LogowanieZarejestruj się
News

Lepszy dźwięk na Makówce via Bluetooth? Kodek aptX dzięki BT Explorer

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
bluetooth

To dziwne. Dziwne, że trzeba uciekać się do zastosowania narzędzia, które nie jest oferowane natywnie w systemie (trzeba je pobrać z sieci), dodatkowo wymuszając ustawienie kodeka w doinstalowanym oprogramowaniu (w przeciwnym razie mamy najgorsze jakościowo SBC). Miałem z tym pewien problem (na jednym z komputerów), jednak najnowsza wersja narzędzia (o – skądinąd – ogromnych możliwościach… to chyba jedyne znane mi rozwiązanie, dające takie możliwości zmiany parametrów działania modułu BT w sprzęcie komputerowym) Bluetooth Explorer wreszcie pozwoliła na wymuszenie działania kodeka (macOS Sierra) także na iMac’u. Na MacBooku Air (model z 2011 roku) udało się jeszcze na Maveriksie (OSX 10.9) wymusić odpowiednie ustawienia*, natomiast na wspomnianym iMac’u był z tym problem. Do teraz. Po instalacji najnowszego oprogramowania systemowego oraz wspomnianej powyżej aplikacji, wreszcie mogę korzystać z najlepszego jakościowo rozwiązania w przypadku sinozębnej transmisji. Różnica między podstawowym rozwiązaniem (SBC) a kodekiem aptX jest oczywista, to wyraźny progres jakościowy. Mogę teraz przesyłać dźwięk do wzmacniacza D3020, korzystając z dużo lepszej transmisji, jak również wykorzystać w pełni potencjał Sennheiserów Momentum Wireless – tu, na słuchawkach, zmiana jakościowa jest jednoznaczna! Słuchanie lepszego jakościowo materiału w opcji bezprzewodowej nabiera sensu, wreszcie można usłyszeć wyraźną różnicę.

Pliczek pobieramy z poniższych lokalizacji:

Bluetooth Explorer (Dropbox), alternatywnie Bluetooth Explorer (WeTransfer)

Następnie uruchamiamy instalację i wchodzimy w ustawienia…

Warto zwrócić uwagę na mnogość dostępnych ustawień w tym niezwykle przydatnym narzędziu

Wymuszamy aptX, można też dodatkowo ustawić pracę słuchawek (wyłącznie zbędnych funkcji) oraz skonfigurować parametry strumienia

I mamy pełen obraz, wraz z aptekarską informacją o parametrach transmisji (w czasie rzeczywistym) oraz dokładną identyfikacją naszego sprzętu (i jego możliwości) w oprogramowaniu

To rozwiązuje kwestie współpracy komputerów Mac w przypadku połączeń audio via Bluetooth – można w pełni wykorzystać drzemiące w słuchawkach, głośnikach bezprzewodowych możliwości (a także, jw., stacjonarnym HiFi, które coraz częściej wyposażane jest w stosowne moduły bezprzewodowe). Minusy? Zasięg takiej transmisji (bez zakłóceń) jest ograniczony. Tak wynika z przeprowadzonych przeze mnie testów. Słuchając w innym pomieszczeniu muzyki puszczanej z Mac-a na słuchawkach zdarzają się przerwy, zakłócenia (tak, pamiętam o podatnym na problemy module w Senkach), to samo dzieje się w przypadku wzmacniacza oraz głośnika bezprzewodowego, który wykorzystałem do celów testowych (obsługującego kodek aptX). A zatem coś, za coś. Generalnie chcąc bezproblemowo skorzystać z niezakłóconego streamingu konieczne jest słuchanie w obrębie jednego pomieszczenia, gdzie źródło oraz efektor znajdują się w pobliżu, bez żadnych przeszkód na drodze sygnału. Ten jest podatny na zakłócenia (znacznie bardziej niż w przypadku transmisji via SBC/mp3/AAC, nie mówiąc już o transferze za pośrednictwem sieci WiFi). To ograniczenie, które – jak wspominają użytkownicy androidowych handheldów, dysponujących wsparciem dla aptX – jest jednym z głównych mankamentów lepszej jakościowo transmisji audio via BT. W przypadku urządzeń z iOS: iPhone, iPada oraz iPoda (Touch) niestety nie możemy liczyć na nic lepszego od transferu AAC (często będzie to podstawowy SBC – zależy to od obsługiwanych przez dane słuchawki, głośniki kodeków). Co prawda, jak wspominałem, Apple jakiś czas temu polepszyło transfer w mobilnym systemie do jakości AAC 256kbps, ale nadal nie jest to rozwiązanie porównywalne do strumieniowania via aptX (wyższe opóźnienia, dużo niższy bitrate, mocniejsza kompresja).

W efekcie mamy wyraźny progres jakościowy, szkoda tylko, że trzeba w tym celu instalować dodatkowe narzędzia, wymuszać ustawienia…

Dla przypomnienia, pełne informacje na temat technologii najlepszej jakościowo transmisji via Bluetooth znajdziecie pod tym adresem. Także tam znajduje się pełna lista urządzeń (stale aktualizowana) kompatybilnych, smartfonów oraz tabletów wyposażonych w kodek aptX (niektóre z androidowych i nie tylko androidowych handheldów otrzymują wsparcie wraz z aktualizacjami – warto śledzić!), akcesoriów, które mogą rozszerzyć możliwości naszej elektroniki w zakresie bezprzewodowego transferu audio via BT. Pisałem niedawno o najnowszej wersji kodeka (HD) pozwalającej na transmisję muzyki zapisanej w plikach 24/44-48… Nie zapominajmy, że nadal mówimy o stratnej kompresji, bo choć parametry są zbliżone do tych, które możemy uzyskać w przypadku strumieniowania via WiFi, to nadal Bluetooth nie pozwala na bezstratny transfer audio, nie jest to transfer bitperfect (także we wspomnianym powyżej, najnowszym wcieleniu). Z drugiej strony osiągnięto wyraźny postęp, po pierwsze redukując opóźnienia (ogromne, w przypadku standardowych protokołów transmisji) oraz po drugie zwiększając bitrate do poziomu gwarantującego uzyskanie bardzo dobrej jakości ….niestety, jak pokazuje praktyka codziennego użytkowania, przy wyraźnym pogorszeniu zasięgu transmisji (większa podatność na zakłócenia, problematyczne wykorzystanie w instalacjach strefowych – według mnie taka opcja jest obecnie nieosiągalna). Jeszcze jeden aspekt, który warto uwzględnić, to pewien wpływ (trudno tu o precyzyjne dane) na czas działania na baterii mobilnego sprzętu wykorzystującego aptX. Ten wpływ (krótszy czas działania, zwiększony pobór energii) może być odczuwalny szczególnie w przypadku użytkowników smartfonów, w mniejszym zakresie głośników / słuchawek bezprzewodowych.

* wspominałem o tym, przy okazji testów wzmacniacza D3020, ubolewając, że w przypadku sprzętu Apple właściwie to jedyna opcja (komputer) by cieszyć się lepszą jakością streamingu via BT.

Transport cyfrowy za grosze lepszy od sprzętu za tysiące? Chromecast pomierzony

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
chromecast-audio

Niczym drzazga w d… Strona pewnego inżyniera, osoby która hobbystycznie mierzy, opisuje, krytykuje to co w audio niby ustalone, to co modne, to co najgłośniejsze, najbardziej nośne i rozreklamowane. Zapewne wielu speców od marketingu, od PR miałoby spory problem, gdyby wnioski jakie pojawiają się na ww. witrynie pojawiły się w „głównym” obiegu. Na szczęście (a nasze nieszczęście?) dla speców to niszowy site, na tyle niszowy że zapewne wielu z Was, drodzy Czytelnicy, nigdy o nim nie słyszało. Ja śledzę publikacje Achimagio’s Musigns od dawna i cóż – wniosek z lektury kolejnych publikacji nie jest dla branży przyjemny… wręcz przeciwnie… jest przytłaczająco miało przyjemny. To, co uważamy za pewne, przestaje takim być, po lekturze i nie chodzi tutaj o ślepą wiarę w pomiary, cyferki, wyrzucenie subiektywnych ocen do kosza. Nie. Chodzi o coś innego – chodzi o poparte doświadczeniem jasne, nie pozostawiające niedomówień, konkluzje. Coś jest, albo czegoś nie ma. W przypadku Achimagio każdy humbug, każda ściema zostaje bezlitośnie obnażona. Po prostu.

To miejsce, które każe nam, poszukiwaczom dobrego jakościowo brzmienia, przemyśleć parę rzeczy na nowo. Cały cykl artykułów o MQA (bardzo krytycznych w wymowie – będzie o tym osobny wpis) pokazuje w czym rzecz – dzisiaj zatraca się w wyścigu o kasę pierwotny sens całej zabawy, a że w przypadku komputerowego audio (cyfrowego zapisu muzyki, opublikowanego w sieci i odtworzonego w warunkach domowych – precyzyjnie rzecz ujmując) można wmówić prawie wszystko… to się w najlepsze wmawia. Nie ma (bo i być nie może) najlepszego, czy jedynego gwarantującego najlepszy efekt sposobu zapisu, rejestracji i nigdy nie będzie. Właściwie każda technika może w rękach dobrego rzemieślnika (mastering – dźwiękowcy) dać dobry, bardzo dobry efekt. Co więcej, w świecie streamingu, grania z pliku kwestia transportu opartego w 100% na sprzęcie komputerowym, bo każdy streamer to komputer, oparty na TYPOWYCH komponentach tj, układy Intela, procesory ARM, chipsety / płyty stosowane powszechnie w IT (choćby nie wiem jak był drogi, audiofilski i prze-zachwycający) jest… najmniejszym problemem, najmniej istotnym problemem w kontekście jakości brzmienia. Jeżeli byłoby inaczej, tzn. to właśnie ten element był krytyczny, to jak wytłumaczyć idealne wyniki pomiarów takiego Chromecasta (Audio) za 35$? Jak uzasadnić, że coś (realizującego dokładnie te same zadanie – przesłanie z źródła cyfrowo zapisanej muzyki i przesłanie tego dalej w domenie cyfrowej do reszty toru) za 3500$ (i więcej) właśnie …robi to lepiej, podczas gdy lepiej tego nie robi, bo NIE MOŻE? Co więcej (i gorzej dla high-endów) ten pizdryk radzi sobie równie dobrze, jako odtwarzacz, przesyłając dźwięk analogowo, już po konwersji w – podkreślam – akcesorium za 35 dolarów. Zresztą popatrzcie sami na ten wpis (pomiary toslinka tutaj) i wyciągnijcie wnioski. Ja korzystam z paru Chromecastów, intensywnie użytkuje i wnioski już wyciągnąłem. To się sprawdza, zwyczajnie, bez żadnego „ale” się sprawdza. Brawo Google.

