LogowanieZarejestruj się
News

Czas na Cast w Tidal-u: wsparcie dla Chromecasta Audio & Video

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20160708_074236000_iOS

No, wreszcie! Bardzo tego brakowało użytkownikom Chromecastów, bo przecież rozwiązania oferowane przez Google idealnie korespondują z dostarczanym przez Tidala materiałem. Treści video (klipy, wywiady, koncerty) @ Chromecast video to raz, ale jeszcze istotniejsze z punktu widzenia każdego, kto ma wersję Audio jest to, że od teraz może słuchać muzyki w jakości HiFi (bezstratna kompresja), a niebawem (kto wie?) w hi-resowym strumieniu. Jak wspominałem w recenzji tego ustrojstwa (patrz recenzja, patrz dodatkowy opis), nie ma najmniejszych problemów by za jego pomocą grać strumień 24/44 (MQA), bo ten produkt ma wsparcie dla hi-resów (maks. 24/96). Wystarczy podpiąć googleowy „dysk” pod naszego DACa via optyk i już.

To najtańsza i wg. mnie najlepsza metoda uzyskania dobrej jakości dźwięku na rynku, dodatkowo świetnie wpisująca się w dwa trendy: świat bez kabli oraz w multistrefowość. Sprawdziłem wczoraj, od razu po aktualizacji apki, jak to się sprawdza w praktyce i cóż… jako cyfrowy transport ten (dla niektórych niepoważny) kawałek plastiku robi swoje, sprawdza się znakomicie. Na panelu odtwarzania wystarczy wybrać znaną nam doskonale ikonkę Cast i rozpocząć muzyczną przygodę. Fajne jest to, że w przypadku rozwiązań Google dostajemy w praktyce pełną alternatywę dla do tej pory bezkonkurencyjnego (no ale to się już dawno zmieniło, właśnie za sprawą Chromecastów) AirPlay’a. Chcesz mieć coś równie prostego w obsłudze, do tego występującego (niemal) wszędzie? Masz Cast, który w porównaniu od AP nie narzuca jedynie słusznych rozwiązań, bo można go wykorzystać multiplatformowo ze wszystkimi urządzeniami / systemami jakie są dostępne na rynku.

Oczywiście do popularyzacji takiej, jaką obecnie może się pochwalić technologia Apple, Chromecastom jeszcze daleko, ale wiele wskazuje na to, że to się może dość szybko zmienić. Coraz więcej producentów sprzętu audio dostrzega tę alternatywę i wprowadza Cast do swoich klamotów. Dobrym przykładem są produkty B&O, gdzie do niedawna niepodzielnie królowała integracja z ekosystemem Apple, a teraz można z nich korzystać także w charakterze strumieniowców Cast. Myślę, że w perspektywie paru kilkunastu miesięcy większość producentów audio (mam tu na myśli wielkie koncerny, takie jak H&K, JBL, Denon, Yamaha…) wprowadzi w całej linii swoich produktów (a nie tylko w wybranych) tę technologię. Zwyczajnie to się opłaca i daje oczywiste przewagi nad transmisją BT (sprzęt stacjonarny, mobilny nadal będzie korzystał z BT bo jest najbardziej energooszczędny, szczególnie w wersji LE, a dzięki aptX LL można osiągnąć bardzo dobre parametry dla sygnału), poza tym jest multiplatformowe (każdy OS) i wspierane przez wielu developerów (a ich liczba stale rośnie).

 

Prywatnie czekam jeszcze na wprowadzenie Cast do Roona. Pojawienie się tej technologii w Tidalu (będącym składnikiem tego front-endu) zapewne przyspieszy prace nad implementacją. Wspominałem, że trwają prace i w oficjalnej mapie drogowej jest Cast uwzględniony. Pozostaje kwestia parametrów przesyłu. Właśnie Roon pozwoli to po aptekarsku ocenić, bo oprogramowanie w jasny i konkretny sposób opisuje każdy, podłączony klamot – czy jest, czy nie jest bitperfect, jakie ma możliwości przesyłu, co robi z sygnałem… tego wszystkiego dowiemy się (mam nadzieję) już niebawem. Na zakończenie: masz Tidala? Chcesz w domu mieć muzykę z serwisu gdzie tylko chcesz? Rozwiązanie to Chromecast Audio (w przypadku materiałów wideo i jakiegoś TV model z HDMI), a konkretnie to parę takich ustrojstw i multiroom z dźwiękiem skompresowanym bezstratnie gotowy! :-)

CapTune – patent na Tidala z EQ oraz podrasowanie możliwości Momentum

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20160706_150136000_iOS

To chyba pierwsze takie, kompleksowe podejście do tematu producenta słuchawek. Sennheiser wypuścił apkę (dostępna dla iOSa oraz Androida), która stanowi ciekawe rozwiązanie dla użytkowników firmowych produktów, a w szczególności właścicieli linii Momentum (poza tym są także nowe, opisane wczoraj PXC550). Nie jest pozbawiona wad (o czym kapkę niżej), ale ma dwie niezaprzeczalne wg. mnie zalety. Po pierwsze zawiera integrację Tidala i to taką, która daje użytkownikowi dostęp do czegoś, czego w programie dostępowym oferowanym przez serwis zwyczajnie nie ma – do rozbudowanego korektora parametrycznego (EQ). Dodatkowo, choć wymaga przyzwyczajenia i nie jest tak – powiedzmy – rozbudowana odnośnie nawigowania po zbiorach, to jednak sprawdza się całkiem nieźle, bo dzięki prostocie, nie przeładowaniu (czasem więcej znaczy gorzej), sensownemu panelowi sterowania (znowu prostota i szybki dostęp do tego, co trzeba) w czasie odtwarzania może całościowo stanowić ciekawą alternatywę dla Tidal.app. Oczywiście mamy możliwość dodania swoich Senków z indywidualizacją wyglądu (estetyka głównie, estetyka), przy czym w pamięci urządzenia zostają zapisane – właśnie – presety dla każdego z podpiętych do gniazda (albo połączonych bezprzewodowo) słuchawek. To już jest coś i taka możliwość ustawień (pod brzmienie słuchawek, pod nasze gusta, wreszcie pod określone gatunki) to rzadko spotykana sprawa. Nazwali to w oczywisty sposób – profile dźwiękowe – Sound Profiles i choć Sennheiser wskazuje głównie na to, co ludzie zwykli łączyć (bo modne) z różnymi aktywnościami (stąd podpięte pod to playlisty), to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by dopasować to do konkretnych gatunków oraz podpiętych słuchawek.

A to jeszcze nie wszystko. Bo są dwie rzeczy, na które chcę przede wszystkim zwrócić uwagę. To właśnie dlatego zamiast aktualizować opis we wczorajszej publikacji poświęconej nowym Senkom (PXC550) postanowiłem poświęcić tej apce osobny wpis. Pierwsza z nich to innowacyjny test A/B jaki możemy sobie zaaplikować w ramach aplikacji, pozwalający w bardzo użyteczny, łatwy sposób porównać różne presety i wybrać najodpowiedniejsze dla nas ustawienia. Działa to świetnie, muszę przyznać i daje spore możliwości także w zakresie testowania słuchawek, dając gotowe narzędzie do testów. Nazwali to SoundCheck i cóż – to jest naprawdę użyteczna, przydatna rzecz. Druga wyróżniająca cecha CapTune to specjalnie dopasowane (pod firmowe słuchawki) presety, których włączenie dość radykalnie wpływa na to co usłyszymy. Tutaj mówimy o czymś, co przygotowali inżynierowie firmy z myślą o takim zestrojeniu słuchawek, by te zagrały… inaczej. Cechą wspólną tych presetów jest odjęcie otwarcia, przestrzeni, pewne zamknięcie dźwięku. To oczywiście od razu wywołuje reakcję „wyłącz”, jednak gdy damy tym ustawieniom szansę okazuje się, że żywiołowe i hurra do przodu, obfite (to dobre słowo, dobrze określające charakter całej linii Momentum) brzmienie w niektórych gatunkach „cywilizuje się”, pozwala na wydobycie szczegółów, których wcześniej – zwyczajnie – nie słyszeliśmy. To bardzo ciekawe doświadczenie i warto spróbować, mając w pamięci to, co napisałem …w zależności od naszych preferencji, ale przede wszystkim od danego gatunku muzyki może to być właśnie TO, czego oczekujemy, albo wręcz przeciwnie. Fajnie, że takie modelowanie oferuje nam ktoś, kto zna te przetworniki, te zestrojenie jak własną kieszeń, czytaj producent. Każdy z presetów fx tj. Spatial Boost (szczególnie dedykowany Momentum), Bass Boost oraz Treble Boost wyraźnie wpływa na to, co dociera do naszych uszu. Co ciekawe, przestawienie suwaka niewiele tu zmienia, to znaczy włączenie podbicia od razu skutkuje zmianą brzmienia, bez względu na późniejsze korekty suwakiem.

Do czego zatem można się przyczepić? Ano do niewielkiej liczby gotowych ustawień EQ (gatunki – mogli dać tego więcej i mam nadzieję, że dodadzą), do nieco jednak utrudnionego nawigowania (tylko górny pasek z głównymi przyciskami nawigacyjnymi, z tym że nie ma tu spójności – muszą nad tym jeszcze popracować) oraz totalnie wg. mnie skopanej integracji z kolekcjami iTunes (integruje muzykę z applowego odtwarzacza Muzyka, tyle że integruje wadliwie). O co chodzi? Ano o to, że jak jesteśmy subskrybentami iTunes Match (czytaj chmura), albo korzystamy z Apple Music (też chmura) to… niczego sobie nie posłuchamy. Zwyczajnie mamy wszystko szare, niedostępne z komunikatem o prawdopodobnym DRM. Co ciekawe także coś lokalnie zapisanego w pamięci telefonu, a kupionego wcześniej w iTunes Store podobnie nie jest udostępnione do odtwarzania. Zatem pozostaje tylko to, co przenieśliśmy z zapisanych w komputerze z iTunes bibliotek do pamięci iPhone (bez DRM). Cóż… słabe to. Tu, znacznie lepszym pomysłem byłoby albo zintegrowanie własnego odtwarzacza (z dostępem via iTunes/iPhone/programy/kopiuj&wklej, albo jeszcze lepiej jakiejś chmury – patrz Vox Player z Loopem), albo …olanie tego w zamian za integrację innych serwisów streamingowych. Oczywiście sam Tidal może być dla wielu (i tak zapewne jest) wystarczający, ale znajdą się tacy, którzy powitaliby z radością Spotify, Deezera oraz takie rzeczy jak SoundCloud czy strumienie audio z YouTube oraz rozgłośnie internetowe. To zresztą, jak widzę, będzie rozwijane tzn. Sennheiser będzie chciał wprowadzić nowe elementy do zakładki źródła. I oby to zrobił, bo najważniejszy jest dostęp do muzyki. Aha, można oczywiście szybko (odpowiedni panel) przesłać strumień na dowolny, inny niż słuchawki, „efektor” w postaci głośników czy odtwarzaczy AirPlay/Bluetooth (zapewne także uPnP).

