LogowanieZarejestruj się
News

Bezprzewodowy DAC na serio: Audioengine D2

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
D2 tyt

Brak kabla u niektórych, niewiernych Tomaszów ;-) wywołuje daleko idącą niewiarę, wątpliwości odnośnie uzyskania jakości dźwięku zbliżonej (wróć – identycznej, takiej samej) co z fizycznego połączenia przewodem poszczególnych komponentów w torze audio. Ja to rozumiem doskonale, szczególnie że nie raz, nie dwa bezdrutowe rozwiązania okazywały się zawodne i nawet pomijając kwestie czysto jakościowe nie dawały, nie gwarantowały stabilności działania. Ile to razy spotykałem się z buforowaniem (czytaj pauzowaniem), całkowitym brakiem sygnału bez wznowienia odtwarzania, całkowitą klęską związaną z niemożnością połączenia z źródłem, serwerem etc. Witaj komputerowy świecie – chciało by się rzec i zaraz potem dodać – i wy(cenzura)j. Przesadzam? Jeżeli tak, to niewiele, bo przy gęstej zabudowie, w centrach miast, liczba komunikujących się ze sobą urządzeń idzie w setki, jeżeli nie tysiące, dziesiątki aktywnych sieci, cała infrastruktura, pęczniejąca a będzie jeszcze gorzej. Będzie, bo Internet Rzeczy, te wszystkie sprzęty AGD, te „inteligentne”  żarówki, te systemy automatyzacji wszystko, to musi być stale online. I już jest, albo zaraz będzie. Walczymy w audio ze zgubnym oddziaływaniem otoczenia na sygnał? Ano walczymy – prąd dobry musimy zapewnić prawda, najlepiej odseparowana linia, kable (no do czasu) trzeba odpowiednio umieścić, położyć, interferencji unikać, jakieś akcesoria zastosować żeby stabilnie… tak może wystarczy tej wyliczanki… Staramy się zapewnić optymalne, najlepsze możliwe warunki pracy sprzętu. Albo i nie, co może, choć nie musi prowadzić do zgubnych skutków (pamiętam pewną rozmowę z osobą, która miała to wszystko jw. w nosie, a jej system – bo to nie są rzeczy wykluczające się, z doświadczenia właśnie wiem – grał bardzo dobrze i moje „ale może będzie lepiej, jak?” zostało szybko zbite „a może jednak wcale nie?”).

Piszę o tym wszystkim dlatego, że bezprzewodowość w audio uważana jest często za coś gorszego, za kompromis i – co zresztą czasami jak najbardziej zasadnie – sprowadzana jest do roli pomocniczego medium. Te wszystkie stratne Bluetooth’y, te wcale nie bitperfektowe AirPlay’e, te liczne z ograniczeniami (vide obsługa hi-res, a raczej jej brak) inne protokoły transmisji, to wszystko budzi uzasadnioną nieufność i ekstremiści, puryści nigdy, przenigdy nie zgodzą się, żeby im te dźwięki w eterze fruwały, a nie – jak PB nakazał – w kablu żwawo sobie i bez przeszkód płynęły. Tak, było (i nawet jeszcze jest) radio, ale radio to radio, to właśnie nawet w epoce znakomitych, będących częścią poważnego systemu audio tunerów (tak było coś takiego), stanowiło – właśnie – pomocnicze źródło dźwięku, do poznawania a nawet interakcji w erze sprzed funkcjonowania globalnej sieci. To już jednak zamierzchła historia, no a dzisiaj? Dzisiaj coraz częściej a właściwie już niemal standardowo te bezprzewodowe moduły, te strumienie wchodzą nam bezpardonowo do audio systemów. I tego HiFi (co zrozumiałe, bo przecież to ma być sprzęt masowy, dla ludzi, a nie dla ekstremistów, purystów), jak i (o zgrozo) do high-endu też. Czy to źródła, czy samograje (zestawy głośnikowe), wszędzie się ten „bezdrut” wciska i wśród wspomnianych Tomaszów wywołuje coraz większą irytację. Bo jak to tak, bez kabelka, bez tego, co stanowi czasami wisienkę na torcie (za gruby szmal, ale mniejsza o szmal)… bez przewodu, tak mechanicznie wirtualnie właśnie, jajo o jajo ;-) …a to nieprzyzwoite, to nie do zaakceptowania, no to po prostu nie uchodzi.

Jak wiecie jestem otwarty na wszelkie nowości, także te najbardziej (wedle tego co powyżej napisane) niekoszerne. Były u nas bezprzewodowe głośniki, były bezprzewodowe interfejsy, były bezprzewodowe słuchawki, całe systemy były bez. Były*, są i będą i to coraz częściej, bo w tym kierunku to zmierza i oczywiście od samych producentów, inżynierów zależy, czy ta cała bezprzewodowość wyjdzie nam finalnie na zdrowie (no z tym to może być różnie, głównie mam na myśli pomysły z bezprzewodowym ładowaniem, chodzi o energię jaką będziemy wypromieniowywać, by te wszystkie gadżety nakarmić …brrrr). Moje doświadczenia nie są jednoznaczne, ale potencjał (wygoda, integracja, adaptacja) jest – co oczywiste – ogromny i tego nie da się powstrzymać, czy zastąpić czymś. Innymi słowy świat bez druta to świat niedalekiej przyszłości. Koniec, kropka, amen. Dlatego też, takie coś jak D2, o którym (wreszcie coś na temat) zaraz co nieco przeczytacie, ma nie tylko sens, ale przede wszystkim pokazuje że bez przewodu można i stabilnie w pełni i przewidywanie w pełni i bezproblemowo (typowe plug and play) i do tego – słyszycie mnie puryści – bez jakościowych kompromisów. To co wyjdzie, to wejdzie i następnie przetworzone zagra na dołączonym stereo, dokładnie tak, jakbyśmy źródło klasycznie kabelkiem jednym, drugim i trzecim nawet sobie podpięli i play wcisnęli.

AKTUALIZACJA: dobra wiadomość dla zainteresowanych – polski dystrybutor obniża cenę D2 z 2499 na 2099 złotych!

Dlatego ten Audioengine to jak w tytule, na serio, a teraz czas na konkrety:

* vide AirDAC firmy NuForce, zapowiadany AirTry, szeroko u nas opisywany Chromecast Audio

» Czytaj dalej

Recenzja aktywnych monitorków Audioengine A2+

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A2+ active_tyt

Audioengine. Kto nie słyszał o produktach tej firmy? No właśnie. Komputer plus AE stanowiły przepustkę do świata dźwięku HiFi w konfiguracji biurkowo-komputerowej. Znakomite recenzję, ugruntowana (na zachodzie) opinia i brak polskiej dystrybucji. Do czasu. W końcu na naszym rynku pojawiają się audioengine’y i to od razu cały, obecny, katalog produktowy. W naszych zapowiedziach pojawiły się dwa najpopularniejsze, najbardziej rozpoznawalne produkty:

Rozpoczynamy od recenzji pierwszego z wymienionych. Te aktywne maluchy, które zapewniły firmie (oferta obejmuje parę wersji, dodatkowo jest to kolejne pokolenie tych monitorków) sławę i rozpoznawalność na globalnym rynku, to miniaturka rasowych kolumn podstawkowych, konstrukcyjnie bez kompromisów, takie HiFi bonsai. Ich superkompaktowe rozmiary pozwalają bezproblemowo ustawić je na dowolnym, nawet niezbyt dużym biurku, stoliku i to jest ich – że tak powiem – naturalne środowisko. Możliwości nagłośnieniowe, co prawda, pozwalają na zabawę w ustawienie mikrusów w niewielkim pokoju, przy czym taka opcja – choć możliwa – będzie raczej rzadko wykorzystywana… wielkość, gumowe podstawki, złącze USB (do grania, nie do ładowania czegoś tam) jednoznacznie wskazują miejsce oraz towarzystwo w jakim przyjdzie A2+ grać. Komputer po pierwsze, po drugie i po trzecie. A jak jest dock, czy po prostu kablem analogowym chcemy sobie jakieś dodatkowe źródełko podłączyć to proszę bardzo – można.

Sam na chwilę podpiąłem handhelda z Oppo HA-2, przez moment grał też Chromecast Audio (swoją drogą ten kawałek plastiku pokazuje jak wiele można dać tak niewiele chcąc w zamian) – nie ma problemu, ten zestaw w odróżnieniu od niektórych zestawów głośnikowych USB pozwala na integrację czegoś więcej niż tylko komputera, ale powiedzmy sobie szczerze… to komputer będzie tutaj głównym, najważniejszym źródłem dźwięku. Kolumienki warto ustawić na gumowych standach, naprawdę warto, bo w przeciwnym razie trudno będzie znaleźć odpowiednie miejsce względem głośników siedząc przy biurku. Tak, te maluchy są bardzo kierunkowe, bardzo mocno daje się odczuć różnice w zależności od tego, jak położona jest nasza głowa (uszy) względem kolumienek. Pochylenie bardzo tu pomaga, no chyba że ktoś siedzi na bardzo nisko ustawionym fotelu… tyle że to mocno niepraktyczne i niezdrowe, szczególnie gdy coś przy tym biurku poza słuchaniem robimy (to może być problematyczne ;-) tzn. angażują nas te maluchy bardzo, to nie jest granie w tle – no chyba, że sobie ściszymy maksymalnie to co gra ).

Lakierowane obudowy, znakomity montaż, wszystko jak spod igły. Wrażenia organoleptyczne są więcej niż satysfakcjonujące, od razu widać że producent stara się jasno wskazać użytkownikowi, że mimo desktopowego przeznaczenia, ma do czynienia z świetnie wykonanym audio produktem, bez żadnej taryfy ulgowej (bo głośniki komputerowe). To jak wspomniałem miniatura HiFi na biurku, coś co nie tylko zresztą wyglądem, ale także konstrukcyjnie nawiązuje do systemu, który gra nam w salonie. Aktywna konstrukcja, USB DAC to wymóg biurka i głównego źródła – komputera – reszta to przemyślane rozwiązania rodem z dużego HiFi, tyle że w miniaturze. Mamy zatem płaskie szczeliny BR z przodu, nie bez przyczyny zaprojektowane w ten sposób… w końcu na biurku bywa tłoczno, biurko zazwyczaj stoi przy ścianie, ustawiając biurko nie myślimy o akustyce a raczej o dobrym świetle, właściwym umiejscowieniu względem okna, dostępie do gniazdek oraz tzw. biuro-zaplecza. Także kolumienki muszą sobie radzić w okolicznościach dalece nie sprzyjających uzyskaniu dobrego jakościowo brzmienia (akustyka) i stąd taki wybór konstruktorów… niewielka powierzchnia frontu z dwoma przetwornikami oraz wspomnianym portem BR, przy czym dwudrożna konstrukcja zachowuje się (gdy – właśnie – dobrze kolumnę ustawimy względem uszu) jak dobry, ba, bardzo dobry, przetwornik szerokopasmowy. Zszycie zakresów jest wzorcowe, wzorcowe pod warunkiem pochylenia (standy) oraz skierowania obu kolumienek do środka (nawet mocniej niż by się nam wydawało, warto poeksperymentować!).