Zero-jedynkowy świat to dla wielu świat niemal magiczny, trudny do rozeznania, bo (na pierwszy rzut oka) niezwykle skomplikowany, pełen technologicznego żargonu (w wydaniu marketspecjalistów coraz częściej – niestety – bełkotu). I na tym się żeruje, na tym bazuje, wciskając rozwiązania, które nie dają w praktyce żadnego progresu, żadnego magicznego „lepiej niż pierwotnie zarejestrowane”, żadnego tego typu bajerowania (właśnie!) jak to spece z lubością starają się nam wmówić. Patrząc na pomiary, a także własne oraz przedstawione na ww. stronie wnioski, można napisać tak (twarde fakty, pomijam subiektywne – gra bardzo dobrze, bo…)”…

Chromecast Audio:

  • pozwala uzyskać rozdzielczość na poziomie 17.5 bitów (wyjście analogowe, cyfrowo nawet 18.5), co jest wynikiem bardzo dobrym, lepszym od wielu cyfrowych źródeł za ciężkie pieniądze dostępnych na rynku, podobnym do wielu za dziesięciokrotność sumy, którą przyjdzie za niego zapłacić. Innymi słowy jest to transport, który po upgrade software faktycznie obsługuje materiał 24 bitowy (a nie tylko udaje, że to robi!),
  • ma pomijalny jitter (przypominam, mówimy tutaj o streamingu via WiFi), który pojawia się dopiero wtedy, gdy gramy 24 bity (@ SPDIF). W przypadku materiału 16/44 to rozwiązanie jest JITTER FREE, w przypadku 24 bitów pomiary wypadają gorzej, ale jitter i tak nie ma wpływu na degradację dźwięku w słyszalnym przez człowieka zakresie,
  • jest bitperfect* Warto to podkreślić, bo wiele drogich transportów NIE JEST bitperfect (na marginesie, wszystko co gra Wam wspomniane MQA z założenia nie jest bitperfect, bo MQA nie jest bitperfect),
  • dysponuje świetnie zbalansowanymi kanałami (analog) – żadnych odstępstw, żadnego mniej lub bardziej. Idealne 2Vrms!
  • pozwala, biorąc pod uwagę potencjał (35$!), na podpięcie bezpośrednie do reszty toru analogowo, byle nie były to wysoceefektywne słuchawki. Zwyczajnie, podepnijcie to pod swoje stereo,
  • ma wyjście cyfrowe (Toslink), które wypada bardzo dobrze i w testach porównawczych z bardzo dobrym przetwornikiem C/A TEAC UD-501 nie ma różnic w porównaniu z graniem via USB (PC) na wspomnianym DACu (16/44). To o czymś świadczy, nieprawdaż? Jako transport cyfrowy jest dobrze, ale równie dobrze zdać się na wbudowany, jak się okazuje świetny AKM4430, budżetowy, a jak widać doskonale wykonujący swoją robotę,
  • wyposażono w efektywny system buforowania, zapewniający odtwarzanie bez przerw dźwięku nawet przy dość kiepskim sygnale (opisane w artykule Achimagio 40%). Wiele nowoczesnych streamerów ma cholernie duże problemy w nawiązywaniu połączenia (a co tu mówić o bezproblemowym przesyle, graniu bez zakłóceń) i „wymięka” podczas prezentacji w sklepach (duże zakłócenia, liczne urządzenia podpięte na niewielkiej przestrzeni)
  • nie ma problemu z materiałem 24/88, co niestety przytrafia się wielu urządzeniom audio,
  • to najtańsze tego typu rozwiązanie na rynku (tańszego, w zakresie funkcjonalnym, nie ma), które zostało zaprojektowane jak trzeba. Jak widać nie trzeba laboratorium NASA, kosmicznych technologii, rzadkich materiałów z asteroidy, by coś niezwykle taniego wypadało w pomiarach blisko (albo dokładnie) wartości referencyjnych. To jest – jak podkreśla autor bloga – bardzo proste. Jitter, bitperfect, balans, rozdzielczość to konkrety, albo coś potrafi, albo nie potrafi (jest źle zaprojektowane, albo nie do końca dobrze) osiągnąć właściwych wyników. Tylko tyle i aż tyle! Dotyczy to także DACa za 5000$, streamera za 20 000 tysięcy i innych, audiokomputerowych wynalazków,
  • wypada jako źródło równie przekonywająco jak wspomniany TEAC UD-501 (to subiektywny osąd autora pomiarów). Mój? Patrz wyżej (strefy oparte na Chromecast A.)

Cóż mogę dodać? Może to, że oczywiście można inaczej i więcej, bo można chcieć obsługi DSD chociażby (tak, uważam że 1 bitowy materiał ma swoje specjalne cechy, które kojarzą się z graniem z analogowych źródeł, chodzi tu o subiektywny odbiór tak zapisanej muzyki, nie chodzi o żadne oceny lepiej/gorzej), można chcieć integracji z Roonem (niestety na razie nie ma możliwości wykorzystania Chromecasta w tym front-endzie, choć przymiarki trwają i mam nadzieję, że takowa integracja w wersji 1.3 oprogramowania się pojawi), można też mieć ochotę na dużego klamota po prostu, na połączenie wielu funkcjonalności (vide świetny skądinąd ADL Stratos) itd. itp. Nie zmienia to jednak ogólnej wymowy tego, co powyżej… nie ma i nie będzie czegoś takiego, jak Złoty Graal cyfrowego audio (za góry złota rzecz jasna), który pozostawia wszystko inne daleko w tyle. Czegoś takiego w przyrodzie nie ma i nie będzie (bo też jest jasny cel w przypadku transportu cyfrowego – da się to zmierzyć, da się stwierdzić, da się osiągnąć lub nie). Sprzęt za dziesiątki tysięcy złotych może nie spełniać formalnych wymogów, być zwyczajnie źle skonstruowany, mieć braki w obsłudze cyfrowego dźwięku (podstawowe) i choć nie wyklucza to automatycznie dobrego brzmienia, to nie może on brzmieć lepiej od tego, co zaprojektowano… lepiej. Nawet jeżeli to lepiej zaprojektowane kosztuje 35$. Tak podpowiada logika i trudno by było inaczej. Nie można udowadniać czegoś, czego nie ma. Nawet jeżeli dysponuje się najlepszym słuchem we wszechświecie nie można. Nie można, ale często gęsto to się właśnie robi.

Pod rozwagę.

 

PS. Do napisania tego wpisu długo dojrzewałem, musiałem sobie to wszystko poukładać. Poukładałem i cóż, tak to widzę. Wiem, że w ten sposób narażę się złotouchym piewcom czegoś, co wg. nich gra lub nie gra. Mniejsza o twarde realia, prawda? Kiedy to ucho w bezwzględny sposób „mierzy” i „dowodzi”. Dobrym określeniem na te do(wy)wody jest „zdaje się”, najlepszym według mnie, ale to automatycznie wyklucza dalszą dyskusję, bo przecież złotouchy powie „jest” i basta. Muszę szybko uporządkować listę kontaktową, coś czuję ;-)

Bryston z nowym streamerem: Pi jak Malinka Pi? Ano dokładnie!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
L_1

Mamy na rynku ciekawą platformę do samoróbek, która zwie się Rabesperry Pi. NanoPC z możliwością budowy w oparciu wszystkiego, co nam do łba przyjdzie. Ot, gotowa platforma DIY. Okazuje się, że ta platforma jest na tyle wartościowa, że można potraktować ją jako punkt wyjścia do stworzenia własnego, firmowego rozwiązania. Tą właśnie drogą poszedł kanadyjski Bryston, wprowadzając na rynek pierwszego streamera – model Pi. Nawiązanie nieprzypadkowe zatem, pytanie co dostajemy ekstra, płacąc ekstra, w przypadku wyrobu Kanadyjczyków (bazującego, na taniej jak barszcz platformie sprzętowej)? Oczywiście mamy coś ubranego w zgrabną obudowę nawiązującą do klasycznej formuły jaką stosuje w swoich produktach Bryston. Aluminiowa, srebrna (albo czarna) budka to jednak trochę za mało, żeby przyspieszyć puls potencjalnego nabywcy (poza frontem jest to prosta obudowa, stosowana w DIY). Producent oferuje software dla odtwarzacza w oparciu o gotowe rozwiązania (Linux). Znowu, mówimy o czymś, co jest dostępne na zasadzie OpenSource, pytanie na ile i czy software został zmodyfikowany pod kątem tego konkretnie produktu? Zastosowano wyspecjalizowaną kartę dźwiękową HiFiBerry  (parametry typowe, tzn. obsługa dźwięku PCM 24/192), czytaj gotowca, którego można zakupić tworząc własne DIY. Sumując – to Malinka & platforma HiFiBerry.

Producent mówi o high-endowym dźwięku. Trudno się do tego odnieść, nie mając styczności ze sprzętem, jednakowoż bazuje jw. na czymś, co stanowi kościec budżetowego rozwiązania (tak, wyznacznikiem jest tutaj cena, bo kompetencje brzmieniowe w świecie cyfry, cyfrowego transportu, bo mówimy tutaj właśnie o takim rozwiązaniu, są trudne do określenia, do oceny). Sprzęt ma kosztować 4500 złotych. To – jak na high-end – mało. Z drugiej strony komponenty, jak wspomniałem, które stanowią fundament tego streamera są dostępne za grosze (całość mieści się w kwocie ok. 100 euro – mam tu na myśli płytę główną, kartę dźwiękową oraz zasilanie z prostą obudową). Mówią: ” to niecała połowa tego, co musicie zapłacić za flagowego BDP-2″. Ok, tylko dalej pozostaje pytanie - co też, poza obudową, zaoferował nam tutaj Bryston? Z tego, co widzę, zdecydowano się na kolorowy wyświetlacz, co nie jest niezbędne, bo przecież i tak sterownikiem będzie tutaj handheld (dostępna apka pod Androida oraz iOSa, można też będzie sterować z komputera via webpanel, jest port IR – można w razie czego sterować z jakiegoś uniwersalnego pilota). Displej jest niewielki, bo i sam streamer jak na Malinkę przystało, jest malutki. Odnośnie możliwości, to te są typowe dla tej platformy (czytaj mamy wszystko, czego potrzebujemy, bez dodatkowej konfiguracji, ustawiania, wgrywania): serwisy streamingowe (bodaj wszystkie, które funkcjonują), rozgłośnie internetowe oraz dostęp do danych na NASach. Dzięki wyjściu HDMI można Pi podpiąć pod duży ekran (monitor, telewizor w salonie – kto co lubi). Połączenie z Internetem realizujemy za pomocą karty LAN (nie ma WiFi, nie ma modułu BT), względnie w ten sposób wyprowadzić dźwięk ze streamera (przetworniki C/A zazwyczaj nie mają tego typu złącza, chodzi tutaj o amplitunery zatem). Można też grać z podpinanych do portów USB pamięci masowych (w broszurce/na stronie producent podaje, że można podpiąć USB DACa). Nie ma możliwości wyprowadzenia dźwięku analogowo, zatem do kosztu zakupu streamera trzeba doliczyć jakiegoś DACa. Ta brystonowa malinka to cyfrowy transport.

