LogowanieZarejestruj się
News

Nowa specyfikacja audio USB Class 3.0. Audiojack out. Cyfrowej rewolucji C.D…

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
conexant_usb-c_headset_678_678x452

USB Implementers Forum wreszcie opublikowało nową standaryzację. A zatem czas na nowe USB Audio, na nowe USB Class 3.0! To bardzo ważne wydarzenie, aż dziw (bierze), że tradycyjnie praktycznie całkowicie zignorowane przez branżowe periodyki, serwisy. Oczywiście dzisiaj stoimy na progu wyrugowania okablowania i przejścia na transmisję bezprzewodową (co oznacza implementację rozwiązań sieciowych, z magistralą USB nie mających nic wspólnego), jednak czas w jakim pozbędziemy się fizycznego medium (kabla) w transmisji audio jeszcze nie nadszedł i szybko nie nadejdzie, choć w przypadku słuchawek ta tendencja może faktycznie szybko doprowadzić do rozbraty z kablem. Stąd wspomniane wyautowanie audio jacka, które zapisano w dokumentach sankcjonujących nowy standard. Czym jest USB Class 3.0? Jak wiemy, w przypadku obowiązującego obecnie standardu UAC / ADC 2 główną jego zaletą było zniesienie ograniczeń związanych z obsługą dźwięku o wysokich częstotliwościach taktowania zegara (mnożnik dla podstawowych wartości 44.1 / 48 kHz > x2) oraz znaczące zwiększenie przepustowości względem pierwszej klasy, pozwalające w praktyce na granie każdego materiału audio. Ogóle założenia nie wychodziły poza ramy tego, co można uzyskać z wbudowanych w komputery kart dźwiękowych oraz handheldów, bez uwzględniania specyfiki (rozwoju) elektroniki użytkowej jaki dokonał się na przestrzeni ostatniej (plus, minus) dekady. Dlaczego wspominam pierwszego iPhone oraz zaprezentowanego wcześniej iPoda (ktoś tu pewnie migiem skojarzy daty ;-) )? Cóż, to właśnie pojawienie się smartfonów, gwałtowne odejście od fizycznego nośnika, muzyka z pliku i z internetowego strumienia oraz wspomniane przeobrażenia w całej branży audio (komputer wchodzący jako obowiązkowa część składowa do systemu audio w każdym zakresie od budżetowego po high-endowy, zapoczątkowany rozbrat z kablem) wymusiły radykalne przemyślenie czym ma być nowa specyfikacja, jakie rzeczy są kluczowe, na co należy przede wszystkim zwrócić uwagę, skoncentrować wysiłek (przy projektowaniu nowych urządzeń). Do tego muzyka przeniosła się (nieodwracalnie) do Internetu.

Ogólny schemat USB Audio Class 3.0 – nowego standardu PC Audio (przy czym dzisiaj to PC jest w kieszeni najczęściej, a nawet pojawia się na nadgarstku ;-) )

 

Nowych wytycznych dotyczących audio z  - umownie – komputera jest całkiem sporo i wierzcie mi, nie ograniczają się one tylko do eliminacji audio jacka. To oczywiście coś, na co od razu zwrócimy uwagę, studiując dokumentację USB IF. Zamiast audio jacka jest USB-C i to właśnie ten  nowy port ma zastąpić analogowe wyjście audio w telefonach, tabletach, komputerach, jak również w sprzęcie audio (choć tutaj wytyczne mogą być potraktowane jako ogólna wskazówka i raczej wątpliwe, czy ktoś będzie ograniczał funkcjonalność, chyba że dotyczyć to będzie niewielkich urządzeń, pracujących na baterii – przenośnych, takich, które mogą na takiej zmianie coś zyskać). Eliminacja tego elementu nie jest niczym zaskakującym. Rok temu Intel przestawiając swoje założenia dotyczące rozwoju sprzętu IT postawił sprawę jasno – wyeliminujemy tradycyjne interfejsy, zbędne według nas elementy, doprowadzimy do jakże oczekiwanego przez konsumentów UJEDNOLICENIA w kwestii złącz / interfejsów / standardu połączeń. Tworząc USB 3.1 (aka C) twórcy, z Intelem na czele, chcieli przeforsować wizję jednego portu do wszystkiego, uniwersalnego sposobu transmisji dla wszelkich danych, kompatybilnego z wszystkimi (no powiedzmy, choć biorąc pod uwagę uzyskaną zgodność, poza naprawdę archaicznymi rozwiązaniami, nowe USB jest prawdziwie multi, dając możliwość przykładowo wykorzystania złącza jako w ramach Light Peak w najnowszej odsłonie, czytaj Thunderbolta 3.0) co dzisiaj na rynku egzystuje.

Sporo się dzieje, nieprawdaż? No tak, bo my tutaj mamy wyspecjalizowane procesory pod audio, w tej nowej specyfikacji. Standard wyznacza kierunki rozwoju całej branży audio moim skromnym zdaniem. Całej.

 

Skupmy się jednak na muzyce, na tym co ta zmiana wnosi w przypadku branży audio. Rezygnacja z analogowego wyjścia audio to po pierwsze uproszczenie konstrukcji urządzeń (coraz częściej transportów cyfrowych, bez konwersji C/A), eliminacja komponentów odpowiedzialnych za konwersję oraz transmisję sygnału, pewne oszczędności w zakresie zużycia energii oraz pozyskanie większej przestrzeni na dodatkowe sensowy lub/i powiększenie baterii. To przede wszystkim mobilna elektronika, ale zmiany wprowadzane przez UAC 3.0 idą dalej niż tylko wyrugowanie audio jacka. Pozostawiono możliwość transmisji analogowego audio (rezerwacja dwóch pinów w porcie USB-C). Warto podkreślić, że są to zarezerowane, osobne piny, które nie mają wpływu na cyfrową transmisję odbywającą się w kablu i w zamierzeniach to furtka dla tych, którzy chcą w urządzeniu zastosować jakieś dobre jakościowo układy konwersji C/A, względnie dla tych, którzy nie muszą liczyć się z każdym milimetrem, czytaj producentów sprzętu stacjonarnego. To pozostawienie otwartej drogi do transferu danych audio za pośrednictwem kabla USB to próba wprowadzenia nowego, wspólnego standardu okablowania, jednoczesnej rezygnacji z interfejsów o – nazwijmy to – niekomputerowym rodowodzie. Ciekawa sprawa, bo coś czuję, że już zaraz na rynku pojawią się audiofilskie kabelki USB-C i w ogóle branża kablarska z radością pochyli się nad nowymi możliwościami zarobku. Dzisiaj kabel USB w zastosowaniach audio jest tylko jednym z wielu sposobów na transfer i to takim, w którym występuje dodatkowy element tj. DAC. W przypadku nowej specyfikacji przykładowo klasyczne słuchawki, bez żadnej elektroniki zaszytej w muszlach, pilotach etc. będą mogły za pomocą takich kabelków z gniazdkiem USB-C łączyć się ze źródłem (nie transportem). Zachowanie kompatybilności będzie proste, w końcu wiele (większość?) obecnie wprowadzanych na rynek nauszników ma wypinane kable. Trochę inaczej wygląda to w przypadku IEMów, ale tutaj po prostu nastąpi przejście na wtyczkę USB-C, bo dokanałówki to oczywista domena przenośnej elektroniki użytkowej. Niestety, nie będzie mowy o jednolitym rozwiązaniu odnośnie samego gniazda, bo jak wiemy Apple uparło się, że w ich handheldach jest i będzie Lightning, mimo wdrożenia do komputerów (zapewne także nowych linii Maków, które niebawem pojawia się na rynku) standardu USB-C. Podsumowując, nowe USB-C nie wyrzuca definitywnie za burtę analogowego sygnału! Nic bardziej mylnego, bo kompatybilne z UAC / ADC 3.0 urządzenie ma być zdolne do przesyłu sygnału analogowego (choć oczywiście producent może to ograniczyć wedle uznania) za pośrednictwem kabla USB-C.  Natomiast „rozprawia się” z „archaicznym” audio jackiem i – co trudno pominąć – daje zielone światło w pełni cyfrowej transmisji dźwięku z komputerowego transportu, co stanowi jedno z głównych założeń polityki Intela, zachęcającego swoich partnerów do właśnie takiego rozwiązania. Sprzęt komputerowy ma wyprowadzić sygnał audio w domenie cyfrowej, by dalej, w „efektorach” (słuchawki, głośniki oraz przenośne / stacjonarne komponenty systemu audio) dochodziło do konwersji C/A, wzmocnienia sygnału, dodatkowo, wcześniej, ewentualnej obróbki za pośrednictwem DSP. Z powyższych zmian mają pełnymi garściami czerpać nowe kategorie produktów, takie jak: hełmy VR, urządzenia wykorzystujące rzeczywistość rozszerzoną AR, czy elektronika ubieralna…

 

To jedna strona medalu. Druga – nie mniej ważna – to coś, co daje spore pole do popisu producentom, coś co potencjalnie zmienia reguły gry. Tym czymś jest wyszczególniony w specyfikacji MPU (multi-function processing units) – wielozadaniowe procesory (nie bez przyczyny piszę w liczbie mnogiej!), które mają tak naprawdę definiować możliwości nowych „efektorów”, tj. słuchawek cyfrowych (jak to ujmują oficjalne dokumenty USB IF), systemów głośnikowych (czy może systemów strumienowo-nagłaśniajacych, precyzyjniej rzecz ujmując) oraz stacjonarnego sprzętu audio, zgodnego z założeniami nowego standardu. To jest wg. mnie clou, coś co może przekształcić się w główny, rewolucyjny, element nowej specyfikacji, mający wpływ na to w jaki sposób będziemy słuchać muzyki w niedalekiej przyszłości. Oczywiście, nie chodzi tutaj tylko (a może nawet nie przede wszystkim?) o muzykę, a bardziej o adaptatywny, wielofunkcyjny interfejs audio, interfejs zdolny do adaptacji na potrzeby nowych technologii. Sterowanie głosem, cyfrowi asystenci, translacja w czasie rzeczywistym, identyfikacja głosowa, przekształcanie głosu na potrzeby nowych gałęzi usług, elektronicznej rozrywki i wiele innych (już wcale nie takich futurystycznych) funkcjonalności to nowe pole ekspansji branży IT… MPU to taka brama dla zupełnie nowych pomysłów, a dzięki miniaturyzacji i „zaszyciu” w sprzęcie użytkowym audio, otwierająca ogromne rynkowe możliwości. Pozostawiając jednak te, ciekawe, ale dla nas jednak na marginesie, kwestie, to także gotowe pole pod rozbudowane możliwości DSP, korekcji dźwięku w czasie rzeczywistym, adaptacji akustycznej (pomieszczenia – w przypadku głośników, coraz doskonalsze systemy ANC w słuchawkach) oraz – last but not least – jakości dźwięku.

