LogowanieZarejestruj się
News

Zaawansowana konwersja C/A i więcej? Recenzja Matrix Quattro II Advanced

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Q2A

Nadrabiamy zaległości. Czas na mocnego zawodnika, opisywany w pierwszych wrażeniach, zaawansowany przetwornik C/A Matriksa Quattro II. To następca zrecenzowanego u nas przed paru laty pierwszego modelu Quattro, wtedy na szczycie oferty znanego producenta przetworników oraz wzmacniaczy słuchawkowych, teraz już zdetronizowanego… pamiętacie X-Sabre? No właśnie. W przypadku następcy mówimy o „wszystkomającej”, cyfrowej centralce, która z zapasem pozwoli zintegrować wszystkie nasze źródła cyfrowe „pod jednym dachem”. Poprzednik nie musiał korzystać z drivera, bo też ograniczony był do odtwarzania via USB dźwięku 24/96. Dwójka potrafi obsłużyć wszystkie (poza natywnym wsparciem dla MQA) formaty. A konkretnie? Konstrukcja oferuje wsparcie dla plików audio do 32bit / 384 kHz PCM oraz DSD 1bit 64/128/256. Innymi słowy zagramy każdy plik hi-res jaki znajdziemy w sieci, mamy zapewnione pełne wsparcie dla formatów DXD/DSD. Już pierwszy model wyróżniała bardzo dobra aplikacja USB, to skądinąd cecha wszystkich Matriksów, producent opanował kwestie przesyłu danych audio via USB jak mało kto w branży. Pisałem o tym, we wcześniejszych recenzjach daków Matriksa (Mini-iMini-i & Mini-i PRO 2014; Mini-i PRO 2015 oraz wspomnianego już X-Sabre) i w pełni to podtrzymuję. Widać, że ktoś tu dysponuje odpowiednim zapleczem, ludźmi którzy o transmisji cyfrowej z komputera wiedzą wszystko, inżynierami dokonującymi trafnych wyborów. Programowalne kości XMOS, własne, znakomitej jakości sterowniki (stabilność, pewność działania zawsze były bez zarzutu, warto to podkreślić, bo u innych bywa z tym różnie – tu zawsze stabilne jak skała) oraz wiedza jak to wszystko w odpowiedni sposób zaimplementować dają w efekcie takie, a nie inne rezultaty. Dla mnie Matriks to po pierwsze USB, to właśnie dla transmisji z komputera kupuje się te przetworniki, no i może jeszcze dla współpracy ze słuchawkami, która to współpraca jest zazwyczaj bez zarzutu, ale to znowu pokłosie doświadczeń firmy, producenta świetnych M-Stage’ów (patrz nasze wcześniejsze recenzje: M-Stage AMP & HPA-3U). W przypadku Advanced mamy ponadto możliwość podłączenia takich rzeczy jak odtwarzacz CD/BD/sieciowy, jakiegoś AppleTV/AP Express czy Chromecasta, HDTV (optyk) oraz wysokiej klasy źródła (via AES/EBU) i to x2, co w praktyce, jak wspomniałem powyżej, wystarczy każdemu do zintegrowania całego domowego AV za pomocą tytułowego bohatera. 

Jak obiecywałem w zapowiedzi sprawdziłem działanie DACa pod ROONem, podłączyłem go do Maca za pośrednictwem thunderboltowego huba i było to najintensywniej wykorzystywana przeze mnie konfiguracja. Oczywiście sprawdziłem także jak sobie ten DAC radzi pod Windowsem, będąc pewien, że podobnie jak to miało miejsce w przeszłości, gdy testowałem inne Matriksy, w systemie Microsoftu będzie się ten przetwornik sprawował wzorowo. I nie zawiodłem się. Z Fooko PC/ MiniX PC @ Win10, foobarem z wtyczką sacd chodzi to, to bez zastrzeżeń. Nie było w czasie testowania dostępnej wersji ROONa z Roon Ready, nie mam jednak wątpliwości, że w takim zestawieniu całość pracowałaby bez zarzutu. Jak wcześniej pisałem, tabletPC po raz kolejny udowodnił, że taka kategoria sprzętu jest w aplikacji audio mocno problematyczna. W przypadku Matriksa udało mi się osiągnąć jako taką stabilność odtwarzania (z redbook oraz plikami 24/96 jest ok, ale wszystko powyżej niestety powoduje problemy). Native ASIO dało się uruchomić, także odtwarzanie materiału DXD było możliwe, z tym że zdarzały się dropy i – ogólnie – problemy z transmisją. I nie pomagało ustawienie większych opóźnień. To ewidentnie wina transportu, Asus ME400C niestety nie gwarantuje poprawnej współpracy z przetwornikami audio w trybie USB 2.0. Jestem pod wrażeniem, że to problematyczne źródło, w przypadku Q2 dało się zmusić do współpracy, choć, jak wspomniałem, bez pełnego sukcesu. W przypadku MBA oczywiście nie musiałem niczego instalować, wystarczyło wejść w panel audio/midi i wybrać DACa z listy. Sam softwareowy panel dla DACa jest mocno rozbudowany, daje możliwość modyfikowania pracy urządzenia z poziomu komputera – to także nieczęste zjawisko, zazwyczaj producent dostarcza sterowniki do systemu i nie zawraca sobie głowy takimi „szczegółami”. Tutaj możemy wygodnie modyfikować pracę DACa. Kolejna zaleta. Potwierdza to tylko to, co napisałem na wstępie, że ludzie którzy projektują te przetworniki potrafią dobrze programować, potrafią napisać dobry sterownik i mamy kompletne rozwiązanie, kupując Matriksa, a nie częściowe – bo tak to właśnie wygląda, gdy potencjalnie niezły hardware dostajemy z kiepskim wsparciem softwareowym.

No dobrze, dość ślizgania się po powierzchni, czas przejść do konkretów…

» Czytaj dalej

Testujemy Audioengine D2. Najlepszy wireless DAC na rynku?

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Nadajnik D2 bliżej

To się dopiero okaże, ale muszę przyznać, że do tej pory najlepsze rozwiązanie tego typu jakie przewinęło się u nas (i zostało) tzn. AirDAC firmy NuForce (z transmisją SKAA) ma poważnego konkurenta. Najistotniejsze w tej całej bezdrutowej zabawie jest wykorzystanie wolnego od zakłóceń, czystego pasma, o co dzisiaj naprawdę trudno… te dziesiątki sieci WiFi, setki podpiętych urządzeń, bliska komunikacja w ramach BT itd. itp. Najlepiej własne rozwiązanie, które pozwala na minimalizację interferencji, odpowiednie parametry pracy, niezakłócony transfer zer i jedynek z nadajnika do odbiornika. Specjaliści z branży, którzy byli pionierami w tej dziedzinie (tak, mam tu na myśli Sonosa) stworzyli swój ekosystem rozwiązań opierający się na wydzielonej sieci z opracowanym przez producenta protokołem transmisji. Dodatkową zaletą jest brak konieczności konfigurowania tego typu rozwiązania – sprzęt od razu się widzi, od razu gotowy jest do przesyłu dźwięku, niczego nie musimy w naszej infrastrukturze sieciowej zmieniać. Po prostu plug & play. Takie okoliczności warunkują niedostatki wsparcia dla formatów hi-res (chodzi też o zapewnienie stabilnego przesyłu, o czym kiedyś pisałem, a przeczytacie o tym więcej we właściwej recenzji), bo wszystko ponad 24/96 wymaga w pewnym, najpopularniejszym systemie komputerowym (nadal bez obsługi audio USB 2.0) instalacji sterowników.

Mamy więc na tapecie tego bezprzewodowego DACa, mamy też możliwość przetestowania całego portfolio produktów Audioengine. Firmę doskonale znają miłośnicy dobrego jakościowo audio z komputera. To pewien wyznacznik jakościowy w zakresie desktopowych zestawów głośnikowych „pod komputer”. Miałem wcześniej styczność z produktami tej firmy i nie dziwię się, że zdobyły taką popularność, szczególnie w Stanach. Innymi słowy do AE powrócimy jeszcze nie raz na łamach, testując kolumienki aktywne tego producenta. To już niebawem. A teraz, powracając do bohatera niniejszego wpisu, parę słów na temat D2. Zasada działania tego bezprzewodowego DACa opiera się na wykorzystaniu własnego protokołu transmisji, własnej podsieci, łączącej punktowo odbiornik z nadajnikiem. Możliwe są konfiguracje z wieloma odbiornikami, nadajnik to skrzynka  z interfejsem USB (kontroler USB to znany doskonale choćby z rDACa i wielu innych przetworników TI 1020B), kość Burr Browna PCM1792 (DAC) zamontowano zaś w odbiorniku. Sygnał >96KHz jest downsamplowany (obsługiwany dźwięk do 24/192KHz). Poza tym mamy także opcję bezprzewodowego przesyłu dźwięku via SPDIF (toslink, na kości Asahi Kasei). Ciekawy, rzadko spotykany patent, pozwalający na podpięcie pod DACa dodatkowego źródła do nadajnika oraz wyjście z odbiornika na zewnętrznego DACa. Innymi słowy dostajemy bezprzewodowy link SPDIF i jakby tego było mało konwerter cyfrowy USB-SPDIF np. z ewentualną możliwością podpięcia pod głównego DACa w salonie. 