Podsumowując, generalnie z producentów, którzy podobnie oferują aplikacje z dopasowaniem pod własne produkty, mogę tu wymienić właściwie tylko jednego – Onkyo – z genialnym (ale też zupełnie innym, bo grającym z lokalnej kolekcji/pamięci) HF Onkyo Playerem. Tam położono akcent na duże możliwości konfiguracji odtwarzacza, na możliwość odtwarzania hi-resów, w tym także materiału DSD. Aha – żeby nie było – mam tu na myśli aplikacje pod kątem odtwarzania ze słuchawek, nie z głośników, jakiś własnych multiroomów, bo tego akurat jest w brud (bardzo rozbudowany software Yamahy choćby). Te dwa odtwarzacze integrują firmowe słuchawki w ramach firmowego oprogramowania. Daje to określone korzyści (nie tylko wspomniane presety, czy jakieś estetyczne zabawy w mod. wyglądu), ale także (wraz z PXC550) możliwość programowego, daleko idącego dopasowania działania elektroniki zaszytej w słuchawkach do własnych preferencji. Właśnie w przypadku tych ostatnich CapTune staje się ważnym elementem całości, bo dzięki apce po raz pierwszy użytkownik będzie miał wpływ na działanie aktywnego systemu redukcji odgłosów z zewnątrz. Taka apka pozwala także na dalsze usprawnienia, modyfikacje, dodawanie nowych funkcji bez konieczności ingerowania (programowego) bezpośrednio w firmware słuchawek. Takie zmiany mogą być osiągane na drodze aktualizowania CapTune. Rzecz jasna pozostaje kwestia zamknięcia (się) w ramach jednej aplikacji (podczas gdy, zwykle korzystamy z paru, co naturalne choć w sumie niezbyt wygodne) do odtwarzania. Dlatego tak ważne jest, by producent (developerzy) nie usiedli na laurach, tylko szybko dodawali nowe źródła muzyki do aplikacji. CapTune to apka, rzecz jasna, uniwersalna – każdy, nie tylko użytkownik Senków, może z niej skorzystać, dodając inne słuchawki do profilu/i. Poniżej duża, rozbudowana fotogaleria, prezentująca software.

Zachęcam do testowania…

Android: Google Play iOS: App Store

 

Aplikację testowałem na iPhone 5S oraz iPadzie Mini 2  z wykorzystaniem słuchawek z linii Momentum: in-Ear, wokółusznych pierwszej generacji oraz Wireless OvE

» Czytaj dalej

Roon na NASach Synology & QNAP! I nie tylko…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Roon_NAS-742x190

Nowa aktualizacja i kolejne, bardzo przydatne możliwości. Oprogramowanie w najnowszym wariancie daje możliwość instalacji wersji serwerowej Core na popularnych dyskach sieciowych firm Synology oraz QNAP. Co ciekawe to wspólny projekt developera oraz jednego z użytkowników Roona (Chris Rieke), który wcześniej opracował kod i wykorzystał prywatnie w celu przeniesienia serwerowego software na jeden ze swoich NASów. Piszę o tym nie bez przyczyny – wokół Roona stworzyła się prężnie działająca społeczność użytkowników. Wiemy jakie daje to benefity – wystarczy popatrzeć na coś, co bez społeczności nie przetrwałoby a jest rozbudowywane, rozwijane, żyje własnym życiem …mam tu na myśli LMS (Logitech Media Server). Tutaj jest podobnie, bo ludzie kombinują, podpowiadają, aktywnie biorą udział w szlifowaniu oprogramowania i chwyała im za to. Dla mnie, mającego styczność z branżą programistyczną, jakość oraz częstotliwość udoskonalania Roona robią ogromne wrażenie. To jedyny projekt z tego segmentu (software audio), który ma tak silne, tak dobre wsparcie. Dobrze, dość lukrowania, czas na konkrety, czyli co przynosi nowy soft (tytułowa funkcjonalność to niejedyne zmiany, jest jeszcze coś bardzo istotnego – wspomnę o tym poniżej), zatem czym jest Roon @ NAS.

Przeniesienie Core na dysk sieciowy to oczywiste zalety: 24/7, niskie zużycie energii, ogromne przestrzenie dostępne dla naszych audio kolekcji, zautomatyzowany sposób tworzenia kopii bezpieczeństwa. Minusy? Developer wspomina o dość wysokim koszcie takiego rozwiązania bez optymalizacji pod audio (bo NAS to po prostu PC), gdzie zakłócenia, szum (chłodzenie) to coś, z czym musimy się zwyczajnie pogodzić. Do tego dochodzi wspomniana wysoka cena. Oczywiście można kupić dzisiaj dysk sieciowy za względnie niewielkie pieniądze, ale będzie to rozwiązanie oparte na układach Marvella (ARM) lub co najwyżej Atom (x86 – tu zapłacimy już konkretnie), które nie sprawdzi się w opisywanym scenariuszu tj. przeniesienia serwerowego software Roona na NASa. Wymagania oprogramowania, o czym nie raz wspominałem, są konkretne, duże, tu nie wystarczy byle co (dotyczy to Core, nie Bridge – tu można śmiało zastosować system oparty na wymienionych powyżej układach, dowolny w praktyce), tu trzeba naprawdę wydajnej maszyny. Twórcy software wspominają o 64 bitowym CPU (x86) oraz co najmniej 2GB pamięci. Takie NASy Synology oraz QNAPa to już wydatek ponad 1k za samą skrzynkę, bez dysków. Co więcej, taki NAS, najlepiej jakby był wyposażony w jednostki Core ix. Wtedy mamy pewność, że przeniesienie bibliotek (*względnie może to być tylko samo Core bez kolekcji, dlaczego tak? O tym za chwilę…) na NASa będzie najsensowniejsze, uzyskamy komfort wynikający z wykorzystania szybkiego układu, dodatkowo wspominają o zaaplikowaniu (możliwy obecnie upgrade pamięci) w dysku sieciowym 4GB RAMu. To wszystko konkretnie kosztuje. Developerzy wymieniają przykładowo jako optymalny NAS QNAP TVS-471. To czterokomorowy dysk z Core i oraz 4GB za około 5 tysięcy złotych. Sporo.

Napisałem wcześniej o możliwości przeniesienia samego Core (soft serwerowy wraz z bazą danych), bez bibliotek na NASa. Chodzi tutaj o wykorzystanie (kolejne zalecenie) szybkiej pamięci półprzewodnikowej SSD w roli magazynu dla Core. Twórcy odradzają dyski talerzowe (zazwyczaj stosowane w NASach jako te, które gwarantują duże pojemności przy najniższej cenie za GB), wspominając o konieczności zapewnienia bardzo szybkiego dostępu software (działanie tej wersji oprogramowania to operowanie na dużej liczbie danych, ciągłe, z dużą ilością odwołań, szczególnie gdy mamy do czynienia z rozbudowaną konfiguracją Roona tj. wieloma strefami). Można oczywiście w tym celu zredukować koszty (kupno dysków SSD o pojemności 1TB i więcej to finansowa ekstrawagancja), wykorzystując w roli nośnika jakiś niewielki, tani 60-120GB dysk SSD. To wystarczające rozwiązanie. Można taki dysk podpiąć za pomocą złącza eSATA (jakie często udostępniają producenci NASów w swoich produktach) i już mamy Core na SSD plus biblioteki w skrzynce, względnie można zakupić tańszy dwu albo nawet jednokomorowy dysk (tańszy, nie oznacza tani – patrz wymagania odnośnie CPU i pamięci RAM) i całość rozwiązać w ten właśnie sposób, tzn. zdecydować się na Core na NASie z ewentualnym dodatkiem bibliotek na jakimś podłączonym nośniku.

