LogowanieZarejestruj się
News

Słuchawki Nura po paru tygodniach ostrego testowania. Recenzja

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_2830

Nie było taryfy ulgowej. Słuchałem długo, bardzo długo, w różnych okolicznościach przyrody, sprawdzając jak się te nauszniki sprawdzają w „boju”. Chciałem – po pierwsze – sprawdzić ergonomię. Wygoda tudzież jej brak w przypadku tak oryginalnej konstrukcji (przypominam – połączenie dokanałowego wsadu, z wokół-usznymi muszlami) to rzecz do tej pory niewystępująca, według mnie nie bez przyczyny, w słuchawkowym wszechświecie. Po drugie obadać wpływ działania indywidualnego profilowania (pomiar naszego aparatu słuchu przez słuchawki) na to, co słyszymy i jak słyszymy. Tak, tutaj w grę wchodzą pierwsze wrażenia z odsłuchu, SQ, ale nie skupiałem się na własnych odczuciach (podoba się, nie podoba się) tylko szkiełkoocznej, czyszkiełkousznej analizie & porównaniu tego nowatorskiego systemu z opcją bez dostosowania („neutral”). Po trzecie wyszły wszystkie plusy i minusy sterowania dotykowego w wydaniu NuraPhone, mogłem po tych paru tygodniach wyrobić sobie jednoznaczną opinię na temat. Po czwarte oceniłem jak się sprawuje moduł – stabilność transmisji, parowanie, przełączanie między urządzeniami. Po piąte sprawdziłem granie po kablu (cyfrowo z kompem). Wreszcie po szóste sprawdziłem i oceniłem w warunkach „on the go” jak się zachowują w trakcie ulewy, gradobicia i kokluszu ;-) znaczy się, czy deszczyk nie wadzi, a jak wadzi w czym wadzi, jak było długo słuchane, a było, to czy tzw. TeslaFlow (wentylowanie) się sprawdza, nie robi się sauna, czy wręcz przeciwnie znaczy robi się (moje Senki Wireless OvE to koszmar w cieplejsze dni, koszmar) oraz – na deser – FrontRow… jak się ma tektoniczne wzbudzanie basiora do szlachetnej sztuki budowania kulturalnego masowania na dole. Ekhmmm. Dobra, zainteresowani Future-Fi w wariancie słuchawkowym? No to jedziemy…

Grane z kabla USB na makówie. Cymes. Naprawdę szkoda, że firma nie zrobiła aplikacji na kompy…
Może zrobi? 

A tak rzeczywiście słyszę, na stronie opisują (mniej więcej) jak to czytać…

Co się podobało? (rozwinięte w stosunku do zajawki, końcowe spostrzeżenia, całościowa ocena)

- słuchawki przylegają jak przyklejone do głowy, świetnie izolują (ANC dodatkowo robi robotę, o czym poniżej jeszcze będzie), płynny mechanizm dopasowania precyzyjnie nam je układa na łbie. Jest opór, także nie wyrobi się to (mechanizm), tu nie ma żadnych zastrzeżeń. Dokanałowy patent dodatkowo stabilizuje i utrzymuje nauszniki w określonej pozycji (polecam pałąk umieścić w okolicach czubka głowy). Pałąk to w ogóle mocny punkt konstrukcji – nie męczy (żadnego ucisku na czubku, czy w okolicach styku nie doświadczamy), wew. materiał nie wywołuje potliwości (widać, że ktoś tu projektował całościowo). Deszcz niestraszny, ale (patrz „co wymaga dopracowania”). Nie ma uczucia pieczenia na czubku głowy.

- aplikacja daje radę, cały proces ustawiania słuchawek przebiega sprawnie. To pierwsze słuchawki na rynku, które łączą się z… serwerem producenta, gdzie dane na temat konfiguracji zapisywane są zdalnie. Uprzedzam, w offline też to działa, ale nie do końca. Chcesz rozpocząć przygodę, LTE/3G być musi (no sieć, dostęp). Dlaczego -tak?- będzie w rozwinięciu recenzji, powiem tylko tyle, że profilowanie stanowi progres, o czym w następnym myślniku…

- nurasound. Profilowanie, pomiar, osobisty, pomierzony, skalibrowany układ pod nasze ucho. Tak, możecie sobie to szybko przetestować, sprawdzić, bo genialną sprawą jest możliwość szybkiego przełączania (profil/neutralne granie) w sterowaniu dotykowym lub via apka (działa w tle, nie przerywa się wtedy odtwarzanie z dowolnego softwarowego playera). To jest przyszłość. Potęga kodu, pomiar, dopasowanie, korekcja. To się dzieje w świecie dużego, stacjonarnego audio, to zaczyna się dziać w słuchawkowym światku. True-Fi, Reference, profile pod Audeze w Roonie… tak, moi drodzy, software będzie miał, ma coraz więcej do powiedzenia odnośnie finalnej, wynikowej jakości dźwięku. Mój profil na obrazku. Warto zapisać sobie w notatniku (tak też zrobiłem), można przechowywać na serwerach producenta, można sobie ten profil zarchiwizować jw. w dowolnym miejscu. To robi. Wpływ na to co słyszymy ogromny. Najpierw wydaje się, że to pod rozrywkowe doznania, że w porównaniu do neutralnego profilu, jest za bardzo „hej do przodu”, ale im dalej w las tym wyraźniej zaczynamy dostrzegać, że słyszymy wyraźniej, że detale, które umykały, których nie było, albo ledwo były słyszalne, one są, że jednak to inaczej, pełniej, bliżej tego, co w materiale siedzi. Jest tu pewien myk, tym mykiem jest FrontRow, ale da się nad tym panować w pełni, bo to konfigurowalne jest. Można zatem zrobić sobie karykaturę na własne życzenie, można. Jednak z samym nurasound nie ma to za wiele, nie, nie ma to nic wspólnego. Mówią „music in full colour”. Tak, chodzi o  barwę, o poszczególne pasma, ale chodzi także jw. o coś więcej. Zamiast zewnętrznego DSP mamy coś zintegrowanego, coś – co pozwala na dopasowanie. Dokładne. W testowanych słuchawkach był zachowany profil pracownika (?) dystrybutora. Włączyłem. Dobra, jeżeli tak inaczej odbieramy muzykę, w tak odmienny sposób kształtuje się nasza percepcja to… wiecie, co to oznacza? No właśnie. Dla mnie to poważne wyzwanie „teologiczno-dogmatyczne”, bo to przecież podstawy. System bada nasz aparat słuchu, robi to powtarzalnie (sprawdziłem, wyniki zbliżone) i robi to zasadniczo przekonująco. W większości wypadków (wiele osób obadałem) efekt był pozytywny, grało lepiej, dla użytkownika z wyraźnym progresem w stosunku do ustawienia neutralnego.

- bardzo wytrzymała (FullMetalJacket) konstrukcja. Pałąk jest nie do zdarcia, podobnie muszle, grube, mocarne pady, gumowy wsad IEMowy… okablowanie, wpuszczony głęboko w obudowę muszli port. Będę służyć lata. Metal, precyzyjne spasowanie. Do tego dbałość o szczegóły (lubimy i cenimy), czytaj: świetnej jakości nosidełko i bardzo elastyczny (wygodny) przewód (pewnie inne, niestety nie w komplecie, a dodatkowo płatne, kabelki też takie jak ten do pudła dodawany).

 - sterowanie dotykowe zazwyczaj się nie sprawdza. Zazwyczaj jest to jakiś patent obejmujący całą muszlę, który w praktyce w negatywny sposób wpływa na użytkowanie. A jak jest tutaj? Otóż, inaczej, choć nadal z problemami. Inaczej, bo producent zaaplikował dotykowe powierzchnie na niewielkich mocowaniach muszli z pałąkiem. Elegancko, ale jeszcze nie idealnie (choć da się to imo poprawić w aktualizacjach oprogramowania). Elegancko, bo zamiast mazać po całej muszli, mamy definiowane przez nas w aplikacji (bardzo fajne) możliwości pełnej konfiguracji tego sterowania. Oparte jest to na pojedynczym, albo podwójnym tapnięciu, mamy zatem możliwość wywołania 4 komend, przy czym funkcjonalnie to dublowanie (bo włączamy coś i wyłączamy coś). Trochę mało, przydałoby się więcej (nie obejmuje to wszystkich chcianych funkcjonalności, szczególnie że możemy regulować tu takie rzeczy jak działanie DSP). Działa to pewnie, nie jest przekombinowane, także tu plus. Reszta poniżej (co należy dopracować).

 - cyfrowo z kompem jest znakomicie. Naprawdę znakomicie. Z jednym „ale”. Nie ma aplikacji pod komputer, a więc wcześniej gdy słuchawki sparowane są (a mogą być TYLKO Z JEDNYM źródłem) ustawiamy sposób pracy. Jak wszystko włączymy (DSP aktywne, ANC aktywne) to tak będzie grało. I nie zmienimy tego, bo dotykowe sterowanie słuchawek po kablu nie działa. Kolejna rzecz do poprawki w aktualizacjach oprogramowania. Jak już jednak podepniemy (też w celu podładowania) to ho, ho, ho. Wewnętrzny DAC robi robotę (jest 16/44-48 tylko), bardzo pozytywne odczucia z odsłuchu. Kabel mógłby być w związku z tym dłuższy, ale dzięki elastyczności jest wygodnie, byle nie za daleko (bo się nie da). Słuchamy i zapominamy o bożym świecie. Oczywiście w makówach będzie działał aptX (via BT Explorer), niestety nie aptX HD (który jest tu także obsługiwany), bo Apple generalnie wiele standardów olewa, choć ostatnio tak jakby się to zmienia (w nowym OS będzie nawet dźwięk obiektowy, no wow). Także kabel zadaje kłam niektórym opiniom, że te słuchawki nie potrafią grać dobrze bez ficzerów. Owszem, potrafią, tyle że nie w trybie BT (bez ficzerów), o czym poniżej jeszcze będzie…

- deszcz nie straszny, znaczy odporne na działanie wilgoci są, choć trzeba mieć w pamięci, że po pierwsze producent milczy na ten temat, po drugie wentylacja (otwory wokół muszli, na styku padów / obudowy) to potencjalne źródło problemów. Tak czy inaczej nie zauważyłem żadnego negatywnego wpływu, a parę razy lało jak jasna cholera. Samo wentylowanie sprawdza się bardzo dobrze, szczególnie w porównaniu jw. z moimi dotychczasowymi bezprzewodowymi nausznikami to niebo a ziemia. Uszy nie pocą się aż tak jak w innych zamkniętych konstrukcjach, są wentylowane, a dodatkowo to wentylowanie nie ma to negatywnego wpływu na separację od czynników zewnętrznych, bo efektywne ANC, bo patent z dokanałową konstrukcją.

