LogowanieZarejestruj się
News

Audiofilskie produkty w mainstreamie? Znak czas(ów)? To nie przypadek!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Mainstream

Tak sobie patrzę na to, co się ostatnio wyrabia i powiem Wam, parafrazując przy okazji pewnego nawiedzonego wariata: kolejny artykuł o audiofilskim produkcie na the Verge? Znowu piszą o tak egzotycznych (dla większości) rzeczach, jak USB DACzki? Słuchawki ortodynamiczne tamże… że jak?! Jeżeli to wszystko pojawia się @ bardzo popularnym mainstreamowym vortalu „to wiedz, że coś się dzieje!” Ktoś mógłby zaprotestować, mówiąc: zwykły przypadek. No cóż, jeden, dwa teksty może i byłyby czymś w rodzaju ciekawostki przyrodniczej (te, popatrz, ale śmieszne te dziadki, co nie wiedzą na co kasę wydawać i mimo postępującej głuchoty ładują $ w klamoty), ale nie regularnie pojawiające się artykuły, opisy (specyficzne recenzje – specyficzne, bo dostosowane właśnie do ogółu, a nie garstki – you know what I mean? ;-) ) obejmujące poza wymienionymi audioprecjozami także technologie, nowe sposoby dystrybucji muzyki. Niel Young (jego kramik i trójkąt grający) były jeszcze, powiedzmy, opisywane z przymrużeniem oka (gizmodo nawet biednego Niel’a wdeptało przy okazji w ziemię), ale już wiele wpisów o Tidalu, o hi-res audio oraz o MQA… no właśnie, chyba już niekoniecznie. Coś się dzieje, mówię Wam! Patrząc na to szerzej, takie popularyzatorskie teksty, pojawiające się właśnie w mainstreamie mają swój ciężar gatunkowy, bo tworzą przedpole pod fundamentalne zmiany. Wielkie szychy z firm IT to czytają, ludzie z wytwórni to czytają, osoby odpowiedzialne za strategie w branży audio również. I to – wierzcie mi – robi kolosalną różnicę!

Żeby nie być gołosłownym, garść linków, które pokazują jasno o co biega:

Sennki HD800S @ The Verge (złośliwi dodają iVerge :P )

Oppo PM3 vs Audeze Shine tamże

Audioquest Nighthawk jak wyżej

Tesle (Beyery T5s) znowuż

&

USB DACs = it’s revolution baybe!

itd. itp….

My tu sobie możemy gardłować o wyższości świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkiejnocy, ale to właśnie takie media mogą mieć (*mają) wpływ na trendy, na mody i finalnie na kierunki w jakich technologie są rozwijane, wdrażane, co jest prymitywizując: „cool”, a co nie jest „cool”. Także wszystko wskazuje na to, że jak nie raz, nie dwa gardłowałem ;-) jesteśmy u progu gigantycznych zmian w branży, muzyka będzie oferowana nie byle jak, muzyka będzie słuchana nie na byle czym, muzyka będzie dostępna inaczej i będzie konsumowana inaczej. To już się dzieje, a wszystko (tylko i aż) przyspiesza. Tidal, Spotify, Roon, Cast są emanacją zmian, słuchawki z wbudowaną elektroniką (właściwie należałoby powiedzieć: nagłowne systemy audio) są, komputerowe audio ze streamingami (szeroko rozumiane to komputerowe) jest, nowe sposoby interakcji będą (tuż, tuż). Dodajmy do tego multistrefy, grające elementy wyposażenia domu, wtapiające się we wnętrza bezprzewodowe klamoty i mamy obraz nieodległej przyszłości. Szczęśliwie nie tracimy w tym wszystkim jakości, ta staje się właśnie czymś ważnym, pożądanym, czymś wymaganym i – to chyba najważniejsze – MODNYM. No i w to mi graj! Oby więcej wysokiej klasy produktów opisywały wielkie wortale IT, mainstreamowe sajty, opiniotwórcze media (ha, ile to ostatnimi czasy artykułów o audio pojawiło się na Wired…), oby… tym lepiej dla nas.

Dla nas. Niszy. Właśnie może już nie niszy? Może?

Wreszcie to zrobili! Słuchawki QuietComfort 35 – najlepsze ANC bezdrutowo

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
01-bose-quietcomfort-35-silver-1

Bose od dawna było namawiane, aby wreszcie wprowadziło swój sztandarowy produkt z segmentu słuchawkowego – nauszniki QuietComfort – do świata bezdrutowego. To specjalność Amerykanów – najlepszy na rynku system aktywnego tłumienia odgłosów z zewnątrz – w końcu doczekał się wersji pozbawionej przewodu. Wcześniej firma oferowała bezprzewodowe słuchawki o konstrukcji identycznej z QC, tyle że właśnie pozbawione systemu ANC. Nowość, słuchawki QuietComfort 35, mają dysponować równie skutecznym ANC, co wersja przewodowa. Trzymam za słowo, bo choć same nauszniki (wygodne, przyjemne w odbiorze tzn. oferujące przyzwoite brzmienie) nie wyróżniają się jakoś szczególnie, to właśnie system aktywnego tłumienia faktycznie jest REWELACYJNY. Wielokrotnie mające je na uszach nie mogłem wyjść z podziwu jak skutecznie udało się inżynierom Bose odseparować użytkownika od świata zewnętrznego. To niewątpliwie najskuteczniejszy ANC na rynku, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Słuchałem większości oferowanych na naszym rynku słuchawek wyposażonych w ANC i cóż jest QC i długo, długo nic, co potrafiło by być równie skuteczne.

Teraz będzie można cieszyć się aktywnym tłumieniem wraz z brakiem dyndającego kabelka. Oczywiście sprawdzę, jak się rzeczy mają, jak tylko Bose wprowadzi te słuchawki na nasz, rodzimy rynek. Widzę, że konstrukcyjnie (kształt padów, rozwiązania materiałowe, wygląd) to niemalże to samo, co QC25 (obecnie sprzedawana wersja przewodowa z ANC), choć oczywiście jak przyjrzymy się bliżej widać różnice… są grille mikrofonów, jest niewielka antena NFC do szybkiego parowania z odpowiednio wyposażonym handheldem, jest także gniazdko ładowania (microUSB) co sugeruje, że tym razem „nie jedziemy na jednym AAA” (QC25), a w środku jednego z padów zamontowano solidny akumulator. Bardzo fajnie, że te dwie rzeczy tj. ANC i BT nie oznaczają w tym wypadku częstej konieczności szukania gniazdka. Co prawda nie udało się pobić Sennheisera (wersja Wireless OvE gra 22h bez druta) to jednak 20 godzin pracy w trybie bezprzewodowym z załączonym tłumieniem to bardzo dobry wynik. Ponadto słuchawki są w stanie działać 40 godzin na kablu z uaktywnionym ANC. To lepiej niż w poprzedniej wersji (w zależności od akumulatorka, jego jakości, zazwyczaj czas działania nie przekraczał kilkunastu godzin).

Premiera w Europie przewidziana jest na połowę czerwca. Cena? W Stanach to 350$, u nas można się zatem spodziewać c.a 1600~1800 złotych. 

» Czytaj dalej

Podstawkowy komplet od Pylona: Opal Monitor + standy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
opal_monitor_pylon_audio_wenge_3

Wreszcie są! Po prezentacji w Monachium, po zapowiedziach uzupełnienia linii Opal podstawkowymi kolumnami z dedykowanymi standami nowy zestaw trafia na rynek i coś czuję, że zdrowo namiesza. Dlaczego czuję, że zdrowo i że zamiesza? No popatrzcie tylko na to, jak to się prezentuje. Pomijam walory brzmieniowe, które trzeba będzie zweryfikować (na bank nie przepuścimy takiej okazji), ale te podstawki! No i te kolumny… całość stanowi jeden z najładniejszych wg. mnie kompletów głośniki z podstawkami, jaki znajdziemy obecnie na rynku w segmencie budżetowym. Całym. Patrząc tylko na to, człowiek zastanawia się ile to może kosztować? I tu znowu zaskoczenie (nie, jednak nie, w końcu o Pylonie mówimy, a oni tak po prostu mają)… Opale monitorowe kosztują 1349 zł (komplet), podstawki zaś to wydatek 450 zł (sztuk dwie), czytaj za całość zapłacimy 1800 zł :-) Według mnie to (oceniając tylko to, co widzę, nie słyszę) okazja, oczywiście warto będzie sprawdzić jak to gra, czy to poziom bardziej Perełek czy może już Topazów, czy też (kto wie?) zupełnie inna bajka (lepiej od wymienionych? Inaczej?). Zobaczymy!