Trzeba uczciwie przyznać – trzymają rękę na pulsie. Nowe produkty Apple odpowiadają dokładnie na specyfikację UAC 3.0. No prawie (zamiast USB-C trzymają się swojego Lightninga)

Takie MPU będą odpowiadać i będą zdolne do natychmiastowej synchronizacji (host – warstwa sprzętowa oraz softwareowa), dzięki czemu nie będziemy niczego konfigurować, sprzęt będzie łączył się całkowicie transparentnie, nie będzie konieczności instalacji sterowników (to wszystko ma się odbywać natychmiast, bez opóźnień, bez koniecznej ingerencji użytkownika), będą przeprowadzać konwersję C/A, przeprowadzać aktywny proces redukcji odgłosów z tła (ANC) przy jak najniższym poziomie opóźnień, eliminować echo (poprawa jakości identyfikacji głosu, patrz wymienione powyżej, nowe zastosowania), stosować w czasie rzeczywistym korekcję EQ, dostosowywać w czasie rzeczywistym pracę mikrofonów, dobierać poziom wzmocnienia (cyfrowe wzmocnienie sygnału, sterowane za pomocą MPU), dobierać parametry pracy w zależności od okoliczności oraz ustawień aplikacji (te audio będą tylko jednymi z wielu, które – kompatybilne z nowym UAC / ADC – przejmą kontrolę nad dźwiękiem). Programowalne w pełni wzmacniacze i przedwzmacniacze to kolejny element zaimplementowany w nowe kości MPU- to coś, co do tej pory, w tradycyjnej formie, występowało w sprzęcie komputerowym, teraz zaś będzie coraz częściej występować w „efektorach”. W przypadku słuchawek, które poza modelami bezprzewodowymi, wolne były od procesorów, oznacza to gigantyczne zmiany w konstrukcji i sposobie działania. Pamiętacie zapowiedź „ucyfrowionych” Audeze LCD, o której pisałem niedawno? iLCD-3… już widzę producentów, na wyścigi wprowadzających nowe („nowe”) produkty, zgodne z nowymi wytycznymi. Akurat w przypadku Amerykanów chodzi o produkt zgodny z nową elektroniką Apple, ale ta choć nie na poziomie złącz, nawiązuje w założeniach do tego co napisałem powyżej. Taka drobna dygresja – nowe AirPodsy, nowe Beatsy to właśnie co do kropki i przecinka realizacja założeń nowego standardu: układ W1, który przejmuje rolę „menagera audio”: konwertuje, steruje, wzmacnia, komunikuje. Tak to właśnie będzie teraz wyglądać!

Mhm, coś już na temat nowych formatów kompresji wiemy z powyższego schematu, niestety dokumentacji opisującej co i jak USB IF na te chwilę nie opublikowało :(

Warto przy okazji zwrócić uwagę na nowe formaty kompresji (USB Audio Type-III oraz Type-IV), przy zachowanej zgodności z ADC 1.0 oraz 2.0 (ważne, bo w przeciwnym razie nowego komputera czy telefonu, zgodnego z UAC 3.0 nie dałoby się podpiąć pod jakiegokolwiek DACa). Niestety na razie USB IF nie opublikował podobnego do tego, podanego w linku powyżej, dokumentu opisującego nowe formaty kompresji. Nie wiemy zatem co nowego kryją w sobie nowe typy kompresji (można założyć, że będą to kodeki stereo, jak i wielokanałowe, stratne jak i bezstratne). Mam nadzieję, że niebawem doczekamy się stosownej dokumentacji i będzie można zobaczyć jak duży progres się tutaj dokonał (poprzednia standaryzacja to 1998 rok!). Jest sporo nowych, skuteczniejszych metod kompresji, gwarantujących zachowanie dobrej jakości dźwięku, przy niewielkim zapotrzebowaniu na pasmo (dobrym przykładem najnowszych opracowań w tym zakresie będzie MQA, ale w praktyce jest całkiem sporo metod doskonalszych od tych z przełomu wieków, które dają dużo lepsze rezultaty). Co nas zatem czeka? Na pewno nowe metody kompresji dokonywanej w czasie rzeczywistym w oparciu o najnowsze kodeki, nowe rozwiązania z zakresu dźwięku przestrzennego. Pozostanie PCM (to pewne). Poza tym możemy liczyć na nowe tryby oszczędzania energii (auto wyłączanie / usypianie, przy czym ma to być realizowane znacznie lepiej niż dotychczas) oraz kompatybilność z BAAD (basic audio device definition) 3.0, co oznacza zarówno profile oszczędzające energię (znak czasów), jak i instrukcje związane z zarządzaniem różnorodnego sprzętu audio (to ważne, bo przecież wszystko ma się dogadywać bez naszego udziału, albo z minimalnym udziałem użytkownika).

Sumując, duże zmiany, największe w historii komputerowego audio. Lepsze parametry transmisji (przepustowość) wraz z niższym poziomem opóźnień (to jedna z cech nowego interfejsu USB 3.1) z możliwością wykorzystania rozwiązań całkowicie pozbawionych jittera (praktycznie zerowe opóźnienia czasowe) w rodzaju Thunderbolta (3.0). Przepustowość rzędu 40 Gbps (8x wyższa od tej, jaką oferuje USB3.0) nie jest w aplikacjach audio aż tak istotna, natomiast założenia samego interfejsu (połączenie point-to-point, brak potencjalnych interferencji jak w przypadku magistrali USB) mogą przynieść wymierne korzyści. Tylko od producentów komputerów będzie zależało, czy wprowadzą nowe rozwiązanie w swoich produktach. Patrząc na nowe ultraboobki (HP, Dell) z gniazdem USB-C widzę, że na szczęście Thunderbolt staje się standardowym elementem wyposażenia. Innymi słowy, nie będzie to coś zarezerwowane dla komputerów z logiem jabłka. W niektórych aplikacjach przyda się 15W jakie będzie w stanie dostarczyć gniazdo – właściwie każdy zewnętrzny interfejs audio wyposażony we wspomniane MPU będzie mógł obyć się bez własnego zasilania. Rzecz jasna niektórzy producenci będą oferować sprzęt audio z własnym zasilaniem (poza tym Thunderbolt nadal pozostanie rozwiązaniem niszowym w stosunku do USB, ale -być może- wreszcie zauważonym przez branżę domowego audio), z sieci czy z akumulatora, szczególnie w zakresie droższych konstrukcji, nikt z tego nie będzie rezygnował, nawet gdyby energetycznie interfejs w transporcie gwarantował możliwość zasilania podpiętego sprzętu. Zgodność z UAC/ADC 3.0 to coś, co w przypadku mobilnego audio oznacza prawdziwą rewolucję. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Powyżej dokładnie opisałem dlaczego przenośne rozwiązania zgodne z nową specyfikacją całkowicie się zmienią – chodzi nie tylko o zmiany konstrukcyjne, związane z wprowadzeniem wielofunkcyjnych procesorów, ale także zmiany funkcjonalne, rozszerzenie możliwości słuchawek, głośników…

Gdyby tak w każdym nowym laptopie to było… niestety raczej będzie to rozwiązanie zarezerowane dla droższych modeli, ale – wreszcie – jako standardowe wyposażenie, a nie tylko jako ciekawostka

W kontekście stacjonarnego HiFi, opartego na komputerze, streamerze wpływ nowej specyfikacji należy spojrzeć na nowy standard dwojako: w przypadku „klasycznych” systemów może oznaczać wprowadzenie nowego typu złącza, które będzie mogło służyć do transferu danych po konwersji C/A, albo w roli transportu takich, które mają dopiero zostać przekształcone w sygnał analogowy (np. w kolumnach), dodatkowo sygnał zostanie wzmocniony (dominacja klasy D wśród wzmacniaczy wydaje się pewna… patrz zapowiedź nowej linii integr NADa) oraz – nierzadko poddany dodatkowemu działaniu DSP przy rezygnacji z klasycznych filtrów. Dodatkowo wobec implementacji SPDIF można spodziewać się rezygnacji, czy może to właściwsze słowo – ujednolicenia złącz cyfrowych (ale to zapewne pieśń przyszłości). Druga sprawa to nowe metody kompresji… tu trzeba poczekać na oficjalną dokumentację (zapewne pojawią się rozwiązania stosowane obecnie, pytanie jakie konkretnie?). Wreszcie nowy standard oznacza, że muzyka stanie się czymś egzystującym w zupełnie nowych urządzeniach audio – mam tu na myśli podobne do googleowego Home, czy amazonowego Echo, systemy integrujące audio z zaawansowanym interfejsem głosowym oraz elementami AI. To nie przypadek i – choć mówimy w przypadku wspomnianych gigantów IT o czymś, co granie muzyki ma zaimplementowane jako atrakcyjny dodatek, a możliwości brzmieniowe są/będą na poziomie taniego, budżetowego, bezdrutowego głośnika. Właśnie takie rzeczy, w ramach inteligentnego domostwa, będą coraz częściej „atakować” branżę audio. To nie przypadek, że interfejs głosowy, rozpoznawanie mowy, wielofunkcyjne procesory stanowią nieodłączną cześć nowej specyfikacji USB Audio. To nie jest przypadek.

 

Idzie nowe…

 

Recenzja rewelacyjnego przetwornika Schiit Gungnir Multibit

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Gungnir_Multibit_4

Zazwyczaj unikam w tytułach recenzji wartościowania, jasnego określenia jaki mam stosunek do przetestowanego sprzętu. Jeżeli nawet coś się tam pojawia, to ze znakiem zapytania. W przypadku multibitowego Gungnira jest inaczej, bo to DAC, który razem z opisanym przez nas Mjolnirem 2 stanowi według mnie bliskie ideału, docelowe rozwiązanie dla kogoś, kto:

• dysponuje wysokiej klasy nausznikami, przy czym nie muszą to być wcale najdroższe modele… wystarczy, że mamy HD600/650, HE-400 – takie słuchawki pozwolą w pełni rozkoszować się brzmieniem tego setu

• dodatkowo chce zintegrować sobie tor wokół świetnego preampa (Mjolnir), ma lub planuje zakup końcówki/końcówek mocy

• buduje sobie system w oparciu o aktywne kolumny (takie, jak choćby wykorzystywane u nas w redakcji nEar05)

Jak widać, nie trzeba wcale mieć nie wiadomo czego w torze, dotychczasowym torze, by w pełni docenić progres jaki wnosi wspomniany zestaw DAC + preamp, bez żadnego faux pas, więcej nawet – sam producent jasno daje do zrozumienia, że ma w głębokim poważaniu hiperstratosferyczne high-endy, że dla niego te wszystkie audiovoodoo za pięć zer na rachunku to totalnie nie ta bajka. Już kiedyś o tym wspominałem, testując produkty tego producenta, ale warto to przypomnieć, szczególnie w tych okolicznościach, odnośnie tytułowego sprzętu (oraz Mjolnira 2). I jest wierny takiemu, zdroworozsądkowemu, podejściu do wyceny swoich urządzeń. Szczególnie mocno to widać właśnie w przypadku tytułowego przetwornika oraz wspominanego pre. Ktoś inny wołałby 20 tysięcy, albo i więcej za takie klamoty. Po prostu.

Powiem wprost – zakup tych urządzeń to wg. mnie w kategorii koszt/efekt najlepsza inwestycja jaką możemy poczynić budując sobie system na lata (a może pokoleniowo? Na starość słuch siada, ale młode ucho naszego już podrośniętego potomstwa będzie mogło skorzystać z dobrodziejstw takiego zestawu). W branży takie podejście zasługuje na szacunek i na pochwałę, bo – cóż – jest rzadkością. Co więcej, w przypadku Gungnira oraz Mjolnira taki zestaw może być nie tylko docelowym rozwiązaniem pod słuchawki, ale stanowić fundament całego systemu audio i to takiego z ambicjami grania na poziomie high-endowym właśnie. Inaczej. Te klamoty nie będą według mnie żadnym ograniczeniem toru, bez względu na pozostałe elementy składowe (głośniki, wzmacniacze oraz źródła).

W przypadku Multibita właściwym źródłem będzie komputer, nie streamer, tylko komputer właśnie. Komputerowy transport pozwoli według mnie na uzyskanie optymalnego efektu, bo możliwości jakie drzemią w tym DACu da się najlepiej wykorzystać za pomocą źródła, które nie jest ograniczone jedynie słusznym, zamkniętym oprogramowaniem. Mówiąc wprost – odpowiednio zmodyfikowany pod audio, albo specjalnie zaprojektowany PC z odpowiednim software zaoferuje najlepsze warunki dla multibitowego DACa Schiita, nie będzie stanowił ograniczenia dla jego możliwości, potencjału. To, co najważniejsze, tzn. interfejs USB w pewien sposób narzuca taki właśnie wybór transportu cyfrowego, ale już nie warunkuje, bo coraz więcej strumieniowców pozwala na granie via USB.