- FrontRow. W Berlinie śmiałem się z tego, na IFA się śmiałem, bo miałem na uszach masaż i to taki, że po parunastu sekundach ściągnąłem Skulle (bo tej firmy tj. Skullcandy słuchawki wywołały u mnie wesołość) z wyrazem WTF na twarzy. Tam też dało się regulować, przy czym działało to tak, że albo basu nie było, albo bas był, ale tylko bas. Tu jest inaczej, bo owszem może być karykatura, ale aktywna komora (bo tak od środka prezentują się musze), która pracuje przez cały czas (gumowa, wyprofilowana wykładzina), jak membrana w głośniku (przy czym nie jest to część samego przetwornika!), faktycznie konfiguruje nam ten zakres, w miarę sensownie, nie idealnie, ale na pewno w sposób akceptowalny, a nie jw. idiotycznie bezużyteczny. Te słuchawki mogą być ciekawe dla bass-headów, ale też mogą być opcją dla osób, które wolą niskie trzymane (ściśle) w ryzach. Mamy wybór. 

- jak zdejmiemy to przestają działać, jak założymy wznawiają, witając się i podając od razu ile procent i czy się ze źródłem skomunikowały (choć to ostatnie nie zawsze)

- adaptacja. Serio. Po tygodniu ból mija, choć – zaznaczam – to indywidualna sprawa i może się zdarzyć, że akurat Wam nie minie i będzie bolało 

Co wymaga dopracowania?

- pojawiają się problemy w komunikacji z PC/Mac. Nie udało się ustawić pod macOS 12.14.5, na starszej makówie z HighSierra poszło bez problemów. Na pewno powinni dać software konfigurujący pracę także w wersji komputerowej. Bardzo tego brakuje!

- ANC działa sprawnie, ale nie idealnie. System da się ustawić pod okoliczności (można słuchać i jednocześnie rozmawiać, tudzież nie wpaść pod samochód), to funkcjonuje bardzo dobrze, szkoda że opcji gradacji działania nie ma, bo fajnie by było mieć nad tym większą kontrolę. Do wprowadzenia. Tak czy inaczej tryb Social użyteczny, ale do udoskonalenia…

- precyzja działania dotyku zbyt czuła. Muśnięcie i już. A przypadkowo, szczególnie w takim, wypustkowym, położeniu wywołać coś to nie problem. A problem właśnie jest. Także może jakiś czas reakcji, może sama czułość… to powinno też dać się ustawić programowo (idealnie, gdyby taka opcja pojawiła się w aplikacji konfigurującej pracę słuchawek). Poza tym w deszczu przestaje działać (no wiadomo, tego nie da się raczej obejść), trzeba nurkować po źródło, telefon. Gdyby tak jeszcze wprowadzić opcję 3 tapnięć i rozszerzyć możliwości sterowania to byłoby pikobello. Aktualizacja?

A co zgrzyta i jest (wg. autora) od czapy?

- choćby nie wiem jak się starał, to IEMowy wsad męczy, po paru godzinach czuć ból. Wyraźnie czuć. To efekt nacisku, a może precyzyjniej, ucisku okolic kanału usznego. Wsad jest mocno osadzony i dociśnięty do ucha. Nie ma tu przypadku, to intencjonalne, bo połączone z profilowaniem, z pomiarem naszego ucha i dopasowaniem pracy układu, z nurasound. Coś za coś niestety. Dźwięk zostaje dostarczony najbardziej bezstratnie do ucha, ale też mamy problem z ergonomią, z wygodą. Ciśnie. Także ten SoftTouch niestety nie jest soft, tylko hard. Silikon (nazywany przeze mnie wcześniej „gumą”) jest przyjemny w dotyku, fakt, nie poci się skóra (to też ma wpływ, znaczy materiał ma), pewnie nie alergizuje (jak ktoś ma tego typu problemy), wszystko to prawda, ale całościowo będzie bolało po dłuższym czasie użytkowania. Ciekawostka, jak odwrócimy słuchawki (da się je nałożyć tylko w jeden, określony sposób, tj. portem ładująco-grającym po prawo) to jest… wygodniej. Tyle, że wtedy doki nie wchodzą idealnie w uszy i po włączeniu muzy jedyne co słychać to dudnienie. To oczywiście mocno indywidualna sprawa. Jak poinformował mnie dystrybutor, jestem jedną z nielicznych osób, które zwróciły uwagę na ten problem. Na dole macie krótki filmik, który opisuje rzecz, dodatkowo zamieściłem informację o wkładach, jakie są w komplecie (w demówce ich nie było). Aha, i jeszcze jedno, nie ma problemu z wypożyczeniem słuchawek, przetestowaniem ich na miejscu.

- nie są w żaden sposób składane, nie da się ich pomniejszyć do transportu (stąd duże nosidło). Być może konstruktorom zależało na wyborze – nie składać, zrobić panzer i wybrać długowieczność, kosztem łatwości przenoszenia słuchawek. Szanuję, oceniam nawet pozytywnie w kontekście jw. ale mobilne słuchawki to składaki i to się generalnie sprawdza użytkowo. Tu się tak nie da, tak ten typ ma.

- parowanie ręczne i odparowywanie. Obawiam się, że tego akurat softwareowo nie zrobią, bo jakby moduł dawał radę (może któryś z ficzerów uniemożliwia taką opcję?) to by było na starcie i po kolejnych aktualizacjach. Niestety. Choć autoparowanie jest uskuteczniane, to przy większej liczbie urządzeń, musimy nurkować do ustawień. Dodatkowo trzeba pamiętać o wyłączeniu pary BT i BT LE. Dopiero po odłączeniu można korzystać z innego, wcześniej sparowanego sprzętu. Nie ma dwóch równocześnie, z kompami czasami długo trwa proces nawiązania łączności (z mobilnym raczej bez zwłoki). Funkcja przywracania też potrafi się pogubić.

- jakość rozmów jest rozczarowująca. Nie wiem, czy mogą coś z tym zrobić, ale tu naprawdę przydałaby się konkretna poprawa. Często „jak przez butelkę”, charczy, nie jest czysto, bywa że nawiązane połączenie jest, a nic nie słyszymy. Trzeba wtedy zmienić w telefonie odbiór na słuchawkę w fonie, innym urządzeniu i powtórnie wybrać. Także nasza rozmowa bywa trudno słyszalna. Słabe to. 

Takie reklamy w Londynie. W wielu miejscach. Nura na uszach i na plakatach ;-)

Podsumowując

Przetestowane słuchawki to rzecz oryginalna, awangardowa, zdecydowanie warta uwzględnienia. To przyszłość. Systemy DSP (kod) pozwalające w dowolnych uwarunkowaniach uzyskać optymalne brzmienie. Takie rzeczy jak Dirac, True-Fi, Reference (Sonarworks) i wiele innych robią różnicę zasadniczą i wraz z rozwojem, z integracją (w sprzęcie vide NAD, miniDSP, Arcam i wielu innych) stanowić będą standardowe wyposażenie przyszłych klamotów. Nie dziwi zatem, że w przypadku słuchawek obserwujemy dokładnie to samo. Profile Audeze w ramach firmowego software oraz plug-in’y dla kombajnów (Roon, JRiver…) – jesteśmy na początku drogi, fascynującej drogi. W przypadku Nura dostajemy nie tylko dobrze wykonane, intrygująco & nowatorsko zaprojektowane (kabel oraz oprofilowany tryb bezprzewodowy, bez profilu via BT gra to słabo) nausznice, dostajemy przede wszystkim „know-how” z innowacyjnym mechanizmem pomiaru dna ucha, oparty na super czułych mikrofonach, z zaawansowanym kodem dopasującym pracę przetworników do naszej anatomii.

To jest clou. To robi różnicę i stanowi najistotniejszy element, kluczowy w tym produkcie. Reszta jest ważna, ale dopiero to robi różnicę. Powiem więcej – gdyby nie to, specyficzne połączenie zamkniętej muszli z IEMowym wsadem uznałbym za ciekawostkę, mało praktyczną, no problematyczną, dyskusyjną ciekawostkę. Owszem, daje to pewne korzyści (głównie w zakresie izolacji), ale też dla wielu osób, wybierających nausznice właśnie dlatego, że IEMy są dla nich nieakceptowalne. W tym wypadku musi być właśnie tak, bo wymaga tego opracowany system pomiarowy. Ucho musi być izolowane i musi być dźwięk pomiarowy ukierunkowany bardzo precyzyjnie inaczej całość nie ma sensu. Zdarzało się, że pomiar mimo paru prób nie kończył się sukcesem, osoba badana nie mogła utworzyć swojego profilu. Wada? Moim zdaniem niekoniecznie, a wręcz nawet zaleta, bo dowodzi, że ten system to nie jest hokus-pokus, tylko coś realnie działającego, mającego wpływ. U jednej z osób wyszło, że ma problemy ze słuchem (lewe ucho), że budowa uszu uniemożliwia tej osobie komfortowe użytkowanie IEMów (dowolnego typu). Także pomiar wielokrotnie nieudany, w końcu zakończony ledwo co powodzeniem (bez optymalnego położenia słuchawek, badany odczuwał dyskomfort) udowodnił, że to działa – profil grał gorzej niż ustawienie neutralne.