Podsumowując ten krótki opis nowego streamera Brystona: nie mam pretensji, że ktoś bazuje na bardzo sensownym, otwartym rozwiązaniu. To, jak najbardziej, ma sens. Pytanie tylko o wycenę i wkład własny producenta w projekt. Bo tutaj jest pole do popisu i można żądać więcej, tyle że powinno to być czymś poparte, czymś konkretnym. Autorskie oprogramowanie, modyfikacje podstawowego malinkowego hardware, jakieś lepsze zasilanie? Tak, właśnie tego typu rzeczy mam na myśli. Jak jest w tym wypadku, przekonamy się po pierwszych testach, recenzjach BDP-π. Patrząc na to, co na razie zaprezentowano, widzę Malinkę z aluminiowym frontem, z wbudowanym, miniaturowym wyświetlaczem. Po prostu…

PS. Na HDMI jest 16/44 PCM wyłącznie, na wyjściach cyfrowych  - trudno powiedzieć. Sam producent wspomina, że hi-res audio via USB… Poniżej parę zrzutek z webowego panelu sterowania (prawda, że wygląda znajomo użytkownicy Malinki Pi? ;-) )

» Czytaj dalej

Futureproof z NADem? Nowe wzmacniacze gotowe na przyszłość

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
FOREVER CLASSIC

Lubię tę markę. Korzystam z produktów Kanadyjczyków (firma z Anglii, przeniosła się swego czasu za Atlantyk) od wielu lat, doceniam bardzo dobre brzmienie w korelacji z bardzo przystępną ceną oraz …hmmm konsekwentne podejście do oferty (konserwatywny z wyjątkami design, nadowskie, prawdziwe waty etc.). Firma od paru ładnych lat rozwija swoje produkty w głównym nurcie postępu jaki dokonuje się w branży, postępu związanego z graniem z pliku, z dostępem do sieci, z integracją urządzeń (docelowo wszystkich) w ramach spójnego ekosystemu. Siostrzana marka BlueSound to konsekwencja wielu lat doświadczeń z wprowadzania na rynek sprzętu audio z wysoce efektywnymi końcówkami pracującymi w klasie D, z wielofunkcyjnymi (początkowo) uniwersalnymi pilotami, a następnie aplikacjami sterującymi, z przetwornikami C/A, bezprzewodową transmisją dźwięku etc. Przy czym to wszystko o czym napisałem pojawiało się w NADzie często szybciej niż u konkurencji, katalog produktów był znacznie bardziej rozbudowany niż u wielu specjalistów z branży. Firma zachowała dość unikatowy status kogoś, kto łączy ultranowoczesne z …tym co bardzo klasyczne, tradycyjne. Stąd tunery, przedwzmacniacze gramofonowe oraz gramofony w stałej ofercie, stąd czysto analogowe końcówki oraz wzmacniacze. Tak, to prawda, wiele docenionych przez użytkowników, media urządzeń (w tym, zdobywające uznanie poparte licznymi nagrodami i świetnymi recenzjami, najmniejsze integry C31x BEE) do dzisiaj z powodzeniem stanowi fundament niejednego, często całkiem rozbudowanego i kosztownego systemu. Oczywiście pamiętamy doskonale chlubną historię firmy, jej legendarne dokonania z najbardziej rozpoznawalnym, najsławniejszym wzmacniaczem 3020 (do dziś wiernie mi służy pre 1020). Na łamach HDO popełniłem dłuższy artykuł, recenzję na temat nowoczesnego „następcy”, modelu D3020, który zwiastował nadejście nowego NADa, ultranowoczesnego NADa, sprzętu, który ma być właśnie, jak w tytule, „FUTUREPROOF”. Wiele rzeczy „przećwiczono” w linii premium tj. serii Master. To tam trafiały nowinki (z zakresu wzmacniania sygnału oraz jego obróbki C/A). To także kawał świetnej, wartej opisania w osobnym artykule, historii postępu, wprowadzania zmian, które podążały za szalenie szybkim, zmieniającym się rynkiem audio (wraz z nastaniem ery Internetu).

No i stało się. 13 września NAD zaprezentował zupełnie nowe, następne pokolenie swoich integr, wzmacniaczy z którymi przede wszystkim kojarzona jest firma. To właśnie te ampy, a dokładnie te z cyferką 3 są najbardziej charakterystycznym elementem oferty, czymś, z czym kojarzymy NADa. To fundament (nawet jeżeli obecnie, patrząc przez pryzmat sprzedaży, nie do końca odpowiada to prawdzie), kościec katalogu, coś od czego zaczynamy. Wzmacniacz. Po prostu. No właśnie mimo że mówimy wzmacniacz, dzisiaj właściwie trudno o precyzyjną definicję dopiero co zaprezentowanych produktów. Czym jest nowa seria zatem? Integrą? Tak. Ale nie tylko, bo mówimy o integrze analogowo-cyfrowej o otwartej architekturze (to jedna z pierwszych firm z branży, która postawiła na modułowość), z własnym ekosystemem (to nie nadużycie) rozwiązań, ze wspólnym mianownikiem, który zwie się BluOS. To kluczowy element, kluczowy, bo właśnie otwarty na zmiany, pozwalający na użytkowanie NADa przez dziesiątki lat (tak, tak jak legendarnego 3020) bez obawy, że za moment będzie ten klamot mocno wczorajszy. Zaraz ktoś zaprotestuje i powie, przecież mówimy o wzmacniaczu, o drucie ze wzmocnieniem, przecież to nie źródło (które za moment może faktycznie być przestarzałe, wystarczy że ktoś nie napisze już aktualizacji, nie mówiąc o ograniczeniach hardwareowych). Cóż, czasy się zmieniły i dzisiaj wszystko nam się integruje. Chodzi zarówno o integracje pt. nie mnożenie bytów, jak i integrację w  ramach spójnego, sterowanego wygodnie z poziomu aplikacji systemu, gdzie „efektor” czytaj źródło, wzmacniacz, głośnik często, gęsto występuje w formie JEDNEGO urządzenia. To co pokazuje NAIM, Devialet, B&O, czy taki gigant jak Yamaha (i wielu innych w branży) daje mocno do myślenia. Nie chodzi tutaj tylko o inny segment, o jakąś modę, a o coś więcej… audio zmienia się, dostosowuje, ewoluuje dopasowując do realiów XXI wieku. Bo musi, bo nie ma wyjścia, wspomniany Internet, całkowita zmiana dystrybucji muzyki wymusza daleko idące zmiany.

Co zatem pokazał NAD dwa dni temu? Pokazał coś, co koresponduje z tym, co napisałem powyżej. Nowe wzmacniacze oparto na końcówkach pracujących w klasie D (autorskie rozwiązanie, wcześniej przećwiczone w serii Master) oraz wbudowane przetworniki C/A, przedwzmacniacze gramofonowe (świetny, skądinąd ruch) oraz Bluetooth (oferujące dobrą jakość, ze wsparciem dla kodeka AptX) i zależnie od modelu WiFi/LAN (to ostatnie to opcja). To w standardzie, a poza podstawowym, najtańszym klamotem, kolejne dwie integry otrzymały kieszenie na moduły MDC. To patent firmowy, od kilku lat rozwijany, pozwalający na unowocześnianie sprzętu. Najważniejsze (i odkrywcze) nie jest zastosowanie modułowości, a sposób w jaki NAD podszedł do kwestii wsparcia, oprogramowania. Mój, wcale nie sieciowy (bez LAN/WiFi), choć jw. bardzo nowoczesny, NAD D3020 otrzymuje aktualizacje firmware (m.in. nowe możliwości w zakresie kina), co tylko pokazuje jak dobrze firma rozumie teraźniejszość oraz jak dobrze przygotowuje użytkownika sprzętu ze swoim logo na wyzwania przyszłości. To, co stanowi różnicę, sporą różnicę, to system BluOS, coś co możemy sobie zintegrować w wielu urządzeniach marki, coś co teraz będzie głównym upgrade nowych NADów. Każdy dostosowany do modułu sieciowego (LAN/WiFi) umownie wzmacniacz, przeistoczy się w autonomiczne źródło audio z wielostrefowym, otwartym softwarem, który jako pierwszy (gdy idzie o cały przekrój katalogu, liczbę oferowanych urządzeń) daje właścicielom NADów pełne wsparcie dla MQA. To może (choć to jeszcze nie przesądzone) robić cholernie dużą różnicę. Nie ulega wątpliwości, że szerokie wdrożenie nowego sposobu dystrybucji oraz masteringu plików audio w sieci to, patrząc przez pryzmat wsparcia, obsługi na poziomie hardware’u, DUŻA RZECZ. Chodzi tutaj o pełną obsługę, dekodowanie w klamocie (najnowszym wzmacniaczu) tego, przyszłościowego rozwiązania, a także pełną kompatybilność (wraz z jednym, wspólnym sterownikiem) z całym wachlarzem produktów NADa (& BlueSound). Strefy, małe głośniki strumieniowe, instalacje wielokanałowe (to także, jeden z ważnych aspektów dokonującego się rozbratu z kablem – nowe otwarcie dla systemów wielokanałowych) i coś, co nadal nazwiemy stereo HiFi, systemem audio, tyle że w ultranowoczesnej formie. Wspomniałem o wielokanałowości nie bez przyczyny. NAD oferuje w ramach modułów MDC kartę rozszerzeń z portami HDMI. To – póki co – jedyny, jedynie słuszny, sposób na przesył dźwięku w standardach wielokanałowych, przesył (o ile takie rozwiązanie wprowadzono) sygnału jednobitowego (DSD/SACD) oraz – ogólnie – integrację z urządzeniami wizyjnymi. Oferta modułów za pewne będzie stale aktualizowana, będzie można liczyć na to tytułowe „futureproof”.

