Zacznijmy może od tła. Autor recenzji jest fanem marki od wielu, wielu lat. NAD to ludzie, którzy mają niemały udział w popularyzacji stereo w domu, dzięki rozsądnie wycenionym klockom HiFi miało okazję, właśnie za pośrednictwem takich firm, pojawić się masowo w domostwach, stać się czymś zupełnie naturalnym w salonie, oczywistą, chcianą częścią wyposażenia. Najpierw Anglia, potem Kanada, bo tak się ułożyło. Sprzęt sygnowany marką trudno pomylić z czymkolwiek innym na rynku, bo jest – właśnie – nadowy. To forma, styl, któremu firma jest wierna i nawet jeżeli wypuszcza coś, nazwijmy awangardowego w formie, to i tak patrzymy i widzimy „o! NAD!” I faktycznie… Także mamy identyfikację z marką, mamy niepowtarzalny design, ale to wszystko nie najważniejsze (nie mówię „nieważne”, bo wszystko się liczy, ale mówimy o sprzęcie reprodukującym muzykę i wiadomo co jest tutaj najważniejsze). Tak, oni mają swój patent na granie. I nie jest to pusty slogan, czy wyświechtana formuła, która już dawno się zużyła, bo tylko siedzi w głowie, podczas gdy rzeczywistość… Tu jest inaczej, to znaczy każdy klocek NADa ma swój ustalony, zbieżny z NADowym rytem sposób dostarczania przyjemności ze słuchania i to coś, według mnie, unikalnego w takiej skali na rynku. Nie problem mieć podobnie brzmiące trzy, cztery urządzenia na krzyż, nawet odległe cenowo, a dysponujące podobnymi cechami w zakresie brzmienia. Tyle, że tutaj mówimy o setkach produktów, kilkudziesięciu latach produkcji, wielu generacjach… Prawdziwa rzadkość, zbudować coś tak rozpoznawalnego, tak (często) bardzo pozytywnie odbieranego, a przy tym dostępnego dla praktycznie każdego. Tak, to właśnie ktoś, kto jak wspomniałem, postanowił wypromować HiFi jako niezbędny składnik wyposażenia każdego domu, mieszkania, a zrobił to w najbardziej osobisty sposób – dał niską cenę. Ułatwił w ten sposób wielu „wejście w temat”. Większość najsławniejszych grafitowych klamotów to te właśnie budżetowe, tanie konstrukcje. I tak NAD zapisał się w świadomości, do dzisiaj będąc kojarzonym z dobrym, przystępnym dla każdej kieszeni, stereo.
Rzecz jasna nie oznacza to z automatu, że wszystko co te trzy litery to złoto jest i krytycyzm nam się dezaktywuje. No nie, zresztą możecie to sprawdzić w naszych wcześniejszych recenzjach sprzętu tej marki (przykładowo tutaj, gdzie opisaliśmy D3020). W przypadku zrecenzowanego wzmacniacza zintegrowanego (patrz nasze pierwsze wrażenia), który otwiera nowy rozdział w linii tych najpopularniejszych, budujących od wielu, wielu lat, wizerunek firmy, integr (cyferka 3), to – kto wie – czy nie najważniejszy, porównywalny z legendarnym C3020 (który zapisał się na trwale w annałach) produkt, wyznaczający rynkowy standard. Widać, że firma musiała do takiego produktu dojrzeć. Etapem pośrednim, jednocześnie łącznikiem, był/jest wspomniany D3020. Z perspektywy czasu, niektórzy wskazują, że trochę szkoda nazwy, którą parę lat temu wykorzystano, że właśnie teraz byłoby idealnie. Tak to widzą. Ja tego tak nie widzę. Pisałem w naszej recenzji pierwszego, budżetowego wzmacniacza z końcówkami w klasie D (podobnie jak teraz, użyto wtedy układów Hypex-a), że to bardzo, bardzo trafna nazwa i mimo opisywanej nowości zdania nie zmieniłem. Dlaczego? Ano dlatego, że D3020 był z definicji bardzo tani. D3020 jest o 30% tańszy od C338. To spora różnica. Tak, nie ma tego, co ma do zaoferowania podstawowy model klasycznej linii C, ale to czym dysponuje idealnie wpasowuje się w obecne potrzeby i moim zdaniem ten mały wzmacniacz (btw należący do jednej z pierwszych, na taką skalę oferowanych linii „cyfrowych” integr) dobrze zniósł próbę czasu, także dzisiaj będąc w pełni przygotowanym na to, co w audio stanowi główny nurt. Stream oraz integracja komputera to rzeczy, które są oczywistą, oczywistości, jednak jeszcze niedawno stanowiły zupełnie nieodkrytą (w zintegrowanym wzmacniaczu) przestrzeń. D3020 był i jest tu prekursorem. Trafiona nazwa, nowe D od digital, a nie C, wyróżniające te desktopowe konstrukcje (poza D3020, droższa D7050) oznaczenie numeryczne. Jednocześnie zachowano chronologiczną numerację dla klasycznych integr tego producenta.
