LogowanieZarejestruj się
News

Obrodziło #3: HiFiMANy HE-1000 w redakcji. 1K vs Ethery Flow vs LCD-3 …słuchawkowa nirwana

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170302_075709979_iOS

Udało się zgromadzić w jednym miejscu, w jednym czasie i cóż… zarywam noce, porównuję, notatkuję, intensywnie dumam, ale przede wszystkim słucham. Słucham nie tylko krytycznie, ale także dla czystej przyjemności. Tu nie ma dźwięku z niedostatkami, tu są różne ścieżki prowadzące do dzikiej przyjemności, grubej satysfakcji, tytułowej – słuchawkowej – nirwany. Do porównania brakowało mi HiFiMANów, bo gdziekolwiek by się nie pojawiły (salony, imprezy, spotkania) zawsze przyciągały niczym magnes, także bardzo mi się widziało by te słuchawki do testów zdobyć i sprawdzić z Etherami oraz topowymi (do niedawna) Audeze. Znajomość z 1k od HiFiMANa zawsze była zbyt „ale to już?”, no zbyt niepełna, pozostawiała – w skrócie – ogromny niedosyt. Teraz jest już inaczej i gdybym mógł, to bym tych słuchawek z głowy nie zdejmował. Tylko że tak się nie da, bo na łbie można mieć ino jedne takie, hajendy, a opisane wstępnie wcześniej Ethery …oferują podobne właściwości uzależniające co tysiączki. Generalnie to wszystko co w topiku to twarde dragi są i gdyby nie to, że przecież szkodliwość społeczna ograniczona do najbliższego otoczenia (to może być problem …you now what i mean… partnerki życiowe), ogólnie takie hobby pod żaden paragraf konkretny nie podpada, to patrząc na to wszystko na chłodno – jakieś kliniki odwykowe, jakieś kozetki, jakieś środki zapobiegające uzależnieniu byłby co najmniej wskazane. No ale, na szczęście, można w ramach rzeczywistych możliwości (powiedzmy 3 godziny dziennie, co stanowi i tak mission impossible), no można zażywać. Szczerze powiedziawszy, w domowych pieleszach, gdzie trudno o chwilę skupienia w miejscu gdzie stoi aparatura z kolumnami, zwyczajnie życie podpowiada najkorzystniejszy, najsensowniejszy scenariusz… zgadza się? Słuchawki.

Mmm

Testuję oba warianty Etherów oraz HE-1000, dodatkowo porównując z red. LCD-3 na CMA600i. To wyjątkowo przyjemne, ułatwiające zadanie urządzenie, bo multum gniazd, bo praca w trybie DAC jak i pre, bo wyczynowe parametry i obsługa wszystkiego jak leci, tj. plików w najdzikszych, niewystępujących w przyrodzie formach. To główne źródło i gramy z podpiętej makówki via Roon. Tyle. Nie komplikuję toru, choć przez tydzień testowałem z wg. mnie lepszym przetwornikiem (zapowiedziany Matrix X-Sabre Pro vol.2) – wtedy wykorzystaliśmy możliwość podpięcia analogowego źródła do Questyle. Czy ten wzmacniacz (przede wszystkim) słuchawkowy stanowi jakieś ograniczenie dla wymienionych powyżej słuchawek? Nie wydaje mi się, była sposobność podpięcia pod Bakoona i jak napisałem – nie wydaje mi się. A nawet powiem więcej… ten Questyle za tyle, ile wołają, nie ma we wzmacniaczowo-słuchawkowym segmencie żadnej sensownej konkurencji. Tor pomocniczo-porównawczy z dakiem M2Techa, oraz dwoma wzmacniaczami M1HPA oraz lampowym MiniWattem (bańki to brimarowe NOSy) pomaga odnieść się do głównego, testowego zestawu w minimalistycznym stylu. Gramy przede wszystkim z pliku, bo zwyczajnie dzisiaj tak właśnie gramy. Inne źródła (kompakt, gramofon) sprawdzę oryginalnie – choć zważywszy na ortodynamiki – ma to jak najbardziej sens… za pomocą HE-Adaptera (elektronika NADa). Na koniec, początek i środek zostawiłem sobie jeszcze jedno urządzenie, które zważywszy na cenę, nie powinno w ogóle być brane pod uwagę, a byłby to gruby błąd – pisałem o nieprawdopodobnie dobrym dźwięku z jacka na TAC-2 (interfejs thunderboltowy). Z HE-400 to jeden z moich ulubionych setów, dlatego wszystkie testowane i porównywane słuchawki zagrają także na tym ustrojstwie. Także będzie i to.

Na razie jednak koncentruje się na samych nausznikach i jw. zadanie ułatwia wielce CMA600i. Parę konkretów już mam, ale też klika pytań się urodziło i zastanawiam się jak to ugryźć ;-) Na marginesie, to bardzo pouczające doświadczenie – tu nie ma jednej drogi prowadzącej do celu, więcej te słuchawki naprawdę wiele różni (brzmieniowo), grają w bardzo odmienny sposób. Oczywiście to co napisałem nie jest specjalnie odkrywcze, czy zaskakujące, natomiast czymś co skłania do zadumy jest to, co z tego praktycznie wynika – czym jest, jak zdefiniować „perfekcyjne” brzmienie, czy może bliskie perfekcji, wybitne, jak odnieść się do tych różnic, gdzie szukać punktu odniesienia? To różne drogi prowadzące do konkretnego celu. Tym celem w muzyce odtwarzanej na jakimkolwiek sprzęcie jest zaangażowanie, są emocje. Nie raz o tym pisałem na HDO i w sumie to jedyna – fakt – ulotna – fakt – niejednoznaczna, mocno indywidualna ale też (na poziomie czysto subiektywnym) jedyna weryfikowalna, stała wartość, która umożliwia odniesienie się do testowanych produktów, ich oceny. Bo zawsze, pamiętajcie o tym, zawsze na końcu liczy się to, czy to co usłyszycie do Was przemówi. Nie do mnie (mogę, jak każdy testujący, recenzujący ułatwić, zasugerować, wyjaśnić – to mogę) należy ostateczny werdykt, a do Waszych uszu. W przypadku takich nauszników, jak zapowiadane w zajawkach, można z dużą dozą prawdopodobieństwa autorytatywnie stwierdzić – to bliskie perfekcji granie - ale też sposób w jaki Mr Speakers, Audeze oraz HiFiMAN dochodzą do szczytu jest różny, odmienny i w tej różnorodności trzeba się (samemu) odnaleźć. Są kwestie zero – jedynkowe, związane z ergonomią, z „obsługą”, które nie podlegają dyskusji, są obiektywnie weryfikowalne, ale dźwięk… taki dźwięk jaki oferują opisywane nauszniki to już pewne, czysto indywidualne wybory, bo obiektywnie da się tylko powiedzieć tyle, że to najwyższa brzmieniowa półka. Pamiętajmy o tym i nie dawajmy bezkrytycznie wiary recenzjom operującym językiem kategorycznym, gdzie wszystko jest czarno-białe. Tu się tak zwyczajnie nie da, bo słuchając tych nauszników jesteście na ostrym haju ;) Także lojalnie przestrzegam i ostrzegam.

Trudny wybór… tylko para uszu, a tu trzeba coś na nie nałożyć.  Na coś się zdecydować. Na marginesie, nie słucham z podpiętymi równocześnie pod wszystkie gniazda słuchawkami. W instrukcji nie zalecają. Także te zdjęcie to taka post-prawda ;-)

HE-1000 przyciągały niczym magnes i to im zostało. Ten magnetyzm. Ich nowa wersja ma być jeszcze ciut lepsza, lepsza w zakresie ergonomii (o tym wspomina producent)… nie wiem co można radykalnie tu poprawić, ale mniejsza, niech nas HiFiMAN czymś jeszcze zaskoczy. HE-1000 sprawdzam także na testowanym mobilnym źródle @ DAPie SuperMini takoż od HiFiMANa. O tym też przeczytacie zarówno w recenzji samych nauszników, jak i wspomnianego odtwarzacza (zdradzę tylko, że idealnymi mobilnymi topowymi orodynamikami na wynos są i chyba długo pozostaną zamknięte Ethery …tu wszystko „gra” tj, ergonomia, niebywała wygoda, lekkość, oczywista separacja od tego co na zewnątrz i wybitnie dobra efektywność – zero niedostatków odnośnie mocy mobilnego źródła w przypadku tych słuchawek). Przyciągają zatem te tysięczniki nadal niczym magnes i ciągle mi mało. To też wiele mówi o nas samych, o naszych preferencjach, o „naszym dźwięku”. Ethery Flow przetestowałem gruntownie, mogę teraz odnieść ich brzmienie z propozycjami Audeze oraz HiFiMANa, przy czym jak wyżej, to moje odniesienie w sposób oczywisty jest skażone moimi preferencjami i czytając recenzje (startujemy z publikacjami w przyszłym tygodniu, mam czasową rezerwę na pisaninę) nie zapominajcie o tym! 