C338

Nowe wzmacniacze to, kolejno: C338 (odpowiednik serii 315/6) oraz C368 i 388. Największe różnice występują w przypadku pierwszej integry, która nie ma wejść na moduły, która jednakowoż jest w dużej mierze odpowiednikiem opisanego u nas D3020 (na marginesie, teraz to „klasyczna cyfra” – taka firmowa klasyfikacja, dla odróżnienia od tego, co nowe), tyle że w bardziej klasycznej formule (a nie czegoś, co bardzo odważnie zrywa z klasyką właśnie – wtedy, gdy debiutowała seria Dxxx, obejmująca DACa D1020 oraz integry D3020 i D7050 – wręcz nowatorsko), przy czym podobnie jak D7050 dysponuje także WiFi. To wymiary typowego audio klamota, ale wszystko zaprojektowano od podstaw, tak aby ten wzmak był gotowy na potrzeby użytkownika dzisiaj (jutro), bez konieczności zawracania sobie głowy kolejnymi zakupami (zbędnymi). Nie chodzi tylko o oszczędność, chodzi także o coś więcej – o wygodę, o spójny i w efekcie także lepszy (od strony brzmieniowej) efekt. Każda komplikacja toru… tak, pamiętamy, poza tym warto przypomnieć sobie na jaką minę można wejść, gdy sprzęt (różnych marek) zupełnie nie będzie do siebie pasował. Stracony czas i pieniądze. Tutaj jest inaczej. Co ciekawe to inaczej nawiązuje to tego, czemu NAD stara się być wierny: zaoferuj coś nowoczesnego, dobrego i uczciwie wycenionego. To ma być i jest sprzęt dla mas. Stąd nawiązanie (patrz obrazek prezentujący całą nową serię) do klasyki, do 1972 roku (tak, to właśnie wtedy :) ). Firma nie szermuje hasłami ultrazaawansowanych, kosmicznych technologii, technobełkotem jaki udziela się wielu innym producentom z branży, którzy wymieniając na pudełkach setki rzeczy, które to rzekomo ich sprzęt ma/wspiera, zapominają o tym, co kluczowe – o podstawach. Stąd, w opisie nowości znajdziemy mocno akcentowane przywiązanie do zaprojektowania odpowiedniej ścieżki sygnału, precyzyjnego sterowania natężeniem dźwięku, odpowiednią separacją poszczególnych elementów oraz – tym razem mocno uwypuklonej – integracji gramofonowego przedwzmacniacza. W czymś, co może przemienić się w ultra na czasie, autonomiczne, „wszystkomające” źródło muzyki. No proszę! To właśnie piękne nawiązanie do tego, co przecież najważniejsze – do dźwięku, do muzyki, do możliwości skorzystania przez nabywcę z tego, co oferuje mu rynek, tego co najlepsze, czy tego na czym mu po prostu zależy, z czego nie chce rezygnować. FOREVER CLASSIC, takie hasło widnieje przy nowych produktach. Coś w tym jest, nieprawdaż? ;-)  Połączenie klasyki z nowoczesnością bez kompromisów? Takiego, całościowego podejścia do tematu, ze święcą szukać u innych w branży.

C368

C388

D3020 potrafi zagrać równie wciągająco, angażująco, przyjemnie co moje klasyczne NADy. Inżynierowie osiągnęli to wykorzystując zupełnie inne metody, zupełnie inny sposób wzmocnienia sygnału i efekt okazał się nie tylko akceptowalny (miałem obawy, co zresztą wyrażałem na łamach), ale po prostu bardzo dobry, taki jakiego bym sobie życzył. W nowych NADach mamy końcówki Hypex UcD. To ultranowoczesne rozwiązanie, ultra bo super efektywne, pozwalające z jednej strony na uzyskanie bardzo wysokiej mocy oraz dynamiki, przy niewielkim zapotrzebowaniu energetycznym (znak czasów). Udało się nie tylko zachować, ale polepszyć linearność w szerokim zakresie częstotliwości (polecam bardzo dokładne pomiary D3020 i D7050 @ Stereophile), a dodatkową korzyścią jest uniwersalność (w NADach od zawsze bardzo chwalona) tzn. możliwość napędzenia kolumn o bardzo różnej charakterystyce. Seria Master była forpocztą, to co zaoferował NAD w budżetowym HiFi jest rozwinięciem wcześniejszych prac, ich ukoronowaniem. Wspomniane pomiary pokazują, że faktycznie udało się uniknąć wielu niebezpieczeństw związanych z nadmiernym szumem oraz zniekształceniami (jakie towarzyszyły nam od zawsze w przypadku końcówek A, A/B), jednocześnie zachowując to, co w klasycznych konstrukcjach było pożądane.

BluOS MDC

Najtańszy model to PRAWDZIWA REWELACJA wg. mnie. Co prawda nie ma BluOS-a, ale co powiecie na model ze zintegrowaną siecią WiFi (jest Google CAST! Poza tym możemy strumieniować z komputerów, NASów w ramach uPnP)? Jest także, wspomniany powyżej, Bluetooth (aptX) pozwalający na szybkie sparowanie z dowolnym źródłem. To jedyna znana mi integra z wbudowanym, pełnym modułem sieciowym, do tego z gramofonowym pre, z możliwością (jakże ważną!) integracji źródeł analogowych. Nazwali to „dać to, co potrzebne, jak trzeba” i dali! Poza tym mamy wejścia cyfrowe integrujące nam wszystko co nowoczesne, dzisiejsze i to nie w niewystarczajacej zazwyczaj liczbie dwóch, a czterech wejść SPDIF (2x optyczne i 2x koaksialne). To się nazywa integra XXI wieku, prawda? Do tego sterowanie z apki. Nie zapomniano o wyjściu słuchawkowym (ciekawe, czy będzie lepsze od tego w D3020), mając w pamięci jak popularne dzisiaj i wszędobylskie są słuchawki (którymi posługujemy się, często z konieczności, także w domu). To sprzęt skrojony na miarę, na dzisiejsze potrzeby.

Dwa droższe modele to wspomniane moduły MDC. To większa elastyczność, większy koszt (także przy uwzględnieniu kosztu nabycia stosowanych modułów), przy zachowaniu jeszcze większej gotowości na to, co przyniesie nam w audio przyszłość. Mamy w standardzie Bluetooth, natomiast integracja Internetu via LAN, wsparcie dla MQA, przeistoczenie integry w sieciowe źródło audio wymaga dokupienia modułu. Otwartość na strefy, na współpracę z urządzeniami NADa/BlueSound to coś, za co przyjdzie nam dodatkowo zapłacić, co jednakże jest w każdym momencie użytkowania wykonalne, co daje nam gwarancję, że te klamoty po prostu się nie zestarzeją, że zawsze będą na czasie. Wspomniane MDC z HDMI (przełącznik 4 portowy z wsparciem dla 4K, w sumie dwa warianty tego modułu), czy z dodatkowymi wejściami analogowymi oraz z cyfrowymi wejściami z USB to raczej do tej pory bardzo rzadko spotykane rozwiązania (a w takiej rozpiętości, chyba jedyne), pozwalające dopasować nowego NADa do własnych potrzeb. Znacznie większa (wręcz kosmicznie wielka) jest moc, jaką oferują dwa wyższe modele (odpowiednio 200 oraz 400W). Oczywiście BluOS (nie tylko obsługa, ale też, właśnie – system), sterowanie z handheldów, kolorowe wyświetlacze na froncie (gustowny, niewielki, monochormatyczny w C338) to rzeczy korespondujące z nowoczesną formą nowych integr, ale sama forma oraz wspomniane wyposażenie w analogowe interfejsy oraz obsługę gramofonu to stare, dobre HiFi. NADowi udało się, z tego co widzę, połączyć i zintegrować to co kluczowe i może teraz spokojnie czekać na reakcję konsumentów. Moim zdaniem, te nowe klamoty idealnie wpisują się w dzisiejsze i przyszłe potrzeby. Ceny? C338 ma kosztować 650 dolarów, model 368 wyceniono na 900, zaś 388 będzie dostępny za 1600 dolarów. Jak widać, przyszłość kosztuje, z drugiej strony takiej integracji dzisiaj, w takiej cenie, nikt nie oferuje…

 

Fotostory IFA 2016

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
IFA_Logo_2016_datum_SEP_Versalien_eng-small

Nasza relacja z targów IFA 2016. Starałem się wyłowić najciekawsze rzeczy, przy czym nie zależało mi specjalnie na tym, by wszystko zobaczyć i opisać (w przypadku audio nie było tego niby aż tak dużo, wspominałem że była jedna sala audio/HiFi, na kilkadziesiąt, ale… ile tego audio było wszędzie indziej, oj multum było), raczej koncentrowałem się na wyznaczających nową jakość produktach, pomysłach etc. Właśnie. Sporo rzeczy pokazanych przez producentów było prototypami (jak najlepsze IEMy RHA), wersjami przedprodukcyjnymi (Audeze), a nawet konceptami (taki status pasował jak ulał do niektórych pomysłów Samsunga, LG, a także paru zupełnie nieznanych do tej pory firm, które liczą na wsparcie darczyńców w serwisach crowdfundingowych). Wyciecze po stoiskach towarzyszyła satysfakcja, wynikająca z tego konstatacji, jak często udawało się tu – na HD-Opinie – trafnie opisać trendy, kierunek rozwoju branży. Widać to wyraźnie po zaprezentowanych nowościach, względnie pomysłach, które mają w ciągu najbliższych kilkunastu miesięcy trafić na rynek w formie gotowych wyrobów.

Muzyka jest spoiwem, dźwięk jest spoiwem i to było wyraźnie widać na wielu stoiskach, i tych związanych teoretycznie z obrazem, aplikacjach dla inteligentnego domostwa, rozwiązaniach przeznaczonych dla pojazdów oraz tego, co ma służyć do zachowania dobrej kondycji, zdrowia. Wszędzie przewijał się wątek towarzyszącego w codzienności, w codziennych aktywnościach dźwięku. I chcę tutaj podkreślić, że nie jest to tylko dodatek, a coś co stanowi główny nurt, element ważny, mający swoje ugruntowane miejsce w elektronice konsumenckiej. Ma grać, oczywiście grać z sieci, przy czym to granie ma być inteligentnie dopasowywane do naszego nastroju, AI (bo jesteśmy u progu wprowadzania inteligentnych, samouczących się rozwiązań zarówno na poziomie osobistym, jak i społecznym) ma być kluczowym rozwiązaniem, takim systemem, systemów, mamy słuchać na co przyjdzie nam ochota wszędzie, w każdym miejscu, w którym przyjdzie nam na to ochota. Przy czym widać, że temat lepszej jakości dźwięku, który do niedawna stanowił niszę (niszy), wypływa – widać to po stoiskach, proponowanych produktach nowej generacji, gdzie wsparcie dla wysokiej jakości dźwięku jest standardem, gdzie dbałość o to by dobrze grało jest w centrum uwagi.