Sam nadajnik dysponuje regulacją głośności (co ciekawe, odbywa się niezależnie od przesyłu danych – trzeba to będzie dokładniej obadać), która działa dla analogowych wyjść audio RCA zamontowanych w odbiorniku. Innymi słowy, cytuję: „informacje te są przetwarzane dopiero w analogowej sekcji odbiornika, nie wpływają na cyfrowy strumień audio”. Co to w praktyce oznacza i jak dokładnie to przekłada się na zgodność bitową sprawdzę podczas testów DACa. Z tego co widzę, po wybraniu fixed w Roonie oraz ustawieniu przetwornika jak na prezentowanym poniżej obrazku, mamy na wyjściu (antenie ;-) ) bitperfect. Sprawdziłem także jak to będzie wyglądało w VOX Playerze i tu także DAC może wypuszczać sygnał ustawiony na stałym poziomie głośności. Do odbiornika trzeba podpiąć zasilaczyk, w przypadku nadajnika można podpiąć go bezpośrednio do PC/Mac, zasilając przetwornik z magistrali USB komputera. Nie ma żadnych problemu z działaniem, negatywnego wpływu, gdy skorzystamy z zasilanego USB huba (tak właśnie pracuje D2 z iMakiem, z MacBookiem łączę bezpośrednio). Oczywiście nie ma tutaj mowy o sterownikach, o konfigurowaniu czegokolwiek, może poza wybraniem urządzenia odtwarzającego w panelu audio komputera. Plug & Play. Sumując, mamy transmisję bezstratną, mamy możliwość wysyłania dźwięku o parametrach 24/96.

Muszę na zakończenie tego opisu pochwalić dystrybutora. Mało który tak kompetentnie udziela informacji na temat oferowanego produktu. Często kończy się na tym, że musimy zasięgnąć wiedzy u samego producenta, a bywa że bez własnych poszukiwań niewiele wskóramy. W tym przypadku jest inaczej vide przystępny, a jednocześnie bezbłędny i szczegółowo wyjaśniający opis tytułowego przetwornika na stronie. Możemy między innymi dowiedzieć się, w jaki sposób producent przygotował transmisję – jeden, z jak wspomniałem, kluczowych elementów tego urządzenia: „System bezprzewodowy D2 dzieli pasmo 2405-2477Mhz na 37 kanałów szerokości 2Mhz. System skanuje pasmo i wybiera dwa kanały oddalone od siebie o 36Mhz (szerokość 18 kanałów) i używa ich do przesyłania równolege rozkładają obciążenie po 50%. Wybrane kanały pozostają w użyciu do czasu pogorszenia warunków transmisji i wzrostu wskaźnika błędów ponad okreslony poziom. Zmiana kanałów odbywa się bez przerw w transmisji czy spadku jakości sygnału audio. Przyjete rozwiązania zapewniają pełną ciagłość i integralność dźwięku i dobre współdzielenie pasma radiowego z innymi urządzeniami bezprzewodowymi.

Jasno i na temat. Bardzo ładnie opisano także zawiłości związane z podstawowymi kwestiami dotyczącymi komputerowego audio, wyjaśniając terminologię oraz odpowiadając na najczęściej pojawiające się wątpliwości, pytania. Pozostało wyjaśnienie kwestii regulacji głośności (sprawdzałem na stronie producenta i nie ma tam na ten temat za wiele, @ Computeraudiophile też się mocno głowili jak kto jest z tą regulacją) oraz przetłumaczenie przez dystrybutora wskazówek na wypadek pojawienia się problemów z transmisją, działaniem produktu (bardzo, skądinąd sensownych, za co należą się słowa uznania dla producenta). Zdaje się, że w kraju jeszcze nie pojawiły się recenzje tego DACa, D2 trafia do nas z dużym opóźnieniem (dotyczy to de facto całego portfolio Audioengine). Cóż, lepiej późno niż wcale. Fajnie, że ten producent ma w Polsce przyczółek.

Na zakończenie, nawiązując do bohatera wpisu, mamy pewne doświadczenie odnośnie testów bezprzewodowych przetworników C/A (nie mylmy tego ze streamerami, nawet takimi z wejściem USB pod komputer, bo to dwie zupełnie różne sprawy!). Testowałem @ HDO (i został) wspomniany AirDAC od NuForce (Optoma), był także u nas bezprzewodowy DAC od NADa (bardzo dobry produkt, niestety za krótko by go rzetelnie przetestować), był też AirTry (który niestety totalnie się nie sprawdził), wreszcie na co dzień grają w redakcji (jako pomocnicze źródła) AirPort’y Express, opisywałem też ostatnio Chromecast Audio. Te dwa ostatnie to specyficzne produkty, bardziej stacje bezdrutowe z integracją na poziomie protokołów transmisji, ale też się wg. mnie łapią, bo właśnie mogą zastąpić w systemie komputerowym przetwornik lub być bezprzewodowym interfejsem audio z przesyłem sygnału SPDIF do reszty toru. Świat bez kabli nęci, odseparowanie komputerowego źródła od elementów właściwego toru audio kusi, tak – to ma sens – szczególnie w dobie takich, całościowych rozwiązań softwareowych jak front-end Roon, 1 (ze zdalnym sterowaniem & odpowiednim interfejsem).

 

Poniżej fotogaleria, którą uzupełnię wieczorem / rano o opis…

» Czytaj dalej

Czas na Cast w Tidal-u: wsparcie dla Chromecasta Audio & Video

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
20160708_074236000_iOS

No, wreszcie! Bardzo tego brakowało użytkownikom Chromecastów, bo przecież rozwiązania oferowane przez Google idealnie korespondują z dostarczanym przez Tidala materiałem. Treści video (klipy, wywiady, koncerty) @ Chromecast video to raz, ale jeszcze istotniejsze z punktu widzenia każdego, kto ma wersję Audio jest to, że od teraz może słuchać muzyki w jakości HiFi (bezstratna kompresja), a niebawem (kto wie?) w hi-resowym strumieniu. Jak wspominałem w recenzji tego ustrojstwa (patrz recenzja, patrz dodatkowy opis), nie ma najmniejszych problemów by za jego pomocą grać strumień 24/44 (MQA), bo ten produkt ma wsparcie dla hi-resów (maks. 24/96). Wystarczy podpiąć googleowy „dysk” pod naszego DACa via optyk i już.

To najtańsza i wg. mnie najlepsza metoda uzyskania dobrej jakości dźwięku na rynku, dodatkowo świetnie wpisująca się w dwa trendy: świat bez kabli oraz w multistrefowość. Sprawdziłem wczoraj, od razu po aktualizacji apki, jak to się sprawdza w praktyce i cóż… jako cyfrowy transport ten (dla niektórych niepoważny) kawałek plastiku robi swoje, sprawdza się znakomicie. Na panelu odtwarzania wystarczy wybrać znaną nam doskonale ikonkę Cast i rozpocząć muzyczną przygodę. Fajne jest to, że w przypadku rozwiązań Google dostajemy w praktyce pełną alternatywę dla do tej pory bezkonkurencyjnego (no ale to się już dawno zmieniło, właśnie za sprawą Chromecastów) AirPlay’a. Chcesz mieć coś równie prostego w obsłudze, do tego występującego (niemal) wszędzie? Masz Cast, który w porównaniu od AP nie narzuca jedynie słusznych rozwiązań, bo można go wykorzystać multiplatformowo ze wszystkimi urządzeniami / systemami jakie są dostępne na rynku.

Oczywiście do popularyzacji takiej, jaką obecnie może się pochwalić technologia Apple, Chromecastom jeszcze daleko, ale wiele wskazuje na to, że to się może dość szybko zmienić. Coraz więcej producentów sprzętu audio dostrzega tę alternatywę i wprowadza Cast do swoich klamotów. Dobrym przykładem są produkty B&O, gdzie do niedawna niepodzielnie królowała integracja z ekosystemem Apple, a teraz można z nich korzystać także w charakterze strumieniowców Cast. Myślę, że w perspektywie paru kilkunastu miesięcy większość producentów audio (mam tu na myśli wielkie koncerny, takie jak H&K, JBL, Denon, Yamaha…) wprowadzi w całej linii swoich produktów (a nie tylko w wybranych) tę technologię. Zwyczajnie to się opłaca i daje oczywiste przewagi nad transmisją BT (sprzęt stacjonarny, mobilny nadal będzie korzystał z BT bo jest najbardziej energooszczędny, szczególnie w wersji LE, a dzięki aptX LL można osiągnąć bardzo dobre parametry dla sygnału), poza tym jest multiplatformowe (każdy OS) i wspierane przez wielu developerów (a ich liczba stale rośnie).

