LogowanieZarejestruj się
News

Recenzja rewelacyjnego przetwornika Schiit Gungnir Multibit

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Gungnir_Multibit_4

Zazwyczaj unikam w tytułach recenzji wartościowania, jasnego określenia jaki mam stosunek do przetestowanego sprzętu. Jeżeli nawet coś się tam pojawia, to ze znakiem zapytania. W przypadku multibitowego Gungnira jest inaczej, bo to DAC, który razem z opisanym przez nas Mjolnirem 2 stanowi według mnie bliskie ideału, docelowe rozwiązanie dla kogoś, kto:

• dysponuje wysokiej klasy nausznikami, przy czym nie muszą to być wcale najdroższe modele… wystarczy, że mamy HD600/650, HE-400 – takie słuchawki pozwolą w pełni rozkoszować się brzmieniem tego setu

• dodatkowo chce zintegrować sobie tor wokół świetnego preampa (Mjolnir), ma lub planuje zakup końcówki/końcówek mocy

• buduje sobie system w oparciu o aktywne kolumny (takie, jak choćby wykorzystywane u nas w redakcji nEar05)

Jak widać, nie trzeba wcale mieć nie wiadomo czego w torze, dotychczasowym torze, by w pełni docenić progres jaki wnosi wspomniany zestaw DAC + preamp, bez żadnego faux pas, więcej nawet – sam producent jasno daje do zrozumienia, że ma w głębokim poważaniu hiperstratosferyczne high-endy, że dla niego te wszystkie audiovoodoo za pięć zer na rachunku to totalnie nie ta bajka. Już kiedyś o tym wspominałem, testując produkty tego producenta, ale warto to przypomnieć, szczególnie w tych okolicznościach, odnośnie tytułowego sprzętu (oraz Mjolnira 2). I jest wierny takiemu, zdroworozsądkowemu, podejściu do wyceny swoich urządzeń. Szczególnie mocno to widać właśnie w przypadku tytułowego przetwornika oraz wspominanego pre. Ktoś inny wołałby 20 tysięcy, albo i więcej za takie klamoty. Po prostu.

Powiem wprost – zakup tych urządzeń to wg. mnie w kategorii koszt/efekt najlepsza inwestycja jaką możemy poczynić budując sobie system na lata (a może pokoleniowo? Na starość słuch siada, ale młode ucho naszego już podrośniętego potomstwa będzie mogło skorzystać z dobrodziejstw takiego zestawu). W branży takie podejście zasługuje na szacunek i na pochwałę, bo – cóż – jest rzadkością. Co więcej, w przypadku Gungnira oraz Mjolnira taki zestaw może być nie tylko docelowym rozwiązaniem pod słuchawki, ale stanowić fundament całego systemu audio i to takiego z ambicjami grania na poziomie high-endowym właśnie. Inaczej. Te klamoty nie będą według mnie żadnym ograniczeniem toru, bez względu na pozostałe elementy składowe (głośniki, wzmacniacze oraz źródła).

W przypadku Multibita właściwym źródłem będzie komputer, nie streamer, tylko komputer właśnie. Komputerowy transport pozwoli według mnie na uzyskanie optymalnego efektu, bo możliwości jakie drzemią w tym DACu da się najlepiej wykorzystać za pomocą źródła, które nie jest ograniczone jedynie słusznym, zamkniętym oprogramowaniem. Mówiąc wprost – odpowiednio zmodyfikowany pod audio, albo specjalnie zaprojektowany PC z odpowiednim software zaoferuje najlepsze warunki dla multibitowego DACa Schiita, nie będzie stanowił ograniczenia dla jego możliwości, potencjału. To, co najważniejsze, tzn. interfejs USB w pewien sposób narzuca taki właśnie wybór transportu cyfrowego, ale już nie warunkuje, bo coraz więcej strumieniowców pozwala na granie via USB.

To tak, tytułem wstępu, czas na konkrety zatem…

» Czytaj dalej

Zaawansowana konwersja C/A i więcej? Recenzja Matrix Quattro II Advanced

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Q2A

Nadrabiamy zaległości. Czas na mocnego zawodnika, opisywany w pierwszych wrażeniach, zaawansowany przetwornik C/A Matriksa Quattro II. To następca zrecenzowanego u nas przed paru laty pierwszego modelu Quattro, wtedy na szczycie oferty znanego producenta przetworników oraz wzmacniaczy słuchawkowych, teraz już zdetronizowanego… pamiętacie X-Sabre? No właśnie. W przypadku następcy mówimy o „wszystkomającej”, cyfrowej centralce, która z zapasem pozwoli zintegrować wszystkie nasze źródła cyfrowe „pod jednym dachem”. Poprzednik nie musiał korzystać z drivera, bo też ograniczony był do odtwarzania via USB dźwięku 24/96. Dwójka potrafi obsłużyć wszystkie (poza natywnym wsparciem dla MQA) formaty. A konkretnie? Konstrukcja oferuje wsparcie dla plików audio do 32bit / 384 kHz PCM oraz DSD 1bit 64/128/256. Innymi słowy zagramy każdy plik hi-res jaki znajdziemy w sieci, mamy zapewnione pełne wsparcie dla formatów DXD/DSD. Już pierwszy model wyróżniała bardzo dobra aplikacja USB, to skądinąd cecha wszystkich Matriksów, producent opanował kwestie przesyłu danych audio via USB jak mało kto w branży. Pisałem o tym, we wcześniejszych recenzjach daków Matriksa (Mini-iMini-i & Mini-i PRO 2014; Mini-i PRO 2015 oraz wspomnianego już X-Sabre) i w pełni to podtrzymuję. Widać, że ktoś tu dysponuje odpowiednim zapleczem, ludźmi którzy o transmisji cyfrowej z komputera wiedzą wszystko, inżynierami dokonującymi trafnych wyborów. Programowalne kości XMOS, własne, znakomitej jakości sterowniki (stabilność, pewność działania zawsze były bez zarzutu, warto to podkreślić, bo u innych bywa z tym różnie – tu zawsze stabilne jak skała) oraz wiedza jak to wszystko w odpowiedni sposób zaimplementować dają w efekcie takie, a nie inne rezultaty. Dla mnie Matriks to po pierwsze USB, to właśnie dla transmisji z komputera kupuje się te przetworniki, no i może jeszcze dla współpracy ze słuchawkami, która to współpraca jest zazwyczaj bez zarzutu, ale to znowu pokłosie doświadczeń firmy, producenta świetnych M-Stage’ów (patrz nasze wcześniejsze recenzje: M-Stage AMP & HPA-3U). W przypadku Advanced mamy ponadto możliwość podłączenia takich rzeczy jak odtwarzacz CD/BD/sieciowy, jakiegoś AppleTV/AP Express czy Chromecasta, HDTV (optyk) oraz wysokiej klasy źródła (via AES/EBU) i to x2, co w praktyce, jak wspomniałem powyżej, wystarczy każdemu do zintegrowania całego domowego AV za pomocą tytułowego bohatera. 

Jak obiecywałem w zapowiedzi sprawdziłem działanie DACa pod ROONem, podłączyłem go do Maca za pośrednictwem thunderboltowego huba i było to najintensywniej wykorzystywana przeze mnie konfiguracja. Oczywiście sprawdziłem także jak sobie ten DAC radzi pod Windowsem, będąc pewien, że podobnie jak to miało miejsce w przeszłości, gdy testowałem inne Matriksy, w systemie Microsoftu będzie się ten przetwornik sprawował wzorowo. I nie zawiodłem się. Z Fooko PC/ MiniX PC @ Win10, foobarem z wtyczką sacd chodzi to, to bez zastrzeżeń. Nie było w czasie testowania dostępnej wersji ROONa z Roon Ready, nie mam jednak wątpliwości, że w takim zestawieniu całość pracowałaby bez zarzutu. Jak wcześniej pisałem, tabletPC po raz kolejny udowodnił, że taka kategoria sprzętu jest w aplikacji audio mocno problematyczna. W przypadku Matriksa udało mi się osiągnąć jako taką stabilność odtwarzania (z redbook oraz plikami 24/96 jest ok, ale wszystko powyżej niestety powoduje problemy). Native ASIO dało się uruchomić, także odtwarzanie materiału DXD było możliwe, z tym że zdarzały się dropy i – ogólnie – problemy z transmisją. I nie pomagało ustawienie większych opóźnień. To ewidentnie wina transportu, Asus ME400C niestety nie gwarantuje poprawnej współpracy z przetwornikami audio w trybie USB 2.0. Jestem pod wrażeniem, że to problematyczne źródło, w przypadku Q2 dało się zmusić do współpracy, choć, jak wspomniałem, bez pełnego sukcesu. W przypadku MBA oczywiście nie musiałem niczego instalować, wystarczyło wejść w panel audio/midi i wybrać DACa z listy. Sam softwareowy panel dla DACa jest mocno rozbudowany, daje możliwość modyfikowania pracy urządzenia z poziomu komputera – to także nieczęste zjawisko, zazwyczaj producent dostarcza sterowniki do systemu i nie zawraca sobie głowy takimi „szczegółami”. Tutaj możemy wygodnie modyfikować pracę DACa. Kolejna zaleta. Potwierdza to tylko to, co napisałem na wstępie, że ludzie którzy projektują te przetworniki potrafią dobrze programować, potrafią napisać dobry sterownik i mamy kompletne rozwiązanie, kupując Matriksa, a nie częściowe – bo tak to właśnie wygląda, gdy potencjalnie niezły hardware dostajemy z kiepskim wsparciem softwareowym.