Także jestem na tak, mimo pewnych wątpliwości. To coś nowego, coś innego, coś co musi dopiero udowodnić swoje kompetencje. Czekam na innych, nie tylko w tym sensie, że innych producentów słuchawek BT z zaawansowanymi systemami DSP, ale także tych, którzy sprzedają klasyczne słuchawki, bez ficzerów, a widząc co się dzieje (Audeze) chce wycisnąć ze swoich nauszników maksimum. Gotowe profile to dopiero początek… plug-iny, które dodatkowo będą w czasie rzeczywistym dostosowywać działanie EQ, współpracując z zaawansowanymi DSP w oprogramowaniu odtwarzającym.

W opcji on-the-go niestety po pewnym czasie uszy odmówiły współpracy. Bolało. Jako zapas robiły RHA i cóż… przydały się jak widać. Ale minęło. Po tygodniu zaadaptowałem się i mimo najszczerszych chęci udowodnienia, że jednak boli, nie bolało. Zaadaptowałem się.

PS. BTW to projekt kickstarterowy, swego czasu sporo o różnych wynalazkach z tego serwisu było u nas (grafeny, lewitujące klamoty, psychomanipulacja ;-) )

Poniżej MEGA_GALERIA z opisami oraz rozwinięcie recenzji, o specyfikacji, technologii i dźwięku (tak, o tym też ;-)

» Czytaj dalej

Chord Mojo – nowa, redakcyjna referencja „on the go”

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_3977

„Duże” Chordy – jakoś nigdy nie byłem fanem. Tak, na pewno są to znakomite urządzenia od strony inżynieryjnej, świetnie zaprojektowane, tyle tylko że sygnatura dźwiękowa jakoś nie moja bajka. Nie pasowało, mimo paru prób i dałem sobie spokój. Tak to jest, czasami preferencje słuchającego są tak odległe od tego, co oferuje dana „szkoła”, że – po pierwsze – nie warto czasu marnować (się zmuszać), po drugie – subiektywny osąd mógłby być zwyczajnie krzywdzący dla badanego klamota. Był jednak wyjątek. Tym wyjątkiem, chętnie słuchanym tu i ówdzie, było tytułowe urządzenie: Mojo. Według mnie ten maluch prezentuje inne, bliższe mojemu, podejście do reprodukowania dźwięku. Podobał się, choć nie był to jakiś zachwyt, finalnie trafiła się okazja i tak wylądował w redakcji. Ostatnio mobilnego u nas prawdziwe zatrzęsienie, co ma swoje plusy ale i minusy, bo przetestować trzeba, można w różnych okolicznościach (wyjazdowych) co jest tym „+”, ale też przesuwa parę rzeczy planowanych, zakłóca ustalony wcześniej porządek publikacji. Mam nadzieję, że przyszły tydzień będzie owocny, znaczy uda się nadgonić i sporo rzeczy na HDO się pojawi, a mobilne już zapowiadane i właśnie dopiero co zapowiadane oraz to, co leci, nie popsuje playlisty i wyrobimy się ze wszystkim, co tam się ostatnio słuchało.

Trzeba to ogarnąć (świecące kule – komunikacja, sterowanie), ale to nawet dodaje uroku i jest konsekwentnym wyborem
producenta we wszystkich produktach PC Audio 

Dobra, dość pierdzielenia, czas na konkrety. Mojo. Opisany przez praktycznie każdy sajt, w licznych periodykach branżowych, przetestowany „na wylot”. Czy może być coś odkrywczego w opisywaniu sprzętu sprzed c.a. 4 lat? W odniesieniu – jak najbardziej. W odniesieniu do nowego. Dlatego Mojo stanie i stawać będzie w szranki z grającymi penami, przenośnymi amp/dakami oraz DAPami, będzie weryfikował wartość tego, co nowsze, oparte na nowych pomysłach. Przy czym Chord parę lat temu zrobił wiele, by rzecz nam się nie zdezaktualizowała – możliwości tego malucha nadal są i będą „na czasie”. Firma o to zadbała, wybierając drogę uzupełniania, czy wręcz „apgrejtowania” (Poly) podstawowego produktu i chwała jej za to. O Poly zresztą jeszcze przeczytacie. To, że sprzęt nie ma MQA uważam za zaletę, Chord podobnie jak inni, zaimplementował w nowych produktach tą bezużyteczną technologię… to jak z dodawaniem (marketing) DSD do każdego przetwornika (obsługa), czy pogoni na cyferki. Cóż, tak to funkcjonuje.

Także cieszę się, że z jednej strony mamy zaawansowane coś, przyjemniej od innych wyrobów Chorda, brzmiące (dla moich uszu), z opcją uzupełnienia funkcjonalności o pełną obsługę sieciową z certyfikacją Roon Ready, opcją mobilnego serwera audio etc. Fajnie. Choć wiem, czytając fora, że nie wszystko wyszło okey (Poly), co też krytycznie ocenimy, co wyjdzie w praniu. Na razie soute i ta „referencja” to nie – jak wielu interpretuje to słowo – najlepsze, top of the tops, tylko zwyczajnie punkt odniesienia dla testowanych przenośnych (w redakcji). U mnie większość USB DACów gra stacjonarnie (temat na inny wpis – brak zasilania, dedykowany komputer/transport cyfrowy, to często panaceum na problemy, droga do uzyskania lepszego dźwięku… pomiary nie kłamią vide Audio Science Review) i Chord wraz z SMSL Idea mają stanowić mobilny materiał porównawczy.

Wirelessy z Wire. Senki mają kopany moduł łączności, ale to nadal jedne z najlepszych mobilnych nauszników
(wygoda, świetny dźwięk, b. dobry ANC)

Postaram się przemycić w ramach paru najbliższych publikacji sporo spostrzeżeń na temat kompetencji brzmieniowych Mojo, tym razem nie będzie czegoś takiego jak osobna recenzja, a właśnie tak, plus – to już w ramach dużej publikacji – Mojo & Poly (z roonowym przegięciem… tu mobilne spotka… stacjonarne). Tymczasem parę fotek, słuchane w dość oryginalnym zestawieniu (dla porównania) z Sennkami Momentum Wireless OvE (wyłącznie opcja pasywna, z wyłączonymi ficzerami, na kablu podpiętym do Mojo) vs Nura (full DSP, BT, z profilowaniem indywidualnym). Zupełnie odmienne drogi do… no właśnie, do czego? Trochę wyjaśniam poniżej, w mini galerii.

» Czytaj dalej

TrueConnect: pierwsze wrażenia z testowania bezdrutowych IEMów RHA & finał

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_2201

Są AirPodsy i długo, długo nic. Tak wygląda obecnie ten segment. I pewnie będzie tak wyglądał za rok, dwa lata, trzy… Apple jest / będzie niekwestionowanym liderem, podobnie jak to ma miejsce w przypadku smart zegarków. Co jest najważniejsze odnośnie takiego produktu? Dźwięk? Znaczy jakość dźwięku? Najważniejsza jest stabilne, pozbawione dropów, problemów z synchronizacją działanie i bezobsługowe (najlepiej) łączenie z wszystkim, co jest na podorędziu. To, plus akceptowalnie długi czas działania, wyznacza w prawdziwie bezdrutowych słuchawkach dousznych wzorzec, jest punktem odniesienia. Jakość dźwięku oczywiście nie jest pomijalna, ale w sytuacji, gdy coś z powyższego zawodzi w ogólnym rozrachunku się nie liczy. W ogóle się nie liczy. To ma działać przenośnie (bo przecież nie w domu, albo inaczej, w domu to co najwyżej przy okazji), ma działać dobrze, pewnie, z gwarancją POWTARZALNOŚCI. Niepomijalne są kwestie nawigowania, sterownia (w AirPodsach zorganizowano to źle), jakości rozmów (bywa z tym tragicznie w niektórych tego typu produktach) oraz ergonomii, wygody użytkowania (duże pudła nosidełka, ładowarki odpadają w przedbiegach). Produkt Apple (opisany u nas rok temu) to coś, co pasuje, bądź nie pasuje (pchełki) do anatomii potencjalnego użytkownika, to coś co w związku z taką, a nie inną konstrukcją, może nie być dla każdego (ale – strzelam – tym którym wypada, nie „leży”, jest zdecydowana mniejszość, patrząc przez pryzmat popularności).

Forma airpodsopodobna, ale nie tak inwazyjna (wygląd) jak produkt Apple

No dobra, to co z resztą (segmentu), czy ktoś tu próbuje nawiązać, czy wręcz przeciwnie, nie ściga się, bo wie że to daremne i chce zaprezentować coś dla nieco innej (niż masowa) grupy odbiorców? Zabrzmi to dziwnie, ale wg. mnie najlepszą alternatywą dla AirPodsów będą albo słuchawki dużo droższe (i w paru aspektach zdecydowanie lepsze …od razu uprzedzam, nie ma takich na rynku), albo coś w porównywalnej, czy najlepiej niższej cenie – co w tych kluczowych – powyżej podanych parametrach, nawiąże równorzędną walkę z jabłkowymi słuchawkami. Tu też, póki co, nie pojawił się wg. mnie równorzędny produkt. To może nie ma sensu w ogóle podchodzić do tematu? Jest coś, co jest wyznacznikiem i ściana? Trochę tak, ale jednak nie, bo wielu próbuje, ze zmiennym szczęściem próbuje i RHA TrueConnect doskonałym tego przykładem jest (*oraz Senki Momentum Wireless IEM, słuchane w Berlinie, słuchane w Warszawie, też o nich tutaj co nie co jeszcze będzie).

 

Jak to u RHA… na bogato

Od strony ergonomicznej RHA wykonało kawał dobrej roboty. Słuchawki są leciutkie, wygodne, doskonale trzymają się ucha, są (mimo nieco przypominającej AirPodsy formy vide rurki) znacznie mniej inwazyjne (wygląd), samo nosidełko do przenoszenia, ładowania małe, zgrabne, wykonane z dobrych (jak słuchawki) materiałów tj. wysokiej jakości plastiku i metalu. Jest USB-C a nie żadne tam micro, no jak sami widzicie na wstępie jest naprawdę dobrze. A jak to wygląda po paru tygodniach dość intensywnego, na wynos, testowania?