 

Prywatnie czekam jeszcze na wprowadzenie Cast do Roona. Pojawienie się tej technologii w Tidalu (będącym składnikiem tego front-endu) zapewne przyspieszy prace nad implementacją. Wspominałem, że trwają prace i w oficjalnej mapie drogowej jest Cast uwzględniony. Pozostaje kwestia parametrów przesyłu. Właśnie Roon pozwoli to po aptekarsku ocenić, bo oprogramowanie w jasny i konkretny sposób opisuje każdy, podłączony klamot – czy jest, czy nie jest bitperfect, jakie ma możliwości przesyłu, co robi z sygnałem… tego wszystkiego dowiemy się (mam nadzieję) już niebawem. Na zakończenie: masz Tidala? Chcesz w domu mieć muzykę z serwisu gdzie tylko chcesz? Rozwiązanie to Chromecast Audio (w przypadku materiałów wideo i jakiegoś TV model z HDMI), a konkretnie to parę takich ustrojstw i multiroom z dźwiękiem skompresowanym bezstratnie gotowy! :-)

W nawiązaniu: ideał PC Audio za rozsądne $ zwie się Sonore microRendu

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
nas-mr-as

W nawiązaniu do poprzedniego wpisu o systemie komputerowym pod audio rodem z Antypodów. Tamten wynalazek kosztuje 6500 dolarów, ten tutaj 650. Dziesięć razy mniej. To nie jedyna zaleta, bo choć nie jest to tak rozbudowany komputer co opisany wcześniej DX2 to jednak ma – poza ceną – jeszcze jedną, niezaprzeczalną zaletę… nie wygląda jak komp, nie zajmuje tyle miejsca co komp, w ogóle nie wymaga konfiguracji i obsługi niczym komp. To właśnie idealne, bo „niekomputerowe” źródło PC Audio. Całość zamknięta a miniaturową obudowę wykonaną z aluminium, przypominającą jako żywo jakiegoś niewielkiego DACa. Tutaj mamy, coś innego niż wszystko to, co do tej pory pojawiło się na rynku. Bo ten wyspecjalizowany komputer jest właśnie wyspecjalizowanym transportem audio z własnym oprogramowaniem systemowym/front-endem*. I choć może być dowolnie zastosowane któreś z popularnych rozwiązań (Squeezebox Lite, AirPlay, DLNA, front-end JRivier etc) to sednem jest kompletne rozwiązanie z własnym protokołem tj. RAAT via Roon, względnie takim sofcie jak HQ Player NAA. A dokładnie to wykorzystanie microRendu w roli końcówki/transportu czytaj end-pointu, przykładowo z modułem Roon Ready. Wtedy wystarczy serwer NAS z zainstalowanym oprogramowaniem Core i już mamy wszystko, by grać z plików, elegancko łącząc opisywane rozwiązanie z systemem audio. Oczywiście można też skorzystać z LMS (Squeezebox) z SqueezePadem czy iPengiem …opcji jest więcej:

Możliwości Sonore microRendu w oparciu o zainstalowane moduły:

  • SqueezeLite
  • ShairPort
  • MPD/DLNA
  • HQ Player NAA
  • RoonReady

To, co robi tutaj ogromną różnicę, poza wspomnianym oprogramowaniem (sterowanym przez Roon Remote na innym komputerze, czy – co bardziej prawdopodobne i wygodniejsze, dotykowo na handheldzie) jest implementacja USB, a właściwie cały tor sygnału, czy precyzyjniej tor danych audio, jakie przechodzą przez naszego bohatera. Tak, cały sekret tkwi w tym, jak to skonstruowano, jak wiele zrobiono by problemy znane z wykorzystania interfejsu USB całkowicie wyrugować w tym projekcie. I wiecie co, patrząc na ten komputerek przez pryzmat własnych doświadczeń z branży IT, widzę że to jest właśnie to koszerne, w 100% dopasowane rozwiązanie – idealny interfejs / transport USB audio, bez żadnych „ale”. Dlaczego? Popatrzmy na tę specjalizację i doceńmy, jak wiele zrobiono by uniknąć interferencji, wpływu poszczególnych komponentów typowego komputera, wpływu negatywnego, na odtwarzanie muzyki przez takie źródło. Dwurdzeniowy układ to jednostka z pamięcią operacyjną funkcjonująca jako System On Module z dedykowanym oprogramowaniem. Wspominałem we wcześniejszym wpisie jak ważne to zagadnienie, jak ważny jest tutaj OS*, w ogóle oprogramowanie, w tym przypadku mamy całość opracowaną SPECJALNIE POD AUDIO, bez kompromisów, napisaną właśnie dla tego audio komputerka. Przy czym sam system daje nam coś, co stanowi przewagę komputerowego OS*, nad rozwiązaniami zamkniętymi, tj., możliwość modyfikacji, wprowadzania nowych wersji software, instalowania w przyszłości nowych aplikacji. Tyle, że nie ma tam ani śladu edytora tekstu, obsługi drukarek, integracji komunikatora oraz programu pocztowego itp spraw… to czysty kod pod audio*. I to, moi drodzy, robi różnicę i powoduje, że to ambitniejsze, dojrzalsze rozwiązanie od jednak tylko zmodyfikowanego Linuksa w przedstawionym w poprzednim wpisie komputerze z Nowej Zelandii (ta sama dystrybucja, jednak w przypadku Sonore poszli znacznie dalej w optymalizacji oprogramowania, to w 100% kompilacja pod audio!)*.

Minimalizm w tym wypadku, to minimalizm formy, bo treść jest MAX (to jedyny taki micro PC w 100% zaprojektowany pod audio – tylko i wyłącznie pod audio)

 * Sonicorbiter OS to oparty na Open Source (Fedora) system całkowicie zoptymalizowany pod audio. Kompilacja jest przyporządkowana tylko i wyłącznie jednemu celowi: przesłać dane audio z gniazdka LAN i dalej wysłać jako sygnał via USB do zewnętrznego przetwornika. Dodatkiem jest któryś z front-endów, czyli warstwa softwareowa odpowiedzialna za zawiadywanie odtwarzaniem oraz nawigowanie po zbiorach. Tu nie ma żadnych, niepotrzebnych elementów, typowych dla każdego komputerowego OS. W końcu komputer, z definicji, to urządzenie wielozadaniowe – no właśnie – tyle, że nie mówimy o typowym komputerze, bo ten tutaj jest właśnie WYSPECJALIZOWANY, bardzo wyspecjalizowany, a funkcjonalność OS dopasowana do tego, co powyżej tzn. wybrać i przesłać dane audio. Koniec, kropka. Odtwarzacz audio bez zbędnych dodatków. Czysty. Taka idea przyświecała twórcom tego projektu! Za całość odpowiada Sonore / Simple Design oraz Small Green Computer. Całość działa jak w przysłowiowym tosterze – niczego nie musimy wiedzieć o kompilacjach, o Linuksach, o komputerowych OSach… UX to prostota porównywalna z klasycznymi źródłami (nośniki). Wybieram wykonawcę, naciskam play, leci. Tyle. Konfiguracja to trzy tapnięcia w ekran dotykowy. I TO JEST TO! Linux jako fundament z przyjaznymi jw. front-endami audio (Roon!), z okiełznanym zapleczem hardwareowym (sprzęt) oraz ze skonfigurowanym przez producenta oprogramowaniem. Wreszcie ktoś tego dokonał! :)


To pierwszy taki system, gdzie całość oparto na przesyle danych in/out z zastosowaniem przygotowanego pod transfer muzyki LANu oraz USB. Pobieramy zatem dane z sieci za pomocą skrętki pakietowo, bezstratnie, z ewentualną korekcją, finalnie otrzymując bezbłędny zbiór zer i jedynek, następnie dane te trafiają do odbiornika USB, który wyposażono w doskonalszą wersję Regena – regenerator sygnału (interfejs USB), którego niedoskonałości tj. opóźnienia czasowe, jitter są powszechnie znane i z którymi na różne sposoby się walczy. Tutaj USB to nie magistrala z współdzielonymi procesami / urządzeniami, a audio droga dla audio sygnału. Tylko i wyłącznie. Całkowicie odcięto tutaj procesor (inne odwołania), wszelkie dodatkowe interfejsy (a to jakieś HID, jakaś kamera, jakiś kontroler), przerywania jakie znajdziemy w typowym systemie komputerowym – tu nie ma NIC, co mogłoby zakłócić sygnał. Wyeliminowano wszelkie, faktyczne jak i potencjalne źródła zakłóceń! Izolacja, separacja od zakłóceń, szumu wraz z własnym zasilaniem obu interfejsów gwarantują, że na tym etapie (tj. w źródle cyfrowym tzn. transporcie cyfrowym, czytaj opisywanym PC) nic, absolutnie nic nie popsuje sygnału. Dopasowanie impedancji oraz integracji sygnału z faktyczną eliminacją jittera to cel, który udało się w tym projekcie osiągnąć twórcom i – jak mówi John Swenson (zaprojektował Regena oraz opisywanego PC) – „w tym przypadku nie trzeba już niczego z sygnałem robić, bo ten trafia do DACa w idealnej, wzorcowej postaci”.

Dodajcie, do tego co powyżej, Roon-a i mamy komplet!

Lepsze oscylatory, wyłączenie „brudnych” układów (CPU, pamięć, stopnie zasilania), ich odseparowanie, tworzy coś na kształt układu DAC z zewnętrznym, precyzyjnym zegarem, z osobnym, precyzyjnie dopasowanym zasilaniem**. Tak właśnie wygląda ten IDEALNY TRANSPORT PC AUDIO. Wraz z odpowiednim, takim jak opisany przed chwilą, przetwornikiem (łatwo zaprzepaścić cały układ, tor, przez coś, co wprowadzi nieład – dobry DAC to arcyważny element), można w oparciu o microRendu zbudować wzorcowe źródło komputerowego dźwięku, idealny odtwarzacz plikowy. Dopasowanie zegara wraz z odpowiednim, napisanym specjalnie – jeszcze raz podkreślę – oprogramowaniem systemowym, pozwala temu komputerkowi przeistoczyć się w coś, co teoretycznie stanowi cyfrową referencję, punkt odniesienia dla każdego plikowego źródła audio. Wiele razy podkreślałem jak ważne jest zasilanie i jak poważnym problemem jest dostarczenie odpowiedniego prądu w komputerowych aplikacjach audio. Właściwie jest to niemożliwe odnośnie PC, a precyzyjniej – tak było aż do pojawienia się opisywanego urządzenia. Zamiast siejącej płyty głównej z ekstremalnie zaszumionymi konwerterami zasilania (DC-DC), zamiast bałaganu jaki pojawia się nawet w przypadku drogich liniowych zasilaczy zewnętrznych, które dostarczają w typowych płytach głównych zasilania pokonując skomplikowany tor, tutaj mamy czystą ścieżkę dla zasilania opartą na liniowym regulatorze aż do portu USB i dalej zew. do USB DACa. Nie ma konieczności stosowania przełączników, konwerterów, całość oparta jest na dedykowanym dla konkretnego interfejsu rozwiązaniu. To coś innego, niż micro PC, unikalnego – to nie jest oferowany przez Sonore Sonicorbiter SE (komputerek ala Raspberry Pi, oparty na typowej typologii, w żadnym stopniu nie przystosowanej do bycia wyspecjalizowanym, komputerowym transportem audio) oraz zminiaturyzowany PC x86, których zatrzęsienie znajdziemy obecnie na rynku (vide Fooko PC (2), czy inni kieszonkowy pecet – czekający na pogłębiony opis – eGreat i5). To unikalna rzecz, podkreślam, bo zaprojektowana od podstaw pod transport plikowy, a nie dostosowana (jak wymienione konstrukcje) do tej roli!

