nieszczęść (no tutaj jest prawdziwy plastik fantastik), ale jak to bombowo gra! Fantastyczny interfejs dla komputera i właśnie w takiej roli najlepiej (stacjonarnej) wykorzystać go w systemie. Dlaczego tak? Przypominam (patrz nasza recenzja hiFace DAC), tam nie ma żadnego wzmacniacza słuchawkowego, tam jest wyście idealnie nadające się do podpięcia pod stacjonarny tor, pod pre/integrę właśnie. Nietypowo, ale też (świetna kość, znakomita realizacja współpracy z komputerem, obsługa plików PCM nawet do poziomu 384MHz tj. DXD) właśnie dokładnie pod taki system. Słuchawki niekoniecznie, a jak już to takie stacjonarne też, a i tak warto budując taki tor wpiąć jakiś wzmacniaczyk słuchawkowy. Drugi grzdyl to świetny konwerter cyfrowy, niedołączony element salonowego systemu ze zmodyfikowanym Squeezeboksem Touch (EDOmod. – pełna gwarancja sukcesu, konwertujemy sygnał USB wychodzący z SBT do SPDIF i dalej do DACa… w tym wypadku rDACa, który po koaksialu gra wg. mnie wybitnie dobrze). I to wszystko za pieniądze, które często nie starczą na zakup audiofilskiej łączówki. To – mimo, że mam w kolekcji także dużo droższe klamoty – nadal żelazny element wyposażenia i nie wydaje mi się żebym się z tymi maluchami kiedykolwiek chciał rozstać. Takie to dobre jest, właśnie takie :)

Małe, alu boksy. Dzisiaj kilku producentów oferuje takie rozwiązania z możliwością rozbudowy, rozszerzania systemu opartego o takie malutkie klamoty

No dobrze, było o mikrusach, warto napisać coś o tytułowych pudełkach. Małe to, a tworzy cały, przemyślany zestaw/system wzajemnie uzupełniających się, wspierających skrzynek, których jedynym celem jest jak najlepsze obsłużenie cyfrowego sygnału, z jego konwersją (zarówno cyfra/cyfra, jak i – w przypadku testowanego zestawu – cyfra/analog). Tu nie ma drogi na skróty, bo (i to było swego czasu nowatorskie podejście, bo mówimy właśnie o 2 generacji EVO) każdy ze składników „dania” ma określoną funkcję, ma całościowo wynieść granie z pliku (bo taki sygnał zazwyczaj będzie dostarczany) na wyżyny. I to wyżyny absolutne – za wszystkie składniki, gdybyśmy zdecydowali się na całościowe podejście do tematu, przyjdzie zapłacić ok. 6 tysięcy. Czyli tyle ile kosztuje dobrej klasy DAC. Tu jednak mówimy o czymś innym, bo mówimy o całościowym systemie z zewnętrznym generatorem zegara (częstotliwość wzorcowa 22MHz i 24MHz dla obu częstotliwości taktowania tj. 44,1 oraz 48 MHz oraz ich wielokrotności 88.2/96/176.4/192), z konwerterem, z dedykowanym zasilaniem. Wszystko to w miniaturowej odsłonie, co nie oznacza miniaturowych ambicji. Te są duże. Z recenzji EVO pierwszej generacji wyłaniał się obraz niezwykle zachęcający – było to granie zupełnie niecyfrowe w charakterze, niebywale plastyczne, analogowe w formie. Recenzenci rozpływali się w zachwytach, zgodnie uznając, że jest to jedna z najciekawszych, tak kompleksowych, propozycji na rynku (przygotowana na obsługę sygnału także z innych cyfrowych źródeł, w tym profesjonalnych interfejsów wyposażonych z złącze I2S). Mnie osobiście trochę żal, że producent podążający wyraźnie swoją drogą, stosujący nietypowe rozwiązania (właściwe wszystkie produkty M2Techa są inne, właśnie takie trochę pod prąd) nie zdecydował się na implementację innych rozwiązań z rynku pro, mam tu na myśli FireWire oraz Thunderbolta. Ten ostatni, o czym wspominałem w teście TAC-2, potrafi zdefiniować parę rzeczy na nowo w PC Audio i wg. mnie pod pewnymi względami jest dużo lepszym rozwiązaniem od magistrali USB. Magistrali, która nigdy nie była i nie będzie „pod audio”, bo jej charakter jest na wskroś uniwersalny, wielozadaniowy i wieloobsługowy… a to generuje problemy, z którymi walczymy, walczymy, choć są rozwiązania całkowicie pozbawione dobrze znanych wad i ograniczeń tj. opóźnienia czasowe/jitter, interferencje/przenoszenie zakłóceń z magistrali/innego sprzętu pracującego (współdzielenie), przenoszenia zakłóceń z zasilania sprzętu komputerowego, portów,  etc.

I tu warto pochylić się nad propozycjami M2Techa. Oni doskonale wiedzą o wadach USB. I starają się im zaradzić. Tu wiele rzeczy zrobiono jak należy by wyrugować wspomniane ograniczenia. Nowa wersja EVO, jaka do mnie trafiła, ma być jeszcze lepsza, ma być (i jest) przygotowana do obsługi plików DXD i DSD (128). Zegar może działać w trybie automatycznego dopasowywania (w pierwszej generacji trzeba było ręcznie przestawiać) częstotliwości próbkowania. Wystarczy w tym celu podpiąć obie skrzynki dodatkowo kablem optycznym (poza BNC). Jak ktoś chce wyspecjalizowane zdać się na wyspecjalizowane zasilanie, to można jeszcze do kompletu dokupić EVO Supply, a dla tych, którzy chcą czegoś naprawdę bezkompromisowego jest jeszcze EVO Two, czytaj, konwerter cyfra/cyfra z dodatkowym interfejsem AES/EBU oraz we/wy SPDIF do domowego nagrywania (homerecordingu, w którym pomocne będzie precyzyjne dopasowanie zegara vide EVO Clock 2 oraz wspomniane złącza pro AES/EBU & I2S (tu w wariancie ze złączem HDMI)). Także można zbudować sobie system, a to jeszcze nie wszystko, bo firma postanowiła tym razem uzupełnić swoją propozycję o… wzmacniacz słuchawkowy. Cóż, trudno się dziwić, w dzisiejszych czasach, bez słuchawek ani rusz (na rynku ani rusz). Dodatkowo, najnowszym elementem linii EVO, jest DAC ze zintegrowanym gramofonowym pre. Testy przeprowadziłem na dwóch odmiennych konfiguracjach komputerowo/systemowych: iMac z najnowszym macOSem/Roonem to raz oraz MiniX nanoPC z Win10 to dwa (Win z foobarem oraz z Tidalam). Sprawdziłem jak sprawują się sterowniki (stery to mocna strona tego producenta, jw. bezproblemowa współpraca z SBT, bezproblemowa z PC/Mac… to autorskie rozwiązania, świetny team programistów za tym stoi), a całość zagrała zarówno @ słuchawkach, jak i z systemem stereo. 

Co by nie było potrzeby przełączania ręcznego, trzeba zdecydować się na dwa kable. Z prawej niezbędny do podpięcia przetwornika lub konwertera z zew. zegarem (BNC) oraz z prawej SPDIF (optyk), co pozwoli na automatyczne dopasowanie częstotliwości 

 

Zapraszam!

 

» Czytaj dalej

WOO AUDIO… historia pewnego sukcesu

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
WOOAUDIO_WA7-silver

WOO AUDIO. Kto nie słyszał o tych wzmakach? Chyba każdy, komu bliska jest tematyka audio wie o co chodzi. Sprzęt bardzo trudno dostępny w Europie, właściwie niespotykany (do „wczoraj” tylko jeden dystrybutor na Starym Kontynencie, JEDEN). Bardzo rzadko spotykany na imprezach, jak już u kogoś w domu to daleki import… A jednak. A jednak wielu z Was zapewne słyszało o tej marce, o legendzie jaka otacza te klamoty, o tym jakie to precjoza, jakie skarby, że tylko zdobyć, ustawić i już (dalej) nie szukać. Wspólnym mianownikiem była i jest tu lampa. Lampa w niebanalnej, ekstremalnej wręcz formie, bo lampie wszystko tu przyporządkowane, bo lampa to patent, to pomysł i jedna (jedynie słuszna? ;-) droga, do wydobycia całego przebogatego piękna z muzyki. Tak, tak sobie w tym WOO AUDIO wymyślili i wiecie co? Chwała im. Chwała im za to, że nie ulegli pokusie eksperymentowania z tranzystorem tylko skupili się na tym, co znają i co (nie mam żadnych wątpliwości, że tak właśnie jest) KOCHAJĄ.