To takie uwagi natury praktycznej na wstępie, bardzo ważne uwagi, które stanowią ważną wskazówkę, aby przygoda z A2+ była w pełni satysfakcjonująca, udana. Rozpisałem się na wstępie, ale też niniejszy tekst będzie taką właśnie niezobowiązującą ;-) w formie opowieścią o tych małych grzmotach.

Zapraszam na ciąg dalszy poniżej…

» Czytaj dalej

Nowe Scansoniki… wstęga za 1800zł! Aktywne kolumny z BT aptX w redakcji!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
M5BTL_11

Wracamy do nadawania po dłuższej przerwie. Miały być i są! Powiem tak – w tej cenie nie dostaniecie niczego, co mogłoby prezentować poziom nowych, aktywnych Scansoników. Nowy model aktywnych kolumienek Scansonika M5BTL (Duńczycy, patrz nasz test Scansonic S5BT, które na marginesie zostały w redakcji) to potencjalnie prawdziwa petarda. Co powiecie na aktywne monitory ze wstęgowym tweeterem w cenie niecałych 2000 złotych?! A konkretnie 1830 złotych. Jakby tego było mało kolumny wyposażono w bezprzewodowy moduł z obsługą kodeka aptX (Bluetooth) oraz wejścia cyfrowe, koaksialne & optyczne, analogowe oraz nowego pilota do zdalnej obsługi (wygląda dużo lepiej, wykonany jest częściowo z metalu i działa dużo sprawniej od tego, który był w komplecie z S5BT – to jedna z pierwszych rzeczy jakie sprawdziłem po uruchomieniu zestawu). Podobnie jak w poprzednikach wielowarstwowa powłoka lakiernicza (zestawcie to z ceną), tym razem port BR przewidziano z przodu (świetne rozwiązanie, w gabinecie, gdzie stoją nie ma miejsca by ustawić w odpowiedniej odległości od ściany i poprzedni model nie jest idealnie umiejscowiony). BR dmuchający do przodu bardzo ułatwia ustawienie kolumienek (desktopowych z definicji, choć z powodzeniem ustawimy je w niewielkim salonie!), mamy także złącze USB do ładowania handheldów (ale nie do transmisji dźwięku) wreszcie port przewidziany do podłączenia aktywnego głośnika niskonowego (rozbudowa do konfiguracji 2.1). Innymi słowy mamy tutaj de facto pełny system nagłośnieniowy, który będzie nie tylko wyborem do niewielkiego pomieszczenia, tj. gabinet, gdzie kolumienki postawimy na jakimś blacie (scenariusz desktopowy), ale także taki zestaw świetnie się sprawdzi jw. w niewielkim salonie, szczególnie w opcji z opcjonalnym subwooferem (Scansonic ma w ofercie takie kolumny), tworząc kompletny system nagłośnieniowy zarówno na potrzeby audio jak i wideo. Możliwość podpięcia transportów cyfrowych (streamery, odtwarzacze fizycznych nośników), zew. DACów i źródeł analogowych oraz – w przypadku muzyki – wykorzystania serwisów streamingowych / dysków sieciowych z własnymi kolekcjami, w sytuacji gdy będziemy strumieniować dźwięk bezprzewodowo via BT (z kodekiem aptX, w jakości zbliżonej do bezstratnej transmisji audio o parametrach 16bit/44kHz tj. stand. płyty kompaktowej) może dla wielu oznaczać brak konieczności poszukiwania dodatkowych komponentów (wzmacniacze, rozbudowane okablowanie, systemy zasilania, źródła) i w konsekwencji budowę systemu tylko w oparciu o taki właśnie zestaw głośnikowy. Kolumny (patrz zdjęcia) prezentują się wyśmienicie. Osiem warstw lakieru na błysk, wszystko precyzyjnie spasowane, białe rękawiczki (palcują się niemiłosiernie podobnie jak S5) do ustawiania, zgrabne maskownice w komplecie… znakomicie!

To bardzo atrakcyjna opcja, szczególnie że mówimy o pięknych, znakomicie wykonanych kolumienkach. Nowe M5BTL to wg. mnie unikalne połączenie funkcjonalności, solidnej, znakomicie wykonanej (materiały, spasowanie, wygląd) konstrukcji z czymś, co znajdziemy właściwie tylko w high-endzie. Wstęga to coś zarezerwowanego dla topowych konstrukcji, bardzo drogich, a tutaj taki typ przetwornika trafia do zestawu za niecałe 2000 złotych. Pytanie, oczywiście, na ile dobry to przetwornik i nie omieszkam tego sprawdzić, ale coś czuję, że będziemy mieli do czynienia z produktem unikalnym, bo połączenie tych wszystkich możliwości w takim budżecie jest czymś niespotykanym. Powiem więcej – myślałem, że informacja o cenie dotyczy (co niektórych producentom nagminnie się trafia) jednej tylko kolumny, a cena za komplet to dwukrotność tego, co w informacji dla prasy stoi. Głośniki pokryte są lśniącym lakierem fortepianowym, oferowane w dwóch wersjach kolorystycznych: czarnej oraz białej. Ich wymiary wynoszą 151 x 265 x 151 mm (szer. x wys. x głęb.), waga pojedynczej kolumny to 5 i pół kg (waga kompletu 11 kg). Jak widać to niewielka konstrukcja, ale – jak to często w przypadku aktywnych kolumienek bywa – zdolna do wypełnienia dźwiękiem całkiem sporego pomieszczenia. Stąd też decyzja producenta o opracowaniu dedykowanych standów. Oczywiście kwestie wyglądu są subiektywne, ale popatrzcie na zdjęcia… ten komplet (stojaki z kolumnami) prezentuje się super rasowo. Według mnie, można taki zestaw, szczególnie z subem (mają w ofercie nowego M8 do kompletu, albo wcześniej oferowane M8/12, może też być niedawno słuchany, świetny REL 5) ustawić w dowolnym salonie – będzie prezentował się bardzo elegancko, a do tego, w przypadku strumieniowania i podpięcia wiszącego ekranu (via TOSLINK), możliwe, że w ogóle będzie można zrezygnować z klasycznej szafki RTV. Minimalizm jest obecnie w modzie, ale ogólnie rzecz biorąc, szlachetny minimalizm zawsze w modzie ;-)

Pierwsze odsłuchy i już wiem, że będzie to coś! Wyraźna poprawa selektywności na górze (wstęga), grają o klasę lepiej od S5, są brzmieniowo lepsze, a dodatkowo poprawiła się ergonomia obsługi (panel dotykowy zamontowany na górze przyda się w typowo biurkowym scenariuszu, ale kluczowy dla sterowania pilot tym razem obsługuje kolumny bez pudła). Podpiąłem kolumienki w miejsce S5 do klamotów w gabinecie… M5 gają z komputerami oraz handheldami (zdjęcia) via BT (z aptX na Makówkach), grają podpięte optykiem via Chromecast / WiFi (handheldy – warto, szczególnie w przypadku Apple, które olało lepszą jakość via BT, skorzystać z alternatywy google’owej), zamiennie z AirPlay (AirPort Express), wreszcie analogowo łącze z przetwornikiem Beresforda pracującym w tandemie z odtwarzaczem CDA Onkyo. Innymi słowy (niemal) pełen przekrój źródeł, sposobów transmisji, a w zanadrzu jeszcze salon i podpięcie z subem (2.1), sprawdzenie jak M5 nagłośnią 30 metrów kwadratowych w kinie (źródłem będzie PS3 w roli odtwarzacza SACD/Blu-ray) i w konfrontacji / porównaniu z naszymi redakcyjnymi nEarami 05 Classic II – aktywnym, studyjnym zestawem, który jest wg. mnie nie do pobicia w relacji koszt – efekt. Na razie jak wspomniałem grają w gabinecie i muszę przyznać, że to dźwięk porównywalny ze stojącymi obok Topazami monitor, podpiętymi pod wzmacniacz NADa D3020 oraz lampę (klon MiniWatt-a = APPJ PA0901A) na bańkach NOS Bimar/Phlilips/Telam). To tylko świadczy o klasie przetworników, zabudowanego wzmacniacza, elektroniki (DAC, moduł bezprzewodowy) zamontowanych w M5-kach. Słucham dwie doby, więcej napiszę we właściwej recenzji, dodam tylko, że połączenie strumieniowania (BT z aptX lub/i Chromecast/AP Express) to w połączeniu z tymi kolumnami KOMPLETNY SYSTEM. Gra to rasowo, na poziomie dobrego HiFi i to jest FAKT, tu nie ma się co sprzeczać. Wystarczy taki aktywny system nagłośnieniowy skojarzyć z komputerem / smartfonem / tabletem i albo bezpośrednio połączyć via BT, albo skorzystać z taniutkiego interfejsu WiFi (bezstratna kompresja, w przypadku produktu Google obsługa 24/96 dodatkowo i możliwy do uzyskania tryb bitperfect) uzupełniając opisywany zestaw o takie, bezprzewodowe, możliwości. I to, moi drodzy, robi zasadniczą różnicę, bo nie musimy rozbudowywać systemu w sposób – że tak powiem – klasyczny, a w oparciu o taki, aktywny zestaw głośnikowy z wew. DACzkiem mamy w praktyce wszystko, czego nam potrzeba do szczęścia.