Zainteresowani? Zapraszam…

» Czytaj dalej

Chiny atakują, żadnego respektu nie czują #1 SMSL Idea, Topping…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_2880 2

Dzisiaj wielka paczka zapowiedzi. Zaczynamy od chińskich przetworników, jakie ostatnio w dużej liczbie i różnorodności zalewają alliexpress. W redakcji jest już SMSL Idea, najmniejszy, najlżejszy, najmobilniejszy USB DAC/AMP, który jako pierwszy zagroził (konkuruje jak równy z równym) pozycji hiFace DACa (m2tech). Pomarańczowy jest znakomicie brzmiącym audio donglem, jedną z najlepszych tego typu konstrukcji na rynku. Teraz ma konkurenta, który zaskakuje świetną dynamiką, wybitną rozdzielnością oraz głębią przekazu. To naprawdę robi wrażenie, szczególnie, że w malutkiej obudowie zamknięto mocarny układ dwóch, wykorzystywanych „w dużym” audio i to takim z wyższej półki audio, kości odpowiedzialnych za przyjmowanie i przetwarzanie sygnału: kości ESS 9018Q2C oraz XMOSa serii 200 (XU208). Wyobraźcie sobie małego grzdyla o wymiarach 60x16x6mm (sic!), wadze niecałe 10g. zdolnego do obsługi sygnału o parametrach 32/768KHz i DSD512. Mamy zatem nano daka, małego pena zdolnego do obsługi hi-resów 24, 32 bitowych oraz wszelkich, dostępnych materiałów 1 bitowych, w tym ich konwersji w locie do poziomu DSD512 (z PCM), natywnie. W takiej jw. formie. Niebywałe! Jak dodamy do tego regulację fizyczną poziomu, bardzo prawidłowo zrealizowane zasilanie w oparciu o niskoszumowe LDO (niski pobór energii w połączeniu z czarnym jak bezksiężycowa noc tłem – żadnych zakłóceń, żadnych interferencji… to zresztą zasługa nie tylko aplikacji zasilania, ale także niskiego poziomu szumu oraz bardzo niskich opóźnień, jittera, dzięki precyzyjnemu zegarowi (PLL od Silicon Labs)).

   

 

Innymi słowy mamy tutaj coś, czego nie powstydziłaby się konstrukcja stacjonarna, a najmniej biurkowa (btw czekamy na pro-jectowego mini boksa z dwoma układami nowszej generacji 9038Q2M, który mam nadzieję że niebawem trafi wraz z boksowym streamerem do redakcji… będzie test systemu o dość unikalnych cechach tj. filtracja sygnału USB). SMSL Idea doskonale wpisuje się w mobilne, będzie świetnym partnerem dla handheldów, a dzięki odpowiedniemu oprogramowaniu odtwarzającemu (Roon, Vox, HF Player by Onkyo…) w przypadku jabłczanej elektroniki zdolnym do obsługi maksymalnych, wzmiankowanych powyżej, parametrów dźwięku. W takim Roonie, każdy iPad przykładowo może być wyczynowym transportem audio, z podpiętym, tytułowym dakiem, pozwalając w dowolnym miejscu stworzyć strefę z dźwiękiem wysokiej próby. I to wszystko w tak zminiaturyzowanej formie. Od razu nadmienię, że nawet z wymagającymi słuchawkami ten maluch radzi sobie nad wyraz dobrze, pozwala napędzać stacjonarne nauszniki, nawet tak trudne jak HD650! Testuję na iPadzie Pro 10.5 z Roonem i to naprawdę daje radę i to jak daje. Wygodniejsze od laptopa, taki audio pen w ogóle nie przeszkadza (via CKK, niestety nie dają kabla lightningowego, wielka szkoda, choć użytkownicy nowych Pro, nowych makówek (współczuję skądinąd), będą mogli via USB-C. Dowolne słuchawki (wspomniane Senki, Audeze, HiFiMANy, szczególnie HE400/Sundara) i jest grane. A jak sobie to skojarzymy stacjonarnie (bo czemu nie?) z jakimiś np. aktywnymi monitorami bliskiego pola? Mamy wtedy minimalistyczny, wygodny, biurkowy zestaw audio oparty na tablecie (z wygodnym, dotykowym UI), każdym możliwym streamem, protokołem transmisji, grający dowolny materiał. I to wszystko, że nie widać, elegancko, bez zbędnych elementów. Jak jeszcze dodamy do tego – bardzo istotne – uproszczenie toru, jego w dużej mierze uodpornienie na wpływ zasilania ze ściany (baterie), to przyznacie, że robi się ciekawie, a patrząc przez pryzmat nakładów, jeszcze ciekawiej…

Pod Roonem

Wyczynowy materiał i wyczynowe granie. Ten maluch gra to bez żadnych problemów, kompleksów, może za wyjątkiem braku native, ale to leci przez Core Audio (makówka) także nie dziwota. 

Z takiego małego czegoś

Przebosko @ LCD3, przy czym w torze gra tu WA8 Eclipse, jako preamp (liniowo połączony z Idea)

Pod Audirvaną

Wiecie, to dopiero początek. W najbliższych planach będzie tego na kopy. Trafią do nas tej samej firmy (SMSL), designerskie daki M100 oraz M300*, oparte nie na kościach ESS a AKM (drugi, na topowej AK4497, SE/balans), jak również elektronika Topping-a. W przypadku tego ostatniego – nie da się kupić taniej dac/ampów opartych na flagowych kościach C/A i to w układzie jedna kość na kanał. Tak, Topping to przetworniki z dwoma, osobno na kanał, przetwornikami z topowych serii z katalogów ESS/AKM. Przetestujemy dwie najmocarniejsze konstrukcje tj. D50 i D70. Obie konstrukcje mają ambicję zajęcia miejsca głównego, cyfrowego huba w salonie, w najważniejszym systemie audio w domu. D50 to mały DAC SE, zaś D70 to już konstrukcja będąca jednocześnie mocarnym pre z AES/EBU oraz balansem. Oczekiwania wobec nich spore, podobnie jak w przypadku całej tej, chińskiej elektroniki, ceny bardzo, bardzo zachęcające. W końcu poziom 2k za sprzęt, który dysponuje podwójnym układem AK4497 (najlepsza kość, autorska technologia przetwarzania Velvet Sound) to naprawdę nie w kij dmuchał. A za nieco ponad 1k można mieć D50 z dwoma mobilnymi ESS9038 (czyli o jakieś 400 mniej niż u wspomnianego Pro-Jecta). Wielu mówi o dumpingu, o psuciu rynku, ja mówię o zdrowej konkurencji. Akurat wspomniany Pro-Ject ma coś ekstra do zaoferowania, coś co uzasadnia wyższą cenę (cały system, współpraca ze streamerem, wspomniana filtracja USB, możliwość rozbudowy w ramach linii produktowej etc). Także tylko się cieszyć, że mamy szeroki wybór i jeszcze nigdy tak dużo sprzętu o doskonałych parametrach, zaawansowanej konstrukcji, opartych na najlepszych układach dostępnych na rynku nie było oferowanych globalnie, dostępnych dla każdego zainteresowanego.

 

 

Aha, i jeszcze jedno. Na tapecie jest też bardzo, bardzo nietypowy (lubimy takie) też ultrakompaktowy, tyle że nie na ESS a na AKM oparty USB DAC/AMP od iBasso. Chińczycy zrobili coś jedynego w swoim rodzaju, zbalanowany (via 2,5mm jack) przetwornik/wzmacniacz wyposażony w złącze USB-C (jedna z nielicznych, jedna z pierwszych konstrukcji audio pendrive’ów wyposażona w ten nowy standard złącza) a oparty na flagowej kości AK4497. Mowa o iBasso DC01. Kosztuje gorsze, a integruje rzeczy w tym segmencie niespotykane. To zamiast gównianych adapterów audio, dodawanych do najnowszych telefonów pozbawionych złącza jack. Pisałem, że Chiny atakują? Pisałem. Pisałem, że żadnego respektu nie czują? Ano żadnego nie czują. Patrząc na ofertę zachodnich producentów (tak piję do najnowszego Cobalta Audioquesta) jakoś tak mizernie to wygląda. Jak zgłębimy temat pomiarów (AudioScienceReview) to w ogóle robi się ciekawie. Pamiętajmy, pomiary ważna rzecz, ale nasze uszy to rzecz najważniejsza. Wskazówka? Jak najbardziej. Wyrocznia? Absolutnie nie. Tego się trzymamy/-ajmy.

* a to nie jest ich ostatnie słowo, bo M500 w planach, oparty na ESS9038PRO oraz bezkompromisowe (spec), zahaczające o high-endy: strumieniowice DP5 (też ESS9038Pro) oraz następca (?) flagowego D1 oparty na układzie 4xPCM1704 D2. Grubo.

Arya …moim zdaniem naj z ostatniego wypustu. TEST

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_1611

Do dychy było wszystko, to znaczy były Sundary, Anandy, były też nowe HE-6* w najnowszej odsłonie (SE) i tytułowe Arya …były. Wszystkie te słuchawki z najnowszego wypustu, wszystkie one będące sumą doświadczeń producenta ujętą w nausznikach AD 2018/2019. Wspominałem wcześniej, przy okazji testów wymienionych powyżej, że każda z przetestowanych słuchawek zasługuje na uwagę, że to konkretny krok naprzód w każdej dziedzinie: ergonomii, budowy, możliwości brzmieniowych, jakości wykonania. HiFiMAN upichcił produkty bardzo dobre, w swoich segmentach cenowych konkurujące z każdym, konkurujące z powodzeniem (szczególnie te najtańsze). No dobrze, ale jako że na rynek trafiły aż 4 różne modele w cenie do 10 tysięcy złotych, można pokusić się o pewne podsumowanie, będące jednocześnie w pełni subiektywnym rzecz jasna wyborem NAJLEPSZEJ opcji. Najlepszej brzmieniowo, żebyśmy dobrze się rozumieli, bo odnośnie wygody przykładowo, firma zaprojektowała swoją najnowszą generację na tyle dobrze, że… kupując najtańsze skorzystamy z niezwykle wygodnej, dopracowanej konstrukcji i nie będzie specjalnie odczuwalna wymiana na model 3-4 krotnie droższy. Tu osiągnięto wg. mnie pewne optimum, formę na tyle doskonałą, że zmiany jakie producent wprowadzi w przyszłości raczej będą kosmetyką, a nie odkrywaniem koła na nowo. Bo nie ma co tutaj odkrywać (w przypadku słuchawek wokółusznych).

