LogowanieZarejestruj się
News

Gungnir Multibit w redakcji! Wyczynowy DAC do Schiit Audio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Schiit_GM

Tak jak przetestowany u nas, znakomity Mjolnir 2 (jaka szkoda, że oba te urządzenia nie trafiły na siebie, jaka szkoda!) grał bez porównania ciekawiej od pierwszej generacji topowego wzmacniacza słuchawkowego z katalogu Schiit Audio, tak bohater niniejszego wpisu to ponownie …coś specjalnego, coś oryginalnego i koniec, końców całkowicie odmiennego od „pierwszego” Gungnira (na marginesie, to właściwie dwie wersje, równolegle oferowane na rynku). Tamten DAC dysponował układem delta-sigma, tytułowy zaś wyposażono w przetwornik multibitowy Analog Device AD5781 BRUZ. To robi, wierzcie mi, kolosalną różnicę. Co prawda pierwszego Gungnira nie słuchałem, opieram swoją opinię nt. tego urządzenia na relacji naszego stałego Czytelnika, ale to co usłyszałem w przypadku multibitowego układu od AD w Multibicie definiuje mi na nowo co potrafi zaprezentować cyfrowe źródło. To kolejny już raz (po teście thunderboltowego TAC-2, który – upieram się – gra na poziomie nieosiągalnym dla DACów zasilanych muzyką z portu USB za dziesięciokrotność sumy, którą zapłacimy za niego samego) kiedy zbieram szczękę z podłogi i zastanawiał się ile to jeszcze rzeczy tak bardzo mnie w życiu zaskoczy, bo nie o subtelne, a o konkretne różnice tu chodzi. Liczy się szybkość, liczą się szczegóły i liczy się przestrzeń. Brak ograniczeń w tym, co przed chwilą napisałem oznacza, że mamy brzmienie dalekie od tego, z czym kojarzy się „dźwięk cyfrowy”. To – krótko mówiąc – analogowe granie. Bez ograniczeń, bez kresu, bez żadnych „ale”. Swobodne, płynne – totalny luz, wolność.

Ok, będę tajemniczy i nie powiem (dużo) więcej, bo to zapowiedź jest i cóż, zaostrzę tylko apetyt na ciąg dalszy. Wypada jednak – jak już się powiedziało A, trochę na to B naprowadzić. To napiszę tak: jeżeli słuchacie symfonicznej, muzyki bardzo bogatej, aranżacji „barokowych”, muzyki pełnej treści / detali / wybrzmień to jest to DAC dla Was bez dwóch zdań. Także klasyka jak najbardziej (wspomniana symfoniczna), poza tym kapitalnie wypadają nagrania binauralne na tym przetworniku, bo jest tu nieprawdopodobnie wręcz reprodukowana przestrzeń, nieprawdopodobnie po prostu, a mi to jeszcze pogłębia zestaw, który gra z Gungnirem tj. dopiero co opisane Sapphire 23. No niebywała rzecz, jak to potrafi zagrać! Przełączenie na podstawkowe Topazy czy nEary05 (też przestrzenne granie, bo to monitory bliskiego pola są i tak grają – lubię takie granie bardzo :) ) utwierdziło mnie tylko w tym, co powyżej. Ten DAC gra niezwykle przestrzennie, to holograficzne reprodukowanie dźwięku, do tego TA DYNAMIKA. Wspomniane gatunki uzupełniłbym o metal, bo to jak system z Gungnirem Multibit radzi sobie z ciężkim repertuarem to prawdziwa poezja (rehehe) dla uszu. No nie mam pytań, nie mam wątpliwości, to robi różnicę. I chyba rozumiem zachwyty i drogę  zakupową co poniektórych, której efektem jest: „I’m full of schiit”. Taki zestaw, z naszym dead-endem Mjolnirem 2 i podpiętym do niego Gungnirem Multibit, (coś czuję, oj czuję) to jest właśnie TO. Cena? W naszym kraju tytułowy DAC kosztuje 6900 złotych.

Selektywne, niezwykle szczegółowe, rozdzielcze granie z niebywale dobrą górą. Pierwsze, wstępne wnioski po kilku godzinach katowania. Jako, że nEary są w salonie, a do Gungnira można podpiąć równocześnie system niezbalanowany (dzielony system NADa z Szafirami 23 z thunderboltowym hubem & iMakiem – źródłem) oraz system symetrycznie łączony (wspomniane aktywne monitory ESIO plus to co powyżej jako źródło) mogę sobie wygodnie słuchać muzyki na dwóch, mocno odmiennych, zestawach. Jak napisałem powyżej, DAC powędrował także na chwilę do gabinetu, gdzie podpięty był pod cyfrowy amp D3020 z Topazami monitor. Pokazał wtedy ponownie, że ma te hektary i ma te szczegóły, oj ma. Przepaść w porównaniu do wejść cyfrowych w integrze NADa oczywista. Cóż, wersja multibitowa to od strony typologii dokładnie to samo, co znajdziemy w zamykającym cennik superDACu Schiita: flagowym, high-endowym, naj, naj Yggdrasilu. Na marginesie, trzeba jeszcze zorganizować taki właśnie, topowy zestaw z Ragnarokiem oraz Yggdrasilem w celu dokładnego przetestowania w redakcji… tylko wtedy muszę jeszcze sobie ze dwa tygodnie wolnego wykroić koniecznie. Będzie to jeszcze w granicach naszego umownego 10 tysięcy za klamota. Dobrze, dość o tym, co byśmy…

Jako wisienkę pozostawiam sobie odsłuch na redakcyjnych LCD-3, bo to podobno idealny DAC pod te słuchawki. Zobaczymy czy tak jest w istocie (będzie towarzystwo lampy na moim, kolejny raz zmodyfikowanym, wzmacniaczu MiniWatt z nowym wkładem bańkowym – świetne lampy udało się dobrać właśnie! :-) ). Będzie więc Gungnir grał z M1 HPA Musical Fidelity, będzie także Capella Stana, wreszcie będzie testowany Z40 Myryada. Także sprawdzę dokładnie na czterech różnych wzmacniaczach, z których dwa są idealnymi partnerami dla (do niedawna) flagowych ortodynamików Audeze. Z innych słuchawek przewiduję K701, bo czuję że będzie to genialne połączenie z tym przetwornikiem. Te AKG są wymagające, potrafią w takim jw. repertuarze zawstydzić niejedne „parotysięczniki” i na pewno sprawdzę jak sobie w torze z tym Schiitem poradzą, jak zagrają.