Zalety, poza finansowymi, są także natury brzmieniowej… minimalizujemy wpływ okablowania, niwelujemy konieczność dopasowania poszczególnych elementów w rozbudowanym torze, nasze głośniki mają zintegrowane to, co je napędza i to co je dźwiękiem karmi (DAC), a jak chcemy więcej to w praktyce pozostaje podpiąć jednego klamota (sprawdzę jeszcze jak dobrze wypadnie z M5kami strumieniowiec – Squeezebox Touch z mod. EDO z konwerterem USB-coax hiFace Two M2Tech-a) i już. Niczego nie komplikujemy, to co najważniejsze (dla brzmienia) mamy już zintegrowane w kolumnach. Wystarczą standy lub jakiś ciężki drewniany mebel jako stabilna podstawa i z akcesoriów pozostanie ino dobra listwa (kabelek zasilający to 8-ka, ale jak już ktoś koniecznie musi, to może sobie skonwertować adapterem Furutecha albo Gigawatta na stand. IEC) i koniec tematu. To uproszczenie zazwyczaj z doświadczenia wychodzi dźwiękowi bardzo na zdrowie, to coś do czego wg. mnie powinniśmy dążyć, bo oczywiście można mnożyć byty (ciężka postać ekstremalnej audiofilii), wydać majątek na okablowanie, wprowadzając do systemu tyle zmiennych, że… no właśnie. Ten zestaw odznacza się takimi właściwościami brzmieniowymi, że może być potraktowany jako alternatywa dla klasyki: pasywne kolumny, wzmacniacz zintegrowany / pre z końcówką plus tradycyjne źródła & okablowanie i akcesoria. Może. Poprzednik świetnie sprawdza się w roli dodatkowego, pomocniczego zestawu do szybkiego odsłuchu, może znakomicie wpasować się do systemu audio na biurko z komputerem obok… Scansoniki M5BTL to nie tylko takie, opisane powyżej, okoliczności przyrody, bo ten nowy zestaw nie przyniesie ujmy właścicielowi będąc głównym i – właśnie! – jedynym rozwiązaniem do salonu, głównego pomieszczenia odsłuchowego. Zastosowanie wstęgowego tweetera, nowa konstrukcja całego układu (płaski BR z przodu), nowy wzmacniacz oraz całkowicie nowe strojenie obu przetworników dało w efekcie coś, co wywołuje po uruchomieniu odtwarzania uśmiech zadowolenia na twarzy słuchającego.

Jak wspomniałem, daniem głównym jest tutaj bez wątpienia tweeter. Tyle, że kolumna to nie tylko wstęga, to także cała reszta. Obudowę kolumn M5BLT wykonano z odpornej na rezonans płyty MDF. Krawędzie posiadają delikatne zaokrąglenia (jak w S5), zaś wszystkie elementy są ze sobą idealnie spasowane a całość pokryto ośmioma warstwami lakieru fortepianowego, dzięki czemu kolumny prezentują się niezwykle elegancko i stylowo.  Poza wspomnianym wysokotonowcem M5BLT wyposażono w 4,5-calowy głośnik średnio-niskotonowy z membraną z papieru powlekanego polipropylenem. Zastosowano spore magnesy, membrany mogą – mówię tu o doświadczeniach z użytkowania S5 – pozytywnie zaskoczyć możliwościami, których byśmy się po takich kompaktowych kolumnach zwyczajnie nie spodziewali. Tweeter wyposażono w membranę z warstw kaptonu i aluminium. Dwudrożną konstrukcję w obudowie opartej na systemie bassrefleks (jw. otwór z przodu) napędza wybudowany w lewą kolumnę wzmacniacz o mocy 2x50W. Zestaw jest już do kupienia w Polsce, a dystrybucją na terenie RP zajmuje się firma C4I.

Specyfikacja:
• Odpowiedź częstotliwościowa: 55 Hz – 30 kHz
• Impedancja: > 6 Ohm
• Zwrotnica: 3.5 kHz ( filtr drugiego rzędu)
• Wzmacniacz: 2×50 klasa A-B
• Wejście bezprzewodowe: Bluetooth z obsługiwanym kodekiem 2.4GHz aptX
• Wejście cyfrowe: Toslink
• Wejście cyfrowe koaksjalne
• Wejścia analogowe: 2 x RCA , 1x mini jack 3,5mm stereo
• Wyjście na subwoofer
• Złącze USB do ładowania urządzeń zewnętrznych, uczący się pilot o konstrukcji częściowo metalowej

Warto zwrócić uwagę na jeden istotny szczegół… w odróżnieniu od S5 w nowym modelu nie ma pokrętła wzmocnienia

Rozbudowana fotogaleria z opisem poniżej…

» Czytaj dalej

Konkurs, do wygrania doki Brainwavz Omega. Nasza krótka opinia nt. IEMów

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Omegax3

Mieliśmy parę konkursów w tym roku (były dwukrotnie Pylony do wygrania, były Chromecasty Audio), czas na kolejny. Tym razem nagrodę w konkursie stanowią dokanałówki Braniwavz Omega – najtańsze w ofercie IEMy, które wyróżnia solidna, metalowa obudowa, dołączone pianki Comply (bardzo wygodne, samodopasowujące się do anatomii, do tego świetnie trzymają w uszach słuchawkę) oraz obsługa TRRS (pilot z mikrofonem, obsługa zarówno pod iOS jak w Androidzie). Można zatem potraktować je, jako zamiennik dla słuchawek dołączanych do kompletu z telefonem. To, jak wspomniałem to najtańsze IEMy w ofercie producenta, kosztujące zaledwie 49 złotych. Czego zatem można spodziewać się po takich tanich dokach, zapytacie…

Doki po całości

To dokanałówki, które na pewno nie wystrzelą Was w stratosferę swoimi kompetencjami brzmieniowymi. Biorąc pod uwagę cenę i konfrontując ją z wykonaniem, akcesoriami, możliwościami (sprawdziłem na Neksusie i sterowanie głośnością zadziałało bezproblemowo, w przypadku Jabłek pełne MFI) to coś, co wybija się ponad przeciętność (dobre słowo), stanowi dobrą alternatywę dla wszystkich bardzo tanich i (właśnie) dołączanych do kompletu ze smartfonem słuchawek. Kabelek sam z siebie rzecz jasna niemiłosiernie się plącze, ale nie zapominano o takim, wygodnym dodatku jak klips (jest w komplecie), co pozwala uniknąć splątania i ułatwia codzienne użytkowanie. Dołączone gumki warto od razu zamienić na wspomniane pianki (pewniejsze dokowanie w uszach, większa wygoda – to bardzo komfortowa aplikacja, dźwięk), mikrofon niestety nie daje satysfakcji przy prowadzeniu konwersacji (jakość rozmów jest słaba), natomiast sterowanie odtwarzaniem całkiem wygodne i precyzyjne (wklęsłe przyciski + / – i wypustka na play/pauza), do tego kątowy audio jacek ułatwia wpięcie i utrudnia samowolne wypięcie wtyczki ze smartfona / tabletu. Kabelek ma typowe (dla mobilnych słuchawek) 1.2 metra, przy czym producent mówi że druty są miedziane (przewód „na igreku” jest baaardzo cienki, bardzo), a Jacek szczerozłoty ;-) Dynamiczne, 6 mm przetworniki oferują niezbyt selektywne brzmienie, z dość nisko osadzonym, wyraźnym basem (przewalony? Nie, tak bym tego nie nazwał, na granicy, ale bez natarczywego epatowania), raczej płaskie granie, dźwięk wyraźnie umiejscowiony w głowie. Czyli kiepsko? To zależy do czego porównujemy. Nie ma sensu zestawiać Omeg z redakcyjnymi Momentum in-Ear, bo to zupełnie inna klasa, ale w porównaniu ze słuchawkami wyciągniętymi z pudełka od telefonu (także EarPodsami, choć tutaj standardowe IEMy Apple, w kontekście brzmienia mogą konkurować z tytułowymi dokami) to rzecz warta uwagi, która w wielu wypadkach przyniesie poprawę brzmienia. W przypadku repertuaru gdzie może zasyczeć, zasyczy. Dla zwolenników rocka będzie to niezgorszy wybór, będą zadowoleni, to samo wyznawcy elektronicznego brzmienia. Sytuację, jak wspomniałem, poprawia (nie tylko w zakresie ergonomii) wymiana silikonowych wkładów na Comply. Korzystam z takowych pianek na wspomnianych Momentum i po ich przełożeniu zauważyłem, że dźwięk się poprawił (przy czym na senkowych silikonach był już bardzo dobry). W Omegach podobnie, poprawa. Ciekawe, czy ten progres skłonił producenta do dołączenia kompletu dodatkowych aplikacji do pudełka? Tak, czy inaczej po zmianie, dźwięk nabrał wyrazu, stał się bardziej angażujący, lepszy – nie ma tej wspomnianej szklistości, natarczywości. Słowem nie warto zawracać sobie głowy fabrycznymi wkładkami, najlepiej od razu zamontować wspomniane pianki. Szczerze polecam (w ogóle, szczerze polecam korzystać z Comply – jak macie jakieś niezłe IEMy to może się okazać, że są jeszcze bardziej niezłe, po aplikacji pianek). Patrząc zaś całościowo, za czterdzieści dziewięć złotych polskich taki produkt ma rację bytu i – obiektywnie – mało który producent zawraca sobie głowę takimi szczegółami odnośnie wykonania, wyposażenia, akcesoriów (jak Brainwavz) w tym budżecie.

Na bogato, w opcji niskobudżetowej

AKTUALIZACJA: Gratulujemy Michałowi oraz Piotrowi z Warszawy i Joasi z Gostynia

No dobrze, opinia była, a konkurs?

Konkurs będzie tym razem niezbyt skomplikowany, choć (tradycyjnie) wymagający znalezienia pewnych informacji, które publikowaliśmy na łamach. Aby wziąć udział w losowaniu trzech pudełek z Omegami w środku, wygrać jeden z boksów z IEMami, trzeba odpowiedzieć na dwa, złożone ;-) bardzo proste pytania:

1) Jaki produkt Brainwavz przetestowaliśmy na HDO i który z gatunków muzycznych nas nie zachwycił, słuchany na nim?

2) Parę dni przed publikacją recenzji Brainwavz pojawił się na łamach HDO podwójny test dwóch produktów „za tysiąc”. O jakie produkty chodzi i który otrzymał znaczek, a który znaczka nie otrzymał i dlaczego nie?

Czekają

Na odpowiedzi czekamy do końca miesiąca, odpowiedzi ślemy na nasz redakcyjny mail (antoni.wozniak_na_hd-opinie.pl). Losowanie w pierwszej połowie listopada (przed, albo po AVS ;-) ). A i jeszcze jedno: niewykluczone, że w tym roku jeszcze coś się uda zorganizować odnośnie konkursów, czekam na konkrety, może będzie coś ekstra @ ”*”

Fundatorem nagrody jest dystrybutor marki Brainwavz, firma Audiomagic.