Tytuł sugeruje kto tu wygrał i cóż, nie będzie niespodzianki, ale będzie treściwe uzasadnienie takiego werdyktu. Tak, ostatnie póki co, z przetestowanych HiFiMANów (czekamy jeszcze na obiecane 1kSE) są w moim odczuciu najlepsze, lepsze od 6SE (a był to mój cichy faworyt), znacznie ciekawsze od średniopółkowych Ananda i lepsze (ale bez żadnej ujmy, patrząc na cennik) od Sundara. To najlepsze co ma HiFiMAN w cenie do 10k. Te słuchawki oferują wg. mnie najlepszy miks cech, jakie kojarzymy z ortodynamikami, jednocześnie oferując coś jeszcze – uniwersalność, łatwość napędzenia, najlepszy na rynku (pojechałem, ale tak uważam) stosunek jakość/cena w swojej kategorii (high-end… płacąc więcej, przepłacacie). To słuchawki bliskie perfekcji, które pokonują moje LCD-3, pokonują z zapasem mniej więcej tak samo wycenione Mr Speakers Ether Flow 1 generacji (w obu wariantach… patrz nasz megatest na szczycie), ba pokonują dwójki, które jakoś kompletnie mi nie przypasowały. Pokonują wszystkie starsze HiFiMANy, w tym tysięczniki i to poniżej, ale niegdyś wysoko w cenniku (a dzisiaj często o 50% tańsze). Chcecie kupić flagowce w dobrej cenie, obniżonej w stosunku do tego, co wołano sezon temu i macie te 8k około, a właściwie to 7 około? To koniecznie, naprawdę koniecznie weźcie na tapetę Arya. Warto, żeby potem sobie nie pluć w brodę.

Te słuchawki oceniam jako poważnego konkurenta dla dużo droższych zawodników i to zarówno planarnych, jak i hybrydowych, czy najdroższych dynamików. Także zarówno Senki, Sony, ZMFy jak i Focale oraz orto spod znaku konkurencji jak Audeze (all), Finale (FADy), czy Meze nie mają w tym przedziale cenowym równorzędnego przeciwnika dla tytułowych. Fakt, nie słuchałem Meze Empyrean, stanowczo zbyt krótko słuchałem świetnych D8000, ale to wszystko liga 12-15k, nie ok. 7000 pln, także nie ma sensu się rozwodzić. W podanej cenie Arya są po prostu imo nie do pobicia. Biorąc pod uwagę ich właściwości, czy umiejętności zgrania się z prawie że dowolną elektroniką, bezproblemowe granie z jacków w kompach, przenośnych playerach właściwie tylko forma (otwarta) decyduje o – jednak – domowo~stacjonarnej prominencji. Przy czym, o ile nie robi to problemu postronnym, nie przeszkadza, czy w podróży, czy jeszcze lepiej w jakiejś głuszy, takie słuchawki to skarb pozwalający na oderwanie się od rzeczywistości (w podróży okey, w głuszy raczej mamy to w standardzie). Na razie są to najlepsze słuchawki HiFiMANa jakie dane mi było, także w kategoriach bezwzględnych (czyli, że najlepiej dopasowały się do moich upodobań, co nie oznacza, że droższe, czy dużo droższe nie są w czymś lepsze… no są, ale w tym co dla mnie istotne, nie dorównują Arya i tracą na wspomnianej uniwersalności). Ta uniwersalność to muzyka (po pierwsze, zawsze po pierwsze muzyka), po drugie to łatwość napędzenia, po trzecie to niewielkie wymagania od toru (ten naprawdę nie musi być za drugie tyle najmarniej, by słuchawki cieszyły ucho, bo potrafią z niedrogiego DAPa wyczarować taki dźwięk, że czapki z głów). Lubię takie produkty, produkty kompletne, bez „kantów”, takie bez dziury w całym, bez kompromisów (gdzieś tam), warte, po prostu warte wydanych nań pieniędzy. To wcale nie częsta sytuacja w branży, a w przypadku słuchawek (drogich) odrywamy się wraz z kolejnymi tysiącami od ziemi i wcale nie chodzi mi tu o doznania brzmieniowe.

Równolegle testowane były, choć Arya w sumie znacznie dłużej (mhm, właśnie dlatego). Te okrągłe muszle, nausznice to HE-6SE, a łezki wiadomo

Dobrze, czas to jakoś uzasadnić. Zapraszam…

* o pierwszej generacji HE-6 było porównawczo z LCD-kami 3 na łamach HDO tutaj i tu.

» Czytaj dalej

WA8… lampiszon @ spacerze. Woo Audio z DAC-amp-integrą w redakcji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_1498

Jak mnie wciągnęło to zamiast coś skrobnąć słucham namiętnie. Kompletnie z czapy, niemożebnie niepraktyczne, takie że do kieszeni nie wejdzie, no chyba że wielgachnej, a i tak na koniec dziurę wypali. I jeszcze 3.5 godziny to absolutny maks. Niby na wynos, niby jeden, jedyny taki, wzmacniaczo-dak przenośny na lampiszonach i w sumie… no trudno się dziwić, że nikt nie podjął rękawicy, bo to jest rzecz z gatunku totalnie niszowych. No tak, na przekór temu wszystkiemu, słucham ja ci tego WA8 eclipse i no fajnie bardzo, przyjemnie bardzo to gra. Na tyle fajno, na tyle przyjemnie, że – o ile zapomnimy o tej, jednak, udawanej przenośności – to klamocik robi się całkiem intrygującą propozycją (nadal wybitnie niszową).

No dobrze, bo co my tu właściwie mamy? Ano mamy przenośny (w sensie, że pół-stacjonarny, łatwo przemieszczalny) wzmacniacz słuchawkowy wyposażony w trzy (sic!) lampki, takie – zważywszy gabaryty – trochę o choinkowej proweniencji, ale jednak lampki te nie do ozdoby, a do napędzania słuchawek służą. Dowolnych słuchawek. Mocy Ci tutaj dostatek, gramy dogmatycznie z akumulatora, sama bateria pokaźna i choć gwarantuje stosunkowo krótkie słuchanie, to gwarantuje też bardzo konkretną dawkę powera… duży, bardzo fajny, full-metal (jak i reszta) potencjometr już między 3 a 4 w skali zapewnia odpowiednią dawkę energii dla Arya czy LCD-ków 3 (tu może na liczniku 4, ale wyżej robi się już mocno głośno). W komplecie są dwa jacki, jest duży i mały, bardzo prawidłowo, bo oczywiście dzisiaj wiele nawet wysokopółkowych słuchawek ma po pierwsze małego jacka, jednakowoż sam WA8 jako sprzęt pół-stacjonarny powinien jest przygotowany na przygodę z domowymi nausznicami, co to tylko w domowych pieleszach mają sens być słuchane, ale właśnie po drugie jak już te kable z mini jackiem wysokiej jakości mamy to dlaczego nie wpiąć tego bezpośrednio? Także bez obaw. Na rowerze nie posłuchasz, ale już w chałupie, niekoniecznie swojej, jak najbardziej. Pod stacjonarny to przygotowane, a jak ktoś gabaryt lubi czuć to i przenośne podłączy bezpośrednio (albo kabel sobie wykorzysta, co go w komplecie ma).

Dobra, ale jak to lampa, czy nawet 3 lampy, w takiej przemieszczalnej konstrukcji? No ki diabeł, zapytacie… ano sprzęt jw. nietypowy, fakt, ale wykonany bardzo porządnie, wręcz wzorcowo, wszystko super dokładne, przyjemnie monolityczne, całościowo metalowe, a i spasowane na szkolną szóstkę. Lampki cieszą oko za szybką, oczywiście gorące to jak jasna cholera (dlatego wypali dziurę w spodniach, nie radzę nawet eksperymentować), z góry krata do chłodzenia, można troszkę wydłużyć czas redukując poziom wzmocnienia lub/i wyłączając jedną z baniek (mamy suwak, który daje opcję – grają 3 lub 2). Diodki z boku poinformują nas ile to jeszcze zostało, przy czym po 4-5 albumach będziecie jw zmuszeni do szukania gniazdka. Duży zasilaczyk 12V w parę godzin naładuje aku, można wtedy nie przerywać słuchania (tylko czas naładowania wydłuży się w takiej sytuacji znacząco).

Przyczepię się do samych suwaków (odpowiedzialnych za on/off i liczbę pracujących lamp). Za 10k (tak, kosztuje to, to 9999 peelenów) chciałbym zobaczyć zamiast plastiku metalowe, trwałe, nie do zdarcia przełączniki. A tu jest plastik. Na szczęście gniazda wykonano solidnie, mamy poza USB, także wejście liniowe. Stąd, tytułowa, integra, bo możemy sobie pożenić WA8 z dowolnym źródłem analogowym. W takiej sytuacji, co prawda, nici z digitalnego kompana / transportu… odłącza się USB i basta. Znaczy się albo, albo. Siak czy tak miło, że można sprzęt wykorzystać nie tylko do grania z kompa, czy jakiegoś handhelda, bo i jakiś napęd CD podłączycie, inne źródło zero jedynkowe, a może nawet gramofon. Woo Audio stworzyło coś bardzo ciężkiego i bardzo nagrzewającego się, stąd zalecam dużo przestrzeni wokół (stacjonarnie słuchamy) i opcję biurkową, do której ten klamot pasuje bezbłędnie. Stawiamy na biurku, możemy szybko pokręcić sobie gałką, lampki cieszą oko i robią atmosferę, klimat, a z tyłu podpięty komputerowy transport się czai- właśnie tak. Sprawdzimy też ze wspomnianym CDA (nasz fantastyczny TEAC serii 500) oraz ze staruszkiem igłą drapiącym (NAD 5120).