To tak, tytułem wstępu, czas na konkrety zatem…

» Czytaj dalej

Testujemy Audioengine D2. Najlepszy wireless DAC na rynku?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Nadajnik D2 bliżej

To się dopiero okaże, ale muszę przyznać, że do tej pory najlepsze rozwiązanie tego typu jakie przewinęło się u nas (i zostało) tzn. AirDAC firmy NuForce (z transmisją SKAA) ma poważnego konkurenta. Najistotniejsze w tej całej bezdrutowej zabawie jest wykorzystanie wolnego od zakłóceń, czystego pasma, o co dzisiaj naprawdę trudno… te dziesiątki sieci WiFi, setki podpiętych urządzeń, bliska komunikacja w ramach BT itd. itp. Najlepiej własne rozwiązanie, które pozwala na minimalizację interferencji, odpowiednie parametry pracy, niezakłócony transfer zer i jedynek z nadajnika do odbiornika. Specjaliści z branży, którzy byli pionierami w tej dziedzinie (tak, mam tu na myśli Sonosa) stworzyli swój ekosystem rozwiązań opierający się na wydzielonej sieci z opracowanym przez producenta protokołem transmisji. Dodatkową zaletą jest brak konieczności konfigurowania tego typu rozwiązania – sprzęt od razu się widzi, od razu gotowy jest do przesyłu dźwięku, niczego nie musimy w naszej infrastrukturze sieciowej zmieniać. Po prostu plug & play. Takie okoliczności warunkują niedostatki wsparcia dla formatów hi-res (chodzi też o zapewnienie stabilnego przesyłu, o czym kiedyś pisałem, a przeczytacie o tym więcej we właściwej recenzji), bo wszystko ponad 24/96 wymaga w pewnym, najpopularniejszym systemie komputerowym (nadal bez obsługi audio USB 2.0) instalacji sterowników.

Mamy więc na tapecie tego bezprzewodowego DACa, mamy też możliwość przetestowania całego portfolio produktów Audioengine. Firmę doskonale znają miłośnicy dobrego jakościowo audio z komputera. To pewien wyznacznik jakościowy w zakresie desktopowych zestawów głośnikowych „pod komputer”. Miałem wcześniej styczność z produktami tej firmy i nie dziwię się, że zdobyły taką popularność, szczególnie w Stanach. Innymi słowy do AE powrócimy jeszcze nie raz na łamach, testując kolumienki aktywne tego producenta. To już niebawem. A teraz, powracając do bohatera niniejszego wpisu, parę słów na temat D2. Zasada działania tego bezprzewodowego DACa opiera się na wykorzystaniu własnego protokołu transmisji, własnej podsieci, łączącej punktowo odbiornik z nadajnikiem. Możliwe są konfiguracje z wieloma odbiornikami, nadajnik to skrzynka  z interfejsem USB (kontroler USB to znany doskonale choćby z rDACa i wielu innych przetworników TI 1020B), kość Burr Browna PCM1792 (DAC) zamontowano zaś w odbiorniku. Sygnał >96KHz jest downsamplowany (obsługiwany dźwięk do 24/192KHz). Poza tym mamy także opcję bezprzewodowego przesyłu dźwięku via SPDIF (toslink, na kości Asahi Kasei). Ciekawy, rzadko spotykany patent, pozwalający na podpięcie pod DACa dodatkowego źródła do nadajnika oraz wyjście z odbiornika na zewnętrznego DACa. Innymi słowy dostajemy bezprzewodowy link SPDIF i jakby tego było mało konwerter cyfrowy USB-SPDIF np. z ewentualną możliwością podpięcia pod głównego DACa w salonie. 

Sam nadajnik dysponuje regulacją głośności (co ciekawe, odbywa się niezależnie od przesyłu danych – trzeba to będzie dokładniej obadać), która działa dla analogowych wyjść audio RCA zamontowanych w odbiorniku. Innymi słowy, cytuję: „informacje te są przetwarzane dopiero w analogowej sekcji odbiornika, nie wpływają na cyfrowy strumień audio”. Co to w praktyce oznacza i jak dokładnie to przekłada się na zgodność bitową sprawdzę podczas testów DACa. Z tego co widzę, po wybraniu fixed w Roonie oraz ustawieniu przetwornika jak na prezentowanym poniżej obrazku, mamy na wyjściu (antenie ;-) ) bitperfect. Sprawdziłem także jak to będzie wyglądało w VOX Playerze i tu także DAC może wypuszczać sygnał ustawiony na stałym poziomie głośności. Do odbiornika trzeba podpiąć zasilaczyk, w przypadku nadajnika można podpiąć go bezpośrednio do PC/Mac, zasilając przetwornik z magistrali USB komputera. Nie ma żadnych problemu z działaniem, negatywnego wpływu, gdy skorzystamy z zasilanego USB huba (tak właśnie pracuje D2 z iMakiem, z MacBookiem łączę bezpośrednio). Oczywiście nie ma tutaj mowy o sterownikach, o konfigurowaniu czegokolwiek, może poza wybraniem urządzenia odtwarzającego w panelu audio komputera. Plug & Play. Sumując, mamy transmisję bezstratną, mamy możliwość wysyłania dźwięku o parametrach 24/96.

Muszę na zakończenie tego opisu pochwalić dystrybutora. Mało który tak kompetentnie udziela informacji na temat oferowanego produktu. Często kończy się na tym, że musimy zasięgnąć wiedzy u samego producenta, a bywa że bez własnych poszukiwań niewiele wskóramy. W tym przypadku jest inaczej vide przystępny, a jednocześnie bezbłędny i szczegółowo wyjaśniający opis tytułowego przetwornika na stronie. Możemy między innymi dowiedzieć się, w jaki sposób producent przygotował transmisję – jeden, z jak wspomniałem, kluczowych elementów tego urządzenia: „System bezprzewodowy D2 dzieli pasmo 2405-2477Mhz na 37 kanałów szerokości 2Mhz. System skanuje pasmo i wybiera dwa kanały oddalone od siebie o 36Mhz (szerokość 18 kanałów) i używa ich do przesyłania równolege rozkładają obciążenie po 50%. Wybrane kanały pozostają w użyciu do czasu pogorszenia warunków transmisji i wzrostu wskaźnika błędów ponad okreslony poziom. Zmiana kanałów odbywa się bez przerw w transmisji czy spadku jakości sygnału audio. Przyjete rozwiązania zapewniają pełną ciagłość i integralność dźwięku i dobre współdzielenie pasma radiowego z innymi urządzeniami bezprzewodowymi.

Jasno i na temat. Bardzo ładnie opisano także zawiłości związane z podstawowymi kwestiami dotyczącymi komputerowego audio, wyjaśniając terminologię oraz odpowiadając na najczęściej pojawiające się wątpliwości, pytania. Pozostało wyjaśnienie kwestii regulacji głośności (sprawdzałem na stronie producenta i nie ma tam na ten temat za wiele, @ Computeraudiophile też się mocno głowili jak kto jest z tą regulacją) oraz przetłumaczenie przez dystrybutora wskazówek na wypadek pojawienia się problemów z transmisją, działaniem produktu (bardzo, skądinąd sensownych, za co należą się słowa uznania dla producenta). Zdaje się, że w kraju jeszcze nie pojawiły się recenzje tego DACa, D2 trafia do nas z dużym opóźnieniem (dotyczy to de facto całego portfolio Audioengine). Cóż, lepiej późno niż wcale. Fajnie, że ten producent ma w Polsce przyczółek.

Na zakończenie, nawiązując do bohatera wpisu, mamy pewne doświadczenie odnośnie testów bezprzewodowych przetworników C/A (nie mylmy tego ze streamerami, nawet takimi z wejściem USB pod komputer, bo to dwie zupełnie różne sprawy!). Testowałem @ HDO (i został) wspomniany AirDAC od NuForce (Optoma), był także u nas bezprzewodowy DAC od NADa (bardzo dobry produkt, niestety za krótko by go rzetelnie przetestować), był też AirTry (który niestety totalnie się nie sprawdził), wreszcie na co dzień grają w redakcji (jako pomocnicze źródła) AirPort’y Express, opisywałem też ostatnio Chromecast Audio. Te dwa ostatnie to specyficzne produkty, bardziej stacje bezdrutowe z integracją na poziomie protokołów transmisji, ale też się wg. mnie łapią, bo właśnie mogą zastąpić w systemie komputerowym przetwornik lub być bezprzewodowym interfejsem audio z przesyłem sygnału SPDIF do reszty toru. Świat bez kabli nęci, odseparowanie komputerowego źródła od elementów właściwego toru audio kusi, tak – to ma sens – szczególnie w dobie takich, całościowych rozwiązań softwareowych jak front-end Roon, 1 (ze zdalnym sterowaniem & odpowiednim interfejsem).

 

Poniżej fotogaleria, którą uzupełnię wieczorem / rano o opis…

» Czytaj dalej

W nawiązaniu: ideał PC Audio za rozsądne $ zwie się Sonore microRendu

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
nas-mr-as

W nawiązaniu do poprzedniego wpisu o systemie komputerowym pod audio rodem z Antypodów. Tamten wynalazek kosztuje 6500 dolarów, ten tutaj 650. Dziesięć razy mniej. To nie jedyna zaleta, bo choć nie jest to tak rozbudowany komputer co opisany wcześniej DX2 to jednak ma – poza ceną – jeszcze jedną, niezaprzeczalną zaletę… nie wygląda jak komp, nie zajmuje tyle miejsca co komp, w ogóle nie wymaga konfiguracji i obsługi niczym komp. To właśnie idealne, bo „niekomputerowe” źródło PC Audio. Całość zamknięta a miniaturową obudowę wykonaną z aluminium, przypominającą jako żywo jakiegoś niewielkiego DACa. Tutaj mamy, coś innego niż wszystko to, co do tej pory pojawiło się na rynku. Bo ten wyspecjalizowany komputer jest właśnie wyspecjalizowanym transportem audio z własnym oprogramowaniem systemowym/front-endem*. I choć może być dowolnie zastosowane któreś z popularnych rozwiązań (Squeezebox Lite, AirPlay, DLNA, front-end JRivier etc) to sednem jest kompletne rozwiązanie z własnym protokołem tj. RAAT via Roon, względnie takim sofcie jak HQ Player NAA. A dokładnie to wykorzystanie microRendu w roli końcówki/transportu czytaj end-pointu, przykładowo z modułem Roon Ready. Wtedy wystarczy serwer NAS z zainstalowanym oprogramowaniem Core i już mamy wszystko, by grać z plików, elegancko łącząc opisywane rozwiązanie z systemem audio. Oczywiście można też skorzystać z LMS (Squeezebox) z SqueezePadem czy iPengiem …opcji jest więcej:

Możliwości Sonore microRendu w oparciu o zainstalowane moduły:

  • SqueezeLite
  • ShairPort
  • MPD/DLNA
  • HQ Player NAA
  • RoonReady

To, co robi tutaj ogromną różnicę, poza wspomnianym oprogramowaniem (sterowanym przez Roon Remote na innym komputerze, czy – co bardziej prawdopodobne i wygodniejsze, dotykowo na handheldzie) jest implementacja USB, a właściwie cały tor sygnału, czy precyzyjniej tor danych audio, jakie przechodzą przez naszego bohatera. Tak, cały sekret tkwi w tym, jak to skonstruowano, jak wiele zrobiono by problemy znane z wykorzystania interfejsu USB całkowicie wyrugować w tym projekcie. I wiecie co, patrząc na ten komputerek przez pryzmat własnych doświadczeń z branży IT, widzę że to jest właśnie to koszerne, w 100% dopasowane rozwiązanie – idealny interfejs / transport USB audio, bez żadnych „ale”. Dlaczego? Popatrzmy na tę specjalizację i doceńmy, jak wiele zrobiono by uniknąć interferencji, wpływu poszczególnych komponentów typowego komputera, wpływu negatywnego, na odtwarzanie muzyki przez takie źródło. Dwurdzeniowy układ to jednostka z pamięcią operacyjną funkcjonująca jako System On Module z dedykowanym oprogramowaniem. Wspominałem we wcześniejszym wpisie jak ważne to zagadnienie, jak ważny jest tutaj OS*, w ogóle oprogramowanie, w tym przypadku mamy całość opracowaną SPECJALNIE POD AUDIO, bez kompromisów, napisaną właśnie dla tego audio komputerka. Przy czym sam system daje nam coś, co stanowi przewagę komputerowego OS*, nad rozwiązaniami zamkniętymi, tj., możliwość modyfikacji, wprowadzania nowych wersji software, instalowania w przyszłości nowych aplikacji. Tyle, że nie ma tam ani śladu edytora tekstu, obsługi drukarek, integracji komunikatora oraz programu pocztowego itp spraw… to czysty kod pod audio*. I to, moi drodzy, robi różnicę i powoduje, że to ambitniejsze, dojrzalsze rozwiązanie od jednak tylko zmodyfikowanego Linuksa w przedstawionym w poprzednim wpisie komputerze z Nowej Zelandii (ta sama dystrybucja, jednak w przypadku Sonore poszli znacznie dalej w optymalizacji oprogramowania, to w 100% kompilacja pod audio!)*.