Są takie rzeczy, których specjalnie nie trzeba reklamować. Wiecie o co chodzi. Jest sobie klamot, specjalnie niereklamowany (jakoś nigdy, przenigdy nie widziałem w głównonurtowych periodykach wielkich reklam, a nawet małych reklam, a nawet jakiś przekazów podprogowych w necie nie widziałem też), a ludzie mówią. Mówią, bo słuchają i dzielą się opiniami. Budowanie marki, budowanie uznania bez machiny marketingowej, a właśnie oddolnie (ktoś zaraz o ustawce coś napomknie… cóż, takie czasy – tutaj nie ma to zastosowania) zdobywa uznanie. Bo ludzie czują, że trafili na coś wyjątkowego, na coś co przenosi ich do lepszej, dużo lepszej rzeczywistości, tam gdzie liczy się tylko „tu i teraz”. I głośno wyrażają opinię, opisując na forach swoje wrażenia. 

To miałem sposobność i cóż, jak tu nie zachorować, no jak? WA5

WOO AUDIO to niewielka firma, ale z bogatym doświadczeniem (ludzie!) i wcale bogatym (patrz/wróć – niewielka firma) katalogiem. Wierna swoim zasadom, swoim patentom, przy czym to (od razu uprzedzam) górna półka. Tu nie będzie budżetowo, tu będzie konkretnie. Przy czym jedno dla mnie nie podlega dyskusji. Czy całkiem malutka, nawet trubo kompaktowa konstrukcja, czy piękna, dzielona konstrukcja (SET na lampach 300B), czy monobloki… bez różnicy, to jest end of the road. Słyszałem dwa takie wzmacniacze i powiem wprost – to nie było doświadczenie li tylko fizyczne, ale (już widzę wywracających gałami) metafizyczne. To był totalny odlot.

Zainfekowany

Był odlot i nie mogłem, zwyczajnie nie mogłem tego tak zostawić. Stąd decyzja o lampie, ale właśnie bardzo kompaktowo, o dodatkowym (dodatkowym? Serio… dodatkowym? ;-) ) systemie opartym na bańkach. I tak przyszedł czas na modyfikowanego bez ustanku Mini Watt-a z wsadem (czego tam nie było) najprzeróżniejszych NOSów (Telefunkeny, philipsowe …miniwatty, Mullardy…) jak i baniek z nowej produkcji (PSVANE) –  tak dopadła mnie lampofilia w tragicznie nieuleczalnej formie. W końcu znalazłem coś, co pozwoliło (ciekawe na jak długo?) położyć kres poszukiwaniom. Trafił się wsad brimarowy, który gra do dziś. Tak, ale wspomnienie WA5 pozostało we mnie i jak cierń do dziś uwiera boleśnie. Cóż.

Ehhh

Za sukcesem firmy stoją dwaj główni inżynierowie pan Wei i Zhi Dong, którzy mają za sobą ponad 60 lat konstruowania i budowania wysokiej klasy wzmacniaczy. Głównym animatorem jest przedstawiciel młodego pokolenia Jack Woo – dyrektor techniczny i główny manager. Bardzo istotne – to nowojorczycy, o czym kapkę dalej. Montaż klamotów wykonywany jest z autorskich komponentów, na miejscu w Nowym Jorku właśnie. Rzecz jasna lampa to ciągła (ehę ;-) ) potrzeba doskonalenia wynikająca nie tylko z …potrzeby doskonalenia, ale (także) przebiegającego w określonym czasie zużycia baniek (nie czas i miejsce na teoretyczne rozważania, ale to dobra wymówka, by sprawić sobie nowy komplet, nieprawdaż? …hehehe).

Wiecie co jest fajne w Nowym Jorku? Wiele rzeczy, ale najfajniejszy jest dystans, luz, całkowita wolność, swoboda z jaką Nowojorczycy odnoszą się do otaczającej ich rzeczywistości. WOO AUDIO to właśnie TO. Oni z nikim się nie ścigają, nie rywalizują i nie starają się udowodnić Bóg wie czego. Są ponad_to. Stąd, jak wspomniałem, brak hype, brak tego wszystkiego, co niezmiernie mnie ostatnimi czasy wk..wia w branży. Kiedy pojawiają się pieniądze, duże pieniądze, kiedy wszystko co z audio związane pęcznieje (bezsprzecznie słuchawki są ostatnio najlepszym dowodem na to, co sobie tutaj wypisuje, słuchawki i szeroko rozumiany temat PC Audio) widać, jak się to brutalnie komercjalizuje. Nie chodzi o zarabianie pieniędzy, a o to, jak je się zarabia. Można w zgodzie z samym sobą, można też inaczej. Coraz częściej dostrzegam to „inaczej”. I wiecie co? Chrzanię to po całości!

Lampy hurtem WA33

Na mnie (a na kogo nie? Nie znam ;-) ) urok żarzących się w półmroku lampiszonów działa, niezawodnie działa. Jak widzę bańkę to już tylko ta bańka i jakby tu sobie tę bańkę (…też tak macie? Pewnie że macie! :) ) zaaplikować. Poniżej, krótkie resume po ofercie WOO (nie całej, bo sporo tego!). Te opisane poniżej precjoza trafią na polski rynek, będzie zatem można zasmakować w dźwięku, który nie pozostawia obojętnym. Ma silne właściwości uzależniające, także LOJALNIE UPRZEDZAM – jak już wpadniesz, to po same nomen omen uszy.

I nie ma odwrotu:

PS. Uporaliśmy się (no prawie) z CMS-em. Lecimy z koksem – jeszcze dzisiaj nocną porą reinkarnacja iPoda, a potem słuchawkowe hajendy i pod koniec tygodnia obiecywana, wszystkomająca (tak uważam i obronię to w recenzji niepodlegającymi dyskusji argumentami ;-) ), idealnie skrojona na dziś i na jutro integra NADa.

» Czytaj dalej

Recenzja zestawu głośnikowego Pylon Opal monitor ze stojakami

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_tyt

Od pierwszego, wprowadzonego na rynek, zestawu głośnikowego Pearl (monitory) kolumny Pylona towarzyszą nam nieprzerwanie od bez mała pięciu lat. To nie jedyne kolumny w redakcji, wiele konstrukcji (innych producentów) testowaliśmy na łamach, ale to właśnie polskie zestawy głośnikowe od dawna są na stałe obecne, służąc nam za punkt odniesienia. Jest tak nie tylko z powodu dużej częstotliwości z jaką wprowadza na rynek nowe kolumny, które często u nas goszczą (wiele z nich zakupiliśmy, parę zestawów wymieniliśmy), to także pewna stała, pewien stały punkt w naszych redakcyjnych konfiguracjach, gdzieś tam zawsze jakiś Pylon jest obecny. To jak z NADem. Jestem fanem marki, znam ten dźwięk od podszewki, przewinęło się u mnie tyle ichnich klamotów, że właściwe mogę powiedzieć, że to faktycznie „moje granie”: rozpoznane, znajome, zrozumiałe, bezpieczne. Podobnie jest z Pylonami. Poznałem „na wylot” dźwięk z całej oferty przystępno-budżetowej, z każdej linii coś grało i gra u mnie na codzień. Patrząc wstecz widzę, że jesteśmy niemal równolatkami. Sześć lat temu wystartowaliśmy z HDO, a raptem rok wcześniej Pylon wypuścił swoje pierwsze produkty. Perły, Topazy, Szafiry, tytułowe Opale to wszystko w formie podstawkowej, jak i podłogowej przewijało się przez te wszystkie lata, a ja mogłem obserwować jak firma, która zaczynała skromnie, konsekwentnie rozwija się, przeistacza w największego producenta kolumn głośnikowych w Polsce, oferując swoje produkty nie tylko w kraju, nie tylko w Europie, ale (obecnie) także na innych kontynentach, rozszerzając jednocześnie asortyment o linie nie tylko budżetowe, ale także te z wyższej i najwyższej półki. Widać, że konsekwencja popłaca, a realizowana przez producenta strategia biznesowa, specjalizacja z docelowo zaplanowaną samowystarczalnością w zakresie produkcji kolumn głośnikowych przyniosła w efekcie sukces. Przystępność cenowa, jakość wyrobów oraz rozwój oferty pozwoliły na szybkie zdobycie uznania w oczach wielu klientów.