Kolorystyka klasyczna, że tak to ujmę, czytaj: wenge, orzech, czarny (to kolumny), w przypadku standów mamy zaś jedynie słuszny kolor czarny mat (fajnie, że mat, bo choć pewnie wersje błyszcząca biel czy czerń pojawią się z czasem, to teraz jw. nic się nie błyszczy). Dopytamy jak tam z innymi wersjami kolorystycznymi, producent generalnie informuje że każdy kolor RAL jest w zasięgu jego możliwości odnośnie zamówień (specjalnych ;-) ). Innymi słowy, jak ktoś ma fantazję… ale to jeszcze potwierdzimy u źródła. Jak widać, jak to w linii Opal, mamy tutaj do czynienia z zamianą miejsc: średnioniskotonowiec na górze i tweeter na dole (kopułka Monacor). W przypadku średnioniskotonowca mamy własną produkcję (tym razem to nie Niemcy, czy Skandynawowie, tylko własne konstrukcje Pylona). Oj nie mogę się doczekać!

Rzecz jasna warto skonfrontować możliwości z tym, co obecnie Pylon w ofercie ma... akurat nie będzie z tym problemu, bo są i podstawkowe Topazy i Perełki (podłogowe, ale mniejsza, bo brzmią w sposób zbliżony do tych podstawek) i opisane niedawno Sapphire 23 (które to grają, przypomnę, w typowo monitorowy sposób …mimo braku podstawkowych Szafirów w ofercie świetnie się do tego porównania nadają). Poza tym będzie można skonfrontować brzmienie z czekającymi na publikację testu ESIO nEar05 Classic 02 (by ESI) – aktywnymi kolumienkami studyjnymi – oraz z KEFami LS50 . Cóż, te ostatnie, to znakomite głośniki, nie dziwię się że dla wielu docelowy wybór w zakresie kolumn podstawowych, mimo wielu dużo droższych konstrukcji dostępnych na rynku… od kiedy to jednak tylko pieniądze grają? ;-) No właśnie!

Poniżej zdjęcia wraz z opisem producenta oraz specyfikacją tytułowego zestawu. Piękna robota…

Aktualizacja: Tak, będą inne kolory – prezentujemy zdjęcie wybarwienia, które niebawem trafi na rynek ( w okleinie naturalnej wykończonej olejowskiem).

» Czytaj dalej

Aries Mini: alternatywa dla PC w systemie? Nasza recenzja

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Auralic-mini

Zacznę nietypowo, bo od cytatu (i nie będzie to jedyny cytat we wstępniaku – strach się bać ;-) ). Długiego cytatu. Przy okazji zapowiedzi na naszym profilu jeden z Czytelników, Pan Krzysztof, zadał trafne, w punkt pytanie: „Jeżeli Aries miałby służyć w konfiguracji wyłącznie jako cyfrowe zródło (podłączony do zewnętrznego Daca) czy jest sens dopłacania w porównaniu do mini PC?”

Oto, co odpowiedzieliśmy:

W takim scenariuszu alternatywa w postaci mini PC oczywiście kusi. Przy czym warto pamiętać, że Aries Mini to zintegrowanie wielu źródeł muzyki w ramach jednego software/interfejsu. To bardzo duży plus, niełatwo uzyskać podobny efekt synergii w przypadku PC. De facto, poza Roonem, nie znam software komputerowego z apką sterującą na dotykowe ekrany handheldów, zamykającego w pełni temat zawiadywania muzyką na komputerze. 

Tu płacimy także za to, za prostotę obsługi i konfiguracji. Przede wszystkim za to właśnie. Jeżeli komputer nie stanowi dla nas bariery, a kwestie obsługi w rozsądny sposób rozwiążemy, to oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie… To opisywane rozwiązanie, to właśnie dla tych, którzy szukają alternatywy dla komputera, nie chcą transportu plikowego w formie PC. 

Brak problemów jest po stronie takich Ariesów, Squeezeboksów, żadnych dużych OS, dziesiątek sterowników, zmiennych, skanerów avir itp itd. To zupełnie inna droga do osiągnięcia tego samego celu, czyli jak osiągnięcia najlepszego brzmienia. Tyle że obok jest wygoda, ergonomia itp sprawy. Ważne sprawy. BTW Mnie bardzo się podoba wzmiankowany Encore 255, pierwszy taki klamot z Intelem x86 i komp. OS – to ambitna próba pogodzenia światów przez Musical Fidelity. Bardzo trudna dodajmy…

A tu, podłączam takiego streamera i gra. Koniec, kropka & amen

I tak to właśnie wygląda, nie inaczej. Tu płacimy za integrację bez konieczności babrania się w systemie, ustawień, konfiguracji, interferencji, podpinania ekranów (no powiedzmy, htpc może oczywiście nie być podpięty i też będzie działał), antywirów, firewalli i czego tam jeszcze. To – wierzcie mi – na niektórych melomanów działa jak płachta na byka. „Jak to, ja mam do nędznej (!#!%) wykonać milion kroków, poznać milion rzeczy (celowo „nieco” przesadzam ;-) ) żeby wcisnąć play? Przecież to kompletnie bez sensu!!!” No i trudno polemizować, bo w przypadku komputerowego audio zawsze, podkreślam zawsze, zachodzi konieczność poznania specyfiki tego źródła / transportu, tu nie ma drogi na skróty. A z komputerami, wiadomo, jak jest. One dają się ujarzmić bezproblemowo, ale trzeba poświęcić czas i mieć chęć. A jak chęci brak? No właśnie, jak chęci brak to bierzemy gotowca (strumieniowca) i już. I tak jest z Ariesem Mini i tego typu produktami. Rozmawiałem z dystrybutorem, mówił mi że rynek niemiecki to główne pole ekspansji producentów tego typu sprzętu. To właśnie tam sprzedaje się tego najwięcej. Sporo też „schodzi” w Stanach. Dużo zapytań serwisowych zza Atlantyku leci (nie to, że jestem w tym momencie złośliwy, ot podaję tylko informację jako pewną ciekawostkę ;-) ) Także wiecie, rozumiecie towarzysze, chcecie prosto, łatwo i bezboleśnie, to musicie za to właśnie parę złotych dodatkowo zapłacić. Uczciwa to oferta i sensowna alternatywa wg. mnie.

Aries Mini jest jednym z najtańszych rozwiązań tego typu na rynku. Są oczywiście (na kopy) androidowe rozwiązania, mini systemy audio (audio wideo), ale wg. mnie to już zupełnie inna para kaloszy. Tam chodzi o coś innego (tak, chodzi o cenę, chodzi także bardziej o prosty dostęp do treści, bez zgłębiania się w jaki sposób, w jakiej jakości, bez tego, co dla nas – zwolenników „nie byle jak” – istotne). Także macie moi drodzy do wyboru dwie piguły: „weź niebieską pigułkę, a historia się skończy, obudzisz się we własnym łóżku i uwierzysz we wszystko, w co zechcesz. Weź czerwoną pigułkę, a zostaniesz w krainie czarów i pokażę ci, dokąd prowadzi królicza nora.” To od Was zależy, która z piguł będzie kompem, a która będzie odpowiednikiem streamera :P Dla mnie muzyka to magia, więc bez względu na to które źródło/transport wybierzemy pozostaniemy nadal w Matriksie (i dobrze, bo po jaką cholerę męczyć się w realu, gdy dźwięki pozwalają odrzucić to, co przyziemne, co rzeczywiste, żeby nie powiedzieć wprost: gorsze? na rzecz tego, co ponad)

No to pojechałem, czas wrócić na ziemię (trudne to, bo właśnie czegoś słucham) i pokrótce opisać tego małego klamota. Do dzieła zatem:

» Czytaj dalej

O MQA sceptycznie? Oficjalne stanowisko Schiit Audio: Nie dla MQA!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MQA tyt

O MQA mogliście u nas przeczytać nie raz, nie dwato nadzieja na hi-resy w strumieniu, nowy sposób dystrybucji audio w sieci, którego głównym założeniem jest przesył dźwięku o jakości studio mastera przy znaczącej redukcji koniecznego do przesłania takich danych strumienia. Innymi słowy chodzi tu o patent jak w zatłoczonej sieci, przy limitach, transferować audio o najlepszej jakości. I tu – pojawiają się – kontrowersje. Po pierwsze wiele osób kwestionuje (trochę teoretycznie, a nie za pomocą empirycznych testów – dodajmy) jakość, a raczej „koszerność” tego rozwiązania – twierdzi między innymi, że jest to proces stratny, nie bezstratny oraz, że nie jest możliwe osiągnięcie zgodności bitowej (bitperfect). Co do zasady, faktycznie mamy tutaj do czynienia z konwersją (ale to samo dotyczy wszystkich form zapisu z kompresją danych btw) plików do postaci 24/44~48. Takie coś jest na końcu procesu, takie coś komunikuje nam przetwornik (o ile dysponuje możliwością identyfikacji parametrów) lub komputer (tutaj mamy to precyzyjnie uwidocznione). Dodatkowo sam proces przypomina dokładnie to, co robi ROON w przypadku przetwornika nie obsługującego jakiegoś formatu (np. DSD)… mamy wtedy enkodowanie w formie nazwanej “encapsulation” i wtedy świeci się symbol „zielone” (wysoka jakość – HQ playback), nie jest to „koszerne” bladoniebieskie bitperfect.