Poniżej ultrakrótkie fotostory…

» Czytaj dalej

W testach… ociekające luksusem dokanałówki RHA T10i

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Tyt T10i

Na dzień dobry atakują zmysł wzroku, nie uszy. Na to przyjdzie czas, jak się je rozpakuje z pudełka ze wspaniałościami… Czego tam nie ma? Właściwe pytanie brzmi – czy można coś więcej? Patrząc na to, co Szkoci (tak, Szkoci, to Ci, którzy słyną ze skąpstwa i uznawani są powszechnie za koszmarnych dusigroszów) dają za 800 złotych zaczynam poważnie zastanawiać się nad ofertą konkurencji, która w takim zakresie cenowym zwyczajnie nie ma czego szukać w konfrontacji z RHA. Wspominałem o firmie podczas relacji z IFA 2016. Bardzo pozytywne wrażenia ze stoiska, niezwykle kompetentna, urocza Dama i słuchawki, które zwyczajnie kasowały prawie wszystko co w Berlinie pokazano (poza iSine 10/20… to było jednak coś z innego wymiaru, mówię Wam, z innego). Słuchałem głównie topowych T20i (które u nas także zagoszczą), od strony formy jotka, w jotkę identycznych, ale od strony brzmieniowej zupełnie odmiennych. Zastosowano zupełnie inne przetworniki, choć patent na wymienne dyfuzory, które „robią dźwięk” zaimplementowano w obu modelach IEMów. Wracając jeszcze na chwilę do formy, powiem tak – wymagam od teraz, aby każdy produkt tego typu w cenie 800-1200 prezentował się i miał takie wyposażenie jak RHA. To pod względem formy REFERENCJA. Jak popatrzę na AirPodsy to widzę przepaść, Rów Mariański, jaki dzieli te produkty od siebie. Tak, tam jest wireless, jest W1, ale cholera same słuchawki to plastik fantastik, bez żadnego ekskluzywnego sznytu, a wręcz odwrotnie. T10i to przy tym Rolls w zestawieniu z Trabim (kocham te plastikowe wytwory honekerowego przemysłu moto, ale to adekwatne porównanie). Cena ta sama, a jednak mamy tutaj dwa zupełnie odmienne światy.

T10i to ciężka, metalowa obudowa, przy czym dzięki montażowi (zausznice) oraz anatomicznie dopasowanej formie, mamy wygodę, jest ergonomicznie, nie wypadają mimo jak wspomniałem dużych gabarytów. Słuchawki docierają do nas z nastoma wkładami, różnego typu. Wszystko to gumki, w różnej formie, z więcej niż (standardowo) trzema dopasowaniami. Nie ma opcji, żebyście sobie czegoś nie dopasowali, a wkłady są na tyle wygodne, że moje Comply pozostały na RE400, bo zwyczajnie nie dawałyby progresu… Słuchawki są w testowanym wariancie wyposażono w 3 pinowe, dopasowane do jabłkowej elektroniki, złącze audio jack. Jest także nieco tańszy wariant uniwersalny, pod robocika. Długi szary, gumowy kabel z metalowym pilotem oraz metalową sprzączką dopełnia obrazu całości. Kabel jest na tyle długi, że można go spokojnie zastosować w domu, podpinając IEMy do stacjonarnego systemu i będzie to jak najbardziej sensowne rozwiązanie (testuję w tej sposób RHA z CMA600i). To, co stanowi zaletę w przypadku takiego alternatywnego użytkowania, jest jednocześnie pewnym utrudnieniem w mobilnym graniu, ale na szczęście producent nie zapomniał o klipsie, można więc sensownie sobie rozplanować ułożenie kabelka na garderobie. Nie ma mowy o efekcie mikrofonowania, całość od strony użytkowej sprawdza się bardzo dobrze, jest wygodnie, bardzo nawet wygodnie. Pałąki są nieco za duże jak na mój gust (lepiej to rozwiązano w T20), przy czym na tyle giętkie, że dobrze wywiązują się z podstawowego zadania – stabilnego trzymania słuchawek w uszach. Ich srebrny oplot znakomicie koresponduje z alu obudowami T10i… pasuje jak ulał (design), w wersji droższej jest czarny oplot i już tak fajnie to nie wygląda (ale jw. lepsze, mniejsze są pałąki od tych w T10).

Można utyskiwać na brak wymiennego okablowania (to, które jest, wg. mnie nie daje żadnych powodów do narzekań, ale forma podpowiada takie rozwiązanie – do tych obudów aż się prosi, nieprawdaż? ;-) ). To jeden z zarzutów kierowany pod adresem, według mnie o tyle chybiony, że w przypadku T10/20 mamy możliwość modyfikowania brzmienia (podobnie jak to się dzieje w przypadku manewru z wymiennym kablem), inaczej – aplikując dyfuzory, małe nakrętki w miejsce, gdzie zazwyczaj nasuwa się wkład… Według mnie zmiany są dużo poważniejsze od zmiany okablowania i ja taki mod „kupuję”, bo to de facto sposób na zaoferowanie trzech różnych, odmiennych sposobów grania w jednym produkcie. Poza referencyjnym dyfuzorem, mamy jeszcze dwa: basowy oraz wysokotonowy. Każdy z nich inaczej kształtuje brzmienie, przy czym basowy jest bliższy referencyjnemu, a te dwa różnią się dość zasadniczo od trzeciego – wysokononowego. Fajnie, że producent daje nam takie możliwości, bo raz – to dobra zabawa, dwa – to sposób na dopasowanie pod gusta, trzy dopasowanie do DAPa, DAC/AMPa czy jakiejś smartfonowej dziurki. To ma głębokie uzasadnienie i byłoby całkiem wskazane, gdyby inni wzięli przykład i w swoich produktach zastosowali podobne rozwiązanie. W recenzji przeczytacie jak kształtuje się dźwięk, jakie są różnice między wkładkami, w pierwszych, zajawkowych wrażeniach powiem ogólnie o charakterze jaki dominuje w przypadku T10i. Tak, potwierdzam w całej rozciągłości, to co się mówi o tych słuchawkach. To EKSPLOZJA BASU, TO BASIOR, TO BASOWE BRZMIENIE, to ciemna charakterystyka z przyjemnym dla ucha, ciepełkiem. Jest więc kolorowo, nie jest w pełni klarownie, to pewna interpretacja, a nie neutralne granie. Precyzja pojawia się, ale trzeba właśnie skorzystać z dyfuzorów, dźwięk ma bardzo konkretnie zarysowany charakter, tu nie ma to, tamto, tylko „idzie dołem”. Dla bassheada to słuchawki marzenie, szczególnie dla ekstremisty (nie, nie ma tutaj mowy o przewaleniu jak w niektórych Beatsach, to dużo lepsze, pod kontrolą, basowe granie, a nie jakieś prymitywne walenie w bębenki). Ja tam do bassheasdów zaliczam się (choć nie ekstremistów, ale ciemna strona mocy to jest coś, co przemawia do mnie w pełni, w skrócie – przecz z rebelianckim ścierwem! ;) ), nie wstydzę się tego, a dumnie z boomboksem dzielnicę przemierzam ;-) Serio, to mnie ta charakterystyka leży, ale doskonale rozumiem tych, którzy opisywali te słuchawki jako trudne do zaakceptowania, bo basu „too much”. Wiadomo, zazwyczaj takie zabawy w nisko oznaczają że na górze jest kiepsko, że gdzieś nam coś umyka. Prawda. Tyle, że tutaj można inaczej (to raz), a dwa dla osób mających inne preferencje są T20-ki, znacznie bardziej równe, znacznie bardziej ułożone, znacznie bardziej neutralne w treści. Także wybór jest. Przy czym za pomocą suwaków w ROONie (DSP, rozbudowane tryby EQ) można wyczarować (Crossfade on z binaural by Meier & PCM->DSD 256) takie rzeczy, że… w recenzji przeczytacie jakie.

Wow

RHA to jedna z najciekawszych firm, które specjalizują się w produkcji dokanałówek, ktoś kto postanowił od razu wskoczyć na sam wierzchołek (drogie, topowe rozwiązania… choć tutaj obecnie właściwie, podobnie jak w nausznikach, właściwie nie ma już sufitu i te 1000-1200złotych to średnia półka co najwyżej), przy czym daje coś, co przemawia bardzo formą, kasuje pod tym bezwzględnie konkurencję. Znakomite brzmieniowo, często dużo droższe Westone to „biedne „plastiki przykładowo (oczywiście nie zapominajmy o ergonomii, o zastosowanej wielodrożności w topowych modelach etc). Można zresztą w praktyce wymienić dowolnego producenta, który w takiej cenie oferuje dużo, dużo mniej niż RHA. Szkotom udało się wprowadzić swoje produkty do sklepów Apple, co dobrze wróży firmie, bo to gotowy patent na odniesienie globalnego sukcesu. Testuje tytułowe IEMy przede wszystkim z równolegle badanym HiFiMANem SuperMini i to bardzo odpowiednie źródło dla tych doków. Oczywiście alternatywnym źródłem jest iPhone, sprawdzam czy telefon nie jest tutaj jakimś ograniczeniem i ile zyskujemy korzystając z T10i w przypadku tego, co zawsze nam towarzyszy w kieszeni. Sprawdziłem także przez chwilę iPhone 7 z adapterem i niech piekło pochłonie tego, kto wpadł na pomysł zastąpienia złącza analogowego audio adapterem z GÓWNIANYM przetwornikiem za centa zalanym glutem. Członka warte takie granie. Przestrzegam użytkowników tego i przyszłych modeli iPhonów – macie dobre, czy bardzo dobre słuchawki na jacku, omijajcie szerokim łukiem, albo… albo zastosujcie jakiś kabel w rodzaju Ciphera. Na pewno będzie w czym wybierać (okablowanie cyfrowo-analogowe, ze złączem Lightning, naroślą z elektroniką na przewodzie oraz żeńskim gniazdem jack na końcu), bo nie wierzę, że ludzie pogodzą się z takim fatalnym graniem za pośrednictwem gównianego adapterka. To, o ile ktoś zainwestował w dobre słuchawki, bo z EarPodsami różnicy nie będzie – uprzedzam, albo będzie musiał obejść się smakiem, albo zainwestuje w takie specjalistyczne okablowanie. Sumując, jak już w AOSie będziesz szukał lepszego dźwięku dla swojego nowego iPhone 7/+ to masz problem, chyba że wystarcza ci stream sinozębny i jakieś bezprzewodówki. Jak nie, to masz problem.