Dobry produkt sam się obroni – mówią jedni, inni dodają – owszem, ale dobrze, żeby było o nim głośno. Pozytywne recenzje to ważny element, przy czym rozumiem i podzielam (sam kopiąc się po kostkach ;) pogląd, że należy na to co napiszą patrzeć ze zdrowym dystansem, że to jedynie wskazówka, a nie gotowa recepta, że nawet ci dziennikarze, którzy wyrobili sobie renomę, którym wielu ufa, nie są nieomylni, nie są wyroczniami i co najważniejsze ich osąd zawsze opiera się na bardzo subiektywnym (czasami zupełnie odmiennym od naszego) postrzeganiu rzeczywistości. Nie, nie chcę przez to powiedzieć, że to co przeczytacie w recenzjach jest bezwartościowe, ale należy wyrobić sobie zdrowy – właśnie – dystans i potrafić wyłuskać z opisów, recenzji, testów to co stanowi źródło konkretnej treści, informacji nt. produktu od tego, co jest skażone indywidualnym gustem, oceną, wartościowaniem przez recenzenta. Punktem odniesienia zawsze będą nasze uszy, a odtworzenie warunków, synergii poszczególnych elementów oraz podejścia (całościowo) do tematyki przez opisującego jest z oczywistych powodów awykonalne i samo w sobie stanowi niedoskonałość każdego opisu, każdej oceny. Pamiętajmy o tym i kierujmy się zdroworozsądkowo zasadą, że to zwykle (w 99% przypadków) „tu i teraz” i mogę (choć wcale nie muszę) uzyskać podobne (ale nie identyczne) rezultaty u siebie, w moim systemie, z moją muzyką – u siebie.

Napisałem o tym co powyżej, nie tylko po to by sobie szpilkę w balonik wsadzić, ale także …w samoobronie. Właśnie. Bo ludzie zapominają (bardzo często), że te wszystkie istotne, właściwie kluczowe kwestie związane z danym produktem, mające wpływ na to jak się pisze i jak się daną rzecz ocenia, są właśnie dla Czytelnika pomocą, nie wyrocznią, przybliżeniem, a nie dogmatycznym „tak” / „nie”. To działa w obie strony. W przypadku Pylonów na końcu recenzji lądował jakiś znaczek, nawet nie napiszę „zazwyczaj”, bo tak było bodaj z każdymi przetestowanymi na HDO kolumnami tego producenta. Powiem tak… patrząc z perspektywy tych kilku lat nie tylko podtrzymuję te ocen, ale wręcz utwierdzam się, że miałem nosa, że to… no właśnie… nie tylko subiektywna ocena miała wpływ na takie, a nie inne postrzeganie tych zestawów głośnikowych. One, zwyczajnie, bronią się same, bo doceniają je ludzie, którzy postanowili budować swoje stereo wokół tych produktów, decydując się na któreś z kolumn i znowu, zwyczajnie, nie zawiedli się. Warunki przez te parę lat mocno się zmieniały, udało się stworzyć powtarzalny, przygotowany (choć nie idealny) aparat testowy z pomieszczeniem dostosowanym akustycznie na tyle, na ile pozwalają okoliczności. Ogromną (wg. mnie) zaletą jest to, że te stanowiska odsłuchowe (dwa, bo poza salonem, jest jeszcze gabinet) nie są ani nadzwyczajne, ani nietypowe, a właśnie typowe, zwyczajne, takie jakie spotkamy w większości mieszkań. Odpowiednie ustawienie z pewną swobodą regulacji lokalizacji kolumn, liczne regały z książkami / drewniane podłogi / obrazy, przygotowana akustycznie ściana „rtv” (co da się zrobić bez konieczności przeprowadzania generalnego remontu) oraz osobna linia zasilania (warto to zrobić ze względu na bezpieczeństwo i efektywność energetyczną domostwa, a nie tylko przez wzgląd na audio, to wręcz przy okazji) to rzeczy, które choć ingerują w to, co zastane, to jednak są całkiem normalne, oczywiste na etapie urządzania lokum i w żadnym krytycznym aspekcie nie kolidują z codziennym funkcjonowaniem domu, z jego funkcjonalnością, architekturą wnętrz, z tym wszystkim, co z audio nie ma kompetnie nic wspólnego. To nie jest specjalnie „pod”, to nie jest też wbrew (no wiadomo komu), to właśnie część normalnie urządzonego domu / mieszkania.

Tym wszystkim zmianom towarzyszyły kolumny pewnej znanej polskiej marki ;-) i właśnie takie stopniowe dochodzenie do pewnego optimum, wiele lat słuchania, pozwoliło mi na wyrobienie sobie całościowej opinii na temat ich brzmienia. Z recenzjami audio jest ten problem, że wspomniane „tu i teraz” w ogóle nie uwzględnia arcyważnego elementu jakim jest czas, jakim jest stopniowa adaptacja oraz – właśnie – zmiana, progres jaki wnosi to, co opisałem powyżej. Rzecz jasna wielu piszących „już ma” docelowo wycyzelowane, albo wydaje im się, że „ma”, tyle że sam łapię cię na tym i to nie raz, nie dwa jak wiele można zmienić przez niby banalne, a często mocno modyfikujące dźwięk, działania, takie jak choćby zmiana ukierunkowania kolumn, ich przesunięcie, inne rozstawienie. Dodajmy do tego jeszcze coś, co podważa wnioski z niemal każdego testu, tj. naszą adaptację (psychoakustyka) oraz adaptację tzw. wygrzanie efektora (czasami są to tak poważne zmiany, że opis właściwie całkowicie rozmija się z zapisanymi wcześniej uwagami). Czytaj kluczowy jest tu nierzadko CZAS. Na szczęście w przypadku Pylonów praktycznie żaden z zestawów (dokładnie – żaden z zestawów) opisanych na łamach HDO nie grał u mnie krócej niż 3-4 miesiące, a większość grała z górką pół roku i więcej. Plusem publikacji internetowych jest to, że tu zawsze można modyfikować opis, że zawsze można wrócić i zmienić. Na kartce z czasopisma nie da się tego zrobić (także tego wychodzącego w formie cyfrowej, bez różnicy), to zawsze tylko „tu i teraz”, z wszystkimi wadami jakie niesie taka forma komunikacji. Najnowszy testowany zestaw Pylon Opal Monitor z dedykowanymi stojakami, także od dłuższego czasu gości u mnie i gra praktycznie codziennie, zastępując to, o czym mogliście na HDO przeczytać tj. redakcyjne Szafiry, redakcyjne Topazy oraz Perełki. Różnie ustawiany, podpinany do różnych klamotów, wygrzał się wystarczającą, by wyruszyć niebawem w podróż do Monachium (już za moment monachijski High-end). Zbliża się zatem moment by odesłać go do producenta, a tymczasem, poniżej, przeczytacie …co o nim myślę.

PS. Bym zapomniał ;-) Tytułowe Opale w kolorze wenge wprost z taśmy produkcyjnej będą nagrodą główną w naszym rocznicowym konkursie! Czekaliśmy z ogłoszeniem konkursu do momentu potwierdzenia. Także nic już nie stoi na przeszkodzie by konkurs ogłosić. Czekajcie na osobny wpis, poza wspomnianymi kolumnami będą także inne atrakcyjne nagrody.

» Czytaj dalej

System audio na nowo? KEF LS50 Wireless. Nasze wrażenia

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170422_080528559_iOS

Sypnęli nagrodami, okrzyknęli rewolucją, przyznali tytuły produktu roku 2016-17… aktywny zestaw bezprzewodowy (o tym dlaczego uważam, że ta nazwa Wireless jest adekwatna dla tytułowych kolumn przeczytacie poniżej) KEFa mocno namieszał w głowach recenzentów, a właściwie to wszystkich osób zainteresowanych tematyką audio – każdy słyszał, że oto nadchodzi nowe, że oto zdefiniujemy system audio na nowo. Sam, czytając o tym produkcie, opisując założenia stojące za projektem oraz możliwości jakie oferuje (patrz nasz długi wpis opublikowany parę miesięcy temu), czułem że faktycznie, to może być TO. To znaczy co konkretnie? Ano, coś, co będzie odpowiedzią na zmieniającą się (bardzo) branżę muzyczną, branżę audio zarówno w kontekście dystrybucji, jak i sposobu konsumowania muzyki. Obserwujemy to od paru lat (a patrząc przez pryzmat Internetu, audio z sieci tj. Napstera/iTunes/iPoda nawet nastu), przy czym te bardzo radykalne zmiany w sposobie dostępu oraz sposobie słuchania muzyki (i w ogóle korzystania z dóbr kultury) niejako oddolnie wymusiły zmiany w sprzęcie audio. Kiedyś był przewód, były wielosegmentowe systemy, była płyta, kaseta etc., ale to już (zdaje się nieodwracalnie) przeszłość. Dzisiaj to brak fizycznego medium (przewód) oraz wygumkowanie fizycznego nośnika wyznacza kierunek. I właśnie dlatego KEF LS50 jest Wireless, choć pojawiły się wśród recenzentów, użytkowników głosy krytyczne, że jak to, że przecież przewody owszem są i że jakie tam bezprzewodowe, jak przewodowe… Sedno tkwi w zerwaniu z dwoma starymi dogmatami, że drut służy do transmisji (już nie) oraz, że gramy z nośnika (już od dawna nie). Muzyka z pliku, informatyzacja wszystkiego jak leci, a wraz z nią stopniowe wygumkowanie tradycyjnego źródła oraz innych, klasycznych elementów systemu stereo w konsekwencji przyniosło tytułowe TO – to, co miałem okazję nie tylko posłuchać, ale także dokładnie obadać pod kątem (takie czasy!) softwareowym, funkcjonalnym (możliwości oraz ograniczenia) oraz ergonomiczno-praktycznym.