No dobrze, dość ślizgania się po powierzchni, czas przejść do konkretów…

» Czytaj dalej

Mały ale wariat! Kolumienki Audioengine A2+ w redakcji

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
A2+ active_tyt

Te małe grzmoty to coś, co po pierwszym naciśnięciu play powoduje głupi wyraz twarzy u siedzącego naprzeciw. Serio. Małe, miniaturowe kolumienki, choć całościowo zbudowane zgodnie z regułami sztuki, będące de facto zminiaturyzowaną (takie bonsai) wersją podstawkowych kolumn „na serio” są… właśnie na serio. Poniżej znajdziecie zdjęcie obrazujące jak filigranowa to konstrukcja. Takie coś, nie powinno tak grać. To urąga prawom fizyki. Niby tak, ale jednak nie do końca tak. Mamy tutaj bardzo przemyślany patent na obejście fizycznych ograniczeń wynikających z takich, a nie innych gabarytów. Te kieszonkowe monitorki wyposażono w  2,75″ przetworniki średnio-niskotonowe wykonane z kevlaru oraz 3/4″ tweetery z jedwabną kopułką. To dopiero początek, bo reszta ma zapewnić tym głośnikom odpowiednie warunki. I tak, na dole wycięto w obudowie płaski port bass-refleksu, lewa kolumienka jest aktywna, zawiera wzmacniacz oraz pre z DACzkiem, prawa zaś jest pasywna. Całość odpowiednio zestrojono (bass-refleks), zwrotnice wyglądają jak w dużych paczkach, grube ścianki z MDF-u… tak, tutaj wiele rzeczy zrobiono, po prostu, jak trzeba. Głośniki są świetnie wykonane, lakierowane na połysk i wraz z obowiązkowymi podstawkami (które pozwalają na uzyskanie odpowiedniego kąta nachylenia zestawu w odniesieniu do siedzącego przy biurku) tworzą coś, co przenosi nas do innego, lepszego świata.

Takie małe to

Biurko to oczywista, oczywistość (przepraszam za ten cytat), ale te maluchy mogą spokojnie zagrać w niewielkim pomieszczeniu, także w ustawieniu dwa metry od siebie z źródłem analogowym albo cyfrowym, ale nie koniecznie komputerem. Będziemy testować A2+ w dwóch, zupełnie odmiennych konfiguracjach. Podstawowa tj. komputer, biurko (patrz zdjęcia) oraz dodatkowo z iPadem w roli źródła oraz analogowo podłączonym CD/gramofonem (via pre). Te grzmoty potrafią zagrać z takim animuszem, z taką dynamiką, że sprawdzenie ich w salonie nie będzie według mnie żadnym faux pas. Rzecz jasna główną domeną takiego zestawu będzie wspominane biurko, ale możliwości podpięcia 2 analogowych źródeł nie jest przypadkowa, a dodatkowo mamy regulowane wyjście (RCA) nie tylko z myślą o subwooferze – znowu ukłon w stronę kogoś, kto chce podpiąć coś więcej niż komputer do A dwójek. Te miniaturki mogą zintegrować wokół siebie system i sam producent podkreśla, że warto w te porty RCA/jack podpiąć, co tam nam do głowy strzeli. Odtwarzacz sieciowy (np. testowany Adapt Devinitive Technology)? Czemu nie… jakiś kompakt (nasze, stare jare Onkyo)? Proszę bardzo! A może bezdrutowy DAC w rodzaju testowanego D2, tego samego producenta? Jak najbardziej sprawdzimy takie konfiguracje (w salonie właśnie).

Model A2+ wyposażono (to ten plus) w przetwornik cyfrowo-analogowy z interfejsem USB (w tym wypadku zintegrowany). Oparty na kości TI/Burr Brown PCM2704C DAC odtwarza muzykę z komputera o parametrach 16/44-48, czytaj obsługuje USB 1.1, gra redbooki i już. Chcemy czegoś więcej? Tak, mamy te porty z tyłu, do których możemy podpiąć Oppo HA-2 (co nie omieszkam), albo jakiegoś stacjonarnego DACa grającego wszelkie hi-resy jak leci. Złącze USB daje nam prostą, szybką integrację z dowolnym, komputerowym źródłem (jak wspomniałem, może to być równie dobrze jakiś iPad, iPhone czy Android z OTG), co w przypadku niewielkiego biurka (a zazwyczaj właśnie takie mamy do dyspozycji), miniaturowych rozmiarów opisywanych kolumienek, ograniczonej przestrzeni daje patent na dźwięk „tu i teraz”. Zamiast słuchawek (nie każdy lubi, nie zawsze mamy na nie ochotę), zamiast jakiejś ekwilibrystyki z klasycznymi, dużymi monitorami, zamiast komputerowych pierdziawek… Przy czym, te A2+ to głośniki nominalnie właśnie komputerowe, to ma być ich główne zastosowanie i to biurko będzie głównym miejscem odsłuchowym. Głównym, ale jw. nie jedynym. Stworzenie z takich A2+ multiroomu, gdzie zamiast jakiś monofonicznych głośniczków bluetooth’owych grają takie kolumny może być bardzo interesującą opcją, szczególnie w sytuacji, gdy zależy nam na bazie stereo, gdy chcemy w danej lokalizacji usłyszeć dźwięk prawdziwie przestrzenny (a nie pseudo).

Na podstawkach, które warto dokupić

No dobrze, poza tymi przetwornikami, tym co w skrzynkach siedzi, mamy zasilaczyk (całkiem solidny btw), który wpinamy w trzypinowe złącze mini-XLR w prawej kolumience. Ten zasilacz jest robiony dla AE na zamówienie (nietypowa rzecz, na szczęście nie ma problemu z zakupem, gdyby zaszła taka potrzeba) i jest to niezbędny element całości,  żadne tam zasilanie via USB, takie coś nie wchodzi w grę! Nie wchodzi, bo jak wyżej, te kolumienki to petarda i tu musi być odpowiednie zasilanie, nie takie, jakie gwarantuje magistrala komputerowa, tylko ze ściany (parametry na wyjściu: 17.5V, 1.8A). Podpiąłem maluchy do tomankowej listwy z blokerem, co by mieć pewność że stabilnie zasilę je w energię, którą tak ochoczo przemienią w dźwięki. Wzmacniacz nominalnie to 60W mocy całkowitej (2×30), 2x15W RMS i cóż, te waty usłyszymy głośno i wyraźnie ;-)  brzmienie, takie jakiego nie powstydziłyby się dużo większy gabarytowo zestaw głośnikowy. Nie zapominano także o solidnym ekranowaniu, co w przypadku komputerowego źródła jest istotne, a jednocześnie daje korzyść w przypadku zastosowania tych maluchów w rozbudowanych instalacjach audio (czytaj, zastosowania ich w roli kolumienek grających nie tylko w strefie, ale także w niewielkim salonie, kawalerce etc.). Wspomniałem wcześniej o podstawkach, to konieczny zakup, chyba że planujemy umieścić kolumny na jakiś mocowaniach (na podstawie są gwinty). Monitorki warto lekko skręcić w naszą stronę, a standy gwarantują dodatkowo, że głośniki znajdą się na właściwej pozycji względem naszych uszu. To nie opcja, a wg. mnie konieczność, szczególnie gdy planujemy ustawienie ich na biurku. Aktualizacja: trzeba te grzmoty odseparować tak czy siak od podłoża – to jeszcze jeden ważny argument przemawiający za zakupem standów. Bez nich i tak trzeba sobie z tym problemem jakoś poradzić, w przeciwnym razie pojawi się niepożądany rezonans, a bumowe, duże podstawki właśnie dobrze separują kolumienki od podłoża. 