 

Tylko tyle i aż tyle: LAN in –> USB out…

** jako zasilacz można zastosować produkt iFi (kosztujący rozsądne 49$) albo coś od naszego rodzimego Tomanka (właśnie piszę do Pana Tomasza w tej spawie ;-) )

 

Właśnie zasilacz, oczywiście zewnętrzny (nie ma go w komplecie – dla jasności – to dodatkowy wydatek… można kupić dowolny 6/9V, można wyspecjalizowany jw i zapewne warto taki właśnie), zaprojektowany pod to konkretne urządzenie, odgrywa tu jedną z kluczowych ról. Opisane powyżej, odseparowanie poszczególnych sekcji zasilania, zastosowanie osobnych domen w zależności od tego co zasilamy energią, z osobną optymalizacją dla interfejsu LAN oraz dla USB to coś, czego nigdzie indziej (poza opisywanym PC) w takiej formie nie uświadczymy. Innymi słowy, ktoś po raz pierwszy, stworzył komputer, którego konstrukcja w najdrobniejszym szczególe realizuje postulat transparentności, braku interferencji oraz czystego zasilania w ramach komputerowego transportu audio. Niesamowite!

A to jeszcze nie koniec, bo konstruktorzy zadali sobie wiele trudu by podsystem pamięci (operacyjnej i masowej) także był „koszerny”, tj. nie generował problemów w trakcie odtwarzania muzyki. W sumie układ i.MX6 korzysta z trzech różnych podsystemów pamięci – jest RAM tj. moduł DDR3, jest pamięć podręczna NVRAM (flash ROM Cisco) oraz karta pamięci SD. Całość finalnie jest bardzo szybka, system ładujemy z karty SD, co ma zabezpieczać nas przed ewentualnością wystąpienia jakiś problemów, błędów w oprogramowaniu. Jeżeli system będzie działał niestabilnie, przestanie działać jak należy, wystarczy pobrać oprogramowanie systemowe na inną kartę (bywa, że winien jest właśnie nośnik – wymienny oznacza brak konieczności wymiany wewnętrznego dysku) i przeprogramować komputer. Sam kontroler kart SD jest powolny w stosunku do szybkich pamięci półprzewodnikowych (SSD), ale ma też duże zalety w takiej aplikacji, takie jak niewielki szum oraz ekstremalnie niewielkie zapotrzebowanie na energię. Po załadowaniu OS wraz z softwarem do pamięci, całość działa bardzo szybko. Rzecz jasna obsłużymy wszystko jak leci odnośnie formatów audio, tj. DSD/DXD aż do poziomu PCM 32/768 oraz 1 bit aż do 512. Jak każdy komputer, ten tutaj także będzie „future proof”, pozwoli na dopasowanie transportu pod aktualne potrzeby, wymagania. Zawsze.

Przykładowy system oparty na microRendu

DF to fajny DAC, są jednak inne, lepsze od niego USB DACzki tj. hiFace DAC M2Techa, HA-2 Oppo czy Hugo Mojo (a to tylko opcje USB DAC / USB DAC & bateria) 

Cóż można tutaj dodać? Chyba jedno tylko: ten mini PC wyspecjalizowany pod audio wcześniej, czy później, trafi do nas jako finalne źródło plikowe, będzie to koniec poszukiwań ideału PC Audio. Wraz z Roonem, Tidalem oraz NASem (zawiadywanym przez Core Server), Sonore microRendu będzie docelowym rozwiązaniem. To, co będzie dosmaczać, zmieniać, przyprawiać to różne przetworniki C/A – tu zawsze znajdzie się coś nowego, ciekawego. Czy produkt Sonore przekreśla dotychczasowe rozwiązania z zakresu dźwięk z komputera? No nie powiedziałbym. Pamiętacie interfejs thunderboltowy TAC-2/elgato dock, który niedawno opisywałem? No właśnie. To zapewne podobny opad szczęki i coś, co ustawia wszystko w określonej hierarchii, porządku. Wiem, że „piorun” to w dużej mierze ominięcie wielu wspomnianych problemów w aplikacji USB Audio, to ten kierunek, przy czym nie wyklucza to progresu wynikającego z bezkompromisowej konstrukcji CAŁEGO systemu komputerowego, z dedykowanym OS, z misternie zaprojektowanym układem.

To właśnie o microRendu mowa.

Wow!

Komputer pod audio z Antypodów & Roon. Ideał? Nasze trzy grosze

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
dxb_half1

Kosztowne to. Bardzo. A konkretnie za ile? 6500 dolarów. Za tyle to można mieć wydajną stację roboczą. Prawda. W segmencie cyfrowych transportów to też raczej (naj)wyższy pułap. Tyle, że mówimy o czymś, co w pewnym sensie wyznacza zupełnie nowy kierunek, coś co ja prywatnie nazywam PC BACK! Dlaczego powrót PC? Ano dlatego, że zataczamy oto pełne koło – od wieszczenia ery post-PC, eksplozji handheldów, przenośnej elektroniki, konsol (tak, tak to gigantyczne pieniądze, tzn. cała elektroniczna rozrywka) po to, co obserwujemy obecnie. A co obserwujemy? Ano wielki powrót PC. Ktoś się obruszy – ale jak to powrót, przy spadającej liczbie sprzedawanych komputerów. Tak, tylko że to niczego nie wyjaśnia i zaciemnia obraz… konsole z komponentami typowo pecetowymi, integracja systemów operacyjnych (komputerowych) na nich, hybrydy (mam tu na myśli nie tylko pomysły MS, ale także do pewnego stopnia nowe iPady Pro Apple – wszystko zmierza, wierzcie mi, do UNIFIKACJI), dalej, wielki powrót PC w roli jedynego, sensownego pomysłu na VR oraz bezproblemowe korzystanie z treści UHD. Tak to wygląda i – co dla nas nie bez znaczenia – dotyczy także naszego, audio, poletka.

Ten konkretnie komputer to oczywiście jakaś nisza, niszy, ale pokazuje bardzo ciekawą tendencję, coś co się przed momentem pojawiło i według mnie będzie niebawem stanowić prężnie rozwijającą się gałąź rynku. Przez analogie do PC pod TV (od HDTV po Steam Machines – czyli specjalizacja, z silnie zaakcentowanym pecetowym rodowodem), widzimy pojawienie się już nie hobbystycznych (vide CAPS) konstrukcji pod audio. Dedykowanych audio. Wyłącznie pod audio. To takie komputery, które mogą być integrowane w obudowie bardzo konkretnych audio klamotów (Musical Fidelity Encore 225), jak i stanowić po prostu cyfrowy transport (bez dodatków), taki, który niweluje wszelkie wady komputerowego źródła (te rozpoznane, jak opóźnienia, jitter, interferencje i te trudniejsze do zdiagnozowania, dotyczące ogólnie rzecz biorąc oprogramowania systemowego). Pisałem o tego typu konstrukcjach nie raz na HDO, opublikowałem recenzję „kostki” MiniX PC aka Fooko PC (dość popularny kierunek, choć trudno tu mówić o specjalizacji, bo to zwykły miniaturowy PC jest). Tak, są różne możliwości, ba można powiedzieć morze możliwości i to właśnie najmocniejsza strona PC Audio… wiele dróg, które mają prowadzić do jednego celu – jak najlepszego odtworzenia plików audio na danym torze, systemie.

Tym, co stanowi przełom, będę się tutaj mocno upierał, że właśnie to jest KLUCZOWA kwestia – jest oprogramowanie integrujące i że tak powiem spinające świat PC z światem domowego audio. To – tak zgadliście – Roon. Dlaczego to takie ważne? Pomijając kwestie obsługi, możliwości tego interfejsu, serwera, front-endu (tak, mówimy o KOMPLETNYM rozwiązaniu), mówimy tutaj o stworzonym na bazie tego rozwiązania standardzie, obejmującym firmowy protokół RAAT. To właśnie on robi różnicę. Dwa fundamenty, na których opiera się Roon: Core oraz Ready, czytaj serwer/klient działają w ramach własnego, unikalnego rozwiązania, protokołu, który pozwala (przy odpowiednio zbudowanym transporcie PC) stworzyć docelowe, idealne warunki dla transferu muzyki. W końcu to się komuś udało i to coś, co jest powtarzalne, osiągalne, w tym sensie, że przy zapewnieniu odpowiedniego zaplecza hardwareowego oraz softwareowego (kwestia komputerowego OS jest tu oczywiście niepomijalna – o czym za chwilę) mamy GOTOWCA. Bez konieczności kombinowania, bez konieczności zgłębiania zależności, bo bierzemy to, że tak powiem z półki. I TO JEST CLOU.