Dzisiaj komputer to coś, co niemal bez wyjątku, wszyscy mamy w kieszeni. Dzisiaj streaming to główne źródło muzyki, to na nim opiera się obecna dystrybucja, to jest teraźniejszość i przyszłość i nikt już nawet nie stara się z tym walczyć. Albo jesteś w usługach, albo jesteś na marginesie, a jesteś na marginesie, bo fizyczny nośnik cofa nam się i cofa i nie ulega najmniejszej wątpliwości, że będzie egzystował (owszem), ale w katakumbach, stanowiąc relikt, stanowiąc niszę. Moda na retro rzecz jasna nigdy nie przemija i od paru lat widzimy renesans czarnego krążka, ale to statystycznie niczego nie zmienia. Jest stream i długo, długo nic. Wprowadzenie do oferty lepszych strumieni skutkuje odwrotem producentów klasycznych komponentów (odtwarzacze) i choć to jeszcze się produkuje, jeszcze oferuje, to coraz trudniej znaleźć na te klamoty amatorów. Ten trend tylko się pogłębi, a to za sprawą takich właśnie produktów, jak opisywany C338. To, plus sieciowe głośniki, najprzeróżniejsze all-in-one (vide submarka NADa – BlueSound), wyruguje źródła oparte na fizycznym nośniku. W równaniu (w torze) zastąpi(ło) je cokolwiek, co ma ekran i dostęp do sieci. Co więcej, właśnie tytułowy „streaming głupcze!” to clou dla zrozumienia czym jest i jak ważny jest C338 (nie tylko dla NADa, ale dla całej branży… serio!). Bo to kwintesencja czym jest w praktyce i co oferuje w praktyce nieograniczony (de facto) dostęp do muzyki z Internetu. Zanika pojęcie samego źródła, bo źródłem jest wszechobecna sieć, a coś, co pozwala na zarządzanie, spina audio z netem, to właśnie tylko (jakiś) interfejs, coś do kontrolowania, zarządzania, do dostępu. Tylko. Wbudowany Chromecast pokazuje, w czym rzecz. A rzecz w tym, żeby przesłać strumień wprost do głośników (pamiętacie opisane przez nas KEFy LS50 Wireless?). Albo niemal. To niemal, to w tym wypadku właśnie ta integra. Bo jak już pasywne kolumny, nie aktywne, nie usieciowane, nie z komputerem w środku, to właśnie tak. Integra łącząca strumień muzyki z konwersją, wzmocnieniem sygnału i jego reprodukowaniem na podpiętych kolumnach.
To robi zasadniczą, fundamentalną (dla całego systemu audio) różnicę. Nie przedłużając wstępniaka, zapraszam do lektury testu…
O konstrukcji więcej niż w paru słowach…
Czym jest zatem C338? Daleko nie jest li tylko wzmacniaczem (zresztą bardzo nowoczesnym, o czym kapkę niżej), nie jest także przełącznikiem źródeł w klasycznym rozumieniu, bo jest także źródłem, czy – używając terminologii informatycznej – „end-pointem”, końcówką sieciową, streamerem, cyfrowym właśnie źródłem odbierającym muzykę wprost z sieci. Wprost. Zasada działania Chromecasta, o czym rozwodziłem się m.in. tutaj, dla przypomnienia polega na tym, że inicjujemy połączenie z daną usługą streamingową, a dalej to już tylko zera i jedynki śmigają do routera, do NADa, a my tylko i aż możemy sobie tym zawiadywać, jak pilotem zdalnego sterowania, tyle że w szerszym zakresie za pomocą dotykowego ekranu (względnie jakiegoś komputera stacjonarnego, czy mobilnego). Stream jest niezależny (cholernie ważne!) od naszego interfejsu, interfejsu który zazwyczaj ma postać jakiejś aplikacji dostępowej, albo czegoś specjalnie przygotowanego przez producenta klamota. Generalnie jednak nie tracimy żadnej funkcjonalności urządzenia, na którym wspomniany interfejs nam śmiga, w ogóle możemy zamknąć sobie aplikację, możemy rozmawiać, możemy wyjść z domu bez przerywania odtwarzania, możemy zrobić cokolwiek… bo to jedynie warstwa jw. inicjująca, a muzyka płynie przez naszą sieć wprost do klamota.
I to ma sens, głęboki sens, bo pośrednikiem sygnału (z wszelkimi konsekwencjami, zwykle nieciekawymi, takiego stanu rzeczy) nie jest handheld, komputer. Tak to wygląda w przypadku (moja prywatna opinia) ułomnego AirPlay’a w jego dotychczasowej odsłonie. Opóźnienia sygnału? Ograniczenia w parametrach sygnału? Interferencje i braki w responsywności, czasie reakcji na komendy? Chromecasta to nie dotyczy. Tu odpalamy apkę, wybieramy streamera i gra. Zasada działania tej technologii pozwala na uaktywnienie wzmacniacza z trybu oczekiwania, gdy tylko naciśniemy, gdy tylko tapniemy w play (nazwali to Auto Sense, działa to z każdym aktywnym wejściem sygnału, każdego fizycznego przycisku na ampie, pilocie). Nie musimy czekać (jak to w przypadku AirPlay’a nagminnie bywa) na zlokalizowanie urządzenia obsługującego protokół w naszej sieci. Tu jest natychmiastowa reakcja na nasze działania, a sprzęt po prostu integruje się w naszym środowisku sieciowym, pozwalając na sterowanie z DOWOLNEGO terminala. Uniwersalne, szybkie i – właśnie – kojarzące się z prostotą obsługi fizycznego nośnika – rozwiązanie. Tak to powinno i tak to wygląda w przypadku CAST. Nie wysysa energii z handhelda, umożliwia w pełni na korzystanie w czasie odtwarzania z wszelkich funkcji smartfona czy tabletu.