Minimalizm w tym wypadku, to minimalizm formy, bo treść jest MAX (to jedyny taki micro PC w 100% zaprojektowany pod audio – tylko i wyłącznie pod audio)

 * Sonicorbiter OS to oparty na Open Source (Fedora) system całkowicie zoptymalizowany pod audio. Kompilacja jest przyporządkowana tylko i wyłącznie jednemu celowi: przesłać dane audio z gniazdka LAN i dalej wysłać jako sygnał via USB do zewnętrznego przetwornika. Dodatkiem jest któryś z front-endów, czyli warstwa softwareowa odpowiedzialna za zawiadywanie odtwarzaniem oraz nawigowanie po zbiorach. Tu nie ma żadnych, niepotrzebnych elementów, typowych dla każdego komputerowego OS. W końcu komputer, z definicji, to urządzenie wielozadaniowe – no właśnie – tyle, że nie mówimy o typowym komputerze, bo ten tutaj jest właśnie WYSPECJALIZOWANY, bardzo wyspecjalizowany, a funkcjonalność OS dopasowana do tego, co powyżej tzn. wybrać i przesłać dane audio. Koniec, kropka. Odtwarzacz audio bez zbędnych dodatków. Czysty. Taka idea przyświecała twórcom tego projektu! Za całość odpowiada Sonore / Simple Design oraz Small Green Computer. Całość działa jak w przysłowiowym tosterze – niczego nie musimy wiedzieć o kompilacjach, o Linuksach, o komputerowych OSach… UX to prostota porównywalna z klasycznymi źródłami (nośniki). Wybieram wykonawcę, naciskam play, leci. Tyle. Konfiguracja to trzy tapnięcia w ekran dotykowy. I TO JEST TO! Linux jako fundament z przyjaznymi jw. front-endami audio (Roon!), z okiełznanym zapleczem hardwareowym (sprzęt) oraz ze skonfigurowanym przez producenta oprogramowaniem. Wreszcie ktoś tego dokonał! :)


To pierwszy taki system, gdzie całość oparto na przesyle danych in/out z zastosowaniem przygotowanego pod transfer muzyki LANu oraz USB. Pobieramy zatem dane z sieci za pomocą skrętki pakietowo, bezstratnie, z ewentualną korekcją, finalnie otrzymując bezbłędny zbiór zer i jedynek, następnie dane te trafiają do odbiornika USB, który wyposażono w doskonalszą wersję Regena – regenerator sygnału (interfejs USB), którego niedoskonałości tj. opóźnienia czasowe, jitter są powszechnie znane i z którymi na różne sposoby się walczy. Tutaj USB to nie magistrala z współdzielonymi procesami / urządzeniami, a audio droga dla audio sygnału. Tylko i wyłącznie. Całkowicie odcięto tutaj procesor (inne odwołania), wszelkie dodatkowe interfejsy (a to jakieś HID, jakaś kamera, jakiś kontroler), przerywania jakie znajdziemy w typowym systemie komputerowym – tu nie ma NIC, co mogłoby zakłócić sygnał. Wyeliminowano wszelkie, faktyczne jak i potencjalne źródła zakłóceń! Izolacja, separacja od zakłóceń, szumu wraz z własnym zasilaniem obu interfejsów gwarantują, że na tym etapie (tj. w źródle cyfrowym tzn. transporcie cyfrowym, czytaj opisywanym PC) nic, absolutnie nic nie popsuje sygnału. Dopasowanie impedancji oraz integracji sygnału z faktyczną eliminacją jittera to cel, który udało się w tym projekcie osiągnąć twórcom i – jak mówi John Swenson (zaprojektował Regena oraz opisywanego PC) – „w tym przypadku nie trzeba już niczego z sygnałem robić, bo ten trafia do DACa w idealnej, wzorcowej postaci”.

Dodajcie, do tego co powyżej, Roon-a i mamy komplet!

Lepsze oscylatory, wyłączenie „brudnych” układów (CPU, pamięć, stopnie zasilania), ich odseparowanie, tworzy coś na kształt układu DAC z zewnętrznym, precyzyjnym zegarem, z osobnym, precyzyjnie dopasowanym zasilaniem**. Tak właśnie wygląda ten IDEALNY TRANSPORT PC AUDIO. Wraz z odpowiednim, takim jak opisany przed chwilą, przetwornikiem (łatwo zaprzepaścić cały układ, tor, przez coś, co wprowadzi nieład – dobry DAC to arcyważny element), można w oparciu o microRendu zbudować wzorcowe źródło komputerowego dźwięku, idealny odtwarzacz plikowy. Dopasowanie zegara wraz z odpowiednim, napisanym specjalnie – jeszcze raz podkreślę – oprogramowaniem systemowym, pozwala temu komputerkowi przeistoczyć się w coś, co teoretycznie stanowi cyfrową referencję, punkt odniesienia dla każdego plikowego źródła audio. Wiele razy podkreślałem jak ważne jest zasilanie i jak poważnym problemem jest dostarczenie odpowiedniego prądu w komputerowych aplikacjach audio. Właściwie jest to niemożliwe odnośnie PC, a precyzyjniej – tak było aż do pojawienia się opisywanego urządzenia. Zamiast siejącej płyty głównej z ekstremalnie zaszumionymi konwerterami zasilania (DC-DC), zamiast bałaganu jaki pojawia się nawet w przypadku drogich liniowych zasilaczy zewnętrznych, które dostarczają w typowych płytach głównych zasilania pokonując skomplikowany tor, tutaj mamy czystą ścieżkę dla zasilania opartą na liniowym regulatorze aż do portu USB i dalej zew. do USB DACa. Nie ma konieczności stosowania przełączników, konwerterów, całość oparta jest na dedykowanym dla konkretnego interfejsu rozwiązaniu. To coś innego, niż micro PC, unikalnego – to nie jest oferowany przez Sonore Sonicorbiter SE (komputerek ala Raspberry Pi, oparty na typowej typologii, w żadnym stopniu nie przystosowanej do bycia wyspecjalizowanym, komputerowym transportem audio) oraz zminiaturyzowany PC x86, których zatrzęsienie znajdziemy obecnie na rynku (vide Fooko PC (2), czy inni kieszonkowy pecet – czekający na pogłębiony opis – eGreat i5). To unikalna rzecz, podkreślam, bo zaprojektowana od podstaw pod transport plikowy, a nie dostosowana (jak wymienione konstrukcje) do tej roli!

 

Tylko tyle i aż tyle: LAN in –> USB out…

** jako zasilacz można zastosować produkt iFi (kosztujący rozsądne 49$) albo coś od naszego rodzimego Tomanka (właśnie piszę do Pana Tomasza w tej spawie ;-) )

 

Właśnie zasilacz, oczywiście zewnętrzny (nie ma go w komplecie – dla jasności – to dodatkowy wydatek… można kupić dowolny 6/9V, można wyspecjalizowany jw i zapewne warto taki właśnie), zaprojektowany pod to konkretne urządzenie, odgrywa tu jedną z kluczowych ról. Opisane powyżej, odseparowanie poszczególnych sekcji zasilania, zastosowanie osobnych domen w zależności od tego co zasilamy energią, z osobną optymalizacją dla interfejsu LAN oraz dla USB to coś, czego nigdzie indziej (poza opisywanym PC) w takiej formie nie uświadczymy. Innymi słowy, ktoś po raz pierwszy, stworzył komputer, którego konstrukcja w najdrobniejszym szczególe realizuje postulat transparentności, braku interferencji oraz czystego zasilania w ramach komputerowego transportu audio. Niesamowite!

A to jeszcze nie koniec, bo konstruktorzy zadali sobie wiele trudu by podsystem pamięci (operacyjnej i masowej) także był „koszerny”, tj. nie generował problemów w trakcie odtwarzania muzyki. W sumie układ i.MX6 korzysta z trzech różnych podsystemów pamięci – jest RAM tj. moduł DDR3, jest pamięć podręczna NVRAM (flash ROM Cisco) oraz karta pamięci SD. Całość finalnie jest bardzo szybka, system ładujemy z karty SD, co ma zabezpieczać nas przed ewentualnością wystąpienia jakiś problemów, błędów w oprogramowaniu. Jeżeli system będzie działał niestabilnie, przestanie działać jak należy, wystarczy pobrać oprogramowanie systemowe na inną kartę (bywa, że winien jest właśnie nośnik – wymienny oznacza brak konieczności wymiany wewnętrznego dysku) i przeprogramować komputer. Sam kontroler kart SD jest powolny w stosunku do szybkich pamięci półprzewodnikowych (SSD), ale ma też duże zalety w takiej aplikacji, takie jak niewielki szum oraz ekstremalnie niewielkie zapotrzebowanie na energię. Po załadowaniu OS wraz z softwarem do pamięci, całość działa bardzo szybko. Rzecz jasna obsłużymy wszystko jak leci odnośnie formatów audio, tj. DSD/DXD aż do poziomu PCM 32/768 oraz 1 bit aż do 512. Jak każdy komputer, ten tutaj także będzie „future proof”, pozwoli na dopasowanie transportu pod aktualne potrzeby, wymagania. Zawsze.

Przykładowy system oparty na microRendu

DF to fajny DAC, są jednak inne, lepsze od niego USB DACzki tj. hiFace DAC M2Techa, HA-2 Oppo czy Hugo Mojo (a to tylko opcje USB DAC / USB DAC & bateria) 

Cóż można tutaj dodać? Chyba jedno tylko: ten mini PC wyspecjalizowany pod audio wcześniej, czy później, trafi do nas jako finalne źródło plikowe, będzie to koniec poszukiwań ideału PC Audio. Wraz z Roonem, Tidalem oraz NASem (zawiadywanym przez Core Server), Sonore microRendu będzie docelowym rozwiązaniem. To, co będzie dosmaczać, zmieniać, przyprawiać to różne przetworniki C/A – tu zawsze znajdzie się coś nowego, ciekawego. Czy produkt Sonore przekreśla dotychczasowe rozwiązania z zakresu dźwięk z komputera? No nie powiedziałbym. Pamiętacie interfejs thunderboltowy TAC-2/elgato dock, który niedawno opisywałem? No właśnie. To zapewne podobny opad szczęki i coś, co ustawia wszystko w określonej hierarchii, porządku. Wiem, że „piorun” to w dużej mierze ominięcie wielu wspomnianych problemów w aplikacji USB Audio, to ten kierunek, przy czym nie wyklucza to progresu wynikającego z bezkompromisowej konstrukcji CAŁEGO systemu komputerowego, z dedykowanym OS, z misternie zaprojektowanym układem.