Sam developer wspomina o niższym koszcie alternatywnych rozwiązań (dzisiaj dyski wieloterabajtowe są tanie), gdzie kolekcje muzyczne można spokojnie ulokować na zewnętrznym nośniku o bardzo dużej pojemności. Nie tracimy nic z wydajności, bo to co jest wrażliwe, co wymaga mocy tj. Core z bazą danych lokujemy na najszybszym systemie PC – czy to będzie (jw) NAS, czy jakiś komputer PC (w tym celu warto – wierzcie mi – zastosować desktopa, najlepiej szybkiego all-in-one) to nie jest już takie istotne, choć oczywiście zbudowany od podstaw system (jak opisany DX2), pozwalający na egzystowanie pod jednym dachem Core i Bridge jest ideałem (ale jakże kosztownym ideałem). Tak czy inaczej można, dzięki nowym możliwościom Roona, pokusić się o instalację na NASie – myślę, że kwestią nieodległej przyszłości jest pojawienie się produktów z szybkimi układami CPU w przystępniejszej niż obecnie cenie. Jak wspomniałem, nie trzeba decydować się na wielokomorowe (co znacznie podnosi koszt) rozwiązanie. Nie ma takiej potrzeby, bo możemy kolekcję trzymać na talerzowych, tanich jak barszcz, nośnikach i podpinać je do naszego Core wedle uznania. W przypadku instalacji Core na PC polecam system all-in-one nie bez przyczyny… zazwyczaj mamy idealne wyważenie takich cech jak cicha praca, oszczędność energii (niektóre z komponentów z laptopowym rodowodem), duża wydajność (CPU desktopowe o najwyższej wydajności), podatność na upgrade (zależy od modelu, ale z pamięcią RAM nie powinno być z zasady problemu) oraz sporo większa niż w komputerach mobilnych liczba interfejsów we/wy. Core wraz z Bridge (czytaj pełna wersja Roona zawierająca zarówno serwer z bazą danych jak i odtwarzacz) na takim systemie komputerowym świetnie się sprawdza. Taki PC ma zazwyczaj szybkie Core ix, ma co najmniej 8 albo i więcej GB pamięci (co w laptopach nie jest wcale takie oczywiste i tanie), dysponuje także dyskiem półprzewodnikowym (tutaj obecnie to także standardowe wyposażenie laptopów). Możemy zatem podpiąć interfejsy audio do takiego komputera i mieć wszystko zintegrowane. Czy wyjdzie taniej niż NAS? Niekoniecznie, ale będzie to rozwiązanie alternatywne dla kogoś, kto chce mieć jednocześnie całego Roona pracującego w jednym miejscu. W redakcji pracuje w tej roli rozbudowany iMac (spokojnie może być to PC, zapłacimy mniej, z tym że polecałbym Linuksa nie Windowsa – wtedy można pokusić się o równoczesną instalację dwóch modułów oprogramowania Core i Bridge z przeniesieniem sterowania na jakiś dotykowy ekran handhelda) i sprawdza się to bardzo dobrze. Warto przy okazji wspomnieć, że Roon faktycznie wymaga szybkiego systemu, widać to po wykorzystaniu redakcyjnego komputera – tutaj kluczowymi sprawami są CPU (szybki, czterordzeniowy układ), dużo RAMu (4GB w praktyce wykluczają maszynę pracującą pod kontrolą MS Windows) oraz SSD. 

Napisałem wcześniej, że nowy soft to nie tylko NASy. Właśnie – nie tylko i dla wielu (co ja piszę wielu, dla każdego!) to wcale nie najistotniejsza innowacja. Twórcy przebudowali biblioteki. Całkowicie. Chodziło tutaj o to, by nowy sposób tworzenia bazy danych Roona uczynić efektywniejszym, szybszym, by całość działała lepiej niż dotychczas. I wicie co? Pełen sukces – to działa znakomicie, niebywale szybko (wcześniej duża kolekcja wymagała nieco czasu by się zaktualizować po uruchomieniu software), właściwie można powiedzieć, że natychmiastowo. To przyspieszenie szybkości wczytywania i aktualizowania bazy danych robi naprawdę wielkie wrażenie. Brawo! Sam proces przebiega zazwyczaj bezboleśnie, jednak twórcy radzą dokonać wcześniej archiwizacji dotychczasowych bibliotek (cały proces opisano tutaj). Wprowadzono także całe mnóstwo usprawnień w interfejsie, na pierwszy rzut oka niewidocznych, a bardzo przydatnych (szybszy dostęp, czy dodatkowe możliwości szybkiego dotarcia do funkcji odtwarzania z każdego możliwego poziomu oprogramowania – bardzo przydatne!). Pojawiło się też kilka nowych, wspieranych urządzeń audio ze wsparciem (możliwością wykorzystania w roli end-pointu) tj.:

  • Bryston BDP-2
  • Bryston BDP-1
  • PS Audio DirectStream
  • PS Audio DirectStream Jr
  • PS Audio PerfectWave
  • Auralic VEGA

Dodajmy do tego szlifierkę (swoją drogą liczba błędów jest z aktualizacji na aktualizację mniejsza, co przy rozbudowywaniu funkcjonalności oraz przebudowie oprogramowania jest sporym osiągnięciem) i mamy Roona, który właściwie nie wymaga już jakiś fundamentalnych zmian. Teraz można to oprogramowanie popularyzować i to się dynamicznie dzieje, o czym wspominają twórcy (link do Software Release Notes). Coraz więcej producentów sprzętu audio widzi potencjał tego oprogramowania, widzi że to gotowe, całościowe rozwiązanie dla kogoś, kto chce grać z plików. Jedyne takie na rynku. Nie dziwi zatem (co było bardzo widoczne na ostatnim HE w Monachium) praktycznie co miesięczna dawka informacji o nowych produktach z supportem, o zainteresowaniu branży tym rozwiązaniem. Dla mnie to oczywisty składnik, kluczowy składnik systemu audio. Nie wyobrażam sobie mojego systemu bez Roona, bo to on integruje wszystko, oferuje najwięcej (porównując do alternatyw) oraz porządkuje moje źródła muzyki. Nie ma tutaj żadnych ograniczeń odnośnie formatów, rodzaju odtwarzanej muzyki, a łatwość obsługi, stabilność tego software jest czynnikiem decydującym o wyborze i cóż… jak wspomniałem we wcześniejszych wpisach – wprowadzicie abonament miesięczny, a gwarantuję że setki tysięcy melomanów zerojedynkowych rzucą się na ten kawałek kodu i będą wniebowzięci. 

Na zakończenie chciałem podzielić się takim o to marzeniem, czy jak kto woli chciejstwem (odnośnie integracji Roona w najbardziej bezkompromisowej formie). Połączenie tego co zaprezentowało Sonore (MicroRendu) z możliwościami jakie daje Light Peak (patrz test interfejsu audio Zoom TAC-2 z Elgato thunderbolt dock station) oraz umieszczeniem na niewielkim, wbudowanym SSD Core z bazą danych. Wszystko to w zminiaturyzowanej formie, działające 24/7 z Core i3 (wystarczy, względnie Core M opartym na najnowszych rdzeniach Intela) na pokładzie. Myślę, że rzecz całkowicie w zasięgu dzisiejszych możliwości w zakresie konstrukcji systemów komputerowych. Taki Roon system. Sam Thunderbolt to nie tylko ogromne korzyści wynikające z zalet tego interfejsu (patrz wyżej link do recenzji TAC-2), ale – co nie mniej istotne – możliwość integracji wielu urządzeń w ramach takiego hipotetycznego rozwiązania. Mamy coś, co łańcuchowo można łączyć przy wykorzystaniu najszybszego, nie podatnego na żadne zakłócenia, interferencje, medium tj. połączenie światłowodowe. Takie stacje, jak opisana Elgato, produkty OWC, Belkina i paru innych producentów mogą „z półki” zapewnić rozbudowę takiego systemu w oparciu o wymienione huby. Obecnie (i to się raczej nie zmieni) komputerowe audio to USB audio – jak widać, nie będzie w takim przypadku najmniejszego problemu z podpięciem posiadanych interfejsów audio do takiego, thunderboltowego Core. Redakcyjny iMac realizuje taką koncepcję, ale tylko do pewnego stopnia, bo mówimy o zwyczajnym komputerze, w żaden konkretny sposób nie zoptymalizowanym pod kątem audio, do tego kosztownym. Ma swoje niezaprzeczalne zalety w tej aplikacji (OSX, wydajność, rozbudowane możliwości uniwersalnej maszyny), ale to jednak nie do końca to. Dodatkowo taki, chciany, komputer będzie – co oczywiste – dużo tańszy od dowolnego (może poza Mac Mini) komputera z jabłuszkiem na obudowie. Tak to widzę. Thunderbolt, SSD, a jako medium łączące z siecią – jak w przypadku Sonore – LAN (żadne tam WiFi!). Core plus Bridge pod jednym dachem z tabletem / smartfonem w roli sterownika. Taki pojedynczy komputerek, albo takie dwa (i więcej) komputerki (z rozdzieleniem funkcji serwerowych od odtwarzania muzyki) to było by definitywnie TO. Na Linuksie rzecz jasna. Według mnie niczego lepszego w tej dziedzinie nie dałoby się wymyślić. Oczywiście rynek nie zna czegoś takiego, jak „nic lepiej”, widzę zatem pole do popisu dla producentów takiego PC oraz (a może nawet przede wszystkim) stacji – hubów (a to zasilanie koszerne, a to jakieś zoptymalizowanie konstrukcji takiego huba pod kątem audio… wysokiej klasy DAC? Specjalny, wydzielony / dedykowany bezprzewodowy link do urządzeń audio korzystających z bezdrutowego przesyłu danych?), jakiś kabelków thunderbolt od audio kablarzy ;-) itd itp. Wiadomo, tak to się kręci. To, co byłoby „wsadem”, tzn. software, już jest. Zwie się Roon i w takim ideale komputerowego audio stanowiłoby nasze…

…dla całego systemu PC Audio. Ostatecznie zamykając temat. Ostatecznie? ;-)

 

 

 

 