O tym, jak grają dowiecie się z właściwej recenzji. Pierwsze wrażenia są takie, że słuchamy i trochę nie wierzymy w to co słyszymy. To nie jest idealny dźwięk (opiszę jak można po korekcji dojść do lepszych rezultatów), ale ten dźwięk nie koresponduje z tym co widzimy. To duże brzmienie, namacalne (biurko = bliskie pole), ale duże właśnie, z doskonałym – jak to ładnie Anglosasi nazywają - rhythm & pulse. Bogate i bardzo, bardzo szczegółowe. Na górze, bywa, nieco jazgotliwe, na dole (jak na taką lilipucią konstrukcję) baaaardzo nisko osadzone, z dobrym mid-basem, z ładnymi wokalami. To dobry dźwięk, dobry w skali odniesienia do podstawkowych kolumn HiFi. To, co szokuje, to wolumen (znowu, w zestawieniu z gabarytami). Tu jest (poza górą, którą w niektórych sytuacjach trzeba okiełznać) czysto, dźwięk jest pełny, a przy tym grają szybko i naprawdę głośno. Patrząc na rozmiary tych kolumienek zastanawiamy się skąd u licha to się bierze, jak te małe grzmoty to robią. No ale robią. Po delikatnej korekcji można uzyskać niemalże liniowe przetwarzanie, neutralne brzmienie, takie jakiego nie powstydziłyby się zestaw monitorów dobrej klasy grający w stacjonarnym torze. Do tego przestrzeń, stereofonia jakich nie usłyszycie na komputerowych głośniczkach, której spodziewalibyśmy się po dużo większych monitorach. Wspomniałem o bliskim polu? Producent też wspomina o kolumnach studyjnych, że się na nich poniekąd wzorował. Cóż, mam takie kolumny w domu (Esio nEar05 classic II) i dobrze wiem, co miał na myśli. Dystrybutorem w Polsce jest IBDL. Cena 1249zł za komplet.

Dostępne kolory: połyskliwy biały, czarny satynowy oraz Ferrari (czerwony na błysk ;-) )

Aktywna, lewa kolumna, podpięta do iMac-a 

Wybieramy w panelu co trzeba i gramy :)

Poniżej rozbudowana fotogaleria prezentująca tytułowe A2+, sprzęt oraz software, z którym grają…

» Czytaj dalej

O MQA sceptycznie? Oficjalne stanowisko Schiit Audio: Nie dla MQA!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
MQA tyt

O MQA mogliście u nas przeczytać nie raz, nie dwato nadzieja na hi-resy w strumieniu, nowy sposób dystrybucji audio w sieci, którego głównym założeniem jest przesył dźwięku o jakości studio mastera przy znaczącej redukcji koniecznego do przesłania takich danych strumienia. Innymi słowy chodzi tu o patent jak w zatłoczonej sieci, przy limitach, transferować audio o najlepszej jakości. I tu – pojawiają się – kontrowersje. Po pierwsze wiele osób kwestionuje (trochę teoretycznie, a nie za pomocą empirycznych testów – dodajmy) jakość, a raczej „koszerność” tego rozwiązania – twierdzi między innymi, że jest to proces stratny, nie bezstratny oraz, że nie jest możliwe osiągnięcie zgodności bitowej (bitperfect). Co do zasady, faktycznie mamy tutaj do czynienia z konwersją (ale to samo dotyczy wszystkich form zapisu z kompresją danych btw) plików do postaci 24/44~48. Takie coś jest na końcu procesu, takie coś komunikuje nam przetwornik (o ile dysponuje możliwością identyfikacji parametrów) lub komputer (tutaj mamy to precyzyjnie uwidocznione). Dodatkowo sam proces przypomina dokładnie to, co robi ROON w przypadku przetwornika nie obsługującego jakiegoś formatu (np. DSD)… mamy wtedy enkodowanie w formie nazwanej “encapsulation” i wtedy świeci się symbol „zielone” (wysoka jakość – HQ playback), nie jest to „koszerne” bladoniebieskie bitperfect.

Także jest tutaj pole do dywagacji, choć wg. mnie to czysto akademickie dyskusje, bo najważniejsze w tym wszystkim jest nie to, co sobie na wskaźnikach/ekranach zobaczymy, a to co usłyszymy na kolumnach, czy słuchawkach. To się finalnie liczy. Na pewno technologia w znaczący sposób zmniejsza strumień danych jaki trafia do nas z sieci i to jest clou tego pomysłu, a dodatkowo daje możliwość zapisu dowolnego, także najlepszego jakościowo dźwięku (te wszystkie gigabajtowe pliki, które znajdziecie na demówce 2L np. ;-) ). Tak czy inaczej, Schiit ma mocne argumenty po swojej stronie i warto je tutaj przytoczyć, bo… historia lubi się powtarzać. Zanim je wypunktuję poniżej, dodam tylko, że multibitowy DAC Gungnir nie ma i nie będzie nigdy miał MQA, ani DSD (bo to czysto PCMowa jest maszyna), nawet DXD natywnie nie ruszy. I wiecie co? Kompletnie jest to bez znaczenia, a że ma ten DAC 18 bitów (topowiec ma ich 21, ostatnio pojawił się multibitowy potwór oferujący 25 bitów – jeszcze o nim wspomnimy na łamach, spokojnie jak na wojnie ;-) ) to znowu kompletnie bez znaczenia. Bo gra to bezapelacyjnie rewelacyjnie i zwyczajnie dobrze zrealizowany materiał 16/44 może być i jest absolutnie świetnym jakościowo źródłem muzycznych rozkoszy. Także, wiecie… tu nic nie jest proste. Co więcej, ten multibitowy DAC z materiałem 24/96-192 granym natywnie (bo tak potrafi), wypada świetnie, ale wcale nie deklasując starego, jarego redbooka. No i bądź tu mądry? Więc może te 99% przetworników w ogóle, jakie są na rynku, czytaj DACów delta-sigma to jakiś (taaak, no właśnie, ekhmm?) generalizując problem i właśnie wąskie gardło? A może…

Zostawmy to na razie i przejdźmy do tego, co ma do powiedzenia na temat MQA dwóch panów założycieli Schiit Audio, bo warto to przeczytać i wyrobić sobie samodzielnie opinię nt. temat (najlepiej popartą doświadczeniem odsłuchowym – Tidal, Warner do roboty! ;-) ):
  • to format de facto stratny (patrz wyżej, odniosłem się do tego stwierdzenia we wpisie)
  • niby obsługa dostępna na każdym sprzęcie, ale… są daki z natywną obsługą (przede wszystkim oferta Meridiana) oraz pierwsze streamery i dopiero taki sprzęt będzie w pełni „MQA ready”
  • MQA nie uczyni automagicznie taniego DACa (Explorer) przetwornikiem za grubą kasę (tu, cóż, nie bardzo rozumiem co mieli panowie na myśli – też mają tańsze przetworniki i droższe, które grają ten sam materiał… właśnie… inaczej, różnie, w domyśle lepiej albo gorzej)
  • Redbook brzmi bardzo dobrze (i trudno z tym polemizować – patrz wyżej)
  • to co istotne to mastering, to cały proces nagrywania, to decyzja czy nie podbijać sztucznie dynamiki etc. a nie to, czy zastosować ten, czy inny sposób kodowania dźwięku
  • zamiast nowego DACa może lepiej po prostu dekodować sobie softwareowo (AudioGate, Audirvana, Roon etc.) PCM do DSD. Efekt ciekawy, porównywalny wg. niektórych do natywnego zapisu (np. DSD), lub/i dający progres jakościowy (a więc coś, co ma oferować jakby z definicji muzyka zapisana w plikach hi-res)
  • dostępność materiału MQA jest na poziomie ciekawostki przyrodniczej i nie prędko to się (o ile w ogóle) zmieni… pytanie, czy warto zatem bawić się w nowe formy zapisu i zmieniać wszystko (sprzęt, wymieniać muzyczne zbiory), czy skoncentrować się na tym, co już dojrzałe i co jest na rynku
  • licencje (wiadomo, z czym to się wiąże) i to zarówno po stronie dystrybucji, po stronie producentów sprzętu oraz strumieni w ramach udziału w abonamencie za  takie usługi)
  • kiedyś rynek wielokanałowego audio (kino głównie) został poszatkowany dziesiątkami licencji / standardów obsługi dźwięku surround …analogie widoczne. Efekt? Chaos i zamieszanie wśród klientów

Z niektórymi punktami polemizowałbym, ale to, co mogliśmy zaobserwować choćby w przypadku DSD (jako format plikowy to – znowu – ciekawostka) każe spojrzeć na MQA szerzej i zastanowić się w którą stronę to pójdzie. W przypadku DSD, którego dysponentem i twórcą jest Sony, właściwie nie ma o czym mówić. Praktycznie każdy DAC na rynku to obsługuje (no przesadzam, ale to dzisiaj już prawie że standard) i co z tego wynika? Ano niewiele. Płyty SACD niczego tutaj nie zmieniają, bo przecież mówimy o historycznym sposobie dystrybuowania muzyki, odchodzącym do lamusa. W przypadku MQA wiele kwestii pozostaje otwartych. Według mnie trzeba na nowo przemyśleć kwestię przesyłania strumieni audio w sieci, bo to co jest teraz nie daje komfortu i możliwości progresu jakościowego (niestety ale pliki hi-res grane za pośrednictwem VOX-a z muzycznej chmury Loop boleśnie to uświadamiają… wysysa to każdą paczkę, nawet kilkudziesięciogigabajtową w parę dni przy intensywnym transferze). I tu takie pomysły jak MQA, czy coś podobnego do MQA są jak najbardziej na miejscu. Nawet jeżeli przyjmiemy, że w streamingu nie potrzebujemy niczego więcej niż redbook (co nie jest wcale jw pozbawione sensu) to i tak musimy mieć coś, co lepiej dopasuje strumienie do możliwości infrastruktury sieciowej. Wyobrażacie sobie bezstratną jakość we wszystkich serwisach, chmurach oferowaną wszystkim obecnym i przyszłym klientom tego typu usług? To raczej wykluczone, chyba że szybko do użytku wejdzie 5G, które ma oferować takie możliwości, że transfer albumu DXD w formie 35GB albumu nie będzie żadnym problemem (a baterie to co, z gumy? Ktoś słusznie zauważy ;-) ). No ale to może za parę lat. A teraz?