To właśnie o microRendu mowa.

Wow!

Komputer pod audio z Antypodów & Roon. Ideał? Nasze trzy grosze

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
dxb_half1

Kosztowne to. Bardzo. A konkretnie za ile? 6500 dolarów. Za tyle to można mieć wydajną stację roboczą. Prawda. W segmencie cyfrowych transportów to też raczej (naj)wyższy pułap. Tyle, że mówimy o czymś, co w pewnym sensie wyznacza zupełnie nowy kierunek, coś co ja prywatnie nazywam PC BACK! Dlaczego powrót PC? Ano dlatego, że zataczamy oto pełne koło – od wieszczenia ery post-PC, eksplozji handheldów, przenośnej elektroniki, konsol (tak, tak to gigantyczne pieniądze, tzn. cała elektroniczna rozrywka) po to, co obserwujemy obecnie. A co obserwujemy? Ano wielki powrót PC. Ktoś się obruszy – ale jak to powrót, przy spadającej liczbie sprzedawanych komputerów. Tak, tylko że to niczego nie wyjaśnia i zaciemnia obraz… konsole z komponentami typowo pecetowymi, integracja systemów operacyjnych (komputerowych) na nich, hybrydy (mam tu na myśli nie tylko pomysły MS, ale także do pewnego stopnia nowe iPady Pro Apple – wszystko zmierza, wierzcie mi, do UNIFIKACJI), dalej, wielki powrót PC w roli jedynego, sensownego pomysłu na VR oraz bezproblemowe korzystanie z treści UHD. Tak to wygląda i – co dla nas nie bez znaczenia – dotyczy także naszego, audio, poletka.

Ten konkretnie komputer to oczywiście jakaś nisza, niszy, ale pokazuje bardzo ciekawą tendencję, coś co się przed momentem pojawiło i według mnie będzie niebawem stanowić prężnie rozwijającą się gałąź rynku. Przez analogie do PC pod TV (od HDTV po Steam Machines – czyli specjalizacja, z silnie zaakcentowanym pecetowym rodowodem), widzimy pojawienie się już nie hobbystycznych (vide CAPS) konstrukcji pod audio. Dedykowanych audio. Wyłącznie pod audio. To takie komputery, które mogą być integrowane w obudowie bardzo konkretnych audio klamotów (Musical Fidelity Encore 225), jak i stanowić po prostu cyfrowy transport (bez dodatków), taki, który niweluje wszelkie wady komputerowego źródła (te rozpoznane, jak opóźnienia, jitter, interferencje i te trudniejsze do zdiagnozowania, dotyczące ogólnie rzecz biorąc oprogramowania systemowego). Pisałem o tego typu konstrukcjach nie raz na HDO, opublikowałem recenzję „kostki” MiniX PC aka Fooko PC (dość popularny kierunek, choć trudno tu mówić o specjalizacji, bo to zwykły miniaturowy PC jest). Tak, są różne możliwości, ba można powiedzieć morze możliwości i to właśnie najmocniejsza strona PC Audio… wiele dróg, które mają prowadzić do jednego celu – jak najlepszego odtworzenia plików audio na danym torze, systemie.

Tym, co stanowi przełom, będę się tutaj mocno upierał, że właśnie to jest KLUCZOWA kwestia – jest oprogramowanie integrujące i że tak powiem spinające świat PC z światem domowego audio. To – tak zgadliście – Roon. Dlaczego to takie ważne? Pomijając kwestie obsługi, możliwości tego interfejsu, serwera, front-endu (tak, mówimy o KOMPLETNYM rozwiązaniu), mówimy tutaj o stworzonym na bazie tego rozwiązania standardzie, obejmującym firmowy protokół RAAT. To właśnie on robi różnicę. Dwa fundamenty, na których opiera się Roon: Core oraz Ready, czytaj serwer/klient działają w ramach własnego, unikalnego rozwiązania, protokołu, który pozwala (przy odpowiednio zbudowanym transporcie PC) stworzyć docelowe, idealne warunki dla transferu muzyki. W końcu to się komuś udało i to coś, co jest powtarzalne, osiągalne, w tym sensie, że przy zapewnieniu odpowiedniego zaplecza hardwareowego oraz softwareowego (kwestia komputerowego OS jest tu oczywiście niepomijalna – o czym za chwilę) mamy GOTOWCA. Bez konieczności kombinowania, bez konieczności zgłębiania zależności, bo bierzemy to, że tak powiem z półki. I TO JEST CLOU.

Ten Antipodes DX 2 gen to nic innego, jak właśnie wyspecjalizowany PC. Bardzo wyspecjalizowany. Z Linuksem, z kilkunastoma zainstalowanymi usługami, protokołami, odtwarzaczami audio, w tym także z Roon Core oraz Roon Ready. Innymi słowy mamy wiele scenariuszy wykorzystania tego klamota, w tym wg. mnie najlepszą konfigurację z jednocześnie pracującym na tej maszynie Roon Core oraz Roon Ready. To kompletne rozwiązanie serwer/klient z pudełka pod audio. Idealne, bo pozbawione wszelkich problemów, na jakie można natrafić w przypadku PC pod audio. Zastosowana dystrybucja Linuksa jest tutaj bardzo ważnym elementem.

Dlaczego?

To powyżej, to pierwsza generacja DX-a

A to poniżej, to pokazana w Monachium, tytułowa wersja 2

Ano dlatego, że dystrybucja jest specjalnie opracowana na potrzeby tego konkretnego projektu. Linux daje takie możliwości jako oprogramowanie OpenSource, pozwala na taką kompilację kodu, aby efekt był skrojony dokładnie pod nasze wymagania. I tutaj właśnie mamy takie coś. Znam Daphile, to bardzo fajne rozwiązanie, tutaj jednak konstruktorzy i programiści idą krok dalej, bo dopasowują system komputerowy POD KONKRETNY komputer PC. W przypadku tytułowego rozwiązania mamy dystrybucję opartą na Fedorze systemie zmodyfikowanym przez team Kiwi w celu optymalizacji sygnału, redukcji jittera oraz wprowadzenia całego szeregu stopni buforowania/re-taktowania, co w efekcie ma przekształcić tego PC w high-endowe źródło (taaaak, właśnie, w końcu to 6,5k$, nieprawdaż?) Generalnie nie ma tu mowy o żadnych kompromisach (możemy pośmiać się z audiofilskich przewodów SATA, ale zanim to zrobimy warto docenić kompleksowe podejście do tematu twórców tego peceta), to w 100% dopracowany projekt pod kątem odtwarzania muzyki. Tylko i aż.

Oprogramowanie to raz, a hardware to dwa. Poza gniazdami USB (jedno z własnym, oddzielnym torem zasilania 5V, w formie osobnej karty rozszerzeń na PCI-e), mamy typowe dla klasycznych transportów cyfrowych wyjścia SPDIF (także w postaci AES/EBU) zawiadywane nie przez OS, a programowalny – dobrze nam znany, chip XMOS X-CORE. Oczywiście mówimy tutaj o interfejsach asynchronicznych, o galwanicznej izolacji …w sumie mówimy tutaj o kompletnym, wysokiej klasy konwerterze USB (dedykowanych audio, bez współdzielenia procesów, innych komponentów komputera z wymienionymi powyżej gniazdami) – SPDIF. Celem było uzyskanie dokładnie takiej samej jakości z wszystkich wyjść cyfrowych. O wyborze mają tutaj decydować wyłącznie preferencje użytkownika (okablowanie, posiadany DAC etc.). Sercem komputera DX2 jest czterordzeniowy układ Intel Atom (patrz Fooko PC), chłodzony pasywnie. Tu rodzi się pytanie o wydajność takiego procesora w sytuacji, gdy zapragniemy skorzystać z wszystkich funkcji jakie daje software (multistrefowe granie plików hi-res, odtwarzanie DXD/DSD128/256 czy konwersja DSD-PCM-DSD). Z moich testów wspomnianego przed chwilą Fooko wynika, że takie mocno obciążające procesor zadania mogą być dla zastosowanego w tym projekcie CPU wyzwaniem. Z tym, że tutaj mamy zupełnie inny OS, a to ma niebagatelny wpływ na to ile mocy nam zostaje (czytaj Windows ciągnie taki system w dół, bo jest mocno zasobożerny). Także nie musi to być ograniczenie, warto to będzie jeszcze sprawdzić!

Tu jeden z wariantów DX wyraźnie wskazujący zastosowanie (serwer)

Preinstalowany ROON daje w sumie trzy możliwe scenariusze: możemy skorzystać z zewnętrznego serwera ROON (jakiś NUC, mikroPC w roli serwera), wtedy opisywany komputer jest Roon Ready (end-pointem). Korzystamy z danej infrastruktury sieciowej, co może wpłynąć na końcowy efekt. Aby uniknąć tego wpływu możemy także zdecydować się na Roon Core, z zewnętrznym sterowaniem (z handhelda), z bezpośrednim wpięciem jakiegoś DACa via USB lub SPDIF. Konstruktor nazywa takie połączenie Core Direct (w torze sygnału mamy sterownik zewnętrznego DACa). Wreszcie jest trzecia opcja – najciekawsza – czytaj serwer/klient pod jednym dachem. Wtedy to Core komunikuje się z Ready w ramach jednego systemu komputerowego i to właśnie Antipodes DX2 wraz z własnym oprogramowaniem systemowym robi dźwięk, robi różnicę. Bez naruszania kodu Roona, w takim scenariuszu, linuksowa kompilacja stanowi czysty, pozbawiony jakichkolwiek degradujących dźwięk (faktycznie, potencjalnie – mniejsza) elementów kod, kod przygotowany specjalnie pod kątem odtwarzania muzyki na takim komputerze. To wspomniane powyżej modyfikacje, wraz z dopasowaniem kompilacji do współpracy z Roonem pozwalają – zdaniem twórców tego rozwiązania – uzyskać lepszy efekt od Core Direct (Roon Core z wpiętym DACzkiem, obsługiwany zdalnie).

To kluczowa sprawa, ale nie jedyna, bo cała reszta tj. zasilanie, ekranowanie, właściwa separacja oraz umiejscowienie poszczególnych komponentów (patrz zdjęcia), w przypadku omawianego komputera, decydują o końcowym efekcie. Szczególnie zasilaniu poświęcono tutaj wiele uwagi, starając się dostarczyć stabilne napięcie wszystkim komponentom w ścieżce sygnału. Komputer z pudełka, siłą rzeczy, nigdy nie będzie w taki sposób zaprojektowany. Oczywiście można skorzystać także z alternatywnych usług / odtwarzaczy, takich jak: Squeezelite, Squeezebox server (LMS), MPD, HQPlayer NAA, Bubble UPnP, SONOS czy Plex Media Server:

Jednak tym, co wg. mnie robi zasadniczą różnicę jest opisany powyżej ROON. Oczywiście kwestią do dyskusji jest wycena tego projektu. Można zapewne zmieścić się w zupełnie innym, niższym budżecie, wprowadzając na rynek sprzęt o podobnych możliwościach (rezygnacja z drogiej obudowy, rezygnacja z napędu optycznego, przeskalowanie komputera w dół, rezygnacja z bardzo kosztownych, wieloterabajtowych pamięci masowych SSD etc.). Tak, czy inaczej to świetny przykład tego, co można zrobić z systemem komputerowym dedykowanym audio. Jak widać, można zrobić wszystko i stworzyć bezkompromisowy PC Audio, który zwyczajnie nie będzie miał rywala w świecie tradycyjnych źródeł cyfrowych, a to za sprawą bycia „zawsze na czasie”. Tego nie dostaniemy z żadnym klamotem audio. A to ważne, bo właśnie teraz interfejs, oprogramowanie w świecie muzyki z pliku to kluczowa sprawa. Widać to z całą mocą w tym właśnie, konkretnie, w opisanym projekcie/produkcie (właśnie ruszyła jego sprzedaż).