Także jest tutaj pole do dywagacji, choć wg. mnie to czysto akademickie dyskusje, bo najważniejsze w tym wszystkim jest nie to, co sobie na wskaźnikach/ekranach zobaczymy, a to co usłyszymy na kolumnach, czy słuchawkach. To się finalnie liczy. Na pewno technologia w znaczący sposób zmniejsza strumień danych jaki trafia do nas z sieci i to jest clou tego pomysłu, a dodatkowo daje możliwość zapisu dowolnego, także najlepszego jakościowo dźwięku (te wszystkie gigabajtowe pliki, które znajdziecie na demówce 2L np. ;-) ). Tak czy inaczej, Schiit ma mocne argumenty po swojej stronie i warto je tutaj przytoczyć, bo… historia lubi się powtarzać. Zanim je wypunktuję poniżej, dodam tylko, że multibitowy DAC Gungnir nie ma i nie będzie nigdy miał MQA, ani DSD (bo to czysto PCMowa jest maszyna), nawet DXD natywnie nie ruszy. I wiecie co? Kompletnie jest to bez znaczenia, a że ma ten DAC 18 bitów (topowiec ma ich 21, ostatnio pojawił się multibitowy potwór oferujący 25 bitów – jeszcze o nim wspomnimy na łamach, spokojnie jak na wojnie ;-) ) to znowu kompletnie bez znaczenia. Bo gra to bezapelacyjnie rewelacyjnie i zwyczajnie dobrze zrealizowany materiał 16/44 może być i jest absolutnie świetnym jakościowo źródłem muzycznych rozkoszy. Także, wiecie… tu nic nie jest proste. Co więcej, ten multibitowy DAC z materiałem 24/96-192 granym natywnie (bo tak potrafi), wypada świetnie, ale wcale nie deklasując starego, jarego redbooka. No i bądź tu mądry? Więc może te 99% przetworników w ogóle, jakie są na rynku, czytaj DACów delta-sigma to jakiś (taaak, no właśnie, ekhmm?) generalizując problem i właśnie wąskie gardło? A może…

Zostawmy to na razie i przejdźmy do tego, co ma do powiedzenia na temat MQA dwóch panów założycieli Schiit Audio, bo warto to przeczytać i wyrobić sobie samodzielnie opinię nt. temat (najlepiej popartą doświadczeniem odsłuchowym – Tidal, Warner do roboty! ;-) ):
  • to format de facto stratny (patrz wyżej, odniosłem się do tego stwierdzenia we wpisie)
  • niby obsługa dostępna na każdym sprzęcie, ale… są daki z natywną obsługą (przede wszystkim oferta Meridiana) oraz pierwsze streamery i dopiero taki sprzęt będzie w pełni „MQA ready”
  • MQA nie uczyni automagicznie taniego DACa (Explorer) przetwornikiem za grubą kasę (tu, cóż, nie bardzo rozumiem co mieli panowie na myśli – też mają tańsze przetworniki i droższe, które grają ten sam materiał… właśnie… inaczej, różnie, w domyśle lepiej albo gorzej)
  • Redbook brzmi bardzo dobrze (i trudno z tym polemizować – patrz wyżej)
  • to co istotne to mastering, to cały proces nagrywania, to decyzja czy nie podbijać sztucznie dynamiki etc. a nie to, czy zastosować ten, czy inny sposób kodowania dźwięku
  • zamiast nowego DACa może lepiej po prostu dekodować sobie softwareowo (AudioGate, Audirvana, Roon etc.) PCM do DSD. Efekt ciekawy, porównywalny wg. niektórych do natywnego zapisu (np. DSD), lub/i dający progres jakościowy (a więc coś, co ma oferować jakby z definicji muzyka zapisana w plikach hi-res)
  • dostępność materiału MQA jest na poziomie ciekawostki przyrodniczej i nie prędko to się (o ile w ogóle) zmieni… pytanie, czy warto zatem bawić się w nowe formy zapisu i zmieniać wszystko (sprzęt, wymieniać muzyczne zbiory), czy skoncentrować się na tym, co już dojrzałe i co jest na rynku
  • licencje (wiadomo, z czym to się wiąże) i to zarówno po stronie dystrybucji, po stronie producentów sprzętu oraz strumieni w ramach udziału w abonamencie za  takie usługi)
  • kiedyś rynek wielokanałowego audio (kino głównie) został poszatkowany dziesiątkami licencji / standardów obsługi dźwięku surround …analogie widoczne. Efekt? Chaos i zamieszanie wśród klientów

Z niektórymi punktami polemizowałbym, ale to, co mogliśmy zaobserwować choćby w przypadku DSD (jako format plikowy to – znowu – ciekawostka) każe spojrzeć na MQA szerzej i zastanowić się w którą stronę to pójdzie. W przypadku DSD, którego dysponentem i twórcą jest Sony, właściwie nie ma o czym mówić. Praktycznie każdy DAC na rynku to obsługuje (no przesadzam, ale to dzisiaj już prawie że standard) i co z tego wynika? Ano niewiele. Płyty SACD niczego tutaj nie zmieniają, bo przecież mówimy o historycznym sposobie dystrybuowania muzyki, odchodzącym do lamusa. W przypadku MQA wiele kwestii pozostaje otwartych. Według mnie trzeba na nowo przemyśleć kwestię przesyłania strumieni audio w sieci, bo to co jest teraz nie daje komfortu i możliwości progresu jakościowego (niestety ale pliki hi-res grane za pośrednictwem VOX-a z muzycznej chmury Loop boleśnie to uświadamiają… wysysa to każdą paczkę, nawet kilkudziesięciogigabajtową w parę dni przy intensywnym transferze). I tu takie pomysły jak MQA, czy coś podobnego do MQA są jak najbardziej na miejscu. Nawet jeżeli przyjmiemy, że w streamingu nie potrzebujemy niczego więcej niż redbook (co nie jest wcale jw pozbawione sensu) to i tak musimy mieć coś, co lepiej dopasuje strumienie do możliwości infrastruktury sieciowej. Wyobrażacie sobie bezstratną jakość we wszystkich serwisach, chmurach oferowaną wszystkim obecnym i przyszłym klientom tego typu usług? To raczej wykluczone, chyba że szybko do użytku wejdzie 5G, które ma oferować takie możliwości, że transfer albumu DXD w formie 35GB albumu nie będzie żadnym problemem (a baterie to co, z gumy? Ktoś słusznie zauważy ;-) ). No ale to może za parę lat. A teraz?

Sumując, nazwijmy to rekonstrukcją, rekonstrukcją oryginalnego materiału do postaci nieodróżnialnej na docelowym sprzęcie użytkownika służącym do odtwarzania muzyki. Tym jest, czy ma być MQA. Nie tracimy powietrza, nie tracimy przestrzeni, nie tracimy dynamiki, nie tracimy „mikroplanktonu”, tego wszystkiego co wszelkie stratne metody zapisu z MP3 na czele nie są w stanie – właśnie – zrekonstruować, bo to zwyczajnie pomijają. Panowie z Schiit Audio celnie punktują – to wcale nie musi się udać i co więcej wcale nie musi być jedyną drogą do uzyskania pełnej satysfakcji, gdy wciskami play i z pliku lokalnie czy w strumieniu z odległego serwera muzyka sobie gra. Otwarte pozostaje pytanie, co finalnie wybiorą (bo to, wg. mnie kluczowe dla całej sprawy) oferujący usługi streamingowe audio, dostawcy muzyki w strumieniu. To jest sprawa o pierwszorzędnym znaczeniu. Dodajmy do tego zmiany po stronie producentów sprzętu audio, którzy zdaje się także obrali określony kierunek rozwoju (Intel ze specyfikacją USB-C Audio, Apple z wyrugowaniem 3,5mm jacka i transferem na zew. efektory muzycznych zer i jedynek).