Muzyki @ RHA T10i słuchamy z HiFiMANa SuperMini binauralnie, 1 bitowo, tak to wszystko ten kompaktowy DAP potrafi…

Poniżej, tradycyjnie, fotogaleria prezentująca dziesiątki…

BTW. Jak wspomniałem, słuchawki grają także na stacjonarnym torze z wzmacniaczem/dakiem Questyle CMA600i i zdradzę, że takie połączenie jak najbardziej. Także, jak ktoś nie jest słuchawkowym freakiem (kolekcjonerem) i chce ograniczyć liczbę słuchawek do sztuk jeden, a nie eleven ;-) Właśnie słucham i polecam bardzo nową płytę In Winter (Katie Meula) i od razu pierwszy utwór. Ojej jakie to piękniutkie takie. Mniam, mniam.

BTW2. Nie wiem jak Wy, ale ja nie mogę jeszcze dojść do siebie po wczorajszej konfie NASA. Co za układ!!! Siedem, siedem skalistych, siedem wielkości zbliżonej do naszej Ziemi i jeszcze te odległości „rzut kamieniem” między nimi, no i co najmniej trzy w „habitat zone”. Aaaa! Teraz to się posypią takie odkrycia jak z rękawa. Niezwykle ekscytujące!

» Czytaj dalej

Obrodziło #1: testujemy rewelacyjnego Matrix X-Sabre PRO vol. 2

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20170201_071257260_iOS

To prawdziwa übermachine. Chyba najlepsza rzecz z przetworników jaką podpinałem do swoich klamotów. Jestem wstrząśnięty i dodatkowo nie-po-bondowemu solidnie zamieszany. Tak, ten przetwornik stanowi zwieńczenie, zwieńczenie procesu jaki obserwujemy od paru ostatnich lat związanego z rewolucyjną zmianą sposobu dystrybucji muzyki. Internet zmienił wszystko i zmienia wszystko. Obecne możliwości topowych DACów, których przedstawicielem jest opisywany model to wg. mnie osiągnięcie pewnego szczytu możliwości odnośnie obsługi formatów, ogólnie umiejętności zamieniania zer i jedynek na postać analogową. Niewiele więcej da się osiągnąć bez radykalnej zmiany tego co w studio, tego co serwuje na rynek wytwórnia, wreszcie tego jak słuchamy muzyki (w ogóle). Oczywiście można  ”więcej” (jutro, pojutrze zapowiedź takiego urządzenia) w zakresie cyferek, ale to już tylko czysta szuka dla sztuki, przy czym liczy się nie tylko wyczyn (znacie materiały DSD 512, albo jakieś pliki PCM o parametrach 32/768? Nie? No właśnie, też takich nie widziałem), ale sposób wykorzystania technologii, które stały się ostatnio dostępne w domowym audio. Ten DAC jest znakomitym przykładem na to umiejętne wykorzystanie, bo to jedno z nielicznych urządzeń, pozwalających na tak drobiazgowe dopasowanie parametrów sygnału w systemie.

Już wcześniej (patrz recenzja poprzedniego modelu X-Sabre Pro) flagowy DAC w katalogu Matriksa, wyróżniał się na tle konkurencji. Omawiany, nowy model, oferuje jeszcze więcej, dużo więcej w tym zakresie. To prawdziwa rewelacja, szczególnie, że mamy tutaj do czynienia z hardwarem pozwalającym na wyciągnięcie wszystkiego co najlepsze z 1 bitowego formatu, to sprzęt z rozbudowanymi opcjami DSP (ogromne możliwości modyfikacji sygnału), wreszcie (najważniejsze) coś, co potrafi zagrać tak, że jw. trudno mi znaleźć konkurenta na dowolnym pułapie cenowym. Najnowszy Matrix jest najdroższym urządzeniem tej firmy w historii, zbliżą się powoli do granicy 10k, ale nadal stanowi niezwykle interesującą alternatywę dla dużo droższych high-endowych DACów, bo ze swoimi niecałymi 8 tysiącami to nadal wyższa półka HiFi. Cenowo. Patrząc na to jak się prezentuje, na to jakie ma możliwości, jak gra to HIGH-END pełną gębą!

all @ DSD256

To pierwsze z urządzeń wykorzystujących topową kość ESS 9038 Pro. Nowy krzem zastępuje dobrze znany układ ESS 9018, stosowany w setkach flagowych przetworników. Nowy krzem, poza nowymi możliwościami, w aplikacji Matriksa oferuje coś, co zawsze trzymało mnie nieco na dystans w przypadku DACów opartych na ESS Sabre – nie ma tutaj rozjaśnienia, nie uświadczymy żadnego analitycznego „szkiełka i oka” (neutralnego serwowania muzyki, w sensie wypranego z czegoś bardzo istotnego), co kojarzy się z cyfrowym graniem. Nie. Jest inaczej. I bardzo dobrze, bo ten nowy Matrix gra z jednej strony niebywale rozdzielczo, prezentuje nagranie szczegółowo… wiernie, ale jednocześnie mamy to, co tak lubię w niektórych przetwornikach multibitowych: czarownie, magię, gęsty, emocjonalny przekaz, coś, co nie pozwala na oderwanie się od klamota, tylko więcej, więcej, jeszcze więcej! „Cysta magia!” Jak mówi moja mała córeczka. „Cysta”.

Ciekawe czy inne, oparte o ten układ DACzki będą grały z taką manierą (to nie pejoratywne określenie, każdy sprzęt, nawet ten najbardziej zdawałoby się neutralny, taki nie jest i coś tam swojego dodaje), bardzo ciekawe. Matrix potrafi być zarówno przetwornikiem, jak i cyfrowym pre, w tej drugiej roli także wyróżnia się i to pomimo czysto cyfrowej regulacji natężenia dźwięku. Powiem więcej, niesamowita precyzja jaką się odznacza, pozwala przykładowo stworzyć minimalistyczne rozwiązanie oparte na monitorach aktywnych z X-Sabre w roli przedwzmacniacza oraz centralki cyfrowej, znacząco zwiększajac możliwości takiego systemu. Testuje X-Sabre m.in. z Audioengine HD6 i dźwięk jaki odtwarzają aktywne monitory jest bez dwóch zdań znakomity. Matrix jest elementem wydobywającym z tych paczek wszystko co najlepsze, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Przy czym ULTRAWAŻNYM elementem jest software. Roon 1.3 (patrz wpis opisujący dokładnie najnowszą wersję front-endu) zmienia reguły gry. Dlaczego? Ano dlatego, że wraz z zaawansowanymi możliwościami tytułowego DACa, stanowi topowy system odtwarzający muzykę z pliku, pozwalając na naprawdę niebywałe rzeczy odnośnie konfiguracji odtwarzania. Pozwala – krótko mówiąc – na ZNACZNY progres w zakresie tego, co dobiega do naszych uszu. Drugi system z przegenialnymi MrSpeakres Ether Flow (w wersji otwartej jak i zamkniętej) na Questyle CMA600i (jako DAC nie stanowi konkurencji dla Matriksa, ale tutaj mamy dodatkowo na dokładkę czy może przede wszystkim świetny wzmacniacz słuchawkowy) wraz z Roonem grającym via DSP (crossfade -> binaural, wszystko @ DSD256*) to – ponownie zacytuję – „cysta magia”. Gra to niebywale wręcz dobrze, ale co ważniejsze, nie trzeba wcale podpinać słuchawek za 9 tysięcy żeby to usłyszeć. Nie. Na HD650, na moich ulubionych HiFiMANach HE-400 gra to w podobny sposób tzn. zachwycająco, zniewalająco, po prostu znakomicie. To dźwięk, który nie ma niedostatków, nie ma żadnych „ale”, to mój dźwięk. Na słuchawkach tej klasy co Ether Flow zwyczajnie zanurzamy się i przepadamy. Zdarza się nie przespać nocy. Uzależnia. Działa to jak mocne dragi. Ktoś kto kocha muzykę będzie musiał dokonać bolesnych wyborów, zmienić priorytety, podjąć życiowe decyzje ;-)

Niewielki, a taki potężny. Monolityczna obudowa na CNC, OLEDowy displej, metalowy pilot. Szlachetny minimalizm połączony z elegancją i najwyższą jakością wykonania

Jutro, pojutrze przeczytacie w zajawce o wspomnianych powyżej słuchawkach, podkreślę tylko że to nie tak, że dzięki Etherom mi gra. Czego bym nie podpiął do systemu z nowym X-Sabre Pro gra bardzo, w przypadku moich referencyjnych LCD-ków 3 też bym ich nie ściągał (podobnie jak z Ether Flow), niestety wychodzą niedostatki tej konstrukcji (ergonomia) w konfrontacji z przegenialnymi MrS. Także Matrix z Roonem stawią tandem pozwalający grać wg. mnie w niedostępny sposób dla większości źródeł fizycznych, a konfrontując bezpośrednio ze sprzętem nie grającym z pliku (tj, takim bez komputera) trzeba by wydać gigantyczne pieniądze, by to zagrało właśnie tak, tak jak gra ten DAC / soft – SYSTEM. Z CMA600i w roli wzmacniacza oraz Makówką robiącą za Core mamy coś, co gra na poziomie prawdziwie „ośmiotysięcznikowym” (analogia do gór, nie do mamony). To – moim zdaniem – ten pułap, szokujące, że możliwy do osiągnięcia bez konieczności oddawania narządów do przeszczepu. Z moją lampą na wsadzie brimarowym (MiniWatt) podobnie, nieprzyzwoicie dobrze, słucha się i ciągle mało, nawet nagrania, które były gdzieś daleko na liście do posłuchania, takie, które są daleko za tym co lubiane, czy ulubione, nawet takie wywołują na opisanych powyżej konfiguracjach to „więcej i więcej”. No to jak to inaczej nie nazwać, jak właśnie TO. Matrix stanowi niezbędny element TEGO. Nie inaczej.