Metalowe obudowy, zgrabny i funkcjonalny (no, gdyby nie najlepszy mikrofon…) pilot

 

Fotostory IFA 2016

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IFA_Logo_2016_datum_SEP_Versalien_eng-small

Nasza relacja z targów IFA 2016. Starałem się wyłowić najciekawsze rzeczy, przy czym nie zależało mi specjalnie na tym, by wszystko zobaczyć i opisać (w przypadku audio nie było tego niby aż tak dużo, wspominałem że była jedna sala audio/HiFi, na kilkadziesiąt, ale… ile tego audio było wszędzie indziej, oj multum było), raczej koncentrowałem się na wyznaczających nową jakość produktach, pomysłach etc. Właśnie. Sporo rzeczy pokazanych przez producentów było prototypami (jak najlepsze IEMy RHA), wersjami przedprodukcyjnymi (Audeze), a nawet konceptami (taki status pasował jak ulał do niektórych pomysłów Samsunga, LG, a także paru zupełnie nieznanych do tej pory firm, które liczą na wsparcie darczyńców w serwisach crowdfundingowych). Wyciecze po stoiskach towarzyszyła satysfakcja, wynikająca z tego konstatacji, jak często udawało się tu – na HD-Opinie – trafnie opisać trendy, kierunek rozwoju branży. Widać to wyraźnie po zaprezentowanych nowościach, względnie pomysłach, które mają w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy trafić na rynek w formie gotowych wyrobów.

Muzyka jest spoiwem, dźwięk jest spoiwem i to było wyraźnie widać na wielu stoiskach, i tych związanych teoretycznie z obrazem, aplikacjach dla inteligentnego domostwa, rozwiązaniach przeznaczonych dla pojazdów oraz tego, co ma służyć do zachowania dobrej kondycji, zdrowia. Wszędzie przewijał się wątek towarzyszącego w codzienności, w codziennych aktywnościach dźwięku. I chcę tutaj podkreślić, że nie jest to tylko dodatek, a coś co stanowi główny nurt, element ważny, mający swoje ugruntowane miejsce w elektronice konsumenckiej. Ma grać, oczywiście grać z sieci, przy czym to granie ma być inteligentnie dopasowywane do naszego nastroju, AI (bo jesteśmy u progu wprowadzania inteligentnych, samouczących się rozwiązań zarówno na poziomie osobistym, jak i społecznym) ma być kluczowym rozwiązaniem, takim systemem, systemów, mamy słuchać na co przyjdzie nam ochota wszędzie, w każdym miejscu, w którym przyjdzie nam na to ochota. Przy czym widać, że temat lepszej jakości dźwięku, który do niedawna stanowił niszę (niszy), wypływa – widać to po stoiskach, proponowanych produktach nowej generacji, gdzie wsparcie dla wysokiej jakości dźwięku jest standardem, gdzie dbałość o to by dobrze grało jest w centrum uwagi.

Drogie, czy bardzo drogie produkty koegzystują z dużo przystępniejszymi, które jednakowoż pełnymi garściami czerpią z technologii opracowanych na potrzeby high-endu. Co więcej, zmiany jakie się dokonują, takie jak bezprzewodowa transmisja sygnałów audiowizualnych, dostęp do muzyki z sieci za pośrednictwem serwisów, wielostrefowość, łączenie funkcjonalności / integracja w ramach produktów audio wielu kluczowych elementów: interfejs dla systemów AI, aktywność, zdrowie, jedna ze składowych internetu rzeczy tworzą zupełnie nową rzeczywistość dla branży, ogromne wyzwanie, ale jednocześnie ogromną dla niej szansę. To widać, wyraźnie widać, patrząc na to, co dzisiaj wyznacza kierunki, to nad czym się obecnie branża audio koncentruje. Dokanałówki iSine z cyfrowym kablem Cipher, „inteligentne” IEMy Here, zapowiedź LCD-3i (tak, będzie wersja z kablem Cipher do niedawna flagowego modelu ortodynamików), dysponujące własną aplikacją CapTune (patrz tutaj) Sennheisery PXC z docelowo rozbudowanym DSP, będące docelowo kompletnym rozwiązaniem / systemem składającym się ze słuchawek oraz oprogramowania (wraz ze wsparciem dla zewnętrznych front-endów, dla np. MQA?), najnowsze playery Onkyo, Pionka oraz Sony (DAPy ze strumieniowaniem / własnymi modułami LTE, wsparciem dla MQA), dziesiątki strumieniowców stacjonarnych z softwarem pozwalającym na aktualizowanie funkcjonalności co wychodzi na przeciw niezwykle dynamicznym zmianom jakie obserwujemy w segmencie audio – to świetnie obrazujące (co się obecnie dzieje) przykłady produktów, rozwiązań jakie można było zobaczyć w Berlinie. A to tylko (wierzcie mi) niewielki wycinek tego, co nas czeka.

Impulsem (bardzo mocnym) dla nowego jest to, co zaprezentowało 7 września Apple. Tej firmy, tradycyjnie nie ma na targach, na wszelkich możliwych targach branżowych (IFA, CES, MWC etc), ale wpływ tego producenta na kierunki w jakich podąża branża jest przemożny, trudno go pominąć. Bezprzewodowość jest widoczna na każdym kroku, rezygnacja z tego co fizyczne (a nawet zapisane lokalnie, vide streaming) to kolejny etap rozwoju, coś co będzie generowało największe zyski i w efekcie doprowadzi do bardzo radykalnych zmian w całym segmencie elektroniki użytkowej. Zresztą to już widać (liczba propozycji, to na czym się dzisiaj producenci audio koncentrują), a przyszłość wcale nie musi (jak wielu się wydaje) oznaczać rezygnacji z dobrego jakościowo dźwięku. Dobrym tego przykładem była prezentacja (poniżej, w fotorelacji znajdziecie zdjęcia z opisem) systemu Beyerdynamika z Astell&Kern (iriver – to bliska współpraca i kooperacja od chwili pojawienia się nowej marki tj. A&K na rynku) składającego się z prototypowych słuchawek bezprzewodowych ze specjalnie zmodyfikowanym kodekiem aptX HD, nauszników z rozbudowanym systemem DSP opartym na mikroprocesorze, który stanowi całościowo przenośny system audio z możliwością modyfikacji, aktualizacji, poszerzania funkcjonalności. Pamiętacie mój wpis o konferencji Apple, gdzie sporo miejsca poświęciłem AirPodsom, ich nowemu układowi W1 jaki zastosowali nie tylko w tych kontrowersyjnych pchełkach, ale także niemal we wszystkich nowych Beatsach? No właśnie…

Dźwięk wykorzystujący protokół Bluetooth od zawsze tratowany był jako najgorsze możliwe rozwiązanie w aspekcie jakościowym. Od paru lat nie jest to już takie oczywiste, a to, co pokazano na IFA jw. stanowi potwierdzenie, że można mieć system słuchawkowy bez druta, dysponujący możliwościami dźwiękowymi na poziomie zbliżonym do tych, które do tej pory zarezerwowane były dla kabla. Dodajmy do tego możliwości, jakie daje transmisja cyfrowa ze źródła (komputer, handheld) za pośrednictwem cyfrowego kabla z wbudowanym DAC/AMPem (poza nausznikami, IEMy vide iSine) lub całą elektroniką zaszytą w obudowach, nie tylko nausznikowych obudowach, ale także IEMowych (Here, Bagi, AirPodsy, najnowsze wynalazki Samsunga, LG etc). Oczywiście niektórzy (wspomniane produkty Apple, czy Koreańczyków) nie są zainteresowani zaoferowaniem dobrej, czy najwyższej jakości dźwięku. To prawda. Patrząc jednak na poziom cen, spodziewane zyski, to nowe często, gęsto ma jakość wypisaną dużymi czcionkami na obudowach, bo… inaczej, trudno będzie zachęcić klientów, by skusili się na to nowe. I nie jest to tylko czcza gadanina, bo idą za tym bardzo konkretne działania największych z branży (wspomniane DAPy, wspominane MQA, do tego potężny alians Hi-Res Audio zrzeszający praktycznie całą czołówkę branży).

To takie przemyślenia na gorąco, coś co nasuwa się, po obejrzeniu ekspozycji, po rozmowach z przedstawicielami producentów, inżynierami, osobami które „za tym wszystkim stoją”). Poniżej rozbudowywana, czytaj aktualizowana (mamy tego materiału sporo) fotogaleria, prezentująca to co najciekawsze. Na koniec, fajnie że można było dłużej niż wszędzie indziej (przynajmniej takie mam osobiste doświadczenia) posłuchać tego, co prezentowano (stoiska Audeze, Senka – tu Orfeusze przede wszystkim), można było podpiąć swoje źródła i posłuchać dziesiątek ciekawych, często prototypowych konstrukcji (IEMy!), można było wreszcie dowiedzieć się wielu ciekawych informacji bezpośrednio od producentów, inżynierów, osób kompetentnych, które miały wiedzę i chęć odpowiadać na nasze pytania.

Dlatego warto na takie imprezy jeździć, choć IFA to obecnie MYDŁO I POWIDŁO (także ;-) )

PS. Z innej beczki: OLEDOwa sfera LG. Tak, lepiej zalet tej technologii zaprezentować się chyba nie da. Opad szczęki.

PS. 2. Szczególne wyróżnienie dla Sony. Brawo! Drugiego takiego stoiska (wielkiej sali), w którym zaakcentowano jak ważna w życiu człowieka jest muzyka, na targach nie było. Znakomicie zorganizowane, z dużą liczbą stanowisk do słuchania, gdzie dźwięk był najważniejszy. Brawo, brawo, brawo.

» Czytaj dalej

Apple wycina audio jack(a). Lightning & bezdrutowe AirPodsy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-09-07 o 21.36.32

No i stało się. Sama konferencja była niezbyt ekscytująca, przez pierwszą godzinę wiało nudą (oczywiście nie mam nic przeciwko Mario, Pokemonom i tym podobnym rzeczom. Wszystko dla ludzi, ale…). Ciekawa kolejność – najpierw zegarek, potem nowy telefon. Mniejsza. To, co dla nas istotne (i dla całej branży istotne) to rozbrat ze złączem audio jack 3,5mm. iPhone (a wraz z nim reszta handheldowego segmentu) bez jacka to iPhone ze słuchawkami z cyfrowym Lightningiem (tak, to EarPodsy) oraz przejściówką / adapterem dla słuchawek (od dzisiaj) klasycznych. Poza tym wyraźnie zostało to powiedziane, Apple wierzy w świat bezkablowy i taki on ma docelowo być. Są więc nowe AirPodsy, dziwny produkt, który przede wszystkim ma procesor (W1) w sobie zaszyty, nie ma kabli (w ogóle, żadnej smyczy, ale o takich produktach już słyszeliśmy, pisałem o nich nie raz, na IFA były m.in. Here o czym niebawem w relacji), dźwiękowo (coś czuję) to coś zbliżonego do …EarPodsów. Jak wyżej, nazwali to przewidywalnie: AirPods.