W ciekawych (dla nas oraz dla branży) czasach żyjemy, zobaczymy w którą stronę to wszystko pójdzie…

Nowy streamer_dac Auralic-a: ALTAIR. Kompatybilny z RAAT (Roon)!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AURALiC ALTAIR (6)

Takie dwa w jednym. A nawet więcej (o czym poniżej). Konkretnie? Chcemy z komputera grać? No to proszę bardzo. Z innego cyfrowego źródła? No nie ma sprawy. Mamy chęć na autonomiczne i w pełni samowystarczalne pudełko (źródło), na niemnożenie bytów? ALTAIR to streamer jak się patrzy, z całym OS, z apką na handheldy, wreszcie z pełną integracją z ekosystemem Roona! Zadebiutowało to, to w Monachium i stanowi w uproszczeniu połączenie firmowych strumieniowców Aries ze wspomnianą Vegą (to, dla przypomnienia DAC), z pewnymi różnicami o czym dalej. Brzmi smakowicie? Sprawdźmy, co mówi na temat nowego urządzenia prezes Autalic-a, Pan Xuanqian Wang? Ano mówi tak:

„Nowy ALTAIR jest zarówno wysokiej jakości streamerem jak i DAC, zaprojektowanym w oparciu o informacje zwrotne od dealerów, jako wyjątkowo wygodne cyfrowe źródło sprzętowe w przedziale cenowym 1800–2000$. Niektórzy mogą uznać to jako połączenie Vega ARIES lub ulepszonej wersji MINI z wejściem cyfrowym. Jednak ALTAIR jest zdecydowanie czymś innym – rozszerzeniem linii produktowej. Nie zastąpi MINI ani wielokrotnie nagradzanego DAC AURALiC Vega czy też Streamerow serii Aries. Wszystkie one stanowią najwyższy poziom jakości dźwięku”. 

Innymi słowy, nowy ALTAIR może działać jako łatwy w użyciu „Home Music Center” z obsługą 15+ źródeł sygnału, w tym m.in.: Network Shared Folder (NAS), pamięci USB, wewnętrznej pamięci (opcjonalne HDD lub SSD), obsługi  UPnP/DLNA media server, streamingu z serwisów TIDAL oraz Qobuz , internetowego radia, AirPlay’a, Bluetooth’a, Songcasta oraz RoonReady (właśnie! RAAT!) oraz, dodatkowo, wykorzystując fizyczne złącza, dowolnego źródła cyfrowego (DAC) via: AES/EBU, coaxial, toslink, USB do komputera, via dwa porty host USB. Za łączność z siecią odpowiadają gigabitowy LAN oraz trzy zakresowe WiFi 802.11 B/G/N/AC. Jak widać, mamy obsługę najszybszego standardu sieci bezprzewodowej. To bardzo istotne udogodnienie, bo możemy w tym przypadku liczyć na szybkie, stabilne połączenie streamera z naszą infrastrukturą sieciową (byle była to sieć AC rzecz jasna, u jabłkolubów to obecnie standard). Dwie antenki, wkręcane w obudowę to znak, że ten klamot świetnie się sprawdzi w instalacji bezprzewodowej. Także, szykuje się kolejna, ciekawa alternatywa dla systemu opartego na komputerze z dakiem, względnie coś, co może być fundamentem cyfrowego zestawu audio z wieloma, różnorakimi źródłami (odtwarzacze stacjonarne av, komputery, handheldy i co tam jeszcze). Oczywiście postaramy się przetestować tego klamota u nas :) BTW najbliższa publikacja na #HDOpinie to wstępnie przez nas opisany & zapowiadany Aries Mini.

AURALiC ALTAIR powinien trafić do sprzedaży jeszcze w lipcu 2016 roku. AURALiC ALTAIR dostępne będą do testów w wybranych sklepach Audiokracja w Polsce. Cena detaliczna AURALiC ALTAIR to 8900 PLN z 23% VAT.

 

Poniżej pełen opis konstrukcji, taki ze szczególarskimi szczegółami (dla takich nerdów jak ja, to czysta poezja jest, a dla nie nerdów to trochę strata czasu ;-) )…

» Czytaj dalej

Cast w B and O. Bang&Olufsen wprowadza obsługę transferu audio by Google

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A9_tyt

Dobra wiadomość, choć byłaby jeszcze lepsza, gdyby dotyczyła nie jednego, a paru producentów audio. Tak czy inaczej krok we właściwym kierunku. A kolejni producenci wprowadzający Cast do swoich produktów pojawią się za moment. Masowo. Google nawiązał współpracę technologiczną z Duńczykami, czego efektem jest obsługa technologii Cast w nowych głośnikach bezprzewodowych B&O. Na razie dotyczy to droższych konstrukcji tj. A6 oraz A9. Seria Beo Play rozrasta się sukcesywnie, co oznacza, że niebawem zobaczymy tę technologię w kolejnych bezprzewodowych głośnikach Bang&Olufsena. Oba modele wyposażono w moduły łączności WiFi (konieczne w przypadku Cast), a dzięki obsłudze AirPlay oraz dodatkowo wyposażeniu produktów w Bluetooth to tylko i wyłącznie od użytkownika będzie zależało, z jakiego rozwiązania w danym momencie skorzysta. Jak wspominałem, czymś, co przemawia za technologią Google, są mniejsze opóźnienia (w transmisji, także sterowaniu/obsłudze) oraz możliwość uzyskania lepszej jakości dźwięku (bitperfect, obsługa strumieni o parametrach 24bit/96kHz i ew. wyżej via HTML5 – tu nie ma ograniczeń!). Zazwyczaj głośniki bezprzewodowe z modułami WiFi dysponują odpowiednimi konwerterami C/A, ich przetworniki cyfrowo-analogowe bez problemu radzą sobie z plikami hi-res, tyle tylko, że zarówno Bluetooth, jak i AirPlay nie pozwalają uzyskać tej lepszej jakości, co wynika z ograniczeń samych protokołów / technologii. Cast daje nadzieję na zmianę w tym zakresie.

O „nowym AirPlay-u”, wspominają twórcy Roon-a. Chodzi tu o udoskonaleniu idealnej w założeniach koncepcji, bez ograniczeń jakościowych (DXD, MQA, DSD, wszelkie formaty, hi-resy wszelkie… tam jest wszystko). Pisaliśmy szeroko o RAAT, o alternatywie, warto to mieć na uwadze. To, podobnie jak Cast, znak że w branży sporo się dzieje, że zachodzą zmiany, które mają na celu popularyzację lepszego jakościowo dźwięku dla masowego odbiorcy. Właśnie masowość jest tutaj kluczem, a bez łatwej implementacji technologii w masowych produktach (wszelkie bezprzewodowe głośniki, takie jak wymienione powyżej „samograje” B&O, czy wspomniane we wczorajszym wpisie inteligentne rozwiązania tj. Google Home) to się zwyczajnie nie uda. Na marginesie Chromecast będzie end-pointem w ROONie. O tym właśnie piszemy! Dopiero wprowadzenie tego na szeroką skalę, w produktach nieaudiofilskich może szybko zmienić sytuację i ułatwić wdrożenie nowych, obiecujących technologii przesyłu danych audio – mam tu na myśli MQA przede wszystkim, choć nie tylko. Warto przy okazji wspomnieć o pracach jakie prowadzą giganci internetowi/technologiczni: Intel, Apple, Google, którzy przyszłość audio widzą w radykalnym rozbracie z kablem, bezprzewodowości, w strumieniach…. oraz (szerzej) w nowych metodach przesyłu danych. To zwiastuje bardzo poważne zmiany w branży. Doskonale widać to było w Monachium, na HE, gdzie wymieniony Roon był niemal na każdym stanowisku, gdzie MQA było obecne na wielu stoiskach (Warner z MQA!), gdzie mówiło się o dużo o nowych technologiach w kontekście produktów zarówno pod strzechy, jak i tych dla garstki bardzo majętnych. Cast jest – mówiąc kolokwialnie – dla ludu. Nie musi być (i nie musi) Chrome (usługi Google, przeglądarka Google), może i musi być demokratyczny, nie zamknięty, a otwarty. Cast w sprzęcie audio jako standard to właśnie takie mam to bez względu na ekran, na system, na produkt z jakiego w danej chwili korzystam. Cast bez Chrome (w sensie sprzętowej, nie technologii – bo to nadal jest strumień via HTML, z wykorzystaniem technologii przeglądarki Chrome) na początku. To właśnie nieodległa przyszłość… 