Pełną specyfikację, omówienie wszystkich możliwości (oj zejdzie paręnaście tysięcy znaków na to, oj zejdzie) znajdziecie we właściwej recenzji, którą popełnię w najbliższych tygodniach. Jak wiadomo nic tak dobrze nie opisuje czegoś materialnego, jak obrazki, zatem poniżej duża fotogaleria z Matriksem w głównej, choć nie jedynej, roli (tak, będzie Roon i opisane wcześniej klamoty, efektory).

* do niedawna, jeżeli chciało się takie coś uzyskać jak konwersję każdego sygnału PCM do DSD potrzebny był drogi jak cholera HQPlayer. Jako wtyczka chodziło to z Roonem, teraz już nie ma potrzeby stosować tego oprogramowania. Wystarczy nowy Roon z potężnym silnikiem DSP jaki mu zaaplikowano w najnowszej odsłonie 1.3. Dlaczego o tym piszę… sprawdźcie sami co daje prze-konwertowanie w locie tego, co słuchamy do postaci 1 bitowej. Warto samemu się przekonać, posłuchać. Oj, warto. Komputer z mocnym CPU bezwględnie wymagany. » Czytaj dalej

Testujemy raźno na rowerze i w biegu SuperMini. Mini DAPa HiFIMANa

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
hifiman_supermini_10

Nie dalej jak parę dni temu wspominałem na portalu o dwóch ultramobilnych playerach od HiFiMANa. Coś tam wystukałem, że może byśmy na tapetę to wrzucili i przetestowali Mega albo (jeszcze lepiej) Super. Na ruszt trafił Super. Na marginesie… Mega nie powinien być bardziej Super? No właśnie, bo tutaj jakoś odwrotnie. Konsekwentnie zmierzając w obranym kierunku (nazewnictwo) producent powinien najprostszą wersję grajka nazwać Giga. Do kompletu. Trochę się pouzłośliwiałem, zostawmy nazewnictwo, przejdźmy do konkretów. Ten model dystrybuowany jest z bardzo przyjemnymi, wartościowymi dokami RE-400. Taki dodatek podnosi ocenę całości, bo przyznacie, jak ktoś kupuje grajka a w domu ma co najwyżej pchełki podłej jakości dodawane do kompletu ze smartfonem to… bardzo się ucieszy na taki całościowy pakiet. Nie trzeba będzie biegać do sklepu, aby wydać kolejne parę stówek (takie znośne NuForce ok 200 kosztują przykładowo), tylko ma to już z głowy. A raczej na głowie, pardon w uszach ma. RE-400 są bardzo przyzwoite, a ich niewątpliwą zaletą jest eteryczna waga. W ogóle ich w uszach nie czuć. Wraz z prywatnymi piankami Comply, które sobie zaaplikowałem, słuchawki idealnie wpasowują się w główne zastosowanie opisywanego kompletu… zastosowanie oczywiście na wynos i do tego jeszcze jakieś aktywności fizyczne, znaczy sportów uprawianie, przemieszczanie się jednośladem – te sprawy.

Bardzo to wszystko minimalistyczne w formie i ok, minimalizm bez ograniczeń funkcjonalnych  jak najbardziej

Do tej pory testowałem u siebie cegły HiFiMANa (patrz o tu i tutaj ), DAPy wagi ultraciężkiej (dosłownie i w przenośni). Kontrast jest gigantyczny, właściwie tamte playery to albo jako źródło na poły stacjonarne do domu (tylko że przenośne, no powiedzmy „multistrefowe” takie), albo na spacer nobliwy. Absolutnie nie wyobrażam sobie jakiegoś truchtu, jazdy, ćwiczeń z takimi „ciężarkami”. Tutaj jest krańcowo odmiennie, co więcej w bardzo że tak powiem unikatowej formule. Po prostu mało kto robi audiofilskie playery w zbliżonych do iPoda Nano gabarytach. Nikt się w to nie bawi. No prawie nikt, bo HiFiMAN dla przykładu i owszem, przy czym nie ma tu miejsca na kompromisy odnośnie wyposażenia / możliwości, bo i zbalansowane wyjście znajdziecie i obsługę plików hi-res do 192Khz, a nawet DSD (najpopularniejsze – o ile to słowo na miejscu w kontekście formatu – pliki DSF/DFF 64). Także grać można praktycznie wszystko co mamy w bibliotece, bez żadnych sztuczek magicznych (Apple i ich upierdliwo-nieżyciowe, kurczowe trzymanie się swoich jedynie-słusznych formatów audio, nie mówiąc już o ignorowaniu materiałów hi-res). Nie ma najmniejszych problemów z odtwarzaniem, czytaniem biblioteki z karty microSD oraz samą kartą, jaka by ona (pojemna) nie była. Moja nie jest specjalnie pojemna, bo ma tylko 64GB, ale to wartość całkowicie wystarczająca na potrzeby testu i zgromadzonych na niej dźwięków, które mają tworzyć materiał do weryfikowania jaki to ten Super jest, albo nie jest …Super. Na razie, powiem tak: nie miałem równie dobrze grającego ultramobilnego DAPa, choć do paru rzeczy przyczepię się w recenzji, bo parę rzeczy wypadałoby poprawić. Tak czy inaczej okazja się trafia na ultramobilne źródło dla bezkompromisowego fan(atyka) muzyki w możliwie najlepszej jakości. Zwyczajnie cieżko będzie znaleźć alternatywę gabarytowo-funkcjonalną.

OLED czytelny (no na zdjęciu to jakoś nie za bardzo ;-) ) Binauralne nagrania w jakości 24 bitowej na biegowych nartach? Oj tak!

Sprawdzę Super z Momentum i to zarówno, porównawczo do RE-400 (balans), IEMami jak i pierwszą oraz drugą generacją nauszników (łącząc Wirelessy kabelkiem). Myślę, że całkiem dobrze będzie także z HP50 od NADa, no i rzecz jasna z moimi ulubionymi HE-400. Takiego kompletu jeszcze nie słuchałem, ale posłucham i relację zdam. Nie mam na podorędziu żadnych zbalansowanych doków, ani kabla którym mógłbym zmodować wspomniane nauszne HiFiMANy. Jak w trakcie testowania coś takiego namierzę to też słów parę zamieszczę na temat. Poniżej, dla przypomnienia, specyfikacja testowanego playera oraz parę fotek prezentujących opisany model.

 

Przyciski zgrupowane na lewej ściance, na dole jacki, no i slot & złącze USB. Trzy przyciski podekranowe plus trzy „na burcie” dają możliwość obsługi w rękawiczkach (żadne tam dotyki ekranowe)

RE-400 „uzbrojone” w Comply

HiFiMAN SuperMini DAP

  • przenośne wymiary: 45mm (szer.) x 8.5mm (gł.) x 104mm (wys.)
  • żywotność baterii – do 22 godzin (to progres bardzo zauważalny w stosunku do testowanych do tej pory DAPów na HDO… o jakieś 100%, zweryfikujemy… tak dobrze nie jest, ale lepiej jest)
  • pasmo przenoszenia: 20 – 20 000 Hz
  • waga: 70g
  • OS Taichi 2.0
  • cena 2399zł (w komplecie bardzo dobre doki RE-400)

A, i jeszcze jedno, jak obiecałem tak i zrobię tzn. zweryfikuję tabelkę, która wisi na stronie producenta / dystrybutora dotyczącą możliwości wysterowania trudnych słuchawek stacjonarnych. Ambitnie podeszli do tematu, fajnie, ale ja niewierny Tomasz muszę to empirycznie sprawdzić (LCD-3, K701…). No i sprawdzę, prawda, empirycznie. Będzie super niespodzianka, bo są w testach prawdodpobnie najlepsze planary jakie pojawiły się w tej części galaktyki. I to nie jedne, a parka. Niebawem zdradzę szczegóły. Coś czuję, że nie będzie najmniejszych problemów w połączeniu z takim mobilnym źródłem, a że same słuchawki też baaaardzo lekkie, wręcz przenośne, więc czemu by nie.

PS. Apel do dystrybutora o wprowadzenie do sprzedaży jakiegoś nosidła. Arm band od telefonu (najlepiej od iPhone, bo jeszcze takie małe w ofercie mają) daje radę, po zaaplikowaniu mamy co trzeba na wypady. Musowa sprawa.