Warto zapoznać się z instrukcją, gdzie przedstawiono podstawowe zasady BHP. Tu nie ma żartów, bo można klamota uszkodzić, uszkodzić samego siebie, sprowadzić nieszczęście na otoczenie… także ostrożnie! W środku siedzi już nie najświeższa kość ESS Sabre 9018M (mobilny wariant, uboższy od „dużego”, stacjonarnego), stary znajomy XMOS i wspomniane powyżej, trzy lampiszony tj. lampki mocy 6S31B x2 oraz pojedyncza, sterująca 6021. Ważne – mamy tutaj czystą klasę A, żadna hybryda, czysta lampa, układ SE, a wszystko to da radę słuchawkom od 8 do aż 600 Ohm. Czyli wszystkim, teroetycznie, da radę, sprosta. Wbudowany DAC obsłuży nam 24/384 oraz DSD128. Rzecz jasna nie będzie problemu z handheldami, z którymi da się WA8 połączyć, albo via OGT (Android), albo w ramach certyfikacji z iCośtam. Z tego, co przykuwa uwagę, a wypada z pudła jest jeszcze mini walizeczka (Pelican …ładna nazwa btw) do wygodnego, bezpiecznego przenoszenia opisywanej konstrukcji. Przezroczysta taka, wygląda to, prezentuje się bardzo dobrze, elegancko.

Jak wspomniałem powyżej, pierwsze wrażenia odnośnie SQ bardzo satysfakcjonujące. Ocieplenie i napompowanie tego, co dociera do uszu, wywołuje dodatkowe emocje, nie ma mowy o analityczności, o wycinaniu , o detaliczności kosztem zaangażowania, czy wręcz męczącego trwania, znużenia. Gra wciągająco, nie pozostawia obojętnym i co najważniejsze – słychać wpływ lampkowego setu, czuć jak różne mogą być języki komunikacji w przypadku słuchania z tranzystora bądź – jak w tym przypadku – z bańki. Na koniec jeszcze króciutko o designie. To WA8 może i raczej z pewnością przypadnie do gustu estetom. Tu nie ma żadnego przypadkowego elementu, wszystko jest na miejscu i poza moim typowym marudzeniem, taki WA8 może spokojnie stanowić podstawę dla domowego systemu pod nausznice, ciesząc oko i pieszcząc ucho. No i zawsze można do znajomych zabrać, bez konieczności taszczenia wielkiego pudła, względnie gdzieś w parku, na jakimś pomoście po podpięciu do laptopa, albo smartfona posłuchać sobie tego i owego.

Wcześniej przetestowaliśmy (zajawka) tandemowego WA7 (patrz tutaj) oraz opisaliśmy samą markę (o tutaj).

Galeria z opisem:

» Czytaj dalej

Z wizytą w Premium Sound (nowa lokalizacja – mój Sopot ;))

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_1049

Przy głównej (Al. Niepodległości), ale trzeba trochę wysilić gały… salon Premium Sound. Jak autem to parę miejsc do zadokowania się znajdzie, jak rowerem to lepiej, bo raz że z każdej strony ścieżki bez korków to jeszcze płot do przyształowania bicykla obok. Dobrze, w środku kameralnie, niewielkie to, to, ale ma podziemia. A tam przyjemne miejsce do słuchania, do tego sporo paczek, stelaży z dobrem, także jest na co zawiesić oko, może od razu nawet poprosić – a weźcie podepnijcie mi te o tutaj, także wszystko „pod ręką”, znaczy prawidłowo. Miejsce jest wybitnie kameralne. Jak ktoś zbiorkomem to spacerek albo z Wyścigów, albo z Żabianki (SKM), względnie niedaleko przystanek autobusowy. Dobra, wystarczy tych opowieści z krainy mchu i paproci ;-) , czas przejść do konkretów. Krótka fotogaleryjka z opisem, krótka, ale bardziej rozbudowana wobec wpisu na profilu, co poleciał zaraz po wizycie. To lecimy:

 

Piękny jest. Euforia Feliks Audio to klasyka w najlepszym tego słowa znaczeniu. Tak sobie lampę wyobrażamy i to właśnie tutaj mamy…
Znakomicie wykonane, wielkie bańki (to zawsze robi), szlachetny minimalizm (żadnych wodotrysków, co by nie odwracać uwagi od lampiszonów), przyjemny w obsłudze potencjometr i duży jacek.
Takie coś chce się mieć. Po prostu. Dla samej formy chce. Kawał solidnej wytwórczej roboty… nie żadne DIY (nie to, że nie lubimy, ale wiecie o co chodzi), żadne odpusty, żadne „nieważne jak wygląda…”
Dobra, a jak gra? A o tym kapkę niżej…

To robiło za źródło: Lumin T2. Wyczynowy streamer, z autorskimi pomysłami, alternatywa dla PC toru.
Tu, przyjemny (taki easy listening) utwór Mantra ostatnio mocno eklektycznego BMTH.
Jak widać strumieniowiec z PCM konwersję do DSD robi w locie i do lampiszona taki sygnał przesyła.

W piwnicznej świątyni stoją różne klamoty, co by oko cieszyć z każdej strony ;-)

Arya. Fantastyczne, na pewno nie gorsze, po prostu inne niż HE6SE. W oczy rzuca się dobry prąd (i jeszcze te, no grube druty)

» Czytaj dalej

Bezdrutowe planary HiFIMANa?! Mhm – Ananda BT

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
hifiman-ananda-bt-2-758x426

No proszę, proszę. Ktoś, kto stronił, ktoś kto uważał że jak ma być dobrze, to przewód być musi nagle zmienia zdanie. Patrząc na dyktat rynku to zrozumiała decyzja. Dzisiaj wszyscy, no wszyscy, idą w audio bezdrutowe. Takie czasy i raczej nikt tego trendu nie powstrzyma. Masowy konsument już wybrał (bez przewodu), a ten nie masowy, ten co mu zależy na jeszcze lepiej i jest w stanie zapłacić za to lepiej, też nierzadko wybiera transmisję bez pośrednictwa kabla, bo mu wygodniej, bo to drugie, bo na wynos, bo chce mieć także takie, właśnie, życiowe, nauszniki, albo douszniki. HiFiMAN zdaje sobie sprawę, że to niemały pieniądz do zarobienia i coś, co do tej pory przechodziło firmie koło nosa.

No dobrze, to jak zarobić, ale się nie narobić? Najprościej, któryś z modeli przewodowych „przerobić” na bezdrutowy, dodając smycz. Mhm, prymitywnie proste, nie bardzo współgrające z jakością (zero zmian w konstrukcji), ale szybkie uzupełnienie oferty. Co zrobił HiFiMAN? Ano wybrał drogę pośrednią, nie zmienił specjalnie samej konstrukcji słuchawek, ale też nie zdecydował się na – wyłącznie – dodanie modułu. Nie. Wybór padł na Anandy (trochę się im dziwię, bo to jednak 4k a nie 2k jak Sundara, a Sundara jak wiecie są świetne, są znacznie jw. przystępniejsze cenowo, także wcale nieoczywisty wybór i trochę kontrowersyjny). To właśnie te nauszniki dostępne będą w wariancie bezprzewodowym. Testowaliśmy Ananda nie tak dawno temu, podobały się, choć pamiętając o dwukrotnie tańszych, wcześniej testowanych Sundara, zastanawiałem się, czy warto zapłacić te 2x więcej za subtelny progres, czy po prostu za inne brzmienie zapłacić nie dwa a cztery.

Nie zewnętrznie, a wewnętrznie – bateria, moduł są w nowych nausznicach zintegrowane. Dobrze. Co więcej – i tu widzę podstawową wartość dla zainteresowanych – nowe słuchawki są nie tylko bezdrutowe, ale także są …nazwijmy je cyfrowe, to znaczy, podobnie jak testowane przez nas bezprzewodowce z ambicjami (choćby Senki Wireless*, czy świetne bezdrutowce Symphony One firmy Definitive Technology… bardzo niedocenione słuchawy) grają via USB po podłączeniu do komputera. Czy to Win, czy to macOS, omijamy to co na zewnątrz nam konwersje cyfry na analog robi, w zamian robi nam wbudowany przetwornik i robi zazwyczaj bardzo dobrze. Nic dziwnego, bo po pierwsze mamy synergetyczne połączenie, firmowe przetwornika C/A z głośnikiem, po drugie DAC jest zaraz obok, niemalże wbudowany jest w zamontowane w muszlach głośniki. Daje to naprawdę dobre, żeby nie napisać mocniej, rezultaty. Myślę, że w Ananda BT to właśnie to będzie stanowiło najmocniejszy punkt tej konstrukcji, pozwoli na uzyskanie świetnego rezultatu brzmieniowego. Co potrafi wbudowany DAC w tytułowe HiFiMANy? Ano potrafi 24/192, czyli potrafi to, co trzeba, gra hi-resy…

A jak bez przewodu? No bez przewodu też powinno być zacnie, bo HiFiMAN na szczęście zdecydował się na moduł najnowszej generacji, czyli taki, który obsługuje wszystkie najnowsze standardy transmisji. No prawie wszystkie – soniaczowego LDAC nie ma, ale jest coś specjalnego, coś oryginalnego: LHDC. To rozwiązanie promowane przez Huawei. Układ Qualcomm-a robi robotę, bardziej marketingowo, niż faktycznie, oferuje 24/96. Mhm, to tzw. Bluetooth aptX HD… czytaj transmisja stratna, ale hi-res. Tak, też widzę, że to bez sensu, ale jest. Czyli mamy bardzo dobrą (to akurat prawda) jakość via BT (bo wysoki bitrate, bo niskie opóźnienia, choć niestety nie jest to Low Latency codec, a szkoda, wielka szkoda), STRATNĄ, bo nadal BT to kompresja stratna, żaden tam hi-res, bitperfect stream. Ważne dla jabłkolubów, macie moi drodzy AAC, także dobrze jest, w sensie, dobrze, bo iPhone będzie grał znacznie lepiej przy wykorzystaniu streamu 256kpbs (AAC codec) niż via SBC (128kbps i bardzo wysokie opóźnienia).