Duża i ciężka obudowa mocno się nagrzewa (to taki znak firmowy ;-) ), jest typowo dla tego producenta „grubo ciosana” z jednego kawałka aluminium (front, góra). Boczki i dół to metalowe, też dość grube ścianki, z tyłu pysznią się wyjścia RCA/XLR oraz cztery wejścia cyfrowe (poza oczywistymi jest jeszcze BNC), wszystkie 24/192, obsługujące sygnał PCM (o DSD nie ma tu mowy). Dalej mamy metalowy hebelek mechanicznego wyłącznika zasilania, z przodu zaś tylko jeden przycisk wyboru źródła oraz dyskretne diody informujące o pracy, wybranym wejściu w DACu. Tyle. Na górze zaś, poza logo, klasyczne dla tego producenta kratki wentylacyjne, dodające uroku konstrukcji. Producent informuje o możliwości upgrade DACa w przyszłości (info na obudowie). Całość obsługiwana ręcznie, żadne tam piloty, żadne tam apki… tu liczy się dźwięk, samo sterowanie ogranicza się w sumie do włączenia/wyłączenia urządzenia (albo i nie – patrz niżej).

Aha – ważne – lepiej mieć Gungnira przez cały czas włączonego. On gra po godzinie inaczej (lepiej), a po dwóch/trzech gra swoje 100%… to sprzęt bardzo konkretnie reagujący na przepływ energii przez swoje trzewia, podobnie jak to było zresztą z Mjolnirem 2. W przypadku tego ostatniego urządzenia było to o tyle problematyczne, że poza poborem sporej dawki prądu, tamten amp miał sekcję lampową, a lampy 24/7 to lampy szybko zużywające się i średnia to opcja. Tak, czy inaczej, tak to działa. U mnie od 9 (klamot podpięty) do teraz tj. do 16 bez przerwy w użyciu i akurat tego klamota mam zamiar trzymać z wyżej wymienionych powodów stale pod prądem ;-) I jeszcze jedno, DAC trafił do nas już z niemałym przebiegiem, co może – jak piszą niektórzy – mieć istotny wpływ na jego walor soniczne. Także niech go ten prąd pieści ;-) długo i namiętnie i niech licznik godzin bije.

Na koniec tego rozbudowanego, początkowego opisu, wspomnę jeszcze o jednej rzeczy… przesłuchajcie sobie na takim multibitowym DACu (btw o różnicach technologicznych między najpopularniejszymi konstrukcjami delta-sigma a multibitami, o tego typu przetwornikach, przeczytacie we właściwej recenzji) jeszcze raz wszystkie wasze nagrania redbookowe. O ile są to dobre rejestracje, udane realizatorsko, dobrze nagrane płyty to …odkryjecie jak wiele informacji, jakie bogactwo kryje te 16/44. Odkryjecie, że wcale nie musi być hi-res (no w ogóle nie musi, pisałem o tym wielokrotnie) by zagrało zniewalająco dobrze. Raz jeszcze – nie cyferki tu robią różnicę! Słuchając na naszym thunderboltowym DACu ZOOM TAC-2 takich właśnie nagrań, nie raz, nie dwa nie było słychać żadnej różnicy, bo i nie mogło być słychać – grało to tak cholernie dobrze z materiałem (umownie) o jakości płyty CDA. To także oznacza, że DSD, które ma parę rzeczy do zaoferowania, nie powinno być traktowane jako fetysz, jako coś absolutnie niezbędnego… znowu branża zdaje się sugerować nam coś innego, ale więcej w tym marketingu, niż faktycznego progresu.

Nie chcę być źle zrozumiany – zapis jednobitowy bardzo sobie cenię, testy produktów KORGa (hardware oraz AudioGate o tu i tutaj) tylko utwierdziły mnie, że to świetny sposób na przeniesienie zapisu analogowego do świata cyfry, że takie nagrania (także w formie gotowych downloadów) są zazwyczaj bardzo wartościowe (nieliczne, patrząc na cały rynek fonograficzny, ale jak już są to zazwyczaj znakomicie to brzmi, czego nie da się powiedzieć o wszystkich „hiresach” PCM niestety, bo często 24 bit niczego konkretnie nie gwarantuje). Tak, są bardzo wartościowe, ale jak pokazuje Gungnir Multibit istotą nie są tu sposoby zapisu (bo to tylko i aż narzędzie), a całość, to czy ktoś zwyczajnie odrobił pracę domową i wykonał dobrą robotę w studiu. Jeżeli odrobił i to słychać to wtedy czeka nas uczta. Prawdziwa uczta! :)

Wracam do słuchania…

(poniżej…. do oglądania)

» Czytaj dalej

Słuchawki będą… droższe. To nieuniknione, sami to (z)aprobujemy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
B&O tyt

Takie wnioski przynosi to, co za rogiem (nas czeka). A czeka nas sporo, bo jak informowaliśmy Apple* definitywnie chce rozstać się z audio jackiem (a to oznacza, że reszta pójdzie zapewne w ślady), Intel widzi przyszłość audio w handheldach oraz komputerach zero, jedynkowo, planując wprowadzenie standardu USB-C for audio, do tego coraz więcej producentów słuchawek planuje, albo już ma w ofercie słuchawki bezprzewodowe. Z jedne strony rozbrat z kablem (z wszystkimi tego konsekwencjami), z drugiej przeistoczenie każdego urządzenia z jakimś systemem operacyjnym w transport dla dźwięku, bez konwersji audio we wbudowanych układach C/A… których to po prostu nie uświadczymy w ww. urządzeniach. Dla producentów elektroniki mobilnej oznacza to cenne milimetry do wykorzystania na coś innego (brak DACa, brak wzmacniacza, brak gniazdka), dla branży audio zaś czas żniw i to (chyba) na skalę dotychczas niespotykaną.

Słuchawki będą droższe (bo wprowadzenie konwersji do muszli, czy do obudowy IEMów to wyzwanie technologiczne, to dodatkowe koszty, to często kwestia wprowadzenia dodatkowego zasilania), będą a właściwie – jak pokazują badania – już są, bo średnia wartość ceny stale rośnie i dzisiaj płacimy uśredniając 34$ za jakieś słuchawki (podczas gdy parę lat temu było to tylko 18$). To spory wzrost, wynikający z rosnącej sprzedaży produktów droższych, z ceną przekraczającą pułap budżetowy (za taki uznawano do tej pory właśnie około 20$) oraz popularyzacji słuchawek bezprzewodowych. Według mnie w pudełkach przyszłych iPhonów (a także z czasem innych marek) nie uświadczymy już żadnych „podstawowych” słuchawek. Raczej żaden producent nie zdecyduje się na takie, kosztowne akcesorium, jako część standardowego wyposażenia, poza tym nie przepuści okazji by zaoferować firmowe bezdrutowe IEMy z odpowiednią metką (i marżą). W komplecie słuchawek nie będzie, do samego zaś telefonu  w prosty sposób nie podepniemy żadnych słuchawek czy głośników. To dobra wiadomość dla producentów przenośnych ampDACów… wzrost sprzedaży tego typu akcesoriów wydaje się nieunikniony (choć to mnożenie bytów i większość i tak kupi jakieś słuchawki).