To najważniejszy element wyposażenia, skutkujący wygumkowaniem osobnego źródła (uwaga – raz jeszcze – źródłem nie jest żaden komputer, żaden smartfon, one są tylko warstwą sterującą, sygnał nie przechodzi przez nie, to tylko pilot zdalnej obsługi w nowoczesnej formie!), pozwalający na stworzenie kompletnego systemu opartego na tytułowym pudełku z podpiętymi doń kolumnami. Chromecast integruje to co komputerowe, sieciowe i obecnie całkowicie (nawet z zapasem) wystarcz na potrzeby streamingu muzyki. Obsługuje pliki loseless, o jakości płyty CDA oraz hi-res (bit po bicie, możliwy bitperfect) na pewno w stand. UAC 1.0 (24/96), w teorii powyżej (24/192), także możliwe jest przyjęcie teoretycznie najlepszych strumieni z Tidala (Masters – oczywiście bez dekodowania MQA we wzmacniaczu/streamerze, bo tego nie potrafi 338), a jedynym ograniczeniem jest tutaj brak mobilnej aplikacji Tidala obsługującej tidalowy dekoder programowy / dającej dostęp do tego typu plików, czy webpanel (na razie nie ma o tym mowy, choć podobno trwają pracę nad zmianą tego stanu rzeczy). W odwodzie zawsze jest Bluetooth z obsługą kodeka aptX, jak komuś spieszno, albo zwyczajnie nie mamy ochoty na udostępnianie naszej lokalnej sieci, co nie wyklucza w przypadku sinozębnego przesyłania strumienia na tytułowego NADa. Przy czym w takiej sytuacji strumień przechodzi przez „nasz dotykowy ekran” (albo via laptop/desktop), który pełni rolę transportu cyfrowego, a jakość dźwięku uzależniona jest od tego, czy producent handhelda przewidział wsparcie dla kodeka aptX w swoim systemie operacyjnym (w przypadku komputera prześlecie taki strumień praktycznie bez względu na zainstalowany OS). Dodatkowo, dla subskrybentów popularnego Spotify’a jest ich własny protokół łączności Spotify Connect. Gdy (a wiele na to wskazuje, że się przymierzają) wystartują Szwedzi ze strumieniami bezstratnymi nabierze to dodatkowego znaczenia. Connect jest pewnym, stabilnym sposobem komunikacji.
Te trzy anteny z tyłu wzmacniacza to najważniejsze interfejsy, to wejścia nowego typu w integrze, najważniejsze wejścia źródłowe, przy czym źródłem (sygnału) jest tu właśnie cała sieć, Internet, a nie jakieś urządzenie audio (no patrząc dogmatycznie, to router jest elementem toru). Dodatkowo to interfejsy nie fizyczne, a radiowe, bezprzewodowe. Tak, świat bez kabli, coś co zapowiadają i co coraz mocniej promują wielcy z branży IT staje się ciałem. Kabel nie jest potrzebny, nie jest wymagany, kabel idzie w odstawkę. Powiem przewrotnie, że właśnie C338, a nie modułowe (wyższe w linii C368, C388) jest kwintesencją trendów, zmian w dzisiejszym audio. Bo tutaj to wszystko mamy po wyjęciu z pudełka, jest nomen omen zintegrowane właśnie, gotowe do grania, grania w realiach XXI wieku, grania w realiach ery sieciowej. Oczywiście coś, za coś… BluOS, który znajdziecie w module, jaki można wpiąć do droższych modeli z linii C3xx, to cały system zarządzania muzyką, to autorski interfejs bez żadnych ograniczeń jakościowych (obsłuży dowolne parametry plików audio), to zarządzanie strefami (multiroom), to natywna obsługa MQA, to (dodatkowo) integracja z tak tu chwalonym ROONem. Na marginesie, prace nad wdrożeniem Chromecasta do ROONa trwają i wprowadzenie CAST do tego front-endu będzie… no będzie miało spore konsekwencje, bo umożliwi nam docelowo na wpięcie setek (a niebawem nawet tysięcy) różnorakich produktów audio, ich integrację z ROONem (wspominaliśmy ostatnio o integracji Chromecasta w produktach grupy Onkyo, o głośnikach B&O etc.). Podobnie jak AirPlay, podobnie jak LMS (Squeezebox) będziecie zatem mieli możliwość wyboru najbardziej zaawansowanego software odtwarzająco-integrująco-zarządzajacego jaki obecnie oferowany jest na rynku… także w przypadku google’owego patentu na strumienie. (Kompendium informacji o Roonie, nasze testy, opisy, poradniki nt. front-endu znajdziesz pod tym linkiem, pod tym oraz pod tym a także tutaj i tu. I jeszcze o tu.)
Opis konstrukcji rozpocząłem od tego co najważniejsze, koncentrując się na tym, co powoduje że to wyjątkowy produkt, warto poświęcić także nieco miejsca na opis tego, co otrzymujemy poza antenkami Wzmacniacz jest klasycznie 40 centymetrowy (szerokość obudowy), przy czym dość niski (zaledwie 70mm, nie ma tam konieczności umiejscawiania trafo, dużych kondków, wielu płytek – po prostu nie ma) i od frontu ascetycznie „czysty”. Gałka wzmocnienia, przycisk odpowiedzialny za regulację basu, niewielki wyświetlacz oraz przyciski pozwalające na nawigowanie po podpiętych źródłach. Do tego on/off, którego i tak nie musimy tykać (bo raz, że może nam się sam dla oszczędności energii wyłączyć, to jeszcze vide Auto Sense, można go (ampa) włączyć nie mając ochoty ruszać się z kanapy / szukać małego firmowego pilocika) oraz wyjście dla słuchawek 6.3mm (konkretnie przetestowanego, o czym poniżej, we wrażeniach z odsłuchu). Skala wzmocnienia jest wyskalowana co 0,5db, przy czym nie kończy się na zerze, można ustawić zarówno „in plus”, jak i „in minus”… oczywiście to wszystko elektronicznie realizowane za pomocą układu New Japan Radio. Automatyczne oszczędzanie da się wyłączyć, podobnie jak samowyzwalanie – za pośrednictwem aplikacji mobilnej NADa da się to ustawić, podobnie jak skonfigurować wzmacniacz do pracy w naszej sieci lokalnej, co jest niezwykle proste i przynosi w finale uaktywnienie wbudowanego Chromecasta (alternatywnie można zawiadywać za pomocą wielu innych apek, takich jak Google Home czy choćby Bubble uPnP – jest tego na przysłowiowe kopy).