Sumując, nazwijmy to rekonstrukcją, rekonstrukcją oryginalnego materiału do postaci nieodróżnialnej na docelowym sprzęcie użytkownika służącym do odtwarzania muzyki. Tym jest, czy ma być MQA. Nie tracimy powietrza, nie tracimy przestrzeni, nie tracimy dynamiki, nie tracimy „mikroplanktonu”, tego wszystkiego co wszelkie stratne metody zapisu z MP3 na czele nie są w stanie – właśnie – zrekonstruować, bo to zwyczajnie pomijają. Panowie z Schiit Audio celnie punktują – to wcale nie musi się udać i co więcej wcale nie musi być jedyną drogą do uzyskania pełnej satysfakcji, gdy wciskami play i z pliku lokalnie czy w strumieniu z odległego serwera muzyka sobie gra. Otwarte pozostaje pytanie, co finalnie wybiorą (bo to, wg. mnie kluczowe dla całej sprawy) oferujący usługi streamingowe audio, dostawcy muzyki w strumieniu. To jest sprawa o pierwszorzędnym znaczeniu. Dodajmy do tego zmiany po stronie producentów sprzętu audio, którzy zdaje się także obrali określony kierunek rozwoju (Intel ze specyfikacją USB-C Audio, Apple z wyrugowaniem 3,5mm jacka i transferem na zew. efektory muzycznych zer i jedynek).

W ciekawych (dla nas oraz dla branży) czasach żyjemy, zobaczymy w którą stronę to wszystko pójdzie…

Nowy streamer_dac Auralic-a: ALTAIR. Kompatybilny z RAAT (Roon)!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
AURALiC ALTAIR (6)

Takie dwa w jednym. A nawet więcej (o czym poniżej). Konkretnie? Chcemy z komputera grać? No to proszę bardzo. Z innego cyfrowego źródła? No nie ma sprawy. Mamy chęć na autonomiczne i w pełni samowystarczalne pudełko (źródło), na niemnożenie bytów? ALTAIR to streamer jak się patrzy, z całym OS, z apką na handheldy, wreszcie z pełną integracją z ekosystemem Roona! Zadebiutowało to, to w Monachium i stanowi w uproszczeniu połączenie firmowych strumieniowców Aries ze wspomnianą Vegą (to, dla przypomnienia DAC), z pewnymi różnicami o czym dalej. Brzmi smakowicie? Sprawdźmy, co mówi na temat nowego urządzenia prezes Autalic-a, Pan Xuanqian Wang? Ano mówi tak:

„Nowy ALTAIR jest zarówno wysokiej jakości streamerem jak i DAC, zaprojektowanym w oparciu o informacje zwrotne od dealerów, jako wyjątkowo wygodne cyfrowe źródło sprzętowe w przedziale cenowym 1800–2000$. Niektórzy mogą uznać to jako połączenie Vega ARIES lub ulepszonej wersji MINI z wejściem cyfrowym. Jednak ALTAIR jest zdecydowanie czymś innym – rozszerzeniem linii produktowej. Nie zastąpi MINI ani wielokrotnie nagradzanego DAC AURALiC Vega czy też Streamerow serii Aries. Wszystkie one stanowią najwyższy poziom jakości dźwięku”. 

Innymi słowy, nowy ALTAIR może działać jako łatwy w użyciu „Home Music Center” z obsługą 15+ źródeł sygnału, w tym m.in.: Network Shared Folder (NAS), pamięci USB, wewnętrznej pamięci (opcjonalne HDD lub SSD), obsługi  UPnP/DLNA media server, streamingu z serwisów TIDAL oraz Qobuz , internetowego radia, AirPlay’a, Bluetooth’a, Songcasta oraz RoonReady (właśnie! RAAT!) oraz, dodatkowo, wykorzystując fizyczne złącza, dowolnego źródła cyfrowego (DAC) via: AES/EBU, coaxial, toslink, USB do komputera, via dwa porty host USB. Za łączność z siecią odpowiadają gigabitowy LAN oraz trzy zakresowe WiFi 802.11 B/G/N/AC. Jak widać, mamy obsługę najszybszego standardu sieci bezprzewodowej. To bardzo istotne udogodnienie, bo możemy w tym przypadku liczyć na szybkie, stabilne połączenie streamera z naszą infrastrukturą sieciową (byle była to sieć AC rzecz jasna, u jabłkolubów to obecnie standard). Dwie antenki, wkręcane w obudowę to znak, że ten klamot świetnie się sprawdzi w instalacji bezprzewodowej. Także, szykuje się kolejna, ciekawa alternatywa dla systemu opartego na komputerze z dakiem, względnie coś, co może być fundamentem cyfrowego zestawu audio z wieloma, różnorakimi źródłami (odtwarzacze stacjonarne av, komputery, handheldy i co tam jeszcze). Oczywiście postaramy się przetestować tego klamota u nas :) BTW najbliższa publikacja na #HDOpinie to wstępnie przez nas opisany & zapowiadany Aries Mini.

AURALiC ALTAIR powinien trafić do sprzedaży jeszcze w lipcu 2016 roku. AURALiC ALTAIR dostępne będą do testów w wybranych sklepach Audiokracja w Polsce. Cena detaliczna AURALiC ALTAIR to 8900 PLN z 23% VAT.

 

Poniżej pełen opis konstrukcji, taki ze szczególarskimi szczegółami (dla takich nerdów jak ja, to czysta poezja jest, a dla nie nerdów to trochę strata czasu ;-) )…

» Czytaj dalej

Gungnir Multibit w redakcji! Wyczynowy DAC do Schiit Audio

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Schiit_GM

Tak jak przetestowany u nas, znakomity Mjolnir 2 (jaka szkoda, że oba te urządzenia nie trafiły na siebie, jaka szkoda!) grał bez porównania ciekawiej od pierwszej generacji topowego wzmacniacza słuchawkowego z katalogu Schiit Audio, tak bohater niniejszego wpisu to ponownie …coś specjalnego, coś oryginalnego i koniec, końców całkowicie odmiennego od „pierwszego” Gungnira (na marginesie, to właściwie dwie wersje, równolegle oferowane na rynku). Tamten DAC dysponował układem delta-sigma, tytułowy zaś wyposażono w przetwornik multibitowy Analog Device AD5781 BRUZ. To robi, wierzcie mi, kolosalną różnicę. Co prawda pierwszego Gungnira nie słuchałem, opieram swoją opinię nt. tego urządzenia na relacji naszego stałego Czytelnika, ale to co usłyszałem w przypadku multibitowego układu od AD w Multibicie definiuje mi na nowo co potrafi zaprezentować cyfrowe źródło. To kolejny już raz (po teście thunderboltowego TAC-2, który – upieram się – gra na poziomie nieosiągalnym dla DACów zasilanych muzyką z portu USB za dziesięciokrotność sumy, którą zapłacimy za niego samego) kiedy zbieram szczękę z podłogi i zastanawiał się ile to jeszcze rzeczy tak bardzo mnie w życiu zaskoczy, bo nie o subtelne, a o konkretne różnice tu chodzi. Liczy się szybkość, liczą się szczegóły i liczy się przestrzeń. Brak ograniczeń w tym, co przed chwilą napisałem oznacza, że mamy brzmienie dalekie od tego, z czym kojarzy się „dźwięk cyfrowy”. To – krótko mówiąc – analogowe granie. Bez ograniczeń, bez kresu, bez żadnych „ale”. Swobodne, płynne – totalny luz, wolność.