Oczywiście będzie można także grać dalej „po drucie”, ale inaczej niż do tej pory zwykło się to robić. Poza wzmiankowanymi mobilnymi DACami, same słuchawki będą pozwalały na bezpośredni transfer muzycznych bitów via USB-C / Lightning. Czuję, że to kwestia najbliższej przyszłości. Są już takie produkty, pisaliśmy o nich (i niebawem kolejny raz opiszemy – tym razem będą to H8 Bang&Olufsena), a będzie ich (znacznie) więcej na rynku (a jak tylko pojawią się, przetestujemy także Audeze EL8 Titanium). Samo granie z wbudowanego DACa w słuchawkach jest moim zdaniem bardzo poważnym progresem w zakresie jakościowym, dającym dodatkowo zupełnie nowe możliwości. To 100% zgranie elektroniki z głośnikami wbudowanymi w muszlę, obudowę, pełne dopasowanie, do tego różnego rodzaju systemy optymalizacji, korekcji, efektowe i nie chodzi tu tyko o coraz doskonalsze ANC. To nowe otwarcie. Jak pokazuje przykład ostatnio słuchanych N90Q (flagowy model AKG z kategorii ultranowoczesne, właśnie będące całym system, słuchawki do słuchania z komputera / handhelda), to kierunek który będzie wiodący, będzie wyznaczał trendy w segmencie słuchawkowym.

 

Wzrostowi sprzedaży (o 7% w stosunku do zeszłego roku) towarzyszy zatem szybki wzrost cen (aż 0 19%!) słuchawek, które trafiają na rynek. Obserwujemy to zarówno w zakresie produktów tańszych, jak i tych z najwyższej półki. Jeszcze półtora roku temu, granicą high-endu były (poza flagowymi Staksami, ale to wyjątek) nauszniki za około 10 tysięcy złotych. Teraz ta granica została przekroczona i często flagowce atakują poziom 20 tysięcy. Jednak ciekawsze i dla rynku istotniejsze dzieje się w zakresie ceny od ok. 500 do ok. 2000 złotych. Właśnie w tym przedziale pojawiają się nowinki, wdrażane są nowe rozwiązania, o których wspomniałem powyżej. To właśnie takie słuchawki (IEMy czy mobilne nauszniki, bo mobilność jest absolutnie niezbędnym elementem i wpływa na konstrukcję nowych modeli) stanowią najciekawszy segment. Najwięcej dzieje się właśnie w produktach oferowanych w wyżej wymienionych widełkach. Myślę, że granica zostanie przesunięta do około 1000 złotych za w pełni wyposażone modele, wcale nie rzadko przyjdzie nam zapłacić półtora albo prawie dwa tysiące złotych za słuchawki „na wypasie” i to niekoniecznie takich od niszowych producentów audiofilskich. Wzrost ceny jest nieunikniony.

Pytanie, co się stanie z tanimi, bardzo tanimi słuchawkami? Brak możliwości ich podpięcia do nowego telefonu, komputera, może przełożyć się na erozję zainteresowania najtańszymi propozycjami. To ważny sygnał dla największych producentów słuchawek, tj. Sony, JVC, Philips, JBL czy Apple. W stosunkowo najlepszej sytuacji wyjściowej jest ta ostatnia firma. Po pierwsze ma markę premium (a jednocześnie sprzedaje te produktu na masową skalę) tzn. Beats Audio. Po drugie sama odpowiada za popularyzację, narzucanie standardów rynkowych. Po trzecie w zakresie ceny powyżej 100$ to właśnie Beats (czytaj Apple… wraz z Apple tzn. EarPodsami głównie) ma 45% udziały na rynku.

Sprzedaż bezprzewodowych modeli w stosunku do zeszłego roku podwoiła się (!) i jest to już 14% całej sprzedaży. To gigantyczny wzrost! Według przedstawicieli JBL-a to właśnie brak kabla skłania ludzi do wydawania dużo wyższej kwoty na słuchawki niż do tej pory zwykli to czynić. Nowe produkty, zaprojektowane tak by nie wypadać z ucha, bezprzewodowe, wyposażone w dodatkowe systemy, grające kilkanaście godzin mogą (zdaniem konsumentów) kosztować średnio nawet 180 dolarów i znajdą swoich nabywców. To świetna wiadomość dla branży, bo pokazuje bardzo duży, właściwie niezagospodarowany do tej pory rynek dla tego typu konstrukcji.

Dodajmy do tego jeszcze jeden ważny trend: przekształcanie się słuchawek w wielofunkcyjne gadżety, które nie tylko samodzielnie odtwarzają nam przesyłane ze źródła strumienie audio (za pomocą kabla, lub bez jego pomocy), ale dodatkowo pozwalają na monitoring aktywności, pomiar parametrów związanych z kondycją fizyczną (zdrowie vide pomiar temperatury), element niezbędny do wygodnego i pewnego korzystania z cyfrowej asysty (Siri, Cortana, Google Now etc.) itd. itp. Innymi słowy słuchawki stają się powoli niezbędnym elementem całości (elektroniki osobistej), co wcale nie oznacza, że nie trzeba będzie za to wszytko dodatkowo zapłacić. Na pewno trzeba będzie (więcej) zapłacić.

O słuchawkach wyznaczających nowe trendy przeczytacie na #HDOpinie m.in.: Sennheisery Momentum Wireless OvE, Devinitive Technology Symphony 1 oraz Nowości na CES 2016 

* wyczuliśmy gdzie i jak wieje już w czerwcu 2014 r :)

Warner Music z długoterminową licencją na MQA!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
WARNER

To pierwsza z wielkich wytwórni fonograficznych (tzw. majorsów), która zdecydowała się na implementację tego rozwiązania w swoim katalogu. Taki krok ze strony Warnera oznacza, że MQA przestaje być rozwiązaniem może i ciekawym, ale póki co niszowym, a czymś, co może przeistoczyć się w przyszłościowy sposób zapisu muzyki. Oczywiście w tle mamy streaming, bo właśnie strumienie są tutaj kluczowe, a MQA ma pozwolić na oferowanie muzyki nie tylko bezstratnie, ale jeszcze dodatkowo w lepszej jakości niż do tej pory (w praktyce strumienie, poza niewielkimi wyjątkami, nie przekraczały bitrate płyty kompaktowej – tutaj będzie można zaoferować jakość hi-res). Wspominałem wcześniej o wprowadzeniu tej technologii przez Tidala (tyle, że na razie jeszcze w ograniczonym zakresie tj. paru lokalizacjach, nie globalnie), który jest rozpoznawalny, gdzieniegdzie nawet popularny, ale nie może być sam jeden narzędziem do popularyzacji tytułowego rozwiązania.