Tu niewielka dygresyjka – oznaczenia na wyświetlaczu na froncie mogą nieco zmylić, bo mamy WiFi/BT (stremienujemy via Cast/ Bluetooth) oraz Streaming (a to klasyczne, analogowe złącza RCA z tyłu obudowy, do których można podpiąć jakiegoś dodatkowego streamera). Jak wspomniałem, przede wszystkim, liczą się „wejścia” nowej generacji, czytaj – liczą się antenki – ale poza nimi C338 wyposażono bardzo bogato, tak bogato, by w praktyce nie było potrzeby kombinowania gdy zachce nam się zintegrować całe posiadane AV z tym wzmacniaczem. Dualne gniazda SPDIF (elektryczne i optyczne) oraz wejścia analogowe, przy czym jedno jest gramofonowym pre zamykają temat. Wejście korekcyjne MM dla igły to miły dodatek, bo kiedyś obligatoryjne wyposażenie każdej, sensownej integry, zostało (po praktycznym wymieceniu czarnej płyty z rynku w l.90) wygumkowane, a teraz powraca triumfalnie, stanowiąc niemalże standard. Kto by kilkanaście lat pomyślał, że „a jednak”.
Natężenie dźwięku czytelnie, źródło natomiast wymaga lupki
Końcówki w klasie D to układy UcD firmy Hypex, z których to układów NAD szczodrze korzysta (konstrukcje budżetowe). Jak pokaże opis wrażeń odsłuchowych, to małe demony energii, mocy, z bardzo dobrą dynamiką i sensowną (choć nie wyczynową) separacją sygnału od szumu (104dB). Jak zwykle (he, he, NAD nie byłby NADem bez tego) firma podaje skromne 50W na kanał, ale wierzcie mi, że to są te sławne, nadowskie watty, które w konfrontacji z konkurencją wymagają użycia odpowiedniego mnożnika, by określić jak to faktycznie jest z tą mocą. Sekcję przetwornika oparto na popularnym układzie Burr-Browna PCM1796, w torze sygnału znajdziemy także opampy OP1652 tego samego producenta. SPDIF obsługuje inny, dobry znajomy, spotykany w wielu, wielu współczesnych konstrukcjach – CirrusLogic CS8416. Możemy sobie w najtańszym modelu integry C3xx zaaplikować jakiś audiofilski kabel sieciowy, nie ma przeciwwskazań natury technicznej, bo w odróżnieniu od klasycznych, podstawowych konstrukcji NADa (jak to wcześniej standardowo bywało) tutaj dali nam gniazdo IEC. Nie zapomniano o uziemieniu (w NADach zawsze to jest, o ile przewidziano wbudowaną korekcję), a jak ktoś ma ochotę na dodatkowe doznania w kinie, to i wyjście dla aktywnego suba znajdzie. Także komplet.
Według mnie niczego tutaj nie brakuje i (biorąc pod uwagę to co napisałem powyżej, pomysł jaki stoi za tym produktem) brak interfejsu USB do podpięcia komputera nie będzie nam w żaden sposób doskwierał, podobnie jak brak gniazd tego typu służących do podpięcia jakiś nośników. Tu nie ma miejsca (już) na nośnik, bo na wyciągnięcie ręki jest cała sieć. Oczywiście dla niektórych będzie to wada, bo chcieliby komputer obok mieć, kablem przesyłać do wbudowanego daka dźwiękowe zera i jedynki, albo podpiąć jakiegoś pena. Mhm, rozumiem, ale jw. macie te antenki i zróbcie z nich pożytek! Od czego NASy, od czego serwisy streamingowe!
Tak, jest i Spotify Connect! Do wyboru, do koloru!
Jest i Bluetooth tutaj, niestety tylko SBC, bo iPhone (AAC amp nam nie obsłuży via BT), ale z Makówy leci lepszy strumień (aptX)
W telegraficznym skrócie, specyfikacja C338 prezentuje się następująco:
- Ciągła moc wyjściowa na 4Ω i 8Ω (stereo) 50W
- THD 0,01%
- IMD 0,01%
- Stosunek sygnał / szum 104db
- Tłumienie częstotliwości >200 (ref. 8 Ω, 50Hz and 1kHz)
- Pasmo przenoszenia 20Hz – 65kHz
- Częstotliwość próbkowania 192kHz / 24bit (wbudowany przetwornik C/A)
- Wejścia/ wyjścia oraz interfejsy:
- Cyfrowe: koncentryczne x2, Optyczny x2
- Analogowe: Line In, Moving Magnet Phono Preamp, Sub (poj. RCA dla aktywnego głośnika niskotonowego)
- Sieciowe: WiFi (802.11n) oraz BT (4.0)
- Wymiary (D x dł x wys) 302 x 435 x 71mm
CAST! Wbudowany Chromecast robi różnicę, gigantyczną różnicę! WiFi, bezstratnie, stabilnie i z minimalnymi opóźnieniami
Brzmienie
Lubię D3020, to przyjemny w odbiorze, grający koherentnym (spójnym!) dźwiękiem, mały, biurkowy wzmacniaczyk. Potrafi napędzić nie tylko małe Topazy, ale także podłogowe (ale kompaktowe, bo z serii 23) Szafiry a nawet (choć z pewnymi ograniczeniami) dużo większe ATC. Przy czym nie traktowałbym go jako salonowego drutu ze wzmocnieniem, bo pasuje albo do niewielkiego saloniku, albo (najlepiej) gabinetu. To jego naturalne środowisko. NAD, patrząc przez pryzmat tej właśnie konstrukcji, pracował nad jak najlepszą implementacją końcówek Hypex-a, starając się zaoferować nam z jednej strony rozpoznawalne dla marki brzmienie (właśnie spójne, przyjemne w odbiorze, bo bardzo muzykalne, kompletne), z drugiej zaś udowodnienie, że klasa D może zagrać jotka w jotkę jak klasyczne konstrukcje tranzystorowe A, A/B, bez żadnych kompleksów, bez żadnych takich: no jak na taki „cyfrowy” amp to nawet ujdzie. Nie. Konstruktorzy NADa uzyskali znakomite efekty z autorskim Direct Digital (high-endowa linia Master, ampów serii M), postanowili powtórzyć sukces i dać w najnowszej, klasycznej, najpopularniejszej serii coś, co będzie zupełnie nie do odróżnienia od tego, co zjadało X raza więcej energii