Drogie, czy bardzo drogie produkty koegzystują z dużo przystępniejszymi, które jednakowoż pełnymi garściami czerpią z technologii opracowanych na potrzeby high-endu. Co więcej, zmiany jakie się dokonują, takie jak bezprzewodowa transmisja sygnałów audiowizualnych, dostęp do muzyki z sieci za pośrednictwem serwisów, wielostrefowość, łączenie funkcjonalności / integracja w ramach produktów audio wielu kluczowych elementów: interfejs dla systemów AI, aktywność, zdrowie, jedna ze składowych internetu rzeczy tworzą zupełnie nową rzeczywistość dla branży, ogromne wyzwanie, ale jednocześnie ogromną dla niej szansę. To widać, wyraźnie widać, patrząc na to, co dzisiaj wyznacza kierunki, to nad czym się obecnie branża audio koncentruje. Dokanałówki iSine z cyfrowym kablem Cipher, „inteligentne” IEMy Here, zapowiedź LCD-3i (tak, będzie wersja z kablem Cipher do niedawna flagowego modelu ortodynamików), dysponujące własną aplikacją CapTune (patrz tutaj) Sennheisery PXC z docelowo rozbudowanym DSP, będące docelowo kompletnym rozwiązaniem / systemem składającym się ze słuchawek oraz oprogramowania (wraz ze wsparciem dla zewnętrznych front-endów, dla np. MQA?), najnowsze playery Onkyo, Pionka oraz Sony (DAPy ze strumieniowaniem / własnymi modułami LTE, wsparciem dla MQA), dziesiątki strumieniowców stacjonarnych z softwarem pozwalającym na aktualizowanie funkcjonalności co wychodzi na przeciw niezwykle dynamicznym zmianom jakie obserwujemy w segmencie audio – to świetnie obrazujące (co się obecnie dzieje) przykłady produktów, rozwiązań jakie można było zobaczyć w Berlinie. A to tylko (wierzcie mi) niewielki wycinek tego, co nas czeka.

Impulsem (bardzo mocnym) dla nowego jest to, co zaprezentowało 7 września Apple. Tej firmy, tradycyjnie nie ma na targach, na wszelkich możliwych targach branżowych (IFA, CES, MWC etc), ale wpływ tego producenta na kierunki w jakich podąża branża jest przemożny, trudno go pominąć. Bezprzewodowość jest widoczna na każdym kroku, rezygnacja z tego co fizyczne (a nawet zapisane lokalnie, vide streaming) to kolejny etap rozwoju, coś co będzie generowało największe zyski i w efekcie doprowadzi do bardzo radykalnych zmian w całym segmencie elektroniki użytkowej. Zresztą to już widać (liczba propozycji, to na czym się dzisiaj producenci audio koncentrują), a przyszłość wcale nie musi (jak wielu się wydaje) oznaczać rezygnacji z dobrego jakościowo dźwięku. Dobrym tego przykładem była prezentacja (poniżej, w fotorelacji znajdziecie zdjęcia z opisem) systemu Beyerdynamika z Astell&Kern (iriver – to bliska współpraca i kooperacja od chwili pojawienia się nowej marki tj. A&K na rynku) składającego się z prototypowych słuchawek bezprzewodowych ze specjalnie zmodyfikowanym kodekiem aptX HD, nauszników z rozbudowanym systemem DSP opartym na mikroprocesorze, który stanowi całościowo przenośny system audio z możliwością modyfikacji, aktualizacji, poszerzania funkcjonalności. Pamiętacie mój wpis o konferencji Apple, gdzie sporo miejsca poświęciłem AirPodsom, ich nowemu układowi W1 jaki zastosowali nie tylko w tych kontrowersyjnych pchełkach, ale także niemal we wszystkich nowych Beatsach? No właśnie…

Dźwięk wykorzystujący protokół Bluetooth od zawsze tratowany był jako najgorsze możliwe rozwiązanie w aspekcie jakościowym. Od paru lat nie jest to już takie oczywiste, a to, co pokazano na IFA jw. stanowi potwierdzenie, że można mieć system słuchawkowy bez druta, dysponujący możliwościami dźwiękowymi na poziomie zbliżonym do tych, które do tej pory zarezerwowane były dla kabla. Dodajmy do tego możliwości, jakie daje transmisja cyfrowa ze źródła (komputer, handheld) za pośrednictwem cyfrowego kabla z wbudowanym DAC/AMPem (poza nausznikami, IEMy vide iSine) lub całą elektroniką zaszytą w obudowach, nie tylko nausznikowych obudowach, ale także IEMowych (Here, Bagi, AirPodsy, najnowsze wynalazki Samsunga, LG etc). Oczywiście niektórzy (wspomniane produkty Apple, czy Koreańczyków) nie są zainteresowani zaoferowaniem dobrej, czy najwyższej jakości dźwięku. To prawda. Patrząc jednak na poziom cen, spodziewane zyski, to nowe często, gęsto ma jakość wypisaną dużymi czcionkami na obudowach, bo… inaczej, trudno będzie zachęcić klientów, by skusili się na to nowe. I nie jest to tylko czcza gadanina, bo idą za tym bardzo konkretne działania największych z branży (wspomniane DAPy, wspominane MQA, do tego potężny alians Hi-Res Audio zrzeszający praktycznie całą czołówkę branży).

To takie przemyślenia na gorąco, coś co nasuwa się, po obejrzeniu ekspozycji, po rozmowach z przedstawicielami producentów, inżynierami, osobami które „za tym wszystkim stoją”). Poniżej rozbudowywana, czytaj aktualizowana (mamy tego materiału sporo) fotogaleria, prezentująca to co najciekawsze. Na koniec, fajnie że można było dłużej niż wszędzie indziej (przynajmniej takie mam osobiste doświadczenia) posłuchać tego, co prezentowano (stoiska Audeze, Senka – tu Orfeusze przede wszystkim), można było podpiąć swoje źródła i posłuchać dziesiątek ciekawych, często prototypowych konstrukcji (IEMy!), można było wreszcie dowiedzieć się wielu ciekawych informacji bezpośrednio od producentów, inżynierów, osób kompetentnych, które miały wiedzę i chęć odpowiadać na nasze pytania.

Dlatego warto na takie imprezy jeździć, choć IFA to obecnie MYDŁO I POWIDŁO (także ;-) )

PS. Z innej beczki: OLEDOwa sfera LG. Tak, lepiej zalet tej technologii zaprezentować się chyba nie da. Opad szczęki.

PS. 2. Szczególne wyróżnienie dla Sony. Brawo! Drugiego takiego stoiska (wielkiej sali), w którym zaakcentowano jak ważna w życiu człowieka jest muzyka, na targach nie było. Znakomicie zorganizowane, z dużą liczbą stanowisk do słuchania, gdzie dźwięk był najważniejszy. Brawo, brawo, brawo.

» Czytaj dalej

Cyfrowa centralka jak się patrzy. I nie tylko… recenzja ADLa Stratos

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ADL Stratos_tyt

Lubię rozwiązania zintegrowane. Kompaktowe. Wszystko w jednym. Tak, przemawia do mnie wygoda korzystania z jednej, a nie kilku skrzynek, brak konieczności mnożenia bytów, brak kablekologii stosowanej, elegancja czegoś w liczbie pojedynczej. To ma sens, często ma sens od strony nie tylko ergonomii, kwestii użytkowych, a tego co najważniejsze… od strony jakościowej, brzmieniowej. Ktoś tu się zaraz obruszy i powie: jak to! Co on gada! Prawdziwie audiofilski zestaw to dwie końcówki, jakieś pre i jeszcze ze trzy inne skrzynki realizujące (na poziomie 10 000+) wizję hajendu w pałacu. Ok. Można i tak, można na postawach antywibracyjnych, na stoliku za kolejną dychę ustawić „pod sam kurek” klamotów w cenie dobrej klasy auta i więcej. Można to zrobić, tylko czy to na pewno droga do osiągnięcia właściwego rezultatu (czytaj: naszego dobrego samopoczucia po wciśnięciu przycisku play)? No właśnie, to dobre pytanie, bo liczba zmiennych, komplikacja toru, albo – inaczej – efekt, który można równie dobrze (tak, dla niektórych to gotowy powód do obrazy majestatu i wyrzucenia z grona znajomych – przerabiałem) osiągnąć w zupełnie innym budżecie, w zupełnie inny sposób. Ktoś kiedyś nawet posunął się do stwierdzenia (producent, biznesmen?), że wszystko co tańsze, wszystko co integrujące parę funkcji z definicji jest ułomne, gorsze etc. No, na pewno gorsze, bo kupi taki jeden z drugim coś takiego, zaoszczędzi kilka zer na rachunku i co? Najlepiej zastosować więc starą, dobrą zasadę totalnego przegięcia w ocenach, przesady i całkowitego nie liczenia się z właściwymi proporcjami (pamiętacie? W high-nedzie przyrost promilowy kosztuje te dziesiątki tysięcy złotych, minimalny, NIE TAKI CO PRZENOSI GÓRY).

Piszę o tym wszystkim nie bez przyczyny. Testowany przez nas ADL Stratos to jedno z urządzeń typu „wszystko w jednym”, produktów które do niedawna (integracja źródeł analgowych z cyfrowymi plus słuchawki) stanowiły rzadkość, dzisiaj zaś są czymś mocno rozpowszechnionym, choć – co ciekawe – zazwyczaj pojawiającym się w ofercie, nazwijmy to, rozsądnie wyceniających swoje produkty, marek. To dziwne, bo przecież nieliczne, bardzo, bardzo drogie klamoty, realizujące koncepcję wszystko w jednym, są – no właśnie – jakościowo bez zarzutu, są na piedestale, na samym szczycie. Są jednak bardzo nieliczne, a w high-endach króluje rozpasanie – jak coś, to najlepiej w stereo, jak jeszcze coś to najlepiej z dodatkowym tabunem akcesoriów wszelkiej maści (tak, takich z gatunku audio voodoo), a na rachunku mnożą się te cyfry i mnożą, bo przecież każdy klamot to te platyny, ciosane obudowy, stożki, płaty i jeszcze podatek od marki oraz od nie zawsze (delikatnie rzecz ujmując) know-how (tajemnego dodajmy nierzadko bardzo).