Krok milowy? Nie inaczej, bo za Warnerem pójdą inni. A to oznacza bardzo duże zmiany w usługach streamnigowych, bo o to pojawi się gotowy patent na przesyłanie muzyki o jakości studio mastera, przy zredukowaniu transferu do poziomu zbliżonego do dzisiejszego wykorzystania pasma. To całkowicie wykonalne, ciekawe kto z wielkich graczy (fonograficznych) dołączy oraz (co równie istotne), które z głównych serwisów streamingowych pójdą śladem Tidala. Czy będzie to Spotify? Czy może na WWDC wraz z bardzo poważną (tak mówią, ciekawe co z tego wyjdzie) przebudową iTunes zaprezentowana zostanie nowa wersja usługi Apple Music (oraz sklepu z muzyką do kupienia)? Firmie jabłczanej może bardzo zależeć, bo dochody ze sprzedaży albumów, piosenek szybko się kurczą, a maksymalizacja zysku (na pewno utwór nie będzie imho kosztował 99 centów, na pewno będzie droższy) to coś, co „Kupertyńczycy” opanowali do perfekcji. Do tego droższe abonamenty w AM… tak, to całkiem prawdopodobne, szczególnie, ża MQA może być stosunkowo łatwo wprowadzony do kramiku Apple (od strony technologicznej to żadne wyzwanie).

Uzyskanie idealnej jakości w przesyle strumieniowym może oznaczać ostateczny rozbrat z fizycznym nośnikiem. Rozbrat nie oznaczający zniknięcia płyt z rynku, a raczej ich marginalizacji, z jednoczesnym zaoferowaniem kompaktu (z winylem tak to właśnie wygląda) jako ekskluzywnego, specjalnie wydanego materiału, często w wersji nigdzie indziej (czytaj w Internecie) nie spotykanej. Płyta stanie się zatem niszą, ale właśnie taką niszą dl a konesera. To jak z czarnym krążkiem, który powrócił w chwale po ćwierć wieku niebytu (niemal) i obecnie stanowi właśnie taką odskocznie od tego co zero jedynkowe w konsumpcji muzyki. MQA może to wszystko jeszcze dodatkowo przyspieszyć, dla dużej części konsumentów taka zmiana de facto przejdzie (zapewne) niezauważona, ale dla całej branży będzie to bardzo ważna cezura. Warner zapoczątkował ten proces i raczej nikt go już nie powstrzyma…

Podłogowe monitory od Pylona? Recenzja kolumn Sapphire 23

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Szafiry-23_4

Dlaczego taki tytuł? Ano dlatego moi drodzy, że to właśnie takie monitorowe granie. Intensywne, skupione, intymne i bliskie, a przy tym wcale nie pozbawione możliwości wypełnienia dźwiękiem średniej wielkości salonu. Tak, te kolumny są czymś specjalnym w ofercie Pylona, bo łączą wyrafinowane brzmienie (nie tak, jak Ambery, które raz że większe, a dwa skrojone pod muzykę – nazwijmy – rozrywkową, nie były uniwersalne, były skrojone pod konkretny repertuar) z bardzo filigranową formą. Pylon ma w ofercie kompaktowe wersje w każdej linii podłogówek, testowaliśmy m.in Topazy 15 i bardzo nam to granie przypadło do gustu, ale…. siłą rzeczy porównywaliśmy je do „pełnowymiarowych” braci. Wychodziły oczywiste niedostatki w reprodukcji basu, co było rzecz jasna zrozumiałe, jednak całościowo pozostawiało pewien niedosyt.

W przypadku Sapphire 23 jest …inaczej. Miałem sposobność słuchać modelu 31 i powiem szczerze, że porównanie z Topazami 20 wypadło na niekorzyść nominalnie lepszego (w ofercie) zestawu. Topazy całościowo grały niezwykle angażująco, namacalnie, dźwięk wydobywający się z kolumn skutecznie infekował, nie pozostawiał wyboru – jak już słuchasz, to na całego, bez zwracania uwagi na otoczenie. Z dużymi Szafirami było inaczej – grały na bardzo wysokim poziomie, ale bez tego zaangażowania po stronie słuchacza, bez tego niezwykle skutecznego skupiania naszej uwagi na muzycznym spektaklu. Spotkałem się z opinią, że 31 to model pod rozrywkowy repertuar, że to zestaw pod określone brzmienie. Może faktycznie? Sapphire 23 natomiast to zupełnie, całkowicie inne kolumny, właściwie tylko (dla mnie) nominalnie należące do tej linii zestawów głośnikowych Pylona.

Te kolumny nie dość, że grają zupełnie inaczej od „większych paczek”, to jeszcze dodatkowo mają do zaoferowania coś specjalnego. Tym czymś jest interakcja ze słuchaczem, która przypomina odsłuch na monitorach bliskiego pola. To bliskie, intensywne, intymne granie, takie zupełnie nie „z podłogówek”…. bo w przypadku takich kolumn spodziewamy się (i zazwyczaj dostajemy) duży wolumen, dynamikę bez ograniczeń oraz konkretny dół. Tutaj ten dół jest zaakcentowany i – o czym więcej przeczytacie w rozwinięciu – wcale nie musimy (kolumienki na biurko) bardziej się go domyślać, niż faktycznie go słyszeć, co też jest czymś, co czyni tę konstrukcję pod pewnymi względami wyjątkową w ofercie. Chcecie zatem „monitory” w formie czegoś do ustawienia w salonie? Kolumny, które zagrają nie jak duże podłogówki, a jednocześnie (właśnie!) pozwolą wypełnić dźwiękiem 20 metrowy pokój? Nie musicie dalej szukać. Sapphire 23 są dokładnie tym, czego szukacie.