Niby EarPodsy

Gra to 5 godzin (tylko), ma etui ładowarkę (pozwalającą podładowywać sukcesywnie pchełki, tak aby dało się je użytkować dobę, tzn. energii w power banku starczy na 25h), nie wymaga żadnego parowania z telefonem, żadnego konfigurowania, nic. Jest apka, robimy w niej łącz i już. Ważne – wygląda to na produkt dla iPhone. Wyłącznie dla iPhone. To pierwszy raz w historii, gdy słuchawki da się używać z określonym (tylko) sprzętem i oprogramowaniem (tylko z iOSem 10, macOSem Sierra oraz watchOS3 – wraz z nimi zadebiutuje rzeczona aplikacja*). Czujniki pozwolą na włączanie / wyłączanie (podczerwieni) gdy słuchawka jest / nie jest w uchu oraz czujnik ruchu. Sterowanie będzie odbywało się wyłącznie za pomocą Siri   (wywołanie glosowego sterowania przez dwukrojone tapnięcie w obudowę), a mikrofony, poza rozmową, będą także działały w połączeniu z systemem wzmacniającym głos użytkownika (rozmowy). Kosztować to ma niemało, bo całe 159 dolarów (w Europie jeszcze drożej). AirPodsy. Podsy. Sporo. Pytanie  co się stanie, gdy którąś z tych słuchawek (one nie mają żadnego patentu utrudniającego wypadanie) utracimy, zgubimy jedną z tych bezdrutowych pchełek? No właśnie, co wtedy? Patrząc na formę (obudowa, sposób aplikacji w uchu) mamy EarPodsy, które jakoś nie słyną z trzymania się stabilnie w uchu. Czas pokaże i zweryfikuje. Może będzie Find My Pods? Kto wie… ;-) Z wygodą też będzie mocno dyskusyjnie, jak to w przypadku EarPodsów ma miejsce.

* konieczna do tego, by pozbawione jakichkolwiek przycisków słuchawki uruchomić (sterowanie via Siri, co na marginesie, ogranicza funkjonalność w związku z brakiem wsparcia językowego dla tej funkcji w wielu regionach)

Mhm, to EarPodsy, tyle że z mikrofonami, bez kabli, bez przycisków (!) z CPU (APU?) & sensorami

Poza tym pokazano także nowe Beatsy: Solo 3 (bezprzewodowe), dokanałowe PowerBeats 3 (sportowe, także bezdrutowe) i zupełnie nowe bezprzewodowe IEMy Beats X (oraz lekko zmod. Studio). Pojawią się też najtańsze nauszne przewodowe Solo EP. Generalnie, jak kabel to Lightning i tego się trzymamy. Nowy, audezowy Cipher (kabel Lightning dla jednej z wersji EL-8 oraz Sine) to ciekawe rozwiązanie, za moment będziemy to mogli gruntownie przetestować. Na razie powiem tak: wyprowadzenie wzmacniacza z DACzkiem poza obudowę telefonu nie jest w żaden konkretny sposób powiązane z chęcią uzyskania lepszej jakości (tzn. parametry takich adapterów / kabli będą zazwyczaj mocno Lo-Fi), to względy konstrukcyjne, z audio nie mające nic wspólnego. Ta dodatkowa przestrzeń, to między innymi na powiększenie baterii (stąd zapewne te 2-3h więcej w nowych 7-mkach) oraz zapewnienie odporności w środowisku wodnym. Tak to wygląda w przypadku Apple. Odnośnie Audeze, wypowiem się, jak dłużej niż chwilę potestuję ten wynalazek (Cipher). Aha, jeszcze jedno, sterowanie u Apple od teraz to domena RemoteTalk (głosowo, powiązane z opisaną powyżej integracją z Siri).

Wow (nie, jednak nie)

Nowy iPhone ma głośniki stereo (wiecie, na obu krańcach, coś co konkurencja… mniejsza). Audio jacek został uznany za przeżytek, za coś zbędnego. Teraz albo ma być bezdrutowo, albo nasz cyfrowy transport (nowy telefon) ma zera & jedynki przesłać na coś co wisi na odpowiednim, cyfrowym kablu. Rzecz jasna od dawna możemy sobie w ten sposób (często, gęsto) poprawić jakość dźwięku na zewnętrznym DACzku, przy czym teraz będzie to jedyna opcja połączenia, co oznacza duże zmiany dla branży: wzrost sprzedaży (co już się dokonuje) w bezprzewodowym segmencie słuchawkowym, zupełnie nowe produkty (Lightning, pewnie niebawem USB(C – ? Tego chce m.in. Intel) oraz takie słuchawki, które łączą różne funkcjonalności, tj. monitoring saktywności, interfejs dla inteligentnego asystenta, dostosowanie do zmian środowiskowych etc.). Warto sprawdzić czym są te nowe, bezprzewodowe jabłkowynalazki. Sprawdzimy na HD-Opinie. Niewykluczone, że jako jedni z pierwszych w Polsce.  To będzie do pewnego stopnia wyznacznik tego, co niebawem zaleje rynek. Tego możemy być raczej pewni.

To kluczowy element (przynajmniej tak wynika z zaprezentowanych przez Apple rycin). O samych przetwornikach (to co gra) ani mru, mru. IMHO to EarPodsy, tyle że bez kabla i drogie

A tak to ma wyglądać po założeniu (ciekawe ile ważą i – jak wspominałem w tekście – jak tam ze stabilnością?)

» Czytaj dalej

Cyfrowa centralka jak się patrzy. I nie tylko… recenzja ADLa Stratos

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ADL Stratos_tyt

Lubię rozwiązania zintegrowane. Kompaktowe. Wszystko w jednym. Tak, przemawia do mnie wygoda korzystania z jednej, a nie kilku skrzynek, brak konieczności mnożenia bytów, brak kablekologii stosowanej, elegancja czegoś w liczbie pojedynczej. To ma sens, często ma sens od strony nie tylko ergonomii, kwestii użytkowych, a tego co najważniejsze… od strony jakościowej, brzmieniowej. Ktoś tu się zaraz obruszy i powie: jak to! Co on gada! Prawdziwie audiofilski zestaw to dwie końcówki, jakieś pre i jeszcze ze trzy inne skrzynki realizujące (na poziomie 10 000+) wizję hajendu w pałacu. Ok. Można i tak, można na postawach antywibracyjnych, na stoliku za kolejną dychę ustawić „pod sam kurek” klamotów w cenie dobrej klasy auta i więcej. Można to zrobić, tylko czy to na pewno droga do osiągnięcia właściwego rezultatu (czytaj: naszego dobrego samopoczucia po wciśnięciu przycisku play)? No właśnie, to dobre pytanie, bo liczba zmiennych, komplikacja toru, albo – inaczej – efekt, który można równie dobrze (tak, dla niektórych to gotowy powód do obrazy majestatu i wyrzucenia z grona znajomych – przerabiałem) osiągnąć w zupełnie innym budżecie, w zupełnie inny sposób. Ktoś kiedyś nawet posunął się do stwierdzenia (producent, biznesmen?), że wszystko co tańsze, wszystko co integrujące parę funkcji z definicji jest ułomne, gorsze etc. No, na pewno gorsze, bo kupi taki jeden z drugim coś takiego, zaoszczędzi kilka zer na rachunku i co? Najlepiej zastosować więc starą, dobrą zasadę totalnego przegięcia w ocenach, przesady i całkowitego nie liczenia się z właściwymi proporcjami (pamiętacie? W high-nedzie przyrost promilowy kosztuje te dziesiątki tysięcy złotych, minimalny, NIE TAKI CO PRZENOSI GÓRY).

Piszę o tym wszystkim nie bez przyczyny. Testowany przez nas ADL Stratos to jedno z urządzeń typu „wszystko w jednym”, produktów które do niedawna (integracja źródeł analgowych z cyfrowymi plus słuchawki) stanowiły rzadkość, dzisiaj zaś są czymś mocno rozpowszechnionym, choć – co ciekawe – zazwyczaj pojawiającym się w ofercie, nazwijmy to, rozsądnie wyceniających swoje produkty, marek. To dziwne, bo przecież nieliczne, bardzo, bardzo drogie klamoty, realizujące koncepcję wszystko w jednym, są – no właśnie – jakościowo bez zarzutu, są na piedestale, na samym szczycie. Są jednak bardzo nieliczne, a w high-endach króluje rozpasanie – jak coś, to najlepiej w stereo, jak jeszcze coś to najlepiej z dodatkowym tabunem akcesoriów wszelkiej maści (tak, takich z gatunku audio voodoo), a na rachunku mnożą się te cyfry i mnożą, bo przecież każdy klamot to te platyny, ciosane obudowy, stożki, płaty i jeszcze podatek od marki oraz od nie zawsze (delikatnie rzecz ujmując) know-how (tajemnego dodajmy nierzadko bardzo).

Spotkałem się wielokrotnie z sytuacją, gdzie grały cyferki, gdzie było to tak ewidentne, tak bezwstydne, że nie było sensu nawet rozpoczynać dyskusji, bo wynik jw. był z góry przesądzony. Dopatrywanie się w takich okolicznościach wpływu (gigantycznego dodajmy, co samo w sobie jest śmieszne i nielogiczne) na brzmienie (zasadniczych, oczywistych, od razu zauważalnych) różnych dodatków, podstawek (pod druty za kilkanaście tysięcy za metr, przecież da się jeszcze bardziej, no da się), audiofilskich kabli LAN itp to jest zwykła bujda na resorach, obraza inteligencji. Patrzę na to z zażenowaniem, bo widzę, że wiele w dzisiejszym audio kuglarstwa, więcej niż kiedyś, bo kto się dobrze zna na IT (pewnie garstka – zresztą ta garstka jest bezprzykładnie atakowana przez nawiedzonych, którzy słyszą wpływ skrętki na kolumnach/słuchawkach), kto się orientuje w bardzo skomplikowanej materii, jaką jest komputerowe audio (bo takie dzisiaj ono jest i takie ono będzie)? Sam high-end jest specyficzny, nie ma co kruszyć kopii, ale ten high-end z jego finansowym odlotem (pamiętacie – promile!) coraz częściej rzutuje (podejście!) na cały rynek, na wszystkie jego segmenty. Ułatwia taką sytuację zwykła niewiedza, czasami ignorancja nas samych, klientów, dajemy się naciągnąć na rzeczy, które całkowicie rozmijają się ze zdrowym rozsądkiem.