Ok, będę tajemniczy i nie powiem (dużo) więcej, bo to zapowiedź jest i cóż, zaostrzę tylko apetyt na ciąg dalszy. Wypada jednak – jak już się powiedziało A, trochę na to B naprowadzić. To napiszę tak: jeżeli słuchacie symfonicznej, muzyki bardzo bogatej, aranżacji „barokowych”, muzyki pełnej treści / detali / wybrzmień to jest to DAC dla Was bez dwóch zdań. Także klasyka jak najbardziej (wspomniana symfoniczna), poza tym kapitalnie wypadają nagrania binauralne na tym przetworniku, bo jest tu nieprawdopodobnie wręcz reprodukowana przestrzeń, nieprawdopodobnie po prostu, a mi to jeszcze pogłębia zestaw, który gra z Gungnirem tj. dopiero co opisane Sapphire 23. No niebywała rzecz, jak to potrafi zagrać! Przełączenie na podstawkowe Topazy czy nEary05 (też przestrzenne granie, bo to monitory bliskiego pola są i tak grają – lubię takie granie bardzo :) ) utwierdziło mnie tylko w tym, co powyżej. Ten DAC gra niezwykle przestrzennie, to holograficzne reprodukowanie dźwięku, do tego TA DYNAMIKA. Wspomniane gatunki uzupełniłbym o metal, bo to jak system z Gungnirem Multibit radzi sobie z ciężkim repertuarem to prawdziwa poezja (rehehe) dla uszu. No nie mam pytań, nie mam wątpliwości, to robi różnicę. I chyba rozumiem zachwyty i drogę  zakupową co poniektórych, której efektem jest: „I’m full of schiit”. Taki zestaw, z naszym dead-endem Mjolnirem 2 i podpiętym do niego Gungnirem Multibit, (coś czuję, oj czuję) to jest właśnie TO. Cena? W naszym kraju tytułowy DAC kosztuje 6900 złotych.

Selektywne, niezwykle szczegółowe, rozdzielcze granie z niebywale dobrą górą. Pierwsze, wstępne wnioski po kilku godzinach katowania. Jako, że nEary są w salonie, a do Gungnira można podpiąć równocześnie system niezbalanowany (dzielony system NADa z Szafirami 23 z thunderboltowym hubem & iMakiem – źródłem) oraz system symetrycznie łączony (wspomniane aktywne monitory ESIO plus to co powyżej jako źródło) mogę sobie wygodnie słuchać muzyki na dwóch, mocno odmiennych, zestawach. Jak napisałem powyżej, DAC powędrował także na chwilę do gabinetu, gdzie podpięty był pod cyfrowy amp D3020 z Topazami monitor. Pokazał wtedy ponownie, że ma te hektary i ma te szczegóły, oj ma. Przepaść w porównaniu do wejść cyfrowych w integrze NADa oczywista. Cóż, wersja multibitowa to od strony typologii dokładnie to samo, co znajdziemy w zamykającym cennik superDACu Schiita: flagowym, high-endowym, naj, naj Yggdrasilu. Na marginesie, trzeba jeszcze zorganizować taki właśnie, topowy zestaw z Ragnarokiem oraz Yggdrasilem w celu dokładnego przetestowania w redakcji… tylko wtedy muszę jeszcze sobie ze dwa tygodnie wolnego wykroić koniecznie. Będzie to jeszcze w granicach naszego umownego 10 tysięcy za klamota. Dobrze, dość o tym, co byśmy…

Jako wisienkę pozostawiam sobie odsłuch na redakcyjnych LCD-3, bo to podobno idealny DAC pod te słuchawki. Zobaczymy czy tak jest w istocie (będzie towarzystwo lampy na moim, kolejny raz zmodyfikowanym, wzmacniaczu MiniWatt z nowym wkładem bańkowym – świetne lampy udało się dobrać właśnie! :-) ). Będzie więc Gungnir grał z M1 HPA Musical Fidelity, będzie także Capella Stana, wreszcie będzie testowany Z40 Myryada. Także sprawdzę dokładnie na czterech różnych wzmacniaczach, z których dwa są idealnymi partnerami dla (do niedawna) flagowych ortodynamików Audeze. Z innych słuchawek przewiduję K701, bo czuję że będzie to genialne połączenie z tym przetwornikiem. Te AKG są wymagające, potrafią w takim jw. repertuarze zawstydzić niejedne „parotysięczniki” i na pewno sprawdzę jak sobie w torze z tym Schiitem poradzą, jak zagrają.

Duża i ciężka obudowa mocno się nagrzewa (to taki znak firmowy ;-) ), jest typowo dla tego producenta „grubo ciosana” z jednego kawałka aluminium (front, góra). Boczki i dół to metalowe, też dość grube ścianki, z tyłu pysznią się wyjścia RCA/XLR oraz cztery wejścia cyfrowe (poza oczywistymi jest jeszcze BNC), wszystkie 24/192, obsługujące sygnał PCM (o DSD nie ma tu mowy). Dalej mamy metalowy hebelek mechanicznego wyłącznika zasilania, z przodu zaś tylko jeden przycisk wyboru źródła oraz dyskretne diody informujące o pracy, wybranym wejściu w DACu. Tyle. Na górze zaś, poza logo, klasyczne dla tego producenta kratki wentylacyjne, dodające uroku konstrukcji. Producent informuje o możliwości upgrade DACa w przyszłości (info na obudowie). Całość obsługiwana ręcznie, żadne tam piloty, żadne tam apki… tu liczy się dźwięk, samo sterowanie ogranicza się w sumie do włączenia/wyłączenia urządzenia (albo i nie – patrz niżej).

Aha – ważne – lepiej mieć Gungnira przez cały czas włączonego. On gra po godzinie inaczej (lepiej), a po dwóch/trzech gra swoje 100%… to sprzęt bardzo konkretnie reagujący na przepływ energii przez swoje trzewia, podobnie jak to było zresztą z Mjolnirem 2. W przypadku tego ostatniego urządzenia było to o tyle problematyczne, że poza poborem sporej dawki prądu, tamten amp miał sekcję lampową, a lampy 24/7 to lampy szybko zużywające się i średnia to opcja. Tak, czy inaczej, tak to działa. U mnie od 9 (klamot podpięty) do teraz tj. do 16 bez przerwy w użyciu i akurat tego klamota mam zamiar trzymać z wyżej wymienionych powodów stale pod prądem ;-) I jeszcze jedno, DAC trafił do nas już z niemałym przebiegiem, co może – jak piszą niektórzy – mieć istotny wpływ na jego walor soniczne. Także niech go ten prąd pieści ;-) długo i namiętnie i niech licznik godzin bije.

Na koniec tego rozbudowanego, początkowego opisu, wspomnę jeszcze o jednej rzeczy… przesłuchajcie sobie na takim multibitowym DACu (btw o różnicach technologicznych między najpopularniejszymi konstrukcjami delta-sigma a multibitami, o tego typu przetwornikach, przeczytacie we właściwej recenzji) jeszcze raz wszystkie wasze nagrania redbookowe. O ile są to dobre rejestracje, udane realizatorsko, dobrze nagrane płyty to …odkryjecie jak wiele informacji, jakie bogactwo kryje te 16/44. Odkryjecie, że wcale nie musi być hi-res (no w ogóle nie musi, pisałem o tym wielokrotnie) by zagrało zniewalająco dobrze. Raz jeszcze – nie cyferki tu robią różnicę! Słuchając na naszym thunderboltowym DACu ZOOM TAC-2 takich właśnie nagrań, nie raz, nie dwa nie było słychać żadnej różnicy, bo i nie mogło być słychać – grało to tak cholernie dobrze z materiałem (umownie) o jakości płyty CDA. To także oznacza, że DSD, które ma parę rzeczy do zaoferowania, nie powinno być traktowane jako fetysz, jako coś absolutnie niezbędnego… znowu branża zdaje się sugerować nam coś innego, ale więcej w tym marketingu, niż faktycznego progresu.