A teraz konkretnie…

» Czytaj dalej

Audeze Sine trafiają na rynek

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-05-11 o 13.04.58

Czy to zwiastun nowego, nowego w sensie wyautowania gniazdka mini jack z elektroniki użytkowej na rzecz całkowicie cyfrowej transmisji ze źródła dźwięku? Wspominałem parę razy ostatnio o zawiązującej się koalicji gigantów IT, którzy dążą do usunięcia portu audio ze sprzętu komputerowego, a przede wszystkim z wszelkiej maści handheldów. To oznacza spore zmiany w ofercie rynkowej, całkowicie nowe otwarcie w segmencie słuchawkowym, maksymalizację zysków, nowe jachty prezesów… tak, to wszystko prawda, ale szczerze – mamy w to w głębokim poważaniu (te jachty) – nas interesuje co to tak naprawdę oznacza dla nas, dla miłośników muzyki. O nowych produktach Audeze także już wspominałem. Nowe, „tytanowe” EL-8ki z całkowicie cyfrową transmisją (kabel Cypher z wbudowanym dakiem oraz wzmacniaczem pracujący z jablkową elektroniką) to jedna z zapowiedzi, mamy potwierdzenie, że jak tylko się pojawią na naszym rynku to przetestujemy je u nas. No właśnie – kabel. Co prawda rozwiązanie Audeze jest dopasowane wyłącznie do słuchawek tego producenta (płaskie, niestandardowe konektory wchodzące do muszli), ale to jest jakiś kierunek rozwoju akcesoriów, bo osób, które zechcę podpiąć dodatkową skrzyneczkę pod smartfona nie będzie za wielu – gwarantuję Wam, że wielu nie będzie. Oczywiście gro producentów zdecyduje się na umieszczenie całości elektroniki w muszli. Od jakiegoś czasu to powszechna metoda przeniesienia konwersji sygnału oraz – dodatkowo – jego wzmocnienia w produktach bezprzewodowych. Pisałem o tym przy okazji naszego testu Sennheiserów Momentum Wireless OvE, które to właśnie podpięte kablowo do źródła (komputera czy handhelda – wszystko jedno) pokazują o co w tym wszystkim chodzi. Podobnie było w przypadku opisanych przez nas słuchawek Devinitive Technology test Symphony 1). Grało to świetnie, pokazywało jak wiele wnosi bliskość elektroniki odpowiedzialnej za przekształcenie sygnału z przetwornikami, które ten sygnał mają odtworzyć.

Sine to najnowsza propozycja, przypomnę, najtańsze, najprzystępniejsze cenowo, a do tego planarne i właśnie – wyposażone w kabel Cypher słuchawki, najmniejsze, najlżejsze …alternatywa dla takich Oppo PM-3 z amp/dakiem HA-2 (patrz test), tyle że alternatywa o tyle ciekawsza, że tutaj płacimy za jeden produkt, a otrzymujemy całościowe rozwiązanie z konwersją sygnału, jego wzmocnieniem i czymś, co go odtworzy. Można będzie kupić i bez rzeczonego kabla, ale pytanie czy warto przy różnicy 50$ w cenie (499 vs. 449). Oczywiście mamy na tym kablu 24 bitowego DACa oraz wzmacniacz, który zdaniem projektantów, nie będzie miał żadnych problemów z wysterowaniem nawet ambitnie trudnych (czytaj ortodynamicznych właśnie) słuchawek, co w przypadku iPhone może być soute dość problematyczne. Martwi tylko ukłon w jedną (jabłkową) stronę, ale może to się zmieni za sprawą wdrożenia USB-C for audio. Czekamy na ten jeden wspólny sposób transmisji danych audio za pośrednictwem jednego standardowego interfejsu i …nadal czekamy. Tyle, że może wreszcie się doczekamy, a to za sprawą wspomnianego podejścia branży zakładającego stopniową rezygnację z układów C/A, gniazd analogowych w elektronice mobilnej (komputerach?), przeniesieniu tych elementów do „efektorów”. Tak to będzie zapewne za parę lat wyglądało. A może nawet szybciej niż za parę. Wzmiankowane słuchawki dostępne są już w Apple Storach oraz na witrynie AOS (nie polskojęzycznej – tam znajdziecie wspomniane tytanowe EL-8 z Cypherem).

Czekamy na dostarczenie słuchawek do redakcji…

Jeżynka z lampowym wzmacniaczem? Raspberry Pi z bańkowym ampem

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-05-11 o 12.10.37

Mówi Wam coś nazwa 503HT? Ano właśnie. To najnowszy mod Rapesberry Pi stworzony przez ludzi, którzy postanowili pożenić nano komputerek z lampowym ampem i stworzyć coś na kształt autonomicznego źródła PC Audio w mocno niebanalnej formie. Ma to, to kosztować 99 dolarów. Za 35$ mamy samą płytkę R Pi, co oznacza, że wkład audio pokręca cenę o jakieś 300%. Pytanie, czy ten lampowy wzmacniacz wbudowany, czy nadbudowany nad płytką jeżynki jest coś wart? Zdaniem zainteresowanych, którzy zdążyli wpłacić dwa razy więcej środków od założonego celu na Kickstarterze – owszem – jest. Twórcy chcieli 20 000 dolarów, mają już uzbierane prawie 80 000, co oznacza że projekt wejdzie w fazę realizacji. Oczywiście będą różne opcje związane z lampowym wsadem, zastanawia mnie tylko na ile ta cała zabawa ma sens? Pojedyncza bańka oraz jakiś scalak z komputerowym komponentem to jedno, forma oraz odpowiedni software to druga strona medalu. Ta druga leży w gestii samych nabywców. Sam mózg - płytkę R Pi w wersji 3 – musimy sobie sprokurować we własnym zakresie.

Na „nadbudówce” znalazło się miejsce dla 24 bitowego DACa opartego na kości THD PCM5102 (24/192), wkład lampowy oparto na wspomnianej płytce 503HTA z cokołem dla pojedynczej lampy 12AU7 (ECC82) lub 6922/6DJ8 (ECC88) z możliwością precyzyjnej regulacji biasu, ponadto zamontowano wzmocnione gniazdko mini jack oraz przełącznik kontroli poziomu wysterowania, napięcia dla podpinanych słuchawek (trzy poziomy gain). BTW Zwróćcie uwagę na zastosowane „kondki”. Wyjście słuchawkowe działające w klasie A oparto zaś na scalakach IRL510 oraz LM317A. Wspomniane 99 dolarów to najniższy poziom finansowania. Teraz, jeżeli zechcemy wesprzeć projekt, cena z pojedynczy „moduł” wynosi 119 dolarów. Projektanci mówią o wysterowaniu dowolnych słuchawek na rynku. Hmmm. Mogą to być nauszniki od 32 do 300 ohm. Pytanie jak to będzie finalnie wyglądać? Za całością stoi Pi 2 Design, które obiecuje, że gotowe urządzenia trafią do fundatorów na przełomie września / października. W komplecie „tube amp hat” – tytułowy wzmacniacz lampowy, zasilanie, okablowanie, dokumentacja oraz zestaw montażowy. Teoretycznie będzie można także podpiąć jakieś niewielkie monitorki pod to, np. takie jak przetestowane u nas Scansoniki S5, względnie testowane właśnie nEar05.