I wiecie co? To się nie tylko w pełni udało, ale C338 pokazuje coś jeszcze. Pokazuje potencjał jaki ma do zaoferowania technologia, która przez wielu była do tej pory traktowana z dużą podejrzliwością, żeby nie powiedzieć, pogardą. Wiecie co jest w NADach najlepsze? Siadasz, odpalasz, słuchasz i żadnych powodów do marudzenia. Nie chodzi o to, że w skali bezwzględnej to najlepsze brzmienie, że nie da się lepiej – nic z tych rzeczy. Chodzi o coś innego, chodzi o całościowy odbiór, gdzie dźwięk zwyczajnie się klei, gdzie nic (dokładnie NIC) nie budzi sprzeciwu, wątpliwości. Więcej – to dźwięk, który jest jw. kompletny, czyli nie tylko słuchamy bez wytykania wad, ale dodatkowo niczego nam w tym przekazie zwyczajnie nie brakuje. Bardzo sobie cenie to w NADach, bo to elektronika która idealnie sprawdza się do testowania sprzętu. Ma swój charakter, bo każdy klamot ma, ale jednocześnie oferuje optymalne warunki wyjściowe. I co z tego, że mamy budżetowego malucha (C315BEE), jak ten maluch może grać w każdych okolicznościach przyrody (jeden z naczelnych Stereophile właśnie tak wykorzystuje tego wzmaka, pieszczotliwie nazywając go Mr Little) napędza pięknie, podpinane do niego, wszelkiej maści nawet wielokrotnie droższe kolumny, integruje źródła i cóż… gra „jak trzeba”.
Z C338 jest podobnie, a nawet …nawet coś jeszcze, co można tutaj podnieść. To połączenie solidnych kompetencji, wspomnianej kompletności, spójności brzmienia z wyjątkową czytelnością oraz znakomitą przestrzennością. Ta, w mojej klasyce (C315, C1020) jest niczego sobie, ale tutaj sposób budowania głębi przekazu, efekty przestrzenne wbijają w fotel. I to bez żadnych DSP, żadnych sztuczek. Po prostu. Do tego ta precyzja, wybitna (w tym zakresie budżetu wątpię, by cokolwiek mogło zagrać lepiej) rozdzielczość tytułowego ampa, dają nadzieję na wyciągnięcie każdego niuansu z nagrania. Kompletność, spójność, koherencja – to wszystko tutaj mamy. Powiedziałbym, że to neutralność bez obojętności, bez wyobcowania, bez wyzucia z esencji. To brzmienie nie tylko może się podobać, stawiam zakład, że nikt kto posłucha tego wzmacniacza, nie powie, że to jakieś nijakie. Nie ma mowy o jakimś cyfrowym nalocie, o wysuszeniu, czy rozbiciu na poszczególne składowe. Góra jak i środek świetnie ze sobą współgrają, wyważone tonalnie brzmienie, z pięknie reprodukowanymi wokalizami, spotyka trzymany w ryzach, konkretny, szybki bas. Ten jest raczej krótki, nie bardzo głęboki (niski), ale świetnie dopełnia przekaz, tworzy wraz z resztą pasma spójny obraz. Jest tu pełno życia, muzyka angażuje, bez względu na gatunek muzyczny mamy emocje, mamy ochotę na więcej.
Porównując Cast z BT (kodek aptX – źródłem sygnału makówka), da się zauważyć pewne ograniczenia w dynamice oraz rozdzielczości. Szczególnie w tym ostatnim zakresie dało się słyszeć pewne ujednolicenie (szczególnie soprany), nieco gorsza była czytelność, przy czym muszę przyznać, że to właśnie Bluetooth obecnie notuje największy jakościowy progres i największy, technologiczny postęp odnośnie strumieniowania dźwięku. Trudno się dziwić. To standard, w słuchawkach właściwie jedyny standard bezdrutowej transmisji, jedyny patent na ucięcie kabla. A ten kabel ucinany jest coraz częściej i częściej. Nie dziwi zatem ciągłe ulepszanie tego sposobu przesyłu plikowego audio.
Z Tidala, bezstratnie… w sumie czego więcej nam potrzeba? No właśnie, czego? W sumie to niczego więcej
Wspomniana przestrzeń oraz szybkość (bardzo dobra, w tej cenie wręcz wybitnie) to gotowy patent na intensywne, muzyczne doznania. To wszystko dzieje się po tapnięciu w apkę tidalową na czymś tam z dotykowym ekranem, ale to jeszcze nie wszystko, bo jak się okazuje gramofon może być tu nie tylko uzupełnieniem, a podróżą w klimaty jakie zazwyczaj z czarnym krążkiem się kojarzą. Z pliku C338 gra precyzyjnie, szybko, winyl wnosi do tego brzmienia (przy pewnych, oczywistych ograniczeniach nośnika – tak trochę nam potrzeszczy, tak nie pokaże nam mikroplanktonu, choć może to kwestia budżetowego i mocno leciwego gramofonu? …tak nie itd itp) pierwiastek …hmmm… kobiecy. C338 nie gra ciepło, nie koloryzuje, daleki jest od tego by cokolwiek nam upiększać (i tu znowu wychodzą NADowskie patenty na granie – bo słuchając dość podłego strumienia mp3 96kbps, uszy nie krwawią), a jednak to, co w czarnej płycie wciągająco-magiczne, pewna łagodność, intymna namacalność pojawiają się wraz z podpięciem gramofonu.