Czas działania nie będzie rekordowy. Co powiecie na 13.5h? Mało? No mało. Niewykluczone, że będzie coś, za coś. Krótki czas, ale jaki… no właśnie, może będzie to grało bez-drutowo wybitnie. Usłyszymy i zdamy relację. Kiedy? Już pod koniec miesiąca. Za ile? Ano za 1199$, czyli za 199$ więcej niż po drucie. Warto? Według mnie, o ile, a pewnie – czuję – że jak najbardziej, zagra to via USB wręcz znakomicie, to nawet bardzo warto.

* odebraliśmy Niemcom znaczek jakości btw, za skandaliczną jakość modułu BT. Siak, czy tak po drucie cyfrowym gra to fantastycznie, podobnie jak i po zwykłym drucie. Bezprzewodowo tylko do momentu dropa, dłuższej przerwy, całkowitego zerwania transmisji. Wstyd, no wstyd Sennheiser, żeś taki produkt wypuścił na rynek. Wstyd!

 

HiFiMANy HE-6SE… legenda powraca w nowej, odświeżonej formie

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20181128_185614200_iOS

Wygodniejsze, nieco lżejsze, tak samo trudne do wysterowania, wymagające 2W na kanał, kosztujące więcej, ale poniżej 8k. Fenomenalny bas. Na razie to jest coś, co do mnie przemawia „na wstępie”. Fenomenalny czyli wielowymiarowy, namacalny, organiczny, świetnie zdefiniowany… wiecie, u mnie bas jest bardzo, bardzo istotnym składnikiem pasma, to danie główne, bez którego nie ma zabawy. Tu jest. I to jaka! Druga rzecz, ale wymagająca jeszcze sprawdzenia w paru przygotowanych na okoliczność recenzji setach to przestrzeń. Sceniczne show, gdzie wizualizujemy sobie to, co słyszymy. Mhm! Słuchawki robią bardzo dobre wrażenie od strony ergonomicznej, to „nowa szkoła” producenta, wygodny nie uciskający czubka głowy pałąk, pady z pamięcią, dostosowujące się do naszej anatomii, bardzo solidne, doskonałej jakości gniazda 3.5mm (znacznie lepsze niż w modelu Sundara oraz w Ananda), konwertowalne okablowanie (wtyk balans, przejściówka/adapter na dużego jacka) z przezroczystym oplotem. Sam kabel jest lekki, na mój gust za krótki, a sam materiał zabezpieczający druty (uwaga) ma tendencję do zaginania (i utrwalania tego procesu …trochę przypomina to zagiętą słomkę do picia). Gniazda bardzo dobrej jakości, tutaj widać pierwszorzędną robotę. Widać, że projekt wersji „Second Edition” (nasze ozn.) przemyślano gruntownie i głównym celem inżynierów było stworzenie przyjaznych od strony użytkowej słuchawek, w kontrze do poprzedników, które w tym aspekcie były …trudne.

Ergonomicznie to coś z zupełnie innej beczki. Wygodne są. Bardzo

Podstawą testu są odpowiednie ampy. Tu napęd musi sprostać jak wyżej, nie może ograniczać, ma oferować optymalne warunki dla tytułowych nauszników. Sam producent sugeruje wyraźnie, ba, informuje że nie widzi przeciwwskazań, aby HE-6ki podpinać pod odczepy głośnikowe, oczywiście nie bezpośrednio, a za pośrednictwem oferowanego przez siebie HE-Adaptera. Mamy taki na stanie i w ten właśnie, sugerowany sposób, podpinaliśmy słuchawki 4 pinowym złączem XLR pod tor z MiniWattem @ NOSach Brimar BVA 4035 (ECC83/12AX7) & Telam CA (EL84). Drugim wykorzystanym w teście wzmacniaczem był M1HPA. To jeden z najbardziej niedocenionych wg. mnie słuchawkowych ampów, a przy tym ZNAKOMITA integra.

Musical Fidelity w swojej, niestety już nie kontynuowanej, serii M1, oferował kompletne rozwiązanie systemowe. Poluję od dłuższego czasu na końcówki M1PWR (w dobrym stanie zadbane i najlepiej od razu parkę), które tworzą wraz ze wspomnianym HPA system całościowy – pod kolumnę i pod słuchawki. Fantastyczny (jeden z najlepszych w moim prywatnym rankingu) potencjometr, świetna kontrola, duża moc oraz przydatna w wielu sytuacjach testowych przeplotka to w skrócie rzeczy, które bardzo cenię w tym klamocie i nie mam absolutnie zamiaru się z nim rozstawać (nawet gdy, w konfrontacji z ostatnio testowanym Bursonem Conductor V2, musiał M1 uznać wyższość tego pierwszego). Dobra, dość wycieczek po klamotach, czas wrócić do słuchawek.

Podpinam nowe szóstki do M1 i jestem na godzinie 12 (już głośno, ale w akceptowalnych dla siebie granicach). Oczywiście ta 12… 13 w M1 to dla wcześniej testowanych Sundara, czy Ananda już „too much”, w przypadku wspomnianej lampy też jesteśmy popołudniu ;-) …znowu inaczej niż w przypadku łatwiejszych do wysterowania słuchawek HiFiMANa. Znaczy się nic się tutaj nie zmieniło i odpowiedni amp być musi, z odpowiednim zapasem i umiejętnościami dla wysterowania tych wymagających planarów. 

HE-6SE

Jeszcze nie przerabiałem, ale po odpowiednim przebiegu, bo nowe, wprost z fabryki, trafiły do nas – zagrają z CMA Twelve (taki był pierwotnie plan – to się niestety nie udało) oraz z cedeka (lampa plus lampa, bo cedek jest wpięty w tor via bufor lampowy na ruskich NOSach). Było, testowało się w ciepłych, żarzących klimatach, nie było z nowością przetwornikowo-ampową Questyle, jak najbardziej było natomiast słuchane na tradycyjnym zestawie TAC- 2 oraz KORGu. Zastanawiałem się jeszcze, co by tu z gramofonem, bo staruszek 1010 (czytaj legendarny NAD 3020, tylko bez końcówek) z gramofonem daje radę, ale już na wyjściu słuchawkowym zupełnie nie daje rady. Wyjścia ma nawet high oraz low (RCA), ale zazwyczaj próby z integrą słuchawkową (bo analogowo trzeba ofc tu spinać) kończyły się co najwyżej średnio. Cóż, trzeba było sprawę przemyśleć i koniec końców z czarną tym razem nie słuchałem. Słuchałem nowości – było, nie było, chyba jedyna osoba w Polsce, która zamówiła Jotunheim-a z gramofonowym pre (tam jest modułowość w modzie, można Delta-Sigma DACa, można multibitowy przetwornik, no i można pod gramofon zamówić klamota), na chwilę dała się namówić, ale było to ZBYT krótko. Cóż, innym razem. Będziemy btw testować NAD D3045, oraz zapowiadany już C658. Tam gramofonowe zintegrowane i byłoby w sam raz (w przypadku C658 bezpośrednio z dużego jacka). Może uda się w trakcie testu tych klamotów wypożyczyć HE-6SE i powrócimy z aktualizacją, opiszę wrażenia jak z krążka czarnego to grało…

Będą porównywane do tych firmowych, co widać, do LCDków oraz dyżurnego, redakcyjnego zestawu dynamicznych K701&HD650

Zastanawiałem się, na początku przygody z nowymi HE-6SE, jak te słuchawki będą pozycjonowane w ofercie? To cenowo blisko, czy wręcz tak samo jak nowość Arya (patrz AVS 2018) (patrz zajawka), która jeszcze oficjalnie do nas nie trafiła. Osiem tysięcy, przy czym te Arye, czy o prawie połowę tańsze Ananda mają być DAP-o lubne, łatwe, ze wskazaniem na nie tylko stacjonarne słuchanie. W przypadku szóstek raczej takie coś jak mobile nie wchodzi w grę, jedyne co przychodzi mi do głowy, co mogłoby z zapasem podołać, zagwarantować odpowiednią moc, przenośne coś, to słuchany podczas AVS-a bateryjno-lampowy WA8. Krótko, gorąco, ciężko (właściwie pół-stacjonarnie), ale dałoby wg. mnie radę wysterować te słuchawki i mogłoby być ciekawie. Jakoś nic innego nie przychodzi mi do głowy, ale może się mylę? Tak, czy inaczej nie koncentrowałem uwagi na rzeczach niepraktycznych i mało istotnych, WA się spóźnił, słuchanie „przenośne” w tym wypadku i tak jest wg. mnie karkołomnym pomysłem i nie ma w sumie co drążyć.

Grając z tego, co powyżej, i w opisie stoi

Na koniec tego przydługiego wstępniaka przypomnę, że przetestowała się u nas pierwsza generacja szóstek z dedykowaną im, nuklearną elektrownią EF-6. Wtedy pułap 10k za słuchawki to była granica. Upłynęło nieco czasu (ale niewiele) i granica przesunęła się znacząco… razy dwa, razy trzy. Tu jest jeszcze zdroworozsądkowo (a przy tym luksusowo vide skórzany kufer z atłasami w środku).