Pozostając sceptyczny, postaram się sprawdzić co się za tym wszystkim kryje…

» Czytaj dalej

ADL Stratos w redakcji: cyfrowo-analogowy all-in-one

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ADL Stratos_tyt

Nowość ADL-a to coś więcej niż DAC, niż wzmacniacz słuchawkowy… to urządzenie mające ambicję zajęcia centralnego miejsca w systemie, fundamentu na którym zbudujemy sobie cały tor. Na wyrost? Nie, definitywnie nie. Biorąc pod uwagę wyposażenie oraz możliwości wniosek jaki się nasuwa jest oczywisty i jednoznaczny: jest Stratos oraz cała reszta toru. A to oznacza bardzo wysoko postawioną poprzeczkę, bo żeby ten all-in-one stanowił kościec to musi pokazać, że w każdym aspekcie swojej rozbudowanej funkcjonalności „daje radę”. Ten cyfrowo-analogowy przedwzmacniacz, rekorder z gramofonowym pre oraz wzmacniacz słuchawkowy w jednym (tak trudno znaleźć właściwe określenie dla takiej centralki… a może właśnie centralka audio?) może pochwalić się symetrycznymi wyjściami dla sygnału z możliwością zasilenia w ten sposób końcówek / kolumn jak i słuchawek.

Ma pilota zdalnej obsługi, ma solidny potencjometr wykonany z jednego kawałka metalu, ma wyświetlacz prezentujący stopień wzmocnienia (diodowy, nie prezentuje innych danych), ma wreszcie prawie wszystko od strony obsługi sygnału (via USB: PCM 24/384 z DSD 64/128)… prawie, bo 32 bitów nie obsłuży (w specyfikacji jest, ROON/OSX milczą na ten temat), DSD 11.2Mhz aka 256 też nie? (w specyfikacji jest, ROON/OSX milczą na ten temat, choć na obudowie diodę z oznaczeniem mamy), nie ma też natywnie zapewnionego wsparcia dla MQA. Egzotyczne formaty to oczywiście nisza, niszy, choć MQA może stać się dość istotnym elementem w niedalekiej przyszłości. Rzecz jasna brak obsługi zaszytej w układach Stratosa nie oznacza, że sobie nie posłuchamy – jak wspominałem, będzie można spokojnie odtwarzać taki materiał, a dekodowaniem zajmie się software (w tym algorytm działający zdalnie, jak w przypadku Tidala). Powracając do konstrukcji – dwa wejścia analogowe, z czego jedno z obsługą wkładek MM/MC to coś, czego można było spodziewać się w przypadku tego producenta (patrz nasz test GT40 Alpha), tak czy inaczej, fajnie że dodano jedno wejście liniowe, bo w razie czego można podpiąć do omawianego urządzenia jakieś zewnętrzne źródło w domenie analogowej. Wbrew pozorom czasami przydaje się taka opcja, tu jesteśmy na wypadek chęci podpięcia tunera, odtwarzacza, szpuli czy na co nam przyjdzie ochota, przygotowani. Wbudowany układ ADC pozwala na rejestrację dźwięku z czarnej płyty o jakości maks. 24/192. Oczywiście nie zapominano o optyku oraz wejściu koaksalnym dla sygnału cyfrowego.

Studyjna forma (dosłownie, bo poza wyglądem, to niewielki interfejs… wróć… centralka audio jest)

Jest co i gdzie podpinać :)

Minusem dla niktórych będzie wtyczkowy zasilaczyk. Stratos, mimo rozbudowanej funkcjonalności, mieści się w niewielkiej, kompaktowej, prostej obudowie. W ogóle forma przypomina jako żywo sprzęt studyjny (te czerwone cyfry na wyświetlaczu diodowym ;-) ), ładnie to nam koresponduje ze studyjnymi kolumnami nEar05 które właśnie grają w tandemie, podpięte symetrycznie z ADL-em. Niewielka waga, brak rozbudowanej sekcji zasilania w samym urządzeniu, przeniesienie tego elementu poza obudowę – innymi słowy – budżetowy projekt, gdzie koszt całości trzeba było trzymać w ryzach, w efekcie przyniósł bardzo atrakcyjną cenę. Tak, tutaj na pierwszym miejscu była wszechstronność, bardzo rozbudowana funkcjonalność, przy utrzymaniu ceny na jak najniższym poziomie. Nie znam drugiego takiego sprzętu (np. Matriksy są bez gramofonowego wsadu), który przy tych wszystkich możliwościach kosztuje 4500 złotych. Oczywiście projekt, pomysł to Japonia, wykonanie, fabryka to Chiny. To zrozumiałe do zaakceptowania, bo i Chiny dzisiaj to często, gęsto wysoka jakość wykonania, a gdzie indziej (a szczególnie w takiej Japonii czy USA) koszty wyprodukowania windują cenę. Także, jak chcemy sobie przeprowadzić modyfikację zasilania, zamawiając coś np. u Tomanka (porządny zasilacz na zamówienie pod omawianego Stratosa – rzecz jak najbardziej możliwa, wykonalna) to nic nie stoi na przeszkodzie. Czy przyniesie i jaki przyniesie efekt taka modyfikacja… postaram się to sprawdzić empirycznie. Na razie ADL gra sobie na tomankowej listwie TAP i to musi chwilowo wystarczyć.

Tak to się identyfikuje pod OSX-em (32bit?)

Poniżej galeria prezentująca obiekt (latający… nie, nie latający – grający oczywiście ;-) ) ze zrzutami ekranu z ROONa/Maka. Gramy via thunderboltowy hub (patrz nasza recenzja stacji thunderboltowej Elgato) i działa to wszystko bezproblemowo, płynnie, bez żadnych niespodzianek. ROON po ostatniej aktualizacji poprawiającej drobne błędy zadziwia mnie bezustannie stabilnością oraz możliwością „dźwignięcia” kilkunastu stref / urządzeń RAAT (nie licząc endpointów AirPlay). Sumując: ze Stratosem odtwarzamy muzykę w bitperfect, jednocześnie nie zapominając o czekającym na nas gramofonie. Będzie grało oraz będzie nagrywało. Muszę tylko wybrać jakąś sensowna alternatywę dla znakomitego Audiogate. Zobaczymy. Sporo się nauczyłem podczas testowania Korga 10R w temacie rejestracji winyla do pliku, także będzie można porównać i sprawdzić możliwości jakie w tym względzie oferuje propozycja ADL-a. Zapraszam do galerii (przypominam także poniżej specyfikację Stratosa – to szczególnie pod kątem wszystkich cyferkolubów… proszę, macie swoje cyferki ;-) ):