Obserwujemy to z dużym zainteresowaniem, bo widzimy w tych zmianach zapowiedź integracji (hardware) z wreszcie powszechnym i bez ograniczeń, bez barier dostępem do treści (dystrybucja, kontent). Audio bardzo się zmienia i w efekcie zmieni, to co dzisiaj stanowi (jeszcze) segment stanie się głównym nurtem. Giganci technologiczni o to zadbają, widząc w tym – nie oszukujmy się – szansę na maksymalizację zysków (na mocno zagospodarowanym już rynku elektroniki użytkowej). To, co zobaczymy niebawem w przypadku słuchawek, będzie prawdziwym trzęsieniem ziemi (rozbrat z kablem, integracja szeregu nowych funkcji niekoniecznie związanych li tylko z dźwiękiem, zaawansowana korekcja, całkowicie nowe możliwości w zakresie brzmienia i długo by wymieniać), zmiany dotkną także audio stacjonarne i nie chodzi tu tylko o zyskujące popularność bezprzewodowe „samograje”, ale w ogóle o całość elektroniki, o to, czym w ogóle ma być system audio. Przesada? Niekoniecznie. Wystarczy zobaczyć jakie produkty otrzymują certyfikat RAAT, jakie produkty będą obsługiwały MQA, jak wyglądają coraz liczniejsze konstrukcje głośnikowe od specjalistów z branży (aktywne, bez drutowe, albo z drutem, ale też z dużą ilością elektroniki), jak zmienia się podejście producentów do takich kwestii jak: miejsce odsłuchowe, adaptacja akustyczna, dostęp i sterowanie, a mówiąc ogólnie jak zdefiniować na nowo system audio. Nowe sposoby obsługi, ale także nowe sposoby konsumpcji (odkrywanie nowinek, wycieczki w przeszłość, nowe spojrzenie na osobiste gusta, preferencje) to GIGANTYCZNA zmiana i ta zmiana czai się tuż, tuż za rogiem.

#HDOpinie będzie starało się być na bieżąco, śledzić te zmiany. Stąd zapowiedzi i publikacje dotyczące software (cykl o front-endzie Roon), nowych, inteligentnych systemów – integracji w ramach „smart home”, nowych sposobach interakcji z elektroniką (szykujemy przykładowo artykuł o Leap Motion (patrz nasze publikacje nt.: 1, 2) wykorzystanym w zakresie sterowania sprzętem AV, będzie także o Google Home, jak tylko się pojawi na rynku) oraz tego wszystkiego, co przyniesie nam nieodległa przyszłość w interesującej nas tematyce. Nigdy wcześniej nie mieliśmy takich możliwości w zakresie dostępu do treści, nigdy wcześniej tak dobry jakościowo dźwięk nie był dostępny dla każdego zainteresowanego, dodajmy do tego wspomniane zmiany technologiczne i mamy obraz całości. Będziemy właśnie o tym (głównie) pisać na naszych łamach…

Chromecast Audio? Czekamy na nowe otwarcie! W tle Google Home

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
chromecast-audio

Do wpisu skłoniło mnie udane (jakościowo) pożenienie tego grzdyla (patrz nasza recenzja Chromecast Audio) z testowanymi właśnie w redakcji, wysokiej klasy przetwornikami C/A od ADLa (Furutech ADL Stratos) oraz Schiit-a (Gungnir Multibit DAC). Gra to naprawdę świetnie (naprawdę trudno uwierzyć, że transportem jest tu coś tak niepozornego, jak niewielki plastikowy dysk z wyjściem cyfrowo-analogowym), bo też Cast, w porównaniu z takim AirPlayem, oferuje znacznie więcej (od wynalazku Apple)… to więcej, to brak opóźnień podczas uruchamiania odtwarzania (zmora jabłczanego protokołu) oraz obsługę dźwięku o parametrach > 16/44. Tak, mamy tutaj hi-resów odtwarzanie, którego wcale nie przeceniam, ale wraz z prawdopodobną obsługą trybu bitperfect (AirPlay nie jest bitperfect!) oraz – widoczną, a raczej słyszalną – lepszą jakością odtwarzania muzyki, Cast (audio) wyraźnie góruje nad rozwiązaniem Apple odnośnie brzmienia.

To jedna strona medalu. Druga – nie mniej ważna – to sposób implementacji Cast i wsparcie w różnego rodzaju aplikacjach. I tutaj jest PROBLEM. Liczyłem na to, że szybko Cast stanie się czymś równie popularnym, co konkurencyjny protokół przesyłu audio-video. Niestety tak się nie stało. Nadal liczba serwisów, aplikacji współpracujących z Chromecast jest niewielka, w przypadku wideo jest nie najgorzej, natomiast w dziedzinie audio sporo wynalazkowi Google brakuje. Sporo. Spotify wiosny nie czyni, strumienie z webowych (za pośrednictwem przeglądarek) domen to jednak zupełnie inna para kaloszy niż wsparcie w natywnych aplikacjach. W tym zakresie niewiele się zmieniło i nadal nie da się po prostu uruchomić aplikacji (jak to ma miejsce w przypadku AirPlay) i puścić strumień na DACa. Niby mamy obsługę 24/96, ale co z tego, jeżeli większość odtwarzaczy audio nie ma ochoty współpracować z Chromecastem. Plex to oczywiście żadne rozwiązanie (to przede wszystkim kombajn av z naciskiem na wideo), to samo można powiedzieć o pluginie do VLC (nie działa to dobrze i znowu jest to rozwiązanie głównie pod przesył obrazu), nie każdy dysponuje NASem Synology. U nas w redakcji takowy dzielnie od lat nam służy, ale także w tym przypadku obsługa …chrupie. Tak czy inaczej to de facto jedyny, pewny sposób na odtwarzanie muzyki w maksymalnej jakości na Chromecast Audio. Chrupie, bo DS Audio to świetna rzecz na papierze (ogromne możliwości: transkodowanie, wszelkie formaty, współpraca ze wszystkim co się rusza, tzn. gra ;-) ), ale już w rzeczywistości szybkość oraz stabilność działania pozostawia niestety nieco do życzenia. Na szczęście sytuacja dynamicznie się zmienia :) I to nas cieszy bardzo, bo widoki dla Cast-a są obiecujące…

Gdzie jest Tidal? (odtwarzanie z komputera via Chrome to jednak średnia opcja) Gdzie popularne odtwarzacze takie jak foobar (mówię o natywnym wsparciu, a nie konieczności stawiania serwera, wykorzystania dodatkowego oprogramowania)? Gdzie Roon? Ten ostatni to moja największa nadzieja na wprowadzenie Chromecasta do świata PC Audio bez ograniczeń. Dlaczego Roon? Bo – krótko rzecz ujmując – developerzy stojący za tym projektem bardzo szybko reagują na to, co się dzieje na rynku. Szybkość wprowadzania obsługi formatów, urządzeń, dodawania nowych rozwiązań jest w tym przypadku godna pochwały, a o Chromecast, o wprowadzeniu obsługi tego rozwiązania mówi się w przypadku Roona od dłuższego czasu. Wspomniany Tidal to także prawdopodobne miejsce wprowadzenia obsługi Cast… mówią o tym developerzy, trwają prace. Tidal jest dostępny we wspomnianym Roonie – widać tutaj pewną korelację. Także implementacja rozwiązania Google w zakresie przesyłu dźwięku (oraz obrazu – nie zapominajmy o klipach w Tidalu) to prawdopodobnie kwestia niezbyt odległej przyszłości.