Pozostaje czekać na podobne opracowanie (mam tu na myśli integrację dopasowanego OS z Roonem na maszynie x86 zaprojektowanej pod audio), tyle że dopasowane do realiów kieszeni z jakimś określonym dnem.

Specyfikacja (w j.ang):

  Number of Pieces
1 Piece – Server with Internal Linear Power Supplies
  Storage Capacity
Up to 6TB SSD – 1TB, 2TB, 4TB or 6TB
  Audio Outputs
Ethernet plus either USB Audio 2.0, or Conventional S/PDIF, AES3, Toslink, or both

USB Outputs
One with USB 5v Power On & One With 5v Power Off
USB Audio 2.0 Compliant (to 32 bit /384 kHz)
DoP – DSD64, DSD128, DSD256
  S/PDIF, AES3, Toslink Outputs
PCM to 24 bit / 192 kHz
  Core Technology
Antipodes Core V4

Power Supply Technology
Fully Linear Internal Power Supplies
- Dedicated Supply to Output Card
- Custom-Wound Transformer
  Software Suite
Antipodes 2
  Case Material
All Aluminium Alloy
  Cooling
Fanless Passive Cooling
  AC Power Requirements
110 to 120 VAC or 220 to 240VAC (Switchable at Service Centre)
  Power Consumption
Less than 25W while running
  Dimensions
432mm (w) x 273mm (d) x 85mm (h)
17in (w) x 10.7in (d) x 3.3in (h)
  Shipping Weight
Approx 7.7kg (17lbs) – Varies by Configuration


Poniżej konfiguracje DX2 oraz parę dodatkowych fotek z rozbudowanym opisem…

» Czytaj dalej

Nowy streamer_dac Auralic-a: ALTAIR. Kompatybilny z RAAT (Roon)!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AURALiC ALTAIR (6)

Takie dwa w jednym. A nawet więcej (o czym poniżej). Konkretnie? Chcemy z komputera grać? No to proszę bardzo. Z innego cyfrowego źródła? No nie ma sprawy. Mamy chęć na autonomiczne i w pełni samowystarczalne pudełko (źródło), na niemnożenie bytów? ALTAIR to streamer jak się patrzy, z całym OS, z apką na handheldy, wreszcie z pełną integracją z ekosystemem Roona! Zadebiutowało to, to w Monachium i stanowi w uproszczeniu połączenie firmowych strumieniowców Aries ze wspomnianą Vegą (to, dla przypomnienia DAC), z pewnymi różnicami o czym dalej. Brzmi smakowicie? Sprawdźmy, co mówi na temat nowego urządzenia prezes Autalic-a, Pan Xuanqian Wang? Ano mówi tak:

„Nowy ALTAIR jest zarówno wysokiej jakości streamerem jak i DAC, zaprojektowanym w oparciu o informacje zwrotne od dealerów, jako wyjątkowo wygodne cyfrowe źródło sprzętowe w przedziale cenowym 1800–2000$. Niektórzy mogą uznać to jako połączenie Vega ARIES lub ulepszonej wersji MINI z wejściem cyfrowym. Jednak ALTAIR jest zdecydowanie czymś innym – rozszerzeniem linii produktowej. Nie zastąpi MINI ani wielokrotnie nagradzanego DAC AURALiC Vega czy też Streamerow serii Aries. Wszystkie one stanowią najwyższy poziom jakości dźwięku”. 

Innymi słowy, nowy ALTAIR może działać jako łatwy w użyciu „Home Music Center” z obsługą 15+ źródeł sygnału, w tym m.in.: Network Shared Folder (NAS), pamięci USB, wewnętrznej pamięci (opcjonalne HDD lub SSD), obsługi  UPnP/DLNA media server, streamingu z serwisów TIDAL oraz Qobuz , internetowego radia, AirPlay’a, Bluetooth’a, Songcasta oraz RoonReady (właśnie! RAAT!) oraz, dodatkowo, wykorzystując fizyczne złącza, dowolnego źródła cyfrowego (DAC) via: AES/EBU, coaxial, toslink, USB do komputera, via dwa porty host USB. Za łączność z siecią odpowiadają gigabitowy LAN oraz trzy zakresowe WiFi 802.11 B/G/N/AC. Jak widać, mamy obsługę najszybszego standardu sieci bezprzewodowej. To bardzo istotne udogodnienie, bo możemy w tym przypadku liczyć na szybkie, stabilne połączenie streamera z naszą infrastrukturą sieciową (byle była to sieć AC rzecz jasna, u jabłkolubów to obecnie standard). Dwie antenki, wkręcane w obudowę to znak, że ten klamot świetnie się sprawdzi w instalacji bezprzewodowej. Także, szykuje się kolejna, ciekawa alternatywa dla systemu opartego na komputerze z dakiem, względnie coś, co może być fundamentem cyfrowego zestawu audio z wieloma, różnorakimi źródłami (odtwarzacze stacjonarne av, komputery, handheldy i co tam jeszcze). Oczywiście postaramy się przetestować tego klamota u nas :) BTW najbliższa publikacja na #HDOpinie to wstępnie przez nas opisany & zapowiadany Aries Mini.

AURALiC ALTAIR powinien trafić do sprzedaży jeszcze w lipcu 2016 roku. AURALiC ALTAIR dostępne będą do testów w wybranych sklepach Audiokracja w Polsce. Cena detaliczna AURALiC ALTAIR to 8900 PLN z 23% VAT.

 

Poniżej pełen opis konstrukcji, taki ze szczególarskimi szczegółami (dla takich nerdów jak ja, to czysta poezja jest, a dla nie nerdów to trochę strata czasu ;-) )…

» Czytaj dalej

Gungnir Multibit w redakcji! Wyczynowy DAC do Schiit Audio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Schiit_GM

Tak jak przetestowany u nas, znakomity Mjolnir 2 (jaka szkoda, że oba te urządzenia nie trafiły na siebie, jaka szkoda!) grał bez porównania ciekawiej od pierwszej generacji topowego wzmacniacza słuchawkowego z katalogu Schiit Audio, tak bohater niniejszego wpisu to ponownie …coś specjalnego, coś oryginalnego i koniec, końców całkowicie odmiennego od „pierwszego” Gungnira (na marginesie, to właściwie dwie wersje, równolegle oferowane na rynku). Tamten DAC dysponował układem delta-sigma, tytułowy zaś wyposażono w przetwornik multibitowy Analog Device AD5781 BRUZ. To robi, wierzcie mi, kolosalną różnicę. Co prawda pierwszego Gungnira nie słuchałem, opieram swoją opinię nt. tego urządzenia na relacji naszego stałego Czytelnika, ale to co usłyszałem w przypadku multibitowego układu od AD w Multibicie definiuje mi na nowo co potrafi zaprezentować cyfrowe źródło. To kolejny już raz (po teście thunderboltowego TAC-2, który – upieram się – gra na poziomie nieosiągalnym dla DACów zasilanych muzyką z portu USB za dziesięciokrotność sumy, którą zapłacimy za niego samego) kiedy zbieram szczękę z podłogi i zastanawiał się ile to jeszcze rzeczy tak bardzo mnie w życiu zaskoczy, bo nie o subtelne, a o konkretne różnice tu chodzi. Liczy się szybkość, liczą się szczegóły i liczy się przestrzeń. Brak ograniczeń w tym, co przed chwilą napisałem oznacza, że mamy brzmienie dalekie od tego, z czym kojarzy się „dźwięk cyfrowy”. To – krótko mówiąc – analogowe granie. Bez ograniczeń, bez kresu, bez żadnych „ale”. Swobodne, płynne – totalny luz, wolność.

Ok, będę tajemniczy i nie powiem (dużo) więcej, bo to zapowiedź jest i cóż, zaostrzę tylko apetyt na ciąg dalszy. Wypada jednak – jak już się powiedziało A, trochę na to B naprowadzić. To napiszę tak: jeżeli słuchacie symfonicznej, muzyki bardzo bogatej, aranżacji „barokowych”, muzyki pełnej treści / detali / wybrzmień to jest to DAC dla Was bez dwóch zdań. Także klasyka jak najbardziej (wspomniana symfoniczna), poza tym kapitalnie wypadają nagrania binauralne na tym przetworniku, bo jest tu nieprawdopodobnie wręcz reprodukowana przestrzeń, nieprawdopodobnie po prostu, a mi to jeszcze pogłębia zestaw, który gra z Gungnirem tj. dopiero co opisane Sapphire 23. No niebywała rzecz, jak to potrafi zagrać! Przełączenie na podstawkowe Topazy czy nEary05 (też przestrzenne granie, bo to monitory bliskiego pola są i tak grają – lubię takie granie bardzo :) ) utwierdziło mnie tylko w tym, co powyżej. Ten DAC gra niezwykle przestrzennie, to holograficzne reprodukowanie dźwięku, do tego TA DYNAMIKA. Wspomniane gatunki uzupełniłbym o metal, bo to jak system z Gungnirem Multibit radzi sobie z ciężkim repertuarem to prawdziwa poezja (rehehe) dla uszu. No nie mam pytań, nie mam wątpliwości, to robi różnicę. I chyba rozumiem zachwyty i drogę  zakupową co poniektórych, której efektem jest: „I’m full of schiit”. Taki zestaw, z naszym dead-endem Mjolnirem 2 i podpiętym do niego Gungnirem Multibit, (coś czuję, oj czuję) to jest właśnie TO. Cena? W naszym kraju tytułowy DAC kosztuje 6900 złotych.

Selektywne, niezwykle szczegółowe, rozdzielcze granie z niebywale dobrą górą. Pierwsze, wstępne wnioski po kilku godzinach katowania. Jako, że nEary są w salonie, a do Gungnira można podpiąć równocześnie system niezbalanowany (dzielony system NADa z Szafirami 23 z thunderboltowym hubem & iMakiem – źródłem) oraz system symetrycznie łączony (wspomniane aktywne monitory ESIO plus to co powyżej jako źródło) mogę sobie wygodnie słuchać muzyki na dwóch, mocno odmiennych, zestawach. Jak napisałem powyżej, DAC powędrował także na chwilę do gabinetu, gdzie podpięty był pod cyfrowy amp D3020 z Topazami monitor. Pokazał wtedy ponownie, że ma te hektary i ma te szczegóły, oj ma. Przepaść w porównaniu do wejść cyfrowych w integrze NADa oczywista. Cóż, wersja multibitowa to od strony typologii dokładnie to samo, co znajdziemy w zamykającym cennik superDACu Schiita: flagowym, high-endowym, naj, naj Yggdrasilu. Na marginesie, trzeba jeszcze zorganizować taki właśnie, topowy zestaw z Ragnarokiem oraz Yggdrasilem w celu dokładnego przetestowania w redakcji… tylko wtedy muszę jeszcze sobie ze dwa tygodnie wolnego wykroić koniecznie. Będzie to jeszcze w granicach naszego umownego 10 tysięcy za klamota. Dobrze, dość o tym, co byśmy…

Jako wisienkę pozostawiam sobie odsłuch na redakcyjnych LCD-3, bo to podobno idealny DAC pod te słuchawki. Zobaczymy czy tak jest w istocie (będzie towarzystwo lampy na moim, kolejny raz zmodyfikowanym, wzmacniaczu MiniWatt z nowym wkładem bańkowym – świetne lampy udało się dobrać właśnie! :-) ). Będzie więc Gungnir grał z M1 HPA Musical Fidelity, będzie także Capella Stana, wreszcie będzie testowany Z40 Myryada. Także sprawdzę dokładnie na czterech różnych wzmacniaczach, z których dwa są idealnymi partnerami dla (do niedawna) flagowych ortodynamików Audeze. Z innych słuchawek przewiduję K701, bo czuję że będzie to genialne połączenie z tym przetwornikiem. Te AKG są wymagające, potrafią w takim jw. repertuarze zawstydzić niejedne „parotysięczniki” i na pewno sprawdzę jak sobie w torze z tym Schiitem poradzą, jak zagrają.