Zamknięte MrSpeakers z nadowego jacka zagrały bardzo fajnie!
Poza strumieniem z sieci, źródłem muzyki był gramofon
Staruszek 5120 to odratowany przeze mnie, pierwotnie nieco zdekompletowany i zdezelowany adapter, z którego korzystam znacznie częściej niż z obu posiadanych odtwarzaczy CDA, które właściwie wykorzystywane są „od święta” (nie, nie mam w pogardzie nośnika, bo ten potrafi zaskoczyć bardzo na plus, kompakt bywa świetnym źródłem, problem w tym że jest tap, tap i cała dyskografia, albo szukam sobie i znajduje takie rzeczy… no sami wiecie jak to jest). Duża płyta pokazała, że implementacja gramofonowego pre nie jest tylko dodatkiem, a raczej cennym uzupełnieniem dla dania głównego (samowystarczalności via Chromecast). I to się cholera świetnie zazębia i daje impuls do położenia czegoś na talerzu, zachęca do sięgnięcia po krążek. Zachęca, bo poza przyjemnością płynącą z samego faktu obcowania z igłą, słuchania albumu a nie playlisty, mamy to, co tak mocno przyciąga dzisiaj wielu do płyty winylowej, nawet jeżeli 90% nowych wydań to kopia z DDD. Nawet. Bo brzmi to inaczej, zauważalnie inaczej, a lubimy (bo kto by nie lubił) odmianę, nawet jeżeli główna potrawa z plik(ów) jest wyborna i nie daje powodów do narzekania, do niedosytu, to analogowy czar krążka przemawia do nas i nakazuje od nowa budować bibliotekę nagrań zajmującą coraz więcej miejsca na półkach. I dobrze.
Phono zajęte BTW można pokusić się o wyczynowe źródło (tu za streamer robi Auralic Polaris) i nie będzie faux pas, bo taki dobry z tego NADa amp
O właśnie! Tu airplay’owe strumienie, ale można bez ograniczeń wyczynowe DXD/DSD grać, można integrować się z ROONem…
Na koniec pozostaje opisanie dziurki dla słuchawek. W NADach ten element nigdy jakoś specjalnie do mnie nie przemawiał. Ot, typowo pomocnicze, awaryjne, albo po prostu konieczne (bo wszyscy wokół śpią) rozwiązanie, które jest, ale raczej z niego za często, czy w ogóle nie skorzystamy. Czy coś się tutaj zmieniło? I tak, i nie. Nadal nie jest to porównywalne granie jak z dobrego słuchawkowego ampa. Także testowany iDSD, mimo że mikrus, że z baterii, że właśnie wielkości pudełka dużych zapałek pokazał się z lepszej strony, to jednak dostrzegam progres. W D3020 powiem szczerze, nie da się tego słuchać. Z C315 jest akceptowalnie, ale mając w pamięci dźwięk jaki przed chwilą wydobywał się z kolumn, chcemy jednak wrócić do kolumn. W C1020 gniazdo chyba pracuje na ćwierć gwizdka, nie ma o czym mówić, a najsensowniej brzmi duży jacek w 747-ce (u mnie pracuje wyłącznie jako końcówka stereofoniczna mocy, choć na potrzeby paru testów słuchałem sobie z gniazdka słuchawkowego i nawet całkiem, całkiem). W C338 brzmienie nie tylko było akceptowalne, ale w przypadku Mr Speakers Ether Flow C (zamknięte) wręcz wciągające, dobrze się te słuchawki dogadały z opisywanym NADem. Grało to na tyle dobrze, że postanowiłem sprawdzić inne słuchawki. I z takimi HD650 miałem to, co cenię, co lubię wyjątkowo w tych słuchawkach (gęste, mięsiste brzmienie), choć z LCD-3 skucha… czegoś tutaj mocno brakowało, bo słuchawki same z siebie mocno angażujące, były nijakie, pozbawione wypełnienia, dźwięk był spłaszczony, osuszony. Słowem, z Audeze to nie miało większego sensu. Tak, czy inaczej, dobra wiadomość jest taka, że dostajemy dodatkową możliwość posłuchania sobie muzyki (z czymś na głowie), co może jw. być przydatne, bez dużego kompromisu, przy czym pamiętajmy o tym, że nie każde słuchawki zagrają vide LCD-ki.
A i jeszcze parę słów na temat pilocika. Jaki jest, każdy (patrz zdjęcia) widzi. Mały, fajnie że fizyczne ma, gumowe klawisze (a nie jakieś membrany – fuj!), daje możliwość zdalnej obsługi, przy czym i tak zapewne będziemy kontrolować działanie wzmacniacza za pośrednictwem jakiegoś telefonu. Bo to wygodne i wszystko w jednym (także nawigowanie po muzycznych źródłach).
Przykład idealnej synergii? Małe Topazy. Z Szafirami też bardzo przyjemnie, były też duże ATC w innej lokalizacji. I dał radę, mimo znamionowych 50W. Z innej beczki Ether Flow C? A owszem i jak najbardziej!