W komputerowym audio bardzo o to łatwo, wystarczy podkręcić potencjometr bullshit maksymalnie w prawo i już – mamy coś, co daje niebiańską rozkosz w bliżej nieokreślony sposób (midichloriany, to pewnie to, dlatego można to tylko na ucho stwierdzić i dać wiarę, ale do tego potrzeba jeszcze – wiecie – mocy). I tak system za sto kilkadziesiąt tysięcy w zaadaptowanej komorze akustycznej nie musi zabrzmieć lepiej od sprzętu za ułamek kwoty, jaką właściciel przeznaczył na wunderwaffe. To – zresztą – było na szczęście otrzeźwiające i pozytywne dla właściciela, bo w odróżnieniu od obrażalskich, stwierdził że ok, że to coś w pewnych aspektach lepsze od tego, co ma (za te duże cyferki) i chyba musi przemyśleć parę rzeczy na nowo. Fajnie. Problemem publikującego, a nawet (zgroza) tylko wygłaszającego (publicznie) swoje opinie / wątpliwości, jest cokolwiek nieprzyjazne, żeby nie powiedzieć wprost – wrogie – nastawienie tych, którzy mają swoje midichloriany w ilości (liczbie?) wystarczającej, by wystrzeliły im ze złotych (50-60 letnich nierzadko …żeby nie było powoli zbliżam się) uszu, bo co to dla nich, osłuchanych ze słuchem absolutnym, co się upływowi czasu nie kłania.

Czytacie to i zastanawiacie się – no dobrze, ale o co mu chodzi, jakiś gorszy dzień, lewą nogą wstał, ki czort? Może i wstał nie tak, może i nastrój nie ten, ale powyższe koresponduje z treścią recenzji Stratosa, bo właśnie ten niewielki klamot (o bardzo dużych możliwościach) był czymś, co zmieniło percepcję, postrzeganie u znajomego (najlepsze, że ów znajomy nie tylko nie zgodził się, ale kategorycznie zabronił ujawniać kto, na czym i w jakich okolicznościach – szanuję to i się stosuję, informując tylko i aż o samym fakcie, bez podawania szczegółów) i chwała mu za to, bo sam się zastanawiałem jak podejść do tego tekstu bez wywoływania wśród znajomych awantury pt. ale co ty piszesz, niepoważny jesteś, przecież to nie może być poziom (bla, bla, bla). Także ten, wiecie już chyba o co mniej więcej chodzi. ADL Stratos. Centralka, wszystko w jednym, taki niepozorny klamocik, wyceniony tak, że poszczególne części składowe dostajecie w budżetowych ramach, a właściwie, to wróć… część dostajecie gratis, jeżeli miałbym w sposób sprawiedliwy ocenić koszt-efekt to trafia się dzisiaj na pierwszą stronę niezła okazja i powiem Wam, że takie skrzynki ZAWSZE będą u mnie mile widziane. Rozsądny budżet. Wyjątkowa funkcjonalność. Brzmienie nie licujące z metką. Oferenci & entuzjaści „koralików” w cenach platyny mogą wygarnąć swoje frustracje, oflagować się i w ogóle dalej nie czytać, uznając że przecież zintegrowane, tanie to, azaliż więc do czterech liter – proszę bardzo – na górze w zakładce krzyżyk i już cztery litery nie bolą, tematu nie ma. No. Resztę zapraszam na małe co nieco ze Stratosem w roli głównej:

» Czytaj dalej

Słuchawkowy wysyp #2: NAD HP50 po modyfikacji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20160805_190954452_iOS

Od razu na wstępie zaznaczę… to zmodyfikowana wersja HP50, z innym od firmowego, zmienionym okablowaniem. Recabling to temat nośny, często dyskutowany na forach, szczególnie gdy konstrukcyjnie słuchawki wyposażono w stałe, czy trudne do wymiany (nietypowe porty w muszlach) przewody. W przypadku HP50 dostajemy całkiem niezły (naprawdę dobry) kabel z pilotem, który będzie oczywistym wyborem w przypadku mobilnego użytkowania tych nauszników. Tyle, że u mnie po pierwsze HP50 mają być słuchane wyłącznie w domu (wyjaśnię poniżej dlaczego), po drugie konstruktorzy sami zachęcają do wymiany firmowego kabla – w lewej muszli umieścili pusty port dla przewodu, co oznacza że można stosunkowo prosto zmienić okablowanie na takie, w którym omijamy przewody poprowadzone w pałąku na rzecz symetrycznie podpiętych do lewej / prawej muszli kabli, dodatkowo pozbawionych pilota. Właśnie… pilota. Pilot to rzecz bardzo przydatna, wręcz niezbędna, gdy chcemy wykorzystać słuchawki na wynos, mieć możliwość nie tylko sterowania odtwarzaniem, natężeniem dźwięku, ale także móc bezproblemowo odbierać połączenia. Odbieranie telefonu ze słuchawkami pozbawionymi tego dobrodziejstwa (mikrofon) jest uciążliwe, niepraktycznie – to oczywiste. W przypadku HP50-ek, modelu typowo przenośnego (choć nie jest to konstrukcja idealnie dopasowana do tego typu użytkowania – nie składa się, nie ma szerokiego zakresu regulacji, poza tym nieco kontrowersyjnie rozwiązano kształt, formę pałąka) trudno oczekiwać od użytkownika rezygnacji z wyżej wymienionej funkcjonalności. My jednak, nietypowo, zdecydowaliśmy się na rekabling tych, skądinąd bardzo od strony brzmieniowej interesujących, słuchawek. Bo pilot to z drugiej strony kompromis jakościowy, element wprowadzający w całym równaniu niewiadomą, zazwyczaj negatywnie oddziałujący na finalny efekt (sprawdźcie jak brzmią Wasze słuchawki mobilne, takie które wyposażono w dwa, wymienne przewody, a jeszcze lepiej zastosujcie w takich słuchawkach jakiś lepszy, ale właśnie pozbawiony pilota kabel). Poza tym czasami zmiana okablowania, nawet z takiego niezłego, daje wymierny efekt brzmieniowy, daje progres. Przerabiałem to nie raz w przypadku wysokiej klasy nauszników.

Mod. NAD VISO HP50 w pełnej krasie

Rezygnacja z przenośności była tym łatwiejsza, że wspomniany pałąk po założeniu słuchawek na łeb wygląda, co tu by dużo nie mówić, pokracznie. Wystaje mocno poza obrys głowy (patrz zdjęcie poglądowe poniżej) i cóż, to nie może dobrze wyglądać. Rzecz jasna można mieć to gdzieś (ja akurat mam to gdzieś), ale z tą nietypową (choć spotykaną w wysokiej klasy słuchawkach high-endowych, takich jak choćby Abyss) konstrukcją pałąka wiąże się jeszcze jeden aspekt: punktowy ucisk na czubku głowy. Kto ma wrażliwy wierzchołek (ja mam) ten doskonale wie, z czym to się wiąże. Ano dokładnie, z dużym dyskomfortem się wiąże. Testowany egzemplarz także tutaj różni się od tego, co firma dała w standardzie (patrz zdjęcia). Oczywiście zmiany wykluczają powrót do standardowego kabla z pilotem. Samo okablowanie jest zamontowane na stałe, zrobione przez kogoś, kto się na tym bardzo dobrze wyznaje. Zastosowano do obu muszli przewody ze srebrzonej miedzi (VanDamme), oplot to solidna plecionka, zaś wtyk to świetny Amheno 3,5mm. Pierwotnie pałąk uległ uszkodzeniu co niejako wymusiło modyfikację, której efektem jest brak ucisku na czubku głowy. Ktoś tu zaraz powie – no dobrze, ale co te słuchawki mają wspólnego z oryginalnym wyrobem NADa – i będzie miał słuszność… ano nie za wiele. Mamy mocno zmodyfikowane HP50, już nie takie mobilne (znaczy da się, swobodnie użytkować na wynos, z ograniczeniami jak wyżej, to nadal leciutkie, wygodne nauszniki), a raczej stacjonarne, nadal jednak są to słuchawki z pierwotnymi przetwornikami, przetwornikami które NADowi bardzo wyszły dodajmy. Te nauszniki w wersji niemodyfikowanej (miałem okazję słuchać przy okazji długiej sesji w pewnym salonie – dziękuję za wyrozumiałość btw ) grały zjawiskowo dobrze, wręcz stanowczo za dobrze.

No nie wiem…

Ten test, artykuł będzie zatem nie tylko recenzją HP50-ek (bardzo, moim zdaniem, niedocenianych słuchawek, które w kraju w ogóle nie miały szczęścia do dziennikarzy – mało kto o nich pisał), ale będzie także opisem problemowym, tematycznym, dotyczącym modyfikacji, ulepszania tego, co z pudełka, wpływowi modyfikacji okablowania na dźwięk. Nie będziemy generalizować, bo zawsze trzeba podchodzić do tych kwestii indywidualnie, ale co od zasady… w drogich modelach, z wymiennym kablem, można – podobnie jak to ma miejsce z torem stacjonarnym, systemem audio, dosmaczać, stroić całość za pomocą przewodów. I żeby nie było… jestem, byłem i raczej pozostanę sceptyczny w kwestii roli, wpływu kabelków na to co słyszymy (w ujęciu procentowym). Według mnie kable, choć mają wpływ, to jednak nie tak przemożny jak to można często wyczytać w różnych periodykach, publikacjach, innymi słowy kable same z siebie nie grają*. Co więcej, ich wpływ jest raczej subtelny, a nie krytyczny (nie mówimy tutaj o ekstremach, a o ogólnych zasadach jakie dotyczą okablowania w systemie). Także to nie jest tak, że nagle, automagicznie mam zupełnie inne, nowe HP50, o niebo lepsze etc. Mogę w każdej chwili skonfrontować to, co słyszę na zmodyfikowanych, z egzemplarzem w pewnym salonie. Tak dla przypomnienia. Słuchając ich teraz, wiem w jakim kierunku i na ile wymiana kabla zmieniła dźwięk tych słuchawek.

Jak zapewne zdążyliście zauważyć, jestem fanem marki NAD. Ta kanadyjska (tak, ma brytyjskie korzenie, ale to KANADA, a nie jak piszą co poniektórzy Albion) firma robi świetny sprzęt, znakomity w relacji koszt – efekt, według mnie ponadczasowy. Jest wierna swojemu DNA i mimo na wskroś nowoczesnej, obecnej oferty, nadal robi to, co wyróżniało ją na rynku – robi muzykalne, ekstremalnie przyjemne w odbiorze urządzenia audio, które mogą stanowić fundament dowolnego toru. Tego taniego, budżetowego (w tym zawsze byli mocno, to ich wyróżniało), jak i high-endowego, przy czym w ofercie znajdziemy klasyczne konstrukcje, które według mnie idealnie pasują do koncepcji „drut ze wzmocnieniem”. Prawdziwe, nadowskie waty, zazwyczaj dużo większe (mocowo) możliwości od tych podawanych w specyfikacji – za to lubię i cenię tę firmę. I choć cyfra jest numero uno (dzisiaj) to jednak znajdziemy także sporo czysto analogowych produktów w katalogu NADa obecnie i dobrze, dobrze że tak jest, bo mamy wybór. U mnie większość elektroniki na stałe (bo poza tym, w związku z testami, wiadomo, ciągła rotacja następuje) to NAD. I to zarówno ten nowoczesny (np. D3020), jak i ten vintage’owy (np. pre 1020). HP50-ki zagrają z dziurki wspomnianego przedwzmacniacza z wbudowanym stopniem gramofonowym (właśnie gramofon, też NADa, też vintage, będzie źródłem w tym konkretnie wypadku), zagrają również via jack w cyfrowej integrze (które to wyjście, przypominam, oceniłem jako dość kiepskie w recenzji tego wzmacniacza) ze źródeł (a jakże) cyfrowych tj. Chromecast-a Audio oraz routera AirPort Express (AirPlay) & via BT z aptX (przy okazji porównam te bezprzewodowe sposoby transmisji dźwięku). HP50 sprawdzę także na budżetowym zestawie C515BEE & C315BEE odtwarzając płyty CDA. To będzie taki „przede wszystkim NAD”, choć oczywiście nie zrezygnuję ze sprawdzenia możliwości słuchawek z inną elektroniką (Oppo HA-2 np.).