Stojak, kolumna, skrętka i sieciówka. System.

KEF LS50 Wireless to pierwsza taka, ambitna, próba stworzenia czegoś nowego. I nie chodzi mi tutaj o to, że nikt nie próbował zastąpić niektórych składowych klasycznego systemu HiFi proponując aktywny zestaw kolumnowy, z integracją przetwornika, z dodaniem jakiegoś interfejsu bezprzewodowego. Nie. Tutaj mamy coś (potencjalnie!) dużo większego, ważniejszego, bo coś w założeniach KOMPLETNEGO. Faktycznie, LS50 Wireless ma zastąpić cały system audio i to system nie budżetowy, nawet nie taki z ambicjami tylko w praktyce każdy. Zastąpić, wyrugować, całkowicie wygumkować. Założenie jest tutaj bardzo proste. Muzyka jest z sieci  w postaci streamingu, a system jest w kolumnach i to takich, które mogą (pasywne LS50) stanowić fundament dowolnego, w tym absolutnie high-endowego systemu audio. Ma to być maksymalnie proste w obsłudze, ma korzystać pełnymi garściami z najnowszych technologii cyfrowych, ma dzięki synergii wszystkich elementów (przetworniki, wzmacniacze, elektronika w tym interfejsy, procesory, ewoluujący software) oraz ultrakrótkiej drodze sygnału przynieść prawdziwy przełom i wyznaczyć nowy kierunek w całej branży.

Mogłyby być tylko te dwie paczki. Reszta zbędna.

Pytanie, czy to się KEFowi udało, czy ten nowatorski, taki właśnie – kompletny – system zaklęty w kolumnach głośnikowych jest spełnieniem wizji czegoś co dzisiaj tak chętnie określa się mianem „wszystko w jednym”? Wszystko w jednym z (znak czasów) ciągłym progresem, aktualizowaniem, ulepszaniem, dokonywanym nie na drodze fizycznej wymiany komponentów (przeszłość), a zmiany kodu w oprogramowaniu (teraźniejszość i przyszłość). Zamiast manewru kablami, zamiast podstawek, stolików, wymiany źródła, nowe wtyczki, nowe tryby DSP, nowe możliwości odtwarzania plików o (jeszcze) lepszych parametrach, albo jakiś nowych, niedostępnych wcześniej cechach (origami MQA? Mhm)…

Własne źródło dźwięku podpięte pod KEFy: EVO DAC 2 Plus z MBA

Sam stream? No to tyle wystarczy (widoczny LAN opcjonalnie, bo WiFi)

Zacznę od tego, co najważniejsze. Od brzmienia. Ten zestaw – uwaga – potrafi zagrać lepiej od pasywnych LS50. Wiem co mówię, bo LS50 udało mi się dość dobrze poznać (wspomniałem o tym parę razy na łamach) i choć nie przeczytaliście recenzji tych kolumn na HDO, to właśnie odpowiedź na zasadnicze pytanie – czy aktywne LS50 z całą tą elektroniką, mogą stanowić alternatywę dla high-endowego zestawu opartego na pasywnych LS50 (elektronika ModWright) – pokazuje w czym rzecz. To wspomniane przed momentem teoretyczne, ale także jak najbardziej realne, fizyczne, zalety integracji, zaprojektowania takiego całościowego systemu ze znakomitymi przetwornikami Uni-Q. Nie musicie zatem wydawać kroci na wzmacniacz, na osobne pre (o ile idziemy po audiofilsku, czytaj po bandzie, mnożąc składowe systemu tak, aby rachunek przekroczył granice zdrowego rozsądku ;-) ) oraz okablowanie (właśnie!). Wszystkie te elementy stają się zbędne. Nie ma fizycznego połączenia między, bo nie ma tego, co jest pomiędzy. Są tylko i aż Wireless-y (właśnie!) połączone zwykłą, komputerową skrętką. I tu – drobna dygresja bez złośliwości – współczuję serdecznie osobom, które słyszały różnice między kablami LAN (tak, do tych specjałów audiobiżuteryjnych piję i testów takowego okablowania). Mamy pakiety danych, lecą sobie cyferki po skrętce, czytaj komunikują się między sobą karty sieciowe i TU NIE MA PRAWA coś, cokolwiek wpłynąć na dźwięk! Koniec, kropka, amen. Także Wireless właśnie w kontekście audio, a nawet audiofilskim jest tutaj BARDZO NA MIEJSCU. Brzmienie jest swobodne, detaliczne, ze znakomitą przestrzenią, z precyzyjnym umiejscowieniem źródeł dźwięku, ogromne wrażenie robi dynamika tego zestawu. Głębia, klimat, soczysty, niski bas, koherentność poszczególnych zakresów to wszystko tutaj mamy, a mamy dzięki synergii, dzięki dopasowaniu każdego elementu. To gotowiec, tu nie drapiemy się nerwowo po głowie, nie martwimy się że coś nam bruździ, zwyczajnie nie szukamy dziury w całym. Słuchamy.

Wbrew pozorom, żadne AirPlay (bo tego nie ma) tylko BT. Tutaj będzie tylko podstawowy SBC, bo iPad, ale był też aptX, bo Mac

Wspomniany brak identyfikacji modułu BT w Bluetooth Explorerze…

Jak widać aptX jednak da się wymusić w BTE i mamy te lepsze jakościowo, sinozębne strumienie 

Coś tam w DSP zmieniliśmy

Zauważyliście zapewne, że napisałem „potrafią”. Już wyjaśniam… bo tego brakuje w opisach, recenzjach tego zestawu, potrafią zagrać, ale nie zawsze tak samo i najlepszy efekt uzyskacie pod pewnymi warunkami (na marginesie, najlepsze rezultaty daje wykorzystanie zew. software i ew. DACa/streamera, o czym dalej). Cóż, witam w nowej rzeczywistości, kiedy możemy w tak wieloraki, tak dogłębny sposób wpłynąć jak nam zagra system bez jego fizycznej zamiany, bez fizycznej modyfikacji! Po pierwsze w zależności od wybranego sposobu transmisji oraz …oprogramowania, możemy uzyskać różne rezultaty. Zaraz to rozwinę. Po drugie mamy zaszyty w oprogramowaniu moduł DSP z możliwością dopasowania parametrów pracy kolumn do fizycznych uwarunkowań tj. pomieszczenie, ustawienia, materiału/podłoża i wielu innych czynników, które mogą mieć wpływ na finalny rezultat. Można zdać się na podstawowe regulacje, można też wejść do trybu ekspert. Jeżeli, a wg. mnie to jakby jedna z kluczowych składowych tego produktu, software będzie rozwijany, jeżeli te możliwości będą rozbudowywane to większość trudno-rozwiązywalnych problemów, tego co trapi każdego z nas w przypadku klasycznych systemów audio, przejdzie definitywnie do historii. I nawet nie chodzi tutaj o to, że tak będzie w przypadku tytułowego zestawu (we will see), tylko innych, podobnych, czy następnej generacji… to się dokona i będzie stanowiło zupełnie nowe otwarcie (rozwój najlepszego komputerowego oprogramowania do odtwarzania muzyki uwzględnia tego typu sprawy), to potencjalnie przewrót kopernikański w zakresie domowego audio. Kojarzymy systemy kalibracji kina domowego? Jasne, że kojarzymy, tylko że tutaj chodzi o (a nie wątpię, że można będzie to cyzelować, doprowadzając do perfekcji) highfidelity z dopasowaniem w czasie rzeczywistym odtwarzania do konkretnego miejsca. Tu i teraz.