» Czytaj dalej

USB-C uniwersalnym portem audio? Intel chce wyrugowania audio jack 3.5

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-05-01 o 23.52.58

Kto wie, niewykluczone i być może. To bardzo nęcąca perspektywa – jeden port do wszystkiego, funkcjonujący jako standard nie tylko w komputerach, ale także handheldach. I faktycznie w przypadku Androida widać trend na stosowanie nowego USB w telefonach. Czekamy na tablety, a także na decyzję Apple co dalej… czy ograniczyć USB-C tylko i wyłącznie do komputerów, czy może zrezygnować z Lightninga i wprowadzić nowe, uniwersalne złącze, pasujące docelowo do wszystkiego. Ciekawe co zrobią, szczególnie że branża elektroniki użytkowej jest bardzo zainteresowana wprowadzeniem jednego, kompatybilnego ze wszystkim interfejsu we/wy. Nowe USB jest idealnym kandydatem, a w wersji obecnie wdrażanej, wiodącym rozwiązaniem integracji wcześniejszych złącz, interfejsów w ramach spójnego, jednego portu „od wszystkiego”. Cel jest ambitny, pytanie na ile realny. Nie zapominajmy, że tylko od decyzji wszystkich zainteresowanych (branża) zależy, czy USB-C będzie np. egzystował  w roli kluczowego interfejsu audio jako ciekawostka, czy też jako powszechnie uznane (jako standard) zostanie wybrane coś zupełnie innego (nie widzę niczego takiegoW przypadku nowego USB-C 1.2 mamy integrację Thunderbolta 3, co dla niektórych może stanowić ważny fakt ułatwiający podjęcie decyzji, czy „w to wchodzić”.

Jedno gniazdo do wszystkiego jest czymś, o czym od dawna się mówiło, choć urzeczywistnienie tej wizji jak widać zajęło sporo czasu. Teraz faktycznie nie ma żadnych przeciwwskazań, by w końcu uprościć interfejsy, ujednolicić sposób podpinania czegokolwiek do nowych komputerów i handheldów. Intel doskonale zdaje sobie sprawę, że obecnie audio to Internet, to streaming lub pobieranie kontentu z sieci. USB-C pozwoli na wywalenie wszystkich zbędnych złącz, w tym tych klasycznych (od zawsze) tj. gniazdka jack, jak porty AV (HDMI), osobne rozwiązania dla szybkich interfejsów (*wspominany Thunderbolt). Apple jako pierwsze wspominało o wyrzuceniu za burtę gniazda audio jack z iPhone. To oczywiście nie oznacza, że firma zdecyduje się na zastąpienie dość świeżego jeszcze, własnego interfejsu Lightning (stosowanego od iPhone 5 oraz iPada czwartej generacji). To dopiero nieco ponad 3 lata od chwili wprowadzenia tego nietypowego, ograniczonego do własnego ekosystemu, rozwiązania. Jabłko korzysta finansowo na licencjonowaniu produktów, akcesoriów działających na tym interfejsie. USB-C oznaczałoby poważną zmianę polityki w tym względzie.

Jedno jest pewne, coś wielkiego wisi w powietrzu i dni starych interfejsów audio wydają się być policzone. Intel intensywnie pracuje nad specyfikacją USB-C audio, która to ma dać branży IT oraz branży audio nowy standard, pozwalający z jednej strony na tworzenie pracujących dłużej na baterii, jeszcze lżejszych i jeszcze cieńszych handheldów, z drugiej zaś na przeniesienie konwersji C/A ze źródła (które odtąd stanie się transportem dla zer i jedynek) do efektora (słuchawek głównie). Może to spowodować wzrost jakości odtwarzanej muzyki, jednak podkreślam – może – nie musi tak się stać. To, czy tak się stanie zależy od splotu wielu czynników, z których najważniejszą wydaje się pełne porozumienie producentów, przemysłu z ustaleniem wspólnego mianownika dla elektroniki użytkowej oraz sprzętu audio. Mam nadzieję, że uda się to zrobić, bo w przeciwnym razie będzie chaos i nic z tego sensownego nie wyjdzie. Wielozadaniowość nowych generacji słuchawek (np. monitoring aktywności, pomiar pulsu w dokanałówkach) wraz z przeniesieniem całej elektroniki odpowiedzialnej za ostateczny rezultat jakościowy (muzyka) do muszli, obudów przetworników IEMowych wyzwoli nowy impuls, da potężny bodziec dla producentów, którzy zapewne skwapliwie skorzystają z sytuacji. Nowe produkty to kwestia paru najbliższych miesięcy. Sprowadzenie do roli transportu (wyłącznie) smartfona, tablet czy komputer to realizacja jednego z głównych postulatów dotyczących poprawy brzmienia z plików, ze sprzętu komputerowego. Na plany w tej materii zareagowały błyskawicznie firmy z Chin, wprowadzając na rynek pierwsze telefony pozbawione wszystkich innych gniazd poza USB-C.

Byłoby wspaniale, gdyby cała branża wybrała coś uniwersalnego, coś co w praktyce zostało właśnie na rynek wprowadzone. Problemem może okazać się niechęć Apple do zmiany dotychczasowego interfejsu we/wy z urządzeń na iOS na coś innego. To jeden z hamulcowych szybkiego spopularyzowania USB-C na rynku. W przypadku Androida nie będzie takich problemów, adaptacja już następuje. Poza tym jest jeszcze cała branża audio, która musi dopasować się do nowego sposobu komunikacji urządzeń mobilnych ze sprzętem grającym. Kabel USB-C może okazać się niezbędnym elementem rzeczywistości (w perspektywie 5 letniej, bo będzie to na pewno proces rozłożony w czasie), jednak zanim to nastąpi, nadal klasyczne interfejsy będą w użyciu i nie wyjdą z mody.

 

DP-X1 wreszcie na rynku. Topowy DAP od Onkyo w sklepach!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-05-01 o 22.52.29

Wspominałem o tym playerze. Wreszcie jest. Długo przyszło na niego czekać, ale też gwoli sprawiedliwości, producent wprowadził do projektu wiele usprawnień i stąd poślizg. Najważniejsza informacja brzmi – jest streaming, jest Tidal, można zatem uznać DP-X1 za alternatywę dla smartfona z jednym wszakże ale – nadal nie zdecydowano się na umieszczenie w DAPie (wzorem tabletów) własnego modułu komórkowego. Wielka szkoda. Możemy strumieniować w jakości płyty CDA, co więcej możemy (czy zaraz będziemy mogli) strumieniować hi-resy w formacie MQA. Player jest na to sprzętowo przygotowany. To maszyna, która może z powodzeniem konkurować z propozycjami Astell&Kern czy HiFiMANa. Propozycja rodzimego przemysłu (Sony) jest droższa (a nie ma takich możliwości, co opisywany DAP) lub tańsza vide Pioneer. Ten ostatni to uboższa wersja opisywanego produktu, player który pojawił się na rynku parę miesięcy temu. No dobrze, co poza streamingiem oferuje Onkyo, zapytacie. Oferuje całkiem sporo.