Ten Antipodes DX 2 gen to nic innego, jak właśnie wyspecjalizowany PC. Bardzo wyspecjalizowany. Z Linuksem, z kilkunastoma zainstalowanymi usługami, protokołami, odtwarzaczami audio, w tym także z Roon Core oraz Roon Ready. Innymi słowy mamy wiele scenariuszy wykorzystania tego klamota, w tym wg. mnie najlepszą konfigurację z jednocześnie pracującym na tej maszynie Roon Core oraz Roon Ready. To kompletne rozwiązanie serwer/klient z pudełka pod audio. Idealne, bo pozbawione wszelkich problemów, na jakie można natrafić w przypadku PC pod audio. Zastosowana dystrybucja Linuksa jest tutaj bardzo ważnym elementem.

Dlaczego?

To powyżej, to pierwsza generacja DX-a

A to poniżej, to pokazana w Monachium, tytułowa wersja 2

Ano dlatego, że dystrybucja jest specjalnie opracowana na potrzeby tego konkretnego projektu. Linux daje takie możliwości jako oprogramowanie OpenSource, pozwala na taką kompilację kodu, aby efekt był skrojony dokładnie pod nasze wymagania. I tutaj właśnie mamy takie coś. Znam Daphile, to bardzo fajne rozwiązanie, tutaj jednak konstruktorzy i programiści idą krok dalej, bo dopasowują system komputerowy POD KONKRETNY komputer PC. W przypadku tytułowego rozwiązania mamy dystrybucję opartą na Fedorze systemie zmodyfikowanym przez team Kiwi w celu optymalizacji sygnału, redukcji jittera oraz wprowadzenia całego szeregu stopni buforowania/re-taktowania, co w efekcie ma przekształcić tego PC w high-endowe źródło (taaaak, właśnie, w końcu to 6,5k$, nieprawdaż?) Generalnie nie ma tu mowy o żadnych kompromisach (możemy pośmiać się z audiofilskich przewodów SATA, ale zanim to zrobimy warto docenić kompleksowe podejście do tematu twórców tego peceta), to w 100% dopracowany projekt pod kątem odtwarzania muzyki. Tylko i aż.

Oprogramowanie to raz, a hardware to dwa. Poza gniazdami USB (jedno z własnym, oddzielnym torem zasilania 5V, w formie osobnej karty rozszerzeń na PCI-e), mamy typowe dla klasycznych transportów cyfrowych wyjścia SPDIF (także w postaci AES/EBU) zawiadywane nie przez OS, a programowalny – dobrze nam znany, chip XMOS X-CORE. Oczywiście mówimy tutaj o interfejsach asynchronicznych, o galwanicznej izolacji …w sumie mówimy tutaj o kompletnym, wysokiej klasy konwerterze USB (dedykowanych audio, bez współdzielenia procesów, innych komponentów komputera z wymienionymi powyżej gniazdami) – SPDIF. Celem było uzyskanie dokładnie takiej samej jakości z wszystkich wyjść cyfrowych. O wyborze mają tutaj decydować wyłącznie preferencje użytkownika (okablowanie, posiadany DAC etc.). Sercem komputera DX2 jest czterordzeniowy układ Intel Atom (patrz Fooko PC), chłodzony pasywnie. Tu rodzi się pytanie o wydajność takiego procesora w sytuacji, gdy zapragniemy skorzystać z wszystkich funkcji jakie daje software (multistrefowe granie plików hi-res, odtwarzanie DXD/DSD128/256 czy konwersja DSD-PCM-DSD). Z moich testów wspomnianego przed chwilą Fooko wynika, że takie mocno obciążające procesor zadania mogą być dla zastosowanego w tym projekcie CPU wyzwaniem. Z tym, że tutaj mamy zupełnie inny OS, a to ma niebagatelny wpływ na to ile mocy nam zostaje (czytaj Windows ciągnie taki system w dół, bo jest mocno zasobożerny). Także nie musi to być ograniczenie, warto to będzie jeszcze sprawdzić!

Tu jeden z wariantów DX wyraźnie wskazujący zastosowanie (serwer)

Preinstalowany ROON daje w sumie trzy możliwe scenariusze: możemy skorzystać z zewnętrznego serwera ROON (jakiś NUC, mikroPC w roli serwera), wtedy opisywany komputer jest Roon Ready (end-pointem). Korzystamy z danej infrastruktury sieciowej, co może wpłynąć na końcowy efekt. Aby uniknąć tego wpływu możemy także zdecydować się na Roon Core, z zewnętrznym sterowaniem (z handhelda), z bezpośrednim wpięciem jakiegoś DACa via USB lub SPDIF. Konstruktor nazywa takie połączenie Core Direct (w torze sygnału mamy sterownik zewnętrznego DACa). Wreszcie jest trzecia opcja – najciekawsza – czytaj serwer/klient pod jednym dachem. Wtedy to Core komunikuje się z Ready w ramach jednego systemu komputerowego i to właśnie Antipodes DX2 wraz z własnym oprogramowaniem systemowym robi dźwięk, robi różnicę. Bez naruszania kodu Roona, w takim scenariuszu, linuksowa kompilacja stanowi czysty, pozbawiony jakichkolwiek degradujących dźwięk (faktycznie, potencjalnie – mniejsza) elementów kod, kod przygotowany specjalnie pod kątem odtwarzania muzyki na takim komputerze. To wspomniane powyżej modyfikacje, wraz z dopasowaniem kompilacji do współpracy z Roonem pozwalają – zdaniem twórców tego rozwiązania – uzyskać lepszy efekt od Core Direct (Roon Core z wpiętym DACzkiem, obsługiwany zdalnie).

To kluczowa sprawa, ale nie jedyna, bo cała reszta tj. zasilanie, ekranowanie, właściwa separacja oraz umiejscowienie poszczególnych komponentów (patrz zdjęcia), w przypadku omawianego komputera, decydują o końcowym efekcie. Szczególnie zasilaniu poświęcono tutaj wiele uwagi, starając się dostarczyć stabilne napięcie wszystkim komponentom w ścieżce sygnału. Komputer z pudełka, siłą rzeczy, nigdy nie będzie w taki sposób zaprojektowany. Oczywiście można skorzystać także z alternatywnych usług / odtwarzaczy, takich jak: Squeezelite, Squeezebox server (LMS), MPD, HQPlayer NAA, Bubble UPnP, SONOS czy Plex Media Server:

Jednak tym, co wg. mnie robi zasadniczą różnicę jest opisany powyżej ROON. Oczywiście kwestią do dyskusji jest wycena tego projektu. Można zapewne zmieścić się w zupełnie innym, niższym budżecie, wprowadzając na rynek sprzęt o podobnych możliwościach (rezygnacja z drogiej obudowy, rezygnacja z napędu optycznego, przeskalowanie komputera w dół, rezygnacja z bardzo kosztownych, wieloterabajtowych pamięci masowych SSD etc.). Tak, czy inaczej to świetny przykład tego, co można zrobić z systemem komputerowym dedykowanym audio. Jak widać, można zrobić wszystko i stworzyć bezkompromisowy PC Audio, który zwyczajnie nie będzie miał rywala w świecie tradycyjnych źródeł cyfrowych, a to za sprawą bycia „zawsze na czasie”. Tego nie dostaniemy z żadnym klamotem audio. A to ważne, bo właśnie teraz interfejs, oprogramowanie w świecie muzyki z pliku to kluczowa sprawa. Widać to z całą mocą w tym właśnie, konkretnie, w opisanym projekcie/produkcie (właśnie ruszyła jego sprzedaż).

Pozostaje czekać na podobne opracowanie (mam tu na myśli integrację dopasowanego OS z Roonem na maszynie x86 zaprojektowanej pod audio), tyle że dopasowane do realiów kieszeni z jakimś określonym dnem.

Specyfikacja (w j.ang):

  Number of Pieces
1 Piece – Server with Internal Linear Power Supplies
  Storage Capacity
Up to 6TB SSD – 1TB, 2TB, 4TB or 6TB
  Audio Outputs
Ethernet plus either USB Audio 2.0, or Conventional S/PDIF, AES3, Toslink, or both

USB Outputs
One with USB 5v Power On & One With 5v Power Off
USB Audio 2.0 Compliant (to 32 bit /384 kHz)
DoP – DSD64, DSD128, DSD256
  S/PDIF, AES3, Toslink Outputs
PCM to 24 bit / 192 kHz
  Core Technology
Antipodes Core V4

Power Supply Technology
Fully Linear Internal Power Supplies
- Dedicated Supply to Output Card
- Custom-Wound Transformer
  Software Suite
Antipodes 2
  Case Material
All Aluminium Alloy
  Cooling
Fanless Passive Cooling
  AC Power Requirements
110 to 120 VAC or 220 to 240VAC (Switchable at Service Centre)
  Power Consumption
Less than 25W while running
  Dimensions
432mm (w) x 273mm (d) x 85mm (h)
17in (w) x 10.7in (d) x 3.3in (h)
  Shipping Weight
Approx 7.7kg (17lbs) – Varies by Configuration


Poniżej konfiguracje DX2 oraz parę dodatkowych fotek z rozbudowanym opisem…

» Czytaj dalej

MQA w streamerach NADa (Bluesound)… po aktualizacji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-06-14 o 09.17.32

Kolejny duży producent, kolejny sprzęt który będzie to obsługiwał natywnie. Najistotniejsze jest tutaj nie to, że Bluesound, że kolejny, a sposób implementacji. Mówimy o pełniej obsłudze, którą wprowadzono na drodze aktualizacji oprogramowania. Tak właśnie. Wiecie co to oznacza? No jasne, każdy transport cyfrowy, czytaj Twój smartfon, tablet oraz komputer może być odtwarzaczem MQA bez konieczności modyfikowania toru. To arcyważna informacja, bo do tej pory nie było w pełni jasne, czy za tym nowym sposobem dystrybucji nie kryje się – właśnie – próba wprowadzenia na rynek nowego standardu hardware’owego co w oczywisty sposób przeczyłoby zdrowemu rozsądkowi. Na szczęście tak nie jest, bo jak wspomniałem powyżej wystarczy upgrade firmware i już można cieszyć się z dobrodziejstw MQA (w pełni). 