Można symetrycznie słuchawki podłączyć, byle na końcu odpowiedni jacek był

» Czytaj dalej

Nowy M-Stage! Opinia o Matrix HPA-2C

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20161110_131133367_iOS

Nowy M-Stage, pierwotnie jeden z najlepszych klonów Lehmanna (niemieckie, wysokiej klasy, słuchawkowe ampy), teraz w nowej odsłonie z obsługującym (prawie) wszystko, co popadnie, dakiem USB. Zamiast kątów prostych, obłości, zmiany konstrukcyjne spore, funkcjonalność dokładnie taka, jaką ten sprzęt oferował poprzednio, czyli konkretnie: komputer, wzmacniaczo-dak, słuchawki i gramy. Jakiś czas temu zrecenzowaliśmy M-Stage’a HPA-3U oraz wcześniejszą generację i oba wzmacniacze bardzo przypadły nam do gustu. Wtedy jednak nie było możliwości sprawdzić jak sobie skrzynki radzą z większym arsenałem słuchawek. Tym razem będzie inaczej, to znaczy będzie szeroko – tytułowy dakoamp zagrał w tandemie z LCD-3, HE-400, AKG 701, H650 oraz NAD HP50 (zmod., do odsłuchu stacjonarnego). Do tego sprawdziłem jak radzi sobie z Momentum 1 i 2 generacji oraz z redakcyjnymi IEMami.

Nowy HPA ma wygodną przeplotkę, można zatem śmiało integrować go w głównym torze z jakimś analogowo podpiętym źródłem. Oczywiście numerem jeden jest tutaj wejście USB, które oparto na najnowszym układzie programowalnym XMOS U (interfejs) oraz kości DAC od CirrusLogic-a CS4298. Mamy zatem wsparcie dla PCM 24/192 oraz obsługę DSD 64/128. To ostatnie obsługiwane zarówno w trybie DoP jak i natywnie w ASIO. Dodatkowo będzie można grać z bezpośrednio podpiętego pod cyfrowe wejście handhelda. Rzecz jasna nie omieszkam sprawdzić pod iOSem (z odtwarzaczem softwareowym Onko HF Player – będzie można zobaczyć dokładnie parametry transmisji oraz obsługę plików DSD). Jak wspominałem we wpisie parę miesięcy temu (kiedy C jak Classic wchodził na rynek), jest to tańszy model od HPA-3, co ciekawe z bardziej rozbudowaną funkcją grania DSD (układ Texas Instruments z trójki nie ma takich możliwości co Cirrus). Jest tańszy, a ten element stoi tutaj na wyższym poziomie. Rzecz jasna DSD sobie też odtworzymy.

W środku dobrze znane, wysokiej jakości komponenty. Mamy potencjometr oparty na ALPSie (27), kondki WIMA/Nichicon, mamy solidne trafo w typowej dla Matriksa, monolitycznej, błękitnej obudowie. Sprawdziłem jak sobie poradził podpięty pod Makówkę, jak i również sparowany z laptopem @Win10. Udało się także sprawdzić jak sprawował się w roli prostego przedwzmacniacza w stacjonarnym torze… Jakość dźwięku na słuchawkach skonfrontowałem z naszym M1HPA od Musical Fidelity. Opisany sprzęt kosztuje w Polsce 1350 złotych, a poza opisywanym urządzeniem, w ofercie jest jeszcze zbalansowana wersja HPA-3B, którą też spróbuję niebawem przetestować. Poniżej galeria przedstawiająca HPA-2C wraz z opisem wrażeń z odsłuchu…

» Czytaj dalej

Scansonic M5BTL… aktywnej wstęgi bezdrutowej recenzja

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20161101_114940710_iOS

Wspominałem ostatnio na HDO, że przyszłość (wg. mojej skromnej opinii) należeć będzie do aktywnych zestawów głośnikowych. Te, od wielu dekad pogardzane w domowym audio (takim, rozumiecie, HiFi plus audiofile) stają się obecnie jednym z prężnie rozwijających się segmentów głośnikowego rynku, pojawia się coraz więcej tego typu konstrukcji na rynku. Aktywne zestawy dominowały przez lata w studiach nagraniowych, tam doceniano zalety takiej integracji, z przyczyn nie do końca zrozumiałych w domowym audio był to margines. Dziwne, zważywszy ograniczenia lokalowe, zalety wynikające z integracji sprzętu w korelacji z designem wnętrz wszelakich. Wicie o czym mówię, prawda? Jak się popatrzy na katalogi firm zajmujących się wyposażeniem, projektowaniem wnętrz na próżno szukać zestawu głośnikowego z obowiązkowymi skrzynkami… wygumkowanie tego elementu było od zawsze praktykowane, stanowiło oczywistą, oczywistość dla projektantów, dla marketingu i kogo tam jeszcze, kto zajmował się wspomnianą tematyką. Cóż, trudno się w sumie dziwić, bo system audio nakłada bardzo konkretne ograniczenia, wymaga dopasowania danej przestrzeni. Nie chcę przez to powiedzieć, że „aktywka” jest idealnym panaceum na te dylematy (związane z aranżacją przestrzeni), ale wychodzi niejako na przeciw wyzwaniom, bardzo ułatwiając sprawę. Idea systemu w kolumnie nie jest oczywiście niczym odkrywczym, natomiast dzisiejsza technologia, bezprzewodowe strumienie, możliwość stworzenia czegoś zastępującego klasyczne zestawy tworzy nową rzeczywistość… to alternatywa i to na tyle atrakcyjna, że – w co nie wątpię – wielu potencjalnych nabywców jakiegoś HiFi, czegoś co im zagra – wybierze właśnie tego typu produkty.

Pisałem ostatnio o niesamowitym KEFie opartym na fantastycznych LSach 50 (pasywka, którą znam, jest genialna po prostu genialna). Ten bezprzewodowy system audio oparty na najlepszych monitorach w ofercie producenta z 50 letnim doświadczeniem w branży jest właśnie forpocztą tego, co nas czeka. Przetestowany zestaw Scansonika podobnie jak w przypadku wspomnianego zestawu z (póki co) najwyższej półki stara się zastąpić klamoty, stać się autonomicznym rozwiązaniem, które w dobie mobilnych źródeł audio (każdy je ma …w kieszeni) pozwala na rezygnację z typowych komponentów. Warto nadmienić, że to nowe daje dostęp do gigantycznych kolekcji muzycznych, pozwala już dzisiaj na strumieniowanie muzyki w jakości dużo lepszej niż z – będącego punktem odniesienia – kompaktu, płyty CDA. Nie ma sensu stawać w opozycji do tego, co opisane, bo tego nikt ani nic już nie powstrzyma. Nośnik fizyczny, tradycyjny zestaw stereo staje się powoli anachronizmem, czymś z innej epoki. Dzisiaj coraz częściej efektorem jest – właśnie – głośnik bezprzewodowy w dowolnej, przewidzianej przez producentów, formie. Tak to już i zaraz będzie wyglądać. Nawet – umownie – tradycyjny klamot dzisiaj staje się samowystarczalnym samograjem. Wielosegmentowe audio przechodzi do historii. Zastępuje je wielostrefowy, połączony w sieć system samograjów. Owszem, nadal daje nam się wybór, daje możliwość podpinania „klasyki”, ale ta „klasyka” staje się absolutną niszą. Renesans płyty winylowej to udział paroprocentowy w całym rynku, kompakt zwija się rokrocznie w takim tempie, że zaraz zwyczajnie zabraknie chętnych (mam tu na myśli masową produkcję) urządzeń służących do odtwarzania płyty. Nie ma sensu z tym polemizować, to zresztą naturalna kolej rzeczy… każda technologia przeżywa swój zmierzch, trafia do książek opisujących zamierzchłe czasy. Tak jest z fizycznym nośnikiem, a wszelkie zaklinanie rzeczywistości (że jeszcze będzie moda, że wróci) to samooszukiwanie się. Nic nie wróci, bo jakieś niszowe egzystowanie nie będzie miało żadnego realnego przełożenia na główne kierunki rozwoju branży.

Jak widać wstępniak zrobił nam się bardzo na serio i w nawiązaniu do tytułowego bohatera, ale wydaje mi się że warto o tym wszystkim właśnie na wstępie wspomnieć. Przyszłość poza brakiem ograniczeń w dostępie do muzyki jako takiej (tak generalizuję trochę i lukruję rzeczywistość, bo wiele rzeczy wcale tak różowo w streamingu nie wygląda) to także brak konieczności adaptowania przestrzeni pod audio. Właśnie. Brak. Zaawansowana elektronika aplikowana do zestawów głośnikowych będzie (no już jest) odwalać całą robotę. Pomierzy, dopasuje, skonfiguruje i …zagra. Zagra w niemalże dowolnej przestrzeni. Zagra dobrze. To tylko i aż kwestia algorytmów, odpowiednio napisanego kodu. To oznacza prawdziwy, kopernikański przewrót w dziedzinie która nas pasjonuje. Autonomia, dostęp, dopasowanie. Wszyscy w branży to doskonale rozumieją, czują i dopasowują rozwój produktów pod to co powyżej. Pomiary, tryby DSP, zaawansowana, automatyczna korekcja parametryczna… rzeczy które do tej pory kojarzyły się często, gęsto głównie z kinem domowym dzisiaj stają się „codziennym chlebem” HiFi, domowego audio. Cóż, to zwyczajnie ma sens.