Za 899 dolarów dostajemy wykonanego w metalu, androidowego grajka z obsługą DSD 256 (11.2MHz) oraz plików PCM do 384kHz (DXD), wyposażonego w dwa oddzielne (po jednym na kanał) przetworniki C/A ESS Sabre (9018M). Do tego konstrukcja dual mono (wzmacniacze), odseparowanie całej ścieżki sygnału od modułu zasilającego (bateria) oraz części procesorowej (główny układ ARM kontrolujący działanie playera). A to jeszcze nie wszystko –  mamy do dyspozycji maksymalnie 432GB pamięci (dwie karty SD po 200GB plus pamięć 32GB wbudowana), 4.7″ ekran dotykowy 720p oraz bateria pozwalająca na 16 godzin działania. Niewykluczone, że uda się sprawdzić jak to gra i odnieść wrażenia z testu do doświadczeń wyniesionych z testów AK120/240 oraz HM8xx/9xx. To jedna z najciekawszych propozycji w tym segmencie rynku.

Rzut uchem: FiiO A1 & M3 czyli amp & DAP za parę pesos

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A1_1

Tak, to tanie granie. Bardzo tanie. FiiO – jak wiemy – tak ma, że za swoje produkty chce bardzo niewiele, ale tutaj mówimy wprost: to entry level. Czy to oznacza, że mamy do czynienia z lowFi w wariancie coś tam leci, byleby grało, w takiej cenie to cudów nie ma? Otóż nie, za te niewielkie pieniądze, które przyjdzie nam zapłacić za miniaturowy wzmacniaczyk A1 oraz najtańszy w ofercie DAP M3 oferują więcej niż sprzęt duuuuuużo droższy, odtwarzający muzykę na innym – wyższym poziomie – tyle, że w konfrontacji z powyższymi zawodnikami relacja koszt – efekt wypada przypadku dużo droższych znacznie gorzej. I nie jest tak, że z takimi produktami nie warto łączyć produktów z innej półki cenowej. Testowałem tytułowe urządzenia ze słuchawkami Momentum (IEMy oraz pierwsza i druga generacja wokółusznych naszuników). Z nowym modelem taki M3 grał dobrze, to samo w tandemie z wpiętym w tor A1. Po aktywacji ANC w słuchawkach miałem wrażenie obcowania z dużo droższym niż w rzeczywistości źródłem (tandem A1&M3). Słuchawki? Owszem, bo Momentum potrafią wyciągnąć ze źródła wiele dobra, a przy tym są uniwersalne, łatwo się dopasowują, ale to nie tłumaczy wszystkiego. Mam tanią MP3, która notabene stanowi użyteczny element w testach mobilnych źródeł, pokazuje bowiem poziom mniej niż zero (nie da się tego słuchać, w sytuacji gdy skupimy się na przekazie), jest też tablet na Androidzie (wyjście słuchawkowe w Neksusie 7 kiepskie) i to wszystko (jako punkt odniesienia) prowadzi do prostego wniosku – także w niskim budżecie da się zrobić coś, co gra nie tylko poprawnie, ale w odpowiednim towarzystwie potrafi pozytywnie zaskoczyć. Potrafi tak, jak tandem A1 z M3.

Testowanie takich urządzeń, jak tytułowe maluchy, jest często większym wyzwaniem niż audiofilskiego odtwarzacza za parę tysięcy, bo tam pewne rzeczy są dość przewidywalne. Zawsze gra to dobrze, płynnie, przekonująco, przekaz jest koherentny, możemy być pewni, że to poziom zapewniający odpowiednio wysoką jakość tego, co usłyszymy. W przypadku tańszego, budżetowego sprzętu, podobny efekt można uzyskać tylko wtedy, gdy inżynierowie, producent podejmą właściwe decyzje i stworzą coś, co mimo ograniczeń budżetowych da finalnie coś z czego z przyjemnością skorzysta osoba, której nie jest wszystko jedno (odnośnie jakości odtwarzanej muzyki). Jak pokazują produkty FiiO to się czasami udaje bardziej (fantastyczny E10K Olympus 2), innym razem mniej (np. pierwszy Alpen), ale jest w przypadku tego producenta widoczne dążenie do tego, aby takie coś – tanie a dobrze grające – tworzyć. Widać to wyraźnie, wystarczy rzut oka na katalog. W przypadku A1 mówimy o użytecznym akcesorium, które daje nam dodatkową moc (szczególnie przydatne w przypadku często mocno rachitycznych wzmacniaczyków handheldów… no może poza nowym iPadem Pro 9,7″ – będzie o tym osobny wpis na HDO, testowałem pod kątem audio rzecz jasna) i robi to nad wyraz transparentnie dla sygnału, czytaj – nie ma tam śladu podkoloryzowania oraz destruktywnego wpływu na dźwięk tj. kompresji, przesterowania, a mamy z A1 te dodatkowe poziomy głośności, które są nam zwyczajnie potrzebne. Potrzebne w przypadku niektórych słuchawek (wręcz niezbędne, bo bez tego zagra nam to jałowo), potrzebne by mieć szerszy zakres i zapas (wystarczy odtworzyć niektóre albumy w hires, te dobrze przygotowane, gdzie nikt nie masakrował nagrania sztucznie podnosząc głośność). Natomiast M3 to coś, co mimo oczywistych ograniczeń (in minus: sterowanie, obsługa… o czym dalej, tanie materiały czy spasowanie poszczególnych elementów przypominające urządzenia odtwarzaczopodobne) potrafi na wymienionych powyżej słuchawkach zagrać. Zagrać tak, że nie mamy wrażenia, że do słuchawek za tysiąc, czy prawie dwa tysiące złotych został podpięty produkt za 10-15% wartości „efektorów”. Brakuje rzecz jasna do dużo lepszych DAPów i to nie mało brakuje, ale też – bądźmy uczciwi – do znaaacznie droższych DAPów (wyjątek… stare iPody). No dobrze, to skonkretyzujmy to „nie mamy wrażenia” oraz „dodatkowa moc bez utraty”…

Zapraszam :)

» Czytaj dalej