 

» Czytaj dalej

Arya się testuje. Ortodynamiczne słuchawki HiFiMANa z okolic dychy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IMG_0844

Piękna nazwa. Wg. mnie najpiękniejsza z nowego portfolio i choć konsekwentnie nawiązująca do hinduizmu*, to jednak nam, melomanom, jakże bliska. Skojarzenia jednoznaczne i jednoznacznie pozytywne, nieprawdaż? To kolejne, nowe nauszniki HiFiMANa, które wraz z opisanymi wcześniej na łamach Sundara oraz Ananda wpisują się w nową linię produktową amerykańsko-chińskiego specjalisty od planarów. Te ortodynamiki (w odróżnieniu od modelu HE-6SE, o którym przeczytacie już za kilkanaście godzin) łączy wspólny mianownik, znaczy się przymiotnik: są łatwe. Nie, nie chodzi o takie skojarzenia, a o zupełnie inne – napędzenie tych nauszników nie stanowi najmniejszego problemu, większego wyzwania, co wcale nie oznacza, że mówimy tu o słuchawkach na wynos. Nie. Nic bardziej mylnego, bo choć da się każdą z tych słuchawek pożenić z przenośnym źródłem to otwarta konstrukcja, duże pady, brak izolacji oraz brak typowego w takich okolicznościach przyrody wyposażenia (nosidełka, futeraliki plus pałąk, który by się składał, a się nie składa) raczej nie zachęcają do „on the go”. Rzecz jasna dla kogoś, kto chce sobie nobliwie z jakiegoś wyczynowego DAPa puścić coś, to te nausznice jak znalazł, ale to tak trochę jednak obok.

Ale to jest wygodne, no pełen komfort. W sam raz na długie słuchanie, a że się ściągać za bardzo nie chce…

Sundary, Anandy i Arye (to się odmienia?) to przede wszystkim słuchawki dopieszczone ergonomicznie, lekkie, bardzo wygodne, zapewniające maksimum komfortu. Mam teraz na łbie Arye, dziedziczące design po topowej do niedawna serii HEKów (HE-1000 (nasz test) swoją drogą teraz też, podobnie jak HE-6, w drugiej edycji dostępnych), z świetnym – choć absolutnie nie na wynos – pałąkiem, wielkimi łezkowymi padami (takie też były w Anandach), z ustandaryzowanym (wreszcie) okablowaniem (gniazda w muszlach). HiFiMAN był wcześniej mocno krytykowany za przewody, teraz nie są tak sztywne, jakościowo w większości też nie ma do czego się doczepić, choć – jak zwróciłem uwagę w zajawce HE-6SE – nie tak do końca bez wad. Chodzi o pamięć kształtu, zastosowane otuliny, które mają tendencję do zaginania / łamania (jak rurka od napojów). Zaletą jest tu na pewno bardzo niska waga, brak efektu mikrofonowania, w paru modelach zintegrowane okablowanie XLR/SE (przejściówka/adapter). Tu taka ciekawostka… tytułowe poza dużym jackiem dostałem z nietypowym, firmowym przewodem, symetrycznym …nie 4 pinowym XLR, a TRRRSem tj. nową, promowaną przez Sony wersją jacka z pięcioma stykami (Pentaconn) o średnicy 4,4 milimetra. W sam raz do podpięcia pod topowego Walkmana, można też u paru producentów DAPów namierzyć produkty, z tego typu gniazdem. To bardzo dobre, pewne, solidne rozwiązanie dla zminiaturyzowanej elektroniki, takiej z aspiracjami do grania na b. wysokim poziomie jakościowym. Domena drogich produktów o konotacjach „mobilne granie”, albo jw. kompaktowe audio, czyli zminiaturyzowane takie na biureczko. Nie wiem, czy uda mi się w trakcie testowania coś z tym typem złącza załatwić (może Audiomagic, zobaczymy), tak czy inaczej takie coś przemawia do mnie bardziej niż 2.5mm mikrusy do zbalansowanego grania zazwyczaj spotykanego w sprzęcie na wynos.

Wczoraj udało się od razu po podpięciu ocenić, co potrafią.
I jeszcze, dodatkowo, porównać bezpośrednio z HE-6SE (mniej więcej ta sama półka)
oraz budżetowymi planarami HiFiMANa: Sundara oraz HE-400

Czyli co, jednak poza domem? Ano nie bardzo mi się to widzi, choć jak wspomniałem powyżej – to słuchawki bardzo łatwe do wysterowania. Dużo łatwiejsze od 6-ek drugiej generacji, przy czym nie chodzi tylko o moc wzmacniacza, ale także o dopasowanie. Następcy legendarnych szóstecek (patrz nasza recenzja) to – nadal – wyzwanie. I bardzo dobrze, bo właśnie to wyróżniało poprzedników na rynku i fajnie, że producent nie odpuścił sobie, robiąc słuchawki niby pod wszystko. Nic więcej nie zdradzę, przeczytacie niebawem w recenzji ocb. Tutaj mamy coś w oczywisty sposób bardziej uniwersalnego, co nie oznacza, że niewymagającego od toru, ale w inny sposób wymagającego. Sprawdzam od wczoraj te nauszniki z różnymi źródłami i na tym pułapie nie warto słuchać kiepskiego materiału (niestety taki trafia się wcale często na Tidalu :( ), nie warto karmić byle czym, warto natomiast zadbać o jak najlepsze zaplecze (i nie mam tu na myśli wzmacniacza, a bardziej źródła sygnału). Nagrodą za odpowiedni dobór będzie fantastyczna, wprost obłędna szczegółowość, wgląd w nagranie, wybitna rozdzielczość jaką oferują te nauszniki. Nie uronimy niczego, a jeszcze dodatkowo wszystko co usłyszymy wprost kipi, wibruje, mieni się ferią wybrzmień… znakomicie się tego słucha! 

Wybitnie dobry materiał to i wybitnie to brzmi. Pięknie!

Niby Masters, niby najlepiej w streamie (bezstratnie? Bzdura!),
a powiem Wam, że w porównaniu do tego co powyżej to

przepaść jest… no przepaść. Brzmi to gorzej od PCM (pure), a jak skonfrontujemy
z konwersją do DSD512 (przykład powyżej) to nie ma o czym mówić. W cuglach na niekorzyść MQA.
To MQA jest dla mnie najbardziej problematycznym wynalazkiem jaki się świeżo co pojawił w branży. Nie słyszę żadnego oczywistego progresu w stosunku do hi-resowych plików z HD-Tracks, ba uważam że to brzmi gorzej, że jest odarte z dynamiki (konfrontując z PCM), jest ujednolicone, „ugrzecznione”, czy uładzone. Wyczynowa konwersja 1 bitowa (natywne DSD, DoP ograniczony jest maksymalnie do niższych wartości) wymaga potężnej mocy po stronie serwera, odtwarzacza (rdzenia), ale efekt wart jest inwestycji w odpowiednie zaplecze. To też zabawa w ulepszanie, podobnie jak ma się sprawa z origami, tyle, że dostajemy wypadkową (ofc subiektywnie) tego, co najlepsze w graniu plików DSD z dynamiką, zadziorem PCM. Tyle, że musi być to właśnie bardzo wyśrubowany poziom konwersji… będzie o tym więcej przy okazji recenzji microRendu. Będzie.  

Fakt, słuchawki widać że z przebiegiem (nawet bez pudła trafiły, ale to dobrze, znaczy dla mnie dobrze, bo odrazu jest granie, ale też trudno będzie mi określić po ilu godzinach osiągnęliśmy ten efekt… były srogo wcześniej testowane, to po nich widać, pewnie też na wystawach wystawiane), stąd już po wpięciu jacka czy XLR-a (zastosowaliśmy inny, firmowy przewód wyposażony w co trzeba) natychmiastowo mogłem przystąpić od krytycznego odsłuchu. Zresztą, pal licho krytyczne słuchanie, pochłaniam kolejne albumy, nagrania dla czystej przyjemności i widzę, że tak jak Ananda w stosunku do Susvarna były nieco, a nie wyraźnie lepsze, to tutaj mamy już inną ligę grania. To jest najwyższej klasy dźwięk z nausznic, spokojnie konkurujący z moimi LCD-3mi, powiem więcej – nawet w tych aspektach, za które Audeze bardzo, bardzo cenię, tu jest… no lepiej jest. Także pierwsze wrażenia są wielce pozytywne i skłaniają mnie do następującego wniosku: HiFiMAN odrobił lekcję z budowania słuchawek, konsekwentnie ulepszając, doszedł do poziomu bardzo, bardzo wyśrubowanego w przypadku „hinduskiej” linii. Są jeszcze wyżej stratosferyczne Susvarna, ale to już taka sztuka dla sztuki wg. mnie. Tu i teraz wysoko są Arye, które warto byłoby dodatkowo skonfrontować z HEK SE (skrzętnie sobie zanotuje spostrzeżenia, jak się nie uda bezpośrednio porównać… może Premium Sound, może, to jak tylko trafią spojrzę w notatnik), które mogą być wg. mnie rozpatrywane jako te docelowe, albo jako jeden z „diamencików” w kolekcji topowych nauszników.

Mniej więcej ten sam przedział cenowy: HE-6SE i Arya

Jak wspomniałem wczoraj na profilu, kompleksowo sprawdzę na trzech bardzo odmiennych, komputerowych torach: z microRendu via I2S / HDMI (DSD512), z TAC-2 via thunderbolt czyli po piorunie (PCM) i wreszcie via USB na KORGu (DSD128). To wszystko na tranzystorach (wspomniany Zoom oraz Korg) jak i na lampach z różnym wsadem (miniWatt z HE-adapterem HiFiMANa).

Jeszcze przed weekendem coś z zupełnie innej, ale nadal słuchawkowej, beczki tj. HE-6SE, a w weekend granie z pliku bez kompromisów tj. microRendu z CIAudio via Roon z HQP @ DSD512 (inaczej marnujemy potencjał tego setu). Także do niezadługo…

Cena tych słuchawek nie jest na razie ustalona, prawdopodobnie będzie to około 7,5-8 tysięcy złotych.

* szlachetne, nobliwe, a w ogóle to uniseksowe imię

Mmm…

» Czytaj dalej