Nie chcę być źle zrozumiany – zapis jednobitowy bardzo sobie cenię, testy produktów KORGa (hardware oraz AudioGate o tu i tutaj) tylko utwierdziły mnie, że to świetny sposób na przeniesienie zapisu analogowego do świata cyfry, że takie nagrania (także w formie gotowych downloadów) są zazwyczaj bardzo wartościowe (nieliczne, patrząc na cały rynek fonograficzny, ale jak już są to zazwyczaj znakomicie to brzmi, czego nie da się powiedzieć o wszystkich „hiresach” PCM niestety, bo często 24 bit niczego konkretnie nie gwarantuje). Tak, są bardzo wartościowe, ale jak pokazuje Gungnir Multibit istotą nie są tu sposoby zapisu (bo to tylko i aż narzędzie), a całość, to czy ktoś zwyczajnie odrobił pracę domową i wykonał dobrą robotę w studiu. Jeżeli odrobił i to słychać to wtedy czeka nas uczta. Prawdziwa uczta! :)

Wracam do słuchania…

(poniżej…. do oglądania)

» Czytaj dalej

Słuchawki będą… droższe. To nieuniknione, sami to (z)aprobujemy

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
B&O tyt

Takie wnioski przynosi to, co za rogiem (nas czeka). A czeka nas sporo, bo jak informowaliśmy Apple* definitywnie chce rozstać się z audio jackiem (a to oznacza, że reszta pójdzie zapewne w ślady), Intel widzi przyszłość audio w handheldach oraz komputerach zero, jedynkowo, planując wprowadzenie standardu USB-C for audio, do tego coraz więcej producentów słuchawek planuje, albo już ma w ofercie słuchawki bezprzewodowe. Z jedne strony rozbrat z kablem (z wszystkimi tego konsekwencjami), z drugiej przeistoczenie każdego urządzenia z jakimś systemem operacyjnym w transport dla dźwięku, bez konwersji audio we wbudowanych układach C/A… których to po prostu nie uświadczymy w ww. urządzeniach. Dla producentów elektroniki mobilnej oznacza to cenne milimetry do wykorzystania na coś innego (brak DACa, brak wzmacniacza, brak gniazdka), dla branży audio zaś czas żniw i to (chyba) na skalę dotychczas niespotykaną.

Słuchawki będą droższe (bo wprowadzenie konwersji do muszli, czy do obudowy IEMów to wyzwanie technologiczne, to dodatkowe koszty, to często kwestia wprowadzenia dodatkowego zasilania), będą a właściwie – jak pokazują badania – już są, bo średnia wartość ceny stale rośnie i dzisiaj płacimy uśredniając 34$ za jakieś słuchawki (podczas gdy parę lat temu było to tylko 18$). To spory wzrost, wynikający z rosnącej sprzedaży produktów droższych, z ceną przekraczającą pułap budżetowy (za taki uznawano do tej pory właśnie około 20$) oraz popularyzacji słuchawek bezprzewodowych. Według mnie w pudełkach przyszłych iPhonów (a także z czasem innych marek) nie uświadczymy już żadnych „podstawowych” słuchawek. Raczej żaden producent nie zdecyduje się na takie, kosztowne akcesorium, jako część standardowego wyposażenia, poza tym nie przepuści okazji by zaoferować firmowe bezdrutowe IEMy z odpowiednią metką (i marżą). W komplecie słuchawek nie będzie, do samego zaś telefonu  w prosty sposób nie podepniemy żadnych słuchawek czy głośników. To dobra wiadomość dla producentów przenośnych ampDACów… wzrost sprzedaży tego typu akcesoriów wydaje się nieunikniony (choć to mnożenie bytów i większość i tak kupi jakieś słuchawki).

Oczywiście będzie można także grać dalej „po drucie”, ale inaczej niż do tej pory zwykło się to robić. Poza wzmiankowanymi mobilnymi DACami, same słuchawki będą pozwalały na bezpośredni transfer muzycznych bitów via USB-C / Lightning. Czuję, że to kwestia najbliższej przyszłości. Są już takie produkty, pisaliśmy o nich (i niebawem kolejny raz opiszemy – tym razem będą to H8 Bang&Olufsena), a będzie ich (znacznie) więcej na rynku (a jak tylko pojawią się, przetestujemy także Audeze EL8 Titanium). Samo granie z wbudowanego DACa w słuchawkach jest moim zdaniem bardzo poważnym progresem w zakresie jakościowym, dającym dodatkowo zupełnie nowe możliwości. To 100% zgranie elektroniki z głośnikami wbudowanymi w muszlę, obudowę, pełne dopasowanie, do tego różnego rodzaju systemy optymalizacji, korekcji, efektowe i nie chodzi tu tyko o coraz doskonalsze ANC. To nowe otwarcie. Jak pokazuje przykład ostatnio słuchanych N90Q (flagowy model AKG z kategorii ultranowoczesne, właśnie będące całym system, słuchawki do słuchania z komputera / handhelda), to kierunek który będzie wiodący, będzie wyznaczał trendy w segmencie słuchawkowym.

 

Wzrostowi sprzedaży (o 7% w stosunku do zeszłego roku) towarzyszy zatem szybki wzrost cen (aż 0 19%!) słuchawek, które trafiają na rynek. Obserwujemy to zarówno w zakresie produktów tańszych, jak i tych z najwyższej półki. Jeszcze półtora roku temu, granicą high-endu były (poza flagowymi Staksami, ale to wyjątek) nauszniki za około 10 tysięcy złotych. Teraz ta granica została przekroczona i często flagowce atakują poziom 20 tysięcy. Jednak ciekawsze i dla rynku istotniejsze dzieje się w zakresie ceny od ok. 500 do ok. 2000 złotych. Właśnie w tym przedziale pojawiają się nowinki, wdrażane są nowe rozwiązania, o których wspomniałem powyżej. To właśnie takie słuchawki (IEMy czy mobilne nauszniki, bo mobilność jest absolutnie niezbędnym elementem i wpływa na konstrukcję nowych modeli) stanowią najciekawszy segment. Najwięcej dzieje się właśnie w produktach oferowanych w wyżej wymienionych widełkach. Myślę, że granica zostanie przesunięta do około 1000 złotych za w pełni wyposażone modele, wcale nie rzadko przyjdzie nam zapłacić półtora albo prawie dwa tysiące złotych za słuchawki „na wypasie” i to niekoniecznie takich od niszowych producentów audiofilskich. Wzrost ceny jest nieunikniony.

Pytanie, co się stanie z tanimi, bardzo tanimi słuchawkami? Brak możliwości ich podpięcia do nowego telefonu, komputera, może przełożyć się na erozję zainteresowania najtańszymi propozycjami. To ważny sygnał dla największych producentów słuchawek, tj. Sony, JVC, Philips, JBL czy Apple. W stosunkowo najlepszej sytuacji wyjściowej jest ta ostatnia firma. Po pierwsze ma markę premium (a jednocześnie sprzedaje te produktu na masową skalę) tzn. Beats Audio. Po drugie sama odpowiada za popularyzację, narzucanie standardów rynkowych. Po trzecie w zakresie ceny powyżej 100$ to właśnie Beats (czytaj Apple… wraz z Apple tzn. EarPodsami głównie) ma 45% udziały na rynku.

Sprzedaż bezprzewodowych modeli w stosunku do zeszłego roku podwoiła się (!) i jest to już 14% całej sprzedaży. To gigantyczny wzrost! Według przedstawicieli JBL-a to właśnie brak kabla skłania ludzi do wydawania dużo wyższej kwoty na słuchawki niż do tej pory zwykli to czynić. Nowe produkty, zaprojektowane tak by nie wypadać z ucha, bezprzewodowe, wyposażone w dodatkowe systemy, grające kilkanaście godzin mogą (zdaniem konsumentów) kosztować średnio nawet 180 dolarów i znajdą swoich nabywców. To świetna wiadomość dla branży, bo pokazuje bardzo duży, właściwie niezagospodarowany do tej pory rynek dla tego typu konstrukcji.

Dodajmy do tego jeszcze jeden ważny trend: przekształcanie się słuchawek w wielofunkcyjne gadżety, które nie tylko samodzielnie odtwarzają nam przesyłane ze źródła strumienie audio (za pomocą kabla, lub bez jego pomocy), ale dodatkowo pozwalają na monitoring aktywności, pomiar parametrów związanych z kondycją fizyczną (zdrowie vide pomiar temperatury), element niezbędny do wygodnego i pewnego korzystania z cyfrowej asysty (Siri, Cortana, Google Now etc.) itd. itp. Innymi słowy słuchawki stają się powoli niezbędnym elementem całości (elektroniki osobistej), co wcale nie oznacza, że nie trzeba będzie za to wszytko dodatkowo zapłacić. Na pewno trzeba będzie (więcej) zapłacić.