Czas na (jakieś) podsumowanie
To jest teraźniejszość, to jest przyszłość. Strumieniem docieramy do klamota, z klamota wprost na głośniki. Dostęp natychmiastowy, cała muzyka na wyciągnięcie ręki (tapnięcie paluchem) i to właśnie sobą prezentuje najnowszy NAD. C338 dzięki Chromecastowi jest nie tylko kompletny, jest także pewną wskazówką, drogowskazem. Taki sprzęt HiFi ma sens, ma uzasadnienie w obecnych czasach. Czasach streamingu, czasach wszędobylskiej sieci, czasach w których zmienia się sposób konsumowania muzyki. Zmienia się bardzo i ten klamot potrafi się w tej nowej rzeczywistości znaleźć. W pełni. Bo – i tu nie mam żadnych wątpliwości – bo czymś co przemawia do ludzi, do potencjalnych nabywców, konsumentów jest łatwość i prostota połączone z tym, co stanowi naturalne środowisko egzystencji dzisiejszego pokolenia. A tym środowiskiem jest sieć. Internet wszystko zmienia i jest kluczem. NAD to wie, nie boi się (nigdy się nie bał) zaoferować na rynku sprzęt, który wyznacza standardy, popularyzuje to, co jeszcze całkiem świeże (choć już niezbędne).
C338 to kompletne rozwiązanie, bo poza antenkami mamy tutaj wszystko to, czego potrzebuje dzisiaj ktoś, kto (jednak) chce zbudować sobie klasyczny zestaw stereo. Może to zrobić nie tylko nie rezygnując z nowoczesności, ale wręcz być w awangardzie, na samym czele postępu, zmian, rewolucji jakie dokonują się (dokonały się) w audio. Niesamowite, że mówimy o tym wszystkim w kontekście ilu (?)… no kilku lat, niecałej dekady (maksymalnie). W takich czasach żyjemy, szybkich zmian, szybkiego postępu technologicznego. Na szczęście dla użytkownika tego wzmacniacza, dysponuje on pakietem technologii, które będą długo na czasie, bo właśnie dopiero co ugruntowują swoje miejsce na rynku. Tak czy inaczej, to właśnie to, co powyżej będzie stanowiło standard. Tak będą wyglądały wszystkie (większość) wzmacniacze za rok, półtora roku.
W dobie integrowania wszystkiego jak leci, można mieć gotowy patent na dobry dźwięk z TV (smart), z konsoli (podpiąłem cyfrowo PS3, grając z NASa oraz płyt SACD – tutaj rzecz jasna bez opcji 1bitowej, trzeba było użyć wyjść analogowych z adaptera Sony – ta maszyna ma możliwości, oj ma, mimo upływu ponad dekady) czy jakiegoś odtwarzacza. Nie podpiąłem suba, bo kolumny podłogowe w pełni mi wystarczają, ale sama możliwość stworzenia zestawu 2.1 może okazać się bardzo atrakcyjna dla filmomaniaków oraz fanów elektronicznej rozrywki. Za to wszystko należy się wyróżnienie, a że docenić wypada C338 także przez wzgląd na jego oczekiwany (a co tam – pewny) wpływ na całą branżę to wybór redakcji wydaje się formalnością. To świetny amp, to także streamer, to centralka dla wszystkich klamotów audio i wideo w salonie, to kompletny pomysł na HiFi i nie tylko HiFi AD 2017. Brawo NAD. Brawo.
AKTUALIZACJA: Od paru dni możecie, użytkownicy C338, integrować swojego amp-a bezpośrednio z Roon-em. Najlepszy na rynku front-end audio od teraz zawiera pełne wsparcie dla Chromecasta. Także opisany wzmacniacz staje się z miejsca cast-owym end-pointem i można strumienie słać dowoli, słać w jakości bitperfect 24/96, wykorzystać zalety wielostrefowości wspomnianego powyżej oprogramowania, wykorzystać potężny silnik DSP, mieć lepszą niż natywna obsługę strumieni tidalowych (oczywiście z materiałami hi-res w ramach zakładki Masters/MQA*), wreszcie dużo sensowniej (niż w opcji natywnej via Google Home/Plex), lepiej zintegrować sobie własne kolekcje zgromadzone na NASie w waszej lokalnej sieci. Dodajcie do tego najlepszą agregację treści, świetny UI/UX, wielowymiarowe zawiadywanie kolekcjami, biblioteką, ogromną bazę informacji nt. muzyki, artystów, świetny moduł identyfikujący materiały audio i wiele, wiele więcej. To jest game changer, w takim budżecie nie da się obecnie bezpośrednio zintegrować tych dwóch rzeczy tj. software Roon labs z „all-in-one” klamotem. Jest C338 i długo, długo nic (Auralic takie coś oferuje, ale za 4-5x więcej). Znakomita informacja dla Was, można przez dwa tygodnie potestować sobie (trial) Roon-a i zobaczyć jakie korzyści nam daje ten kawałek kodu. Cały artykuł na temat najnowszej aktualizacji front-endu znajdziecie pod tym adresem.
* prawdopodobnie w C338 jest to zaimplementowane dokładnie tak, jak dongle Chromecast Audio, czytaj: dekoder (1 unfold – pierwszy etap odkodowania origami) MQA, bitperfect 24/96, gapless… wszystko to w Roon-ie. Super!
Za wyznaczanie standardów. To jest integra na dziś i na jutro
Wzmacniacz zintegrowany NAD C338 (2999zł… obecnie w promocji za 2799zł)
Plusy
- to jest NAD, to ten patent na granie, spójne, koherentne, angażujące. I nic to, że cyfrowy
- przestrzeń wybitna, dynamika niczego sobie (w tej cenie bardzo dobra)
- rozdzielcze to, wgląd, precyzja na poziomie nie licującym z ceną
- Chromecast to technologiczne clou, to klucz do zrozumienia potencjału tego produktu
- a przecież to nie wszystko, bo jest użyteczny jack, b. dobrej jakości gramofonowe pre i bateria wejść analgowo/cyfrowych
- ….nie zapominajmy o dobrze brzmiącym Bluetooth z aptX
- moc NADa to w tym wypadku duży salon z aneksem bez żadnych „ale”
- bezproblemowa konfiguracja
- łączność bezprzewodowa działa tutaj pewnie, stabilnie
- no cóż, nie grzeje się, nie żre energii jak głupi …to te plusy nowoczesności
- patrząc na to wszystko i konfrontując z ceną na pudle to uczciwa propozycja. Nawet bardzo uczciwa. W pierwszych wrażeniach zastanawiałem się, ile to ta sieć powinna kosztować. Jakieś wątpliwości, po teście, w kontekście za ile? No właśnie żadnych nie mam.