Na tapecie: system dźwiękowy 3.1 & multiroom od Devinitive Technology

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20160623_085708556_iOS

Trafił do redakcji zestaw… z ambicjami. Devinitive Technology W-Studio Micro to projektor dźwiękowy z wbudowanym streamerem oraz bezprzewodowy subwoofer (salon), do drugiej strefy trafił natomiast Adapt_W – odtwarzacz sieciowy, wszystko to działające w oparciu o standard Play-Fi (DTS), rozwiązanie dość popularne, przygotowane do strumieni bezstratnych, w tym hi-res (24/96). Innymi słowy ma to nam zagrać w kinie, ma także zagrać muzykę i to nie – w sensie – dodatku do dania głównego, a raczej (biorąc pod uwagę streamery) właśnie jako główna potrawa. Rzecz jasna projektor dźwiękowy aka soundbar nie może w pełni zastąpić stereofonicznego zestawu głośnikowego, może go co najwyżej udanie emulować, ale tutaj mamy coś ekstra… W-Studio Micro to jeden z nielicznych na rynku systemów 3.1, czytaj takich, w których główny akcent postawiono na poprawną reprodukcję centralnego kanału (kino), a niejako przy okazji, lepszą artykulację wokali (muzyka). Dodajmy do tego ultrawygodne rozwiązanie w postaci subwoofera wraz z integracją wspomnianego odtwarzacza sieciowego w belce i mamy coś, co de facto nie ma odpowiedników na rynku. Zresztą, to jeszcze nie wszystkie udogodnienia, na jakie możemy liczyć… dwa złącza optyczne pozwalające zintegrować bezpośrednio telewizor (wyjście optyczne w plazmie ST30, obsługujące dźwięk wielokanałowy DolbyDigital/DD HD) oraz jakieś dodatkowe źródło cyfrowe audio (np. konsolę). Ktoś zapyta po co, gdy teoretycznie wszystkie źródła wizyjne podpinamy pod TV (bezpośrednio, czy przez jakiś amplituner)? Fakt, ale ja postanowiłem wykorzystać ten zestaw do grania materiału DSD z konsoli PlayStation 3. Co prawda belka nie ma HDMI (które jako jedyne przepuszcza, poza złączami analogowymi konsoli, dźwięk z płyt SACD), ale to nie problem – dzięki ekstraktorowi*, który mamy na stanie, mogę połączyć całość, nie tracąc możliwości odtwarzania wielokanałowego z płyt, jednocześnie nie tracąc możliwości wykorzystania w roli frontów kolumn podłogowych. Sama belka skądinąd daje możliwość podpięcia źródła analogowego, dodatkowo można jeszcze podłączyć kolejnego suba (przewodowo) oraz za pomocą standardowych złącz (jack) sterować innymi odtwarzaczami / komponentami.

W komplecie dostajemy pilota, który pozwala na szybki wybór źródła (złącza), wybór presetów dla kina / muzyki oraz bardzo przydatną regulację basu oraz centralnego kanału. Sam sub jest sporych rozmiarów, łączy się bezprzewodowo, wystarczy podpiąć go do prądu i już. Niczego nie konfigurujemy, bo samo się, tzn. sub łączy się z belką automatycznie. Idea bezprzewodowego połączenia obu komponentów to bezapelacyjnie wielka zaleta i spore udogodnienie. Sub można umieścić swobodnie w dowolnym miejscu, co też uczyniłem, ustawiając go daleko od szafki RTV/belki/telewizora tzn. za kanapą. Idealne miejsce, bo sporo przestrzeni, przy ścianie, nikomu nie wadzi i robi swoje. Bardzo fajna sprawa! Projektor z elegancką, metalową obudową można spokojnie umiejscowić na większej szafce rtv (jak u mnie), albo – co zazwyczaj ma miejsce – podwiesić pod telewizorem. Wielkość belki sugeruje przekątną 42-50″, czyli najpopularniejsze rozmiary płaskich telewizorów na jakie natrafimy w domach. Aplikacja firmowa** zawiera odtwarzacz PlayFi (DTS), pozwala na szybkie skonfigurowanie zestawu (co jest arcy proste i arcy szybkie), a Devinitive Technology jak to ma w zwyczaju informuje, że całość ma się sprawdzić nie tylko w kinie, ale także w przypadku odtwarzania audio. Wystarczy rzut oka na dostępne serwisy – jest Deezer, jest Tidal (znakomicie, można od razu bezstratnie strumieniować z serwisu), jest także integracja ze Spotify – w tym wypadku via natywna aplikacja… fajnie, że Spotify, na marginesie, integruje wszystkie sposoby strumieniowania: AirPlay, Chromecast i właśnie PlayFi w swojej apce, na dostępne rozgłośnie, sieciowe źródła dźwięku, aby te zapewnienia producenta uznać za prawdziwe, mające odbicie w rzeczywistości. Lokalnie gramy z komputerów / NAS-ów… działa to szybko i mimo bardzo rozbudowanej kolekcji nie musiałem długo czekać na dodarcie do konkretnego albumu. Oczywiście odtwarzacz Adapt dysponuje tymi samymi możliwościami odnośnie źródeł, a poza złączami optycznymi (in & out) ma jeszcze wyjście koaksailne. Odtwarzacz gra w gabinecie, podpięty pod aktywne głośniki Scansonic S5 oraz wzmacniacz zintegrowany NAD D3020 z podstawkowymi Topazami (oba efektory cyfrowo via SPDIF). Micro_W zaś ustawiony w salonie, „robi” kino oraz jw. wspomaga odtwarzanie wielokanałowe płyt SACD via PS3 (oraz filmów DVD/BD odtwarzanych via konsola). Dodatkowo, wszelkie sieciowe steamingi video obsługuje zapowiadany już wcześniej nowy odtwarzacz DuneHD. Oczywiście via optyk prześlemy wielokanałowe ścieżki DolbuyDigital oraz DTS zawarte na płytach czy materiałach wideo udostępnianych w Internecie.

* wymuksowanie dźwięku przesyłanego ze złacza HDMI na analogowe złącza RCA (5.1) oraz optyczne wyjście SPDIF (opisywany zestaw W-Studio lub/i zew. DAC), z jednoczesnym wysłaniem sygnału via HDMI do HDTV

**można oczywiście pobrać sam odtwarzacz Play-Fi, ale to dokładnie to samo, nie ma więc takiej potrzeby…

O produktach Devinitive Technology pisaliśmy wielokrotnie na łamach, patrz test zestawu komputerowego Incline, znakomitych głośników biurkowych, dalej test słuchawek bezprzewodowych Symphony 1 oraz głośnika Bluetooth Sound Cylinder

 

Poniżej, w rozbudowanej fotogalerii, zobaczycie „z czym to się je”, będzie także coś na temat pierwszych wrażeń z odsłuchu bohaterów niniejszego wpisu (wpis będzie aktualizowany o wspominany opis):

» Czytaj dalej

W nawiązaniu: ideał PC Audio za rozsądne $ zwie się Sonore microRendu

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
nas-mr-as

W nawiązaniu do poprzedniego wpisu o systemie komputerowym pod audio rodem z Antypodów. Tamten wynalazek kosztuje 6500 dolarów, ten tutaj 650. Dziesięć razy mniej. To nie jedyna zaleta, bo choć nie jest to tak rozbudowany komputer co opisany wcześniej DX2 to jednak ma – poza ceną – jeszcze jedną, niezaprzeczalną zaletę… nie wygląda jak komp, nie zajmuje tyle miejsca co komp, w ogóle nie wymaga konfiguracji i obsługi niczym komp. To właśnie idealne, bo „niekomputerowe” źródło PC Audio. Całość zamknięta a miniaturową obudowę wykonaną z aluminium, przypominającą jako żywo jakiegoś niewielkiego DACa. Tutaj mamy, coś innego niż wszystko to, co do tej pory pojawiło się na rynku. Bo ten wyspecjalizowany komputer jest właśnie wyspecjalizowanym transportem audio z własnym oprogramowaniem systemowym/front-endem*. I choć może być dowolnie zastosowane któreś z popularnych rozwiązań (Squeezebox Lite, AirPlay, DLNA, front-end JRivier etc) to sednem jest kompletne rozwiązanie z własnym protokołem tj. RAAT via Roon, względnie takim sofcie jak HQ Player NAA. A dokładnie to wykorzystanie microRendu w roli końcówki/transportu czytaj end-pointu, przykładowo z modułem Roon Ready. Wtedy wystarczy serwer NAS z zainstalowanym oprogramowaniem Core i już mamy wszystko, by grać z plików, elegancko łącząc opisywane rozwiązanie z systemem audio. Oczywiście można też skorzystać z LMS (Squeezebox) z SqueezePadem czy iPengiem …opcji jest więcej:

Możliwości Sonore microRendu w oparciu o zainstalowane moduły:

  • SqueezeLite
  • ShairPort
  • MPD/DLNA
  • HQ Player NAA
  • RoonReady

To, co robi tutaj ogromną różnicę, poza wspomnianym oprogramowaniem (sterowanym przez Roon Remote na innym komputerze, czy – co bardziej prawdopodobne i wygodniejsze, dotykowo na handheldzie) jest implementacja USB, a właściwie cały tor sygnału, czy precyzyjniej tor danych audio, jakie przechodzą przez naszego bohatera. Tak, cały sekret tkwi w tym, jak to skonstruowano, jak wiele zrobiono by problemy znane z wykorzystania interfejsu USB całkowicie wyrugować w tym projekcie. I wiecie co, patrząc na ten komputerek przez pryzmat własnych doświadczeń z branży IT, widzę że to jest właśnie to koszerne, w 100% dopasowane rozwiązanie – idealny interfejs / transport USB audio, bez żadnych „ale”. Dlaczego? Popatrzmy na tę specjalizację i doceńmy, jak wiele zrobiono by uniknąć interferencji, wpływu poszczególnych komponentów typowego komputera, wpływu negatywnego, na odtwarzanie muzyki przez takie źródło. Dwurdzeniowy układ to jednostka z pamięcią operacyjną funkcjonująca jako System On Module z dedykowanym oprogramowaniem. Wspominałem we wcześniejszym wpisie jak ważne to zagadnienie, jak ważny jest tutaj OS*, w ogóle oprogramowanie, w tym przypadku mamy całość opracowaną SPECJALNIE POD AUDIO, bez kompromisów, napisaną właśnie dla tego audio komputerka. Przy czym sam system daje nam coś, co stanowi przewagę komputerowego OS*, nad rozwiązaniami zamkniętymi, tj., możliwość modyfikacji, wprowadzania nowych wersji software, instalowania w przyszłości nowych aplikacji. Tyle, że nie ma tam ani śladu edytora tekstu, obsługi drukarek, integracji komunikatora oraz programu pocztowego itp spraw… to czysty kod pod audio*. I to, moi drodzy, robi różnicę i powoduje, że to ambitniejsze, dojrzalsze rozwiązanie od jednak tylko zmodyfikowanego Linuksa w przedstawionym w poprzednim wpisie komputerze z Nowej Zelandii (ta sama dystrybucja, jednak w przypadku Sonore poszli znacznie dalej w optymalizacji oprogramowania, to w 100% kompilacja pod audio!)*.