DSD? Tak, ale tylko z zewnętrznym dakiem, który ma wsparcie dla 1 bitowego materiału. W przypadku takiego jak wyżej połączenia niczego nie usłyszymy

A tutaj gramy DSD via EVO i muzyka płynie sobie z Loop-a, audiochmurki (brak autoidentyfikacji w VOX player albumu 1 biowego – wiadomo to DSD), przy czym i tak potem następuje konwersja do PCM w kolumnach (zew. DAC na aux via ADC)

Binauralne nagrania …cymesik!

 

Tidal? Tylko via zew. oprogramowanie, albo via USB/AUX/SPDIF

Sposoby transmisji mają wpływ na to, co usłyszymy. Tak, oczywiście że mają, ale też nie zgadzam się z opiniami, że jest coś wyłącznie dla tych, co im (wiecie, rozumiecie) słoń nadepnął na ucho tj. dla domowników nie przykładających większej uwagi do aspektu jakościowego. Czytaj jest ten tam Bluetooth i w sumie to przejdźmy dalej. No jest i wcale nie jest tylko dodatkiem. Z minusów – nie ma obsługi kodowania AAC – także na Makówkach koniecznie wymuszamy aptX (Bluetooth Explorer), użytkownicy iCoś tam muszą obejść się smakiem, a w przypadku innych komputerowych źródeł dobrze, gdy ww. kodek jest wspierany. Wracając do dźwięku, gra to bardzo dobrze, według mnie przy ustawieniu kodeka aptX, nie znajdziecie wielu powodów do narzekań, to znaczy będzie to oczywisty wybór w sytuacji, gdy lecą strumienie z większości serwisów streamingowych (wyłączając Tidala), gdy zechcemy posłuchać sobie internetowych rozgłośni. Także nie przekreślamy BT, szczególnie że to najprostsza, bo natychmiastowa i prawie-że bezkonfiguracyjna metoda połączenia się z KEFami. Ciekawostka – we wspomnianym Bluetooth Explorerze nie znajdziecie żadnych informacji nt. zastosowanego układu i jego parametrów (brak danych). To pierwszy przypadek, gdy ten software kapituluje w zakresie identyfikacji. Oczywiście nie jest to wina BTE, nie zawinił tu software, to albo jakieś nietypowe rozwiązanie, albo specjalnie zablokowano identyfikację układu. Zostawmy identyfikację, przejdźmy do sieci. W przypadku WiFi (albo LANu, można podpiąć do routera przewodowo LS-y, można) mamy trzy niezbędne elementy równania. Musi być jakieś źródło muzyki (uPnP serwer), musi być software sterujący odtwarzaniem (uPnP kontroler), no i wreszcie efektor w postaci KEFów (uPnP odtwarzacz/end-point) być musi. Trzy.

Sterowanie głośnością z apki jest kompletnie bezsensu: za duże opóźnienia i zerowa precyzja. Pilot w dłoń, albo w górę i dygać do kolumny prawej

Właśnie, sam software nie jest mocną stroną KEFów. Po pierwsze, już samo wykorzystanie jako sposobu komunikacji ze światem zewnętrznym protokołu uPnP to cóż… porażka. Wiemy jak mało elegancki to protokół i jak ograniczony w swojej funkcjonalności. Zapomnijcie o gapless, zapomnijcie o natychmiastowej reakcji na komendy, zapomnijcie wreszcie …o innych protokołach transmisji. Nie ma AirPlay’a, nie ma Spotify Connect, nie ma DTS’owego pomysłu na stream, ani Google’owego (Cast). Ni ma. Wielka to szkoda i rzecz absolutnie do uzupełnienia i do poprawy, dodatkowo samo uPnP niestety nie daje nam tego, co dają inni. Na razie nie ma mowy o prostej integracji usług streamingowych (to po drugie), mimo że o tym wspominają zarówno producent, jak i (a to ciekawe) recenzenci. W firmowej aplikacji na razie niczego takiego nie znajdziecie, np. z Tidala bezpośrednio niczego nie prześlecie, ze Spotify takoż, trzeba posiłkować się zew. softwarem (np. Bubble uPnP, czy wspomnianym już Roonem, względnie JRiver). Cóż, inni integrują wszystko jak leci (opisywane u nas produkty Sonosa, Auralica i wiele innych) i tu KEF (a konkretnie zewnętrzna firma, która im to pisze – tu widzę pewien oczywisty minus, bo najlepiej jak ludzie od tego co tak ważne, tak kluczowe dla takiego produktu pracują „pod jednym dachem”) ma sporo do nadrobienia! Software wymaga polerki w zakresie UI/UX (nawigowanie utrudnione, niewielkie elementy, mało wyszukana oprawa), moduł DSP potrafi się wykrzaczyć, no i jw. szkoda, że nie ma DLNA choćby. Na szczęście biblioteki zew. wczytuje dość szybko (NASy), ale już z takiego iTunesa musicie najpierw pobrać muzykę (np. na telefon), by móc ją odtworzyć (bez sensu). Sumując, to co dzisiaj najistotniejsze wymaga dużej pracy i wiele tu należy poprawić, dodać, rozszerzyć. Na szczęście wszystko jest możliwe, bo właśnie taka jest natura tego typu all-on-one. Można wszystko. Wystarczy upgrade. Pytanie, jak dobrze poradzi sobie z tym zadaniem KEF?

Zatem idealnym partnerem dla opisywanych KEFów i czymś, co należałoby uwzględnić jako dodatkowy, konieczny koszt (przy cenie tego zestawu to nadal prawdziwa wg. mnie okazja) byłby właśnie alternatywny front-end. Tak, dobrze się domyślacie, mam tu na myśli Roona. To pełna integracja z Tidalem (obecnie także hi-resów), to dodatkowe możliwości, których na próżno szukać w firmowym rozwiązaniu, takie jak: niezwykle rozbudowane tryby DSP, konwersja do PCM sygnału DSD (sam zestaw nie potrafi konwertować plików jednobitowych, niczego nie usłyszymy odtwarzając taki materiał na KEFach z podpiętym PC bezpośrednio pod USB, choć konwersja w oprogramowaniu zew. może tutaj pomóc), nowatorski sposób nawigowania / interakcji z własną kolekcją, bibliotekami muzycznymi itd, itp w sumie to można by jeszcze długo wymieniać. Niestety same LS50W nie są (obecnie?) Roon Ready (jaka szkoda!). Nie obsługują protokołu RAAT. No tak, ale po pierwsze mamy wbudowanego DACa, a po drugie możemy posiłkować się jakimś nanoPC, wyspecjalizowanym komputerkiem z wersją oprogramowania Roon dla takiego end-pointu (np. MicroRendu, ale może być coś niewyspecjalizowanego tj. przetestowany u nas MiniX PC). Dzięki RoonBridge zainstalowanym na takim PC zintegrujemy sobie KEFy z Roonem. Moim zdaniem warto, bo dopiero w takich okolicznościach przyrody maksymalnie wykorzystamy potencjał tkwiący w tym produkcie. I tutaj jedynie można wyrazić nadzieję, że w przyszłości nie będzie takiej konieczności (dokładania do pieca ;-) ), bo same kolumny będą odpowiednio wyposażone, pardon, zaktualizowane (już sama obsługa któregoś z wymienionych protokołów wystarczy, by znacznie rozszerzyć możliwości).

Panel informuje co i jak, poziomu jednakowoż nie odczytamy (nigdzie)

Tak czy inaczej wystarczy wbić się do swojej sieci WiFi (jak donoszą inni recenzenci, proces nie zawsze kończy się sukcesem – kolejny kamyczek pod adresem programistów odpowiedzialnych za ten projekt) , albo korzystając z gniazdka LAN podpiąć kolumny do routera, by móc bez ograniczeń strumieniować muzykę ze swojego domowego serwera. To, nawet wyłączając potencjał, ale i wyzwania, związane z firmowym oprogramowaniem, coś, co jest otwarte na przyszłość, dzięki wspomnianym softwareowym alternatywom. Taka natura komputerowego audio i ten komputerowy system głośnikowy (mhm!) jest tego dowodem. To emanacja zmian jakie zachodzą dzisiaj w branży. Fajne jest to, że nie trzeba wcale znać się na komputerach. Owszem, ta wiedza daje określone możliwości (większe) wykorzystania drzemiącego w tym przełomowym produkcie potencjału. To prawda, ale jak dowodziłem wcześniej, nie musisz się znać, a i tak ten zaklęty w kolumnach system audio zagra lepiej od moim zdaniem dowolnego, składanego z wielu klamotów, zestawu audio w cenie dużo wyższej od tych niecałych dziesięciu tysięcy złotych, jakie przyjdzie nam zapłacić za Wireless-y. Doliczmy do tego koszt oprogramowania (widzicie, mam nadzieję, jak kluczowy, jak ważny obecnie to element) i nadal macie więcej za mniej, nie mówiąc o oszczędności miejsca, o braku komplikacji, o integracji z domowym AV (jest port dla suba, są złącza SPDIF, można spokojnie podpinać, dodajmy tryby DSP, a efekt będzie spektakularny). Także, wszytko w jednym? Owszem, bo gramofon takoż można.