Dopiero pełne uwolnienie (jako alternatywa) Chromecasta od strumienia nadawanego z internetowego adresu, możliwość bezproblemowego połączenia z dowolnymi usługami, aplikacjami, materiałami zgromadzonymi w domowych bibliotekach pozwoli rozwinąć skrzydła pomysłowi Google na pełną integrację multimediów w ramach firmowego rozwiązania. Myślę, że dodatkowym impulsem jaki przyspieszy zmiany i je wymusi będzie wprowadzenie na rynek nowego produktu tj. Google Home, czyli odpowiednika Echo/Alex-a od Amazona – będącego połączeniem bezprzewodowego głośnika z asystentem cyfrowym (Home bazuje na Chromecast, nie na Androidzie, co warto podkreślić). To, co pokazano na ostatniej konferencji I/O w Moutain View daje przedsmak tego, co nas czeka. Chromecasty, Cast zintegrowany z interfejsem głosowym to coś, co będzie kolejnym krokiem na drodze wdrożenia inteligentnego sterowania mieszkania, domu, w tym także obsługi sprzętu audio-wideo. Wspomniany Roon daje możliwość zawiadywania wszystkim (system audio) za pośrednictwem dowolnego ekranu, taki Google Home (o ile będzie współpracował z Roonem) to kolejny krok: zamiast szukać ekranu, mazać po wyświetlaczu, wystarczy prosta komenda. To przyszłość obsługi, nawet bardzo złożonych, rozbudowanych instalacji AV – nie mam co do tego żadnych wątpliwości! W najbardziej ludzki, naturalny sposób, będziemy mogli szybko (to b. ważne), bezproblemowo („gdzie ja to położyłem” odejdzie w niepamięć) i co istotne – bez żadnej wiedzy na temat interfejsów, urządzeń, systemów obsłużyć dowolny zestaw AV. Tak to powinno i tak będzie (docelowo) wyglądać.

Jak widać, zahaczamy o tematykę inteligentnego domu i ten aspekt rozwoju elektroniki użytkowej na stałe zagości na naszych łamach. Nie, nie chodzi tutaj o całokształt tego zagadnienia – nie mam takich ambicji (to raz), chcę to połączyć z tym, co stanowi główny motyw publikacji @ #HDOpinie. Audio (przede wszystkim) oraz wideo (także – vide nasze artykuły o Netfliksie, o Chromecast wideo i pojawiające się od czasu do czasu wpisu dotyczące obrazu na naszym portaloblogu) to coś, co w oczywisty, naturalny sposób „pójdzie” na pierwszy ogień, bo właśnie obsługa systemów multimedialnych z definicji jest tym, co ma czerpać główne korzyści z funkcjonowania inteligentnych rozwiązań „smart home”. To, co obserwujemy teraz, to nowe otwarcie w tym zakresie, bo do tej pory było to po pierwsze niszowe, po drugie drogie, po trzecie wymagające projektowania skomplikowanych instalacji, bazujących na jakimś zamkniętym oprogramowaniu (nawet jeżeli nie zamkniętym to… właśnie… niszowym, rozwijanym lokalnie, zintegrowanym z niewielką liczbą produktów etc.).

Wraz z wprowadzeniem nowych rozwiązań przez Amazon oraz Google (premiera rynkowa Home nastąpi po wakacjach) daje zupełnie nowe możliwości i faktycznie pozwala na popularyzację idei inteligentnego domostwa bez żadnych specjalnych przygotowań po stronie klienta. Warunek to otwarcie na produkty, rozwiązania jakie są oferowane już teraz na rynku. Rozumie to Amazon, mam nadzieję, że zrozumie także Google (na razie nie będzie API dla developerów, ale – jak zapowiadają – ma to szybko ulec zmianie). Taki głośnik, czy tylko stacja z wbudowanym mikrofonem (produkty uzupełniające vide Amazon Echo) to właśnie łącznik i gotowy interfejs, docelowy interfejs obsługujący sprzęt grający, wizyjny w domu, mieszkaniu (nie wspominam tutaj o agd i całej reszcie, bo jw. nie jest to tematyka, którą chcę poruszać na łamach HDO).

Poza wspomnianymi klamotami, do redakcji trafił produkt, który wpisuje się w to, co napisałem powyżej. Nie jest to ani produkt Amazona, ani tym bardziej Google (bo na niego trzeba będzie poczekać), ale coś pełniącego podobną rolę (minus obsługa głosem) – odtwarzacz mutlimedialny Dune HD Solo 4k z obsługą standardu Z-Wave (smart home). Testujemy to, to (niebawem zapowiedź na łamach) wraz z inteligentną wtyczką ścienną (fibaro), mamy także na co dzień do czynienia z produktem Belkina (WeMo). Oczywiście takie rozwiązania jak opisane powyżej sprawdzam pod kątem wykorzystania w redakcyjnej instalacji AV. Tym, co stanowić będzie nową jakość, to wprowadzenie cyfrowej asysty ze sterowaniem oraz wyszukiwaniem treści, zrozumieniem kontekstu wypowiedzi użytkownika, umiejętnością nie tylko uruchomienia, sterowania, ale także dodatkowej interakcji (dodatkowe informacje, sugestie idt. itp.) ze strony takiego, nowoczesnego, opisanego powyżej rozwiązania, podobnego do tego co oferuje Amazon oraz (za moment) będzie oferowało Google.

Podsumowując, czekam na integrację Cast w oprogramowaniu av oraz integrację Cast w ramach inteligentnego domu. To właśnie ostateczny cel, który jest już blisko, coś co pozwoli na wygodne połączenie wszystkich klocków w całość. Mam nadzieję, że Google sprosta, bo ma ku temu największe możliwości i jest najbliższe stworzenia czegoś kompletnego, uniwersalnego, a do tego czegoś, co szybko stanie się standardem, szybko uda się spopularyzować na masową skalę. BTW o Google Home jeszcze u nas nie raz przeczytacie. :)

Czekam z niecierpliwością…

PS. Odtwarzając muzykę z Chromecasta Audio na Gungnirze via optyk nie mam wrażenia, że po drugiej stronie kabelka wisi coś, co kosztuje ułamek ceny przetwornika, do którego podłączony jest google’owy streamer… wręcz przeciwnie – jestem zaskoczony, jak dobry to dźwięk! W recenzji DACa szczegółowo się jeszcze do tego odniosę, porównując to co słyszę z brzmieniem uzyskanym z komputera (podłączonego do Schiit-a via USB). Także, moi drodzy, naprawdę nic nie stoi obecnie na przeszkodzie, by zbudować sobie wielostrefowy system odtwarzający muzykę bezstratnie, w bardzo dobrej jakości, za śmiesznie małe pieniądze!

AKTUALIZACJA: Prace nad implementacją CAST w ROONie idą pełną parą! Mamy potwierdzenie ze strony developera, że obsługa Chromecast Audio (w przyszłości także Google Home) jako end-pointu pojawi się wraz z kolejnymi aktualizacjami. BOMBA!

Prawdopodobnie będzie to działało w podobny sposób co strefy airplay’owe… hi-resowe granie za śmieszne pieniądze w dowolnym miejscu w domu? Ano właśnie! Więcej na forum wsparcia roonlabs. I jeszcze jedno – już teraz można de facto wykorzystać Chromecasta w systemie opartym na Roonie (solucja w ostatnich wpisach na ww. stronie).

Gungnir Multibit w redakcji! Wyczynowy DAC do Schiit Audio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Schiit_GM

Tak jak przetestowany u nas, znakomity Mjolnir 2 (jaka szkoda, że oba te urządzenia nie trafiły na siebie, jaka szkoda!) grał bez porównania ciekawiej od pierwszej generacji topowego wzmacniacza słuchawkowego z katalogu Schiit Audio, tak bohater niniejszego wpisu to ponownie …coś specjalnego, coś oryginalnego i koniec, końców całkowicie odmiennego od „pierwszego” Gungnira (na marginesie, to właściwie dwie wersje, równolegle oferowane na rynku). Tamten DAC dysponował układem delta-sigma, tytułowy zaś wyposażono w przetwornik multibitowy Analog Device AD5781 BRUZ. To robi, wierzcie mi, kolosalną różnicę. Co prawda pierwszego Gungnira nie słuchałem, opieram swoją opinię nt. tego urządzenia na relacji naszego stałego Czytelnika, ale to co usłyszałem w przypadku multibitowego układu od AD w Multibicie definiuje mi na nowo co potrafi zaprezentować cyfrowe źródło. To kolejny już raz (po teście thunderboltowego TAC-2, który – upieram się – gra na poziomie nieosiągalnym dla DACów zasilanych muzyką z portu USB za dziesięciokrotność sumy, którą zapłacimy za niego samego) kiedy zbieram szczękę z podłogi i zastanawiał się ile to jeszcze rzeczy tak bardzo mnie w życiu zaskoczy, bo nie o subtelne, a o konkretne różnice tu chodzi. Liczy się szybkość, liczą się szczegóły i liczy się przestrzeń. Brak ograniczeń w tym, co przed chwilą napisałem oznacza, że mamy brzmienie dalekie od tego, z czym kojarzy się „dźwięk cyfrowy”. To – krótko mówiąc – analogowe granie. Bez ograniczeń, bez kresu, bez żadnych „ale”. Swobodne, płynne – totalny luz, wolność.