Duża i ciężka obudowa mocno się nagrzewa (to taki znak firmowy ;-) ), jest typowo dla tego producenta „grubo ciosana” z jednego kawałka aluminium (front, góra). Boczki i dół to metalowe, też dość grube ścianki, z tyłu pysznią się wyjścia RCA/XLR oraz cztery wejścia cyfrowe (poza oczywistymi jest jeszcze BNC), wszystkie 24/192, obsługujące sygnał PCM (o DSD nie ma tu mowy). Dalej mamy metalowy hebelek mechanicznego wyłącznika zasilania, z przodu zaś tylko jeden przycisk wyboru źródła oraz dyskretne diody informujące o pracy, wybranym wejściu w DACu. Tyle. Na górze zaś, poza logo, klasyczne dla tego producenta kratki wentylacyjne, dodające uroku konstrukcji. Producent informuje o możliwości upgrade DACa w przyszłości (info na obudowie). Całość obsługiwana ręcznie, żadne tam piloty, żadne tam apki… tu liczy się dźwięk, samo sterowanie ogranicza się w sumie do włączenia/wyłączenia urządzenia (albo i nie – patrz niżej).

Aha – ważne – lepiej mieć Gungnira przez cały czas włączonego. On gra po godzinie inaczej (lepiej), a po dwóch/trzech gra swoje 100%… to sprzęt bardzo konkretnie reagujący na przepływ energii przez swoje trzewia, podobnie jak to było zresztą z Mjolnirem 2. W przypadku tego ostatniego urządzenia było to o tyle problematyczne, że poza poborem sporej dawki prądu, tamten amp miał sekcję lampową, a lampy 24/7 to lampy szybko zużywające się i średnia to opcja. Tak, czy inaczej, tak to działa. U mnie od 9 (klamot podpięty) do teraz tj. do 16 bez przerwy w użyciu i akurat tego klamota mam zamiar trzymać z wyżej wymienionych powodów stale pod prądem ;-) I jeszcze jedno, DAC trafił do nas już z niemałym przebiegiem, co może – jak piszą niektórzy – mieć istotny wpływ na jego walor soniczne. Także niech go ten prąd pieści ;-) długo i namiętnie i niech licznik godzin bije.

Na koniec tego rozbudowanego, początkowego opisu, wspomnę jeszcze o jednej rzeczy… przesłuchajcie sobie na takim multibitowym DACu (btw o różnicach technologicznych między najpopularniejszymi konstrukcjami delta-sigma a multibitami, o tego typu przetwornikach, przeczytacie we właściwej recenzji) jeszcze raz wszystkie wasze nagrania redbookowe. O ile są to dobre rejestracje, udane realizatorsko, dobrze nagrane płyty to …odkryjecie jak wiele informacji, jakie bogactwo kryje te 16/44. Odkryjecie, że wcale nie musi być hi-res (no w ogóle nie musi, pisałem o tym wielokrotnie) by zagrało zniewalająco dobrze. Raz jeszcze – nie cyferki tu robią różnicę! Słuchając na naszym thunderboltowym DACu ZOOM TAC-2 takich właśnie nagrań, nie raz, nie dwa nie było słychać żadnej różnicy, bo i nie mogło być słychać – grało to tak cholernie dobrze z materiałem (umownie) o jakości płyty CDA. To także oznacza, że DSD, które ma parę rzeczy do zaoferowania, nie powinno być traktowane jako fetysz, jako coś absolutnie niezbędnego… znowu branża zdaje się sugerować nam coś innego, ale więcej w tym marketingu, niż faktycznego progresu.

Nie chcę być źle zrozumiany – zapis jednobitowy bardzo sobie cenię, testy produktów KORGa (hardware oraz AudioGate o tu i tutaj) tylko utwierdziły mnie, że to świetny sposób na przeniesienie zapisu analogowego do świata cyfry, że takie nagrania (także w formie gotowych downloadów) są zazwyczaj bardzo wartościowe (nieliczne, patrząc na cały rynek fonograficzny, ale jak już są to zazwyczaj znakomicie to brzmi, czego nie da się powiedzieć o wszystkich „hiresach” PCM niestety, bo często 24 bit niczego konkretnie nie gwarantuje). Tak, są bardzo wartościowe, ale jak pokazuje Gungnir Multibit istotą nie są tu sposoby zapisu (bo to tylko i aż narzędzie), a całość, to czy ktoś zwyczajnie odrobił pracę domową i wykonał dobrą robotę w studiu. Jeżeli odrobił i to słychać to wtedy czeka nas uczta. Prawdziwa uczta! :)

Wracam do słuchania…

(poniżej…. do oglądania)

» Czytaj dalej

Recenzja nowego M-Stage: Matrix HPA-3U

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
01

Nowy model ma szansę powtórzyć sukces poprzednika. To wzmacniacz z wbudowanym przetwornikiem opartym na kości XMOS z obsługą sygnału PCM 24/192 oraz DSD 64 (wyłącznie DoP), zdolny do współpracy z mobilną elektroniką @ iOS/Androidzie. Przetestowałem go gruntownie, także na wspomnianych systemach mobilnych oraz komputerach z Windowsem oraz OSX-em. To urządzenie pierwszorzędnie wykonane, z dbałością o każdy detal, z bardzo dobrymi komponentami użytymi w konstrukcji. Matrix udowadnia po raz kolejny, że jego klamoty to pierwsza liga, to nie jest jakiś przypadkowy, tani sprzęt a porządne, konkretne HiFi. Tym, co w M-Stage było i jest najistotniejsze, to oczywiście świetnie zrealizowana sekcja wzmacniacza słuchawkowego, to stanowi clou tej konstrukcji. W przypadku omawianego urządzenia dostajemy ponadto przedwzmacniacz analogowy (jedno źródło analogowe można podpiąć, szkoda btw, że nie zaoferowano takiej opcji w przypadku nowego Quattro 2 Advanced) oraz wymienionego powyżej DACa.

Ten DAC jest na tyle dobry, że ta integracja praktycznie zamyka temat komputerowego interfejsu – wystarczy jakikolwiek transport plików (nie musi być PC/Mac, wystarczy tablet a nawet smartfon) i już można grać. Plusem takiego rozwiązania jest dostęp do dowolnych sieciowych źródeł muzyki, nie tylko lokalnych oraz wygoda obsługi. Matrix HPA-3U to typowo desktopowe rozwiązanie i wg. mnie nic nie stoi na przeszkodzie, by ten amp/DAC wylądował właśnie na sekretarzyku, na biurku z podpiętym via camera kit (albo bezpośrednio w przypadku obsługi OTG na urządzeniu z Androidem) tabletem czy telefonem. Do tego jakieś dobre słuchawki i już można mieć system.

Oczywiście można też inaczej. Dzięki wspomnianemu preampowi, integracji z komputerowym transportem oraz wyjściu na resztę toru HPA-3U może także pełnić funkcję głównego DACa w systemie. Co prawda forma na to raczej nie wskazuje (a na biurko właśnie), ale z powodzeniem można opisywane urządzenie użyć w salonowym HiFi. U mnie grało to z elektroniką NADa na kolumnach Pylon Audio Sapphire 23 i poza brakiem zdalnego sterowania (tylko manualna obsługa) miałem w torze konkretny przetwornik z opcją podpięcia analogowego źródła (podpiąłem SBT grającego z analogowych wyjść, w gabinecie zaś był to kompakt firmy Onkyo). Sprzęt dzięki grubej, metalowej obudowie z obfitymi radiatorami po bokach oraz odpowiednio naciętymi otworami wentylacyjnymi nagrzewał się nieznacznie, był ciepły, ale nie gorący, co kontrastowało wyraźnie z transportem / odtwarzaczem Auralica – jak wspominałem Aries Mini to niezły piecyk, a przecież tam niczego nie wzmacniamy, a nawet niekoniecznie konwertujemy, tylko przesyłamy…

Dobrze, dość dywagacji, dlaczego nowy M-Stage jest taki dobry (ostrzę sobie zęby na jego wersję zbalansowaną, bez DACa… a i właśnie ogłosili klasyka, patrz nasz wpis tutaj)? Ano dlatego jest…

» Czytaj dalej

Thunderboltowa alternatywa. Test: ZOOM TAC-2 & Elgato dock

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ZOOM TAC-2_4-tyt

Obiecaliśmy i dotrzymujemy słowa… kilka dni intensywnie na monitorach bliskiego pola nEar 05 firmy ESIO (osobny artykuł o nich będzie), wcześniej kilka tygodni z różnymi słuchawkami z bezpośrednio podpiętym interfejsem pod MacBooka. Te parę dni w konfiguracji stacjonarnej z iMakiem, thunderboltowym hubem oraz wpiętym TAC-2 potwierdziły wcześniejsze spostrzeżenia – ta alternatywa jest pod każdym względem lepsza, bo oferuje dźwięk o szokująco wysokiej jakości za pośrednictwem konwertera totalnie budżetowego, wręcz najtańszego takiego, jaki jest obecnie dostępny na rynku. To nie może być przypadek, to wyraźne i jednoznaczne potwierdzenie, że sposób transferu danych audio z komputerowego transportu warunkują takie czynniki jak interfejs, z którego korzystamy transferując bity, zera i jedynki do DACa. Nie jest zatem wszystko jedno, którą technologię zaprzęgniemy, bo determinuje to efekt, ma wpływ na to co słyszymy. I nie chodzi tutaj o bezwzględną przewagę, a raczej o uzyskanie (niewielkim) kosztem rezultatu wymagającego dużo większych nakładów w przypadku rozwiązania, nazwijmy je, standardowego. Od razu wytłumaczę, do grania wystarczy Mac niekoniecznie za 10 000 złotych, a najtańszy Mac Mini za 2200 też swobodnie się nada, może to być też jakaś używana maszyna, byleby miała port ϟ. Tyle. PC też się oczywiście nada, tyle że trzeba będzie się naszukać, bo komputerów wyposażonych w ten typ interfejsu jest niewiele, a karty na PCI-e wymagają sprzętu klasy desktop i są dość kosztowne. Także w tym konkretnie przypadku Apple wg. mnie musowo i możemy rozpoczynać zabawę.

ZOOM TAC-2 to bardzo nieskomplikowane urządzenie, nieźle wykonane (choć bez szaleństw, ale jak na cenę bardzo przyzwoicie), z metalowym płatem, panelem grupującym to, co pozwala obsłużyć sprzęt. Nie ma możliwości – od razu uprzedzę – podpięcia czegoś w sposób niesymetryczny w przypadku stacjonarnego toru. To spore ograniczenie w domowym HiFi, gdzie raczej korzysta się z niezbalansowanych połączeń, bo raz że taniej, a dwa nie ma zazwyczaj żadnego uzasadnienia (jakościowego) wykorzystanie połączeń zbalansowanych. Bajki o tym, że to daje zauważalny progres osoby je głoszące niech włożą sobie w buty, bo zwyczajnie bujdy opowiadają. Może dana aplikacja dzięki takiemu połączeniu zyskiwać, ale głównie chodzi tu o odległości oraz o rodzaj sprzętu (ten do audio, domowy, nie wymaga takiej energii jak instrumenty, jak sprzęt studyjny etc.). Także to ograniczenie funkcjonalne, ale wynikające wprost z przeznaczenia tego klamotka. To jest pro-tool, taki raczej do domowego studio, pomocniczy, na pewno nie projektowany jako element toru HiFi. Rzecz jasna, nic nie stoi na przeszkodzie, by tego ZOOMa wykorzystać w domowym systemie audio, ale jw. nie do tego celu go projektowano!