Minimalizm w tym wypadku, to minimalizm formy, bo treść jest MAX (to jedyny taki micro PC w 100% zaprojektowany pod audio – tylko i wyłącznie pod audio)

 * Sonicorbiter OS to oparty na Open Source (Fedora) system całkowicie zoptymalizowany pod audio. Kompilacja jest przyporządkowana tylko i wyłącznie jednemu celowi: przesłać dane audio z gniazdka LAN i dalej wysłać jako sygnał via USB do zewnętrznego przetwornika. Dodatkiem jest któryś z front-endów, czyli warstwa softwareowa odpowiedzialna za zawiadywanie odtwarzaniem oraz nawigowanie po zbiorach. Tu nie ma żadnych, niepotrzebnych elementów, typowych dla każdego komputerowego OS. W końcu komputer, z definicji, to urządzenie wielozadaniowe – no właśnie – tyle, że nie mówimy o typowym komputerze, bo ten tutaj jest właśnie WYSPECJALIZOWANY, bardzo wyspecjalizowany, a funkcjonalność OS dopasowana do tego, co powyżej tzn. wybrać i przesłać dane audio. Koniec, kropka. Odtwarzacz audio bez zbędnych dodatków. Czysty. Taka idea przyświecała twórcom tego projektu! Za całość odpowiada Sonore / Simple Design oraz Small Green Computer. Całość działa jak w przysłowiowym tosterze – niczego nie musimy wiedzieć o kompilacjach, o Linuksach, o komputerowych OSach… UX to prostota porównywalna z klasycznymi źródłami (nośniki). Wybieram wykonawcę, naciskam play, leci. Tyle. Konfiguracja to trzy tapnięcia w ekran dotykowy. I TO JEST TO! Linux jako fundament z przyjaznymi jw. front-endami audio (Roon!), z okiełznanym zapleczem hardwareowym (sprzęt) oraz ze skonfigurowanym przez producenta oprogramowaniem. Wreszcie ktoś tego dokonał! :)


To pierwszy taki system, gdzie całość oparto na przesyle danych in/out z zastosowaniem przygotowanego pod transfer muzyki LANu oraz USB. Pobieramy zatem dane z sieci za pomocą skrętki pakietowo, bezstratnie, z ewentualną korekcją, finalnie otrzymując bezbłędny zbiór zer i jedynek, następnie dane te trafiają do odbiornika USB, który wyposażono w doskonalszą wersję Regena – regenerator sygnału (interfejs USB), którego niedoskonałości tj. opóźnienia czasowe, jitter są powszechnie znane i z którymi na różne sposoby się walczy. Tutaj USB to nie magistrala z współdzielonymi procesami / urządzeniami, a audio droga dla audio sygnału. Tylko i wyłącznie. Całkowicie odcięto tutaj procesor (inne odwołania), wszelkie dodatkowe interfejsy (a to jakieś HID, jakaś kamera, jakiś kontroler), przerywania jakie znajdziemy w typowym systemie komputerowym – tu nie ma NIC, co mogłoby zakłócić sygnał. Wyeliminowano wszelkie, faktyczne jak i potencjalne źródła zakłóceń! Izolacja, separacja od zakłóceń, szumu wraz z własnym zasilaniem obu interfejsów gwarantują, że na tym etapie (tj. w źródle cyfrowym tzn. transporcie cyfrowym, czytaj opisywanym PC) nic, absolutnie nic nie popsuje sygnału. Dopasowanie impedancji oraz integracji sygnału z faktyczną eliminacją jittera to cel, który udało się w tym projekcie osiągnąć twórcom i – jak mówi John Swenson (zaprojektował Regena oraz opisywanego PC) – „w tym przypadku nie trzeba już niczego z sygnałem robić, bo ten trafia do DACa w idealnej, wzorcowej postaci”.

Dodajcie, do tego co powyżej, Roon-a i mamy komplet!

Lepsze oscylatory, wyłączenie „brudnych” układów (CPU, pamięć, stopnie zasilania), ich odseparowanie, tworzy coś na kształt układu DAC z zewnętrznym, precyzyjnym zegarem, z osobnym, precyzyjnie dopasowanym zasilaniem**. Tak właśnie wygląda ten IDEALNY TRANSPORT PC AUDIO. Wraz z odpowiednim, takim jak opisany przed chwilą, przetwornikiem (łatwo zaprzepaścić cały układ, tor, przez coś, co wprowadzi nieład – dobry DAC to arcyważny element), można w oparciu o microRendu zbudować wzorcowe źródło komputerowego dźwięku, idealny odtwarzacz plikowy. Dopasowanie zegara wraz z odpowiednim, napisanym specjalnie – jeszcze raz podkreślę – oprogramowaniem systemowym, pozwala temu komputerkowi przeistoczyć się w coś, co teoretycznie stanowi cyfrową referencję, punkt odniesienia dla każdego plikowego źródła audio. Wiele razy podkreślałem jak ważne jest zasilanie i jak poważnym problemem jest dostarczenie odpowiedniego prądu w komputerowych aplikacjach audio. Właściwie jest to niemożliwe odnośnie PC, a precyzyjniej – tak było aż do pojawienia się opisywanego urządzenia. Zamiast siejącej płyty głównej z ekstremalnie zaszumionymi konwerterami zasilania (DC-DC), zamiast bałaganu jaki pojawia się nawet w przypadku drogich liniowych zasilaczy zewnętrznych, które dostarczają w typowych płytach głównych zasilania pokonując skomplikowany tor, tutaj mamy czystą ścieżkę dla zasilania opartą na liniowym regulatorze aż do portu USB i dalej zew. do USB DACa. Nie ma konieczności stosowania przełączników, konwerterów, całość oparta jest na dedykowanym dla konkretnego interfejsu rozwiązaniu. To coś innego, niż micro PC, unikalnego – to nie jest oferowany przez Sonore Sonicorbiter SE (komputerek ala Raspberry Pi, oparty na typowej typologii, w żadnym stopniu nie przystosowanej do bycia wyspecjalizowanym, komputerowym transportem audio) oraz zminiaturyzowany PC x86, których zatrzęsienie znajdziemy obecnie na rynku (vide Fooko PC (2), czy inni kieszonkowy pecet – czekający na pogłębiony opis – eGreat i5). To unikalna rzecz, podkreślam, bo zaprojektowana od podstaw pod transport plikowy, a nie dostosowana (jak wymienione konstrukcje) do tej roli!

 

Tylko tyle i aż tyle: LAN in –> USB out…

** jako zasilacz można zastosować produkt iFi (kosztujący rozsądne 49$) albo coś od naszego rodzimego Tomanka (właśnie piszę do Pana Tomasza w tej spawie ;-) )

 

Właśnie zasilacz, oczywiście zewnętrzny (nie ma go w komplecie – dla jasności – to dodatkowy wydatek… można kupić dowolny 6/9V, można wyspecjalizowany jw i zapewne warto taki właśnie), zaprojektowany pod to konkretne urządzenie, odgrywa tu jedną z kluczowych ról. Opisane powyżej, odseparowanie poszczególnych sekcji zasilania, zastosowanie osobnych domen w zależności od tego co zasilamy energią, z osobną optymalizacją dla interfejsu LAN oraz dla USB to coś, czego nigdzie indziej (poza opisywanym PC) w takiej formie nie uświadczymy. Innymi słowy, ktoś po raz pierwszy, stworzył komputer, którego konstrukcja w najdrobniejszym szczególe realizuje postulat transparentności, braku interferencji oraz czystego zasilania w ramach komputerowego transportu audio. Niesamowite!

A to jeszcze nie koniec, bo konstruktorzy zadali sobie wiele trudu by podsystem pamięci (operacyjnej i masowej) także był „koszerny”, tj. nie generował problemów w trakcie odtwarzania muzyki. W sumie układ i.MX6 korzysta z trzech różnych podsystemów pamięci – jest RAM tj. moduł DDR3, jest pamięć podręczna NVRAM (flash ROM Cisco) oraz karta pamięci SD. Całość finalnie jest bardzo szybka, system ładujemy z karty SD, co ma zabezpieczać nas przed ewentualnością wystąpienia jakiś problemów, błędów w oprogramowaniu. Jeżeli system będzie działał niestabilnie, przestanie działać jak należy, wystarczy pobrać oprogramowanie systemowe na inną kartę (bywa, że winien jest właśnie nośnik – wymienny oznacza brak konieczności wymiany wewnętrznego dysku) i przeprogramować komputer. Sam kontroler kart SD jest powolny w stosunku do szybkich pamięci półprzewodnikowych (SSD), ale ma też duże zalety w takiej aplikacji, takie jak niewielki szum oraz ekstremalnie niewielkie zapotrzebowanie na energię. Po załadowaniu OS wraz z softwarem do pamięci, całość działa bardzo szybko. Rzecz jasna obsłużymy wszystko jak leci odnośnie formatów audio, tj. DSD/DXD aż do poziomu PCM 32/768 oraz 1 bit aż do 512. Jak każdy komputer, ten tutaj także będzie „future proof”, pozwoli na dopasowanie transportu pod aktualne potrzeby, wymagania. Zawsze.

Przykładowy system oparty na microRendu

DF to fajny DAC, są jednak inne, lepsze od niego USB DACzki tj. hiFace DAC M2Techa, HA-2 Oppo czy Hugo Mojo (a to tylko opcje USB DAC / USB DAC & bateria) 

Cóż można tutaj dodać? Chyba jedno tylko: ten mini PC wyspecjalizowany pod audio wcześniej, czy później, trafi do nas jako finalne źródło plikowe, będzie to koniec poszukiwań ideału PC Audio. Wraz z Roonem, Tidalem oraz NASem (zawiadywanym przez Core Server), Sonore microRendu będzie docelowym rozwiązaniem. To, co będzie dosmaczać, zmieniać, przyprawiać to różne przetworniki C/A – tu zawsze znajdzie się coś nowego, ciekawego. Czy produkt Sonore przekreśla dotychczasowe rozwiązania z zakresu dźwięk z komputera? No nie powiedziałbym. Pamiętacie interfejs thunderboltowy TAC-2/elgato dock, który niedawno opisywałem? No właśnie. To zapewne podobny opad szczęki i coś, co ustawia wszystko w określonej hierarchii, porządku. Wiem, że „piorun” to w dużej mierze ominięcie wielu wspomnianych problemów w aplikacji USB Audio, to ten kierunek, przy czym nie wyklucza to progresu wynikającego z bezkompromisowej konstrukcji CAŁEGO systemu komputerowego, z dedykowanym OS, z misternie zaprojektowanym układem.