Ok, będę tajemniczy i nie powiem (dużo) więcej, bo to zapowiedź jest i cóż, zaostrzę tylko apetyt na ciąg dalszy. Wypada jednak – jak już się powiedziało A, trochę na to B naprowadzić. To napiszę tak: jeżeli słuchacie symfonicznej, muzyki bardzo bogatej, aranżacji „barokowych”, muzyki pełnej treści / detali / wybrzmień to jest to DAC dla Was bez dwóch zdań. Także klasyka jak najbardziej (wspomniana symfoniczna), poza tym kapitalnie wypadają nagrania binauralne na tym przetworniku, bo jest tu nieprawdopodobnie wręcz reprodukowana przestrzeń, nieprawdopodobnie po prostu, a mi to jeszcze pogłębia zestaw, który gra z Gungnirem tj. dopiero co opisane Sapphire 23. No niebywała rzecz, jak to potrafi zagrać! Przełączenie na podstawkowe Topazy czy nEary05 (też przestrzenne granie, bo to monitory bliskiego pola są i tak grają – lubię takie granie bardzo :) ) utwierdziło mnie tylko w tym, co powyżej. Ten DAC gra niezwykle przestrzennie, to holograficzne reprodukowanie dźwięku, do tego TA DYNAMIKA. Wspomniane gatunki uzupełniłbym o metal, bo to jak system z Gungnirem Multibit radzi sobie z ciężkim repertuarem to prawdziwa poezja (rehehe) dla uszu. No nie mam pytań, nie mam wątpliwości, to robi różnicę. I chyba rozumiem zachwyty i drogę  zakupową co poniektórych, której efektem jest: „I’m full of schiit”. Taki zestaw, z naszym dead-endem Mjolnirem 2 i podpiętym do niego Gungnirem Multibit, (coś czuję, oj czuję) to jest właśnie TO. Cena? W naszym kraju tytułowy DAC kosztuje 6900 złotych.

Selektywne, niezwykle szczegółowe, rozdzielcze granie z niebywale dobrą górą. Pierwsze, wstępne wnioski po kilku godzinach katowania. Jako, że nEary są w salonie, a do Gungnira można podpiąć równocześnie system niezbalanowany (dzielony system NADa z Szafirami 23 z thunderboltowym hubem & iMakiem – źródłem) oraz system symetrycznie łączony (wspomniane aktywne monitory ESIO plus to co powyżej jako źródło) mogę sobie wygodnie słuchać muzyki na dwóch, mocno odmiennych, zestawach. Jak napisałem powyżej, DAC powędrował także na chwilę do gabinetu, gdzie podpięty był pod cyfrowy amp D3020 z Topazami monitor. Pokazał wtedy ponownie, że ma te hektary i ma te szczegóły, oj ma. Przepaść w porównaniu do wejść cyfrowych w integrze NADa oczywista. Cóż, wersja multibitowa to od strony typologii dokładnie to samo, co znajdziemy w zamykającym cennik superDACu Schiita: flagowym, high-endowym, naj, naj Yggdrasilu. Na marginesie, trzeba jeszcze zorganizować taki właśnie, topowy zestaw z Ragnarokiem oraz Yggdrasilem w celu dokładnego przetestowania w redakcji… tylko wtedy muszę jeszcze sobie ze dwa tygodnie wolnego wykroić koniecznie. Będzie to jeszcze w granicach naszego umownego 10 tysięcy za klamota. Dobrze, dość o tym, co byśmy…

Jako wisienkę pozostawiam sobie odsłuch na redakcyjnych LCD-3, bo to podobno idealny DAC pod te słuchawki. Zobaczymy czy tak jest w istocie (będzie towarzystwo lampy na moim, kolejny raz zmodyfikowanym, wzmacniaczu MiniWatt z nowym wkładem bańkowym – świetne lampy udało się dobrać właśnie! :-) ). Będzie więc Gungnir grał z M1 HPA Musical Fidelity, będzie także Capella Stana, wreszcie będzie testowany Z40 Myryada. Także sprawdzę dokładnie na czterech różnych wzmacniaczach, z których dwa są idealnymi partnerami dla (do niedawna) flagowych ortodynamików Audeze. Z innych słuchawek przewiduję K701, bo czuję że będzie to genialne połączenie z tym przetwornikiem. Te AKG są wymagające, potrafią w takim jw. repertuarze zawstydzić niejedne „parotysięczniki” i na pewno sprawdzę jak sobie w torze z tym Schiitem poradzą, jak zagrają.

Duża i ciężka obudowa mocno się nagrzewa (to taki znak firmowy ;-) ), jest typowo dla tego producenta „grubo ciosana” z jednego kawałka aluminium (front, góra). Boczki i dół to metalowe, też dość grube ścianki, z tyłu pysznią się wyjścia RCA/XLR oraz cztery wejścia cyfrowe (poza oczywistymi jest jeszcze BNC), wszystkie 24/192, obsługujące sygnał PCM (o DSD nie ma tu mowy). Dalej mamy metalowy hebelek mechanicznego wyłącznika zasilania, z przodu zaś tylko jeden przycisk wyboru źródła oraz dyskretne diody informujące o pracy, wybranym wejściu w DACu. Tyle. Na górze zaś, poza logo, klasyczne dla tego producenta kratki wentylacyjne, dodające uroku konstrukcji. Producent informuje o możliwości upgrade DACa w przyszłości (info na obudowie). Całość obsługiwana ręcznie, żadne tam piloty, żadne tam apki… tu liczy się dźwięk, samo sterowanie ogranicza się w sumie do włączenia/wyłączenia urządzenia (albo i nie – patrz niżej).

Aha – ważne – lepiej mieć Gungnira przez cały czas włączonego. On gra po godzinie inaczej (lepiej), a po dwóch/trzech gra swoje 100%… to sprzęt bardzo konkretnie reagujący na przepływ energii przez swoje trzewia, podobnie jak to było zresztą z Mjolnirem 2. W przypadku tego ostatniego urządzenia było to o tyle problematyczne, że poza poborem sporej dawki prądu, tamten amp miał sekcję lampową, a lampy 24/7 to lampy szybko zużywające się i średnia to opcja. Tak, czy inaczej, tak to działa. U mnie od 9 (klamot podpięty) do teraz tj. do 16 bez przerwy w użyciu i akurat tego klamota mam zamiar trzymać z wyżej wymienionych powodów stale pod prądem ;-) I jeszcze jedno, DAC trafił do nas już z niemałym przebiegiem, co może – jak piszą niektórzy – mieć istotny wpływ na jego walor soniczne. Także niech go ten prąd pieści ;-) długo i namiętnie i niech licznik godzin bije.

Na koniec tego rozbudowanego, początkowego opisu, wspomnę jeszcze o jednej rzeczy… przesłuchajcie sobie na takim multibitowym DACu (btw o różnicach technologicznych między najpopularniejszymi konstrukcjami delta-sigma a multibitami, o tego typu przetwornikach, przeczytacie we właściwej recenzji) jeszcze raz wszystkie wasze nagrania redbookowe. O ile są to dobre rejestracje, udane realizatorsko, dobrze nagrane płyty to …odkryjecie jak wiele informacji, jakie bogactwo kryje te 16/44. Odkryjecie, że wcale nie musi być hi-res (no w ogóle nie musi, pisałem o tym wielokrotnie) by zagrało zniewalająco dobrze. Raz jeszcze – nie cyferki tu robią różnicę! Słuchając na naszym thunderboltowym DACu ZOOM TAC-2 takich właśnie nagrań, nie raz, nie dwa nie było słychać żadnej różnicy, bo i nie mogło być słychać – grało to tak cholernie dobrze z materiałem (umownie) o jakości płyty CDA. To także oznacza, że DSD, które ma parę rzeczy do zaoferowania, nie powinno być traktowane jako fetysz, jako coś absolutnie niezbędnego… znowu branża zdaje się sugerować nam coś innego, ale więcej w tym marketingu, niż faktycznego progresu.