Bluesound to submarka dobrze znanego nam NADa. To kompletny system bezprzewodowego grania multistrefowego z wysokiej klasy strumieniowcami, obsługujący wszystko jak leci. Postaramy się na łamach HDO przetestować to rozwiązanie. Z obozu MQA nadchodzą także inne, dobre wieści – kolejnym dystrybutorem plików w tym formacie jest HIGHRESAUDIO, specjalistyczny kramik z downloadami hi-res. Oczywiście poza sklepami kluczem do sukcesu będzie wdrożenie standardu do usług streamingowych. To, że tak powiem, warunek konieczny do odniesienia sukcesu. Na razie pilotażowo mamy MQA w Tidalu, mam nadzieję że streaming w jakości 24 bitowej, pozwalający na uzyskanie jakości tożsamej z materiałem źródłowym (bez żadnych „ale”) pojawi się w kolejnych, tego typu usługach. Kto może być następny? Na pewno Qobuz, w końcu to usługa w której dostępne są hi-resy (downloady, testowo także strumień).

Trudno powiedzieć, jak to będzie wyglądało odnośnie dwóch streamingowych potęg tj. Spotify oraz Apple Music. Na razie nie zanosi się na jakieś zmiany w zakresie jakości usług świadczonych przez te serwisy. Apple koncentruje się obecnie na przebudowie i uporządkowaniu software odtwarzającego (powszechnie krytykowanego), a zmiany w samym AM są raczej polerką, nie ma jakiś zasadniczych zmian odnośnie tej usługi. Spotify natomiast stara się rozszerzyć swój biznes (wideo, własne produkcje). Pamiętajmy, że czeka nas niebawem spora rewolucja, wraz z pojawieniem się 5 generacji sieci, co całkowicie zmieni nasze możliwości w zakresie korzystania z danych. Te wzrosną na tyle, że kwestia strumieniowania plików audio o wysokiej jakości nie będzie żadnym technologicznym wyzwaniem. To jednak dopiero przed nami…

Konwersja do DSD to nie przelewki! Minimalne wymagania wg. KORGa

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
n6-inside

Przeglądałem sobie materiały poświęcone masteringowi oraz konwersji materiału PCM do DSD (oprogramowanie AudioGate) i trafiłem na garść ciekawych informacji dotyczących minimalnych wymagań (można napisać rekomendacji, ale chodzi raczej o minima właśnie, bo w tekście stoi np. Intel Core 2.6 GHz, a obok rekomendowany min. Core i3 etc.). I co się okazuje? Ano okazuje się, że DSD ma naprawdę konkretne wymagania odnośnie konwersji czy rejestracji dźwięku (w czasie rzeczywistym) do postaci jednobitowej. Zastanawiałem się wcześniej dlaczego występują problemy z obsługą takiego materiału na tableciePC oraz MiniX (wszystko to platformy wykorzystujące układy Intel Atom). Cóż, odpowiedź znalazłem w materiałach Kogra, gdzie ni mniej ni więcej stoi jak wół: more than 3,1GHz CPU (DSD 64/128). Czytaj – musimy mieć naprawdę bardzo wydajną maszynę, żeby proces konwersji materiału PCM do DSD przebiegał płynnie, bezproblemowo. Oczywiście możemy liczyć na firmowe podkręcanie (turbo boost) zaszyte w układach Core, ale i tak procesor musi być de facto taktowany zegarem ~3GHz. Poza tym firma wyraźnie zaznacza, że 8GB to rozsądny wybór, że 4GB to za mało, aby w pełni wykorzystać możliwości oprogramowania. Niby dzisiaj pamięć tania, ale zauważmy że duża część laptopów, ultrabooków wykorzystywana często przez nas w roli komputera pod audio dysponuje właśnie 4GB pamięci. Co gorsza, w przypadku wspomnianych ultabooków, nie da się tego ograniczenia objeść, bo RAM mamy wlutowany do płyty. 

Dodatkowo Korg informuje o konieczności zapewnienia odpowiednio szybkiej pamięci masowej (w praktyce chodzi tutaj o pamięć półprzewodnikową – uwaga na hybrydy, nie zawsze takie rozwiązania łączące zalety SSD oraz klastycznego HDD się sprawdzają) oraz odpowiedniego skonfigurowania maszyny. Chodzi tutaj o priorytet przyznany dla AudioGate, o wyłącznie wszystkich zbędnych procesów, o dezaktywację wszelkich notyfikacji, wygaszaczy etc. Warto także poeksperymentować z ustawieniami bufora, wyłączyć wszelkie ficzery oszczędzające energię (hibernowanie, z szczególnym uwzględnieniem laptopów), sprawdzić czy interfejs audio pod USB działa na magistrali nieobciążonej przez inne akcesorium/ dysk/ procesy. Każdy z wymienionych elementów ma wpływ, czy może mieć wpływ na efekt końcowy. Jak widać z powyższego, komputer pod audio, taki bezkompromisowy i zdolny do odtwarzania dowolnego materiału, w tym konwersji w locie oraz nagrywania, musi być w praktyce bardzo szybką, bardzo wydajną maszyną. Patrząc na wpisy na formach poświęconych programowym odtwarzaczom audio (Roon, HQ Player, Jplay) widzę wiele uwag dotyczących działania software / odtwarzania muzyki związanych z NIEWYSTARCZAJĄCĄ mocą komputera, pełniącego funkcję transportu. Wspominałem na łamach HDO o zaletach dedykowanej maszyny, pisałem o tym, że trudno pogodzić funkcjonalność źródła komputerowego z jednoczesnym wykorzystaniem komputera do innych celów, omawiałem najlepsze sposoby konfiguracji oraz dopasowania oprogramowania, wyboru platformy. To obecnie staje się jeszcze ważniejsze niż dawniej, bo możliwości w zakresie obsługi plików hi-res rosną (patrz wyżej), komputer nie może być byle jaki, bo taki sprosta strumieniom stratnym, poradzi sobie ewentualnie z obsługą streamingu z Tidala (materiał bezstatny, bitperfect, powinien być skorelowany z niezawalonym śmieciami systemem, działającym odpowiednio, bez niespodzianek… ogólnie dotyczy to odtwarzania czegokolwiek, ale dla kogoś kto przykłada uwagę do jakości to oczywista sprawa).

W przypadku Korga znalazłem także sugestie dotyczące USB 3.0. Inżynierowie Korga wypowiadają się mocno sceptycznie w sprawie następcy interfejsu USB 2.0 i zalecają stosowanie portów USB 2.0 (najlepiej bezpośrednio, bez pośredników takich jak huby USB) w przypadku korzystania z DS-DACów. Co ciekawe, uważają oni że większość implementacji USB 3.0 nie jest w pełni kompatybilna z poprzednią generacja interfejsu USB, powoduje problemy w działaniu urządzeń zgodnych z 2.0. Zwracają uwagę, że standard audio USB 2.0 nie jest w sprzęcie wyposażanym w magistralę 3.0 należycie obsługiwany i wiele problemów z działaniem interfejsów audio (szczególnie podczas odtwarzania materiału o wyższej jakości) bierze się właśnie z wspomnianego powyżej braku pełnej kompatybilności. To intrygujące spostrzeżenie, choć nie pierwszy raz spotykam się z takimi, krytycznymi uwagami dotyczącymi 3.0 (które obecnie dominuje na rynku komputerowym, starszy standard został skutecznie wyparty i w praktyce nowe komputery dysponują jednym portem starszego typu, albo w ogóle nie posiadają złącz poprzedniej gen.). Poza tym wiele uwagi poświęcono Windowsowi, który jak pamiętamy natywnie nie oferuje nic więcej niż obsługę standardu USB 1.0 audio (24/96), gdzie zachodzi konieczność instalacji driverów. Opisywane są liczne sytuacje, w których mimo właściwych ustawień, konfiguracji, system nie jest w stanie obsłużyć częstotliwości taktowania, samoczynnie obniżając jej wartość, wprowadzając niechcianą konwersję, downsampling odtwarzanego materiału. To poważny problem, bo nie zachowujemy zgodności bitowej (dodatkowy problem z systemową obsługą dźwięku), degradujemy jakość, często nie zdając sobie z tego sprawy.

Sumując, komputer dedykowany i to jeszcze szybki, naprawdę szybki, pod audio, to nie fanaberia, a obecnie to konieczność. Dotyczy to zarówno konwersji w locie (PCM@DSD), nagrywania jak i …odtwarzania (pliki DXD, DSD szczególnie te 128/256). I nie zapominajmy, że te najbardziej wymagające wymuszają odpowiednie przygotowanie naszej domowej infrastruktury sieciowej – sygnał musi być silny, bez interferencji, zakłóceń, najlepszy i najpewniejszy sposób transferu to użycie skrętki (czyli przewodowo). To bardzo ważne, a często ten aspekt konfigurowania systemu audio pod granie z pliku jest pomijany. To błąd i szybko to wyjdzie „w praniu”.