Spotkałem się wielokrotnie z sytuacją, gdzie grały cyferki, gdzie było to tak ewidentne, tak bezwstydne, że nie było sensu nawet rozpoczynać dyskusji, bo wynik jw. był z góry przesądzony. Dopatrywanie się w takich okolicznościach wpływu (gigantycznego dodajmy, co samo w sobie jest śmieszne i nielogiczne) na brzmienie (zasadniczych, oczywistych, od razu zauważalnych) różnych dodatków, podstawek (pod druty za kilkanaście tysięcy za metr, przecież da się jeszcze bardziej, no da się), audiofilskich kabli LAN itp to jest zwykła bujda na resorach, obraza inteligencji. Patrzę na to z zażenowaniem, bo widzę, że wiele w dzisiejszym audio kuglarstwa, więcej niż kiedyś, bo kto się dobrze zna na IT (pewnie garstka – zresztą ta garstka jest bezprzykładnie atakowana przez nawiedzonych, którzy słyszą wpływ skrętki na kolumnach/słuchawkach), kto się orientuje w bardzo skomplikowanej materii, jaką jest komputerowe audio (bo takie dzisiaj ono jest i takie ono będzie)? Sam high-end jest specyficzny, nie ma co kruszyć kopii, ale ten high-end z jego finansowym odlotem (pamiętacie – promile!) coraz częściej rzutuje (podejście!) na cały rynek, na wszystkie jego segmenty. Ułatwia taką sytuację zwykła niewiedza, czasami ignorancja nas samych, klientów, dajemy się naciągnąć na rzeczy, które całkowicie rozmijają się ze zdrowym rozsądkiem.

W komputerowym audio bardzo o to łatwo, wystarczy podkręcić potencjometr bullshit maksymalnie w prawo i już – mamy coś, co daje niebiańską rozkosz w bliżej nieokreślony sposób (midichloriany, to pewnie to, dlatego można to tylko na ucho stwierdzić i dać wiarę, ale do tego potrzeba jeszcze – wiecie – mocy). I tak system za sto kilkadziesiąt tysięcy w zaadaptowanej komorze akustycznej nie musi zabrzmieć lepiej od sprzętu za ułamek kwoty, jaką właściciel przeznaczył na wunderwaffe. To – zresztą – było na szczęście otrzeźwiające i pozytywne dla właściciela, bo w odróżnieniu od obrażalskich, stwierdził że ok, że to coś w pewnych aspektach lepsze od tego, co ma (za te duże cyferki) i chyba musi przemyśleć parę rzeczy na nowo. Fajnie. Problemem publikującego, a nawet (zgroza) tylko wygłaszającego (publicznie) swoje opinie / wątpliwości, jest cokolwiek nieprzyjazne, żeby nie powiedzieć wprost – wrogie – nastawienie tych, którzy mają swoje midichloriany w ilości (liczbie?) wystarczającej, by wystrzeliły im ze złotych (50-60 letnich nierzadko …żeby nie było powoli zbliżam się) uszu, bo co to dla nich, osłuchanych ze słuchem absolutnym, co się upływowi czasu nie kłania.

Czytacie to i zastanawiacie się – no dobrze, ale o co mu chodzi, jakiś gorszy dzień, lewą nogą wstał, ki czort? Może i wstał nie tak, może i nastrój nie ten, ale powyższe koresponduje z treścią recenzji Stratosa, bo właśnie ten niewielki klamot (o bardzo dużych możliwościach) był czymś, co zmieniło percepcję, postrzeganie u znajomego (najlepsze, że ów znajomy nie tylko nie zgodził się, ale kategorycznie zabronił ujawniać kto, na czym i w jakich okolicznościach – szanuję to i się stosuję, informując tylko i aż o samym fakcie, bez podawania szczegółów) i chwała mu za to, bo sam się zastanawiałem jak podejść do tego tekstu bez wywoływania wśród znajomych awantury pt. ale co ty piszesz, niepoważny jesteś, przecież to nie może być poziom (bla, bla, bla). Także ten, wiecie już chyba o co mniej więcej chodzi. ADL Stratos. Centralka, wszystko w jednym, taki niepozorny klamocik, wyceniony tak, że poszczególne części składowe dostajecie w budżetowych ramach, a właściwie, to wróć… część dostajecie gratis, jeżeli miałbym w sposób sprawiedliwy ocenić koszt-efekt to trafia się dzisiaj na pierwszą stronę niezła okazja i powiem Wam, że takie skrzynki ZAWSZE będą u mnie mile widziane. Rozsądny budżet. Wyjątkowa funkcjonalność. Brzmienie nie licujące z metką. Oferenci & entuzjaści „koralików” w cenach platyny mogą wygarnąć swoje frustracje, oflagować się i w ogóle dalej nie czytać, uznając że przecież zintegrowane, tanie to, azaliż więc do czterech liter – proszę bardzo – na górze w zakładce krzyżyk i już cztery litery nie bolą, tematu nie ma. No. Resztę zapraszam na małe co nieco ze Stratosem w roli głównej:

» Czytaj dalej

W nawiązaniu do Gungnira… multibitowy Modi za śmiesznie niską cenę :)

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Modi-Multibit-front-2

W nawiązaniu, bo nie dalej jak przedwczoraj był test Gungnira Multibit. Mam znakomitą wiadomość dla wszystkich, którzy chcieliby kupić przetwornik R2R, ale do tej pory hamowała ich cena takiego DACa. Parę dni temu Schiit wprowadził na rynek multibitową wersję swojego najtańszego (w ofercie) przetwornika C/A: Modi w wariancie – właśnie – multibitowym. Dołącza on do dwóch modeli opartych na kościach ΔΣ, z których najtańszy kosztuje 99$. Te maluchy są śmiesznie tanie, wykonane całkowicie w metalu, z dużymi, typowymi dla tego producenta, grubymi, aluminiowymi frontami / górami. Nowość kosztuje 249 dolarów i jest już do kupienia na firmowej witrynie. No właśnie, w sprawie dystrybucji trzeba się na chwilę zatrzymać i pochylić nad tym zagadnieniem w kontekście polskiego konsumenta. Niestety nie mam dobrych wieści. Najprzystępniejsze cenowo Schiit-y są u nas niedostępne i raczej sytuacja nie ulegnie zmianie i to bynajmniej nie z powodu braku chęci rodzimego dystrybutora. Ten, bardzo chętnie by zaoferował pełen katalog produktów Amerykanów, ale… tego nie chce sam producent. Dlaczego nie chce? Po prostu nie opłaca mu się to zupełnie, zapewne (tego można w sumie być pewnym, biorąc pod uwagę koszty wytworzenia, logistyki, dostawy ze Stanów etc.) marża na tych produktach jest na tyle niska, że ktoś musiałby ten sprzęt zaoferować w Polsce „pro publico bono”. Biznesowo po prostu to się nie kalkuluje jak widać. Wielka szkoda! To nie jest sytuacja analogiczna z chińską produkcją, gdzie jest dużo większe pole do działania w kwestii podziału zysków między wszystkie trybiki handlowo-kapitałowej machiny. Tu sprzęt jest Made in USA, co z dumą podkreśla na każdym kroku Schiit i takie są tego m.in. konsekwencje.

 

Tyciutkie to

Kto w Europie tym handluje? Z tego co wiem, są sklepy / dystrybucja w Wielkiej Brytanii. Przez najbliższe dwa lata (o ile Brytyjczycy w ogóle wyjdą, bo coś mi się wydaję, że teraz cała para pójdzie w odkręcanie i jakąś formę separacji, takiego zawieszenia) można zatem bez dodatkowych opłat (celnych) kupić to tam. Może też są inne miejsca, możecie poniżej, w komentarzach, czy na naszym facebookowym profilu podzielić się informacjami nt. temat. Także Modi i parę innych, bardzo fajnych maluchów (jak choćby przełącznik źródeł SYS, czy gramofonowe pre Mani) są poza naszym zasięgiem odnośnie krajowej dystrybucji. Chciałem rzecz wyklarować, bo pojawiały się różne opinie, często sufitowe, na temat tego dlaczego nie możemy sobie sprzętu na S kupić w Polsce. Właśnie dlatego. Jak ktoś, kto ma ochotę i możliwości, czasami (bo bywa tam często) przywieźć do naszego kraju kilka sztuk (w końcu to po taniości jest i małe, lekkie, niewiele miejsca w bagażu zajmie) „gówienek”, w celu odsprzedaży to tylko przyklasnąć. Biorąc pod uwagę niską cenę oraz wyjątkowo dobrą relację koszt/efekt myślę, że nie miałby najmniejszych problemów ze sprzedażą…

Wszystko co (po)trzeba

Wracając do multibitowego Modi. W dwa dni zrobił się pokaźnych rozmiarów wątek na popularnym wśród maniaków zakładania czegoś na głowę, albo wkładania do uszu Head-Fi i cóż… trudno się dziwić tej gorączce złota w sumie ;-)Nikt do tej pory nie zaoferował czegoś takiego na rynku, co więcej, nikt nie miał takich cojones żeby samemu sobie zrobić w pewnym sensie pod górkę, bo Modi multi to w dużej mierze znacznie droższy Bifrost. Czyli dajemy coś, co potencjalnie może zagrać podobnie, w zupełnie innym budżecie. Warto przypomnieć, że Bifrost R2R kosztuje 600$. U nas to 3000 złotych. Ile zatem mógłby kosztować Modi? Ano, mógłby – strzelam – 1300 złotych, maksymalnie 1500. No, rewelacja po prostu. Dostajemy za takie, niewielkie pieniądze (pamiętajmy, to nie jest kosztujący grosze projekt, oparty na taniutkich układach delta-sigma!), przetwornik zdolny do operowania (w pełni, a nie jak to robią kości ΔΣ patrz linkna 16 bitach, wyposażony w znany z Bifrosta układ AD5547CRUZ. Do tego mamy programowalną kość DSP od tego samego producenta tj. Analog Devices (SHARC). Na tylnej ściance znajdziemy pełen zestaw: USB, SPDIF (coax i optyk) oraz liniowe wyjścia analogowe, wszystko to zapakowane w typową dla tego producenta, solidną metalową obudowę. No i znowu: DA SIĘ, nawet w takich Stanach da się. Wyjaśniają to twórcy pod tym adresem, warto przeczytać. Nawet jeżeli, kryje się za tym przemyślana strategia marketingowa, dobra, handlowa gadka, to… cholera… tutaj nie ma specjalnie miejsca na krytykę, bo produkt zwyczajnie sam się (zapewne) broni. Inaczej. To nie może się nie udać. Pogratulować podejścia do biznesu, do klientów. Obecnie jest to jedyny producent na świecie oferujący multibitowe daki w każdym zakresie cenowym, vide:

  • Yggdrasil: Schiit Multibit Modular/Upgradable DAC, 8X Closed-Form Filter, AD5791BRUZ x 4, Choke-Input, Shunt Supplies, Discrete JFET Buffer Output, Gen 3 USB, $2299
  • Gungnir Multibit: Schiit Multibit Modular/Upgradable DAC, 8X Closed-Form Filter, AD5781BRUZ x 4, Discrete JFET Buffer Output, $1249
  • Bifrost Multibit: Schiit Multibit, Modular/Upgradable DAC, 4X Closed-Form Filter, AD5547CRUZ, $599
  • Modi Multibit: Schiit Multibit, 4X Closed-Form Filter, AD5547CRUZ, $249