Nie chcę być źle zrozumiany – zapis jednobitowy bardzo sobie cenię, testy produktów KORGa (hardware oraz AudioGate o tu i tutaj) tylko utwierdziły mnie, że to świetny sposób na przeniesienie zapisu analogowego do świata cyfry, że takie nagrania (także w formie gotowych downloadów) są zazwyczaj bardzo wartościowe (nieliczne, patrząc na cały rynek fonograficzny, ale jak już są to zazwyczaj znakomicie to brzmi, czego nie da się powiedzieć o wszystkich „hiresach” PCM niestety, bo często 24 bit niczego konkretnie nie gwarantuje). Tak, są bardzo wartościowe, ale jak pokazuje Gungnir Multibit istotą nie są tu sposoby zapisu (bo to tylko i aż narzędzie), a całość, to czy ktoś zwyczajnie odrobił pracę domową i wykonał dobrą robotę w studiu. Jeżeli odrobił i to słychać to wtedy czeka nas uczta. Prawdziwa uczta! :)

Wracam do słuchania…

(poniżej…. do oglądania)

» Czytaj dalej

Słuchawki będą… droższe. To nieuniknione, sami to (z)aprobujemy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
B&O tyt

Takie wnioski przynosi to, co za rogiem (nas czeka). A czeka nas sporo, bo jak informowaliśmy Apple* definitywnie chce rozstać się z audio jackiem (a to oznacza, że reszta pójdzie zapewne w ślady), Intel widzi przyszłość audio w handheldach oraz komputerach zero, jedynkowo, planując wprowadzenie standardu USB-C for audio, do tego coraz więcej producentów słuchawek planuje, albo już ma w ofercie słuchawki bezprzewodowe. Z jedne strony rozbrat z kablem (z wszystkimi tego konsekwencjami), z drugiej przeistoczenie każdego urządzenia z jakimś systemem operacyjnym w transport dla dźwięku, bez konwersji audio we wbudowanych układach C/A… których to po prostu nie uświadczymy w ww. urządzeniach. Dla producentów elektroniki mobilnej oznacza to cenne milimetry do wykorzystania na coś innego (brak DACa, brak wzmacniacza, brak gniazdka), dla branży audio zaś czas żniw i to (chyba) na skalę dotychczas niespotykaną.

Słuchawki będą droższe (bo wprowadzenie konwersji do muszli, czy do obudowy IEMów to wyzwanie technologiczne, to dodatkowe koszty, to często kwestia wprowadzenia dodatkowego zasilania), będą a właściwie – jak pokazują badania – już są, bo średnia wartość ceny stale rośnie i dzisiaj płacimy uśredniając 34$ za jakieś słuchawki (podczas gdy parę lat temu było to tylko 18$). To spory wzrost, wynikający z rosnącej sprzedaży produktów droższych, z ceną przekraczającą pułap budżetowy (za taki uznawano do tej pory właśnie około 20$) oraz popularyzacji słuchawek bezprzewodowych. Według mnie w pudełkach przyszłych iPhonów (a także z czasem innych marek) nie uświadczymy już żadnych „podstawowych” słuchawek. Raczej żaden producent nie zdecyduje się na takie, kosztowne akcesorium, jako część standardowego wyposażenia, poza tym nie przepuści okazji by zaoferować firmowe bezdrutowe IEMy z odpowiednią metką (i marżą). W komplecie słuchawek nie będzie, do samego zaś telefonu  w prosty sposób nie podepniemy żadnych słuchawek czy głośników. To dobra wiadomość dla producentów przenośnych ampDACów… wzrost sprzedaży tego typu akcesoriów wydaje się nieunikniony (choć to mnożenie bytów i większość i tak kupi jakieś słuchawki).

Oczywiście będzie można także grać dalej „po drucie”, ale inaczej niż do tej pory zwykło się to robić. Poza wzmiankowanymi mobilnymi DACami, same słuchawki będą pozwalały na bezpośredni transfer muzycznych bitów via USB-C / Lightning. Czuję, że to kwestia najbliższej przyszłości. Są już takie produkty, pisaliśmy o nich (i niebawem kolejny raz opiszemy – tym razem będą to H8 Bang&Olufsena), a będzie ich (znacznie) więcej na rynku (a jak tylko pojawią się, przetestujemy także Audeze EL8 Titanium). Samo granie z wbudowanego DACa w słuchawkach jest moim zdaniem bardzo poważnym progresem w zakresie jakościowym, dającym dodatkowo zupełnie nowe możliwości. To 100% zgranie elektroniki z głośnikami wbudowanymi w muszlę, obudowę, pełne dopasowanie, do tego różnego rodzaju systemy optymalizacji, korekcji, efektowe i nie chodzi tu tyko o coraz doskonalsze ANC. To nowe otwarcie. Jak pokazuje przykład ostatnio słuchanych N90Q (flagowy model AKG z kategorii ultranowoczesne, właśnie będące całym system, słuchawki do słuchania z komputera / handhelda), to kierunek który będzie wiodący, będzie wyznaczał trendy w segmencie słuchawkowym.

 

Wzrostowi sprzedaży (o 7% w stosunku do zeszłego roku) towarzyszy zatem szybki wzrost cen (aż 0 19%!) słuchawek, które trafiają na rynek. Obserwujemy to zarówno w zakresie produktów tańszych, jak i tych z najwyższej półki. Jeszcze półtora roku temu, granicą high-endu były (poza flagowymi Staksami, ale to wyjątek) nauszniki za około 10 tysięcy złotych. Teraz ta granica została przekroczona i często flagowce atakują poziom 20 tysięcy. Jednak ciekawsze i dla rynku istotniejsze dzieje się w zakresie ceny od ok. 500 do ok. 2000 złotych. Właśnie w tym przedziale pojawiają się nowinki, wdrażane są nowe rozwiązania, o których wspomniałem powyżej. To właśnie takie słuchawki (IEMy czy mobilne nauszniki, bo mobilność jest absolutnie niezbędnym elementem i wpływa na konstrukcję nowych modeli) stanowią najciekawszy segment. Najwięcej dzieje się właśnie w produktach oferowanych w wyżej wymienionych widełkach. Myślę, że granica zostanie przesunięta do około 1000 złotych za w pełni wyposażone modele, wcale nie rzadko przyjdzie nam zapłacić półtora albo prawie dwa tysiące złotych za słuchawki „na wypasie” i to niekoniecznie takich od niszowych producentów audiofilskich. Wzrost ceny jest nieunikniony.

Pytanie, co się stanie z tanimi, bardzo tanimi słuchawkami? Brak możliwości ich podpięcia do nowego telefonu, komputera, może przełożyć się na erozję zainteresowania najtańszymi propozycjami. To ważny sygnał dla największych producentów słuchawek, tj. Sony, JVC, Philips, JBL czy Apple. W stosunkowo najlepszej sytuacji wyjściowej jest ta ostatnia firma. Po pierwsze ma markę premium (a jednocześnie sprzedaje te produktu na masową skalę) tzn. Beats Audio. Po drugie sama odpowiada za popularyzację, narzucanie standardów rynkowych. Po trzecie w zakresie ceny powyżej 100$ to właśnie Beats (czytaj Apple… wraz z Apple tzn. EarPodsami głównie) ma 45% udziały na rynku.

Sprzedaż bezprzewodowych modeli w stosunku do zeszłego roku podwoiła się (!) i jest to już 14% całej sprzedaży. To gigantyczny wzrost! Według przedstawicieli JBL-a to właśnie brak kabla skłania ludzi do wydawania dużo wyższej kwoty na słuchawki niż do tej pory zwykli to czynić. Nowe produkty, zaprojektowane tak by nie wypadać z ucha, bezprzewodowe, wyposażone w dodatkowe systemy, grające kilkanaście godzin mogą (zdaniem konsumentów) kosztować średnio nawet 180 dolarów i znajdą swoich nabywców. To świetna wiadomość dla branży, bo pokazuje bardzo duży, właściwie niezagospodarowany do tej pory rynek dla tego typu konstrukcji.

Dodajmy do tego jeszcze jeden ważny trend: przekształcanie się słuchawek w wielofunkcyjne gadżety, które nie tylko samodzielnie odtwarzają nam przesyłane ze źródła strumienie audio (za pomocą kabla, lub bez jego pomocy), ale dodatkowo pozwalają na monitoring aktywności, pomiar parametrów związanych z kondycją fizyczną (zdrowie vide pomiar temperatury), element niezbędny do wygodnego i pewnego korzystania z cyfrowej asysty (Siri, Cortana, Google Now etc.) itd. itp. Innymi słowy słuchawki stają się powoli niezbędnym elementem całości (elektroniki osobistej), co wcale nie oznacza, że nie trzeba będzie za to wszytko dodatkowo zapłacić. Na pewno trzeba będzie (więcej) zapłacić.

O słuchawkach wyznaczających nowe trendy przeczytacie na #HDOpinie m.in.: Sennheisery Momentum Wireless OvE, Devinitive Technology Symphony 1 oraz Nowości na CES 2016 

* wyczuliśmy gdzie i jak wieje już w czerwcu 2014 r :)