M5BTL to po pierwsze aktywny zestaw, po drugie autonomiczny system audio, pozwalający na granie z dowolnego, komputerowego źródła, po trzecie wreszcie bardzo na serio skonstruowana kolumna głośnikowa, bardzo na serio tj. zgodnie z wymogami sprzętu Hi-Fi. Przez dwa lata grały u mnie niewielkie S5BT, opisane przez nas tutaj, niewielkie kolumienki, takie typowo desktopowe. Fajny zestaw do niewielkiego pomieszczenia, względnie ciekawa opcja dla kogoś, kto chce małe, ale może z subem dodatkowo, do salonu. Bohater niniejszego tekstu to coś innego. To właśnie coś, co ma stanowić alternatywę dla dowolnych, klasycznych podstawek (do kwoty trzech tysięcy złotych z wzmacniaczem myślę, że będzie bardzo, bardzo trudno coś znaleźć), zastąpić tradycyjne stereo w głównym pomieszczeniu odsłuchowym (w dobie multistref to też się zaciera btw). Ten zestaw ma zagrać tak dobrze, jak porządne monitory z budżetowym wzmacniaczem & źródłem. Nie… wróć. Powinien (patrz opis konstrukcji) zagrać lepiej od takiego, klasycznego właśnie zestawu. Brak komplikujących i mających wpływ na końcowy efekt kabli, ultrakrótka droga sygnału, przetworniki te elektroniczne (DAC) i te analogowe (głośnik) w jednym miejscu, obok siebie, dopasowanie, synergia całego układu, własne zasilanie – znowu – dopasowane konkretnie pod wymogi poszczególnych elementów…. to rzeczy, o których warto wspomnieć na wstępie, uświadamiając sobie, że właśnie to co powyżej jest kluczowe dla osiągnięcia dobrego efektu końcowego. Nie oznacza to, rzecz jasna, braku wyzwań jakie stoją przed konstruktorami takiej konstrukcji… tych jest całkiem sporo, do niedawna taki stopień integracji był trudny i kosztowny w realizacji. Dzisiaj już nie jest. M5BT mają coś jeszcze (poza większymi gabarytami, typowymi dla podstawki grającej w salonie), co je wyróżnia. To wstęgowy głośnik wysokotonowy, coś co kojarzymy z drogimi zestawami, z propozycją z wyższej półki, wręcz jakimś high-endem. Tutaj ta wstęga trafia do nadal budżetowego zestawu głośnikowego. No dobrze, co z tego miksu nam wyszło? Wyszło nam mianowicie to…

» Czytaj dalej

Przepis na dobrego DACa 2017? Recenzja Matrix Mini-i Pro 2

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20161201_094713980_iOS

Czego potrzebujemy obecnie w audio centralce, w przetworniku… a może w ogóle nie potrzebujemy osobnego DACa?  Dobrze postawić sobie takie pytanie, bo dzisiaj coraz częściej widzimy w audio integrację, praktycznie każde nowe urządzenie jakie trafia na rynek jest wielofunkcyjne i jego klasyfikacja (w tradycyjnym ujęciu) właściwe jest niemożliwa. Nowe wzmacniacze otrzymują nie tylko moduły C/A, ale coraz częściej producenci decydują się na integrację sieci – najczęściej jest to Bluetooth ze względu na najłatwiejszy z punktu widzenia użytkownika sposób połączenia źródła muzyki z klamotem. Bywa że trafia do nas coś, co właściwe jest już all-in-one i nie wymaga poza podpięciem do routera (streamer) niczego więcej. Własne systemy operacyjne, współpraca z popularnymi serwisami, sterowanie za pomocą dowolnego handhelda. Standard. Już teraz. Tak to wygląda na pierwszy rzut oka, ale gdy przyjrzymy się bliżej ofercie rynkowej, szybko dostrzeżemy, że owszem – można dzisiaj mieć wszystko w jednym – można, ale będzie to coś mocno odmiennego od klasycznego systemu HiFi. I nie chodzi mi tutaj o konserwatywne podejście do tematu, że jak system to osobno wzmacniacz (albo końcówka), że najlepiej preamp i mnożenie bytów w nieskończoność. Nie. Chodzi o coś innego. Chodzi o technologie jakie dzisiaj wykorzystuje się do – mówiąc kolokwialnie – „robienia dźwięku”. Tu dokonuje się niemała rewolucja, nowe urządzenia działają na zupełnie odmiennych zasadach co „stare, jare HiFi”. Ma to swoje plusy, jak i ujemne strony, nie będę tego w tej chwili opisywał, bo to dobry materiał na osobny artykuł (będzie takowy, bo poza D3020 będziemy mieli sposobność zapoznać się z nową linią NADów, a to właśnie dokładnie to, o czym powyżej). Czyli idzie nowe, ale po pierwsze mamy zazwyczaj już coś, co nam gra i akurat wzmacniacz jaki by nie był, czy dzielony system oparty na końcówkach i pre to rzeczy, które ruszamy na końcu, z rzadka, bo stanową fundament toru (choć ważniejsze są wg. mnie efektory w postaci kolumn, słuchawek), a te które stoją na stoliczku są praktycznie bez wyjątku do bólu analogowe. Jakie tam internety, blutooth’y, cyfrowe porty… są wejścia, wyjścia RCA, może coś zbalansowanego i tyle.

Tu możliwa konfiguracja ala system, z końcówką Matrix AMP

Także integracja, integracją, ale  jeszcze długo, bardzo długo (bo w konserwatywnym świecie audio, szczególnie tym z wyższej półki, pewne rzeczy nie przeminą, nawet gdy regulacje środowiskowe wymuszą na producentach sprzętu dla mas rezygnację z pewnych rozwiązań) będziemy potrzebowali interfejsu cyfrowego, łącznika tego co w naszym torze proste, analogowe, z tym co wyrasta ze świata zerojedynkowego. Przy czym, jak wspomniałem powyżej, DAC dzisiaj to już nie tylko taki po prostu tłumacz, ale coś więcej, bywa że dużo więcej. Integracja sieci, umożliwienie bezpośredniego połączenia się ze źródłem, będącym jednocześnie oknem do całego zasobu muzyki, z pełnym sterowaniem, zawiadywaniem zawartością to coś, co nie tylko zmienia sposób korzystania (co oczywiste), ale – dużo ważniejsze – zmienia sposób słuchania, naszego obcowania z muzyką. To zmiana fundamentalna. Odejście od albumu, odejście od klasycznego – brzydko mówiąc – konsumowania treści, słuchania singli, epek, albumów (lp) na rzecz playlist, dopasowywania do nastroju, scedowania naszych wyborów na algorytm*, na sugestie, na dopasowywania, wreszcie – co uważam za doświadczenie jednoznacznie pozytywne i rozwijające (to, co wymieniłem wcześniej, już tak jednoznacznie na plus nie jest, prawda?) – otwarcia na nowe brzmienia, na muzykę całkowicie do tej pory dla nas nieznaną, nieodkrytą. Dlatego też to, co obserwujemy od około roku (a teraz staje się de facto standardem), czytaj integrowanie w przetwornikach (nie tylko, ale o nich dzisiaj, a konkretnie o jednym takim będzie) interfejsów sieciowych to nie szczegół, nie coś uzupełniającego, a… moim skromnym zdaniem… najpoważniejsza funkcjonalna zmiana w tego typu urządzeniach, zmieniająca jak wyżej, wszystko. DAC do niedawna mógł stanowić element pomocniczy toru, dawać pewien progres w przypadku połączenia źródła z wzmacniaczem, stanowić alternatywę, uzupełnienie właśnie. Już wprowadzenie USB do przetworników zwiastowało rewolucyjne zmiany, a domknięciem tego procesu jest sieć, obecnie, właściwie zawsze bezprzewodowa sieć. Tak to widzę.

 

Kto wie, może w przyszłości tylko tak, bez druta (via BT, via WiFi)?

Matrix Mini-i Pro 2 ma sieć. Ma Bluetooth-a i – o czym mogliście przeczytać w zapowiedzi i pierwszych wrażeniach – ten interfejs nie jest tu tylko dodatkiem, uzupełnieniem całości, on jest jednym z najważniejszych elementów, z którego użytkownik tego DACa będzie korzystał często, a …kto wie… może nawet najczęściej? Tak, nie będzie to najlepsza metoda transmisji, a następnie konwersji dźwięku, ale na pewno najwygodniejsza i dająca największe możliwości. Najlepsza jakościowo. Przy czym, jak wspominałem przy okazji pierwszych chwil spędzonych z tytułowym urządzeniem, dzisiaj BT potrafi grać naprawdę dobrze, to nie jest „ułomny” interfejs, coś co nadaje się tylko „do grania do kotleta”, do słuchania w tle. Więcej, wg. mnie postęp jaki się dokonuje w przypadku sinozębnego jest najdynamiczniejszy, największy w porównaniu do innych typów transmisji, co oczywiście związane jest przede wszystkim z rosnącą popularnością słuchawek bezprzewodowych, coraz szybszym, dokonującym się na naszych oczach, rozbratem z kablem. Tu chodzi o każdy aspekt działania – o zasięg, stabilność, ale także (i dla nas przede wszystkim) jakość transmisji, jej parametry przekładające się na to, co słyszymy. Pamiętam słuchawki, czy głośniki z BT parę lat temu. Tego zazwyczaj nie dało się słuchać. Dzisiaj sytuacja wygląda inaczej, zupełnie inaczej. Mini-i Pro jest świetnym przykładem jak ogromnego progresu dokonano, podobnie jak testowany właśnie hajfajowy Relay MassFidelity (którego można zakwalifikować do nowej grupy DACów: DACów bluetooth’owych, z możliwością wyprowadzenia sygnału zarówno w domenie analogowej, jak i cyfrowej, poza skrzyneczkę). Zatem, nie przedłużając już i tak przydługiego wstępniaka…

Matrix Mini-i Pro 2 czytaj – DAC uszyty na miarę teraźniejszego audio, wedle dzisiejszych potrzeb, trendów i upodobań. Zapraszam do lektury recenzji:

* kiedyś, w zamierzchłych czasach, twórca tworzył dzieło skończone, jakim był album. Album tj. zbór utworów tworzących całość, jakiś koncept, gdzie próbowano z lepszym, czy gorszym skutkiem coś przekazać. A dzisiaj? No właśnie, patrz wyżej.