Aries Mini: alternatywa dla PC w systemie? Nasza recenzja

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Auralic-mini

Zacznę nietypowo, bo od cytatu (i nie będzie to jedyny cytat we wstępniaku – strach się bać ;-) ). Długiego cytatu. Przy okazji zapowiedzi na naszym profilu jeden z Czytelników, Pan Krzysztof, zadał trafne, w punkt pytanie: „Jeżeli Aries miałby służyć w konfiguracji wyłącznie jako cyfrowe zródło (podłączony do zewnętrznego Daca) czy jest sens dopłacania w porównaniu do mini PC?”

Oto, co odpowiedzieliśmy:

W takim scenariuszu alternatywa w postaci mini PC oczywiście kusi. Przy czym warto pamiętać, że Aries Mini to zintegrowanie wielu źródeł muzyki w ramach jednego software/interfejsu. To bardzo duży plus, niełatwo uzyskać podobny efekt synergii w przypadku PC. De facto, poza Roonem, nie znam software komputerowego z apką sterującą na dotykowe ekrany handheldów, zamykającego w pełni temat zawiadywania muzyką na komputerze. 

Tu płacimy także za to, za prostotę obsługi i konfiguracji. Przede wszystkim za to właśnie. Jeżeli komputer nie stanowi dla nas bariery, a kwestie obsługi w rozsądny sposób rozwiążemy, to oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie… To opisywane rozwiązanie, to właśnie dla tych, którzy szukają alternatywy dla komputera, nie chcą transportu plikowego w formie PC. 

Brak problemów jest po stronie takich Ariesów, Squeezeboksów, żadnych dużych OS, dziesiątek sterowników, zmiennych, skanerów avir itp itd. To zupełnie inna droga do osiągnięcia tego samego celu, czyli jak osiągnięcia najlepszego brzmienia. Tyle że obok jest wygoda, ergonomia itp sprawy. Ważne sprawy. BTW Mnie bardzo się podoba wzmiankowany Encore 255, pierwszy taki klamot z Intelem x86 i komp. OS – to ambitna próba pogodzenia światów przez Musical Fidelity. Bardzo trudna dodajmy…

A tu, podłączam takiego streamera i gra. Koniec, kropka & amen

I tak to właśnie wygląda, nie inaczej. Tu płacimy za integrację bez konieczności babrania się w systemie, ustawień, konfiguracji, interferencji, podpinania ekranów (no powiedzmy, htpc może oczywiście nie być podpięty i też będzie działał), antywirów, firewalli i czego tam jeszcze. To – wierzcie mi – na niektórych melomanów działa jak płachta na byka. „Jak to, ja mam do nędznej (!#!%) wykonać milion kroków, poznać milion rzeczy (celowo „nieco” przesadzam ;-) ) żeby wcisnąć play? Przecież to kompletnie bez sensu!!!” No i trudno polemizować, bo w przypadku komputerowego audio zawsze, podkreślam zawsze, zachodzi konieczność poznania specyfiki tego źródła / transportu, tu nie ma drogi na skróty. A z komputerami, wiadomo, jak jest. One dają się ujarzmić bezproblemowo, ale trzeba poświęcić czas i mieć chęć. A jak chęci brak? No właśnie, jak chęci brak to bierzemy gotowca (strumieniowca) i już. I tak jest z Ariesem Mini i tego typu produktami. Rozmawiałem z dystrybutorem, mówił mi że rynek niemiecki to główne pole ekspansji producentów tego typu sprzętu. To właśnie tam sprzedaje się tego najwięcej. Sporo też „schodzi” w Stanach. Dużo zapytań serwisowych zza Atlantyku leci (nie to, że jestem w tym momencie złośliwy, ot podaję tylko informację jako pewną ciekawostkę ;-) ) Także wiecie, rozumiecie towarzysze, chcecie prosto, łatwo i bezboleśnie, to musicie za to właśnie parę złotych dodatkowo zapłacić. Uczciwa to oferta i sensowna alternatywa wg. mnie.

Aries Mini jest jednym z najtańszych rozwiązań tego typu na rynku. Są oczywiście (na kopy) androidowe rozwiązania, mini systemy audio (audio wideo), ale wg. mnie to już zupełnie inna para kaloszy. Tam chodzi o coś innego (tak, chodzi o cenę, chodzi także bardziej o prosty dostęp do treści, bez zgłębiania się w jaki sposób, w jakiej jakości, bez tego, co dla nas – zwolenników „nie byle jak” – istotne). Także macie moi drodzy do wyboru dwie piguły: „weź niebieską pigułkę, a historia się skończy, obudzisz się we własnym łóżku i uwierzysz we wszystko, w co zechcesz. Weź czerwoną pigułkę, a zostaniesz w krainie czarów i pokażę ci, dokąd prowadzi królicza nora.” To od Was zależy, która z piguł będzie kompem, a która będzie odpowiednikiem streamera :P Dla mnie muzyka to magia, więc bez względu na to które źródło/transport wybierzemy pozostaniemy nadal w Matriksie (i dobrze, bo po jaką cholerę męczyć się w realu, gdy dźwięki pozwalają odrzucić to, co przyziemne, co rzeczywiste, żeby nie powiedzieć wprost: gorsze? na rzecz tego, co ponad)

No to pojechałem, czas wrócić na ziemię (trudne to, bo właśnie czegoś słucham) i pokrótce opisać tego małego klamota. Do dzieła zatem:

» Czytaj dalej

O MQA sceptycznie? Oficjalne stanowisko Schiit Audio: Nie dla MQA!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MQA tyt

O MQA mogliście u nas przeczytać nie raz, nie dwato nadzieja na hi-resy w strumieniu, nowy sposób dystrybucji audio w sieci, którego głównym założeniem jest przesył dźwięku o jakości studio mastera przy znaczącej redukcji koniecznego do przesłania takich danych strumienia. Innymi słowy chodzi tu o patent jak w zatłoczonej sieci, przy limitach, transferować audio o najlepszej jakości. I tu – pojawiają się – kontrowersje. Po pierwsze wiele osób kwestionuje (trochę teoretycznie, a nie za pomocą empirycznych testów – dodajmy) jakość, a raczej „koszerność” tego rozwiązania – twierdzi między innymi, że jest to proces stratny, nie bezstratny oraz, że nie jest możliwe osiągnięcie zgodności bitowej (bitperfect). Co do zasady, faktycznie mamy tutaj do czynienia z konwersją (ale to samo dotyczy wszystkich form zapisu z kompresją danych btw) plików do postaci 24/44~48. Takie coś jest na końcu procesu, takie coś komunikuje nam przetwornik (o ile dysponuje możliwością identyfikacji parametrów) lub komputer (tutaj mamy to precyzyjnie uwidocznione). Dodatkowo sam proces przypomina dokładnie to, co robi ROON w przypadku przetwornika nie obsługującego jakiegoś formatu (np. DSD)… mamy wtedy enkodowanie w formie nazwanej “encapsulation” i wtedy świeci się symbol „zielone” (wysoka jakość – HQ playback), nie jest to „koszerne” bladoniebieskie bitperfect.

Także jest tutaj pole do dywagacji, choć wg. mnie to czysto akademickie dyskusje, bo najważniejsze w tym wszystkim jest nie to, co sobie na wskaźnikach/ekranach zobaczymy, a to co usłyszymy na kolumnach, czy słuchawkach. To się finalnie liczy. Na pewno technologia w znaczący sposób zmniejsza strumień danych jaki trafia do nas z sieci i to jest clou tego pomysłu, a dodatkowo daje możliwość zapisu dowolnego, także najlepszego jakościowo dźwięku (te wszystkie gigabajtowe pliki, które znajdziecie na demówce 2L np. ;-) ). Tak czy inaczej, Schiit ma mocne argumenty po swojej stronie i warto je tutaj przytoczyć, bo… historia lubi się powtarzać. Zanim je wypunktuję poniżej, dodam tylko, że multibitowy DAC Gungnir nie ma i nie będzie nigdy miał MQA, ani DSD (bo to czysto PCMowa jest maszyna), nawet DXD natywnie nie ruszy. I wiecie co? Kompletnie jest to bez znaczenia, a że ma ten DAC 18 bitów (topowiec ma ich 21, ostatnio pojawił się multibitowy potwór oferujący 25 bitów – jeszcze o nim wspomnimy na łamach, spokojnie jak na wojnie ;-) ) to znowu kompletnie bez znaczenia. Bo gra to bezapelacyjnie rewelacyjnie i zwyczajnie dobrze zrealizowany materiał 16/44 może być i jest absolutnie świetnym jakościowo źródłem muzycznych rozkoszy. Także, wiecie… tu nic nie jest proste. Co więcej, ten multibitowy DAC z materiałem 24/96-192 granym natywnie (bo tak potrafi), wypada świetnie, ale wcale nie deklasując starego, jarego redbooka. No i bądź tu mądry? Więc może te 99% przetworników w ogóle, jakie są na rynku, czytaj DACów delta-sigma to jakiś (taaak, no właśnie, ekhmm?) generalizując problem i właśnie wąskie gardło? A może…