Tak, to wszystko prawda, ale (no tak) to jednak dopiero początek. Bo rezultat, choć niesamowity, robiący ogromne wrażenie mógłby być lepszy. Wspomniałem o minusach, wspomniałem o brakach, nie uzasadniłem jeszcze do końca dlaczego tak sądzę, tak uważam. Nie będę już powracał do software, w fotogalerii z opisem będzie o tym jeszcze co nie co (przepraszam, takie zboczenie zawodowe ;-) ), natomiast w paru słowach o alternatywie dla zaszytej w KEFach elektronice z bardzo ważnym i (na razie bez satysfakcjonującej odpowiedzi) pytaniem. Brzmi tajemniczo? No, bo właśnie znakiem zapytania zakończę te impresje, wrażenia. KEFy grały (również) z testowanym, bardzo dobrym dakiem EVO 2 Plus od M2Techa. Podpiąłem go pod wejście liniowe, które skorelowane jest z… układem ADC (jak tam z transparentnością… zapytają sceptycy). Podwójna konwersja? Ano tak, mamy układ ADC, bo przecież same głośniki komunikują się między sobą w domenie zero-jedynkowej, tu co krok cyfra, to właśnie te zera, to te jedynki i tak aż do… No właśnie. Wejście analogowe jest tutaj pewną zagadką dla mnie.

Aux (mamy tutaj układ ADC, który konwertuje każdy sygnał do PCM 24/192)

Podpięcie zewnętrznego DACa dało mi możliwość odtwarzania plików DSD (późniejsza konwersja sygnału analogowego do PCM w kolumnach), skorzystałem z obsługi muzyki powyżej 24/192 (takie ograniczenia ma wbudowany w kolumny przetwornik), do tego mogłem ustawić konwersję muzyki zapisanej w PCM do postaci 1 bitowej. Rzecz jasna mogłem także skorzystać z trybu gapless, wszystko to stało się możliwe. Mając do dyspozycji podpięty pod KEFy zewnętrzny „streamer” pod postacią wzmiankowanego M2Techa z MacBookiem mogłem wygumkować braki KEFów, za cenę pewnego skomplikowania systemu, fizycznego podłączenia zew. źródła. Jasne, mniej jasne jest to, co usłyszałem. Wejście liniowe jest w tym wypadku specyficzne, bo raz że może pracować z podpiętym gramofonem (przy czym przedwzmacniacza trzeba), dwa skorelowane jest z układem konwertującym sygnał analogowy do postaci cyfrowej. Na pewno, mimo braku zmian w regulacji natężenia dźwięku, na dzień dobry jest głośniej. KEFy grają niezwykle rozdzielczo, precyzja tych kolumn zachwyca. Miałem jednak wrażenie, że z EVO było (jeszcze) lepiej. Ciekawe. Może to tylko kwestia dodatkowych możliwości w zakresie odtwarzania, a może…

Miałem wrażenie lekkiego zmiękczenia podczas odtwarzania za pośrednictwem interfejsu USB (wbudowanego w kolumnach), nie miałem takiego wrażenia gdy strumienie śmigały sobie bezprzewodowo, a jeszcze bardziej nie miałem takiego wrażenia, gdy słuchałem via AUX na EVO/Mac. Przy czym pamiętam, co napisałem wcześniej o wejściu liniowym. Eleganckiego pilota mogłem użyć do podstawowego sterowania odtwarzaniem wyłącznie w trybie wewnętrznego streamera, gdy grały kolumny via uPnP, w przypadku zewnętrznych źródeł można było sterować wyłączenie natężeniem oraz zmienić wybór tego, co gra. I tutaj pojawił się jeszcze jeden drobny, aczkolwiek od strony ergonomii, istotny zgrzyt. Panel dotykowy z zaznaczonym wyborem źródła znajduje się na górnej części obudowy prawej kolumny i jest oczywiście niewidoczny dla użytkownika. W firmowej aplikacji sterującej nie mamy żadnej informacji na temat wybranego źródła, ani możliwości wybrania innego. Pilot wyświetlacza nie ma, kolumny nie mają, także aby uzyskać wiedzę co jest wybrane musimy pofatygować się do prawej i sprawdzić, co tam świeci na panelu. Nawet, gdy nie będziemy niczego podpinać zewnętrznie do KEFów, to i tak czasami zechcemy zmienić źródło na BT, albo wrócić do WiFi/LAN…

Skrętka i sieciówka w lewej. Obie kolumny aktywne, obie z kartami sieciowymi, przetwornikami…

Głośniki mają optymalne warunki pracy, mamy ultrakrótką ścieżkę sygnału, dopasowane komponenty, synergię całego układu. To nie tylko wielkie wejście aktywnego zestawu głośnikowego jako alternatywy dla klasycznego systemu, ale całościowy pomysł na wysokiej jakości granie bez mnożenia bytów. Właśnie, to szansa na to, by niedoceniane w domu (a doceniane w studiu nagraniowym, czy u samych muzyków, twórców, DJ-ów) aktywne zestawy głośnikowe stały się atrakcyjnym „zamiast” dla typowych audioklamotów. Można tworzyć strefy (apka), choć prawdziwa zabawa w multiroom znowu wymaga zewnętrznego oprogramowania (tak, powtarzam się, znowu ten Roon). To ważne dzisiaj, bo jak już możemy w tak atrakcyjnej formie mieć całościowy system audio to w przypadku dużej chałupy byłoby miło, gdyby paroma kompletami dało radę zawiadywać. W komplecie macie już całe okablowanie (skrętka, kable sieciowe), takie o typowo komputerowej proweniencji, jak komuś nie w smak to można jakieś sieciówki inne niż te, co z pudła wypadły, dać (np. LoRady Supry… btw okablowanie Szwedów tj. USB/łączówki wykorzystałem w teście). No kto co tam lubi.

Tu, między innymi, tkwi potencjał

Sumując, to produkt, który wyznacza nowe w audio. Podobnie jak testowany u nas obecnie NAD C338 (btw popatrzcie, wystarczyło zintegrować CAST i już wszystko jakby jest) to zdefiniowanie na nowo systemu HiFi. Odejście od klasycznego zestawu klamotów na rzecz czegoś nowego, czegoś komputerowego, sieciowego (internetowego), podatnego na ciągłe udoskonalanie (przy czym za to udoskonalanie zapłaciliśmy już płacąc za kolumny, wsparcie mamy i powinniśmy mieć gratis). Fascynujące, ale zarazem trochę taka terra incognita. Dla osób obeznanych z IT pewne rzeczy są jasne, oczywiste, ale… mówimy o audio właśnie, o czymś, co wymyka się często prostym ocenom, nie da się (tylko) pomierzyć, nie da się łatwo opisać, czy zinterpretować. Komputer, a konkretniej kod staje się niezbędnym elementem równania. Pod pewnymi względami komplikuje to sprawę, ale daje też nieograniczone możliwości. Mój dream KEF50Wireless vol.2 (albo up ;-) )? Wszystkie niezbędne protokoły zintegrowane (tj. RAAT/DLNA/AirPlay/SpotifyConnect etc.), wbudowany DAC o większych możliwościach niż obecnie, no i rzecz jasna dopracowana apka (albo wszystkie streamingi, źródła – integracja, albo właśnie tylko DSP, wstępna konfiguracja, a resztę zostawić zewnętrznym aplikacjom). Wiele da się tu zrobić na drodze aktualizacji software. Reszty nie ruszać, bo zwyczajnie nie ma takiej potrzeby. Każda z kolumn ma swój dopasowany wzmacniacz, pełna synergia, mamy najlepsze wg. mnie połączenie jakie można sobie wyobrazić między kolumnami (skrętka), mamy fantastyczne UniQ… no ludzie, w tej cenie to rewelacja jest. Cały system. Za mniej niż dychę. Niezłe jaja!