O słuchawkach wyznaczających nowe trendy przeczytacie na #HDOpinie m.in.: Sennheisery Momentum Wireless OvE, Devinitive Technology Symphony 1 oraz Nowości na CES 2016 

* wyczuliśmy gdzie i jak wieje już w czerwcu 2014 r :)

Audeze Sine trafiają na rynek

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
Zrzut ekranu 2016-05-11 o 13.04.58

Czy to zwiastun nowego, nowego w sensie wyautowania gniazdka mini jack z elektroniki użytkowej na rzecz całkowicie cyfrowej transmisji ze źródła dźwięku? Wspominałem parę razy ostatnio o zawiązującej się koalicji gigantów IT, którzy dążą do usunięcia portu audio ze sprzętu komputerowego, a przede wszystkim z wszelkiej maści handheldów. To oznacza spore zmiany w ofercie rynkowej, całkowicie nowe otwarcie w segmencie słuchawkowym, maksymalizację zysków, nowe jachty prezesów… tak, to wszystko prawda, ale szczerze – mamy w to w głębokim poważaniu (te jachty) – nas interesuje co to tak naprawdę oznacza dla nas, dla miłośników muzyki. O nowych produktach Audeze także już wspominałem. Nowe, „tytanowe” EL-8ki z całkowicie cyfrową transmisją (kabel Cypher z wbudowanym dakiem oraz wzmacniaczem pracujący z jablkową elektroniką) to jedna z zapowiedzi, mamy potwierdzenie, że jak tylko się pojawią na naszym rynku to przetestujemy je u nas. No właśnie – kabel. Co prawda rozwiązanie Audeze jest dopasowane wyłącznie do słuchawek tego producenta (płaskie, niestandardowe konektory wchodzące do muszli), ale to jest jakiś kierunek rozwoju akcesoriów, bo osób, które zechcę podpiąć dodatkową skrzyneczkę pod smartfona nie będzie za wielu – gwarantuję Wam, że wielu nie będzie. Oczywiście gro producentów zdecyduje się na umieszczenie całości elektroniki w muszli. Od jakiegoś czasu to powszechna metoda przeniesienia konwersji sygnału oraz – dodatkowo – jego wzmocnienia w produktach bezprzewodowych. Pisałem o tym przy okazji naszego testu Sennheiserów Momentum Wireless OvE, które to właśnie podpięte kablowo do źródła (komputera czy handhelda – wszystko jedno) pokazują o co w tym wszystkim chodzi. Podobnie było w przypadku opisanych przez nas słuchawek Devinitive Technology test Symphony 1). Grało to świetnie, pokazywało jak wiele wnosi bliskość elektroniki odpowiedzialnej za przekształcenie sygnału z przetwornikami, które ten sygnał mają odtworzyć.

Sine to najnowsza propozycja, przypomnę, najtańsze, najprzystępniejsze cenowo, a do tego planarne i właśnie – wyposażone w kabel Cypher słuchawki, najmniejsze, najlżejsze …alternatywa dla takich Oppo PM-3 z amp/dakiem HA-2 (patrz test), tyle że alternatywa o tyle ciekawsza, że tutaj płacimy za jeden produkt, a otrzymujemy całościowe rozwiązanie z konwersją sygnału, jego wzmocnieniem i czymś, co go odtworzy. Można będzie kupić i bez rzeczonego kabla, ale pytanie czy warto przy różnicy 50$ w cenie (499 vs. 449). Oczywiście mamy na tym kablu 24 bitowego DACa oraz wzmacniacz, który zdaniem projektantów, nie będzie miał żadnych problemów z wysterowaniem nawet ambitnie trudnych (czytaj ortodynamicznych właśnie) słuchawek, co w przypadku iPhone może być soute dość problematyczne. Martwi tylko ukłon w jedną (jabłkową) stronę, ale może to się zmieni za sprawą wdrożenia USB-C for audio. Czekamy na ten jeden wspólny sposób transmisji danych audio za pośrednictwem jednego standardowego interfejsu i …nadal czekamy. Tyle, że może wreszcie się doczekamy, a to za sprawą wspomnianego podejścia branży zakładającego stopniową rezygnację z układów C/A, gniazd analogowych w elektronice mobilnej (komputerach?), przeniesieniu tych elementów do „efektorów”. Tak to będzie zapewne za parę lat wyglądało. A może nawet szybciej niż za parę. Wzmiankowane słuchawki dostępne są już w Apple Storach oraz na witrynie AOS (nie polskojęzycznej – tam znajdziecie wspomniane tytanowe EL-8 z Cypherem).

Czekamy na dostarczenie słuchawek do redakcji…

ADL Stratos w redakcji: cyfrowo-analogowy all-in-one

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ADL Stratos_tyt

Nowość ADL-a to coś więcej niż DAC, niż wzmacniacz słuchawkowy… to urządzenie mające ambicję zajęcia centralnego miejsca w systemie, fundamentu na którym zbudujemy sobie cały tor. Na wyrost? Nie, definitywnie nie. Biorąc pod uwagę wyposażenie oraz możliwości wniosek jaki się nasuwa jest oczywisty i jednoznaczny: jest Stratos oraz cała reszta toru. A to oznacza bardzo wysoko postawioną poprzeczkę, bo żeby ten all-in-one stanowił kościec to musi pokazać, że w każdym aspekcie swojej rozbudowanej funkcjonalności „daje radę”. Ten cyfrowo-analogowy przedwzmacniacz, rekorder z gramofonowym pre oraz wzmacniacz słuchawkowy w jednym (tak trudno znaleźć właściwe określenie dla takiej centralki… a może właśnie centralka audio?) może pochwalić się symetrycznymi wyjściami dla sygnału z możliwością zasilenia w ten sposób końcówek / kolumn jak i słuchawek.

Ma pilota zdalnej obsługi, ma solidny potencjometr wykonany z jednego kawałka metalu, ma wyświetlacz prezentujący stopień wzmocnienia (diodowy, nie prezentuje innych danych), ma wreszcie prawie wszystko od strony obsługi sygnału (via USB: PCM 24/384 z DSD 64/128)… prawie, bo 32 bitów nie obsłuży (w specyfikacji jest, ROON/OSX milczą na ten temat), DSD 11.2Mhz aka 256 też nie? (w specyfikacji jest, ROON/OSX milczą na ten temat, choć na obudowie diodę z oznaczeniem mamy), nie ma też natywnie zapewnionego wsparcia dla MQA. Egzotyczne formaty to oczywiście nisza, niszy, choć MQA może stać się dość istotnym elementem w niedalekiej przyszłości. Rzecz jasna brak obsługi zaszytej w układach Stratosa nie oznacza, że sobie nie posłuchamy – jak wspominałem, będzie można spokojnie odtwarzać taki materiał, a dekodowaniem zajmie się software (w tym algorytm działający zdalnie, jak w przypadku Tidala). Powracając do konstrukcji – dwa wejścia analogowe, z czego jedno z obsługą wkładek MM/MC to coś, czego można było spodziewać się w przypadku tego producenta (patrz nasz test GT40 Alpha), tak czy inaczej, fajnie że dodano jedno wejście liniowe, bo w razie czego można podpiąć do omawianego urządzenia jakieś zewnętrzne źródło w domenie analogowej. Wbrew pozorom czasami przydaje się taka opcja, tu jesteśmy na wypadek chęci podpięcia tunera, odtwarzacza, szpuli czy na co nam przyjdzie ochota, przygotowani. Wbudowany układ ADC pozwala na rejestrację dźwięku z czarnej płyty o jakości maks. 24/192. Oczywiście nie zapominano o optyku oraz wejściu koaksalnym dla sygnału cyfrowego.

Studyjna forma (dosłownie, bo poza wyglądem, to niewielki interfejs… wróć… centralka audio jest)

Jest co i gdzie podpinać :)

Minusem dla niktórych będzie wtyczkowy zasilaczyk. Stratos, mimo rozbudowanej funkcjonalności, mieści się w niewielkiej, kompaktowej, prostej obudowie. W ogóle forma przypomina jako żywo sprzęt studyjny (te czerwone cyfry na wyświetlaczu diodowym ;-) ), ładnie to nam koresponduje ze studyjnymi kolumnami nEar05 które właśnie grają w tandemie, podpięte symetrycznie z ADL-em. Niewielka waga, brak rozbudowanej sekcji zasilania w samym urządzeniu, przeniesienie tego elementu poza obudowę – innymi słowy – budżetowy projekt, gdzie koszt całości trzeba było trzymać w ryzach, w efekcie przyniósł bardzo atrakcyjną cenę. Tak, tutaj na pierwszym miejscu była wszechstronność, bardzo rozbudowana funkcjonalność, przy utrzymaniu ceny na jak najniższym poziomie. Nie znam drugiego takiego sprzętu (np. Matriksy są bez gramofonowego wsadu), który przy tych wszystkich możliwościach kosztuje 4500 złotych. Oczywiście projekt, pomysł to Japonia, wykonanie, fabryka to Chiny. To zrozumiałe do zaakceptowania, bo i Chiny dzisiaj to często, gęsto wysoka jakość wykonania, a gdzie indziej (a szczególnie w takiej Japonii czy USA) koszty wyprodukowania windują cenę. Także, jak chcemy sobie przeprowadzić modyfikację zasilania, zamawiając coś np. u Tomanka (porządny zasilacz na zamówienie pod omawianego Stratosa – rzecz jak najbardziej możliwa, wykonalna) to nic nie stoi na przeszkodzie. Czy przyniesie i jaki przyniesie efekt taka modyfikacja… postaram się to sprawdzić empirycznie. Na razie ADL gra sobie na tomankowej listwie TAP i to musi chwilowo wystarczyć.