Zostawmy to na razie i przejdźmy do tego, co ma do powiedzenia na temat MQA dwóch panów założycieli Schiit Audio, bo warto to przeczytać i wyrobić sobie samodzielnie opinię nt. temat (najlepiej popartą doświadczeniem odsłuchowym – Tidal, Warner do roboty! ;-) ):
  • to format de facto stratny (patrz wyżej, odniosłem się do tego stwierdzenia we wpisie)
  • niby obsługa dostępna na każdym sprzęcie, ale… są daki z natywną obsługą (przede wszystkim oferta Meridiana) oraz pierwsze streamery i dopiero taki sprzęt będzie w pełni „MQA ready”
  • MQA nie uczyni automagicznie taniego DACa (Explorer) przetwornikiem za grubą kasę (tu, cóż, nie bardzo rozumiem co mieli panowie na myśli – też mają tańsze przetworniki i droższe, które grają ten sam materiał… właśnie… inaczej, różnie, w domyśle lepiej albo gorzej)
  • Redbook brzmi bardzo dobrze (i trudno z tym polemizować – patrz wyżej)
  • to co istotne to mastering, to cały proces nagrywania, to decyzja czy nie podbijać sztucznie dynamiki etc. a nie to, czy zastosować ten, czy inny sposób kodowania dźwięku
  • zamiast nowego DACa może lepiej po prostu dekodować sobie softwareowo (AudioGate, Audirvana, Roon etc.) PCM do DSD. Efekt ciekawy, porównywalny wg. niektórych do natywnego zapisu (np. DSD), lub/i dający progres jakościowy (a więc coś, co ma oferować jakby z definicji muzyka zapisana w plikach hi-res)
  • dostępność materiału MQA jest na poziomie ciekawostki przyrodniczej i nie prędko to się (o ile w ogóle) zmieni… pytanie, czy warto zatem bawić się w nowe formy zapisu i zmieniać wszystko (sprzęt, wymieniać muzyczne zbiory), czy skoncentrować się na tym, co już dojrzałe i co jest na rynku
  • licencje (wiadomo, z czym to się wiąże) i to zarówno po stronie dystrybucji, po stronie producentów sprzętu oraz strumieni w ramach udziału w abonamencie za  takie usługi)
  • kiedyś rynek wielokanałowego audio (kino głównie) został poszatkowany dziesiątkami licencji / standardów obsługi dźwięku surround …analogie widoczne. Efekt? Chaos i zamieszanie wśród klientów

Z niektórymi punktami polemizowałbym, ale to, co mogliśmy zaobserwować choćby w przypadku DSD (jako format plikowy to – znowu – ciekawostka) każe spojrzeć na MQA szerzej i zastanowić się w którą stronę to pójdzie. W przypadku DSD, którego dysponentem i twórcą jest Sony, właściwie nie ma o czym mówić. Praktycznie każdy DAC na rynku to obsługuje (no przesadzam, ale to dzisiaj już prawie że standard) i co z tego wynika? Ano niewiele. Płyty SACD niczego tutaj nie zmieniają, bo przecież mówimy o historycznym sposobie dystrybuowania muzyki, odchodzącym do lamusa. W przypadku MQA wiele kwestii pozostaje otwartych. Według mnie trzeba na nowo przemyśleć kwestię przesyłania strumieni audio w sieci, bo to co jest teraz nie daje komfortu i możliwości progresu jakościowego (niestety ale pliki hi-res grane za pośrednictwem VOX-a z muzycznej chmury Loop boleśnie to uświadamiają… wysysa to każdą paczkę, nawet kilkudziesięciogigabajtową w parę dni przy intensywnym transferze). I tu takie pomysły jak MQA, czy coś podobnego do MQA są jak najbardziej na miejscu. Nawet jeżeli przyjmiemy, że w streamingu nie potrzebujemy niczego więcej niż redbook (co nie jest wcale jw pozbawione sensu) to i tak musimy mieć coś, co lepiej dopasuje strumienie do możliwości infrastruktury sieciowej. Wyobrażacie sobie bezstratną jakość we wszystkich serwisach, chmurach oferowaną wszystkim obecnym i przyszłym klientom tego typu usług? To raczej wykluczone, chyba że szybko do użytku wejdzie 5G, które ma oferować takie możliwości, że transfer albumu DXD w formie 35GB albumu nie będzie żadnym problemem (a baterie to co, z gumy? Ktoś słusznie zauważy ;-) ). No ale to może za parę lat. A teraz?

Sumując, nazwijmy to rekonstrukcją, rekonstrukcją oryginalnego materiału do postaci nieodróżnialnej na docelowym sprzęcie użytkownika służącym do odtwarzania muzyki. Tym jest, czy ma być MQA. Nie tracimy powietrza, nie tracimy przestrzeni, nie tracimy dynamiki, nie tracimy „mikroplanktonu”, tego wszystkiego co wszelkie stratne metody zapisu z MP3 na czele nie są w stanie – właśnie – zrekonstruować, bo to zwyczajnie pomijają. Panowie z Schiit Audio celnie punktują – to wcale nie musi się udać i co więcej wcale nie musi być jedyną drogą do uzyskania pełnej satysfakcji, gdy wciskami play i z pliku lokalnie czy w strumieniu z odległego serwera muzyka sobie gra. Otwarte pozostaje pytanie, co finalnie wybiorą (bo to, wg. mnie kluczowe dla całej sprawy) oferujący usługi streamingowe audio, dostawcy muzyki w strumieniu. To jest sprawa o pierwszorzędnym znaczeniu. Dodajmy do tego zmiany po stronie producentów sprzętu audio, którzy zdaje się także obrali określony kierunek rozwoju (Intel ze specyfikacją USB-C Audio, Apple z wyrugowaniem 3,5mm jacka i transferem na zew. efektory muzycznych zer i jedynek).

W ciekawych (dla nas oraz dla branży) czasach żyjemy, zobaczymy w którą stronę to wszystko pójdzie…

Nowy streamer_dac Auralic-a: ALTAIR. Kompatybilny z RAAT (Roon)!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AURALiC ALTAIR (6)

Takie dwa w jednym. A nawet więcej (o czym poniżej). Konkretnie? Chcemy z komputera grać? No to proszę bardzo. Z innego cyfrowego źródła? No nie ma sprawy. Mamy chęć na autonomiczne i w pełni samowystarczalne pudełko (źródło), na niemnożenie bytów? ALTAIR to streamer jak się patrzy, z całym OS, z apką na handheldy, wreszcie z pełną integracją z ekosystemem Roona! Zadebiutowało to, to w Monachium i stanowi w uproszczeniu połączenie firmowych strumieniowców Aries ze wspomnianą Vegą (to, dla przypomnienia DAC), z pewnymi różnicami o czym dalej. Brzmi smakowicie? Sprawdźmy, co mówi na temat nowego urządzenia prezes Autalic-a, Pan Xuanqian Wang? Ano mówi tak:

„Nowy ALTAIR jest zarówno wysokiej jakości streamerem jak i DAC, zaprojektowanym w oparciu o informacje zwrotne od dealerów, jako wyjątkowo wygodne cyfrowe źródło sprzętowe w przedziale cenowym 1800–2000$. Niektórzy mogą uznać to jako połączenie Vega ARIES lub ulepszonej wersji MINI z wejściem cyfrowym. Jednak ALTAIR jest zdecydowanie czymś innym – rozszerzeniem linii produktowej. Nie zastąpi MINI ani wielokrotnie nagradzanego DAC AURALiC Vega czy też Streamerow serii Aries. Wszystkie one stanowią najwyższy poziom jakości dźwięku”. 

Innymi słowy, nowy ALTAIR może działać jako łatwy w użyciu „Home Music Center” z obsługą 15+ źródeł sygnału, w tym m.in.: Network Shared Folder (NAS), pamięci USB, wewnętrznej pamięci (opcjonalne HDD lub SSD), obsługi  UPnP/DLNA media server, streamingu z serwisów TIDAL oraz Qobuz , internetowego radia, AirPlay’a, Bluetooth’a, Songcasta oraz RoonReady (właśnie! RAAT!) oraz, dodatkowo, wykorzystując fizyczne złącza, dowolnego źródła cyfrowego (DAC) via: AES/EBU, coaxial, toslink, USB do komputera, via dwa porty host USB. Za łączność z siecią odpowiadają gigabitowy LAN oraz trzy zakresowe WiFi 802.11 B/G/N/AC. Jak widać, mamy obsługę najszybszego standardu sieci bezprzewodowej. To bardzo istotne udogodnienie, bo możemy w tym przypadku liczyć na szybkie, stabilne połączenie streamera z naszą infrastrukturą sieciową (byle była to sieć AC rzecz jasna, u jabłkolubów to obecnie standard). Dwie antenki, wkręcane w obudowę to znak, że ten klamot świetnie się sprawdzi w instalacji bezprzewodowej. Także, szykuje się kolejna, ciekawa alternatywa dla systemu opartego na komputerze z dakiem, względnie coś, co może być fundamentem cyfrowego zestawu audio z wieloma, różnorakimi źródłami (odtwarzacze stacjonarne av, komputery, handheldy i co tam jeszcze). Oczywiście postaramy się przetestować tego klamota u nas :) BTW najbliższa publikacja na #HDOpinie to wstępnie przez nas opisany & zapowiadany Aries Mini.

AURALiC ALTAIR powinien trafić do sprzedaży jeszcze w lipcu 2016 roku. AURALiC ALTAIR dostępne będą do testów w wybranych sklepach Audiokracja w Polsce. Cena detaliczna AURALiC ALTAIR to 8900 PLN z 23% VAT.

 

Poniżej pełen opis konstrukcji, taki ze szczególarskimi szczegółami (dla takich nerdów jak ja, to czysta poezja jest, a dla nie nerdów to trochę strata czasu ;-) )…

» Czytaj dalej