To właśnie o microRendu mowa.

Wow!

Komputer pod audio z Antypodów & Roon. Ideał? Nasze trzy grosze

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
dxb_half1

Kosztowne to. Bardzo. A konkretnie za ile? 6500 dolarów. Za tyle to można mieć wydajną stację roboczą. Prawda. W segmencie cyfrowych transportów to też raczej (naj)wyższy pułap. Tyle, że mówimy o czymś, co w pewnym sensie wyznacza zupełnie nowy kierunek, coś co ja prywatnie nazywam PC BACK! Dlaczego powrót PC? Ano dlatego, że zataczamy oto pełne koło – od wieszczenia ery post-PC, eksplozji handheldów, przenośnej elektroniki, konsol (tak, tak to gigantyczne pieniądze, tzn. cała elektroniczna rozrywka) po to, co obserwujemy obecnie. A co obserwujemy? Ano wielki powrót PC. Ktoś się obruszy – ale jak to powrót, przy spadającej liczbie sprzedawanych komputerów. Tak, tylko że to niczego nie wyjaśnia i zaciemnia obraz… konsole z komponentami typowo pecetowymi, integracja systemów operacyjnych (komputerowych) na nich, hybrydy (mam tu na myśli nie tylko pomysły MS, ale także do pewnego stopnia nowe iPady Pro Apple – wszystko zmierza, wierzcie mi, do UNIFIKACJI), dalej, wielki powrót PC w roli jedynego, sensownego pomysłu na VR oraz bezproblemowe korzystanie z treści UHD. Tak to wygląda i – co dla nas nie bez znaczenia – dotyczy także naszego, audio, poletka.

Ten konkretnie komputer to oczywiście jakaś nisza, niszy, ale pokazuje bardzo ciekawą tendencję, coś co się przed momentem pojawiło i według mnie będzie niebawem stanowić prężnie rozwijającą się gałąź rynku. Przez analogie do PC pod TV (od HDTV po Steam Machines – czyli specjalizacja, z silnie zaakcentowanym pecetowym rodowodem), widzimy pojawienie się już nie hobbystycznych (vide CAPS) konstrukcji pod audio. Dedykowanych audio. Wyłącznie pod audio. To takie komputery, które mogą być integrowane w obudowie bardzo konkretnych audio klamotów (Musical Fidelity Encore 225), jak i stanowić po prostu cyfrowy transport (bez dodatków), taki, który niweluje wszelkie wady komputerowego źródła (te rozpoznane, jak opóźnienia, jitter, interferencje i te trudniejsze do zdiagnozowania, dotyczące ogólnie rzecz biorąc oprogramowania systemowego). Pisałem o tego typu konstrukcjach nie raz na HDO, opublikowałem recenzję „kostki” MiniX PC aka Fooko PC (dość popularny kierunek, choć trudno tu mówić o specjalizacji, bo to zwykły miniaturowy PC jest). Tak, są różne możliwości, ba można powiedzieć morze możliwości i to właśnie najmocniejsza strona PC Audio… wiele dróg, które mają prowadzić do jednego celu – jak najlepszego odtworzenia plików audio na danym torze, systemie.

Tym, co stanowi przełom, będę się tutaj mocno upierał, że właśnie to jest KLUCZOWA kwestia – jest oprogramowanie integrujące i że tak powiem spinające świat PC z światem domowego audio. To – tak zgadliście – Roon. Dlaczego to takie ważne? Pomijając kwestie obsługi, możliwości tego interfejsu, serwera, front-endu (tak, mówimy o KOMPLETNYM rozwiązaniu), mówimy tutaj o stworzonym na bazie tego rozwiązania standardzie, obejmującym firmowy protokół RAAT. To właśnie on robi różnicę. Dwa fundamenty, na których opiera się Roon: Core oraz Ready, czytaj serwer/klient działają w ramach własnego, unikalnego rozwiązania, protokołu, który pozwala (przy odpowiednio zbudowanym transporcie PC) stworzyć docelowe, idealne warunki dla transferu muzyki. W końcu to się komuś udało i to coś, co jest powtarzalne, osiągalne, w tym sensie, że przy zapewnieniu odpowiedniego zaplecza hardwareowego oraz softwareowego (kwestia komputerowego OS jest tu oczywiście niepomijalna – o czym za chwilę) mamy GOTOWCA. Bez konieczności kombinowania, bez konieczności zgłębiania zależności, bo bierzemy to, że tak powiem z półki. I TO JEST CLOU.

Ten Antipodes DX 2 gen to nic innego, jak właśnie wyspecjalizowany PC. Bardzo wyspecjalizowany. Z Linuksem, z kilkunastoma zainstalowanymi usługami, protokołami, odtwarzaczami audio, w tym także z Roon Core oraz Roon Ready. Innymi słowy mamy wiele scenariuszy wykorzystania tego klamota, w tym wg. mnie najlepszą konfigurację z jednocześnie pracującym na tej maszynie Roon Core oraz Roon Ready. To kompletne rozwiązanie serwer/klient z pudełka pod audio. Idealne, bo pozbawione wszelkich problemów, na jakie można natrafić w przypadku PC pod audio. Zastosowana dystrybucja Linuksa jest tutaj bardzo ważnym elementem.

Dlaczego?

To powyżej, to pierwsza generacja DX-a

A to poniżej, to pokazana w Monachium, tytułowa wersja 2

Ano dlatego, że dystrybucja jest specjalnie opracowana na potrzeby tego konkretnego projektu. Linux daje takie możliwości jako oprogramowanie OpenSource, pozwala na taką kompilację kodu, aby efekt był skrojony dokładnie pod nasze wymagania. I tutaj właśnie mamy takie coś. Znam Daphile, to bardzo fajne rozwiązanie, tutaj jednak konstruktorzy i programiści idą krok dalej, bo dopasowują system komputerowy POD KONKRETNY komputer PC. W przypadku tytułowego rozwiązania mamy dystrybucję opartą na Fedorze systemie zmodyfikowanym przez team Kiwi w celu optymalizacji sygnału, redukcji jittera oraz wprowadzenia całego szeregu stopni buforowania/re-taktowania, co w efekcie ma przekształcić tego PC w high-endowe źródło (taaaak, właśnie, w końcu to 6,5k$, nieprawdaż?) Generalnie nie ma tu mowy o żadnych kompromisach (możemy pośmiać się z audiofilskich przewodów SATA, ale zanim to zrobimy warto docenić kompleksowe podejście do tematu twórców tego peceta), to w 100% dopracowany projekt pod kątem odtwarzania muzyki. Tylko i aż.

Oprogramowanie to raz, a hardware to dwa. Poza gniazdami USB (jedno z własnym, oddzielnym torem zasilania 5V, w formie osobnej karty rozszerzeń na PCI-e), mamy typowe dla klasycznych transportów cyfrowych wyjścia SPDIF (także w postaci AES/EBU) zawiadywane nie przez OS, a programowalny – dobrze nam znany, chip XMOS X-CORE. Oczywiście mówimy tutaj o interfejsach asynchronicznych, o galwanicznej izolacji …w sumie mówimy tutaj o kompletnym, wysokiej klasy konwerterze USB (dedykowanych audio, bez współdzielenia procesów, innych komponentów komputera z wymienionymi powyżej gniazdami) – SPDIF. Celem było uzyskanie dokładnie takiej samej jakości z wszystkich wyjść cyfrowych. O wyborze mają tutaj decydować wyłącznie preferencje użytkownika (okablowanie, posiadany DAC etc.). Sercem komputera DX2 jest czterordzeniowy układ Intel Atom (patrz Fooko PC), chłodzony pasywnie. Tu rodzi się pytanie o wydajność takiego procesora w sytuacji, gdy zapragniemy skorzystać z wszystkich funkcji jakie daje software (multistrefowe granie plików hi-res, odtwarzanie DXD/DSD128/256 czy konwersja DSD-PCM-DSD). Z moich testów wspomnianego przed chwilą Fooko wynika, że takie mocno obciążające procesor zadania mogą być dla zastosowanego w tym projekcie CPU wyzwaniem. Z tym, że tutaj mamy zupełnie inny OS, a to ma niebagatelny wpływ na to ile mocy nam zostaje (czytaj Windows ciągnie taki system w dół, bo jest mocno zasobożerny). Także nie musi to być ograniczenie, warto to będzie jeszcze sprawdzić!

Tu jeden z wariantów DX wyraźnie wskazujący zastosowanie (serwer)

Preinstalowany ROON daje w sumie trzy możliwe scenariusze: możemy skorzystać z zewnętrznego serwera ROON (jakiś NUC, mikroPC w roli serwera), wtedy opisywany komputer jest Roon Ready (end-pointem). Korzystamy z danej infrastruktury sieciowej, co może wpłynąć na końcowy efekt. Aby uniknąć tego wpływu możemy także zdecydować się na Roon Core, z zewnętrznym sterowaniem (z handhelda), z bezpośrednim wpięciem jakiegoś DACa via USB lub SPDIF. Konstruktor nazywa takie połączenie Core Direct (w torze sygnału mamy sterownik zewnętrznego DACa). Wreszcie jest trzecia opcja – najciekawsza – czytaj serwer/klient pod jednym dachem. Wtedy to Core komunikuje się z Ready w ramach jednego systemu komputerowego i to właśnie Antipodes DX2 wraz z własnym oprogramowaniem systemowym robi dźwięk, robi różnicę. Bez naruszania kodu Roona, w takim scenariuszu, linuksowa kompilacja stanowi czysty, pozbawiony jakichkolwiek degradujących dźwięk (faktycznie, potencjalnie – mniejsza) elementów kod, kod przygotowany specjalnie pod kątem odtwarzania muzyki na takim komputerze. To wspomniane powyżej modyfikacje, wraz z dopasowaniem kompilacji do współpracy z Roonem pozwalają – zdaniem twórców tego rozwiązania – uzyskać lepszy efekt od Core Direct (Roon Core z wpiętym DACzkiem, obsługiwany zdalnie).