Tak to się identyfikuje pod OSX-em (32bit?)

Poniżej galeria prezentująca obiekt (latający… nie, nie latający – grający oczywiście ;-) ) ze zrzutami ekranu z ROONa/Maka. Gramy via thunderboltowy hub (patrz nasza recenzja stacji thunderboltowej Elgato) i działa to wszystko bezproblemowo, płynnie, bez żadnych niespodzianek. ROON po ostatniej aktualizacji poprawiającej drobne błędy zadziwia mnie bezustannie stabilnością oraz możliwością „dźwignięcia” kilkunastu stref / urządzeń RAAT (nie licząc endpointów AirPlay). Sumując: ze Stratosem odtwarzamy muzykę w bitperfect, jednocześnie nie zapominając o czekającym na nas gramofonie. Będzie grało oraz będzie nagrywało. Muszę tylko wybrać jakąś sensowna alternatywę dla znakomitego Audiogate. Zobaczymy. Sporo się nauczyłem podczas testowania Korga 10R w temacie rejestracji winyla do pliku, także będzie można porównać i sprawdzić możliwości jakie w tym względzie oferuje propozycja ADL-a. Zapraszam do galerii (przypominam także poniżej specyfikację Stratosa – to szczególnie pod kątem wszystkich cyferkolubów… proszę, macie swoje cyferki ;-) ):

» Czytaj dalej

STRATOSfera od ADLa? SuperDAC (i nie tylko) Furutecha już w Polsce!

Podziel się na:
  • Wykop
  • Facebook
  • Digg
  • Google Bookmarks
  • Blip
ADL Stratos - 3

Pamiętacie GT40-kę? Bardzo dobry DAC, bardzo dobry wzmacniacz słuchawkowy i coś jeszcze… to jeszcze coś, co zaaplikowano do niewielkiej skrzyneczki, to przetwornik analogowo-cyfrowy oraz przedwzmacniacz gramofonowy. W nowiutkim STRATOSie mamy oba elementy, ale samo urządzenie to zupełnie inna, wyższa liga. Testujemy z zapałem KORG-a 10R, który zawładnął nami bez reszty i szczerze – z ciężkim sercem będziemy się z tym urządzeniem rozstawać. Wspominam o Korgu nie bez przyczyny. ADL (Furutech) oraz właśnie KORG specjalizują się w sprzęcie łączącym świat cyfrowy i analogowy, pozwalając na przeniesienie kolekcji winyli do zero-jednykowej postaci, dysponują unikalnymi możliwościami w tym względzie. To jest coś, co dla wielu osób, wielu nie rezygnujących czy wręcz zaczynających przygodę z czarnym krążkiem optymalne rozwiązanie. Mamy integrację pliku i fizycznego nośnika, do tego z pełnym wsparciem dla wyczynowych materiałów cyfrowych (DSD, w nowym ADLu także DXD).

Oczywiście wezmę to urządzenie na warsztat. Będzie to piękne dopełnienie cyklu z KORGiem (duży, naprawdę duży artykuł się szykuje, bo tam trzeba opisać mastering, software tj. AudioGate, konwersję do DSD w locie i wiele, wiele więcej :) ), publikacje o sprzęcie, o którym w sieci za wiele nie przeczytacie. To, na marginesie, spore niedopatrzenie kolegów po fachu, bo wg. mnie te produkty pod wieloma względami nie mają odpowiedników, są unikalne, a do tego bardzo zdroworozsądkowo wycenione (wręcz okazyjnie). Japonia. Oni wiedzą, co to dobre audio. Koniec, kropka, amen.

O Stratosie słów parę: ” Nowy, innowacyjny ADL STRATOS został zaprojektowany z zamiarem przejęcia tronu po swoim poprzedniku. Wyposażono go w nowe funkcje oraz poprawiono cenioną już w GT-40 jakość dźwięku.  ADL STRATOS to niezależny DAC, przedwzmacniacz, przedwzmacniacz gramofonowy oraz wzmacniacz słuchawkowy w torze zbalansowanym – wszystko to zamknięte w jednej, niepozornej i przenośnej obudowie. Urządzenie posiada ponadto wsparcie dla plików DSD (2.8M oraz 5.6M), PCM USB (32bit/192kHz) oraz konwerter analogowo-cyfrowy umożliwiający zapis ze źródeł analogowych do formy cyfrowej. Teraz ze spokojem możesz cieszyć się całą swoją kolekcją muzyczną, poznając ją na nowo z jakością dźwięku, jaką oferuje ADL STRATOS.

Jeśli szukasz wydajnego wzmacniacza z zapasem mocy, który potrafi wysterować dowolny model słuchawek – ADL STRATOS zapewni to wszystko. Dzięki najnowszym rozwiązaniom technologicznym ADL STRATOS mógł uzyskać niewielkie rozmiary przy zachowaniu funkcjonalności i dużej mocy wyjściowej. Urządzenie zostało wyposażone w wejścia analogowe L/R, wejścia line lub gramofonowe (przełącznik wkładek MM/MC), wyjście optyczne S/PDIF (tylko w przypadku wykorzystania USB, jako źródło), wejście optyczne S/PDIF oraz kontroler wspierający ASIO i tryb asynchroniczny. ADL STRATOS już teraz można kupić i przetestować w wybranych sklepach Audiokracja lub innych dobrych sklepach Audio w Polsce. Cena rynkowa wynosi 4500zł brutto. 

Główne cechy:

  • Przetwornik cyfrowo-analogowy klasy Hi-End ESS ES9018K2M SABRE32 Reference Stereo DAC wspierający formaty 32bits/192kHz i DSD (2.8M/5.6M). Układ Sabre-2M jest najwyższej klasy przetwornikiem 32bit, dwukanałowym zaprojektowanym dla przedwzmacniaczy audio, odbiorników A/V oraz profesjonalnych aplikacji takich jak systemy nagraniowe, miksery oraz cyfrowe systemy studyjne. Układ został wyposażony w wiele patentów ESS m.in. 32bit HyperstreamTM DAC oraz eliminator jitteru, co zapewnia niedoścignione parametry.
  • Kontroler USB VIA VT1736 wspierający częstotliwości próbkowania: 44.1/48/88.2/96/176.4/192 kHz
  • Obsługa ASIO (Windows); Plug’n Play (MAC)
  • Potężny wzmacniacz słuchawkowy oparty o układ TI TPA6120A2. Napędza słuchawki od 16 do 600Ω przy zachowaniu dynamiki >120dB
  • Wsparcie plików DSD (2.8M i 5.6M) poprzez USB 2.0
  • Wejście optyczne S/PDIF: jeśli odpowiednia częstotliwość próbkowania nie może być zmieniona po stronie źródła, użytkownik zostanie powiadomiony diodą LED (częstotliwość próbkowania do 24bit/192kHz)
  • Wyjście optyczne S/PDIF (tylko przy wykorzystaniu USB, jako źródło sygnału) 24bit 192kHz (max)
  • Wzmacniacze operacyjne w sekcjach Line , ADC i DAC: NJM5532 OP Amp
  • Konwerter analogowo-cyfrowy: STRATOS został wyposażony w wysokiej jakości układ CS5340 dla wysokiej rozdzielczości nagrań z użyciem analogowych wejść, włącznie z phono, radio AM/FM lub innymi sygnałami analogowymi
  • Wygodna obsługa sygnału- przełącznik tłumienia nagrywania daje możliwość dostosowania sygnału wejściowego do urządzenia (0 dB, 6 dB lub 12 dB – funkcja informowania za pomocą diody RecAtt/db, gdy poziom sygnału wejściowego uniemożliwia poprawne działanie
  • Przedwzmacniacz gramofonowy: STRATOS został wyposażony w equalizer dźwięku gramofonowego do zapisu cennych płyt winylowych. Przełącznik pomiędzy gramofonami elektromagnetycznymi(MM), magnetoelektrycznymi(MC) i wejściem liniowym
  • Podwójny zewnętrzne źródło zasilania:
  • Zasilanie 1: 5V DC z portu USB zasilające jedynie odbiornik USB i wyjście optyczne
  • Zasilanie 2: Zewnętrzny zasilacz impulsowy 15V / DC 800mA / 12W dostarcza mocy potrzebnej dootrzymania wysokiej jakości sygnału
  • Najwyższej jakości komponenty: STRATOS w swojej konstrukcji posiada wysokiej klasy wzmacniaczoparty o przemyślany obwód sekcji analogowej
  • Konfekcja klasy Hi-End: Do budowy urządzenia wykorzystywane są pozłacane złącza RCA izolowaneteflonem. Całość wieńczy obudowa z najwyższej jakości aluminium oraz wykończona maszynowo gałka potencjometru głośności.

» Czytaj dalej