 

Wielkie podziękowania za cierpliwość, za ciekawą wymianę poglądów oraz za udostępnienie gdańskiemu salonowi

Rozbudowana fotogaleria z opisem:

Tidal zintegrowany!

AKTUALIZACJA: Popatrzcie tutaj (Tidal natywnie w Wireless-ach) oraz tutaj (ROON + LS50Wireless = system).

Wykrakałem :)

Recenzja Audioengine HD6. Kompletny system w aktywnych monitorach

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170119_114626218_iOS

Pamiętacie małe grzmoty? Audioengine A2+? Tak, te desktopowe kolumienki zrobiły na mnie niemałe wrażenie, w przypadku tytułowych poprzeczka była jednak postawiona w zupełnie innym, znacznie wyższym miejscu. Aktywne kolumny za 4 tysiące złotych to już poważna sprawa, to pieniądze za które można kupić bardzo dobre monitory / podłogówki, albo złożyć cały, budżetowy zestaw HiFi. To prawda, podobnie jak prawdą jest – w przypadku HD6 – fakt zakupu całego systemu zamkniętego w obudowach omawianych kolumn. To integracja nie tylko wzmacniacza, nie tylko przetwornika C/A, ale także przedwzmacniacz analogowego oraz modułu bezprzewodowego Bluetooth, obsługującego stream za pośrednictwem protokołów aptX, AAC. Mamy więc najlepsze co może zaoferować obecnie sinozębna technologia, mamy możliwość zintegrowania całego naszego audio (toru) wokół tych monitorów. Niby w nadal jeszcze niezbyt licznych, aktywnych kolumnach głośnikowych, standard (wyposażenie) patrząc przez pryzmat tego, co oferuje obecnie rynek, ale można to wszystko zintegrować na bardzo różnym poziomie. Miałem ostatnio możliwość posłuchania kilku nowych propozycji w tym zakresie, takich od 1000 do 5000 złotych (najtańsze zestawy pochodziły od chińskiego przedsiębiorcy) i cóż – skonstruowanie w zakładanym budżecie dobrego brzmieniowo, aktywnego all-in-one wcale nie jest rzeczą trywialną, to spore wyzwanie, właściwie to najambitniejsze zadanie, bo tu trzeba dokonać wielu wyborów, wszystko zamknąć w ramach jednego produktu przy jednoczesnym samoograniczaniu (budżet).

Audioengine HD6 to topowa konstrukcja w ofercie Audioengine. Tu ma być wszystko naj, ma to być zestaw pokazujący na co stać Amerykanów, przy czym projektanci nie bawią się w żadne subtelności, tylko walą prosto z mostu: chcesz mieć wysokiej klasy HiFi w domu? Zdecyduj się na nasze HD6, wybierz to zamiast klamotów, kabli, pasywnych zestawów głośnikowych, dodatków… słowem, wybierz prostotę, niemnożenie bytów, mniej – w tym wypadku – ma oznaczać pod każdym względem lepiej. Ok, to oczywiście przemawia do wyobraźni, bo faktycznie kolumny właściwie wystarczy podpiąć do sieci elektrycznej i już mamy system, można postawić na dowolnym meblu bez żadnych wspomagaczy, bo producent dał duże, solidne gumowe podkłady i nie właściwie zamyka to temat (oczywiście standy to coś, co warto zawsze rozważyć, o ile jest taka możliwość). Tak, to wszystko prawda. Można zdać się na strumienie, pozostawić gniazda przyłączeniowe puste, sterować natężeniem za pomocą dołączonego, wyciosanego w grubej, aluminiowej sztabie, pilota zdalnego sterowania i uznać temat za zamknięty. Komputer, handheld z najlepszym obsługiwanym przez siebie protokołem BT i mamy finał kompletowania systemu. Wystarczy wyjąć z pudełka, ustawić, podpiąć i już.

To prawda, można w ten sposób wykorzystać ten zestaw, to właśnie sugeruje nam producent, mówiąc o wysokiej jakości dźwięku, jaki może dobiec do naszych uszu w sytuacji, gdy skorzystamy ze strumieniowania. Jednak, co by tu nie mówić o zaletach streamingu, scedowania wszystkiego na bezprzewodowe źródło i same kolumny, to jednak w pełni wykorzystać potencjału drzemiącego w luksusowych obudowach HD6 w ten sposób się nie da. To akurat dobrze, bo zwyczajnie to, co zapakowano do obudów, cały tor, przetworniki, sekcja C/A pozwalają na więcej. Głośniki zamontowane w skrzynkach rozwijają pełnie swoich możliwości wtedy, gdy do analogowych wejść podepniemy rasowe źródło, jak choćby grający przez parę tygodni w takim właśnie zestawieniu, przetwornik C/A Matrix X-Sabre Pro gen.2. Grało to zjawiskowo dobrze, na dużo lepszym poziomie od strumienia, a także na zauważalnie (choć już bez takiej różnicy jak w przypadku strumienia) lepszym w porównaniu do wbudowanej sekcji C/A w samych kolumnach. Co więcej, warto było dać szansę trybowi pre w Matriksie – rezultat także tutaj był na plus w stosunku do tego, co oferowały same HD6. Co to w praktyce oznacza? Ano same dobre wieści dla użytkownika tych kolumn, bo może z czasem uzyskać lepsze rezultaty, podpinając jakiegoś klamota, przy czym nie musi to być (nadal) pre, nie będzie to oczywiście końcówka, a (jedynie i aż) lepszy DAC (i co tam jeszcze w jednej skrzynce producent pomieścił ;-) ). Także możliwy jest progres w (niby) zamkniętym, kompletnym rozwiązaniu, jednocześnie można (a nawet warto) korzystać z pełnej integracji jaką oferuje topowy zestaw Audioengine, bo to zwyczajnie wygodne, praktyczne i na poziomie solidnego, przystępnego cenowo HiFi.

Poniżej, w rozwinięciu, przeczytacie uzasadnienie tego, co powyżej, czas zatem na konkrety…

» Czytaj dalej

Mass Fidelity Relay – czy to już? Bluetooth w HiFi, HiFi… Bluetooth

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Relay_1

Czekam na czarną, magiczną skrzyneczkę samogrającą Mass Fidelity (patrz nasz wpis o Core tutaj), ostatnio trafiła do mnie inna skrzyneczka – nie czarna a srebrna. Audiofilski odbiornik Sinozębny? Serio? A ki czort? Nie czekając podpiąłem i hmm…. tak ten interfejs nie brzmiał dotąd. No może ostatnio zmieniło się co nieco, bo najnowsze produkty wspieracjące aptX, nowe aptX HD to spory progres w temacie (sporo na ten temat na łamach HDO), ale… tak od razu HiFi, jakieś tam z zachwytu cmokanie, odnotowane zero różnicy w stosunku do takich np. AirPlay’ów? Kto by? No właśnie.

Mass Fidelity to beniaminek, ale wyraźnie czują blue…sa, wiedzą czym są strumienie bez „ale”, postanowili wyspecjalizować się w interfejsach sinozębnych. Chodzi o to, by pierwotnie ułomny sposób bezprzewodowego transferu pozbawić ułomności, by mógł stanowić równorzędny z innymi interfejsami sposób strumieniowania muzyki do systemu HiFi. Stawiamy skrzyneczkę, żadne tam parowanie z trybem mrugającej diody, nic z tych rzeczy, tylko prosto do celu – wybieram w ustawieniach źródła rzeczonego Relay’a i już. Zawsze gotowy do współpracy, wspierający najnowszą wersję kodeka aptX, działający bez opóźnień, także tych cholernie irytujących znanych z AirPlay’a (wciskam play i sobie czekam, czekam… beznadziejne to), opóźnień czasowych związanych z samym graniem (tu postęp jaki się dokonał w przypadku BT jest gigantyczny). To raz. Muszę przyznać, że stabilność parowania tego interfejsu z dowolnym nadajnikiem (komputer, handheld) robi spore wrażenie. Nie ma co porównywać z wieloma innymi produktami na BT, które zwyczajnie często, gęsto wymagają ponownego wprowadzenia w tryb parowania. Strasznie to irytuje, tutaj nie ma o tym mowy. Włączamy, wybieramy, gramy.

Dwa, to forma, wyposażenie i ambicje. Forma nie byle jaka, bo skrzynka po całości alu, a nie jakiś plastik fantastik, wyposażenie też konkret, bo niby „tylko” dwa dobrej jakości gniazda RCA, a tu niespodzianka – instrukcja informuje, że owszem, ale jeszcze dodatkowo konwertowane @ SPDIF elektryczne (dobry DAC z takim uzupełniającym wyposażenie usieciowieniem? No czemu nie? Jak się okazało podczas testów warto skorzystać z tej opcji!), a całość (te ambicje) to równorzędny partner w naszym wypieszczonym audio torze (salon i to co najlepsze fabryka dała, a portfel ledwo zniósł). Tak to na pierwszy rzut oka wygląda. Zacnie wygląda ten Mass Fidelity Relay. Zacnie.