Zmodyfikowane pod tor stacjonarny. Co by tu puścić?

Sumując, będzie to nieco inna, myślę że ciekawa, próba opisu produktu – „po”. Po modyfikacjach, po gruntownym wygrzaniu, po dogłębnym zaznajomieniu się z pierwotnym, nietykanym egzemplarzem, na firmowej – bardzo odmiennej, przekrojowej odnośnie generacji / pokoleń elektronice. Jedno wiem już teraz. Te słuchawki potrafią zaskoczyć. I nie liczy się w tym zaskakiwaniu znaczek NAD na obudowie muszli, a liczy się to co dobiega do uszu. Jest tam spokój, ale jest też finezja i umiejętności, które potrafią mocno zadziwić. Aha, w nazwie tych nauszników występuje VISO, oznaczenie produktów lifestyleowych NADa, takich jak choćby głośniki bezprzewodowe ONE, IEMy etc. Nasze już takie VISO nie są, jak widać

Tymczasem poniżej, parę dodatkowych fotek…

* …odnośnie zaś cenowego rozpasania w branży kablarskiej to komentarz wydaje się w sumie zbyteczny. To jak z farmaceutykami tylko (chyba) jeszcze do sześcianu. Często, gęsto totalne oderwanie od rzeczywistości.

» Czytaj dalej

Audiofilia nervosa w mainstreamie? Focal Utopia, customy…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
HeadphoneXXXXX-2-1024x665-600x389

Pamiętacie? Pisałem o tym niedawno. W mainstreamie coraz częściej pojawiają się produkty audio z wysokiej czy najwyższej półki. W mainstreamie pisze się o MQA, o hi-resach, o lepszej jakości muzyki. To, że ktoś w ramach ciekawostki napisał coś o głośnikach za dziesiątki tysięcy to jedno, ale RECENZJA produktu takiego jak słuchawki Focal Utopia to jednak coś niebywałego, jednocześnie pokazującego trend. Słuchawki. Tak, słuchawki są dzisiaj w modzie, ale taki przetworniki C/A to nie jest produkt pierwszej potrzeby, a artykuły o winylu (znowu – ktoś powie – moda… zgoda, tylko co z tego, że moda?), o muzyce w kontekście tego na czym, jak słuchamy to coś, czego wcześniej w takiej skali nie było. Nie było, ale jest i raczej szybko nie przeminie, bo też rynek wyczuł modę, wyczuł trend i dzisiaj kto żyw bierze się za słuchawki, na wyścigi pojawiają się bezprzewodowe głośniki w cenie dobrego HiFi (albo i – umownie – z high-endowymi aspiracjami). I to się przebija, przebija do świadomości szerokich mas, bo nie mam wątpliwości że żaden tematyczny site o audio, żaden magazyn o audio nie ma takiego zasięgu jak największe, technologiczne vortale. Opiniotwórcze dodajmy, które kształtują – właśnie – trendy, mody, kreują potrzeby. Wired, The Verge, Gizmodo czy Arts Technica (a to tylko niewielki wycinek) piszą coraz częściej o tym, o czym piszemy my: o sprzęcie do słuchania muzyki na poziomie, która jest dostarczana na poziomie. Odpowiednim poziomie jakościowym. To gigantyczna zmiana, rewolucyjna wręcz, gdy popatrzymy jaki regres towarzyszył nam przez cały okres odwrotu od fizycznego nośnika (na marginesie: obecna recydywa czarnej płyty niczego tu rzecz jasna nie zmienia w ogólnym obrazie, tzn. pliki górą) na rzecz słuchania z Internetu. Kompresja stratna i to taka w podłej jakości, początki iTunes (jakościowo była to zgroza! Jeszcze parę lat temu nie mogłem uwierzyć, że można sprzedawać coś w tak marnej jakości! Ile to się zmieniło…), byle jak i byle co… tak to wyglądało w okresie kształtowania się nowego sposobu dystrybucji muzyki. Tak było, ale tak (już) na szczęście nie jest!

To, jak widać, przeszłość, a przyszłość to wysoka jakość. Rozumieją to muzycy, twórcy, coraz częściej rozumieją, bo czasy spartolonej roboty w studiu nagraniowym to obecnie już nie norma, a często wyjątek wytykany palcem. Coraz częściej! Co ciekawe obecnie nikt już nie wytyka palcem kogoś, komu zależy (na tej lepszej jakości), wręcz przeciwnie – rynek dostosowuje się do takich aspiracji, do nowych, większych potrzeb w tym zakresie. Nie jest oczywiście przesądzone, że MQA będzie sukcesem (choć wielkie wytwórnie, które wchodzą w tym roku w temat, pozwalają na umiarkowany optymizm), ale to lepiej to kierunek wytyczony raz na zawsze i nie ma już od tego odwrotu. I to zwyczajnie cieszy. Sposób na transmisję muzyki w jakości bezstratnej, dodatkowo w formie nie różniącej się od materiału ze studia, od mastera to coś, co finalnie przypieczętuje rewolucje cyfrową w audio, co pozwoli na słuchanie bez obaw, że musimy zadowolić się „piątą wodą po kisielu”. Ten cel jest już blisko, bardzo blisko. Za sprawą usług streamingowych, natychmiastowego dostępu, dodatkowych możliwości jakie daje Internet, komputery, z równania (muzyka+sprzęt+adaptacja pomieszczenia = finalny efekt) zniknie chyba najistotniejsza niewiadoma, którą była jakość pliku, jego ułomna forma. W zakresie sprzętu też dzieją się prawdziwie rewolucyjne rzeczy – tu wg. mnie wymienić można na szybko Google ze swoim Chromecastem (wyniki pomiarów dostępne pod tym adresem (2) – odniosę się jeszcze do tego w osobnym wpisie), prawdopodobny rozbrat z kablem / względnie transmisją analogową (Apple) oraz coraz lepiej brzmiące bezprzewodowe głośniki (czy właściwiej – wielostrefowe systemy nagłośnieniowe). To się dzieje tu i teraz, a przyszłość wygląda ekscytująco! Wszyscy na tym korzystamy, także Ci, którzy nie przykładają wagi do tego, co wydobywa się z głośnika. Oni także są beneficjentami, bo mogą korzystać z tych zmian w mainstreamowych (właśnie!) produktach. Zresztą moda, trend powoduje, że słuchawki wysokiej klasy stają się czymś popularnym, czymś masowym, czymś pożądanym. I nie mam tu na myśli (tylko) Beats Audio, bo właśnie dzięki rozbudzeniu oczekiwań, wykreowaniu mody na drogie słuchawki dzisiaj możemy wybierać z tysięcy propozycji. Nie tylko Beats…

To, że ktoś w mainstremowym medium pisze o Utopiach to właśnie zmiana nastawienia, zmiana myślenia o produktach (umownie) audiofilskich, high-endowych, czy po prostu takich, które grają (a nie tylko udają). I nie ma co się boczyć na sufitowe ceny najdroższych modeli, na rosnące ceny topowych modeli. Jest zapotrzebowanie to jest rynkowa propozycja. Znowu skorzystamy wszyscy, bo nowe technologie, nowe pomysły, materiały, patenty trafiają do przystępniejszych cenowo produktów, stają się częścią oferty dla mas. To gigantyczny progres, bo dzisiaj kupicie za kilkaset złotych świetne słuchawki, kupicie za kilkaset złotych znakomity przetwornik, kupicie za śmiesznie małą kwotę cyfrowy transport (wspomniany Chromecast – to właśnie coś, co jak soczewka, skupia rewolucyjne zmiany jakie zachodzą w branży). Produkt Google jest wyjątkowy jeszcze z innego powodu – on nie jest dla audiofilów, dla niszy, dla garstki, on jest dla każdego. Jego możliwości wpisują się w potrzeby, a przy okazji ten niewielki dysk serwuje nam świetną jakość dźwięku, znakomite parametry (w konfrontacji z drogimi źródłami broni się, może być pełnoprawnym elementem toru audio HiFi, a nawet high-end) oraz otwartość na wszelkie zmiany jakie zachodzą w tym segmencie. MQA? Proszę bardzo, można to tutaj szybko wprowadzić. Obsługa stref / granie jako endpoint w Roonie? Nie ma sprawy! Bitperfect? No jak najbardziej mamy. Gapless? W czym problem? I to wszystko za 35$! Przecież takie coś może mieć każdy, nawet ktoś komu zależy tylko i wyłącznie na dostępie do treści (bo tu to jest na wyciągnięcie tabletu/smartfona) i ma w nosie jakość. A może tylko tak mu się wydaje, że ma w nosie?