» Czytaj dalej

Recenzja KORGa DS-DAC-10R. Część 1&2 AKTUALIZACJA nagrywanie

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
DS_DAC_10R_slant_b_rgb

To jedno z najlepszych urządzeń jakie miałem okazje gościć u siebie w systemie. Nie mam co do tego wątpliwości. Tu wszystko jest na swoim miejscu – jest forma (piękna), jest funkcjonalność (bezapelacyjnie unikatowa), jest treść (wyjątkowa). Tak, wiem, zdradzam zakończenie, wnioski. Tak, strzelba wypaliła, ale mam nadzieję że (choć to nie Hitchcock) z zainteresowaniem przeczytacie artykuł, a właściwie to dwa artykuły, bo wyjątkowo (no powiedzmy, wracaliśmy już do niektórych z testowanych urządzeń, choćby w przypadku Zeppelina Air) będzie sequel. Musiałem to podzielić na dwie części, bo opis oprogramowania oraz funkcji nagrywania (w pierwszej części potraktuję temat zajawkowo, skupiając się na odtwarzaniu …także winyli via 10R) to gotowy w sensie dosłownym materiał na dodatkowy tekst i takowy się niebawem pojawi na łamach HDO, jako dopełnienie niniejszej recenzji. Tak czy inaczej, na samiutkim dole, znajdziecie podsumowanie z wnioskami, gdzie pojawi się ocena tego, co tym razem upichcił Korg. Przypomnę tylko, że wcześniej opisywaliśmy Korga DS-DAC-100. Sprzęt tak nam przypadł do gustu (zarówno brzmieniowo jak i estetycznie), że został już na stałe w redakcji.

Bohater niniejszej publikacji to jednak coś zupełnie innego, innego od wspomnianej powyżej 100-ki, bo tutaj mamy do czynienia z połączeniem świata zero jedynkowego, cyfrowego z gramofonowym pre & układem ADC. To rzecz rzadko spotykana, ale mimo wszystko spotykana w segmencie urządzeń audio „pod komputer”, tutaj jednak mówimy o czymś – jak już wcześniej napomknąłem  - unikalnym. Najnowsza wersja software AudioGate (4) robi zasadniczą różnicę. Chcę to już na wstępie podkreślić. Nie mamy tutaj tylko hardware, a dwie w pełni dopasowane i stanowiące całość elementy – DACa z funkcją rejestracji oraz odtwarzania fizycznego nośnika w postaci czarnej płyty oraz software. Oprogramowanie jest nieodzownym i koniecznym składnikiem tego wyjątkowego dania jakie zaserwowali nam Japończycy. Bez AudioGate cała zabawa traci sens, bo DAC – bardzo dobry skądinąd – oraz wzmacniacz słuchawkowy to tylko wycinek, niewielki wycinek tego czym jest DS-DAC-10R. Jeżeli ktoś chce słuchać muzyki (tylko i wyłącznie) z pliku niech od razu skieruje swoje zainteresowania w stronę opisanego DS-DAC-100. Po prostu tytułowy przetwornik/rekorder to sprzęt, który pokazuje pełnię swoich możliwości, staje się – właśnie – czymś wyjątkowym, gdy w pobliżu egzystuje źródło analogowe w postaci gramofonu. To konieczność, bo wtedy właśnie dostajemy coś, co według mnie stanowi o atrakcyjności tej propozycji: fantastyczne narzędzie do rejestracji dźwięku z płyt, znakomity – sterowany za pośrednictwem komputera – odtwarzacz płyt winylowych oraz, co warto podkreślić, jeden z najlepiej brzmiących z czarnego krążka (a to trudna sztuka!) słuchawkowych ampów. Wszystko to zasługa AudioGate, sterownika w postaci systemu komputerowego, rozbudowanych możliwości dopasowania oraz modyfikowania pracy gramofonu z poziomu komputera PC/Mac.

To jest coś, co stanowi o wartości tej propozycji, coś co przekonało mnie ostatecznie, że te dwa światy (cyfry i analogu) mogą się wzajemnie uzupełniać, uzupełniać i dopełniać właśnie dzięki takim rozwiązaniom jak opisywany tutaj system DS-DAC-10R z softwarem AudioGate. Co więcej, dostajemy tutaj de facto trzy różne estetyki, trzy różne sposoby konsumpcji dźwięki… z jednej strony streamingi i pliki, z drugiej okładka, krążek, igła i klasycznie strona A, strona B, album za albumem. Dwa zupełnie odmienne sposoby obcowania z muzyką. Wszystko z jednym, wspólnym mianownikiem. Zaraz, zaraz – ktoś uważny zakrzyknie – było coś o trzech sposobach! To gdzie ten trzeci? No właśnie. Ten trzeci moi drodzy to droga tworzenia własnych cyfrowych rejestracji z kolekcji winyli, mastering płyt, który poza walorem edukacyjnym (trzeba się tego nauczyć, poeksperymentować, jest naprawdę sporo zmiennych, które należy uwzględnić!) ma jeszcze jeden walor – chłoniemy muzykę inaczej, poznajemy ją od innej strony, biorąc udział w procesie tworzenia. Bo to, że tworzymy coś nowego nie ulega dla mnie wątpliwości. Rejestracja do postaci jednobitowej (tak, pamiętajmy, Korg specjalizuje się w zapisie DSD) to wielka frajda i jak wyżej – poznawanie ulubionej muzyki w odmienny sposób (no chyba, że ktoś zajmuje się zawodowo muzyką – wtedy nie będzie to dla niego takie odkrycie ;-) ). I to jest coś, co w takiej, kompletnej formie, oferuje JEDYNIE Korg. Zwyczajnie, nikt inny nie „bawi się” w dostarczanie kompletnego rozwiązania złożonego z hardware oraz software. Tak dopracowanego – dodajmy. No dobrze. Mam nadzieję, że wyjaśniłem wystarczająco powody tej wypalającej dwururki z pierwszego akapitu i Czytelnicy nie będą mieli za złe autorowi, że od razu zaczyna od peanów. Te, cóż, są w wypadku opisywanego urządzenia czymś najzupełniej naturalnym.

Nic na to nie poradzę…

AKTUALIZACJA: Cześć 2… nagrywanie

» Czytaj dalej

Testujemy nowego Matriksa Mini-i Pro 2! Krótko: Wow!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20161201_094713980_iOS

Przyjechał i od razu podpięliśmy klamota. Nowy Mini-i jest naprawdę nowy. Zmienili w nim niemal WSZYSTKO w stosunku do przetestowanych u nas modeli (patrz: pierwsza generacja, model bez pro i z pro drugiej generacjiwreszcie wersję AD 2015). To nie tylko zupełnie nowa obudowa, ale przede wszystkim znaczące rozszerzenie możliwości o bezprzewodowy link Bluetooth z obsługą kodeka aptX. Właśnie gram bardzo dobry jakościowo materiał (studio mastery, param. 24/96) z MacBooka z wymuszoną obsługą aptX-a (patrz nasz opis Bluetooth Explorer) i powiem tak… o cholera jasna, jak to dobrze, baaaardzo dobrze brzmi. Nie odczuwam tego, co zazwyczaj towarzyszy transmisji tego typu – dźwięk bywa wyprany, płaski, bez „planktonu”, często z cyfrowym nalotem, którego tak nie znosimy. Tutaj w ogóle nie ma o tym mowy. Rewelacja!

To chyba najlepsze granie via BT jakie do tej pory miałem okazję posłuchać. Ten link staje się wg. mnie pełnoprawnym (mimo nadal stratnej kompresji, choć parametry takiego streamingu są zbliżone do strumieniowania bezstratnego, co więcej od paru miesięcy mamy na rynku wariant aptX-a z magicznymi literkami HD… nadal stratny, żeby nie było niedomówień ;-) ) źródłem, na równi z pozostałymi interfejsami. Oczywiście USB daje nam największe możliwości, jest najlepszym jakościowo wyborem i nie ma tutaj nad czym deliberować, ale pojawienie się takiego, bezprzewodowego rozwiązania, bardzo cieszy. W końcu można słuchać muzyki na wysokim poziomie korzystając z sinozębnego! To gdzie kryje się sekret? W module, w całym torze nowego Matriksa się kryje oraz w parametrach transmisji (znacząca redukcja opóźnień >20ms, przy wcześniejszych 50-100ms… to jeden, z moim zdaniem, krytycznych parametrów mający wpływ na jakość brzmienia, dużo wyższy bitrate, dodatkowo stabilniejsza praca interfejsu). W galerii poniżej zrzuty z opisem, dobrze widać jak to pięknie śmiga. Jednym słowem:

Wow!