To kluczowa sprawa, ale nie jedyna, bo cała reszta tj. zasilanie, ekranowanie, właściwa separacja oraz umiejscowienie poszczególnych komponentów (patrz zdjęcia), w przypadku omawianego komputera, decydują o końcowym efekcie. Szczególnie zasilaniu poświęcono tutaj wiele uwagi, starając się dostarczyć stabilne napięcie wszystkim komponentom w ścieżce sygnału. Komputer z pudełka, siłą rzeczy, nigdy nie będzie w taki sposób zaprojektowany. Oczywiście można skorzystać także z alternatywnych usług / odtwarzaczy, takich jak: Squeezelite, Squeezebox server (LMS), MPD, HQPlayer NAA, Bubble UPnP, SONOS czy Plex Media Server:

Jednak tym, co wg. mnie robi zasadniczą różnicę jest opisany powyżej ROON. Oczywiście kwestią do dyskusji jest wycena tego projektu. Można zapewne zmieścić się w zupełnie innym, niższym budżecie, wprowadzając na rynek sprzęt o podobnych możliwościach (rezygnacja z drogiej obudowy, rezygnacja z napędu optycznego, przeskalowanie komputera w dół, rezygnacja z bardzo kosztownych, wieloterabajtowych pamięci masowych SSD etc.). Tak, czy inaczej to świetny przykład tego, co można zrobić z systemem komputerowym dedykowanym audio. Jak widać, można zrobić wszystko i stworzyć bezkompromisowy PC Audio, który zwyczajnie nie będzie miał rywala w świecie tradycyjnych źródeł cyfrowych, a to za sprawą bycia „zawsze na czasie”. Tego nie dostaniemy z żadnym klamotem audio. A to ważne, bo właśnie teraz interfejs, oprogramowanie w świecie muzyki z pliku to kluczowa sprawa. Widać to z całą mocą w tym właśnie, konkretnie, w opisanym projekcie/produkcie (właśnie ruszyła jego sprzedaż).

Pozostaje czekać na podobne opracowanie (mam tu na myśli integrację dopasowanego OS z Roonem na maszynie x86 zaprojektowanej pod audio), tyle że dopasowane do realiów kieszeni z jakimś określonym dnem.

Specyfikacja (w j.ang):

  Number of Pieces
1 Piece – Server with Internal Linear Power Supplies
  Storage Capacity
Up to 6TB SSD – 1TB, 2TB, 4TB or 6TB
  Audio Outputs
Ethernet plus either USB Audio 2.0, or Conventional S/PDIF, AES3, Toslink, or both

USB Outputs
One with USB 5v Power On & One With 5v Power Off
USB Audio 2.0 Compliant (to 32 bit /384 kHz)
DoP – DSD64, DSD128, DSD256
  S/PDIF, AES3, Toslink Outputs
PCM to 24 bit / 192 kHz
  Core Technology
Antipodes Core V4

Power Supply Technology
Fully Linear Internal Power Supplies
- Dedicated Supply to Output Card
- Custom-Wound Transformer
  Software Suite
Antipodes 2
  Case Material
All Aluminium Alloy
  Cooling
Fanless Passive Cooling
  AC Power Requirements
110 to 120 VAC or 220 to 240VAC (Switchable at Service Centre)
  Power Consumption
Less than 25W while running
  Dimensions
432mm (w) x 273mm (d) x 85mm (h)
17in (w) x 10.7in (d) x 3.3in (h)
  Shipping Weight
Approx 7.7kg (17lbs) – Varies by Configuration


Poniżej konfiguracje DX2 oraz parę dodatkowych fotek z rozbudowanym opisem…

» Czytaj dalej

CanJam London 2016 (13-14 sierpnia) dla słuchawkowych freaków

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
CanJam

Gdybyście akurat byli przypadkowo na miejscu, planowali wypad, pracowali w Londekzdroju, albo wszystko po trochu to… koniecznie. To bodaj największa, specjalistyczna impreza tego typu na świecie. Wszyscy liczący się producenci nauszników, IEMów, akcesoriów związanych ze słuchawkami oraz wzmacniaczy, źródeł mobilnych, DACów i czego tam jeszcze. Wszystko pod kątem na lub w uszach. Sam bym się wybrał, gdyby nie natłok obowiązków. Chyba, że… Oby tylko nie prowadzili wiz po Bretiksie (już niebawem się przekonamy). CanJam to nie tylko wielka wystawa, ale także świetne miejsce by zwyczajnie posłuchać dobrej muzyki (właśnie dzięki efektorom można w spokoju, w komfortowych warunkach posłuchać – wystarczy tylko, że słuchawki będą odpowiednio tłumiły to, co na zewnątrz). Można także porozmawiać z wieloma ludźmi z branży. Warto. Ile kosztuje ta przyjemność? Ano 15 funtów kosztuje (lub 10 przy zakupie karnetu na jeden dzień). Dzieci do lat 12 mają bezpłatny wjazd. Impreza potrwa dwa dni , środkowy weekend sierpnia tzn. 13 oraz 14.

Ciekawe czy pojawią się jakieś konkretne, słuchawkowe niespodzianki w tym roku?

 

CanJam London 2016

Park Plaza Westminster Bridge

200 Westminster Bridge Road

London SE1 7UT

UK

Sobota, 13 sierpnia 2016

Od 10 do 18

Niedziela, 14 sierpnia 2016

Od 10 do 18

MQA w streamerach NADa (Bluesound)… po aktualizacji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-06-14 o 09.17.32

Kolejny duży producent, kolejny sprzęt który będzie to obsługiwał natywnie. Najistotniejsze jest tutaj nie to, że Bluesound, że kolejny, a sposób implementacji. Mówimy o pełniej obsłudze, którą wprowadzono na drodze aktualizacji oprogramowania. Tak właśnie. Wiecie co to oznacza? No jasne, każdy transport cyfrowy, czytaj Twój smartfon, tablet oraz komputer może być odtwarzaczem MQA bez konieczności modyfikowania toru. To arcyważna informacja, bo do tej pory nie było w pełni jasne, czy za tym nowym sposobem dystrybucji nie kryje się – właśnie – próba wprowadzenia na rynek nowego standardu hardware’owego co w oczywisty sposób przeczyłoby zdrowemu rozsądkowi. Na szczęście tak nie jest, bo jak wspomniałem powyżej wystarczy upgrade firmware i już można cieszyć się z dobrodziejstw MQA (w pełni). 

Bluesound to submarka dobrze znanego nam NADa. To kompletny system bezprzewodowego grania multistrefowego z wysokiej klasy strumieniowcami, obsługujący wszystko jak leci. Postaramy się na łamach HDO przetestować to rozwiązanie. Z obozu MQA nadchodzą także inne, dobre wieści – kolejnym dystrybutorem plików w tym formacie jest HIGHRESAUDIO, specjalistyczny kramik z downloadami hi-res. Oczywiście poza sklepami kluczem do sukcesu będzie wdrożenie standardu do usług streamingowych. To, że tak powiem, warunek konieczny do odniesienia sukcesu. Na razie pilotażowo mamy MQA w Tidalu, mam nadzieję że streaming w jakości 24 bitowej, pozwalający na uzyskanie jakości tożsamej z materiałem źródłowym (bez żadnych „ale”) pojawi się w kolejnych, tego typu usługach. Kto może być następny? Na pewno Qobuz, w końcu to usługa w której dostępne są hi-resy (downloady, testowo także strumień).

Trudno powiedzieć, jak to będzie wyglądało odnośnie dwóch streamingowych potęg tj. Spotify oraz Apple Music. Na razie nie zanosi się na jakieś zmiany w zakresie jakości usług świadczonych przez te serwisy. Apple koncentruje się obecnie na przebudowie i uporządkowaniu software odtwarzającego (powszechnie krytykowanego), a zmiany w samym AM są raczej polerką, nie ma jakiś zasadniczych zmian odnośnie tej usługi. Spotify natomiast stara się rozszerzyć swój biznes (wideo, własne produkcje). Pamiętajmy, że czeka nas niebawem spora rewolucja, wraz z pojawieniem się 5 generacji sieci, co całkowicie zmieni nasze możliwości w zakresie korzystania z danych. Te wzrosną na tyle, że kwestia strumieniowania plików audio o wysokiej jakości nie będzie żadnym technologicznym wyzwaniem. To jednak dopiero przed nami…

HiFiMAN mobilnie i dynamicznie: Edition S aka kameleon

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
unspecified-6

Tym razem nie planarne, tylko klasyczna konstrukcja dynamiczna. Tym razem nie do domu, a na wynos. Inaczej niż praktycznie wszystkie słuchawki nauszne, które do tej pory oferował HiFiMAN, bo biorąc pod uwagę formę to zarówno HE-300 (test tutaj) będące – także – nietypowo dla tego producenta – konstrukcją dynamiczną, jak i moje ulubione HE-400 (nasza recenzja) to dotychczasowa produkcja nawiązywała projektem do _typowo stacjonarnych_ modeli oferowanych przez tego producenta. Tu mamy nowość i to właśnie konkretną nowość, bo model Edition S w niczym nie przypomina dotychczasowych „pancerników” ;-) To lekka, w pełni dopasowana do tego na wynos konstrukcja, która – tak, tak, składa się jak na przenośne nauszniki przystało. To po pierwsze.