» Czytaj dalej

überDAC: Matrix X-Sabre PRO edycja 2016 (2 gen)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170201_071257260_iOS

Gdzieś, kiedyś, w którymś momencie warto się zatrzymać. W poszukiwaniach ideału, idealnego toru, cyzelowaniu systemu przychodzi taka chwila, gdy uznajemy że to właśnie to, że „mogę z tym żyć”, że w sumie dalsze zmiany to już nie progres. Oczywiście można brnąć dalej, szukać bez końca, albo zwyczajnie zmiany w systemie traktować jako (kosztowne) hobby, taką trochę sztukę dla sztuki. Można i tak, ale warto odpowiedzieć sobie na pytanie jaki przyświeca nam cel, właściwie dlaczego, po co coś zmieniamy, decydujemy się na zakup nowego klamota. Do czego zmierzam? Ano do tego, co stanowi kwintesencję – sprzęt ma być narzędziem, a nie – właśnie – celem samym w sobie, narzędziem które powinno przybliżyć nas do tego, co zarejestrowano, co odtwarzamy, przy czym zawsze, ZAWSZE jest to mniej lub bardziej udolna próba odtworzenia tego co powstało w studio nagraniowym (nawet w przypadku nagrań „live”, mówimy o studio). Muzyka na żywo, tak często przywoływana jako coś, co stanowi referencję, szczyt, to rzecz niemożliwa do powtórzenia w warunkach domowych z bardzo prostej przyczyny – to chwila, to moment, to kontekst miejsca, klimatu, ulotnego i niepowtarzalnego „tu i teraz”. Najlepsze mikrofony, najlepsze rejestracje, masteringi, najlepsze co można uzyskać post factum będzie tylko imitacją i nigdy nie uda się w domowym systemie odtworzyć tego, co – właśnie – było. To po pierwsze, a po drugie każda prezentacja wyczarowana przez klamoty jest prezentacją, interpretacją tego, co zapisano na nośniku. Zawsze to tylko i aż pomysł na granie, na takie, określone ramami technologicznymi, pokazanie muzycznego spektaklu. Przybliżone. I tylko nasza subiektywna ocena systemu daje nam pewne wskazówki, czy to co słyszymy jest „wierniejsze”, „bliższe” temu co zapisano, czy też sprzęt przedstawia to po swojemu (koloryzowanie), albo po prostu (subiektywnie oceniając) nieudolnie stara się odtworzyć muzykę w domowych pieleszach. To interpretacja i sama w sobie stanowi jakość, pewien byt, przynależny domowym klamotom, przynależny sposobom odtwarzania na zestawach głośnikowych, na słuchawkach. Mianownikiem są – o czym do znudzenia powtarzam – nasze emocje, nasz stan zaangażowania. Tego nie da się „przeskoczyć”.

Patrząc na rozwój domowego audio, dostrzegam pewną granicę, do której nieuchronnie zmierzamy. Czy licytacja na „kto da więcej”, w kontekście możliwości najnowszych generacji kości C/A, interfejsów nie zbliża się do finału, czy nie dochodzimy do „ściany”? W przypadku muzyki, jej zapisu dochodzimy do miejsca, w którym trudno o postęp, o rewolucję, o jakąś radykalną zmianę. Najlepsze materiały, najlepsze sposoby rejestracji – to już jest, trudno przeskoczyć coś, co w pomiarach, na ucho brzmi „doskonale”. Trudno oczekiwać jakiegoś radykalnego przełomu w studniach nagraniowych, trudno spodziewać się pojawienia jakiejś przełomowej technologii, która pozwoli uzyskać dużo lepsze rezultaty w przypadku domowego audio. Kierunek został jasno wytyczony: mamy globalną sieć, streaming, możliwość odtworzenia audio w jakości master ze studia, w dowolnej technologii zapisu, rejestracji, bezpośrednio w domu. To już poniekąd rzeczywistość i bliska przyszłość, to (już) wiemy i nic nas tutaj specjalnie nie zaskoczy. Branża doskonale wyczuwa ten kierunek, to co powyżej: dostęp do sieci, granie z pliku to konieczny standard wyposażenia każdego (niemal) nowego klamota. Wspomniane możliwości, właściwości najnowszych skrzynek to właśnie wspomniana „ściana”, to horyzont tego, co jest i będzie oferowane (materiały), co będziemy odtwarzać w domowych warunkach.

…all @ DSD256. Można i tak…

X-Sabre Pro drugiej generacji jest docelowy, bo poza wybitnymi możliwościami reprodukcji dźwięku, jakimi się charakteryzuje, dysponuje takim zapasem w zakresie technologii (już obecnie wykracza poza to, co oferuje rynek fonograficzny), że zwyczajnie jest właśnie dobrym powodem, by powiedzieć sobie „dość”. To finał. Rzecz jasna – jak wcześniej wspomniałem – jak każde urządzenie na swój sposób interpretuje (choć to jeden z najdoskonalszych w zakresie wierności, neutralności DACów jakie miałem okazję słuchać) i od nas zależy, czy to będzie „nasze” granie, ale każdy kto posłucha tej skrzynki, dojdzie do podobnych wniosków co niżej podpisany. Można z tym żyć i dać sobie spokój z poszukiwaniem idealnego „plikograja”, bo ten DAC wyznacza granicę tego, co można z pliku odtworzyć (tak, to świat zero jedynkowy, podlegający szybkim zmianom, ciągłemu udoskonalaniu, przy czym patrząc na rozwój całej branży IT widzimy wyraźnie, że dzisiaj postęp dokonuje się głównie w zakresie sieci, kodu, a nie hardware). Jest gotowy na to, co przyniesie przyszłość, bo można go aktualizować (MQA?), a to co ma „pod maską” zamyka temat, bo zwyczajnie dostępne źródła pokrywają się z możliwościami, także w zakresie „dosmaczania” (DSP) możemy osiągnąć w tym przypadku wszystko, na co tylko mamy ochotę. I tak jak poprzednik wyznaczał pewien kierunek, nowy model oparty na najnowszym krzemie, z superkością Sabre (ESS9038), ze znakomitym interfejsem USB, z całkowicie nowym, wyczynowym torem analogowym, wyczynowym zasilaniem stanowi „kropkę nad i”. Radykalnego progresu w kolejnych odsłonach zwyczajnie nie przewiduję, to co może i pewnie ulegnie zmianie to rozszerzenie możliwości o bezpośrednie linki bezprzewodowe/przewodowe, możliwość przesłania strumienia wprost do skrzynki. To dzisiaj coraz częstszy element wyposażenia nowych generacji DACów, które stają się bardziej autonomiczne, często przekształcając się w sprzęt multifunkcyjny, przy czym nie zatracają swojego charakteru cyfrowej centralki, przedwzmacniacza cyfrowego, audio huba. Tyle tylko, że idea mnożenia bytów na stoliku audio, na szafce RTV przestaje mieć sens z wymienionych powyżej powodów. Transport komputerowy zamknięty w jednej, wspólnej skrzynce, albo (tradycyjnie) rozdzielony, oparty na jakiejś platformie PC / mobile to ten obecny i jutrzejszy element, bez którego praktycznie żaden system się nie obejdzie. Nie obejdzie, bo nowa muzyka, nowe wydania będą (są) dostępne wyłącznie w sieci. Nie na płycie (to już jest i zaraz coraz bardziej będzie promil) a zapisana w pliku, to muzyka bez fizycznego nośnika. Reedycje, wznowienia na płytach to jest, to będzie nisza. Nowe wydania na fizycznym nośniku to jest, to będzie nisza.

Podsumowując ten przydługi wstępniak, opisywana skrzynka stanowi emanację zmian jakie zachodzą w całej branży. To taka maszynka na dziś i na jutro, bez obaw o moralne zestarzenie się, bycie „nie na czasie”. To sprzęt, który zwyczajnie możemy uznać za docelowy. Jego obecne i przyszłe możliwości gwarantują, że będzie „na czasie”, że się nie zestarzeje, że obsłuży każdy strumień, każdy materiał i zrobi to „koncertowo”. Zrobi to, bo… a o tym przeczytacie już poniżej, w rozwinięciu, we właściwej recenzji tego uberklamota. Zapraszam…

» Czytaj dalej