Innymi słowy budżetowo mamy to, co oferuje Bifrost, minus modyfikacje i ewentualny upgrade w przyszłości. Modi to zamknięty na aktualizacje projekt, co wynika nie tylko z niskiej ceny, ale także formy tego DACzka. Mieści się to, to w dłoni i tutaj nie było miejsca na takie ekstrawagancje, jak w większym Bifroście, nie mówiąc już o wielkich skrzynkach najwyższych w ofercie modeli. Rzecz jasna nie znajdziemy tutaj także żadnego zasilacza w środku, zasilanie jest wyprowadzone na zewnątrz w formie ścianowego adaptera (można zatem pomyśleć o modyfikacji tego elementu przetwornika). Aha, w środku, poza wymienionym krzemem Analog Devices siedzą jeszcze układy: Akashi Kesai AKM4113 (SPDIF) & C-Media CM6631A (USB), te same co w modelu Modi „2″ /Uber (wyjaśniają w linku powyżej, dlaczego nie dali tutaj dwójki i w sumie ma to sens, to że nie dali). Własny, cyfrowy filtr wraz z DSP, wspomnianymi odbiornikami sygnału cyfrowego oraz kosztownym przetwornikiem C/A to coś, czego byśmy się nie spodziewali po klocku za 250 bagsów, prawda? DAC, który potrafi obsłużyć sygnał bez oversamplingu (NOS), dysponujący idealnym napięciem 2,0V na wyjściu analgowym wreszcie (najważniejsze, ale z małym znakiem zapytania na końcu, bo to na razie tylko niezweryfikowana na ucho teoria) umiejętnościami kreowania brzmienia na poziomie trudnym do osiągnięcia w przypadku najpopularniejszych konstrukcji delta-sigma? Czy to w ogóle jest możliwe? No właśnie?

 
Mniam: schludnie, czysto, prosto do celu…

 

Tak Modi Multibit może być czymś wyjątkowym. Może, ale czy faktycznie jest?

O tym, mam nadzieję, będę mógł za jakiś czas napisać na łamach #HDOpinie

 

Recenzja rewelacyjnego przetwornika Schiit Gungnir Multibit

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Gungnir_Multibit_4

Zazwyczaj unikam w tytułach recenzji wartościowania, jasnego określenia jaki mam stosunek do przetestowanego sprzętu. Jeżeli nawet coś się tam pojawia, to ze znakiem zapytania. W przypadku multibitowego Gungnira jest inaczej, bo to DAC, który razem z opisanym przez nas Mjolnirem 2 stanowi według mnie bliskie ideału, docelowe rozwiązanie dla kogoś, kto:

• dysponuje wysokiej klasy nausznikami, przy czym nie muszą to być wcale najdroższe modele… wystarczy, że mamy HD600/650, HE-400 – takie słuchawki pozwolą w pełni rozkoszować się brzmieniem tego setu

• dodatkowo chce zintegrować sobie tor wokół świetnego preampa (Mjolnir), ma lub planuje zakup końcówki/końcówek mocy

• buduje sobie system w oparciu o aktywne kolumny (takie, jak choćby wykorzystywane u nas w redakcji nEar05)

Jak widać, nie trzeba wcale mieć nie wiadomo czego w torze, dotychczasowym torze, by w pełni docenić progres jaki wnosi wspomniany zestaw DAC + preamp, bez żadnego faux pas, więcej nawet – sam producent jasno daje do zrozumienia, że ma w głębokim poważaniu hiperstratosferyczne high-endy, że dla niego te wszystkie audiovoodoo za pięć zer na rachunku to totalnie nie ta bajka. Już kiedyś o tym wspominałem, testując produkty tego producenta, ale warto to przypomnieć, szczególnie w tych okolicznościach, odnośnie tytułowego sprzętu (oraz Mjolnira 2). I jest wierny takiemu, zdroworozsądkowemu, podejściu do wyceny swoich urządzeń. Szczególnie mocno to widać właśnie w przypadku tytułowego przetwornika oraz wspominanego pre. Ktoś inny wołałby 20 tysięcy, albo i więcej za takie klamoty. Po prostu.

Powiem wprost – zakup tych urządzeń to wg. mnie w kategorii koszt/efekt najlepsza inwestycja jaką możemy poczynić budując sobie system na lata (a może pokoleniowo? Na starość słuch siada, ale młode ucho naszego już podrośniętego potomstwa będzie mogło skorzystać z dobrodziejstw takiego zestawu). W branży takie podejście zasługuje na szacunek i na pochwałę, bo – cóż – jest rzadkością. Co więcej, w przypadku Gungnira oraz Mjolnira taki zestaw może być nie tylko docelowym rozwiązaniem pod słuchawki, ale stanowić fundament całego systemu audio i to takiego z ambicjami grania na poziomie high-endowym właśnie. Inaczej. Te klamoty nie będą według mnie żadnym ograniczeniem toru, bez względu na pozostałe elementy składowe (głośniki, wzmacniacze oraz źródła).

W przypadku Multibita właściwym źródłem będzie komputer, nie streamer, tylko komputer właśnie. Komputerowy transport pozwoli według mnie na uzyskanie optymalnego efektu, bo możliwości jakie drzemią w tym DACu da się najlepiej wykorzystać za pomocą źródła, które nie jest ograniczone jedynie słusznym, zamkniętym oprogramowaniem. Mówiąc wprost – odpowiednio zmodyfikowany pod audio, albo specjalnie zaprojektowany PC z odpowiednim software zaoferuje najlepsze warunki dla multibitowego DACa Schiita, nie będzie stanowił ograniczenia dla jego możliwości, potencjału. To, co najważniejsze, tzn. interfejs USB w pewien sposób narzuca taki właśnie wybór transportu cyfrowego, ale już nie warunkuje, bo coraz więcej strumieniowców pozwala na granie via USB.

To tak, tytułem wstępu, czas na konkrety zatem…

» Czytaj dalej

Zaawansowana konwersja C/A i więcej? Recenzja Matrix Quattro II Advanced

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Q2A

Nadrabiamy zaległości. Czas na mocnego zawodnika, opisywany w pierwszych wrażeniach, zaawansowany przetwornik C/A Matriksa Quattro II. To następca zrecenzowanego u nas przed paru laty pierwszego modelu Quattro, wtedy na szczycie oferty znanego producenta przetworników oraz wzmacniaczy słuchawkowych, teraz już zdetronizowanego… pamiętacie X-Sabre? No właśnie. W przypadku następcy mówimy o „wszystkomającej”, cyfrowej centralce, która z zapasem pozwoli zintegrować wszystkie nasze źródła cyfrowe „pod jednym dachem”. Poprzednik nie musiał korzystać z drivera, bo też ograniczony był do odtwarzania via USB dźwięku 24/96. Dwójka potrafi obsłużyć wszystkie (poza natywnym wsparciem dla MQA) formaty. A konkretnie? Konstrukcja oferuje wsparcie dla plików audio do 32bit / 384 kHz PCM oraz DSD 1bit 64/128/256. Innymi słowy zagramy każdy plik hi-res jaki znajdziemy w sieci, mamy zapewnione pełne wsparcie dla formatów DXD/DSD. Już pierwszy model wyróżniała bardzo dobra aplikacja USB, to skądinąd cecha wszystkich Matriksów, producent opanował kwestie przesyłu danych audio via USB jak mało kto w branży. Pisałem o tym, we wcześniejszych recenzjach daków Matriksa (Mini-iMini-i & Mini-i PRO 2014; Mini-i PRO 2015 oraz wspomnianego już X-Sabre) i w pełni to podtrzymuję. Widać, że ktoś tu dysponuje odpowiednim zapleczem, ludźmi którzy o transmisji cyfrowej z komputera wiedzą wszystko, inżynierami dokonującymi trafnych wyborów. Programowalne kości XMOS, własne, znakomitej jakości sterowniki (stabilność, pewność działania zawsze były bez zarzutu, warto to podkreślić, bo u innych bywa z tym różnie – tu zawsze stabilne jak skała) oraz wiedza jak to wszystko w odpowiedni sposób zaimplementować dają w efekcie takie, a nie inne rezultaty. Dla mnie Matriks to po pierwsze USB, to właśnie dla transmisji z komputera kupuje się te przetworniki, no i może jeszcze dla współpracy ze słuchawkami, która to współpraca jest zazwyczaj bez zarzutu, ale to znowu pokłosie doświadczeń firmy, producenta świetnych M-Stage’ów (patrz nasze wcześniejsze recenzje: M-Stage AMP & HPA-3U). W przypadku Advanced mamy ponadto możliwość podłączenia takich rzeczy jak odtwarzacz CD/BD/sieciowy, jakiegoś AppleTV/AP Express czy Chromecasta, HDTV (optyk) oraz wysokiej klasy źródła (via AES/EBU) i to x2, co w praktyce, jak wspomniałem powyżej, wystarczy każdemu do zintegrowania całego domowego AV za pomocą tytułowego bohatera. 

Jak obiecywałem w zapowiedzi sprawdziłem działanie DACa pod ROONem, podłączyłem go do Maca za pośrednictwem thunderboltowego huba i było to najintensywniej wykorzystywana przeze mnie konfiguracja. Oczywiście sprawdziłem także jak sobie ten DAC radzi pod Windowsem, będąc pewien, że podobnie jak to miało miejsce w przeszłości, gdy testowałem inne Matriksy, w systemie Microsoftu będzie się ten przetwornik sprawował wzorowo. I nie zawiodłem się. Z Fooko PC/ MiniX PC @ Win10, foobarem z wtyczką sacd chodzi to, to bez zastrzeżeń. Nie było w czasie testowania dostępnej wersji ROONa z Roon Ready, nie mam jednak wątpliwości, że w takim zestawieniu całość pracowałaby bez zarzutu. Jak wcześniej pisałem, tabletPC po raz kolejny udowodnił, że taka kategoria sprzętu jest w aplikacji audio mocno problematyczna. W przypadku Matriksa udało mi się osiągnąć jako taką stabilność odtwarzania (z redbook oraz plikami 24/96 jest ok, ale wszystko powyżej niestety powoduje problemy). Native ASIO dało się uruchomić, także odtwarzanie materiału DXD było możliwe, z tym że zdarzały się dropy i – ogólnie – problemy z transmisją. I nie pomagało ustawienie większych opóźnień. To ewidentnie wina transportu, Asus ME400C niestety nie gwarantuje poprawnej współpracy z przetwornikami audio w trybie USB 2.0. Jestem pod wrażeniem, że to problematyczne źródło, w przypadku Q2 dało się zmusić do współpracy, choć, jak wspomniałem, bez pełnego sukcesu. W przypadku MBA oczywiście nie musiałem niczego instalować, wystarczyło wejść w panel audio/midi i wybrać DACa z listy. Sam softwareowy panel dla DACa jest mocno rozbudowany, daje możliwość modyfikowania pracy urządzenia z poziomu komputera – to także nieczęste zjawisko, zazwyczaj producent dostarcza sterowniki do systemu i nie zawraca sobie głowy takimi „szczegółami”. Tutaj możemy wygodnie modyfikować pracę DACa. Kolejna zaleta. Potwierdza to tylko to, co napisałem na wstępie, że ludzie którzy projektują te przetworniki potrafią dobrze programować, potrafią napisać dobry sterownik i mamy kompletne rozwiązanie, kupując Matriksa, a nie częściowe – bo tak to właśnie wygląda, gdy potencjalnie niezły hardware dostajemy z kiepskim wsparciem softwareowym.