Dock Elgato (patrz nasz rzut okiem) to konieczny składnik, nie z powodu jego niezbędności by zagrało, a w tej konkretnej aplikacji. U mnie komputer stoi w gabinecie, a główny system stereo jest w salonie. Można połączyć taki interfejs za pomocą długiego przewodu ϟ , tyle że taki przewód w wariancie powyżej 3 metrów generuje bardzo konkretne koszty – to raz, a dwa – stacja daje dodatkowe możliwości, o których wspomniałem w przytoczonym (patrz link) opisie. Także dwa kable i dock. Tu uwaga natury ogólnej – interfejs działa bardzo pewnie, bardzo stabilnie (dużo stabilniej od USB, nawet na OSX), jest jak „skała”, ale trzeba pamiętać o dwóch sprawach:

- po wyjściu z trybu uśpienia bywa, że interfejs nie chce się zainicjować, trzeba odłączyć i następnie podłączyć kabel
- tryb uśpienia może spowodować problem z rosnącymi opóźnieniami, co niweluje jedną z największych przewag tego typu transmisji: pomijalne opóźnienia (sprawdzam to jeszcze empirycznie)

Jeden z Czytelników, zainteresowany bohaterem niniejszego artykułu, zadał proste pytanie: ZOOM czy KORG? Stwierdziłem, że warto podzielić się z szerokim audytorium odpowiedzią, jaką udzieliłem Panu Witoldowi na zadane pytanie. Oto ona:

Korg jest bardziej uniwersalny, ma tam Pan wyjścia niesymetryczne oraz (model 100) XLR, podczas gdy ZOOM daje wyłącznie opcję symetryczną i to jeszcze na dużych jackach. Można, rzecz jasna, podpiąć adaptery jack-xlr i w ten sposób wyjść na resztę toru, ale ten _musi_ być zbalansowany. Z jednopinowym jackiem 6.3 (niesymetryczne połączenie) niczego z TAC-2 nie usłyszymy (sprawdziłem :) ). Można niesymetrycznie tylko via wyj. słuchawkowe, ale to też bez sensu (inaczej – parametry tego wyjścia skutecznie to utrudniają).

Jak nie mamy toru zbalansowanego, pozostają w takiej sytuacji wyłącznie słuchawki. ZOOM brzmi ze słuchawkami wybornie, jeżeli tylko w ten sposób planujemy słuchać, to ok – możemy kupić taki, thunderboltowy interfejs. (…) Od paru dni gra u mnie ten DAC z monitorami aktywnymi bliskiego pola ESIO by ESI nEar05 z wej. zbalansowanymi i coż… brzmi to nieprawdopodobnie dobrze, ale to znowu nietypowe rozwiązanie (studyjne kolumienki, minimalistyczy w efekcie zestaw złożony z komputera, z interfejsu TAC-2 i ww. głośników… praktycznie bez możliwości integracji z klasycznym HiFi).

Korg, jak wspomniałem, jest dużo bardziej uniwersalny, a dzięki znakomitemu oprogramowaniu (AudioGate 4) mamy w komplecie także świetny, programowy player do odtwarzania najlepszych jakościowo plików plus konwersję w locie PCM do DSD. (…)

Także, podsumowując, TAC-2 to jednak dość nietypowe rozwiązanie, brzmieniowo – jak wspominałem w pierwszych wrażeniach – totalny odlot, chyba największe moje odkrycie w zakresie komputerowego audio, ale to „pro tool”. To „największe odkrycie” to (ogólnie) chodzi bardziej o thunderbolta jako takiego, interfejs będący medium dla dźwięku… zapewne inne przetworniki tego typu grają podobnie, czy nawet lepiej, choć doprawdy nie wiem, na czym progres mógłby polegać… może na innych, bardziej dopasowanych pod domowe audio parametrach wyjść i co za tym idzie lepszego dopasowania pod HiFi? Nie wiem. To sprzęt dla muzyka siak czy tak, do studia (wyposażenie: wejścia pod instrumenty, mikrofony, fantomowe zasilanie dla sprzętu pro… rzeczy kompletnie nieprzydatne w domowym HiFi). Produkty Korga zaś, tj. 10R/100/100m to konsumenckie, domowe audio, lepiej pasujące do potrzeb miłośnika dobrego jakościowo dźwięku. 

Tak to widzę.

Innymi słowy, traktuję to odkrycie w kategoriach bardziej ciekawostki, choć dla mnie to bardzo pouczające doświadczenie, cenne. Jak wspominałem, ZOOM TAC-2 zostaje na stałe w redakcji, bo idealnie nadaje się na punkt odniesienia i to taki, który chyba najlepiej pokazuje o co chodzi w graniu z pliku, gdzie wiele rzeczy typu „wydaje mi się”, trzeba empirycznie zweryfikować, posłuchać, wyrobić sobie opinię. No dobrze, to czas na trochę konkretów, zatem przejdźmy do nich, pokrótce sprawdźmy czym ten ϟ tak nas „in plus” zaskoczył…

» Czytaj dalej

Musical Fidelity x2: high-endowy wzmacniacz Encore 225 z CPU x86 & gramofonowe pre LX-LPS

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
unspecified-14

Dwa światy. Cyfra i analog. Nowy wzmacniacz Musical Fidelity to konstrukcja na wskroś XXI wieczna, gramofonowe pre zaś to klasyka... żadne USB (hmmm, no jest, ale do podłączenia zasilacza służy, swoją drogą dość oryginalny pomysł), żadne DSP itd itp. Wzmacniacz to jednocześnie streamer (oparty na układzie Intela!), cyfrowa centralka, to właściwie cały, kompletny system. Końcówka z high-nedowego M6si, moduł sieciowy z obsługą strumieni z Tidala oraz Spotify. Do tego dodajmy kolorowy, dotykowy displej na froncie, apkę (iOS/Android), klasyczny pilot oraz wbudowany CD służący m.in do ripowania płyt (pamiętacie produkty Coctail Audio? To właśnie ten segment audio all-in-one). Na dokładkę wzmacniacz słuchawkowy z nowej serii MX. Komplet. Drugie z urządzeń jest dość oryginalne w formie. Znacie jakieś pre z możliwością podpięcia dwóch gramofonów? Ja nie za bardzo, a tu właśnie mamy do czynienia z taką konstrukcją. Moda na winyl jak widać nie tylko nie przemija, ale może się zdarzyć osobliwy przypadek kogoś, komu zachciało się mieć w systemie dwa gramofony… w sumie, czemu nie? Taki analogowy multiroom ;-)

Parę słów więcej, na temat tytułowych nowości, od dystrybutora:
Encore to urządzenie, które odpowiada na potrzeby audiofila XXI wieku. Multiformatowy odtwarzacz i wzmacniacz stereo oraz słuchawkowy wspiera wszystkie nowoczesne cyfrowe formaty dźwięku i oferuje podłączenie praktycznie dowolnego sprzętu. Co najistotniejsze nie są to tylko papierowe umiejętności – każdy podzespół urządzenia został starannie wybrany i przetestowany we wcześniejszych konstrukcjach producenta. Encore 225 to kompletne rozwiązanie w zakresie elektroniki audio do hi-endowego systemu stereo. Łączy w sobie:

- odtwarzacz strumieniowy Tidal i Spotify wraz z radiem internetowym 
- serwer NAS UPnP z odtwarzaczem plików: FLAC, WAV, MP3 i innych 
- interfejs z obsługą za pomocą ekranu 800x320px lub aplikacji iOS / Androida 
- wzmacniacz stereo z końcówkami mocy znanymi ze wzmacniacza M6si 
- odtwarzacz CD z możliwością ripowania do plików za pomocą interfejsu bit-perect wysokiej klasy 
- przedwzmacniacz z regulacją głośności 
- przetwornik DAC Burr-Brown PCM1795 z kompletem wejść i wyjść cyfrowych 
- wysokiej klasy wzmacniacz słuchawkowy oparty o podzespoły serii MX

Końcówki mocy i przedwzmacniacz – ze  wzmacniaczy  M6s.  Odtwarzacz  CD – z  serii M6s. Przetwornik DAC i wzmacniacz słuchawkowy – z serii MX. Aplikacje i interfejs czerpią z kolei doświadczenia z serii  M1,  w  której  to  pojawił się  jeden z najlepiej sprzedających się odtwarzaczy strumieniowych M1 Click. Całością zarządza zintegrowany komputer osobisty wyposażony w dwurdzeniowy 64 bitowy procesor Intel oraz 2GB pamięci RAM. System operacyjny  oparty o Linuxa pozwala na ciągłe aktualizowanie wzbogacanie funkcjonalności OS.

Cena? Konkretna, jak na high-end przystało… 25 595 złotych. To co najistotniejsze, to co pogrubione zaraz na górze… to pierwszy, znany mi klamot z możliwością instalacji komputerowego systemu operacyjnego, bodaj jedyne takie rozwiązanie w zakresie high-endowych zintegrowanych systemów. Co to oznacza? Wiadomo… otwartość na software odtwarzający, pełne wsparcie dla USB 2.0 (Linux) oraz całkowitą niewrażliwość na upływ czasu. To jest coś, za co warto więcej zapłacić, szczególnie konfrontując te możliwości z zamkniętymi na modyfikacje, pracującymi pod specyficznym softwarem urządzeniami konkurencji (urządzeniami opartymi na kościach ARM i często, gęsto modyfikacjach Androida, lub firmowych, bardzo ograniczonych OS, które w praktyce zamykają użytkownikowi drogę do „bycia na czasie”). To gigantyczna przewaga i ogromna różnica. Dla mnie oznacza to także (ze względu na zastosowanie procesora x86) otwarcie na takie rzeczy jak ROON, modyfikacje umożliwiające znaczne rozszerzenie możliwości tego systemu (bo tu należy mówić jak najbardziej o całym systemie w jednej skrzynce). 

LX-LPS to jedyny w swoim rodzaju przedwzmacniacz gramofonowy MM/MC, który umożliwia podłączenie dwóch gramofonów. O najwyższą jakość połączenia dbają dwa oddzielnie wejścia 2xRCA, każde z dedykowaną regulacją impedancji za pomocą wtyków z wymiennymi opornikami. Dzięki  zastosowaniu  obwodów  z  topowego,  dwukrotnie  droższego  modelu  MX-VYNL  jakość przetwarzania  sygnał u  przez  LX-LPS  bije  rekordy  w  swojej  kategorii  cenowej  -  stosunek  sygnał szum oraz zniekształ cenia THD są tak niskie, że praca obwodów elektrycznych przedwzmacniacza LPS jest właściwie niesłyszalna dla  ludzkiego ucha. Korekcja sygnał u RIAA reguluje sygnał  aż do 80.000Hz,  dlatego  nawet  przy  najwyższych  tonach  dźwięk  pozbawiony   jest  dzwonienia   lub trzeszczenia.  Efekt  to  znakomicie  czysty,  neutralny  i  precyzyjny  dźwięk  bez  zbędnego  koloryzowania  i  przekłamań. Idealny do dalszego kształtowania brzmienia systemu. Cena 2199 zł.

» Czytaj dalej