No dobrze, to po co bitperfect, po co cyzelowanie systemu, pod kątem uzyskania pełnej koszerności, zapytacie? No, cóż, dla kogoś kto ma fioła na punkcie jakości dźwięku sprawa jest oczywista. Bo nadal można bardziej, bardziej lepiej. USB w Pro 2 to brama do bezkompromisowości. Co prawda DAC w Matriksie to stary znajomy (ESS 9016), ale cała reszta toru przeszła gruntowne odświeżenie. Wzmacniacz słuchawkowy dysponuje dużo lepszymi parametrami i dokładnie przemagluję wyjście słuchawkowe podpinając LCD-3, HE-400 oraz K701 i HD650. Będzie konkret. Sprawdzimy te bardzo różne, niekoniecznie łatwe (AKG) do napędzenia nauszniki – tu faktycznie producent miał sporo do zrobienia, bo wyjścia słuchawkowe w Mini-i były dobre, ale daleko im było do poziomu oferowanego przez wyspecjalizowane wzmacniacze słuchawkowe. O wszystkich różnicach, o tym jaki przyniosły efekt, przeczytacie we właściwiej recenzji. Powiem tylko, aby zaostrzyć apetyty, że tak rozbudowanego menu konfiguracyjnego mogą temu klamotowi pozazdrościć znacznie droższe urządzenia (znamy to już z poprzedników, ale tutaj jeszcze bardziej to rozbudowano). Możliwości modyfikacji pracy urządzenia sporo, przy czym sama podstawowa obsługa jest prosta jak budowa cepa i jak chcemy żeby „po prostu grało”, to po prostu gra.

Fajnie, że automatyka pozwala na bezkonfiguracyjny scenariusz obsługi, działa bardzo sprawnie, a oprogramowanie modułu BT to wg. mnie coś, co wymaga specjalnego wyróżnienia. Sprzęt dopasowuje pracę w zależności od źródła, przy czym robi to natychmiastowo (z BT czasami naprawdę można osiwieć, każdy to zapewne przerabiał) i poprzez ciągłe dopasowanie transmisji możemy liczyć na stabilną (jak skała) pracę. Myślałem, że takie coś możliwe jest generalnie tylko w przypadku WiFi… cóż, BT też może grać bezproblemowo. Pilota znamy z poprzednich testów, to ładny, zaprojektowany dla Matriksów (a nie brany z worka) częściowo metalowy sterownik. Wyświetlacz jest super czytelny, pokazuje źródło, pokazuje parametry transmisji. gdyby jeszcze dioda (oczywiście jaskrawoniebieska) nie dawała w tak radykalny sposób znać o sobie to byłoby bez żadnych „ale”.

Tak czy inaczej, nowy Mini-i prezentuje się świetnie, to kompaktowy DAC/AMP, mogący pracować zarówno ze stałym poziomiem wzmocnienia, jak i jako pre-amp. Właśnie może być przedwzmacniaczem i od tej generacji producent idzie za ciosem proponując końcówkę mocy, dopasowaną wielkością, pracującą w klasie D, z możliwością wykorzystania w trybie stereo (RCA) lub mono (łączymy z Mini-i Pro 2 via XLR). Można stworzyć kompaktowy, kompletny system w oparciu o te produkty. Na razie rodzimy dystrybutor nie planuje wprowadzenie końcówki do sprzedaży, chętni muszą skorzystać z własnego importu.

To, na marginesie, nie koniec nowości zaprezentowanych ostatnio przez Matrix Audio. Nowy flagowiec (patrz test X-Sabre PRO), czytaj nowy X-Sabre Pro właśnie ma swoją premierę i… tu także wprowadzono zasadnicze zmiany. O tym co się zmieniło we flagowcu przeczytacie niebawem. Wyraźnie widać z powyższego, że producent postanowił wprowadzić zupełnie nowe konstrukcje, zastępując poprzedników czymś naprawdę nowym, a nie w niewielkim stopniu zmodernizowanymi „ale to już było” klamotami, jak to się często, gęsto dzieje. Sumując pierwsze wrażenia: apetyt bardzo zaostrzony, już po pierwszych odsłuchach, po pierwszym kontakcie. Wraz z naszymi redakcyjnymi nEar-ami (aktywne monitory studyjne) w opcji zbalansowanej, ten Mini-i Pro 2 tworzy audio system i to tak na bardzo serio. Mniam. W instrukcji wspominają, że źródłem USB dla nowego modelu może być bezproblemowo androidowy albo na iOSie handheld. Sprawdzę czy tak jest w istocie, podpinając Neksusa oraz iPada do klamota. Oczywiście komputery via USB zagrają za pośrednictwem Roona. Sprawdzę dokładnie zachowanie testowanego DACa z materiałem DSD (który grany jest w trybie DoP z każdego wejścia cyfrowego, pomijając rzecz jasna samo BT).

Zabieram się do testowania zatem…

Rozbudowana galeria z opisem poniżej:

» Czytaj dalej

Strefowo, do kina i do muzyki: Definitive Technology W Studio Micro & Adapt

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20160623_085053750_iOS

Projektory dźwiękowe, zwane potocznie soundbarami, kojarzą się nieodmiennie z kinem domowym. Wiadomo, wieszamy albo stawiamy na półce RTV, czasami dodatkowo łączymy z niskotonowcem w całość i mamy alternatywę dla klasycznego zestawu opartego na kolumnach. Przestrzeń robi nam elektronika, sub robi akcję, a wszystko to wyspecjalizowane na potrzeby kina względnie telewizji (bo telewizory generalnie oferują dźwięk poniżej krytyki). Tyle. W przypadku tytułowego produktu jest inaczej, zupełnie inaczej. To coś więcej niż soundbar, to streamer, to część większej całości, całego systemu nagłośnienia, który ma zapewnić dźwięk wszędzie tam, gdzie przyjdzie nam na to ochota.

To – wbrew pozorom – nadal rzadkość, nadal wyzwanie dla producentów audio, bo zintegrowanie wszystkiego w spójny system nagłośnieniowy, sterowany za pośrednictwem mobilnej aplikacji, z możliwościami grania różnych strumieni w poszczególnych pomieszczeniach, grania ich także w jakości hi-res (24/96, a teoretycznie nawet 192KHz) to domena paru wielkich producentów elektroniki użytkowej z Nipponu, a precyzyjnie w takiej monogości (bo też Definitive ofertę ma bogatą i stale ją rozszerza) praktycznie mamy tylko Yamahę (bogato zarówno w kontekście kina, jak i słuchania muzyki).

Definitive Technology (DT) wybrał rozwiązanie będące jednym z opracowanych na rynku standardów. DTS Play-Fi to coś, co daje nie tylko opisane powyżej możliwości, dodatkowo spina wszystko w stale aktualizowany, wspierany przez konsorcjum zrzeszające największych producentów z branży, standard obsługi strumieni z obsługą wszelkich dostępnych, internetowych źródeł (usług, serwisów). To wygoda, to przewidywalność (żadne tam czekanie miesiącami na upgrade, bez braków w obsłudze, z pełną ofertą internetowego streamu) i – co warto podkreślić – wybitnie stabilna praca, bez wpadek pt. nie widzi, nie łączy, przerywa, nie wykrywa. Według mnie to kluczowy element każdego takiego, zintegrowanego systemu strefowego. Multiroom musi być „stabilny jak skała”, bo inaczej staje się wywołującym irytację wśród domowników (którzy nie muszą mieć cierpliwości, jaką my – geekowie – się odznaczamy). To ma działać. Zawsze.

To nie jedyne cechy wyróżniające przetestowany przez nas sprzęt DT. Opisany system składał się z nie tylko z belki (z wbudowanym streamerem) oraz będącego częścią zestawu (co warto podkreślić) bezprzewodowego suba… w innym pomieszczeniu grał strumieniowiec W-Adapt, podłączony do integry D3020 z podstawkowymi Topazami. Mieliśmy zatem możliwość dokładnego sprawdzenia, jak to z tym multiroomem jest, jak (stabilnie) to działa, jakie korzyści przynosi taki zintegrowany system (opisana technologia DTS Play-Fi). W salonie belka z subem (który można było ustawić dowolnie, w miejscu odległym od telewizora, dzięki bezprzewodowemu połączeniu z projektorem) przede wszystkim wykorzystywana była na potrzeby kina, odtwarzając ścieżki z podpiętej PS3 (Blu-ray, DVD), testowanego równolegle strumieniowego odtwarzacza wideo Dune HD Solo oraz podłączonej do drugiego z optycznych wejść plazmy (gigantyczny progres w stosunku do rachitycznych głośniczków umiejscowionych w TV).

Przede wszystkim nie oznacza jednak, że tylko, bo strumieniowanie muzyki z handheldów za pomocą paru maźnięć na ekranie było równie bezproblemowe, jak korzystanie z naszego redakcyjnego bezprzewodowego głośnika (Zeppelin Air) z jabłkowym protokołem AirPlay (btw tego typu strumieniowania  DT nie obsługuje), czy podpiętej pod stacjonarnego DACa airportowej stacji (AP Express). Powiem więcej, było szybciej i dodatkowo z obsługą dźwięku 24 bitowego (czego AirPlay nie potrafi). No dobrze, to czas na trochę konkretów. Zapraszam…

» Czytaj dalej