No dobrze, dość ślizgania się po powierzchni, czas przejść do konkretów…

» Czytaj dalej

Mały ale wariat! Kolumienki Audioengine A2+ w redakcji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A2+ active_tyt

Te małe grzmoty to coś, co po pierwszym naciśnięciu play powoduje głupi wyraz twarzy u siedzącego naprzeciw. Serio. Małe, miniaturowe kolumienki, choć całościowo zbudowane zgodnie z regułami sztuki, będące de facto zminiaturyzowaną (takie bonsai) wersją podstawkowych kolumn „na serio” są… właśnie na serio. Poniżej znajdziecie zdjęcie obrazujące jak filigranowa to konstrukcja. Takie coś, nie powinno tak grać. To urąga prawom fizyki. Niby tak, ale jednak nie do końca tak. Mamy tutaj bardzo przemyślany patent na obejście fizycznych ograniczeń wynikających z takich, a nie innych gabarytów. Te kieszonkowe monitorki wyposażono w  2,75″ przetworniki średnio-niskotonowe wykonane z kevlaru oraz 3/4″ tweetery z jedwabną kopułką. To dopiero początek, bo reszta ma zapewnić tym głośnikom odpowiednie warunki. I tak, na dole wycięto w obudowie płaski port bass-refleksu, lewa kolumienka jest aktywna, zawiera wzmacniacz oraz pre z DACzkiem, prawa zaś jest pasywna. Całość odpowiednio zestrojono (bass-refleks), zwrotnice wyglądają jak w dużych paczkach, grube ścianki z MDF-u… tak, tutaj wiele rzeczy zrobiono, po prostu, jak trzeba. Głośniki są świetnie wykonane, lakierowane na połysk i wraz z obowiązkowymi podstawkami (które pozwalają na uzyskanie odpowiedniego kąta nachylenia zestawu w odniesieniu do siedzącego przy biurku) tworzą coś, co przenosi nas do innego, lepszego świata.

Takie małe to

Biurko to oczywista, oczywistość (przepraszam za ten cytat), ale te maluchy mogą spokojnie zagrać w niewielkim pomieszczeniu, także w ustawieniu dwa metry od siebie z źródłem analogowym albo cyfrowym, ale nie koniecznie komputerem. Będziemy testować A2+ w dwóch, zupełnie odmiennych konfiguracjach. Podstawowa tj. komputer, biurko (patrz zdjęcia) oraz dodatkowo z iPadem w roli źródła oraz analogowo podłączonym CD/gramofonem (via pre). Te grzmoty potrafią zagrać z takim animuszem, z taką dynamiką, że sprawdzenie ich w salonie nie będzie według mnie żadnym faux pas. Rzecz jasna główną domeną takiego zestawu będzie wspominane biurko, ale możliwości podpięcia 2 analogowych źródeł nie jest przypadkowa, a dodatkowo mamy regulowane wyjście (RCA) nie tylko z myślą o subwooferze – znowu ukłon w stronę kogoś, kto chce podpiąć coś więcej niż komputer do A dwójek. Te miniaturki mogą zintegrować wokół siebie system i sam producent podkreśla, że warto w te porty RCA/jack podpiąć, co tam nam do głowy strzeli. Odtwarzacz sieciowy (np. testowany Adapt Devinitive Technology)? Czemu nie… jakiś kompakt (nasze, stare jare Onkyo)? Proszę bardzo! A może bezdrutowy DAC w rodzaju testowanego D2, tego samego producenta? Jak najbardziej sprawdzimy takie konfiguracje (w salonie właśnie).

Model A2+ wyposażono (to ten plus) w przetwornik cyfrowo-analogowy z interfejsem USB (w tym wypadku zintegrowany). Oparty na kości TI/Burr Brown PCM2704C DAC odtwarza muzykę z komputera o parametrach 16/44-48, czytaj obsługuje USB 1.1, gra redbooki i już. Chcemy czegoś więcej? Tak, mamy te porty z tyłu, do których możemy podpiąć Oppo HA-2 (co nie omieszkam), albo jakiegoś stacjonarnego DACa grającego wszelkie hi-resy jak leci. Złącze USB daje nam prostą, szybką integrację z dowolnym, komputerowym źródłem (jak wspomniałem, może to być równie dobrze jakiś iPad, iPhone czy Android z OTG), co w przypadku niewielkiego biurka (a zazwyczaj właśnie takie mamy do dyspozycji), miniaturowych rozmiarów opisywanych kolumienek, ograniczonej przestrzeni daje patent na dźwięk „tu i teraz”. Zamiast słuchawek (nie każdy lubi, nie zawsze mamy na nie ochotę), zamiast jakiejś ekwilibrystyki z klasycznymi, dużymi monitorami, zamiast komputerowych pierdziawek… Przy czym, te A2+ to głośniki nominalnie właśnie komputerowe, to ma być ich główne zastosowanie i to biurko będzie głównym miejscem odsłuchowym. Głównym, ale jw. nie jedynym. Stworzenie z takich A2+ multiroomu, gdzie zamiast jakiś monofonicznych głośniczków bluetooth’owych grają takie kolumny może być bardzo interesującą opcją, szczególnie w sytuacji, gdy zależy nam na bazie stereo, gdy chcemy w danej lokalizacji usłyszeć dźwięk prawdziwie przestrzenny (a nie pseudo).

Na podstawkach, które warto dokupić

No dobrze, poza tymi przetwornikami, tym co w skrzynkach siedzi, mamy zasilaczyk (całkiem solidny btw), który wpinamy w trzypinowe złącze mini-XLR w prawej kolumience. Ten zasilacz jest robiony dla AE na zamówienie (nietypowa rzecz, na szczęście nie ma problemu z zakupem, gdyby zaszła taka potrzeba) i jest to niezbędny element całości,  żadne tam zasilanie via USB, takie coś nie wchodzi w grę! Nie wchodzi, bo jak wyżej, te kolumienki to petarda i tu musi być odpowiednie zasilanie, nie takie, jakie gwarantuje magistrala komputerowa, tylko ze ściany (parametry na wyjściu: 17.5V, 1.8A). Podpiąłem maluchy do tomankowej listwy z blokerem, co by mieć pewność że stabilnie zasilę je w energię, którą tak ochoczo przemienią w dźwięki. Wzmacniacz nominalnie to 60W mocy całkowitej (2×30), 2x15W RMS i cóż, te waty usłyszymy głośno i wyraźnie ;-)  brzmienie, takie jakiego nie powstydziłyby się dużo większy gabarytowo zestaw głośnikowy. Nie zapominano także o solidnym ekranowaniu, co w przypadku komputerowego źródła jest istotne, a jednocześnie daje korzyść w przypadku zastosowania tych maluchów w rozbudowanych instalacjach audio (czytaj, zastosowania ich w roli kolumienek grających nie tylko w strefie, ale także w niewielkim salonie, kawalerce etc.). Wspomniałem wcześniej o podstawkach, to konieczny zakup, chyba że planujemy umieścić kolumny na jakiś mocowaniach (na podstawie są gwinty). Monitorki warto lekko skręcić w naszą stronę, a standy gwarantują dodatkowo, że głośniki znajdą się na właściwej pozycji względem naszych uszu. To nie opcja, a wg. mnie konieczność, szczególnie gdy planujemy ustawienie ich na biurku. Aktualizacja: trzeba te grzmoty odseparować tak czy siak od podłoża – to jeszcze jeden ważny argument przemawiający za zakupem standów. Bez nich i tak trzeba sobie z tym problemem jakoś poradzić, w przeciwnym razie pojawi się niepożądany rezonans, a bumowe, duże podstawki właśnie dobrze separują kolumienki od podłoża. 

O tym, jak grają dowiecie się z właściwej recenzji. Pierwsze wrażenia są takie, że słuchamy i trochę nie wierzymy w to co słyszymy. To nie jest idealny dźwięk (opiszę jak można po korekcji dojść do lepszych rezultatów), ale ten dźwięk nie koresponduje z tym co widzimy. To duże brzmienie, namacalne (biurko = bliskie pole), ale duże właśnie, z doskonałym – jak to ładnie Anglosasi nazywają - rhythm & pulse. Bogate i bardzo, bardzo szczegółowe. Na górze, bywa, nieco jazgotliwe, na dole (jak na taką lilipucią konstrukcję) baaaardzo nisko osadzone, z dobrym mid-basem, z ładnymi wokalami. To dobry dźwięk, dobry w skali odniesienia do podstawkowych kolumn HiFi. To, co szokuje, to wolumen (znowu, w zestawieniu z gabarytami). Tu jest (poza górą, którą w niektórych sytuacjach trzeba okiełznać) czysto, dźwięk jest pełny, a przy tym grają szybko i naprawdę głośno. Patrząc na rozmiary tych kolumienek zastanawiamy się skąd u licha to się bierze, jak te małe grzmoty to robią. No ale robią. Po delikatnej korekcji można uzyskać niemalże liniowe przetwarzanie, neutralne brzmienie, takie jakiego nie powstydziłyby się zestaw monitorów dobrej klasy grający w stacjonarnym torze. Do tego przestrzeń, stereofonia jakich nie usłyszycie na komputerowych głośniczkach, której spodziewalibyśmy się po dużo większych monitorach. Wspomniałem o bliskim polu? Producent też wspomina o kolumnach studyjnych, że się na nich poniekąd wzorował. Cóż, mam takie kolumny w domu (Esio nEar05 classic II) i dobrze wiem, co miał na myśli. Dystrybutorem w Polsce jest IBDL. Cena 1249zł za komplet.

Dostępne kolory: połyskliwy biały, czarny satynowy oraz Ferrari (czerwony na błysk ;-) )

Aktywna, lewa kolumna, podpięta do iMac-a 

Wybieramy w panelu co trzeba i gramy :)

Poniżej rozbudowana fotogaleria prezentująca tytułowe A2+, sprzęt oraz software, z którym grają…

» Czytaj dalej