Ostatnio na łamach sporo piszemy o przetwornikach, o oprogramowaniu, o nowych formatach dźwięku, usługach (sprawdźcie Loop!) o zmianach jakie zachodzą w dystrybucji, o bezprzewodowych głośnikach, streamerach, multiroomach wreszcie o słuchawkach. To są kluczowe zagadnienia, to dzisiaj przesądza jak będzie wyglądała branża, jak to będzie działało w przyszłości. Przy okazji audio napiszemy też coś o inteligentnym domu, bo integracja wszystkiego (sieć) daje dodatkowe korzyści, a wszelkie nowe sposoby sterowania mocno z audio korespondują (głośniki). Na koniec tej wyliczanki, ciekawa obserwacja: mamy statne BT, mamy AirPlay’a, mamy DLNA/uPnP, mamy protokół opracowany przez Google (cast)… mamy też coś opracowanego na potrzeby jednego serwisu: Spotify Connect. Bazuje na dotychczasowych protokołach, ale coś te Spotify Connect wyróżnia. To szybkość nawiązywania transmisji, niskie opóźnienia i stabilność. To, oczywiście, tylko stratny przesył danych, tylko że to tylko w tym wypadku wyszło bardzo dobrze. Brawo dla Spotify za opracowanie czegoś, co działa lepiej od AirPlay’a, lepiej od uPnP, porównywalnie z Cast. To rozwiązanie, które omija problemy transmisji via BT (w praktyce wystarczą ściany, aby wykluczyć tę technologię w transmisji audio), omija opóźnienia AirPlay’a (przy okazji, jak już wspominałem, to nie jest bitperfect, a szkoda bo przecież niby bezstratnie) oraz ułomności uPnP (stabilność działania pozostawia sporo do życzenia, to samo kwestie jakości przesyłanego sygnału). Minusem jest namnożenie się tych wszystkich technologii, ale to nie powinno w sumie dziwić. Jesteśmy w czasach pojawienia się, rozwoju różnych sposobów przesyłu multimediów w sieci, poszukiwania optymalnych rozwiązań, takich, które pozwolą na strumieniowanie muzyki, wideo w najlepszej możliwej jakości.

Powracając zaś do wylinkowanych artykułów. Nie ma co się zżymać na to, że autorzy testują słuchawki za 3000$ na strumieniach z Deezera czy Spotify, że za źródło robi zwykły iPhone. Wbrew pozorom to właśnie tutaj dokonuje się największy progres (jakość materiału w strumieniach). Nie ma co się zżymać przez wzgląd na miejsce. To, że ktoś pisze o customach pejoratywnie na wstępie, a pod koniec artykułu mamy audionirwane w uszach jest oklepanym zabiegiem i tylko pokazuje, że lepsze przebija się w świadomości, że jest chciane, pożądane. Te opisy są oczywiście nieco po brzegu, bez poezji jaką można czasami znaleźć u kolegów po fachu, opisujących kwieciście to co słyszą na tematycznych stronach/ w magazynach. Te proste opisy są dla ludzi, zwykłych ludzi słuchających zazwyczaj muzyki z głośników w aucie, na miniwieży, z telewizora czy dołączonych do kompletu (z telefonem) IEMów. Te opisy mają rozbudzać, mają pokazywać inny, lepszy świat. I nie chodzi tutaj o te tysiące dolarów, które trzeba wydać, bo praktycznie nie ma tygodnia by pod wymienionymi powyżej adresami nie pojawiły się recenzje przystępnych cenowo głośników, słuchawek, audio źródeł dla masowego klienta, a nie dla garstki, dla highendowej niszy. Opisy nowych gramofonów (dacie wiarę?!), metody masteringu (u nas niebawem przy okazji 2 cześci recenzji Korga 10R) to coś, czego byśmy się zwyczajnie nie spodziewali w mainstreamie. A jednak! Taki tekst, jak ten o najdroższych Focalach (poza Utopiami są też opisane Eleary) to nie długi, szczegółowy artykuł o supersłuchawkach, a coś dla  - właśnie – rozbudzenia ciekawości, dla spopularyzowania tematu. Pojawiają się tam odniesienia do wielu, opisanych także tutaj produktów: o Audioqueście DF, o Oppo HA-2 czy o Chordzie Mojo (nadal staram się zdobyć tego malca do testów) – widać, że mimo masowego odbiorcy, nie niszy, pisze się o czymś, co znacząco poprawia jakość tego co słyszymy z dowolnego źródła (transportu) jakim (każdy z nas) dysponuje. Oczywiście można autora skrytykować za cokolwiek niepoważne potraktowanie stacjonarnych, high-endowych słuchawek jako takich na wynos (że ciężki, długi kabel co rzecz jasna w takim przypadku nie dziwi i wadą żadną nie jest), że nie ma izolacji (znowu na wynos to konstrukcje zazwyczaj zamknięte, albo izolujące IEMy) – w końcu to wynika z takiej, a nie innej konstrukcji tych słuchawek itd. itp. To nieistotne w sumie, bo właśnie przez wzgląd na miejsce publikacji, niczego innego bym się nie spodziewał. To co istotne – jakość dźwięku oferowana przez takie produkty – jest uwypuklone i choć autor podkreśla, że nigdy by nie wydał 3000 dolarów na słuchawki, to z szacunkiem odnosi się do tego, co te Utopie prezentują. Mówimy tu o poszerzaniu horyzontów, o dostrzeżeniu, że poza Lo-Fi jest inny świat (i znowu, niekoniecznie taki za 1000 czy 3000$), że muzykę można słuchać na czymś lepszym, że sama muzyka może być jakościowo lepsza. Przyznaje to autor, pisząc, że słyszy na nowo utwory, które (wydawało mu się) dobrze zna, że jest w stanie odkrywać swoją muzykę na nowo. Wiemy, z autopsji, jak przyjemne i podniecające to doświadczenie. Niech inni też się dowiedzą!

Sumując, jak widać, moda na (dobre) audio w pełnym rozkwicie  :)

Zaawansowana konwersja C/A i więcej? Recenzja Matrix Quattro II Advanced

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Q2A

Nadrabiamy zaległości. Czas na mocnego zawodnika, opisywany w pierwszych wrażeniach, zaawansowany przetwornik C/A Matriksa Quattro II. To następca zrecenzowanego u nas przed paru laty pierwszego modelu Quattro, wtedy na szczycie oferty znanego producenta przetworników oraz wzmacniaczy słuchawkowych, teraz już zdetronizowanego… pamiętacie X-Sabre? No właśnie. W przypadku następcy mówimy o „wszystkomającej”, cyfrowej centralce, która z zapasem pozwoli zintegrować wszystkie nasze źródła cyfrowe „pod jednym dachem”. Poprzednik nie musiał korzystać z drivera, bo też ograniczony był do odtwarzania via USB dźwięku 24/96. Dwójka potrafi obsłużyć wszystkie (poza natywnym wsparciem dla MQA) formaty. A konkretnie? Konstrukcja oferuje wsparcie dla plików audio do 32bit / 384 kHz PCM oraz DSD 1bit 64/128/256. Innymi słowy zagramy każdy plik hi-res jaki znajdziemy w sieci, mamy zapewnione pełne wsparcie dla formatów DXD/DSD. Już pierwszy model wyróżniała bardzo dobra aplikacja USB, to skądinąd cecha wszystkich Matriksów, producent opanował kwestie przesyłu danych audio via USB jak mało kto w branży. Pisałem o tym, we wcześniejszych recenzjach daków Matriksa (Mini-iMini-i & Mini-i PRO 2014; Mini-i PRO 2015 oraz wspomnianego już X-Sabre) i w pełni to podtrzymuję. Widać, że ktoś tu dysponuje odpowiednim zapleczem, ludźmi którzy o transmisji cyfrowej z komputera wiedzą wszystko, inżynierami dokonującymi trafnych wyborów. Programowalne kości XMOS, własne, znakomitej jakości sterowniki (stabilność, pewność działania zawsze były bez zarzutu, warto to podkreślić, bo u innych bywa z tym różnie – tu zawsze stabilne jak skała) oraz wiedza jak to wszystko w odpowiedni sposób zaimplementować dają w efekcie takie, a nie inne rezultaty. Dla mnie Matriks to po pierwsze USB, to właśnie dla transmisji z komputera kupuje się te przetworniki, no i może jeszcze dla współpracy ze słuchawkami, która to współpraca jest zazwyczaj bez zarzutu, ale to znowu pokłosie doświadczeń firmy, producenta świetnych M-Stage’ów (patrz nasze wcześniejsze recenzje: M-Stage AMP & HPA-3U). W przypadku Advanced mamy ponadto możliwość podłączenia takich rzeczy jak odtwarzacz CD/BD/sieciowy, jakiegoś AppleTV/AP Express czy Chromecasta, HDTV (optyk) oraz wysokiej klasy źródła (via AES/EBU) i to x2, co w praktyce, jak wspomniałem powyżej, wystarczy każdemu do zintegrowania całego domowego AV za pomocą tytułowego bohatera. 

Jak obiecywałem w zapowiedzi sprawdziłem działanie DACa pod ROONem, podłączyłem go do Maca za pośrednictwem thunderboltowego huba i było to najintensywniej wykorzystywana przeze mnie konfiguracja. Oczywiście sprawdziłem także jak sobie ten DAC radzi pod Windowsem, będąc pewien, że podobnie jak to miało miejsce w przeszłości, gdy testowałem inne Matriksy, w systemie Microsoftu będzie się ten przetwornik sprawował wzorowo. I nie zawiodłem się. Z Fooko PC/ MiniX PC @ Win10, foobarem z wtyczką sacd chodzi to, to bez zastrzeżeń. Nie było w czasie testowania dostępnej wersji ROONa z Roon Ready, nie mam jednak wątpliwości, że w takim zestawieniu całość pracowałaby bez zarzutu. Jak wcześniej pisałem, tabletPC po raz kolejny udowodnił, że taka kategoria sprzętu jest w aplikacji audio mocno problematyczna. W przypadku Matriksa udało mi się osiągnąć jako taką stabilność odtwarzania (z redbook oraz plikami 24/96 jest ok, ale wszystko powyżej niestety powoduje problemy). Native ASIO dało się uruchomić, także odtwarzanie materiału DXD było możliwe, z tym że zdarzały się dropy i – ogólnie – problemy z transmisją. I nie pomagało ustawienie większych opóźnień. To ewidentnie wina transportu, Asus ME400C niestety nie gwarantuje poprawnej współpracy z przetwornikami audio w trybie USB 2.0. Jestem pod wrażeniem, że to problematyczne źródło, w przypadku Q2 dało się zmusić do współpracy, choć, jak wspomniałem, bez pełnego sukcesu. W przypadku MBA oczywiście nie musiałem niczego instalować, wystarczyło wejść w panel audio/midi i wybrać DACa z listy. Sam softwareowy panel dla DACa jest mocno rozbudowany, daje możliwość modyfikowania pracy urządzenia z poziomu komputera – to także nieczęste zjawisko, zazwyczaj producent dostarcza sterowniki do systemu i nie zawraca sobie głowy takimi „szczegółami”. Tutaj możemy wygodnie modyfikować pracę DACa. Kolejna zaleta. Potwierdza to tylko to, co napisałem na wstępie, że ludzie którzy projektują te przetworniki potrafią dobrze programować, potrafią napisać dobry sterownik i mamy kompletne rozwiązanie, kupując Matriksa, a nie częściowe – bo tak to właśnie wygląda, gdy potencjalnie niezły hardware dostajemy z kiepskim wsparciem softwareowym.

No dobrze, dość ślizgania się po powierzchni, czas przejść do konkretów…

» Czytaj dalej