Minusy
- mogli dać solidniejsze gniazda głośnikowe
- dla niektórych brak jakichkolwiek interfejsów USB (bo na szybko pen przykładowo)
- wyświetlacz na froncie mógłby czytelniej pokazywać nazwy aktywnych źródeł (są wyjątkowo małe)
- regulacja co 10db mogłaby stanowić pewne ułatwienie (w przypadku aplikacji zmieniając głośność, przeskakujemy o 2db)
Serdeczne podziękowania dla firmy Q21
za wypożyczenie klamota oraz… cierpliwość
Autor: Antoni Woźniak
Fotostory z pierwszych wrażeń:
Z LCD niekoniecznie…
Anten las. Znak czasów. Strumienie fruwają w eterze…
To taki utwór, który od razu obnaży co i jak na basie. Polecam. NAD na kolumnach bez zastrzeżeń. Bardzo ładnie. Tutaj z LCD…
…pełnej satysfakcji jednak nie było
A tutaj, mimo ponuractwa na obliczu, grało bardzo przyjemnie!
Z takiego…
…właśnie źródła. Staruszek 5120 stary, ale jary i to jak!
Lubię gościa bardzo, polecam ostatnio wydany album, a no i ten na zdjęciu też bardzo polecam …Marinę Topley-Bird w duecie jak i osobno też baaardzo warto
Z VOX-a hiresy
…sobie gramy (via Auralic, robiący za streamera, podpiętego do wejść NADa)
O właśnie
Gęsto
Sprzęt redakcyjny (recenzje w linkach):
• Software: front-end ROON (tutaj, tutaj i tu) oraz AudioGate (opis w tym miejscu) @ OSX 10.12/Win10
• Zestaw #1 salon: NAD C315BEE oraz C515BEE (nasz test)
• Zestaw #2 gabinet: NAD D3020 (amp do szybkiego testowania bezprzewodowego dźwięku via DLNA/AirPlay oraz Bluetooth – nasz test)
• Zestaw #3 salon: przedwzmacniacz NAD 1020 (gramofonowy pre), NAD T743 (jako końcówka mocy)
• Kolumny Pylon Sapphire 23 (test), kolumny Pylon Topaz 20 (nasz test), kolumny Pylon Topaz Monitor (test); aktywne monitory ESIO nEar05 Classic II
• Głośniki bezprzewodowe / multistrefowe / soundbary: Bowers&Wilkins Zeppelin Air (nasz test) oraz Sonos Play:1 & bridge (test)
• DAC: Korg DS-DAC-100 (nasz test), Arcam rDAC (nasz test), Beresford TC-7520 (nasz test), AudioQuest DragonFly (nasz test), M2Tech hiFace DAC (nasz test), thunderboltowy interferjs audio TAC-2 ZOOM & Elgato hub/dock (nasz test), Audio-gd NFB-2 (@Wolfsonach)
• Główne źródła cyfrowe: iMac (Roon core), Squeezebox Touch (nasz test), MacBook Air (Roon Bridge, Vox Player, Tidal/Spotify), MiniX FookoPC (Roon Bridge / foobar / Audiogate miniPC pod audio patrz test)
• Konwerter SPDIF-USB: M2Tech hiFace Two (nasz test)
• Uzupełniające źródła cyfrowe: PlayStation 3 (dla SACD & BD Audio), handheldy Apple, Toshiba E-1 (HD-DVD koncerty), zestaw bezprzewodowy AirDAC firmy NuForce (test), Apple TV z AirPlay via SPDIF, 2x AirPort Express 2012 z AirPlay via SPDIF, adapter BT z obsługą aptX Saturn, 2xChromecast Audio (nasz test), Sonos multiroom, tablet PC (Win10) Asus Vivo Tab Smart (foobar + ASIO via USB) oraz odtwarzacz CDA Onkyo C-705TX
• Gramofon NAD 5120 (odbudowany i zmodyfikowany)
• Bufor lampowy DIY (CDA Onkyo)
• Wzmacniacze słuchawkowe: Musical Fidelity M1HPA (nasz test), MiniWatt N3 z lampami: 12u7x Brimar BVA CV4035 (NOS) & EL84 TELAM (NOS) (router głośnikowy BTech wyposażony w wyj. słuchawkowe 6.3 w torze)
• Słuchawki: AKG K701 (nasz test), Sennheiser HD650, HiFiMan HE-400 (nasz test), Sennheiser Momentum (nasz test) oraz Audeze LCD-3 (nasz test), Sennheiser Momentum Wireless Over-Ear (nasz test), Momentum In-Ear (nasz test)
• Sterowanie/źródła mobilne: iPod Touch, iPhone, iPad
• Okablowanie: Supra DAC, Dual, USB oraz Trico (analog, cyfra), Procab (analog – głośnikowe), Prolink (cyfra), Belkin (cyfra -> USB), Audioquest Evergreen (analog), Melodika (cyfra, interkonekt oraz głośnikowe – system), HiFiMAN HE-Adapter (XLR), okablowanie ProCaba (XLR, TRS)
• Routery audio: Beresford TC-7220 (nasz test), przełącznik źródeł ProJect Switch Box (nasz test), przełącznik źródeł BT-31
• Zasilanie: Tomanek ULPS dla rDAC & SB Touch (nasz test), listwa APC (SA PF-8), listwa Tomanek TAP6 (test), listwa TAP8 z DC blockerem (test) oraz TAP4 (test), kable Supra LoRad
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.