Po drugie – i warto to podkreślić – to nie 40 milimetrów (albo i mniej) jak w typowych przenośnych nausznikach, a całe 50mm z wyczynowymi parametrami tj.: 113dB realnej skuteczności przy ledwie 18 ohmach. Czytaj – będzie to, to grało prawdopodobnie z każdym, nawet najbardziej rachitycznym, anemicznym wzmacniaczem wbudowanym w smartfona czy tablet, dodatkowo zaoferuje konkretne atrakcje dzięki wspomnianym, dużym przetwornikom jakie zastosowali w tym projekcie ludzie z HiFiMANa.

No dobrze, a skąd ten kameleon w tytule newsa? No właśnie, unikalną rzeczą jest także możliwość konwersji tych słuchawek – mamy specjalne nakładki, które powodują, że słuchawki są albo otwarte (zdejmujemy), albo zamknięte (nakładamy). To chyba jedyny taki produkt, dostępny obecnie na rynku, oferujący taką konwersję. Już wiecie co to oznacza… mamy naturalną separację od świata zewnętrznego, dokonywaną w klasyczny sposób (a nie za pomocą jakiś aktywnych systemów ANC), albo otwarte muszle, pozwalające cieszyć się z dźwięku np. w domowych warunkach, korzystając ze słuchawek stacjonarnie. Wpływ na brzmienie oczywisty. Tutaj serwowane jako 2-w-1. Fajny patent!

Edition S to pierwsze w historii firmy słuchawki i jedyne w tej cenie łączące w sobie dobrodziejstwa konstrukcji otwartej oraz zamkniętej. Dzięki montowanym na magnes klipsom zasłaniającym przetwornik szerokie możliwości regulacji brzmienia leżą od tej pory w rękach użytkowników. Po zdjęciu klipsów możemy otrzymać dźwięk bardziej przestrzenny i szerszą scenę muzyczną, a przy tym nasze uszy będą lepiej wentylowane. Z kolei założenie klipsów pozwoli na odsłuch w miejscach, gdzie hałas nie pozwala na korzystanie z otwartych konstrukcji.

Co jeszcze pojawiło się po raz pierwszy w nausznikach HiFiMANa? Ano pilot z mikrofonem się pojawił, poza tym te słuchawki są bardzo lekkie (tylko 250g.) co znowu wyróżnia je na tle dotychczasowej oferty producenta. Asymetryczne pady oraz ergonomiczny pałąk mają zapewnić wyjątkowy komfort. W przypadku mobilnego grania, gdzie nie można oprzeć głowy o poduszkę, wygodnie usiąść (bo akurat się przemieszczamy) to plus waga wyznacza sens lub bezsens użytkowania takich słuchawek. Cóż, trzeba będzie to sprawdzić, nie ma innego wyjścia ;-) Słuchawki są już dostępne w sprzedaży na terenie RP. Pierwsza taka, w pełni „mobile” konstrukcja HiFiMANa. Brakowało takiego produktu w ofercie. Do teraz…

Ile za taką przyjemność? Mówią 1345zł. Postaramy się w najbliższym czasie przetestować.

Podsumowując, nowe Edition S to m.in.:

  • 50mm przetwornik dynamiczny o skuteczności 113dB i impedancji 18 ohm
  • konstrukcja obudowy przetwornika przygotowana od odsłuchu otwartego lub zamkniętego –
  • regulowana za pomocą klipsów zamocowanych na magnesach
  • super lekki i wygodny pałąk równomiernie rozkładający nacisk na całą powierzchnię głowy
  • asymetryczne hybrydowe (połączenie perforowanej skóry i weluru) nausznice
  • zainspirowane nausznicami z modeli HE-400i oraz HE-560
  • kabel z mikrofonem i uniwersalnym sterowaniem dla iOS / Android / Windows
  • waga całości to mniej niż 250 gram

Poniżej parę dodatkowych zdjęć prezentujących słuchawki (wspomniane konwertery/słuchawki złożone/pałąk):

» Czytaj dalej

Nowe Gear IconX od Samsunga – zapowiadaliśmy nadejście takich słuchawek

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Samsung-gear-iconx-wireless-earbuds_1

Samospełniająca się przepowiednia? Kilka razy na łamach HDO przepowiadaliśmy (w linku rozbudowana fotogaleria z co najmniej trzema różnymi projektami takich słuchawek) pojawienie się tego typu produktów. IEMy w pełni bezprzewodowe, tzn. takie, które nie mają żadnego kabla (do tej pory bezprzewodowe dokanałówki, były de facto tylko w 50% bezprzewodowe – jedna ze słuchawek była pasywna, kablem trzeba było doprowadzać do niej dźwięk, bateria często montowana na takim przewodzie co prawda dawała znośny czas funkcjonowania całości, z drugiej ta bezdrutowość, była taka naciągana właśnie) to coś, co niebawem zawojuje rynek. Będą to bardzo odmienne od dotychczasowych konstrukcji słuchawki, co możemy zaobserwować przyglądając się tytułowym Gear IconX od Samsunga. Koreański gigant zapoczątkuje popularyzację tego typu produktów na rynku, nie mam co do tego żadnej wątpliwości.

Czym jest IconX? To nie tylko, czy nawet nie przede wszystkim słuchawki. To monitor aktywności, czujniki, to patent na szybkie doładowywanie z futerału/dock-a, to także różne tryby współpracy oraz korekcji dźwięku, w tym takie, które niekoniecznie mają coś wspólnego z muzyką (na marginesie, amerykańskie siły zbrojne chcą bezprzewodowe IEMy, które selektywnie będą ograniczały określone pasma, np. skutecznie redukując odgłosy walki, wystrzału, przy czym nie wygłuszą komunikatów, mowy ludzkiej etc. a wręcz je wzmocnią). Słuchawki Samsunga wyglądają lepiej od opisanych Dash-ów, są lekkie, dopasowane do ucha, prezentują się więcej niż dobrze. Jedyna wątpliwość – spora wątpliwość – to deklarowany czas pracy, gdy na IEMach odtwarzamy muzykę. To tylko 3 godziny – za mało, by uznać, że mamy swobodę w tym zakresie. Według mnie absolutnym minimum jest 5-6 godzin. Wystarcza to w większości sytuacji i powinno stanowić standard w takich całkowicie bezprzewodowych słuchawkach. Mam nadzieję, że kolejne modele będą właśnie w ten standard się wpisywały. Zapewne niebawem pokaże coś w tym zakresie samo Apple (na bank będą jakieś nowe bezprzewodowe IEMy – pytanie tylko czy będą to nowe EarPodsy, czy może coś oferowane w ramach marki Beats?), w kolejce są kolejni producenci (wielcy) z branży IT.

Jak będziemy sterować tymi pchełkami wkładanymi do ucha? Ano będzie to sterowanie za pośrednictwem dotykowej powierzchni na ich obudowie. Tapnięcia oraz głaskanie zapewnią nam kontrolę nad odtwarzaniem, poza tym będzie można prawdopodobnie korzystać z fonicznego sposobu wyboru trybu działania, obsługi oraz wydawania konkretnych dyspozycji odnośnie repertuaru (nie wiadomo tylko, czy będzie to się odbywało via samsungowa apka, czy może w ramach google’owego asystenta Google Now). Mamy potwierdzenie foniczne tego, co w danej chwili robimy odnośnie sterowania. Konfigurację IEMów przeprowadzamy w firmowej aplikacji.

Tym, co ma być wyróżnikiem (mamy to też w przypadku innej, ubieralnej elektoniki, takiej jak choćby Apple Watch) to dążenie do częściowej autonomiczności tego typu produktów. W tym wypadku wyraża się to 4GB wbudowanej pamięci przeznaczonej dla muzyki, jaką dysponują opisywane słuchawki. Pozwala to na użytkowanie ich bez konieczności parowania ze źródłem (oczywiście wtedy mamy do czynienia z czymś przypominającym iPoda Shuffle – choć wybieranie foniczne, o ile będzie w takim trybie działało, pozwoliłoby na nawigowanie po zbiorach muzycznych bez konieczności użytkowania ekranu, jak nie teraz to w kolejnej generacji). Zresztą, na marginesie, pojawienie się inteligentnych soczewek, okularów, AR to już całkiem nieodległa przyszłość. Do tego czujniki pomiaru tętna, akcelerometr – monitor aktywności – to coś, co już teraz integruje się w tego typu produktach i Samusung oczywiście nie odmówił sobie wprowadzenia takich, jw. „ficzerów”, do swoich IconX. To jeden z tych elementów, który na pewno znajdziemy w przyszłych słuchawkach na wynos.

Ile to będzie kosztować? Słuchawki będą oferowane za 199.99$. Sporo. Znowu, wspominałem w jednym z ostatnich artykułów, o zauważalnym trendzie wzrostu cen słuchawek i to znajduje swoje potwierdzenie w omawianym przypadku. Ceny z zakresu 800-1000 złotych to już nie wybrane, nieliczne modele, a prawdopodobna średnia w tym segmencie. Popatrzmy – słuchawki wyposażone we własne DACzki, wzmacniacze (transmisja via USB-C, Lightning po wyrugowaniu audio jacka), IEMy w pełni bezprzewodowe, będące jednocześnie autonomicznymi playerami, monitorami aktywności oraz ważnym elementem ubieralnej elektroniki (interakcja, integracja z asystentami cyfrowymi, zmiana warunków środowiskowych – manipulacja za pomocą zaawansowanej korekcji itd. itp.). To musi kosztować i kosztuje.

Samsung ciekawie rozwiązał, przynajmniej częściowo, problem krótkiej pracy (gdzie zmieścić baterię o dużej pojemności w przypadku takiego projektu? No właśnie). Futerał to jednocześnie power bank, to taki w sumie niezbędny dodatek, element z którym nie powinniśmy się rozstawać. Po „zadokowaniu” słuchawek automatycznie zostają one doładowane (dwukrotna możliwość podładowania). Fajny patent, pytanie jak szybko działa tutaj fast charge? Tego nie podano. Kiedy premiera? W tym roku, niewykluczone że pierwsze egzemplarze produkcyjne ujrzymy na IFA 2016 (wrzesień, Berlin).

Poniżej krótka wideoprezentacja tego produktu:

» Czytaj dalej